Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2008, 12:09   #21
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
-P-p-p-pu-ułkowniku..sierszancie...miałeś opowiedzieć w-w-własną historię. Czas-s zaufać mnie..

Trela podniósł wzrok znad konserwy. Przez chwile był on bardziej lodowaty niż, cały ogrom świata na zewnątrz. Spojrzał głęboko w oczy Krajewskiemu i zimnym głosem wycedził.

- Wiesz, co mówi się wśród oficerów, gdy jeden z nich straci podwładnego? Że swoim rozkazem uratował 10 następnych. Wiesz ilu ja uratowałem? 130 na wojnie i 380 po. Tylko tych 510 nigdy nie widziałem na oczy.
Nigdy, żaden z nich nie podszedł do mnie i nie powiedział: Dziękujemy Poruczniku, uratował nam Pan życie. Nie, nigdy tego nie słyszałem, za to doskonale krzyki i jęki, tych umierających.

Nie widziałem nigdy wdzięczności na twarzach uratowanych, za to patrzyłem na grymas bólu, zmasakrowane twarze straconych.
Chrzanowski, Nowak, Malczewski, Trojanowski, Maj, Ząbkiewicz, Kot, Lubkiewicz... Mógłbym tak długo wymieniać. Uwierz mi.


Tu zrobił krótką pauzę.
- Chyba przesadziłem. Pomyślał.
- Przepraszam, Krajewski nie powinieneś tego słuchać. Takie zawodzenie weterana. Sam rozumiesz.
Uśmiechnął się porozumiewawczo. Jego twarz straciła surowy wyraz.

- No a jeśli chodzi o Wrocław, to na samym początku wojny stacjonowałem tam z moim oddziałem. Gdy dostaliśmy sygnał o bombach, ja i moich 38 ludzi zeszło do schronów.
Trela opowiadał monotonnym głosem, tak jakby zdawał raport przed wyższym szarżą.
- Po pół roku zaczęło kończyć się nam jedzenie. Wcześniej wysiadły czujniki radiacji i kamery na zewnątrz schronu, więc zupełnie nie wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja. Mimo tego podjąłem decyzje o opuszczeniu bunkru i przeszukaniu terenu w celu odnalezienia jakichkolwiek ocalałych oraz żywności. Gdy wyszliśmy... Trela zawahał się. - Zobaczyliśmy tylko śnieg. Atomowa zima. Nic co znaliśmy nie istniało. Zresztą pewnie przeżyłeś kiedyś to samo.
Krajewski spojrzał na Michała ze zrozumieniem i ciekawością.
- Lubię tego chłopaka. Po raz kolejny ta sama myśl przeszła mu przez głowę.
- Gdy już wyszliśmy, po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań, podjąłem koleją decyzje. Wydałem rozkaz rozdzielenia się na dwie mniejsze grupy, w celu przeszukania większej połaci terenu. Mieliśmy się spotkać za 3 godziny pod pomnikiem Juliusza Słowackiego. Ostał się jakoś z gruzów naokoło.
Podczas przeszukiwania peweksu odłączyłem się trochę od mojej grupy. Wtedy rozpętała się burza śnieżna. Mówię Ci, Krajewski nigdy do tej pory nie widziałem czegoś tak silnego. Skuliłem się w jakimś kącie i przeczekałem kilka godzin, aż ucichła.
Gdy wyszedłem, nie było nikogo. Pod pomnikiem też nie, a schron był zasypany. Po kilku dniach, przymierając głodem odszedłem z Wrocławia, uznając, że moi ludzie nie żyją.

Porucznik spuścił głowę.
- Teraz wracam. Muszę się upewnić, że nikt nie przeżył. Zresztą dosyć gadania, Krajewski.
Mówiąc to wyciągnął z plecaka białe płótno spadochronowe.
- Pomóż mi. Zawsze robię z tego sam kamuflaż na podróże, ale z twoją pomocą pójdzie mi szybciej.
Gdy Krajewski wstał by mu pomóc, uśmiechnął się do niego.
- Naprawdę lubię tego Chłopaka.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 28-09-2008 o 13:00.
Lost jest offline  
Stary 28-09-2008, 13:57   #22
 
Maciass0's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłość
Po pierwszym morderstwie popełnionym przez Wojciecha Kruppę, ów człowiek miał poczucie zmiany w swoim życiu. Z mądrego, wierzącego i pracującego na 120% górnika zmienił się w potwora mordującego każdego agresora. Czy to instynkt obronny. Odruch? Tragedia jest jak reakcja łańcuchowa. Jedna stwarza nowe. To już 5 lat od zmiany świata. Nawet samotność nie potrafi wyrządzić tak wiele zła. Kopalnia stworzyła z niego pustelnika, każdy człowiek, którego spotkał był dla niego wrogiem. Gdy spotkał się pierwszy raz z grupą bandytów atakujących go z pałek, noży i kastetów uciekł. To było jego ostatnie przyjacielskie nastawienie do innych osób. Jednak teraz sytuacja była inna.

"Zygmunt, jakże ładnie, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Uratował mnie. Nie miałby po co tracić 4 bełtów, aby zabić mnie. Więc można mu zaufać." - prostolinijne, prostackie myśli wychodziły z mózgu Wojciecha. Mróz blokował już nawet proste czynności.

- Wejdźmy do środka - powiedział i tak zrobił. Wszedł za nim Zygmunt, ciężkie buty uwalane w śniegu uderzyły o deski leśniczówki. Zamknął szybko drzwi za sobą. Wojciech odruchowo się odwrócił. Zbyt długo był pod ziemią, zbyt długo. Dobrze, że światło wpadało do wnętrza chaty, nie czuł się tak źle.

Wojciech nie zajął się wystrojem mebli, lokalizacji poszczególnych miejsc. Kominek, szafki, normalność. Jednak dało się tu zauważyć bytność człowieka. Uwagę Wojciecha przykuł obraz wiszący na ścianie. Był to wizerunek ostatniego sekretarza partii. PRL, czy to kiedyś wróci? Wojciech spojrzał na swój plecak, który zostawił na ziemi przed incydentem z potworem. Tam, w środku było coś bardzo cennego.

- Możemy rozpalić ogień. Widzę kilka szczap drewna, potem mogę dorzucić od siebie, znaczy od Śląska kilka bryłek węgla. Co prawda idą na prezentację czegoś innego, ale kilka może być zużytych, tracimy ciepło ciała mówiąc. Weźmy się do roboty.

Rozpoczęli rozpalać ogień, najgorszy wróg śniegu, mrozu i lodu. Przyjaciel człowieka, pomagał mu od lat. Rozgrzewać się, chronić przed zwierzyną. Pierwotne instynkty. Proste rzeczy, a jakie ważne.

- Podróżuję ze śląska, jestem, a raczej byłem górnikiem. Straciłem rodzinę, pragnę tylko jednego, powrotu tego co było... I zemsty. - rozpoczął rozmowę, mimo wcześniejszych oświadczeń. Musiał się wyżalić. Miał towarzysza. Żal rozpływał się z jego ust i serca. Tak dawno płakał, bardzo dawno.
- Nie wiem co się stało, może mi przybliżysz swoją wiedzę na temat obecnej sytuacji kraju. A ja opowiem ci o Katowicach, Śląsku.

Podczas rozmowy, po rozpaleniu drewna Wojciech dorzucił 3 bryłki czarnego złota. Węglu, który mógł zmienić świat, tak jak to robił na śląsku w latach 60 - 70. Zmieniał region hanysów na lepsze. Budowano szkoły, hale, stadiony. Na śląsku były pieniądze.
 
Maciass0 jest offline  
Stary 28-09-2008, 15:42   #23
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Niechęć, z jaką Wojciech rzucił okiem na zamykane drzwi był zastanawiający... Najwidoczniej jego nowy znajomy nie przepadał za zamkniętymi pomieszczeniami. Powód nie był ważny, ale... W czasach, gdy w ochronie przed mrozem zamykano szczelnie wszystko miłośnik otwartych drzwi czy okien nie było osobą mile widzianą...

Pozostawiając na później rozwikłanie wszelkich wątpliwości zabrał się za rozpalanie ognia w kominku. Słowa Wojciecha oderwały go od tej czynności...

Węgiel? Po co dorzucać węgiel? Gdy jest drewna pod dostatkiem nie marnuje się węgla, zostawiając go na czarną godzinę. A poza tym - kto nosi ze sobą węgiel w plecaku...? Są ważniejsze rzeczy... Kolejna sprawa do przemyśleń. I wyjaśnienia. Później...

Podróż ze Śląska... To mogło tłumaczyć węgiel. W zasadzie nawet dawało się
tym handlować, tyle że nie w takich małych ilościach...
Powrót, do tego, co było... Tak... Każdy by tego chciał... Widzieć błękitne niebo, słońce. I śnieg tylko w zimie...
Ale zemsta?
Spojrzał z zaciekawieniem na Wojciecha.
Na kim ty chcesz się mścić, człowieku - pełna zaciekawienia myśl przemknęła przez umysł Zygmunta. I natychmiast została z niego wyparta, po kolejnym pytaniu, które padło...

- Mam ci opowiedzieć o tym, co się stało? - powtórzył z zaskoczeniem. - Nie wiesz?

Pytanie było w zasadzie bez sensu. Gdyby Wojciech wiedział, to by nie pytał... Czyżby ostatnie parę lat przesiedział pod ziemią? To nic dziwnego, ze zachowuje się nieco... dziwnie...

- Z pewnością nie ma już czegoś takiego jak "kraj". Nie ma władz - spojrzenie powędrowało ku wiszącemu na ścianie portretowi ostatniego pierwszego.

Zabawne zestawienie - przemknęło mu przez głowę.

- Trudno powiedzieć, kto i czemu coś zaczął. Parę lat temu, pięć - uściślił na wszelki wypadek - ktoś pewnie poczuł, że zaczyna przegrywać wojnę. A może komuś się nudziło... Może jakiś głupek skorzystał z rady jeszcze większego głupka... W każdym razie ktoś nacisnął jakiś guzik i zrobiło się bum. A potem ktoś inny nie pozostał dłużny.

- Jak powiedział ktoś dowcipny - z ponurą miną kontynuował Zygmunt - wielcy tego świata trzymali w zanadrzu asy. Bzdura... To nie były asy... To były same dżokery... W związku z tym nie został ani jeden zwycięzca. Sami pokonani.

- Najpierw nadeszła ciemność. Jak na kiepskich filmach SF rodem ze zgniłego Zachodu. A potem zaczął padać śnieg. I jak widzisz - do teraz pada. (*)

- Ludzie zamienili się w wilki ze złych bajek. I dziwię się, że z czymś takim - wskazał na oskard, broń Wojciecha - dotarłeś tak daleko.

Wziął kawałek drewna i dorzucił do ognia. Zgoła niepotrzebnie.

- A zemsta? Mam wrażenie, że teraz nie ma na kim się mścić...


--------------------------------
(*)
Opowieść snuta na motywach wziętych z rekrutacji
 
Kerm jest offline  
Stary 28-09-2008, 22:24   #24
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
To przypatrywanie się z ukrycia napawało go jakimś dreszczem podniety. Od kiedy pamiętał, lubił bardzo obserwować i podglądać innych. Miał bowiem wrażenie, że czerpał wiedzę od przeciwnika, którą potem wykorzysta w ewentualnej walce. Tak jakby wysysał z niego moc, łapał go w sidła i ograniczał możliwości. Nagle zrozumiał, skąd tak duże zainteresowanie Sypkowskiego jego osobą i czemu czuł się tak nieswojo. Miał facet nosa, trzeba przyznać. Ale teraz Sypkowski był najpewniej martwy. Jak duża część aktywnych SB-ków, których dopadły samosądy. Na szczęście on należał do tych żywych. I nie zamierzał ginąć.
Gdy Korneliusz usłyszał stłumiony ryk, przypominający coś pomiędzy gorylem, a rykiem człowieka, instynktownie padł na kolana i przyległ do białej brei. Goryl, goryl. Tak! To takie włochate, czarne coś. Za grzdyla oglądał program Cetwińskich, czy jak im tam było... ale skąd tu goryl? Nie, one chyba nie żyją w takim klimacie... a może jednak?
Przez chwilę walczył z myślami, gdy wreszcie go oświeciło. Niedźwiedź! Tak! Przecież pamiętał jak kiedyś z Saszą spotkali patrol towarzyszy ze wschodu, a Ci chcieli im sprzedać małe niedźwiadki, próbując wmówić że to owczarki syberyjskie. Ale Sasza miał łeb i nie dał się wrobić! A potem spuścili z łańcucha świeżo upieczoną matkę. Ha! To był bieg! Tego ryku się nie zapomina. Korneliusz wstał z klęczek, otarłszy płaszcz i kolana. Pociągnął nosem. Zauważył że mężczyzny tam nie ma, ale miał wrażenie że słyszał rozmowę dwóch ludzi. A może to ci sami towarzysze co wtedy? Fajnie byłoby spotkać starych znajomych, choć ci pewnie i tak nie pamiętaliby. Ale Korneliusz pamiętał. Miał świetną pamięć do twarzy. To kolejna zaleta szkoleń, ale też byle kogo nie brali. Chłopaki ze wsi to zawsze wiedzieli z kim rozmawiają. Bo co mieli robić? Jak ktoś przyjezdny, to warto było zapamiętać - a nuż to jakaś szycha, która przy kasie jest. No ale nie czas na sentymenty. Poza tym o tego stania w miejscu robiło się cholernie zimno. Czuł jak stopy przymarzają mu do butów, a wełniane warstwy skarpet co raz bardziej i groźniej nasączają się zimną cieczą. Wygramolił się z zaspy i chwiejnym krokiem wyszedł w stronę chatki.
- Chatka niedźwiadka, ku*wa jego mać, hehe. - rzekł do siebie pod nosem.
Był przekonany, że to jednak miejsce odpoczynku radzieckich braci. Nikt inny nie hodował niedźwiedzi. Na wszelki wypadek trzymał broń pod płaszczem odbezpieczoną, lufę miał przystawioną do szczeliny między guzikami, lecz tak by nie wystawała. Drugą ręką chwycił za butelkę bimbru. Co jak co, ale obie nacje łączyła jedna tradycja, po której szło poznać - swój, albo nie swój. Żaden świński szwab nie tknie wiejskiego bimbru, a naszym "wsio radno" jak to mówili. Byle kopa dało. Podszedł pod chatkę i siłą rzeczy ujrzał leżące w śniegu truchło, wraz ze śladami krwi. To nie przypominało niedźwiedzia, takiego jakiego on pamiętał. W dodatku śmierdziało. Widok przeraził go tak bardzo, że o mało co nie zwymiotował. Jego nadzieje prysły bardzo szybko. Nie miał nawet zamiaru dotykać tego czegoś. Miał tylko nadzieje, że to "coś" nie żyje na dobre. Zacisnął dłoń na pistolecie bardziej, w jego ducha wstąpiła niepewność, ale w tej chwili nie miał innego pomysłu. W każdym bądź wypadku, wyglądało na to, że ktoś tu zapolował na "coś", albo nie dał się upolować. Przez chwilę pomyślał, że skoro takie kreatury tutaj grasują, to znaczy że znalazł się w jakimś totalnym g*wnie. Widocznie znalazł się blisko strefy nuklearnego promieniowania. Myśl o tym, że promieniowanie przenika go, napawała go paniką. Nienawidził tego i bał się bardzo. Krążyło wiele legend jeszcze przed zimą nuklearną o tajemniczych mutantach, a on w to wierzył. Nawet był przekonany, że jednego kiedyś spotkał... jak był młody. To było tuż niedaleko elektrowni jądrowej. Miał złe przeczucia, ale wiedział że jeśli wróci w ten zagajnik, to coś tego pokroju może go zaatakować. Już nie wspominając o tym, że pewnie jego stado może zacząć szukać brakującego towarzysza. Nie miał więc wyboru, musiał schronić się, przynajmniej przez jakiś czas. Chatka i co najmniej dwóch mężczyzn. Przypuszczalnie soldaci, skoro zabili taki okaz. Musiał zachować ostrożność, czuł jak dłoń przymarza mu do kolby, a druga do butelki. Pociągnął łyka i zaryzykował. Otworzył powoli drzwi do chatki i wszedł do środka, starając się nie zwrócić za dużej uwagi. Usłyszał głosy dwóch mężczyzn - tak jak podejrzewał, jednak nie słyszał dokładnie. Gdy pojawił się wewnątrz, zapukał kilkakrotnie w drewno.
- Zdrastwuj tawarisze! Jest tu kto? - rzucił w powietrze, wymachując w powietrzu butelką z bimbrem - Ja towarzysz, zgubiony w lesie, ale mam bimber, o! - pomachał wyżej.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 29-09-2008, 23:05   #25
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Pchła & Olaf

Dziewczyna rozcierała zmarznięte dłonie, chuchając od czasu do czasu. Zimno dokuczało cholernie, wiatr nie przestawał wyć nawet na moment. Jedynie załomy zniszczonych ścian dawały znikomą osłonę przed siekącymi w twarz drobinkami lodu, a rozpalone ognisko dogorywało, zabierając ze sobą resztę ciepła i światła. Gdzieś daleko na horyzoncie, mrok nocy został naruszony, załamała się granatowo – szara powłoka ciemnych chmur, to znak, ze nadchodził dzień, a Słońce znów będzie próbowało choć na chwilę przedrzeć się przez pokłady ciężkich chmur. Ostatnio udawało się mu to coraz rzadziej, Pchła już nie pamiętała kiedy ostatni raz czuła na swojej twarzy promienie słoneczne. „Ja kurwa nie pamiętam wczorajszego dnia i to jest najgorsze cholera!!!” – warknęła do swoich myśli. „Dobra trzeba budzić Olafa, bo mu się w dupie poprzewraca od tego wylegiwania”.

Szarpnęła kilkakrotnie skraj śpiwora, ale mężczyzna spał jak zabity. Tuż obok niego leżał, zagrzebany w śniegu jego czworonożny przyjaciel. Patrzył na nią tymi swoimi wielkimi oczami, jak gdyby drwił z niej. – Co się patrzysz chodzący pasztecie? Jak jesteś taki mądry to obudź swojego pana… - zadrwiła głośno. Osiołek patrzył jeszcze przez chwilę na nią, po czym pochylił łeb w kierunku nadal smacznie śpiącego Olafa i z całą siłą swoich płuc zaryczał: - I I I I I AAAA !!!

Mężczyzna zerwał się jak opętany… a kiedy zorientował się w sytuacji stanął ogłupiały. – Mówiłem Ci cholerny niewdzięczniku, że jak jeszcze raz tak zrobisz, to Cię zastrzelę i zjem
!!!

Dziewczyna śmiała się perliście. Jakby na ironię całej sytuacji, Słońce przebiło się przez chmury na chwilę. Zadarli głowy wpatrując się w niebo jak urzeczeni… po chwili już widzieli znów tylko szare chmury. – Jak na tę porę roku to dziwne, że Słońce jeszcze się przebiło. Jeszcze kilka dni i bez ciepłego schronienia nie przeżyje się nocy… Zamieć zbliża się wielkimi krokami, jeśli chcemy dotrzeć do miasta musimy się zbierać, potem wędrówka przez kilka tygodni będzie niemożliwa. – odezwał się już śmiertelnie poważnie Olaf. – Musimy ruszać, do Wrocławia, a raczej tego co z niego zostało jest około 8, może 9 kilometrów, ale nie spodziewam się byśmy dotarli tam w dwa dni. Im bliżej miasta tym bardziej niebezpiecznie. W środku nie jest źle, ale wokół ruin czają się hieny w ludzkiej skórze, które tylko czekają na wędrowców, musimy być ostrożni.



Irmina & Marek

Nadia smacznie spała już w swoimi kąciku, przykryta stertą ciepłych koców i pledów. Temperatura spadała nieznośnie, a Karman wiedział, że wyziębienie organizmu dziewczynki to pewna śmierć dla jej schorowanego organizmu. Mała zasnęła po serii różnych gier i zabaw, wymyślanych przez doktora, tylko po to by odciągnąć jej uwagę od problemu z jakim przyszło im się borykać. Siedział owinięty szczelnie w koc, na jednym ze stopni schodków prowadzących do kryjówki. Zdążył już przygotować z grubsza, wszystkie potrzebne do drogi graty, bał się do tego przyznać, ale czuł, że bez wyprawy do zniszczonego Wrocławia się nie obędzie. Czekał niecierpliwie na Irminę, która w dalszym ciągu nie wracała. Wiedział, że ona dużo lepiej od niego, będzie wiedziała co trzeba jeszcze zrobić i jak przygotować się do wyprawy.

Głowa kiwała mu się sennie, zdenerwowanie wynikające z awarii i obawa o Irminę wyczerpały go fizycznie i psychicznie. Nagle ocknął się, słysząc ciche pukanie w klapę przykrywającą wejście. Liczył uderzenia… jeden… dwa… trzy… przerwa i znów jeden… dwa… Teraz miał już pewność - Irmina wróciła! Był tego pewien gdy tylko usłyszał pukanie, ale gdyby otwarł wcześniej to kobieta ochrzaniła by go od góry do dołu.

Chłodne powietrze wdarło się do środka za sylwetką kobiety. Szybko zamknęli właz, cicho, tak by nie zbudzić dziewczynki. Jankowska najpierw skierowała się do łóżeczka dziewczynki, dopiero po chwili przyglądania się oświetlonemu nikłym promieniem świecy obliczu córeczki, wróciła do Marka.

Ich rozmowa była smutna. Twarze pełne zatroskania i zmartwienia. Mieli problem… I to duży problem… Tak jakby mało ich było w tym cholernym zamarzniętym świecie.


Wojciech & Zygmunt & Korneliusz

Płonienie w kominku skwierczały wesoło, a kolejne potrzaskane przez ich meble ginęły w przepastnej paszczy paleniska. Kilka brył węgla wrzuconych przez Wojciecha w żar, rozgrzało się do czerwoności i podtrzymywało skutecznie ogień. Zygmunt zasłonił prowizorycznie okiennice, nie chciał by blask ogniska był widoczny z kilku kilometrów, a wiejący na zewnątrz wicher, próbował się wedrzeć każdą szczeliną. Siedzieli z Kruppą na wprost paleniska… rozmawiali… lustrowali się nawzajem ukradkiem, próbując odgadnąć myśli i zamiary towarzysza. Takie już parszywe czasy, że „człowiek człowiekowi wilkiem”, a wspominając na truchło przed budynkiem, można było powiedzieć, że nawet i „mutantem”.

Nawet teraz Retman miał blisko siebie naładowaną kuszę, leżącą dosłownie na wyciągniecie ręki. Masywny oskard Wojciecha także leżał na tyle blisko, ze górnik mógł w każdej chwili zrobić z niego śmiertelny użytek. Kruppa siedział bliżej ogniska, otulony starym, powycieranym już pledem. Trząsł się z zimna, mimo ognia i ciepłego, prowizorycznego posiłku, jego choroba znów dawała o sobie znać. Miał kilka dni spokoju, bez dreszczy i krwawego kaszlu, ale dzisiaj objawy znowu wróciły. Zakaszlał… otarł usta rękawem, ukradkiem ta by Zygmunt nie zauważył śladu krwi na ustach.

Pukanie w drewnianą framugę drzwi zerwało ich na równe nogi. Zygmunt był szybszy… zimne wyrachowanie i wycelowana w nieznajomego kusza zatrzymały go w pół kroku.

- Zdrastwuj tawarisze! Jest tu kto?Ja towarzysz, zgubiony w lesie, ale mam bimber, o! – ręka z uniesioną butelką, rzekomego bimbru zamarła na widok wycelowanej broni. Korneliusz miał okazję podziwiać jej śmiercionośność i pewność ręki ją dzierżącej. Jego dłoń ukryta pod płaszczem zdjęła palec z cyngla pistoletu.


Jacek & Michał

Pochyleni nad dogasającym ogniskiem, konsumowali konserwy. Jacek nawet już nie patrzył na datę ważności, zaraz po Wojnie miał jeszcze ten głupi zwyczaj, ale głód szybko wybił mu go z głowy. Teraz jadł wszystko, co tylko nie było zielone i nie chciało o swoich siłach uciec z puszki. Pies leżał obok niego, cierpliwie czekając, aż pan podrzuci mu trochę jedzenia. Krajewski w milczeniu wsłuchiwał się w historię towarzysza.

Trela się sobie dziwił, że opowiadał tę historię przed nieznajomym. Nikt, jeszcze wcześniej nie usłyszał z jego ust relacji tych zdarzeń. Zdarzeń, które prześladowały go każdej nocy.

Zasypali resztki ogniska śniegiem. Spakowali wszystkie swoje bety, a porucznik, przezornie pozbierał resztki strzaskanych mebli, których jeszcze nie spalili, formując z nich zgrabny bagaż. Związał szczapy sznurkiem by się nie rozsypały i rzucił pakiet w stronę Jacka. – Będziesz to niósł Krajewski, nie wiadomo, czy znajdziemy później opał.

Z resztek spadochronowego płótna wykroił dwa prostokątne kawałki materiału. Biel tkaniny była już nieco przybrudzona, ale nie różniła się odcieniem od zszarzałego śniegu. W każdym kawałku wyciął otwór na głowę i podał jedne Jackowi. – Ubierz to, wiem, że prowizorka, ale dzięki temu nikt nas nie zobaczy z daleka.

Wyruszyli po kilku kwadransach, wykorzystując moment, gdy wiatr zmniejszył intensywność. Zasłonili twarze resztkami płótna, by choć trochę osłonić się prze siekącymi twarz drobinami lodu, niesionymi przez wicher. Postanowili, że będą się poruszać wzdłuż torów, a raczej tego co z nich zostało, nie szli jednak po nich, lecz wzdłuż nasypu, starając się wykorzystywać nierówności terenu i napotykane ruiny.

Trela przystanął na chwilę, unosząc dłoń dał Jackowi znać by się zatrzymał. Od strony nasypu kolejowego, ich trasę przecinały świeże ślady dwóch ludzi. Z odcisków mogli wywnioskować, że odziani byli w solidne wojskowe buciory. Trop kierował się ku ruiną starego Państwowego Gospodarstwa Rolnego. Z długich budynków inwentarskich, z daleka Jacek oceniał, że to chlewnie, zostały tylko smętne załomy gruzu. Trop był świeży…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 30-09-2008, 23:05   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ogień... Śmiertelny wróg wszechobecnego zimna...
Zygmunt rzucił okiem na kominek. Płomień palił się jasno, dym nie zostawał w izbie, tylko leciał do góry, by uciec przez najwyraźniej nie zapchany komin. A to oznaczało, że będą mogli spokojnie, w cieple przespać noc. Napić się czegoś ciepłego. Opiec kawałki zamarzniętego na kość mięsa.
Było ciepło i przyjemnie...

Stukanie do drzwi i zgrzyt na siłę otwieranych drzwi zmącił nastrój beztroski i prowadzoną z Wojciechem wymianę poglądów. Zygmunt chwycił leżącą tuż przy nim kuszę i zanim drzwi zdążyły się otworzyć choćby na kilka centymetrów wycelował ją w powiększający się otwór.
Czasy były paskudne. Goście zdarzali się rzadko, zaś niezapowiedziany gość najczęściej okazywał się gościem niemile widzianym.

Zygmunt pobłogosławił w duchu pomysł z zablokowaniem drzwi. To uniemożliwiło intruzowi bezproblemowe wkroczenie do ich zacisznej, przynajmniej jak na obecne warunki, kwatery.

Zanim obcy do końca otworzył drzwi Zygmunt był gotów, by sprawić mu gorące powitanie. Widok wycelowanej kuszy sprawił, że to wchodzący mężczyzna stanął jak wryty. Najwyraźniej zanim wkroczył w te progi, mało dla niego gościnne, miał możliwość obejrzeć efekty dzierżonej przez Zygmunta broni. A może wystarczył sam wyraz twarzy jej właściciela...

Słowa wypowiedziane przez obcego, podobnie jak i przyniesiony przez niego 'podarek' nie zachwyciły Zygmunta.

- To jest Polska, tawariszcz - powiedział zimno - a nie twoja Rasija.

- A teraz odłóż bardzo delikatnie tę butelkę. I trzymaj drugą rękę na widoku... Jeśli wykonasz jakiś gwałtowny ruch, jeśli choćby kichniesz, zrobię ci parę dodatkowych dziurek...

Mimo wieloletniej indoktrynacji nie przepadał za Ruskimi. Nie lubił ani tych, którzy przerabiali porządne jedzenie na bimber, ani tych, którzy pili. Poza tym miał świadomość, co może zdziałać butelka alkoholu rzucona w ogień.

- Ręce z daleka od ciała - powtórzył na wszelki wypadek instrukcję. - A na drugi raz zapamiętaj, że czeka się na grzeczne 'Proszę'!
 
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2008, 00:53   #27
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Choć przewidywał też taki rozwój sytuacji, szybkość reakcji gospodarza chatki mocno Korneliusza zaskoczyły. To nie była przypadkowa reakcja, lecz doskonale wyćwiczona. Ten prężnej budowy mężczyzna musiał być albo myśliwym, albo żołnierzem. W jednej chwili zdał sobie sprawę, że w chatce wcale nie jest bezpieczniej niż na zewnątrz. Chociaż... tu mógł jeszcze się dogadać. Nie sądził bowiem by coś pokroju tego truchła, mogło komunikować się w cywilizowanym języku. Właśnie! Jakiż on głupi, przecież nie dziwota że taka reakcja, skoro pewnie obawiają się takich stwor. Szybko jednak próbował naprawić swój błąd. Powoli uniósł wyżej dłoń z butelką, po czym odszukał wzrokiem jakiegoś miejsca, gdzie mógł położyć butelkę i jednocześnie się nie schylać Uśmiechnął się i udając rozkojarzonego nieco, odrzekł:

- Aaa! To świetnie, bo ja też Polak! - odezwał się w rodzimym języku - Bo ja myślałem, że tu same Ruskie. Jak to miło spotkać rodaków! - zdjął czapkę i lekko skinął głową w powitaniu. Druga jednak jego dłoń wciąż trzymała broń, chociaż nie na cynglu. Nie chciał wymiany ognia - Jestem Korneliusz, wędrowiec. Proszę, wybaczcie że tak bez pukania, ja... właściwie to ja uciekałem... - zawahał się nieco - ... uciekałem, gdyż coś chyba mnie goniło. A gdy zobaczyłem to "coś" martwego przed waszą chatką, to bardzo się przestraszyłem... i tak jakoś wyszło - zamilkł na chwilę, a gdy mężczyzna wciąż trzymał go na muszce, dodał - Wybaczcie, nie mogę ręką za bardzo ruszać, to chyba odmrożenie - poruszał lekko ręką pod płaszczem - Ale mam pokojowe zamiary. Nie chciałem tak z pustymi rękoma... ale pozwólcie chociaż się ogrzać - wiedział, że za dużo mówi. Ale to mogło nieco zdezorientować słuchacza, a przynajmniej zmęczyć. To zawsze cenne sekundy. Był przygotowany i tak na najgorsze. Kątem oka spojrzał na drugiego mężczyznę, który wydał mu się z wyglądu człowiekiem prostym, nieco sceptycznym i robotnym. Typowy przodownik pracy - narzędzie sukcesu systemu socjalistycznego, którego bunt był bolesny dla wszystkich. Choć dawniej rzadko inwigilował środowiska robotnicze, tak często przenikały się one w opozycji, stąd znał ewentualna determinację "roboli". Tak czy siak, wiedział że doborowe towarzystwo mu się trafiło. Soldat i robol. "Lepiej to się chyba k*rwa nie dało trafić" - zaklął w myślach Korneliusz.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 01-10-2008, 08:25   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ten kretyn chyba nie wiedział, że bełt przebija i średniowieczną zbroję, i współczesny kevlar.
A jeśli miał coś z ręką, to miał pecha...

Kusza nawet nie drgnęła.

- Ręce - powiedział Zygmunt zimno. - Raz, dwa...

Liczył bardzo szybko.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2008, 16:49   #29
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Skrzywił się lekko słysząc ton głosu gospodarza.
- Spokojnie, przecież jakbym chciał was napaść, to chyba nie pukałbym, prawda? Już sobie idę - uniósł wysoko, pokazowo wolną rękę, zaś drugą podnosił nieco wolniej. Nie chciał pojedynku, wiedział że jeśli teraz strzeli, będzie musiał strzelić co najmniej raz drugi, a może i trzeci. Huk wystrzału mógł tylko zwrócić uwagę tutejszych stwor. Pozwolił pistoletowi wpaść do wewnętrznej kieszeni płaszcza, po czym pokazał w górze wolną dłoń - No dobra, już dobra... Wychodzę. Żadnego poszanowania dla chorego - rzekł dość szybko Korneliusz, i powolnymi krokami zaczął się wycofywać w kierunku drzwi. Wbrew pozorom Korneliusz doskonale wiedział o specyfice kuszy samopowtarzalnej. Była słabsza, ale komunistyczni rodacy z Chin potrafili nią obronić swoje miasta w średniowieczu. Lecz mimo swej prowizorycznej przewagi, nie miał zamiaru ryzykować wbitego bełta. W wilgotnej chacie czekała go gangrena, zaś na zewnątrz przechłodzenie. Rana dziś, to śmierć jutro.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 14-10-2008 o 23:57. Powód: Ze względów pacyfistycznych ;)
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 01-10-2008, 17:08   #30
 
Maciass0's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłość

"Świetnie, rozpaliło się ognisko, kominek, pięknie ciepło. Ogień. Boże, dopomóż, cierpię, choruję, pragnę odpocząć, jest mi tak zimno. Cóż ci uczyniła ludzkość, że nas tak karzesz. Chodziłem do kościoła co tydzień. Pragnę tylko spokoju i zdrowia." - kaszlnął przerywając strumień myśli. Zakrył ręką twarz.

"Oby bez, oby tylko bez, proszę.. Mam dość" - bał się spojrzeć na swoją dłoń. Ale w końcu to zrobił na jego rękawiczce była krew. Jego twarz posmutniała, stał się teraz bardzo podatny na wszelkie zmiany atmosferyczne. Przeklęte promieniowanie. Dlaczego spotkało to jego, przecież jest zwykłym, prostym człowiekiem z zasadami. Nie pił zbyt wiele, nie palił, a choruje. Czy to co powiedział Zygmunt to prawda? Bardzo dużo wie. Widocznie jest jakimś dobrym zwiadowcą, czy pal licho co. Ciekawe co robił przed tym złem.

Wojciech patrzył wciąż na ogień, wpatrywał się w jego naturę. Jego dzikość, wolność, jest jak imperialistyczne stany zjednoczone. Wolne, jednak Wojciech nigdy nie wątpił w słuszność doktryn komunistycznych, przyjaciół z Rosji. Prowadzili kraj ku lepszej przyszłości. Odbudowali go po II wojnie światowej. Przecież to same dobro. Nigdy nie pomyślałby żeby coś takiego doprowadziło do katastrofy. Nie może wierzyć w opowieść Zygmunta, musi sam ruszyć ku Wrocławiowi i się przekonać. Musi...

"Ogień, tyś jest jedynym co ratuje od zimna, odmrożeń i chorób. Zamieć, ty jesteś tą która niosła zagładę, przyniosłaś zło na ciało i organizm Wojciecha. Czy ci kiedyś wybaczy?

Dlaczego ciepło jest takie przyjemne? Otula nasze dłonie, nogi, serce pobudza do działania. Jest cudowne. To właśnie ono pojawia się pod kocem, rozgrzewa nasze stawy, kości. Jest natchnieniem i przewodnikime do jutra. Bez ciepła nie ma przyszłości, jest lód i śnieg. Jeśli pochłonie ciepło to na świecie nie będzie już ludzi, ostatniego bastionu ciepła.

Węgiel, och to ty gromadzisz to wszystko co dobre. To ty rozgrzewasz i podtrzymujesz ogień ulotnego drewna. To ty jesteś moim sercem i umysłem. Kiedyś dawałaś mi pracę, od wielu tygodni dajesz mi życie. Dziękuje"


Zakaszlał, nie wiedział co się działo w domu, nie patrzył, nic nie czuł. Odchodził, jego ciepło ulatywało, to już jest koniec. Jego ciało osunęło się swobodnie i powoli na ziemię.

Zygmunt i przybysz nie wiedzieli co sie stało. Byli zajęci swoją wojną, wojną między ludźmi a .... ludźmi. Kiedyś spotkaliby się w jakimś barze, przy jednym piwie. Teraz każdy jest sobie wrogiem.
"Ja cierpie dole"

Z ust Wojciecha wypłynęła strużka krwi....

Maryja dziewice, prosi synka twego
Króla niebieskiego,
Abyć nas uchował ode wszego złego.
Amen
 
Maciass0 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172