Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2008, 08:01   #51
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Mocheński miał ochotę jeszcze kilka razy spałować biedaka, tak profilaktycznie żeby w przyszłości nie kombinował. Widząc jednak obecność i spojrzenia, z dużym trudem wstrzymał się od bicia leżącego. Zamachnął się lekko pałką za głowę i symulując drapanie, schował ja pod płaszcz. Westchnął głęboko niezadowolony. Zaczął wysłuchiwać lamentów.
- Bractwo?! - chwycił "szabrownika" za szmaty i podciągnął lekko w górę szarpiąc - Lepiej nam powiedz co to za dziwny religijny albo co gorsza opozycyjny wytwór, słaby człowieku, bo porachujemy Ci kości i spałujemy mocniej! Wiesz jak to boli? Wiesz, że wtedy umrzesz? Gadaj prędko!
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 19-11-2008, 16:35   #52
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plan zadziałał bez pudła.
Zaskoczony Szabrownik nie stawiał oporu. I widoczna w postawie Korneliusza chęć zastosowania przemocy była bez sensu...

- Nie… Nie zabijajcie mnie… oddaję przecież część zdobyczy Bractwu… proszę... - wybełkotał złapany.

"On nas bierze za speców od mokrej roboty z Bractwa" - pomyślał Zygmunt z zaskoczeniem. - "Tylko co to jest to Bractwo..."

Zaskoczenie to musiało się odbić na jego twarzy, bo Szabrownik wyczuł je natychmiast.

- ...jesteście z Lodowych Pustkowi... - powiedział zdziwiony.

W tym momencie Korneliusz zaczął szarpać Szabrownika, usiłując wydusić z niego więcej informacji.

- Przestań! - powiedział Zygmunt rozglądając się na wszystkie strony. Miał wrażenie, że zaraz zobaczy nadciągającą ścianę chmur oznaczającą najstraszniejsze z możliwych zjawisk. - Zmywamy się stąd.

Poderwał na nogi Szabrownika, po raz kolejny uświadamiając sobie, że biedak jest przerażająco chudy...

"Głód w mieście... czy ma ciągłego pecha?"

- Prowadź - powiedział. - Szybko... Nie chciałbym - kontynuował już w marszu - by Zamieć dopadła nas zanim wejdziemy do Tuneli.

Było dla wszystkich jasne, że bez przewodnika mogą krążyć po ruinach kilka godzin, a tyle czasu nie mieli.

- A po drodze opowiesz nam - kontynuował - co tu się zmieniło przez ostatnich parę lat. I może jeszcze kilka słów na temat tego całego Bractwa - co robią i po co...
- Potrafię okazać wdzięczność za informacje - dodał.

- Bractwo - mówił Szabrownik między jednym sapnięciem a drugim - to rodzaj gildii zbieraczy. Narzucają haracz każdemu, kto zajmuje się w mieście jakąkolwiek działalnością. Nie ważne, czy przeszukuje ruiny, czy robi buty, czy poluje. Chronią tych, co im się opłacają. I walczą z Enklawą.

"Bractwo? Coś jak amerykańska mafia?" - przemknęło przez głowę Zygmuntowi.

Zamieć i Bractwo.... teraz jeszcze doszła tajemnicza Enklawa... A to nie były jedyne problemy, jakie trapiły Zygmunta. Zachowania Korneliusza również go niepokoiły.

"Gdzie się nauczył takiego postępowania z ludźmi?" - przemknęło mu przez głowę.

Wyglądało, jakby bicie sprawiało Korneliuszowi przyjemność, a jego pałka była wprost stworzona do czegoś takiego.

"Kogośmy sobie ściągnęli na kark?" - zastanawiał się, wspominając styl przesłuchania i słowa o opozycji. - "Jakiś były 'Gumiś'? Czy coś gorszego?"
Przedstawiciele Grupy Uderzeniowej, następcy ZOMO, specjalizowali się w używaniu pałek. Ale nie tylko oni...

Wielu ludzi epoki śniegu uznawało hasło "żyj i daj żyć innym". Korneliusz najwyraźniej nie należał do tej grupy. Widocznie nie słyszał o tym, że przemoc rodzi przemoc, zaś chęć zemsty może przezwyciężyć strach. A nikt nie wiedział, do czego może być zdolny przerażony Szabrownik. Niekiedy w człowieku coś może pęknąć...

Odsunął na bok myśli o Korneliuszu i spojrzał na Wojciecha. Mimo wysiłków tamtego widać było, że coś jest nie w porządku. A to też było niebezpieczne...

- Szybciej! - krzyknął. Miał wrażenie, że Zamieć zaraz zacznie skrobać im marchewki...

- A ciebie - zwrócił się ponownie do Szabrownika - co napadło, żeby wychodzić tuż przed Zamiecią? I jak ci w ogóle na imię?
 
Kerm jest offline  
Stary 19-11-2008, 18:50   #53
 
Kagonesti ZW's Avatar
 
Reputacja: 1 Kagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłośćKagonesti ZW ma wspaniałą przyszłość
Nim Retman wyrwał szabrownika z łap Mocheńskiego, ten jeszcze zdążył rzucić:
- Ale czemu...? - w dodatku tonem, jakby w ogóle nie rozumiał intencji i zachowania towarzysza. W pierwszej chwili poczuł wzbierająca w nim agresję wobec Zygmunta, lecz zimowy wiatr który smagnął go złowieszczo w skroń, przywrócił mu trzeźwość myślenia. "Zamieć...". Tak naprawdę, przeżył w swym życiu wiele zamieci, ale nigdy przed nią nie uciekał. Zwykle nie znajdował się na zewnątrz kiedy przychodziła. Słuchał po wielokroć wielu opowieści napotkanych ludzi na temat tego, jak wiele ofiar potrafi zabrać za jednym razem ten objaw gniewu natury. W pamięci ma widok szlochającej kobiety, która bezradnie przebierała między wielkimi połaciami śniegu swymi skostniałymi dłońmi. A gdy wracał drogą powrotną, widział tą samą kobietę zamarzniętą na śmierć, która leżąc przy grudzie złomu trzymała kurczowo filcowy płaszcz. Korneliusz westchnął, wolną dłonią chwytając się za swój ubiór. Poprawił go i spojrzał przed siebie. Zygmunt był już w drodze z chudzielcem, tak jakby nigdy nic. Kumple, czy jak? Nadal dziwiło go to zachowanie, co jeśli ten gość to jakiś chytrus co ludzi najpierw zwodzi na litość, potem zapędza w pułapkę, a tam czekają już tylko smutni, wysocy panowie z żelaznymi prętami? Retman był naprawdę osobą dziwną i przez chwilę Korneliusz przypuszczał że zima zrobiła coś mu w głowę. Pamięta jak omal go nie zastrzelił z kuszy jak przybył z bimbrem w ręku, a dziś brata się z jakimś szmaciarzem, który związany jest z szemraną organizacją. "Bractwo, k*rwa jego mać, te ch*je nic się nie nauczyły z tej wojny. Po cholerę jasną to wszystko, skoro w obliczu zagłady i tak jest jak było. Wszystko to i tak szlag trafi". Szare myśli w umyśle Mocheńskiego komponowały się z obrazem smutnej autostrady. Ruszył szybciej, gdy usłyszał nawoływanie Retmana. Przez chwilę starał się jak mógł trzymać język za zębami, ale w końcu nie wytrzymał. Wpierw wypalił do górnika półszeptem: - Co ten kretyn robi? Wpędza nas w pułapkę jakąś. W tunele nas prowadzi, cholera jego psia mać! - aż w końcu ruszył szybciej kroku by dogonić Zygmunta i samemu wyjaśnić mu swe wątpliwości - Ej, Zygmunt brachu, wiesz co w ogóle robisz? Skąd możemy mu ufać? Co jak wpędza nas w jakąś pułapkę, gdzie będą czekać jego koledzy? Tunele to wymarzone miejsce na to. W moim życiu chodziłem po tunelach czasami... - tu urwał jednak, orientując się, że pędzi w złą stronę. Umilkł, ale spojrzał na Zygmunta, oczekując odpowiedzi.
 
__________________
"You can have power over people as long as you don't take everything away from them. But when you've robbed a man of everything, he's no longer in your power." Aleksandr I. Solzhenitsyn.

Ostatnio edytowane przez Kagonesti ZW : 19-11-2008 o 18:53.
Kagonesti ZW jest offline  
Stary 22-11-2008, 11:45   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trudno by było, żeby Zygmunt nie słyszał, co mówi Korneliusz, gdyż ten niezbyt głos ściszał. W pewnym stopniu nawet się z nim zgadzał. Ale tego typu słowa mogły podsunąć Szabrownikowi jakieś głupie myśli. Poza tym inne opcje były, jak na razie, mało optymistyczne.

Trudno było dyskutować o możliwościach zdradzenia ich przez Szabrownika w obecności tego ostatniego. W końcu jednak, by nieco uspokoić Korneliusza, a myśli Szabrownika skierować na inne tory, Zygmunt powiedział:

- Tak sobie myślę, że gdyby nasz przewodnik prowadził nas w zasadzkę, to z pewnością by mu się to nie opłaciło. Przede wszystkim ponosi ryzyko, że zginąłby jako pierwszy. - Oczy Zygmunta, ledwo widoczne spod nasuniętej na czoło futrzanej czapy stały się przerażająco zimne. - Chyba nie sądzi, że dalibyśmy się zabić bez walki, a wtedy on byłby pod ręką. Po drugie, żeby nas pokonać, trzeba by ładnych paru ludzi. Jaki wtedy łup przypadłby mu w udziale? Żaden. Najwyżej niektórzy mieliby do niego pretensje, skoro o przez niego zginęłoby kilka osób.

Zygmunt miał nadzieję, że takie rozumowanie przekona nie tylko Korneliusza, ale i Szabrownika, który wiele z tego musiał słyszeć.

- Pamiętasz tamtego niedźwiedzioczłeka? - spytał Korneliusza. - Sam wiesz, że człowieka o wiele łatwiej zabić, niż takiego mutanta.

- Z drugiej strony... Jeśli znasz inną metodę, by znaleźć wejście... - spojrzał spod przymrużonych powiek na rozmówcę. Ze słów tego ostatniego można się było paru rzeczy domyślać...
 
Kerm jest offline  
Stary 22-11-2008, 14:14   #55
 
Maciass0's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłość
Wojciech był zadowolony z obrotu sprawy, złapali Szabrownika i usłyszał że prowadzi ich do tunelu. Cóż to może być, tego nie wiedział, Korneliusz podszedł do niego. Powiedział:
Co ten kretyn robi? Wpędza nas w pułapkę jakąś. W tunele nas prowadzi, cholera jego psia mać!

Kruppa, chciał już odpowiedzieć jednak sam pytający odbiegł. Wdał się w rozmowę z Zygmuntem, widocznie rozmawiali na temat zdobyczy.

"Jesteśmy jak na łowach, jesteśmy zwierzyną, która poluje na inną. Jesteśmy częścią łańcucha pokarmowego. Jeśli ja nie zabije, ktoś inny mnie zje...
Pięć lat.. Pięć lat minęło a ja wciąż czuje, że świat można uratować. Ludzie przede mną kłócą się o Szabrownika, a ja? Czy mógłbym zabić?... "


Spojrzał na swoje ręce, ściskały bardzo mocno kilof, narzędzie górników. Rękawiczki były bardzo napięte. Kruppa ściskał trzonek jakby był w pracy. Pod ziemią, twardo, silnie.

"Już nie czuję granicy, bariery psychicznej, która blokuje mnie do czynu najgorszego. Zabije..."

To już nie było to samo co z mutantem, tamten leżał, już nie żył. A ten tutaj... Wojciech Kruppa dogonił pozostałych. Krzyknął:

- Przestańcie, ruszajmy, a ty prowadź! Musimy zdążyć przed Zamiecią. Poza tym jestem już gotów...

"Nieważne jaka to gotowość, i do czego, ale czuję, że będę pomocny w nadchodzącym czasie. Miałem złą sytuację, prawie umarłem, prawie mnie Zamieć pochłonęła, lecz jestem z powrotem, silny jak dawniej. Moje mięśnie znowu poczuły lekkość. Choroba jest jak wykres sinusoidy. Raz wysoko, raz nisko. Oby było jak najdłużej w stanie zerowym. Oby nie napadła mnie w szczytowych momentach.” – pomyślał Wojciech.

Spojrzał na Szabrownika, nie znał się na kontaktach międzyludzkim, nie jest żadnym pieprzonym Pijarowcem, żeby widział w ludziach emocje i zamiary. Co ma być, to będzie.

„Myślę, że te „Bractwo”, będzie chciało nas wcielić do swoich szeregów. Ja tylko chce znaleźć spadkobierców PRLu. Im zaufam, im oddam maszynę”.


- Żyj i daj żyć innym - powiedział do Szabrownika

Wyobrażał sobie wygląd tunelu. Z tego co pamiętał, to we Wrocławiu nie było metra, plany były założenia na terenie Silesi, ale Wrocław?
Kiedyś czytał o tunelu w Anglii, który został przekształcony na centrum szpiegostwa, czy czegoś w tym stylu. Ciekawe czy tam przeżyli ludzie całą tą zawieruchę...
 
Maciass0 jest offline  
Stary 22-11-2008, 21:08   #56
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Biały Królik. Ten z "Alicji w krainie czarów". Czytałeś kiedyś tą książkę?



Błysk warczał. Warczał z nienawiścią do kolejnego człowieka.
Wrocław.
Ludzie.
Zwierzęta.
Trela celował ze swojego karabinu, przestawionego na ciągłą serie. Lufa wodziła, po małej, znieruchomiałej sylwetce.


Zrób to.
Mały chłopczyk wpatrywał się swoimi wielkimi oczami w karabin porucznika.
Strzelaj.
Stał pomiędzy walającymi się kawałkami betonu.
Naciśnij na spust.
W ręku ściskał kawałek zniszczonej zabawki.
Rozerwij go serią na pół.
Błysk ciągle warczał u nogi Treli.
To tylko jeden nabój.
Dziecko, wystraszone otwierało usta.
Zduś jego krzyk.
Palec Treli powoli głaskał spust.
To tylko dziecko.
Muszka rozdzielała twarz na pół.
Niegroźne.
Przeraźliwy krzyk wydarł się z piersi chłopca.
Ono nie jest jeszcze człowiekiem.
- TATA!
Nie powinno umierać.
Chłopaczek rzucił się do ucieczki. Jednym skokiem był za drzwiami.
Biały królik zniknął w swojej dziurze.
Trela opuścił broń.
- Muszę odpocząć, muszę odpocząć. Wyszeptał do siebie.
Za drzwiami słychać było hałas. Krzyk dziecka, przerwany w jednej sekundzie. Dźwięk zatrzaskiwanej klapy.
Trela powoli przeszedł do następnego pomieszczenia.


Podłoga zawalona gruzem, wybite okno, przez które sączyło się zimno. I drzwi. Dawno zniszczone, z odłażącą zieloną farbą, drzwi.
Trela wciąż trzymając palec na spuście, nacisnął na klamkę. Zawiasy głośno zaskrzypiały.
Kilka kroków.
Brecha lecąca wprost w twarz.
Zasłonięcie się karabinem.
Ciężki odgłos uderzenia w metal.
Zardzewiały gwóźdź wbity w deskę, na wysokości szeroko otwartego oka.
Brudna, wychudzona twarz 50 letniego mężczyzny.
Pełna zawziętości. Nienawiści.
Człowiek.
Wrocław.
Trela wyszkolonym ruchem odepchnął od siebie atakującego. Ten wylądował na gruzie, odbił się od niego i z furią zamachnął się jeszcze raz deską.
Błysk szczekał.
Porucznik momentalnie uchylił się i zwinnym uderzeniem przewrócił szabrownika. Ten uderzył głową w futrynę drzwi. Leżąc na brzuchu próbował się jeszcze podnieść, gdy doskoczył do niego pies i zaczął szarpać zniszczone szmaty.
- Błysk! Zostaw! Zostaw! Błysk! Do nogi!
Pies niechętnie wycofał się cały czas krążąc dookoła ofiary.
Krajewski dobrze go przyuczył.
Krajewski.
Szabrownik doczołgał się do ściany i ciężko się o nią oparł.
Strużka krwi spływała mu po twarzy, wpadając w długą brodę.
- Błagam, nie zabijaj mnie. Stary wypluł z siebie słowa.
A co miał z nim zrobić?
Co miał zrobić z człowiekiem, który jeszcze kilka sekund temu chciał pozbawić go życia?
Co miał zrobić w tym pieprzonym świecie, w którym ludzie zabijali się o przegniły chleb?
Michał spojrzał zza okno. Zamieć nieuchronnie się zbliżała. Czuć już było przenikliwe zimno.
Nagle usłyszał za sobą hałas.
Instynkt momentalnie rzucił go na ziemię i odwrócił w stronę kolejnego przeciwnika.
Z dziury w betonie wyskoczył mały chłopczyk, biały Królik i z płaczem pobiegł w kierunku rannego szabrownika.
Pękające szkło znaczyło każdy jego krok.
- Tatusiu, tatusiu..
Mały wtulał się w szmaty ojca, cały czas płacząc. Ten obejmował, swoje dziecko zakrwawionymi rękami, niepewnie spoglądając, to na chłopca, to na Porucznika.
Trela, podszedł do dziury w ziemi. Obok leżała owinięta szmatami, metalowa płyta. Dziw, że mały ją udźwignął.
Spojrzał wgłąb dziury. Był to szeroki tunel, z drabiną wgłąb. W środku było ciemno.
Obrócił się w kierunku rodziny.
- Zamieć. Zaraz przyjdzie zamieć. Musimy się ukryć. Nie mam zamiaru robić wam krzywdy, choć mógłbym.
Ojciec nie odpowiadał, mały wciąż płakał.
Trela wyciągnął z plecaka konserwę i koc. Zrobił z niego coś na kształt nosidełka, które przywiązał do plecaka. Zawołał Błyska, wziął go na ręce i włożył do koca. Przez sekundę nie spuścił wzroku z rodziny.
Założył plecak, wstał i, aż jęknął pod ciężarem. Pies skomlił cicho.
Trela wziął konserwę i podał ją szabrownikowi.
- Te tunele to jakaś kryjówka, tak? Wprowadź mnie tam na czas zamieci. Idziesz pierwszy, dzieciak idzie ze mną. Bez sztuczek. Nie chce by komuś stała się krzywda. Zaufaj mi.

A cóż znaczyło zaufanie w tym świecie.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 22-11-2008 o 22:07.
Lost jest offline  
Stary 24-11-2008, 06:38   #57
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozmowa najwyraźniej podążała w nieodpowiednim kierunku.
Ich przewodnik był dla nich jedyną szansą na znalezienie schronienia, zanim nadciągająca szybkimi krokami Zamieć nie zamieni ich wszystkich w lodowe wersje żony Lota. A Zygmuntowi wcale się to nie uśmiechało...

- Nie mam najmniejszego zamiaru go zabijać - powiedział do Wojciecha. - Jeśli nie zrobisz nic głupiego, to z pewnością przeżyjesz i jeszcze na tym zyskasz - zapewnił Szabrownika. - Znam ciekawsze zajęcia, niż zabijanie każdego, z kim zetknie mnie los lub przypadek. Żyj i daj żyć innym, jak powiedział przed chwilą mój towarzysz.

Nie był pewny, na ile te słowa podziałały. W każdym razie na twarzy Szabrownika nie było już widać widniejącego wcześniej wyrazu przerażenia i przekonania o rychłej śmierci.


Wreszcie weszli na teren nieco bardziej zabudowany. Jeśli tak można nazwać wznoszące się ku niebu resztki murów.
Zygmunt wyciągnął z plecaka licznik Geigera. Złowróżbnego cykania nie było.
Przewodnik prowadził ich zasypaną gruzami ulicą.

- Tam - powiedział nagle, wskazując na wpół zasypaną bramę, którą Zygmunt ominąłby z daleka sądząc, że stare cegły runą mu na głowę ledwo baczniej im się przyjrzy.

- Jest bezpieczna - stwierdził Szabrownik, zanurzając się w czeluści bramy. - Tylko niczego nie dotykajcie.
W ostrzeżenie dużo łatwiej było uwierzyć, niż w poprzednie zapewnienie

Wyszli na otoczone resztkami wysokich kamienic podwórko. Między stosami gruzów prowadziła wąska ścieżka.

- Jeszcze tylko kawałek - zapewnił ich przewodnik - ale tam trzeba uważać.

I trzeba było. Nad głęboką rozpadliną sięgającą z 5 metrów w głąb ziemi przerzucono betonową płytę na tyle wąską, że nie przejechałby po niej dziecięcy wózek. W dodatku nieco oblodzoną. Szabrownik przeszedł po niej szybko i przez dziurę, która kiedyś była drzwiami, a obecnie nie miała nawet futryny wszedł w mroczny korytarz. Zygmunt znalazł się tam tuż za nim. Pod butami zachrzęściło szkło.

Wejście do piwnicy ukryte było za wysoką stertą gruzu, a drzwi wyglądały na bardzo solidne.
Otworzyły się z przeciągłym piskiem, ukazując cztery schodki prowadzące w dół, krótki podest i kolejne drzwi.
Te otworzyły się niemal bezszelestnie. Za nimi były znów schody, tym razem prowadzące w ciemność.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-11-2008, 23:38   #58
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Sama jesteś wątrobianka... - mruknął pod nosem Olaf, a potem uśmiechnął się szeroko do surowej kobiety. - Z chęcią się przyłączymy. Prawda Pchła?
Dziewczyna pokiwała głową i już otworzyła usta, by rzucić typowy dla siebie greps, po którym być może kobieta zmieniłaby zdanie i jednak wywaliła w nich serię, lecz Olaf czym prędzej zasłonił usta Pchły dłonią:
- Ona jest zachwycona i nie będzie sprawiać problemu!
Kobieta wywróciła oczyma i tylko machnęła na nich ręką:
- Przestań chrzanić i rusz dupę, bo zostawimy was tutaj.

Starali się dotrzymać im tempa ale osioł znacznie ich spowalniał. Trzymali się więc kilka metrów za trójką obcych bacznie im się przyglądając. Nawet Pchła zrobiła się jakoś mniej gadatliwa a bardziej czujna, a ręką macała co chwilę pistolet w kieszeni kurtki.
Za nimi na linii horyzontu szalała śnieżna zawierucha. Zbliżała się zamieć. Deptała im niemal po piętach jak drapieżnik podążający tropem swojej ofiary. Drapieżnik, który nikogo nie oszczędzał.

- Słuchaj Olaf, nie ufam tym nowym - zagadnęła dziewczyna. - Szczególnie panience źle z oczu patrzy. Wściekła zdzira – ściszyła głos, choć z tej odległości nie mogli jej usłyszeć - A jak nas zarżną na śnie? Po co nam towarzystwo? I jeszcze to cholerne bractwo. Kto wie co to za zwyrodniała banda lachociągów. Haracz zbierają, skurwiele bez serca. Może my będziemy częścią haraczu, nie sądzisz? Niewolnicy są pewnie w cenie... Ja ci mówię, pryskajmy przy pierwszej sposobności. Albo sprzedadzą nam tej mafii i będziemy do końca dni świadczyć nieodpłatnie usługi seksualne – parsknęła wrednym śmiechem i klepnęła Olafa po ramieniu – Tobie by się to pewnie i spodobało, ale mnie już niekoniecznie.

Olaf zmierzył Pchłę karcącym spojrzeniem :
- Popieprzyło cię do szczętu, co? Jakby chcieli to już by nas związali i prowadzili jak barany na rzeź. Albo rozwalili na miejscu. Zresztą jaka noc? Przed nocą musimy dotrzeć do Wrocławia, bo inaczej zamarzniemy. Może oni faktycznie są lewi, ale żadnego wyjścia nie mamy. A co do usług seksualnych, to nie ja mam cycki i krągły tyłek, nie sądzę, by chcieli mnie ryćkać. Prędzej mnie zjedzą. A jak już się nażrą i napiją to wyryćkają ciebie. - Pozornie zatroskany spojrzał na dziewczynę a następnie poklepał pocieszająco po ramieniu. - Dobra Pchła, leziemy dalej. Aha, mam prośbę, mogłabyś stanąć po drugiej stronie Kłapousia? Wiatr mu piździ prosto w uszy od tamtej strony. Biedak nie lubi tego.

- Kpisz sobie ze mnie mój drogi? - niemal wrzasnęła kipiąc gniewem - Proszę powiedz, że to twoje kurewsko urocze poczucie humoru bo mnie szlag trafi! Ja mam tej paskudzie za parawan robić? On wielki jest, i futerko mu jebana matka natura dała za friko, to i niech on takie chuchro jak mnie przed wiatrem osłania. A co do ryćkania, to zastanawiam się czasem czy nie jesteś krypto zoofilem i nie darzysz Kłapoucha pieprzoną miłością. A do ruin załóżmy, że dojdziemy przed zmierzchem. Co wtedy? Śpimy jak niemowlaki i ufamy, że jednak nie mają złych zamiarów? Żebyśmy się kurwa Olaf nie obudzili z kutasami w ustach. A że nas nie związali to jeszcze o niczym nie świadczy. W błogiej nieświadomości chętniej maszerujemy i nie stawiamy oporu.

Olaf zatrzymał się i szarpnięciem zmusił do tego samego Kłapouchego:
- Jesteś cholernie niewdzięcznym babsztylem, wiesz?! To ja, kurwa w dupę mać, rzucam ci się na pomoc, potem śpiwór daję, karimatę użyczam, do rana pilnuję, by jakieś złe mzimu nie przylazło i cię nie zeżarło, choć pewnie by się struło i zdechło przez to w cierpieniach. Potem pozwalam ci jechać na osiołku, pozwalam wrzucić twoje bambetle na biednego czworonoga, a ty nawet na chwilę nie osłonisz go od zimnego wiatru?! Noż kurwa, jak dla mnie, to ta opcja z kutasem w ustach, twoich ustach, nie jest mi tak całkiem przykra. Może to by cię czegoś nauczyło! Ale pewnie niczego nam nie zrobią. Doleziemy do tych jebanych ruin i wtedy się grzecznie i miło pożegnamy. No może poza tobą, bo pewnie znów coś chlapniesz, a ja będę musiał to odkręcać!
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-11-2008 o 23:41.
liliel jest offline  
Stary 30-11-2008, 23:40   #59
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Olaf

- Ja chlapnę? - oburzyła się na to Pchła - Ja jestem uosobieniem kurwa łagodności i ta dziwka z karabinem jeszcze nie ma pojęcia, jaki ja mogę mieć jęzor niewyparzony. Ale się na tobie zawiodłam przyjacielu. Życzysz mi żebym ciągnęła obcym druta? Ja jestem miła dla ciebie, układna, pozwalam ci nawet osła z nami ciągnąć, a ty chcesz, żeby mnie kutas w ustach czegoś nauczył? Jeśli kiedyś przez przypadek w tych ustach znajdzie się twój kurewski interes to zacznij się już o niego martwić, bo niestety popromienne choróbska na zgryz mi nijak nie wpłynęły i zęby mam mocniejsze niż ta twoja chodząca konserwa. A tak z innej beczki... Jak do ruin dotrzemy to mogę z tobą spać? Nie lubię żebrać o miejsce w twoim śpiworze ale jakimś cudownym, jebana mać, trafem własnego nie mam – uśmiechnęła się promiennie i zamrugała kilka razy z rzędu – I ogrzeję cię trochę, kołysankę zaśpiewam. Sama słodycz.

Olaf wydał jakiś nieartykułowany okrzyk, coś pomiędzy jękiem rozpaczy a rykiem pełnym frustracji, a potem znów ruszył przed siebie, ciągnąc osła, który o dziwo nawet za bardzo się nie opierał. Pchła szła obok mężczyzny i czekała na odpowiedź. Widać za długo, bo znów się roztrajkotała:

- To jak z tym spaniem? Nie wiem, czy wiesz, ale noce zimne są. Zima przyszła. Sam rozumiesz. - Rzucała kose spojrzenia na Olafa. Ten tylko wzruszył ramionami:
- Kurwa! Zima przyszła wiele lat temu! Krótko po tym, jak rakiety spadły, więc co ty mi pier... - westchnął. - Dobra, masz miejsce w śpiworze, ale pod jednym warunkiem.
Pchła uśmiechnęła się radośnie i z wyczekiwaniem:
- Taaak?
- Ciamkać możesz, ale żadnego gryzienia. - I dał dziewczynie przyjacielskiego kuksańca w bok.
- Głupi jesteś Olaf – zaśmiała się opętańczo. – Chyba za długo z osłem sam na sam przebywałeś i cofnąłeś się do jego poziomu umysłowego. A ciamknąć to mnie możesz co najwyżej w dupę. Chcesz, żeby ci ktoś obciągnął, ważniaku? Zagadnij cizię z karabinem, może się zgodzi. Ja jestem romantyczna, kumasz buraku? Jak chcesz mnie do łóżka zawlec to najpierw coś ugotuj, świeczki zapal, kurewskiego Shakespeare'a w oryginale zarecytuj.
- Tu bi or not tu bi, w dupę jeża! Wystarczy? Romantyczna jak każdy ruski. W jednej ręce kałasz, w drugiej flaszka samogonu i pierdoli o wiecznej miłości, kiedy świat się pali i wali! Wolę już osła, on przynajmniej śmierdzi szczerze, a nie udaje pachnącego kwiatka, który kurwa jakimś cudem wyrósł na kupie kompostu... Wiesz przynajmniej, co to kompost, dzieciaku? A co do świeczek. Jak cię w dupę zaprawię kopem, to ci świeczki w oczach staną!

Kobieta z karabinem odwróciła się nagle, niby przypadkiem celując z giwery w Pchłę i Olafa:

- Na Boga! Zamknijcie się wreszcie, bo mnie jasna kurwa z niebios trafi!!
Olaf i Pchła pochylili głowy i zamilkli. Na chwilę:
- Nie może być złą kobietą. W jednym zdaniu Boga i niebo wspomniała. - wyszeptał Olaf. Pchła leciutko pokręciła głową:
- Taaaa, w tym samym zdaniu też kurwą rzuciła.

* * *

Na przekomarzaniach i rzucaniu mięsem zeszło im do zmierzchu. Trójka obcych łypała na nich od czasu do czasu zaniepokojonym wzrokiem, bo i faktycznie można się było dziwić dlaczego im tak humory dopisują. W końcu świat przedstawiał sobą wyjątkowo upierdliwy obraz, było wiecznie zimno a i zamieć mogła niebawem zdmuchnąć ich jak pyłki, grzebiąc na zawsze w śniegowych zaspach. Ale Olaf i Pchła zdawali się być nieprzejęci swoją niezbyt optymistyczną sytuacją.

Po zmierzchu dotarli do pierwszych ruin na obrzeżach miasta. Betonowe budynki ciągnęły się na horyzoncie długim pasmem tworząc gęstą sieć zabudowań.

- Hehe – zaśmiała się dziewczyna – Alle-kurwa-luja. Może ta noc nie będzie jednak taka zła. Cztery ściany i śpiwór wypchany cieplutkim facetem. Perspektywa jak dla mnie nie najgorsza...

Olaf tylko pokiwał głową. I jemu ta perspektywa całkiem się podobała, choć z zupełnie innych względów niż Pchle, ale wpierw należało się zatroszczyć o bezpieczeństwo. Podszedł do kobiety i zagaił:

- Wielkie dzięki za ochronę, ale na nas już czas. Tu już będziemy bezpieczni. Jak to się dawniej mówiło. Bajo, szerokości!
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172