Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2016, 23:51   #111
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na tą jedną chwilę serce dziewczyny zamarło. Moment, w którym Vash zauważył Micala zdawał się jej trwać wieczność. Zimny dreszcz przeszedł jej przez plecy.
"O nie, żeby tylko nie było jak ostatnim razem..." jęknęła, gdy stojąc pomiędzy nimi, ona, Lana Derei, kobieta która zinfiltrowała Krayta, pyskowała Żelaznemu Tonemu, nagle poczuła się mała i nic nieznacząca.
Niepewna jak zareagować spojrzała za siebie szukając podpowiedzi u Micala. Ale ten wyglądał na nie wiele mniej zaskoczonego niż van Halen. Dlatego też, gdy jej towarzysz kazał jej porozmawiać z załogą samemu udając się na pokład za Vashem to Derei wahała się czy na pewno to dobry pomysł by zostawiać ich samych. Ale z drugiej strony co ona mogła? I o co chodziło z Vashem?! Jego zachowanie zmieniło się tak bardzo, że dziewczyna zaczynała obawiać się kim ten mężczyzna był i czy nie grozi to problemem dla jej “śmierci”.
Wzdrygnęła się na myśl, że mógł on być kimś podstawionym, kimś kto ma ją pilnować z ramienia Krayta…
“Nie, nie mogę popadać w paranoję, przecież sama ich znalazłam...” ta myśl pozwoliła jej zapanować nad lękiem. W każdym razie ufała Micalowi i wiedziała, że na pewno rozwiąże każdy problem.

Lana spojrzała na Aen, która ją zawołała starając się wyglądać na opanowaną. Bo w środku była chyba bardziej spięta niż, gdy Zero wspomniał jej o szpiegu u Sladka. Podeszła do kobiety kątem oka łowiąc zawiedzione spojrzenie mężczyzny, którego bajerowała Kolzaar.
Patrząc na panią pilot Derei zastanawiała się czy wszyscy na pokładzie tego statku zgrywali się tak jak Vash, czy może to tylko mężczyzna miał w tym jakiś cel... Starając się rozmawiać z Aen na pierwszy luźny temat jaki wpadł jej do głowy starała się powstrzymać siebie przed użyciem mocy na kobiecie. Wtedy mogłaby sprawdzić swoje obawy... Wtem przypomniało jej się, jak Vash upraszał ją by nic nie mówić przy jego załodze, że na Nal Hutta dobrze wykonał swoje zadanie jako jej towarzysz.
Nieco uspokojona tą myślą Lana próbowała skupić się na rozmowie z Kolzaar, ale choć była ona, jak zawsze, żywiołowa, to nie była w stanie odwieźć myśli Derei od tego co działo się na pokładzie Lekkoducha. Była za razem zaciekawiona i zmartwiona tą sytuacją.

***

Nareszcie dostrzegła, że jeden z mężczyzn wychylił się ze statku. Był to van Halen i znów szczerzył się niczym półgłówek…
Lana niechętnie skierowała się do niego. Pewna obawa, że mógł coś zrobić Micalowi wciąż siedziała w jej głowie. Oczywiście to było przecież niemożliwe…
Westchnęła więc z ulgą widząc, że nic mu nie jest, a do tego żaden nie nosi na sobie śladów walki czy jakichkolwiek nieporozumień. Derei zbliżyła się do nich i zatrzymała się przystając obok Micala. Spojrzała wtedy wyczekująco po nich, jakby oczekując odpowiedzi na pytanie co tu tak właściwie się wydarzyło.
- Ustaliliśmy, że to będzie najlepszym rozwiązaniem - kontynuował swoją wcześniejszą wypowiedź Mical.
- Mechanik nie powinna być problemem - stwierdziła w końcu Lana z pewnością w głosie. - Z Em będzie gorzej... Ale coś ze swojej floty na pewno udostępni - skinęła im głową wciąż uważnie przyglądając się to jednemu to drugiemu mężczyźnie. - Czy wy się znacie? - zapytała nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.
Obaj spojrzeli po sobie, a Vash odpowiedział:
- To są sprawy między dorosłymi - zrobił pseudopoważną minę, nadal będąc w swojej “wesołej” formie.
Derei aż się zapowietrzyła w oburzeniu na słowa van Halena. Może i była młoda i niedoświadczona, ale sugerowanie, że jest dzieckiem było już przesadą. Lana skierowała gniewne spojrzenie na Micala.
Ten westchnął.
- Troszkę Vash nieadekwatnego porównania użył - spojrzał na wymienionego z ukosa - ale faktycznie to nie ma teraz znaczenia. Potrzebujemy pomocy tej mechanik przy zaprogramowaniu statku na samodzielny lot.
W spojrzeniu Derei było coś co kazało uważać, że z pewnością jeszcze wrócą do tego tematu.
- Lyn jest tam gdzie zawsze? - zapytała Vasha. Można było zauważyć zmianę w jej zachowaniu względem niego. Wyraźnie zdystansowała się.
- Robi symulacje hipernapędu w maszynowni - odparł van Halen.
Bez dalszej dyskusji Lana ruszyła przez korytarz do wspomnianego miejsca. Zastanawiała się co powiedzieć mechanik gdy już stanie z nią twarzą w twarz. Korciło ją, żeby wszystko zrzucić na właściciela Lekkoducha, ale to było czystym proszeniem się o problemy. Gdy już ochłonęła zaczęła doceniać przysługę jaką robił im właśnie van Halen.
Stając przed drzwiami do maszynowni dziewczyna westchnęła ciężko. Zdecydowanie za dużo miała wrażeń w ostatnim czasie. Tym bardziej ucieszyła się, że kończy tą robotę. Zdecydowanie gdzieś po drodze zgubiła się w tym wszystkim. Spokój w Akademii przyda jej się…

***

Drzwi rozsunęły się i oczom Derei ukazał się nie kto inny jak droid mechanik.
- Moja pani nie życzy sobie by jej przeszkadzać podczas pracy - oznajmił wyzbyty wszelkich emocji syntetyczny głos Żyrandola.
Tłumaczenie swoich powodów przeszkadzania Lyn temu droidowi nie było czymś na co Derei miała nerwy. Wkroczyła do środka odpychając go na bok.
- Lyn, muszę z tobą porozmawiać. To pilne - powiedziała przechodząc przez pomieszczenie. Na jego końcu dostrzegła pochyloną sylwetkę niebieskowłosej kobiety. Jej mechaniczne ramiona były wyraźnie widoczne z uwagi, że Lyn miała na sobie koszulkę na ramiączka.
- Do cholery Jonny! - zezłościła się mechanik niezadowolona, że ktoś ją tak widzi. Zaraz sięgnęła po bluzę i założyła ją na siebie. Wyprostowała się poprawiając rękawy i po skrzyżowaniu ramion przed sobą spojrzała na blondynkę.
- W czym mogę pomóc? - zapytała oschle Lyn patrząc na dziewczynę z góry z uwagi na bycie wyższą od tamtej.

Lana z poważną miną wywołaną na twarzy stanęła naprzeciw niej, a za jej plecami zaraz pojawił się czarny lewitujący droid, którego opuszczone ramiona wyglądały jakby czuł, że zawiódł swoją stwórczynię. Nie odezwał się nawet piknięciem.
- Przykro mi, że was w to wmieszałam, ale konieczne stało się rozbicie tego statku jeśli wszyscy mamy wyjść z tego z życiem - Derei od razu przeszła do konkretów. - Niestety moi przeciwnicy chcą widzieć mnie martwą i nie cofną się przed niczym. Korelię opuścimy innym statkiem, a na Coruscant rozliczę się z wami za współpracę przekazując wam statek o zbliżonej wartości - Lana mówiła szybka, ale wyraźnie. Wszystko po to by nie pozwolić mechanik wejść jej w słowo.
Lyn nie odpowiedziała jej od razu. Długo w milczeniu zastanawiała się nad sytuacją w jakiej postawiła ją jeszcze niedawna pracodawczyni.
- Czy to jedyne rozwiązanie? - zapytała w końcu.
Derei skinęła głową.
- Niestety. Potrzebujemy, żeby wyglądało to jak sabotaż. Jakby ktoś coś tu namieszał przez co statek wybuchnie wchodząc w nadświetlną - jej słowa były proste, bo nie zamierzała udawać, że zna się na technicznej stronie tego rozwiązania. - Jesteś w stanie to zrobić?
Lyn zagryzła wargę i nerwowo postukała palcami o swoje ramię.
- Mogę zaprogramować statek tak, że wystartuje sam. Mogę też sprawić, że silniki przekroczą wartości krytyczne i zaraz po osiągnięciu orbity Korelii statek zostanie rozerwany na strzępy - stwierdziła mechanik ponurym głosem. Zdenerwowane spojrzenie wbiła w Lanę - Ale zrobię to jeśli spełnisz moje warunki.
Derei nie wyglądała na zaskoczoną tymi rządaniami.
- Jak już mówiłam, dostaniecie statek na Coruscant - wspomniała.
- I nowe personalia, bez tego ci, którzy ciebie nie lubią to w pierwszej kolejności dobiorą się nam do dupy.
Lana pokiwała głową.
- Myślę, że da się to załatwić.
- MASZ to załatwić - warknęła na nią ze złością Lyn. - A teraz wyjdź - dodała ostro.
Jonny usłużnie ustąpił drogi Lanie. Przy okazji odrobinę oddalił się od swojej właścicielki. Co najmniej na dwukrotność zasięgu jej rąk.

***

Ledwo Derei wyszła z ładowni natknęła się na Aenanyę.
- Co masz nam załatwić? Czym tak wkurzyłaś Lyn? - zagaiła. Musiała usłyszeć końcówkę ich rozmowy.
- Lecimy na Coruscant - odparła jej trochę przybita rozmową z mechanik. Lana podejrzewała czemu Lyn tak, a nie inaczej zareagowała. Musiała tylko jeszcze przestrzec Micala by nie ujawniał ich przynależności do Jedi przy tej kobiecie. Ciężko byłoby przewidzieć jej zachowanie po uzyskaniu tej wiadomości. - Ale najpierw przesiadamy się na inny statek. Ten jest spalony.
Kolzaar potrząsnęła burzą swoich ognistych loków.
- Jak to spalony? Niby czemu? - jeszcze była spokojna i przekonana, że Lana po prostu czegoś zbyt pochopnie się przestraszyła.
- Wszystko już ustalone z Lyn i z Vashem - stwierdziła Derei i ruszyła przed siebie. - Na Coruscant będzie czekał na was nowy statek. I nowe życie dla każdego z was - dodała w pełnej powadze. - Weźcie ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
- Ale moment! Naprawdę?! Co się stanie z Lekkoduchem?! Tak nie można! Ten statek był od moich rodziców i w ogóle!
- To tylko statek - mruknęła Lana nie odwracając się do Aen. - Lepiej jak je się zmienia, niż jak one zmieniają właścicieli.
- Al… - chciała jeszcze z automatu zaprzeczyć, ale dotarło do niej co zasugerowała Derei. Spuściła wzrok i posmutniała. Była bardzo związana z tym frachtowcem. - Idę zebrać swoje rzeczy…

***

- Załatwione, załoga szykuje się do opuszczenia Lekkoducha - powiedziała, gdy wróciła do Micala i van Halena.
- Świetnie - skwitował Jedi. - Jak tylko nastanie wieczór rozpoczynamy akcję. Zostawiam wam namiary na moje lądowisko. Niech każde z was przybędzie tam osobno - podał datapad Lanie.
Derei odruchowo spojrzała na datapad biorąc go do ręki.
- Lyn chce zapewnienia, że zapewnimy im nowe dane personalne - wspomniała swojemu towarzyszowi. - Myślę, że załatwimy to przez Mirę. Co o tym sądzisz?
- Dobry pomysł. Poruszę od razu tą sprawę jak tylko będę mógł.
- No to cóż… Pozostaje już tylko posłać Lanę Derei do piachu - stwierdziła z nie małym zawodem blondwłosa. - Ciekawe czy Sladek będzie tęsknił - po tych słowach uśmiechnęła się wyobrażając sobie jak wszystko spada na głowę Żelaznego. Tak, ta wizja była zabawna.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 07-05-2016, 15:01   #112
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Kaylara puściła mimo uszu jego głupie komentarze. Te typ chyba tak miał, ale koniec końców mówił coś z sensem. Teraz też tak było, do momentu aż nie palnął o czwartej flocie.
-Ty sobie kurwa jajca robisz...-Wydyszała cicho i popatrzyła się na niego. -Czy ty sobie zdajesz sprawę, że tego spotkania możemy nie przeżyć? Ty, to może jeszcze, dadzą ci pożyć.Przysunęła się się do niego, mimo że wcale nie siedziała daleko.-Nie masz gorączki? Nie bredzisz przypadkiem?- przypatrzyła mu się uważnie. Próbowała zrozumieć jego intencje, jakimi ścieżkami podążał jego umysł? Co to za pogmatwane plany próbuje spełnić?
-Czy ty wiesz o co ty mnie prosisz? Jeśli do nich napiszesz i wylądujemy w umówionym miejscu, to dobiorą nam się do dupy, mnie mogą odstrzelić w pierwszym dogodnym momencie a z tobą.... nie wiem co zrobią, w każdym razie użyją cię do swoich celów. Nie będziesz miał żadnego wyboru i wątpię żebyś ich przechytrzył. Nie zrobią tego samego błędu co kiedyś, kiedy cię wsadzili do lodówki.Westchnęła.
-Nie rób tego. Zwróćmy się do Sandro, Karell.-Dodała po chwili.-Do tej pory udowodniłeś, że mogę ci... zaufać, ale teraz prosisz o trochę za dużo. Jak niby chcesz to załatwić? Jesteś ty jeden przeciwko nim, ja nie jestem w tej rozgrywce nikim, jestem tylko pechowym żołnierzem spisanym na straty.-Skrzywiła się.-Z tą bestią, jak ich nazwałeś nie pomogę ci wygrać. Jaki masz plan? Jak zamierzasz z nimi rozmawiać? Jak ich przekonasz, stary?
Spytała z troską. Pomogła mu, chociaż mogła zabić. Trochę mu zaufała, to prawda. Nie chciała, żeby ta cała historia, w którą została wrobiona skończyła się w tak beznadziejny sposób- ich śmiercią. To, co proponował mutant było bardzo odważne, wręcz głupie. Trudno było jej się doszukać w jego propozycji jakiegoś głębszego sensu, ten plan zakrawał na totalne szaleństwo.
 
Ravage jest offline  
Stary 07-05-2016, 19:18   #113
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Spojrzał na Kaylare tak jakby właśnie odkryła rozwiązanie. Chociaż nie powiedziała ani słowa które by na to wskazywało. Ostanie informacje dotyczące tego, że nie działali z ramienia armii republiki, a w prywatnej sprawie. Zmieniło w sposób diametralny motywy zaangażowanych w pozyskaniu Karellena. Rozróżniał tu trzy wątki, z tego pierwszy szybko został ucięty, bo już na Ilum. I dalsze jego związki z całym tym zamieszaniem nie były mu do końca wiadome.
Pozostałe dwa były całkiem jasne. Dowódca Hien przyjął zlecenie w Sandro. Co swoją drogą czyniło to ciekawą sprawę, bo osobą stojąca za pośrednikiem mogła mieć nie tylko informacje o nim samym. Natomiast cwany wywiad chciał skorzystać gdzie dwóch się biło.
Monitorowanie cichego portu jakim był Sandro przez agentów nie był czymś dziwnym. Pomimo tego że jedynie ufał temu co mógł kontrolować, to musiał przyznać że ta teoria całkiem mu pasowała i na razie musiał pochwalić ich, wbrew tego że uciekły im dane. Starali się to naprawić i to w sposób wysoce cywilizowany.
Quest się spisała, nawet jeśli nie była tego świadoma to uratowała dupę prawdopodobnie nie tylko wywiadowi. Bo mutant mógł trafić nie wiadomo gdzie i nie wiadomo w jaki sposób mógł być wykorzystany. I powołując się jedynie na to, dziewczynie należało się co najmniej odznaczenie.
Wyjaśnił jej to wszytko skracając jeszcze bardzie dystans miedzy nimi, jakby chciał żeby to co mówi było wręcz namacalne.
Na koniec dodał że najprostszą metodą na zatracie niepożądanych przez nikogo śladów jest zlikwidowanie świadków i dowodów. Czym nawiązał do widmowości biura handlowego.
Po tym jak przestał mówić utrzymał jeszcze przez chwile dystans w którym ich twarze dzieliła niewielka przestrzeń. Po czym wyprostował się w fotelu pozostawiając ją samą w konfrontacji z tym co powiedział.
 
Krzat jest offline  
Stary 07-05-2016, 19:56   #114
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Przysłuchiwała mu się z uwagą patrząc ze skupieniem w oczy. W końcu przestał się z nią drażnić i rozmawiał poważnie. Ulżyło jej trochę.
Jak widać, w takich kryzysowych sytuacjach czuł się jak ryba w wodzie i wtedy przestawał błanować a zaczynał gadać z sensem. Gdy przestawał się z nią drażnić nawet dawał się lubić.
Plan teraz miał więcej sensu i dawał jakieś światełko w tunelu, chociaż widząc te czarne chmury nad swoim życiem i wrogość armii zaczynała się bać, że teraz mają wszystkich przeciwko sobie. Że cokolwiek ustalą i tak ktoś tam będzie czyhał i dyszał na ich życie.
Skrzywiła usta, by po chwili przygryźć dolną wargę w zamyśleniu. Podrapała się po nosie.
Odkaszlnęła.
-Karell, i tak sytuacja jest średnia. Zdajesz sobie sprawę nie? Ty pamiętasz, co ci mówiłam, chyba jeszcze na Ilum, prawda?-Znów na niego spojrzała. Nie umiała czytać jego twarzy. Bardzo się pilnował zawsze ze swoimi emocjami, nie pokazywał swoich prawdziwych uczuć, więc nie wiedziała jak zareaguje. Nie wiedziała, czy cokolwiek będzie po nim widać.-Mieliśmy rozkaz cię przywieźć w jakimkolwiek stanie. Wiesz co to znaczy. Nie jesteś im potrzebny żywy. Czy dalej chcesz odezwać się do Sandro czy pchamy się do paszczy lwa?-Uśmiechnęła się krzywo, jak to miała w zwyczaju.
Sama już nie wiedziała kto ma gorzej. Ona czy on? Kto miał bardziej przesrane?
Po co był im potrzebny? Chyba nie bardzo chciała wiedzieć to wszystko. A może nawet chciała, tylko świadomość, tego czego ewentualnie mogła się dowiedzieć była trochę przytłaczająca.
Westchnęła. Odgięła się, opierając się na oparciu krzesła.
-Nawet jeśli jesteś wkurwiający i działasz mi na nerwy, to powiem ci jedno...-Spojrzała na niego z ukosa, dalej się uśmiechając pod nosem w swoim łobuzerskim stylu.-.... że nie po to ratowałam ci dupę by cię zabili Karell...To byłoby nie wporządku, wiesz? Nie w porządku w stosunku do moich towarzyszy, którzy zginęli.-Dodała cierpko.
Mechaniczną dłonią przejechała po włosach.
-Dobra, skoro podjęliśmy decyzję, to nie zwlekajmy.-Nachyliła się nad kontrolkami.
Trzeba było zacząć odpisywać. Nie mogli tak wisieć na orbicie w nieskończoność.
 
Ravage jest offline  
Stary 09-05-2016, 23:46   #115
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Dxun, mandaloriański przyczułek
Odprowadzało go dwóch żołnierzy. Pilot był trzecim. Mandalorianie korzystali z lekkie transportowca orbitalnego, który nie posiadał silników hipernapędu, ale do lotów z księżyca na planetę i z powrotem był idealny. Jon zapiął się pasami i wystartowali. Pozostanie mu dostać się na jeden z regularnych transportów na Coruscant. Droga do domu tym razem będzie prosta.
Start obserwował sam Mandalor Odnowiciel. Z założonymi na piersi rękami zamyślił się nad tym, na ile nadal mógł ufać Akademii Jedi. Mical był szpiegiem i na różne sposoby zabezpieczał swoich podopiecznych. Miał z nim umowę i zerwanie jej poprzez wysłanie tutaj jednego z swoich uczniów było dosyć głupie. Chciał mieć na niego jakiegoś haka? Wygnana Jedi mogła mu przecież dostarczyć kilka.
- Myślę, że nie ten Jedi nie stanowi zagrożenia dla naszego klanu. - odezwała się stojąca za jego plecami żołnierz, która wcześniej zindetyfikowała Jona. - Choć za młodego nie miał skrupółów w odebraniu życia. Może coś jest w opowieściach o Ciemnej Stronie Mocy...
Canderous Ordo ściągnął swój hełm. Rzadko to robił, gdyż miał problemy z oddychaniem niefiltrowanym powietrzem. Jego ciało było uzależnione od mechanicznego wspomagania.
- Jedi, Ciemna Strona Mocy... to wszystko prawda - powiedział to na głos. Istniała obietnica, nad którą nieustannie pracował. Choć on sam traktował to jak rozkaz. Rozkaz od największego z żyjących Rycerzów Jedi. Od mężczyzny z którym miał okazję walczyć zarówno ramię w ramię jak i przeciwko niemu. I zawsze będzie pod wrażeniem jego bezwględności i skuteczności na polu bitwy. Teraz czuł potrzebę by sobie o tym przypomnieć. O zagrożeniu, które czaiło się gdzieś w odległych krańcach Galaktyki. O zagrożeniu któremu stawić czoła wyruszył Revan.

Korelia, Tyrene, kosmoport
Kontrola lotów potwierdziła zgodę na start i Lekkoduch wzbił się w powietrze jednocześnie się odwracając. Ta jednostka miała wspaniały stosunek mocy do masy i niesamowitą zwrotność. Właśnie tutaj, gdzie go wyprodukowano doceniano takie szczegóły. Oprócz wielu możliwości dostosowania tego modelu do własnych potrzeb, to lekkie frachtowce typu XS uchodziły za praktycznie bezawaryjne.
I właśnie dlatego tak wielkim szokiem było to, co się wydarzyło kilkadziesiąt sekund później. Lekkoduch osiągał właśnie końcowe warstwy egzofery gdy w silnikach nastąpił nagły skok mocy. Bez przełożenia jej na wydech i schłodzenia reaktora wybuch nastąpił w ciagu zaledwie dwóch sekund. Frachtowiec rozpadł się na trzy większe i kilkadziesiąt mniejszych części. Wszystkie zaczęły spadać zamieniając się w płonące kule. Nikt nie mógł tego przeżyć.

Coruscant, sektor 9, kosmoport
Gdy Brock osiadł na lądowisku serce podeszło Kaylarze do gardła. Na szybko podejrzała sektory w których powinni znajdować się potencjalni snajperzy by ich zdjąć. I bez problemu doliczyła się trzech. Nie mogła przypuszczać ilu nie zauważyła. Wtedy też spostrzegła komandosa w strefie formacji defensywnej. Po chwili wyhaczyła jeszcze kilku. Wyglądało na to na operację przejęcia VIPa w sytuacji możliwego zagrożenia. Czyli jednak ktoś był po jej stronie. Znakiem zapytania nadal była obecność snajperów. Czyżby za chwilę miała się tu zacząć jatka? Z drugiej strony mógł to być jeden pełny oddział, a dowodzący Sandro po prostu nie wiedział czego się spodziewać i chciał się ubezpieczyć na każdą ewentualność?

Akademia Jedi, lądowisko
Wysiadł z taksówki i spojrzał na ten charakterystyczny budynek, od zawsze położony w cieniu Senatu. Wrócił do domu. Potwierdził datapadem transakcje z taksówką i ruszył w stronę wejścia. Wtedy znów Jon poczuł to samo co ongiś na Kessel. Gwałtownie się odwrócił, ale nie było żadnych szans na dostrzeżenie tajemniczego obserwatora. Mógł być w którymkolwiek z okolicznych drapaczy chmur z odpowiednim sprzętem do oglądania lądowiska z dystansu.
Z drugiej strony to wszystko mogło być po prostu paranoją spowodowaną działaniem w ukryciu przez dłuższy czas. Teraz pozostało udać się do Mistrza Jedi, zdać raport i… oczekiwać na dalszy przydział. Rycerze Jedi nie dostawali urlopów.

Transportowiec planetarny linia transstrefowa 382
Przekrój pasażerów w pełni oddawał multirasowość stolicy Republiki. Jednocześnie zmieniał się tak szybko, że trudno było to ocenić. Obywatele wracali do domów, inni wprost przeciwnie, udawali się dopiero na początek swojej zmiany. Ktoś wracał z zakupów, inny podróżował do rodziny lub w interesach. Zupełnie zwyczajny dzień.
Nie dla Zhar-kana. Trudno mu było ocenić, kiedy tak długo przebywał w gronie zupełnie obcych mu osób. Jego misje prawie zawsze były, nomen omen, solowe. Teraz mógł się przyjrzeć temu jak żyją zwykli mieszkańcy ekumenopolis. Nawet przypadkowo podsłuchał rozmowę trójki z nich, którzy podobnie jak on byli w dłuższej trasie.
- Mówię ci stary, brat Haggysha zapowiedział, że się będzie sądził. O tą dotację co mu obcięli, w końcu mu się należała! Trzy lata jechał na kredytach, żeby biznes rozkręcić. I co? Gówno! Mówiłem mu, że nie wkręci sie do handlu żarciem. Tam trzeba mieć znacznie większe plecy - perrorował czarnoskóry człowiek.
- Ta - przytaknął mu quarren. - Nie ma szans wbić się tak z ulicy. Albo cię ktoś poprze, albo masz naprawdę koszmarny kapitał. Trzeba by się Huttem urodzić.
- Hmpf - parksnął trzeci z nich, szarawy Rodianin. Musiał kiedyś przejść jakaś chorobę skóry, to nie był naturalny kolor tej rasy. - Nawet Huttowi dużo szans nie daję. Może na Odległych Rubieżach sobie działają, ale tutaj w stolicy jest za dużo twardych graczy. No i jak myślicie, dlaczego ciągle trzymają się z tymi Jedajami? Strażnicy pokoju psia ich mać! Tfu! Widzieliście jakiego co by na ulicy przeganiał złodzieji? Bo ja nie. A co chwilę któregoś jeszcze niedawno widać było w Senacie przy kanclerzu. Dopóki do niedawna się nie powycinali, hehehe...
- Ale wiesz, coś w tym jest - dodał quarren. - Pamiętam jak młody jeszcze byłem, na Mon Cala z ojcem byłem na zebraniu związku, bo nie godzili się na propozycje Calamari żeby przenieść produkcje na płytsze rejony, zresztą nieważne szczegóły. Wtedy też przybył jeden z nich, w tych szerokich szatach i zamknął się na dosłownie minutę rozmowy z prezesami związku i po chwili wszyscy wyszli szczęśliwi, że należy się zgodzić na warunki Calamari bez żadnych dodatkowych wniosków. I że mamy wrócić do domów zastanowić się nad naszym życiem. Wtedy nie rozumiałem, dlaczego ojciec taki wściekły był. A to po prostu zapłacili tym zapchlonym magikom, żeby użyli swoich sztuczek na prezesach!
- Poważnie? Oni tak potrafią? A skoczyć z mostu też ci każą? - czarnoskóry mężczyzna był zszokowany tymi wieściami
- Tego to nie wiem, ale jakbyś nawet się nie zgodził, to mają jeszcze inne środki perswazji. Bardziej letalny, o takie - Rodianin machnął ręką imitując buczenie miecza świetlnego. - Nie dziwota, że teraz znów inwestują w tą ich szkółkę obok Senatu. Zresztą...
- Co, oni to jeszcze finansują z budżetu? - quarren aż się zatrząsł. - O to kurwie syny! - pogroził ręką. - Tak mnie zastanawia, kto tam naprawdę siedzi u sterów. Skoro oni tak mogą w łbach mieszać, to kurde kto wie jak tam naprawdę jest...
- Nawet boję się o tym pomysleć, że to może być prawda. Tym bardziej, że to się nieźle zgrywa. Przecież po tych wszystkich wojnach, po krachach na giełdzie przez te braki w dostawach, ktoś powinien kurek przykręcić. A oni dalej się w naszej kasie pławią... - Rodianin założył ręce na piersi. - Ale mówię wam, że to się zmieni. Senator Regelt da im wszystkim w kość.
- Mówisz o tym, którego córka grała tą rycerz w tym serialu historycznym?
- Ten właśnie. A serial fajny, choć końcówka była nieco źle skończona. Ta czarodziejka na końcu w tej ostatniej walce powinna ich wszystkich spalić...
Rozmowa zeszła na zupełnie inny temat, którego Sola zupełnie nie pociągał. Miał jeszcze pół godziny drogi do celu.

Korriban, Dreshdae, kosmoport
Zbliżający się do statku Rodianin stanął jak wryty słysząc warkot uruchamianych silników. W zaskoczeniu zupełnie osłupiał, ale nie przeczuwał co go czeka. Przez jego głowę przebiegły myśli o jakimś automatycznym rozruchu w celu załadowania komory regeneracyjnej. W końcu widział jak nieśli rannego.
Dopiero gdy Rohen odwrócił dziób statku w kierunku przewodnika, ten zrozumiał swoje podejrzenie. Zdążył jeszcze podnieść ręce w geście poddania się kiedy padawan nacisnął spust.
Ciężkie myśliwce miały to do siebie, że nie zakładano iż będą walczyć z piechotą. Tam nie było lekkiego uzbrojenia. Po trafieniu turbolaserowym boltem z rodianina została przysłowiowa mokra plama z kawałkami ścięgien i kości.
Morlan mógł posadzić z powrotem statek na lądowisku i wrócić do oglądania relacji z potyczki z terentatekiem. Nie wyglądało to zbyt optymistycznie.

Ruiny akademii Sith
Po przejściu niezbyt szerokim korytarzem kilkunastu metrów, minięciu po drodze dwóch załomów znaleźli ich cel. Bestia rozmiarów dorastajacego rankora, tylko bogatsza o kilkanascie rogów i kostnych wypustek. Dawna sala treningowa służyła jej teraz za legowisko. Samo pomieszczenie było położone pół piętra poniżej poziomu korytarza, a prowadzące do niego schody były zniszczone.
Terentatek usłyszał lub wyczuł ich w momencie, w którym Martell stanął w progu pomieszczenia. W mgnieniu oka rzucił się na żołnierza, a wszystkiem towarzyszył głośny ryk.
Furia tego ataku zaskoczyła Aarona i choć trzymał palec na spuście to jego strzał był odrobinę spóźniony. Tymczasem bestia skoczyła w jego kierunku z wyciągniętymi pazurami, które wielkością przypominały wibroostrza. Na szczęście dla mężczyzny potwór przeliczył się w tym skoku i jeden krok w tył wystarczył by uniknąć rozpłatania o kilkanaście centymetrów. Kelevra i Strix za jego plecami również odruchowo się cofneli. Wdrapujący się do korytarza terentatek robił kolosalne wrażenie.
Martell miał teraz okazję na strzał z przyłożenia. Pozostało zachować zimne nerwy, przyłożyć działo do łba i strzelić. I właśnie to zrobił.
Pocisk z działa szturmowego potrafił za jednym trafieniem zniszczyć tarcze energetyczne i zabić trafionego w ciężkim pancerzu. To był największy kaliber jaki mogła przenosić piechota bez wsparcia mobilnego sprzętu. Nawet taka bestia, jak stworzony przy pomocy alchemii Sith terentatek nie mógł tego nie odczuć.
Aaron wypalił jej aż do kości spory kawał łba od skroni przez oczy na całą długość jego wielkiej paszczy. Te obrażenie nie były jednak śmiertelne. W spaźmie bólu i paniki potwór zaczął machać łapami na oślep. Trafił stojącego obok Martella w bok i dosłownie wbił go w ścianę. Szczęśliwie dla żołnierza nie oberwał szponami tylko wnętrzem łapy bestii. Skończyło się zapewne na złamaniu kilku żeber. Potwór zsunął się z powrotem do sali treningowej przy akompaniamencie strzelających do niego Strix i Kelevry. Bolty haratały jego nadpalone mięśnie i kości, ale również nie były mortalne.
- Kurwa mać - skwitowała to wszystko Strix. Terentatek miotał się po pomieszczeniu pod nimi rycząc z bólu. W tej chwili nie stanowił zagrożenia dla najemników, chyba, że zechcą po niego zejść. Martell wszak się do niczego nie nadawał. Żebra napieprzały jak jasna cholera, w ustach zbierała mu się krew, a on sam nadal tkwił w ścianie. Jego działo leżało obok. Nie wyglądało na uszkodzone.

Telos, ruiny opuszczonego kompleksu
Pół piętra zawaliło się grzebiąc pod gruzami droida HK-50. Ostatnim jego odruchem nim przepadł w niebyt było uchronienie od tego losu swej stwórczyni. I choć droid doskonale wiedział, że nastolatka w praktyce to go jedynie odbudowała i podrasowała to, ta jednostka, lubiła myśleć o pannie Hayes właśnie w tych kategoriach.
- Sarkastyczne stwierdzenie: Droidy nie mogą czegoś lubić. Droidy nie mają uczuć - syntetyczny głos rozszedł się echem po pustej hali. HK leżał plecami do góry i nie był w pełni sprawny. Prawdę mówiąc był bardziej niesprawny niż sprawny. Uszkodzone ramię, urwana dłoń lewej ręki, wyciek płynu hydraulicznego w korpusie, wyrwany kawał płyty pancerza, prawy optyk albo był uszkodzony, albo coś poszło na stykach,
- Ironiczne spostrzeżenie: Wspaniale - skomentował swój stan. Miejsce wydawało mu się znajome, ale przecież wszystkie hale produkcyjne wyglądały tak samo: prostokątne pomieszczenia z nitkami linii produkcyjnych. HK zakończył diagnostykę mającą na celu zdać mu pełen raport uszkodzeń. Wniosek z niej był jeden: ta jednostka powinna zostać wycofana z eksploatacji i dostarczona do serwisu w celu wykonania potrzebnych napraw.
- Sarkastyczne stwierdzenie: Jak dobrze, że mam obejścia blokad.
Droid pomimo jednoznaczności komunikatu zaczął podnosić się z podłogi. Uniósł głowę i spojrzał w górę. Dostrzegł tam właz, którym spadł do pomieszczenia. Był teraz zablokowany przez wielki kawał ściany czy podłogi, który jednocześnie nie pozwolił by nic więcej nie zleciało na HK. Wiedział on, że coś tak dużego mogłoby sprasować mu hardware i nie mógłby już więcej rozmyślać na tematy egzystencjalne.
Kolejne ostrzeżenie rozległo się w systemie droida. Niski poziom baterii.
Droid zabuczał niezrozumiale, ale nie zaprzestał swoich prób by stanąć na nogi. W końcu udało mu się wyprostować i mógł rozejrzeć się w koło. Na działającej na słowo honoru podczerwieni nie widział niczego żywego. Wyniki oględnego skanowania przestrzeni były co najmniej niemiarodajne. Pozostawał zwykły podgląd.
HK uniósł sprawną prawą rękę i uderzył jej dłonią o nie działający optyk.
- Stwierdzenie: Znacznie lepiej - powiedział ucieszony, że widzi już przestrzennie. Rozejrzał się, więc ponownie i na końcu hali dostrzegł drzwi. Pozostawało sprawdzić dokąd prowadzą.

Korelia, Coronet City, Ministerstwo Gospodarki, Wydział Stoczniowy
- Jest szef pewny?
- Nie mam żadnych wątpliwości! - minister uderzył pięścią w stół. - I nikt ich nie powinien mieć. Od tego zależy honor naszych inżynierów! Musimy za wszelką cenę dowiedzieć się, co się z tym XeSem stało! I potem puścić to w świat. Nasze statki nie wybuchają od tak! Tym bardziej na naszym niebie!

Coruscant, Akademia Jedi, główny hol
- Nie złapiesz mnie! - krzyknął może dziewięcioletni chłopiec w stroju ucznia. I raczej miał rację w tym co mówił. Jack miał naturalny talent do używania mocy przyspieszenia ruchów i nie tylko. Był najmłodszym z nowych padawanów, a Laurienn mogła podejrzewać, że też najbardziej uzdolnionym. Już od roku się uczył i był w dobrej komitywie z pozostałymi uczącymi się, ale jego ulubionym towarzyszem od razu stała się nowo przybyła Rycerz Jedi.
Mical przypomniał o jej nieodebranym tytule jeszcze podczas podróży powrotnej. To było też oficjalną wymówką dla której dziewczyna przybyła z powrotem do Akademii. Jej były Mistrz jeszcze chwilę czekał na powiedzenie prawdy reszcie członków Rady. W ten sposób Hayes mogła wrócić do swojego starego pokoju i przez ostatnie cztery dni poznawała i zabawiała nowych.
Teraz przystanęła zdyszana. Mały blondyn był już przy wyjściu i odwracał się w biegu by do niej pomachać. Zagapił się i wpadł na wchodzącego do środka najemnika.
Sol złapał chłopca i podniósł go. Trzymał go przez chwilę wpatrując się w stojącą kilkadziesiąt metrów dalej Lanę Derei, która miała być według oficjalnych komunikatów martwa. Kilka puzzli właśnie złożyło się w całość.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 10-05-2016, 15:02   #116
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Kelevra splunął i spojrzał na żołnierza. Wyglądał jak przysłowiowe gówno, no cóż, gdyby to Kelevra był na jego miejscu sprawa potoczyłaby się pewnie nieco lepiej. Zbliżył się do żołnierza i powierzchownie go obejrzał, organoleptycznie.
- Pożyczę od Ciebie to cacko i pójdę po fanty. - ni to poprosił, ni to stwierdził Kelevra - Strix, zajmij się naszym kolegą, ja zaraz wracam.

Sięgnął po działko i o ile Aaron nie miał nic przeciwko, ruszył po fanty. Był o wiele mobilniejszy w swoim pancerzu od Martella. Działko co prawda ciążyło, niebyła to najlżejsza pukawka, ale to że nie była jego sprawiało że Slevin nie miałby obiekcji aby ją porzucić, aby ratować swoje życie.

Poruszał się cicho, a przynajmniej na tyle ile pozwalało mu podłoże. Trzymał się blisko gruzu, ścian. Dziur do których mógłby wskoczyć, jeśli potwór przypuściłby frontalny atak. Wiedział też że czułym miejscem potwora jest podbrzusze, ale żeby się do niego dobrać Slevin musiałby zastosować jakiś sprytny fortel z granatami. Np. rzucić pod stwora jeden, jeśli ten by chciał znowu dostać w łeb z przyłożenia.

Idąc w kierunku leża zastanawiał się czy dostanie za to jakaś premię, która by pozwoliłaby mu odbudować swój stary ekwipunek. Te myśli długo nie zaprzątały mu głowy bowiem wiedział że nie jest na wczasach. Musiał być czujniejszy od żołnierza, szybszy od bestii i dorównywać refleksowi Jedi.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 11-05-2016, 14:44   #117
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Rohen gdy odzyska siły postanowił sprawdzić namiot Rodianina. Może znajdzie tam coś ciekawego... Tymczasem obserwował ciężką walkę "swoich" ludzi z bestią. Będzie musiał pamiętać by wstawić się za dobrą zapłatą dla Slevina u Micala. Gość miał jaja i do tej pory nie spróbował ich wyrąbać. Miał jedynie nadzieję, że czegokolwiek tam szukają... było warte takiej daniny krwi i śmierci użytkownika mocy.

Jak tylko ta jatka się skończy, złoży raport i wyrazy współczucia Mistrzyni Visas Marr. Strata padawana zawsze była bolesnym doświadczeniem. Podejrzewał, że Alkes wybrał się tam na własną rękę. Nie miał wsparcia a Mistrzowie starali się dbać o bezpieczeństwo padawanów. Przydzielając im zazwyczaj drużyny odpowiednie do zadań. Skusiło go coś na tej przeklętej planecie. Coś za co był gotów zaryzykować życie. Prawdą było, że obecnie padawani mocno odstawali od wyobrażeń o Jedi. Droga na skróty była zatem kusząca najpewniej dla Alkesa, zbyt kusząca.... Zwiedzać tu przecież nie przyleciał....

Na szczęście Morlan należał do cierpliwych. Siedział na dupie i czekał co przyniesie ta cała wyprawa. Wydał polecenie Med-1 by sprawdził datapad gdy droga do niego będzie bezpieczna. Slevin może zabije bestie, może nie... Szkoda byłoby by dane nie zostały odzyskane. Bestia natomiast będzie miała zajęcie, więc Med-1 powinien w odpowiedniej chwili przechwycić dane. Miał je natychmiast analizować i streścić wnioski z nich płynące przy jednoczesnym przesyłaniu kopi zapasowej na statek.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 13-05-2016 o 14:29.
Icarius jest offline  
Stary 12-05-2016, 18:43   #118
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Uważaj co się wokół ciebie dzieje. Prędkość bez planu nie jest atutem. Może być przekleństwem. - zwrócił się do padawana Sol i odstawił go na ziemię. - A teraz zmykaj, muszę porozmawiać z Lan… Laurienn.

Hayes spojrzała niepocieszona na Sola.
- Nie strasz go - zganiła arkanianina posyłając mu gniewne spojrzenie. Zaraz jednak się rozpogodziła, gdy tylko chłopiec do niej wrócił. Przyklęknęła wtedy i uśmiechając się powiedziała coś na ucho padawanowi. Mrugnęła do niego okiem a on zadowolony ruszył w głąb korytarza zostawiając ich samych.
Laurienn odprowadziła go wzrokiem po czym spojrzała na Sola.
- Nie powinno ciebie tu być. To niebezpieczne - stwierdziła krzyżując ręce przed sobą.

- Fakt. Sprawdzam tylko czy mój pracodawca wciąż żywy. Tony zieje ogniem i domaga się odpowiedzi. - odparł - Daj mi jakieś bezpieczne namiary na ciebie żebym mógł przesyłać co jakiś czas raporty. Bo zakładam że zostałem waszą jedyną wtyką w Kraycie. - dodał spokojnie - W sumie jak przy tym jesteśmy... Mam się dzisiaj spotkać z moim przełożonym. Zero. Mówi ci coś to imię?

- Żywa jak widać - odparła z westchnięciem Laurie - miło słyszeć, że Żelazny za mną tęskni. No cóż, czas Lany dobiegł końca więc trzeba było coś wysadzić - dodała. Na wspomnienie Zero skrzywiła się. - Szef wszystkich szefów w Kraycie. Tak, znam go i to osobiście. Nawet robotę mi zlecił po zebraniu - wzruszyła ramionami. - Ale ja chyba całkiem zostałam odsunięta od tej sprawy. Dobrze żebyś z Mistrzami ustalił komu będziesz teraz raportował.

- Jasne. Kto teraz jest w Akademii?

- Innymi słowy pytasz czy widziałam Mistrzynię Briannę? - powiedziała Hayes uśmiechając się do niego wymownie.

- Eh, nie mam zbyt dużo czasu. - odpowiedział przywołując przy tym na twarz wyraz bezbrzeżnego cierpienia - Ale kilka minut byłbym wstanie wygospodarować, wiec tak, pytam czy ją widziałaś. - dodał, a kąciki jego ust delikatnie uniosły się w górę.

- Jest - odpowiedziała mu bez dodatkowych komentarzy, czego w sumie by po niej się spodziewał. - W sumie to nawet nie wiem czy powinnam pytać cię co tam słychać w Kraycie... - zamyśliła się niepewna.

- Nic ciekawego. Obiłem kilka mord, biegałem tu i tam, potem zrobiłem sobie dzień urlopu na załatwienie moich spraw, a teraz mam dostać nowe informacje od Zero, związane z misją którą miałem na Ilum. - powiedział spokojnie po czym podszedł bliżej i zniżył głos. - Pewnie wiesz że miałem stamtąd wyciągnąć eksperyment genetyczny? Cóż, ten eksperyment to ni mniej, ni więcej tylko klon Zero. Albo brat bliźniak. Ponoć jest “lepszy od nas we wszystkim”. - sparafrazował słowa klona.

Hayes nieco zmieszała się po słowach arkanianina. Wydawało jej się, że się przesłyszała.
- Zero ma klona? - wydusiła z siebie. - Ale wiesz gdzie on jest? Klon wie, że jest klonem?! Zero wie, że ma klona? Ja rozumiem, że Zero może go chcieć... Ale po co Republice on... Wiedzą kim jest Zero? - po jej twarzy widoczne było mocne zamyślenie. - Niepotrzebnie dałam się od tego odsunąć od sprawy Krayta - jęknęła pod nosem.

- Jeszcze nie, ale zdobyłem sporo rządowych informacji, których dekrypcją zajął się Zero. Przypuszczam, że klon jest tutaj, na Coruscant, albo gdzieś w pobliżu, inaczej szef szefów, jak go ładnie nazwałaś, nie fatygowałby się osobiście. - arkanianin zamyślił się - Zarówno Zero, jak i klon muszą wiedzieć nawzajem o swoim istnieniu. Miałem mu powiedzieć, że “rodzina go szuka” gdybym do niego dotarł. Hmm… Mistrzowie nie mieli by nic przeciwko małej wycieczce krajoznawczej? Z taką siłą… Ognia i Mocy moglibyśmy dorwać Zero i wyciągnąć z niego wszystko co chcielibyście wiedzieć. Przy okazji Krayt straciłby swoją głowę.

Widać po niej było wyraźnie, że nie miałaby nic przeciw by go wspomóc Mocą.
- Przykro mi, nie mogę na razie opuszczać Akademii - odparła wyraźnie tym faktem niepocieszona. - Ale może Mistrzowie wspomogą cię którymś z padawanów?

- Miałem raczej na myśli samych Mistrzów. Krayt to duża bestia i doświadczenie mówi mi że lepiej przyjść na polowanie z zbyt dużą spluwą, niż z zbyt małą. Poza tym coś w jego osobie jest… Niepokojące. Nigdy nie spotkałem nikogo kto podszedłby mnie tak łatwo. - wyjaśnił najemnik i skrzywił się lekko. - Z wyjątkiem Vasha. On też prowadzi podwójną grę.

- To najlepiej porozmawiaj jak najszybciej z Mi... Mistrzem Micalem w tej sprawie - za to wspomnienie o van Halenie sprawiło, że Laurienn otworzyła szeroko oczy. - Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś?! - stłumiła w sobie złość tak, że nawet nie uniosła głosu. - Nawet nie wiesz ile nerwów mnie to kosztowało.

- Nie wiedziałaś? Koleś porusza się jak pantera, jak “przez przypadek” na mnie wpadł to skończyłem na ziemi, a on sam zachował się jakby się zderzył z balonem. Stawiam trzy do jednego, że kiedyś był w wywiadzie. - odparł Sol - Mniejsza z tym. Prowadź do Mistrza Micala, czas płynie.

- Nie, dla mnie takie sprawy nie są oczywiste. Na szczęście van Halen okazał się nie należeć do żadnej ze stron - westchnęła. - I wcale się nie dziwię, że Aen i Lyn niczego się nie domyślają. - Laurie odwróciła się i ruszyła przodem.
- Nie wspominaj na razie Briannie o Ban - uprzedziła go. - Skoro i tak tu jestem to wyczekam dobry moment na to.

- Żartujesz? - prychnął. - Nie miałem zamiaru jej o niczym mówić. Ona nie wie o jej istnieniu, a Yuthura, jak już wspomniałem, dość dawno się ze mną rozstała. - kontynuował idąc za Laurienn. - Byłbym wdzięczny gdybyś pominęła mój wkład w jej poznaniu. Technicznie pracowałem nie dla ciebie, więc informacją o czymś takim powinienem się dawno podzielić. I przypominam, że chcę widzieć twarz Mistrza Micala jak się dowie. - powiedział uśmiechając się szeroko.

Laurie westchnęła ciężko. A na wspomnienie Micala zgromiła Sola wzrokiem.
- Mam umowę z Ban, która mimo śmierci Lany i tak dojdzie do skutku - stwierdziła pewna swoich słów. - I jestem lojalna wobec Brianny za wsparcie jakie mi kiedyś dała. W nie tak dalekim czasie obie się spotkają. Jak myślisz, o czym najczęściej się plotkuje? - spojrzała wymownie na arkanianina. - Lepiej, żeby dowiedziały się wcześniej niż od siebie nawzajem.

Wojownik zazgrzytał zębami i oparł dłoń na rękojeści swojego wibroostrza. Ten gest zawsze go uspokajał. - Ja nie widzę tutaj żadnego problemu. Byłem z Ban, ale ta ze mnie zrezygnowała. - powiedział starając się sprawiać wrażenie spokojnego. - Ale zrobisz oczywiście jak chcesz.

- Tak, tak, moja w tym wina, że cie zostawiła - Jedi przewróciła oczami. - Załatwię to delikatnie, już moja w tym głowa. Ale do tego czasu nie poruszaj tego tematu. Mistrz dość już ma rewelacji jak na jeden tydzień - Hayes zatrzymała się. - Gabinet Wielkiego Mistrza nie zmienił swojego miejsca, więc trafisz sam. - stwierdziła. - Nie powinnam być przy tej rozmowie - dodała.

- Czemu? Siedziałaś w Kraycie i twoja słowa powinny go lepiej przekonać niż moje. - spytał przekrzywiając przy tym głowę. - A zresztą… Życz mi powodzenia, chciałbym to zamknąć i zająć się czymś prostszym. Baw się dobrze z dzieciakami - rzucił puszczając jej przy tym oczko, po czym skierował się do gabinetu Mistrza Micala.

- No cóż, wpadnij jeszcze pogadać jak skończysz rozmawiać Mistrzem - uśmiechnęła się lekko.

- Wpadnę jak rozprawimy się z Zero. Jeśli mamy go złapać to trzeba działać szybko, pewnie już się zastanawia czemu jeszcze do niego nie dotarłem. - odpowiedział i skręcił w boczny korytarz. - Do zobaczenia.


***

Szybkim krokiem przemierzał korytarze akademii i już po chwili stał przed gabinetem Wielkiego Mistrza. Zapukał, odczekał chwilę i wparował do środka.
- Mistrzu. - skinął jedi głową. - Na Coruscant w chwili obecnej znajduje się Zero, szef Krayta i mam z nim umówione spotkanie. Proponuję żeby Mistrz, bądź też któryś z innych członków Rady się ze mną zabrał. Razem powinniśmy być wstanie go pojmać, bądź też wyeliminować. Wydusilibyśmy z niego wszystkie informacje, a w najgorszym wypadku… Cóż, Krayt bez swojej głowy szybko wpadłby w chaos.

Mical spodziewał się jego wizyty, natomiast nowiny zupełnie go zaskoczyły.
- Jesteś tego pewien? Zero tutaj? Gdzie miałeś się z nim spotkać? - szybko przeszedł do konkretów.

Sol wyciągnął swój datapad, przywołał wiadomość od lidera Krayta na pulpit i podał go Mistrzowi Micalowi.
- Proszę, tutaj jest wszystko co mam.

- Kantyna w sektorze C, na czwartym poziomie - wyszukał szybko w podane współrzędne. - Idealne miejsce, watpię by ktoś miał tam podsłuchy - podrapał się po brodzie. - Proponujesz go zdjąć? Jeśli info pójdzie dalej, to będziemy w otwartej wojnie z Kraytem. Do tej pory to były niegroźne zaczepki z naszej strony i oni nas poważnie nie traktowali.

- W takich miejscach często zdarzają się wypadki. Stary dobry blaster pod stołem powinien załatwić sprawę, tyle że Mistrz musiałby jakiś załatwić. Niestety zostałem rozbrojony przy lądowaniu. - odpowiedział najemnik dość szybko.
- Ewentualnie wyprowadziłbym go na zewnątrz i tam ktoś z Rady mógłby się nim zająć.

- Dobrze, że wierzysz w swoje zdolności, ale jeśli ten gość tak dobrze zna schematy operacyjne to po prostu nie zgodzi się na wyjście. A jeśli zobaczy cię z kimś obcym, to od razu przerwie spotkanie. Hmm... - postukał palcami w blat.
- Laurienn, proszę do mojego gabinetu - nadał przez ogólny komunikator.
 
Zaalaos jest teraz online  
Stary 12-05-2016, 20:19   #119
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Kierował kroki ku wejściu. Zignorował to niepokojące uczucie jakby był obserwowany, choć instynkt go zazwyczaj nie mylił. Na Kessel okazało się, że rzeczywiście ktoś go śledził i to było wystarczająco dziwne, ale tutaj? Nie zaprzątał sobie jednak tym głowy. W końcu za chwilę znajdzie się w Akademii, gdzie mógł się czuć bezpiecznie jak nigdzie indziej. W jedynym miejscu, które mógł teraz nazywać domem. Przemierzając kolejne metry delektował się chwilą. Za chwilę wejdzie do swojego zakurzonego pewnie pokoju, odstawi klamoty i poszuka któregoś z Mistrzów, by pochwalić się kolejnym sukcesem. Później sprawdzi jeszcze, co tam u Rava i innych, jeśli akurat go złapie, oraz solidnie się wyśpi. Uśmiechnął się na tę sielankową wizję i wszedł do środka. W holu czekał na niego czerwono-skóry Twilek, Derie't, padawan Brianny.
- Witaj Rycerzu - skłonił się. - Mistrz Mical oczekuje ciebie w swoim gabinecie.
Powitanie było zadziwiająco oficjalne. Z Derie'tem znał się może nie za dobrze, ale i tak zwrócenie się do niego po tytule, a nie imieniu go zdziwiło. A może po prostu przywykł do luzackich powitań z Mjalu. Lekko się skłaniając odpowiedział:
- Witaj Derie't. Dzięki za informację. - zastanowił się na chwilę - Coś ciekawego się wydarzyło w Akademii?
Padawan uśmiechnął się.
- Niezbyt wiele. Mistrz Atton sprowadził przez te pół roku jak ciebie nie było dwa nowe dzieciaki i to chyba tyle. Na pewno ty masz więcej do opowiedzenia.
Ciekawe... Potwierdziło się, że Mistrz Rand był dobry w tym, co robi. Nie, żeby kiedykolwiek w niego zwątpił, w końcu samemu trafił tu dzięki niemu. Mimo, że nigdy nie kolegował się zbytnio z młodszymi uczniami, czuł, że z chęcią ich pozna. Odwzajemnił uśmiech.
- Pewnie tak. Dobra, to idę najpierw ten raport zdać, później pogadam.
Zostawił padawana za sobą i ruszył do gabinetu Wielkiego Mistrza. Szedł pustymi korytarzami. Mógł się tego spodziewać, bo większość uczniów powinna teraz przebywać na wykładzie Mistrzyni Marr. Nie każdy od razu potrafił zrozumieć naturę Mocy, ale Visas była w stosunku do każdego bardzo cierpliwa.

Wreszcie dotarł przed drzwi, które były rozchylone.
- Wejdź - usłyszał od progu.
Popchnął skrzydło do środka i ukłonił się:
- Witaj Wielki Mistrzu.
- Spodziewałem się ciebie kilka dni wcześniej. Coś cię zatrzymało? Otrzymałem informacje, że na Kessel skończyło się małą zadymą.
- Można tak powiedzieć... Ale ciężko było mi to zrobić dyskretniej. - przeszedł do siedziska naprzeciwko Micala i po chwili wyciągnął z torby datapad ze zgranymi danymi. Położył go na biurku. - W każdym razie zadanie wykonane. Rea nie żyje. A na tym datapadzie są dane, które zgrałem z jego konsoli. Na pewno znajdą się tam bardzo ciekawe rzeczy. A co do tych kilku dni, przelatując trafiłem na Onderon i musiałem załatwić rodzinne sprawy. Tak wyszło, że trafiłem na Dxun i spotkałem nawet Mandalora we własnej osobie. Mogłem naruszyć waszą umowę, której treści nie znam, w każdym razie nie przyjęli mnie tam za ciepło.
Wziął datapad i od razu podpiął do swojego terminala.
- Gratuluję w takim razie, choć rzeczywiście wizyta na Dxun lepiej żeby się nie wydarzyła. Wzięli cię pewnie za szpiega, co?
- Dokładnie. I przez kolor miecza jeszcze za Sitha. Przysparza to czasem kłopotów, choć akurat w tym przypadku to i tak byliby bardzo nieufni. Na szczęście jak już mnie sprawdzili w swojej bazie danych przestali mi grozić ścięciem.
Uśmiechnął się na te słowa.
- To było pewne, że też nas sprawdzają. Najważniejsze, że dobrze się to skończyło. Masz dzień wolnego, jutro o tej porze widzę cię u siebie. Mamy niestety tyle pracy, że nie mogę pozwolić ci na obijanie się.
Pokiwał głową.
- Rozumiem. - podniósł się już i zarzucił torbę z powrotem na ramię, gdy przypomniał sobie o czymś - A, jeszcze jedna rzecz. Na Kessel czułem się obserwowany. I uznałbym to pewnie za złudzenie, gdyby nie to, że rzeczywiście tak było. Jak już miałem znikać po cichu z planety, gdy ktoś wrzucił moje świeże zdjęcie na terminal. A najdziwniejsze jest to, że poczułem to samo tutaj, na Coruscant.
- Czyli masz ogon - stwierdził bez ogródek. - Podejrzewam, że po wylocie z Kessel stracili kontakt i dopiero tutaj cię znowu złapali. Miałeś jakąś niecodzienny środek transportu w międzyczasie?
- Tak, miałem. - odparł z zawahaniem - I na Onderonie nic nie czułem. A jak wsiadłem na oficjalny statek do tutaj, znowu. Ale kto mógłby mnie śledzić? Kryat?
- To jest możliwe. Znają cię z Zonju V i mogą próbować rozpracować cię na przyszłość. To wyklucza zawiązanie cię do akcji pod przykrywką... - zastanowił się. - Zastanowię się nad tym, ale najpierw poczekajmy na rewelacje Rohena. W każdym razie, odłóżmy to na jutro, pomedytuję nad dobrym rozwiązaniem.
Ciekawiło go, o jaką akcję dokładnie chodzi, ale nie zamierzał drążyć tematu. Rohen na misji? No, w sumie to już najwyższy czas.
- Dobrze. Stawię się zatem tutaj jutro o tej samej porze.
Godzina była jeszcze młoda, a on miał przed sobą cały dzień albo więcej oczekiwania, więc nie śpieszyło mu się. Pomyślał, że najpierw posiedzi trochę w swoim pokoju, zrelaksuje się, weźmie prysznic, ogoli. Potem miał zamiar przebierać się w jakieś luźniejsze ciuchy i udać się do dormitorium, pogadać z innymi. Zawsze dobry partner do rozmowy się tam znalazł, w końcu na misje regularnie wyruszało nie za wielu uczniów.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 12-05-2016 o 20:22.
Kolejny jest offline  
Stary 13-05-2016, 14:14   #120
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Hayes pojawiła się w gabinecie Wielkiego Mistrza krótko po tym jak została wezwana przez niego samego. Obecność Zhar-kana nieco ją zdziwiła.
- Tak? - zapytała kierując spojrzenie na Micala.
- Usiądź proszę - wskazał jej miejsce obok najemnika. - Zhar-kan poinformował o obecności Zero na Coruscant i zaproponował zdjęcie go. Rozważamy właśnie możliwości. Spotkanie ma się odbyć w kantynie o przeciętnym standardzie. Spodziewa się tylko Sola i każdy obcy wzbudzi jego niepokój. Żeby się do niego dobrać, potrzebujemy jakiegoś czynnika zaskoczenia. Poznałaś go też, więc pomyślałem, że może coś zaproponujesz?
Jedi usiadła we wskazanym przez Mistrza miejscu.
- Zero jest... - Hayes próbowała znaleźć odpowiednie słowo. - Niepokojący. Ciężko mi to inaczej nazwać i dokładnie określić o co chodzi. Wydaje się być taką pustką, zupełnie jak Mistrzyni Surik... Ale też nie do końca o to chodzi... Przepraszam, nie umiem tego lepiej określić - skrzywiła się.

Mical zmrużył oczy.
- To… ważna wiadomość. Może to jakiś zabłąkany Sith? - zapytał. - Zauważyliście coś podejrzanego w tym kierunku?
- Zgadzam się z Laurienn. Nawet ja czuję się w jego towarzystwie nieswojo, a nie mam… Tylu zmysłów co wy. - wtrącił się Sol. - Może i jest użytkownikiem Mocy, ale musiałby się dobrze maskować skoro Laurienn tego nie wyczuła. Zresztą jest klonem, albo progenitorem swojej linii klonów, a te z definicji nie mogą być wyczulone na Moc. - wyjaśnił krzywiąc się przy tym.
Laurienn ciężko westchnęła. Pokręciła przecząco głową.
- Nie sądzę. Ale z drugiej strony... Nie wiadomo kogo tak naprawdę Zero chciał sprawdzić mówiąc o rzekomym zdrajcy u boku Żelaznego - skrzyżowała ręce przed sobą. - Równie dobrze mógł chcieć podpuścić mnie jak i Shawna - spojrzała na Sola, a potem na Micala. - A co jeśli jest to tylko klon? Jeden z wielu jakie ma i tą akcją tylko się wystawimy nic nie zyskując?
- Fakt. Możemy też zrobić jeszcze jedno. Powiem mu że żyjesz i zaproponuję spotkanie w jakimś “bezpiecznym” miejscu. - mruknął i spojrzał na kobietę. - Mogłoby to przejść, być może musiałaś zaaranżować własną śmierć, żeby wystawić Shawna, czy coś w tym stylu. Wtedy mielibyśmy do niego dostęp i można by było na spokojnie wszystko z niego wyciągnąć.

Laurienn spojrzała pytająco na Mistrza. Nic nie powiedziała oczekując jego reakcji na tą propozycję.
- Zbyt ryzykowne. Lana Derei nie żyje i lepiej nie denerwować Sladka bardziej niż teraz. Robi się wtedy nieprzewidywalny. Musimy to zrobić we dwóch. Pytanie tylko jak się dobrać do niego. Najprostszym rozwiązaniem jest to, żebym podszedł do niego kryjąc się w Mocy. Wtedy możemy go ściągnąć nawet przy świadkach. Tylko, że jako szpieg ma pewnie wysoce rozwinięte zmysły postrzegania otoczenia. Pytanie tylko, czy to Zero jest klonem, czy jak go określasz, Mrożonka.- zwrócił się do Sola Wtedy będzie można wykluczyć udział Mocy po stronie przeciwnika.
- Czy Mistrz mógłby zaprezentować tą Moc? Jeśli ja będę wstanie Cię widzieć to on tym bardziej. - poprosił Sol. - I myślę, że Zero jest oryginałem. Mówił że Mrożonka jest “lepszy od nas we wszystkim”, nie on sam.
- Sądzę, że podejście go nie będzie prostsze niż na przykład takiego Vasha... - wtrąciła Hayes wpatrując się w Micala.
Pokiwał głową na ich uwagi.
- Zamknij oczy na kilka sekund - poprosił arkanianina. Kiedy ten podniósł powieki był w gabinecie sam z Hayes. Rozejrzał się, ale nie było żadnego śladu po Mistrzu Jedi. Rozglądając się uważnie wydawało mu się, że widzi cień na ścianie, ale przypominało to jakieś zwidy.
- Jak myślisz Laurienn, powinniśmy spróbować? - odezwał się Mical stojąc obok biurka. Teraz Sol go zauważył. - W końcu będzie tam więcej osób, a… Vash - chwilę się zawahał, jakby chciał użyć innego imienia - spotkał się wtedy tylko z tobą i mną.
- No i teraz jestem zazdrosny. - zwrócił się do Mistrza. - Moja zabawka nie daje nawet w połowie tak dobrych efektów. - mruknął i uruchomił na moment generator pola maskującego. - To może się udać. W szczególności w kantynie, gdzie jego zmysły będą stymulowane przez bogate otoczenie.

W spojrzeniu Hayes było wyraźnie widoczne co o tym myśli.
- Wątpię, że ktoś komu udało się zjednoczyć takie menty jakimi są członkowie Krayta będzie w stanie tak łatwo się rozproszyć - spuściła wzrok. - Myślę, że wiemy o nim za mało, żeby go usunąć i móc przewidzieć skutki tego działania. Ale patrząc na to z drugiej strony, możemy już nigdy nie mieć tak dobrej okazji.
- Nie mamy dużo czasu, decyzja musi paść teraz - powiedział Mical. - Sol, jesteś za zdjęciem go teraz?
- Zdecydowanie tak. Mam wrażenie że to on podejmuje wszystkie ważne decyzje i jak się go pozbędziemy… Cóż wszyscy zaczną ciągnąć w swoją stronę i Krayt padnie.
- A Ty Laurienn?
- Prawdą jest, że tylko dzięki Zero Krayt potrafi współpracować - niechętnie zgodziła się Hayes. - Kto jeszcze z wami pójdzie dla zabezpieczenia na wypadek, gdyby to była tylko podpucha?
- Czyli bierzemy się za to. Jesteśmy na swoim terenie i choć raz nie musimy liczyć się zbytnio z środkami. - odpowiedział dziewczynie. - Niestety Atton wraca dopiero pojutrze, ale wezmę ze sobą Briannę. Ty zostajesz tutaj Laurie - powiedział oczywistość.
Sol uśmiechnął się lekko słysząc słowa Mistrza.
- W takim razie postanowione. Poprosiłbym jeszcze o wspomniany blaster, jestem pewien że coś się znajdzie na terenie Akademii.

Zwykle wygadana i pyskata Hayes nawet nie próbowała się sprzeciwić. Opuściła głowę nie mając nic do dodania.
- Przejdź się do Brianny, powinna być u siebie, poinformuj ją o sytuacji i niech wyda ci broń. Wyruszamy za dziesięć minut - powiedział do najemnika.
- Załatwione. - odparł arkanianin i wstał z swojego miejsca. - Do zobaczenia. - zwrócił się do Hayes i wychodząc skinął Micalowi. - Mistrzu.

***

Korytarze Akademii wciąż były puste i przez umysł Sola znowu przebiegła myśl o tym jak musiały wyglądać u szczytu chwały Zakonu. Wyobraził sobie grupki Jedi, dyskutujące o przeróżnych rzeczach, od tego jaka jest pogoda, po głębokie analizy natury Mocy. Gdzieś w tle widział nieco większe grupy padawanów, prawdziwych maluchów nieporadnie ćwiczących z treningowymi mieczami świetlnymi. Sielanka. Nie był tylko pewien jak on sam by się znalazł w takim miejscu.
- Nie znalazłbym się. - mruknął pod nosem i nieco przyspieszył kroku. Zdał sobie sprawę że Zakon, czy też Akademia, jak kazali się nazywać, potrzebuje najemników tylko dlatego że ich samych było strasznie mało. Przypomniał sobie rozmowę z Micalem, kiedy wyraził zgodę na przyłączenie się do nich. Wielki Mistrz wyraźnie dał mu do zrozumienia że nie pracuje z nimi, tylko dla nich i nie mają zamiaru niczym się z nim dzielić.
Do tego dochodziła odmowa wyłożenia chociaż podstaw walki mieczem świetlnym, zarysowania problemu, a motywował to brakiem innych użytkowników mocy. Teraz pierwsza konkluzja do jakiej doszedł na temat Zero była taka że ten może być Sithem? Ta historia kompletnie nie trzymała się kupy. Musiał wiedzieć o istnieniu innych silnych Mocą istot i zwyczajnie zatajał tą informację. Sol zaklął. Czasami czuł się jak ćma pędząca do ognia z jego fascynacją Mocą, a nic nie mógł na to poradzić.
Niemal jakby był to zaszczepiony w genach imperatyw.

Tym razem Zhar-kan odpuścił sobie pukanie. Cicho wślizgnął się do pokoju Brianny z uruchomionym polem maskującym.
- Niespodzianka. - powiedział wyłączając urządzenie
Zrobił to w ostatnim momencie, bo Brianna poderwała się tym samym ruchem odpalając niebieskie ostrza miecza świetlnego. Zhar-kan musiał wykonać unik, by przypadkowo nie stracić połowy twarzy.
- Czy ciebie pojebało?! - krzyknęła na niego wyłączając miecz.
- Biorąc pod uwagę to że za dziesięć minut wychodzimy z Micalem zapolować na szefa Krayta? Może trochę. - odparł uśmiechając się przy tym szeroko. Uniósł dłoń do twarzy i pomacał ją, jakby sprawdzał czy wciąż jest cała. - Masz mi wydać jakąś broń, preferuję solidny blaster. Nic do walki wręcz nie potrzebuję. - dodał poklepując przy tym swoje wibroostrze.
- Ach, no i Mical prosił żebyś poszła z nami.
- Jest tutaj? Szef? Ten cały Zero? - podniosła brew do góry. - I już teraz? Takie nagłe działanie to zupełnie nie w stylu Micala - mruknęła. - Chodźmy do zbrojowni - ruszyła szybko zarzucając na siebie płaszcz wyjściowy. Przechodząc zasadziła mu kuksańca w bok. - Mam wrażenie, że gdyby nie ta akcja to wcale byś nie przyleciał - ton głosu wskazywał na przysłowiowego focha.
- Prawdę mówiąc już od jakiegoś czasu próbowałem znaleźć trochę czasu na wizytę w stolicy. Niestety robota którą byłem zajęty skutecznie mi to uniemożliwiała. Zresztą spędzenie kilku dni w komorze hibernacyjnej też mi trochę mojego czasu ucięło. - odpowiedział Sol i ruszył za Mistrzynią. Idąc obok niej wskazał palcem kilka dziur w swoim pancerzu, obrócił się i wymacał kolejną na plecach. - Świeżutkie, to praktycznie cud że wciąż mam władzę w nogach.
Nie mogła się powstrzymać i zerknęła na niego. Jednak po tym znów odwróciła głowę z tekstem:
- Pewnie miałeś sparing z jakąś laską i to ona cię tak podziurawiła. - jej kobieca intuicja była niesamowita. - Niech ją tylko dorwę w swoje łapy... - dodała na końcu.
- To była republikańska komandos. Starałem się dojść z nią do jakiegoś porozumienia, zabijanie przypadkowych osób nie sprawia mi przyjemności. Cóż, następnym razem nie będę miał takich oporów. - wyjaśnił i zatrzymał się wraz z Brianną przed solidnymi, durastalowymi drzwiami. Ta wstukała w panel przy drzwiach kod, a metal zareagował rozsuwając się posłusznie.

To co zobaczył arkanianin było ni mniej, ni więcej, tylko małym rajem dla fanów uzbrojenia. Od prymitywnych broni białych, przez początkowe projekty mieczy świetlnych i broń prochową, po nowoczesne blastery, karabiny szturmowe i nawet nielegalną we wszystkich światach Republiki snajperkę Aratech z lunetą z potrójnym filtrem światła, znana z nośności przekraczającą 120 kilometrów. Niestety misja wymagała nie zwracania na siebie zbyt dużej uwagi, w związku z tym podszedł do blasterów i wybrał lekki Mandaloriański model. Była to broń wyjątkowo prosta i łatwa w ukryciu, o swojej niezawodności nie wspominając.

***

Po chwili byli w drodze do bocznego wyjścia z Akademii. Najemnik szedł krokiem dostosowanym do tempa Brianny, aczkolwiek widać było że jest lekko spięty. Co jakiś czas rzucał szybkie spojrzenie na kobietę i nie wiedział co ze sobą zrobić. Z jednej strony był wyjątkowo zadowolony z tego że przyjdzie im razem współpracować, ale z drugiej… Nawet największym wojownikom zdarzały się wpadki, a miejsce spotkania, czyli kantyna, skutecznie uniemożliwi im swobodne działanie. Do tego dochodziła Yuthura. Wiedział że musiał powiedzieć o niej Briannie, oczywiście po tym jak Laurienn ujawni jej tożsamość, ale nieco się tym stresował. Życie jak zawsze było skomplikowane. Jeszcze ciężej byłoby spojrzeć w oczy Yuthury i zimno skłamać że miedzy nimi nic nie ma. Mógł mieć tylko nadzieję że ta, po tak długim czasie rozstania nawet nie poruszy tematu. Zresztą to ona zostawiła go samego, nie na odwrót. Warknął coś pod nosem, na co Brianna spojrzała na niego pytająco.
- Nic takiego. Przygotowuję się psychicznie do akcji. - powiedział połowę prawdy.
 
Zaalaos jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172