Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2016, 19:59   #101
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
-Wytłumacz mi, dlaczego zawsze tobą trzeba trochę potrząsnąć, zanim zaczniesz gadać z sensem?-Westchnęła ciężko i oparła się o durastalową ścianę. Przejechała dłonią po twarzy, przecierając oczy.-Jakbyś od razu tak zaczął mówić, to bym się tak nie wkurwiła na ciebie. To ma ręce i nogi. Chociaż jak dla mnie trochę naiwnie brzmiące, ale może masz rację?-Popatrzyła na niego, jak grzebał sobie w nodze.
Trochę jej złość przeszła. To była adrenalina. Kogo by nie nosiło? Przed chwilą celowali do niej komandosi i próbowali odstrzelić jak kaczkę. Mieli szczęście, że nie było ich więcej i że odpuścili. Mogli uciec bez szwanku. Cud.
-Więcej się ze mną nie drocz Karell, bo naprawdę, Moc mi świadkiem, że ci przyłożę w końcu.-Nachyliła się nad konsoletą i zaczęła nanosić poprawki do trajektorii lotu.
-Zrobimy jak mówisz. Lecimy prosto na Coruscant. Ty zajmiesz się komunikatem, ja nie jestem od pisania tylko od działania.-Dodała, nie patrząc na niego.
Gdy już wstukała komendy do komputera pokładowego usiadła w fotelu i odetchnęła.
-Mam nadzieję, że to się uda.-Szepnęła bardziej do siebie niż do niego.
Nie mogła się pogodzić ze wcześniejszymi słowami Karellena. Ona nigdy nie będzie w stanie zamordować, ot tak z zimną krwią bo ktoś jej stanie na drodze. Nie była morderczynią.
Żołnierze owszem, zabijają, ale nie postronne osoby. Nie niewinnych.
Nie chciała krzwydzić cywili.
Westchnęła ciężko. Niech ten koszmar się już skończy.
Liczyła na to, że ten plan wypali, chociaż wisiały nad nim same czarne chmury. Był to plan bardzo prosty, obawiała się, że mimo wszystko nie uda im się w tak łatwy sposób udowodnić swoją niewinność. Ale kto wie?
Karellen nie bez powodu był trzymany w lodówce przez tyle czasu.
-Jeśli uda nam się dotrzeć na Coruscant cało...co potem zamierzasz?-Zapytała się go po dłuższej chwili milczenia.
Jakoś wątpiła w to, że jej odpowie tak po prostu. Pewnie jak zwykle, albo nie odpowie wprost albo w ogóle oleje temat.
 
Ravage jest offline  
Stary 30-04-2016, 19:13   #102
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Decyzja Rohen’a nie spodobała mu się za bardzo, ale to Jedi był w końcu dowodzącym misja, więc miał pełne prawo postąpić jak postąpił. Martell był tylko jego opiekunem. Mógł go mieć także za dobrego kumpla, tylko że najemnik co jakiś czas dostawał pod skrzydła nowego podopiecznego, także nawet się nie przywiązywał do konkretnej osoby. Opiekowaś się nim do pewnego czasu, a jak zostanie rasowym Jedi, wtedy Aaron dostanie kogoś innego do opieki, i tak się to koło kręciło. Zakon widać był zadowolony, skoro żadnych skarg nie otrzymywał, a tym bardziej że przydzielali mu coraz to nowych młodziaków do opieki.

Po odstawieniu Morlana, Aaron trochę się zastanowił i doszedł do wniosku że padawan dobrze postąpił zmieniając plan poszukiwań. Bez niego będzie łatwiej reszcie dotrzeć do tego ciula Qltarza, któremu zachciało się wpadać w kłopoty, a może przeszedł na ciemną stronę? Wiele słyszał między innymi od Baelisha, który opowiadał mu co nieco o ruinach Sithów, w których kryje się czyste zło. Nie pozostawało nic innego jak tylko wyjść na przeciw temu złu, a czy przeżyją, czy Qltarz faktycznie przeszedł na ciemną stronę, się okaże.
Doszli bez większych problemów tropem Alkes’a do starych ruin
Slevin wychylił sie żeby isc jako pierwszy. Marterllowi to odpowiadało, będzie go miał na oku, także i na Strix będzie mógł zwrócić uwagę.
- Uważaj tam - chwycił działo w obie ręce i uruchomił exoszkielet, w razie potrzeby będzie sprawniejszy niż Kelevra.
- Ja pójdę ostatni - oznajmił - Strix - zwrócił się do kobiety - idziesz w środku.
 
Ramp jest offline  
Stary 01-05-2016, 23:14   #103
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Dxun, opuszczona świątynia
Po jego odpowiedzi przesłuchujący go mandalorianin przyglądał się mu długo. Wreszcie jeden z jego podwładnych zapytał:
- Poruczniku Kumus, co z nim robimy?
- Na razie nic. Opatrzcie go i mocno zwiążcie. Uważajcie na jego wszelkie niemożliwe sztuczki. Myślę, że Taylir będzie chciał z nim pogadać osobiście.
- Czyli zabieramy go ze sobą?
- Tak.
Chwilę później Baelish leżał mocno związany z przewiązanymi szmatą oczami na pace niedużego śmigacza, który gnał przez dżunglę. Pozostało mu jedynie czekać.

Orbita Irydonii, frachtowiec Brock
Nie pozostało im nic więcej do dodania. Decyzja została podjęta i teraz będą musieli się zmierzyć z konsekwencjami swoich czynów. Kaylara wprowadziła współrzędne Coruscant i uruchomiła silniki. Po chwili byli już w nadprzestrzeni. Do stolicy Republiki nie było stąd daleko, raptem trzydzieści pięć godzin podróży.
Karell przysiadł do wyprodukowania swojej wiadomości. Będzie musiał rozesłać ją zaraz po wyjściu z nadprzestrzeni. Wtedy też będą najbardziej narażeni na jakąś ostatnią, desperacką próbę działań wywiadu. Wszystko rozegra się na przełomie kilkunastu minut.

Korelia, Tyrena, kosmoport
Urlop minął zdecydowanie za szybko. Ledwo co pierwszy raz go przytuliła, a już szli w kierunku Lekkoducha by przekazać szalonej trójce jego pasażerów, że będą się musieli pożegnać z tym frachtowcem. Lana rozważała jeszcze kilka innych opcji, ale klasyczne rozwiązanie z awarią silników zawsze wychodziło jako najpewniejsze. Mical był tuż za nią. Chciał ją wspomóc w tej rozmowie. Oczywiście nikt nie zwracał na niego uwagi. Jego ukrycie się w Mocy było na mistrzowskim poziomie.
Lekki frachtowiec typu XS stał w tym samym miejscu, w którym wylądowali, ale odwrócony w inną stronę. Ciekawe czy wiązała się z tym kolejna śmieszna historia z jego właścicielem w roli głównej.
Derei w każdym razie zamierzała rozmowić się przede wszystkim z Lyn. Mechanik była najpoważniejsza z nich wszystkich, chomik na kofeinie którego przypominała Aenanya był trudny do opanowania. O Vashu nie wspominając.
Farrah robiła właśnie inspekcję silników. Kolzaar zagadywała przystojnego pilota lekkiego myśliwca, który stacjonował tuż obok.
- Mówiłem, że wszystkie światełka są zielone! – po rampie dziarsko zszedł van Halen. Kierował się do Lyn, kiedy spostrzegł Lanę. Pomachał do niej i podbiegł bliżej.
- Ooo, jesteś nareszcie, dziewczyny już mi tak za skórę zachodziły, że… - i nagle spojrzał w kierunku Micala. Musiał mieć niesamowity szósty zmysł, że zdołał wyczuć obecność Jedi, a co dopiero go zauważyć.
Obaj mężczyźni mierzyli się teraz wzrokiem. Vash co zrozumiałe był potężnie zaskoczony. Natomiast Mistrz Jedi również przyglądał się temu drugiemu ze sporym zdziwieniem. Jakby nagle coś zrozumiał.
- Lana, proszę zajmij pozostałe członkinie załogi, ja muszę zamówić kilka słów na osobności z panem van Halen, jak mniemam?
Derei spojrzała na zwykle roześmianego mężczyznę w czerwonym płaszczu. Gdyby go teraz spotkała w jakimś obcym miejscu, zapewne by go nie poznała. Zupełnie zniknęła jego wesoła powierzchowność, lekko przygarbiona i skulona sylwetka.
Stał teraz wyprostowany z zaciśniętymi pięściami. Największe zmiany były jedna na jego twarzy. Skupione spojrzenie i zaciśnięte usta wręcz epatowały ponurą determinacją. Nawet Sladek w swojej pełnej zbroi nie wyglądał tak groźnie.
- Zapraszam na mój statek – odparł Micalowi. Nawet głos Vasha brzmiał zupełnie inaczej. Obaj mężczyźni weszli po rampie do wnętrza Lekkoducha.
- Hej Lana! Jak było! – krzyknęła Kolzaar. Na widok Derei kompletnie olała urobionego już pilota myśliwca. – Masz jakieś fajne zdjęcia?

Kiffu,Baddonsa, kosmoport
- Mam nowe wiadomości – IG-7002 poinformował go od razu go wskoczył do kokpitu myśliwca. – Czekają na pulpicie.
Był na styk, więc przeczytać je był zmuszony dopiero po wskoczeniu do nadprzestrzeni. Wiadomości miał dokładnie dwie. Pierwsza była od centrali Sladka na Zonju V. Była to informacja o śmierci Lany Derei w eksplozji frachtowca Lekkoduch. Żelazny Tony osobiście wyznaczył nagrodę za jakiekolwiek informacje o winnych tej tragedii.
Druga informacja była od Zero, który podał konkretne miejsce spotkania na Coruscant. Widać osobiście postanowił się zaangażować w poszukiwania.
Sol miał ponad czterdzieści godzin na przemyślenie kilku spraw.

Korriban, ruiny Akademii Sith
- Coruscant? A co ciekawego jest na tamtym zadupiu? – odpowiedziała Kelevrze Strix. Widać dobry humor mimo wszystko jej nie opuszczał. Idąc za przykładem najemnika odłożyła jeden z blasterów i wyciągnęła latarkę.
- Normalnie mój kurwa mokry sen się spełnia – skomentowała dwuznacznie fakt, że Aaron kazał jej iść pomiędzy nimi.
Slevin prowadził całą drużynę ostrożnie naprzód. Wybierał tylko pewne stopnie schodów i wkrótce znaleźli się na holu głównym. Sufit zwieńczony był kiedyś przeszkleniem, teraz kompletnie zbitym, ale dzięki temu było tu jasno.
Podłoga była posprzątana. Nie uświadczyli tutaj ani kawałka gruzu czy innych śmieci. Wszystko było pokryte jednak warstwą pyłu, więc ktokolwiek utrzymywał tu porządek, przestał to robić dawno temu.
Wśród pyłu Kelevra mógł znaleźć kilka ludzkich śladów. Wyglądało na to, że Alkes przeszukiwał cały kompleks. Nie sposób było zobaczyć w którą stronę udał się jako ostatnią. Z tego pomieszczenia było ponad sześć wyjść, w tym połowa zawalona.
Wtedy też usłyszeli warkot dochodzący z jednego z korytarzy. W jednej chwili każde z nich podniosło broń i wycelowało w tamtym kierunku.
Zdalniak długo się nie zastanawiał i poleciał w tamtym kierunku znikając trójce najemników z pola widzenia. Rohen natomiast wszystko miał jak na dłoni. Jego droid przeleciał dwa załomy korytarza i znalazł się nad zarwaną posadzką. Jego kamera lustrowała wszystko powoli przekazując obraz swemu panu.
Pomieszczenie było kiedyś salą treningową, bądź salą tortur. Trudno było się określić, pogniecione klatki w rogu mogły mieć różne zastosowania. Z Sithami nigdy nie było wiadomo. Najbardziej jednak uwagę przykuwała spora bestia, zajęta obgryzaniem kości hssissa.
Robiła to z wielkim zaangażowaniem, od czasu do czasu powarkując. Tuż obok była w ścianie duża dziura, przez którą ta bestia musiała się dostać do środka akademii. Kamera droida wychwyciła także jeszcze szczegół. W jednej z klatek leżała odgryziona w łokciu ręka. Dłoń nadal był zaciśnięta na wyłączonym teraz mieczu świetlnym. Wokół walały się zakrwawione strzępy szaty Jedi, w tym torba podróżna. Jeśli Alkes miał jakiś datapad z danymi, to musiał się znajdować właśnie tam.

Telos, kosmoport
Z trudem, ale udało jej się w końcu dotrzeć na pokład Nilusa. Siedząc na fotelu pilota czekała aż środki przeciwbólowe zaczną działać. Cały bark miała obolały, niestety nic poza stwierdzeniem tego faktu nie była w stanie zrobić. Czy był nadwyrężony, czy może coś poważniejszego, tego już nie potrafiła stwierdzić. Przez terminal zamówiła pomoc medyczną, która miała lada chwila zapukać w śluzę statku. Nie miała pojęcia co teraz zrobić. Tracąc droida w ruinach została sama i to bez ochrony.
W takim stanie w jakim była nie mogła opuścić planety, bo jeśli dolega jej coś poważnego to nikt jej nie pomoże jeśli zasłabnie, skończyły jej się leki, albo od nich gorzej się poczuła. Powinna poszukać pomocy.
Jej zamartwianie się przerwał sygnł oznajmujący że przyszedł komunikat. Emily spojrzała na panel i włączyła holoprojekcję. To była jedynie infomacja, że Andariel spóźni się na załadunek.
“Jakbym dość już problemów nie miała” jęknęła w myślach. Z całych sił starała nie popłakać się. “Ale przecież to głupie rozpaczać po droidzie” pomyślała pociągając nosem.
Dziewczynę naszła nostalgia, gdy wspominała jak to wszystko się zaczęło, ile razy HK-50 uratował im wszystkim życie. Raz nawet sprzątnął gości, którzy mieli być ich sojusznikami, a tak naprawdę planowali zamordować ich. Emily do tej pory nieufnie spoglądała na łuskowatych obcych i tych odzianych w zbroje mandalorian. Wielokrotnie odmawiała aplikującym na załogę jej statków jeśli okazywali się przedstawicielami tych grup. Ale HK ich ochronił, tak samo później na Zonju V dopilnował, żeby jej siostrze nie stała się krzywda. Przywiązała się do niego. I choć miała w magazynie Nilusa tyle części do tego modelu droida, że spokojnie mogłaby zbudować drugiego to i tak nie będzie to samo. Straciła go przez swoją głupotę.
Jeszcze zastanawiała się czy nie pójść i nie poszukać go. Ale co mogłaby zrobić?
- Nic - odparła sobie z żałością w głosie.

Dxun, mandaloriańska placówka
Posadzono go na krześle. Wokół rozmawiało kilku żołnierzy, ale robili to szeptem i nie mógł zrozumieć treści. Wreszcie ściągnięto mu szmatę z głowy. Przymrużył oczy, ale było to zbyteczne gdyż w pomieszczeniu było raczej ciemno. Przed nim stał żołnierz, którego zbroja znacząco się różniła od znanych Jonowi mandalorian.
Stał oparty o duży terminal, ręce miał założone na piersi i badawczo przyglądał się skutemu kajdankami Rycerzowi Jedi.
Wreszcie kliknął w jeden przycisk i na ekranach za jego plecami pojawiło się kilka zdjęć jego samego sprzed kilku lat, oraz wiele różnych informacji o nim samym.
- Jon Baelish. – odezwał się wreszcie mężczyzna w srebrnym pancerzu. - Gdyby nie te dane, chyba byłbym cię kazał rozstrzelać. Nadal trudno mi uwierzyć, że Rycerz Jedi dał się tak zaskoczyć i obezwładnić. Może po prostu jestem przyzwyczajony do zupełnie innego poziomu – mruknął. Skinął głową i jeden z jego ludzi rozłączył kajdanki, którymi był skuty siedzący.
- Teraz bez bajek poproszę. Dlaczego Mical tu cię przysłał? Czyżby przestał szanować naszą umowę i chciał zdobyć na nas jakieś haki? Czy w związku tym mam również zacząć działać na własną rękę przeciwko waszej szkółce niedzielnej?

Orbita Coruscant, frachtowiec Brock
Panorama tej ekumenopolis zawsze robiła wrażenie. Setki tysięcy statków naprzemiennie dokujących i startujących każdej minut przypominało rój pszczół przy ulu. Populacja przekraczająca bilion mieszkańców sprawiała, że nawet tutaj jak ktoś chciał to mógł zniknąć.
Kaylara przełączyła ich frachtowiec na tryb dryfowania, ale silniki cały czas były włączone. Teraz gdy się nad tym zastanowiła, to siedzący obok mężczyzna miał częściowo słuszność. Nikt nie zaryzykuje wielkiego pościgu i strzelaniny pod okiem tylu gapiów.
Karellen wysłał swoją wiadomość i pilnie obserwował skrzynkę odbiorczą. Został zalany masą informacji praktycznie od razu. Dominowały oferty kosmoportów, hotelów, poradni w poradzeniu sobie ze służbą celną, a nawet znalazło się kilka ofert powiększenia sobie męskości. Wrzucił filtr i czekał na to na co naprawdę liczył. Wreszcie przyszły trzy odpowiedzi, praktycznie w tym samym czasie. Odezwała się oczywiście 4 Flota prosząc o natychmiastowe stawienie się w ich bazie na orbicie, celem wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Informowali też o tym, że krążownik „Łapacz” zostaje w trybie pilnym wezwany z powrotem do bazy i przejdzie natychmiast audyt by wykryć wszelkie nieprawidłowości.
Druga wiadomość była od centrali Floty, gdzie w ostrych słowach pytano kim oni tak naprawdę są i gdzie jest komandor Hien, na którego ten statek jest zarejestrowany. Widać ktoś niezbyt przyłożył się do przeczytania treści komunikatu Karellena.
Ostatnia informacja była od niedużego biura handlowego „Sandro inc.”, które było znaną Quest przykrywką dla transportu komandosów na tajne misje. W kilku słowach zapraszano na rozmowę. Proszono też o nie udzielenie odpowiedzi innym oferentom, gdyż może to pozostawić niepożądane przez nikogo ślady.
Przyglądali się tym przez chwilę i wtedy pojawiła się czwarta wiadomość. Jej nadawca zadziwił oboje pasażerów Brocka. Wielki Mistrz Jedi zapraszał ich do Akademii gdzie oferował schronienie z nadaniem statusu uchodźcy.

Korelia, Tyrena, kosmoport
Rozmowa z Aenanyą nie kleiła się. Lana nie mogła się powstrzymać by nie spoglądać w kierunku rampy, gdzie zniknęli na rozmowę Mical i Vash. Wreszcie ten drugi się wychylił i ją zawołał.
- Lana mogę cię na chwilę? Mam intymną sprawę… - znów miał ten wyszczerzony wyraz twarzy. Kolzaar tylko pokręciła głową i kiwnęła na Derei by ta poszła do tego głupka.
Mical i van Halen stali w korytarzu.
- Rozbijamy ten statek – odezwał się Jedi. – Lecimy moim na Coruscant i tam się rozliczamy. Musisz tylko przekonać do współpracy mechanik i później twoją siostrę, by oddała im swój frachtowiec.

Orbita Coruscant, ciężki myśliwiec
Sytuacja się mocno komplikowała. Na wszystkich kanałach nadawano wniesione właśnie przez część senatorów z partii reformatorskiej wotum nieufności wobec Wielkiego Kanclerza i jego rządu. Wiązało się to z zjazdem tysięcy senatorów oraz setkami tysięcy ich świt, gości, lobbystów i wszelkiej maści szumowin babrających się w tym gównie zwanym polityką. Zhar-kan nigdy się tym jakoś nie przejmował, ale czytając teraz wieści z ekstranetu wywnioskował jedno. Znalezienie choćby miejsca w pobliżu punktu zbornego z Zero będzie trudne.
W obliczu takiego najazdu siły policyjne również będą mieć się na baczność. Przemykanie w cieniu będzie trudne jak nigdy.
Z drugiej strony Sol mógł po prostu skorzystać z tego, że najciemniej pod latarnią i po prostu poprosić o miejscówkę Akademię Jedi.

Korriban, Dreshdea, kosmoport, ciężki myśliwiec Baldr
Rohen nie miał czasu przetrawić informacji, które przekazywał mu Med-1 kiedy spostrzegł kolejne zagrożenie. Rodianin, któremu Strix zawinęła sprzed nosa klientów postanowił mimo wszystko nieco dorobić. Widział jak nieśli ciężko rannego padawana, więc mógł zakładać, że chłopak stracił przytomność. Mimo wszystko takie działanie było oznaką desperacji. Przecież jeśli któryś z najemników się o tym dowie to po prostu tego nieudolnego przewodnika zabiją.
Problem był taki, że desperaci byli zazwyczaj gotowi na wszystko. I na to właśnie wskazywał blaster w dłoniach owego rodianina.
Morlan był zdany zupełnie na siebie. Nogi nadal odmawiały mu posłuszeństwa. Znalazł się w nieciekawej sytuacji. Z drugiej strony, gdyby nie to że mirialan był tutaj, to mogliby nie mieć czym wracać na Coruscant.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 01-05-2016 o 23:25.
Turin Turambar jest offline  
Stary 02-05-2016, 10:52   #104
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Wcześniej, nadprzestrzeń

Wiadomość o śmierci Laurienn była zaskakująca i wyraźnie wybiła go z rytmu. Mało brakowało do tego by zmusił droida do zmiany kursu, ale ostatecznie się opanował. W końcu jaka była szansa na to że rzeczywiście spotkał ją smutny koniec? Bardziej prawdopodobne było to że upozorowała swoją śmierć jak kiedyś Yuthura, choć nie mógł mieć absolutnej pewności. Na Coruscant z pewnością będą wiedzieli co się dzieje. No i jeśli Hayes faktycznie nie żyje to powinien dostać nowego przełożonego. Powinien też znaleźć i zaopiekować się Emily.

Teraz, orbita Coruscant

- Ciasno tutaj. Daj mi moment, może ktoś z moich znajomych z wojska będzie mógł nam pomóc. - rzucił Sol do droida i wszedł na ekstranet. Przez moment zastanawiał się nad skontaktowaniem z admirałem Onasim, ale uznał że to debilny pomysł. Podłączył się do portalu społecznościowego i wstukał “Shani Werden” w wyszukiwarkę. Wyskoczyło mu kilka wyników, ale na tylko jednym z nich kobieta nosiła mundur. Otworzył chat i wklepał krótką wiadomość.
“Cześć, jesteś może na Coruscant? Mam problem ze znalezieniem miejsca, byłbym dozgonnie wdzięczny gdybyś pozwoliła mi szybko wyskoczyć w jakiejś ustronnej, wojskowej placówce, mój statek poleci potem na orbitę.”
Trudno, żeby liczył na natychmiastową odpowiedź, jeśli kobieta była w pracy. Okazało się, że jednak znalazła moment, by mu tą informację przesłać.
"Strefa dla kurierów w sektorze 6, podaj się za jednego."
"Dzięki. Odwdzięczę się kiedyś." odpisał krótko i przekazał droidowi instrukcje.

Teraz, Coruscant

Ruch jaki panował na planecie był przytłaczający. Zazwyczaj na Coruscant ciężko ze znalezieniem miejsc parkingowych, czy też odrobiny przestrzeni dla siebie, ale to co działo się tam teraz było absurdem. Podchodząc do lądowania zauważył przynajmniej kilka stłuczek na różnych poziomach tego miasta. Zdał sobie sprawę z tego że samo wylądowanie to był dopiero początek jego problemów, potem musiał znaleźć transport, a nawet jak go znajdzie to dotarcie do Zero, czy też Akademii pochłonie kolejne godziny.
W końcu płozy jego statku dotknęły lądowiska, Sol szybko wyskoczył na betonowe płyty, a myśliwiec którym do tej pory latał wzbił się w powietrze. Przywitały go lufy czterech karabinów wycelowane prosto w jego twarz.
- Imię, nazwisko, powód pobytu, papiery, i cała kontrabanda na bok. Teraz. - szczeknął dowódca.
- Zhar-kan Sol, kurier, proszę oto mój dowód osobisty. - odparł najemnik i podał żołnierzowi dokumenty. Ten szybko porównał holo zdjęcie z twarzą Sola i kiwnął karabinem w kierunku pasa najemnika.
- Oczywiście zostawiam wszystko pod państwa opieką na czas pobytu. - powiedział najemnik i odpiął od blaster, a z pleców ściągnął karabin. Bronie powędrowały do specjalnego pojemnika, gdzie miały czekać na powrót właściciela.
- A wibroostrze i pancerz?
- Zgodnie z prawem każdy obywatel republiki ma prawo do posiadania środków obrony własnej. I admirał Onasi byłby bardzo zły gdyby coś mi się po drodze stało.
- Trzeba było od razu mówić że przesyłka dla wojska. - rzucił dowódca i wyraźnie się wyluzował - Droga wolna. - dodał i wskazał swoją bronią wyjście.

Gdy tylko wyszedł na zewnątrz przywitała go pustka na postoju dla taksówek. W obecnym momencie każdy gdzieś się śpieszył, a taksiarze właśnie wyrabiali po 300% normy. Zaklął cicho i spojrzał na pobliski przystanek airbusów. Był tam gigantyczny tłum ludzi, głównie osób klasy średniej, której nie było stać na prywatny transport. Między istotami z najróżniejszych części galaktyki migali pomniejsi złodzieje, wyciągając kredyty z kieszeni nieuważnych. Po kilku minutach podjechał pojazd, a na jego czele świecił się napis.

“Linia transstrefowa 382. Akademia Jedi.”

Z ciężkim sercem wszedł do busa, jedną dłoń opierając na rękojeści swej broni, a drugą trzymał datapad z zakodowanymi na nim funduszami. W swoim pancerzu wyraźnie górował nad zebranymi i wyglądał, delikatnie mówiąc, groźnie z dziurami w opancerzeniu i spojrzeniem skrytym za przeciwsłonecznymi okularami. Mógł mieć tylko nadzieję że nikt nie wpadnie na głupi pomysł szukania z nim zwady.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 02-05-2016, 20:19   #105
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Pogładził oswobodzone ręce, badając wzrokiem otoczenie. Mandalorianie zrozumiale nie patyczkowali się z nim, ale był wdzięczny za to, że go opatrzyli. A teraz po podróży ścigaczem siedział naprzeciwko ich dowódcy. Kto by pomyślał, że wywołam takie poruszenie? Zbroja tamtego wyglądała naprawdę imponująco, jeszcze bardziej niż te posiadane przez jego podwładnych. Widać było, że jest tutaj liderem i Jon czuł podświadomie, że nie warto było z nim zadzierać.
Puścił mimo uszu uwagę tamtego, wręcz identyczną do tej porucznika Kumusa. Mógłby jak głupi tłumaczyć każdemu zaskoczonemu jego poziomem umiejętności, że jego nauka trwała dopiero siedem lat, a Rycerze z którymi Mandalorianie walczyli podczas wojny byli zazwyczaj szkoleni od dziecka i mieli o wiele więcej lat treningu za sobą niż on, ale to była walka z wiatrakami. Jeśli w swojej ignorancji wymagali, żeby po praktycznym upadku Zakon był on równie potężny jak niegdyś, gdy istniał od setek lat, Jon nie zamierzał ich wyprowadzać na siłę z błedu. On wiedział, że to nie zależało od niego i choć takie komentarze najeżdżały troszkę na ambicję, to go nie złościły, tylko zaledwie lekko irytowały i w pewien sposób motywowały do dalszego rozwijania się. Z drugiej strony nie mógł ich przecież za to do końca winić - jeśli, jak to ujął Mandalor, byli przyzwyczajeni do czegoś zgoła innego, to nic dziwnego, że ich pierwszą odruchową reakcją było zdziwienie. Może nawet rozczarowanie, że Jon nie był na tyle godnym przeciwnikiem, jakiego by oczekiwali.

Ale nie to było teraz najważniejsze. Ze zdziwieniem i zadowoleniem przyjął wieść, że wiedzą, kim jest. Może teraz mu uwierzą.
- Od początku chciałem bez bajek, ale się nie dało. Nic nie wiedziałem o waszej umowie z Micalem, jestem tutaj z własnej inicjatywy i nie było moim celem wchodzić wam w drogę. Jeśli macie tam informacje o mnie – wskazał na terminal za plecami rozmówcy – to wiesz, że mam rodzinę na Onderonie. Nie widziałem się z nimi od kilku lat, więc przy okazji postanowiłem ich odwiedzić, sprawdzić jak u nich. Dowiedziałem się od sąsiada, że ciocia nie żyje, a wujek i kuzynka są na tym księżycu, więc zdecydowałem się ich poszukać. Wujek musiał gdzieś wylądować, więc chciałem poszukać czegoś w rodzaju lotniska i od tamtąd zacząć poszukiwania. Ale po drodze zostaliśmy zaatakowani przez jedną z bestii i rozbiliśmy się w środku dżungli. Z czubka drzewa jedyny budynek jaki widziałem to była ta wasza świątynia, więc tam ruszyłem. Resztę historii już pewnie znasz. Jeszcze raz powtórzę, że nikt mnie tu nie wysłał i jeśli tylko Mistrz Mical powiedziałby mi o umowie, nigdy bym się tu nie znalazł.
- Twoja legenda jest całkiem spójna i przygotowana z najdrobniejszymi detalami, ale to nie znaczy, że ci uwierzę na słowo. Pozostaje tylko jedno. Zawołajcie ją.
Nie minęła chwila, a do pomieszczenia wszedł kolejny żołnierz jednak o zdecydowanie drobniejszej budowie niż reszta, choć również ciężko opancerzony.
- Potwierdzisz jego tożsamość? - zapytał dowódca.
Nowoprzybyły patrzył chwilę na Jedi, po czym stwierdził:
- Ryj strasznie brzydki, ta blizna to chyba coś nowego, ale mogę potwierdzić. To Jon Baelish - głos należał do kobiety.
- W porządku, możesz odejść - odparł jej przełożony.
Ta zasalutowała i szybko opuściła pomieszczenie.
- Czyli jestem zmuszony cię wypuścić. Odstawimy cię do Iziz na Onderon - zakomunikował.
Odprowadził wzrokiem tamtą kobietę. Kto mógł tu go znać? Przecież to chyba nie była Otiana? Miał tylko swoje domysły.
- W porządku. Nie chciałem wywołać żadnych problemów. - siedział przez chwilę zamyślony - Jeśli mogę... Kto to był?
- Mandolarianin. - odparł twardo dowódca.
- Rozumiem. - nawet nie próbował go przekonać by zmienił zdanie. Czuł, że większy sukces odniósłby przepychając górę. - Jeśli natraficie jakimś cudem na klatooinianina o imieniu J'jean, to był on ze mną na statku i nie będzie wam życzył źle. Podobnie ludzie o imionach Galesi i Otiana, ale jeśli ten Mandalorianin jest tym, kim podejrzewam, to pewnie o tym wiecie. W każdym razie jeśli napotkacie któregoś z nich to wyślijcie wiadomość do Akademii. Zapłacę za fatygę. - wstał powoli - Mogę prosić o zwrot miecza?
- Dostaniesz go na Iziz - odparł nadal z założonymi rękami. - To, że wiemy kim jesteś, nie znaczy że będę ci ufał.
- Rozumiem... Rozsądne podejście.

Chciałby zrobić więcej, ale niektóre rzeczy były poza jego zasięgiem. Stratę statku wraz z J'jeanem i Pablem był w stanie przeboleć. Nie znał ich, do wypadku nie doszło bezpośrednio z jego winy i zrobił co mógł, by do niego nie doszło, więc nie obwiniał się. Zwykły pech. Co do wujka i kuzynki... Jeśli tylko Mandalorianie wysłuchają jego prośby, jest duża szansa, że jego krewni zostaną ocaleni - w końcu musieli dobrze kontrolować swoją dżunglę. A jak ta kobieta to rzeczywiście była Otiana... Przynajmniej wiedziałby, że sobie jakoś radzi i że żyje. Może tak byłoby nawet lepiej. W każdym razie zrobił, co było w jego mocy w tych niesprzyjających warunkach.
Pora wracać do domu. Minęło sporo czasu... Zastanawiał się, czy wspominać o małym zboczeniu z kursu w raporcie. Mistrzowie na pewno zrozumieją. Laurienn kiedyś zniknęła na pół roku i wszystko zostało wybaczone, to jeden dzień zwłoki też powinni zaakceptować. Oprócz tego wykonałem misję nawet z nawiązką, więc w razie czego ich udobrucham. Teraz, gdy o tym pomyślał, nie mógł się doczekać aż wróci i sprawdzi na własną rękę, co wydarzyło się ciekawego pod jego nieobecność.
 
Kolejny jest offline  
Stary 03-05-2016, 17:17   #106
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Śmierć innego padawana była przygnębiająca. I głupia jeśli nie oddał życia w ważnej sprawie. Rohen koniecznie musiał się dowiedzieć za co on oddał życie. W imię czego i dlaczego? Chodziło pewnie o coś związanego z Mocą i Sithami. Każdego pociągała możliwość zwiększenia mocy. On nie był tu wyjątkiem. Akademia jednak dopiero raczkowała jej nieliczni członkowie nie mogli się tak narażać. Nakazał powrót Med-1 do pozostałych członków ekspedycji. Całą scenę potwierdzającą śmierć Qltarza sfilmował. Włączył cichy przekaz radiowy i gdy droid był blisko grupy przemówił z jego pomocą do reszty.

- Jest tam jakiś duży drapieżnik, zabił Alkesa. Odzyskajcie jego datapad i miecz świetlny na potwierdzenie jego śmierci dla Akademii. Dobrze byłoby wiedzieć czego tu szukał i za co oddał życie. Med-1 sprawdzi zawartość datapada gdy go odzyskacie. Skoro nie uratowaliśmy Alkesa wolałbym nie wracać z pustymi rękami do Mistrzów Akademii.

Mógł poprowadzić krótką rozmowę z grupą, gdyby nie zdecydowali się podjąć walki z potworem. Wątpił jednak by tacy zabijacy odpuścili i okazali strach. W końcu takie sytuacje to poniekąd element ich fachu. Prędzej wyobrażałby sobie Slevina odpuszczającego zadanie ze względu na wymogi dotyczące etykiety. Niż zniechęconego większą czy mniejszą górą mięsa na jego drodze.

Gdy padawan dostrzegł Rodianina z bronią w ręku pokręcił głową. Znał podstawy pilotażu, więc przycisk ognia nie był mu obcy. Włączył minimalne osłony statku zamykając jednocześnie szczelnie statek. Następnie wziął Rodianina na cel i z broni mniejszego kalibru chciał go odstrzelić. Zabijanie szumowin nie było dla niego problemem. A ten osobnik nie miał czystych intencji. *
 
Icarius jest offline  
Stary 03-05-2016, 23:25   #107
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Strix i jej czarny humor coraz bardziej mu się podobały, ale już podróżował z taką jedną i skończyło się to dla niego klęską. Na szczęście mógł sobie pozwolić na odrobinę sarkazmu i ironii już teraz, Jedi i jego żołnierzyk zachowywali się niestety jakby w dupy ktoś wsadził im kije.
- Nie uwierzysz Strix, Coruscant to taka planeta na której nie ma piasku. Wszędzie budynki, ale nie ma piasku. Ani ziarna piasku, same budynki. I mówiąc budynek mam na myśli wysoki budynek, a nie namiot rozbity na klepisku. - tą ironię którą miał w głosie z pewnością zrozumiałaby nawet najbardziej wyprana z humoru istota.

Kiedy usłyszał przekaz Jedi, ustawił się bokiem do żołnierza i zapraszającym gestem, na przekór sytuacji zbyt uprzejmym, z lekkim skłonem i kiwnięciem dłoni, zaprosił go przodem.
- Duże spluwy idą przodem. My, maluczcy zabezpieczymy Ci pośladki.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 04-05-2016 o 20:44.
SWAT jest offline  
Stary 04-05-2016, 19:43   #108
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Najpierw zmarszczyła brwi i mruknęła pod nosem burczące "HM!" a potem je podniosła do góry i przeczesała ręką po jasnych włosach.
Spojrzała się to na wyświetlacz to na Karellena i zawisła nad klawiaturą.
-Sandro incorporation, to jak się domyślasz moja przykrywka.-Wyjaśniła towarzyszowi.
Domyślała się, że pewnie dobrze wie i zapewne to też już wyczytał z pamięci komputera, ale nie rozmawiali o tym wcześniej i wolała jednak o tym przypomnieć na wszelki wypadek.-Wiesz na pewno jak to działa. Tajne misje, podwójne tożsamości i inne takie duperele. Ale teraz nie wiem, czy można im ufać. Może należy. A może niekoniecznie, w tym całym zamieszaniu już nie wiem kto jest dobry a kto zły. Może masz rację. Może to ja jestem ta zła.-Wcale się nie uśmiechała. To nawet nie był cierpki żart.
-Ale nie mam pewności co do tych Jedi...-Podrapała się po nosie, wpatrując się w wyświetlane na monitorze litery.-Warto im zaufać?-
Wiedziała, że rozmowa z Karellenem będzie kwadratowa i i tak pewnie zrobi co będzie chciał albo to jakoś na niej wymusi. To był trudny... człowiek. Wkurwiał ją,nie odpowiadał na pytania, nie zachowywał się jak na przyzwoitego człowieka przystało, a jednak cały czas chodził w jednym kawałku.
-Proponują status uchodźcy. Pff....To pojebane. Urodziłam się na Coruscant i mam być uchodźcą na...Coruscant? I jeszcze nic złego nie zrobiłam...-Westchnęła ciężko, opierając się o krzesło.
Czuła się przytłoczona tym wszystkim. Najchętniej już znalazła by się we własnym mieszkaniu, gdzie mogła by zdjąć zbroję, ciuchy i walnąć się na łóżko z tabletem i odmóżdżyć się przeglądając pierdoły na HoloNecie. Już jej się naprawdę nie chciało z niczym mierzyć, nikogo przekonywać do swoich racji, o nic walczyć.
To nie były jej problemy. Ona była niewinna. To nie było jej zmartwienie. Ona wykonała świetnie swoją robotę, zrobiła dokładnie to, co było w rozkazach, należał jej się awans i podwyżka jak psu buda.
A nie, ten cały burdel na kółkach i mutant cyrkowiec.
-No wypowiedz się. I tak wiem że masz swój pomysł na to wszystko.-Pospieszyła go znużonym głosem.
 
Ravage jest offline  
Stary 06-05-2016, 00:29   #109
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Nie rozpamiętywał tej sprawy z kolanem, nie miał urazy. Takie rzeczy się zdarzają. Ważne jednak było, że regeneracja przechodziła bez komplikacji. Wracał do zdrowia, chociaż na pełną sprawność jeszcze trochę poczeka.
Całe macanie zakończył porządnie zapakowując nogę w opatrunki. Posprzątał cały bajzel co się narobił przy okazji jego babrania.
Rozsiadł się przed konsolą i zaczął produkować tekst obfity w urzędowy bełkot i ukryte znaki.

O tym co zamierza mógłby opowiadać długo, ale nie miał ochoty się rozwodzić i rzucać słowa na wiatr. Coś jednak nie zaszkodzi mu napomknąć.
- Wyjdę na przeciw przeznaczeniu- zaczął standardowo, drażniąc dziewczynę.
- Spodziewam się, że oczekują ode mnie rzeczy nie możliwych- rozwinął. Pewnie zapomnieli o tym dlaczego go zamrozili.
- W co się wlicza podniesienie republiki z kolan- kiedyś specjalizował się w kreowaniu kryzysów. Teraz będzie im zaradzał. Przypomni im dlaczego się go bali.
Oczywiście istniała jeszcze sprawa jego ludzi, która nieustanie widniała na horyzoncie jego działań. Wszytko w swoim czasie.
- Bardzo ciężka praca mnie czeka- trochę jakby kłamał, bo plecenie sieci manipulacji to jedyne co znał.
- Zrobię co trzeba aby ten statek nie zatonął- nawet jak sami nie będą o to prosili lub mu tego wręcz zabraniali.

-Tak- odpowiedział mgliście na wywód komandosa. Nawet nie patrzył na napływające wiadomości. Pochłaniał go widok, i wszystko co się z nim wiązało. Jeszcze nie potrafił tego rozgryźć, czy jak go nie było to coś stracił. A może właśnie zyskał, szansę. Nie tylko dla siebie.
Nie otrzymał tego czego chciał, nawet odrobiny. I jeszcze nie był pewny czy to dobrze czy źle. Jej brak mógł oznaczać wszystko.
- Jeśli chcemy aby traktowali nas poważnie- zaznaczył sedno.
- To akademia jest ostatnim miejscem. A ci hipokryci są ostaniami osobami, którzy będą mówić za nas- nie krył tego co dla niego znaczyli.
- Sandro- pokiwał głowa. Nie musiał wspominać o tym co już powiedziała na temat pośrednika.
- Wojsko natomiast- tu również nie miał pochlebnych słów.
- Oni nawet jakby chcieli to nie dostrzegą najprostszych faktów- darował sobie dalsze rozwijanie opinii.
- 4 Flota- brzuch bestii. Uważał, że tam odbędzie się ostatni akt.
- To tam powinniśmy wywalczyć nasze życie- im bliżej byli przeciwnika, tym większą mieli szansę na unikniecie ciosu.
- Wiem że to brzmi niedorzecznie, ale to jest jednym sposób aby doprowadzić to do końca- przekonywał, również i samego siebie.
- Zaufaj mi ostatni raz- prosił, chociaż pozostawił ją bez wyboru.
 

Ostatnio edytowane przez Krzat : 06-05-2016 o 00:36.
Krzat jest offline  
Stary 06-05-2016, 22:41   #110
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Wnętrze ruin dosłownie przypominało ruiny. Wewnątrz dużej sali w której przystanęli było wyjście na kilka korytarzy. Z jednego z nich został usłyszany dziwny dźwięk, albo raczej mlaskanie, był to straszny dźwięk potwora jedzącego swój posiłek. Kamerzysta wysłany do towarzystwa przez Rohen’a poleciał zaraz zobaczyć o co z tym chodzi. Chwilę później komunikat od padawana rozwiał reszcie wątpliwości. To coś było dużo, bardzo duże i pożerało coś z czym owa grupka miała okazję się jakiś czas temu na tej planecie zmierzyć. A skoro hssissa była zjadana, to ów stwór był o wiele większy, a to nie wróżyło nic dobrego.
Kelevra też miał dobry humor. Ale nie dziwota, lepiej jak mial dobry humor niz mialby narzekac. Zawsze rozluźni atmosfere. Tym bardziej z pierwszeństwem przejscia. Oczywiscie Martell najbardziej obładowany musial isc jako pierwszy.
- Jesteś nade uprzejmy, rozumiem ze nie zawsze jestes tak miły? - uśmiechnął się do Slevina - Ale tylko tym razem, i tak jak mowiles, ubezpieczajcie mi tyły - zaznaczył.
Uruchomił tarcze energetyczne w razie czego, gdyby tak jego sojusznikowi odjebało w głowie i zachciało mu się strzelać mu w plecy. Każde ubezpieczenie się przyda. Sprawdził stan naładowania exoszkieletu, dzięki niemu będzie mógł biegać szybciej i może da rady oddalać się w razie potrzeby od potwora. Na razie podchodził powoli, zobaczy jak sie akcja rozwini i wymyśli coś, żeby zbytnio nie ucierpieć.
 
Ramp jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172