Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2019, 21:24   #41
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Plan był prosty. Opal zagadała do kelnerki i po dłuższych pertraktacjach wyciągnęła przebranie kelnerki. Dopiero później zdała sobie sprawę, że w zasadzie wystarczyło jej znaleźć pattern w meshu, a jej smarthcloth zrobiłby resztę. Swoje gapiostwo dziennikarka starała się wytłumaczyć autentycznością. Przecież kelnerka powinna mieć swoje własne ubrania. Kto każe dziewczynom w mieszkaniu się przebierać?? Zostawiając jednak za sobą tę idiotyczną sytuację Opal znalazła miejsce bez kamer i przebrała się. W tym samym czasie jej skóra zmieniła kolor na zdrowy odcień opalonej kaukaskiej karnacji. Twarz została trochę niemodnie wykonturowana makijażem, aby ukryć typowo neo-afrykański nos morfa. Całość ostatecznie przypominała nieco mieszankę neo-azjatki z neo-afrykaninem. Peruka niestety musiała zostać.
Opal dopytała się jeszcze kelnerki czy Vip zamawiał cokolwiek w którymkolwiek momencie. Z tymi informacjami wybyła spokojnym krokiem w stronę pokoju. Kiedy otworzyły się drzwi Opal zaczęła swoje przedstawienie.
- Mogę przyjąć zamówienie?

Ramirez czuwał. Blokowanie połączeń zdalnych było typowym zabiegiem bezpieczeństwa… gdyby tylko miał n miejscu swojego morpha z baterią własnych skanerów może udałoby mu się ocenić czy to tylko zwykłe odłączenie czy też zakłócanie…

- Opal - okienko komunikatora u dziennikarki pokazało nową wiadomość -Przyjrzyj się dokładnie i jeśli masz jakieś skanery to przeskanuj pokój w poszukiwaniu urządzeń elektrycznych. Jeśli nie to musisz zbliżyć się do celów i nawiązać bezpośredni kontakt.

Cyfrowa pluskwa była gotowa wystarczył krótki kontakt aby uzyskać feed’a i połączenie do wskaźnika GPS albo nawet większej porcji danych z morpha celu.

- Hmm? - przez moment Petro wydawał się być zaskoczony pytaniem kelnerki. - Czy ja nie mówiłem już, że nic nie chcę?
Opuścił lekko głowę patrząc na Opal badawczo, po czym machnął ręką.
- Twoja koleżanka tu przed chwilą była. Dogadajcie się kto mnie obsługuje, albo nie będzie napiwków.

Kelnerka zaklęłą cicho pod nosem wywracając oczami. Skan zaczął działać i każdy ruch oczami był przydatny.
- Wybacz szefie. Jak nie chcecie nic z baru potrzebujecie czegoś innego? - kobieta miała irytujący do słuchania akcent zblazowanej cizi. Stała też opierając się mocniej na jednej nodze i jej biodra były przez to mocno wypchnięte w jedną stronę. Nieco luźno prezentując morfa.

- Czegoś innego? - Petro zmarszczył brwi, po chwili się uśmiechnął i pochylił na kanapie do przodu. - Czyli chcesz dorobić na boku?
Opal przeskakiwała wzrokiem po pomieszczeniu zmieniając tryby widzenia. Mikrofale pozwoliły dostrzec szczegóły. Petro miał schowany pistolet pod stolikiem. Podczerwień pozwoliła potwierdzić, że inżynier jest w biomorfie, a jego ochroniarze to tzw. “zimne rękawy”. Wyniki skanowania lidarem były ciężkie do przeanalizowania “na już”, ale powietrze na pierwszy rzut oka wydawało się być czyste od niewidzialnych gazów. Dopiero powtórne przeczesanie pomieszczenia pozwoliło uchwycić jakieś urządzenie przypięte do paska Mahakaviego. Nie wyglądało na ecto, a Opal nie miała pojęcia co innego można by było tak nosić.

Utrzymując charakter dziennikarka kontynuowała.
- Szefie, ja wiem że vipy lubią coś extra, a ja kredytami nie pogardzę. Plus zawsze wymówka, aby nie schodzić w tę dzicz - uśmiechnęła się krótko i prawie uroczo.

Petro spojrzał przez szybę dzielącą pokój od głównej hali i po chwili wrócił uwagą do Opal. Uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Niech będzie. Umiesz tańczyć?

Przez krótki moment dla Opal czas zwolnił. Mental speed pozwolił jej przyswoić kilka wideoklipów z paniami tańczącymi dla mężczyzn. Westchnęła mentalnie zachowując poprzedni wyraz twarzy. Nie była najlepsza w te klocki. Ani nie miała wytrenowanego morfa ani też nie uczyła się tego. Miała tylko swój instynkt do dyspozycji i urok osobisty jakim mogła markować wszelkie błędy.
- Mam nadzieję, że wystarczająco aby was zadowolić - odpowiedziała pewnie uśmiechając się na jedną stronę. Weszła do pokoju zaczynając już kręcić biodrami. Zatrzymała się naprzeciwko Mahakaviego.
- Nie znam was, więc zapytam. Najpierw patrzycie czy od razu wolicie z bliska?

Spojrzenie jakie rzucił jej mężczyzna dało do zrozumienia, że nie był zadowolony z tego pytania. Stuknął kilkukrotnie w blat stołu wywołując jakieś funkcje. Nagle muzyka z hali została całkowicie wytłumiona i zastąpiona inną. Mniej agresywną, ale bardzo rytmiczną.
- Mamy trochę czasu - oznajmił po chwili ponownie opierając się na kanapie. - Nie śpiesz się.
Opal mogła dostrzec że oba synthmorfy również zaczęły ją obserwować. Petro zaś sprawiał wrażenie jakby koniec końców kupił jej przynętę. Wodził wzrokiem po ciele “kelnerki” z zainteresowaniem.

Ta uśmiechnęła się do niego zalotnie i stając w lekkim rozkroku zaczęła powoli się rozkręcać. Najpierw zaczęło się od kilku akcentów aby wczuć się w muzykę. Kiedy rytm został złapany Opal zaczęła się wić oraz kręcić biodrami. Skoro uznał, że ma czas nie spieszyła się z pozbywaniem się garderoby. Od czasu do czasu tylko oceniała czy Mahakavi był zainteresowany i czy już czas przejść do dalszej części. Starała się nie myśleć o tym jak Smith to wszystko może oglądać i pewnie będzie znów chciał ją zabrać do jakiegoś hotelu miłości.

Opal bardzo szybko uświadomiła sobie że nie idzie jej zbyt dobrze. Szybki research i dostęp do filmów instruktażowych nie zastąpił prawdziwych, nabytych (lub kupionych) umiejętności. Sama też zbyt mało interesowała się tańcem i nie była typem imprezowego EGO. Ciało też najwyraźniej nigdy wcześniej nie trenowało tego typu aktywności. To wszystko przejawiało się w trochę sztywnych i drętwych ruchach oraz zbyt mocnych gestach. Próbowała więc to nadrobić kobiecością i wdziękiem. Może właśnie to uratowało sytuację na tyle, by Petro jej nie wyrzucił? Jedyne co mogła odgadnąć z jego mowy ciała i miny, to to że był nią lub jej występem zainteresowany. Z uwagą się jej przyglądał, a delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nie kwapił się jednak do wydawania osądów, komentarzy, czy sugestii, które mogłyby jej pomóc.
Gdy spódniczka oraz koszula w końcu powędrowały na ziemię, a kobieta została tylko w bieliźnie, postanowiła się zbliżyć. Nie przerywając tańca okrążyła interaktywny stolik. Jednakże, gdy stanęła nad Mahakavim, omal nie wybiła się z rytmu. Jej AR zajarzyło się w kilku punktach czerwienią komunikatów o utraconym połączeniu. To było nagłe. Uczucie którego dawno… nigdy nie doświadczyła. Jak wypięcie zakurzonego kabla. Niemal bolesne.

Opal drgnęła tak jak każda osoba, która doznała takiego wstrząsu. Zamiast udawać jednak, że nic się nie stało odchrząknęła nerwowo u posłała Petro krótki, uśmiech. Była dziewczyną, która chciała mimo wszystko zarobić i właśnie trafiła na kolesia o dziwnych upodobaniach. Taką, która zbyt się bała rzucić to wszystko i wybiec w obawie o swojego morfa. Niemal pozwala dostrzec na swojej twarzy minę “błagam niech on nie zrobi mi czegoś”. Tańczyła dalej zbliżając się bardziej. Nie miała pojęcia czy Mahakavi ja trzyma aby przejrzeć jej grę czy też połknął przynętę. Dlatego (mając wytłumaczenie) obserwowała go uważniej szukając odpowiedzi.

Petro nie przestawał jej obserwować. Gdy się zawahała uśmiechnął się szerzej i dalej wodził wzrokiem po ciele Opal. W końcu oparł się wygodniej na kanapie dając sygnał, że czas na kolejny etap tańca. “Kelnerka” podążyła za niewypowiedzianą instrukcją doskonale wiedząc czego jej “klient” oczekuje.

Przyznając się przed samą sobą Opal wiedziała, że nie jest pewna co powinna zrobić. Wiedziała, że chce usiąść okrakiem na kolanach Petro, ale za cholerę nie była pewna ruchów jakie powinna zrobić. Uznała, że będzie musiała improwizować i zdać się na swój urok osobisty. I może zdążyć wyłączyć to cholerstwo zanim Mahakavi ją zabije. Bo miała wrażenie, że pcha się prosto w paszczę lwa. Wsunęła się kolanami na kanapę. Wtedy zrozumiała, że musi być wciąż uniesiona i kręcić biodrami. Wiedziała, że długo tak nie da rady więc powoli opadła pośladkami na kolana. Chciała go uwieść, ale obecność dwóch synthów mogących z łatwością rozszarpać jej morfa na strzępy nieco w tym przeszkadzał. Bycie przestraszoną chyba podobał się Petro więc starała się utrzymać nerwowe uśmiechy co jakiś czas i pozwolić mu czuć się u kontroli.

Poczuła jak jego dłonie wędrują na pośladki. Zadarł głowę ku górze i utrzymywał kontakt wzrokowy. Oblizał usta. Opal będąc tak blisko zdołała usłyszała jak się cicho zaśmiał.
- Fascynujące, prawda? - zapytał.

Kelnerka popatrzyła niepewnie i z równie słabym uśmiechem zapytała.
- Co takiego?

Dłonie przesunęły się po pośladkach w górę i w dół, po czym zacisnęły się delikatnie.
- W zasadzie wszystko - odpowiedział tonem jakby ta rewelacja zaskoczyła jego samego. - Te emocje… nerwowość zmieszana z ekscytacją… to jak wszystko się po prostu dzieje. Nie ma nic pomiędzy… są tylko sceny w których wszystko się udaje. Jak we śnie, prawda?

Opal chciała zaprzeczyć. Kelnerka jednak powinna kiwać głową i przytakiwać swojemu klientowi.
- Oczywiście szefie. - Grzeczna na tyle aby zarobić. Kręciła tułowiem wodząc cyckami niemal przed nosem mężczyzny. Ale to mogło być za mało. Dlatego przysunęła się bliżej pozwalając Petro na więcej i ocierając się o krocze.
- W moich snach nie zawsze się udaje co prawda - zaryzykowała podjęcie dialogu.

Zaśmiał się.
- Jeśli na to pozwalasz… sen czasem zamienia się w koszmar
Opal przysunęła się bliżej. Jej kolana dotykały zgięcia w kanapie, ale było jeszcze trochę miejsca by zacieśnić kontakt, który już był bardzo intymny. Poprawiła się. Jej kolana wsunęły się w zgięcie, a kanapa jakby troszkę rozluźniła się pozwalając na dalszy ruch. Dopiero po chwili kobieta uświadomiła sobie, że mebel pochłania ją… ich… Petro groteskowo zgięty wsuwał się w kanapę, a dziennikarz w zasadzie wpychała go, podążając tą samą ścieżką. Mahakavi wciąż się uśmiechał.

Oczy Opal zrobiły się wielkie z przerażenia. Sen! Musiała się dać zarazić w którymś momencie. Może sam Pietro był źródłem! Głos ugrzązł jej w gardle i nawet gdyby chciała nie była w stanie krzyknąć. Jedyne co przyszło jej do głowy to odsunąć się i wpychać Petro w tą cholerną kanapę. Gdyby tylko miała szczepionkę… mogłaby ją wyemitować tak jak przy okazji Smitha i Billa. Ale tak to… to co mogła? Czy cokolwiek co się działo było jakimś odbiciem w rzeczywistości? Tak jak przy okazji tamtej wizji na komisariacie? Czy może była tutaj całkowita fantazja jak w burdelu? Jedno było jasne dziennikarka nie była aż tak przerażona aby nie myśleć klarownie. Gdy tylko sobie to uświadomiła, to przyszła jej jedna rzecz do głowy. Kontynuując szarpaninę zaczęła kierować swoje ręce w miejsce w którym powinno być urządzenie jakie miał Petro. Grając przestraszoną i nie rozumiejącą co się dzieje (co nie było aż tak trudne, chociaż Opal usilnie starała się wyobrazić normalnego Petro) miała nadzieję wyłączyć jakoś to cholerstwo. Byleby tylko ten chuj się nie poznał.

Opal wciąż się zapadała w kanapę wraz z Petro. Pokój widziała tylko gdy zadarła głowę ku górze. Jawił się w oddalającej się dziurze światła. Tymczasem wokół niej roztaczała się ciemność. Palce w końcu trafiły na pasek i zaraz potem na urządzenie. Wymacały pojedynczy przycisk. Pstryk. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki połączenie mesh zostało przywrócone. Tak samo automatycznie zrestartowało się połączenie ze Smithem, Ramirezem, Elektrą i Billem nawiązując ponownie swobodną komunikację. Udało się!
… Tylko gdzie ona sama teraz była?
- Powiedz… - usłyszała głos tuż obok siebie - kiedy tak naprawdę *śniłaś*?
 
Asderuki jest offline  
Stary 11-03-2019, 12:31   #42
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Drugi proces przygotował morpha i boty do drogi aby znaleźć się w klubie lub przynajmniej jego okolicach najszybciej jak to możliwe. kierowca komercyjny nie wchodził grę tak więc skontaktował się z portiernią i zamówił korporacyjnego kierowcę i służbowy samochód - wysoka pozycja w korporacji ma swoje plusy.

“Twój personalny szofer” - ETA 5 min.
Taka informacja pojawiła się na insertach Ramireza. Szybki czas reakcji oznaczał wyjątkowe szczęście. Nie można się było spodziewać, że w budynku tego zdalnego laboratorium będzie akurat czekał kierowca. Mimo to… musiał być na miejscu i zapewne właśnie szykował auto.

Ramirez zebrał swoje rzeczy i razem z botami ruszył na parking. Jeden proces zajmował się poruszaniem ciała pozostałe skupiły się wydarzeniach w klubie. Gdyby teorie spiskowe traktował jako coś więcej niż hobby po godzinach doszukiwałby się jakiegoś złego omenu w tym, że samochód akurat był na miejscu…
- Moross - odezwał się muzy - sprawdź dane szofera i porównaj z lista pracowników firmy.
- Tak jest sir.

W pewnym sensie rozwój wydarzeń był stabilny… jeśli tylko Opal nawiąże kontakt z morphem celu będzie jak trzeba… oby tylko nie skończyło się źle dla dziennikarki. Wystarczy chwila na iniekcję, nie można jej przegapić.

Moross bez trudu wykonał powierzone mu zadanie. Okazało się, że szofer w istocie występuje na liście pracowników i został zatrudniony dobre kilka miesięcy temu.
Na parkingu już czekał na Ramireza. Był ubrany w długi płaszcz oraz elegancką czapkę z daszkiem. Oszczędnie skinął głową i otworzył drzwi na tylne siedzenia. Samochód był pusty. Nikt nie czekał w zasadzce… coś jednak nie dawało spokoju. Jakiś drobny szczegół który, pomimo bardzo prostego i liniowego rozwoju sytuacji, nie dawał spokoju. Jak cząsteczka niewidzialnego gazu zamknięta w pojemniku i podgrzana, miotająca się i bijąca o ścianki - próbująca dać o sobie znać, a jednocześnie niewidoczna, niezauważalna, łatwo zbywalna.
Wtedy też odezwał się Smith.
- Chyba nadchodzi czas rozpylania. Typki przy maszynie zrobili się bardziej aktywni.
Boty wsiadły jako pierwsze i otrzymały rozkaz pilnego obserwowania kierowcy. Ramirez zaś przeskanował cały samochód… wzdłuż i wszerz: radar, lidar, fale elektromagnetyczne…

Wsiadł dopiero kiedy poczuł się usatysfakcjonowany skanowaniem...Elegancka czapka z daszkiem. Czego to nie wymyślą korporacyjne standardy.

- Do klubu D.R.E.A.M. - rzucił krótko.

Żeby do końca zadowolić swoją paranoję włączył dodatkowy firewall dla komunikacji które obecnie prowadził i upewnił się aby nie mówić na głos tego co jest tylko wysyłane.

-Przyjąłem Smith, obserwuj Opal, żeby w razie czego reagować. Z mojej strony jestem gotowy wysłać co trzeba kiedy nawiąże kontakt. Ja właśnie wyjeżdżam do klubu mam wszystko na ekranach więc będę działał zgodnie z potrzebami.

Ramirez spróbował wyłapać rozmowę ochroniarzy z poziomu pobliskiej kamery... jeśli głos nie był osiągalny można zgadywać z ruchu warg choć nie było to jego specjalnością.

Samochód ruszył. Kierowca rzucił tylko jedno krótkie spojrzenie w lusterko, gdy padła lokalizacja, zapewne oceniając jak szybko pasażer chce się tam znaleźć. Santana musiał najwidoczniej zdradzać oznaki pośpiechu, bo pojazd gwałtownie nabrał prędkości oraz wysokości, wznosząc się w przestrzeń pomiędzy wieżowcami i dołączając do ruchu powietrznego.
Kierunek który obrał zgadzał się z tym co podpowiadała nawigacja. Nie próbował wywieźć w pole. Jednak kilka głośniejszych trąbnięć sugerowało że naraża innych uczestników ruchu swoją brawurą.
Na dodatek komunikat z meshu sygnalizował, że utracili połączenie z Opal.

- Doceniam umiejętności i zrozumienie mojego pośpiechu ale muszę nalegać na przestrzeganie przepisów bezpieczeństwa.

Ramirez nie silił się na dalsze komentarze wobec kierowcy w szczególności jeśli ten zwolnił. Jeden proces nadal monitorował trasę.

Było źle, ale jeszcze nie fatalnie. przynajmniej tym razem cel był bardziej jasny… spróbował namierzyć czy Opal ma cokolwiek co nadal jest połączone z meshem, że stworzyć sobie zastępcza bramkę. Dodatkowo osobny proces zapuścił komendę na system aby w pełni przejąć system kamer, w szczególności kamery w pokoju Mahakaviego. Jeśli mogą być dostępne z poziomu sieci muszą mieć jakiś nadajnik/odbiornik lub punkt wejścia, a z tego poziomu można już improwizować.

- Oczywiście Sir - odpowiedział kierowca i zwolnił.

Przeszukiwanie systemu nie zwróciło więcej informacji niż to co Ramirez już wiedział. Wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu było odcięte od sieci. Wszystko oprócz kamery. Ta oczywiście stanowiła punkt redystrybucji sygnału meshowego, ale na nic na miejscu nie działało jako odbiornik - włączając w to Petro, jego ochroniarzy, a teraz też Opal. Niestety cały jej dobytek został w rękach Billa, gdy dziennikarz przyjęła rolę “kelnerki”. Doświadczenie podpowiadało jednak naukowcowi, że nawet gdyby zabrała torebkę ze sobą, albo znalazłaby się w polu zakłóceń sygnału, albo interfejsy meshowe czegokolwiek co mogłoby być w torebce miałyby ten sam potencjał sieciowy co kamera.
Jednocześnie w pomieszczeniu pozostawało kilka innych urządzeń, które powinny być podłączone do sieci, a nie były. Interaktywny stolik, głośniki, a nawet rolety przy oknie, czy też drzwi. Jeśli nie były wykrywalne, to oznaczało że były połączone na sztywno w wewnętrzną sieć - bardzo niecodzienne, ale równie bezpieczne.
- Ramirez… będę potrzebował drogę ucieczki. Przygotuj ją dla mnie i prześlij plan ewakuacji Katonowi.- odezwał się nagle Smith.
- Zaraz ją dostaniesz Smith. Próbuję się włamać jeszcze głębiej w ich systemy więc mów kiedy zaczynasz działać.

Ramirez oddelegował jeden z procesów. Do pomocy, posiadając plany klubu wyznaczenie kilku prawdopodobnych ścieżek nie było problemem. Nawet dodanie zmiennych w trasie na wypadek nieoczekiwanego problemu…

Cóż… jeśli mesh nie dawał wejścia to pozostaje tylko jedno - pełen włam do systemów klubu, znalezienie wiązki danych prowadzących do nie meshowych zabezpieczeń pokoju Petro Mahakaviego. Musiało być coś co powoli my ingerować w ten pokój… nie ma zabezpieczeń idealnych!

Ramirez wiedział, że nie ma wiele czasu dlatego jeśli tylko udało mu się przeprowadzić kolejny atak dał znać towarzyszom co uzyskał. Jeśli nie osiągnął sukcesu do czasu akcji Smitha znaczyło tylko jedno - czas porzucić bezpieczeństwo ostrożnego ‘kodowania’ i przypuścić brutalny atak który musiał się przebić. Oznaczało to pewne wykrycie ale dostęp do pokoju był kluczowy, chociażby po to aby na spokojnie otworzyć drzwi żeby umożliwić ucieczkę Opal lub możliwość wyniesienia ciała Petra jeśli Smith go zabije.

Starania Ramireza niestety nie przyniosły pożądanych skutków. Wewnętrzna sieć pokoju nie miała ani jednego otwartego punktu dostępowego. W żaden znany hakerowi sposób nie łączyła się ze światem zewnętrznym. Jedynie połączenie “na sztywno” otworzyłoby jakiekolwiek opcje.
Nagły komunikat z meshu odwrócił uwagę Ramireza. Opal ponownie dołączyła do sieci. Ikona transmisji jarzyła się i migotała sygnalizując aktywny transfer danych. To zaś oznaczało… tak. Szybki skan wokół Opal pozwolił odkryć kolejne trzy punkty dostępowe - zapewne Petra i jego dwóch ochroniarzy.
- Powiedz… - usłyszał na kanale Opal - kiedy tak naprawdę *śniłaś*?
 
Cranmer jest offline  
Stary 16-03-2019, 19:44   #43
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
When did you truly dream?


Cel został namierzony. Systemy wspomagające wyliczyły trajektorię i dokonały korekty. Strzał ponownie, bezbłędnie zgrał się pikiem muzyki. Pocisk przebił szybę prywatnego pokoju i przemalował część wnętrza na szkarłatną czerwień. Głowa Petra nagle odskoczyła w bok, jakby ten był szmacianą lalką i już nie wróciła na swoje miejsce. Oba slitheroidy zareagowały gwałtownie. Poruszyły się błyskawicznie niczym pobudzone zagrożeniem węże z archiwalnego kanału przyrodniczego. Jeden z nich podniósł karabin i zaczął strzelać przez szybę w kierunku Smitha jednocześnie sunąc wzdłuż szyby, w kierunku przeciwległej ściany. Drugi, chowając się za kanapą, wycelował w drzwi…

...przez które wpadła jako pierwsza Elektra uzbrojona w dwa wibronoże. Wnętrze pokoju wypełniło kilka szybkich rozbłysków, a jej synthmorf natychmiast cofnął się pod naporem kul. Brutalnie podziurawione ciało wpadło na moment w objęcia Billa, który był tuż za nią. Policjant przytrzymał ją przed sobą, podnosząc pistolet, zbierając się do oddania strzału.

Opal w tym czasie, niczym zepsuty sex-pod, siedziała wciąż nieruchomo na kolanach martwej powłoki Mahakaviego. Zdawała się nie zwracać uwagi na to że całą twarz, piersi, brzuch oraz ramiona zostały zakrwawione przez jej “klienta”.

Tymczasem na hali zapanował chaos. Bawiący się ludzi nie usłyszeli wystrzału Smitha, lecz serie z karabinów slitheroidów już nie mogły pozostać niezauważone. Pierwsze były krzyki - zarówno te ostrzegawcze, jak i przerażenia mieszające się ze sobą w pełen obawy gwar. Przy maszynie do mgły zapanował chaos. Przyuważona przez Smitha kobieta rzuciła się na ochroniarzy, a w jej dłoni błysnął nóż.

- Jesteśmy na miejscu - głos szofera oderwał Ramireza od transmisji z kamer i feedu z szyfrowanego kanału, który utrzymywał dla swoich towarzyszy. To co się zaczęło dziać w klubie na moment całkowicie pochłonęło uwagę wszystkich trzech procesów naukowca. Był świadom, że przez drzwi przed którymi zaparkowany został jego samochód zaraz wyleje się fala przerażonych morfów.

Muzyka

***


Pocisk przebił szybę samochód zaparkował ludzie krzyczą Elektra umiera krew ochlapuje skórę gwałtowny wybuch paniki Jesteśmy na miejscu jej ciało upada w ramiona Billa odgłos odległych wystrzałów krew ma metaliczny posmak…

Opal mrugając przyzwyczaiła wzrok, podrażniony od ostrego światła lampy, w którą nie wiedzieć czemu wpatrywała się od dłuższego czasu. Biuro nie było duże i sprawiało wrażenie zagraconego. Szafa z podwójnymi drzwiami, na której stała pojedyncza roślina. Wieszak dźwigający niedbale zarzuconą kurtkę. Kredens zakryty niemal w całości jakimiś papierami oraz biurko, czyste tylko i wyłącznie dlatego, że stanowiło dodatkowo wyświetlacz komputera.

- Pani Blackwater? - głos należał do Gabriela Graada.

Uścisk ręki był typowy dla faceta, który nie wiedział do końca jak się ma zachować wobec kobiety. Zbyt delikatny - jakby bał się, że mógłby ją skrzywdzić.

- W czym mogę pomóc? Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się pani… ani jakichkolwiek dziennikarzy.
 
Jaracz jest offline  
Stary 01-05-2019, 14:06   #44
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Spojrzenie dziennikarki skoncentrowało się na stojącym przed nią mężczyzną. Gabriel Graad. Szef komisariatu. Wiedziała po co tutaj przybyła. Nagle jej cel się wyklarował całkowicie.

- Przyszłam w sprawie ciała Yukizamy. Osobiście mnie wysłał abym się tym zajęła - powiedziała z takim przekonaniem, że samą siebie zaskoczyła. Miała jednak poważną minę i czuła wewnętrzną determinację. Nie rozumiała skąd te emocje. Towarzyszyło jej też przeświadczenie, że dostała drugą szansę i powinna się wykazać.
- Mam nadzieję, że będziemy mogli współpracować bez przeszkód i zbędnych animozji.

- Współpracować?... - podniósł jedną z brwi. Zawiesił głos, a jego wzrok na moment stracił ostrość, gdy zniknął uwagą w meshu.
- Nie dostałem żadnej informacji na ten temat…
Wrócił uwagą do Opal i westchnął ciężko.
- Nie wiem skąd Pani wygrzebała taką informację, ale nie powinno mnie dziwić że dziennikarze w tym przeklętym miejscu mają informacje szybciej od policji. Nie zmienia to jednak faktu, że nie będzie żadnej współpracy
Kiedy Gabriel zaczął szukać swoich wiadomości Opal włączyła mental speeda aby odnaleźć swój kontakt z Yukisamą. Zamierzała się do niego odezwać aby potwierdził jej przybycie.

Pewna tego że miała ten kontakt zapisany, Opal bez większego trudu znalazła go na swojej liście. Prezes Yukisama. Nie pamiętała jednak spotkania z nim przed wizytą na posterunku… może po prostu była niewyspana. Zostawiajac tę niepokojącą myśl wysłała krótką prośbę do prezesa o to aby Gabriel Graad współpracował z nią na poczet jego sprawy. Skądś miała wrażenie, że Yukisama może to zrobić, a przede wszystkim, że to za jego pośrednictwem kapitan odmawia dalszej współpracy. W ogóle jakiej dalszej? Ledwo tutaj przybyła. Otrząsnęła się. Nieee, jest w porządku, po prostu się przygotowała tak jak powinna.
Odpowiedź przyszła natychmiast. Najwyraźniej nie tylko do Opal. Ściany w pomieszczeniu rozbłysły okazując się sprytnie schowanymi ekranami. Tak samo sufit i podłoga. Kobietę i policjanta otoczyła jasność na której, niczym rozkaz ostateczny widniał tylko jeden napis “Współpracuj”.
Drzwi do biura otworzyły się i do środka prześlizgnęła się ośmiornica trzymająca pistolet oraz tablet. Całkowicie ignorując Opal zwróciła się do Graada.
- Jest za głęboko. To nie ma sensu.
Kapitan pokręcił głową.
- Na to zawsze przyjdzie pora.
- Ona nie chce współpracować - ton głosu ośmiornicy był ostry.
- Uch, amatorzy! - dziennikarka fuknęła widząc ten jawny pokaz braku umiejętności. - Jeśli Celeste nie chce z wami współpracować to musicie być łagodniejsi. Przymuszanie jej do czegokolwiek na nic się wam nie zda. Typowe nie empatyczne ego.

Opal zadarła głowę do góry i wymaszerowała przez frontowe drzwi.
- Graad albo mnie zaprowadzisz do kostnicy albo sama tam trafię i po drodzę obejrzę wszystkie twoje sekrety!
Opal chwyciła za klamkę i pociągnęła za nią czując jak drzwi ustępują.
- Ona próbuje uciekać przez okno! Zawiadomcie posterunek, fizycznie! - rozległo się gdzieś za nią. Gdy się odwróciła okazało się, że biuro stało się salą szpitalną. Pojedyncze łóżko było puste, nie licząc zakrwawionej pościeli i ręki leżącej w kotłowaninie kołdry, ale to nie przeszkadzało dwóm osobom siłować się z metalowymi ramami tego mebla. Jakiś mężczyzna i kobieta… dodatkowo kolejny mężczyzna siedział przy maszynerii ustawionej obok. Okno było już otwarte. Wystarczyło przez nie wyjść.
Opal nie mogła dojść kim są te osoby. Tam za oknem zdawała się wolność. Wolność od tego życia pełnego roszczeń i kłamstw skrytych pod iluzją dobrych intencji. Ten morf był stworzony do tego by widzieć takie rzeczy, a ona zapanowała nad nim tak, że to ona była iluzją na którą chętnie się patrzy. Chętnie słucha. Opuszczenie tego miejsca oznaczałoby poddanie się. Co za prawda kryła się w wolności? Dziennikarka zawahała się patrząc na otwartą przestrzeń za oknem. Może jednak poczeka? Do tego trzeba skrzydeł jak u Lunar Flier’a. A tym przecież nie była.
- Wiesz że dobrymi intencjami wybrukowane są schody do piekła? - kobieta stojąca obok Opal, za oknem mówiła zezłoszczonym tonem. ale mimo że na nią patrzyła, nie zwracała się do niej. Dziennikarka widziała ją niewyraźnie, przez szybę. Na dodatek wszystko sprawiało wrażenie jakby było spowite wodą. Świat za oknem “pływał” w rytm wolnych fal i od czasu do czasu zniekształcał się od sunących do góry bąbli powietrza.
- Myślałam… myślałam że.
- ...że wrzucenie jej w morfa poprawi sytuację? Ona nie chce współpracować!
- Ale Celeste…
- Dość. Trzeba uruchomić procedurę resetującą, a potem wprowadzimy program Hioba-Łazarza.

Opal zmarszczyła brwi. Nagle wszystko stało się jasne. No prawie.
- Ej! Co jest? Co znaczy wrzucenie do morfa? O co chodzi? Kim wy jesteście? - zapytała uderzając w szybę.
Bąbelki powietrza zakotłowały się w cieczy, gdy Opal się poruszyła i nagle zrozumiała, że to ona jest w jakimś zbiorniku. Jej dłoń uderzyła w grube szkło. Obie kobiety natychmiast zwróciły na nią uwagę.
- Czy ona…?
- Na to wygląda…
- Szybko… stabilizuj zanim znowu nam ucieknie.
Bez odpowiedzi jedna z kobiet rzuciła się do panelu kontrolnego tuż przy tubie i zaczęła drżącą dłonią wstukiwać jakieś komendy.
- Zostań z nami Opal, zostań z nami. - powtarzała w tym czasie ta, która chciała wcześniej uruchomić nieznaną dziennikarce procedurę.
Nie widziała jak tuż za nią podłoga zapadła się niczym piksele na prymitywnej grafice, a z wnętrza ciemności wyłonił się humanoidalny kształt przypominający.... widziała już go gdzieś. Widziała! To był Bill, ale w zdezelowanym, upiornym synthie. Nie miał twarzy. Zamiast niej ziała podziurawiona czaszka obudowana metalowymi implantami. Szczerzyła do Opal swoje nagie zęby w parodii uśmiechu. Wszystko poniżej szczęki było metalowym, zdezelowanym synthem od którego biło martwe zimno. Nie ruszał się. Był martwy. Czerwone smugi lejące się z prysznica spływały po nim i śmierdziały krwią. Nagie zęby rozwarły się ukazując ziejącą spod nich pustkę i wystające z gardła kable.
- Zoooostań Opaaaaal.
Dziennikarka otworzyła szeroko oczy.
- Nie! Za wami! Za wami! - wykrzyczała szamocząc się i chcąc wyrwać się z klaustrofobicznej tuby.
- Uważaj! - kimkolwiek były te kobiety nie zasługiwały na to co z nimi może zrobić ten osobnik.
Chyba cię usłyszały, bo spojrzały po sobie, ale nie odwróciły się w kierunku zagrożenia. Bill wykorzystał to sięgając metalowymi pazurami w kierunku szyi jednej z kobiet.
- Zaaplikuj jej… ghrhll - nie dokończyła gdy pazury wbiły się powoli w jej gardło. Ciało zaczęło dygotać.
Tymczasem druga kobieta wciąż nie zwracała uwagi na zagrożenie. Jakby go nawet nie słyszała, co było niemożliwe. Zaczęła wstukiwać coś na konsolecie przy tubie.
- Och Opal… - powiedziała ze smutkiem - Było tak blisko. Proszę… nie poddawaj się.
Dziennikarka złapała się za głowę. Co się dzieje?? Dlaczego ona nie widzi co się właśnie stało? Przecież ona nie żyje!

Zaraz a może to jakieś cholerne AR intrusion? Wirus! Ale… ale… co jest prawdziwe? Co jest rzeczywiste? Widziała już raz tego Billa, ale to był sen! To też jest sen? Celeste ją zaraziła. Mahakawi ją zaraził! Dyskoteka, misja!

Moment. Widziała już tego Billa. Widziała go ZANIM zaczęli całą sprawę. To było po tym jak znaleźli Elektrę. Po tym jak wzięła tę niezidentyfikowaną paczkę danych od tego hakera w barze…
- O nie.
- Zaczniemy od początku - powiedziała ze smutkiem kobieta, po czym Bill rozerwał jej gardło. Krew chlusnęła na tubę zasłaniając widok. Zrobiło się ciemno. Mrok zaczął gęstnieć coraz bardziej…
 
Asderuki jest offline  
Stary 04-05-2019, 22:19   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jeden strzał. I nastały rządy chaosu. Smith nie zwracał większej uwagi na nożowniczkę. Miał własne kłopoty.
- Bill, czy was tam nie uczyli w siłach porządkowych, by nie puszczać cywili uzbrojonych w scyzoryki na pierwszą linię? Postaram się odciągnąć jeszcze uwagę slithów… ale nie licz na zbyt wiele z mojej strony.- mówiąc te słowa, zaczął strzelać do ochrony Petro, licząc na to że będą na tyle rozsądni, by uznać go za większe zagrożenie niż Bill.-I zgarnij w końcu Opal!

Bill w odpowiedzi burknął coś na komunikatorze, co najprawdopodobniej było przekleństwem. Tymczasem strzały zadudniły po wnętrzu pokoju. Jeden ze slitheroidów, ten sunący wzdłuż pokoju i strzelający do Smitha oberwał w bark. Kula bez trudu spenetrowała pancerz syntha. Morfem zarzuciło, ale szybko złapał równowagę nie przerywając ogniowej odpowiedzi. Kule zastukały niebezpiecznie blisko Smitha odbijając się od barierki i chodnika na którym stał.
- Dziękuję, nie trzeba. Nie wiem czy dam radę z ciałem... - Opal odpowiedziała słabym głosem na komunikatorze. Drgnęła i trochę sztywno wstała z kolan Petro ciągnąc go za rękę.
Bill wparował do przodu zasłaniając się morfem Elektry, plując pociskami z pistoletu w stronę slitheroida. Ten zaś odpowiadał ogniem jeszcze bardziej dziurawiąc synthmorfa Elektry.
Ludzie na dole zaczęli się tłoczyć w panice.
Smith ponownie odpowiedział ogniem próbując ustrzelić slitheroida. Była to jego ostatnia seria stąd. Teraz pozostało mu opuścić stanowisko i pognać w kierunku schodów prowadzących do drużyny. Nie wiedział czy Ramirez opracował im jakiś plan ucieczki, nie wiedział czy mają jakiś plan B. Niewątpliwie jednak był potrzebny reszcie ekipy. Opal była w kiepskim stanie, Elektra praktycznie wyeliminowana z gry. Bill… też potrzebował jego wsparcia.
Plan ewakuacji pojawił się jak za dotknięciem magicznej różdżki. Na wizji AR pojawiła się półprzeźroczysta mapa budynku, z zaznaczoną drogą na zewnątrz, drogą do pokoju VIP oraz drogą z niego. Na pierwszy rzut oka trasa omijała główną salę i główne wejście do hali. Kierowała raczej do szybu wentylacyjnego lub bocznych drzwi - w zależności od punktu z którego się uciekało.
Seria z karabinu znów trafiła syntha, unieruchamiając mu kompletnie jedną z rąk. Ten wypuścił karabin i sięgnął po pistolet, tym razem celując. Jednak ruchomy cel skutecznie utrudnił mu zadanie. Kule znów zadudniły po chodniku tuż za Smithem, a w zasadzie w miejscu w którym jeszcze przed chwilą stał.
Smith ruszył do pokoju ViPów. Przebywając ciągle w jednym miejscu kusił kłopoty. Prędzej czy później do gry włączy się ochrona klubu. Należało więc zmienić położenie.
Miał nadzieję, że uszkodził przeciwników na tyle, by Billy sam wytrzymał do czasu jego przybycia.
Szybki bieg po chodniku po gwałtownym zrywie nawet nie nadwyrężył możliwości olimpijczyka. Morf sprawował się świetnie. Kontrola oddechu i regulowanie skoków adrenaliny okazywały się trywialnie proste.
Ostatnie kilka schodków można było zeskoczyć, przykucając i kierując się w stronę drzwi do wewnętrznego baraku. W tłumie ciężko już było dostrzec maszynerię i ochroniarzy, ale coś innego z kolei przykuło uwagę Smitha. Dziewczęcy krzyk kilkanaście metrów od niego. Krzyk pełen strachu i przerażenia. Kelnerka która im pomogła była właśnie ciągnięta za włosy przez tego samego mężczyznę, który “zarywał” do niej wcześniej. Próbowała jednocześnie trzymać go za rękę, oraz odpychać się od posadzki. Facet nie był przy tym sam. Szedł z zapalonym papierosem w obstawie trzech innych męskich morfów i jednej dziewczyny w Furii. Ta ostatnia zdawała się być największym zagrożeniem, nawet jeśli nie była uzbrojona.

Umrzesz… mówiły instynkty utkwione w tej resztce oryginalnej duszy, która zachowała się wśród liczb opisujących jego charakter. Kopiowanych raz po raz, przy przenosinach z ciała do ciała.
-Niepotrzebne ryzyko.- marudził flegmatycznie Katon.
- Być może umrę… ale zawsze jako człowiek starej daty. I starych zasad.- mruknął do siebie Smith. Uniósł broń i strzelił. Najpierw w głowę furii, potem kolejnym celem była czaszka palacza. Potem… kolejne morfy jeśli zdecydują się go zaatakować. Uznał, że nie spodziewającą się niczego Furię zdoła zabić jednym pociskiem, kolejni już będą starali się uniknąć strzałów.
Pocisk prześwidrował głowę Furii zostawiając krwawą mgłę po drugiej stronie. Morfem targnęło i kobieta upadła na posadzkę w konwulsjach. Niestety wstępne założenie było słuszne i po pierwszym wystrzale pozostałe morfy zareagowały dość szybko. Palacz gwałtownie podciągnął kelnerkę i zasłonił się nią przed Smithem. Pozostali rozproszyli się na boki.
- Hej amigo - rzucił rudy trzymając pazurzaste palce niebezpiecznie blisko szyi kelnerki - Rzuć broń, albo cizia pożegna się z rękawem.
- Mam inną propozycję, nie negocjowalną… puść dziewczynę i zmiataj pókim dobry. Cokolwiek planujesz wobec niej będzie z pewnością dla niej gorszym losem, niż ten nagły zgon.- Smith wycelował wykorzystując intonację głosu zaczerpniętą z filmu “Brudny Harry”.-Więc jak? Chcesz dzisiaj zginąć z mojej ręki gnojku? Masz trzy sekundy na podjęcie decyzji, a potem zginiecie oboje.
I “brzytwiarz” wiedział, że Smith nie blefuje.
Przez krótką chwilę rudy obserwował wylot lufy, ale zanim nadwyrężył cierpliwość Smitha popchnął w jego kierunku kelnerkę i… rzucił się tuż za nią szykując się do zamaszystego ciosu łapą. Na jego nieszczęście miał do czynienia z wprawnym strzelcem. Wystarczyła jedna kula, która śmignęła tuż obok policzka dziewczyny, by brzytwiarz się zatrzymał wybałuszając ze zdziwienia drżące nerwowo oczy. Nie mógł ujrzeć zakrwawionej dziury przelatującej na wylot przez jego czoło i tylny płat głowy.
Kolejna kula odnalazła jednego z jego towarzyszy. Pozostali zdążyli uciec, ale Smith miał powody wątpić, aby chcieli do niego wrócić. Kelnerka potknęła się i usiadła niezręcznie tuż przed swoim wybawcą.
- Radziłbym uciekać. W tej chwili i tak panuje chaos wywołany strzelaniną. Nikt się nie będzie czepiał. - rzekł do niej ciepło Smith i ruszył dalej. Pomógł wszak jej na tyle ile mógł i stracił czas, który powinien przeznaczyć na połączenie się z grupą.
Zdążyła tylko kiwnąć głową i została z tyłu. Droga już była krótka. Drzwi do baraków trzasnęły o ścianę. Na schodach było pusto, a z góry, gdzie znajdował się pokój VIP dochodziły odgłosy szamotaniny. Smith pokonywał kolejne stopnie błyskawicznie pozostając jednocześnie czujnym na zagrożenie. Nie spodziewał się jednak ujrzeć tego co zastał.
Na korytarzu leżało truchło Petro. W progu zaś leżała Elektra. Drzwi uderzały raz po raz w jej głowę, która blokowała je przed całkowitym zamknięciem. Powodem tego wszystkiego byli Opal i Bill. Półnaga dziennikarka stała na korytarzu próbując drzwi zamknąć, tymczasem detektyw był wewnątrz pokoju starając się je otworzyć. Oboje szarpali się z klamką.
- Puść!
- Oszalałaś.
- Trzeba je zamknąć zanim wyjdą.
- Opal do diaska!
Panika… rozumiał to słowo. Rozumiał jego znaczenie. Nie pamiętał już jednak jak smakuje: “panika”. Wbudowane w jego organiczne ciało “bezpieczniki” chroniły przed tym paraliżującym uczuciem pozwalając zachować zimną krew w niemal każdej sytuacji.
Ruszył więc ku Opal i z impetem uderzył ciałem o nią, by odepchnąć ją od drzwi i pomóc Billowi wyjść wraz morphem Elektry z pokoju.
Morf opal odleciał na bok niczym targnięta siłą kukiełka. Drzwi, nie blokowane przez nikogo otworzyły się odsłaniając Billa, którego mina wyrażała zmęczenie i niechęć wobec wszystkiego dookoła.
- Nareszcie… długo ci to…
Nie skończył. Głośny terkot broni maszynowej zagłuszył jego słowa. Kolejne plamy krwi jak bąble zaczęły wybuchać na jego torsie, gdy pociski z głębi pokoju zaczęły go przeszywać. Pełne zaskoczenia i niezrozumienia spojrzenie zawisło na Smithie. Gdy upadł na ziemię, odsłonił zwiniętego w kłąb synthmorfa, który ostrzelał go zza zasłony własnego ogona/odwłoku.
Dawno temu śmierć robiła na Smithcie wrażenie. Ale wraz z wynalezieniem kopii zapasowych osobowości, śmierć przestała być groźna… była co najwyżej kłopotliwa. Teraz nawet dramatyzm zgonu Billa wywołał co najwyżej lekkie poirytowanie związane z rażącym brakiem kompetencji sojuszników. Owszem… Opal była tylko reporterką, a Elektra furiatką z ostrzami i w kiepskim rękawie. Na nich nie liczył, ale Bill był policjantem.
Powinien umieć sobie poradzić w takiej sytuacji.
A jeśli synthmorf, że widok rannego sojusznika sparaliżuje Smitha, to musiał się pomylić.
Smith najpierw oddał strzał w kierunku slitheroida i schował się obok wejścia.
- Proponuję umowę, ty przestaniesz strzelać, a ja…- wychylił się i strzelił w kierunku slitheroida.-... a ja cię nie zabiję.
Pociski zadudniły po synthmorfie z pewnością przebijając jego pancerz, ale nie wyłączając go zupełnie.
- Nie będę pertraktował z obcymi zza bramy - głos z syntezatora zdradzał wrogość. Dodatkową odpowiedzią było kilka kolejnych pocisków które wyleciały przez drzwi.
Określenie “obcy zza bramy” było znajome. Odkąd odnaleziono wrota zlokalizowane na krańcu układu słonecznego i rozpoczęto ich badanie, plotki o “obcych” krążyły wśród wszystkich sfer społecznych.
Opal podnosiła się trochę ociężale, a pozostali towarzysze leżeli nieruchomo. Nawet Ramirez zamilkł na komunikatorze wysyłając jako ostatnią wiadomość “Stracicie na chwilę feed, mam problemy. Zaraz wracam“. Rękaw Petro również leżał nieopodal, a jego pół twarzy wpatrywało się w Smitha oskarżycielsko.
- Jak tam sobie chcesz.- odparł Smith cicho będąc osobą przyziemną. Wróg jest zagrożeniem, nieważne czy działającym logicznie… czy w obłędzie wywołanym przez DrEaM.
- Katon odetnij mnie całkowicie od meshu na okres 10 minut lub odwołania. Po dziesięciu minutach podłącz na 5 sekund, a potem znów rozłączysz na kolejne dziesięć.- zadecydował Smith uznając takie prymitywny “firewall”, za sensowne zabezpieczenie.
Wychylił się, wymierzył we wroga i strzelił celując w witalne punkty. I licząc że jego Varis swoją siłą przebicia będzie wystarczająco skutecznym “argumentem” kończącym tę rozmowę.
Celny strzał zakończył negocjacje. Dobre oko Smitha ponownie nie zawiodło, a broń zdała po raz kolejny egzamin. Wpierw rozległo się głośne dudnięcie, gdy pocisk przebił morfa, a potem slitheroid zwiotczał i przestał się ruszać.
Czerwona ikona braku połączenia zamigotała na krawędzi pola widzenia - znak że Katon zgodnie z instrukcją odciął połączenie.
- Pomóż… do diaska… - jęknął Bill, który wbrew wszystkiemu najwyraźniej jeszcze żył. Leżał jednak bez ruchu i nic nie wskazywało na to, by mógł temu zaradzić o własnych siłach.
Opal spłoszona podniosła spojrzenie, a w jej oczach błysnął strach. Tymczasem panika na hali oraz aktualnie na ulicy narastała.
- Opal weź Elektrę, ja wezmę Billa.- zadecydował Smith i zwrócił się do swojej muzy.
- Katon, ty kieruj nas wedle drogi ewakuacyjnej, którą przesłał nam Ramirez.- rzekł ładując wpierw broń na plecy, a potem starając się podźwignąć Billa. Na szczęście miał jeszcze pistolet, więc nie powinien być całkiem bezbronny.
- Mieliście kiepski plan ataku.- skomentował sarkastycznie.
- Nieee… - krzyknęła Opal, gdy Smith podnosił Billa. Potem nagle wszystko ucichło. Kobieta, Bill, muzyka, krzyki. Nastała cisza. Gdy się obrócił do dziennikarki spostrzegł, że zastygła w pół ruchu wyciągając do niego rękę. Usta były otwarte w niedokończonym proteście.
- To… nienaturalne.- mruknął do siebie zaskoczony Smith. Oczywiście istniały różne możliwości… wszystkie niestety związane z samym wirusem. Istniała niewielka szansa, że on się nie zaraził i to co widział jest efektem tego, że wirus poraził resztę. Była to jednak szansa niewielka i mało prawdopodobna. Niemniej.
- Katon. Odcięcie od meshu cały czas.- zarządził Smith porzucając plan dźwigania Billa. Załadował spokojnie broń i z taką ruszył do przodu. Istniała niewielka szansa, że on nie został zarażony, więc wedle tej logiki… Jowiszanka nie powinna być zarażona w ogóle. Możliwe jednak, że wirus się dostał do jego systemów i właśnie przeżywał swoją symulację. W takim przypadku… wiele zrobić nie mógł. Programowanie nie było jego mocną stroną, trzeba było liczyć na pomoc z zewnątrz. O ile jakaś będzie. Jednakże nie mając nic do roboty w tej chwili ruszył na salę niżej, a nuż Smith miał szczęście… i Jowiszanka tam była cała i funkcjonująca. W innym przypadku… cóż… istniała przecież kopia zapasowa Smitha. A ten… cóż, przeżywał swoje. Śmierć już dawno straciła swój przerażający urok, zwłaszcza dla człowieka który pamiętał czasy, gdy była końcem ostatecznym… nawet jeśli te czasy przechodziły przez filtr bardzo gęstej mgły wspomnień.
Droga na główną halę była pusta. Każdy kto tędy uciekał zdążył już wybiec z budynku i pewnie zastygnąć w bezruchu gdzieś na ulicy. Pozostali wybierali główne wejście. Kobieta czekała na niego przy maszynie. Wszyscy ochroniarze leżeli bez ruchu, a ich ubrania były w wielu miejscach poznaczone plamami krwi po cięciach i nakłuciach.
Odwróciła się do Smitha, gdy ten podszedł bliżej. Była jedyną “żywą” istotą w okolicy, prócz niego samego. Nie miała jednak broni w żadnej z otwartych dłoni. Jej twarz była jednak spięta, a oczy uważnie obserwowały mężczyznę skacząc po jego sylwetce czegoś szukając.
- Zakładam że czysto organiczne ciało ochroniło cię przed tym techno-organicznym wirusem.- zagadnął Smith trzymając broń luźno, by nie czuła się zagrożona.- To… albo jesteś wytworem mojej wyobraźni.
Na jej twarzy zagościł uśmiech ulgi. Pokręciła przecząco głową.
- Nie… i nie. - odpowiedziała. - Kobieta o której mówisz zapewne też została zarażona. Wirus zapewne nie miał większych problemów ze sforsowaniem jej systemu immunologicznego, choć niektórzy mają na ten temat inne zdanie. Obawiam się, że nie jestem też tworem twojej wyobraźni… a przynajmniej nie w pełni. Nazywam się Irina Fedorova i jestem egomnemonik... - urwała - Specjalistką od psychochirurgii.
- Miło mi poznać. Jestem Smith… rozwiązuję problemy, związane z międzyludzką interakcją. Pokojowo lub… siłowo. - odparł Smith uprzejmie uznając, że mógł trafić na gorszy rodzaj halucynacji niż Irina. -Więc... obawiam się że zabawy w kodzie, jak i psychochirurgia są lekko poza moja strefą komfortu intelektualnego. Mówisz że nie jesteś w pełni tworem mojej wyobraźni… Możesz to sprecyzować?
Podniosła obie dłonie w pokojowym geście.
- Przyjęłam formę kobiety, której właśnie szukałeś, w momencie, który uznałam za najbardziej odpowiedni, by móc nawiązać z tobą kontakt. Jesteś obecnie w trakcie seansu psychochirurgicznego. Analizuję twoje wspomnienia z tego wydarzenia i próbuję do ciebie dotrzeć. Oczywiście nie udałoby mi się bez twojej pomocy… a konkretnie pomocy twojej wyobraźni.
Oczywiście to mogło być kłamstwo ze strony tej kobiety lub oszustwo ze strony wirusa podrzucającego mu przynętę w postaci nadziei na ratunek. Niemniej odrzucenie takiej możliwości oznaczało utknięcie w tym… limbo, na zawsze prawdopodobnie.
- Więc… udało się ci. Dotarłaś. Gratuluję. Co teraz?- zapytał uprzejmie.
- Teraz spróbujemy cię wydostać. Fakt że jesteś świadom tego, że zaraziłeś się, jest bardzo pomocny. To już trzydziesta siódma próba, którą podejmujemy, ale dopiero teraz udało się nawiązać kontakt z twoim EGO. W obecnej chwili pozostajesz w kwarantannie, ale już niedługo. Będziesz pierwszym, którego uda się uratować. - przez jej twarz przemknął cień smutku - Twoi towarzysze nie mieli tyle szczęścia.
Wyciągnęła w kierunku Smitha dłoń.
- Co to znaczy… nie mieli tyle szczęścia?- zanim Smith zdecydował się uścisnąć jej dłoń postanowił zadać parę pytań.
Opuściła rękę, a chwile potem wzrok.
- Wirus okazał się zbyt mocny. Proces odwrócenia jego wpływu nie przebiegł pomyślnie i wciąż tkwią w halucynacjach. Ekstrakcja z morfów nie pomogła… tak samo reinstalacja do ciał, które mieli w trakcie zarażenia... - urwała na moment podnosząc wzrok i szybko wyjaśniła - To jedna z bardziej radykalnych prób które podejmowaliśmy by was uratować. Waszej trójce dawaliśmy największe szanse. Niestety udało się tylko w twoim przypadku.
Smith nie był pewien czy jej wierzyć, acz wybór miał niewielki. Mógł albo nie wierzyć i błąkać się po zamrożonym świecie, albo… zgodzić się. Niemniej miał jeszcze kilka pytań i czas do zmarnowania.
-Jak długo jesteśmy w tym stanie. Gdzie zostaliśmy znalezieni, przez kogo i właściwie kto nas ratuje? Jaka organizacja? I za jaką cenę?- zaczął więc wypytywać pospiesznie.
Na nowo się uśmiechnęła.
- Próbowaliśmy uratować tak wielu jak tylko się dało. Niestety mieliśmy ograniczone możliwości i nieduże okno czasowe, zanim najemnicy hiperkorporacji wkroczyli do akcji by minimalizować szkody. Priorytetem Vertigo byliście wy oraz kilka innych EGO. Z pewnością będzie chciał z tobą porozmawiać, gdy już będziesz… w lepszym stanie - odpowiadała na pytania nie po kolei. - Jeśli chodzi o to jak długo was tu trzymamy… to już dwudziesty ósmy dzień od momentu wybuchu epidemii w VNS.
- Dobrze…- Smith podał dłoń kobiecie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-05-2019 o 22:23.
abishai jest offline  
Stary 05-05-2019, 12:44   #46
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Ramirez otworzył drzwi aby wypuścić Anioła Stróża.

- Moross, kieruj strażnika na miejsce akcji.
- Tak jest sir.

Drzwi zostały tak samo szybko zamknięte a Ramirez zastanawiał się tylko chwilę.

- Podnieść samochód ale nie odlatuj stąd i czekaj na dalsze instrukcje. Wiem, że ta prośba może być się nieco ekscentryczna ale proszę o jej dokładne wypełnienie tak samo jak kolejnych poleceń.

Ramirez nie zamierzał ignorować położenia swojego morpha więc jeden proces czuwał nad tym w pełni. Dwa pozostałe zajęły się problemami w środku…

Trup Mahakaviego stygł, trup zawsze lepszy niż nic.

- Opal bierz ciało zmywajcie się stamtąd. Postaram się zająć chociaż jednego z nich.

Posiadanie połączenia dawało wiele korzyści... na przykład brutalny włam na instery po którym następuje wgranie programu mieszającego w zmysłach, nie było czasu na subtelności do których uciekł sie haker włamujący się wcześniej do Ramireza. Jeden z ochroniarzy został szybko i brutalnie zbombardowany pakietami i śmieciowym kodem aby ogłupić i następnie przełamać jego zabezpieczenia.

- Dziękuję, nie trzeba. Nie wiem czy dam radę z ciałem... - Opal odpowiedziała słabym głosem na komunikatorze.
Włamanie na inserty meshowe było piekielnie trudne i pierwsze próby Ramireza spełzły na niczym. Musieli mieć dobre zabezpieczenia, co nie mogło dziwić biorąc pod uwagę jak ogromnym zagrożeniem był dla nich cyberatak. Ramirez był świadom że nawet stockowe zabezpieczenia, które producenci synthmorfów implementowali na insertach i w cybermózgach, były bardzo stabilne i odporne. Co nie oznaczało że niemożliwe do zhakowania. Naukowiec miał świadomość, że przy jego umiejętnościach wszystko było kwestią wystarczającej ilości prób.
Tymczasem samochód uniósł się ponad wejście, które otworzyło się gwałtownie wypluwając tłum ludzi. Bot przefrunął ponad ich głowami przedostając się do wnętrza hali. Moros zameldował o tym, czego Ramirez i tak był świadom. Walka nożowniczki z ochroną przy maszynie. Smith na chodniku rewizyjnym wymieniający ogień z jednym z ochroniarzy. Strzelanina wewnątrz pokoju VIP.

- Bill ci pomoże
Czas… Potrzeba więcej czasu…

Ramirez rozłączył implant multi-task robiąc zrzuty procesów i powrócił na dwie sekundy do jednej osoby… tylko po to aby uruchomić implant mentalne-szybkości. Jeden spójny proces szybciej złamie zabezpieczenia niż dwa inne.

- Moross pilnuj i prowadź Smitha. Melduj o wszystkim.

Wszystko.Jest.Wolniejsze.Od.Myśli.

Wspierany implantami i presją czasu Ramirez wznowił atak. Każde zabezpieczenie lukę… nawet jeśli trzeba się pomóc jej ujawnić bardzo natarczywym nazwałem pakietów.

Zmultiplikowany, wielopoziomowy atak zaczął przeciążać systemy bezpieczeństwa synthmorfa. Bombardowanie pseudo-danymi zaczęło przynosić efekty i komunikaty zwrotne w końcu przyniosły ze sobą szczątkową informację świadczącą o znalezieniu luki. Utworzenie odpowiedniego przyczółka było już proste. Teraz należało przypuścić atak na konkretne systemy. Na tą chwilę ochroniarz z pewnością był zdezorientowany i próbował powstrzymać atak, ale wciąż pozostawał operatywny.
W tym czasie bot wleciał do pokoju VIP i otworzył ogień siekąc po synthmorfie, ale nie uszkadzając go zbytnio. Żadna z kul nie spenetrowała pancerza.

- Bill! ZbierajKobietyICiałoMahakaviego!

Słowa były napisane jednym ciągiem poniżej sekundy… szybko jak na zwykłego człowieka ale nie było czasu na interpunkcje komunikatu. Ramirez był za bardzo skupiony na podtrzymaniu ataku na cybermózg ochroniarza.

Kilka pomysłów przeszło przez myśl doktora/hakera ale ta najbardziej sensowna była jedna - wyłączyć systemy. Bot uruchomi się ponownie ale zajmie mu to trochę czasu który pozwoli reszcie na bezpieczną ucieczkę.

Brutalny atak unieruchomił synthmorfa. Ramirez widział na kamerze jak ochroniarz nieruchomieje. Wszystkie systemy zastygły w tym stanie, w którym były ułamek sekundy temu. Wyglądało to tak, jakby jego ciało zdjął paraliż. Bill w tym czasie rzucił się w kierunku Opal i zaczął z nią zabierać ciało Petro.
- Niestety musi Pan tu wysiąść - ktoś nagle oznajmił i sekundę zajęło Ramirezowi zrozumienie, że to właśnie kierowca do niego mówi.
Powrót do rzeczywistości przyniósł też jedną niepokojącą informację. Samochód zaczynał się wznosić coraz bardziej ku górze oraz przechylać na bok. Naukowiec usłyszał szczęk otwieranego zamka w drzwiach przy których siedział. Na podsufitce tuż nad głową ukazał się czerwony neonowy napis “Your permissions has been revoked”.

- WolneŻarty.

Ramirez upewnił się, że ma zapięte pasy i zaparł się w miejscu aby nie wypaść. Dotknął ręką drzwi i wykorzystując implanty do wykrywania elektroniki namierzył mechanizm sterowania i zablokował drzwi.

- Samochód i ja zostajemy tutaj, skontaktuj się z numerem firmowym w celu potwierdzenia uprawnień, wewnętrzny 333. Kod 485.

Ramirez starał się mówić powoli.Wszystko co się działo było nie takie jak powinno..

Drzwi zostały zablokowane. Samochód jednak wciąż się przechylał i robił to coraz szybciej. Siła odśrodkowa oraz pasy trzymały wszystkich trzech Ramirezów w miejscu.
- Przepraszam. Zaszła pomyłka - odezwał się kierowca. - Oczywiście może pan tu zostać. REGUŁY nie pozwalają mi pana do niczego zmusić.
Kabina samochodu była jakby trochę większa. Chyba po to by pomieścić wszystkie trzy morfy. Ramirez przyglądając się swoim współpasażerom, których nagłe pojawienie się było zaskoczeniem, nie mógł nie dostrzec ich podobieństwa między sobą i do siebie samego. Nie wydawali się być jednak tak samo zaskoczeni jak on.

- Moross, zaplanuj mi wizytę według wcześniejszej rozmowy. Najlepiej na jutro. I dodatkowe spotkanie z firmowym sieciowcem.
- Tak jest sir.

Ramirez był zdziwiony. Nie było to najdziwniejsze co się do tej pory stało, ale absurd był tym razem zbyt oczywisty. Miał plan sofcie zostawił by tym samym towarzyszy bez wsparcia na jakiś czas…

- Stracicie na chwilę feed, mam problemy. Zaraz wracam

Po nadaniu tych słów Ramirez rozłaczył się z siecią mesh. Żałował, że nie ma cyber-mózgu jak synth bo to wszystko byłoby prostsze. Rzucił okiem bez wsparcia AR i jeśli wnętrze pojazdu ciągle zawierało trzy wersje jego wzruszył ramionami i zapytał

- Co panów tu sprowadza? Czy to na pewno zgodne z REGUŁAMI?

Niestety postrzeganie Ramireza nie zmieniło się. Nie licząc braku użytecznych pluginów ARowych, bez których można było czuć się “nagim”. Jeden z obecnych rozparł się na kanapie przyjmując zamyśloną minę.
- Nie jestem do końca pewien. Mam wrażenie że jestem tobą… lub tobą - zwrócił się do trzeciego - Lecz nie potrafię tego do końca wyjaśnić….
- Ponieważ to wy jesteście moimi kopiami - rzekł trzeci z wielką pewnością siebie - Najzwyczajniej w świecie doszło do zakrzywienia krzywej Plancka, co w bezpośredniej styczności z wirusem…
- ...Doprowadziło do wypaczenia jaźni naszego EGO - dokończył drugi.
- Mojego EGO - poprawił ten trzeci.
- Proszę Pana - wtrącił się kierowca - REGUŁY z natury są zgodne same ze sobą, więc potwierdzam, że w zgodzie z nimi nie mogę Pana do niczego zmusić. To Pana wolny wybór.
A samochód wciąż kręcił się i zaczął powoli przyśpieszać. W przedniej szybie majaczyła się sylwetka wieżowca.

- Zatem zgodnie z REGUŁAMI samochód powinien się zatrzymać bo nie chcę się kręcić i uderzyć w wieżowiec. Jednocześnie nie powinien też spaść na ziemię.

Wniosek do którego dochodził Ramirez wydawał się w być w pełni logiczny choć zdecydowanie idiotyczny.

- Chciałbym zakończyć tę symulację - Oświadczył - I jest to zgodny wniosek każdej wersji mojego EGO.

Od czego to wszystko się zaczęło… pamięć bywa zwodnicza ale biologię ciężko oszukać. Nie odwołując się do zapisu przeszłości i implantów wspomagających Ramirez postarał się po prostu przypomnieć sobie ostatnie co pamięta sprzed całego tego bałaganu… ciąg zdarzeń. Bez pauzy. Bez przerwy.

Wszystko co się do tej pory wydarzyło wydawało się być poukładanym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Była kilka punktów, które mogły zastanawiać naukowy umysł Ramireza. Na przykład fakt, że do tej pory wszystko szło po ich myśli. Nawet gdy z pozoru robiło się gorąco, wychodzili z ambarasu obronną ręką. To było jednak za mało by zarzucić ostatnim 48 godzinom fałsz. Analityczny umysł Santany wychwycił jednak coś jeszcze. Rzeczywistość wypaczyła się chwilę po jego ataku na synthmorfa. To oraz wspomnienie wniosku, że wirus mógł się przemieszczać zarówno drogą elektroczniczną, jak i biologiczną, prowadziło do pesymistycznej konkluzji. Uchwycił spojrzenie pozostałych Ramirezów, a ich kiwanie głowami sugerowało, że doszli do tych samych spostrzeżeń.

Plan był dobry, ale nie uwzględniał scenariusza, w którym Petro i/lub jego ochrona byli zarażeni. Ta ostatnia myśl towarzyszyła naukowcowi, gdy pojazd uderzał w wieżowiec.
 
Cranmer jest offline  
Stary 07-05-2019, 23:21   #47
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację

Stacja orbitalna Chronos była jedną z placówek Nadzoru - organizacji stojącej gdzieś pomiędzy hiperkoporacjami, dbającej o zachowanie równowagi politycznej i gospodarczej w wewnętrznym układzie słonecznym. Sama placówka była też aktywnie wykorzystywana do roztaczania “opieki” nad Marsem. Wyposażona w zaawansowane systemy sensoryczne, stacje transmisyjne i egocastujące, sztab wykwalifikowanych operatorów i analityków oraz oddział bojowy szybkiej reakcji, stanowiła nie lada atut w rękach Nadzoru. Mało kto oczywiście zdawał sobie sprawę z wagi tego miejsca. Jeszcze mniej osób wiedziało, że Firewall również korzystał z usług stacji za pośrednictwem swoich agentów w szeregach Nadzoru.

***

Dwie ciemne sylwetki wyraźnie się odcinały na tle wielkiego iluminatora za którym leniwie obracał się Mars.
- Jesteś pewien? - w głosie kobiety wyraźnie brzmiała obawa.
- Tak. Możliwy wynik jest wart ryzyka. Środowisko przygotowane?
- Jesteśmy gotowi na pełną izolację wieloetapową oraz całkowite zamknięcie stacji. Będę musiała powiadomić dyrektora…
- Mam jego przyzwolenie na pełne wykorzystanie zasobów tej stacji - uciął mężczyzna. - Tuby również przygotowane?
- Tak…
- Doskonale… wyślijcie Duchy. Niech sprowadzą nam nasze zguby.
Sylwetka kobiety oddaliła się ze stukotem obcasów. Na iluminatorze, ponad sylwetką mężczyzny pojawiły się holograficzne wizerunki Opal, Smitha i Ramireza.
- W pewnym sensie spełnili swoje zadanie... - powiedział już do siebie. - Trzeba im tylko pomóc powrócić do domu.

***

[MEDIA]https://lh4.googleusercontent.com/-o1nPOMiC_nM/UaQdIWCaNNI/AAAAAAAABxQ/yEwoZRmYJV8/s912/VallesNSHPic2.png[/MEDIA]

Hiperkorporacje oraz rząd marsjański, po Upadku były przygotowane na wiele scenariuszy. Dlatego reakcja na wybuch epidemii w Małym Szanghaju była błyskawiczna. Gdy tylko nasiliły się doniesienia o przypadkach zarażenia wirusem D.R.E.A.M, cała kopuła została zamknięta, a sąsiednie kompleksy poddane rygorystycznej ochronie. Mały Szanghaj natomiast został poddany całkowitej kwarantannie, która miała na celu powstrzymanie migracji epidemii. Do akcji wkroczyli najemnicy na liście płac najpotężniejszych przedsiębiorstw. Transporty pełne uzbrojonych po zęby synthmorfów krążyły nad zamkniętą kopułą jak sępy, a cyberszturmowe informorfy trzymały pieczę nad punktami wymiany danych, pilnując by wszystkie porty były zablokowane.

Po dwóch dniach można było uznać, że sytuacja jest pod kontrolą. Następnym krokiem miało być znalezienie lekarstwa na mutujący algorytm wirusa, albo przeprowadzenie czystki, “wypalając” skażone miejsce. Nie powinno dziwić, że w oczach hiperkorporacji wszystko sprowadzało się do kalkulacji zysków i strat. Niestety niemoc naukowców, w których ręce oddano próbki wirusa, sugerowały, że szala przechyla się na stronę ludobójstwa. Niewiele wnosił do sprawy fakt, że większość populacji Małego Szanghaju nie mogła sobie pozwolić na kopie bezpieczeństwa. Wątpliwa moralność tego kroku budziła opór społeczny, a społeczeństwo zaczęło naciskać na hiperkorporacje i rząd. Jednak głos ludu odbijał się matematycznych kalkulacji, prawdopodobieństw i marketingowych planów ratowania publicznego wizerunku już teraz snutych na potrzebę najczarniejszego scenariusza.

Trzeciego dnia, barierę niezauważalnie przełamano w kilku miejscach. Firewall wprowadził do środka swoich agentów, których celem było odnalezienie i ekstrakcja newralgicznych celów. Operacja trwała kolejne dwa dni, co było zaskakująco długim odcinkiem czasu. Jednakże Duchy powróciły na stację Chronos wraz z trójką agentów oraz kilkorgiem innych ważnych EGO. Siły najemników nie zostały zaalarmowane. Zadbano również o zatarcie wszelkich śladów i upewniono się, że ekstrakcja nie pozostawiła otwartych przejść w kopule.

Lepiej umocowani agenci Firewallu gorączkowo poszukiwali leku na wirusa… lub innego sposobu na rozwiązanie problemu epidemii - innego od czystki rzecz jasna. Postawiony na nogi sztab stacji Chronos otrzymał swoje rozkazy.

Bardzo szybko stało się jasnym, że nawet po śmierci Mahakaviego, jego dzieło żyło własnym życiem. Wpierw należało wyleczyć tych, którzy byli w centrum wybuchu wirusa - tzw. pacjentów zero. Mając pod ręką ich wspomnienia oraz EGO, można było rozpocząć prace uratowaniem Małego Szanghaju.


Koniec
 
Jaracz jest offline  
Stary 10-05-2019, 18:30   #48
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Inicjalizacja....
Przywracanie....
Wizualizacja....

Gotowe
Witaj Opal!

Dziennikarka otworzyła oczy czując przyjemny wiatr na swojej skórze. Siedziała pod zielonym, liściastym drzewem, którego liście kołysały się przy każdym podmuchu. Biały koc w czerwoną kratę oddzielał ją od gęstej zielonej trawy. Poza tym było tylko piękne błękitne niebo.
- To takie obce... – wyszeptała.
- Abyś wiedziała, że to nie rzeczywistość. Witaj wśród żywych Opal.
- Jesteśmy przy tobie
– obok dziennikarki zmaterializował się mężczyzna i kobieta. Oboje w marsjańskich morfach jakże dobrze znanych dla jej oczu. Rodzice. Ci którzy zaczęli to wszystko. Ją, Marsa. Bezkreśnie lojalni wobec siebie i planety – ich wizji tej planety.

Mark

Opal zamrugała zaskoczona. Pamiętała cos czego według niej nie powinna. Łzy od razu popłynęły z jej oczu zalewając strugami jej policzki.
- Dlaczego..?
- Musisz być silniejsza kochanie. To co ci zrobili... To na co się zgodziłaś. Wiesz jaki mieliśmy do tego stosunek. A teraz... Teraz musisz być ostrożniejsza – matka jak zwykle przejmowała inicjatywę i podejmowała decyzje za innych. Opal gniewnie spojrzała na swoją rodzicielkę.
- Dostałaś od nas prezent kochanie. Wzmocniliśmy cię. Poradzisz sobie ze wspomnieniami. Poradzisz sobie z tym co przyniesie też świat rzeczywisty – wtrącił się łagodnym tonem ojciec. Zawsze stał po stronie matki choć wykazywał znacznie większą empatię niż ona.
- ... Co się dzieje? – zapytała w końcu dziennikarka.

Firewall


- Pokażemy ci. Bądź silna córko.

Pandora


Opal złapała się za głowę kiedy kolejne wspomnienia do niej powracały. Nie na raz. Kaskadowo. Tak aby nie przeciążyć systemu. Nie przeciążyły. Strach i smutek ogarnęły umysł kobiety ale nie zdominowały go. Powoli radziła sobie z traumą jakiej doznała na jednym ze swoich śledztw. Straciła mężczyznę, którego pokochała bezpowrotnie. Sama została okaleczona. Fizycznie jak i mentalnie. Przypomniała sobie, że zgodziła się na wymazanie tych wspomnień w zamian za dalszą możliwość pracy w korporacji i dalszej kariery. Dług u przełożonych. Potem był Upadek. Poznała Billa. Szukali Elektry. Firewall. Co było potem..? Nie pamiętała. Kiedy jednak się obudziła z simulspacea dostrzegła ekrany informacji. Sięgnęła ręką aby powiększyć obraz. Jej dłoń była czerwona. Wsadzili ją do Rustera? Nie... To był TEN morf. Wyczyn matki i pewnie nie do końca legalna obróbka ojca. Ich dzieło. To którego odmówiła tak wiele lat temu. Powinna być zła, ale nie mogła zebrać w sobie tej emocji. Po prostu zaczęła czytać.
Wirus. Setki, a może i tysiące zarażonych. Ogólna panika i gniew. Hiperkorporacje chcące poświęcić ludzi i burzący się na to ludzie. Co się stało? Jak do tego doszło? Czy to ma związek z tą cholerną puszką Pandory, którą wzięła od hakera w barze? Czy to jej wina? Co się stało ze Smithem? Bill? Zobaczyła własne imię wśród ofiar.
- To chyba nielegalne że mnie ściągnęliście – zauważyła chłodno.
- Jesteś teraz bardzo nielegalna córeczko. Ale tak trzeba. Pomożesz nam
– słowa ojca były takie niepasujące do niego. Ale ciężko było nie zrozumieć. To był idealny czas aby działać. Idealny moment dla Barsomian.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-05-2019, 19:31   #49
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pamiętał opowieść z dawnej Ziemi. Nie pamiętał co prawda kto mu ją opowiedział, ani tego jak się kończyła.
O wiecznym wojowników, który przemierzał pola bitew w kolejnych wojnach walcząc po różnych stronach i z różnym przeciwnikami. Ale jego ostatecznym wrogiem była ścigająca go śmierć, które awatary pokonywał raz po raz nie mogąc umrzeć. I choć robił się coraz bardziej zmęczony życiem ten wojowników odmawiał poddania się słodkiemu uściskowi śmierci bez walki. Wieczny wojownik.
Obecnie Smith czuł się taką istotą. Znowu przeżył, podczas gdy tak wielu innych zginęło lub zostało pochłoniętych przez obłęd wywołany wirusem.


Twarz w lustrze była… znajoma. Pamiętał ją, mimo że czuł się dziwnie w tym ciele. Co akurat nie dziwiło Smitha. To było normalne w tej sytuacji. Umysł oddzielony od ciała musiał sobie przypominać czym jest fizyczność. Że ciało ma wagę, pęd, bezwładność… że nie rusza się z prędkością myśli. Że trzeba zachowywać równowagę. To wszystko jego umysł musiał sobie przypomnieć.
Spoglądają w odbicie Smith próbował sobie przypomnieć twarz, tą pierwszą twarz jaką miał. Za każdym razem przychodził mu to z coraz większym. Za każdym razem twarz w lustrze była coraz bardziej obca. I coraz mniej było z Erica w Smithcie. A może się tylko łudził?
Może prawdziwy Eric umarł lata temu, a on był tylko złudzeniem. Odbiciem odbicia. Pamiętał każdy ze swoich zgonów, każdy z rebootów swojej osobowości. Każdy kolejny był coraz mniejszym szokiem. Śmierć stała się tylko małą niedogodnością, mającą swój koszt… trochę zagubionych plików wspomnień wywołanych częstą zmianą rękawa. Smith… uważał się więc za kolejnego ze Smithów. Bytem uciekającym przed śmiercią w kolejne wcielenia i przenoszącym pamięć i wspomnienia wszystkich poprzednich wcieleń.
Smith nie miał złudzeń. Przed śmiercią nie da się uciekać wiecznie. Kiedyś jego zgon okaże się ostatni, a kolejny reboot jego osobowości nieudany lub… nieopłacalny.
Kiedyś umrze, ale już dawno przestał się bać ostatecznego końca.
Kiedyś… ale nie teraz.

Smith uniósł w dłoni maskę którą zamówił tutaj. Smith uznał bowiem że nie powinien być kojarzony z Firewallem. O wiele wygodniej będzie dla niego i dla organizacji, by Smith nadal był samodzielną jednostką bez widocznych więzów. Najemnik pracujący za pieniądze i bez ideałów oraz większych skrupułów.
Teraz jednak sytuacja i w Małego Szanghaju i jego się zmieniła. Być może przyjdzie mu bardziej otwarcie współpracować z Firewallem. Ale w takim przypadku nie mógł być “Smithem”. Potrzebował więc nowej osobowości na takie misje.
Założył więc pancerz, kaptur i zakrył twarz metalową maską.


- Reaper. Taki pseudonim pasuje dla agenta firewallu, prawda?- zapytał poprzez szyfrowane łącze Vertigo. - Zamierzam też nosić tą maskę przez resztę pobytu na stacji. Jestem zdecydowanie za tym, by nikt nie mógł skojarzyć Smitha z tobą czy organizacją. Jako Reaper mogę działać swobodnie jeśli będzie to konieczne.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-05-2019 o 21:30.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172