Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2020, 00:31   #231
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 101 - 2037.V.22; pt; popołudnie

Czas: 2037.V.22; pt; południe; g. 13:45
Miejsce: Old St.Louis, Sek IV University; Grand Center; magazyn FOB
Warunki: wnętrze magazynu, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, pogodnie, powiew


- Długo jeszcze? Co oni tam robią? - Ruben stanowczo nie był stworzony do bezczynnego czekania. Zwłaszcza za kółkiem. Takie czekanie to jak czekanie w korku. Tylko bez korka. I do tego w mundurze i wozie jakich wcale nie miał ochoty zakładać. Z pewną zazdrością spojrzał na tych co mieli na sobie policyjne mundury.

- Może orgie? - Vita miała zdecydowany ubaw z niezbyt dobrego humoru nowego kolegi. Law nie wiedział kto właściwie rozdzielał obsadę ludzi Alvareza ale częściowo spełnił jego ciche nadzieję. I latynoska ślicznotka nie trafiła do obsady ich małego konwoju ani do radiowozów ani do furgonetki. Ale pełniła funkcję podobną jak u nich Yoshiaki czyli miała czekać na powrót konwoju do tych opuszczonych magazynów gdzie mieli półmetek. Problem był taki, że póki nie dostali wezwania z sądu to i tak wszyscy spędzali ten nerwowy czas oczekiwania razem. No a Chinka i Latynoska miały ten komfort, że nie miały na sobie mundurów tylko “coś normalnego”. I na wszelki wypadek mogły kogoś zastąpić gdyby ktoś im odpadł w ostatniej chwili. Na razie jednak byli w komplecie więc nie było takiej potrzeby.

- Orgie? Z ADVENT-em? - Ruben popatrzył na nią krzywo. Latynoska z niechęcią ale skrzywiła się niemo przyznając, że nie do końca przemyślała ten żarcik. Ale to czekanie się przedłużało a im bardziej się przedłużało tym bardziej szarpało ludziom nerwy. Najgorsze, że nie było wiadomo ile trzeba czekać. Nie mieli konkretnej godziny bo musieli czekać aż się rozprawa skończy. A Laura tylko na oko jeszcze rano mówiła, że przed 12-tą to się pewnie nie skończy. Ale na wszelki wypadek zjechali się tutaj już przed 10-ą. A tu się już zbliżała powoli przerwa obiadowa.

- No a co tu się wyprawia? Orgie? Niestosowne zachowanie? Chcecie zaraz dostać mandat za obrazę moralności? - młoda policjantka musiała usłyszeć o czym rozmawiali. Co nie było trudno. Czy ci z X-COM czy ci od Alvareza jakoś czuli międzyludzką więź wiedząc, że wszyscy jadą na tym samym wózku. Dosłownie. I towarzystwo obsiadło maski, przewróćone kubły i skrzynki mieszając się ze sobą. Każdy sobie radził z tym stresem i czekaniem jak mógł. Nancy chyba była jedną z tych co sobie radzili z tym stresem najlepiej. Wydawała się pogodna i na luzie. Jakby miała pojechać do miasta i bułki kupić. Nawet pozwalała sobie na żarty. Takie jak teraz gdy wycelowała pałkę w stronę rozmawiajacych i zrobiła groźną minę. Chociaż tak ironicznie, że większość towarzystwa się roześmiała.

- Mandat to może nie. Chyba, że można zapłacić w naturze. - Vita zrobiła chytrą minkę i całkiem ładnie zripostowała ten żarcik odbijając piłeczkę agentce X-COM.

- Próbujesz przekupić funkcjonariusza na służbie? Za to będzie kolejny paragraf. Surowy. - policjantka zmrużyła oczy jakby na poważnie zastanawiała się czy Latynoska próbuje ją przekupić. Robiło się nawet ciekawe widowisko z tą dwójką gdy cichy dźwięk połączenia rozległ się uciszając wszystkie inne głosy.

- To Laura. - Yoshiaki co miała ze sobą mobilne centrum łączności zdążyła powiedzieć kto dzwoni. Wszyscy się spodziewali, że prawniczka zadzwoni. Ale jednak gdy wreszcie to się stało to i tak wszystich zelektryzowało.

- Skończyliśmy. Zaraz powinniście dostać wezwanie. - Laura połączyła się jeszcze z sali sądowej. Jeszcze zbierała dokumenty a skazańców dopiero wyprowadzano. Ale to znaczyło, że operacja zaczyna wychodzić ze stanu przygotowań do realizacji.

- James da nam znać jak będą wychodzić. - Nancy dała sobie spokój z żartami. Teraz już mogli dostać wezwanie w każdej chwili. Znów zrobiło się nerwowo jak tuż przed skokiem ze spadochronem. Jak jeszcze się było w samolocie ale drzwi już były otwarte. Coś jednak wiedzieli co się dzieje w okolicach sądu. Yoshiaki obserwowała wszystko z góry ze swojego latającego drona. No i był jeszcze drugi agent Cartera, James. Stanowił ich odwód. Miał cywilne ubranie i swoje papiery prywatnego detektywa co pozwalały mu mieć broń. Miał obserwować “z dołu” co się dzieje przy sądzie. Jednak co żywy człowiek, jego doświadczenie i intuicja to nie robot latający kilkaset metrów ponad dachami nowoczesnego centrum miasta. Na razie jednak nie dzwonił. Za to zadzwonił ADVENT.

- … tak, już wysyłamy konwój, niedługo u was będą… - Yoshiaki co przyjęła na siebie rolę policyjnej dyspozytorki jaka przyjmowała polecenie od ADVENT spięła się słysząc w uchu ten obcy, nienaturalny głos. Co nawet jak mówił ludzkim językiem to wydawał się obcy. Podobno adventyści sami z siebie nie potrafili mówić w żadnej ludzkiej mowie i mieli swój dziwny i obcy język. Ale translatory wmontowane w hełmy pozwalały im się komunikować z ludźmi. Podobno. Tak przynajmniej mówiła powszechna opinia.

- No to… Za 5 minut ruszamy. - Nancy westchnęła po raz ostatni i spojrzała na zegarek. Właściwie mogli ruszać już teraz. Ale jak mieli udawać, że przyjechali z komisariatu a nie stąd to trzeba było nieco poczekać.




Czas: 2037.V.22; pt; południe; g. 14:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek IV University; Grand Center; okolice sądu
Warunki: wnętrze samochodu, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz jasno, nieprzyjemnie, pogodnie, powiew


- I znów czekamy… Po co nas wezwali jak każą nam teraz czekać? - Ruben znów się irytował. Już wydawało się, że sprawa ruszy z miejsca, wyjechali z magazynu, przejechali przez centrum, zajechali pod sąd… i czekali. Znowu. Tym razem nie mieli pojęcia dlaczego. Ile może trwać zapakowanie skazańców do transportu? Co oni tam jeszcze robią?

- Może się skapnęli? I zastawili zasadzkę? - mruknął któryś z przebranych policjantów. Też im się udzielało to napięcie. Wydawało się, że wszystko jest gotowe a tu musieli stać jak nieruchomy cel dla patroli ADVENT-u. A ci byli tuż obok. Nawet przechodzili obok czekających samochodów o dwa kroki obok.

- Spokój. By się skapnęli to już by nas mieli. - mruknęła Nancy by uspokoić nastroje. Leniwie oparła łokieć o otwartą szybę idealnie symulując znudzoną, rutynę. Zwłaszcza, że dzień już był z tych letnich, ciepły i słoneczny.

- O. Zobaczcie. Nasza nowa koleżanka. Ruben widzisz ją? Co myślisz? - znów czekali. Aż w którymś momencie drzwi od sądu otworzyły się ale nie wyszedł ADVENT eskortujący skazańców tylko pracownica sądu. Dokładniej to w administracji. Młoda, zgrabna brunetka w okularach ubrana wedle biurowego dress code świetnie pasującym do takiego miejsca. W sam raz by odwrócić chociaż na chwilę uwagę Rubena. I pewnie większość panów czekających w samochodach.

- No niezła, niezła. Dałbym… No nie widzę jej zbyt dobrze… I tak z profilu albo od tyłu… Ale jakieś 8 na 10… - Ruben ze znawstwem ocenił odchodzącą pracownice sądowej administracji. W słuchawkach dały się słyszeć ciche śmiechy kolegów więc plan by jakoś rozładować napięcie nawet wypalił.

- A mnie ile byś dał? - niespodziewanie w słuchawkach dał się słyszeć głos Vity. Nie było jej w konwoju ale razem z Yoshiaki wciąż miały łączność z całą grupą. W słuchawkach znów dały się słyszeć złośliwe, męskie chichoty.

- O albo mnie? Ile byś mi dał Ruben? Albo Yoshiaki? - Nancy bezlitośnie dorzuciła swoje trzy grosze dorzucając dodatkowy balast do czarnoskórego amanta zanim ten się zdążył wygramolić z ambarasu w jaki wprawiła go Latynoska.

- Mnie to wcale nie obchodzi! Nie gadajcie tyle! Skupcie się! - Chinka prychnęła na nich wyraźnie zirytowana. Albo zażenowana. W eterze chichoty kolegów urosły do regularnego śmiechu.

- Jest James! Zaraz będą. - drzwi do sądu znów się oworzyły ale tym razem wyszedł przez nie jakiś mężczyzna. Ruszył szybkim, energicznym krokiem z aktówką w ręce. Ale zbiegając po schodach przełożył ją do drugiej ręki a sam sięgnął po swoje holo.

- To jest James? Ten krawaciarz? - Ruben co prawda nie bardzo ze swojego miejsca widział wszystkie detale tak samo jak u Nurii. Ale wydawało mu się, że przecież rozpoznałby kolegę xcomowca którego regularnie mijał na korytarzach bazy. Law chociaż siedział w pierwszym radiowozie więc miał nieco bliżej też musiał przyznać, że ludzie Cartera to jednak znali się na tych przebierankach. Jakby Nancy nie zwróciła uwagi na niego to pewnie by uchodził za kolejnego korposzczura pracującego w sądzie.

- Tak, to on. Idą, mają ich, wszystko w porządku. - agentka X-COM pokiwała głową twierdząco i szybko streściła coś co musiała odczytać z mowy ciała kolegi bo ten nawet za bardzo na nich nie spojrzał. A nie dzwonił ani nic bo Nancy nic nie odebrała. Wszyscy się wpatrywali z napięciem w te główne drzwi sądu i te wreszcie otworzyły się.





Pierwszy wyszedł lancer ADVENT-u. Rozejrzał się schodząc spokojnym krokiem po schodach. Za nim szło dwóch następnych. I kolejny, zwykli już żołnierze ADVENT-u na czele oficera. Eskortowali trójkę skazańców w pomarańczowych drelichach. Całość schodziła w kierunku czekających przed sądem samochodów.

- No to czas na przedstawienie. - Nancy klepnęła w mundurowe ramię szefa skanerów, puściła mu oczko, uśmiechnęła się jakby szła komuś psotę zrobić i otworzyła drzwi aby wyjść z samochodu. Podeszła dwa kroki i stanęła z kciukami wsuniętymi za pas główny czekając aż adventyści i skazańcy dotrą do niej.

- Porucznik Xenia Common. Chyba macie dla nas jakichś ptaszków co? - zagaiła do barczystego oficera jaki dowodził eskortą i pokazując mu swoje elektroniczne papiery z jakimi skanerzy nie mieli nic wspólnego. Oficer skierował swój cyklopi wizjer na legitymację, na twarz właścicielki co jeszcze dobry aktor mógłby znieść. Ale wziął też skaner by zeskanować legitymację i chwilę coś sprawdzał. Pewnie czy jest potwierdzenie z bazy, że to właście ci tutaj gliniarze mają przejąć skazańców. Ale musiał dostać takie potwierdzenie o to już się postarali skanerzy. Oficer skinął głową, oddał legitymację policjantce i syknął coś do swoich ludzi. Ci popchnęli skutą trójkę w pomarańczowych drelichach a czekająca porucznik X.Common machnęła na nich ręką przyzywająco.

- Dobrze chłopcy, bierzcie ich i do paki! - zawołała do swoich ludzi więc policjanci i strażnicy przejęli więźniów pakując ich do otwartej paki więziennej furgonetki. Parę chwil i było po wszystkim. Drzwi wewnętrzne zostały zamknięte, dwaj alvarezowcy przebrani za strażników zamknęli wtedy pancerne drzwi zewnętrzne i walnęli w ścianę na znak, że są gotowi do odjazdu.

- No. To nic tu po nas. Nie będziemy wam czasu zajmować na pewno bardzo zajęci z was faceci. - porucznik policji pożegnała się z adventystami niedbałym ruchem ręki, odwróciła się i wróciła do swojego radiowozu. Dobrze, że ona jechała w pierwszym wozie bo Ruben to najchętniej z miejsca by ruszył paląc gumy na asfalcie. A agentka nie. Ruszyłą zgodnie z przepismai nawet migacz dała jak włączyła się do ruchu.

- Teraz tylko pytanie kiedy się zorientują. - Nancy mruknęła cicho ni to do siebie ni to do Lawa. Ale dzięki komunikatorom słyszeli ją wszyscy. Wciąż było groźne, że adventyści się połapią i poślą im w tylne szyby trochę kulek. Albo narobią rabanu szykując blokady a tutaj, w centrum, zdecydowanie oni byli na swoim podwórku. Całkiem odwrotnie niż jak coś się działo w sektorze VIII-mym przy rzece albo innych peryferiach gdzie byli w mniejszości i na gościnnych występach.



Czas: 2037.V.22; pt; popołudnie; g. 16:00
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: impreza, klub, ciepło, jasno, sucho



- Ja od razu wiedziałem, że wszystko będzie dobrze! - Ruben był zachwycony. Uwielbiał być w centrum uwagi. Zwłaszcza płci pięknej. A teraz niewątpliwie był. No ale umiał przecieć wykreować się na gwiazdę pierwszej wielkości. Jakby ktoś słuchał tylko jego wersji wydarzeń to mógłby uznać, że sam jeden wszystko zorganizował, wymyślił i zrealizował. A reszta to co najwyżej mu trochę pomagała.

- Słyszałeś Law? Może następnym razem zamiast Nancy to wyślesz Rubena? - Yoshiaki popatrzyła na niego krytycznym wzrokiem skoro siedzieli przy jednym stole. Ale jakim stole! Tutaj to jeszcze nie byli. W VIP-owskich lożach klubu, tu gdzie normalnie bawili się ci co nie chcieli się bawić publicznie. Okazało się, że “The Hood” ma i takie rozrywki.

- Tak jest! Wóda, koks, dziwki, lasery! - wydarł się radośnie jeden ze skazańców. Wciąż miał na sobie pomarańczowy drelich chociaż już rozpięty. Ale właściwie to miał rację. Otaczały ich gorące kociaki, zimne drinki, kolorowe światełka i splendor zwycięzców. Czego chcieć więcej? Zwłaszcza jak już człowiek usłyszał wyrok skazujący na śmierć. Albo coś gorszego. Właściwie to nie było wiadomo co się działo na tej Kubie ale każdemu wystarczało, że stamtąd nie wrócił jeszcze nikt kto by mógł o tym opowiedzieć. A ze względów bezpieczeństwa nikt ich nie uprzedził o planowanej akcji. Więc dowiedzieli się dopiero w furgonetce jak rozpoznali w strażnikach swoich kolegów z rewiru. Ale ich zamurowało!

- O! Patrzcie! Jesteśmy w telewizji! - wrzasnął ktoś z gości na tej zamkniętej imprezie. Vita szybko złapała za pilot, powiększyła obraz i podgłośniła dźwięk.





… Oto rysopis podejrzanej, podała się za porucznik Xenię Common ale to prawdopodobnie fałszywa tożsamość. Jeśli ktoś z państwa zobaczy tą osobę lub może podać jakieś informację prosimy o natychmiastowy kontakt z organami ścigania. Przypominamy, że dzisiaj około godziny 14:30 fanatyczni terroryści podszywając się za patrol policji przejęli skazanych właśnie recydywistów spod budynku Sądu Głównego w St. Louis. Oto rysopisy podejrzanych…

Spikerka z żalem mówiła o tym podłym przestępstwie dokonanym w biały dzień, w samym środku miasta. Oczywiście musiała kłamać. Jak wszystkie oficjalne środku przekazu sączące propagandę obcych. Więc okazało się, że w budynku sądu terroryści rozpylili gaz nieznanego pochodzenia i liczba ofiar tego ataku nie jest jeszcze znana. Ale tak jak dziennikarka była smutna i rozczarowana takim zachowaniem tak jej smutek i rozczarowanie bawiły imprezowiczów w zamkniętej części klubu.

- No nie powiem. Świetna robota. Przyznam, że miałem wątpliwości. Ale poszło lepiej niż myślałem. Widzisz sąsiedzie? Nie musimy udawać, że się nie znami i nie widzimy. To duże miasto. Wszyscy się zmieścimy. Możemy sobie nawet pomóc nawzajem. - w klubie czekał też sam Alvarez. Powitał ich z otwartymi ramionami jak na dobrego gospodarza przystało. On też sponsorował ten balet. Gdy uczestnicy akcji przekroczyli próg tego wewnętrznego kręgu zostało im tylko wybierać na co akurat mają ochotę. Wydawało się, że cały klub jest do ich dyspozycji.

Z oczywistych względów nie mogli pojechać do bazy X-COM. A jakoś wszyscy byli zgodni na ten klub co już tyle razy ich gościł i chyba każdy miał z nim miłe wspomnienia. No i to był niezły punkt zborny po akcji do jakiego wszyscy mogli bez problemu trafić. Gdy odjeżdżali z sądu Nancy postawiła trafne pytanie. To nie było pytanie “czy” tylko “kiedy” się ADVENT i rządowi połapią, że ktoś ich wyrolował. Mogli prawie z miejsca to by było gorąco tak wyrwać się z ogonem ADVENT-u w samym sercu ich podwórka. Ale każda uliczka i krzyżówki przybliżał ich do FOB. A pościg nie następował. W eterze też było cicho. Nikt nie robił larum, że poszukiwani są jacyś przebierańcy. Wreszcie trzy pojazdy zajechały przed bramę magazynu gdzie Vita już czekała z otwartymi drzwiami i gestem poganiając ich by czym prędzej wjechali do środka. A wciąż panowała cisza. Dron Yoshiaki patrolował okolicę a ona sama słuchała eteru ale nic nie wyglądało podejrzanie. Gdy grupka przebierańców jak na wyścigi zdejmowała z siebie mundury przebierając się w zwykłe ubrania, ktoś szukał drugiej nogawki czy rękawa, albo butów, nawet Ruben nie miał głowy podglądać przebierające się tuż obok koleżanki bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że liczą się sekundy. A wciąż panowała cisza. Więc szybko wskakiwali jeszcze kończąc ubieranie do przygotowanych pojazdów gdy na koniec Vita wszystkich spłoszyła otwierając bramę. Wjechał samochód z Jamesem. On miał zostać i spalić pojazdy i ubrania aby maksymalnie zatrzeć ślady. Było pewne, że prędzej czy później ci rządowi znajdą ten magazyn i to co w nim zostanie. Więc wezmą to pod lupę. Kolejne samochody wyjeżdżały z przez bramę gdy James biegał to tu to tam gromadząc te ubrania, polewając pojazdy żrącym i łatwopalnym płynem.

W końcu ci z rządu się zorientowali. I narobili takiego rabanu jakiego się można było spodziewać. Zamknęli to co się dało zamknąć, wypuścili zmotoryzowane, piesze i lotnicze patrole, drony, mechy, wszystko co tylko się dało. OStatni raz taki rozpęd dostali jak Frank sprzedał im cynk na Alvareza. Tylko wtedy to się zlecieli tutaj, nad rzekę. A teraz przeczesywali samo centrum miasta i nie tylko. Ale za późno. Gdy to ogłosili samochody z uczestnikami akcji już parkowały przed klubem albo wjeżdżały na znajome ulice. Brakowało tylko Jamesa. Ale to było do przewidzenia. Miał jednak dobre papiery i był doświadczonym agentem. Chociaż trzeba było się liczyć z tym, że może w centrum utknąć na dłużej, może nawet na parę dni. Ale z tym się liczyli jeszcze przed akcją. A na razie byli w klubie i mieli okazję nacieszyć się swoim zwycięstwem!


---


Mecha 101

bajera przed sądem; Agent; Nancy: Kostnica 1,6 > 1 = 8-1=7 = du.suk

czas reakcji ADVENT: Kostnica 9 > 45 min po odjeździe radiowozów
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-12-2020, 21:01   #232
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
”The Hood”

Czy to było prawdą, że znowu im się udało? Law nie mógł wyjść z podziwu, że akcja z przejęciem ludzi Alvareza przebiegła pomyślnie. Byli w samym sercu miasta, otoczeni przez policję oraz ADVENT. Wystarczyła drobna wpadka, by przeciwnik rzucił na nich wszystkie swoje siły. A przecież wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Ktoś mógł wyczaić, że samochody są lewe, mundury podrabiane albo legitymacje wymyślone. Ktoś mógł skojarzyć twarz któregoś z Alvarezowców albo mógł przejrzeć przez grę Nancy.

Nic takiego się nie wydarzyło. Przejęli więźniów, dostali się do FOB’u i uciekli z miasta nim władze zaczaiły, że zostały wykiwane. Nikogo nie stracili, nikt nie ucierpiał (no może poza wozami mafiozów, które ostatecznie zostały zniszczone). Co prawda Law martwił się, że twarz agentki Nancy trafiła do telewizji. Jasne, była w przebraniu a na każdą misję przygotowywała inną przykrywkę. Niemniej Wielki Brat miał ją na oku, a to oznaczało, że kolejne takie akcje mogą być dla niej utrudnione.


Japończyk tak bardzo był pochłonięty rozmyślaniem o konsekwencjach ich akcji, że niewiele uwagi przykładał do toczącej się wokół niego zabawy; a ta trwała w najlepsze. Zarówno Alvarezowcy jak i operatorzy X-COM potrzebowali spuścić z pary i teraz, kiedy nadarzyła się taka okazja używali sobie w najlepsze.

Oczywiście kierownik skanu nie skorzystał. Taka forma rozrywki nie była dla niego. Zamiast tego połączył się z placówką i zorganizował akcję, by każdy, kto chciał się pobawić, został przetransportowany do „Hooda”. Co prawda cała placówka nie mogła się tutaj zrzucić, ale kilku, kilkunastu szczęśliwców mogło dzisiaj wygrać przejażdżkę. Skoro Alvarez stawiał to Law nie widział przeciwwskazań.

Co zaś do samego Alvareza Japończyk spróbował dorwać go na boku, by porozmawiać o przyszłości. Haker chciał się dowiedzieć, czy mafioza planuje jakieś następne akcje, zwłaszcza takie, które mogły zaszkodzić najeźdźcy. Ratowanie ludzi w potrzebie i imprezowanie mogło wydawać się idealnym zajęciem, niemniej X-COM miał swoją misję. Trzeba było jak najbardziej zaszkodzić siłom ADVENT’u w mieście i jak najlepiej rozpropagować przesłanie, które miało poderwać ludzkość do walki.


Tylko czy ludzkość była na to gotowa?, pomyślał, przyglądając się rozweselonym twarzom gości jak i gospodarzy w „Hoodzie”. Czy oni byli gotowi wyjść z cienia na dobre i rozpocząć grubsze akcje, jeszcze bardziej zwiększając ryzyko?

Vigilo Confido.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 05-12-2020, 14:59   #233
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 102 - 2037.V.25; pn; przedpołudnie

Czas: 2037.V.25; pn; przedpołudnie; g. 09:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM
Warunki: centrum łączności, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz jasno, chłodno, mżawka, sil.wiatr


- O, a to widzieliście? - George siedział przez kilkoma holograficznymi monitorami i roześmiał się czytając liczne komentarze pod zdjęciami z piątkowej akcji. Było ich sporo i rozlały się po sieci. Tym razem propaganda ADVENT sama strzeliła sobie w stopę nagłaśniając akcję w poszukiwaniu zbiegów i winnych. I niejako sama rozpowszechniła ją przy okazji. Więc po sieci rozlało się to na cały glob. Największą furorę robiły ujęcia Nancy przebranej za policjantkę Xenię Common. Niejako Xenia stała się twarzą tej akcji a w sieci w ciągu weekendu zrobiła się wręcz królową memów. Takich właśnie jak ten co znalazł George.

- Xenia Common? Przecież to oczywiste! Spójrzcie na inicjały! X.Common! To X-COM! To robota X-COM! - pisał jakiś interneuta ale wielu podchwyciło ten wątek. W sieci zastanawiano się czy to przypadkowa zbieżność czy naprawdę ten na wpół zapomniany i mityczny X-COM wrócił do akcji z takim bezczelnym numerem. W biały dzień w samym centrum metropolii opanowanej przez ADVENT i siły rządowe. Dawno nikt rządowym nie wyciął takiego numeru. I wydawało się, że pomimo lat urabiania propagandą opinii społecznej to reakcja ludzi na całym globie była spora i w większości odnosili się do tego z sympatią. Nawet jeśli w oficjalnych mediach dawano wywiady z przechodniami, ekspertami, celebrytami którzy wypowiadali się negatywnie o takim bandyckim numerze i prosili ADVENT i policję o ochronę przed takimi napadami. To oddolnie akcja wywołała szok w opinii publicznej a tym rządowym zapaliły się stołki pod siedzeniami.

- No tak. Ale była mocna nasza akcja. Teraz będzie mocna ich reakcja. Będą ostrożniejsi. - tak to jakoś Carter skwitował wczoraj na cotygodniowym zebraniu rady całej bazy. Co prawda on i jego agenci wsparli piątkową akcję z całych sił ale jako agent wolał pozostawać w cieniu. A tu jego agentka znalazła się w centrum zainteresowania całego świata. Więc i tych z rządu też. Co prawda była w przebraniu i miała zmieniony głos i wygląd no ale zawsze było ryzyko, że ktoś może ją rozpoznać czy wrzucić w jakiś modulator twarzy co pozwoli przejrzeć to przebranie. A i na mieście ADVENT pospołu z policją szaleli na całego. Zupełnie jak wtedy w zimie co zrobili kocioł na Alvareza. Tylko teraz ten kocioł objął całe miasto, nie tylko centrum. A to choćby utrudniało samo przemieszczanie się, wydawało się, że na każdym rogu można spotkać jakiś patrol czy kontrolę.

Ale gratulacje przyszły i z samego X-COM. Szef bazy wczoraj osobiście podziękował tym co brali udział w akcji i jakoś się przyczynili do tego sukcesu, albo jak szefom wydziałów to osobiście na zebraniu w sali konferencyjnej a reszcie na telekonferencji. W niedziele nawet był coś jakby mały bankiet w ich lokalnym centrum rozrywkowym. Może nie taki szampański jak ten piątkowy w “The Hood” świeżo po akcji ale za to z samymi xcomowcami i mogli być prawie wszyscy. Właściwie to takiej masówki chyba nie było odkąd na początku roku nie zakładali tej bazy w starym browarze. Przyszły też gratulacje i podziękowania z ich macierzystej, nowojorskiej bazy. A także z ich siostrzanej w Nowym Orleanie co też działała od początku roku tylko była zakładana przez kalifornijską bazę. Wyglądało więc, że nawet w szeregach X-COM są przez ten numer na topie. No ale jak powiedział szef bazy nie można było spocząć na laurach i trzeba było kontynuować tą robotę. Mimo tego, że ci z rządu mogli się domyśleć, że w akcji maczał palce X-COM.

No i właśnie już wczoraj rozmawiali o tym co można by dalej zrobić. Najbardziej przebijała się propozycja wąsatego Polaka. Hodowski argumentował, że skoro teraz i tak już zadarli a ADVENT-em tak oficjalnie to można by coś z tego mieć. Dokładniej to jego działowi przydałoby się trochę próbek broni ADVENT do zbadania. Bo wiadomo, jak ginął ktoś czy coś z ADVENT to i sprzęt, zwłaszcza broń, ulegała dezintegracji co czyniło ją bezużyteczną. Nie bardzo więc było jak się dozbroić na pokonanym wrogu. To, że tak jest wiedzieli chyba wszyscy i od dawna. Było to jedno z utrudnień walki z obcymi. Ale mimo to Frankowi wydawało się, że gdyby miał kilka nawet rozwalonych sztuk broni obcych to chyba mógłby coś z tego sklecić. Może broni nie udałoby się odzyskać ale jej resztki jakoś wykorzystać do modyfikacji ich własnych broni. No ale to oznaczało, że trzeba zdobyć resztki tej broni.

Dziś każdy na swój sposób zastanawiał się jak to ugryźć. Jak skanerzy we własnym gronie. Raczej nie było co liczyć, że wróg dobrowolnie odda im swoją broń. Co wydawało się prowadzić do kolejnej konfrontacji. Właśnie się we trójkę zastanawiali bo Rubena jak zwykle gdzieś wcięło gdy niespodziewanie Ace otworzył drzwi i wrócił do centrum łączności.

- Słuchajcie sprawa jest! - zaczął bez wstępów wchodząc pomiędzy ich stanowiska by przykuć ich uwagę.

- Rozmawiałem właśnie z Vitą. Sama do mnie zadzwoniła. No i potrzebna jest akcja ratunkowa dla jej siostry. - Murzyn zamahał holo by dać znać, że w razie potrzeby to Latynoska z warsztatu jest dostępna do rozmowy czy co. Ale sam zaczął tłumaczyć co się już dowiedział.

A mianowicie Vita miała siostrę, Veronicę. Jak zapewniał Ruben widział zdjęcie i też kolejna gorąca, latynoska ślicznotka. No ale mieszkała w innej części miasta i z relacji Vity wynikało, że Vera to ta porządna w ich rodzinie co nie para się takimi podejrzanymi interesami jak jej siostra. No ale właśnie do niej dzwoniła, że wpadła w pułapkę. Szukała fantów na starym cmentarzu New Bethlehem, na północy miasta, w pobliżu rzeki. Ruben wyświetlił mapę i wskazał gdzie to było. W nomenklaturze xcomowej to był Sektor II zwany Jennings.

- Vera przysłała Vicie to. - Ruben wyświetlił fotografię zrobioną przez siostrę Latynoski. Przedstawiała wieżyczkę ADVENT na jakimś starym, strasznie zarośniętym cmentarzu. Tak bardzo, że przypominało to jakąś dżunglę. Silny wiatr mocno bujał nawet grubymi gałęziami. Świst tego wiatru dało się słyszeć nawet w trzewiach dawnego browaru.





- Z tego co zrozumiałem to tam jest kilka tych wieżyczek. Od nie wiadomo jak dawna. Ale teraz jakoś się uruchomiła i otworzyła ogień. Nie wiadomo dlaczego. Vita zwiała do jakiejś dziury ale nie może się ruszyć stamtąd póki ta wieżyczka jej pilnuje. - czarnoskóry xcomowiec w największym skrócie przedstawił jak to się ma ta cała sytuacja z obiema Latynoskami z których jedna była prawie po sąsiedzku ale druga była w opałach na północnych rejonach miasta. Najprościej byłoby tam pojechać wzdłuż rzeki, to by było może pół godziny jazdy. Z kwadrans by się zebrać i zabrać. Ale to by oznaczało jazdę przez samo centrum. Objazdem było ze 2 razy dłużej ale wydawało się mniej ryzykowne. Niemniej tak świeżo po piątkowej akcji to rządowi byli podrażnieni jak uderzone kijem gniazdo szerszeni. Rozsądek podpowiadał by przeczekać. Chociaż kocioł w zimie po łowach na Alvarezie trwał z miesiąc a nie było wiadomo ile potrwa teraz.

Sam Alvarez w piątkowej rozmowie na przyjęciu okazał się bardzo jowialny i życzliwy i dla swoich xcomowych gości i dla Lawa gdy ten z nim rozmawiał. - Widzisz sąsiedzie? Musimy sobie pomagać. Możemy wspólnie czerpać korzyści z tej współpracy. - mówił łagodnym i pogodnym tonem. W końcu też miał swój udział w tym sukcesie nawet jeśli nie brał bezpośredniego udziału w akcji. I chętnie wyraził chęć dalszej współpracy chociaż na razie to nie miał żadnej roboty na oku. Ale gdyby coś miał to obiecał się zgłosić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-12-2020, 20:49   #234
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

- Wieżyczki ADVENT’u? - zadumał się Law, trawiąc informacje przekazane przez Grahama.

Kierownik skanu zastanawiał się właśnie nad kwestią broni wrogiej frakcji, kiedy czarnoskóry technik zaskoczył ich nowinami o siostrze Alvarezowej latynoski. Co prawda X-COM’owi zależało na broni ręcznej piechurów ADVENT’u, niemniej wieżyczki strażnicze mogły się okazać równie przydatnym znaleziskiem. To jest, o ile udałoby się rozebrać jakąś na części.

- Takie wieżyczki obcy stawiali nie bez kozery. Za ich pomocą fortyfikowali kluczowe obiekty po wygranej wojnie - wtrącił George, który pobudził się na wspomnienie starej technologii.

- A ty skąd taki znawca, hm? - rzucił do niego kąśliwie „Ace”.

- Jakbyś na ulicy przestał się oglądać za kobietami to może zwróciłbyś uwagę, że podobne umocnienia nadal można znaleźć na mieście - mruknął zażenowany Bitterstone.

- Jak myślicie, czego te wieżyczki mogły tam strzec? - dodała swoje trzy grosze Yoshiaki.

Pytanie było tak dobre, że pociągnęło za sobą chwilę rozmyślań w ciszy.

- Spróbuj się coś dowiedzieć więcej o tym cmentarzu. Może w archiwach X-COM będą jakieś dane wywiadowcze? Raczej obcym nie zależało na uhonorowaniu pamięci naszych zmarłych - powziął kierownik skanu. - Wyślę na miejsce zespół, który zgarnie tą całą Verę, a przy okazji spróbuje zdezaktywować jedną wieżyczkę - kontynuował Japończyk. - Właściwie to... chyba sami będziemy musieli się wybrać - spojrzał na Grahama i Bitterstone’a. Ci zaś odwdzięczyli się zaskoczonymi minami.

- Czekaj, co? - zaczął George.

- Nie mogę wysłać oddziału zbrojnych po ostatniej akcji. Nie będę ryzykował wpadki dla siostry Vity, tym bardziej, że nie pracuje dla Alvareza - odparł chłodno Law. To zdecydowanie nie spodobało się Rubenowi.

- To nie znaczy, że nic nie zrobimy. Pojedziemy tam osobiście i spróbujemy zhakować przynajmniej te wieżyczki, które trzymają Verę w potrzasku. Nie będziemy potrzebować broni, więc ryzyko wpadki będzie niemal zerowe.

- Osobiście miałbym uratować tę duperę? - zadumał się „Ace” po czym wyszczerzył, zadowolony. - Wchodzę w to! - przyklasnął.

- Zdajesz sobie sprawę, że te działka zrobią z nas sito? - „Bo1” aż zamrugał jakby niedowierzając w pomysł przełożonego.

- Weźmiemy Dunkierkę. Jej karabin można by przewieźć w naszym tajnym schowku na broń w furgonetce. Powinno wystarczyć - skaner wzruszył i wstał od biurka. - No już, zbierajcie się. Później trzeba będzie pomyśleć o kolejnej zasadzce na patrol ADVENT’u - dodał jakby nigdy nic.


Cóż, w tym szaleństwie była metoda. Bez oddziału zbrojnych nie mogli za bardzo wpaść na kontroli; a nawet jeśli, nie przewoziliby ze sobą broni, która skazałaby ich na miejscu. Dwóch hakerów i jeden hardware’owiec mieli pewną szansę, by elektronicznie uporać się przynajmniej z jedną wieżyczką strażniczą. Tę mogliby po prostu wyłączyć albo obrócić przeciwko pozostałym. Opcji było kilka. „Dunkierka” z karabinem snajperskim mogła z kolei zapewniać minimalne wsparcie w razie potrzeby.

Misja niemal samobójcza, ale na jej powodzeniu mogli sporo zyskać, poza sympatią Very oraz jej siostry Vity.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 13-12-2020, 14:35   #235
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 103 - 2037.V.25; pn; przedpołudnie

Czas: 2037.V.25; pn; przedpołudnie; g. 10:40
Miejsce: Old St.Louis, Sek II Jennings; New Bethlehem; cmentarz
Warunki: centrum łączności, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz jasno, chłodno, słonecznie, sil.wiatr


- Nie widzę jej. Nikogo nie widzę. Przez tą cholerną dżunglę. Nawet tych wieżyczek co mają tam być. - w ten całkiem ciepły i słoneczny dzień udało się czwórce xcomowców przejechać przez centrum miasta. Dzięki temu znacznie skrócili czas dotarcia na miejsce akcji. Chociaż w pewnym momencie było nerwowo gdy jakiś patrol policji kazał im się zatrzymać. Ale prawie w ostatniej chwili okazało się, że chodzi o sąsiedni samochód i na niego padło. Ale było blisko! Ale na chwili nerwów się skończyło i pojechali dalej.

- Jakoś nie mamy nic w archiwach na temat tego cmentarza. Znaczy nic powiązanego z ADVENT-em i kosmitami. - na holo projektorze deski rozdzielczej wyświetliła się nieco przezroczysta twarz Yoshiaki. Pozwoliła sobie na uwagę, że zasoby X-COM są spore ale mają swoje limity. I przydałoby się zacząć organizować dane o lokalnej okolicy skoro z lokalnej bazy działają właśnie w lokalnej okolicy i tam najbardziej jest im potrzebne rozpoznanie. Ale przemyślenia na ten temat mogli zostawić sobie na później bo furgonetka kierowana przez Rubena zajechała na miejce.

- Po GPS to tutaj. Chociaż inaczej sobie wyobrażałem cmentarz. - w głosie Ace dało się słyszeć zdziwienie i brak pewności. Na wyświetlaczu mapy to dojechali właśnie pod wskazany adres. Ale ten adres mocno odbiegał od standardowego cmentarza. Kiedyś może były tu posadzone jakieś drzewa by rzucały cień dla odwiedzających i by poprawiało estetykę tego miejsca zadumy. Teraz jednak wszystko przypominało jakąś zdziczałą dżunglę a przez ten silny wiatr jaki dzisiaj wiał to poruszało się to wszystko, szumiało, klekotało gałęziami jakby było żywe i złośliwe. Tam i tu ostał się kawałek siatki ogrodzenia ale cała okolica przypominała dzicz. Chyba domieszką obcych genów co można było sądzić po dziwnych naroślach widocznych na pniach i konarach drzew albo wysokich jak człowiek krzakach.

To właśnie utrudniło Dunkierce rozpoznanie. To oraz brak jakichś wyższych budynków w okolice na jakie można by się wspiąć i rzucić okiem z wyższej perspektywy. Dawniej to było jakieś niskopienne osiedle, nawet jakby weszła na jakiś dach to i tak nie można było zajrzeć ponad konarami tej dżungli. Ale musieli być na właściwym miejscu bo znaleźli bramę główną obwieszczając, że tu zaczyna się cmentarz New Bethany. I gdzieś tam była uwięziona przez wieżyczki siostra Vity. Ale z zewnątrz ani jej ani tych wieżyczek nie było widać.

- To mamy tam wejść? - George pytał jakby jakoś nie uśmiechała mu się taka perspektywa. Na mapie cmentarz to był prawie równy kwadrat o boku pół kilometra. Ale do przeszukania w parę osób to nie było takie proste w tej dżungli.

- No jak mamy uratować pannę w opałach to musimy. - Ruben wzruszył ramionami i nie bardzo było wiadomo czy bardziej chce przekonać jego, innych czy siebie.

- W tym gąszczu to może być trudno dostrzec te wieżyczki. Bez tego nie bardzo będę mogła was osłaniać. - strzelec wyborowy przyznała, że okolica akcji mocno ogranicza jej standardowe możliwości działania z większych odległości.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-12-2020, 17:49   #236
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Cholera, przydałby się tutaj dron BlackR4in - mruknął George.

Law wytężył wzrok, jakby mógł nim przeszyć gęste poszycie dżungli. Towarzysz miał rację, latająca kamera nad ich głowami mogłaby znacznie ułatwić zadanie.

- Nie chcę nic mówić, szefie, ale to znalezienie Very w tych krzakach będzie kurewsko trudne - dodał niezadowolony Ruben.

- Dzwoń do niej. Niech jeszcze raz wytłumaczy, z której strony weszła na ten cmentarz i jak się kierowała. Jak to nie pomoże, Dunkierka wystrzeli z karabinu, to powinno pomóc jej zlokalizować naszą pozycję - polecił szef skanu.

Nie było pewne, na ile Vera jest zorientowana w tej okolicy. Może była w stanie im opisać drogę, jaką powinni podążać. Ale jeśli to by zawiodło, mogli po prostu zrobić hałas i liczyć, że ona będzie w stanie go usłyszeć i pokierować operatorów X-COM do siebie.

Ostatecznie pozostało im trzymanie się kupy w całą czwórkę i szukanie na chybił trafił.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 22-12-2020, 22:41   #237
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 104 - 2037.V.25; pn; przedpołudnie

Czas: 2037.V.25; pn; przedpołudnie; g. 10:55
Miejsce: Old St.Louis, Sek II Jennings; New Bethlehem; cmentarz
Warunki: zarośnięty cmentarz, jasno, klekot gałęzi, chłodno, słonecznie, sil.wiatr


- Szkoda, że nie wzięliśmy Vity. - mruknął cicho Ruben idąc pomiędzy zarośniętymi nagrobkami. Miejscami tak gęsto rosły krzaki, jakiś dziwny bluszcz i niskopienne gałęzie drzew, że poszczególne nagrobki wydawały się jedynie dziwacznymi wybrzuszeniami porośniętymi roślinnością.

- Mówiła, że przez główną bramę i dalej jakoś ścieżką. To chyba tak idziemy nie? - trudno było powiedzieć czy George bardziej stara się uspokoić siebie czy innych. Nie dość, że ta dzicz mocno ograniczała widok to jeszcze wiatr tym wszystkim szumiał i klekotał. Przez co wszędzie coś wydawało się poruszać i chować.

- To chyba jeden z tych psów co mówiła. - Dunkierka idąca na czele zatrzymała się przy jednym z nagrobków. Wskazała brodą gdzieś dalej pomiędzy drzewa. Gdy skanerzy popatrzyli tam przez chwilę dojrzeli przypatrującego się im czworonoga. Z tego co mówiła przez holo przestraszona dziewczyna to właśnie w tych psach upatrywała główne niebezpieczeństwo. Ale jak się zachowało spokój i do nich nie zbliżało to zwykle zostawiały człowieka w spokoju. Jednak robiły się agresywne gdy wyczuły zapach krwi. Wtedy dostawały szału. Dlatego lepiej by nikt się nie skaleczył. Pies rzeczywiście patrzył na nich chwilę czujnym wzrokiem, chyba węszył ale jak nie dostrzegł i nie wywęszył nic specjalnego to potruchtał dalej. Więc i xcomowcy ostrożnie ruszyli dalej.

- Mówiła, że jest w jakiejś krypcie. Niedaleko kapliczki - strzelec wyborowy znów się zatrzymała za jakimś drzewem. Wskazała na kapliczkę. Też była zarośnięta jak cała reszta cmentarza, ledwo mury było widać z tego mchu i bluszczu jaki ją pokrywał. Ale mimo to była niezłym punktem orientacyjnym. Dawniej pewnie ją było widać z większej odległości, może nawet z każdego miejsca na cmentarzu. Ale to było dawno.

- Mówiła też, że niedaleko jest ta wieżyczka co ją ostrzelała. - mruknął zdenerwowany George. Obecność kapliczki wskazywała, że są dość blisko. Dość blisko krypty w jakiej schroniła się siostra Vity ale i dość blisko mechanicznego strażnika ADVENT.

- Tam coś jakby wystaje. - Ruben wskazał reką na jakieś wybrzuszenie i chyba porośnięte bluszczem ogrodzenie. Trudno było dostrzec detale ale faktycznie to mogła być ta krypta w jakiej siedziała Vera. Gdyby nie obecność wieżyczki gdzieś w pobliżu to by wystarczyło przejść ten ostatni kawałek i ją stamtąd wyciągnąć.

- Widzisz tą wieżyczkę? - po chwili George zapytał szeptem Dunkierkę. Ta lustrowała teren przez lornetkę ale pokręciła przecząco głową.

- Z tego miejsca jej nie widzę. Zostańcie tutaj. Rozejrzę się. - kobieta z karabinem wyborowym zwróciła się do trójki mężczyzn i ostrożnie, bez pośpiechu ruszyła pomiędzy zarośniętymi nagrobkami. Z kilka grobów dalej w tym gąszczu już ją stracili z oczu.

- A co będzie jak wieżyczka znajdzie ją zanim ona znajdzie wieżyczkę? - zapytał cicho zdenerwowany George.

- Będziemy słyszeć. - odparł nieco ironicznie Ace. Właściwie strzelec wyborowa wydawała się mieć w ich grupie największe kwalifikacje by zlokalizować przeciwnika. Zwłaszcza, że ten powinien być dość blisko. Niepokojące było to, że gdyby nie ten gąszcz to pewnie już by widzieli tą wieżyczkę. A ona ich. Co gorsza już w tej chwili mogli być w zasięgu broni tej wieżyczki.

- Mam ją. 30, 40 metrów na 3-cią od kapliczki. Jest w trybie czuwania. - po paru nerwowych chwilach czekania i słuchania jak gałęzie tłuką o siebie a wiatr świszczy posępnie między nimi usłyszeli w komunikatorach głos Dunkierki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-12-2020, 12:28   #238
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
New Bethlehem, cmentarz

- No to szefie, showtime - odezwał się George, zwracając się do swojego przełożonego. Skaner wyglądał na podekscytowanego. Widać akcja w terenie rozbudziła go. Młody Kanadyjczyk za długo siedział zamknięty w placówce X-COM, uwiązany do ekranów komputera. Owszem, był dobrym hakerem ale przy okazji nie unikał działań w terenie, gdzie ryzyko było znacznie większe niż w bezpiecznym biurze.

- Co właściwie planujecie z tym ustrojstwem zrobić? - mruknął Ruben, wskazując ruchem brody wieżyczkę strażniczą. „Ace” w przeciwieństwie do Lawa i Bitterstone’a nie był uzdolnionym hakerem. W starciu z taką maszyną do zabijania mógł co najwyżej spróbować dobrać się do jej bebechów i uszkodzić ją od wewnątrz – to jest, o ile byłby w stanie podejść do niej na wyciągnięcie ręki.

Law-Tao zastanawiał się przez dłuższą chwilę, grzebiąc w swojej konsoli. W końcu podniósł wzrok na wieżyczkę, przygryzając przy tym dolną wargę.

- Możemy ją wyłączyć na chwilę i spróbować wydostać Verę... - zaczął Japończyk.

- Ale nie mamy pewności, ile tych wieżyczek tutaj jest - dokończył za niego George.

- Dlatego rozsądniej będzie ją przejąć. To da nam czas na zgarnięcie dziewczyny i da nam osłonę przed innymi jednostkami - zgodził się Law.

- Zaraz, zaraz. Przejmiecie ją od tak? - wtrącił zdumiony Graham. - Bez żadnego ryzyka?

- Jest ryzyko - westchnął Law. - Jeśli się nam uda, wieżyczka jest tymczasowo nasza i możemy z nią zrobić, co zechcemy. Jeśli się nie uda...

- ... możemy spodziewać się ADVENT’u na karku szybciej, niż ty dobierasz się do panny - dodał „Bo1”, zwracając się do czarnoskórego przyjaciela.


- Chłopaki, jesteście tam? Mam otworzyć ogień? - odezwała się w słuchawce zniecierpliwiona „Dunkierka”, kiedy decyzja co zrobić z wieżyczką zaczęła się przeciągać.

Law nabrał powietrza w płuca.

- Wstrzymaj, przejmujemy ją - zakomenderował kierownik skanu. Następnie skinął do swoich towarzyszy i zgarnął konsolę. - Muszę podejść bliżej, żeby się do niej dostać. Zostańcie z tyłu. W razie wpadki zbieramy się stąd.

George i Ruben pokiwali głowami. Zdawali sobie sprawę, w co ich szef się pakował. Nie wyglądało to dobrze, jednak nie mieli lepszego hakera niż Law. Jeśli ktoś miał przejąć wieżyczkę, to musiał być to on.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 03-01-2021, 11:17   #239
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 104 - 2037.V.25; pn; przedpołudnie

Czas: 2037.V.25; pn; przedpołudnie; g. 11:10
Miejsce: Old St.Louis, Sek II Jennings; New Bethlehem; cmentarz
Warunki: centrum łączności, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz jasno, chłodno, słonecznie, sil.wiatr


- Stary! Nie umieraj! - Ruben trzymał zakrwawionego mężczyznę za rękę. Złapał go itrzymał kurczowo.

- Odsuń się! - krzyknęła pochylająca się nad leżącym kobieta. Krzyczała z mieszaniną złości i irytacji. Dopiero co do nich dobiegła. I siegała właśnie do kieszeni aby wyjąć z niej stimpaki.

- Umiera?! To aż tak źle?! Przecież rusza oczami. Law!? Law słyszyszy mnie!? - czarnowłosy skaner też wyglądał na przestraszonego. Dokładnie to nie widzieli co się stało. Poza tym, że nic nie poszło zgodnie z planem.

- Pewnie, że słyszy! Nic mu nie jest, wyjdzie z tego! Cholera Ace odsuń się! - Dunkierka próbowała działać wielotorowo. Przydało się jej doświadczenie bojowe nawet jak już było po walce. Wydawała się najbardziej opanowana z całego towarzystwa. Położyła swój karabin na ziemi i wbijała właśnie stimpaki w ramię szefa hakerów. Ale jego koledzy i podwładni co zasłaniali jej światło i ogólnie robili harmider tłocząc się przy nim irytowali ją i przeszkadzali.

- Dobra, już się odsuwam, już dobra. - Law chyba nie zamierzał jeszcze umierać. Chociaż krzyczał boleśnie po tym gdy pociski wieżyczki rozpruły mu trzewia powalając na ziemię. Ale te stimpaki wbite przez Dunkierkę zaczynały działać. Przynosiły ulgę rozlewając przez żyły chemicznego painkillera. A ona wbiła jednego, drugiego i chyba właśnie zastanawiała się czy użyć trzeciego. A Ruben mimo swoich zapewnień ledwo co się odsunął od nich zaś i George chociaż stał z krok dalej też w napięciu obserwował co się dzieje.

- Widzicie?! Żyje! Law powiedz coś im bo się nie odczepią. Idźcie sprawdzić co z dziewczyną! - Dunkierka wciąż wydawała się zirytowana ale jak kryzys mijał i Law z każdą chwilą nabierał kolorów i przytomniej wyglądał to i cała trójka zaczęła się uspokajać.

- Dobra, dobra, już idę… - Ruben w końcu wstał i ruszył w kierunku tego czegoś co chyba było kryptą w jakiej ukrywała się Vera. - Chodź George, pójdziemy uratować ślicznotkę. Będą nam wdzięczne i w ogóle. - Ace mruknął machając zachęcająco do kolegi. Ten jeszcze trochę się wahał ale skinął głową widząc, że iewiele tu pomoże. A i stan Japończyka wydawał się już ustabilizowany.

- I jak? Żyjesz? Ile widzisz palców? - Dunkiera zwróciła się do leżącego hakera. Trochę nie wiadomo czy pytała no poważnie czy tak żartem chciała dodać mu otuchy. Ale wystawiła dłoń z trzema palcami.

Tak, wracał do siebie. Lecznicza chemia wytłumiła ból i przywróciła trzeźwość umysłu. Mógł wspomnieć co się działo dosłownie przed chwilą. Poszedł pomiędzy tymi drzewami i zarośniętymi opłotkami odporwadzany spojrzeniami pozostałej trójki. Ci widzieli jak czasem przemyka się tu czy tam ale częściej go nie widzieli. Dunkierka właściwie w ogóle bo celownik karabinu wypełniał jej kształt wieżyczki. Stara była. Brudna i zarośnięta. Ale jednak wciąż miała cieżką broń z której mogła siać śmierć i zniszczenie. Strzelec mogła otworzyć ogień w każdej chwili ale czekała na akcję przejęcia tej wieżyczki jaką miał zacząć Law.

Ten zaś doczołgał się do nagrobka za jakiego miał już kilka ostatnich kroków do tej wieżyczki. Zorientował się z tak bliska, że ona stoi na naczepie. To był tył jakiejś naczepy. Tylko kompletnie zarośniętej przez te liany, krzaki i całą resztę, że dopiero z bliska dało się to rozpoznać. Musiała kiedyś stanowić część systemu samoobrony tej naczepy. Ale zasadniczo jakoś jego sytuacji to nie zmieniało.

Uruchomił więc swoją konsolę i spróbował przejąć nad nia kontrolę. Na tej konsoli widział nawiązanie połączenia i jak oprogramowanie próbuje sforsować zabezpieczenia stacjonarnego drona. Ale poszło fatalnie. Wieżyczka go zlokalizowała i otworzyła ogień. Huknęła lufa, pociski rozbiły z hukiem nagrobek za jakim się chował. Nagrobek eksplodował zasypując go odłamkami. Podobnie grudy ziemi i trawy trafiane przez pociski.

Dunkierka widząc co się dzieje dłużej nie zwklekała. Otworzyła ogień. Jej pojedynczy strzał zlał się z kanonadą jaką wytwarzała wieżyczka. Pocisk teafił w sedno ale pojedyncze trafienie nie wyłączyło z akcji stacjonarnego drona. Dalej pruła ogniem i wreszcie zaczęła trafiać. Szef hakerów poczuł siłę uderzenia jaka zwaliła go na ziemię. Zaraz potem pociemniało mu w oczach. Chyba krzyknął. Ruben i George też jak widzieli pościg pocisków wokół ich kolegi. I jak ten w końcu upada skoszony serią z broni maszynowej. Tylko Dunkierka milczała przeładowując rygiel broni i strzelając ponownie. Drugi strzał też był trafny i coś w tej wieżyczce błysnęło a ona sama zamilkła.

Przez chwilę zapanował bezruch i cisza. Co mocno kontrastowała z kanonadą jaka właśnie sie zakończyła. - Sprawdźcie co z nim! - krzyknęła Dunkierka gdy odczekała chwilę czy to już koniec czy jeszcze nie. Ale wieżyczka milczała i tkwiła nieruchomo a z dwóch przestrzelin unosił się delikatne smużki dymu. Podobnie jak z lufy. Ale jakoś nie wznawiała ostrzału. Dwaj hakerzy zerwali się i pobiegli do swojego kolegi.Dlatego dopadli go prędzej niż ona.

Z Lawem nie było aż tak źle. Bolało go więc leżał na ziemi jęcząc cicho. Trochę go zamroczyło od siły uderzenia i potem z bólu. Ale był przytomny. Widział twarze obu kolegów a jeszcze nad nimi prześwity nieba pomiędzy sklepieniem konarów, liści i gałęzi. Potem dobiegła do nich Dunkierka co zaprowadziła własny porządek i udzieliła pierwszej pomocy. No i wreszcie sytuacja zaczęła wracać do normy. Stimpaki zaczęły działać więc ból zaczynał przypominać nieprzyjemne zdrętwienie jakie łatwo było zignorować. Strzelec zaś użyłą bandaża w spray’u więc rany teraz były przykryte różową pianką. Tylko krew była prawdziwa. Tego nie dało się usunąć więc wyglądał dość makabrycznie w tym całym błocie, krwi i liściach jakie miał na sobie.

- Już dobrze, już dobrze. Twoja siostra nas przysłała. - w międzyczasie Ruben i George doszli do tej krypty i namówili przestraszoną dziewczynę do wyjścia. Ukazała im się młoda kobieta jaka wyszła z czeluści mrocznej krypty. Rozglądała się niepewnie dookoła widząc obcych mężczyzn i nieruchomą wieżyczkę jaka i ją ostrzelała wcześniej.

- Znacie moją siostrę? Mówiła, że sprowadzi pomoc. - dziewczyna zapytała niepewna czy to już koniec. Nieruchoma wieżyczka chorobliwie przykuwała jej uwagę. Te dwie przestrzeliny co zrobiła jej Dunkierka łatwo było przegapić więc na pozór wciąż wydawała się groźna i gotowa do ostrzału. Chociaż lufa skierowana było w stronę Lawa i Dunkierki. Haker zaś już powoli z pomocą strzelca gramolił się na własne nogi.

- Tak, Vita nas poprosiła o pomoc. Kumplujemy się. Wiesz leci na mnie i takie tam. - Ace zdawał się też już wracać do swojej bajeranckiej normy. I tak na świeżo po walce zabrzmiało to tak niedorzenie, że Vera roześmiała się. George też się uśmiechnął. A potem ona uściskała jednego i drugiego swojego wybawcę.

- Chyba coś tu przewozili. Kiedyś. - widząc, że Law już mniej więcej stanął na własnych nogach a ratowana dziewczyna też już jest z nimi Dunkierka przyjrzała się wieżyczce. I też dostrzegła to co niedawno Law. Tą lawetę i całą resztę. Wydawało się, że stały i leżały tam jakieś beczki i pojemniki z oznaczeniami ADVENT-u. Ale tak samo stare, brudne i zdezelowane jak i cała reszta. Wśród tych pojemników jeden chociaż brudny od liści i błota jakie przez lata się tu uzbierały wydawał się wciąż hermetycznie zamknięty. I sądząc po opisie w środku powinna być zapakowana wieżyczka jeśli wciąż tam była.

- Myślisz, że warto to zabrać? - Dunkierka zastanawiała się na głos oglądając tą skrzynkę jaka leżała pomiędzy innymi pustymi albo zdewastowaną zawartością.

- O nie… Macie rannego. - Vera jaka też zdążyła razem z chłopakami dojść do pozostałej dwójki dopiero teraz zorientowała się, że Law oberwał. Trudno zresztą to było przegapić z paru kroków.

- No! Jak cię ratował! Wiesz jaka akcja była!? - Ruben chyba nie zamierzał skorzystać z okazji by znów zrobić wrażenie na kolejnej kobiecie ale tym razem Vera mu prawie weszła w słowo.

- Nie rozumiesz! On jest ranny. Krwawi. Tu są psy. One dostają szału jak wyczują krew. - wyjaśniła dziewczyna znów obawa wróciła do jej zachowania. Rozejrzała się nerwowo dookoła czy gdzieś pomiędzy drzewami i nagrobkami nie widać jakichś psich kształtów.


---


Mecha 104

Wieżyczka; strzelanie; (Br.Ciężka); 7-3+2=6; rzut: Kostnica 8,8 > 8 = pudło

Dunkierka; strzelanie; (Br.Snajperska); 8+2=9; rzut: Kostnica 3,2 > 2 = suk (Wieżyczka 10-6=4/20)

Wieżyczka; strzelanie; (Br.Ciężka; 7-3+2=6; rzut: Kostnica 6,9 > 6 = suk (Law 10-5=5/10)

Dunkierka; strzelanie; (Br.Snajperska); 8+2=9; rzut: Kostnica 3,9 > 3 = suk (Wieżyczka 4-6=0/20)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-01-2021, 12:46   #240
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
New Bethlehem, cmentarz

Law nieraz słyszał, że zawsze w takiej sytuacji życie delikwenta mija mu przed oczami. Dlatego tym bardziej kierownik skanu zdziwił się, kiedy nic takiego go nie spotkało. Zamiast tego był tylko piorunujący ból, jakiego w życiu nie czuł. Uderzenie dosłownie powaliło go na ziemię i wyrwało dech z piersi. Fala cierpienia, jaka nadeszła potem, wstrząsnęła jego zmysłami.

Japończyk właściwie szykował się już na odejście z tego świata, co było kuszącą opcją – śmierć bowiem miała odebrać ten okropny ból. Na jego szczęście „Dunkierka” czuwała nad nim w tej przerażającej chwili. Wyłączyła z akcji wieżyczkę strażniczą i udzieliła kierownikowi skanu pierwszej pomocy.

- Dziękuję - powiedział do kobiety słabo, zaraz po tym jak chłopcy pobiegli odnaleźć Verę. - Uratowałaś mi życie - powiedział i skinął do niej głową z szacunkiem. Dla hakera wiązało się to z dozgonnym długiem wdzięczności do pani snajper.


- Psami będziemy martwić się w następnej kolejności - odezwał się Law-Tao, kiedy już wszyscy się zebrali. Chociaż był w opłakanym stanie, nie czuł się najgorzej, co zawdzięczał dużej dawce stimpaków. Znieczulony, przemawiał spokojnie, jakby dopiero co nie wykrwawiał się na pod jednym z nagrobków. - Mamy tu zapakowaną wieżyczkę strażniczą. To znacznie więcej, niż na co byłem przygotowany. Nie sądzę, że damy radę zabrać ją ze sobą. Nie chciałbym też jej zostawiać dokładnie w tym miejscu...

- Może wrócimy po nią później? - zasugerował George.

- Właśnie o tym myślałem. Przeniesiemy tę skrzynię kawałek stąd, ukryjemy w jakimś gąszczu i zapiszemy współrzędne. Za jakiś czas poślę tutaj kogoś z produkcyjnych, żeby pod przykrywką odebrali ładunek i podrzucili do bazy - przedstawił swój plan Law.

- Brzmi dobrze, ale co w takim razie z psami? - dociekała „Dunkierka”. Owszem, była uzbrojona, jednak jeden karabin snajperski przeciwko watasze szybko poruszających się i rozwścieczonych psów był małym pocieszeniem.

- Trzeba będzie go jakoś obmyć z krwi i niech zrzuci swoje ciuchy - skomentował beztrosko Ruben. Wszyscy na niego spojrzeli a Law zdawał się dosłownie przewiercać go spojrzeniem. Łatwo było się domyślić, że pomysł aby kierownik skanu rozebrał się i paradował przed zespołem nie przypadł mu do gustu.

- Zawsze można go oblać moczem, żeby zatuszować zapach krwi - dodał czarnoskóry technik, jednak zaraz umilkł, kiedy przełożony zgromił go wzrokiem.

- Ten idiota ma trochę racji - wtrącił Bitterstone po chwili zastanowienia i rozejrzał się. - Można by spróbować użyć tych substancji do zamaskowania zapachu - powiedział, wskazując na rozlane z pobliskich beczek chemikalia.

- To... może się udać - odparł niepewnie Law, przyglądając się chemikaliom. Były szkodliwe, to pewne, ale potrzebował się nimi ubrudzić tylko na krótką chwilę, zanim opuszczą cmentarz. - Schowajcie tę skrzynię z wieżyczką, ja w tym czasie zajmę się kamuflażem - zwrócił się do Rubena i George’a.

To mówiąc, mężczyźni wzięli się do pracy; “Dunkierka” zaś czuwała nad Verą.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172