Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-07-2013, 12:48   #71
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Załaz dolezę, ino skończę jeszć! - Zawołał Almos z gębą pełną żarcia do Hanny.
Jeździec równin wpałaszował okonia z ziemniakami i najedzony rozparł się na ławie. Irmina mówiła o tym całym Spaczeniu oraz istotach zwanych skavenami. Nomada usłyszawszy o tych stworach prychnął.
- Szczuroludzie! Jak to by miało w ogóle wyglądać? - Roześmiał się. - Dobre sobie! Nie ma czegoś takiego jak szczuroludzie.
Koczownik dopił kubek kumysu i wstał od stołu. Na odchodnym rzucił jeszcze:
- Tym garbarniom jednakowoż warto się przyjrzeć. Niebo wciąż jest zachmurzone, więc dzisiejsza noc powinna być dobra.
To rzekłszy wyszedł, mijając się w drzwiach gospody z człowiekiem w barwach von Kauffmanów.
Almos usadowił się w cieniu Mostu Gryfona, skąd miał dobry widok na załadunek kupieckiej barki, samemu pozostając niemal niewidocznym. Spokojnie pykał fajkę przygladając się płynącej leniwie rzece, przechodzącym obok dziewkom i pracy dokerów. Wtem dwóch mężczyzn weszło na pokład, jeden z nich rozmawiał chwilę z kupcem, a potem obaj wyprowadzili z barki Hannę. Nomada wstał, narzucił na głowę kaptur i ruszył dyskretnie za nimi. W międzyczasie wyłowił z tłumu jakiegoś brudnego dzieciaka, złapał go za fraki i zaświecił mu przed oczami miedziakiem.
- Pędź do “Białego Konia”, znajdź czarodziejkę Irminę i powiedz jej, że ludzie Kaptura prowadzą gdzieś Hannę a jeździec idzie za nimi. Ona da ci drugiego pensa. Powtórz co masz przekazać.
Gówniarz powtórzył a nomada ruszył za Hanną i drabami.

Ekhart, który szedł za Almosem nie chciał psuć kompanowi przykrywki. Stanął więc sobie w jakiejś bocznej uliczce tak, by mieć na oku barkę i Almosa. W międzyczasie sprawdził pistolet i podsypał proch na panewkę. Miał dobrą prochownicę. Pomimo wilgoci w powietrzu i ostatniego nocnego przemoknięcia czarny proszek był sypki i suchy.
Gdy skończył spojrzał na barkę i zamarł. Dziewczyna miała kłopoty. Szarpała się z jakimiś obwiesiami. Zaniepokojony spojrzał na Almosa, na szczęście jeździec równin zachowywał się spokojnie.
Ekhart wyszedł ze swego zaułka i podążył za prowadzącymi Hannę obwiesiami dobierając prędkość marszu tak, by się do nich za nadto nie zbliżać i tak, by nie tracić ich z oczu. Póki co śledzenie było łatwe. Po dokach kręciło się mnóstwo ludzi, a Hanna na tyle zajmowała uwagę porywaczy, że nie zwracali zbytniej uwagi na otoczenie.
Rigel musiał przyznać, że kierunek w jakim prowadzono Hannę był dla niego nowością, choć umiejscowienie kryjówki Czarnego Kaptura za rzeką brał pod uwagę. Jednak nie przyglądał się tej możliwości, raz z braku poszlak, dwa by nie komplikować bardziej sprawy. Teraz jednak idąc za zbirami musiał zweryfikować swoje poglądy. Póki podążali w tłumie spieszących za swoimi sprawami ludzi śledzenie było proste. Jednak wkrótce porywacze odbili od nabrzeża w pustą uliczkę. Rigel skrył się za winklem narożnego domu zerkając za obwiesiami i wypatrując miejsc na ulicy dających jakieś ukrycie. Od biedy można się było skryć w wejściach do lichych domów, bądź próbować szczęścia za zalegającymi ulicę różnymi śmieciami.
Odszukał wzrokiem Almosa:
- Co robimy? Idziemy za nimi póki nas nie dostrzegą? Czy już ją odbijamy? Jednego spróbujmy wziąć żywcem - szepnął.
- Idziemy! - Zdecydował błyskawicznie Almos i pociągając za sobą Ekharta ruszył jakby nigdy nic środkiem uliczki, kilkanaście metrów za prowadzącymi Hannę drabami. Nie skradał się, szedł swobodnie.
- Mam nadzieję, że ten cały kaptur dobrze płaci - rzekł do kompana, nie ostentacyjnie głośno, ale tak, że idący przed nimi mogli coś usłyszeć. - Nie chciałbym zasuwać aż na Zamoście po próżnicy.
Po chwili uśmiechnął się szeroko i wskazał dłonią na zadek Hanny.
- Patrzaj, całkiem niezła dupa. Kto by pomyślał na takim zadupiu. Dupa na zadupiu, hehe, kumasz? - Nomada zaśmiał się z własnego żartu trącając łokciem w bok Ekharta, po czym pokiwał głową. - Taka w gruszkę. Lubię gruszki, kurde.
- Tak całkiem niezła, jeno zajęta -
zgodził się Ekhart wpadając w manierę Almosa - Hej koleś! - Zawołał do rosłego draba. - Opiekujecie się tą dziewką? Ile za numerek? Mamy trochę brzdęku na zbyciu.
Szczurowaty obrócił się i pokazał Ekhartowi obsceniczny gest.
- Swoją sobie znajdź! Ta nasza, możem oddać jak już sami sobie użyjemy!
Zatrzymał się na chwilę, ale drab ciągnący Hannę tego nie zrobił. Jeśli chcieli dziewczynę odbijać na ulicy, musieli zrobić to teraz.
Rigel podszedł do szczurowatego z uspokajającym uśmiechem na twarzy. Gdy znalazł się na wyciągnięcie miecza powiedział:
- Po co te nerwy koleś - jednocześnie wyszarpnął z pochwy miecz i wyprowadził cięcie w obojczyk draba.
Almos zaś dobył szabli i rzucił się na bandziora prowadzącego Hannę. Wystrzelił jak z procy, chcąc zdążyć nim zbój wciągnie dziewczynę do budynku.
 
Bounty jest offline  
Stary 05-07-2013, 16:01   #72
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Wieści na temat tego że czarci pył mógł zostać użyty do stworzenia trucizny lub do niej dodany, bardzo zaciekawił i wystraszy akolitę. Thomas słyszał kilkakrotnie w swoim życiu o wspomnianym, przklętym kamieniu. Wielu badaczy podejrzewało że ów spaczeń jest esencją zła, która uległa patryfikacji w jakiś dziwny i zakazany sposób. Podejrzewano że właśnie ze spaczenia, zbudowane były północne wrota o których to wspominają traktaty tłumaczone z języka eltharin. Jednak te informacje nie wnosiły odpowiedzi na żadne z obecnych pytań. Tak czy inaczej, stary świątynny sługa podzielił się nimi z grupą. Zaznaczył jednak że bardziej niż nirozsądnie byłoby dotykać ów wiedźmi kamień, jak zwany był w pewnych kręgach spaczeń, gołymi rękoma. Księgi mówiły że spaczeń niesie ze sobą mutacje i klątwy, jednak czy była to prawda, tego nikt nie wiedział na pewno, a wszyscy uczeni którzy zajmowali się tą straszną substancją, nie spisali więcej niż jednego dzieła. Co ważne, żadna z ksiąg nie była napisana po zakończonych badaniach, a jedynie dzienniki prowadzone w czasie samych eksperymentów. Tych jednak Thomas nigdy nie widział, ale podczas posługi świątynnej nasłuchał się o tych sprawach od starszych kapłanów. Te nauki choć zakazane, były częścią nieformalnego przygotowania do zwalczania zła pod wszelką postacią. Goethe przypominał sobie wszystkie wiadomości które wiedział o spaczeniu, ale nic konkretnego w nich nie było... a jedyne istoty jakie były znane z używania tej substancji, zamieszkiwały daleką północ. Tajemnicą nie było że siły Chaosu, a właściwie czarnoksiężnicy w ich służbie, parali się używaniem spaczenia. Czyżby zatem Averheim nawiedził jeden z takich czarowników? Ta myśl nie dawała Thomasowi spokoju. Rozmowę o czarcim pyle, Thomas skwitował jedną, końcową myślą.

- Moi drodzy, powiem tak. To że byliśmy w bliskości tego przeklętego kamienia lub jego efektu powinno zostać między nami. Lepiej by władze świeckie i zakonne nie wiedziały że my wiemy o spaczeniu... a już szczególnie ta... ta łowczyni czarownic. Za samą wiedzę o czarcim pyle można pójść na stos, a za jego posiadanie czy obcowanie z nim co czeka takiego nieszczęśnika? Nawet nie chcę tego wiedzieć, a już na pewno nie chcę przekonać się na własnej skórze.

Kiedy sprawy zeszły na temat kolejnych działań, Thomas podniósł pomysł by odwiedzić garbarnie Jochutza i Altzwiga. Wiedział że panna Irmina była już tam, ale nie sprawdziła ich w środku. Goethe nalegał by zrobić to za dnia... tak by nie budzić podejrzeń, tak by śladów nie przeoczyć jak mogło to mieć miejsce przy nocnym śledztwie. Wszak nikt z nich nie miał daru widzenia nocą jak było w przypadku przedstawicieli starszych ras. Zresztą, kolejna zarwana noc nie służyła dobrze zdrowiu akolity, miał już w końcu swoje lata. Po dłuższej debacie jednak zadecydowano pójść nocą. Thomas choć nie był z tego względu szczęśliwy, to musiał przyznać rację pozostałym i podążać za ich planem. Martwił się jedynie że nocą będa wystawieni na atak z ciemności i że wejdą w zupełnie nieznane sobie miejsce, a także że będą wyglądali równie podejrzanie jak sami ludzie Kaptura. Jednak klamka zapadła, Thomas zdał się na doświadczenie trzech wojowników, mając nadzieję że zatroszczą się o biednego starca. Oczywiście nie mógł im tego powiedzieć, nie chciał wyjść na takiego kim trzeba by się zajmować, ale perspektywa nocnego wypadu do zalanych garbarni przyprawiała Thomasa o ciarki na plecach.

Chwilę później Hanna, a po niej Almos i Ekhart udali się do przystani by wcielić w życie plan jaki opracowali. Goethe obawiał się że ich tożsamość może być już rozpoznana przez złoczyńców, i że plan ów może się nie powieść. W ciszy, Goethe pomodlił się za Hannę i za pozostałą dwójkę odważnych śłedczych oraz za powodzenie przedsięwzięcia, w szczególności jednak za ludzi.

Wkrótce potem do karczmy wszedł człowiek o dźwięcznym imieniu i nazwisku, imć Curd Weiss, bo tak właśnie się zwał ów człowiek, opowiedział o swoich problemach i zaproponował pracę. Wszystko co mówił zaciekawiło Thomasa. Weiss wspomniał o zaginionych towarach, ale na aluzję że ktoś mógł je skraść odpowiedział zagadkowo... '' że wcale nie mówił ze ktoś je ukradł''. To wystarczyło by zdobyć atencję akolity. Jako że wiele więcej powiedzieć nie chciał, to Thomas zgodził się odwiedzić go dnia kolejnego.

Zdarzenia działy się od tej chwili błyskawicznie. Mały smarkacz, informacja o porwaniu Hanny i strach o jej życie zagościł w sercu staruszka. Thomas polubił Hannę i jej lekkie podejście do życia. W obawię o jej życię biegł co sił w starczych, tak zmęczonych nogach, na przystań, tam gdzie udała się panna Elberg. Biegnąc zastanawiał się cóż on, akolita o siwej brodzie może zrobić by jej pomóc? Pewnie nie było to wiele, ale sztylet który pamiętał krew sprzed dwudziestu lat nie był zardzewiały. Thomas wiedział ze zrobi wszystko by pomóc młódce. Biegł co sił. Na usta przywołał najpotężniejsze znane sobie modlitwy o bezpieczeństwo dla odważnej mieszczanki. Daj boże, pomoże.
 
VIX jest offline  
Stary 05-07-2013, 16:40   #73
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Powiedzieć iż śledztwo wychodziło Klausowi podobnie jak śpiewanie w grupie operowych tenorów byłoby nadmiernym eufenizmem. Musiał przyznać sam przed sobą, iż z śledztwem jako takim nie miał do tej pory do czynienia, a jeśli miał to przypominało to raczej rozpytywanie o to gdzie znajdował się złodziej który obrabował stragan, przy tym dysponując jego rysopisem. Śledztwo to na domiar złego znał raczej od drugiej strony a i to głównie z opowieści.

Kręcił się jak liść który dopłynął do wiru wodnego i pozostawało mu mieć nadzieję, że w końcu z tego wiru wypadnie. Uciekinier zapadł się pod ziemię, być może dosłownie, a przynajmniej nie pozostał żaden ślad świadczący o tym gdzie mógł zniknąć. Pomyślał o ukrytych przejściach, być może gdzieś w zaułkach domów, ale przeszukanie wszystkiego bez wiedzy gdzie i co zdawało mu się nierealne. Pozostawała też plugawa magia, o którą w przypadku kultystów nie trudno. Kultyści zaś byli od jakiegoś czasu w podejrzeniach Tresera.

Narada w karczmie zdawała się przynieść więcej pytań niż odpowiedzi. Spraczenia , chaosy, mutacje? To tylko potwierdzało teorię o kultystach, wcale nie pocieszając tym samym Klausa. W tym przypadku wolałby chyba nie mieć racji.

Ledwo skończyli naradę i zaczęli się rozchodzić a karczmę odwiedził barwny jegomość z dość ciekawa propozycją. Oferta Curda Weissa wydawała się całkiem interesująca, zwłaszcza ze względu na kwestię zaginionych dóbr. Zaginieni ludzie, zaginione dobra? Być może było w tym jakieś powiązanie. Treser chwilowo przytaknął jedynie na ostatnie stwierdzenie Curda dotyczące nieudolności strażników miejskich. W duchu jednak nie zgadzał się w pełni ze stwierdzeniem ograniczającym nieudolność straży do ostatnich czasów. Zdaniem tresera owa nieudolność i niemożliwość uzyskania pomocy trwała zawsze i wszędzie i wpisana już była w naturę nisko opłacanej i nie cenionej straży. Właściwie tworzyło się błędne koło gdy strażnicy słabo zarabiali, byli niedoszkoleni, o parszywej reputacji, jedynie desperaci lub wyrzutki społeczeństwa kierowały się do rekrutacji z czasem jedynie utwierdzając zszarganą opinię straży i przyciągając jak magnes podobnych ludzi.
Wyjątki od reguły jedynie ją potwierdzały.

Klaus był zdecydowany przyjąć robotę a przynajmniej udać się na spotkanie z rana aby dowiedzieć się więcej. Sam miał kilka pytań z którymi jednak musiał poczekać. Postanowił przy tym trzymać się Thomasa. Starszawy kapłan potrzebował ochrony zwłaszcza odkąd wplątał się do ekipy poszukiwaczy o których najwyraźniej zrobiło się już głośno i skoro zdołali wyrobić sobie jakąś reputację. Nie bez znaczenia był tez fakt, iż kapłan był ciekawym osobnikiem, a Treser zupełnie nie nawykł do przebywania wśród uczonych, uznał jednak, iż z pewnością jego towarzystwo mu nie zaszkodzi, a być może jeszcze się czegoś nauczy. Kryminaliści nie mieli mu wiele do powiedzenia z rzeczy o których sam by nie wiedział.

Dopiero gdy przybył młody posłaniec informując o zagrożeniu w jakim znalazła się Hanna ruszył pośpiesznie w kierunku wskazanym przez małolata żałując w duchu, iż nie ma nic należącego do Hanny. Przy najbliższej okazji zamierzał zebrać „fanty” od wszystkich na wypadek gdyby i im przytrafiło się jakieś zaginięcie czy porwanie. Miał tylko nadzieję, że nim dotrze na molo Hanna wciąż tam będzie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 05-07-2013 o 16:44.
Eliasz jest offline  
Stary 05-07-2013, 20:16   #74
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wyprawa do garbarni niewiele wniosła do sprawy. Irmina pocałowała klamkę, a w zasadzie popatrzyła sobie jedynie na zabite na głucho dechami budynki, a Hans jakoś nie kwapił się do ich odbijania. Młoda czarodziejka nawet nie próbowała. Gwoździe wbite w drewno wyglądały na solidne i spore.
Z całą jednak pewnością nikt nie zajmował się tutaj pracami remontowymi choć naprawy z pewnością by się im przydały. Rozczarowana wróciła do karczmy gdzie podzieliła się z pozostałymi swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami i sama dowiedziała kilku interesujących rzeczy. Widziała sceptyczne miny na jej wzmiankę o skavenach. Sama jednak coraz bardziej zapalała się do tej sugestii. W końcu arcymag nie wspominałby o nich gdyby uważał, że to jedynie stwory z mitologii.
Przynajmniej jednak zgodzili się wybrać wieczorem do garbarni by sprawdzić je w środku. Gdy najpierw Almos, a potem Ekhart poszli czuwać nad Hanną, która miała udawać córkę kupca, Irmina zaczęła się zastanawiać co robić dalej. Sugestia pana Rigela, by zapytać kupca Hazenhoffa czy przypadkiem przed porwaniem siostrzeńca nie był szantażowany wydawała się dość sensowna, ale z tym mogła na razie poczekać. Podskoczyła nieznacznie gdy niespodziewanie usłyszała nieznany głos mówiący:
- Mogę się dosiąść? Stawiam kolejkę.
Pogrążona w myślach nie zauważyła wcześniej obcego mężczyzny, choć stanął praktycznie zaraz koło niej. Obok siedzieli jednak Klaus, Thomas, a przede wszystkim Hans, z pewnością zareagowaliby, gdyby dziewczynie groziło jakieś niebezpieczeństwo. Zerknęła na niego. Wyglądał całkiem przyzwoicie, a wyhaftowany na przodzie tuniki herb świadczył o jego przynależności do jakiegoś rodu. Nie miała pojęcia jakiego.

Zanim zdążyła zareagować przysiadł się na ławę, ktoś widocznie udzielił mu odpowiedzi, choć ona jej nie słyszała i od razu przeszedł do rzeczy. Wtedy do niej dotarło co powiedział wychodzący Ekhart. To było bardzo interesujące, jeszcze nie tak dawno, były strażnik dróg zastanawiał się jak się czegoś dowiedzieć o grafie Kauffmanie, a teraz jego przedstawicie pchał się im w ręce, z propozycją dającą spore szanse na zdobycie interesujących informacji
Pierwszy zareagował Goethe. Irmina nieco oszołomiona słuchała jego jak zwykle nieco chaotycznej wypowiedzi. Czasami się zastanawiała czy staruszek potrafi powiedzieć jedno proste zdanie i na nim zakończyć. Lekko rozbawiona pomyślała sobie, że powinie wymienić doświadczenia o sposobach komunikacji z Hansem. Może obu wyszłoby to na zdrowie? A jeśli nie im to na pewno ich rozmówcom.
- Słyszał pan już o nas to i przedstawiać się co nie mamy. - Akolita poprawił się na krześle i wyprostował dłonią szatę na udach. - Cóż, nie możemy podjąć decyzji za wszystkich, że się tak wyrażę, zanim jednak podejmiemy decyzję co do pracy dla pana... proszę nam przybliżyć problem. Od kiedy zaczęły się kradzieże, co jest ich obiektem... no i oczywiście, czy jest ktoś kogo pan podejrzewa... może konkurencja z towarzystwa przewozowego? - Goethe zadał podstawowy, według siebie, zestaw pytań po którym zaczął wpatrywać się w gościa... trochę zbyt natarczywie.
Weiss zmierzył Thomasa przeciągłym spojrzeniem, ze stoickim spokojem wysłuchując pytań.
- Jak już mówiłem, nie chcę zabierać nikomu cennego czasu. Nigdzie też nie wspomniałem konkretnie o kradzieżach - nawet nie mrugnął, patrząc starcowi w oczy. Potem przeniósł spojrzenie na innych. - Chciałbym teraz jedynie dowiedzieć się, czy będziecie zainteresowani. Wszelkie szczegóły możemy omówić jutro, w innym miejscu. Wtedy w razie czego również nikt was zmuszał do niczego nie będzie. Choć przyznam, że wolałbym usłyszeć pozytywną odpowiedź - na jego ustach na chwilę zagościł lekki uśmiech.
Irmina skinęła głową, musiała załatwić sprawę zanim sługa Vereny zepsuje taką doskonałą okazję swoim natręctwem. Słyszała już od Hanny do czego był zdolny:
- Dobrze panie Weiss gdzie i kiedy mamy się spotkać by omówić szczegóły. Myślę, że przynajmniej część osób z naszej grupy może być zainteresowana pana propozycją. - Powiedziała szybko by dziwaczny starzec nie zdołał się ponownie wtrącić.
Curd jakby z ulgą przyjął włączenie się do rozmowy kogoś konkretnego.
- Jeśli obiecacie, że ktoś się stawi, możemy na tym skończyć. Jutro rano, w biurze Czerwonej Strzały przy Plenzerplatz. Wystarczy, że się na mnie powołacie.
- Z pewnością, ktoś się pojawi
- potwierdziła młoda adeptka magii ponownie uprzedzając ewentualne marudzenia świątynnego sługi. Sama zdecydowała się iść, doszła też do wniosku, że pan Rigel skoro chciał informacji z pewnością pójdzie.
- I ja się zjawię. Zaintrygowaliście mnie drogi panie Weiss. - Akolita skłonił lekko głowę, wypadało, choćby dlatego że człowiek ten wydawał się być konkretny, a to już Thomas docenić potrafił... umiejętność stanowczego obejścia słownych gier. Goethe uśmiechnął się i spojrzał na uczennicę kolegialną, nie tracił wesołego wyrazu twarzy, ciekawiła go ta czarodziejka, zupełnie inna niż poznani do te pory ludzie o jej profesji. Irmina pokiwała głową z miłym, lekko nieobecnym uśmiechem, najwyraźniej ponownie powracając do rozważań, którym oddawała się przed pojawieniem wysłannika.
Mężczyzna wstał, przyjmując te zapewnienia bez dalszej gadaniny.
- W takim razie do zobaczenia. Postarajcie się być w miarę wcześnie.
Skinął im na pożegnanie i opuścił karczmę.

Jakiś czas później do środka wpadł młody, umorusany chłopak, który popędził do barmana, o coś pytając. Gdy ten wskazał mu Irminę, wyrecytował:
- Ludzie Kaptura prowadzą gdzieś Hannę a jeździec idzie za nimi - po czym wyciągnął rękę, najwyraźniej po zapłatę. Przez chwilę, uczennica kolegium z którego wywodziło się przecież wielu wróżbitów, patrzyła na wyciągniętą rękę jakby dostrzegała wypisane na pokrytej brudem dłoni coś bardzo interesującego, a potem sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej pensa. Zanim położyła go jednak na dłoni chłopca spytała:
- Gdzie spotkałeś człowieka, który kazał ci przyjść z wiadomością? Jak on wyglądał?
Goethe wstał od stołu pośpiesznie... krzesło wywróciło się. Akolita nie potrafił ukryć troski o Hannę, czekał odpowiedzi smarkacza.
- Przy nabrzeżu, trzecie molo - odpowiedział mały, wzruszając ramionami. - Ciemny taki i krzywe nogi miał, jak te jeźdźce z południa. I taką śmieszną czapę.
Młoda czarodziejka dała miedziaka chłopcu:
- To musiał być Almos. W takim razie na pewno nic jej nie grozi... - powiedziała jeszcze do szybko oddalających się pleców Klausa i Thomasa. Wzruszyła ramionami. Skoro jeździec przysłał chłopca ruszając za Hanną teraz z pewnością nie ma ich już w tamtym miejscu. Nie było więc sensu biec tam w pośpiechu. Zabawnie wyglądała zwłaszcza rozwiana broda starca podrygująca w biegu.
- Cóż Hans wydaje mi się, że do ratowania Hanny jest już wystarczająco dużo chętnych. Chciałabym się za to dowiedzieć co właściwie stało się z Ute. Jej nieobecność wydaje mi się niepokojąca. Wprawdzie do tej pory nie ginęły kobiety, ale lepiej sprawdźmy co się dzieje. Na początek myślę, że zapytamy karczmarza czy czegoś nie wie. Może nam także wskaże gdzie mieszka dziewczyna? A jeśli nie on to może ktoś inny będzie o niej coś wiedział.
 
Eleanor jest offline  
Stary 05-07-2013, 20:23   #75
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Do karczmy tylko zajrzała, przekazać reszcie grupy, gdzie będzie. I poprosić o pomoc. Przecież to co robiła nie było bezpieczne.
Szybko się o tym przekonała.
Hanna z przerażeniem słuchała toczącej się rozmowy. Spodziewała się czegoś podobnego... chociaż nie! Zupełnie nie spodziewała się, że będą ją chcieli zabrać. Nie wiedziała jak zareagować, toteż stała z otwartą buzią jak jakaś krowa. Jednocześnie chciało się jej wrzeszczeć, zaatakować tego brzydala i płakać. Gdy jakiś drab ją złapał za ramię, szarpnęła się mocniej.
- Zostaw mnie, obwiesiu!
Nie miała tyle siły, by mu się przeciwstawić. Za to robiąc dużo hałasu i spowalniając ten pochód mogła ułatwić śledzenie całej grupy. Miała nadzieję, że Almos spełnił swoją obietnicę i jest gdzieś w pobliżu.

Mimo oporu dziewczyny, wielki drab nie miał problemów z pociągnięciem jej ze sobą. Wydawał się na to nie zwracać uwagi, raz nawet klepiąc ją mocno w tyłek.
- Spokojnie dziewko, jak będziesz niegrzeczna to i tak zrobimy co żeśmy chcieli, a na dodatek dorwiemy resztę twojej rodzinki. Tego chyba nie chcesz, co?
Szczurowaty zaśmiał się. Miał wysoki, irytujący typ śmiechu. A Hanna wyraźnie mu się podobała, zerkał na nią co chwilę.
- Myślisz, że szef pozwoli się nam z nią zabawić, zanim ją oddamy?
Teraz śmiali się już obaj. Co ciekawe, nie kierowali się wgłąb doków, a weszli na most.
- Nie próbuj głupot, bo dostaniesz kosę w plecy.
Kilku ludzi rzuciło im szybkie spojrzenia, ale to nie była okolica, w której wtrącano by się do spraw innych. Również nieliczne straże ignorowały przechodzących. Zresztą ruch na moście cały czas był duży, co również ułatwiało Almosowi i Ekhartowi śledzenie. Gorzej, że wkrótce z niego zeszli. Bandziory skierowały się na prawo, na osiedle ściśle do siebie przylegających, marnie wyglądających domów. Oficjalnie nie znajdowali się już w dokach, mimo tego ruch panował niemal identyczny. Wielu kupców próbowało nie płacić cła. W końcu jednak zeszli z nabrzeża, a dalej ulica wyglądała na niemal pustą. Nawet trzymający dziewczynę drab zaczął rozglądając się nieco uważniej.

Już na moście przestała się wyrywać i utrudniać. Raz czy dwa mignęły jej twarze podążających za nią mężczyzn, co minimalnie ją uspokoiło. Zatrzymała się tylko raz, słysząc ostrzeżenie o jakiejś kosie. Przecież nie niósł ze sobą kosy! Było to tak irracjonalne, że stanęła na chwilę, zanim ponownie pociągnął ją za sobą, warcząc coś. Wyraz jego twarzy powiedział jej, że nie żartował, a to określenie musiało dotyczyć czegoś wyjątkowo nieprzyjemnego. Szła więc potulnie, czekając na to, co zrobią podążający dalej z tyłu towarzysze.
Musiała długo czekać, bo most dawno został za plecami i wchodzi w rejony nieznane Hannie. Do poza miejskich zabudowań nigdy nie miała interesu się udawać, wszystkie plotki o tym rejonie na pierwszym miejscu stawiały niebezpieczeństwo okradzenia lub czegoś znacznie gorszego. Nie licząc kupców, ci wystarczyło, że zapłacili i trzymali schowane sakiewki. Życie musiało się z czegoś toczyć.

Spięła się, gdy usłyszała znajomy głos. Weszli już w jakąś uliczkę. Postanowiła już wcześniej, że bez walki nie da się wciągnąć do jakiegoś domu. Tego było już za wiele. Jakaś dziwna myśl sprawiła, że poczuła pewną przyjemność na słowa o "niezłej dupie". I złość jednocześnie. Obejrzała się, dostrzegając, że Ekhart i Almos zbliżają się do szczurka. Miała już dość dalszego ciągnięcia.
- Ratunku!
Krzyknęła nagle, próbując krzykiem odwrócić uwagę od prawdziwych działań. Stanęła i obróciła się plecami do draba, wolną dłonią sięgając do ukrytego w bucie sztyletu.
Nie zamierzała zbytnio celować, w chwili obecnej miała wyłącznie chęć wbijania ostrego metalu w ciało tego śmierdziela. Wolałaby w tego drugiego, ale nagły ruch w jego okolicach powiedział jej, że prawdopodobnie nie zdąży.
 
Lady jest offline  
Stary 08-07-2013, 20:26   #76
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Konistag, 30 Nachhexen
Południe


Nawet jak szybkość Ekharta zaskoczyła mężczyznę, nie dał tego po sobie poznać. Miecz byłego strażnika dróg wyskoczył z pochwy, ramię niemal od razu zmieniło położenie, wyprowadzając cios. Szczur jednak pozostawał szczurem i jako takiego, najwyraźniej ciężko było trafić. Odskoczył tuż po za zasięg i sam wyciągnął swoją broń, długi, niemal trzydziestocentymetrowy sztylet. Nawet próbował się odgryźć, tylko przewaga zasięgu zrobiła swoje.
- Kristof! Hank! Ruszcie dupy!
Almos tymczasem dopadał już draba, wielkiego faceta, który "wyczarował" długą, obitą żelazem pałkę, z głuchym warkotem wydobywającym się z wnętrza gardła, odbijając nią cios Jeźdźca Równin i jednocześnie odkopując Hannę, nagle niebezpieczną z nożem w dłoniach. Mimo tego, że dziewczyna znajdowała się tak blisko, nie zdążyła zadać celnego ciosu. Wielkolud straciła nią większe zainteresowanie i rąbnął na odlew. I zahaczył czubkiem pałki o ramię znacznie groźniejszego w jego mniemaniu, męskiego przeciwnika. Nie było tu mowy o błyskawicznym zwycięstwie.

Rigel miał więcej szczęścia, lub jego przeciwnik mniej umiejętności. Lub rozumu, bo po cholerę walczył sztyletem z wrogiem uzbrojonym w coś znacznie dłuższego i cięższego? Natarł znowu i teraz nadział się na mocne uderzenie, które pozostawiło na piersi szczurowatego długą raną, ciągnącą się od barku po prawie brzuch. Twarda, wyprawiona skóra nieco złagodziła impet ostrza i chyba dzięki temu przeżył, wrzasnąwszy z bólu i zatoczywszy się do tyłu. Obejrzał się szybko, wypatrując wsparcia. Sam przestał być poważnym zagrożeniem, jego tunika szybko nasiąkała krwią.
Drab radził sobie lepiej, trzymając wroga na dystans. Kolejne ciosy szabli mijały celu lub były zbijane na bok, choć i on sam nie trafił ponownie Almosa, którego ramię wyraźnie pulsowało bólem, utrudniając nieco machanie bronią. Hanna, mając do dyspozycji tylko krótki sztylet, zatrzymała się niepewna jak mogłaby pomóc.

Tymczasem z drzwi wejściowych do oddalonego może o trzydzieści kroków domu, ściągnięci krzykami szczurowatego, wybiegli dwaj mężczyźni. Pierwszy, dzierżąc w dłoni długi miecz, pędził ku walczącym. Drugi przyklęknął i uniósł trzymaną w dłoniach kuszę, celując do zajętego swoim przeciwnikiem Jeźdźca Równin. Nacisnął spust i bełt pomknął, przelatując ze świstem może kilka centymetrów od celu.
Siły przestawały być wyrównane.
A okoliczni mieszkańcy nagle zupełnie zapadli się pod ziemię, pozostawiając starcie wyłącznie zainteresowanym stronom.


Thomas, biegnąc co sił w niemłodych nogach, przyciągał całkiem sporo spojrzeń. Szybko się zdyszał, ale determinacja zrobiła swoje. W końcu minął most i dotarł do wskazanego przez dzieciaka molo, razem niemal z Klausem, również nie ociągającym się w swoich działaniach. Tu jednak trop się urwał, a Almos najwyraźniej nie pozostawił jakiś dokładniejszych śladów. Ludzie pracowali, barka Bruno, którego córkę miała udawać Hanna, ciągle była załadowywana. Dostrzegli również samego kupca. Służki nie było nigdzie widać, podobnie jak Jeźdźca Równin czy Ekharta. Zniknęli gdzieś w tłumie, a ani akolita ani treser nie mieli pojęcia nawet, w którym z wielu możliwych kierunków.

Irmina, jako jedyna nie spieszyła się zanadto, po odejściu wszystkich zbliżając się do karczmarza i pytając o Ute. Mężczyzna przerwał swoją pracę i zerknął na dziewczynę. Patrzył tak przez dobrych kilka chwil, aż wreszcie pokręcił głową ze smutkiem.
- Nie widziałem jej od wczoraj. Zawsze pojawiała się zaraz po otwarciu karczmy, czasami nawet wcześniej. Dzień w dzień. Nigdy nawet nie chorowała. Miałem nadzieję, że to może wy coś wiecie, skoro ostatnio tak się tu kręcicie.
Westchnął ciężko, zabierając się z powrotem za czyszczenie blatu jednego ze stołów.
- Mieszka niedaleko, ale już ludzie tam byli. Sam posłałem chłopaka. Podobno ani śladu po dziewczynie. Czasami myślałem o niej jak o własnej córce, wiesz?
Westchnął raz jeszcze i nawet na twarzy Hansa pojawił się ledwie dostrzegalny grymas, który mógł jednak oznaczać cokolwiek.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-07-2013, 18:41   #77
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Bruno, kupiec z bożej łaski, a rozumu za grosz nie miał. ~ Jak mógł pozwolić porwać biedną pannę Hannę? ~ Zastanawiał się w duchu Thomas. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego że biedny chłopina nie mógł się przeciwstawić dwóm silnym opryszkom... ale kiedy szło o czyjeś życie, na szali stawia się swoje. Jednak nie każdy chyba ma takie przymioty, na pewno nie kupiec Bruno. Kolejna burza w głowie akolity, napędzana strachem o życie i zdrowie radosnej panienki... gdzie biec...którędy? Kierunek wskazany przez kupca miał sens do momentu kiedy ulica rozwidliła się, a później...

- ...hej człeku dobry. - Thomas dyszał jak kowalski miech. - Dziewczynę żeś widział? Ładna taka... kształty pełne i włosy czarne, pewnie krzyczała... a z nią oprychy o gębach paskudnych. Szła z nimi nie z własnej woli. Widziałeś? - Thomas dopytywał pierwszego lepszego przechodnia.
- Eee tam...nic nie widziałem. Jak bym widział to bym i powidział, nie? - Chłop z zatroskaną miną szybko odszedł od akolity. Goethe wykorzystał ten czas by odsapnąć chwilkę. Każdy moment był ważny, być może decydował o życiu i śmierci panny Elberg... ale płuca nie pozwalały na dalszy bieg... tego akolita nie mógł przeskoczyć. Umysł nie miał już takich sił by pchnąć ciało do ponadludzkiego wysiłku, jakim był długi bieg. Lata które na karku miał Thomas, zmuszały mu podobnych do spędzania czasu przy partyjce kości albo siedząc na fotelu pod kocem i czytając księgi... co zatem akolita robił biegając za porywaczami po mieście? ~ Do kroćset - przysięgałem Barnabasowi. ~ Kiedy w płucach ustało uczucie pieczenia i jedynie wydech pozostawiał po sobie świszczące echo, Thomas podszedł do kolejnego przechodnia, młodego człowieka, może rzemieślnika na co wskazywałby jego strój.

- Paniczu. Szczerze powiem bom w potrzebie. Moja znajoma została uprowadzona... poczekaj nie odchodź...zaczekaj! - Thomas krzyczał teraz za oddalającym się szybko człowiekiem, ten nawet nie wysłuchał do końca słów akolity.

- Vereno, miej w opiece Hannę... a tym którzy pomóc nie chcą bliźnim...- Goethe wstrzymał słowa, sam nie mógł uwierzyć że chciał ciskać jakieś klątwy na bogobojnych ludzi, którzy wszak tylko o swoją skórę dbali. Ta ich nieuprzejmość, ten strach, to można było zrozumieć. Jednak by uciekać nie dać się komuś wypowiedzieć do końca, to było tchórzostwem i nawet taki stary pryk, jakim mógł być Thomas, to wiedział.

Thomas rozejrzał się po ulicy, szukał Klausa. Przez chwilę myślał że go zgubił, ale nie, i Klaus biegł i rozpytywał ludzi, pewnie o Hannę i jej porywaczy, bo o co innego. ~Chociaż tyle... dobry człowiek z tego Klausa. ~ Myśl taka przebiegła przez głowę akolity. Thomas nie mógł uwierzyć że Irmina nie pobiegła z nimi, tak jakby los biednej Hanny jej wcale nie interesował. To było dziwne, podejrzane wręcz. Ze spokojem, uczennica kolegium zajęła się innymi sprawami... przecież żadne z nich nie mogło wiedzieć czy Ekhart i Almos są żywi...czy podołali ochronie panny Hanny... czy nie zgubili tropu. Dziwna była ta czarodziejka. Jak na kogoś z kolegium niebios, jej zachowania były bardzo przyziemne, a język jak u dyplomaty. Thomas pomyślał że może to kwestia tego że była w swej profesji stosunkowo młoda... może to dopiero z czasem, magistrowie kolegium błękitu, odpływają między gwiazdy wzrokiem i myślami... tak pewnie było. Zresztą, co on, staruszek ze sztyletem i sękatym kosturem mógł zrobić, jak pomóc Hannie w walce przeciwko oprawcom? Wszak wartość bojowa akolity była nikła, jednak musiał spróbować, za wszelką cenę, nigdy nie wiadomo kto lub co może przeważyć szale na stronę zwycięstwa. Czasem to wielki wojownik, czasem uczony, czasem dziecko... a innymi razy być może stary i pomarszczony akolita świętej Vereny. Jakim byłby człowiekiem jeśli nie ruszył by na pomoc potrzebującej?

Thomas myślał i w czas ten oparł się o ścianę pobliskiego warsztatu kuśnierza. Łzy stały mu w oczach. Na modlitwy nie było sił. Spuścił głowę i stał tak, a pot ciekł mu po skroniach i policzkach.

- Wszystko dobrze ojcze? Dobrze z wami? - Obcy głos zmusił akolitę by podniósł głowę, stała przed nim kobieta, mogła być przed czterdziestym rokiem życia. Pulchna na twarzy, odziana schludnie, po mieszczańsku. W jednej dłoni trzymała wiklinowy kosz z weglem, a druga dłoń zajęta była przez szamoczącego się urwisa.

[i]- Tak, wszystko dobrze córko. Święta pani Verena czuwa nad biednymi starcami. -[i/] Thomas zdobył się na lekki uśmiech. - Powiedz córko... szukam... no cóż. Dam pięć pensów jeśli powiesz mi pani czy widziałaś kobietę prowadzoną przez oprychów... ładna dziewka, młoda, w kształty obfita i odziana dobrze. Szukam jej... muszę jej pomóc, a sił już mi nie starcza. - Thomas nie kłamał, był wykończony.

Kobieta popatrzyła na starca, po chwili przeniosła wzrok na swe dziecko, a później na ulicę... rozejrzała się jakby ktoś mógłby ich obserwować, podsłuchiwać. - Tak widziałam taką dziewkę. - Thomas odzyskał kapkę wigoru, wyprostował się, otarł pot z czoła... i ten spod oczu.

- Gdzie? Powiedz szczerze, obiecuje, nagroda cię nie minie. - Goethe zobaczył płomień nadziej w ogromie ciemności jaki go otaczał, ciemności - tworu bezradności.

- Monety zatrzymaj kapłanie. Zaciągnęli dziewczynę w tamtą stronę. Widziałam jak zmierzali za dom aptekarza, gdzieś w aleję. To nie daleko stąd... o tam. - Kobieta pokazał ręką, dyskretnie.

Goethe spojrzał w kierunku który wskazała dobra kobieta, szybko przeanalizował trasę. - Dziękuje ci... jak masz na imię córko? - Zapytał, był uradowany tym malutkim zwycięstwem nad losem.

- Frieda, a to mój syn, Edgar. - Kobieta nie zapomniała przedstawić swego małego synka.

- Dziękuję zatem Friedo...i tobie Edgarze. Być może uratowaliście życie zacnej damie. Oto pięć pensów obiecane. Pozostańcie w zdrowiu i spokoju. Verena ma was w swojej opiece. Bywajcie i dziękuję raz jeszcze. - Thomas nie czekał pożegnania ze strony kobiety, wcisnął tylko pięć miedziaków w dłoń Friedy... i tak sporo czasu już zmitrężył. Machnął tylko ręką w stronę Klausa i wskazał na kierunek w którym poszli porywacze i ich jeniec. Kierunek który był jedynie szansą na nadzieję dla biednej dziewczyny, która teraz była może krzywdzona przez żądnych krwi bandytów.

Kilka chwil później Thomas dobiegł z Klausem pod dom aptekarza i skręcił w aleję. Było tu dziwnie cicho i spokojnie. Okiennice zatrzaśnięte na głucho i nawet jednego przechodnia. Ujadał gdzieś tylko pies w oddali, a grupa ptaków o czarnym upierzeniu, przeczesywała dziobami sterty śmieci. Thomas zwolnił, musiał odpocząć, poza tym to miejsce mu się wcale a wcale nie podobało. Dłoń powędrowała w stronę rękojeści sztyletu, schowanego pod szatą. Broń stworzona raczej do krojenia mięsiwa i owoców, a nie walki o życie towarzyszki...nawet nie do walki o własne życie, choć w rekach zawodowca mogła być zabójcza. Goethe żałował teraz że nie ma takich rąk, ale z drugiej strony, mieć ręce brudne od ludzkiej krwi? Tak źle i tak niedobrze.

- Dziwnie tu cicho. Prawda Klausie? - Thomas zagadał do doświadczonego wojownika. Zrobił to bardziej ze strachu i chęci usłyszenia jakiegoś przyjaznego głosu, niż z chęci usłyszenia treści odpowiedzi. Przecież to było oczywiste że to miejsce wyglądało na niepokojące i złowrogie.
 
VIX jest offline  
Stary 13-07-2013, 22:21   #78
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Klaus biegł co sił w kierunku wskazanym przez posłańca. Wiedział, że liczyła się każda chwila. Po drodze która usłana była cierniami w jego płucach przez pewien czas rozmyślał o Hannie. Nie znał jej długo jednak podobało mu się jej optymistyczne nastawienie do świata. Była poza tym dość ładna, choć w ferworze wcześniejszych wydarzeń raczej nie zwracał na to większej uwagi. „Dziwne jak wszystko zaczyna by istotne i jak wiele szczegółów zauważamy gdy nagle kogoś zabraknie.” - wolał nie myśleć o Hannie jako o osobie którą zabrakło, ale nie mógł nic poradzić na czarne przeczucia zwisające nad nim niczym burzowe chmury.

Dawno zostawił w tyle kapłana, nie mógł biec jego tempem, gdy było zbyt wolne „Przynajmniej wie gdzie biec” - pomyślał zasuwając w stronę doków. Po prawdzie jednak nim odnalazł barkę Bruna, której wcześniej nie widział, kapłan zdążył go dogonić.

Barka Bruno była najlepszą opcją która należało pospiesznie sprawdzić, dlatego też Klaus bez zbędnej zwłoki gdy tylko ustalił która to, ruszył w jej kierunku, by chwile później zapytać kupca:

- Jestem Klaus, pracuje razem z Hanną - przerwał nieco zdyszany, by po chwili kontynuować - nie wiesz może dokąd, lub w którym kierunku ją zabrano? - na twarzy miał wymalowaną mieszankę nadziei, strachu i zwyczajnej troski. Wiedział, że od odpowiedzi kupca może zależeć życie dziewczyny.

Thomas również dołączył do rozmowy z kupcem. Choć jedynie łapał z trudem oddech i starał się usłyszeć odpowiedź Bruno, a łatwe to nie było... odgłosy świstu z własnych płuc i krew uderzająca do głowy z ogromnym ciśnieniem, skutecznie potrafiły zagłuszyć słuch i koncentrację.

Bruno, ciągle jeszcze blady i roztrzęsiony pokręcił głową, z wyraźną obawą.
- Zeszli z molo i poszli na wschód, ale dalej już nie widziałem, ludzie zasłonili. Raczej nie kierowali się w te rejony na zachód i wgłąb miasta, ale to jedyne co mogę przypuszczać.

Thomas pokiwał głową, dając znak że zrozumiał o co chodzi kupcowi. - Drogi Klausie, biegnijmy ile sił w nogach w kierunku wskazanym przez herr Bruno...może jeszcze jest szansa. - Dodał smutno. - Herr...a ty powinieneś lepiej młódki pilnować, ach tam. - Akolita machnął ręką na kupca i już był w biegu, ponownie. Goethe wiedział że to nie wina kupca że Hanna została porwana, ale nie mógł się powstrzymać, wszak chodziło o życie panny Elberg.

Biegli jednak pospieszna reakcja nie wystarczyła by odnaleźć Hannę. Pozostało popytać nieznajomych licząc, że ktoś skusi się na miedziaka.
Kto wie, może gdyby mieszkańcy tego miasta byli uczynni, uprzejmi, dobrzy czy troskliwi, udałoby się dogonić Hannę. Na zadane o nią pytania, jak i o jeźdźca równin, najczęstsza odpowiedzią było milczenie, czasem syknięcie, obrócenie się na pięcie , czy pośpieszny znak przypominający odganianie się od złych uroków. Mieszkańcy albo byli zastraszeni, czemu nie było co się dziwić w świetle ostatnich wydarzeń, albo z natury byli nieufni... być może winna była sama dzielnica która do porządnych nie należała.

Na szczęście łapanie tropu znacznie lepiej poszło Thomasowi. Był to kolejny powód aby trzymać się kapłana blisko i dbać by mu włos z głowy nie spadł, tym bardziej, że nie zostało mu już ich wiele. Niestety trop prowadził w jej najgorsze rejony, wzmagając jedynie obawy Tresera...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 13-07-2013 o 22:24.
Eliasz jest offline  
Stary 15-07-2013, 12:29   #79
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Walka trwała w najlepsze, gdy powietrze przeciął niespodziewany krzyk jeźdźca równin:
- W nogi! - zawołał Almos, gdy bełt świsnął obok, trzeźwo oceniając sytuację.
- Już cię tu nie ma Kwiatuszku! - Rzucił jeszcze zdecydowanym tonem do Hanny.
W rzeczy samej też zamierzał uciekać, ale nie z tym zbójem tłukącym go po plecach. Odwrócił się więc niby do ucieczki, lecz był to tylko podstęp. Jeździec Równin spodziewał się, że osiłek rzuci się za nim i okręciwszy się wokół wyprowadził cios szablą od dołu. Równocześnie lewą ręką dobył umocowanego u pasa bicza i chwilę potem, licząc że drab skupi się na szabli trzasnął z bicza w kierunku jego twarzy.

Nawet jeśli mieli uciekać, to z kusznikiem i uzbrojonymi drabami za plecami, było to czystą głupotą. Szczurowaty po cięciu przez pierś nie stanowił już zagrożenia. Przynajmniej na razie. Ekhart odstąpił krok przekładając miecz do lewej ręki i wyciągając prawicą pistolet. Odwiódł kurek kciukiem i wycelowując w kusznika pociągnął za spust. Nie czekając na efekt szykował się by schować broń za pas i ponownie ująć miecz.

Hannie wystarczyły pierwsze słowa Almosa, by zapomnieć o rzucaniu się w wir walki, do której przystosowana i wyuczona na pewno nie była. Podwijając dłońmi swoją sukienkę ruszyła biegiem w kierunku rzeki, co chwilę oglądając się za siebie. Okazało się, że tylko ona to zrobiła. Zdając sobie sprawy, że nie zdąży pobiec po pomoc, zatrzymała się niepewnie za jednym z budynków, przyglądając się rozwojowi wypadków. Wołanie o pomoc w tym miejscu pozbawione było sensu, więc nie zrobiła nawet tego.

Tymczasem Ekhart wyjął broń, strzelił i schował, w chwili gdy szczurek ponownie zbierał się do rozpaczliwego dość ataku. Dojrzał swoją szansę i rzucił się do przodu wymachując sztyletem. Adrenalina niwelowała ból z rany na piersi, a zignorowanie go przez strażnika dróg okazało się błędem. Nie zdążył bowiem zasłonić się mieczem, gdy znacznie krótsza broń wbiła mu się w bok, przebijając wszelkie ochronne warstwy, szczęśliwie raczej płytko. Krew powoli zabarwiała ubranie, a szybki kontratak okazał się nieskuteczny.
Kusznik ciągle klęczał, ładując swoją broń. Kula musiała go minąć.

Za to Almosowi poszło nieco lepiej. Odwinął się, zaskakując tym samym draba, który nie zdążył unieść pałki. Szabla zahaczyła jego pierś, zbyt słabo by zabić czy nawet poważniej ranić, mężczyzna jednakże jęknął z bólu a krew szybko pojawiła się na jego koszuli. Uderzenie bicza za to zdołał już przyjąć na pałkę, wokół której owinęła się końcówka.
Niestety biegnący miecznik był już tylko kilka kroków od Jeźdźca Równin, gotowy wspomóc kumpla. Hanna patrzyła na to wszystko z w miarę bezpiecznej kryjówki. Niestety na pomoc liczyć nie mogła, okolica wyglądała obecnie niemal na wymarłą.

Skoro bicz owinął się wokół pałki Almos pociągnął z go całej siły. Liczył, że jeśli nie uda mu się wyrwać broni osiłkowi, to przynajmniej puszczając bicz w odpowiednim momencie wytrąci go z równowagi czyniąc bezbronnym choć na krótką chwilę. Tą chwilę nomada chciał wykorzystać do wyeliminowania przeciwnika z walki zanim nadbiegnie następny. Jeśli to się nie uda zamierzał wycofać się, osłaniając dobytą w miejsce bicza tarczą. Na szczęście w tej wąskiej uliczce od kusznika oddzielało go dwóch wrogów i ten nie miał jak strzelać nie ryzykując trafienia swoich.

Służka aż pisnęła, gdy szczurkowaty trafił Ekharta. Mocniej zacisnęła dłoń na sztylecie. Nie mogła ich przecież tak zostawić! A ucieczka okazała się tylko fortelem. Zaczęła przemykać się bokiem, ostrożnie, tak by jej nie zauważyli. Ciągle starając się mieć wolną drogę ucieczki omijała walczących, by podkraść się od tyłu do zajętego kusznika.

Talabecklandczyk jęknął z bólu, gdy sztylet dotarł do ciała. Szczurowaty najwyraźniej nie miał zamiaru odpuszczać. Ekhart zatem też. Trzymając się lewą ręką za krwawiący bok Rigel wyprowadził sztych na pierś szczurka. Zdecydowany skończyć z nim raz na zawsze.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 15-07-2013, 14:04   #80
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Almos szarpnął za uchwyt bicza, lecz drab albo się tego spodziewał, albo był naprawdę silny, bowiem nie dość, że nie został wytrącony z równowagi, to jeszcze sam mocno pociągnął, zmuszając przeciwnika do puszczenia broni i cofnięcia się. Uwolnił swoją pałkę z niepożądanego uścisku bicza, zaś miecznik zrównał się z nim i teraz już obaj ruszyli na Jeźdźca Równin. Zaatakowali niemal jednocześnie, napotykając już jednak opór tarczy. A przynajmniej jeden z nich to zrobił, bowiem miecz chybił celu. Pałka zadudniła o drewno. Almos musiał się powstrzymać, by nie krzyknąć z bólu. Mimo, że nie drab nie trafił go bezpośrednio, to wibracje od ciosu rozeszły się po całym ciele mężczyzny.

Przynajmniej kusznik nie strzelał, za to zbliżał się szybko, trzymając uniesioną kuszę. Hanna patrzyła jak przechodzi, nie zwracając uwagi na kobietę w sukience. Dzieliła ją od niego tylko szerokość ulicy.

Ekhart natomiast mógł przeklinać swój pech, a może brak umiejętności? Pierwszy cios chybił, a przed drugim szczurowaty niezwykle szybko odskoczył, jakby nie był ranny a za to zwinny jak najszybsze zwierzę. To musiało go jednakże sporo kosztować. Jęknął nagle i zatoczył się, upadając na ziemię i łapiąc się dłonią za mocno krwawiącą ranę. Tym razem wydawał się być naprawdę niegroźny, jednak Ekhart nie miał zamiaru pozwolić mu żyć. Już raz bandyta miał okazję odpuścić, a mimo to zaatakował. Gdyby powrócił do zdrowia mógł się mścić, a Rigelowi niepotrzebny był podstępny wróg. Ekhart natarł próbując przebić leżącego przeciwnika. Nie miał już najmniejszych problemów, by wbić miecz w trzewia bezbronnego szczurowatego. Przeciwnik zacharczał, a z jego ust wydobyła się krew, gdy osuwał się na uliczkę.

Almos zaś tym razem naprawdę chciał zwiewać gdzie pieprz rośnie, ale powstrzymał go widok Hanny przemykającej bokiem ulicy. Już miał w niewybrednych słowach przypomnieć dziewczynie, że powinna być daleko stąd, ale ugryzł się w język - okrzykiem mógłby przecież ściągnąć na nią uwagę zbirów. Tak czy inaczej ucieczka nie wchodziła już w grę - w końcu przyszli tutaj aby ratować Hannę, choć ona wcale nie chciała być ratowana. Jeździec Równin skupił się na obronie, nie zamierzając samemu zadawać ciosów, chyba że trafi się dobra okazja do kontrataku. Zaraz też zaczął się żwawo cofać, by nie dać się osaczyć wrogom. Mieli teraz do wyboru ściganie go i pozostawienie kolegi z kuszą samemu sobie, albo rozdzielenie się. Aby dodatkowo zamieszać im w głowach nomada zakrzyknął trwożliwie:
- Darujcie! Jeśli puścicie mnie wolno, powiem kto kazał was śledzić!
Nie odpowiedzieli, ich ataki jednakże były niecelne. Czy to wahanie, czy może konieczność postępowania za wycofującym się, to nie zmieniało faktu, że to Jeździec Równin odgryzł się, zahaczając szablą draba i zostawiając mu do kolekcji kolejną ranę. Znów zbyt nieznaczną, by powalić olbrzyma. A może to śmierć szczurka tak nimi wstrząsnęła?
Chyba tak było w istocie.
- Skurwysyny! – Krzyknął bowiem ten z mieczem. - Za małego pokrajamy was na małe kawałki!
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 15-07-2013 o 14:09.
Bounty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172