|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-06-2013, 14:33 | #1 |
Reputacja: 1 | Warhammer II ed. - Bez względu na cenę WARHAMMER II Ed. “Za wszelką cenę...” Wiosna była tego roku dość deszczowa. Wszędzie było mokro (o dziwo nie od krwi jak na Imperium przystało), a co drugi dzień z nieba padał ulewny deszcz. W karczmie “Przy szlaku” od niemal tygodnia stacjonował Kardel Hurd. Naczelny organizator wyprawy do Wyjących Wzgórz. Zajmował się tym co wychodziło mi najlepiej. Czyli piciem piwa i strzepywaniem popiołu z fajki, która regularnie przyzdabiała jego zadbaną brodę szarymi kropeczkami. Czekanie go nudziło. Jedynie wizja wykopaliska, na które przypadkowo natrafiono przytrzymywała go w tym miejscu. Musiał zebrać odpowiednią grupę najmitów, aby cenne znalezisko zostało odpowiednio zabezpieczone i wydobyte. Przez sześć dni nikt się nie zgłaszał. Khazad jednak ciągle miał nadzieję. Siedział stukająć palcami o blat stołu. Pierwszą osobą jaka odpowiedziała na zgłoszenie była Belem Dönitz. Kobieta ubrana w ciemnoniebieskie szaty z białymi zdobieniami wymieniła kilka słów z Kardelem. Khazad zerknął na rzuone przez białowłosą papiery na stół. Coś tam mruczał pod nosem, od czasu do czasu czytał na głos: - Osoba będąca w posiadaniu tego dokumen.... bla bla bla... kolegium magii w Altdorfie... bla bla bla... poświadczam o kompetencjach panny Belem... pierdu pierdu podpisany niżej Kaspar Totenhott... bla bla bla . Krasnolud zerknął to na właścicielkę papieru, to na sam dokument. Podniósł jedną z brwi, ponownie przyjrzał się to jednemu to drugiemu. Następnie powąchał pismo i burknął pod nosem: - Nawet śmierdzi jak kolegialne papierzysko. Ostatnimi czynnościami jakie wykonał khazad było odliczenie piętnastu złotych koron i wręczenie umowy do podpisania. Kolejnym z chętnych na wyprawę był brat Esmer Kriegerisch. Tutaj krasnolud zachowywał się zupełnie inaczej. Pierwsze co zrobił, zaraz po przedstawieniu się Sigmaryty, to przywołał karczmarza, który momentalnie przyniósł do stolika dwa piwka. - No to za sojusz naszych ras, przyjacielu! - wzniósł toast unosząc kufel wysoko i rozlewając część jego zawartości wokoło. Gdy zauważył, że umowa, którą właśnie przygotowywał została zalana puścił krótką wiązankę przekleństw i począł spisywać kolejną. Wysluchując w międzyczasie tego co braciszek miał do powiedzenia. Po podpisaniu umowy, opróżnieniu drugiego kufelka i przekazaniu zaliczki braciszek mógł wrócić w spokoju do swoich zajęć. W momencie gdy trzeci z przyszłych uczenistków wyprawy przeszedł przez próg oberży Kardel nie wiedząc nawet, że ma do czynienia z zainteresowanym jego ogłoszeniem zaprosił Firema do stolika. Pogaworzyli sobie po swojemu. O tym o czym krasnoludy lubią mowić najbardziej. Czyli inżynierii, piwie i jak to ich technologia przewyższa wszystkie inne. Gdy organizator całej wyprawy dowiedział się, że ma do czynienia z innym uczonym ucieszył się wielce. Na stoliku momentalnie pojawiła się butelczyna i dlugo tam nie postała. Standardowo tak jak w przypadku innych, umowa, zaliczka i czas wolny. No... i jeszcze kufelek na odchodne. Para elfów, która zupełnie przypadkowo weszła naraz do oberży nie zadowoliła krasnoludzkich oczu. Kardel momentalnie przewrócił ślepiami, a następnie westchnął ciężko. Do karczemnej symfonii swierczenia pieczonego właśnie mięsa, gwaru i kroków oberżysty dołączyło stukanie khazada o stolik. Jego najgorsze obawy jednak spełniły się. Dwójka długouchych chciała zaciągnąć się do jego wyprawy. Krasnolud co prawda chciał znaleźć jakiś powód, aby nie przyjmować przedstawicieli wyższej rasy do swojej kompanii, jednak argumtenty Laurenora i Lonor były lepsze. Znawca historii i języka elfiego oraz doskonale poruszająca się po lasach łuczniczka. Musiał się zgodzić i jakoś to przeboleć. W końcu był khazadem nauki i nie mógł sobie pozwalać na jakieś tam rasowe uprzedzenia. Do sakwy elfów powędrowało po piętnaście złotych koron, a do torby Kardela dwie umowy. Tym razem obyło się bez kufelka. Kolejną osobowiścią, która zawitała do oberży był Lothar von Reiner. Po krótkiej, ale bardzo treściwej rozmowie z Kardelem spisano umowę i wypłacono zaliczkę. Tak to jest z tymi inżynierami. Same konkrety, zero zbędnej treści, za wyjątkiem sporej ilości przechwałek. Zapalili sobie i wrócili do swoich spraw. Średniego wzrostu mężczyzna, który po krótkiej rozmowie z karczmarzem przysiadł się do Kardela wyglądał na wojownika z południa. Było to ewidentnie widać po niego ciemniejszej karnacji i słychać w wyraźnie słyszalnym akcencie. Khazad przywitał się po Tileańsku z Ricardem, a następnie przedstawił po krótce cel wyprawy i należne obowiązki. Podobnie jak w przypadku innych kufelek, umowa, pieniążki. Karczmarz był zdziwiony ile różnych osób nagle zaczęło odwiedzać jego oberżę i pytać o Kardela. Gdy oberżysta pierwszy raz ujrzał ogłoszenia myślał, że nie zgłosi się nikt komu życie miłe. Przez sześć dni nikt się nie zjawiał. Przeczuwał, że ma rację. Mylił się. W ostatni dzień znalazło się wystarczająco dużo chętnych. Wyjące Wzgórza nie były niczym niebezpiecznym w mniemaniu Trygve. Przybysz z północy porozmawiał chwilę z krasnoludem, rzucił okiem na umowę, wypili trochę ale. Pożartowali sprośnie co wykrzywiło uszy elfim gosciom, a następnie wrócili do swoich spraw. Tym razem rozmowa ciągnęła się dość długo. Kardel był niezbyt przekonany do umiejętności leczniczych Tupika. Wyczuwał jakiś podstęp czy dziwne gierki słowne. Spisywanie umowy zajęło krasnoludowi także więcej czasu niż w przypadku pozostałych. Starał się ująć wszystko tak dokładnie jak tylko się dało. Nie chciał zostać oszukany przez niziołka, o których miał już wyrobione zdanie. Co chwila gładził się piórem po brodzie, to zerkał na Tupika, to na umowę, czytał po kilka razy każdy paragraf osobno. Normalnie dokument sporządzany przez krasnoluda zajmował około strony dość sporym pismem. W przypadku niziołka ilość słów została niemalże potrojona, a Kardel ledwo co zmieścił się na kartce z ujęciem wszyskiego. Kufelek, pieniądze i ostatni z najmitów... ...który czekał już w oberży od kilkunastu minut. Wygolony łeb, śmród niedźwiedziego łoju, liczne tatuaże oraz potężne toporzysko. Nie trzeba było być ekspertem w zwyczajach khazadów, aby wiedzieć kim jest ów osobnik. Zabójca przysiadł się do Kardela i dość długo rozmawiali w ojczystym języku, starali się być cicho. Mówili dość mało i zastanawiali się jakby nad każdym słowem. W końcu zmienili nieco ton, uścisnęli sobie mocno dłoń i na stoliku pojawiły się kufle ociekające pianą, sakwa z złotem i umowa. Korzystając z chwili, w której wszyscy z jego przyszłej kompanii byłi w oberży Kardel zabrał głos: - Moi drodzy! Dziękuję wam wszystkim za przybycie! Jutro o świcie ruszamy w miejsce wykopalisk. Jest tam już kilku moich braci krasnoludów, którzy zabezpieczają teren jaskini i wokół niej. No! Także spakować wszystko co niezbędne, gdy słońce będzie już oświetlało naszą krainę chcę być już w drodze no! Każdemu zostało przekazane jaka będzie każdego no... funkcja! Następnie ruszył w stronę schodów prowadzących na górę - do pokoi. - Tego! No! Jakieś pytania? - zapytał obracając się przed wejściem na pierwszy szczebel. Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 12-06-2013 o 15:12. |