Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2014, 10:44   #551
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganit, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, poziom maszyn spalania gazu, południe


Gdy drużyna już skończyła śniadać, gdy Thorin skończył zmianę opatrunków i większość siedziała bezczynnie Dirk swe przemyślenia postanowił wprowadzić w życie. Podszedł do siedzącego obok Thorina i rozpoczął.
- Thorinie mam do ciebie prośbę. Mianowicie, czy zechciałbyś pomóc mi dokonać spisu, w którym będzie zawarte co kto potrafi tak byśmy mogli w pełni wykorzystać nasze umiejętności i wiedzę? Czasem odnoszę wrażenie, że nie do końca jest wiadome kto na czym się zna, kto w czym jest biegły, a to prowadzi do podejmowania błędnych decyzji. Na ten przykład, gdybym wiedział, że Mistrz Run Galeb nie potrafi miotać to nigdy bym nie dał mu do ręki bomby, tym samym nie bylibyśmy upieczeni. Choć i tak można tu mówić o ogromnym szczęściu, bo gdyby substancja pokryła nasze ciała, to tam w oczyszczarce leżałyby teraz nasze zwęglone ciała.

- Pisać raczej niczego nie będę - Thorin wzruszył zwyczajnie ramionami - Po prostu znam się na leczeniu o czym już każdy raczej wie... hmm możecie nie wiedzieć że potrafię pływać, choć z pewnością nie na tyle dobrze aby radzić sobie w tym rzecznym nurcie. Zresztą gdybyśmy stanęli przed potrzebą przepłynięcia jeziora czy coś, to dałbym znać.

Dirk lekko zniecierpliwiony uniósł rękę na znak aby Thorin przerwał wypowiedź. Gdy ten zamilkł, Dirk kontynuował - Proszę nie mów o oczywistych rzeczach, ani nie opowiadaj jak dobrze się na czymś znasz. Bardziej chodzi mi o to na jakim rzemiośle się znasz, jakie dziedziny nauki studiowałeś, na jaki temat wiedzę zgromadziłeś. Oraz czy potrafisz się na ten przykład wspinać, a jeśli tak to jak biegle? Jakie znasz języki? Pływać umiesz. Co jeszcze potrafisz? Może teraz uznasz to za zbędne, ale może się okazać, że będziemy w sytuacji, która wymagałaby kogoś z twoimi umiejętnościami, a gdy oddział nie będzie o twoich umiejętnościach wiedział nikt nawet nie pomyśli o tym aby je zastosować. Właśnie przez to, że nie wiemy co kto potrafi działamy samodzielnie, a nie jak powinniśmy, jako grupa. W oddziałach najemnych Kapitana Karguna wiedzieliśmy co kto potrafi, dzięki czemu mogliśmy działać jak jeden mechanizm.

Tym razem Thorin podniósł dłoń. Wobec przedłużającego się monologu Dirka. - To jasne, że powinniśmy wiedzieć co kto potrafi, nie musisz tego tłumaczyć. Trzeba było o to zadbać wcześniej jeśli to dla ciebie takie ważne i oczywiste. - Thorin żachnął się lekko, chrząknął i wykrzywił usta w grymasie - No i pytaj konkretnie. Wspomniałeś że chcesz poznać nasze umiejętności a gdy tylko zaczynam je wymieniać mi przerywasz.

Dirk pokiwał potakująco głową, na tyle na ile pozwoliły mu rany. - Chyba muszę tłumaczyć, bo odnoszę wrażenie, że nie dostrzegasz czy też nie dostrzegałeś potrzeby robienia takiej rewizji. Chyba nikt nie dostrzega takiej potrzeby. To, że nie zrobiono tego wcześniej, cóż jest to obowiązkiem dowódcy, dlatego nie podjąłem się tego wcześniej. Poza tym lepiej późno niż wcale. Za przerywanie przepraszam, i może zacznę od siebie to będziesz miał jasność o tym w jaki sposób chciałbym abyś zrelacjonował swoje umiejętności. Dirk odczekał chwilę, dając Thorinowi czas na odpowiedź.

- Z znanych mi języków władam reikspielem, jak zapewne każdy z nas, ale i bretońskim. Mamy zasadniczo jednego specjalistę w językach, któremu łatwiej byłoby wyliczyć jakich języków nie zna, niż wymienić te które poznał - wskazał ruchem głowy w kierunku Rorana. [/i] - Jak zapewne też wiesz potrafię przyrządzać i stosować leki, oraz znam się co nieco na kowalstwie. To wszystko. [/i]- stwierdził Thorin.

Dirk zrobił wielkie oczy - skąd mógłbym wiedzieć, że znasz się na aptekarstwie, bo się znasz prawda? Bardzo mnie to cieszy. Ale wciąż nie do końca mnie zrozumiałeś, pozwól, że ja opiszę moje umiejętności, a potem ty zrobisz to samo wzorując sie na moim sposobie opisu. Zgoda?

Thorin uśmiechnął się nieco ironicznie kiwając jednak głową, wątpił, aby mógł mu opisać lepiej to na czym się znał niż zrobił to do tej pory. Być może jednak pewne rzeczy były dla niego zbyt oczywiste, wiec słuchał dalej.

Dirk wziął głęboki wdech i rozpoczął wyliczanie: - poznałem podstawy rzemiosła: kowalstwa, górnictwa oraz aptekarstwa, posiadam specjalistyczną wiedzę z dziedziny alchemii, poza językami znanymi powszechnie poznałem język bitewny, mam wiedzę o Khazadach, Bretonii, Kislevie i skavenach, potrafię opiekować się zwierzętami, powozić i pływać..

Thorin skinął lekko głową - Cóż gratuluje. Ja takiej gamy zdolności czy umiejętności nie posiadam, a te które wymieniłem, jak choćby aptekarstwo czy pływanie, jak rozumiem już znasz więc raczej nie mam co ich tłumaczyć. Bywało niegdyś, że potrafiłem utargować dobrą cenę, ale obecnie z moją aparycją to dość trudne, więc nie wspominam o tym. No i hmmm być może w trakcie tych wielu walk, które stoczyłem w ostatnich miesiącach nauczyłem się jako tako uchylać od ciosów, ale w praktyce wolę zasłonić się tarczą. To pewniejszy sposób uniknięcia ciosu. Jak mówiłem to wszystko , gratuluję raz jeszcze szerokiej gamy umiejętności. Moją naukę determinowała nauka leczenia. Składania kości, robienia opatrunków, wytwarzania i stosowania leków i zasadniczo na tym upłynęła większość mojego krótkiego, dorosłego życia. Thorin przeciągnał się nieco i zaraz wykwitł mu na twarzy rumieniec. Przypomniał sobie iż własne wyspanie zawdzięcza zaspaniu, a nie było w tym nic chwalebnego… Szybko poruszył więc inny temat.

- Zanim jednak przepytasz pozostałych, wyjaśnij mi proszę skąd wzięło się przekonanie że to Gorfang wydał rozkazy skawenom? Przejrzałem papiery skawenów i znalazłem to imię jednakże w środku tekstu nie zaś na jego końcu niczym podpis. Wygląda mi to bardziej na to że skaweny komentowały poczynania Gorfanga niz przyjmowały od niego rozkazy. - Stwierdził Thorin choć bez głębszego przekonania. Imię w środku tekstu nie oznaczało jeszcze, że skaweny nie przyjęły od niego rozkazu, po prostu mogli mieć nie tyle bezpośredni rozkaz Gorfanga, co rozkaz skavenów opierający się na wcześniejszym rozkazie lidera orków.
- Ze zmęczenia, Thorinie. Orki i skaveny nigdy nie współpracowały ze sobą w historii. A więc na karb zmęczenia i zaczadzenia zrzucam ten błędny osąd. - Po chwili przerwy Dirk wrócił do poprzedniego tematu - czy teraz zechciałbyś pomóc mi w spisaniu umiejętności oddziału, proszę? Sam ze spalonymi dłońmi nie dam rady, a pomylenie się kto co potrafi będzie skutkowało w kolejnych błędnych decyzjach.

- Hmm , być może warto byłoby to uczynić dla celów wspomnienia i uhonorowania każdego z nas. “Śpieszmy się spamiętywać khazadów, tak szybko odchodzą” - jak wspominał niegdyś poetycko jeden z historyków. Dobrze, może rzeczywiście warto poczynić takie notatki, które posłużą później do ubogacenia biografii każdego z nas. Nie wiadomo wszak ilu z nas przeżyje tą podróż, a ci którzy do tej pory odeszli, mogli być lepiej spamiętani i spisani. Ale zróbmy to na przystanku po przejściu komina. Cały papier mam zapakowany w środku plecaka i owinięty kolejnymi warstwami ubrań. Samo wydobywanie tego teraz i ponowne pakowanie zajęło by mnóstwo czasu. Nie stoi to jednak na przeszkodzie wypytaniu innych o umiejętności. Mam bardzo dobrą pamięć do takich spraw i odtworzę wszystko z dokładnością nawet po kilku dniach. - Stwierdził z przekonaniem kronikarz, który nie raz musiał zdawać się na swój słuch i pamięć, by z nich później, często po dłuższym czasie tworzyć bardzo dokładne w swej treści notatki.

- W takim razie nie traćmy czasu. - Dirk ruszył wraz z Thorinem do kolejnego drużynnika aby dowiedzieć się o jego wartości bojowej i nie tylko.

Thorgun patrzył z lekkim zdziwieniem gdy podeszli do niego Thorin i Dirk. Strzelec z dziwnym smutkiem spoglądał na swoją fajkę, do której zabrakło mu tytoniu, lecz rzucił tylko do nich:
-Har..co tam? - słaby dźwięk wydobył się z ust krasnoluda.

Widząc smutny wzrok Thorguna wpatrującego się w cybuch fajki, Thorin wyciagnał własne zapasy tytoniu którym podzielił się ze strzelcem, sam również nabił swoją fajkę. - Myślałem że nie będzie okazji w tunelach, ale tutaj, skoro już i tak daliśmy znaki dymne - głową wskazał na popioły i wzruszył jedynie ramionami odpalając zapałką fajkę i podając ogień strzelcowi. - Dirk uznał że potrzeba nam zrobić spis naszych umiejętności, znanych języków, posiadanej specjalistycznej wiedzy. Ja zasadniczo się ku temu przychylam, biografie na waszych nagrobkach będą dzięki temu brzmiały nieco dłużej niż tylko “tu leży khazad , nie znany nikomu…” - zakończył krzywiąc się nieco z żartu który niezbyt mu wyszedł.

Thorgun podziękował skinięciem głowy i również nabił swoją fajeczkę, korzystając z uprzejmości kronikarza. Przypalił tytoń delikatnie ogniem i zaciągnął się. Początkowe zdanie wzbudziło zdziwienie u strzelca, o czym mogły świadczyć podniesione do góry brwi, lecz potaknięcie głowy miało znaczyć, że zrozumiał.
-Cóż...Strzelam, co już każdy wie. Celnie i zabójczo. A tak to co nie co wiem o zwierzętach i ich oswajaniu, choć raczej nie liczcie na cud pod tytułem “krasnolud co oswoił skavena”. Jak trzeba to i zdarzało mi się powozić karocami, ale to było dawno temu. Można by powiedzieć że… - dziwna melancholia wdała się w głos krasnoluda, który momentalnie chyba to wyczuł zmieniając ton dalszej wypowiedzi -A tak to jak trzeba to dogadam się w staroświatym i norskim. Bogowie przodkowie nie skąpili mi szczęścia, więc co jakiś czas i w kości mogę pograć. Hazard bywa strasznie wciągający. Pamiętam jak… - zaciągnął się kontynuując-zresztą nie ważne.. Na broni palnej znam się nieźle, i chyba stąd miłość moja do Miruchny. Co jak co ale ta damulka jest warta grzechu.. - uśmiechnął się -przekonywać nie umiem do swoich racji, ale za to zastraszać tak. Jak trzeba komuś obić mordę, postraszyć czy wyciągnąć kasę siłą..to zapraszam. A jak umrę...to Thorinie napisz mi na nagrobku “Idiota, który udał się za Roranem..” - słaby uśmiech pojawił się na umęczonej twarzy Khazada.

Thorin skinął głową z łatwością zapamiętując wymienione przez strzelca umiejętności. Ze szczególną uwagą pokiwał głowa przy tym jak strzelec wyjawił znajomość Norskiego, zwrócił też uwagę na nostalgię kamrata przy wspomnieniu o powożeniu karoc… Uświadomił sobie że w gruncie rzeczy mało wie o przeszłości swoich towarzyszy. - Będziesz musiał kiedyś opowiedzieć coś więcej o swojej przeszłości, o tym jak poznałeś Norski czy też skąd się wzięła ta jazda karocami…? Może znajda się tam rzeczy warte upamiętnienia w kronikach. Póki jej nie znam to nie sposób zadecydować. - stwierdził na koniec szykując się na kolejnego rozmówcę.

Dirk przysłuchiwał się z uwagą, gdy Thorgun zamilkł, zapytał : - Thorgunie, czy potrafisz się wspinać? Czy szybko przeładowywać broń? Czy potrafisz posługiwać się językiem bitewnym? W jakim rzemiośle jesteś biegły?

Thorgun zaciągnął się i wypuścił gęsty dym mowiąc:
-Dirku mówisz do zwykłego żołnierza. Czy szybko umiem przeładowywać broń. Nie mi to oceniać. Z pewnością zrobię to z większą wprawą niż Ty czy Thorin, ale czy jest to tak szybko jakbym chciał. Nie sądzę. Wspinanie, pływanie to nie dla krasnoluda..No może Rorek się na tym zna. Wiesz on lubi elfy, więc może zdarzało mu się skakać po drzewach czy tam je opukiwać. Rzemiosło...dawno oj dawno nie miałem w ręku młota czy innego narzędzia. Pewnie większą krzywdę bym sobie zrobił. Nie to nie dla mnie. Wybacz ale zmęczony jeszcze jestem. Chyba muszę trochę się przespać. Te pierdolone gryzonie prawie mnie wysłały do hal Grungiego...Szczęściarz zamiast strzelec powinni na mnie wołać… - uśmiechnął się jeszcze nim zamknął swoje zmęczone oczy.

- Dzięki Thorgunie. Widzisz, byłem przeszkolony w sprawniejszym przeładowaniu broni, ale jeszcze trochę muszę popracować nad tym. Dobrze by było aby ktoś sprawnie ładujący na przykład kusze był z tobą sparowany. Ty strzelasz, a ten drugi ładuje. Dzięki temu moglibyśmy prowadzić ciągły ostrzał. Nie tylko jebane elfy potrafią pływać, ja także, to tyle co do elfów. - Dirk przez chwilę jeszcze milczał i przyglądał się Thorgunowi. Tak jak by chciał coś powiedzieć i się zastanawiał czy to zrobić. Otwierał i zamykał usta, bił się z myślami. W końcu powiedział jedynie - zbieraj siły, zaraz ruszamy dalej.

Dirk wraz z Thorinem podeszli do Detlefa kończącego posiłek - Detlefie robimy spis umiejętności, wiedzy i rzemiosła w oddziale. Zechciałbyś wyliczyć na czym się znasz?

Thorvaldsson najpierw spojrzał zdziwiony na dwójkę rozmówców - Obijam mordy. Zwykle. - Odparł powoli. - I wasze też mogą znaleźć się w kręgu mojego zainteresowania, jeśli nie przestaniecie zajmować się durnotami. Warty któryś z was nie ma? A może inną robotę wam znaleźć? - zapytał patrząc spod brwi.

Dirk patrzył poprzez bandaże prosto w oczy Detlefa, na usta cisnęły mu się ostre riposty, lecz Detlef mógłby rzeczywiście uderzyć rannego, to nieco ostudziło zapał Dirka by zbesztać twardogłowego Detlefa. - Durnotami się zajmujemy, powiadasz? Ciekawe. Bardzo ciekawe. Przyjmij do wiadomości, że wiedza o tym co kto potrafi może uratować życie całego oddziału. Ty nie tylko nie posiadasz takowej, ale ignorujesz potrzebę jej zdobycia. Ta wiedza wprowadza ład, niwelując tym samym chaos, który szerzy się w tym oddziale. Czytałem kroniki spisane ręką Thorina, czytałem o waszych porażkach, które głównie wynikały z braku wiedzy dowodzącego o tym co kto potrafi. I gdybyście takie informacje posiadali to nikt nie posłałby Thorina do detonacji ogrzego składu prochu. Gdybyś posiadał taką wiedzę nie było by tylu rannych, którzy wpakowali się w pułapki. Bo specjaliści by utorowali drogę. Dlatego nie mów mi proszę, że zajmuję się bzdurami, bo to tylko źle świadczy o tobie Detlefie. Nie chcesz współpracować to nie rób tego. Ale Thorin potrzebuje sanitariuszy, czyli kogoś kto zna się na udzielaniu pierwszej pomocy, kogoś kto by potrafił efektownie mu asystować. Kogoś kto zdjął by z jego barków ogrom pracy. Chcesz przydzielać do tak poważnych zadań osoby przypadkowe? Masz pojęcie kto zna się na wspinaczce? Pytam o tą durnotę, bo niebawem przyjdzie nam się wspinać. I co? Poślesz przodem kogoś przypadkowego? A co jak pojawi się sytuacja, gdzie będziemy musieli komunikować się językiem bitewnym. Też będziesz wydawał rozkazy w bojowym licząc na to, że odbiorca sygnału to zrozumie? Wielu Khazadów wyznaje zasadę - nie pytany nie mówię - pytając teraz unikam w przyszłości wypowiedzi typu - przecież ja się na tym znam, dlaczego mi tego nie zleciłeś. Może jest to dla ciebie durne, dla mnie durne jest to co zrobiliśmy i żałuję, że nie zrobiłem tego przed wymarszem. Jak również spisu ile jedzenia, wody, oliwy każdy posiada. Pytam tylko o twoje umiejętności, jakie znasz rzemiosło, na jaki temat wiedzę posiadasz. To, że jesteś wprawnym wojem to wiem, ale nie mam pojęcia czy mógłbym na ciebie liczyć na innych płaszczyznach. Dirk zamilkł i czekał na odpowiedź Detlefa, wciąż patrzył mu prosto w oczy.

- Thorin dobrze wie, kto może mu pomóc z rannymi. - Odparł. - Jeśli staniemy przed zamkniętymi drzwiami, to możesz być pewien, że zapytam o to, czy ktoś to potrafi otworzyć. Jeśli takiej osoby nie będzie albo się nie przyzna, to po prostu rozpieprzymy zamek albo i całe drzwi. A to, czy możesz na mnie liczyć… - zamilkł na chwilę przypatrując się Dirkowi. - To zależy, czy sobie na to zasłużysz. Jak dotąd twoje wynalazki spowodowały więcej strat, niż kilkadziesiąt szczurów. Dlatego zanim zaczniesz coś poprawiać lepiej zacznij od siebie. Następna taka inicjatywa z ogniem może być twoją ostatnią… - Zakończył, pozostawiając w powietrzu dwuznaczność ostatniego stwierdzenia. - Teraz lepiej wróćcie do odpoczynku, bowiem czas na wymarsz nadchodzi wielkimi krokami. A jeśli nuda wam zbytnio dolega, to jestem pewien, że znajdę na nią sposób… Możecie na mnie liczyć… - Dodał zjadliwie.

- Ja w tym uczestniczę by przy okazji dowiedzieć się coś więcej o towarzyszach. Wszak spisuję kronikę a jej esencją są nie tylko wydarzenia ale i ich bohaterowie. Im więcej wiem o każdym tym łatwiej mi jest go opisać, tym łatwiej dowiedzieć się więcej na tematy o których nie miałem pojęcia. Na ten przykład dopiero się dowiedziałem że Thorgun potrafi mówić w Norskim… Skąd, jak? Za tą informacją kryje się na pewno kawałek historii , którą rad bym poznać. To czy mi o niej opowie czy nie - to już jego sprawa, ale gdybym nie usłyszał, że włada tym językiem z pewnością bym nie mógł go zapytać o to coś więcej. - Thorin pociągnął jeszcze z fajki rozkoszując się dymkiem którego znów miał niebawem nie czuć przez dłuższy czas. Po chwili jednak dodał: - Poza tym może i wiem kto potrafi pomóc mi z rannymi, ważniejszą kwestią jest jednak czy ty to wiesz. W ogniu walki to twoja decyzja kogo mi przydzielić do pomocy, kto może ruszyć , kto się na tym zna a kto jest ważniejszy do bronienia przyczułku czy planowanej szarży. O ile nie chcesz rzecz jasna bym wpierdalał się w dowodzenie i wołał za tymi, którzy się znają na leczeniu a których możesz mieć chęć wykorzystać inaczej. Tak więc czy potrafisz wskazać kto z oddziału zna się na leczeniu a kto nie? Czy będziesz pytał w trakcie starcia gdy ci o których wiesz będą niedyspozycyjni? Dirk ma racje próbując ustalić nasze możliwości teraz, w ogniu walki zwyczajnie nie ma na to czasu. - zakończył Thorin. Nie zamierzał wdawać się w dłuższą dyskusję… - A co do wymarszu jesteśmy spakowani i gotowi, inaczej nie byłoby tej rozmowy.

Dirk wraz z Thorinem podeszli do Dorrina ostrzącego broń - Dorrinie robimy spis umiejętności, wiedzy i rzemiosła w oddziale. Zechciałbyś wyliczyć na czym się znasz?

- Hmmm… - przyjrzał się Dirkowi - dużo tego nie będzie… staruszku. Znam się na rozłupywaniu - czy to czaszek, czy to skał. No i, z moja kaprawą mordą, mogę kogoś przestraszyć, jak chcesz żeby ktoś narobił w porty, to wołaj. Ale poza tym… walka, czy to bronią jednoręczną, czy dwuręczną, korbaczami, czy też małymi gówienkami ułatwiającymi blokowanie ciosów… naprzykład puklerzem. No i… zapasy… ćwiczyłem takie sztuki walki, ten tego... ale to pod walkę podpada. Mówiąc… krótko, potrafię lepiej spuścić wpierdol niż każdy tutaj. To tyle.
Wyszczerzył się. - Kiedy ruszamy? - zapytał - Dupa mnie już boli od tego siedzenia. Rozumiem, ranni, te sprawy… ale chciałbym już wyjść na świeże powietrze. Te podziemia… cuchną śmiercią… Pokręcił głową i wrócił do ostrzenia broni. - Pomóc Ci w czymś?

- Już pomogłeś, dziękuję. Powiedz mi jeszcze na jakim rzemiośle się znasz. Jak będziemy bezpieczni, potrzebny mi będzie kamieniarz. - Dirk przyglądał się uważnie olbrzymowi, coś w nim się zmieniło.

- Tak jak mówiłem, górnictwo. - Dorrin podrapał się po bandażu - Niestety, nic więcej… ale, ale, po co Ci kamieniarz? Nagrobki chcesz nam zawczasu zorganizować?

- Żartowniś z ciebie Dorrinie. - Uśmiechnął się Dirk wraz z Thorinem. - Kamieniarz potrzebny mi będzie do obróbki kamienia, aby w ostateczności wyrobić tyle leków by wszystkich postawić na nogi, a nadwyżkę sprzedać. Te maści, którymi cię leczyłem niedawno teraz by się cholernie przydały, a ich efektywność miałeś możliwość już doświadczyć na własnej skórze.

- Maści, i inne, tego ten, rozumiem - rzekł Dorrin - Ale co do maści ma kamień?

Dirk przyglądał się uważnie rozmówcy, a ten mógłby dostrzec błysk w zdrowym oku Dirka - Czasem błache i nie mające pozornie nic do siebie rzeczy we właściwych rękach potrafią być przyczyną zadziwiających efektów. Ziemia kryje wiele sekretów, które jako początkujący alchemik potrafię okiełznać. A w tym konkretnym przypadku kamieniarz potrzebny mi do wytworzenia narzędzi typu walce, osadniki, inicjatory niezbędne do alchemicznych przemian.. Miałem te narzędzia ale z powodu ogromnego ciężaru musiałem je zostawić.

Dorrin pokiwał jedynie głową. - Rozumiem. Nie zabieram więcej czasu, musisz jeszcze pogadać z resztą.

Dirk wraz z Thorinem podeszli do Grundiego czyszczącego pancerz - Grundi robimy spis umiejętności, wiedzy i rzemiosła w oddziale. Zechciałbyś wyliczyć na czym się znasz?

- Ano w ryj umiem dać… pokazać? Zapytał Grundi i wrócił na chwilę do swojej roboty. - Kowalstwem się zajmuje jak cała moja rodzina, no i opatrze kogo jak trzeba. Chyba tyle.

- A jak idzie ci wspinaczka?Potrafisz jakieś sztuczki wojenne? Co z językiem bojowym? -Dopytywał Dirk.

- Całkiem nieźle wspinam się po podłodze i ze schodami sobie radzę. Chyba żem najebany jak skurwysyn, to różnie być może. Powiedział wyszczerzony Grundi. - Czasem się uchylę, czasem przyjebią. Jak każdy. Ze sztuczek to topór umiem wjebać całkiem celnie między oczy. Niby nic, a działa. Drzeć ryja też umiem, ale zwykle nie dowodzę, więc raczej siedze cicho. Zakończył Fulgrimsson skupiając się na robocie.

- Co z językiem bojowym? - Nie poddawał się Dirk.

- A gówno. Czasem idzie wyrozumieć o co biega, ale w walce jak to w walce, zapierdol. Odburknął Grundi.

- Jak radzisz sobie z broń strzelecką? - Dirk kontynuował wywiad z opornym Grundim.

- W ryj przyjebać mogę. Czy ja Ci kurwa na strzelca wyglądam?

- Wyglądasz na wojownika Khazadzkiego, a moim celem jest się wywiedzieć jak najwięcej o twoich zdolnościach, abyśmy w bitwie i nie tylko stanowili jeden zgrany mechanizm. Także aby nie było kolejnych błędów i nieporozumień. - Dodał Dirk.

- No to wiedz że wolę, jeśli moja broń ręki nie opuszcza.

- Czy poza waleniem w ryj, leczeniem i kowalstwem znasz się na czymś jeszcze? - Zapytał Dirk.

- Na chlaniu jako tako. Ale to chyba wszystko. Prostym khazad i tyle.

- Dzięki za poświęcony czas Grundi. Czuwaj. - Dirk ruszył z Thorinem w kierunku kolejnego khazada.

Kolejnym którego odwiedzili Dirk wraz z Thorinem był medytujący Galeb. Thorin wstrzymał Dirka dając znać by pozwolić Galebowi zakończyć owe medytacje i dopiero wtedy z nim pomówić, choćby tuż przed wyruszeniem czy w pierwszych krokach dalszej podróży.

- Galebie robimy spis umiejętności, wiedzy i rzemiosła w oddziale. Zechciałbyś wyliczyć na czym się znasz?- Zapytał Dirk.

Spojrzenie jakie rzucił dwójce uczonych Galeb było mieszaniną zdziwienia i oburzenia.
- Metal i runy... to całe moje życie. Poświęciłem im całą swoją młodość... i widzę wyraźnie po waszych twarzach i dłoniach..., że lepszego w tej dziedzinie w drużynie ode mnie nie ma. - słowa te wypowiedział tonem typowym dla mędrca stwierdzającego fakt - Jednak pomimo tego jestem w stanie ocenić wartość... prawie każdego przedmiotu, jeżeli da mi się moment na jego zbadanie. No i wiadomo… przez brak nogi musiałem nauczyć się posługiwać lewą ręką... równie sprawnie co prawą, aby móc walczyć nawet o kuli.
Mówiąc to wszystko runiarz patrzył się głównie na Thorina jakby dając mu do zrozumienia czym jest życie runotwórcy.

Dirk się zadumał, patrzył się wprost w oczy Galeba. - A czy mógłbyś sprecyzować? Czyli: jakie rzemiosło poza kowalstwem jest ci znane? Czy potrafisz się wspinać lub pływać? Galebie proszę nie zmuszaj mnie do zgadywania. Przed chwilą dowiedziałem się, że Thorin potrafi ucierać maści, gdybym wiedział to wcześniej we dwóch narobilibyśmy znacznie więcej maści i innych lekarstw. Dlatego proszę powiedz mi na czym się znasz. Także ostatnio, tam na szczycie wyczułem od ciebie Moc. Czy posiadasz wiedzę na temat magii? Proszę o konkrety Mistrzu Run.

Nie dało się odczytać wyrazu twarzy Galeba z powodu bandaży, ale skurcze mięśni tuż pod oczami dawały znać o pewnego rodzaju irytacji. Nie odzywał się dłuższą chwilę, a kiedy można już by uznać że się obraził, przemówił sapiąc ze zrezygnowaniem.
- Jak do dziecka…. khem… Całe życie to całe życie - mogę wykuć wszystko, a i samą stal znam jak mało kto. Pływanie i wspinaczka? Haha… khmmm... nie. Nikt mnie tego nie uczył. A magia… - tu runiarz spojrzał podejrzliwie na Dirka, ale w końcu rozluźnił się. - Jestem kowalem run, nie człeczym magikiem.

Dirk bacznie przyglądał się runiarzowi i nieco czuł się rozczarowany. Myślał, że runiarze mają ogromną wiedzę, a tu nic. W związku z tym albo Galeb posiadał zakazaną wiedzę albo nie posiadał jej zbyt wiele poza wiedzą pospolitą.
- Dziękuję Galebie. Dla upewnienia się, muszę zapytać jeszcze o jedno i już daję ci spokój. Wspomniałeś, że znasz się na stali. Czy ta wiedza obejmuje metalurgię? Czyli, czy potrafisz mieszać różne metale tak by uzyskana mieszanka posiadała najlepsze cechy obydwu mieszanych składników? Jeśli tak to w przyszłości niedalekiej moglibyśmy wspólnie pracować nad nowymi mieszankami metali. Dziękuję za poświęcony nam czas, Mistrzu Run.

Słowa o metalurgii i mieszaniu metali trochę rozpogodziły Galeba.
-Thorinie… podaj mu mój młot.- rzekł runiarz i wskazał przypiętą do pasa broń - To jest odpowiedź na twoje pytanie... I w niedalekiej przyszłości... to nam będzie potrzebny lekki stop stali... o zwyczajowej wytrzymałości. Dużo podróżujemy... i wielka jest u nas potrzeba... na bycie pancernymi. Przy obecnym trybie życia… musimy… mieć mniej do... dźwigania.

Thorin wykonał prośbę Galeba. Cały czas przysłuchiwał się rozmowie zapamiętując każdy jej szczegół.

Dirk pokiwał głową na zgodę, wzrok skupiając na broni Galeba. - Piękna broń. A co do pancerzy, to potrzebna nam zorganizowana logistyka ponad wszystko, a nie tylko lekkie pancerze. Sanitariusze dla Thorina medyka, należy wiedzieć kto się zna na obróbce kamienia, bo w wolnej chwili będzie mi taki specjalista potrzebny. Kto potrafi obrabiać metal, kto drewno i skórę. Potrzebne mi laboratorium, do zrobienia którego potrzeba mi kilku par rąk aby to zrobić szybko. Mam pomysł jak zregenerować poparzenia, tak by ponownie bujnie zarosły pojawiły się na waszych twarzach. No i następnym razem muszę uważniej dobierać miotacza bomb klanu Lisa.

Na te wszystkie słowa i stwierdzenia Galeb tylko pokiwał głową.
- A teraz weź najostrzejszy topór... narzędzie… nóż… i spróbuj zarysować… obuch. - polecił runiarz.

Thorin wyciągnał zza pazuchy sztylet którego ostrze było niczym brzytwa. Pochwa z której go wyciągnął zwracała jednak większa uwagę od samego oręża była pochwa zrobiona z czernionej skóry, bogato zdobiona srebrem i małymi kamieniami półszlachetnymi. Niejako musiała skrywać nie zgorszą broń, choć sam sztylet, podobnie jak młot Galeba pozbawiony był ozdób sugerujących wyśmienite ostrze jakim w rzeczywistości był. Lekki niczym piórko z łatwością przecinał wiele rzeczy, na pewno łatwiej niż typowy jego odpowiednik. Thorin przejechał ostrzem po obuchu , wiedząc iż po tym będzie musiał zapewne ponownie naostrzyć broń. Nie grymasił jednak , ścieżka kowala run wymagała większych poświęceń niż to. Galeb był na to żywym dowodem.

Oczy Galeba uważnie śledziły czynności wykonywane przez medyka. Trudno było stwierdzić czy runiarz był pewny swojego rzemiosła, czy traktował to jako test swojego wyrobu. Jednak kiedy ostrze nie zagłębiło się nawet odrobinę, a i rysa na powierzchni obucha nie powstała, Galeb przeniósł wzrok to na twarz Dirka to na twarz Thorina.
- Więcej chyba... o mej wiedzy i umiejętności... nie muszę wam mówić. - powiedział.

Thorin pokiwał z szacunkiem głową. Upewniając się po raz kolejny, że obrał właściwa ścieżkę i wybrał właściwego nauczyciela.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 12-12-2014, 13:20   #552
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganit, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, poziom maszyn spalania gazu, południe


Po dłużej chwili Thorin przypomniał sobie o czymś, poczekał jednak, aż Dirk zajmie się innymi sprawami, by móc pogadać z Galebem na osobności. - Przypomniałem sobie, że Dorrin posiada pewien przedmiot, wisiorek, amulet, najprawodopodobniej posiadający jakąś moc. Być może dobrze by było gdybyś rzucił na to okiem , kto wie, może ten wisior jest nam w stanie jakkolwiek pomóc… Kapłani oferowali za niego pięćdziesiąt sztuk złota więc z pewnością nie jest to zwykły wisiorek. Zresztą on sam prosił by go zbadać a wówczas jeszcze nie było cie z nami.

Skinieniem głowy runotwórca zgodził się, że jeżeli coś takiego mają to trzeba to zbadać.
- Zobaczymy, spróbujemy. Pokażcie mi go. - rzekł spokojnie Galeb.

Thorin poszedł do Dorrina by przypomnieć mu o sprawię która sam mu zlecił kilka dni wcześniej i by wypożyczyć wisior na badania.

- Hmmm… - Dorrin zerknął na Thorina, który nie odszedł za Dirkiem, a pozostał na miejscu - Potrzebujesz czegoś?

- Pamiętasz, że prosiłeś mnie bym zbadał wisior i spróbował dowiedzieć się o nim czegoś więcej o nim? Właśnie sobie o nim przypomniałem a tak się składa, że nadarza się ku temu okazja. Nasz runmistrz Galeb mógłby powiedzieć o tym wisiorze coś więcej i ja nie masz nic przeciwko to dałbym mu go do przebadania. Kto wie jaka moc drzemie w tym przedmiocie, być może przydałaby nam się już wielokrotnie gdybyśmy byli jej świadomi i wiedzieli jak jej użyć. Nie dowiemy się jeśli nie sprawdzimy. - stwierdził Thorin.

Dorrin kiwnął głową.
- Dobrze więc… - rozpiął kaftan, pogmerał chwilę z tyłu szyi - Masz, badaj ile chcesz. Ale masz go oddać. I jeszcze jedno… jak go popsujesz, urwę ci coś i do rzyci wsadzę, więc uważaj z tym… ja naprawdę potrafię wpierdolić...

Thorin ostrożnie przyjął wisior, pokiwał głowa Dorrinowi i ruszył do Galeba, będąc pewnym że ten go raczej nie uszkodzi fizycznie...a gdyby nawet popsuł jego “moc” z pewnością nikt inny i tak nie byłby tego w stanie stwierdzić…

Na twarzy Galeba pojawiło się zaciekawienie po czym skupił wzrok na przedstawionym amulecie mrużąc lekko oczy.

- Dajcie mi trochę czasu. Takie rzeczy swoje trwają. - rzekł

Thorin w milczeniu skinął głowa pozostawiając run mistrza jego pracy.

Zgodnie z wieściami Grundiego i planami jakie wiązał z nimi Detlef, Thorin zaczął szykować się do pływania. Drzwi zasadniczo ułatwiały unoszenie się na powierzchni, czy jednak były na tyle wyporne by utrzymać ciężar Thorina ? Zapewne nie , więc szybko pogodził się z myślą że prawdopodobnym napędem będą jego własne nogi gdy będzie leżał na drzwiach... choć kto wie. nigdy do tej pory nie pływał na czymś takim, w ogóle dawno już nie pływał, ale na szczęście była to umiejętność której się raczej nie zapominało.

Zdjął buty i resztę zbędnego ekwipunku, pozostawiając przy sobie właściwie tylko spodnie, koszulę i tubę z wciśniętą weń pochodnią garścią zapałek i hubką i krzesiwem. Przez ramie przewiesił także pusty bukłak po spirytusie, którego zawartość rozlał do opróżnionych z leków buteleczek. Thorin umiał pływać co nie znaczyło, że czuł się komfortowo w wodzie. Był to żywioł który darzył pełną szacunku bojaźnią... czy może raczej ostrożnością.

- Bardzo was proszę uważajcie na tą torbę i na ten plecak. - Wskazał zarówno na medyczną torbę jak i swój uszczelniony plecak. Jeżeli to utonie to zasadniczo będzie ciężko pomóc komukolwiek. Niech osoba która będzie ładowała rzeczy na tratwę dopilnuje aby nie szły one z dodatkowym obciążeniem. Kronika to nie notatnik, to świętość sama w sobie, wyrażająca szacunek do przodków i tradycji, nie pozwólcie by uległa zamoczeniu i zniszczeniu. - Stwierdził na koniec licząc, że kompani zadbają należycie o najcenniejsze dla Thorina dobra.

Póki co , nie wiedział nawet czy w ogóle będzie jakieś miejsce czy brzeg na znalezionym przez Grundiego jeziorze. Pozostawało mieć tylko taką nadzieje, gdyż zgodnie z dyspozycją Detlefa nikt specjalnie nie czekał na rekonesans Thorina.

Thorin przed zejściem w dół pozostawił też przy Roranie jego hełm. - Niestety, za ciężkie to dla mnie. Zrobisz z tym co uznasz. - Dodał na koniec wiedząc że Roran ma tylko dwie możliwości, pozostawić ów hełm lub obdarować nim kogoś.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 12-12-2014 o 13:32.
Eliasz jest offline  
Stary 12-12-2014, 19:45   #553
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Bandaże były grube niczym rękawice i bez problemu odgradzały przypalone ciało od amuletu. Galeb obejrzał dokładnie własność Dorrina z zamiarem poznania sekretów związanych z tym znaleziskiem.

Nie spieszyło mu się specjalnie. Przygotowanie ładunków swoje trwało, cała akcja opuszczania tego wszystkiego też. Dlatego skupił się całkowicie na badaniu tajemniczego przedmiotu.

- Magrimie, Strażniku Tajemnic... cóż też ten Dorrin odnalazł? - wymamrotał.

Z wielką dokładnością Kowal Run przyjrzał się jednej stronie wisiora, po czym przerzucił go z jednej zabandażowanej dłoni na drugą, tak aby móc obejrzeć jego drugą stronę. Jak mawiał Mistrz, czasem wcale nie potrzeba badać mocy przedmiotu, a wystarczy zrozumieć jego symbolikę. Pomimo tego Galeb postanowił też nie tylko obejrzeć dokładnie amulet ale i spróbować wyczuć, czy drzemie w nim jakiś potencjał.

Ostrożnie zakrył amulet dłonią i zamknął oczy starając się skupić na przedmiocie umieszczonym pomiędzy jego spalonymi dłońmi. Już poprzednio wyczuł, że energia krążąca w jego ciele nie jest ograniczona przez te dotkliwe rany... jednak czy zdoła znów wykorzystać swoją "Iskrę"?

Czuł na okaleczonej i rozdrażnionej skórze odgrodzonej materiałem malutki ciężar przedmiotu. Czuł jak bandaże ocierają się o niego, kiedy wykonywał choćby minimalny ruch rękoma.

"Oby przygotowania do zejścia tam na dół potrwały dość długo" pomyślał po czym zaczął mamrotać słowa w runkaraki nakazując esencji przedmiotu ujawnienie się. Powoli zbędne myśli i troski zaczęły odpływać, a słowa tajemnego języka zajmować ich miejsce.
 
Stalowy jest teraz online  
Stary 12-12-2014, 19:58   #554
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan ocknął się zdzwiony, rozglądając się z zaniepokojeniem, chwilę mu zeszło by wyszedł ze stanu pół snu i rozjaśniło mu się we łbie .Dotarło do niego iż nikt go nie obudził na jego warte. Sprawa jednak szybko się wyjaśniła.

„ Kurwa ! Ma szczęście że Detlef jest pobłażliwy i łaskawy…”

Sam znał dowódców, którzy za zaśnięcie na warcie stosowali kary rzędu zachłostania prawie na śmierć. Nie wspominając jakim wstydem i hańbą okrywał się delikwent. Chyba gorsza już tylko mogła być zdrada lub dezercja. Kyan popierał tego typu praktyki, przez Thorina cały oddział mógł już zdychać z poderżniętymi gardłami. Naraził wszystkich na śmierć lub niewolę.

Słysząc skruszone słowa winowajcy ognistobrody krasnolud miał nieodparte wrażenie iż nie zdawał sobie z tego do końca sprawy. Cieszyć się może że nie wychował się w Kadrinowych murach.

Jednak po części rozumiał decyzje Detlefa, byli w strasznie chujowej sytuacji ale winą za to mogli obarczać tylko samych siebie. Byli tylko zlepkiem przypadkowych osób, które splótł los, wyłączając parę jednostek cześć z nich mogła nie mieć nic do czynienia z wojaczką i żołnierką.

Gdy Thorin przypełzał w jego pobliże początkowo krasnolud zmiażdżył jego osobę ciężkim wzrokiem, jednak wargi nie wymówiły ni słowa. Nie jego to była rola, przyznał się przed samym sobą iż lubił tego krasnoluda jednak fakt pozostawał dalej faktem. Dał dupy niczym dziwka portowa nocą w jakimś zarzyganym zaułku pełnym gówna i szczurów.

Został przebadany i postawiono diagnozę, gdy otrzymał miksturę. Kiwnął tylko głową, odkorkował i wypił. Przetarł mordę, zbywając resztę rewelacji machnięciem ręką i lekkim mruknięciem. Począł się ubierać w łachmany, a uzbrojenie i orez schowal do plecaka.

W tym czasie drużyna coś majstrowała przy kratach, gdy ujrzał Detlefa skaczącego po linach, uniósł tylko brew w geście zdziwienia

„ Cyrkowiec czy ki chuj?”

Dziś go zdecydowanie mocniej bolała szczęka, za dużo nią kłapał ostatnimi czasy, boki także przy energicznych ruchach paliły żywym ogniem. Czuł się tragicznie fizycznie co wcale nie poprawiało mu nastroju. Chodził z wkurwioną miną jakby przed chwilą dowiedział się że zostanie pogrzebany żywcem na wieczność z elfem w jednej trumnie, a to dla krasnoluda zaiste byłby przedsionek piekła.
Na domiar złego Dirk z Thorinem zaczęli każdego wypytywać o ich umiejętności.

„ Znaleźli se czas…nawet biednemu Roranowi nie odpuścili, chłop ledwie dycha, a ci mu stanęli nad łbem i obolała dupę trują”

Nadszedł w końcu i jego czas…
Nie zamierzał teraz wdawać się w opowieści gdy szczęka go rwała na tyle mocno iż nie mógł nawet zebrać dobrze myśli. Wskazał jedynie na szczękę i pokręcił przecząco głową. Nie zamierzał się odzywać wcale, chyba że byłoby to niezbędne. Pofolgował sobie ostatnio, a teraz zbiera tego plony…
A ta sprawa nie miała statusu niezbędnej, gardłowej o znaczeniu życia czy śmierci. Mogło to poczekać…

Wysłuchał planu Detlefa i zabrał się do jego realizacji zgodnie z jego zaleceniami.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 13-12-2014 o 20:07.
PanDwarf jest offline  
Stary 13-12-2014, 00:20   #555
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganit, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, poziom maszyn spalania gazu, przeprawa


Dirk po rozmowie z drużyną wrócił do swoich rzeczy, należało spakować się przed kolejnym etapem przeprawy. Rozmowa z pozostałymi może i była nie na miejscu, a nawet nieco dziwna. Dirk nie dbał o to, jakakolwiek aktywność odciągała jego myśli od beznadziejnej sytuacji w jakiej się znaleźli. Poza tym informacje, które uzyskał rzuciły nieco światła na pewne schematy zachowań. Ta grupa nie była żadnym oddziałem, tak jak myślał początkowo, a była to przypadkowa zbieranina łazików, awanturników i bogowie przodkowe jeszcze wiedzieli czego. Tak na prawdę to on sam i może Detlef mieli coś wspólnego z regularnymi oddziałami. Choć sam Dirk nie został najemnikiem z własnej woli, został wcielony pod przymusem.
Należało się przygotować do dalszej przeprawy, przepatrywacz z dołu krzyczał coś o jeziorze, Detlef przekazał informacje o czekających ich przeszkodach. Podziemne jezioro, zapowiadało się ciekawie, tym bardziej, że tylko on i Thorin potrafili pływać. Należało sie przygotować do kąpieli. Całe szczęście przed pójściem spać pozbył się pancerza z pomocą Thorina, teraz jedynie musiał stroczyć zbroję skórzaną i kaftan kolczy, a następnie umieścić w plecaku. Ze sprawnymi dłońmi taka czynność zajęła by chwilę. Dłonie Dirka były bezużyteczne, samo zrolowanie zbroi zajęło mu zbyt wiele czasu. Musiał nauczyć się używać dłoni tak jak byłby przedramionami. I jeśli zrolowanie zbroi było wyzwaniem to użycie troków stało się niemal heroicznym czynem. W końcu po wyczerpującej pracy Dirk spakował hełm, zbroję, koc do plecaka, a także wszystkie wełniane element ubrań. Torbę z lekami postanowił transportować poza plecakiem, była zbyt cenna, a plecak po namoknięciu mógł okazać się kotwicą. Większość ubrań także trafiła do plecaka zawinięta w skórzany płaszcz. Musiał na sobie mieć jak najmniej, dobrze wiedział, że namokłe ubrania staną się balastem i będą ciągnęły go do dna. Zdejmując wełniane skarpety, poprawiając sznurowania butów tak by przylegały do stopy możliwie najciaśniej ogłosił:
– zdejmijcie pancerze oraz wszystkie ubrania, które łatwo nasiąkną wodą. Bo gdy tak się stanie zaczną was ciągnąć na dno. Jeśli macie bukłak to wylejcie z niego wodę i nadmuchajcie go, a następnie przywiążcie do siebie. Buty albo zdejmijcie albo ciasno sznurujcie, no i pozbądźcie się skarpet, jak nasiąkną wodą będą ciągnęły was na dno.
Dirk pływał już w butach i dobrze wiedział, że gdy nabiorą wody staną się niczym kotwice, dlatego musiały ciasno przylegać do ciała, wełniane skarpety musiały trafić do plecaka choć najlepiej byłoby zdjąć but. Jednak dno mogłoby być ostre, a poranienie stop w tej sytuacji było by strasznym błędem. Urgrimson pozostał w skórzanych spodniach, butach i koszuli, miał nadzieje, że skóra nie prędko nasiąknie wodą. Pozostała kwestia ważności oraz priorytetów. Miecz przewiesił przez plecy, nóż pozostał przy pasie tak samo jak niewielkie skórzane ładownice i manierka, której zawartość wypił. I choć niewielka to napełniona powietrzem zwiększała wyporność khazada. Czekan także przypiął do pasa mógł być jeszcze przydatny. Jak się okazało żelazna tarcza stała się problemem. Drewniana przy przeprawie wodnej miała atuty, żelazna była kłopotem. Nie było wyjścia musiał przymocować ją do plecaka. Jedynie torba w której trzymał leki, a która była w plecaku teraz musiała być osobno. Najcenniejsze przedmioty takie jak krzesiwo, sakwa ze złotem, oraz resztki prowiantu trafiły do torby z lekami. Bukłak trzymał osobno poza plecakiem, wylał całą wodę, nadmuchał i zatkał korek następnie kawałkiem liny przytroczył do torby z lekami. Musieli uciekać jak wilki, a to znaczyło porzucić bez wahania wszystko co zbędne. Walczyli o przetrwanie, a w walce tej nie było miejsca na sentymenty. Jeśli plecak zacznie ciągnąć do dna to zwyczajnie go odetnie. Dlatego musiał wszystkie cenne rzeczy umieścić w skórzanej torbie, w której miał cenne leki.
Gdy skończył przepakowanie nie musiał długo czekać jak został obwiązany liną, po instruowany jak ma się opuszczać. By po nie długim czasie znaleźć się niżej i niżej.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 15-12-2014, 05:56   #556
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, przeprawa do jaskini na dnie, wieczór


Zupełnie jak mało kiedy, tym razem wszystko szło całkiem sprawnie, zgodnie z planem przeprawy i projektem budowy Detlefa wykonano prowizoryczną ławkę do której przyczepiono liny i stosując metodę przeplatania zaczepiono ją do kraty. Prawdą było że aby spuścić drewnianą ławę na dół, na ostatnią kratę potrzeba było powiększyć wcześniej otwory w sitach a sprawa to łatwa nie była. Pracując w zupełnych ciemnościach, głęboko pod ziemią i do tego bez przerwy stojąc pod wodospadem lodowatej wody która podążała kominem sitowym wprost do jeziora, to pewnie mogło kosztować kogoś życie, a już z całą pewnością zdrowie. Po kilku godzinach ciężkich prac, nieustannego opuszczania się na linach i ponownego wracania na górę, można było wreszcie nacieszyć oczy obrazem znikającego w ciemnościach Thorina. Detlef ponownie ruszył po linach i sitach na samą górę by pomagać rannym zejść na dół, a przy okazji zabezpieczyć tyły i zgarnąć olinowanie. To było piekielnie ciężkie zadanie, szczególnie biorąc pod uwagę że na dole komina został Grundi, Khaidar i Thorin którzy jako jedyni poza Detlefem nadawali się do ciężkiej pracy ze względu na znikome rany jakie odnieśli w ostatnich potyczkach. Gdy na górze szykowano się do trudnego zejścia, podobnie miały się sprawy i na dole komina z tym że Thorin rozebrany niemalże do rosołu, był opuszczany bardzo powoli przez towarzyszy. W strugach zimnej wody i z każdą stopą niżej Alrikson czuł jak zaczyna drżeć z zimna, chłód panował w jaskini niemiłosierny do tego ława zrobiła się śliska i mało brakowało a śmiałek spadłby i trafił w toń o niepewnym dnie. Tak to już bywa że gdy kto jest wysoko i mierzy wzrokiem w wodę to o głębinie jeno marzy a im bliżej ów toni się znajduje tym bardziej chciałby by woda była płytsza i by piaszczyste dno najlepiej o dziesięć cali pod lustrem wody się kryło. W tym wypadku było pewnie nie inaczej choć to marzenia ściętej głowy jak zwykło się mawiać. Gdy Thorin zjeżdżał w dół myśląc o tym co przyniosą nadchodzące chwile, Grundi i Khaidar pracowali w pocie czoła przy linach, oczywiście ów soków pracy znać nie było można bo woda chłodziła im czoła skutecznie. Khaidar całkiem skutecznie pracowała jako że nie wymęczyła jej praca przy sitach, co innego Grundi którego mocowanie się ze stalą w ciągu ostatnich kilku godzin doprowadziło do wyczerpania, do tego ten chłód… tylko wyglądać można było kiedy w płucach Fulgrimssona zacznie rzęzić jak u czterystuletniego staruszka. Szkoda by było teraz popaść w chorobę, szczególnie że nauki czytania i pisania przynosiły u Grundiego pierwsze pozytywne rezultaty, poznanie alfabetu mogło być pomocne przy literowaniu na przykład słów takich jak ~ zapalenie płuc.

***

Stopy Thorina w końcu zamoczone zostały w lodowatej wodzie, a w chwilę później ława osiadła na wodzie i zaczęła tonąć. Thorin zanurzył się w czarnym jak atrament odmęcie i doznał niemałego szoku związanego z temperaturą wody, dopiero po chwili był w stanie się ruszyć, wiedział że taki chłód może zabić i to dość szybko, szczególnie głodnych, rannych i zmęczonych towarzyszy. Gdy khazad ześlizgnął się z ławy wtedy dopiero drewno wystrzeliło spod niego i wypłynęło na powierzchnię. Na górze Grundi i Khaidar poczuli ulgę i zgodnie z planem kobieta ruszyła po linach, przez dziury w sitach na górę by pomóc innym w zejściu. Grundi zaś mókł i czekał jednak przestało mu się po chwili nudzić, pierwej dostrzegł że kotwy sita się obluzowały trochę i podłoga pod jego stopami się rusza… po chwili zaś po raz pierwszy kaszlnął, później drugi raz, przetarł czoło i poczuł jak bolą go oczy i głowa, było źle… wychłodzony krasnolud zaczął wciągać na powrót linę i ławę. Na dole zaś Thorin bez jakiegoś większego planu ruszył przed siebie, wcześniej Detlef radził kierować się w lewo ale już po chwili Thorin nie wiedział gdzie prawo a gdzie lewo, nie wiedział nawet jak wrócić do ławy, zaś spadające z wysoka pokłady wody nie tylko boleśnie potrafiły chłostać głowę i plecy ale i skutecznie zagłuszały wszelką komunikację. Alrikson zatem płynął przed siebie, pewnie próbował płynąć prosto ale sam nawet nie wiedział jak mu to wychodziło, czas mijał a jego organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa. Broda przykleiła się do pleców, resztki włosów wpadały do oczu, Thorin tracił nad sobą kontrolę, strach ogarniał jego umysł. Pod stopami nie było dna, właściwie nic nie widział, po prawdzie to przed nim mógłby siedzieć stwór z koszmarów lub o krok czy dwa mógł być brzeg najeżony ostrzami na który Thorin by wpłynął bez wiedzy. Krasnolud szczękał już zębami a jego ciało poddawało się wszechogarniającemu chłodowi gdy wreszcie trafił na grunt pod nogami, ten był jednak jakiś dziwny… jakby luźny. Thorin po chwili wyszedł z wody na czworaka i wspiął się po zsuwających się kamieniach. Cała wspinaczka mogła przypominać próbę wejścia na stromy brzeg rzeki po mokrej hałdzie otoczaków, z tym że tu miast otoczaków były ostre jak noże kawałki skał. W końcu Alrikson dostał się na szczyt gruntu i od razu wyczuł że całość jest bardzo niestabilna a i że po drugiej stronie cały konstrukt opada, z pewnością ponownie do wody. Zadawać się mogło że krasnolud wszedł faktycznie na jakąś hałdę i mógł podążać nią w prawo lub w lewo… wybrał prawo i stawiając kroki na niepewnym gruncie, wciąż zsuwając się do wody, po kilku minutach poczuł jak hałda się kończy lecz niestety nie było tam skalnego podłoża a ponownie woda. Los jednak chciał ze Thorin zsunął się z hałdy znów do lodowatej wody, tym razem jednak było inaczej gdyż miast trafić na bezkresną toń i chcąc zawrócić, khazad dotknął czegoś stabilnego, jakby kawałka skały. Wspiął się nań i definitywnie wyszedł z wody, trząsł się jak osika. Ruszył przed siebie i pokonał śliski od wody głaz, za nim jednak był następny, a później kolejny i tak Thorin wędrował przed siebie znów dobrą chwilę gdy po chwili poczuł jak głazy są suche. Wtedy też ciężka jak diabli droga skończyła się a zwiadowca trafił na stały grunt. Wreszcie można było usiąść odsapnąć i pozwolić by siła woli uchwyciła się rzeczywistości i odegnała potwory wyobraźni, a nic lepiej tego nie robiło niż światło. Krzemień uderzył o krzesiwo raz i drugi, w końcu iskry rozpaliły suchą hubkę którą tak jak pochodnię Thorin wydobył z tuby którą to dzierżył na plecach. Ogień zatańczył na pochodni i z każdą chwilą rozpalał się bardziej, a im dłużej to trwało tym więcej ukazywało się oczom Thorina i Grundiego, obaj wojownicy mieli tylko inne punkty widzenia na całą okolice, niemniej jednak widzieli to samo.

***

Jaskinia była gigantyczna, od razu widać było że to nie jakaś zwykła grota, ów miejsce przypominało bardziej salę przemysłową. Thorin stał i się trząsł, pochodnia także drżała jednak pierwszym co khazad zdołał zauważyć była wielka sterta trupów, nie było jednak smrodu co oznaczało że ciała leżeć musiały tu już od wielu tygodni. Medyk przyjrzał się i faktycznie, stos nie był właściwie zrobiony z ciał ale raczej z nadpalonych szkieletów które wciąż były miejscami odziane w nie do końca strawione ogniem skóry. Sterta wyglądała paskudnie tym bardziej że roiło się na niej od popiskujących szczurów które ogryzały gnaty skavenów. Tak, skavenów, bo to do nich waśnie należały owe truchła i musiało być ich tam najmniej setkę. Brak było na szczuroludziach pancerzy czy broni u ich boków ale kilka sztuk połamanych sztyletów czy mieczy prowadziło tropem do ogromnego jeziora. Thorin spojrzał w prawo i dostrzegł wyjście które było zawalone głazami, w głębi sali było kolejne i także zasypane ale to musiało być ogromne i wykute przez kamieniarzy na co wskazywały filary po bokach od przejścia, do tego spod zawału wystawały żelazne tory które kończyły się kilka metrów dalej. Daleko w głębi sali ział kolejny portal, ten jednak był w pełni naturalny i wyglądał bardziej jak pęknięcie w skale, u jego boku była poręcz zatem ktoś musiał nim podróżować a co za tym idzie musiało to przejście prowadzić gdzieś gdzie warto było taką stalową pomoc dla dłoni podróżującego zastosować. Co warte było również uwagi to iż ów szczelina była bardzo wąska, od razu widać było że ława na której niesiono Rorana się tam nie zmieści. Alrikson dostrzegł także sterty drewna, połamane beczki i skrzynie, obok było miejsce gdzie stało ogromne palenisko kaflowe, teraz roztrzaskane w drobny mak i raczej nie warte uwagi. Skalna płyta po której chodził Thorin była cała umazana krwią, starą i zaschniętą już od dawna. W końcu krasnolud trafił na prosty lecz potężny, ciężki stół przy którym ustawiono siedem beczek, na jednej z nich leżał stary zardzewiały, prosty nóż. Obok stołu leżało kilka kamieni ułożonych w kwadrat, na nich była kratka na której stał blaszany czajnik. W głębi jaskini, po drugiej stronie jeziora widać było jakąś półkę skalną ale nie było sposobu by się tam dostać bez przeprawy przez lodowatą wodę i wspinaczki na najmniej piętnaście stóp. Dalej już zwiadowca trafił na stosy kamieni i piachu które połyskiwały dziwnie w świetle pochodni, obok ów kopców leżały solidne żelazne łopaty, wiele z nich było złamanych lub wygiętych ale z pewnością były też ze trzy czy cztery zachowane w doskonałym stanie. Tam również było mnóstwo krwi, na łopatach, kopcach oraz na połamanych wielkich sitach obok którym stało kilkanaście drewnianych cebrów. Sita leżały w kawałkach, osobno ramy, osobno stalowe sztywne sieci, widać jednak było że kiedyś stały w tych miejscach i że przez nie coś przesiewano, gdyż z drugiej strony od ich pozycji widać było malutkie kopczyki drobnego piachu. Dalej był bardzo długi kamienny stół który ktoś wyciąć musiał ze skały tu zalegającej wcześniej bo nogi ów stołu wyglądały na zespolone z posadzką przez naturę. Na stole zalegały kopczyki piasku i drobnego żwiru. Obok dostrzec szło trzy pary drewnianych w całości taczek, a w głębi pomieszczenia ziała w ścianie dziura… nie były to drzwi, raczej coś na kształt włazu z którego wyrwano drzwi ale tych ostatnich nie było widać. Dziura miała najwyżej trzy stopy wysokości na trzy stopy szerokości a w niej nie było widać niczego więcej poza nieprzeniknionym mrokiem. Na końcu sali było ów wąskie wyjście ale była i kładka prowadząca nad wodę, Thorin przyjrzał się temu i dostrzegł na jej końcu platformę która była podczepiona stalowymi szynami do skalnej ściany. Na platformie było długie ramie i kilkanaście kół zębatych oraz skomplikowana instalacja dźwigni i lewarów, byłą tam też masa stalowych lin… idąc tym tropem Thorin spojrzał na sklepienie i dostrzegł tam długą półkolistą szyną na której było zainstalowane ramię z wielką żelazną łyżką na jego końcu. Od razu widać było że mechanizm na platformie zawiaduje ramieniem a to może, poruszając się po okręgu wędrować nad wodą i mieć w swym zasięgu cały akwen wodny. Zdawało się że to wszystko, Thorin zadrżał z zimna ponownie i kichnął.

***

Do uszu Grundiego nie dochodził żaden dźwięk z dołu, woda wszystko zagłuszała skutecznie. Krasnolud kaszlnął ponownie i spoglądał z góry na Thorina i to co go otaczało tam na dole. Thorin przeszedł wzdłuż linii brzegowej i dzięki temu Flgrimsson pojął ogrom jaskini pod kominem sitowym, to wszystko wyglądało mu na jakąś linię przemysłową, choć dźwigu całego nie widział, tylko tyle ile się dało zerknąć poprzez wystawieni głowy przez dziurę w kracie. Co jednak warto było odnotować to że w wodzie poniżej były dziwnie zakrzywione pasy kamieni, jakby celowo usypane w kształty półksiężycy hałdy wszelkiej maści skał. Niestety nie dało się opuścić tak ławki by trafić nogą na suchy ląd czy nawet hałdę kamieni, ale miało to małe znaczenie bo i tak kto schodził poprzez sita w kominie ten był przemoczony do suchej nitki. Grundi wciągnął ławkę na górę i wtedy też dotarł do niego Huran, przeciskając się przez dziurę w sicie, ranny i zmęczony straszliwie. Odrzucił na bok plecak i broń i złapał za linę.


- O żesz ty na brodę mej ciotki. Kurwa, szanujący się krasnolud nie powinien pływać, a już z całą pewnością lata, a by robić to i to na czas jeden to już chyba całkiem się na łby z elfami żeśmy zamienili w pizdu jego mać. - Grundi naciągnął linę a Huran wgramolił się na ławkę i złapał kurczowo krat wisząc już nad wodą i dyndając nogami. - Trzymaj mnie! Dasz radę? Ja żesz.... - Ławką zabujało na boki a Grundiego zabolały dłonie, napiął mięśnie i opuszczał powoli starego wiarusa.

***

Kyan podróżował w dół komina pokonując jego kolejne sita, mokry i przemarznięty, głodny i zły… ale nie obolały! Mikstura którą podał mu medyk zaczynała chyba działać i Thravarsson był pewien że czuje się znacznie lepiej, najcięższe rany jakie odniósł w walkach jakby spuchły odrobinę ale tym samym w jakiś cudowny sposób przestały boleć co z pewnością wpłynąć musiało na mobilność wojownika z Karak Kadrin. Co innego Thorgun czy Dorrin których więcej części ciała bolało niż odwrotnie. Thorgun mając problemy z nogą nie musiał martwić się w tym miejscu dodatkowo, jednak Dorrin i jego chore ramię przy wspinaczce mogło okazać się sporym problemem, na szczęście mógł nadrabiać siłą. Dirk do przeprawy jaka go czekała przygotował się tak jak nikt inny w grupie, zadbał o każdy szczegół by być pewnym że ważne i cenne mikstury oraz dokumenty nie zostaną zniszczone przez wodę. Jednak co do zejścia linowego to był zdany na towarzyszy, wciąż pokryty na twarzy i dłoniach bandażami był niczym dziecko w rękach rodzica, na szczęście szybko wracał do zdrowia. Detlef pracował na górze za dwóch, musiał zadbać o bezpieczeństwo i węzły towarzyszy którzy byli opuszczani na dno komina sitowego, jednak liczba tych którzy potrzebowali pomocy mogła być przytłaczająca dla dowódcy, czterech z dwunastu było sprawnych i gotowych do walki… nic dodać nic ująć, wszystko było jasne. Co się zaś tyczyło Ergana to ten mógł cieszyć się z tego że Detlef odzyskał jego młot, dzień wcześniej Roran oddał mu jego kusze i tarczę zatem nie było wcale tak źle, a do tego jeszcze Ergan zaczynał czuć się fizycznie zdecydowanie lepiej, na tyle by móc już poruszać swą zranioną ręką. Ciekawym jedynie było jak się na nim odbije ów zejście kominem gdyż kolejna kąpiel w tej podziemnej rzece była czymś co odstraszało już samą myślą o tym a co dopiero ponownym wejściu pod ten lodowaty prysznic. Na przebieg całej akcji najmniejszy wpływ miał Roran, niesiony, karmiony, myty, a teraz jeszcze miał być opuszczany na dół… ból jaki czuł był okrutny, wciąż tracił i odzyskiwał przytomność i być może było to dla niego zbawienne, ściskając swoje odzyskane cudem pistolety, opatulony szczelnie płótnem bandażowym czekał na swą kolej. Wielu mówiło że bycie kimś w tak straszliwej niemocy jest gorsze niż śmierć i być może tak było ale raczej ze względu na ból, bo ten pozwalał tylko Roranowi krzyczeć lub płakać gdy ktoś go podnosił a jego ciało okryte zwęgloną skórą pękało pod bandażami i krwawiło straszliwie… tego już jednak Roran nie pamiętał bo obudzić się miał dopiero tego dnia późnym wieczorem. Wszystkiego działo się za dużo, za szybko… Galeb nie mógł się skoncentrować, jak ktoś nie napierdalał narzędziami w sita to się wspinał, jadł lub rozmawiał, pakował bagaże i krzykiem instruował innych, wydawane były rozkazy i te wykonywane, do tego nieustanny szum wody i wizja zbliżającego się z tunelu wroga, choć to ostatnie mogło być jedynie figlem wyobraźni. Galeb starał się wyczuć coś z medalionu przez swe grube opatrunki na dłoniach ale choć wiedział że przedmiot jest wypełniony mocą to zdołał ustalić tylko jedną rzecz, że esencja weń wlana pochodzi od ludzkich magów. Cóż, tylko żałować że Galvinson nie znał się lepiej na tego rodzaju magii, no ale, komu w drogę temu nożem w nogę co było dość ironiczne mając na uwadze że Galebowa noga była z drewna… czas było iść w dalszą drogę.
 
VIX jest offline  
Stary 15-12-2014, 17:26   #557
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergan był zadowolony z minionego wieczoru. Wreszcie coś mu się udało zrobić tak jak zaplanował. Wspólna praca z Grundim pozwoliła naprawić nogę kowala run co oznaczało, że teraz Galeb będzie znów poruszał się w miarę sprawnie. Rzemieślnik uśmiechnął się czego nie robił od bardzo dawna, a może tak mu się tylko wydawało i oddając naprawioną nogę Galebowi rzekł.

-Niech Ci dobrze służy jak najdłużej...

Po naprawie mechanizmu protezy Ergansson skupił się na znalezionych zapiskach i czytał aby wyciągnąć z nich jak najwięcej informacji. Towarzysze kolejno zasypiali a krasnolud czytał i czytał. Przynajmniej miał ku temu okazję przy świetle i w spokoju. W końcu sen pokonał Ergana i ten zasnął jak dziecko.
.....

Natychmiast po przebudzeniu Ergan podzielił się swoimi odkryciami z resztą drużyny. Opowiedział im o pracach w twierdzy Skaz sprzed czterech miesięcy, o tym, że można gasić tutaj tunel w razie eksplozji oraz o tym, że barta i klucz służą do zalania komina sitowego co można uczynić z jego najniższego poziomu. Rzeczy, których Ergan do końca nie wiedział czy też nie rozumiał, krasnolud oszczędził towarzyszom bo to i tak nic by im nie dało.
Rozpoczęła się krzątanina i Deltef zdobył przedmioty, które wcześniej ukradła krasnoludom rzeka. Były milicjant bardzo się ucieszył z tego, że zarówno tarcza, kusza jak i młot wróciły do niego całe i sprawne. Oznaczało to, że mógł pozbyć się skaveńskiej kuszy i miecza oraz młota znalezionego w jaskini z narzędziami do kopania.

-Jeśli któryś z was chciałby coś z tego to bierzcie. Mnie to już nie jest potrzebne. Dzięki wam odzyskałem swoje sprzęty.

Krasnolud wskazał na trzy rzeczy które odłożył na bok. Na wieść o schodzeniu w dół a potem jeszcze o jakimś pływaniu Ergansson nie był ani trochę zadowolony. Znowu woda, znowu zimno i znowu mokro. Cała ta droga odkąd tylko opuścili miasto była do wyrzygu. Nie miała nic wspólnego z chwalebnym, pięknym i wychwalanym przez krasnoludy mieszkaniem pod ziemią. Ergansson rozebrał się do gaci kiedy przyszła jego kolej przeprawy. Swoje rzeczy pozawijał i podzielił na tobołki. Już raz wszystko zmokło więc nie miało wielkiego znaczenia czy zmoknie raz jeszcze. To co woda mogła zniszczyć już zniszczyła, pozostawało jednak niebezpieczeństwo utraty czegoś w głębinach jeziora, które miało znajdować się pod kominem sitowym. Ergan jednak nie miał zamiaru na to pozwolić. Rzemieślnik nie umiał pływać więc jasnym było iż bez "łódki" czy innego sprzętu pływającego nie zbliży się do wody no chyba, że jakimś cudem udało by mu się przefrunąć nad wodą.
 
blackswordsman jest offline  
Stary 15-12-2014, 17:47   #558
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, przeprawa do jaskini na dnie, wieczór


Lodowaty prysznic nie był niczym przyjemnym, na dodatek zimna kąpiel wcale nie skończyła się z momentem zejścia w dół komina. Czepiając się kurczowo śliskiej liny, coraz bardziej zdrętwiałymi dłońmi, bardziej czuł niż widział jak zostaje opuszczany na śliskiej od wody ławie. Własciwie to zimno skutecznie wypędzało z głowy wszystkie dotychczasowe wyobrażenia zagrożeń czyhających nań z jeziora. Zimno, było samo w sobie zagrożeniem które go nieustannie atakowało.

Woda do której wpadł była nie mniej lodowata od strumienia który lał się na kronikarza. A ława pomimo napęczniałych od powietrza bukłaków nie zapewniała zupełnej osłony przed lodowatą wodą. Thorin pamiętał by przewiązac linę do brzegu, zgodnie z pomysłem Detlefa, ale gdzie był brzeg?
Niczego nie widział, po omacku błądził. Powoli odczuwał strach zupełnie nie wiedząc w jaką przestrzeń przyjdzie mu się za chwilę władować. Czy to właśnie przeżywał Galeb próbując po ciemku poruszać się w labiryntach? Nie , to było znacznie gorsze. Grunt pod nogami to już była jakiś pewnik, coś czego Thorin był pozbawiony. Była jednak różnica która działała na korzyść kronikarza. Galeb spędził wiele godzin, ba wiele dni błąkając się w ciemnościach, kronikarz był w nich ledwie chwile, co prawda rozciągającą się niepomiernie, jednak, obiektywnie dość krótko. Poza tym nie był sam, wiedział że na wyciągniecie ręki niemal, ma towarzyszy, gotowych mu pomóc. Wiedział że nie jest sam. To dodawało hartu ducha.

Niemal nie krzyknął z radości gdy pod stopami wyczuł podłoże. Śliskie i kanciaste, niebezpieczne, ale jednak podłoże. Nieprzenikniona i niezgłębiona toń napawała Thorina głęboką obawą. Grunt zawsze był jakimś pewnikiem , witanym w tej chwili z niebywałą radością. tym bardziej że pozwolił w końcu rozpalić światło i ogrzać się przy płomieniu.

Zgrabiałe z zimna palce i przenikający do cna chłód. Thorin przez dłuższa chwilę nie mógł się skupić na niczym poza rozgrzaniem własnego ciała zdrętwiałego z zimna. Rozcierał ręce , nogi , korpus, i starał się ogrzać w ogniu pochodni. To wszystko jednak było mało. W tym momencie żałował że nie zabrał ze sobą spirytusu, którym chętnie by się uraczył. Niestety musiał czekać aż przypłyną jego bagaże. Na ten czas mógł przynajmniej przywiązać linę, by ułatwić transport tratwy po jeziorze.

Gdy dał hasło do ciągnięcia ławy w stronę komina, sam mógł zająć się szybką organizacją małego ogniska. Składającego się zasadniczo z drewnianych szczątków różnej maści, zasadniczo z połamanych skrzyń i beczek. Nie wchodził głębiej w obóz, nie wiedział czy i w nim nie zastawiono pułapek, wziął garść drewna leżącą najbliżej i przy stanowisku z którego ciągnąć miał pozostałych towarzyszy, rzucił ową garść drewna kładąc nań pochodnie.
Nie było czasu na tworzenie ogniska z prawdziwego zdarzenia gdyż pozostali którzy moknęli pod strumieniami wody chcieli jak najszybciej przedostać się na twardy i suchy grunt. Thorin nie dziwił im się wcale.
Wiedział jednak że to dopiero początek przeprawy i że być może będzie musiał jeszcze kogoś wyciągać z wody. Kichanie źle wróżyło, a brak suchych ubrań pod ręką wcale nie ułatwiał sprawy. Te były w bagaży, a bagaż zapewne w jednej z późniejszych przepraw...

Wiedział też że nie jest jedynym któremu zimno da się we znaki, dlatego potrzeba ognia i rozgrzania się oraz wysuszenia mokrych ubrań - jakie niewątpliwie mieli inni była pierwszorzędna. Nie po to szli taki kawał drogi by w środku przeprawy zmogło ich jakieś choróbsko. Czajnik położony w oddali kusił i zachęcał do zagotowania w nim wody i przyrządzenia herbaty ziołowej. "Wszystko w swoim czasie" - myślał pocieszając się Thorin.

Kronikarz, nie po raz pierwszy się pomodlił, ale za to po raz pierwszy zrobił to bardzo poważnie i głęboko zwracając się do Valaya, prosząc o zachowanie w zdrowiu zarówno jego jak i jego towarzyszy. Po prawdzie sam nie wiedział czemu to zrobił i skąd u niego wzięła się głębia modlitwy którą po cichu wzniósł. Do tej pory być może przeszkadzał w modleniu się fakt iż polegał bardziej na własnych zdolnościach i umiejętnościach. Tym razem, w obliczu nadciągającej choroby zarówno własnej jak i towarzyszy czuł się zdany zupełnie na łaskę i niełaskę przodków. Po raz pierwszy tez w modlitwie nie było myślenia w rodzaju "a co mi szkodzi" , lecz zwyczajna prosta wiara iż Valaya pomoże tam gdzie on sam już wiele pomóc nie potrafi. Może wspomóc organizm, ale o zapewnieniu ochrony przed chorobą mógł zwyczajnie zapomnieć. Powierzył to właśnie Valaya ... i jakimś dziwnym przeczuciem miał wrażenie że niezależnie od efektu zacznie jej częściej powierzać i siebie i towarzyszy. Wszak nie efekt był wyznacznikiem, jak nauczył go Galeb, czasem było się zwyczajnie wystawionym na próbę.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 15-12-2014 o 18:04.
Eliasz jest offline  
Stary 15-12-2014, 21:05   #559
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
12 Vharukaz, czas Morganit, roku Drum - Daar 5568 KK
Komin sitowy, przeprawa do jaskini na dnie, wieczór


Jako jednym z pierwszych kalek ruszył Dirk. Nalegał na to. W końcu tylko on z Thorinem potrafili pływać i jak będzie trzeba wyławiać ‘kocięta’ to lepiej aby był już na dole. Zanim ruszył dostrzegł pojemnik z żywicą, który ktoś postawił obok miejsca gdzie spał. I najwyraźniej osoba która to zrobiła zostawiła żywicę, po którą Dirk się szybko zawrócił i spakował ją do plecaka. Na sitach zmienił także taktykę, torbę z lekami do troczył do plecaka i tarczy. Bukłak pełen powietrza przewiesił tak by mieć go na plecach.
Będąc na ostatnim odcinku Dirk szykował się mentalnie na zanurzenie w lodowatej wodzie. Na szczęście Thorin rozpalił już pochodnię i krzątał się po sporej płaszczyźnie. Całe pomieszczenie budziło zachwyt Dirka. Miejsce to musiało być sprawnie działającą faktorią. Także dzięki światłu pochodni Dirk mógł ocenić najkrótsza trasę do brzegu. Lina była cały czas luzowana, a Urgrimson nieubłagalnie suną w kierunku tafli wody. Po kilku głębszych oddechach zanóżył się w głębinie razem z prowizoryczną tratwą. Lodowata woda ścisnęła całe ciało, Dirk powstrzymał odruch wypuszczenia powietrza z zimna. Udało mu się to tylko dlatego, bo był na to przygotowany. Po chwili leżał na plecach na powieżchni wody. Na Dirka oddziaływały przeciwstawne siły, wypierany był przez wypełniony powietrzem bukłak, kawał deski oraz sposób oddychania przeponą, z drugiej strony był wciskany pod wodę przez ciężar swoich gratów. W zębach trzymał pas od plecaka, do którego wszystko inne było przytroczone, a na klacie bezpośrednio leżała tarcza. Urgrimson utrzymywał powietrze w przeponie, oddychał spokojnie mimo zimna. Jego ramiona i nogi już po pierwszym szoku zaczęły się ruszać nadając z każdym ruchem coraz to większej prędkości. Przez pierwsze kilka metrów ciężar dociskał Dirka, tak, że ten niemal cały był pod wodą, a ponad taflą wody wystawał jedynie plecak, a na nim torba z lekami. Ktoś nie potrafiący pływać mógłby wpaść w panikę i byłoby już po nim. Urgrimson nie tylko umiał pływać, on także to bardzo lubił i gdyby nie lodowata woda pewnie by się radował z możliwości popływania. Silne i rytmiczne ruchy ramion oraz intensywne młócenie wody nogami nadały Dirkowi sporo pędu. Już po chwili pozostawiał w wodzie wyraźny ślad trasy płynięcia w postaci białych baniek wody. W połowie trasy zaczął odczuwać doskwierające zimno, a ciężar bagaży z każdą kroplą wody, którą nasiąkał stawał się większy. Dirk do brzegu dopłynął bardzo zmęczony i zmarznięty. Swoje rzeczy bezpiecznie odłożył na brzeg, a następnie szybko ruszył w stronę płonącego ognia. Zdjął bawełniana koszulę przemoczoną i lepiącą się do ciała. Z plecaka wyjął wełniane ubrania zawinięte w skórzany płaszcz. Nie były w pełni suche, ale lepsze takie niż przemoczone. Nałożył na goły korpus wełniany sweter, który był najsuchszą częścią garderoby na głowę naciągnął nieco mokrą wełnianą czapkę. Ogniste płomienie ogrzały szybko wodę, która wsiąknęła w skórzane spodnie, które teraz zaczynały przyjemnie parzyć nogi Dirka. Po chwili przestał już na tyle szczękać zębami by móc przemówić do Thorina.

–Trzeba zagotować wody. Wychodzącym z wody dam lekarstwo. Jeśli zaczną się problemy to na zmianę będziemy musieli po nich pływać, bo inaczej potopią się jak kocięta. - Dirk mówiąc to odpinał miecz. Odebrał od Thorina kolejny bukłak, który przewiesił przez plecy, teraz miał dwa nadmuchane bukłaki krzyżowo na plecach.

– Ja płynę po najbliższego, wyciągnę go, razem z nim wypijemy gorącej wody z moim medykamentem. I ruszysz ty Thorinie po kolejnego jeśli będzie taka potrzeba. Zanim wrócisz porcja gorącej wody będzie czekała na ciebie i tego którego tu doholujesz. Wtedy ja ruszę ponownie po kolejnego i tak aż przeprawią się bezpiecznie wszyscy.

Dirk przywiązał sobie do pasa kawałek liny pokazując Thorinowi węzeł.
– Ten sam węzeł zastosuj na kolejnym delikwencie. Zawiąż go pod pachami i po prostu płyń. Aha, nie daj się chwycić żadnemu z nich, jak spanikują wciągną cię pod wodę i obaj utoniecie.

Dirk obserwując miejsce desantu, wypatrywał kolejnego khazada, który będzie wodował, a w ręku obracał solidny kawał tłoczonego drewna, najpewniej noga stołowa. – Jeśli topiący spanikuje lepiej aby miał guza na głowie niż był topielcem. - Wytłumaczył się Thorinowi.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 15-12-2014 o 21:20.
Manji jest offline  
Stary 19-12-2014, 11:12   #560
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Thorgun podszedł do Detlefa i rzucił posępnie:
-Detlefie warto by się rozejrzeć po okolicy. Przydziel mi jeszcze kogoś i chętnie pójdę - spojrzał na siebie i “dowódcę” -Aye, wiem że wyglądam jak siedem nieszczęść a i do maratonów elfickich się nie nadaję, ale lepsze to niż siedzenie na dupie i czekanie, aż wykituję z braku krwi czy z nudy. Nogi i ciało może i mam pokaleczone, ale wzrok mam dość dobry. Poza tym jeśli zwiad na coś trafi, to ja mogę to zatrzymać a przynajmniej opóźnię. Jestem i tak ranny, spowalniam marsz a jeśli dojdzie do przeprawy przez cięższy teren, nie dam rady o czym oboje wiemy. Poza tym jeśli na coś się natknie zwiad tutaj, lepiej by nie było nowych ofiar czy rannych. Brutalne ale i szczere - po tych słowach zapalił fajkę, w której jeszcze były resztki Thorinowego tytoniu.

Thorin spojrzał z ukosa na strzelca , mieląc przez chwilę słowa które miały nie opuścić jego ust. Dopiero gdy przeżuł wszystko to czym z pewnością obraziłby strzelca rzekł - Skaveny wywęszą ciebie i twoje rany szybciej i z większej odległości niż ty je dojrzysz. Jeśli cię zaś wyniuchają to z tego zwiadu efekt będzie taki, że tylko dasz im znać, że w pobliżu są khazadzi. Co więcej nawet nie zdołasz do nas dobiec, aby kogoś o tym ostrzec, nie zatrzymasz ich też na długo w takim stanie. Thorin spoglądał to na strzelca to na dowódcę. - Nie spowalniasz marszu bardziej niż Roran czy reszta … przedgrobowców. A twoje oko i umiejętności strzeleckie przydadzą się wszystkim bardziej niż twój trup. Jak chcesz uniknąć nudy to dobrze by było gdybyś choć przyglądał się zabiegom które stosuje na rannych, za mało jest w oddziale tych którzy potrafią udzielić pierwszej pomocy. Zresztą Detlef pewnie wymyśli ci setki innych zajęć które nie będą forsować twojego strzaskanego kolana, czy przebitego boku, nie mówiąc już o pozostałych ranach. Choć jeśli już mowa o zajęciach, dobrze by było pogonić chłopaków by się nauczyli chociaż podstaw opatrunkowych, zaciskania ran , tamowania krwawienia czy tego typu rzeczy. Zajmie to może z klepsydrę a w boju może komuś uratować życie , nie rozdwoję się przecież gdy dwóch padnie i obaj będą wymagać pilnej pomocy, a mieliśmy już do czynienia z takimi sytuacjami. Nie raz, jak dobrze pamiętam. - stwierdził Thorin wracając do gotowania ziołowej herbaty i grzejąc dłonie nad ogniskiem.

Thorgun tylko kiwnął głową i postanowił zająć się czymś pożytecznym. Rozpalenie ognia, sprawdzanie beczek, oraz Miruchny, czy nie uległa zamoczeniu. Jeśli tak zamierzał ją wysuszyć, wyczyścić i z powrotem naładować. Wolał mieć działającą broń pod ręką. Przyjął argumenty Thorina z lekkim niesmakiem, ale nie zamierzał teraz dyskutować. Sytuacja była i tak ciężka. Nie chciał jej kłótniami pogarszać.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172