|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-12-2016, 20:30 | #1 |
Reputacja: 1 | [Warhammer II ed.] Cienie nad starym światem KARCZMA "POD ZAPOMNIANYM SMOKIEM", 2673KI Stary dziadyga, przesiadujący od dłuższego czasu w karczmie parał się opowiadaniem starych legend i bajęd za drobne pieniądze, a czasem wręcz za miskę strawy czy kufel piwa. Zwykle za to ostatnie, tak więc wędrowcy czy kupcy odwiedzający ową karczmę nie mieli wielkiego zaufania do prawdziwości opisywanych historii. Ale że dziad opowiadać potrafił zajmująco jak nikt inny w promieniu 300 staj od Nuln, tedy słuchano go często, a i na brak piwa nie miał powodu narzekać. Tego wieczora karczma była pełna. Ale i nie dziwota. Gdzie chłopi mieli przepijać miedziaki, które dostali za swoje zbiory, kupcy zarobione na handlu szylingi, a panowie szlachta zyskane na lennach złoto jak nie u Starego Wirstera, który warzył najprzedniejsze piwo w Erchester, a powiadano że i w całej Nulneńskiej prowincji. Powiadano też, że jego recepturę zdobył przypadkiem dawno temu u krasnoludów, gdy wojował jeszcze pod Królem Johannem. Krasnoludy, które czasem, jak choćby i dziś, przepuszczały tu pieniądze zarobione w nieodległej kopalni, nie potwierdzały tej plotki. Ale i jej nie zaprzeczały, więc kto wie jak to było naprawdę. Nie o tym jednak była dzisiejsza opowieść staruszka. Nastroił lutnię, jednak gdy popatrzył po zebranych, odłożył ją. Dobrze zbudowany żołnierz w lekkim skórzanym pancerzu w mig zrozumiał w czym rzecz, a jako że dobra opowieść jest najlepszą walutą w obozie, za którą i na łyk gorzałki można liczyć i na całusa od markietanki uchylił przed dziadem kapelusza kładąc przed nim kufel piwa. - No Stary, opowiedz coś, tłok tu, gwarno, ale nie ma o czym ma wojak pogadać z tą hołotą, toć oni z wszami co najwyżej walczyli... Milcząca postać w płaszczu siedząca nieco dalej lekko uśmiecha się na te słowa, machinalnie gładząc liczne karby wycięte na łęczysku łuku, ostrożnie rozważając, czy warto się angażować w kłótnię... ale nie wszyscy są tak spokojni: - Uważaj no z tą hołotą, sam żeś niewiele lepszy od nich, a gorszy od wielu innych - odzywa się głośno szlachcic w znoszonej szubie i butach, ale z zadbanym mieczem u boku. - Wy, ludzie, zawsze się kłócicie o błahostki. - wtrąca cokolwiek podpity krasnolud - wszyscy chętnie posłuchamy opowieści. Ino żeby o bitce była! A nie o jakichś miłostkach czy inszych głupstwach. - patrzy wymownie na starca w szacie maga, dając do zrozumienia, jakie "głupstwa" ma na myśli. Zapewne mówiłby dalej ale ów mag, wyglądający na niegroźnego staruszek mamrocze kilka słów i nagle cała karczma cichnie... Uśmiecha się i hałas wraca, jednakże daleko mniejszy niż przed chwilą... Tej opowieści jeszcze nie słyszeli... - Zdarzyło się tak w 2523 roku, niedaleko stąd. Zaczęło się w małym miasteczku, którego nazwy nikt już nie pamięta. Tak to już jest, że największe sprawy zaczynają się zwykle w dziurach o których nikt wczesnej ani później nie słyszał. Ta historia ma swój początek w karczmie. Takiej jak ta. W alkowie, takiej jak ta gdzie siedzi teraz - dziad ruszając ustami liczy na palcach dochodząc do palca serdecznego prawej dłoni - szóstka kłócących się czy iść już czy czekać jeszcze poszukiwaczy przygód... - wszyscy w karczmie jak jeden mąż spojrzeli się w kierunku wskazanym artretycznym paluchem starucha. Sami zainteresowani zauważyli to i przycichli w zdziwieniu - wybaczcie Panowie - zaczął dziad bojąc się, że rzecz skończy się rozróbą, oni jednak nie wyglądali na zagniewanych. Rozsiedli się wygodniej by także słuchać. Dziad podjął po chwili - Ha, dziwna rzecz, wtedy też sześciu ich było. I też czekali... - zawiesił głos, by po chwili podjąć - Było ich sześciu, kiedy zaczęła się ich historia - porywczy szlachcic, ostrożny łowca, żołnierz z rusznicą, kozak, gość z dalekiego Kislevu, uczeń maga, który na ucznia maga bardzo starał się nie wyglądać i krasnolud, który na złoto uwagi nie zwracał Było ich sześciu. I doczekali się wreszcie... Karczmarz, u którego zalegali z zapłatą za pokoje już od dłuższego czasu gnąc się w ukłonach i śliniąc się niemalże z uniżoności przyprowadził do nich... nawet dziś, po półtora wieku niebezpiecznie jest wymawiać pewne nazwiska... Wystarczy rzec, że ledwo wszedł, już kto żyw opuścił karczmę i upierał się później, że nic nie widział i nie nie słyszał bo calutki dzionek w chałupie pod pierzyną z babą przeleżał. Onże, bogaty i możny pan ledwo jedno spojrzenie rzucił na nich i już poznał, jacy z nich mężni towarzysze, najlepsi z najlepszych... KARCZMA "POD KOGUTEM", CZAS OBECNY - Ledwom jedno spojrzenie rzucił na nich i już poznałem, jacy z nich mężni towarzysze, najlepsi z najlepszych, psia jucha twoja mać - słowami zupełnie nielicującymi z jego godnością rzucił do zgiętego w pół karczmarza - takiej drugiej bandy niegodnych zaufania chudopachołków ze świecą w całym Talabekland szukać! Któregoś z nich w rzyć posuwasz, że tak mi ich stręczysz?! - odwrócił się z tymi słowami na pięcie i ruszył do drzwi zanim zdążyliście zareagować. Karczmarz, przyzwyczajony widać do manier możnego, wytarł tylko ślinę z twarzy i uniżenie zaczął przekonywać: - Ten tam to szlachcic, jako i Wy... znaczy się nie tak jak Wy, wcale nie tak jak Wy, daleko mu do Was jak nie przymierzając podwórkowemu psu do wielkiego wilka, basiora, przewodnika stada - zaczął się już plątać - ale przecie też honorowy i słowo jego nie dym. Jak rzekł mi, że mnie na kopach wyrzuci z pokoju jak raz jeszcze o długu przypomnę tak wykopał, słowo jego jak skała pewne. A ten obok to sławny strzelec wyborowy, kulą gołębie w locie strąca, sam widziałem, na własne dziatki przysięgam - łgał jak najęty, przerażony myślą, że nie dość że dług za tych darmozjadów nie zostanie spłacony, to jeszcze za zmarnowanie czasu sam zostanie wychłostany - wtedy ten z łukiem strzałą strącił wróbla... co ja mówię, dwa wróble. Jedną strzałą Panie! - strach sprawiał najwyraźniej że karczmarz wspinał się na wyżyny swoich krasomówczych zdolności - A ten co tak się stara żeby wyglądać niepozornie, to powiem Waszej Łaskawości w sekrecie, mistrz sztuk tajemnych, tak tak... I ten krasnolud też, podsłuchałem jak o magii rozmawiali... A ten zabijaka to z samego Kislevu! Czego on tam Panie nie dokonał... Nawet i tu jego sława dotarła... - karczmarz ścisza głos więc niezbyt słyszycie to co mówi, przebijają się tylko słowa "masakra", "za pieniądze to nawet własną...", "krwi po kostki...". - Skończ już te łgarstwa! - dla podkreślenia słów uderzył karczmarza w gębę na odlew - A ten to, a ten tamto. Sam jesteś aten. Żeby na czasie mi nie zależało, nawet do czyszczenia stajni bym ich nie wynajął. Ale znaj łaskę pana, zatrudnię ich. Spłacę ich całe długi u ciebie. Nawet dobrze im zapłacę. - uśmiecha się łagodnie a oczy ma ciepłe i dobre - ale jeśli zawiodą to i ty zawiśniesz i karczmę spalę... a i o dziatkach twoich na które przysięgałeś nie zapomnę. Podchodzi do Was: - nie takich ludzi się spodziewałem, ale skoro innych nie było... no trudno... - odzywa się - będę musiał poradzić sobie tym co mam. Zadanie jest proste. Dziś w porcie rzecznym zacumowała łódź. Możliwe, że jest strzeżona. Zdobędziecie, odczepicie i odpłyniecie nią. Jak to zrobicie to wasza sprawa i nie potrzebuję tego wiedzieć. Powiedzmy, że listu gończego nikt za wami nie wystawi, jeśli będziecie musieli podjąć pewne... działania. Pół dnia drogi stąd płynąc z nurtem jest ujście spokojnego dopływu, wpłyniecie tam i w ciągu 2 dni traficie na bindugę przy tartaku. Zacumujecie tam i spalicie łódź, a ładunek zaniesiecie do tartaku, gdzie będą oczekiwać was moi ludzie. I nagroda. Po 20 sztuk złota dla każdego. I co tam znajdziecie poza ładunkiem w skrzyniach, też. A może i coś ekstra, jeśli się okaże, że was nie doceniłem, a zadanie zostało wykonane szybko i sprawnie. Radziłbym zrobić to już teraz - za dwie godziny słońce zajdzie, a jutro rano łódź odpływa. Jeśli nie uda wam się do tego czasu jej przejąć, sprawa jest nieaktualna. Jeśli spróbujecie się targować - sprawa jest nieaktualna. 20 sztuk złota na głowę to nieźle jak na pół dnia pracy i mały rejs Jeśli komukolwiek piśniecie słowo - tak samo. Aha, i pamiętajcie że płacę za efekty, a nie za starania. Dopytywany ucina krótko: - Ci ludzie ukradli coś co nie należy do nich. Macie to odzyskać i tylko tyle musicie wiedzieć. Po to płacę 20 koron na głowę, żeby nie było zadawania pytań.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 07-12-2016 o 23:15. |
07-12-2016, 22:04 | #2 |
Administrator Reputacja: 1 | Podobnych bzdur Lennart dawno już nie słyszał. Nawet jego babka, niech w Ogrodach Morra odpoczywa w pokoju, lepsze historie wymyślała. Nawet bardowie i czy inne szarpidruty, jakich ostatnimi czasy na traktach i po miasteczkach sę namnożyło, sprawniejsze historyjki układali. Temu zaś, co kradzież łodzi zlecał, za grosz Lennart nie wierzył. Tyle tylko, że wizja dwudziestu sztuk złota przemawiała za przyjęciem zlecenia, chociaż interes był, nie da się ukryć, mocno podejrzany. To, że mężczyzna, co do nich podszedł, był w stanie owo złoto wyłożyć, to było widać. To, że możni panowie woleli złoto ku sobie garnąć, a nie dawać innym, też było wiadomo. Tak więc to, że po wykonaniu zadania czeka ich garść ołowiu, a nie garść złota, było bardzo możliwe. Czyż jest lepszy sposób, by nie tylko zaoszczędzić, ale i tajemnicę zachować. O tym jednak postanowił z kompanami porozmawiać kiedy indziej. Podczas wędrówki do portu. Jeśli, oczywiście, sami wcześniej do takich wniosków nie dojdą. - Jedna jest tylko łódź? Czym ta się wyróżnia, jeśli ich będzie więcej? - spytał. |
07-12-2016, 23:43 | #3 |
Reputacja: 1 | ~ Tak, w końcu okazja, by wyrwać się z tej nory. Michaił pomacał plecak, który spakował już dobry tydzień temu. Do plecaka przywiązany miał koc i bukłak z wodą, a wszystko obciągną złożoną na pół płachtą brezentu. Karczma, nie była dobrym miejscem dla Kozaka, niech wypacykowaniy panicze śpią sobie pod dachem, dla niego najwygodniejszym siennikiem były sosnowe gałęzie a gorzałka najlepiej smakowała mu przy trzaskającym ognisku. Poza tym mimo, że granice Kisleva już dawno zostały za nim, ciągle czuł się niepewnie a wewnętrzny niepokój nie dawał mu spokojnie spać. Dwa tygodnie w tym samym miejscu to zdecydowanie za długo, bal się, że w końcu do karczmy wpadnie pogoń, że znajdą go nawet w tym obcym kraju. Powoli spojrzał na twarze swoich nowych kamratów. Żywił gorącą nadzieję, że nie odrzucą propozycji zarobku. Poznał ich jednak przez ostatnie tygodnie i doskonale wiedział, że nie byli głupcami i że równie dobrze jak on wiedzą, że ten cwany szlachciura nie zamierza zapłacić im za darmo. Nie zamierzał jednak zabierać głosu, spokojnie wolał obserwować sytuację. Ponownie spojrzał na twarze towarzyszy i uśmiechną się do siebie w duchu. ~ Tia, miałem wielkie szczęście, że się na nich natknąłem. Nikt nie powinien na mnie zwrócić szczególnej uwagi dopóty dopóki wędrował będę w towarzystwie tak kolorowej kompani. Michał wyciąga fajkę ojca, nabija ją machorką i spokojnie odpala ją od świecy stojącej na stole. Wie, że być może to ostatnia spokojna chwila dzisiejszego wieczoru. Zaciąga się dymem i czeka na dalszy rozwój wydarzeń. Ostatnio edytowane przez WolfSet : 08-12-2016 o 11:15. Powód: ortografia |
08-12-2016, 11:25 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
08-12-2016, 17:20 | #5 |
Reputacja: 1 | Puchar uderzył mocno o stół. Wino wyleciało ze środka, rozbryzgując się o powierzchnię mebla. -I on wtedy mówi do mnie: "Waszmość racz spróbować tego tileańskiego wina!". No to ja biorę puchar, pije łyk. I wypluwam! Gorszego paskudztwa w życiu nie piłem! Ostre, jak by ktoś w czasie fermentacji siarki nawrzucał. No to zdenerwowałem się. Nikt jeszcze nie dał mi do picia takiego obrzydlistwa. Nawet tutejsze, rozwodnione wino jest o wiele lepsze. Ale wracając do tematu, żeby nie przynudzać towarzyszy moimi wywodami o tutejszym mało zachwycającym winie. Zgadnijcie, co kazałem zrobił z tym szarlatanem. Kazałem przywiązać go do słupa i wylać na niego, ten trunek! - tutaj szlachcic donośnie się zaśmiał, przypominając sobie tamtą sytuację.-Naprawdę, mina tego kmiota była bezcenna. Dwadzieścia beczek wina zostało wylanych!. Szlachcic znowu się zaśmiał. Gdy się trochę uspokoił, wziął kielich i wypił jednym haustem całą jego zawartość. -Dziewczyno dolej mi wina!- głośno powiedział do stojącej obok niego, przestraszonej córki karczmarza, która co jakiś czas napełniała jego puchar. Gdy ich mocodawca wszedł do karczmy, Oskar był w trakcie opowieści kolejnej historii i opróżniania wina. Odłożył puchar i zdjął nogi z sąsiedniego krzesła. Wysłuchał jego propozycji, chociaż niezbyt mu się spodobała. ~Kradzież łodzi? To zadanie dla pachołków, a nie szlachty. Nic w tym śmiesznego. Ale z drugiej strony, co mi szkodzi? Wezmę trochę złotych koron i wreszcie ruszę się z tego gnojowiska. ~ -Możesz na nas liczyć, panie- zwrócił się do ich mocodawcy, gdy reszta towarzyszy zadała pytania i otrzymała na nie odpowiedź- podejmiemy się tego zadania. Dostaniecie te swoje ładunki. |
08-12-2016, 17:30 | #6 |
Reputacja: 1 | - Masz rację magiku, koniecznie trzeba rozejrzeć się po przystani, lepiej chyba będzie jak pójdzie tam jedna osoba. Trochę dyskrecji i ostrożności nie zaszkodzi.Powiedział Misza i z lubością zaciągną się dymem z fajki. |
08-12-2016, 22:23 | #7 |
Reputacja: 1 |
|
09-12-2016, 07:10 | #8 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Dnc : 09-12-2016 o 07:13. |
09-12-2016, 21:29 | #9 |
Reputacja: 1 | Sandrus siedział na końcu stołu z kuflem zimnego piwa w ręku na staranie oprzątanej ławie, pod rozłożonym kocem. Obok siebie miał swój cały dobytek schludnie spakowanym, w niemal idealnym porządku nie było to dla niego niczym nadzwyczajnym zazwyczaj wszystko robił zgoła pedantycznie i dokładnie wręcz do przesady. ~Nie tak to pewnie widział by ojciec, gdyby wiedział jak toczą się moje losy zbeształ by mnie srogim słowem. Miałem wszak szukać przyszłej wybranki i dorobić się majątku na założenie własnej rodziny. Tymczasem siedzę w karczmie i chleje na kredyt, gorzej być nie mogło przynajmniej towarzystwo jest niczego sobie ba wręcz morowe. Zobaczymy co zdziała gospodarz w końcu to poczciwy człek, ciekawe czym uraczy ten jego możny czy tam mocodawca.~ Gdy tylko usłyszał rozmowę gospodarza z ich przyszłym zleceniodawcą, zacisnął żeby i pięści, wszak nie rozumiał tych miejskich podziałów ale wolał się nie mieszać bo już nieraz przekonał się, że to zbyt niebezpieczne oraz z goła inne od jego wizji świata. Gospodarz był poczciwy i nie zasłużył sobie na takie zachowanie, normalnie nigdy nie zgodził by się na praca u takiego gbura. Po wyjściu "mości szlachcica" przemówił lekko kalecząc język jak to zwykle u niego bywało: - Nie jest dumny z jego zlecenia, lecz nie wolno nam patrzyć jak szpak tylko brać co nasze bo się naszemu zbawicielowi oberwie za nas. Spojrzał w stronę gospodarza i kontynuował: -Z chęcią z tobą pójdę przyjacielu może powiem, że myśmy w podróż ruszyć musim a złotych nima w zamian bezpiecznej będzie razem. Łykną to jak jam ostatni łyk piwka. Skończywszy wziął swoje tobołki i ruszył za towarzyszem.
__________________ "Skoro ludzie to pionki, kim jest król" |
09-12-2016, 22:12 | #10 |
Reputacja: 1 | -Idźta idźta-powiedział Miszka. -A złota Ci mości Otto nie żałuję, ale pamiętaj, że chleb moim dzieciom od ust odtykasz- dodał i poklepał ugodowo przyszłego maga po ramieniu. |