Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2017, 23:37   #161
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Porucznik Gruber szukał ochotników. Większość znalazł w Ostatnich, jako że Ci doskonale wiedzieli, że w razie czego wszędzie będzie bezpieczniej niż na pierwszej linii.
Karl, Walter i Bert zgłosili się do podjęcia zwiadu, a Loftus, który zgłosił się na pisarza, dostał od razu robotę sztabowego popychadła, tyle że zamiast przynieś/podaj/pozamiataj było napisz/zanieś/zawiadom. I oprócz roboty pisarczyka musiał robić jeszcze za gońca, a i róg sygnałowy dostał na wszelki wypadek.

- Pamiętaj - rzekł mu Gruber, choć i zwiadowcy słyszeli - jeden sygnał na zauważenie wroga. Dwa na jego atak. Trzy jeśli trzeba pomocy. Każdy od sierżanta w górę to wie i będzie wiedział co robić.
Ale na razie mam dla was żołnierzu inną robotę. Pisać i czytać umiecie, to listę mi zrobicie. Chcę wiedzieć, kogo w tej kompanii mam. Kim kto był w cywilu, co potrafi i tak dalej.


Później zwrócił się do zwiadowców:
- Nie podobają mi się te wzgórza. Nie wiem co za nimi jest. Przeciwnik na coś czeka, skoro do tej pory nie zaatakował. Waszym zadaniem jest wejść na te wzgórza i sprawdzić co jest za nimi.

Wtem do namiotu wpadła spóźniona akolitka Myrmydii zgłaszająca chęć zostania gońcem. Gruber chciał ją po prostu wyrzucić, ale uznał, że po co sam ma się z nią męczyć, skoro może to zwalić na swojego nowego adiutanta.
Ritter, wprowadźcie ją, niech wam pomoże.


***

Zwiadowcy wyruszyli nie tracąc czasu, by wykorzystać końcówkę dnia. Póki było światło, coś było widać. Wroga nie znaleźli. Chyba, żeby liczyć kolczaste krzaki jeżyn, które łapały za ubrania utrudniając marsz.
Wzgórza, porośnięte bogato krzakami i niskimi, poskręcanymi drzewkami oraz poprzecinane parowami, okazały się dość trudnym terenem. Nie nadawały się zbytnio do prowadzenia działań wojennych, zwłaszcza konnica byłaby tu bezużyteczna.
Niestety, także pieszych teren znacząco spowalniał. Szybko zdali sobie sprawę, że jeśli chcą wrócić jeszcze przed zmrokiem to muszą zawrócić już teraz, jeszcze zanim mieli okazję przyjrzeć się dokładniej terenowi po drugiej stronie. Inaczej będą musieli zostać tu na całą noc. A robiło się nieprzyjemnie. Nietoperze zaczynały wylatywać ze swych jaskiń, wśród wzgórz niosły się pohukiwania i inne nieprzyjemne odgłosy. Czy to niedaleko Meissen były te Złe Wzgórza, o których słyszeli?

 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-10-2017 o 21:20.
hen_cerbin jest offline  
Stary 13-10-2017, 22:05   #162
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Cztery dni. Cztery cholerne i dłużące się bez końca dni na cholernej rzece w cholernych łajbach, które ktoś z wisielczym poczuciem humoru nazwał statkami, czy też barkami. Według Detlefa to coś nie nadawało się nawet na ognisko bo było za mokre, a sam pomysł pływania w tych drewnianych sarkofagach był tak niedorzeczny, jak człeczyny mogły tylko wymyśleć. Tak jakby nie mogli pomaszerowaś sobie traktem, jak bogowie przykazali. Z pieśnią na ustach, prowiantem nie przypominającym mokrej papki, suchymi gaciami i możliwością postawienia klocka bez ryzyka utonięcia.

Bogowie człeczyn musieli być szaleni...

Do tego sierżantunio przez całą drogę zezował na niego z jakimś takim dąsem na paszczy, jakby kapral kota mu uprowadził albo siostrę zbałamucił. Czy coś w ten deseń... Brodaty pokurcz miał to swoim zwyczajem głęboko w rzyci, bo przecież gdyby chciał do floty się zaciągnąć, to do Barak Varr lub chociaż Marienburga by polazł. I w dalszym ciągu uważał, że khazad na pokładzie to jakieś nieporozumienie i złośliwość jaka poczciwego krasnoluda nękać.

W każdym razie Baron nie pytał wprost, to i khazad nie widział powodu by temat poruszać.

* * *

Był jednym z pierwszych, którzy z ulgą postawili nogę na deskach przystani w Meissen. Nawet konieczność dalszego marszu nie przyćmiła radości krasnoluda ze stąpania po twardym gruncie. Przez moment nawet go poniosło i niemal poklepał zagranicznego cudaka po plecach. Powstrzymał się w ostatniej chwili, bowiem czy wypadało traktować babę, a do tego klechę jak każdego innego chłopa? Chmura powróciła na oblicze kaprala i na powrót stał się zgryźliwy jak to miał w zwyczaju.
- Równaj szyk! Ruszaj tymi kulasami, bo drobisz w miejscu jak kucyk! Żołnierzu! Dlaczego nosicie hełm na lewej stronie? - Dawny kapral powrócił w pełnej krasie.

W międzyczasie sierżantunio załapał awans i dostał pięć dziesiątek chłopa do dowodzenia, a kapral Ostatnich na wyłączność. Niektórzy od razu próbowali zawracać dupę sprawami, którymi wcześniej zajmował się Baron, ale krasnolud okazał się dość odporny na takie podstępy i cierpliwie posyłał wszystkich do diabła.

Niestety sierżantunio wczuł się w nową rolę i zaczął coś marudzić o kopaniu wilczych dołów i pułapkach wokół ich obozu. Do tego uznał, że pijany Frietz to problem kaprala i ten powinien gamonia pilnować.
- A mogłem gada w tej rzece utopić i byłby spokój... - brodacz mruczał pod nosem żałując zmarnowanej okazji. Przecież "panie sierżancie, pijany rekrut wziął i se utonął" musiałoby zostać przyjęte ze zrozumieniem z braku innych możliwości. Topielec to wszakże topielec i żaden rozkaz tego nie zmieni.

Zaczynało zmierzchać, a Baron wymyślił sobie budowę fortecy pośrodku niczego. Ponieważ jednocześnie zabrał mu wszystkich Ostatnich z wyjątkiem upalonej zielskiem moczymordy kapral nie omieszkał pójść do dowódców pozostałych dziesiątek podległych sierżantowi i zażądać po pięciu ludzi z każdej do realizacji oczekiwań przełożonego. Nie obeszło się przy tym bez kilku wiązanek przekleństw i gróźb, ale w końcu dostał, czego chciał i po kilku chwilach dwudziestka chłopa, wśród których był jeden z kaprali patrzyła na niego i Frietza ze zrozumiałą niechęcią.

- Dobra, głąby. - Kapral zaczął przyjaźnie. - Będziecie mieli zaszczyt pełnić rolę cesarskich saperów, którzy dzięki ciężkiej pracy własnych rąk zapewnią odrobinę bezpieczeństwa swoim kolegom z oddziałów. - Wśród zgromadzonych podniósł się gwar. - Nie, nie będą to umocnione latryny. - Zaprzeczył. - Ale skoro tak to lubicie, to mogę załatwić wam zlecenie na kilka stanowisk do regulaminowego srania na komendę. - Zaproponował.

- Jak widać w okolicy za dużo drzew nie ma. - Ciągnął dalej. - I chociaż zwykle mnie to nie martwi, to tym razem musimy trochę pokombinować, żeby przygotować kilka niespodzianek dla tych patałachów zza rzeki. - Wyjaśnił. - Nie, nie chodzi o Brocka i jego ludzi, tylko o tych kastratów Wernicky'ego. - Zarechotał.

- Weź połowę ludzi, siekiery i ruszaj nad rzekę po materiał. - Polecił kapralowi. - Bierzcie wszystko jak leci, ale najbardziej zależy mi na kilku, a najlepiej kilkunastu grubszych pniach, powiedzmy takich jak twoje udo, a do tego sporo cienszych i przy tym możliwie prostych gałęzi długich jak włócznia. - Sprecyzował.

- Reszta bierze łopaty do kopania latryn i za mną. Zrobimy kilka dołków w sam raz na przyjęcie lekkiej jazdy wroga. Jak się zepniemy, to uda wam się oko jeszcze tej nocy zmrużyć. - Zachęcił.

Z drzewa przyniesionego znad rzeki zamierzał przygotować zasieki przeciwko konnym - z braku sprzętu ciesielskiego typu wiertło do drewna grubszą belkę zamierzał ponacinać tak, żeby rowki pomagały utrzymać w miejscu poukładane naprzemiennie prostopadle do siebie, przywiązane linami i zaostrzone na końcach drągi.

Te kilkanaście kozłów planował poukładać w sposób przypominający lejek - pod kątem do spodziewanego kierunku ataku ze wzgórz - na którego końcu szykował jeszcze jedną niespodziankę w postaci drewnianej konstrukcji przypominającej kratę broniącą dostępu do bramy twierdzy. Ukryta pod cienką warstwą piachu i trawy miała zostać podniesiona za pomocą lin tuż przed skierowaną w to właśnie miejsce jazdą wroga.

Zaostrzone pale na wysokości końskiej szyi powinny zniechęcić każdego wierzchowca od próby skoku i zatrzymać natarcie w miejscu, gdzie atakująca z obu stron i pod osłoną zasieków wissenlandzka piechota mogłaby dopaść jeźdźców pozbawionych swojej największej przewagi - prędkości i impetu pędzącego konia.

Jako dodatkowe zabezpieczenie przed próbami okrążenia miały pomóc wilcze doły umieszczone za rzędem wsadzonych w ziemię krzewów. Krzewy miały wyglądać podejrzanie i zniechęcać do ataku z boków, a dodatkowo zasłaniać wierzchowcom wrogich jeźdźców to, co miało kryć się za nimi - płytkimi z braku czasu dołami zamaskowanymi za pomocą lin rozpiętych na kołkach po obu stronach głębokiego do połowy uda wykopu. Na rozpiętej linie Detef kazał nałożyć ścięte gałęzie z listowiem, żeby ukryć pułapkę przed oczami wrogich zwiadowców.

Przewidywał, że jeśli któryś z jeźdźców postanowi zaatakować z tej strony, to koń wiedziony instynktem przeskoczy nad krzakiem i wpadnie prosto w dół, co przy odrobinie szczęścia powinno skończyć się połamaniem kulasów i poturbowaniem jeźdźca spadającego z siodła. Nawet jeśli tak się nie stanie, to pojedynczy szaniec przeciw jeździe może staowić w takim miejscu osłonę dla kilku a nawet kilkunastu żołnierzy broniących pozycji wissenlandczyków.

Prace nad umocnieniami miały trwać bez przerwy aż do ukończenia - zmęczeni ludzie mogli być zmieniani przez swoich towarzyszy z dziesiątek. Kapral Thorvaldsson łaził wte i wewte wskazując miejsca na wykopy i pomagając w konstrukcji zasieków.

Jak poprzednio zamierzał odespac nockę dopiero następnego dnia, kiedy ruchy wroga będą widoczne z daleka i ktoś go w razie czego obudzi. Nie ufał człeczynom na tyle, by liczyć na ich czujność w nocy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 13-10-2017, 22:28   #163
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Loftus liczył na w miarę bezpieczne, ciepłe i suche miejsce do odpoczynku i pracy. Jeśli już dojdzie do bitwy i przybierze ona złe obroty, to będzie wyspany i w gotowości do ewakuacji cennych dokumentów. Niestety realia były trochę inne. Uczeń maga nie mógł już protestować, sam się zgłosił i musiał ponieść tego konsekwencję. Zabrał otrzymany róg sygnałowy, z krótkim żołnierskim odzewem podpatrzonym u innych żołnierzy kręcących się przy dowództwie.
- Tak jest poruczniku.
Nim wyszedł z namiotu sztabu rozejrzał się jeszcze za kadetem o którym wspominał Baron oraz chwycił materiały pisarskie oraz pergaminy.
Wtedy do Grubera wpadła akolitka Myrmidii, kolejny rozkaż przełożonego był jak dobry omen. Pomoc Leo przyjął z uśmiechem na twarzy.
- Chodźcie za mną! - rzucił krótko, trochę stanowczo, że aż sam był zdziwiony. Liczył jednak, że przy poruczniku to zadziała.
Gdy wyszli z namiotu zaproponował proste rozwiązanie.
-Ściemnia się, zróbmy może tak. Udanym się do sierżantów i kaprali, znają swoich ludzi to zanotujemy szybko. Wy zagadacie, ja będę notował. I nie patrzcie tak an mnie proszę. - Loftus uśmiechnął się - Wy reprezentujecie bóstwo wojny, kto się odważy przed bitwą zlekceważyć służki Myrmidii. A ja się za to zmierzchem się nie musimy przejmować, przyświecę sobie prostym czarem. Uczeń czarodzieja miał nadzieję, że Leo de la Vega przystanie na taki podział obowiązków.
Po wszystkim wraz z gotową listą uczeń czarodzieja udał się wprost do Grubera zdać mu listę.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 13-10-2017, 23:02   #164
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Rzeczna przygoda jak i pozostała część podróży bardzo dały się Walterowi we znaki. Dlatego kiedy zeszli na ląd bardzo się ucieszył. Nawet pomimo świadomości, że oznacza to bliskość bitwy. Jednakże nie chciał znaleźć się w środku walk , dlatego zgłosił się na ochotnika jako zwiadowca. Zawsze istniała chociaż minimalna możliwość, że zostanie zawczasu cofnięty.

-Tak jest- potwierdził Gruberowi zrozumienie zadania.
Wyszedł z namiotu, poprawił broń i udał się z dwójką towarzyszy na zwiad. Musieli iść pieszo. Teren był trudny. Wzgórza poprzecinane parowami, zmuszały maszerujących do uważnego patrzenia pod nogi. Niestety teren porastały kolczaste krzaki i jeżyny. Co chwilę można było usłyszeć ciche syki bólu, wydawane przez cyrkowca.
Szybko dotarło do niego, że jeśli nie chcą spędzić nocy na wzgórzach to muszą zawrócić. Niestety nie dotarli do ich głównego celu. Nie zobaczyli co się kryje po drugiej stronie wzniesień. Oznaczało to, że jeśli zawrócą, to nie wypełnią zadania. Będą musieli skłamać Gruberowi, bo inaczej skończą na kopaniu latryn. Istniała też druga możliwość. Mogliby kontynuować zwiad. Tylko co wtedy, gdy zobaczą tam coś niepokojącego? Będą biec w nocy? Przecież się pozabijają.
-Ściemnia się. Jak uważacie, idziemy dalej czy zawracamy? Mi osobiście nie uśmiecha się przebywanie w nocy na tym dzikim terenie. Ale jeszcze bardziej nie podoba mi się myśl o karnym kopaniu latryn. - powiedział do towarzyszy, zatrzymując się. Po kilku chwilach dodał:
-Może jednak lepiej chodźmy dalej.
 
Ismerus jest offline  
Stary 14-10-2017, 01:15   #165
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Świtem bladym, ledwie co słonko wschodzące zaróżowiło wiszące nad łąkami całuny mgieł pełznące znad wody zwiadowcy zauważyli, że daleko na rzece coś majaczy. Ciemny punkt zdawał się powiększać, a może po prostu zbliżać. Trudno było określić czy jest to łódź, statek czy może drewno płynące z prądem, zesłane przez jakichś łaskawych bogów wysłuchujących modłów sierżantów. A może zwykły majak? Gdyby tylko mieli lunetę, daliby radę to określić, a tak przyszło im zgadywać lub czekać. Za to na równinie za wzgórzami nie działo się nic.
 
hen_cerbin jest offline  
Stary 15-10-2017, 20:13   #166
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- No panowie który z was szybciej biega? - zapytał Bert - Jeden pobiegnie ostrzec Grubera, a my dwaj zbliżymy się jak najszybciej do brzegu. Może uda nam się ustrzelić sternika, albo w jakiś inny sposób uszkodzić to co płynie rzeką.
 
Komtur jest offline  
Stary 15-10-2017, 22:27   #167
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Walter spojrzał za siebie, na krzaki i drzewa, które przed chwilą pokonali.
-Ja lepiej strzelam niż biegam.- powiedział szybko, zaciskając palce na łuku.
 
Ismerus jest offline  
Stary 15-10-2017, 22:45   #168
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Sierżant Gustaw "Baron" O świcie już był dawno po obchodzie obozu i tego co się dało przygotować przez noc.
Żołnierze w większości spali jeszcze i podoficer nie miał serca zrywać ich o świtaniu na musztrę. Tyrali w nocy i trza było im odpoczynku. Pozostały tylko czujki wraz z wartownikami.

Gustaw stał nad brzegiem przy południowym końcu obozu. Tak by widzieć powracających zwiadowców, którzy zgłosili się z "Ostatnich". Nie przyznałby się nikomu, ale brakowało mu tych chłopaków. Kto jak kto, ale Baron nie znosił Gdy jego ludzie są rozdzielani. Źle się z tym czół bo odpowiadał za nich a teraz nie miał wpływu na ich być albo nie być.
- Johan!- Zwrócił się do jednego z ochotników z czterdziestu podległych mu ludzi. - Jakaś wiadomość gońcem przybyła od pozostałych oddziałów?- Spytał licząc, że wartujący z jego oddziału kompani dadzą swoim znać o takich sytuacjach.
 
Hakon jest offline  
Stary 15-10-2017, 23:21   #169
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Tymczasem gdy sierżant Detlef dyrygował sypaniem szańców i kopaniem dołów, cyrulik przyglądał się krytycznie swoim podwładnym. Kowal wbrew pozorom mógł być niezłym fachurom - wszak na obszarach wiejskich to właśnie przedstawiciele tego dzielnego zawodu dbali o uzębienie pospólstwa. Akolitka Shallyi była zaś pewnym zaskoczeniem dla Abelarda - o ile pamiętał, kler tego bóstwa brzydził się wojną. Ale też nie przywiązywał Abelard szczególnej wagi do dywagacji religijnych. Szczególnie zaś uszczęśliwili go noszowi - dwa zespoły mogły mocno przyspieszyć co poważniej rannych ważnych żołdaków.

Abelard nie łudził się. Wielu, jeśli nie większość z wojaków miała nie przeżyć - a przynajmniej tak wynikało z opowieści weteranów, z którymi przegadał długie godziny w trakcie wizyt knechtów u Starego, mentora Nossenkrapa. Zadaniem balwierza było więc uratować tylu ilu się dało - najgorsze miało się okazać jednak decydowanie kto otrzyma pomoc a kogo należało złożyć poza namiotem by skonał...

Na razie jednak panował spokój i koszmarne dylematy nie nadeszły jeszcze. Nossenkrap, z nabytym niedawno nieznacznym obyciem towarzyskim, jął dopytywać dwójkę towarzyszy-podkomendnych o dotychczasowe doświadczenie. Każde coś tam wiedziało, kowal kilka razy amputował (z przeżywalnością pacjentów równej połowie, zatem wcale wysoką), akolitka była zaś szczególnie wprawna w wiązaniu szarpi i pojeniu co oporniejszych pacjentów, umiała też szyć rany. Zespół był więc niezgorszy. Choć zapewne jego siły przerobowe bardziej nadawały się dla połowy przydzielonych im podopiecznych.

Plan był następujący. W namiocie miały stanąć dwa stoły zabiegowe, z wiadrami świeżej wody do zmywania krwi pacjentów. Sanitariuszy zagoniono do prac porządkowych: przygotowania noszy, gromadzenia szarpii i bandaży (i produkcji kolejnych, gdyby zapas okazał się mały), organizacji nici i igieł (choć Abelard wątpił, czy w całym regimencie była choćby jedna z prawdziwych igieł do szycia ran - zaginanie już istniejących było ryzykowne) oraz przygotowania posłań dla już opatrzonych wewnątrz namiotu. Nossenkrapowi zależało by leżący nie utrudniali dostępu do stołów (te zaś miały mieć dostęp dookoła tak, by po opatrzeniu rannego zostawić akolitkę z zadaniem szycia rany, zaś Abelard miał się zająć kolejnym pociętym). Kowala wysłał (czy może lepiej rzec: uprzejmie poprosił) z zadaniem organizacji koksownika i prętów do wypalania ran, paleniska przed namiotem by ustawić nań kociołek z gorącym winem, oraz octu do mycia rąk między pacjentami (usłyszał o tym od garnizonowego medyka, jakoby miało to odpędzać złe wyziewy choroby przed wejściem w ranę). Wdzięczny Leo za inicjatywę poprosił ją by ruszyła pozyskać tyle naparów kojących ile udało się zdobyć od współtowarzyszy - nie liczył na znalezienie choćby jednego napoju leczniczego, choć nie obraziłby się gdyby akolitka takowe pozyskała. Podziękował za lekcję, sugerując jej przełożenie na dzień następny gdyby do bitwy nie doszło. Sam poza dozorem ruszył poprosić Detlefa o uwzględnienie lazaretu w ewentualnym planie fortyfikowania - lub chociaż zwrócenie uwagi kopiącym na istnienie takowego w kwestii informacyjnej.

Po zakończeniu zadań zebrał swój mały szpital przed namiotem i rzekł nad podziw prosto:

- Wyśpijcie się ile dacie radę. Niedługo świta - jutro mamy ... dużo pracy. Dobrej nocy.

Sam zaś udał się do Barona by zdać krótki raport z organizacji lazaretu. Do każdej z grup bojowych przydzielił po jednym zespole sanitariuszy - zasugerował również priorytezację kadry oficerskiej w dostępie do noszowych oraz pouczenie żołnierzy by rannych transportowano od razu na tyły formacji. Po zdaniu raportu i wysłuchaniu uwag dowódcy, sam Abelard ruszył odpocząć.
 

Ostatnio edytowane przez Goel : 16-10-2017 o 15:27.
Goel jest offline  
Stary 15-10-2017, 23:36   #170
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Karl nie dał tego po sobie poznać, ale z ulgą powitał twardy grunt pod nogami po, krótkim wprawdzie, epizodzie żeglarskich przygód, ale i tak wystarczającym dla niego na najbliższe kilka lat.
Nie frasowało go również to, iż powrót na ląd oznaczał zrobienie wielkiego kroku w stronę nieuchronnej konfrontacji z wrogiem. W każdym razie, jeszcze nie.

Gdy tylko dotarli na wyznaczoną im pozycję i w końcu mogli rozbić obóz, co dało im wreszcie czas dla siebie, Karl jak zwykle zabrał się do przeglądu i konserwacji ekwipunku.
Kiedy więc doszła go wieść, że Gruber szuka zwiadowców, był już gotowy i od razu się zgłosił, dziękując w myślach dowolnemu bogu, który słuchał, że taka okazja sama wpadła mu w ręce.

Zadanie to, jak się okazało, przyszło mu dzielić z Bertem i Walterem, co przyjął bez entuzjazmu, ale i bez narzekania, jako że żaden nie popisał się do tej pory niczym idiotycznym, a niziołek pokazał już, że nie wypadł sroce spod ogona.

- Trzeba jeszcze sprawdzić teren po drugiej stronie wzgórz. - mruknął, osłaniając oczy ręką i wpatrując się w odległy punkt na wodzie. - Do dupy z tym, trzeba podejść. Dobre, to może zróbmy tak: ja ruszam w stronę tego cholerstwa na rzece, Bert, zostaniesz i sprawdzisz, co jest za pagórkiem, a ty - zwrócił się do Waltera - wracaj do obozu i przekaż Gruberowi, co widzieliśmy do tej pory i że my wrócimy w nocy. Pasuje?
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172