Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2018, 00:28   #191
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Dziewczyna obudziła się niedługo po świcie i poświęciła kilka krótkich chwil na sprawną toaletę. Zaczesała włosy, ubrała się w prosty strój i odmówiła krótką modlitwę do Handricha. Ułożyła swój niewielki dobytek w należytym porządku i opuściła pokój. Zeszła na dół i uprzątnęła stoły po ostatnim wieczorze. Potem zgodnie z umową z karczmarzem udała się na zwiedzanie miasta.

Najpierw poświęciła czas na zebranie lokalnych plotek i ustalenie gdzie są miejsca, które będą ją interesować. Ułożyła wszystkie wieści i budynki w należytym porządku w swojej głowie i zabrała się do ustalonej roboty. Przeczytała uważnie ogłoszenia na słupie, a następnie odwiedziła browar i gospodę "Pod Czarnym Orłem" pytając o możliwą pracę i jej warunki. Potem przeszła na drugi brzeg i pokręciła się po przystani wypytując jakby od niechcenia o sytuację w handlu, ceny, najpopularniejsze towary i inne plotki. Następnie planowała odwiedzić zajazd, tawernę oraz dom artystów, w dwóch pierwszych pytając o zajęcie. W osatnim domu, zainteresowała ją tileańska gospodyni. To mógłbyć ktoś od kogo można by się wiele nauczyć.

Miasto, które wybrała jako cel wyprawy zdawało się wyglądać obiecująco.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 15-11-2018, 09:42   #192
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Robin i Vermin ***

Vermin i Drago dotarli do wsi, jako pierwsi. Nie wiedzieli, co z resztą. Wieś zaczynała już żyć porannym życiem. Życiem bardziej ruchliwym, niż zwykle z oczywistych względów. Chłopaki szukając łowcy Dietera udali się na dwór hrabiego. Znaleźli go, hrabiego nie widzieli, pewnie się szykował do spotkania. Drago opowiedział, co wiedział, o tym co się stało w lesie. O napadści na strażników. O tym, że zniknęli. Poprosił o zebranie zbrojnych i wszczęcie poszukiwań. Łowca dał wiarę jego słowom, od razu posłał po kilku chłopów, by zabrali się za broń i ruszyli z nimi. Gdy byli gotowi ruszyli za Drago i Verminem, bo po chwili ujrzeć Robin biegnąca w ich stronę. Drago krzyknął do chłopów, że to jedna ze strażniczek, która zaginęła.

Sama Robin dotarła przed krowami. których nie widziała ich po drodze. Zdążyła też jeszcze przed paradą. Podbiegła czym prędzej do zebranej grupki

- Czy zdążyłam? - nabrała tchu i zwróciła się do Dietera - Nie dajcie się im odciągnąć od Weilerbergu! - powiedziała wskazując na zdrajców i wyjaśniła - Człowiek podający się za Konrada von Eisenstadt szykuje pułapkę w miejscu spotkania Hrabiego z generałem Hinterem. Chce użyć skradzionego bydła. Udawało mu się je wykradać dzięki działaniom zdrajców, którym był ten, co was teraz prowadzi. Drago. Co łatwo sprawdzić, oczerniał sługi Hrabiego podczas procesu, starał się by Sędzia zamknął Abelarda, by zmniejszyć liczbę i osłabić morale strażników, sabotował nasze działania. Kiedy niepostrzeżenie podeszliśmy do jednego z bydłokradów ostrzegł go krzykiem i ściągnął na nas resztę. Wiedząc gdzie jesteśmy bez trudu mogli nas okrążyć. A potem Drago uciekł, zostawiając resztę strażników w beznadziejnej sytuacji, krzyczał, że po wsparcie, ale skoro dopiero teraz idziecie, to gdzieś musiał zmitrężyć kilka godzin. I nawet zdążył spotkać się z Verminem, którego nie było dziś wśród strażników. Drago pewnie Was też chce wprowadzić w pułapkę albo przynajmniej odciągnąć od miejsca pułapki, jest Was zbyt mało by stawić czoła bydłokradom - ich jest co najmniej tuzin.
- Abelard został ciężko ranny, Borys i ten tu uciekli, a wtedy Rudolf, Wolfgang, ranny akolita i ja zostaliśmy pokonani i dostaliśmy się do niewoli. Konrad próbował nas przekonać, byśmy przeszli na jego stronę, ale nie daliśmy się. Poznawszy jego plan przybiegłam najszybciej jak potrafiłam. Rudolf, Wolfgang i Abelard idą za mną, ale ja biegam szybciej. Zdążyłam? -
powtórzyła
- Trzeba ostrzec Hrabiego i generała Hintera - zakończyła.
- Co ty żeś chłopie znowu wymyślił… - łowca Dieter najwyraźniej dał wiarę swej koleżance po fachu. - Chwyćcie go chłopaki.
- A ty -
ponownie spojrzał na Robin - pójdziesz ze mną do hrabiego. Jeśli to co mówisz jest prawdą, to musi o tym wiedzieć jak najprędzej. Musi zadecydować, co dalej. Czy odwołać, ale w takich kontaktach, to pokaz słabości. Albo kontynuować ryzykując jeszcze więcej poza honorem. Jeśli zaś kłamiesz, w co nie wierzę, to nie chciałbym być w twej skórze. Chodźmy prędko , bo z tego co mówisz, to czasu niewiele. Jego też w sumie bierzcie - wskazał na Drago, który właśnie był chwytany - może się przydać.

Vermin słuchał z niedowierzaniem patrząc to raz na Robin to raz na Drago. Był rozdarty, bo dziewczyna nie miała powodów, żeby kłamać, ale znał, też swojego przyjaciela. Mimo wielu wad…właściwie samych wad, nigdy by nie popełnił tak nikczemnej zbrodni o jaką był oskarżany. Nigdy by nie wystawił bandytom nieświadomych niczego towarzyszy, nawet tego akolity.
Drago słuchał Robin z rosnącym rozbawieniem. Pokręcił głową niedowierzaniem i spojrzał na Dietera wzdychając.
- Nie słuchajcie jej, dziewka kłamie jak z nut. Zadurzyła się w akolicie a jak wiadomo on jest na mnie cięty odkąd wygarnąłem przed Sądem wszystkiego jego niecne grzeszki. Pewnie kazał jej …
Drago nie dokończył, bo Dieter już zdążył wydać osąd. Ludzie łowczego pochwycili stajennego, który nagle zrobił się czerwony na twarzy i nie był w stanie wydusić z siebie słowa.
- Chyba nie wierzycie w te kalumnie!? – oburzył się mężczyzna – Nie znam żadnego Konrada von cośtam! Nie oczerniałem sług hrabiego, tylko tego dwulicowego akolitę, który na moich oczach okradał trupy! Przeczytajcie protokół z rozprawy! To prawda, że ostrzegłem bydłokrada, ale nie wiedziałem wtedy, że to bydłokrad! Stał i sikał pod drzewem, nie chciałem, żeby komuś znów stała się krzywda a oni się zaczaili na niego z bronią! Brzydzę się przemocą i tylko to jest moją winą! Panie Dieter, znacie mnie! Nigdy bym nie zdradził hrabiego dobrodzieja!
Vermin słuchał żalów Drago z łamiącym się sercem. Wiedział jednak, że jest już za późno by coś zrobić. Przyjaciel spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.
- Vermin, powiedz im, że to nie ja! Że jestem niewinny!
Szczurołap skinął głową w stronę łowczego, ale nie sądził by ten zmienił zdanie. Vermin poprzysiągł jednak sobie, że pozna prawdę. Zaczął zastanawiać się kim jest ten Konrad von Eisenstadt i jak go znaleźć. Z tego co mówiła Robin, tylko on mógł potwierdzić niewinność jego przyjaciela.
- Nie mnie ostatecznie osądzać, kto kłamie, kto nie. Kto winny, kto nie - odparł łowca. - Ja zawierzyłem kobiecie. Jej słowa, jak co i czego się obawiam, mogą potwierdzić nadchodzące wydarzenia. Twoją prawdę pewnie wybatoży bez problemu hrabia. Prędko teraz do niego.

***

Przed stajnią, którą jak dobrze Drago znał, stał już rumak. Stał już też sługa trzymający kopię, z przyczepionym, powiewającym, herbem rodu na proporcu. Samego hrabiego kończono właśnie ubierać w pełną zbroję. Widać było, że do do gościa podchodzi z wielkim szacunkiem, dbając o każdy szczegół jego powitania.

- Przepraszam panie - uniżonym głosem zaczął łowca. - Wybacz, że przeszkadzam, ale sprawa niecierpiąca zwłoki. Są ze mną kobieta, którą nająłem, by odzyskała pańskie krowy. Kobieta ta zdyszana przybiegła z ostrzeżeniem, iż w trakcie wizyty planowany jest atak na pana. Jest też zatrzymany mężczyzna, którego oskarża o współudział w tym niecnym przestępstwie. Oboje z naszej wsi. Przyprowadziłem ich od razu, gdyż uznałem, iż musi pan to usłyszeć i zadecydować, co robić.
- Mówić do cholery co się dzieje! -
zagrzmiał hrabia, bez żadnych ceregieli. - Ty pierwsza! Tylko szybko, bo do zaraz wychodzić już muszę, gościa witać! Wszystko, ale szybko! - hrabia był wyraźnie wściekły.
- Człowiek podający się za Konrada von Eisenstadt szykuje coś w miejscu spotkania Jaśnie Pana Hrabiego z generałem Hinterem. Nie wiem czy zamierza atakować osobiście, ale na pewno chce użyć skradzionego bydła. Jego ludzie wyprowadzili je z obozu w lesie dwie godziny przed świtem i zmierzają do Weilerbergu. Ów Konrad ma żal do Jaśnie Pana, podał się za eee… krewnego i rozpowiadał obrzydliwe kalumnie na temat Jaśnie Pana, niegodne powtórzenia przy ludziach - mówiła uniżenie zgięta wpół. Hrabia miał temperament.
- Jaśnie Hrabia miał też rację co do zdrajców. Ten tu - wskazała na Drago - odpowiada za fiasko stróżowania - dalszą część wypowiedzi tylko za zgodą Hrabiego i przerwała, gdy tylko dał znać, że dość już usłyszał - Gdy podeszliśmy cicho do jednego ze zbójów by go złapać i przesłuchać, Drago krzyknął ostrzegając go, przez co zbój wyrwał się nam, a zaraz okazało się, że krzyk zdrajcy zaalarmował też resztę bandytów, którzy dzięki niemu wiedzieli gdzie jesteśmy. Gdy zajęłam dobrą pozycję, by razić z łuku nieprzyjaciół Jaśnie Pana zdradził moją pozycję i od razu dał nogi za pas. Krzyczał, że od razu popędzi do Hrabiego, a niech Pan Dieter się wypowie, kiedy w końcu Drago do niego dotarł. I czy nie jest ciekawym fakt, że na tę noc Vermin się nie zgłosił do stróżowania, a jakoś teraz obaj są razem. Nie wiem czy Vermin, choć nie stróżował, też był w tej samej okolicy co bandyci, czy też Drago zajął się czymś innym niż szukaniem pomocy, to już Jaśnie Pan lub Sąd rozstrzygnie. I dlaczego zgłosił się do walki z bydłokradami, skoro “brzydzi się przemocą” i nie zamierzał ani z nimi walczyć, ani nam na to pozwolić. Drago widział też, że bydłokradów jest tuzin, ale teraz prowadził tylko kilku ludzi, niby na odsiecz, choć nie mieliby szans ze zbójami, i niby zupełnym przypadkiem odciągając łowczego od Jaśnie Pana. Wcześniej też sabotował i utrudniał stróżowanie i późniejsze śledztwo, oczerniał akolitę Sigmara oraz żołnierza z tutejszego garnizonu, namawiał do niewykonania obowiązku obrony własności Jaśnie Pana.
A gdyby nie to, że biegam szybciej niż ten cały Konrad się spodziewał, Wielmożny Pan Hrabia dowiedziałby się o tym dopiero kiedy pojawiłyby się “mućki”. Może chce je wypuścić na Jaśnie Pana? Takie spanikowane stado może narobić kłopotu
- podzieliła się jedynym podejrzeniem co do roli bydła, jakie przyszło jej do głowy.

- Konkrety, kruca, konkrety! Później się nawzajem pooskarzacie! - ryknął von Eisenstadt. - Winnych ja sobie znajdę! Wszystkich! Możecie być pewni. Zawsze znajduję! Ale teraz gadać konkrety! Co chcą zrobić?! Kiedy?! I ilu?! I gdzie są teraz! Gadaj! - ryknął do Drago. - Jak trzeba pamięć odświeżyć, to już przez łeb zdzielę!

- Panie! - szlochał Drago - Nie wiem co ta dziewka ci naopowiadała, ale jej oskarżenia to są kłamstwa! Oskarża mnie o zdradę! Znacie mnie, znacie mego ojca! Całe życie wiernie ci służyliśmy! Nie znam tych bydłokradów, Sigmar mi świadkiem! Ta dziewka i jej kamraci, odkąd tylko pan Dieter najął ich do pilnowania krów robili wszystko żeby dążyć do zwady! Wczoraj jeden z nich niewinnemu człowiekowi próbował wpakować bełt w plecy! Dwa dni temu wdali się w pyskówkę z przemytnikami! Dziewka jednego zastrzeliła a potem jego dobytek rozkradli na moich oczach! To ty na tych ziemiach panie jesteś sędzią i katem a oni z życia ludzkiego, ze sprawiedliwości uczynili sobie kpinę! Zachowują się jak banda nawiedzonych wariatów, uzurpują sobie prawo do wymierzania kary! Nie podobało mi się to i głośno powiedziałem o tym w Sądzie! Nie chciałem by znów doszło do rozlewu krwi, nieświadomie ostrzegłem bydłkokrada nie wiedząc kim on jest w istocie ale wiedząc, że ci rzeźnicy znów planują popełnić zbrodnie. Nawet jeśli był winny to nie oni powinni spuścić z niego krew, a pan hrabia! Vermin miał plan, żeby tych bydłokradów śledzić do ich kryjówki, bydło odzyskać a złodziei złapać na gorącym uczynku w ich siedlisku. Ale ci głupcy każdej nocy robili wszystko by tak się nie stało! Sam widziałem jak ich otacza ta banda w lesie, a teraz dziewka stoi tu cała i zdrowa! Czy to nie dziwne!?

- Zamknąć się już, bo wyjdę z siebie! Obchodzi mnie to tyle teraz, co wczorajsze gówno!
- hrabia robił się czerwony. - Któreś z was mi odpowie na me pytania, inaczej dwójkę wychłostam i koło siebie zawisniecie! Co?! Kiedy?! I gdzie są teraz te psie syny!!!

Hrabia widać miał problemy ze słuchaniem, Robin powtórzyła więc jeszcze raz najważniejsze fakty:
- Człowiek podający się za Konrada von Eisenstadt szykuje atak w miejscu spotkania Jaśnie Pana Hrabiego z generałem Hinterem. Chce użyć skradzionego bydła. Jego ludzie, tuzin zbójów, wyprowadzili je z obozu w lesie dwie godziny przed świtem i zmierzają do Weilerbergu. Powinni być już blisko miejsca planowanego spotkania.

Hrabia zapewne słyszał, choć może rzeczywiście nie zakodował, gdyż rozmowa zamiast iść do sedna, odchodziła od niego. Wzajemne oskarżenia rozmyły odbiór, w którym władca włości oczekiwał więcej informacji o samym ataku, a mniej obwiniania osób, opowiadania o nich, bądź co bądź odbiegając od głównego tematu interesującego Hrabiego, czyli konkretów dotyczących ataku na niego. Informacji, których dwójka, która do niego przybyła, jakby nie patrzeć, nie znała. Robin wpierw podała przypuszczenia, a Drago, mimo chęci nie wiedział nic. Tak więc, koniec końców Hrabia nie dowiedział się, gdzie szukać potencjalnych napastników, ale Robin dosadnie i ponownie przypomniała mu o ryzyku ataku, który miałby się odbyć… już…

- Wysłać prędko posłańca do generała Hintera. Przekazać mu, że przywitam go u siebie na dworze, miast na polach. Wytłumaczyć względami bezpieczeństwa. Przekazać też, że rozbiliśmy szajkę złorzeczących i jemu i mi podłych ludzi, lecz wciąż obawiamy się ataku - wydał szybką komendę hrabia.

-Tą dwójkę, trójkę - poprawił się wskazując na Vermina - zabrać mi z oczu. Głowa mi przez ich jazgot pęka. Jak który bydło kradł, wybatożyć - polecił łowcy - ja muszę się teraz prędko w tych okolicznościach szykować.

Wszyscy postąpili zgodnie z poleceniami. Łowca, po opuszczeniu dworu, wypuścił Robin, rzekł jej, że jej ufa, lecz poradził jej by lepiej schodziła hrabiemu przez najbliższy czas z oczu.
- A ciebie też lepiej, żebym nie widział! - krzyknął na Drago.
Widać było, że łowca nie czuł się na siłach, by osądzać tą dwójkę. Tłumaczenia Drago, zdały się zachwiać jego pewność. Kobiecie ufał, ale fakt tego osła Drago, też znał dobrze. Miał głupie pomysły, ale nie aż tak… Łowca nigdy, w przeciwieństwie do hrabiego, nie wierzył, że to ktokolwiek z wioski. Wiedział, jak ludzie, mocno zależni od hrabiego, obawialiby się takiego występku.


***

- Może udało ci się wywinąć, ale pamiętam, że współpracowałeś z bydłokradami, że zdradziłeś towarzyszy i mnie osobiście, że uciekłeś i podałeś wrogom moją pozycję by łatwiej mogli mnie zabić – powiedziała do Drago.
- Lepiej niech cię już zamkną w lazarecie ty lunatyczko! – parskął śmiechem Drago, który najwyraźniej zapomniał, jak niewiele dzieliło go od szubienicy. Fakt, że znów mu się upiekło wpędził go w dobry nastrój – Wszyscy jesteście siebie warci. Akolita złodziejaszek i jego przyjaciółka - kłamczucha i morderczyni. Ja w przeciwieństwie do was mogę jednak spać spokojnie i spojrzeć w lustro bez wstydu. Nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem, nikomu nie próbowałem posłać zdradzieckiego bełtu w plecy. Wiem, że po tobie to spływa, bo ty życie traktujesz jak jakąś chorą grę. Myślisz, że każda zbrodnia ci się upiecze, każdy występek zostanie wybaczony. To że znów zabijesz, jestem więcej niż pewien i nie bój się, przypomnę ci to w odpowiednim czasie. A teraz zejdź mu z drogi i wracaj do swego lasu strugać strzały.
Drago odwrócił się na pięcie a Vermin stał nie wiedząc co ma zrobić. Popatrzył na przyjaciela potem na Robin po czym skinął do niej głową przepraszająco i ruszył. Ale nie za Drago. Musiał na razie od niego odpocząć, zastanowić się co dalej. Wrócił do swojego baraku i zmęczony zaległ na posłaniu. Śnił o Adaleidzie. Syn stajennego jeszcze natomiast nie wiedział, że mógł tylko pozornie od stryczka uciec.


*** Rudolf, Wolfgang, Abelard i Borys i Robin (+ Drago i Vermin) ***

Gdy Rudolf, Wolfgang i Abelard dotarli do Weilerbergu. Ujrzeli pospiesznie jadącego, zakutego w pełną zbroję, wojaka - domyślili się, że to generał Hintern. Ten wraz ze swym orszakiem przybył właśnie do wsi i zmierzał bezpośrednio w kierunku rezydencji hrabiego. Mieszkańcy byli zebrani na trawniku, ale byli wyraźnie zdezorientowani. Byli przygotowani w jednym miejscu, by obejrzeć oficjalne powitanie gościa przez ich hrabiego. Jednak zostali i przez orszak minięci, i też sam hrabia do nich nie wyszedł. Sytuacje i coraz głośniejsze rozmowy zaogniał łowca, który wraz z grupą uzbrojonych chłopów, nerwowo biegał po okolicy.

Ujrzeli też idącego z nieco innej strony Borysa. Ten miał całą twarz zalana krwią, wyglądał tragicznie. Dołączył on do nich.

- Gadajcie, co wiecie o tych złodziejach. Kaj są? Wiecie? Widzieliście ich?!- łowca sam do nich podbiegł. Głównie patrzył na zakrwawionego Borysa.

Wycofałem się jak nas zaskoczyli. Śledziłem jednego do takiej chatki do polowań. – Borys wyjaśnił jej położenie. - Tam było ich więcej odkryli mnie i ogłuszyli. Jednego postrzeliłem w lewą rękę. Jakbyście ich szukali to może dzięki temu łatwiej będzie. Rana od bełtu specyficzna.

Robin patrzyła i czekała. Z ulgą przywitała widok kolegów. Przed chwilą wszystko już powiedziała, nawet trzy razy, ale może niektórzy potrzebują większej liczby powtórzeń. Albo ufają jej mniej niż twierdzą. Zła była jak osa po takim potraktowaniu jakie zaprezentował Hrabia.
„No i ładnie, teraz nie będą chcieli płacić pewniakiem”, pomyślał sobie Rudolf.
- Ich szef podawał się za Konrada von Eisenstadta. Sami bydłokradzi co do jednego nietutejsi, twarzom się bacznie przyglądałem. Kryjówkę mieli ot tam - machnął ręką w stronę, skąd przyszli. - Może uda mi się tam trafić ale od razu mówię, że na lasach nie znam się dobrze. Niestety - rozłożył ręce - gdy mieliśmy jednego już aresztować Drago krzykiem go uprzedził i ściągnął nam na kark tuzin jego koleżków. A nas było dziś jedno pięcioro, bo niektórzy albo wcale się nie stawili, albo zniknęli w trakcie. To i nas przemogli i do niewoli wzięli, ale dopiero gdy nas już tylko troje przeciw ponad tuzinowi zostało. Nad ranem krowy zabrali coby wedle ich przechwałek jakiego psikusa hrabiemu zmajstrować i ważne spotkanie popsuć. Nas dopiero później puścili, to my i w te pędy sprawę zaraportować jesteśmy.

Łowca przez moment stał zawieszony,po czym zaklął siarczyście. Zdaje się, że zrozumiał iż popełnił błąd.
- Biegnijcie po tego stajennego bękarta! A ty prowadź… Tylko oni już tu, po tym jak kryjówkę opuscili, panna Robin mówiła.
- A to i racja, słusznie prawicie. W kryjówce już ich nie ma, to chyba lepiej, jak my tu na miejscu pilnować teraz zostaniemy. A kryjówkę potem spróbujemy znaleźć. Tak mnie teraz jeszcze myśl do głowy przyszła. Może oni celowo nam mówili, że tu bydło na spotkanie przywiodą, żeby nas zmylić? Bo wiedzieli, że my od razu wrócimy o tym donieść? –
zafrasował się na poważnie bednarz, pocierając zarośnięty policzek. - Ja to myślę, że lepiej zostać. Jak się co wydarzy, to hrabia będzie wściekły, jeżeli nas w pobliżu nie będzie. A kryjówkę znajdziem potem. Decydujcie panie Łowco, co nam czynić wypada.
- Nie myśl. Myślenie zostaw przełożonym. Znaj hierarchię, albo zostań przez nią pożarty.
- powiedział obojętnie akolita w stronę rzemieślnika po czym zwrócił się w stronę łowcy - Herr Dieter, Bednarz dość prosto przedstawił sprawę i jedyne co mogę powiedzieć to tak było. Co ciekawe ten herszt podał się za… - ściszył głos i pochylił się w stronę przełożonego - ...bękarta naszego Dobrodzieja.
Abelard wyprostował się i dał chwilę by To słowo zapadło w myśl.
- Z tego co ustaliliśmy zależy mu jedynie na upokorzeniu łaskawie nam panującego władcy i krowy mają w tym udział. Jaki jednak… tego nam nie wiadomo. Zdaniem kryminalisty powinniśmy przybyć w sam raz na “przedstawienie”, czymkolwiek miałoby być, więc pewnie to kwestia małej klepsydry jak nie mniej.
I właśnie wtedy, gdy Abelard kończył wypowiadać te słowa, z północy, od strony lasu, usłyszeli dźwięk rogu. Czyżby przedstawienie miało się właśnie zacząć?
- Wykrakałeś – stwierdził Rudolf i ruszył w stronę hałasu.
Usłyszeli, przez odległość już tłumione, pokrzykiwania, a po chwili również stłumiony ryk bydła. Odgłos wydawany przez krowy jednak rósł z chwili na chwilę. Zbliżały się. Łowca posłał chłopów w tamtym kierunku, a sam pobiegł w stronę posiadłości hrabiego.
Wolfgang z werwą osłabioną trudami ostatniej nocy ruszył za chłopami. Baderhoff podejrzewał, że może być potrzebny w okolicy tego całego “przedstawienia”.
- Tss… - syknął cicho akolita i ruszył w kierunku posiadłości hrabiego, by ze schodów obserwować zajście.

***

Gdy Dieter dotarł do hrabiego, chcąc go poinformować o prawdopodobnym rozpoczęciu ataku... Ten wraz z generałem wymieniali już, zza warstwy żelastwa, które nosili na głowach wyuczone, nieraz absurdalne, oficjalne formułki powitań i pozdrowień. Von Eisenstadt natychmiast je przerwał i pobiegł za Dieterem, a za nimi również, z ciekawości, ruszył generał.

Gdy wybiegł, hrabia ujrzał je, ujrzał swoje krowy. Były całe i zdrowe, pędziły do niego. Tylko… cóż to…? Były one pomalowane w nienaturalne żywe kolory. Hrabia obserwował wszystko z boku, widział jak bydło przebiegł koło umykających przed nimi ludźmi. I wtedy zauważył też, że każda z nich nosi duży napis na temat hrabiego. „ Drogi hrabia to wariat”, „Drogi hrabia nie dba o rodzinę”, „Drogi hrabia jest tępym dziadem”, „Drogi hrabia jest bubkiem bez moralności”, „Drogi hrabia uwielbia kozy”, „Drogi hrabia jest śmierdzącym brudasem”. Drogiego hrabiego wręcz sparaliżowało, odsłonił tylko osłonę hełmu i widać było, jak czerwienieje ze złości. Generał Hintern z otwartymi ustami gapił się na dziwne przedstawienie. Również chłopi biegnący w kierunku lasu, jak i nocni stróże na moment przystanęli i wtedy usłyszeli wrzask.

- Dieeeteeeer!!!
- Tu jestem panie.
- Na szubienicę z nim!!! Na stryczek!!!
- Kogo panie?
- Jak kogo?!! Co kogo?!! Tego pachoła cożeś sprowadził jako winnego tego wszystkiego?!!
- Zdzieliłem go już i…
- Jak zdzieliłeś?!!! Co zdzieliłeś?!! Wybatożyć!!! Wychłostać!!! W dyby go wsadzić!!
- Ale…
- Co ale?!!! W dyby!! Wybatożyć!! Wychłostać!! Już!!! Teraz!!! Dawać winnego na środek placu! Innych niech wydaje!! Wszystkich wyłapać!! Odpowiedzą za to!!! Odpowiedzą!!!


Łowca Dieter więcej nie dyskutował. Złapanie syna stajennego i przykładne go ukaranie nie zajeło długo. Wszystko potoczyło się niezwykle szybko, jeszcze krowy nie zdążyły się rozbiec, nie zdążono ich złapać, gdy Drago się już zarzekał się, gdy Drago już krzyczał, prosił o wybaczenie, płakał, przepraszał. Nic to jednak nie zmieniło decyzji hrabiego.
- To winny tych wszystkich dziecinnych, prostych, chłopskich występków. Złapany od razu. Nie pobłażamy takim i uczymy, by kolejny raz się nie zdarzyły - dumnym głosem przedstawił sprawę generałowi.

***

Gdy ochłonął, co jednak zajęło sporo czasu, polecił wysłać kogoś do Robin i rozgłosić, że w podzięce, za poświęcenie, lojalną służbę i szczerość względem pana wsi zostaje jej wydana nagroda pieniężna w postaci piętnastu koron. Jak również o tym, że hrabia dba o swych ludzi i każdy lojalny sługa zawsze zostanie odpowiednio wynagrodzony. I on i jego bezpośredni słudzy zawsze są otwarci na wszelkie ważne dla życia wioski informacje. Natomiast niech będą pewni, że przeciwne działania poskutkuje karą, jaką dostał Drago. Co najmniej. Takim czynom się nie pobłaża, bo są one złe dla całej społeczności.


*** Fay ***

Fay słuchając ludzi, zauważyła że najpopularniejszym tematem przerażonych ludzi są syreny… Nieco dziwny temat wewnątrz kontynentu, ale tak… ludzie rozmawiali o syrenach. Wcześniej dało się o nich usłyszeć od byłego kapitana okrętu, a obecnie właściciela Gospody, a teraz mówią o nich wszyscy. Tylko skąd syreny na lądzie?! W lasach?! Przy rzece?!

Przy stanowiskach targowych zauważyła, że ceny strzał są wręcz szalone. Dowiedziała, się że wkrótce ma odbyć się turniej łuczniczy i handlarz, okoliczny monopolista do tej pory, wykorzystuje bez skrupułów tą sytuację. Najpopularniejszymi towarami są zboże. Przez Kreutzhofen transportowane są również ruda i metale wydobywane z gór Szarych i Czarnych i wysyłane są na rynki w Imperium i Bretonii. Bywają również towary luksusowe, jak wyroby artystyczne, zioła, luksusowe wyroby skórzane, futra, czy przyprawy lub owoce cytrusowe. Spławiane jest również drewno i wino.

Odwiedziła też dwa pierwsze miejsca, pytając tam o pracę. Zgodnie z tym, co słyszała u ludzi w obydwu byli skłonni ją zatrudnić. Karczmarz zaoferował pięć koron miesięcznie plus napiwki. Browarnik dziewięć i pół korony, jeśli potwierdzi swe umiejętności.

Realizując swój plan na poranek pannie Ayinger narodził się w głowie kolejny. Dopytała o najczęściej uczęszczany szlak. Przypomniała sobie swoją drogę do miasta i rozpytała, czy ktoś nie da rady wynająć jej konia oraz dwóch koszy na dzień lub dwa. Szybko okazało się jednak, że konkurencja nie śpi, a monopolista przestawał być monopolistą. Ceny strzał mogły szybko spaść do normalnego poziomu, a jako, że znała się na tym niewiele, ktoś łatwo mógłby ją oszukać. Postanowiła zakupić kawałek węgla oraz dwa arkusze papieru z których chciała sklecić prosty notes do zapisywania przybywających kupców i cen jakie oferują na przewożone luksusowe towary.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 15-11-2018 o 12:11.
AJT jest offline  
Stary 15-11-2018, 12:15   #193
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Kiedy wróciła do miasta, niebo znaczyło się już lekką czerwienią. Kolejny raz w półprzytomnym stanie weszła do ,,Orła” i bez słowa rzuciła na ladę jedenaście szylingów. Strawę wzięła ze sobą do pokoju. Zwykła bowiem unikać jedzenia przy innych, nawet jeśli o tej porze znajdował się tu tylko właściciel i pijany dziadyga pod stołem.
Nie dawała jej spokoju świadomość zmniejszającej się kiesy. Jeśli miała kontynuować swoje plany, potrzebne jej było stałe źródło dochodu. Ta kwestia musiała jednak poczekać, gdyż brak snu był kiepskim doradcą.
Przed spoczynkiem posmarowała się przypisanymi maściami, zaraz czując jak przyjemnie grzeją obolałe miejsca. Dopiero wtedy padła jak długa na siennik ku uciesze kilkunastu upierdliwych pcheł. Wierny chart przycupnął obok, czuwał jakiś czas i wreszcie on także złożył głowę do snu.

Sny nawiedziły ją kilka godzin później. Widziała samą siebie, jak stoi przy rozkopanym grobie na tle zacinającej mżawki. Obok, koło zbutwiałego świerku, tkwiła przeklęta starucha, z którą kiedyś spędziła tak wiele czasu. Jędza ględziła. Owrzodzona gęba trajkotała jakby jutra miało nie być. Że młoda jest bezużyteczna, że jej się nie należy. Na jawie Cathelyn z łatwością poskramiała emocje, lecz tutaj zdawały się dosłownie kipieć. Miała dość. Jednym pchnięciem pozbawiła starej tchu. Sztylet zabarwił się na czerwono, a bezwładne ciało poleciało w objęcia czarnej dziury.

Nie zerwała się z urwanym w piersi krzykiem ani zlana potem. Crossman po prostu zwlekła się z łóżka i leniwie zerknęła przez rybią błonę, która służyła za okno. Przed oczami nadal miała zakrwawiony sztylet, lecz na jawie zdawał się już tylko narzędziem.
Odgoniła nocne mary i zaczęła rozważać dalsze kroki. Zgodnie z wcześniejszym postanowieniem, zamierzała podreperować swoje finanse. Polowanie na bydłokradów zaczęło ją nużyć. Osoby pokroju hrabiego działały jej na nerwy, a i zarobek nie był rewelacyjny. Potrzebowała czegoś lepszego i to szybko.
Sięgnęła pamięcią do ogłoszeń, które ostatnio wpadły jej w oko. Dwa wydawały się szczególnie dochodowe: jeden dotyczył pochwycenia wilkołaka, drugi eskortowania karawany. Obydwie opcje wydłużały jej zadanie o co najmniej kilka dni, z czego zleceniodawca mógłby nie być zadowolony. Z drugiej strony była tylko człowiekiem i jak każdy potrzebowała gotówki.
Sporo myśli przewinęło jej się przez głowę tego dnia. Może rzeczywiście to było odpowiednie miejsce, aby posiedzieć tu dłużej? Już wcześniej nosiła się z takim zamiarem, teraz jednakże nabierała ku temu pewności. Dość peryferyjne miasto dawało szansę, by świat o niej zapomniał, a ona sama choć częściowo pozbyła się starych demonów. Oznaczało to, że musiała przynajmniej zawiesić dotychczasowy zawód i zająć się inną pracą, ale to jej nie martwiło. Crossman posiadała umiejętności, które były potrzebne wszędzie i od zawsze. Musiała mieć tylko oczy szeroko otwarte.


Kiedy dotarła na cmentarz, powitały ją jedynie chrapliwe odgłosy tłustych gawronów. Powoli skierowała się do kaplicy. Było tu podejrzanie spokojnie, nawet jak na to miejsce. Dopiero teraz dziewczyna przypomniała sobie, że wracając nad ranem ze zwiadu, nie zauważyła znaków bytności akolity. To mógł być przypadek, lecz ten fakt zrzucił jej z oczu resztki snu.
Cathelyn przyłożyła dłonie do ust i zawołała:
- Abelardzie! Jesteś tutaj?
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 15-11-2018 o 12:55.
Caleb jest offline  
Stary 16-11-2018, 21:00   #194
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Konrad von cośtam, rzekomy syn Hrabiego, odniósł połowiczny sukces. Ale przynajmniej biegnące stado nie stratowało szlachetnie urodzonego, ani odwiedzającego go generała. Wolała nie myśleć, co by się stało z wioską (a zwłaszcza ze strażnikami, których hrabia wynajął), gdyby cały plan Konrada się powiódł. Połamany Hrabia łaskawszy by się nie zrobił. A gdyby jeszcze bydło poturbowało generała Hinterna to już w ogóle... Przecież wtedy odpowiadałby za to Hrabia, a on już by wiedział na kogo winę zwalić.
~Ten idiota Drago o mało co nas wszystkich nie pozabijał. Co go podkusiło? - pomyślała.


Gdy Dieter posłał po Robin by wręczyć jej piętnaście koron poczuła się doceniona. Postanowiła kuć żelazo póki gorące i zapytała o szanse na zatrudnienie. Zawsze to lepiej mieć oficjalne pozwolenie na przebywanie w hrabiowskich lasach.
Argumentowała, że zawsze warto mieć dodatkowych podwładnych, na których można część roboty przerzucić, a teraz, kiedy w okolicy pojawiają się zbóje, łatwiej będzie przekonać Hrabiego. Oczywiście nie oczekiwała odpowiedzi ani zatrudnienia od razu, wiedziała, że Łowca musi uzyskać zgodę Hrabiego, a ten niekoniecznie miał czas na pogawędki podczas wizyty Generała. A i humor mógł mieć nieciekawy.

W wolnych chwilach ćwiczyła strzelanie z łuku. Turniej coraz bliżej.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
Stary 17-11-2018, 23:07   #195
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Rudolf zrobił swoją robotę. Tyle szumu o jakieś wypacykowanie krów? Zainkasował wypłatę i poprosił Robin, aby odwiedziła go wieczorem w warsztacie - będzie miał partię strzał do ocenienia. Gdy wreszcie wszedł do warsztatu poczuł się od razu dużo lepiej. Co prawda nie planował spędzić tu reszty życia, ale jednak było miło być znowu wśród narzędzi, zamiast włóczyć się po lesie nocą. Rozpalił ogień i zabrał się za przygotowanie grotów. Nie miał mu kto powiedzieć jak powinno to być zrobione prawidłowo, ale kowalstwem zajmował się nie od dziś. Musiał uzyskać jedynie materiał cieńszy od bednarki, a następnie przyciąć go odpowiednio. Owszem, gdyby miał robić strzały zawodowo, to przygotował by najpierw formę, żeby odlewać groty. Ale to miała być krótka robota i szkoda było na to czasu. Ściągnął wierzchnie ubranie zostając w kaftanie. Wziął się do roboty. Był jako tako wyspany po nocy, ale chciał jak najszybciej zrobić pilne rzeczy i wieczorem pójść się porządnie wyspać. Poszuka jakiegoś miejsca z dala od płaczących dzieciaków i harmidru. Po dwóch godzinach przygotował dwa tuziny grotów i zadowolony z siebie ruszył do chaty obok - złotej rączki.
- Panie Schmidt, mam wszystko, co jest potrzebne do robienia strzał - przywitał sąsiada, który właśnie dłubał coś w drewnie na podwórzu.
- A powitać, powitać - kiwnął mu na powitanie głową. - To ja zaraz się zbiorę i wezmę do roboty - powiedział wstając. Zaczął układać do koszyka narzędzia, które leżały wokół. - Sąsiad - kiwnął głową w stronę domu Magnusa Dunny - coś cięty na Cię ostatnio.
- Mówił coś?
- zaciekawił się.
- Czy mówił… mamrotał coś niepochlebnie, tak bym rzekł - Nikolaus splunął. - Pytałem, czy kto nie ma jakiego chłopaka zdatnego do roboty, a jak się dowiedział, że to dla Ciebie, to powiedział, że nawet gdyby znał, to na zmarnowanie by nie dał. Ale go za język nie ciągnąłem.
- A, szkoda gadać
- machnął Rudolf. - Nie lubi mnie ostatnio, bo jakiś sekret ma i przypadkiem się na niego natknąłem. Ale mnie nic do tego. A z innej beczki, psa bym kupił. Takiego obronnego.
- A co, kradną Ci drewno
? - zainteresował się Schmidt.
- Nie, ale przyda się i tak. Lepiej się zabezpieczyć, niż płakać po szkodzie.
- Racja, racja. Z Thomasem, Schutzem, pogadaj. On ma dwa psy.
- Fakt.

Przez dalszą drogę do warsztatu milczeli. Schmidt odezwał się dopiero na miejscu, zwracając do ojca Rudolfa.
- Gustav, jak leci - uścisnęli sobie dłonie. - Słyszałem, że warsztat wam się rozrasta.
- Witaj, Nikola
- ojciec oderwał się od pracy, łypiąc na Rudolfa. - Ah, utrapienie z tym moim najmłodszym, zamiast pracować od rana do nocy, to ciągle coś mu do głowy wpada. W czym mogę Ci pomóc?
- Dam sobie radę, dzięki. Młody mnie zatrudnił
- wyszczerzył się na widok miny starego Bednarza.
- A co to znowu za gadanie? Teraz beczki będziesz za niego robił?
- Dzisiaj strzały, a potem zostawię was w spokoju. A co do chłopaka… młody jest, daj mu szansę się wykazać
- klepnął sąsiada w ramię. - No młody, bierzmy się do roboty. A widzisz, byłbym zapomniał. Andreas chciałby z Tobą porozmawiać, Rudolf. Pokaż mi gdzie co leży i daj mi popracować, a sam wpadnij do niego. Myślę, że ma dla Ciebie niespodziankę - uśmiechnął się pokazując dziurę w zębach po jedynce.
 
Gladin jest offline  
Stary 18-11-2018, 10:15   #196
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję za dialogi w tej kolejce...

Wolfgang Baderhoff nie należał do zwykłych, szarych żołnierzyków chodzących w rytm machin wojennych i nucących hymn swego księstwa przy każdym wypróżnianiu. W jego ciele walczyły przeciwności, ponieważ z jednej strony żołnierz idealnie trzymał się rozkazów, dużo trenował i odnosił bardzo dobre wyniki w garnizonie, a z drugiej kochał grę w kości, zabawę, tańce i picie. Tego dnia w jego ciele wygrywał raczej żołdak i w takim stanie zastał go kapitan Trotell.

Baderhoff szedł wyprostowany, oszczędnymi ruchami rąk nadając sobie rytm. Niestety po nieprzespanej nocy i wiecznej walce z własnymi myślami wojownik wyglądał nie najlepiej. Jego zwykle idealnie wypielęgnowany zarost sterczał w każdym możliwym kierunku, rude włosy egzystowały w malowniczym nieładzie, a ekwipunek wisiał na jego ciele jak na ledwo trzymającym się kupy wieszaku. Z jego lica biło zmęczenie, a wzrok był mętny, obojętny, zmęczony. Kapitan skrzywił się na widok jednego ze swoich najlepszych żołnierzy...

- Baderhoff! Jak wy wyglądacie?! - ocenił ogólną aparycję żołnierza po nocy w lesie. - Muszę z wami pogadać. Oporządźcie się i przyjdźcie do mnie później.

- Tak jest kapitanie! - zakrzyknął Wolfgang kiwając ochoczo głową. Jak to żołnierz miał w zwyczaju nie zadawał pytań i nie kwapił się domyślać czego chciał przełożony. Większość takich strzałów i tak byłaby ślepa.

- To odmaszerować! - zakrzyknął kapitan ruszając zapewne w dalszą drogę do rezydencji Hrabiego.


Hrabia, generał oraz łowczy nie wyglądali najlepiej kiedy zobaczyli wymalowane krowy skradzione z pastwisk Hrabiego. Łowczy był zdumiony, generał wyglądał na zniesmaczonego, ale prawdziwa paleta kolorów przeszła przez lico Hrabiego. Wolfgang pewnie by dyszał, bo biegł sporą część drogi, ale był w doskonałej kondycji. Oddychał zatem miarowo i spokojnie.

Żołnierz nie wiedział co było wypisane na krowach, ale domyślał się, że były to obelgi skierowane w stronę Hrabiego. Ten wpadł w taką złość, że zdaniem żołnierza powinien się zająć nim medyk. Takie nerwy mogły wywołać utratę przytomności albo jeszcze gorszą reakcję organizmu...

- Na szubienicę z nim!!! Na stryczek!!!

Darł się wniebogłosy szlachcic kierując całą swoją złość na syna stajennego. Wolfgangowi było żal Drago, bo ten mógł nieświadomie działać na szkodę strażników. Jego wina nie została też udowodniona przed sądem, ale czy ten był konieczny kiedy czyny dotykały samego Hrabiego? Wybatożenie nie było najgorszą karą jaką mógł otrzymać syn stajennego dlatego Wolfgang tylko obserwował rozwój wydarzeń. Tym co się stało z Drago żołnierz nie rozkoszował się, bo wiedział, że każdy z nich posiadał w sobie odrobinę winy. W końcu poszli na tę misję bez wzajemnej znajomości i zgrania. Nie wiedzieli o sobie niemal nic, a podjęli ryzyko godne osiedlowych bohaterów. Może ten widok będzie dla nich nauczką, po której zaczną doceniać współpracę.


Wolfgang nie kwapił się specjalnie do rozmów z innymi, bo cały czas rozgryzał komu mógł naprawdę zawierzyć, a z kim nie wypadało mu się układać. Wydawało mu się, że zaczynał poznawać całą ekipę, ale jego myśli na nowo rozwiała rozprawa sądowa podczas której niemal każdy z jego kompanów pokazał drugie oblicze. Prości ludzie stawali się nagle niesamowitymi mówcami, a Ci co wcześniej mówili z sensem nagle popadali w graniczny fanatyzm paląc stosy w co drugim zdaniu. Rudolf wcześniej wydawał się żołnierzowi naprawdę rozsądnym człowiekiem, ale proces sądowy pokazał mu, że wszystko nie było takie proste i czarno-białe jakby się mogło wydawać. Bednarz wymagał większej uwagi i ponownej oceny jego osoby. Wolfgang jednak nikogo nie skreślał. Być może bednarz po prostu podpadł złym ludziom. Był to powód dla którego żołnierz nigdy nie szukał sobie wrogów, a raczej starał się zdobywać przyjaciół...

- Czego chciał kapitan od Ciebie? - zapytał Rudolf po "przedstawieniu". - Słyszałem, że zły jest, bo mu ludzi i sprzętu brakuje.

- Niestety nie mogę wyjawić Tobie ani nikomu innemu wewnętrznych problemów garnizonu, ale rzeczywiście kapitan jest jakiś strapiony. - powiedział Wolfgang. - Ogólnie jest to osoba dość szorstka, ale ten grymas był niecodzienny, nawet jak na niego. Czego może chcieć niestety nie wiem, ale jako jeden z lepszych żołnierzy zapewne zostanę posłany w jakiś specyficzny bój… - dodał żołnierz. - Nie miałeś jakiś problemów przez proces sądowy? Ja niewiele się udzielałem, ale zauważyłem, że nie trawicie się z niektórymi…

- A, lepiej nie gadać. - machnął ręką bednarz. - Całe to stróżowanie bokiem mi wyszło. Było minęło zajmijmy się przyszłością. A tak odnośnie przyszłości. Mam jeden pomysł, który może by się spodobał kapitanowi, na wzmocnienie oddziałów. Trochę nieszablonowy. Jak tu do niego najlepiej podejść, żeby mnie od razu nie wyrzucił? Może byś mu podszepnął, że coś gadałem o takim pomyśle? Żeby to on sam się zainteresował i mnie na rozmowę zaprosił?

- Dobrze. - odpowiedział zaskoczony lekko wojownik. - Przekażę kapitanowi, ale niestety nie obiecuję, że się do Ciebie odezwie. Jak mówiłem to dość szorstki człek… - odpowiedział wojownik patrząc na bednarza.


Wolfgang miał kilka rzeczy do zrobienia. Najpierw chciał doprowadzić się do porządku. Musiał się porządnie umyć, poprawić zarost i najeść. Później miał w planach odwiedzić garnizon i poszukać sobie nowej broni. Przez stróżowanie zyskał nieco złota, które chciał wydać na porządną włócznię. Kiedyś walczył taką bronią i wiedział, że leżałaby ona mu dość dobrze. Jako żołnierz preferował halabardę, ale na trakcie i w dodatkowych zleceniach lepszym rozwiązaniem byłaby włócznia w duecie z tarczą. Halabarda oferuje silniejsze ciosy, ale Wolfgang wolał szybkość włóczni połączoną z możliwością parowania tarczą.


Po wejściu na teren garnizonu Wolfgang chciał zamienić kilka słów z innymi żołdakami. Szczególnie ucieszył się kiedy spotkał Alberta Frotza. Był to jego najbliższy kompan z oddziału, z którym znali się od pierwszego dnia szkolenia za czasów kiedy byli świeżymi nabytkami armii. Frotz szedł akurat na trening trzymając na ramieniu swoją wysłużoną rusznicę.

- O patrzta chłopy kto nas raczył odwiedzić! - zakrzyknął Albert widząc Wolfganga. - Piękny Pan, strażnik leśny i poskromiciel bydłokradów w jednym! - zaśmiał się żołnierz. - Co się stało miłościwy Panie? Na dworze strzał zabrakło? - zapytał się z uśmiechem patrząc na przyjaciela.

- Bardzo, kurwa, śmieszne. - odpowiedział Wolfgang patrząc na rusznikarza. - Co do strzał noszę przy sobie zawsze jedną aby w razie potrzeby przybić Ci twój niewyparzony jęzor do podniebienia. - zaśmiał się tym razem Baderhoff. - Jak widzę zmierzasz na comiesięczny trening?

- Marzenia, marzenia synku oficera. - rzucił z wrednym uśmiechem Albert. - Comiesięczny? To Tobie zaczyna kałdun spod skórzni wychodzić! - wybuchnął śmiechem przyjaciel wojownika.

- Kałdun? - zapytał Wolfgang szybko rozsznurowując zbroję i pokazując idealnie wyrzeźbiony brzuch. - Zdaje się, że zamiast na mnie patrzyłeś na własne odbicie w misce ze swoimi łzami kiedy ostatnio na sparingu spuściłem Ci łomot...

- Łomot? Od Ciebie? Jejuniu kochany chyba Morr musi naprawdę Ciebie kochać zsyłając Ci takie piękne sny... - powiedział Albert. - Oby nie tak bardzo, że niedługo zabierze Cię do swoich ogrodów.

- Kurwa, przeginasz Albert. - rzucił przez zęby Baderhoff.

- Faktycznie stary, wybacz. - zgodził się Frotz wyciągając rękę. - Co ty tutaj robisz? Kiedy do nas wrócisz i wspólnie znowu wybijemy na patrol? - zapytał rusznikarz.

- Nie ma sprawy. - odparł Wolfgang podając rękę, przyciągając Alberta i klepiąc go po plecach. - Kapitan mnie wezwał. Ma do mnie jakąś sprawę. Być może już niedługo znowu posiekamy wspólnie jakiegoś wroga.

- Oby, bo już nie pamiętam jak słabo walczysz. - rzucił znowu się uśmiechając Albert. - Ta koordynacja ruchów jak u nachlanego niziołka, ta krasnoludzka zręczność i potykanie się o własne nogi... Aż dziw uwierzyć, że stary Baderhoff to twój ojciec.

- A weź spierdalaj, stary druhu. - powiedział Wolfgang wybuchając śmiechem. - Tobie pozwolę tak żartować, bo tyle razy ode mnie dostałeś, że mogło Ci się już w tej łepetynie pomieszać...

- Marzenia, marzenia synku oficera. - odpowiedział Albert. - Dobra. Ja spierdalam na trening. Wpadnij też kiedyś, bo w końcu z nadmiaru tłuszczu nie wleziesz w skórznie.


Wolfgang nie szukał długo kapitana. Żołnierz był ciekaw co planował dla niego przełożony. Czyżby ten wpadł na jakiś tajemniczy plan polepszenia sytuacji garnizonu?

- Wolfgang Baderhoff melduje się na rozkaz kapitanie! - powiedział żołnierz oddając równocześnie honory wyższemu stopniem. - Przepraszam za zuchwałość, ale bednarz Rudolf prosił abym przekazał Panu, że ma plan jak polepszyć sytuację w garnizonie. - rzucił z szacunkiem Wolfgang. - Nie wiem skąd zna naszą sytuację, ale obiecałem mu, że przekażę jego prośbę. Co to za sprawa, w której zostałem wezwany, Sir?
 
Lechu jest offline  
Stary 19-11-2018, 10:54   #197
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Borys wszedł do baraku w którym nocował Vermin. Nie był on zamknięty więc Borys się nie krępował. Z oddali słyszał ciągle powtarzane imię. Adelaida, Adelaida, Adelaida poczekaj. Kislevczyk spojrzał na biednego w jego ocenie Vermina. Od razu delikatnie go obudził. Niemowa zaczął machać coś rękamami. Borys chwycił to za oba ramiona. Przybliżył swoją głowę do jego i powiedział.
-Adelaida - powtórz proszę.
Vermin w odpowiedzi tylko się szarpnął strącił ręce Borysa i zaczął pukać się w głowę.
Kislevczyk się nie poddał znów chwycił Vermina za ramiona. Ten nie szarpał się na tyle mocno by się wyrwać. Balsamista natomiast powtórzył lekko nim potrząsając.
-Vermin skup się wypowiadałeś to imię przez sen. Skup się i powtórz Adelaida.
Vermin zastanawiał się czy Borysa widzi w śnie czy na jawie. Mężczyzna próbował mu wmówić, że ten wcale nie jest niemową, ba…że wypowiedział na głos imię swojej ukochanej przyjaciółki. W snach faktycznie potrafił mówić, zwłaszcza kiedy śniła mu się siostrzenica hrabiego, ale po wybudzeniu gdy otwierał usta nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Jakiś przyjezdny cyrulik stwierdził nawet kiedyś, że to nie kwestia niewydolnych strun głosowych i języka, lecz tego co siedzi w głowie szczurołapa. Że po tylu latach spędzonych wśród ludzi, nawet jeśli w górach żył jako dzikie dziecko powinien już zacząć składać zdania, albo chociaż wymawiać pojedyncze wyrazy.
Popatrzył raz jeszcze na Borysa, który chyba faktycznie coś usłyszał. Skąd niby miałby wiedzieć, że śniła mu się Adelaida? Przecież nie potrafił zaglądać w jego myśli i senne marzenia. Jaki powód miałby, żeby go okłamać?
Vermin otworzył usta próbując wydusić z siebie dźwięk. Bez rezultatu. Nawet litera A nie przechodziła mu przez gardło. W końcu szczurołap się poddał. Przypomniał sobie o czymś, wziął patyk i na ziemi wyrysował imię.
DRAGO i zrobił znak zapytania, licząc, że Borys zrozumie o co ten chce go zapytać. Martwił się o przyjaciela, oskarżenia Robin były poważne i nawet jeśli Dieter mu odpuścił, o sprawie na pewno tak szybko nie zapomni.
-Dyby i batożenie. Chciałbym żeby było inaczej ale przynajmniej go nie powieszą. Wiem, że jest twoim przyjacielem ale zachował się nierozsądnie - Borys uważnie dobra słowa by nie zranić Vermina za mocno. - Tymczasem próbuj dalej. ADELAIDA albo chociaż DRAGO. - Borys był nieustępliwy i chciał wydusić słowo z Vermina.
Gdy Vermin usłyszał co się stało z przyjacielem, z jego ust wyszedł cichy jęk.
- O nie…
Szczurołap popatrzył przestraszony na Borysa i złapał się za usta. Nie mógł się przesłyszeć, naprawdę to powiedział na głos. Po chwili widząc jak mężczyzna zachęca go do dalszych prób otworzył usta i próbował wypowiedzieć imię Adelaidy.
-A…Ad…Ada…Ada
Nie mógł wydusić z siebie tak długiego wyrazu więc zdenerwowany wychrypiał.
- B…B…Borys…
I tym samym Kislevczyk był pierwszym człowiekiem, którego imię szczurołap wypowiedział na głos. Zaśmiał się uradowany udaną próbą i zaczął powtarzać.
- Borys. Borys. Borys.
Po chwili wyciągnął rękę do mężczyzny i potrząsnął nią w podziękowaniu. Jakiś czas później gdy Vermin już ochłonął Kislevczyk wyjaśnił mu powód swojej wizyty
Kislevczyk był bardzo uradowany z ozdrowienia Vermina. Nawet dumny, że udało mu się pomóc szczurołapowi w tak nieoczekiwany sposób. To że wypowiedział jego imię jako jedno z pierwszych było równie niespodziewanym wyróżnieniem. Borys obiecał Verminowi, że jeśli będzie potrzebował trenować rozmowy zgłasza się na ochotnika. Z dala od ciekawskich oczu z tolerancyjny na błędy kompanom łatwiej próbować. Dopiero gdy ta sprawa była zamknięta Borys wyjaśnił przyczyny swojej wizyty. I opowiedział o krasnoludach z pełnymi mieszkami złota w karczmie. I ich chęci poznania szlaków przez góry. Wystarczyło je narysować lub wskazać na mapie. Pracę zaproponował Verminowi i zabrał to do karczmy.
Vermin oczywiście zgodził się pomóc Borysowi i krasnoludom, miał u niego wielki dług wdzięczności. Zdecydował, że pójdzie najpierw z nim do karczmy obejrzeć te mapy a potem spróbuje dowiedzieć czegoś więcej o losach swojego przyjaciela. Gdyby Drago miał zostać powieszony, już by wisiał. Hrabia dużo groził i krzyczał, ale człowiek, którego krew płynęła w żyłach Adelaidy nie mógł być przecież tak do końca zły. Szczurołap liczył na szczęśliwe zakończenie tej sprawy, teraz chciał jednak pomóc Borysowi. Udał się z nim do karczmy, co chwila próbując powtarzać jakieś nowe słowo. Kislevczyk ciągle go poprawiał, ale wykazywał cierpliwość godną samej Shallya’i.
 
waydack jest offline  
Stary 19-11-2018, 12:33   #198
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
 DZIEŃ 4


*** Abelard ***

Odpoczął po nocce, by następnie udać się do browaru. Piwowar Saufer witając Abelarda stwierdził, że dawno takiego ruchu u niego nie było. Pierw kobieta, którą zatrudnił, później sąsiad bednarz, by swą wizytą zaskoczył go akolita.

Porozmawiali nieco o alkoholu, lecz tematem przewodnim miała być… gorzała. Abelard dowiedział się, że nikt się produkcją handlową w Kreutzhofen nie zajmuje, choć niektórzy pędzą swoje samogony. Później Abelard opowiadał mu o swoich pomysłach, rzeczach które go blokują i tym podobnych. Piwowar jednak nie reagował na te pomysły z entuzjazmem, nie wykazywał zainteresowania tematem, więc i Abelard zakończył z uśmiechem.
Proszę się nie martwić, kiedy powstanie świątynia Sigmara, Kreutzhofen zazna prawdziwie dobrą wódkę. Choć pewnie to trochę potrwa…

W trakcie dnia akolita stał się pobudzony i zdenerwowany. Z jakiegoś powodu czuł niepokój, ale nie mógł określić jego źródła.


*** Borys ***

Borys zaczął dzień od spotkania z Verminem.

By następnie zająć się szukaniem kolejnego zajęcia. Widać chciał się szybko wzbogacić, pewnie też zaimponować ojcowi Sary, zostać rozpoznawalnym. Zdobył szczegóły od organizatorów wybraw i następnie zabrał się za pomoc i organizowanie osób do eskorty. Mocno zaangażował się w temat. Odwiedził karczmę, garnizon, straż, łowczego i nawet…elfa. Z garnizonu i straży dostał potwierdzenie, że przydział swój dadzą.

Następnie spędził dzień z Sarą. Ta wciąż jednak nie była przekonana, iż to już najlepszy czas na przedstawienie go rodzicom. Niemniej jednak czas do wieczora spędzili wspólnie, bardzo dobrze się bawiąc.

W trakcie dnia Bogdanov jednak stał się dziwnie pobudzony i zdenerwowany. Z jakiegoś powodu czuł niepokój, ale nie mógł określić jego źródła.


*** Cathelyn ***

Na cmentarzu nie zastała Abelarda. W tym czasie zapewne był on u piwowara.

W trakcie dnia zauważyła zainteresowanie tematem eskorty do Księstw Granicznych. Pokrywał się on i z jej pomysłem na dalsze zdobycie zarobku. Dowiedziała się, że wyruszą oni po turnieju łuczniczym, więc miała jeszcze kilka dni na przygotowania, a także ogarnięcie kilku tematów w mieście.

W trakcie dnia stała się mocno pobudzona i zdenerwowana. Z jakiegoś powodu czuła niepokój, ale nie mógł określić jego źródła. Najbardziej prawdopodobnym były sny, które ją nachodziły.


*** Fay ***

Po posprzątaniu w karczmie udała się na przystań, gdzie rozpytywała o plotki i towary. Zajęła się tematem porządnie i dokładnie, zapisując kwoty interesujących ją towarów. Zaczęła zbierać dane, które mogły jej się przydać w przyszłości. Wiedziała, że na przykład z Księstw Granicznych najczęściej są importowane futra, przyprawy, jedwab i kadzidła, acz tego dnia były to jedynie kadzidła.

Następnie udała się do zajazdu, tawerny i piwowara u którego uzgodniła warunki zatrudnienia.

Resztę popołudnia spędziła w Domu Artystów, gdzie poprosiła o spotkanie z gosposią - Marią Gambacini. Kobieta ta miała około 40 lat. Miała oliwkową skórę i perłowobiałe zęby. Ubrana była w białą bluzkę i bardzo kolorową wzorzystą spódnicę. Na łańcuszku wisiała szczurza łapkę. Spytała Fay w czym może jej pomóc.


*** Rudolf ***

Dzień Rudolfa był jak zwykle intensywny. Praca w warsztacie, wizyty handlowo-towarzyskie, interesy. Dla Bednarza dzień był zdecydowanie za krótki, by wszystkie pomysły, jakie rodzą się w jego głowie mogły zostać zrealizowane. Rudolf jednak czuł, że wszystko zaczyna iść w stronę, jaką by chciał. Już widział oczyma przyszłości, jak wszystko co planuje się powiodło, jak pławi się w luksusach. Jak został Mistrzem, Arystokratą… Tak, życie przed sobą miał wspaniałe… Ale teraz wrócił do rzeczywistości, wciąż miał parę rzeczy do załatwienia, by jego marzenia się ziściły…

Poprosił jeszcze Robin o ocenę wykonanych przez złotą rączkę strzał. A wieczorem miał zamiar zrelaksować się w karczmie i w końcu… zasnąć.

W trakcie dnia stał się pobudzony i zdenerwowany. Z jakiegoś powodu czuł niepokój, ale nie mógł określić jego źródła.


*** Robin ***

Dieter powiedział, że rozmawiał już o tym z hrabią. Von Eisenstadt przyjmie od niej zbyt na zwierzynę, jaki będzie miała. Zaoferuje jej średnio dziewięć koron miesięcznie za najlepsze zwierza, jakie upoluje. Dodatkowo łowca z dworu hrabiego pomoże jej w przygotowaniach do turnieju, na którym jej zależy, a także będzie ją wspierał psychologicznie i motywacyjnie na nim samym.

Rudolf poprosił ją, by udała się z nim wieczorem i oceniłą roborę “złotej rączki”.


*** Vermin ***

Pomógł Borysowi z mapami, by następnie „odwiedzić” Drago. Ten był we wsi, w centralnym punkcie, zapięty w dyby. Zakrwawiony, wyczerpany, bezsilny… Vermin sam nie widział, co robić… Podejść, nie podejść… Co myśleć… winny, niewinny… Jego stary kompan go nie widział, jego pusty wzrok nie mówił nic…


*** Wolfgang ***

- A cóż on polepszać chce?! Żołnierzy mi do musztry dać?! Już ostatnio mi wysłali ludzi do Morensholm, a teraz znowu! O czym też porozmawiamy później.- Obruszył się kapitan. - No to niech zrzuca sadło i do woja się rekrutuje! Wyposażenie też mi może podarować?! Tak podarować! Bo funduszy na nowe brak! Z urzędnikami sobie chce gadać?! Do Nuln jechać?! A może awans mi dać?! - zaczął wylewać swe sfrustrowanie. - Wiesz co Baderhoff… powiedz mu, by nie pieprzył…

- A teraz przejdźmy do konkretów. Wezwałem cię, gdyż zajmiesz się zagrożeniem. Poślijcie po Schulmana
- polecił Trotell, a po momencie przyszedł do nich jeden z żołnierzy.
- Mówcie Schulman
- Już przenigdy nie wejdę między drzewa –
- zaczął dziwnie młody wojak. - W powrotnej drodze tutaj, zastała nas noc. Postanowiliśmy więc obozować na skraju ścieżki. Przez ten powracający kaszel nie mogłem spać, a Bruno postanowił dotrzymać mi towarzystwa w bezsenności. Siedzieliśmy tak do momentu, kiedy nagle, z lasu obok, usłyszeliśmy kroki. Wydawało się, że nikogo tam nie było, a nie chcieliśmy bezpodstawnie podnosić całego oddziału na nogi. Postanowiliśmy wejść głębiej w zagajnik i sprawdzić, co to było. Wzięliśmy ze sobą jedną pochodnię i weszliśmy w las. Przeszliśmy kawałek, chciałem wracać, ale Bruno coś zobaczył i nalegał, byśmy podeszli jeszcze odrobinę. Wtedy ją zobaczyliśmy... Miała długie, czarne, gęste włosy, była naga i jakby lekko pobrudzona. Kucała obok ogromnego głazu, na którym wyryto jakieś symbole, na widok których od razu rozbolała mnie
głowa. Gdy postać się odwróciła, uśmiechnęła się do nas. Nigdy nie widziałem równie pięknych ust. A jej oczy! Były ogromne! Całe czarne, jakby nie miała białek, ale piękne! Wtedy jakoś mnie to nie zdziwiło, było ciemno, a ja, zauroczony jej uśmiechem, po prostu trwałem w bezruchu. Myślę, że musiała nas omamić jakoś, bo Bruno zachowywał się identycznie jak ja... Skinęła na niego palcem, żeby podszedł. Ruszył. I… było już za późno… W ciągu jednego uderzenia serca doskoczyła do niego, wzięła krótki zamach i rozcięła mu pazurami gardło. Przeskoczyła dobre cztery metry! Pamiętam tylko moment, jak straciłem przytomność. Gdy się obudziłem zobaczyłem ciało Bruna. Od pasa w górę nie było już na nim mięsa. Zwymiotowałem… Ziemia w pobliżu głazu była ciemna... Za kamieniem walały się resztki kości, kilka noży i łuk myśliwski. Ale ani śladu mięsa, musiała wszystko zjeść. Gdy wróciliśmy, zdałem raport dowódcy. Już nigdy, przenigdy nikt mnie nie namówi, żebym poszedł do lasu…

- Słyszycie Baderhoff –
znowu przemówił kapitan. - Musimy się tego pozbyć. Zajmiecie się tym i zabijecie to ścierwo - wydał „prostą” komendę. - Mówcie, czego wam trzeba. Tylko… nie nie mówicie, że ludzi, tu wiecie że jest problem - no tak, nie mogło być za łatwo.. - Sam próbuję zebrać zespół na wilkołaki i widzicie... zero odzewu. No, ale wy Baderhoff, wy widzę żeście przyjaciół dzielnych pozbierali. Dlatego wybrałem was. Zbierzecie wy ich – jakże to było proste... - A od nas weźmiecie jeszcze Frotza. No! To jak skład ustalony, to czego jeszcze potrzebujecie? – spojrzał na Wolfganga dając mu się wypowiedzieć.

***

- A wracając do Mortensholm – wrócił do tematu, który zaznaczył na początku. - Szykujcie się, bo pójdziecie z nimi. Będziecie od strony wojska strzec i dbać, by towar trafił na miejsce. Zgarniecie normalną zapłatę od nich, ale pamiętajcie, żeście na służbie i odpowiedzialni za dostawę na miejsce od naszej strony będą. Góra na sprawę patrzy... – tajemniczo, acz dając znać, że wiele do powiedzenia nie ma, zakończył.

***

W trakcie żołnierz stał się pobudzony i zdenerwowany. Z jakiegoś powodu czuł niepokój, ale nie mógł określić jego źródła. Czyżby to sprawa, którą dostał tak na niego wpłynęłą? Wątpliwe...


*** Wszyscy (czyt. kto chce i ma czas w trakcie dnia może działać. Reszta gdzieś o tym usłyszy)***

Po południu, pod chatą cyrkowca, zebrało się zbiegowisko. Kilka osób kręciło się przed drzwiami, ale nikt nie był skory wejść do środka. Wewnątrz był kapitan straży wraz ze swoim pomocnikiem. Zbliżał się też już doktor, który właśnie wchodził do środka.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 19-11-2018 o 18:47.
AJT jest offline  
Stary 19-11-2018, 13:25   #199
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Wizyta w browarze

Rudolf miał jak na ostatni dni dość niespodzianek. Były raczej z tego przykrego rodzaju. Ale cóż było robić, zostawił Schmidta z narzędziami. Zanim jednak udał się do browaru, wrócił do domu. Powinien się już ogolić, ale odłożył to jeszcze na jeden dzień. Natomiast rozpoczynać dzień bez porządnego śniadania byłoby zbrodnią. W kuchni stała beczka jego własnej roboty, z której wydobył kilka kiszonych ogórków. Znalazł kawałek chleba, który sobie suto posmarował smalcem. „Ehh… życie zdolnego rzemieślnika nie jest takie złe” pomyślał porównując to do tego, co musiał znosić przez ostatnie parę dni. I jaką zapłatę za to dostał. Po trzech kanapkach i kuflu piwa zrobiło mu się trochę lepiej. A po wizycie w wygódce świat nabrał już całkiem wesołych barw. Tak odświeżony ruszył spotkać się z Sauferem. Daleko zresztą nie miał. Ojciec strategicznie umieścił swój dom między browarem a kowalem - zanim Rudolf się wyszkolił, korzystali z pomocy braci Schmidtów. ostatniego.
- Panie Saufer! - krzyknął wchodząc do zabudowań. - Ma pan chwilę?
Zwalisty mężczyzna wyłonił się zza ogromnej kadzi.
- Rudolf, spodziewałem się Ciebie - uścisnęli sobie dłonie. - Chodź, siądziemy sobie przy stole, pogadamy - zaprosił do środka. Nalał piwa do kufli i przyniósł pęto kiełbasy, kładąc nóż obok. - Słyszałem od Nikoli, że pomocnika do warsztatu szukasz?
- Tak, jakiegoś zdolnego chłopaka bym zatrudnił. Chcę trochę zwiększyć produkcję
- potwierdził odkrajając sobie kawał kiełbasy.
- A mojego Emmericha byś nie wziął? - zapytał patrząc bacznie.
Rudolf zwolnił przeżuwanie kiełbasy, potarł zarost. Po co Saufer miałby dawać najstarszego do warsztatu bednarza. Pierwsze co mu przyszło do głowy to to, że chce zacząć w przyszłości sam beczki robić. I odebrać mu zarobek. Ale szybko odrzucił tę myśl. Pozbył by się najstarszego z pomocy w browarze? To bez sensu. Andreas miał już swoje lata, powinien myśleć o tym, by jak najszybciej syna wdrożyć. Fakt, miał jeszcze drugiego, niewiele młodszego.
- Wziąć to bym i wziął, po starej znajomości, czemu nie. Ale powiedz mi, przecie on Ci tutaj potrzebny jest.
- Widzisz Rudolf - westchnął ciężko. - Gdyby on był już w Twoim wieku. To co innego. Ty już fach w ręku masz, sam pomocników szukasz. Zanim on się na tyle wyszkoli, mnie już pięćdziesiąt wiosen będzie. Mnie potrzebny jest do pomocy ktoś tu i teraz. Muszę zatrudnić kogoś, kto zna się na robocie. A wtedy będę miał za dużo rąk do pomocy. Jednego syna muszę więc gdzieś do terminu dać. Ja wiem - spojrzał na bednara - że boisz się konkurencji. Ale pomyśl - przekonywał - i tak chcesz kogoś zatrudnić. Co Ci za różnica, kogo fachu nauczysz? A Twój ojciec w moim wieku jest. Akurat mój chłopak się wyszkoli, żeby go zastąpić. Młodszego rodzeństwa nie masz. Gdybyś miał, to co innego - przerwał by przegryźć kiełbasę. - Przemyśl to. Będę miał u Ciebie dług wdzięczności.
Rudolf milczał i myślał. Jeżeli odmówi piwowarowi, ten może przestać kupować u nich beczki. Nie znajdzie nic taniej, musiałby ciągnąć je niewiadomo skąd. Ale i tak może przestać. Z drugiej strony, długów wdzięczności nigdy za mało. Potarł zarost obiema dłońmi. Trochę racji było, w tym, co mówił sąsiad. Milczał i patrzyli na siebie. W sumie… chłopak COŚ o beczkach już wiedział. Szybciej się wdroży. To go przekonało. No i przecież, do kroćset, nie planował za 5 czy 10 lat nadal tyrać w warsztacie. Miał o wiele większe aspiracje.
- Wołaj chłopaka. Zaczniemy od razu - wstał wyciągając dłoń, jak na ubicie interesu.
- Nie pożałujesz. Emmerich! Chodź tu!
Saufer uśmiechał się. Rudolf miał nadzieję, że nie dlatego, że udał mu się jakiś przebiegły plan. Chłopak też zjawił się po chwili.
- Synu. Pana Rudolfa znasz. Od dziś będziesz co rano chodził do niego, pomagać mu i uczyć się - chłopak zdziwiony spojrzał na ich obu i przestąpił z nogi na nogę. Ale nic nie powiedział, z ojcem nie miał zamiaru dyskutować. I tak oto w warsztacie pojawił się nowy pomocnik, ku zaskoczeniu wszystkich. Rudolf tymczasem do warsztatu wrócił podirytowany. Czyżby nie wierzył, że osiągnie co zamierzał i bał się konkurencji ze strony młodego Saufera? Też coś!
 
Gladin jest offline  
Stary 22-11-2018, 12:38   #200
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Na miejscu nikogo nie było. Cathelyn zawołała jeszcze kilka razy, aby się co do tego upewnić, lecz odpowiadał jej tylko głuchy pogłos. Potem spojrzała na kaplicę. Miała świetną okazję, aby sprawdzić wnętrze, licząc na jakieś dokumenty oraz spisy dotyczące cmentarza. Podejrzewała jednak, że akolita mówił prawdę i mówił jej tyle, ile wiedział. Potem podeszła do grobu, gdzie jak podejrzewała, spoczywał Volkbert.
- By to Khorne porwał - mruknęła tylko.
Wciąż nie mogła podjąć dalszych kroków bez pewności, że tu spoczywał poszukiwany denat. Jej podbity but uderzył o kamień, który rykoszetował od nagrobnej płyty. Była zła, ponieważ wciąż musiała zwlekać.
Obróciła się na pięcie, obierając drogę w stronę miasta. Dopiero po kilku chwilach dotarło do niej nagłe wrażenie niepokoju oraz obecność jakiegoś zimna. Cmentarze nigdy nie działały na nią jak na innych ludzi, więc było to tym bardziej dziwne. Nie wiedziała jeszcze, iż uczucie miało jej towarzyszyć cały dzień.
- Bones, chodź tutaj stary pchlarzu - przywołała psa, aby dodać sobie otuchy i opuściła teren.

Nie trwało to długo, jak dotarły do niej wieści, że stara ekipa zbiera się do kolejnej wyprawy. Słyszała również, że poprzednie czuwanie miało o wiele bardziej dramatyczny przebieg, niż sądziła. Szczególnie doświadczył tego Drago. Choć Crossman dopiero co chciała działać sama, teraz uznała, że może nie doceniła zbieraniny. Przynajmniej większość zdawała się działać całkiem z głową. Ostatecznie zgłosiła się do Borysa, wstępnie potwierdzając swoją gotowość. Samego mężczyznę znała słabo, właściwie w ogóle, zatem swoim zwyczajem przekazała mu deklarację, bez żadnych zaznajomień. Poinformowała go, że jeśli do następnego dnia nie zmieni zdania, może na nią liczyć.

Potem zaczęła pytać o Abelarda, chcąc zrelacjonować poprzednią noc, mianowicie czuwanie na cmentarzu i zwiad po okolicy. Faktem faktem, jej działania nie przyniosły wymiernych efektów. Niemniej liczyła, że mężczyzna odbierze jej inicjatywę za doraźną chęć współpracy i prędzej czy później odpowie tym samym. Na koniec miała do niego jeszcze jedno pytanie: chodziło o najstarszego, znanego mu mieszkańca miasta. Potem, mimo że nie znosiła pogadanek, zapytała o to samo w obydwu gospodach. Możliwe, że jakaś sędziwa głowa kojarzyła kim był Volkbert.
Od razu potem zamierzała skupić się na doraźnym zarobku. Do wyprawy zostało jeszcze trochę czasu, tymczasem stanem majątku zbliżała się Udo Drecksplatza, miejscowego żebraka, który śmierdział gorzej niż Bones. Nie zamierzała jednak wiecznie za kogoś potulnie tyrać. Dlatego jeszcze będąc w karczmach oraz szukając Borysa i Abelarda zrobiła coś, co powinno zwrócić uwagę interesujących ją ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 22-11-2018 o 13:27.
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172