|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-02-2007, 15:08 | #1 |
Reputacja: 1 | [Warhammer] Wewnętrzny Wróg UWAGI DLA GRACZY: Pewnie wszyscy wiedzą, ale profilaktycznie powtarzam raz jeszcze - proszę o pisanie w trzeciej osobie, pisanie opisowe (5-10 zdań) i w miarę przyzwoitą rozgrywkę. Posty zaczynajcie od imienia swego bohatera To co mówią postacie piszcie od myślnika pochyloną kursywą. "To co myslą w cudzyslowie". Tak piszemy wszystko poza sesją. Kampania którą chcę rozegrać jest jedną z najlepszych oficjalnie wydanych przygód do Młotka o czym sami się pewnie przkonacie. Pewnie będziemy w nią grać z pół roku (6 części do rozegrania) chyba że drużyna się wykruszy albo znudzicie się tą sesją. Jeśli chodzi o aspekty techniczne - wasze życie w przygodzie zależy od tego na ile odgrywacie swoją postać i jak długie posty piszecie. Innymi słowy - im więcej piszesz (ale bez popadania w skrajności - za długie posty będą mnie nudzić ), tym dłużej żyjesz i masz większe powodzenie przy prowadzonych przez twoją postać działaniach. Scenariusz jest tak skonstruowany że pozwala zabić mi graczy którzy nie odpisują bądź piszą po dwa zdania w każdym momencie przygody. Liczę że będziecie postowac regularnie - jeśli nie, jadę dalej ze scenariuszem nie czekając na tych, co odstają od reszty drużyny, co będzie miało swoje późniejsze konsekwencje. Mam nadzieję, że nie bedę musiał tego robić, dlatego też wybrałem ludzi, którzy już trochę grają na forum i przykładają się do sesji. Chyba wszystko - reszta wyjdzie "w praniu". Zatem pora zmierzyć się z Wewnętrznym Wrogiem... CZĘŚĆ 1: POMYLONA TOŻSAMOŚĆ... Drewna wesoło trzaskały w kominku, otaczając przyjemnym ciepłem wspólną izbę. Nawet biorąc pod uwagę ponurą, typowo jesienną pogodę na zewnątrz, w środku było bardzo przyjemnie. Mimo, że dopiero weszliście, szybko poczuliście się znacznie lepiej. Karczma... mimo, iż zwykła, drewniana chałupa, z małą jedynie podmurówką, gdzieś przy błotnistym trakcie do Altdorfu, to jednak każdemu z was przyniosła w tym dniu wytchnienie. Znaleźliście się tu z różnych powodów, mieliście różne cele, jednakże los sprawił, że to akurat wy byliście w tym miejscu, gdy do środka wszedł człowiek ubrany w zieloną, nieco obłoconą liberię. Donośnym głosem ogłosił, że jego pan poszukuje łowców przygód, ludzi którzy chcą zarobić trochę grosza. Zgłosiliście się oczywiście, każdy z was szukał zajęcia, a jeśli była robota, to zawsze dobrze było przynajmniej posłuchać. Człowiek zaprosił was do jednego ze stołów. Gdy wszyscy wreszcie usiedli, wyjął jakiś pergamin i zaczął: - "Jego Ekscelencja Koronowany Książę Hergard von Tasseninck z Wielkiego Księstwa Ostlandu zawiadamia, że przebywa obecnie w Altdorfie i życzy sobie wynająć usługi drużyny doświadczonych łowców przygód. Zatrudnienie od zaraz na czas nieokreślony. Chętnych przestrzega się, że wezmą udział w niebezpiecznej misji, celem której są niezbadane rejony Gór Szarych. Jak najbardziej pożądane jest zachowanie daleko idącej dyskrecji. Wynagrodzenie do uzgodnienia, zależnie od doświadczenia, ale zapewnia się minimum 20 złotych koron dla osoby dziennie. Dodatkowo hojny dodatek po zakończeniu wyprawy. Nie potrzebujemy włóczęgów oraz tchórzy. Podpisano: Hans Ridritch, osobisty pisarz Koronowanego Księcia Hergarda" Człowiek przerwał, złożył pergamin i położył go przed wami na stole. Spojrzał na każdego po kolei, jakby sprawdzając czy napewno byście się nadawali po czym dodał: - Do Altdorfu jest dwa dni drogi, jeśli wynajmiecie dyliżans. Godzine stąd jest zajazd "Dyliżans i konie", tam możecie spróbować coś złapać. Gdy dotrzecie do miasta, razem z tym papierem musicie udać się do rezydencji księcia, tam zajmą się resztą. Powodzenia. Wstał, poprawił ubranie, po czym podszedł do baru i wdał się w rozmowe z gospodarzem. Wy natomiast szybko zdecydowaliście co robić. Pismo było jedno, więc wzięliście tylko coś na przepłukania gardła i wyszliście z karczmy. Wyszliście akurat w chwili, gdy kilku obdartych ludzi wyprowadzało konie ze stajni, w tym również wasze konie! Szybko rzuciliście się w pościg, lecz złodzieje byli szybcy, wyszkoleni w ucieczkach. Wsiedli na wierzchowce i zniknęli wam z pola widzenia, kierując się w strone Altdorfu. Chcąc nie chcąc ruszyliście pieszo. Ci co stracili konie klęli coprawda na czym to świat stoi, lecz oni również nie mieli wyjścia. Po niecałej godzinie drogi, gdy zaczynało się już zmierzchać, zobaczyliście wreszcie w oddali jakieś nieliczne zabudowania. Zbliżaliście się szybko, lecz powoli zaczęliście zdawać sobie sprawe, że zupełnie się nie znacie... lecz czy to miało znaczenie przy tak bajecznym wynagrodzeniu, które czekało po dotarciu do stolicy? |
10-02-2007, 15:54 | #2 |
Administrator Reputacja: 1 | Liviusz deBergh [Wygląd: Jest szczupłym, wysoki mężczyzną. Ma dość krótkie, jasne włosy, opaloną, gładko ogoloną twarz, z której patrzą na świat niebieskie oczy. Ma na sobie szarą koszulę i czarne spodnie, wpuszczone w wysokie, skórzane buty. Na koszulę założył grubą, ciemnoszarą skórzaną bluzę, a na to koszulę kolczą. Biodra okala szeroki pas z klamrą (galopujący rumak), u boku wisi miecz, na plecach - łuk. Znaki szczególne to niewielka blizna na lewym policzku oraz srebrny pierścień na serdecznym palcu prawej ręki. Na szyi widać srebrny łańcuszek; nie można dojrzeć, co na nim wisi.] Spokojnym spojrzeniem zmierzył odległość dzielącą wędrującą grupkę od zabudowań, będących przypuszczalnie stacją dyliżansów. "A myślałem niedawno o kupnie konia" - uśmiechnął się w myśli. - "Miałem fart." - Mam nadzieję, że ten cały list to nie jakiś głupi kawał - powiedział. - Nie przypominam sobie, żebyśmy dostali zaliczkę. Potrząsnął sakiewką i skrzywił się trochę, bowiem jakość dźwięku nie świadczyła zbyt dobrze o zawartości. Jeszcze raz popatrzył na niezbyt odległe zabudowania. - Ciekawe, jak tam z noclegami - rzekł z cieniem zainteresowania. - Nie sądzę, byśmy się załapali na nocny dyliżans. - A w ogóle to zapomniałem się przedstawić... Jestem Liviusz deBergh... |
10-02-2007, 17:13 | #3 |
Reputacja: 1 | OLGA Przez dłuższy czas szła w milczeniu. Nie starała się nikogo wciągnąć w rozmowę, co nie leżało jednak w jej naturze. Raczej wysoka, smukła dziewczyna o długich, sięgających pasa ciemnych włosach. Zielononiebieskie oczy w ciemnej oprawie przyciągały uwagę, podobnie jak jej kislevski akcent. Była ubrana w prostą, znoszoną suknię, wyglądającą na strój karczmarki. Jedyną ozdobą jest drewaniana, kolorowa bransoletka Oprócz sztyletu wiszącego u pasa, nie można było dostrzec żadnej broni. Przerzuconą przez plecy niosła płócienną sakwę, wyglądała jak zwykła służąca, aż dziwne, że zgłosiła się na ochotnika. Z rozmyślań wyrwał ją głos towarzysza. Uśmiechnęła się do niego. - Jestem Olga Ulianov. Miło Cię poznać panie deBergh. - mężczyzna wydał jej się bardzo sympatyczny, chociaż groźnie wyglądający miecz i łuk trochę ją niepokoiły. Nawet od czasu opuszczenia domu, nie miała z broniami dużo do czynienia. - Może uda się coś złapać. - dodała z nadzieją. Nie mogła się powstrzymać od zerkania z niepokojem to na łuk, to na miecz Liviusza.
__________________ Abstynent - człowiek niepociągający. Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni. |
10-02-2007, 17:43 | #4 |
Administrator Reputacja: 1 | Liviusz Rozszerzył nieco oczy, słysząc obcy akcent. W dodatku dziewczyna, bardzo ładna zresztą, na poszukiwacza przygód nijak nie wyglądała. "Piękne oczy" - pomyślał - "ale dziwnie niespokojne. Boi się broni?" Odpowiedział uśmiechem na uśmiech. - Liviusz, panno Olgo, jeśli łaska - powiedział. - Jeśli dostaniemy tę robotę, to spędzimy w jednej grupie wiele czasu. A zwracanie się do siebie 'pani' czy 'pan' jest często niewygodne, a niekiedy - niezbyt bezpieczne. - Jeśli oczywiście nie będzie Ci - ukłonił się Oldze lekko - sprawiać to kłopotu. - A prawdę mówiąc - dodał, nawiązując do ostatnich słów dziewczyny - też wolałbym wyruszyć stąd jak najszybciej. Ta kradzież koni - pokręcił głową - wypadła w dziwnym momencie... Prowadząc rozmowę rozglądał się bacznie ciekaw, czy czasem po pierwszej niemiłej przygodzie nie nastąpi druga. "Może konie to tulko zapowiedź kłopotów" - pomyślał. |
10-02-2007, 17:51 | #5 |
Reputacja: 1 | Ael-en Nieco z przodu całej grupy szedł elf. Nie trzeba chyba pisać, że był wysoki, ponieważ leży to w naturze tej rasy. Właściwie to trudno było powiedzieć, że szedł z przodu, ponieważ co chwilę zmieniał szybkość swojego kroku. Raz szedł raźnym krokiem naprzód, by po chwili zamyślić się nad czymś i nieco zwolnić. Co jakiś czas uśmiechał się jakby do siebie. Nie sposób było nie zauważyć niemal idealnych rysów jego twarzy. Całości dopełniały piękne zielone oczy. Gdyby któryś z jego towarzyszy znał kilku elfów powiedziałby, że jego uroda jest niezwykła nawet jak na jego rasę. Ubrany był w skórzane spodnie oraz zielony płaszcz spod którego widać było skórzany kaftan. Przez plecy przewieszony miał plecak oraz łuk. Przy pierwszym spojrzeniu można było zauważyć, że nie jest to zwykły oręż wykonany przez byle jakiego rzemieślnika. I bynajmniej nie był on magiczny. Widać było po nim elfią sztukę, której w wyrobie łuków ciężko było dorównać jakiejkolwiek rasie w całym Starym Świecie. Przy niektórych krokach elfa spod jego płaszcza wystawał kołczan pełen strzał. Rozmyślał właśnie o tym co usłyszał od posłańca w karczmie. "20 sztuk złota!!!. Tyle nie miał na następny miesiąc życia. A miał zarobić w ciągu tylko jednego dnia." - trochę go to niepokoiło. Mimo, że był elfem zdążył już poznać zwyczaje ludzi. Taka stawka mogła oznaczać dwie rzeczy. Albo ktoś chce zlecić im jakąś brudną robotę do wykonania, albo komuś bardzo zależy żeby robota ta była dobrze wykonana. Miał zamiar się o tym przekonać. Zresztą nie miał w zwyczaju odmawiać nikomu dopóki nie dowiedział się czegoś więcej o tym co ma do zrobienia. Dlatego się zgłosił bez zastanowienia. Usłyszał rozmowę. Spojrzał. To rozmawiał Człowiek z blizną i ta kobieta, która wyglądała jakby właśnie uciekła z jakiegoś majątku rolnego. I bynajmniej nie była właścicielką. Ale Ael-en nigdy nie oceniał nikogo po wyglądzie. - Jestem Ael-en - był prawie pewien, że jego nowi znajomi będą mieli problem ze zrozumieniem jego imienia - "Raczej nie będę im wspominał o swoim nazwisku" - uśmiechnął się z myślach zadowolony ze swojego dowcipu. - Miło mi Was poznać. W takich chwilach jak ta cieszę się, że nie lubię poruszać się wierzchem - roześmiał się - ale przynajmniej mamy więcej czasu żeby się poznać - znowu uśmiech - bo myślę, że spędzimy go trochę ze sobą. Nagle, pochłonięty rozmową, nie zauważył dziury, jednej z wielu które znaczyły trakt. Jego twarz przeszył grymas bólu. Złapał się za bok. Trwało to tylko chwilę. Po chwili widać było znów uśmiech. - Odzywają się stare rany. - westchnął - Tak więc jak już mówiłem mam nadzieję, że spędzimy parę miłych chwil ze sobą. - mrugnął do nich - Olga i Liviusz tak?
__________________ "Angels Banished from heaven have no choice but to become demons" |
10-02-2007, 18:02 | #6 |
Reputacja: 1 | OLGA Zaczerwieniła się i spuściła oczy. Widziała już w życiu kilku elfów, nawet jeden chciał poznać ją bliżej, ale w jej pamięci zawsze żywe były opowieści matki o wykradzionych dzieciach, urokach i innych podobnych zabobonnych głupstwach. Wiedziała, że nia ma się czego bać, ze strony przystojnego elfa, ale i tak to on był przyczyną jej milczenia przez cały czas wędrówki. - No ta..tak. Olga, jestem. - jej zachowanie wydawało jej się absurdalne i wychodziła na niedouczoną wiejską dziewuchę, ale nic nie była wstanie na to poradzić...Czuła że policzki pokrywa jej rumieniec wstydu.
__________________ Abstynent - człowiek niepociągający. Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni. |
10-02-2007, 18:45 | #7 |
Administrator Reputacja: 1 | Liviusz Przyjrzał się bacznie elfowi. Miał już do czynienia z przedstawicielami tej rasy, ale żaden z nich nie był aż tak ładny. "Aż za ładny" - pomyślał. - "I z pewnością potrafi wywierać wrażenie na dziewczynach. Biedna Olga..." Dla niego uroda elfa była obojętna. Zdecydowanie preferował płeć przeciwną, a Olgi, jako ewentualnej towarzyszki, nie zamierzał uwodzić. Takie związki zwykle psuły klimat w grupie. I powodowały problemy. Zmrużył nieco oczy widząc skrzywienie elfa. "Stara rana? Ciekawe... Chyba że magiczna..." - przemknęło mu przez głowę. - Zgadza się - powiedział. - Jestem Liviusz. Witaj, Ael-en. Zrobił kilka kroków, instynktownie omijając kolejną wyrwę w teoretycznie gładkiej nawierzchni. "Ale będzie nami trzęsło" - pomyślał. - "Imperium schodzi na psy..." - Miły spacer wieczorowa porą to faktycznie okazja do przyjemnej pogawędki - mówił dalej. - Ale pewnie byli właściciele rumaków nie podzielą naszego zdania... - Zaś jazda wierzchem sprzyja rozmowom tylko wtedy, gdy w dwójkę jedzie się na jednym koniu - uśmiechnął się do swoich wspomnień. |
10-02-2007, 19:10 | #8 |
Reputacja: 1 | Ael-en Zrobił zamaszysty zamach ręką i skłonił się dość nieudanie naśladując dworski pokłon. - Kłaniam się pięknej Pani - rzekł po czym stanął na baczność i skinął w stronę Liviusza - chylę czoła. Jeśli wolicie możecie skrócić trochę moje imię. Niektórzy mają z nim problem. - kiwnął głową - prawie dobrze je wymówiłeś, ale ludziom ciężko jest naśladować język elfów - zwrócił się do Liviusza. - Lle naa belegohtar - dodał, po czym jego uwaga zwróciła się w zupełnie przeciwną stronę - Może powinniśmy zapoznać się z resztą naszej grupy? - posłał stronę Olgi szeroki uśmiech.
__________________ "Angels Banished from heaven have no choice but to become demons" |
11-02-2007, 08:51 | #9 |
Reputacja: 1 | Ken Kazzensy Ken Kazzensy Na tyłach grupy od początku ciągnął się gnom. Gnom ten nie był z resztą zwyczajny gdyż miał na sobie kolczugę, na plecach miecz półtoraręczny ludzkich rozmiarów, a na głowie przekrzywiony, przyduży stalowy hełm. Cały czas uśmiechał się szeroko pokazując swoje nikotynowe uzębienie.... no tylko w tedy kiedy nie śpiewał sprośnej piosenki o krasnoludzie i trzech kobietach. Gdy skończył zauważył, że reszta przyszłych towarzyszy zaczęła rozmawiać pomiędzy sobą. " Ehh przyjdzie mi spędzić z tą grupką troche czasu. Warto by było się zapoznać." - Nie chcę przerywać tych dworskich ceremoniałów - powiedział Ken patrząc krzywo na Ael-en'a - ale... Ken Kazzensy, dyplomowany wojownik do usług - dodał już z uśmiechem Ken.
__________________ Młot na czarownice. |
11-02-2007, 13:05 | #10 |
Administrator Reputacja: 1 | Liviusz Nawet mrugnięciem oka nie dał po sobie poznać, że komentarz gnoma, dotyczący zachowania elfa nieco go rozbawił. Podobnie zresztą, jak i sylwetka gnoma, w której niejktóre elementy zdecydowanie nie pasowały do reszty. Spojrzał poważnie na gnoma i rzekł: - Witaj, Kenie! Kiwnął głową, a potem kontynuował: - Zawsze dobrze jest mieć w drużynie doświadczonego wojownika. Miał co prawda pewne wątpliwości, czy miecz nie jest zbyt duży, ale nie zamierzał ich uzewnętrzniać. - A jeśli nasze zadanie będzie tak trudne, jak można sądzić po zapłacie, to z Twoich usług z pewnością nieraz skorzystamy. "Chociaż mam nadzieję, że śpiewać za często nie masz zamiaru" - dodał w myśli. - "Albo że masz bogatszy repertuar..." |