Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-06-2009, 19:16   #71
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Szanowni panowie, nie trzeba. Zaczekajmy do rana. Po co ludzi budzić?
Czy on nie może sobie zwyczajnie pójść? Co by powiedzieć...
-August z zawodu skryba oraz rachmistrz. Dawno go nie widziałem, ostatnio słyszałem, że mieszkał gdzieś nieopodal. Mógł tu trafić.
Karty księgi przewracały się jedna za drugą. Wątpił czy znajdą osobę odpowiadającą opisowi. Zwłaszcza, że tydzień temu szukana osoba wciąż zajmowała się księgami w rodzinnym majątku. Ale zawsze można powiedzieć, że to jednak nie ten magazyn.
-Sprawdziłem jeszcze raz nadal nie
-Nic nie szkodzi, może nie ten magazyn.-Odpowiedział swobodnie-Jutro poszukam, nie będą panowie mieć nic przeciwko jeżeli zostaniemy tu na noc? Zmęczony już jestem i nie uśmiecha mi się droga aż do siedziby gildii czarodziejów.
I tak będę musiał jutro się tam udać.
Okrzyk strażnika wywołał szczere zdziwienie u maga.
-Ale kto?
Odwrócił się i spojrzał za siebie. Nikogo nie widząc odwrócił głowę by spojrzeć na ostrą klingę.
Mamy problem.
Słowa bolały. Jak można za głupotę uznać chęć respektowania prawa? I to mówione przez kogoś kto dał się tak prostacko nabrać? Przełamał chęć zaatakowania strażników, lub choć wyzwania ich na pojedynek.
-Jako wojownik miasta białego wilka możesz odwdzięczyć się cofając lekko miecz. Po pierwsze nie zamierzam z wami walczyć i pójdę. Po drugie jak mam oddać ci broń tak byś nie uznał tego za jakieś sztuczki? Po trzecie, o co jestem oskarżany? Oraz czy nie możecie nas wpisać w te księgi jak już tu jesteśmy? Teraz opuść broń, jestem szlachcicem przysługuje mi prawo nietykalności osobistej, a ty je łamiesz. Nie jestem pewien czy masz prawo mnie aresztować, ale nie chce ci robić kłopotów. Teraz sięgnę po miecz i ci go podam.
Rozłożył ręce na boki i powoli patrząc na strażnika sięgnął po broń, następnie podał mu ją rękojeścią do przodu.
-Teraz jak już jestem rozbrojony możemy udać się do kapitana? Swoją drogą, czy nie możemy najpierw się przespać. Gdybym był waszym kapitanem, to nie wiem co bym zrobił gdybyście mnie obudzili w środku nocy.
Skupiony na doraźnym ratowaniu swojego życia. Niemal nie zwrócił uwagi na elfa. Usłyszał tylko wypowiedź Gotfryda.
-Jak elf chce iść z nami niech idzie, mi to na rękę. Zwłaszcza nocą. O ile pod murami udawałem rytuał. To co do jednego jestem pewien. Nie wiem jakie pozostałości armii chaosu mogą się czaić w mroku. Więc lepiej uważajmy.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 18-06-2009, 23:14   #72
 
Petros's Avatar
 
Reputacja: 1 Petros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodze
- Moim zdaniem za dużo się przejmujesz elfie. Myślę, że sprawa się szybko wyjaśni i nas wypuszczą. Jak na razie źle nas nie traktowali, więc też nie ma się chyba czym martwić.
"Oby..."
Akolita wysłuchał uważnie opowieści o przygodach Mablunga oraz jego przyjaciela. Zaraz potem powiedział:
- Nie opłakuj go. Jest teraz bezpieczny w Królestwie Morra. Pewnie siedzi przy stole z naszym Panem Sigmarem i cieszy się swoim drugim życiem. Powinieneś radować się razem z nim i nie oglądać się już za siebie. To, co było już nigdy nie powróci. Należy przyjąć pewne rzeczy do wiadomości i skupić się na tym, co jest w chwili obecnej...
Zjedliśmy, więc pozwólmy naszym ciałom i umysłom odpocząć. Trzeba zebrać siły, by stawić czoła temu, co nas czeka.

"Bogowie, oby ten cyrk się szybko skończył. Mam sporo roboty a Wielebny pewnie z niecierpliwością czeka na raport..."
 
Petros jest offline  
Stary 19-06-2009, 23:35   #73
 
Ghosd's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znanyGhosd nie jest za bardzo znany
Gnordi usiadł obok wielkoluda i przyglądał się tłumowi, który zebrał się wokół. Ludzie obstawiali głównie człowieka i to na spore sumki.
"Tym lepiej... więcej dla nas..." - uśmiechnął się.

Gdy barman przyniósł piwo Gnordi zauważył, że to nie te same szczochy, które wcześniej pili, tylko solidniejszy trunek. Jak dryblas wlał w siebie pierwszy kufel, krasnolud pomyślał, czy wytrzyma biorąc pod uwagę wcześniej wypity alkohol. Jednak jak się zastanowił to wielkolud nie mógł przecież siedzieć w karczmie i nic nie pić. A więc jego kolej, pierwszy kufel poszedł. Drugi, trzeci, czwarty... na początku pili na zmianę, dopiero po kilku solidnych kuflach zaczęli pić na raz. Publika niesamowicie wiwatowała, Gnordiemu te wszystkie krzyki przypominały dzień, który odmienił całe jego życie. Ludzie w niemal czarnym obozie krzyczący niezrozumiałe słowa i czarownik, cholerny czarownik...

Krasnolud otrząsnął się, bo prawie zapomniał o konkursie, natychmiast wypił kolejny kufel piwa. W końcu doszli do dziesiątego, Gnordi czuł już wpływ alkoholu, jednak nie zamierzał się poddać, zwłaszcza widząc zataczającego się dryblasa. Jedenasty... i dwunasty kufel, wielkolud wreszcie padł. Krasnoluda ogłosili zwycięzcą i wstając niemal stracił równowagę. Jednak gdy pewniej stanął, już odzyskał sprawność, tylko wszystko widział jakby w zwolnionym tempie.

Cieszył się z wygranej, zwłaszcza widząc śpiącego człowieka i miny publiki stawiającej na dryblasa. Uśmiechnął się z nutką szyderstwa.

- Nieźleś się spisał brodaczu. I niech łaska Shallyi będzie z Tobą jutrzejszego poranka – Powiedział Varl.- W nagrodę masz u mnie piwo...

-Ehh... znowu piwo? Na razie się powstrzymam... pokaż ileś tam zgarnął?- Ponownie się uśmiechnął, gdy Varl pokazał mu monety.

W karczmie zapanował straszny chaos, wszyscy wrzeszczeli i się kłócili, to był dobry moment na opuszczenie gospody. Gdy wyszli na zewnątrz krasnoludowi straszliwie zachciało się sikać, poszedł więc za budynek załatwić potrzebę.
"Cholera... ile tego jest?"-zastanawiał się, stał tam dobrych parę minut, w końcu przypomniał sobie ile wypił.

Kiedy skończył i wyszedł przed karczmę zobaczył dziwną scenę, Varl ściskał jakiś mieszek, a Scharm... osunął się na bruk. Widział, że wojownik coś mówi do kanciarza. Podszedł do nich, potykając się o drewniany wózek, udało mu się jednak zachować równowagę.
-Co tu się, na Gotreka, stało?!-zapytał Gnordi z początku sfrustrowany, że ominęła go bójka przez jakieś szczyny.

- Gnordi, jakżeś się już pozbierał to czas na trochę rozrywki – Powiedział Varl – Zabili Sharma. A dokładniej zabił sekundant wielkoluda. Co powiesz na konkretne mordobicie?

-Coo?! Zabili go?- Gnordi nie mógł uwierzyć, nie mieli w mieście żadnych wrogów, przekonał się dopiero, gdy zobaczył, że Varl zaciąga nieruchomego Scharma za róg.-Mordobicie?! To będzie morderstwo! Dajcie mi go tu..-Poczuł jak narasta w nim gniew, mimo, że nie znał Scharma zbyt dobrze, to jednak swoje razem przeżyli, alkohol i wspomnienia dodatkowo wzmacniały efekt.
 
Ghosd jest offline  
Stary 20-06-2009, 22:43   #74
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Bugg jęknął cicho. Strażnicy łazili w kółko tylko czekajac, aż on wyjdzie zza krzaków. "Co za sukinsyny..."- pomyślał szczurołap. Nie było by to pewnie aż takie denerwujące, ale przecież chodzili po gruzach jego domu. Gdyby nie "Cholerny Chaos", z pewością rzeźnia i kilka bud podpierających się na jej ścianach stały by tu nadal. Z drugiej strony, nie łaziło by tu tyle ludzi. Wielkiego szczura pewnie też by nie było. Zniszczonej połowy miasta... nie było teraz czasu myśleć o tym.

Bugg podrapał się złowieszczo po nosie. Jakkolwiek to wyglądało, miał nadzieję, że ktoś kto mógł to zauważyć, uznał by czynność za złowieszczą. Gdyby ktoś zobaczył przerażającego mężczyznę w krzakach z kijem i liną pewnie wezwał by strażnikó którzy właśnie odwrócili się do siebie twarzami i zaczęli rozmawiać.

Mężczyzna wydłubał z ziemi kamień wielkości gołębiego jaja (którego zresztą nigdy jeszcze nie widział na własne oczy z bliska) i zamachnął się, wysuwając rękę z za rośliny. Uderzenie nie było głośne. W każdym razie wystarczająco, by odwrócić uwagę mężczyzn.
-Stać! Kto idzie? -krzyknął jeden.

Nie słysząc odpowiedzi, skinął dłonią na drugiego i poszli razem, wyjmując miecze, w drugą stronę. Bugg podbiegł zrujnowanej ściany jakiegoś domu i położył się na ziemi między odłamkami budowli. Było ciemno,więc nikt nie powinien go tutaj zobaczyć. Chyba że podszedł by z pochodnią.

Musiał znaleźć wstrętnego gryzonia. Przysunął kij bliżej do siebie. Musiał poczekać. Inne szczury powinny być zaniepokojone obecnością swojego towarzysza. Możliwe nawet, że już uciekły z tego miejsca. Czy widział po drodze jakiegoś szczura? Ach tak, nie było ich tu od kiedy został szczurołapem. Ale rzeźnia i tak miała z nimi kłopoty. Gdyby mężczyzna stał się szczurem, pewnie też by tam przychodził... przybiegał... Mógłby cały dzień, obrzerać się kawałami krwistego mięcha. Chyba, że przyszedłby szczurołap. Oh! Wolał się nie zastanawiać nad tym dalej. Miał robotę. Manierka nie napełni się sama.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 25-06-2009, 01:19   #75
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Martin, Gotfryd, Gustav, Kelen
- Szlachcic chędożony – odparł strażnik podchodząc bliżej do Martina. – Nie bądź taki wyszczekany bo ci jeszcze język utnę. Oddawaj broń, tylko bez numerów. To samo tyczy się was! Oszuści kopani! Mógłbym was aresztować za samą próbę robienia z nas idiotów, jednak kapitan ma do was pewnie poważniejsze zarzuty, skoro nakazał dopisać was do listy poszukiwanych. – krzyczał cały czas. Kropelki śliny zrosiły strój czarodzieja. Pozostali w pomieszczeniu strażnicy zaczęli odbierać aresztowanym broń, kiedy wmieszał się w to wszystko elf.
- Co to za jeden? – spytał człowieka z listą. Ten błyskawicznie ją przejrzał.
- Kelen, panie. Przybył wraz z najnowszą grupą. Według słów towarzyszących mu wieśniaków to wcale się nie przechwala. Rzeczywiście jest niezwykle biegły w strzelaniu z łuku.
- A jakże, w końcu to elf. Dobra, możesz iść z nami, ale masz wykonywać moje rozkazy jasne!? – zakończył wszystko dowódca i poprowadził przed sobą trójkę bohaterów, którzy zostali już pozbawieni wszelkich broni. Cała grupa ruszyła w kierunku centrum.
Budynek straży znajdował się tylko kilkadziesiąt metrów w głąb miasta od magazynu. Znajdował się w białej dwupiętrowej kamieniczce. Było to jedyne miejsce w którego oknach jeszcze paliły się światła i panował swoisty hałas. W środku znajdowało się zaledwie pięciu strażników. Wyglądali na dość zajętych. Prowadzący aresztowanych bohaterów strażnik popchnął Gustava by szedł szybciej. Ten tylko spojrzał na niego wściekle, ale nic nie powiedział i posłusznie ruszył na górę. Piętro znacznie różniło się wyglądem od parteru. Na dole znajdował się tylko jedna olbrzymia sala pełna biurek i prywatnych rzeczy, różnych zależnie od strażnika, który to miejsce akurat piastował. Na piętrze znajdował się tylko jeden korytarz, ale za to z mnóstwem drzwi po bokach i na końcu. Tam właśnie zmierzali aresztowani.
- Siedzieć tutaj i mordy w kubeł! – powiedział do bohaterów prowadzący ich człowiek, a patrząc na towarzyszących mu strażników dodał: - A wy pilnować mi ich. Jak zrobią chociaż jeden krok w stronę wyjścia to wam jaja z dupy powyrywam!
Po tych ostrych słowach, zapukał do drzwi i po uzyskaniu pozwolenie wkroczył do środka. Dziesięć minut później wyszedł cały purpurowy i bez słowa udał się na dół.
- Każcie im wejść – zawołał głos z pokoju. Strażnicy wprowadzili aresztowanych oraz Kelena i zamknęli drzwi. Drużyna ujrzała krzepkiego mężczyznę, na oko pięćdziesięcioletniego o imponującej posturze. Miał siwe włosy krótko obcięte na modę wojskową. Jego ciemnoniebieskie oczy przeszyły zgromadzonych. Jegomość odłożył pióro i złożył ręce na biurku.
- Dziękuje bardzo za przybycie – zaczął. – Nazywam się Ulrich Schutzmann. Jestem komendantem straży miejskiej i zastępcą grafa do spraw bezpieczeństwa miasta, na czas nieobecności naszego pana. Zapewnie głowią się panowie, czemu kazałem się wam tutaj stawić. No cóż rozkazy jakie dałem moim strażnikom i jakie zapewnie znacie głosiły, że nikt bez wpisania na listę nie może opuścić wyznaczonego mu miejsca. Dzięki tej regule na razie udawało nam się zachować chociaż wrażenie jako takiego porządku. Nie pozwolę by jakaś grupa awanturników łamała moje rozporządzenia – ton głosu komendanta nabierał na sile i w końcu skończył się uderzeniem pięścią w stół. Na chwilę nastała nerwowa cisza. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wkroczył Mablung i Ezekiel. – To jest dwójka waszych towarzyszy, mam racje? Złapaliśmy ich wcześniej. Jeżeli jednak mój informator się nie myli to powinna być jeszcze trójka. Jeden krasnolud oraz dwóch ludzi. Nie wiem też kim jesteś Ty, elfie. Gdzie podziewają się wasi pozostali towarzysze? Co było tak ważne, że zdecydowaliście się opuścić magazyny i ruszyć w miasto? I kim jesteś elfie? – ostatnie pytanie było wyraźnie wypowiedziane w stronę Kelena. Dotychczas komendant nie dawał dojść do słowa, cały czas skutecznie zagłuszając wszelkie próby tłumaczenia się. Teraz najwyraźniej oczekiwał jakiejś odpowiedzi.
- Więc?
Schtuzmann wysłuchał odpowiedzi kapłana z lekkim zdziwieniem. Zaczął przeglądać kartki. Znaleziony dokument położył przed oczami i szybko go przejrzał. Okazał się nim jakiś zwitek papieru.
- Rozumiem. To trochę wyjaśnia, chociaż zapewniam was, że wystarczyło się zgłosić do mnie, a skończyło by się bezproblemowo. Mogę zadać jeszcze kilka pytań? Jako jedyny przedstawiciel władzy chciałbym wiedzieć dokładnie co się dzieje. W jakim niebezpieczeństwie był artefakt? Jak ów wyglądał?
Kapitan sprawiał wrażenie osoby, która wie więcej niż się wydaje, ale na razie ciężko było to potwierdzić.

Brat Ezekiel.

Kapłan nie zdążył odpocząć. Właściwie miał wrażenie, że ledwo zamknął oczy, a już obudziło go szarpnięcie w ramię. Ujrzał bursztynowe oczy elfa.
- Ktoś idzie – wyszeptał i odwrócił się w stronę drzwi. Obaj usłyszeli jak skobel trzymając drzwi, otwiera się. W wejściu zauważyli kolejnego strażnika. Ten był jednak cały purpurowy na twarzy i zdawał się być wyżej w hierarchii niż poprzedni. Siląc się na uprzejmość powiedział:
- Proszę panów za mną.
Poprowadził ich schodami aż na drugie piętro. Następnie korytarzem aż do drzwi na końcu. Zapukał trzy razy po czym wpuścił Kapłana i Elfa przodem. W środku ujrzeli Gustava, Gotfryda i Martina oraz dwójkę nieznajomych. Jednym z nich był elf, który przywitał ich uśmiechem, a drugim najwyraźniej kapitan straży, siedzący za biurkiem i przyglądający im się.
- To jest dwójka waszych towarzyszy, mam racje? Złapaliśmy ich wcześniej. Jeżeli jednak mój informator się nie myli to powinna być jeszcze trójka. Jeden krasnolud oraz dwóch ludzi. Nie wiem też kim jesteś Ty, elfie. Gdzie podziewają się wasi pozostali towarzysze? Co było tak ważne, że zdecydowaliście się opuścić magazyny i ruszyć w miasto? I kim jesteś elfie? – ostatnie pytanie było wyraźnie wypowiedziane w stronę Kelena. Dotychczas komendant nie dawał dojść do słowa, cały czas skutecznie zagłuszając wszelkie próby tłumaczenia się. Teraz najwyraźniej oczekiwał jakiejś odpowiedzi.
- Więc?

Gnordi, Varl

Dwójka towarzyszy ostatni raz spojrzała na ich martwego kompana. Postanowili się zemścić, krwawo zemścić. Mimo iż Gnordiemu jeszcze trochę kręciło się w głowie, to szał spowodowany śmiercią Scharma zagłuszał odgłos zdrowego rozsądku. Tak samo było w przypadku Varla. Wkroczyli gwałtownie do karczmy. Wciąż panował w niej zgiełk, spowodowany niedawnym pojedynkiem. Tylko gospodarz, stojący w drzwiach do swojego pokoju i z rusznicą w ręku powstrzymywał gości od rozpoczęcia burdy. Bruno i jego towarzysz o szczurowatej twarzy siedzieli tam gdzie po raz pierwszy ujrzał ich Gnordi. Towarzyszyło im jeszcze dwóch. Nie byli może imponującej postury, ale na pewno nie można byłoby ich określić jako słabych. W takiej sytuacji stosunek wyglądał na trzy do dwóch dla morderców Scharma. Całe szczęście, że Bruno nadal spał w najlepsze. Ciężko będzie się jednak zemścić w gospodzie z powodu pilnującego jej gospodarza, a „szczurowaty” nie wyglądał na takiego, co miałby zamiar zaraz opuścić to miejsce.

Bugg

Krater w nocy sprawiał jeszcze bardziej upiorne wrażenie niż w dzień. Dobrze że wszystkie te zmutowane rośliny zostały wypalone, bo kto wie co one mogą zrobić. Bugg ukrył się za resztą po rogu budynku i nasłuchiwał. Kilka szczurów rzeczywiście błąkało się w pobliżu, ale ich większego braciszka nie było ani widu ani słychu. Postanowił poczekać i trochę się rozejrzeć.

Okrążył krater niezauważony już kilka razy. Minęła już chyba prawie godzina, odkąd się tutaj pojawił, a stwora nie było. Zrezygnowany postanowił już odejść, gdy nagle usłyszał jakiś hałas. Całe szczęście, że natura darowała mu jego niesamowity słuch, gdyż szmer był naprawdę cichy, prawie niezauważalny. Coś jakby gruz trący o podłogę. Dobiegał z niedaleka. Szybkimi podskokami Bugg zbliżył się do kupki gruzu. W mdłym świetle zauważył olbrzymi szczurzy ogon znikający w szczelinie. Nie było drugiego końca, a stworzenie nie wychodziło.
To oznacza, że tam musi być jakieś przejście” pomyślał Szczurołap i podpełzł do niego. Rzeczywiście jedna z płyt która kiedyś była ścianą dała się łatwo przesunąć. Bugg splunął na ręce i powoli odsunął ją nie chcąc powodować dużego hałasu. Gruz okazał się jednak cięższy niż się wydawał i wyślizgnął się z rąk człowieka, powodując spory hałaś.
- Kto tam jest? Odezwij się – rozległ się krzyk z brzegu krateru, a po chwili szuranie buta po kamieniach. Czasu było mało. Pod gruzem znajdowały się drewniane, wyważone drzwi, prawdopodobnie do piwniczki. Nie wiedział jednak co znajdowało się w środku, a strażnik był coraz bliżej. I niósł lampę.

***

Wiatr dmuchnął z dużą siłą i rozwiał długie kasztanowe włosy idącej pustą ulicą kobiety. Siła jaka przemawiała z jej postawy i kroków wskazywała na kobietę dumną i świadomą tego co chce. Ubrana była w szaty idealnie podkreślające jej walory kobiecości. Długie silne nogi, wcięcie w talii. Dość głęboki dekolt nie ukrywał jej jędrnych i krągłych piersi. Szła szybko nie zwracając uwagi na trzepoczącą w tyle pelerynę. Mijała kolejne puste uliczki. Skręcała automatycznie, gdyż jej umysł był pochłoniętym czym innym.
Cholerny smarkacz. Chędożone Ogniki. Mogli by wysłać chociaż kogoś kto byłby warty rozmowy, a nie dzieciucha”. Kobieta myślała o swojej własnej bandzie, którą nazwała Łowczynie, chociaż z łowczyniami, a tym bardziej z kobietami mieli niewiele wspólnego. Łowczynie to organizacja przestępcza, która powstała na gruzach zniszczonego miasta oraz innych organizacji, natomiast Ogniki to melodia przeszłości, która jeszcze ma w swoim posiadaniu kilka przecznic. Kobieta chciała tam wprowadzić swoje własne interesy związane z przemytem alkoholu i innych narkotyzujących środków. Przywódca Ogników jednak się nie zgodził. Nie chcąc wzniecać kolejnej wojny gangów, postanowiła zorganizować spotkanie, ale nie sądziła, że spotka się z taką obelgą. Gdy tylko ujrzała tego chłopaka, poczuła jak wzrasta w niej złość. Potem jeszcze jego bezsensowne żądania. Na koniec zaś informacja, że ta mała dziwka zdołała uciec i to dzięki jakieś grupie „bohaterów” za pięć dwunasta. Myślała, że rozerwie tego kretyna, który miał jej pilnować na strzępy. Musiała się zadowolić zabraniem mu sensu dalszego życia jako mężczyzny. Miała nadzieje, że Bruno nie przeliczy się w swoich siłach i uda mu się wybadać kim naprawdę są ci ludzie.
- Stać – nagły okrzyk otrzeźwił ją. W jej stronę zmierzał strażnik z lampą. Zbeształa się w myślach za nieuwagę. Nikt nie powinien jej ujrzeć. Musiała coś wykombinować. Oparła się ręką o ścianę, a drugą położyła na swojej tali.
- O co chodzi panie władzo? Czy zrobiłam coś złego? – zapytała przesłodzonym wzrokiem, jednocześnie jadąc ręką w górę.
- Jest godzina policyjna.
- Ojej to już? Byłam pewna, że zdążę do domu, ale się zgubiłam. Wie pan te ulice są takie niebezpieczne, a ja jestem taka samotna – zaczęła wykorzystywać cały swój wdzięk, żeby zauroczyć strażnika. Powiodła palcami pomiędzy swoimi piersiami i odciągnęła trochę dekolt pokazując, że pod bluzką nic nie ma. Strażnik przełknął ślinę.
- Muszę panią zabrać do komendy – powiedział i chciał złapać kobietę za rękę. Nie zdążył. Poczuł uchwyt na swoim przegubie, muśniecie włosów o twarz, a następnie zimną stal sztyletu wbitego w jego gardło aż po trzonek. Przywódczyni Łowczyń szybkim piruetem zabiła strażnika na miejscu. Podtrzymała osuwające się ciało i wytarła ostrze w jego strój.
- Trzeba było zostać tej nocy z żoną.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 25-06-2009 o 08:40.
Noraku jest offline  
Stary 25-06-2009, 08:33   #76
 
Petros's Avatar
 
Reputacja: 1 Petros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodzePetros jest na bardzo dobrej drodze
- Zechciejcie szanowny komendancie mnie wysłuchać. Pytacie co było aż tak ważne żeby opuścić magazyny. Ja zadam pytanie, co było na tyle ważne, że nasz Pan Sigmar odszedł od nas daleko na wschód? Powód musiał być niezwykłej wagi i tak też jest z naszą sytuacją. Otóż musieliśmy zwrócić sigmaryckiej świątyni bardzo ważny dla Kościoła obraz przedstawiający naszego Pana Jedynego z wzniesionym ku chwale Ghal-Marazem. Ów artefakt był w niebezpieczeństwie i należało jak najszybciej zwrócić go tam, gdzie jego miejsce. Zostałem wysłany na misję odnalezienia go przez mych przełożonych. Ludzie i nieludzie tu obecni - jak również ci nieobecni - mieli zapewnić mi pomoc i ochronę podczas podróży. Wielce się tym samym zasłużyli zarówno dla Młotodzierżcy - chwalmy Jego imię - jak i dla nas - skromnych sług Jego. Jeżeli nie wierzycie mym słowom, to możecie porozmawiać z Wielebnym Ojcem Mortenem. Do jego rąk własnych ikonę zwróciliśmy i naszym słowom zaświadczy.

"Trochę podkolorowałem, ale myślę, że bardziej to pomoże niźli zaszkodzi..."
 

Ostatnio edytowane przez Petros : 25-06-2009 o 08:35.
Petros jest offline  
Stary 25-06-2009, 09:47   #77
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gotfryd z trudem powstrzymał się, żeby nie parsknąć strażnikowi śmiechem prosto w nos.
Jak to jest, że byle chłopek od pługa, ledwo w mundur się odzieje, uważa, że zjadł wszystkie mądrości i wszystko mu wolno, bo władzę reprezentuje.
Jednak ugryzł się w język i nic nie powiedział.
Broń mógł oddać. Miał tylko nadzieję, że podczas wędrówki przez miasto nikt ich nie zaatakuje, bo zanim prowadzący ich strażnik zdążyłby się wyplątać spod stosu niesionej broni dawno padłby trupem.
Na szczęście droga na posterunek nie była długa, a nikt na pomysł z atakiem nie wpadł.

Strażnik, co dowódcą był patrolu, widocznie uważał, że tylko wrzaskiem zdoła cokolwiek osiągnąć, tak i na posterunku inaczej nie umiał się zachować.
Za to gdy od swego dowódcy wyszedł inną miał minę. Już nie tak dumną i zadowoloną. Całkiem jakby miast pochwał opieprz solidny dostał. Widocznie powiedzieć coś musiał na temat swoich więźniów, co z aprobatą dowódcy niezbyt wielką się spotkało.
Niestety, z powodu drzwi zamkniętych Gotfryd nie usłyszał, o czym była mowa. A żałował tego nieco, bo z chęcią by się tego dowiedział.

W przeciwieństwie do strażnika komendantem straży miejskiej, Ulrich Schutzmann, potrafił pewne formy dobrego zachowania zaprezentować, chociaż i on, jak się zdawać mogło, uradowany nie był faktem, że ktoś łamie jego rozporządzenia. I nad wyraz go ciekawiło, co było powodem owego zachowania.

Zanim Gotfryd cokolwiek zdążył powiedzieć Ezekiel głos zabrał. Jeno z prawdą nieco się mijał, podobnie jak wcześniej Martin, co się Gotfydowi nie spodobało, bo małe nawet kłamstewka wyjść na jaw mogą i niepotrzebne wątpliwości i podejrzenia wywołać.

- Szczegółów misji brata Ezekiela nie znam - powiedział Gotfryd, gdy tamten mówić skończył - bo to sprawy Kościoła, w które nie zwykłem wnikać. Ale prawdą jest, żeśmy artefakt cenny do rąk samych Ojca Mortena dostarczyli, za co nagrodę wypłacić nam kazał, na co różni są świadkowie.
Gdyśmy pieniądze odebrali, to posilić się poszliśmy do "Ostatniej kropli", gdzie chwil parę spędziliśmy, chociaż za te pieniądze, jakieśmy tam stracili, chyba nie warto było. Towarzysze nasi tam zostali, na piwa więcej mając ochotę, za to myśmy do magazynu wrócili. Dzięki strażnikom nie błądziliśmy po nieznanym nam mieście.


- Czy konieczną było sprawą - spytał - wzywać nas na posterunek, po nocy, skorośmy i tak znaleźli się tam, gdzie powinniśmy, czyli w magazynie? Wszak przestępstwa żadnego nikt z nas nie ma na sumieniu...

- Ach, przepraszam, panie komendancie - dodał po chwili, uświadomiwszy sobie, że o czymś zapomniał. - Jestem Gotfryd Zedelin - przedstawił się.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-06-2009 o 11:11.
Kerm jest offline  
Stary 25-06-2009, 12:17   #78
 
homeosapiens's Avatar
 
Reputacja: 1 homeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetnyhomeosapiens jest po prostu świetny
Kelen dziwił się trochę całej zaistniałej sytuacji. Myślał, że wprowadzi odrobinę spokoju do zachowania strażników, jednak się pomylił - traktowali go w miarę dobrze tylko dlatego, że ktoś potwierdził jego słowa. Źle się dzieje w tym mieście, skoro nikomu tu się nie ufa, nawet tym, którzy interesu w kłamstwie mieć nie mogą. Elf zwrócił uwagę na Godfryda - z jednej strony wydawało mu się, że zaczyna się zachowywać jak tak zwany "dumny pacan", patrz np. dowódca strażników, z drugiej strony zdążył już się opanować i Kelen już w końcu nie wiedział co to za typ. Wyglądał jakby wpadł pod sekator, miał huśtawki nastrojów, tyle na razie z obserwacji.

-Kim ja jestem? Ach sam chciałbym wiedzieć, bo skoro z władzą trzeba być szczerym, to nie będę waści okłamywał. Szedłem na wojnę w oddziale, chyba wśród swoich, ostrzegam, to mi się dzisiaj śniło, więc nie jest to stuprocentowa informacja - oddaliłem się na chwilę, możliwe, że za potrzebą, a tam mnie ktoś obuchem popieścił... kilka ładnych razy. Dalej już pamiętam - wioskowa lekarka, podróż do Middenheim, nowe ubranie i sprzęt. Najbardziej mnie zdziwiło, że dorwałem się do elfiego łuku, ale mniejsza o to. Wiejska znachorka nazwała mnie Kelenem. Jeżeli Pan lub Graf jesteście w mocy dowiedzieć się kim ja jestem od elfów, bądź to z Lorien, bądź z Imperium, to chętnie pomogę. No i został jeszcze list - nie doczytałem co tam pan napisał, bo charakter pisma jakiś dziwny, zwolnił bym tego skrybę...

Kelen wyciągnął list i wręczył Ulrichowi.
 
homeosapiens jest offline  
Stary 25-06-2009, 12:58   #79
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Spokojnie człowieku, bo jeszcze sobie język odgryziesz miast mój uciąc.
Powiedział odwracając się od kolejnych fal nieprzyjemnego wrzasku.
Przez całą niemal drogę zdawał się byc nieoecny. Zastanawiał się co takiego zrobili, że trza ich pod straż ciągnąc.

Kapitn w przeciwieńswie do szaleńów ich prowazących sprawiał dobre wrażenie.
W końcu ktoś normalny.
-Zagrożenie ikony? Muszę przyznac, że nie wiem. Jednak skoro było stwierdzone, że jest to uznałem, że trza pomóc. Więc udałem się zaneśc do światyni. Może była obawa kradzieży w takim miejscu? Do magazynu wróciliśmy by dac się spisac tak jak nam nakazano. Ale niestety zauwaono nasą chwilową nieobecnośc. Z mojej strony przepraszam. Ja jestem Martin von Altmark, uczeń kolegium niebios. Co winni miejsco magowie potwierdzic o ile listy z Atdorfu do nich już dotarły. Zeznania reszty potwierdzam. Poza słowami elfa, bo go nie zam i nie wiem czy prawę mówi.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 28-06-2009, 17:17   #80
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Varl odwrócił wzrok od martwego towarzysza i zdecydowanie ruszył w kierunku drzwi do karczmy. Otworzył je z hukiem i pewnie wkroczył do wnętrza. W środku panował gwar wywołany niedawnymi zawodami w piciu. Goście wciąż dyskutowali i wymieniali się poglądami na temat zawodników i przebiegu starcia. Niektórzy nadal kłócili się o postawione pieniądze. Do rękoczynów jednak nie dochodziło – nad porządkiem czuwał karczmarz, stojący w drzwiach prowadzących na zaplecze i rusznica, znajdująca się w jego dłoniach.

Bruno i jego sekundant siedzieli przy tym samym stole, przy którym przesiadywali przez cały wieczór. Dokładniej, to sekundant o szczurowatej aparycji siedział, a Bruno nadal smacznie chrapał z głową na blacie. Oprócz nich przy stole siedziało dwóch mężczyzn, których wcześniej Varl nie widział.

- No dobra, Gnordi – Varl zwrócił się do krasnoluda. - Plan mam taki: podchodzimy do nich, zagadujemy, ja stawiam piwo, a kiedy ten skurwiel pójdzie się wylać ja pójdę za nim a Ty przypilnujesz tych dwóch, żeby się nie ruszali od stołu...

Nie czekając na akceptację planu przez jeszcze nieco zamroczonego alkoholem krasnoluda, Varl krzyknął na jedną z kelnerek, aby do stołu podała tacę z kuflami piwa, po czym podszedł do siedzących przy nim mężczyzn.

- Niech bogowie chwalą – pozdrowił ich, czym ściągnął na siebie zdziwione i podejrzliwe spojrzenia. Zignorował je.
- Pozwólcie, że się dosiądę – bezceremonialnie przyciągnął wolne krzesło i rozsiadł się wygodnie, po czym wskazał na niosącą piwo dziewkę. - Pozwoliłem sobie zamówić trunek, на здорове...
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172