Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-03-2009, 14:04   #11
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Rudolf Vivaldi z ciekawością przyglądał się życiu wioski, kiedy szedł prowadzony przez gospodarzy do „jednego z bardziej okazałych domów”. Swoją drogą, jeśli to miał być okazały dom, to Rudolf nie chciał wiedzieć jak wyglądają te mniej okazałe. Rudolf przyjrzał się uważnie strażnikom, wywnioskował po ich wyglądzie, że są raczej dzikimi wojami niż szlachetnymi rycerzami. Co więcej ich uzbrojenie przy rycerskiej zbroi wyglądało równie dziko. Ubrani w proste, lniane ubrania. Okryci skórami i futrami. Topory. Jedynie ważniejsze osobistości posiadają miecze. Z drugiej zaś strony zapewne nadrabiają siłą i hardością ciała. Nic dziwnego, skoro żyją w takich nieprzyjaznych warunkach. W tak odległym i dzikim kraju, jakim wydawało się Rudolfowi to miejsce, i tak stoją na dość wysokim szczeblu zaawansowania.

Wszystkie te szczegóły interesowały Rudolfa. Starał się zapamiętać rodzaj uzbrojenia wojów, ich liczbę, umocnienia wioski i jej wielkość. Jak na razie wywnioskował tyle, że jednym z dóbr tu produkowanych są futra. Łowcy, którzy przyprowadzili ich tutaj zapewne obeznani byli ze sztuką polowania, zaś futrzane elementy strojów wojowników świadczą o tym, że okolice bogate są też w zwierzynę łowna.

Rudolf doszedł do wniosku, że łatwo pozna, kto spośród mieszkańców stoi wyżej w hierarchii, jedynie po jego uzbrojeniu. Fakt posiadania miecza zamiast topora dobitnie wskazuje na pozycję mieszkańca osady. Zdaniem Vivaldiego lud, który ich ugościł był dziki i nieokrzesany. Chociaż z drugiej strony nie mieli raczej złych zamiarów wobec nich. Vivaldi wyczul jedynie podejrzliwość, zrozumiałą zresztą przy kontakcie z obcymi.

Kiedy wrócił herold głosząc nowinę o uczcie, Rudolf jakby się ożywił. Ciekawiło go niezmiernie, czym zastawione będą stoły na owej uczcie. Fakt spróbowania nowych potraw, dotąd mu nieznanych, przyprawiał Rudolfa o dreszcz ekscytacji. W umyśle Vivaldiego powstał skryty plan, aby korzystając z jakiejś wolnej chwili odwiedzić kuchnię, lub też znaleźć jakieś dojście do kucharza, aby wypytać go o najbardziej typowe przepisy kulinarne tego regionu. Pełen ekscytacji, pochłonięty wyobrażeniami uczty ruszył za strażnikami w stronę chatki, która miała stać się ich mieszkaniem.

Kolejnym ważnym szczegółem, który wpadł w ucho Rudolfowi była wzmianka o krasnoludzkiej warowni. Co zmartwiło trochę Rudolfa.
Kiedy przybyli do chatki-mieszkania, Rudolfa zasmuciło trochę jej skąpe umeblowanie. Chociaż z drugiej strony, jako podróżnik nie mógł na to narzekać. Traktował to, jako element przygody, którą było odkrywanie nieznanych lądów.

Jako, że Vivaldi nie zabrał ze statku zbyt wiele, jedynie najważniejsze rzeczy, a jego uzbrojenie stanowił tylko sztylet, to nie czuł dużego zmęczenia przebytą drogą. Z uwagi na to, że w chatce nie było „prawie nic” Rudolf nie wydał się, więc nią zainteresowany. Postanowił wyjść i rozejrzeć się nieco po okolicy. Starał się nie oddalać zbyt od chatki, kilka razy nawet podszedł do strażników starając się nawiązać jakąś rozmowę. Rudolfowi bardzo zależało jednak na tym, aby w czasie rozglądania się po okolicy dostrzec to, czym zajmują się tutejsi mieszkańcy, jakim rzemiosłem się parają lub co stanowi źródło ich utrzymania. Był dość spostrzegawczy, dlatego postanowił skorzystać z okazji i rozejrzeć się dokładnie.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 16-03-2009 o 21:10.
Mortarel jest offline  
Stary 16-03-2009, 22:16   #12
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Ogłoszenie herolda, iż są mile widzianymi gości nieznacznie rozluźniło atmosferę. Pomimo tego, czujne spojrzenia mieszkańców i wojowników nie opuszczały "południowców". Nawet uratowanie ich pobratymca najwyraźniej nie było dostatecznym powodem by w pełni im zaufać. W powietrzu wręcz czuć było nieufność, lecz nie była ona zabarwiona nie strach. Norsmeni zdawali się spokojnie podchodzić do faktu goszczenia obcych w swoich progach, choć widać było po nich że nieszczególnie ich to zachwyca.
"Naprawdę dobrze dla nas, że tak spokojnie przyjęli fakt naszego przybycia. Można ich nazywać prymitywami, ale walczyć z nimi bym nie chciał."
Bez słowa ruszył za resztą kompanii a stronę chaty, która miała im posłużyć za schronienie do czasu "Thingu", na którym zgodnie ze słowami herolda miała być omówiona sprawa ataku Baersonlingów. Udając znudzenie, dyskretnie obserwował pracujących ludzi. Ostatecznie doszedł do wniosku, że życie musiało być tu aż nazbyt niespokojne skoro bez przerwy okolicę obserwowali uzbrojeni strażnicy na wieżach.
"Ciekawe czy właśnie tak wyglądało Imperium jakieś dwieście lat temu? Dzika okolica, mało ludzi i tylko nieliczne, małe miasteczka.
W końcu dotarli do celu, którym był niewielki budynek, niedaleko centrum. Wygląd zewnętrzny nie był zbyt zachęcający, jednak wszyscy bez szemrania weszli do środka. Zakurzone wnętrze nie napawało optymizmem, ale przynajmniej nie wiał tam przenikliwy wiatr, który bezlitośnie wykradał z ciała ciepło, zostawiając je nieprzyjemnie skostniałym.
Przez chwilę wpatrywał się w podłogę, jakby oczekując, że okaże się czystsza niz sądził, jednak w końcu wzruszywszy ramionami po prostu na niej usiadł. Odpięty wcześniej odpinając pas z bronią, położył w zasięgu ręki, tak na wszelki wypadek. Kłopotów raczej sie nie spodziewał, choć widząc zdumienie w oczach Schwarza, uśmiechnął się cierpko i pokręcił głową.
"No i pięknie. Zobaczymy ile rozsądku ma nasz drogi dowódca. Sądząc po tym jak załatwił sprawę z Baersonlingami na morzu, tu także raczej nie okaże się głupcem. Choć... nie wiadomo, religia czasem ogłupia nawet największych mędrców... A ja jakoś nie mam ochoty na przebijanie się w stronę statku z całą osada Norsmenów na karku.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 16-03-2009 o 22:24.
John5 jest offline  
Stary 18-03-2009, 21:23   #13
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Rudolf

Zaraz po wyjściu zauważyłeś, że straże dość gęsto obstawiły chatę i mały placyk ze studnią. Najwidoczniej naprawdę wam nie ufają.

Nie byli również rozmowni. W końcu szef straży zainterweniował, mówiąc prosto i wyraźnie w Norskim, żebyś wrócił do chaty i zaczekał na Thing.

Z daleka mogłeś przyjrzeć się dość ospałej pracy w mieście. Zwykle są to krzątające się kobiety, gaworzące ze sobą, noszące coś z chaty do chaty, wracające z targowiska. Widać również gromadki bawiących się dzieci. Jest też kilku mężczyzn - zwykle zajmują się oni naprawą drobnych usterek w dachach chat lub rąbaniem drewna na opał. Wróciłeś do "gościnnego domu".

Wszyscy

Halldor spojrzał z zaciekawieniem na Schwarza, zastanawiając się, jaka będzie jego reakcja. Podobnie jak wy.

Schwarz nie zwrócił uwagi na dłoń Alchemika, która spoczęła na jego ramieniu. Kapitan przechylił głowę do tyłu, spoglądając w sufit i zamykając oczy. Wziął głęboki oddech i wyszeptał słowa, które dość wyraźnie usłyszeliście.

- Sigmar lo vult.

Spojrzał na Halldora jako zupełnie inny człowiek. Wasz kapitan wrócił.

- Rozumiem... Powiedz mi teraz, Halldorze, co to jest Wergild? Słyszałem to słowo przy wkraczaniu do Finnsvik.

- Wergild? To zobowiązanie. Norski zwyczaj nakazuje, że każda osoba należąca do plemienia jest coś warta. Jeśli taki Baersonling będąc u nas w gościnie zabije Graelinga albo wyrządzi mu krzywdę czy też znieważy go, musi zapłacić Jarlowi, pokrzywdzonemu lub jego rodzinie Wergild. Na przykład za przestępstwo wobec szanowanego wojownika, przestępca musi zapłacić koło dwudziestu sceattas, albo darować czworo kobiet-thralli i jedną parę mężczyzn-thralli.

Halldor zamilkł na chwilę.

- Więc trzymajcie nerwy na wodzy. Szczególnie w przypadku Wieszczy albo Vitki. Ich śmierć to obraza dla bogów i jest karana tym samym. Co do Wergild i was - rozbitkowie z Morsvan to tak zwane "odzyskane Wergild". Uratowanie tych ludzi dało podwójną korzyść Graelingom według prawa: Baersonlingowie muszą zapłacić Wergild za krzywdy, a Morsvańczycy wciąż żyją i dołączyli do wspólnoty Finnsvik.

Schwarz spojrzał po was.

- Dobrze wiedzieć. Bez wyskoków panowie. A teraz skorzystajmy z tutejszej gościny...

----------

Minęło kilka godzin na rozmowach ze Schwarzem i Halldorem o Finnsvik. Jak się okazuje, mieścina jest bardzo ważna dla Graelingów. Tutaj zbierają się najlepsi wojowie, tu buduje się drakkary i tu jest ośrodek handlu tym, co znajdzie się w morzu i rzece.

Nadszedł wieczór i herold poprosił was na Thing.

Halldor wyjaśnił wam również, byście w żadnym przypadku nie dobywali broni w domu Norsemena. Dom jest miejscem pokoju i jedynie cudzy najazd, wojna, może to zmienić. Kto obnaży ostrze, obraża gospodarza.

Dlatego też na wejściu zażądano od was, byście zostawili w strażnicy broń całą prócz najważniejszą - u większości was są to miecze. Norsemeni wierzą, że jeśli odbierze się wojownikowi główną broń, okazuje się mu brak szacunku.

Więc, obłożeni ostrzeżeniami i pogrążeni w kulturowym galimatiasie, lecz pozostawieni z godnością, ruszyliście na niewielką wypukłość terenu na północnym wschodzie Finnsvik. Stoi tu Długi Dom - siedziba Jarla i jego Bondsmanów, drużyny najlepszych szlacheckich wojów.



W środku jest naprawdę zupełnie inaczej niż w opuszczonej chacie, w której do tej pory siedzieliście. Strop jest wysoko, podtrzymywany wielkimi belami, na których są niezwykle dokładne ryty w stylu ludu północy.

Na ścianach wiszą gobeliny, piękne tkaniny z całego świata oraz są wyrzeźbione sceny z tutejszej mitologii.

Na czas Thingu rozstawiono w całej rozciągłości Długiego Domu wielki stół z mnóstwem krzeseł. Na końcu są trzy znacznie okazalsze trony, z czego jeden jest z wysokim oparciem, okryty skórami wilka, dzika i niedźwiedzia. Zasiada na nim słusznej postury Jarl Finnsvik.



Większość miejsc zajmują już pozostali goście - starszyzna z miasta i okolicznych wsi oraz Bondsmani.

Widząc was, uniósł dłoń by uciszyć rozmowy. Wskazał na was otwartą dłonią i wstał. Wszyscy pozostali to samo zrobili. Uniósł złoty kielich, pozostali uczynili to samo.

- Hailsa! -ryknął głośno, a wszyscy goście zawtórowali, upijając łyk... na waszą cześć. Jarl wskazał ręką wasze miejsca.

Halldor skierował was tam i polecił, byście zasiedli.

- Wybaczcie, muszę was opuścić. Moje miejsce jest przy ojcu.

Zastanawialiście się, o czym on mówi. Po chwili pojęliście. Odszedł w stronę Jarla... i zasiadł po jego prawicy.

Schwarz aż gwizdnął cicho.

- Syn Jarla. Sigmar nad nami czuwa, bracia...

Wkrótce przybyły kolejne grupy gości. Chociaż... nie tyle grupy, co jedna grupa.

Dwóch postawnych ludzi w tunikach skrojonych na modłę południową. Jeden mężczyzna ma ją w kolorze purpury ze złotem, drugi w błękicie i bieli. Pierwszy w dodatku jest gładko ogolony i wyższy, a na plecach ma zarzucone futro jakiegoś egzotycznego kota, a za pasem ma miecz. Drugi jest niższy, zarośnięty, lecz postawniejszy. Przez bok wisi mu dość wielki i nieporęczny topór, a na plecach futro wilka.

Schwarz w mgnieniu oka ich rozpoznał.

- To Imperialni! Rycerz Pantery i Templariusz Białego Wilka.

Oni również was dostrzegli i szybko się do was zbliżyli.

- A cóż to? Goście z Imperium? -powiedział templariusz.

Schwarz wstał, ukłonił się i przedstawił siebie oraz was. Oni również to uczynili - templariusz zwie się Gotfryd z Zubeck, zaś rycerz Pantery to Moritz Wagner. Dalszą rozmowę przerwało wam pojawienie się nadwornego Skalda, kogoś w rodzaju barda.

Norsemeni w takt muzyki granej przez kilku Thralli i śpiewu Skalda zaczęli również wiwatować i śpiewać. Na stole jest na razie są tylko przekąski w postaci zimnego mięsa i pieczywa oraz dzbany z pitnym miodem. Thrallowie obu płci wciąż kręcą się wokół, dolewając miód do pustych kielichów, zabierając puste dzbany i stawiając pełne.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-UKSrymEbGs&feature=related[/MEDIA]
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 21-03-2009, 13:45   #14
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Franz odczuł lekką ulgę, kiedy usłyszał słowa kapitana. Wyglądało na to iż racjonalizm przeważył nad wiarą, na szczęście jego i ludzi przebywających w chacie.

„Wergild… Nazwa inna no i odrobinę inna zasada, ale w gruncie rzeczy, jest to, to samo co nasze zobowiązanie do wykupu. Za zabicie lub zranienie kogoś w obronie własnej też musimy płacić grzywnę lub zadośćuczynienie rodzinie poszkodowanego. Jedyna różnica jest w tym, że u nas nie można zapłaty uiścić w niewolnikach. Zresztą skoro uratowaliśmy tamtych z Morsvan to chyba należą nam się profity? Ale niezbyt rozsądne byłoby się domaganie tego… cóż trzeba będzie to uznać za dar dla gospodarza w zamian za wyszukane przyjęcie oraz ekskluzywne miejsce pobytu.”

Spojrzał na gołe ściany i brudną podłogę, nieznaczną uwagę jedynie poświęcając słowom Schwarza o nieobrażaniu tutejszych.

„Z tego zdawałem sobie sprawę już kiedy przybywaliśmy do tego miejsca. Jedno spojrzenie na ich zdecydowanie dało mi dość powodów by unikać jakiejkolwiek zwady.”

----------------------------
Wiadomość iż trzeba złożyć niemal całe uzbrojenie niespecjalnie zmartwiła szermierza.

„Jeśli by chcieli skończyli by z nami o wiele wcześniej. Zresztą i tak nie zabierają wszystkiego. Cholera trzeba przyznać, że są racjonalni aż do bólu.”

Bez wahania przekroczył próg okazałej budowli. Wnętrze jak szybko dostrzegł nie różniło się wiele od siedzib szlacheckich w ojczyźnie. Pomimo różnic w rodzaju wystroju, tu także najwyraźniej przyjęło się ozdabianie ścian łupami wojennymi. Bo jak inaczej można by wytłumaczyć tu obecność gobelinu rodem z Bretoni, z wyraźnie zaznaczonym motywem tamtejszej Pani jeziora, czy inny zdaje się że z Imperium lub Estalii przedstawiający pole gdzie walczyli ludzie z orkami nad miejscem bitwy zawisła łatwo rozpoznawalna sylwetka Myrmydii. Franz rzucił okiem na suto zastawiony stół i uśmiechnął się lekko.
„Przynajmniej nie zamierzają nas zagłodzić.”

Ku zaskoczeniu jego i reszty grupy Jarl zasiadający u szczytu stołów wskazał na nich i wzniósł toast, najwyraźniej na ich cześć. Szermierz był lekko zaskoczony, w końcu uratowanie kilku osób jeszcze nie jest powodem do tak otwartego pozdrowienia. Dopiero po paru chwilach, gdy już zasiedli na wskazanych miejscach wszystko się wyjaśniło. Halldor okazał się synem Jarla.
„Cholera wyjątkowo musze się zgodzić z Schwarzem. Sigma naprawdę nad nami czuwał kiedy wykupywaliśmy go z niewoli. A ci skąd się tu wzięli?”
Rzucił okiem na sylwetki rycerzy.
„No tak wyznawca Ulryka rzeczywiście pasuje do tego miejsca. Gdyby nie zbroja niewiele różniłby się od samych Norsmenów. Ale co robi tu rycerz Pantery? „

Od dalszych rozmyślań skutecznie odciągnął go aromat miodu oraz dziczyzny leżącej w półmiskach na stole. Smak pierwszych kęsów pokazał, że tutejsi znają się nie tylko na piciu, wojaczce i żeglarstwie, jak głosiła powszechna w Imperium plotka. Kiedy zaspokoił już pierwszy głód z zaciekawieniem spojrzał po reszcie zgromadzonych przy stole, po czym spokojnym głosem odezwał się do Hansa.
-Wygląda na to iż ludzie tu są honorowi. Zostawiają broń swym gościom, by pokazać że nie mają złych zamiarów. Jednak znacznie bardziej ciekawi mnie co robi w takim miejscu ci dwaj rycerze. Czyżby ścigali kogoś? Warto byłoby się tego dowiedzieć zawczasu, nie sądzisz panie Schleicher?
Franz uśmiechnął się lekko, kiedy spostrzegł że Rand także przysłuchuje się jego słowom.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 21-03-2009, 14:32   #15
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Nie czuł wewnętrznej potrzeby dłuższego utrzymywania fizycznego kontaktu z kapitanem, toteż szybko zabrał dłoń i odrobinę się cofnął. Nie odmówił sobie za to otaksowania spojrzeniem Halldora. Nadal nie miał wątpliwości, że obnoszenie się z faktem noszenia na ciele piętna jakie odcisnął na nim Chamon, nie jest dobrym pomysłem. Im jednak dłużej słuchał słów wypowiadanych przez tubylca, który objaśniał im tą dość groteskową kalkulację. Coraz wyraźniej zdawał sobie sprawę, że nawet on w swej sięgającej granic dokładności. Nigdy nie zdobył się na stworzenie przelicznika dla jakiejkolwiek istoty żyjącej. Sam nie mógł zdecydować czy to przejaw ich zabawnej głupoty, czy wręcz przeciwnie, niebywałego okrucieństwa. Nie mógł sobie odmówić rozmyślań nad tym, ile on mógłby być wart dla kolegium gdyby zginął podczas tej podróży. Całą tą wioskę? Czy nawet tylu wojowników mogłoby zrekompensować stratę istoty tak niepowtarzalnej? Jego umysł wypełnił śmiech.

Resztę dnia spędził w milczeniu. Słowa miast wypowiadać, przelewał na papier. Od rozpoczęcia tej podróży nieustannie coś spisywał. Trzeba przyznać, że choć było to coś na wzór pamiętnika, niespecjalnie krył się z faktem jego posiadania. Prawdą było, że wśród członków tej wyprawy, z pewnością niewielu potrafiło odczytać spisane przez niego myśli. Zresztą, nie były to też rzeczy nader istotne. Ot, zwyczajna relacja z przebiegu podróży. Miał świadomość, że być może nie wszystko uda mu się spamiętać u kresu jego wędrówki. Dla bezpieczeństwa wolał więc myśli powierzyć materii. Wszak bowiem czego innego spodziewać można się po Złotym Czarodzieju?


Kiedy przyszło im ponownie wyruszyć, nie był zbyt rozpromieniony. Nadal miał pewne trudności z przyzwyczajeniem się do tutejszej pogody. Nie miał jednak w zwyczaju narzekać, toteż bez zbędnej straty czasu, wyruszył wraz z resztą towarzyszy. Zastanawiał się przez moment, kiedy mowa była o broni. W istocie nie miał przy sobie bowiem nic prócz swojego kija, którego jeszcze chyba nigdy nie podniósł na wroga. W zasadzie chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się walczyć z kimś przy użyciu broni białej lub pięści. Może za czasów młodzieńczych, z których już i tak nie za wiele pamiętał. Westchnął raz jeszcze i uznał, że jego owe słowa niespecjalnie dotyczą. Prawdę mówiąc zdziwił się nawet, że wśród ludów północy, które zawsze kojarzyły mu się z niezwykle dzikimi, istnieje coś co z przymrużeniem oka nazwać można etykietą. Widać opowieści, których nasłuchał się podczas pobytu w kolegium. Były równie prawdziwe, jak te, według których on sam miałby spojrzeniem zmieniać ludzi w posągi z czystego złota.

Jego nieco pochmurny nastrój zmienił się diametralnie wraz z przekroczeniem progu siedziby Jarla. Z lekkim uśmiechem na ustach stwierdził, że ma słabość do tej biesiadnej atmosfery, która z taką intensywnością uderzyła w niego z niemal każdej strony. Przez krótką chwilę wędrował wzrokiem po wnętrzu, które wyglądało, co trzeba przyznać, nader okazale. Z pewnością nie mogło równać się z salami Kolegium Złota, lecz trudno było odmówić temu miejscu jego osobliwej szlachetności. Tym razem z zamyślenia wyrwał go krzyk. Westchnął cicho i udał się na wskazane miejsce, by następnie zająć jedno z krzeseł. Więzy krwi między Jarlem, a Halldorem niezbyt go zaskoczyły. Wciąż zastanawiał się nad powodem tej uprzejmości, o ile tak można to nazwać, ze strony tubylców. Teraz po prostu poznał jej powód.

Jedyną rzeczą jaka go w tym dziwnym miejscu naprawdę zaskoczyła, byli imperialni rycerze. Szczególnie przedstawiciel Zakonu Pantery. Z lekkim przekąsem stwierdził, że fanatycy Ulryka z pewnością czują się tu bowiem jak w rodzinnych stronach.

Tymczasem jednak, miast zgłębiać powody ich obecności, wolał skupić się na sytuacji rozgrywającej się pod strzechą Jarla.
 
Rusty jest offline  
Stary 21-03-2009, 22:32   #16
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Rudolf znudzony siedział w chatce, wioska przestała go interesować. Uznał, że, chociaż jest to nowy ląd nie należy do tych bardziej interesujących. Jednym słowem dzicz głęboka, jedynie, co ludność gościnna, choć nazbyt podejrzliwa. Siedział, więc na podłodze, aż do czasu gdy poproszono całą drużynę na coś w rodzaju uczty. Dom, do którego ich zaprowadzono, był chyba największy z osadzie. Przynajmniej Rudolf odniósł takie wrażenie.


Rudolf począł szczerze czuć niechęć do tego miejsca. Nie słuchał, więc zbyt tego, co mówiono wokół. Zajął wskazane mu miejsce i podziękował uprzejmie za zaproszenie. Czas zdawał mu się dłużyc, wszystko zdało się senne. Vivaldi przyglądał się nieco potrawom stojącym przed nim. Próbował ich raz za razem. Niektóre przypadły mu nawet do gustu. Czekał jednak na główne danie. Miodu ani innego alkoholu nie tknął do ust. Udając tylko, że pije.


Przed wejściem nie wiedział zbyt czy musi oddać swój oręż, jego główna i jedyną bronią był bowiem sztylet ukryty w pasie. Uznał jednak, że lepiej nie mieć przy sobie ukrytej broni w domu gospodarza, aby go nie urazić. Dlatego też wolał oddać oręż na przechowanie.


Rudolf przybrał posępny wyraz twarzy. Zdawało się, że cos go trapi. Jego oczy były bez blasku a czoło pochmurne. Wsłuchany w śpiew barda zdał się odchodzić myślami daleko od miejsca, w którym się znajdował. Czasem odwracał wzrok rozglądając się po Sali i zgromadzonych. Kiedy dostrzegł osoby wyglądające na mieszkańców imperium zainteresował się nimi bardzo. Uznał, że musi poznać jak najwięcej faktów o przebywających tu imperialnych.


Rudolf czekał na rozwój wypadków, jedną ręką wymacał zaś znajdującą się pod kaftanem manierkę upewniając się, że nie przecieka, bowiem nie chciał poplamić sobie ubrań na tak ważnej uroczystości. Zwłaszcza, że już kilkakrotnie mu się to zdarzyło.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 21-03-2009 o 22:39.
Mortarel jest offline  
Stary 25-03-2009, 15:40   #17
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Hans przyglądał się rozmowie Halldora i Schwartza z niemałym zaskoczeniem. Nieco oburzył go obyczaj jakim okazał się ten dziwaczny Wergild o którym od czasu do czasu słyszał, lecz starał się nie dać po sobie znać iż jawne niewolnictwo nie za bardzo odpowiada jego światopoglądowi. „Uspokój się, wierzą w bogów chaosu, nie widzą nic złego w niewolnictwie, ale to jest zupełnie inny kraj” – mówił głos w jego głowie. Człowiek opanował się, lecz resztę rozmowy wysłuchał nieco oddalając się parę kroków od rozmówców. Gdy sytuacja umysłowa mężczyzny nieco się uspokoiła, a rozmowa dobiegała ku końcowi, Hans z niemałą ulgą wyszedł za Schwartzem do dużego domostwa w północno wschodniej części osady.

Gdy mężczyzna ujrzał siedzibę tutejszego Jarla, początkowo nie chciał uwierzyć iż tam mieści się centrum władzy wioski. Chata mocno przypominała resztę domków w Finnsvik i jedyną cechą, która odróżniała ją od reszty, było to że była kilka razy większa od pozostałych zabudowań. Początkowo sprawiała wrażenie bardzo długiej stodoły, lecz stojący przed nią ludzie od razu dawali do zrozumienia iż to jednak tutaj odbędzie się co chwilę wymieniane Thing.

Gdy wchodzili, cała drużyna została poproszona o złożenie broni. Z tego co Hans zdążył się zorientować każdy mógł wnieść swój główny oręż, tak więc człowiek gdy wchodził wskazał wartującym strażnikom na topór, jedyną broń, jaki zabrał ze sobą ze statku. Gdy został już przepuszczony do głównej sali, przystanął i rozejrzał się z podziwem wokół siebie. Wiedział o tym, że ludzie północy nie są zbyt obyci ze sztuką, lecz teraz zdał sobie sprawę iż mimo to potrafią oni doskonale dekorować swoje siedziby. Najemnik przyglądał się wiszącym na ścianach sztandarom oraz różnorakim innym bojowym dekoracją których ilość i wygląd wskazywały na to, iż mieszkańcy tej wioski potrafili machać toporami równie sprawnie, co ludzie w imperium łgać.

Mężczyzna usiadł we wskazanym przez przyjaznego Norsa miejscu, po czym wzniósł razem ze wszystkimi toast, upijając dość duży łyk alkoholu z kielicha. Trunek mimo iż nie był tak mocny jak na południu, całkiem dobrze rozgrzewał, a jego smak wcale nie odstępował Imperialnym napojom, warzonym przecież z użyciem dużo lepszych technologii. Sam toast przyjął bez zaskoczenia, w końcu to chyba normalne aby witać tak gości, którzy przysłużyli się już czymś lokalnemu społeczeństwu. Gdy jednak okazało się iż powodem toastu było to iż ich nowy kolega - Halldor jest synem jarla, człowiek niezmiernie się ucieszył. Dobrze jest mieć chody u władz, nawet na takim zadupiu.

Z uśmiechem na ustach zasiadł znowu do stołu, gdyż kultura osobista nakazywała mu wstać gdy potomek tutejszego wodza odchodził. Nie posiedział jednak za długo gdyż po chwili do grupki siedmiu cudzoziemców podeszli kolejni dwaj, których wygląd wskazywał na przynależność do imperialnych zakonów rycerskich. Po tym jak rycerze się przedstawili Hans rzekł jedynie:
- Hans Hochenzollern, miło mi… - i osunął się znowu na stołek, nalewając sobie miodu do opróżnionego już kielicha. Potem, popijając kolejnego dużego łyka rzekł do zebranych najbliżej gości:
– Nie ma co, ale miody to tutaj mają przednie, i muzykę też niezłą. - po czym dodał nieco wyniośle - Zdrowie naszej wyprawy mości panowie. Panowie rycerze mam nadzieję napijecie się z nami, byście i wy w zdrowiu ostali gdziekolwiek dalej wyruszycie.

Upił kolejny ogromny łyk przedniego Norskiego miodu by po chwili szturchnąć w ramię siedzącego obok Rudolfa i przemówić ciszej, spoglądając cały czas na niektóre z ładniejszych niewolnic:
– Co jak co, ale i sikoreczki tutaj niepospolite. Jak myślisz, będzie to jakimś nietaktem, jak porwę którąś z nich do tańca?
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 25-03-2009 o 19:26.
Bulny jest offline  
Stary 03-04-2009, 17:05   #18
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Gawędziliście sobie czasem raz po raz na różne tematy, racząc się przystawkami i alkoholem. Wdaliście się w rozmowy między sobą oraz z rycerzami. Dowiedzieliście się kilku interesujących faktów z życia kapitana Schwarza, elfiego szermierza Falandara i rajtara Schleichera.

Elf Falandar Soleyl'Istiam jest doświadczonym w bitce najemnikiem, który zawsze odstawał od swoich leśnych pobratymców Asrai. Pochodzący z lasu Laurelorn, szybko stamtąd odszedł. Określany mianem "pół-elfa" (gdyż ma cechy charakteru typowe dla elfów i ludzi), otrzymał wykształcenie i wyszkolenie z rąk ludzi. Bił się podczas Burzy Chaosu w szeregach obrońców Middenheim i później spędził wiele czasu w Kislevie.

Rand Schleicher jest byłym rajtarem z Armii Imperium, zubożałym szlachcicem i oficerem. Nie był zbyt wylewny. Wspomniał coś jedynie o walce z Chaosem podczas Burzy, śmierci ukochanej żony z rąk rywala i odejściu z armii.

Schwarz również nie wyjawił wiele, prócz tego że jest kapitanem i odkrywcą dopiero od niedawna. Wcześniej był wysoko postawionym oficerem sił Reiklandzkich, ulubieńcem samego Imperatora. To z jego ramienia otrzymał listy, uprawnienia i złoto na zorganizowanie wyprawy oraz zwodowanie galeonu.

Od rycerzy dowiedzieliście się, że goszczą w okolicach Finnsvik od około tygodnia. Są tutaj na świętej krucjacie przeciwko siłom Chaosu. Niektórzy bardziej gwałtowni Ulrykanie zadecydowali o sfinansowaniu odwetu przeciwko Chaosytom w Norsce. W pobliżu mają zakotwiczony własny statek. Jest ich stosunkowo wielu, a wszyscy to świetnie wyposażone i wyszkolone siły zakonne, kościelne oraz "gościnne". Podobno ostatnio rozbili bandę mutantów-wyrzutków która grasowała po klifowych wybrzeżach na południe od Finnsvik. Wkupiła się tym czynem w łaski tutejszego Jarla.

Rozmowy przerwaliście, gdyż na salę wniesiono główne dania. Możecie przebierać i wybierać w lekkich, ciężkich i pośrednich potrawach. Przygotowane są z niezwykłą dbałością i gustem, aczkolwiek "czuć" iż są to tradycyjne potrawy Norsemenów i innych ludzi północy, którzy żyją z morza i gór.

Są tu zimne, zawijane śledzie oblewane kwaśną i słodką śmietaną, z dodatkiem borówek, cebuli i kiszonych ogórków. Kładzione na plastrach jabłek. Mówią tu na to "Graelińskie Matiesy".

Najbardziej rzucają się w oczy różnego rodzaju potrawy z łososi i śledzi. Głównie są to zimne, surowe plastry robione i podawane w podobny sposób jako dodatek do chleba lub jako przekąska. Są mocno doprawiane w różnych kombinacjach - dziwny chrzan, ziele albiońskie, sól morska i ziołowa, różne odmiany pieprzu, sosy z rozwodnionej i doprawionej "moutarde" - bretońskiego, przecierowego sosu z ziaren gorczycy.

Jako dodatki, na stole widnieją gary z ciężką, sytą i wyjątkowo aromatyczną zupą rybną. Co ją różni od chłopskiego cienkusza które dostaje się w Imperialnych tawernach za pięć pensów, to jakość ryb i dużo przypraw. Innym dodatkiem jest słodka surówka siekana z buraków, jabłek i ogórków, oblana kwaśną śmietaną i posypana tartym chrzanem.

Jako prawdziwie główne, gorące danie podaje się stosunkowo spore (acz nie wystarczające by nasycić nawet młodzika) porcje czegoś, co tu nazywają "puddingiem z ryb". Są to ścięte stożki zrobione ze zmielonych ryb, mąki ziemniaczanej i śmietany. Jest również wersja z samym łososiem wędzonym, aczkolwiek więcej w niej przecieru ziemniaczanego niż ryby.

Warto także wspomnieć o małych, płaskich i pulchnych frykadelach zasmażanych ze skwarkami i cebulą. Są zrobione w całości z mięsa śledziowego i są najgorętszą prócz zupy potrawą na tym stole.

"Prawdziwego" mięsa ze zwierząt hodowlanych, tak samo jak przy przystawkach, próżno szukać w daniu głównym. Jest jedynie zimny wątrobowy pieczony pasztet z formy, w którym czuć silną nutę albiońskiego ziela i ryb. Norsmeni nakładają go na bułki i chleb.

Zanim przystąpiliście do jedzenia, herold obwieścił ważną informację. Wasi znajomi rycerze przetłumaczyli wam te fragmenty, których nie zrozumieliście:

- Panie Finnsvik, Fridriku, synu Godryka, smutne mam wieści do obwieszczenia. Oto bowiem delegacja z kultu Tchara nie przybędzie na Thing ani później. Ruszyli bowiem na świętą wojnę przeciwko siłom rywali z kultu Neiglena. Tym samym porzucili wszelkie propozycje ugody między nimi a Finnsvik.

Jarl wydaje się być rozgniewany tą wiadomością, jednakże jest powściągliwy w okazywaniu uczuć - tym bardziej, że praktycznie cała sala (i to nie tylko Imperialni) niespecjalnie lubi zmutowanych wyznawców Tzeentcha obżerających się za darmo przy ich stole...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 09-04-2009, 10:47   #19
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Raphael nie potrafił zignorować tak głęboko zakorzenionych w jego psychice przyzwyczajeń. Toteż, choć prawdę mówiąc niespecjalnie go to interesowało, słuchał wszystkiego co mówili o sobie członkowie jego wyprawy. Odwracało to jego uwagę od tego, co działo się podczas tej hucznej biesiady. Pierwszy raz w swoim życiu czuł, że jego świat nie ogranicza się jedynie do ciasnych pomieszczeń laboratoryjnych. Wolał więc uśpić analityczny umysł i pozwolić swoim zmysłom odbierać wszystko tak, jak tylko miałyby na to ochotę. Co oczywiste, nie udało mu się to w pełni. Mimo wszystko jednak na tyle, by był z siebie zadowolony.

Słów wypowiedzianych przez imperialnych rycerzy nie mógł jednak zignorować. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po ich sylwetkach. Na pozór nie zwracając nawet uwagi na jakiekolwiek szczegóły, na pozór. Nie był tak doświadczony w walce jak oni, właściwie nie miał żadnego pojęcia o walce. Lata nauki w Kolegium nauczyły go tylko tego, że Chaosu nie zwycięża się mieczem. Niezliczoną ilość razy słyszał opowieści o niezwykłej potędze, która czai się na północy. Właśnie stamtąd wiał Chamon, złoty wiatr magii. Udać się tam to jak wejść w gniazdo węży. Nikt nie wyszedł z niego cało i nikomu się to nie uda. Jego myśli zawędrowały ku krasnoludom, o których wcześniej wspominali tutejsi. „Oby tylko nie podzielili ich losu.” – Zawirowało w jego głowię, by równie szybko zniknąć.

Wysłuchał uważnie przemowy Jarla. Nie trzeba opisywać jak wielka ulga ogarnęła go na wieść, że nie przyjdzie mu stanąć oko w oko z wyznawcami Tego Który Zmienia Ścieżki. Ich patron jest śmiertelnym zagrożeniem dla niego i każdemu kto mu podobny. Wolał więc trzymać się na odległość od jego kultystów. Niezwykle trudno przewidzieć bowiem reakcję tak nieobliczalnych istot na obecność przedstawiciela Kolegium Złota.

Odetchnął i skupił się na potrawach. Kiedy niemalże ze wszystkich stron zaatakowały go tak kuszące zapachy. Zdał sobie sprawę, że nie miał niczego w ustach już od dłuższego czasu. Głód mu nie przeszkadzał. Zdarzały się przypadki, w których jego towarzysze wynosili go z laboratorium. Prowadząc bowiem badania i zapominając o całym świecie. Często głodził się, co prowadziło do groźnego osłabienia, a nierzadko wręcz do utraty przytomności. Tym razem nie myślał jednak o setkach mikstur, fiolek i przyrządów, których ci ludzie najprawdopodobniej nigdy w życiu nie ujrzą. W jego głowie do głosu dochodziła jedynie chęć skosztowania części tych przysmaków, którymi ugościł ich gospodarz.

Nie zależało mu na zaspokojeniu głodu. Raczej na zasmakowaniu w każdej z przygotowanych potraw. Dlatego też jadł raczej małymi kęsami, za to z każdej misy czy tacy. Jego nadmiernie skurczony żołądek miał jednak swoje granice. Toteż szybko zmuszony został zaprzestać czynienia honorów smakosza. Rozejrzał się dookoła. Jego wzrok napotkał spojrzenie mężczyzny, który siedział naprzeciw niego. Wyraźnie ujrzał jak jego źrenice rozszerzają się, a na twarzy wymalowało niemałe zdziwienie, kiedy dostrzegł nietypową barwę oczu Raphaela. Szybko odwrócił głowę. Taka dobrze znał tego typu reakcje. Nie były one niczym niezwykłym nawet w trakcie pobytu w Altdorfie. Zwykłych ludzi przerażał sam fakt jego obcowania z tak nieznaną im potęgą. Podobnych jemu magów natomiast, zmiany, które dotknęły jego ciało. Nie był potężny, lecz posiadał potencjał by się takim stać. Zbyt duży by pozwolić zwyciężyć lękowi i rzucić go na pastwę zdradliwych sił Chaosu, które z pewnością zwróciłyby ku niemu swą uwagę. Znacznie lepiej było przygarnąć go pod swoje skrzydła i swą postawą nieustannie przypominać mu o tym, że jest inny niż ci, którzy go otaczali.

Wbił wzrok w stół. Chwilę później jednak zwrócił go ku swym towarzyszom. Patrzył na Schwarza. Upłynęło trochę czasu nim ostatecznie zdecydował się zabrać głos.

- Jak długo zamierzasz tu zostać? – Rutyna alchemika zwyciężyła. Konkret był tym, czego zdecydowanie brakowało mu w tej chwili.

Sytuacja była niespokojna i choćby nawet nie sposób było znaleźć w tym świecie, jakiekolwiek miejsce egzystujące w całkowitej harmonii. Tutaj igrano z potęgami, które nie mają sobie równych. Ku jego zdziwieniu jednak, nie myślał, że lepiej byłoby mu teraz w swej pracowni.
 
Rusty jest offline  
Stary 10-04-2009, 10:55   #20
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Różnorodność przygotowanego jadła była naprawdę imponująca. Widać było, że Norsmeni podobnie jak wszyscy inni ludzie lubią najeść się dobrze i do syta, a przy tym dbają by żołądki ich gości też nie pozostały puste.
Trzeci już śledź wylądował na półmisku Franza, a już po chwili dołączył do swych poprzedników. Wojak otarł dłonią usta i sięgnął po wino. Trzymając już kielich w ręku, sądząc z wzornictwa pochodzący z Imperium, spojrzał na Jarla.

To co usłyszeliśmy na chwilę przed rozpoczęciem uczty niezbyt dobrze się zapowiada. Co prawda cieszę się, że nie musze oglądać tych pokrak czczących siły mroku, ale mam przeczucie, że nim miną dwa dni wplączemy się w coś niebezpiecznego.

Spokojne spojrzenie przesunęło się na sylwetkę dwóch rycerzy, gwałtownie tłumaczących coś jednemu z miejscowych. Ten najwyraźniej niewiele rozumiał, bo w jego oczach błyszczało uprzejme niezrozumienie.

Zamiast tracić pieniądze na wysyłanie ludzi do tak odległych krain nasze wielkie i potężne zakony mogły by wreszcie zając się tałatajstwem kręcącym się po gościńcach Imperium. Zachowują się tak, jakby w kraju nie był potrzebny każdy miecz. Świątobliwi durnie, walczyć może potrafią, ale widząc ich czasem się człowiek zastanawia na cholerę oni komu?

Na chwilę przerwał swoje niewesołe rozważania, kiedy jego uwagę przykuł dopiero co postawiony na stole pasztet, roztaczający wokół wielce kuszącą woń. Niewiele się nad tym zastanawiając odkroił gruby plaster, który później w towarzystwie chleba powędrował do jego ust.

Jedna jeszcze tylko rzecz mnie ciekawi. Ile jeszcze spędzimy tutaj czasu? Schwarz co prawda o tym nic n ie wspominał, ale chyba niezbyt mu się spieszy. Najpierw żegluga w kompletnie złym kierunku by uratować tych niedobitków, teraz spokojnie siedzenie i objadanie się rybami. „ ręką Franza odsunęła na bok półmisek „ Nie żebym narzekał, w końcu mi to obojętne w gruncie rzeczy im mniej szansy na bitkę tym lepiej. O wiele trudniej oberwać po łbie, kiedy nie ma z kim walczyć.
Ponury uśmiech pojawił się na jego twarzy, jednak w gwarze rozmów i zabawy nikt nie zwrócił na to jakiejś szczególnej uwagi.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172