Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2019, 19:34   #51
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Podróż przez pustynię nie dłużyła się Ardeshirowi. Był przyzwyczajony do samotności, więc z pewną dozą rozbawienia obserwował ludzi dookoła niego, tak innych od tych których niegdyś znał. Ostatnio, kiedy podróżował z porównywalną grupą ludzi, były to Krwawe Księżyce starego Lwa. Ta grupa trochę mu ich przypominała… choć w przeciwieństwie do jego poprzedniego dowódcy, Nadal nie wydawał się przykładać dużej wagi do moralności swoich.
Następne spojrzenie, które rzucił nieumarłym pod władzą Teta było mniej rozbawione, a bardziej… zimne. Ardeshir nie był święty… byłby pierwszym który by to przyznał, ale mimo to, niektóre metody były poniżej jego standardów. Użyłby Teta… i sądził sprawiedliwie po czynach. Ale zombie… były pewne granice.
Roześmiał się krótko, kiedy Naveed spłoszył konia Andraste po raz drugi. Leopard też dawno nie miał okazji podróżować z innymi ludźmi, i widać wykorzystywał tę okazję by być złośliwym wobec nich. Wyglądało na to że wybrał sobie bardkę jako ulubioną ofiarę. Najemnik mógłby go powstrzymać… ale po jej zachowaniu, niespecjalnie miał na to ochotę.
Rzucił też, krótko, okiem na drugiego kota w swoim otoczeniu, kapłankę która aktualnie trzymała go w pasie. To nie było konieczne; Govad nie pozwoliłby jej spaść tak czy siak, ale nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu.
- Co miałaś na myśli, wcześniej? - Zapytał, nagle, po dłuższej chwili milczenia - Dlaczego rozsądek miałby kierować cię do opuszczenia tej… drużyny?

Adresatka jego pytania siedziała cicho, ale czuł jej niespokojny oddech jako że siedzieli bardzo blisko siebie. Tabaxi wciąż była pełna emocji po sytuacji która się wydarzyła za murami i kłótnią z dotychczasową przyjaciółką. Jako że jej rasa nie była zbytnio obeznana z jazdą konną, Kiya trzymała się kurczowo mężczyzny i pewnie gdyby nie zbroja to mógłby wyczuć wbite w siebie pazurki. Jak na kota przystało wydzielała też dużo ciepła, choć tym razem, w środku dnia nie było to nic przydatnego. Wyrwana ze swojego zamyślenia odezwała się już nie tak stanowczym jak wcześniej głosem, zamiast tego był on miękki i trochę oddalony, smutny lub rozmarzony.
- Źle mnie zrozumiałeś. Chodziło mi raczej o opuszczenie tej misji, nie zaś drużyny. Rozsądek trzymałby mnie mniej niebezpiecznej ścieżki, tym bardziej że ja w wypełnieniu tego zadania nie mam żadnej korzyści. A jednak wyruszyłam.. choć nie wiem już w zasadzie z kim i po co. Błądzę wciąż szukając swojego miejsca..
- To potrafię zrozumieć. Ja sam… hmm. Nie mogę powiedzieć żebym miał miejsce które mógłbym nazwać domem. - W głosie wojownika pobrzmiewały jakieś dziwne nuty. Coś pomiędzy smutkiem, a wściekłością. - Ale sądzę, że w takiej podróży też można odnaleźć swoje miejsce. Wędrować… i robić co można, by uczynić świat lepszym miejscem. Gromadzić doświadczenie, i umiejętności. Żyć po coś.
-Nie chcę ciąglę wędrować.. - Odpowiedziała marudnym głosem kotka zza jego pleców. -Ani robić wszystkiego dla innych, mi też coś się należy od życia.

Ardeshir roześmiał się głośno.
- Tylko człowiekowi szalonemu zależałoby na życiu męczennika. Każdemu z nas przysługuje odpoczynek. Spokój ducha. Sądzę że któregoś dnia, i ty, i ja, znajdziemy miejsca które nam go dadzą. - Jego twarz zdobił szeroki, pełen pewności siebie uśmiech, a głos nie zadrżał mu nawet na moment - A jeśli świat będzie mieć inne pomysły, należy splunąć mu w twarz, i postawić na swoim.
- Chciałabym by tabaxi żyły godnie, nie będąc na łasce ludzi i wrócić kiedyś do domu.. - Odpowiedziała tym swoim nieco miauczącym głosem cicho, a najemnik poczuł jak opiera głowę na jego plecach.
Ardeshir milczał, przez moment. To co mówiła Yasu rezonowała z jego własną misją, jego własnymi przekonaniami. A to jak była w niego wtulona… nie było nieprzyjemne.
- Sądzisz że twoje pragnienie może się spełnić? - zapytał cicho, dziwnie zamyślonym tonem - Yasumrae… wielu wyśmiałoby twojej marzenie. Jako zbyt duże, jako niemożliwe do spełnienia. Nazwali by cię głupią. - odwrócił lekko głowę, zwracając się bezpośrednio do niej - Cieszy mnie że są ciągle w tym świecie osoby podobne do mnie. Nie porzucaj tego pragnienia. Da ci ono siłę by kroczyć naprzód. - Następne słowa były wypowiedziane szeptem, tak że nawet dla czujnych uszu kapłanki było ledwo słyszalne - Mnie dało...

Kotka jak siedziała wcześniej, tak trwała, bo było jej wygodnie. Gdy rozmawiali wypuściła bokiem ogon i bujając nim w powietrzu prowokowała Naveeda.
- Powrót nie byłby trudny, gorzej z ludźmi. - Przerwała na moment, a jej gołe kocie stópki, zwisające po obu stronach Govada, dyndały w kłusie konia. -A jakie ty masz marzenie?
Tym razem, cisza trwała dłużej… na tyle długo że Yasu mogła zacząć się zastanawiać czy Ardeshir faktycznie odpowie. Mogła zobaczyć że Naveed bardzo, bardzo uważnie przypatruje się końcówce jej ogona… jak gdyby miał ochotę go pacnąć, ale coś go powstrzymywało. Kiedy Al-Asad w końcu się odezwał, jego głos był cichy, spokojny. Niemalże kojący.
- Obiecałem sobie stworzyć miejsce gdzie ludzie, obojętnie od rasy, pochodzenia, czy bogactwa, będą mogli żyć w pokoju, i dobrobycie. Nie musząc znosić prześladowań ze strony ludzi złych. Nie musząc patrzeć jak ich krzywdy są ignorowane przez skorumpowanych urzędników, czy władców których nie obchodzi los maluczkich. Dom… który byłby wszystkim czym mój dom nie był… i nie jest. - Zaśmiał się cicho - Jak to ujęłaś? Idealista który gada jak stary klecha?
- Brzmi pięknie, ale to wyzwanie może nas przerastać. Zasady i prawa ludzi są bardzo płynne.. chociaż próbowałam wpływać na nie słowem, może rzeczywiście potrzebna jest krucjata.. - Kapłanka nie odrywała wzroku od końca swego ogona, machając nim przed pyszczkiem Naveeda w końcu nawet połaskotała go nim po nosie, po czym cofnęła ogonek w górę do swojej ręki, owijając go sobie przez szyję i czyniąc poduszką.
- To moja przysięga. Ale sądzę że dalej brakuje mi siły by ją spełnić. - Naveed, kiedy Yasu go połaskotała, kichnął uroczo. Wydawał się być bardzo zadowolony z tego ile uwagi poświęca mu kapłanka. Moment później, mogła zobaczyć jak patrzy na konia Andraste, wyraźnie zastanawiając się czy jest w stanie spłoszyć go po raz trzeci. Z obserwacji leoparda wyrwały ją następne słowa Ardeshira.
- Poza tym… nas? Szybko zdecydowałaś się przyłączyć do mojej misji. To wina Naveeda, prawda? On cię przekonał. - choć nie widziała jego twarzy, jego zrelaksowany ton wyraźnie świadczył o lekkim uśmiechu który zdobił jego twarz.
Mężczyzna usłyszał ciche, rozbawione fuknięcie gdy tabaxi wypuściła powietrze przez nos.
- “Nas” jako dwie osobne nasze misje. Naveed jest uroczy, ale każde z nas ma swoją niezależną drogę którą sobie obrało. - skorygowała spokojnym tonem kapłanka.
- Prawda. Choć… jeśli kiedyś mi się uda, czuj się zaproszona. A jeśli twoja misja ciągle nie jest wtedy spełniona, pomogę ci jak będę w stanie. - Jego ton był nieco rozbawiony, ale kapłanka mogła jasno zauważyć że mówił w pełni poważnie - Mam słabość do kobiet z zasadami. - dodał, już bardziej żartobliwie.

- Litości Adreshir, nie dziel skóry na nie upolowanym niedźwiedziu, a poza tym to będzie nasza ostatnia wyprawa. Wszyscy zginiemy. - odparła markotnie.
- Och? Skąd taki pesymizm? - zapytał Ardeshir, z ciekawością w głosie - Nawet jeśli masz takie podejrzenia, nie sądzę by się spełniły. Nazwij to arogancją. Ja nazywam to pewnością siebie.
- Nie ważne.. - Urwała temat wyraźnie nie w nastroju i zamilkła.
- Zgadza się. Nie ważne. Takie ponure rozważania nie są dobre… i dla ciebie, i dla mnie. - Głos wojownika był nadal bardzo spokojny, i mogła być pewna że nie uraziła go swoją odpowiedzią - Nawet jeśli umrzemy, nie ma sensu przejmować się na zapas. Trzeba żyć pełnią życia, póki się da. Jestem pewny że twoja bogini zgodziłaby się ze mną.
- Ha ha, i jak zamierzasz żyć pełnią na środku tej pustyni? - kotka zaśmiała się z niego aż jej wąsiki podskoczyły.
- Hmm... - Ardeshir zamruczał, udając zamyślonego - Mam dużo doświadczenia z pustynią. Trzeba sobie zapewniać własne rozrywki. - Kotka nie mogła być pewna co słyszy w tonie Ardeshira, kiedy powiedział następne słowa. Rozbawienie, i coś jeszcze, co było trudniejsze do zidentyfikowania. - Co powiesz żebyśmy, jak na parę naiwnych idealistów przystało, spędzili wieczór nad butelką dobrego alkoholu? Piłaś kiedyś Arak, Yasu?
- Oh, “Yasu”? Od kiedy zdrabniasz moje imię? Ale trochę za szybko wydaje Ci się że mnie znasz, wcale nie muszę pasować do twojej wizji, tak mówię byś się nie zdziwił. - cmoknęła i po skromnej przerwie kontynuowała. -Nie.. nie piłam - Al-Asad poczuł jak oderwała głowę od jego pleców i zaczęła mówić wprost na jego ucho, łaskocząc go kocimi wąsami. - Może nawet skusiłabym się na Twoją niemoralną propozycję, ale nie wiem.. wczoraj już trochę zaszalałam sama i obudziła mnie pękająca czaszka.
- Wykwintna i oficjalna mowa, kapłanko, to coś czego się nauczyłem, bo takim najemnikom lepiej płacą. Po prostu, dawno nie miałem okazji gadać z kimś innym niż pracodawcami. - oboje usłyszeli głośne prychnięcie gdzieś z boku - I Naveedem.
Kiedy Yasumrae zaczęła szeptać mu na ucho, drgnął, podrażniony jej oddechem, i wąsikami. Spodobało mu się to. Aż kusiło go do dalszych eksperymentów…
- Poza tym… jak znam twoich podejrzliwych towarzyszy, nie dadzą nam się napić w spokoju aż nie zostanę… przesłuchany. - Mogła usłyszeć pewną gorzką nutę w tym ostatnim słowie, która jednak znikła bardzo szybko - A na ból głowy, zalecam masaż. Odpręża. Pomaga. Tylko trzeba mieć partnera do picia.

-Oczywiście że zostaniesz przesłuchany, ale o ile zaklęcie upewnia mnie że nie skłamiesz, drobny puchar Araku może rozwiąże Ci język. - Zaśmiała się mu na to ucho beztrosko, co wyczuł też na plecach po jej spokojniejszym oddechu i luźniejszym uścisku dłoni na zbroi.
Kotka westchnęła. - Mam nadzieję że nie zaskoczysz mnie niczym strasznym. Jesteś w ogóle gotów mówić prawdę i tylko prawdę w obliczu kapłanki Bast?
- Rzeczy które mógłbym chcieć ukryć są starymi ranami, i nie będą mieć wpływu na teraźniejszość. - mogła poczuć jak lekko wzruszył ramionami, jak gdyby dotknęła jakiegoś nerwu - Wszyscy mamy momenty do których wolimy nie wracać. Ale tak, jestem gotów mówić prawdę. Choć wolałbym byś uszanowała moją prywatność. - zrelaksował się, i rozluźnił, nawet uśmiechnął delikatnie - Do takich rozmówek, prywatnych, i luźniejszych, od magii faktycznie lepszy jest Arak. A twoich towarzyszy nie lubię tak bardzo by dzielić się z nimi alkoholem, czy opowieściami. - dodał, bez ogródek i dosadnie.
- A ze mną się podzielisz jakąś opowieścią? Chcesz powiedzieć że mnie lubisz?
-Hmm... - mruknął Ardeshir, udając że się zastanawia - Urocza, z zasadami, nie próbowała mnie wyklnąć od razu, i pozbawiona tej… otoczki, którą aż ociekają twoi “szlachetnie” urodzeni towarzysze. Oh, do tego przyjemna dla oka. - Wyliczył, po kolei, lekkim tonem, po czym dodał, grobowo poważnym - Ja cię lubię? Nie wiem skąd ci to przyszło do głowy.
Koci ogon uniósł się tańcząc na boki za głową kapłanki, a jej chwyt wyraźnie zelżał. Słowa mężczyzny były miłe, ale trochę niespodziewane, wprawiając ją w zakłopotanie. Nie wiedziała czemu niektórzy ludzie uważają ją za przyjemną dla oka, ale postanowiła się dowiedzieć.
- Urocza? Przyjemna dla oka? - Parsknęła zakłopotana próbując nabrać nieco dystansu do mężczyzny, siedząc zaraz za nim konno, a jej głos był cały czas w tym samym przyjacielskim tonie. - Czemu i co masz na myśli?
- Urocza, z racji twojego zachowania… jak na przykład to zakłopotanie które powtarza kiedy prawię ci komplementy. I kto mógłby zapomnieć twoją scenkę z kotką przerażoną wężem. Nawet jeśli była tylko popisem aktorskim, mającym odwrócić naszą uwagę od konfliktu. - Uśmiechnął się pod nosem, i dodał bardzo lekkim tonem - A to że jesteś przyjemna dla oka nie wymaga wyjaśnień. Chyba że polujesz na więcej komplementów? - to ostatnie pytanie zabrzmiało trochę prześmiewczo, jakby podobało mu się jak wyprowadzona z równowagi jest jego słowami.

- Ależ ja chętnie wysłucham, czemu to jestem przyjemna dla oka. Szczególnie gdy takie stwierdzenie pada z ust człowieka. Naveed też jest przyjemny dla oka? - Zerknęła na leoparda przelotnie i po czym wróciła do obserwacji każdego najdrobniejszego ruchu Ardeshira. - A może myślisz że dzięki komplementom będę mniej kłopotliwa na przesłuchaniu?
- Takie sztuczki nie są w moim stylu. - odparł Al-Asad. Obserwując go uważniej, kapłanka mogła zauważyć że był bardzo rozluźniony. Cała jego postura wydawała się emanować spokojną pewnością siebie, i nie widać w nim było tej stali, która pojawiła się przy konfrontacji z Yuan-Ti - A co moje bycie człowiekiem ma tu do rzeczy? Figurą przewyższasz większość ludzkich kobiet które widziałem. Twoje kocie cechy dodają ci pewnej… egzotyki, a kolory twojego futra świetnie ze sobą współgrają, podkreślając twoją urodę. Jaki artysta mógłby nie docenić piękna kiedy je widzi? - zapytał retorycznie, i też przelotnie zerknął na leoparda - A Naveed jest najpiękniejszym stworzeniem na ziemi, i wcale nie mówię tak dlatego że jest zazdrosny o uwagę którą ci poświęcam. - to kłamstwo, z kolei, też było oczywiste… tak samo jak ukradkowy uśmiech który mu towarzyszył.
- Uhh.. Nikt nie mówił tak o moim futrze od lat.. - Ogon kotki poruszył się samym koniuszkiem, a turkusowe oczy Yasu wychyliły z całą kocim pyszczkiem gdy spróbowała zerknąć na twarz najemnika. Objęła go ponownie, łapiąc się jeźdźca, ale przylgnęła do jego pleców mocniej niż poprzednio. Oparła bródkę na jego ramieniu i z postawionymi uszami zwróciła się do Al-Asada. - Nie gustuję w ludziach, dlatego zapomnij. - Spławiła go miękkim, dość ciepłym głosem, szepcząc mu wprost na ucho. Samo słowo “Zapomnij” zabrzmiało dość szorstko i stanowczo. Zaraz po tym kotka odsunęła się odrywając od jego pleców i trzymając tak jak na początku ich jazdy.
Jeśli szorstka i stanowcza postawa kotki przejęła Ardeshira, nie dał tego po sobie poznać. Jego uśmiech się poszerzył, jak gdyby powiedziała coś co mu się spodobało.
- Zapomnij? O czym? Ja chcę tylko to piękno uwiecznić w moich szkicach. - Jego głos z kolei był ucieleśnieniem niewinności, kiedy celowo się z nią drażnił.
- Jeśli udowodnisz że rzeczywiście masz talent.. - zachichotała. - To może się zgodzę.
- Przy takiej inspiracji, talent nie jest potrzebny. - rzucił do niej żartem, i dodał - Juki. Pierwsze z brzegu po prawej. Za twoimi plecami.

- Nie jest? Nie dam Ci się oszpecić. - Odparła spokojnie i wsunęła smukłą dłoń w juki które wskazał, grzebiąc tam łapką, bardzo szybko znajdując jego szkicownik, który leżał na wierzchu. Był on wypełniony najróżniejszymi obrazami. Tabaxi oblizała palec, wertując suche kartki. Najpierw było kilkanaście pustych stron, a potem, pierwszy portret który rzucił jej się w oczy przedstawiał Naveeda. Wyglądał jak żywy. Obrazków kota było więcej, tak samo jak i Govada. Dużo natury; bezkres pustyni, spokojna oaza, czy rzeka zatrzymana w ruchu. Było też trochę portretów osób. Ludzie, kupcy, dużo wojowników różnych ras i płci. W oczy rzucił jej się jeden, przedstawiający starszego mężczyznę.


Można było poznać że był wykonany z dużą dozą staranności, ale wyglądał też jakby był wielokrotnie poprawiany.
- Oh.. - Dało się usłyszeć z tyłu gdy kotka z coraz większym zaciekawieniem przekładała kartki. Uśmiechnęła się delikatnie, bo szczerze mówiąc sądziła że to tylko takie męskie gadanie, okazało się jednak że najemnik rzeczywiście ma talent, albo ukradł komuś ten szkicownik. Porównała Naveeda z tym zerkającym z dołu, a jej duże oczy błysnęły uznaniem. - To piękne prace, naprawdę masz talent.
Kocica ponownie naparła na niego od tyłu, tym razem dlatego że wyciągnęła rękę z otwartym szkicownikiem przed Ardeshira, a drugą dłonią zza jego pleców wskazała na portret mężczyzny.
- A to kto? Poprawiałeś go parę razy. - Zabrzmiała miękkim, wesołym głosem jakby uleciały z niej na chwilę troski.
Ardeshir uśmiechnął się, widząc jej zainteresowanie. Nie miał też nic przeciwko temu jak do niego przylgnęła, chcąc zapytać o jedną z jego prac. Rzucił okiem na szkicownik, a jego uśmiech się poszerzył.
- To Złoty Lew. Mój mentor. - powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć nuty głębokiego szacunku… i rozbawienia - To on zachęcił mnie żebym rysował. Uważał że wojownicy powinni też być artystami, choć sam wolał zajmować się poezją. Tyle tylko że jest strasznie skryty. Upolowanie go bez jego pełnej zbroi, z hełmem, oczywiście, było wyzwaniem. I nie potrafił ustać w miejscu. Już Naveed jest mniej ruchliwy. - Ardeshir zaśmiał się do wspomnień, bardzo szczerze, bardzo przyjemnie dla ucha. - Sześć podejść zanim udało mi się narysować go w całości.
Smukła dłoń dziewczyny przerzuciła jeszcze kilka kart, które choć dla niego dobrze znane, dla niej były ciekawą nowością. Cofnęła się i schowała szkicownik bezpiecznie w juki, zaraz rozglądając dookoła by sprawdzić czy przypadkiem okropne zombie których nie udało jej się zgładzić nie zagrażają komukolwiek.
- Mój ogon też jest dość ruchliwy, będziesz musiał zrobić wiele podejść zanim ukończysz rysunek - Zaśmiała się wpierw głośniej, potem kończąc westchnieniem.
- Zaczniemy od twarzy, tak będzie prościej. - mężczyzna również się roześmiał, i odetchnął głęboko - Długo podróżowałem sam. Miło będzie znów narysować jakąś osobę.
On również rzucił okiem na zombie, a potem przeniósł wzrok na Yuan-Ti.
- Choć nie spodziewałem się podróżować w takim towarzystwie... - dodał cicho, zamyślonym tonem.
- Do usług! - odparła z entuzjazmem, ignorując jego marudzenie na temat drużyny.

Jej entuzjazm był zaraźliwy, i Ardeshir nie mógł powstrzymać uśmiechu, mimo złych przeczuć które go męczyły.
- Ale najpierw musisz mnie przesłuchać… możliwie bez tortur. - Znów ten ton. Ten który brzmiał tak poważnie że stawał się zabawnym - A potem mamy do wypicia butelkę alkoholu którą z takim poświęceniem upolowałem w mieście, kiedy Nadal kazał mi się szwędać bez celu. Bo nie może być tak, by Kapłanka Bast odwiedzała nasze krainy, i nie miała okazji spróbować jednego z najlepszych trunków tych ziem.
- Oj nie martw się przesłucham... ale ból dobrze motywuje, a nie może być tak, że do pytań zabraknie rozgrzanych narzędzi. - Odwzajemniła się takim samym poważnym tonem jak on.
- Będę pamiętać by z tobą nie zadzierać. - odparł spokojnie, i uśmiechnął się - Planujesz zapraszać jeszcze kogoś, czy chcesz sama przesłuchać groźnego, niebezpiecznego przybłędę?
- Dowiesz się gdy przesłuchanie się zacznie. - Odpowiedziała krótko, najwyraźniej nie planując zdradzać mu szczegółów mimo że ich pogawędka była całkiem przyjemna.
Ardeshir, z kolei, wyraźnie nie przejmował się perspektywą bycia przesłuchanym przez kogokolwiek.
- Planujesz w to wciągnąć bardkę, prawda? Już planowała przypalać mnie żywcem, a ta podróż pewnie nie poprawia jej nastroju. - dodał, patrząc na Naveeda, który starał się wyglądać nadzwyczaj niewinnie.
- Chyba powinnam najpierw poddać torturom twój język, bo aż się rwie. - Parsknęła, trzymając się zasady że nic mu nie zdradzi.
- Możliwe. - zaśmiał się głośno - Zachowaj swoje sekrety, kapłanko. Nie ma co się przejmować na zapas.
Jechali przez moment w milczeniu, zanim Ardeshir dodał
- Ale, jeśli mogę, miałbym jedną prośbą. Zadbaj, proszę, by nikt przypadkiem nie próbował pętać Naveeda, czy mieć w stosunku do niego innych ciekawych pomysłów. Jest cierpliwym kotem, ale to też ma swoje granice.
- Postaram się, choć jak zauważyłeś w tej drużynie nie mam aż tyle do powiedzenia.
- To i tak więcej niż zrobiłaby większość na twoim miejscu. Dziękuję. - ostatnie słowo zabrzmiało bardzo szczerze, jak gdyby uczyniła coś więcej niż tylko zadeklarowała swoją, jak sama stwierdziła, dość niepewną pomoc.
Tabaxi jeszcze spojrzała na Naveeda i odrywając od pyszczka dłoń posłała mu całusa. Polubiła nawet Al-Asada, ale postanowiła nie oceniać go zbyt wcześnie. Cała niedawna sytuacja skołowała jej nieco myśli w głowie. Ktoś rozmawiał w tle, a wkrótce w ciszy, podróż kotce obrzydła monotonią. Objęła najemnika, opierając twarz w jego plecy i przysypiała, budząc się czasem przez brak wygody.
Ardeshir dał jej spać. Ten dzień był męczący dla nich wszystkich, i emocjonalnie, i mentalnie, a kapłanka wtulona w jego plecy była jedyną osobą w okolicy której udało się dziś zyskać jego szacunek, i sympatię.. On sam pozwolił swoim myślom krążyć bez celu, obserwując powoli okolice, i myśląc o tym co przyniesie przyszłość.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 23-11-2019, 00:33   #52
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Rashad miał o czym myśleć, kiedy uciekali z miasta. Ich misja skomplikowała się w obliczu zdrady, miał rację nie ufając temu chytremu czarnoksiężnikowi o dwulicowej naturze. Możliwe, że Farshid jeszcze pojawi się na ich drodze, wtedy miał nadzieję, że dane mu będzie dokonać pomsty.
Spotkanie z wyrocznią wprawiło go w refleksyjny nastrój, stwierdził, że popełniał podczas wyprawy błędy nie licujące z jego statusem i doświadczeniem, nie był przecież jedynie wojownikiem, lecz urodził się i był kształcony do przewodzenia innym. Niewątpliwie jadąca koło niego Andraste była niewiastą pełną uroku i egzotycznego wdzięku, której towarzystwo sprawiało mu wiele radości podczas podróży.... lecz chyba zanadto dawał się przy niej prowokować... przecież najważniejsza była misja. Odnalezienie Serca Niebios mogło zadecydować nie tylko o losie Makarydii i jej Sułtana, ale też być przepustką do odbudowania potęgi rodu Al-Maalthir, musiał o tym pamiętać i odrzucić na bok dystrakcje.

Najważniejsze pytanie, jakie sobie zadawał, dotyczyło tego na ile można było zaufać ich nowym, samozwańczym, towarzyszom. Ardeshir był śmiałym wojownikiem, od którego raczej nie wyczuwał zdrady i który mógł być przydatny w mrocznym miejscu, do którego zmierzali.... oczywiście lepiej byłoby by znał swoje miejsce, jeżeli będzie ku temu okazja arystokrata miał zamiar dać mu lekcję... na razie musiał kilkukrotnie odpędzać tego jego bezczelnego przerośniętego kocura, gdy ten płoszył konia bardki.

Co do nekromanty... jego sztuka (co do której, choć nie pałał entuzjazmem, nie podzielał też religijnych uprzedzeń Yasumrae) niewątpliwie będzie przydatna w grobowcu Atmatepa, jednak skąd mogli wiedzieć czy nie zdradzi ich podobnie jak Farshid? Arystokrata miał nadzieję, że magia kapłanki tabaxi rzeczywiście pomoże ustalić prawdziwe intencje wężowego maga, on sam też planował z nim porozmawiać kiedy ów skończy dyskusje z Orrynem.

Z rozmyślań wyrwał go Nadal, zadający pytania o Varudżystan. Rashad z chęcią zaczął opowiadać o swojej ojczyźnie, starożytnym rywalu Makarydii, który szczycił się potężną flotą i zamorskimi kontaktami (większość terytorium było pokryte pustynią lub wulkanicznymi górami, co nie sprzyjało rozwojowi rolnictwa). Arystokratyczne rody Varudżystanu szczyciły się pochodzeniem od pierwszych władców tych ziem, smoków, dżinów oraz ifrytów. W rodzie Al-Maalthirów płynęła krew starożytnej czerwonej smoczycy, Scratharessar, która była kochanką założyciela rodziny przed pięcioma stuleciami....

Opowieść Rashada została przerwana przez ostrzeżenie sowy Orryna. Oto z impetem zbliżał się pościg, duża grupa jeźdźców!

-Nie damy rady im uciec, pozostaje walka! Orryn, Yasumrae, Andraste, niech wojownicy zatrzymają ich natarcie, a wy użyjcie swoich zaklęć, by ich rozproszyć! - Zawołał, zwracając się ku wrogowi.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 23-11-2019 o 00:37.
Lord Melkor jest offline  
Stary 15-12-2019, 12:33   #53
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Ostrzeżenie gnomiego maga przyszło niespodziewanie i dodało trosk do już i tak kiepskich nastrojów panujących w drużynie, po wymuszonej ucieczce z miasta. Grupa obcych poruszała się konno i było tylko kwestią czasu nim dogoniliby karawanę.
- [i]Nie damy rady im uciec, pozostaje walka! Orryn, Yasumrae, Andraste, niech wojownicy zatrzymają ich natarcie, a wy użyjcie swoich zaklęć, by ich rozproszyć! - padła deklaracja ze strony Rashada, który gotowy był stawić czoło nieznajomym.
Nadal rozważył słowa szlachcica, po czym odpowiedział.
- Prawdopodobnie masz rację i mają złe zamiary, musimy więc być gotowi na odparcie ataku. Chciałbym jednak dowiedzieć czego chcą. Kto wie - może dokonacie kolejnego cudu i również tym razem uda wam się wyperswadować pokojowe rozwiązanie.
- Przede wszystkim znajdźmy miejsce gdzie najłatwiej przyjdzie nam się z nimi skonfrontować. - zaproponował Akram i ruszył do przodu, by popędzić tragarzy.

***

Szczęśliwie zdarzyło się, że niedaleko od karawany, tuż za pobliską wydmą, znajdował się szeroki na pięć metrów wąwóz, który mógł być pozostałością po nieudanej budowie kanału nawadniającego, czy może śladem po przejściu jakiegoś wielkiego potwora. Niemniej stanowił on odpowiednią przeszkodę, stanowiącą wspaniały wręcz punkt do obrony.
Po przekroczeniu wąwozu, pozostało jedynie czekać na nadejście tajemniczego pościgu.
Jeźdźcy nie kazali na siebie długo czekać. Po kilkunastu minutach na progu przeszkody stanęło trzynaście lekkich rumaków - zwierząt gibkich i drogich, lecz zdecydowanie nie nadających się do długiej wędrówki po pustyni.
Dziesięciu z nich było uzbrojonych w krótkie łuki i włócznie. Odziani byli w szaty barwy piasku i chusty zasłaniające twarz. Roshan zdał sobie sprawę, że ubrani byli tak samo jak ci dwaj, którzy najprawdopodobniej wypatrywali ich przy wschodniej bramie.
Pozostali trzej ubrani byli w luźne, jasne szaty, z lekkiego materiału, zapewne dobrej jakości. Ci nie starali się zakrywać swych mocno opalonych twarzy, chociaż ich głowy dobrze chronione były przed słońcem jasnymi turbanami. Jeden z nich wyjechał przed szereg i uśmiechając się zawołał do bohaterów.
- Witajcie przyjaciele! Niezmiernie cieszę się, że zatrzymaliście się, byśmy spokojnie mogli was dogonić i należycie powitać.

Andraste, która słysząc o pościgu zdążyła dosięgnąć już swego berła, opuściła je i spoglądając na witającego ich mężczyznę odpowiedziała.
- Witajcie, jaki jest powód waszej pogoni za nami? - spytała grzecznie, lecz nieco nieufnym tonem.

-Tak jeśli przybywacie by pomóc nam w naszej misji, to niech bogowie wam podziękują, ale przedstawcie się może. Co do nas pewnie wiecie kim jesteśmy - wtrącił Rashad, również nieufny.

Nieznajomy przypatrzył się dwójce, po czym jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Wspaniale, że właśnie wy o to pytacie. Widzicie, ostatnio spotkaliście trzech moich drogich przyjaciół. Z uwagi na pewne okoliczności, musieli oni na pewien czas opuścić miasto, co, zechciałbym dodać, było dla nich niezwykle przykre, ponieważ nie mieli szansy zobaczyć się z wyrocznią, na co od dłuższego czasu liczyli. Za niedługo jednak powrócą i chcieliby mieć szansę lepiej was poznać. Jesteśmy tu, by bezpiecznie eskortować was z powrotem do Dumatat.
Bardka zmarszczyła brwi i odrzekła stanowczym, jednakże wciąż grzecznym tonem.
- Obawiam się, że to niestety niemożliwe. Nasza misja nie może czekać. Przykro mi z powodu zaistniałej wtedy sytuacji, przekażcie to trójce waszych przyjaciół w ramach rekompensaty i rozejdźmy się w pokoju. - dziewczyna wyciągnęła mały skórzany mieszek i rzuciła w stronę mężczyzny. Nie doleciał jednak do celu i z głuchym odgłosem wylądował gdzieś na zboczu rozpadliny.
Mężczyzna podążył wzrokiem za mieszkiem i dosłownie na moment zmarszczył brwi, po czym znów skierował słowa w stronę grupy.
- To wyjątkowo hojne z twojej strony, lecz zgodzisz się ze mną Pani, że nie ma nic cenniejszego nad towarzystwo nowo poznanych przyjaciół, na czym bardzo zależy naszym znajomym. A jeśli chodzi o resztę waszej kampanii, to zależy nam jedynie na tej trójce. Nie chcemy was przecież nadto zatrzymywać w podróży.
- Nasi towarzysze nie będą niestety mogli z wami zawrócić. Mamy do wykonania ważną misję w imię Jego Sułtańskiej Wysokości. Sami więc widzicie, że nie możemy zwlekać. Wasi przyjaciele z pewnością nie będą chcieli nam przeszkadzać. - zwrócił się do przyjezdnych Nadal z wyraźną groźbą w głosie.
- W takim razie możliwe, że wasze plany mogą się zmienić. Otóż z przykrością muszę wam powiedzieć, że miłościwie nam panujący sułtan, Murafata Trzeci, opuścił dziś rano nasz ziemski padół i udał się do lepszego świata - odrzekł z dramatyczną przesadą opalony mężczyzna.
- Czemu mamy ci wierzyć? Zależy ci żebyśmy poszli z wami, więc równie dobrze możesz kłamać. - stwierdziła Eladrinka.
- Droga Pani, jakże mógłbym kłamać w takiej sprawie? Wiedz, że honor mój na to nie pozwala.
- Boję się, że to bydle mówi prawdę - powiedział cicho Akram - Gdybyście nas zostawili i później wrócili do Nul Akbar, za takie kłamstwo wszyscy mogliby marnie skończyć. Pytanie tylko, skąd wiedzą?
-Nie obchodzi mnie to, nigdzie z nimi nie idę. Nie jestem nic winna tamtej trójce. Ewidentnie nas wtedy śledzili i nie mieli dobrych zamiarów. I tak zaoferowałam wam pieniądze w ramach rekompensaty za drobne uszczerbki na zdrowiu związane z tamtą sytuacją, za tą sumę wrócą do zdrowia dziesięć razy. - rzuciła oschle bardka. Po wyrazie jej twarzy widać było, że zaczyna tracić cierpliwość.

Twarz Rashada zwęziłą się w wyrazie gniewu i konsternacji, podniósł do góry rapier, który zapłonął ogniem- Łotry, nawet jeżeli mówicie prawdę, to wykonujemy rozkazy Wielkiego Wezyra, które pozostają niezmienione. Obawiam się, że wcale nie jesteście tak dobrze poinformowani, jak sądzicie, gdybyście wiedzieli o nas więcej, wzięlibyście ze sobą nie 13, ale 130 ludzi. Zejdźcie nam z drogi, lub pozostawimy was tutaj na pożarcie sępom!
Orryn spojrzał na nekromantę i podał mu jego różdżkę.
- Pora udowodnić, po czyjej jesteś stronie - mruknął czarodziej wyciągając swoją, pochylony nad kulbaką osiołka
- Nie wrogiej, mistrzu Orrynie - odpowiedział Yuan-ti. Skinął głową dziękując za zwrot kostura. Za wcześnie było jeszcze na wysuwanie wniosków, lecz jeśli jego obecni towarzysze rzeczywiście odpowiadali przed samym sułtanem, a na dodatek temu się zmarło, to być może Tet mógł na tym coś ugrać. Wszakże jedynym spadkobiercą po, domniemanie martwym, władyce była córka-jedynaczka, a Tet mocno powątpiewał, by chciwi wezyrowie bez protestów pozwolili dziewczynie przejąć władzę. Choć była to ryzykowna gra, to w nadchodzącym chaosie wystarczyło opowiedzieć się po odpowiedniej stronie…

Niestety, przed sobą mieli zdecydowanie bardziej palący problem, niż gdybanie o sprawach sukcesji, a był on uzbrojony po zęby…
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 15-12-2019 o 14:15.
BloodyMarry jest offline  
Stary 15-12-2019, 13:01   #54
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Gniewne słowa w momencie przerodziły się w czyny, a bohaterowie byli pierwszymi, którzy je podjęli.

Obie grupy miały na tyle doświadczenia, że wiedziały, iż zwycięstwo będzie należało nie do tych, którzy będą w stanie zadać jak najwięcej ran przeciwnikowi, lecz do tych, którzy wykluczą z gry jak najwięcej pionków wroga.

Andraste ze swymi skrzypcami w pogotowiu, zaintonowała pieśń, która zmroziła serca części wrogów i zasiała ziarno nadnaturalnego strachu w ich umysłach. Część zbrojnych dosiadających koni porzuciło swe włócznie, a kilka wierzchowców aż stanęło dęba, prychając i rzucając łbami na boki. W następnej chwili sojusznicy stojący blisko eladrinki poczuli krzepiąca obecność, która dodała im animuszu.

Widząc jakie spustoszenie uczyniło zaklęcie jego kochanki, Rashad jedynie uśmiechnął się paskudnie i zanim prawdopodobny przywódca pościgu zdążył zareagować, wojownik posłał w jego stronę cztery strzały, z których trzy dosięgły celu. Zaskoczony dowódca bandy, obezwładniony magicznym strachem i poważnie ranny, mógł jedynie spiąć konia i rzucić się do ucieczki.

Przeciwnicy jednak wreszcie również dołączyli do walki. Inny wyższy rangą przeciwnik sam rozpoczął inkantację zaklęcia i w jednej chwili śmiałków otoczyło pole magicznej ciszy. Mag chciał tym zapewne przeszkodzić czaromiotom w korzystaniu ze swych magicznych sztuczek, lecz nie przewidział, że starszy gnom znajdzie rozwiązanie na ten problem.

Orryn wyciągnął przed siebie różdżkę i jedynie samymi gestami, bez użycia słów sprawił, że przy łotrach na moment pojawił się wirujący, wielokolorowy obraz, który w następnej chwili zniknął pozostawiając dwóch mężczyzn w turbanach i dwóch zamaskowanych dziwnie chwiejących się i patrzących w dal. Zaklęcie przerwało tym samym koncentrację maga i bohaterowie znów mogli słyszeć, co się wokół nich działo.

- Ardeshir do cholery, łap za tą swoją przeklętą glewię! Potrzebujemy pomocy! - ponaglenie Nadala rozbrzmiało głośno w uszach śmiałków, którzy dopiero co wyszli ze strefy ciszy.

Strzały znów zaczęły przecinać powietrze, teraz już jednak w obu kierunkach. Część z nich trafiała swe cele, inne zaś głucho zagłębiały się głęboko w piasku. Pilnujący koni napastników wojownik, widząc że jeden z ich przywódców został oczarowany, prędko podbiegł do niego i potrząsnął, starając się wyrwać z objęć zaklęcia.

Widząc to Tet, który odzyskał wreszcie swą laskę, również mógł dołączyć do potyczki. Podobnie do bardki wybrał zaklęcie, którego celem było wywołanie potwornego strachu w przeciwnikach. Dwóch strzelców upuściło swe łuki, włócznia innego upadła na ziemię, gdy fala przerażenia przeszyła ciała wrogów.

Drugi z pozostałych w walce dowódców jeźdźców, potrząśnięty przez kompana, wyrwał się spod wpływu zaklęcia. Sam wykonał zaś w powietrzu serię tajemnych gestów, których magia odebrała chwilowo wzrok Andraste, sam zaś mag skorzystał z okazji by schować się za stojącymi obok wierzchowcami.

Kolejna fala magicznej energii przeszła przez pole walki, gdy Yasumrae wzniosła błagalną modlitwę o zesłanie błogosławieństwa dla swych kompanów. Andraste, Rashad i Ardeshir poczuli jak przepływa przez nich łaska kociej bogini.

W tym czasie inna kocia sylwetka pomknęła w stronę wąwozu. Potężne kocie łapy i szybkość pozwoliły Naveedowi bez najmniejszych kłopotów przeskoczyć przeszkodę, wbić się potężnymi szczękami w kark jednego z koni i rozerwać mu szyję ostrymi pazurami. Zwierze padło bez życia na ziemię, zrzucając tym samym jeźdźca ze swego grzbietu.

Pozbawiona wzroku Andraste nie straciła zimnej krwi i rozpoczęła kontratak. Wyszeptane zaklęcie poniesione zostało rozgrzanym pustynnym powietrzem prosto do uszu czaromiota, który rzucił na nią zaklęcie. Umysł wroga częściowo odparł moc czaru, lecz magia i tak pozostawiła po sobie pewne obrażenia.

Akram natomiast poszedł w ślady Naveeda i biorąc spory rozpęd również przeskoczył przez wąwóz, a dwa dobrze wymierzone ciosy jego wielkiego miecza wystarczyły, by położyć trupem jednego z adwersarzy.

Rashad nie zwracał uwagi na nikogo innego poza dowódcą ich prześladowców, którego już wcześniej obrał sobie za cel. Dwie kolejne strzały wypuszczone z jego łuku pomknęły w stronę oddalającego się jeźdźca i strąciły jego martwe ciało prosto w piasek na ziemi. Równie celny okazał się promień mrozu wystrzelony przez Orryna w stronę maga, odpowiedzialnego za oślepienie Andraste. Magiczny chłód nie tylko uszkodził tkanki przeciwnika, ale równie skutecznie spowolnił jego ruchy.

Ardeshir również zdecydował wreszcie dołączyć do walki i podążył w ślad za swym kotem przeskakując nad wąwozem. Poprawiając uchwyt na swej glewii i nasączając ją nieziemską energią pochodzącą z potężnej mocy jego wiary, prawie przeciął na pół czaromiota, który wcześniej rzucił sferę magicznej ciszy na bohaterów.

Gdy wokół wciąż panował istny chaos lecących strzał i opadających ostrzy, mag yuan-ti wystąpił do przodu, wyciągając przed siebie dłoń. Promienie słońca rozpraszały się migotliwie w trzymanym przez Teta diamencie, gdy ten wypowiadał magiczną formułę. Trzaskająca kula energii pomknęła w stronę ostatniego wrogiego czarodzieja, lecz tym razem nekromancie nie udało wycelować dość precyzyjnie i pocisk uderzył w ziemię z głośnym grzmotem. Nagły hałas spowodował, że cztery niepilnowane przez nikogo konie spłoszyły się i poczęły uciekać.

Wciąż zmrożony zaklęciem czarodziej najeźdźców wykorzystał zamieszanie i pokuśtykał w stronę jednego z niespłoszonych wierzchowców i z trudem wspiął się na jego grzbiet. Przedtem jednak z jego dłoni wyleciały trzy magiczne pociski, lecąc prosto w starającą się mu przeszkodzić sowę Orryna, strącając ją na ziemię.

Ciesząc się z myśli, że chociaż jemu uda się uciec, czarodziej nie zwrócił uwagi na to, że Roshan wycelował w niego ze swej ręcznej kuszy. Idealnie wymierzony strzał trafił przeciwnika między łopatki i ostatni z wrogich dowódców padł martwy.

Andraste w międzyczasie posłała kolejny magiczny szept, który wywołał potworne katusze w umyśle jednego z przeciwników i wymusił na nim jak najszybszą ucieczkę od źródła bólu. Ciału Eladrinki udało się również wreszcie oprzeć działaniu trapiącego ją czaru i światło ponownie wróciło do jej oczu.

Widząc, że wszyscy ich dowódcy zostali pokonani, wrodzy wojownicy, wciąż jeszcze pod wpływem magicznego strachu, byli więcej niż gotowi, by wziąć nogi za pas i jak najszybciej oddalić się od tych potworów o humanoidalnych sylwetkach.

-Weźmy któregoś żywcem! - rozniósł się donośnie krzyk Rashada.
W gorączce walki jednak nie wszystkim udało się powstrzymać przed zadaniem ostatecznego ciosu. Chwilę po tym gdy wykrzyczał te słowa, jeden z przeciwników padł właśnie, ugodzony wypuszczoną przez szlachcica strzałą. Kolejny zbir padł, gdy jego serce przestało bić, zmrożone zaklęciem Orryna. Jeszcze inny został wręcz rozszarpany na strzępy przez ostre kły i pazury Naveed’a.

Roshan zachował jednak trzeźwość umysłu i zamiast atakować bezpośrednio najbliższego wrogiego wojownika, posłał idealnie wymierzony bełt prosto w czaszkę jego wierzchowca. Zwierze padło martwe, zrzucając z grzbietu jeźdźca, do którego szybko dobiegł Akram, starając się go ogłuszyć płazem miecza i poprawiając mocnym uderzeniem nie zabandażowanej pięści.

Wszystko nagle ucichło. Wzbite w powietrze w trakcie krwawej walki chmury piachu i kurzu powoli opadały na ziemię usłaną ciałami przeciwników. Jedynymi dźwiękami, które można było usłyszeć, były szybkie oddechy zmęczonych bohaterów i cichy odgłos galopujących koni, uciekających w kierunku Dumatat.

 

Ostatnio edytowane przez Koime : 15-12-2019 o 13:09.
Koime jest offline  
Stary 17-12-2019, 14:40   #55
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Kiedy chmury wzniesionego piasku zdążyły już opaść, Andraste podeszła do miejsca gdzie upadła sakiewka z pieniędzmi, którą rzuciła do jednego z prześladowców. Podniosła ją, po czym spojrzała w kierunku nieruchomego ciała owego mężczyzny.
- Trzeba było wziąć te pieniądze i wracać do miasta. - szepnęła oschle pod nosem i ruszyła w kierunku towarzyszy.
- Żeby z powodu jednego nieporozumienia zrobił się taki cyrk. Ciekawe ilu jeszcze za nami poślą. - rzuciła zirytowana podchodząc do reszty.
- Co planujemy zrobić z tą gnidą? - wskazała smyczkiem na pojmanego mężczyznę.
- Trzeba ją przesłuchać - wzruszył ramionami czarodziej podjeżdżąjąc bliżej jeńca na swoim mule - Sądzę, że wojownicy będą w stanie wycisnąć z niego dostatecznie dużo informacji dlaczego nas zaatakowali. Zdaje się, że ich motywy z grubsza są znane. Ja zajmę się przeszukaniem ciał tych, którzy posługiwali się mocą mistyczną - Orryn skierował muła w odpowiednią stronę - W razie czego, dajcie znać gdyby były jakieś problemy. Muszę na powrót przywołać moją sowę, bo hultaje odesłali mi mojego chowańca...zaraza by to! - czarodziej udał się na przeszukiwanie czarodziejów-bandytów, przeklinając pod nosem i złorzecząc
Tet podążał za swoim tymczasowym “opiekunem”, a ożywieńcze sługi powoli sunęły za nekromantą.
- Szkoda, że musiało skończyć się to tak... tragicznie - skomentował, gdy gnom pochylał się nad zwłokami maga - Kto wie, czego mogliśmy się od nich dowiedzieć. Pracowałem kiedyś nad zaklęciem, niestety z niewielkim powodzeniem, które pozwala rozmawiać ze zmarłymi. Jest to bardziej domena kleryków, niż magii tajemnej. Być może kapłanka Bastet będzie pod tym względem bardziej chętna do współpracy... A skoro już o niej mowa, pragnąłbym nadrobić szkody wśród moich sług. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko Mistrzu Orrynie? - zapytał Yuan-ti, podając jednocześnie gnomowi laskę - Przypuszczam również, iż pragniesz zachować kostur na dalsze przechowanie?
Orryn obejrzał się na boki, sprawdzając czy reszta towarzyszy zajmuje się nimi, po czym upewniwszy się, że zostali na moment sami, potrząsnął głową - zatrzymaj ją jeszcze na moment. A ciała...cóż, to tylko puste skorupy. Ich dusze odeszły. pewne szczepy moich kuzynów pozwalają, aby doczesne szczątki ich towarzyszy zostawały tam, gdzie zmarły. Niektóre zaś, chowają zmarłych pod grzybami…- spojrzał na Yuan-ti - Bez komentarza - uśmiechnął się - Zwyczaje pogrzebowe Makarydyjczyków nie są moją domeną, i tu bardziej biegła byłaby pewnie Andraste, jako znawczyni lokalnych mitów i zabobonów, a może i innych ludowych mądrości. Albo nasza kocia kapłanka - wzruszył ramionami sugerując, że los zwłok jest mu najzupełniej obojętny.
Wspomniana kapłanka Bastet w międzyczasie miała pełne łapy roboty. Wpierw użyła swej magii by uleczyć ranę od strzały, którą w trakcie potyczki odniósł Ardeshir. Następnie rozpoczęła obchód po polu bitwy, przenosząc ciała martwych zbirów w jedno miejsce.

Akram zaś zajęty był pętaniem liną jedynego ocalałego jeźdźca. Nieprzytomny wojownik leżał bez ruchu z paskudną raną głowy i podbitym okiem. Był też blady, zupełnie jakby część sił witalnych została z niego wyssana.


Nadal upewniwszy się u Kuseda i Ramada, że z tragarzami oraz wielbłądami wszystko w porządku, skierował swe kroki w stronę Rashada i Andraste.
- Narobiliście sobie potężnych wrogów. Nigdy wcześniej nie widziałem, by za kimś wysyłano tak duży oddział łowców.
- Ja dalej twierdzę, że nic nie zrobiliśmy. To było nieporozumienie, zresztą mówiłam już jak było. - naburmuszyła się bardka. - Tak, w ogóle kto mógł ich przysłać za nami?
- Wiem że nic nie zrobiliście. To był oddział specjalizujący się w porywaniu ludzi. Roshan zauważył, że ktoś obserwował nas już przy bramie. Musieli być wysłani przez tamtych trzech, którym się spodobaliście. Dzięki temu przynajmniej uzyskaliśmy niespodziewane informacje. Jeśli wierzyć ich słowom, sułtan odszedł z tego świata.
-Czy jeśli jego wysokość rzeczywiście zakończył swój żywot, to nasza misja nie jest w tej sytuacji nieważna?- spytała bardka.
Nadal pokręcił głową, po czym odwrócił wzrok w kierunku Nul Agbar. Stał tak przez chwilę w milczeniu.
- Mieliśmy nadzieję, że przeżyje jeszcze trochę dłużej. Śmierć sułtana była nieunikniona. Klątwa trawiła jego ciało zbyt długo, by nawet jej zdjęcie mogło mu pomóc. Cała ta wyprawa ma na celu ochronę Skarbu Makarydii.
Rashad, który w międzyczasie pozbierał kilka ze swoich strzał, z zadowoloną z siebie miną wrócił do Andraste, nagle obejmując ją dominującym gestem w pasie i całując gwałtownie, dając upust krążącej w nim po walce adrenalinie. Eladrinka początkowo była zaskoczona nagłym pocałunkiem wojownika, nie spodziewała się tak ekspresyjnego okazania uczucia na chwilę po ledwo co zakończonej walce. Po chwili jednak odwzajemniła pocałunek, pozwalając mężczyźnie dać upust targającym nim emocjom.
-Widzisz moja piękna, tamten czarownik był bezczelny i mocny w gadaniu, ale jak przyszło co do czego, to nawet nie zdążył czmychnąć zanim go strzałami nie naszpikowałem. A wszystko to przez twoją urodę, pewnie dlatego nas ścigali….- Stwierdził z zawadiackim uśmiechem.
- Tak… eladrinka ze skrzypcami to najwyraźniej chodliwy towar na tutejszym rynku. - odpowiedziała mu z podobnym do jego uśmiechem, jednak po chwili jej mina spoważniała.
- Fakt, ta walka nie była jakaś ciężka, martwi mnie tylko, że chyba stworzyliśmy sobie nowego wroga, a nawet nie wiemy kim on jest… No i informacja o sułtanie, też nie napawa optymizmem.
Rashad westchnął i radość zniknęła z jego twarzy….pokręcił głową, odsuwając od siebie myśl jak przyjemnie byłoby zaciągnąć bardkę do namiotu i zedrzeć z niej szaty…. misja była najważniejsza i na niej musiał się skupić… a wieści były ponure.
-Tak jak mówiłem, rozumiem, że wykonujemy rozkazy Wielkiego Wezyra….mniemam, że musimy teraz dostarczyć artefakt jemu i dziedziczce Sułtana. -Odparł już poważnym tonem.
- Na to wygląda. - przytaknęła, widząc jednak, że jej wcześniejsze słowa starły triumfalny uśmiech z twarzy wojownika, postanowiła spróbować mu go przywrócić.
- Swoją drogą teraz pewnie do księżniczki adoratorzy będą bić drzwiami i oknami. Nie ustawisz się w kolejce? - zażartowała z zawadiackim uśmiechem, jednocześnie rzucając kątem oka na rozmawiających mistrza Orryna i Yuan-Ti.
- Wężowy chłopak chyba faktycznie okazał się godny zaufania, przynajmniej na razie… No i Mistrz Orryn chyba ma nowego kolegę. Dwóch dziwaków… to znaczy, uczonych zawsze znajdzie wspólny język.
- Słyszałem to! - mruknął głośno Orryn pochylony nad ciałem jednego z zabitych czarowników - Acha Rashadzie...jak mogłeś tak zmarnować okazję… - Orryn kręcił głową wyciągając jakiś przedmiot z kieszeni czarownika, podniósł go do góry, po czym z mruknięciem wyrzucił za siebie, najwyraźniej uznając go za jakiś nieistotny śmieć.
Słowa Andraste, jak to w sumie u bardki można było się spodziewać, przywróciły u Rashada lepszy nastrój….
- A chciałabyś się ze mną dzielić z księżniczką? - zaśmiał się.
- A co do nekromanty, po tym co uczynił nam ten zdrajca Farshid, nie jestem w stanie mu do końca zaufać, ale na razie jest przydatny. Nasza humorzasta kocia kapłanka miała chyba na niego rzucić jakieś zaklęcie sprawdzające intencje? -Podniósł brew.
- Niektóre jej rytuały wymagają przygotowań, pewnie zrobi to podczas postoju. - stwierdziła elfka. - A co do dzielenia się, no to patrz faktycznie nie pomyślałam o tym. Ja ogólnie nie lubię się dzielić. Jestem jedynaczką, rodzina trochę mnie rozpuściła. - zaśmiała się lekko, jednocześnie w głębi duszy zastanawiając się czy aby na pewno dalej ma kontrolę nad ich relacją i czy nie pozwala za bardzo jej się rozwijać.
Gdy skończyli mówić zauważyli, że Nadal patrzy na nich szeroko otwartymi oczami, zaciskając i otwierając pięści.
- Skąd wy…? Widać los sam zaczyna łączyć nasze ścieżki w niezrozumiały sposób. Pozwólcie więc, że podzielę się z wami resztą historii i dalszą częścią planu. - wziął głęboki oddech po czym kontynuował - Sułtan rzeczywiście wiedział, że nieubłaganie zbliża się jego koniec, ale czy kochający ojciec może opuścić świat żywych pozostawiając swe jedyne dziecko w niebezpieczeństwie? Klątwa nadal trwa i przepowiada, że wraz ze śmiercią Murafaty zniknie cała jego linia krwi. Każde z jego dzieci umarło, gdy tylko skończyło osiemnasty rok życia. Mina ma teraz siedemnaście lat. Ona… różni się od reszty. Różni się od swego ojca. Martwi się o zwykłych mieszkańców i chce zmienić obecną Makarydię. Była osobiście uczona pod okiem Wezyra i wyrosła na roztropną władczynię. Kobieta jednak nie może objąć władzy po sułtanie. Reszta wezyrów wie o tym i pewnie będzie chciała czym prędzej się jej pozbyć i przejąć kraj dla siebie. Wezyr Khusebek uznał, że najlepszym wyjściem będzie, jeśli po śmierci ojca znajdzie małżonka szlachetnej krwi i wraz z nim obejmie rządy w kraju. I wtedy pojawiłeś się ty…
Oczy kapitana na chwilę zwęziły się niebezpiecznie.
- Gdy tylko zgodziłeś się wziąć udział w misji Wielki Wezyr zauważył potencjalne korzyści. Spojrzał w twoje serce i rozpoznał, że jesteś szlachetny. Jego plan zakładał rozwiązanie korzystne dla obu stron. Pojmiesz księżniczkę za żonę i sam zostaniesz sułtanem. Wezyrowie powinni zadowolić się takim rozwiązaniem z uwagi na twoje dziedzictwo i twój... potencjał. Wraz z rozpoczęciem twojego panowania, Makarydia będzie mogła zacząć rościć sobie prawa również do pogrążonego w kryzysie Varudżystanu. Nasz plan jest inny. Po wyzwoleniu twej ojczyzny, pomóż nam proszę obsadzić Minę na tronie, jako prawowitą władczynię Makarydii, sam zaś będziesz mógł powrócić do Varudżystanu i zająć należne ci miejsce na tronie. - po wypowiedzeniu tych słów skłonił się - W międzyczasie oddaję dowodzenie tą wyprawą tobie… mój sułtanie.
Andraste, która w trakcie opowiadania sięgnęła po bukłak z wodą, o mało nie zakrztusiła się słysząc tą informację.
- Że co?! - rzuciła z jednoczesnym zdziwieniem i niedowierzaniem, spoglądając to raz na jednego, raz na drugiego.
- No, nareszcie gadasz jak człowiek Nadalu. O tej okazji myślałem przez cały czas, jak tylko zaczęliśmy tą wędrówkę. Właściwie...Rashad ma wszystkie niezbędne przymioty. Nie wiem, czy będzie dobrym sułtanem, ale jako mąż chyba się sprawdzi. Nic mu tam nie dolega, mam nadzieję? - Orryn zagadnął Andraste jak gdyby nigdy nic.
- Nie narzekam. - rzuciła krótko i bez emocji, wciąż zdziwiona i najwyraźniej nie do końca zadowolona z obrotu sytuacji.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 18-12-2019, 20:19   #56
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Nowe informacje wielce zdziwiły Teta, jednak bardzo pozytywnie. Nie wydawało się by Rashad był negatywnie nastawiony do nekromanty. Okazja na odpowiednie ustawienie się, o którym pomyślał przed walką, mogła przyjść wcześniej niż mu się wydawało.
Tet rzucił magiczną sakwę jednemu z zombie i wydał mentalny rozkaz, by sługi schowały do niej zwłoki dwóch z magów, gdy uczeni skończyli ich przeszukiwać. Magiczny przedmiot mógł nie pomieścić już ciała trzeciego ze zbirów, dlatego Tet rozkazał nieumarłym uprzednio pozbawić go narządów wewnętrznych.
W czasie gdy sługi posłusznie zabrały się do wykonania jego polecenia, Yuan-ti podszedł do dyskutującej grupy.
- Wygląda na to, że jako władca będziesz potrzebował… doradców. Przypuszczam, że Mistrz Orryn nie odmówi nowemu sułtanowi podzielenia się swoim wieloletnim doświadczeniem i długowieczną perspektywą. A jeśli i mnie uznacie za… godnego, również będę służył radą - Tet lekko skłonił głowę. Z rzeczy, których nienawidził, podlizywanie się było wysoko na liście, lecz potencjalnych korzyści, jakie mogły z tego płynąć, nie można było zignorować.
Bardka przechyliła głowę i spojrzała na młodego czarodzieja z ironicznym uśmieszkiem.
- Popatrz Rashadzie, jesteś sułtanem od dwóch minut, a sępy już się szykują na żer.


Rashad zdębiał, próbując ułożyć sobie te wszystkie nowe informacje w głowie…. Spojrzał smętnie na Andraste… uszczęśliwiała go….ale, właśnie bogowie dali mu wielką szansę do wykorzystania.
-[i]Wybacz ukochana, ale nie mogę stanąć przeciwko przeznaczeniu, zbyt wielka jest stawka…. (pomyślał ale nie dodał, że przecież Sułtanowi uchodzi posiadanie konkubiny).
Następnie skinął głową Nadalowi i pozostałym - -jestem zaskoczony ale przyjmę na siebie to brzemię. Droga przed nami będzie wyboista, trudna i bolesna ale postaram się by była tego warta… pytanie czy kontynuować naszą misję czy też wrócić do stolicy nim któryś z arystokratów nie podejmie próby przejęcia władzy i poślubienia dziedziczki?
Andraste poczuła jakby ktoś uderzył ją w twarz, a ona nie zamierzała być dłużna. Była tak wściekła, że nie obchodził ją nowy tytuł jej byłego już kochanka. Bez zastanowienia wymierzyła mu siarczysty policzek, po czym skłoniła się.
- Życzę ci szczęścia u boku twej księżniczki, o Panie. - rzekła, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku swojego konia.
-Poczekaj Andraste porozmawiajmy! - Rashad zaklął w duchu i pobiegł za eladrinką, jednak widząc jej wścieklość postanowił chwilę poczekać aż furia ostygnie.
-Kiedy zwycięża rozsądek, bezsilna jest namiętność… - pokiwał smutno Orryn, wydobył swoją fajkę z przepastnych kieszeni swojej szaty, pstryknął zapalniczką i pykając spokojnie z fajeczki, zamyślił się przez chwilę.
- Doradzałbym kontynuować misję. Jak wspomniał Nadal, klątwa została nałożona na cały ród, więc niechybnie dosięgnie również księżniczki. Jednakże, trzeba byłoby zawiadomić stolicę o pretendencie, i o fakcie kontynuowania misji. Co do doradzania...mnie interesuje twarda waluta, więc z którąkolwiek stroną mogę dogadać się odnośnie zapłaty za pomoc, doradztwo, czy znajdywanie magicznych skarbów pilnowanych przez smoki. Dopóki nie znajdziemy artefaktu, Rashad szybko zostanie wdowcem...co ma pewne plusy. Pytanie, czy po zawarciu małżeństwa klątwa nie przeniesie się również na niego… - Orryn głośno myślał, wyciągając zza szaty zabitego maga księgę z zaklęciami - O...popatrzmy…
-Czy mamy mozliwość magicznego kontaktu z Wielkim Wezyrem? W stolicy jest też moja kuzynka, zaklinaczka Amira.. - Ton Rashada był sztucznie wyrzuty z emocji, starał się skupić, odepchnął na razie na bok myśli o Andraste, spoglądając na magów i Nadala.
Nadal przecząco pokręcił głową.
- Z Dumatat wysłaliśmy posłańca, ale to było jeszcze zanim dowiedzieliśmy się o śmierci sultana.
-Ale tak potężny Mag gdyby chciał, mógłby nam wysłać magiczną wiadomość, prawda?
- Jeśli wiedziałby kogo szukać to tak. Chyba tak.

- Natomiast co do ciebie mistrzu Orrynie, oczywiście będę pamiętać o godnej nagrodzie, wszyscy widzimy jak nieoceniona jest twoja pomoc.
"Na tym polega słabość innych ras" pomyślał Yuan-ti "emocje, które stają na drodze rozumowi". Niemniej jednak, bardka była wartościowym pionkiem w grze, tym bardziej, że była przychylna nekromancie. Od niej mógły zależeć morale całej grupy, a jej pewnie wisiały właśnie na włosku.
- Spróbuję… złagodzić sytuację. Jest ona wystarczająco napięta bez dodatkowych konfliktów - westchnął Tet, spoglądając kątem oka w stronę kapłanki i Ardeshira, a następnie podążył powoli za Andraste.
- Co te pierdolone wynaturzenia robią do jasnej cholery!? - wrzask kapłanki rozniósł się po okolicy i niektórym nawet mogło wydawać się, że w samym Nul Agbar ktoś mógłby posłyszeć ten krzyk.
Z sykiem i najeżonym futrem Yasumrae błyskawicznie podbiegła do zombie i poczęła wyrywać im z rąk ciała zmarłych.
- Wężu! Odwołaj swe abominacje w tej chwili, nim rozszarpię je gołymi rękoma!
- Ani się waż! - nekromanta podniósł głos, choć jeszcze nie do poziomu krzyku, zatrzymując się wpół kroku - To są łowcy nagród bez moralności, którzy chcieli sprzedać twoich przyjaciół na targu niewolników i nadal chcesz okazywać ich ścierwom szacunek? W momencie gdy oni dla naszych, ŻYWYCH ciał nie mieli żadnego? Powiadam ci kapłanko, odsuń się od nich, a potraktuję to jako zadośćuczynienie za straty poniesione z twoich rąk pod murami miasta i zapomnimy o całej sprawie.
- Lepiej sam wracaj do dziury, z której wypełzłeś! Straty!? To są ciała zmarłych, które zasługują na pochówek, a które ty bezcześcisz swoją brudną magią!
- Oni z twojego truchła ściągnęliby futro, a resztę zostawili, by zgniło na słońcu - odpowiedział beznamiętnie Tet - Nie zasługują ani na krztę szacunku. Jeśli taka twoja wola, poprosimy o rozstrzygnięcie… konfliktu naszego nowo mianowanego przywódcę. Zaraz… cholera, gdzie on zniknął?
- Nowego co…? - zapytała Tabaxi unosząc brew.
Akram również dołączył wreszcie do reszty drużyny, z jeńcem niedbale przerzuconym przez ramie, jakby ten nic nie ważył.
- Coś mnie ominęło? - spytał niewinnie.
Tet westchnął głośno, zniechęcony:
- Nie będę powtarzał drugi raz. Rashad. Jest. Pretendentem. Do. Tronu. Makarydii. I wygląda na to, że z silnym poparciem. Nadal przed chwilą przekazał mu zwierzchnictwo nad wyprawą.
- Nie pochlebiaj mu zanadto - wtrącił Orryn na głos - to wciąż awanturnik i wygnaniec. Wbijanie wojownika w pychę przyniesie mu zgubę. Pochlebstwa są niczym niewielki robak, toczący owoc jabłoni. Niewielka dziurka tu, niewielka dziurka tam, a potem całe jabłko nadaje się jedynie na pokarm dla prosięcia - zachichotał czarodziej unosząc do góry kolejny przedmiot. Pierścień z błyszczącym klejnotem, który uniesiony do góry zalśnił w promieniach słońca - przepiękny….adamantus, zwany inaczej diamentum… - oczy gnoma zrobiły się duże i okrągłe, a złośliwy mógłby powiedzieć, że średnicą zrównały się z oprawkami jego okularów.
Najemnik i kapłanka spojrzeli po sobie, po czym mężczyzna uniósł się potężnym śmiechem i trzymając za brzuch, aż przewrócił się na piasek, tym samym upuszczając więźnia na ziemię. Tabaxi jednak nie było do śmiechu. Jej kocie oczy rozbiegły się po twarzach zebranych, ukazując brak zrozumienia.
- Ale… jak? Okazał się pieprzonym bękartem sułtana? Czy może młodszym bratem? W tym momencie macie mi wszystko wyjaśnić.
Orryn spiorunował kapłankę wzrokiem - Jeśli byłby bękartem sułtana, nie mógłby pojąć za żonę jego córki, bo to byłoby technicznie rzecz biorąc...kazirodztwo. Po prostu jest na tyle wysoko urodzonym szlachcicem, że jego kandydatura jest całkiem sensowna.
- Jakiej znowu córki?!
- Takiej, która właśnie straciła tatusia...i jest na tyle dorosła, aby zostać przepiękną żoną. Poza tym było słuchać uważniej zbójców, którzy na nas napadli. Sułtan miał potomstwo - wyjaśnił Orryn kapłance, kończąc przeszukiwanie - Już nic chyba nie mają… - czarodziej podszedł do reszty towarzyszy.
Yasumrae przez chwilę jeszcze stała z otwartym pyszczkiem, po czym z wojowniczym warknięciem znów zaczęła ciągnąć za nogi nieboszczyka.
- Wszystkich nas zaskoczyły te wieści - Rashad przez chwilę trawil sytuację pomiędzy nekromantą a kaplanką po czym poszedł do niej.
- Yasumrae, jesteś kluczem do naszego sukcesu w tej misji, wszyscy musimy być teraz silni. Wiem jak trudno ci współpracować z nekromantą, ale może nam się przydać….mialaś sprawdzić jego intencje swoją magią, prawda?
- Niech najpierw zostawi ciała zmarłych w spokoju. Mogę nawet obiecać, że nie tknę tych jego przeklętych kukiełek. Niech się nimi sam bawi jeśli chce!
- Dobrze, dopilnuje by było tak jak prosisz… - Rashad westchnął, stwierdził że jeżeli nie jest w stanie zaprowadzić ładu pomiędzy garstką towarzyszy to chyba marnie rokuje jako Sułtan.
- Cokolwiek zamierzacie zrobić, lepiej się pospieszcie i ruszajmy wreszcie - powiedział Akram, powoli podnosząc się na łokciu i ocierając łzę rozbawienia z oka - Przypominam, że pozwoliliśmy części z nich uciec.
- Zanim dotrą z powrotem do miasta… - stwierdził z powątpiewaniem Orryn - zawsze można się zamienić w coś latającego i spróbować ich ścigać i wybić co do jednego, jeśli bardzo zależy wam na tym, aby nasza karawana podróżowała anonimowo. Jednak skoro ktoś ją wysłał, może to zrobić ponownie, niezależnie czy damy im uciec, czy wybijemy - czarodziej wzruszył ramionami - mamy chwilę czasu, chyba, że kapłanka i nekromanta nie dojdą do porozumienia do wieczora - zachichotał czarodziej, również rozbawiony sytuacją pomiędzy kapłanką a Yuan-ti.
W odpowiedzi na to Yasumrae jedynie prychnęła i puściła nogi zmarłego, po czym odwróciła się, by wrócić do kopania łopatą grobów, pospieszając gniewnie pomagającego jej w tym Ramada. Nawet Naveed starał się pomóc, rozgrzebując piach łapami.
Tet na wiadomość, że nie może stworzyć więcej nieumarłych, zmarszczył jedynie brwi i odszedł w stronę karawany, burcząc jedynie niezrozumiale pod nosem coś o "prymitywach".
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 18-12-2019, 23:15   #57
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
W międzyczasie rozwścieczona bardka wyciągnęła z juków swojego konia posłanie, po czym usiadła na nim, chwyciła za skrzypce i poczęła robić to co zawsze ją uspokaja. Grać. Dźwięk muzyki, który wydobywał się spod jej smyczka był wyraźnie przepełniony targającymi nią w tej chwili emocjami. Gniewem, smutkiem i żalem. Miała nadzieję, że ta melodia wedrze się w umysł jej byłego kochanka i będzie go nawiedzać już do końca jego dni.
Rashadowii zrobiło się przykro, gdy usłyszał pełną wyrzutu melodię, chociaż przecież miała przed nim wielu kochanków więc powinna być do takich sytuacji przyzwyczajona… czyżby on był na ich tle wyjątkowy? Kiedy bardka skończyła ostrożnie do niej podszedł…
-Przykro mi że tak to się potoczyło, czy możemy normalnie porozmawiać?
Bardka zamknęła oczy, odchyliła głowę w tył i zaśmiała się ironicznie.
- Wiesz? Udało ci się coś czego w moim życiu nie dokonał żaden inny mężczyzna. Zraniłeś mnie Rashad. Zazwyczaj to była moja broszka. Całe życie twierdziłam, że jakieś głębsze uczucia nie są dla mnie, że nigdy nie będę wpychać się dwa razy do jednej rzeki, a moje romanse będą krótkie… i jednorazowe. Do ciebie jakimś zrządzeniem losu wróciłam i zaczęłam powątpiewać w moje przekonania… i chyba coś do ciebie poczułam - westchnęła ciężko, po czym znów zaśmiała się cicho tym samym desperackim śmiechem. - ale najwyraźniej los postanowił ze mnie zakpić i tylko uświadomić w tym, że miałam rację… o czym chcesz więc porozmawiać Wasza Wysokość? - odwróciła twarz w jego stronę i spojrzała na niego, czekając na jego odpowiedź.
Rashad wydawał się być bardziej zmieszany niż przed chwilą kiedy próbował nie dopuścić, by kapłanka i nekromanta pozabijali się wzajemnie.
-Smucę się, że cię zraniłem, stokroć bardziej wolę cię radosną i szczęśliwą. Ale chyba rozumiesz, że mój ewentualny ślub z księżniczką nie ma nic wspólnego z miłością? Tu chodzi o los dwóch krajów i przeznaczenie mojego rodu.
Elfka uśmiechnęła się pod nosem.
- Rozumiem, ale powiedz mi, co mi z tego? To z nią będziesz dzielił nocami łoże, to ona urodzi ci dzieci i to z nią spędzisz życie. Ale… - machnęła ręką. - Przeżyję… w końcu będę mieć i kilka stuleci żeby o tym zapomnieć. Pewnie jeśli wrócimy szczęśliwie z wyprawy, to wyjadę z Marykadii, jeśli się nie obrazisz to jeszcze przed twoim ślubem. No nic… chyba powinniśmy się spieszyć, jeśli chcesz zostać szczęśliwym mężem, a nie młodym wdowcem, chyba, że chcesz coś jeszcze powiedzieć Mój Panie?
-Wiesz, istnieją pewne możliwości, które mają władcy….niektórzy oprócz żony mają też konkubiny, a ja zgodnie z planem Nadala przebywałbym docelowo w innym kraju niż Mina..- stwierdził, widząc, że pozostali zbierają się do drogi.
Eladrinka spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Czekaj, czekaj… Czy ty sugerujesz, że miałabym robić ci za zastępstwo dla żony, która będzie w innym kraju? - spytała z lekkim niedowierzaniem. - Dwa królestwa będą ją znały jako twoją żonę, a kim ja będę? Kobietą, która grzeje ci łoże, gdy jej nie ma w pobliżu?
- Takie to oburzające? Miałem wrażenie że bardziej cenisz sobie wolność niż pęta władzy… u was eladrinów to chyba wygląda inaczej niż u nas ludzi. Ale dobrze, może dajmy sobie trochę czasu żeby to wszystko przetrawić, postarajmy się przeżyć, bo zmierzamy w bardzo mroczne i niebezpieczne miejsca…wiedz tylko, że czułem się szczęśliwy, a takie uczucia nie znikają przecież jak się pstryknie palcami....
- Cenię sobie wolność, przecież sama zrezygnowałam z życia w luksusach mojej rodzinnej posiadłości w jej imieniu. Jednak jeśli miałabym zdecydować się na to by wejść z kimś w poważną relację, to nie chcę być tą drugą. A tak by to mój drogi wyglądało.- odpowiedziała, po czym podniosła leżące na ziemi posłanie i schowała z powrotem do juków przy siodle swej klaczy.
- Nie wiem czy jest sens wracać do tej rozmowy. - oczy elfki zaszkliły się lekko.
- Ja kiedyś wybrałam wolność, zamiast luksusów, Ty dzisiaj wybrałeś władzę zamiast mnie. To trochę boli, ale ty wiesz co dla Ciebie lepsze. Życie jest pełne wyborów, czasami nie ma dobrych i wybieramy po między większym, a mniejszym złem. Które ty wybrałeś? Na to musisz odpowiedzieć sobie sam. - ciągnęła swój wywód wsiadając na konia.
- No tak, wszystko ma swoją cenę, pewnie to nie koniec moich poświęceń na ścieżce którą podążam - mruknął Rashad, również wsiadając na konia. Nie mogli tracić zbyt wiele czasu….
Dziewczyna siedziała przez chwilę w bezruchu w siodle rozmyślając o czymś.
- Rashadzie, a czy ty w ogóle tego chcesz? Czy to cię uszczęśliwi? Życie bez prawdziwych przyjaciół, tylko wśród ludzi ich udających żeby wkraść się w twoje łaski? - spojrzała na niego smutno.
- Spójrz na mnie. Pewnie jestem ostatnią kobietą, którą poczuła coś do prawdziwego ciebie, a nie do sułtana, którym masz się stać. Mam cichą nadzieję, że w głębi duszy już żałujesz tego wyboru… - powiedziała i ruszyła wolnym stępem w stronę pozostałych. "Nigdy więcej nie zaangażuję się tak głęboko w żadną znajomość." pomyślała zaciskając pięści na wodzach i ruszyła w stronę karawany.
-Znasz mnie a jakbyś nie znała… wiesz przecież, że moim marzeniem było odrodzenie rodu Al-Maaltir i pomszczenie śmierci rodziców i rodzeństwa.. oczywiście, że nie jest to łatwa ścieżka … kto wie, może przekonałabyś mnie do do jej porzucenia, ale okazja jaką właśnie dostałem zdarza się tylko raz… mimo wszystko mam jeszcze nadzieję że zmienisz zdanie i że pozostaniemy przyjaciółmi nawet jak nie będziemy razem żyć… - odparł z ponurą miną jadąc już na koniu. Poczuł w sobie zlość, jakby zaczęła się się w nim gotować domieszką smoczej krwi, ale zdusił to w sobie.
- Do odrodzenia rodu nie potrzebujesz córki sułtana, po za tym nigdy nie stwierdziłam, że nie chcę zachować z tobą dobrych relacji, nie chcę być dodatkiem do żony. - rzuciła krótko.
-Miło mi to słyszeć… sprawy się ułożą jak wrócimy z tej wyprawy… a teraz proszę cię tylko o jedno, skupmy się na misji, jak mówiłem ruszamy w bardzo niebezpieczne miejsca. zdobędziemy Serce Niebios lub pewnie zginiemy… tylko to się teraz liczy.
- Taaa… w jakiś sposób na pewno się ułożą… - elfka odparła krótko, po czym jechała dalej w milczeniu.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-12-2019 o 23:20.
Lord Melkor jest offline  
Stary 03-01-2020, 22:23   #58
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację

Tego samego dnia karawana podążała jeszcze wytyczonym przez mapę szlakiem nie niepokojona aż do zapadnięcia zmroku. Obóz rozłożyli między dwiema sporymi wydmami, aby ukryć blask ogniska przed wzrokiem nieprzyjaciół
Pojmany przez nich wojownik już po paru godzinach odzyskał przytomność i związany jechał na jednym ze zdobycznych koni, ciągniętym przez Ramada. Jeniec nie wydawał się nadto rozmowny, lecz nie zdradzał też żadnych oznak buntu bądź chęci podjęcia próby ucieczki.

Obozowe ognisko trzaskało wesoło i dawało przyjemne ciepło, przeganiając nocny chłód. Do siedzącej przy płomieniu Andraste podszedł w pewnym momencie Nadal, z całkiem niepodobnym do niego, pełnym troski wyrazem twarzy.
- Możemy porozmawiać? Najlepiej na osobności - zaproponował.
Eladrinka słysząc pytanie mężczyzny zrobiła nieco zaskoczoną i niepewną minę.
- Oczywiście - odparła nieco speszona, po czym podniosła się znad ogniska i ruszyła za Nadalem.
Kapitan zaprowadził bardkę nieco poza obszar obozowiska, gdzie światło księżyca i gwiazd oświetlało, wydawałoby się niekończącą się pustynię.



Odwróciwszy się wręczył Andraste koc z wielbłądziej wełny.
- Proszę. Jest strasznie zimno - powiedział, po czym sam narzucił sobie na ramiona drugi koc.
- Dziękuję - powiedziała nakrywając się kocem.
- O czym chciałeś pomówić?
Nadal wpatrywał się w dziewczynę przez dłuższą chwilę, możliwe że nie wiedząc jak zacząć.
- Chciałem cię poprosić byś nie była dla niego tak surowa. Decyzja którą podjął na pewno nie była dla niego łatwa.
Twarz dziewczyny spochmurniała.
- Podjął ją praktycznie od razu i bez wahania… ale bez obaw, nie będę przeszkadzać w realizacji waszego planu.- odwróciła od niego twarz, chcąc ukryć szklące się oczy.
Cisza znów unosiła się przez kilka chwil w powietrzu.
- Ten plan niesie za sobą nadzieję dla dwóch nacji i wszystkich jej mieszkańców. Inne osoby poświęcają się tak jak on… i czują to co ty.
-Ale czemu ja mam się poświęcać? To nie jest moja ojczyzna, a w tej chwili, gdy mam przez nią stracić kogoś mi bliskiego zależy mi na niej coraz mniej. Naprawdę nie ma nikogo kto zająłby jego miejsce? - powiedziała z wyrzutem. - Po za tym… czemu nie powiedziałeś o tym wcześniej? Na samym początku wyprawy. Zaistniała sytuacja jest także twoją winą…
- Liczyłem na to, że zdążymy nim sułtan nas opuści. Wtedy może byłaby jeszcze szansa znaleźć inne wyjście. Uwierz mi, gdyby istniała możliwość by nie dopuścić do tej farsy, zrobiłbym wszystko by po nią sięgnąć. Dla Miny to również nie jest łatwe, lecz sama bez wahania zgodziła się na pomysł wezyra.
- Och, naprawdę? No to zupełnie zmienia sytuację! - rzuciła sarkastycznie.
- Biedna dziewczyna musi wyjść za przystojnego szlachcica, no tragedia! - dodała. - Czy dzięki Sercu klątwa nie zostanie zdjęta? Przecież o to chodziło w tej misji? Zresztą pewnie wielu jest chętnych do ożenku z nią! - westchnęła - Jak już mówiłam, nie będę się wtrącać skoro tak zdecydował, ale nie usprawiedliwiaj go przede mną, bo to nic nie zmienia. Pocałował mnie na twoich oczach, mówił o moim pięknie, a minutę później zgodził się ożenić z tą młodą siksą w koronie!
Oczy Nadala zabłysły na chwilę gniewem, po czym na jego twarz powrócił łagodny wyraz.
- Będzie wielu chętnych i w tym właśnie problem. Każdy wezyr czy inny wielmoża wystawi pewnie własnego kandydata, co szybko mogłoby doprowadzić do wojny domowej. Spytaj Rashada jak wielka to tragedia patrzeć, jak sąsiedzi zaczynają się nawzajem wyrzynać. Doskonale rozumie, że tylko on jest dla Makarydii jedynym dobrym wyborem. Proszę też byś nie oceniała Miny pochopnie. Ona również musi wyjść za kogoś, kogo nie kocha.
- Czego ty ode mnie oczekujesz, Nadal? Że przytaknę, powiem że w porządku i zapomnę o tym co mnie z nim łączy? Zgłosiłam się na tę jak wielu mówi samobójczą misję by chronić przyszłość jej rodu i co za to dostaję? - spytała prawie płacząc.
- Chciałem tylko żebyś wiedziała, że wiem co czujesz. Wiem to, ale tym samym potrafię też zrozumieć ich poświęcenie. Kto wie. Może za kilka lat, gdy plan zostanie w pełni wykonany, będziesz mogła z nim być i nikt nie stanie na drodze waszemu szczęściu. Ale czy jako elfka naprawdę chcesz się tak wiązać z człowiekiem?
-Miłość jak widać nie wybiera Nadal, rasa nie ma tu znaczenia. Sama żyłam w tym przeświadczeniu, by nie wiązać się na stałe z człowiekiem, do czasu aż spotkałam jego. - stwierdziła. - [i]Jednak za parę lat, to pewnie ona urodzi mu dzieci, a on z biegiem czasu ją pokocha i o mnie zapomnieć. Dlatego jeśli mam czekać, aż ten plan… jeśli ten plan zadziała, bo nie macie pewności, to wolę odejść, wyjechać stąd i nie musieć go z nią oglądać.
- W takim razie jednak różnimy się bardziej niż sądziłem. Ja jestem przekonany, że jeśli naprawdę się kogoś kocha, to jest się w stanie poświęcić wszystko, by marzenie tej osoby się ziściło. Żywię jednak nadzieję, że za parę lat Rashad rzeczywiście zasiądzie na tronie swego kraju, a Makarydia przekształci się w kraj wolny od duszącej tradycji, którą jest teraz związana.
- Dlatego mówię, że odejdę, mimo moich uczuć do niego. Między innymi, żeby mogło się to spełnić, a między innymi, żebym nie musiała go oglądać. On zdecydował się poświęcić mnie, dla swojego celu, dla władzy, bez mrugnięcia okiem, jak myślisz dla kogo to poświęcenie jest cięższe? - spytała.
Nadal nieznacznie przytaknął, po czym poruszył się jakby chciał ją objąć ramieniem. Wtedy jednak spod jego koca wychylił się biały kudłaty łebek, przyglądający się uważnie bardce.
“Firu?”
- O cześć mały - powiedziała Andraste, ocierając zapłakane oczy, po czym pogłaskała latające stworzonko.
Mężczyzna cierpliwie odczekał aż dziewczyna przywita się ze zwierzakiem.
- Firu bardzo się cieszył, że dołączyłaś do wyprawy. W końcu nieczęsto miał możliwość spotkać kogoś ze swojego rodzimego świata.
Przyglądając się małemu łebkowi Andraste przypomniała sobie, że w jej rodzinnych stronach owe stworzonka faktycznie występują.
- Czasem chciałabym wrócić do domu, ale potem przypomina mi się czemu uciekłam… - powiedziała nostalgicznie, drapiąc Firu pod bródką.
- Jesteście do siebie podobni, czyż nie? Oboje cenicie sobie waszą wolność.
Na te słowa, niczym na potwierdzenie, zwierzak wdrapał się na ramię eladrinki i kilkukrotnie zatrzepotał skrzydłami.
- Tak… ale jak widać oboje, także potrafimy ją oddać komuś na kim nam zależy... Kochasz swojego pana, prawda Firu? - spytała stworzonko, ponownie drapiąc je pod pyszczkiem.
- On… nie jest mój. Nie jest tak naprawdę niczyj. Mina znalazła go wycieńczonego, gdy był mały. Jakimś cudem pojawił się w pałacowym ogrodzie. Sama go wychowywała i tak już został. Poprosiła by mógł dołączyć do wyprawy i mnie pilnować.
- Widać, że troszczy się o ciebie…- eladrinka spojrzała uważnie na twarz mężczyzny, próbując wyczytać niej jego emocje, lecz ten odwrócił się w stronę obozu.
- Lepiej wracajmy już. Wybacz mi… chciałem podtrzymać cię na duchu, ale wychodzi na to, że jeszcze bardziej pogorszyłem sytuację.
Elfka złapała go za dłoń, odwróciła w swoją stronę i przytuliła.
- To ja przepraszam… Nie wiedziałam jak bardzo mnie rozumiesz. Nawet bardziej niż ja sama siebie.
“Firu?” - odezwało się domagające się uwagi zwierzątko.
Bardka słysząc coś na kształt pytania w wydanym przez zwierzątko dźwięku, odsunęła się od wojownika.
- Tak ty też mnie rozumiesz - uśmiechnęła się lekko przez łzy. - W końcu jesteśmy tacy sami - powiedziała pieszczotliwie tarmosząc długie uszy stworzonka, na co Firu przymknął ślepia, rozkoszując się dotykiem głaszczącej dłoni.
Gdy spojrzała w górę czekał ją niespotykany widok, gdyż Nadal również się… uśmiechał.
- Pani pozwoli… - powiedział, wyciągając ramię by móc odeskortować bardkę z powrotem do obozu. Ta zaś ujęła jego ramię i dała się bez problemu odprowadzić.
- Dziękuję. - rzekła gdy wracali w stronę obozu.
 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 04-01-2020 o 09:44.
BloodyMarry jest offline  
Stary 03-01-2020, 22:30   #59
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Gdy po oczyszczającej rozmowie Nadal odprowadził bardkę do obozu, ta nie skierowała się do swojego namiotu, lecz usiadła z powrotem do ogniska. Chcąc wykorzystać, to że jako eladrin potrzebuje mniej czasu do odpoczynku niż reszta jej towarzyszy postanowiła pomyśleć nad tekstem do melodii, którą stworzyła pod wpływem dzisiejszych emocji.
Studiujący właśnie swoją księgę zaklęć Yuan-ti usłyszał bardkę i wyjrzał zaciekawiony z namiotu. Dostrzegłszy ją siedzącą samotnie przy jednym z ognisk, odłożył księgę i kostur, pozostawiając je swojemu chowańcowi do pilnowania, zaś sam skierował się do eladrinki. Jego z reguły ciągnących się za nekromantą ożywieńców nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
Tet usiadł przy ogniu krzyżując nogi i spojrzał na bardkę, żywiołowo zapisującą coś na kartce.

- Mam nadzieję, że nie kreślisz właśnie zwoju, by wysadzić cały ten obóz w powietrze? - zagaił Yuan-ti, szczerze zaintrygowany.*
Bardka zaskoczona podniosła wzrok na czarownika. W skupieniu nad tekstem nawet nie zauważyła, kiedy przysiadł się do niej.
- Nie… piszę tekst do jednej z moich pieśni. Bez obaw, moja muzyka ma w sobie potencjał, ale nie aż taki. - odpowiedziała z delikatnym, lekko wymuszonym uśmiechem. - Zmarzłeś w namiocie i przyszedłeś się ogrzać przy ogniu? - spytała zainteresowana jego obecnością.
Tet zastanowił się przez chwilę. Przez pracę nawet nie zwrócił uwagi, jak zimne zrobiły się jego dłonie, a chłód nocnej pustyni gryzł nieprzyjemnie odsłoniętą skórę.
- Tak… zrobiło się odrobinę chłodno - odpowiedział po chwili - Słyszałem, że twoi pobratymcy potrafią prząść zaklęcia poprzez pieśni, muzykę i taniec, a całe chóry, grając w pełnej harmonii, wywołują magię na równi z zaklęciami najwyższych kręgów. Po usłyszeniu dzisiaj twojej magii, zapragnąłem posłuchać kiedyś takiego chóru.
- Taa… Szczerze to nie lubię używać muzyki do rozwiązań siłowych, wolę kiedy muzyka koi, a nie krzywdzi, ale czasem sytuacja tego wymaga. - odpowiedziała, dalej pisząc na kartce. - Masz może jakiś rym do "nóż w plecy"? - spytała ni stąd nie zowąd.
Tet uniósł brew, lecz nie skomentował wydźwięku pytania eladrinki.
- Fortecy, kiecy, kalecy… - zaczął wymieniać, po czym zrobił krótką pauzę, mierząc bardkę wzrokiem od góry do dołu - …kobiecy. Wybierz co ci potrzebne - nekromanta wzruszył ramionami i zaczął wpatrywać się w płomienie.
- Dzięki - uśmiechnęła się i zaczęła szybko zapisywać coś na kartce. Po chwili spojrzała na Yuan-Ti jakby zastanawiając się nad czymś.
- Mogę cię o coś spytać?
Odpowiedział jej skinieniem głowy.
- Muszę szczerze przyznać, że twoja osoba mnie intryguje. Ciężko spotkać kogoś twojego pokroju. Powiedz mi… jaki cel tak naprawdę sprowadził na naszą wyprawę? - spytała obserwując go uważnie.
- Wiedza - bez zastanowienia stwierdził Tet - Wiedza to potęga, mawiają, a my zmierzamy do miejsca pochówku legendarnego maga, który to podobno odkrył wiele tajemnic i prowadził badania we wszelakich dziedzinach nauki. Stworzone przez niego artefakty i księgi jego autorstwa najprawdopodobniej nadal tam są. Jednak taka wyprawa w pojedynkę jest skrajnie niebezpieczna.
Tet przeniósł wreszcie wzrok z ognia za Andraste:
- Wiedza i potęga. To są moje cele.
Bardka uśmiechnęła się.
- Miło wiedzieć, że nie jestem jedyną, która tak naprawdę nie wybrała się tu głównie dla ratowania sułtańskiego rodu. - odparła - A jest jakaś konkretna wiedzą, której poszukujesz? To co mówisz o tym magu wydaje się dość ciekawe.
- Tak na prawdę wszystko co da się wykorzystać - Yuan-ti ponownie wzruszył ramionami, lecz zaraz się ożywił, gdy zaczął wymieniać - Dawno zapomniane zaklęcia, formuły i rytuały, przepisy i recepty na różne rzeczy, może jakieś dzienniki astronomiczne lub obserwacje obcych planów. I choć na takie podania należy zawsze patrzeć z przymrużeniem oka, to stare tomy mówią nawet, iż ów mag posiadł tajemnicę nieśmiertelności. A co z tobą, skoro to nie miłość do panującego rodu cię tu z nimi przygnała? - zapytał nieco szyderczo Tet -[i] Kierują tobą wyższe pobudki, czy po prostu chęć szybkiego zarobku?
- A czego może szukać bardka? Ty przybyłeś po wiedzę, ja po inspirację. Chcę stworzyć utwór który rozbrzmiewać będzie jeszcze długo po moim odejściu. A biorąc pod uwagę ile w stanie jest przeżyć moja rasa to nie jest to proste. - odparła. - Można więc powiedzieć że przygnała mnie inspiracją i w pewnym sensie też nieśmiertelność. Zarobić potrafię bez wyruszenia na mordercze wyprawy, nie narzekam na brak pieniędzy. - dodała z uśmiechem.
- Przypuszczam, że niezależnie co tam znajdziemy, będziesz miała o czym śpiewać. Zakładając, że przeżyjemy tę wyprawę - odpowiedział Yuan-ti - Bo mam nadzieję, że z taką możliwością też się liczysz. W każdym razie, miło wiedzieć, że jest ktoś o podobnym celu do mojego, choć może dążysz do niego trochę inaczej.
Bardka przyglądała się badawczo swemu rozmówcy.
- Zdaję sobię sprawę, jakie ryzyko niesie ta wyprawa, chyba nie wyglądam na aż tak naiwną, co? - spytała pół-żartem. - Swoją drogą, naprawdę wierzysz, że istnieje możliwość by zwykły śmiertelnik posiadł dar nieśmiertelności?
Tet roześmiał się:
- To chyba Ty mnie o tym powinnaś przekonywać, czyż nie jesteś baśniarzem z zawodu? - zażartował, lecz po chwili kontynuował już spokojniej i poważniej - Jeśli wierzyć podaniom i kronikom, to byli już i tacy, którym się to udało. Nawet jeśli zostali później zniszczeni, świat do dzisiaj o nich pamięta. I wspomina ich imiona z trwogą w sercu….
- I ty też chciałbyś trwożyć serca, tak jak oni? - spytała dalej badając wzrokiem twarz mężczyzny. -Nie wydajesz się jakoś bardzo straszny, może nietypowy, ale póki co nie budzisz we mnie trwogi. Raczej ciekawość.
- To zdążyłem zauważyć - powiedział bez zdziwienia Tet - Gdybyś się mnie bała, nasza konwersacja wyglądałaby zgoła inaczej. Co do twojego pytania, pewna mądra osoba powiedziała kiedyś, że lepiej jest budzić strach niż być kochanym, jeśli nie możesz mieć obydwu. Jednak rozmowa z kimś nieuprzedzonym, kto patrzy na mnie bez przerażenia, jest doprawdy... miłą odmianą - na twarzy Teta pierwszy raz od dawna pojawił się szczery uśmiech, choć nie trwał on dłużej niż kilka sekund.
- Wiesz, odmieńcy powinni trzymać się razem. - zaśmiała się lekko trącając czarodzieja łokciem w ramię. - Nie spotkałam nigdy wcześniej nikogo Tobie podobnego, a w tym świecie nie spotkałam także nikogo podobnego mnie. Wiem, że elfów tu pełno, ale… nie do końca do nich pasuję. - stwierdziła.
- Chwilowo nigdzie się nie wybieram. Przynajmniej do czasu aż nie zostawimy grobowca za sobą. Do tego czasu, nie mam nic przeciwko... trzymaniu się razem - odparł Tet słowami bardki - Być może zaspokoi to twoją... ciekawość.
- Mam taką nadzieję… choć z natury jestem ciekawska i ciężko jest ją zaspokoić. - zażartowała, po czym spojrzała na rozjaśniający niebo księżyc. - Jest już dość późno, moja rasa nie potrzebuje tyle czasu, co ludzie by się zregenerować… nie wiem jednak jak z Tobą… może powinieneś iść odpocząć? - spytała się, próbując odgadnąć nastrój jej stoickiego rozmówcy.
- Masz rację - odsapnął nekromanta, podnosząc się - W moim zawodzie mało kto dba o wystarczającą ilość snu. Sam też jestem temu winien, więc może skieruję się już do namiotu.
- Śpij dobrze, ja chyba też udam się do swojego. Nie mam już dziś głowy do pisania. - podniosła się znad ogniska. - Dzięki za rozmowę… było naprawdę miło. - rzuciła do niego obdarowując go ciepłym uśmiechem i ruszyła do namiotu. Zanim zapadła w trans myślała chwilę o tej rozmowie. Sama postać czarodzieja nie napawała jej strachem, tylko pewnego rodzaju niepokój budziły w niej rosnące zainteresowanie i ciekawość jakie wzbudzał u niej nowy towarzysz.
 
MatrixTheGreat jest offline  
Stary 04-01-2020, 15:46   #60
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Noc minęła prędko, a po niej nastał kolejny dzień. Poszukiwaczom czas było ruszać w dalszą drogę.
Kiedy rozbili obóz na nocny odpoczynek Rashad podszedł do siedzącego ze spętanymi liną dłońmi jeńca, spoglądając na niego groźnie.
-Jeżeli chcesz żyć a nie stać się nieumarłym sługą naszego czarnoksiężnika, odpowiesz na moje pytania, kto was wynajął?
Bardka postanowiła przysłuchiwać się przesłuchaniu, zainteresowana tym kim może być ich prześladowca. Chciała także mieć możliwość wspomóc Rashada w razie gdyby mężczyzna nie współpracował.
Więzień utrzymał spojrzenie szlachcica, lecz nic nie odpowiedział. Ponownie wydawać by się mogło, że nie stara się ani okazywać pogardy, ani wyśmiewać tych, którzy go pojmali. Siedział jedynie milcząco, spokojnie wpatrując się w dal.
Andraste położyła dłoń na ramieniu Rashada, skinęła porozumiewawczo głową, po czym przykucnęła przy związanym mężczyźnie, sięgnęła po skrzypce i zaczęła przygrywać spokojną melodię.
- Posłuchaj… - zaczęła spokojnie - Jeśli będziesz z nami współpracować to przyrzekam, że nic ci się nie stanie. Dopilnuję by nikt nie zrobił ci krzywdy, umiem na nich wpłynąć. - zapewniła spokojnym, ciepłym głosem.
Więzień wsłuchiwał się w hipnotyzujący gło eladrinki, przytakując porozumiewawczo.
- Dostaliśmy zlecenie od Saheba Maraka. Mięliśmy schwytać was oboje i dostarczyć z powrotem do miasta.
- W jakim celu? - spytała wciąż spokojnym tonem.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Pewnie aby sprzedać was jako niewolników. Może po coś jeszcze. Nie wyrażał się o was zbyt przychylnie.
- A mówili coś konkretnego?
- Co masz na myśli?
- No, że wyrażali się nie pochlebnie. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że chodzi tylko i wyłącznie o sytuację, która miała miejsce kilka dni temu. - wytłumaczyła.
Mężczyzna zamilkł na chwilę. Wyraźnie zaczął rozważać opcje, lecz magia sugestii chyba zwyciężyła.
- Ich słowa były bardzo… obrazowe. Mogą wam się nie spodobać i wpłynąć na decyzję czy wypuścić mnie czy też nie.
- Przecież ci przyrzekłam, prawda?
- Powiedział: “Rzucę tę kurwę potworom do wychędożenia. Każę cały dzień nago stać na pustynnym słońcu, a potem lizać mi buty”. A potem… zaczął mówić nieprzychylnie o tobie Pani.
- Hmm...To faktycznie bardzo nieprzyzwoite określenia. - stwierdziła. - A wiesz może czym dokładnie sobie na nie zasłużyliśmy?
Zbir ponownie jedynie zaprzeczył ruchem głowy.
- Rozumiem, ja na razie już nie mam pytań, a Ty Rashadzie? - spytała wojownika odstępując od więźnia.
Tymczasem, na pobliskim głazie wylegiwała się leniwie drobna, skrzydlata jaszczurka. Obserwowała całą scenę z niesamowitym zainteresowaniem, jakby starając się chłonąć każde słowo.
Rashad słysząc relację z tego co dla nich planowano, rzucił jeńcowi mordercze spojrzenie
- Kim jest ten cały sukinsyn Saheb Marak i gdzie można go znaleźć? Czy jest w stanie zrobić coś więcej niż paru drugorzędnych zbirów wysłać?
- Saheb jest kuzynem Paszy Maraka z Al Sanadmus. Nadzoruje przepływ towarów kuzyna w tym rejonie oraz handluje z resztą kraju i z kupcami z Varudżystanu.
- A gdzie według twojej wiedzy jest teraz Saheb? - Rashad chciał uzyskać jak najwiecej informacji choć zdawał sobie sprawę, że nie mają czasu na zboczenie z kursu wyprawy.
- Nie mam najmniejszego pojęcia. Ostatnim razem widzieliśmy go na rynku w Dumatat.
- Macie jeszcze pomysł na jakies pytania czy sprawdzamy czy nasz nowy przyjaciel przeżyje podróż pieszo przez pustynię? – Rashad spojrzał na obecnych przy przesłuchaniu kompanów.
W pobliżu sceny przesłuchania siedzieli jedynie Kused i Ramad, którzy dotychczas pochłonięci byli grą w karty. W odpowiedzi na pytanie, drugi z mężczyzn zesztywniał i odpowiedział dwornie.
- Nie mój sułtanie. Pozostawiamy losy jeńca twojemu mądremu osądowi.
Andraste niedobrze się już robiło na dźwięk słowa “sułtan”. Jeszcze nim nie był i tak naprawdę dopóki bezpiecznie nie powrócą z tej misji nie wiadomo czy nim zostanie, a tamci jakby mogli to lizali by mu buty. Nie miała jednak ochoty z tym dyskutować.
- Jeśli przesłuchanie skończone to chyba nie masz nic przeciwko Rashadzie jeśli się oddalę? Tylko nie zróbcie mu krzywdy zanim go wypuścicie, w końcu przyrzekłam, że nic mu się nie stanie. Chyba nie chcesz zszargać mojej godności? - “po raz kolejny” dodała w myślach i czym oddaliła się do swojego namiotu.
- Jeśli pozwolicie… - odezwał się niespodziewanie więzień - to tak się złożyło, że chwilowo zostałem bez pracy. Chciałbym wam zaproponować swoje usługi, jeśli zechcecie.
Orryn spojrzał na Rashada i Andraste, mrugnął okiem i skinął twierdząco głową, na propozycję jeńca.
- A jaki mamy powód by ci ufać, równie dobrze możesz nam wbić sztylet w plecy przy pierwszej okazji… - odparł zimno Rashad, po tym jak z dostojeństwem skinął głową tytułującym go sułtanem żołnierzom. Andraste zignorował, kiedy miała te swoje humory nie było sensu z nią dyskutować… za dużo teraz miał na głowie.
- To jedynie oferta z mej strony. Jestem najemnikiem. Żyję z tego, że sprzedaję swój miecz tym, którzy za niego płacą.
- Czyli chciałbyś zapłaty? - Rashad przewiercił wzrokiem jeńca, uśmiechając się kącikiem ust. Próbował ocenić, czy on jest coś wart.
- Taki fach wykonuję.
- Dobrze możesz iść z nami, tylko pamiętaj że cię obserwujemy. Jak przeżyjesz i się sprawdzisz, zostaniesz nagrodzony - odparł Rashad po chwili namysłu, stwierdzając że dodatkowa osoba może się przydać a jak nie jest szaleńcem (a nie wydawał się być) to raczej nie będzie nic głupiego próbował zrobić.
 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172