Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2023, 14:18   #2
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Stałem tego dnia na nabrzeżu, mając pilnować porządku. Wokół przelewała się tak dziwaczna zbieranina, jakiej jeszcze nie widziałem. Zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że wśród tych wszystkich humanoidów nagle zginąłem jak przysłowiowa kropla w morzu. Jeżeli ktoś obrzucał mnie nienawistnym spojrzeniem, to nie z powodu koloru mojej skóry, lecz dlatego, że stałem mu na drodze do rzekomych bogactw. Chyba właśnie wtedy, po raz pierwszy w życiu poczułem, że mogłem zlać się z tłumem, stać się jednym z nich, tak samo im obojętny lub znienawidzony. Jakże dziwne to było uczucie. Jakby ktoś wyrwał mnie z tego planu i przeniósł gdzie indziej. Jakbym śnił. Dla kogo innego byłby to może sen dziwny, nieprzyjemny. Dla mnie jednak było to uczucie tak niesamowite, jak gdybym nagle szybował w przestworzach z ptakami. W snach często zachowujemy się inaczej, niż zrobilibyśmy to na jawie. Ciało samo poruszyło się i wbrew naszej naturze wszedłem na pokład. Często się zastanawiam, czy tego dnia moimi krokami kierowała jakaś siła wyższa, czy to ja sam lub moja podświadomość podjęła tę decyzję? Czy stałem się pionkiem w większej grze, czy uczyniłem pierwszy prawdziwy krok na drodze do odnalezienia własnego ja?

- Thanix Krugarfind
Kliknij w miniaturkę

Woda to nie żywioł krasnoludów. I mimo, że Thanix nie wyznawał żadnego z bóstw, do którego modlili się marynarze, stanął na uboczu, przyglądając się obrządkom. Sam w duchu modlił się do Marthammora, by miał go w swej opiece podczas tej podróży. Gdy tylko modły się zakończyły, udał się pod pokład. Mimo dwu lat spędzonych na powierzchni, nadal pobyt w pełnym słońcu sprawiał, iż czuł się nieco nieswojo. Poza tym pod pokładem mniej kołysało. Wcisnął się w wolny kąt i starał przespać jak najdłuższe okresy rejsu. Wychodził po zmierzchu trochę rozprostować kości i rozejrzeć się po mijanej okolicy. Nawet, jeżeli przykuwał czyjeś spojrzenie, to nie za długo. Wokół roiło się od innych dziwadeł, jak chociażby wysokiej zamaskowanej postaci noszącej błękitną maskę na twarzy. Thanix obdarzał wszystkich podobnym zainteresowaniem, czyli właściwie żadnym. Nie szukał towarzystwa. Nie chciał, by ktoś przypadkiem pomyślał, że potrzebuje towarzystwa. Nie potrzebował. Mógł godzinami siedzieć sam ze sobą. Miał w tym lata praktyki.

Natomiast gdy „Wredna Jędza” mijała ujście Shanegarne, bacznie śledził mijane lodowce. Podziwiał z daleka kunszt jego równie dalekich braci. Postanowił, że kiedyś powróci tutaj i poprosi o możliwość zwiedzenia kompleksu. Kiedyś będzie do tego gotów. Odprowadzał lodowce wzrokiem.

Wizje lodowych tuneli wypełniały jego sen, gdy wieczorem następnego dnia zbudziły go okrzyki. Jego krępa sylwetka i twarda zbroja pozwoliły mu przebić się przez tłoczącą masę i wyjść na pokład. Tam jednak mógł jedynie stać bezczynnie i kląć.
- Haelo - wyszeptał imię bogini szczęścia, bo w tej sytuacji żadne jego umiejętności nie mogły mu pomóc. Ani odwaga, ani zdolność bojowa nie mogły zmienić nic wśród piekła, które się wokół rozpętało.
- Nie możesz? - usłyszał w myślach głos ojca. - Nie tego cię uczyłem.

Thanix zawstydził się. Jego ojciec mimo, że pozbawiony wzroku, był jednym z najbardziej szanowanych wojowników klanu. Czy gdy oślepł, siedział bezczynnie myśląc, że nic nie może zrobić? Nie, więc i on nie mógł poddać się takim myślom. Światło bijące od płonących okrętów podpalonych orczymi strzałami kłuło go w oczy. Wokół niektórzy z towarzyszy sięgnęli po własne łuki i odgryzali się napastnikom. W maszt obok niego wbił się palący pocisk. Zacisnął dłoń w pancernej rękawicy na drzewcu i szarpnięciem wyrwał je, by chwilę potem cisnąć w odmęty. Pancerz, który miał na sobie czynił go odpornym na przypadkowe pociski, ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Jakiś człowiek obok niego, jeden z marynarzy z krzykiem padł na deski ze strzałą sterczącą z piersi.

Thanix uklął przy nim osłaniając własnym ciałem przed kolejnymi strzałami.
- Masz szczęście - wymamrotał do niego, przytrzymując go jedną dłonią, a drugą odrywając mu kawał rękawa. - Dostałeś wysoko. Będzie bolało, ale będziesz żył. A teraz nie ruszaj się, zrobię prowizoryczny opatrunek. Zaciśnij zęby na tym - podał mu nóż i bez zbędnej zwłoki zajął się wyciąganiem grotu. Szybko uwinął się, bo w ogniu walki - nawet takiej - nie było czasu na dużo więcej. Podniósł się i przesunął w stronę burty. Nastawił tarczę i przyklęknął aby osłonić łuczników. Gdy chwilę potem dwa pociski uderzyły w nią z łoskotem, uśmiechnął się pod nosem. Nadal mógł mieć wpływ na swój los. Być może właśnie komuś uratował życie. Nawet nie wiedział komu. Ale może ten ktoś ustrzeli orka. I dzięki temu nie spłoną ich żagle. Mógł coś robić. Pochłonęła go bitwa.

Gdy ich okręt oddalił się poza zasięg wroga, mogli chwilę odetchnąć. Zajął się pomocą rannym, pomógł też w usuwaniu części uszkodzeń - bez trudu podniósł ten kawał drewna, który nie był masztem, ale spadł gdzieś z góry. Keja? Reja? Czart to wie, nie miało to znaczenia. Znowu miał co robić. Nieprędko się zorientował, że jedynie kilka okrętów wydostało się ze zgotowanej im matni. Gdy więc okręt przybił w końcu do bezpiecznego brzegu, przecisnął się na ląd jako jeden z pierwszych, błogosławiąc Marthammora za okazaną mu łaskę.

- Gdzie jest najbliższa tawerna? - ryknął. Dopiero po chwili do niego dotarło, że na piwo będzie musiał jeszcze poczekać. - Z deszczu pod wodospad - stwierdził.
- Ruszcie rzycie - zwrócił się do towarzyszy. - Bo inaczej te paskudy zza palisady zajmą wszystkie miejsca noclegowe w tej mieścinie!

Nie oglądając się za siebie ruszył w stronę palisady szukając kogoś, kto tu dowodzi i wskaże mu miejsce, gdzie jego topór okazałby się przydatny.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 29-12-2023 o 15:10.
Gladin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180