Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Inne Tutaj możesz zagrać w tych światach, które zostały pominięte powyżej. Czy będzie to rządzona przez orki Orchia, czy może kosmos w erze, kiedy słońca zaczynają gasnąć.. Na pewno znajdziesz tu coś dla siebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2023, 17:11   #1
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Uśnijże mi, uśnij.

Uśnijże mi, uśnij,
siwe ocka stuśnij.
Siwe, siwiusieńkie,
moje malusieńkie.

Uśnijże mi, uśnij,
choć na gołej ziemi,
bo ci Cyganeczki
podusecki wzieni.

Uśnijże mi, uśnij,
choć na gołej ławie,
mamusia precz poszła,
tatuś na Orawie.

Uśnijże mi, uśnij,
albo oczki zamruż,
bo ja cie wyrzucę
z kolibecki na mróz.*

*Waśniewski Zbigniew, Kaszycki Jerzy, To idzie młodość: śpiewnik jednogłosowy, Kraków, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1962, s. 92, 93.
Życzkowski Józef, Krakowskie: pieśni na 1, 2 lub 3 głosy, Katowice, Księgarnia i Drukarnia Katolicka, 1935
Poźniak, Włodzimierz, Piosenki z krakowskiego, Kraków, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, 1955, s. 45.
Publikacja nie zawiera informacji na temat autora tekstu oraz muzyki utworu.
 
Athos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-05-2023, 17:25   #2
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
To przyszło nagle. Bez ostrzeżenia. Po prostu to poczuła. Satynowa pościel delikatnie pieściła jej nagie ciało. Była miła, ale jednocześnie chłodna. Tak jak ich związek. Popatrzyła na oddychającego miarowo Adama jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. Wyrzeźbione ciało, piękny profil, osłonięte wachlarzem gęstych rzęs oczy w których można utonąć. Adonis - powiedziałaby ona, Brad Pitt - rozpłynęłyby się w zachwycie jej koleżanki. Nie mogła stwierdzić oczywiście, że ta piękna skorupa była pusta w środku. Nie. To nie byłoby obiektywne. Adam mógł interesować, mógł fascynować, ale nie ją, w każdym razie nie na dłuższą metę. Pod warstwą spontaniczności i niesamowitych zainteresowań kryło się duże dziecko - wieczny chłopiec - nieodpowiedzialny i egoistyczny. Czy tego do tej pory nie widziała? Najwidoczniej nie chciała zobaczyć lub zwyczajnie się oszukiwała.

Wysunęła się ostrożnie spod kołdry i założyła szlafrok. Sięgnęła do torebki po rezerwową paczkę vogue’ów, wyszła na balkon i zapaliła. Dym, który wypełnił jej krtań, a potem płuca zintegrował się doskonale z uczuciem pewności, które opanowało jej myśli: To nie ma sensu. Jedyne co jest dobre między nimi to seks. O tak, w tym zgrywali się wręcz idealnie, lecz choć to cholernie ważne w związku, nie mogło być jego kwintesencją. Już nie. Po prostu była już na to za stara, nie miała cierpliwości, by czekać aż piękny chłopiec dojrzeje. Wypuściła ostatni kłąb dymu i zgasiła papierosa, dociskając go do dna popielniczki z determinacją równą tej, która towarzyszyła powziętej właśnie decyzji.
***
Pomyśleć, że to właśnie w ten weekend miałam go przedstawić rodzicom - roześmiała się gorzko w duchu, wrzucając małą walizkę do swojego forda. - I co ja im teraz powiem? Matka była taka szczęśliwa. W końcu odetchnęła zadowolona, że będzie mogła z dziką satysfakcją ukrócić złośliwe komentarze sąsiadek o staropanieństwie córki. - Jak ja przeżyję to gderanie? Że nie wypada, że wszystkie mają, że dzieci, że wnuki, że ksiądz… Aż się wzdrygnęła. O tym, że wypisała się z tej instytucji ponad dziesięć lat temu też jakoś nie umiała im powiedzieć. Oni żyli w innym świecie - takim, gdzie ksiądz i nauczyciel to wyrocznie. Owszem, nie zamknęli się na otaczający ich świat, pozwalali nowoczesności wejść tam gdzie było to wygodne, lecz konserwatyzm poglądów był po prostu nie do ruszenia. Kiedyś próbowała z tym walczyć, dziwiąc się, że mają te same geny. Zrozumiała, że zaściankowość zbyt głęboko w nich tkwi, dając jednocześnie swoiste poczucie bezpieczeństwa, dała sobie więc spokój. Na szczęście, dzięki ciotce z Krakowa, która zaoferowała jej stancję, mogła wyrwać się z tego uroczego światopoglądowego piekiełka polskiej wsi. Czy wstydziła się pochodzenia? Ależ skąd! Mówiła o tym bez krępacji, bawiąc się setnie zniesmaczonymi minami co poniektórych rozmówców. Może dlatego nie odnalazła się w tym światku? Nie miała raczej wrogów, starała się nie prowokować i w razie czego nawet ustąpić, wierząc, że krok wstecz opłaci się w przyszłości. Być może z tego samego powodu nie miała też w pracy przyjaciół, ale to akurat nie było jej potrzebne. Jeśli już coś robisz, to rób to dobrze, a wtedy nie będziesz musieć szukać popleczników, bo twoja prawda obroni się sama - tak sobie powtarzała za każdym razem gdy dopadały ją wątpliwości.

Opuściła osłonę przeciwsłoneczną i przejrzała się w lusterku. Chyba nie było tak źle. Atrakcyjna brunetka po trzydziestce - tak ją ktoś ostatnio określił. Matka pewnie będzie narzekać, że nie dojada i że znowu schudła. Skrytykuje kolor włosów i wypomni zmarszczki, które już zaczęły pojawiać się w okolicach oczu. Bo przecież nie do pomyślenia było, żeby te miały pierwszeństwo przed mężem. Westchnęła. Poglądy i zachowanie rodziców męczyły i wkurzały ją za każdym razem, gdy do nich przyjeżdżała. Dlatego robiła co mogła, by tych wizyt unikać. Tym razem jednak musiała stawić czoła wyzwaniu. Odpaliła silnik i ruszyła w stronę Wieliczki. W okolicach Gdowa nadal nie miała pomysłu jak wytłumaczyć im to, że rozstała się z Adamem. W Łapanowie pomyślała, żeby im powiedzieć, że był żonaty, ale już w Grabiu zrezygnowała z tego pomysłu. Matka mogłaby dostać zawału, a ojciec rozwalić ze złości jakiś mebel. Droga zaczynała być kręta, a miejscowi królowie szosy lubili ścinać zakręty, zwolniła więc i obserwowała okolicę ze zdziwieniem i rosnącym zainteresowaniem. Dawno tu nie była, tak dużo się zmieniło. Wybudowano rondo koło szkoły, a na orliku kręciła się jakaś młodzież. Trochę dalej za bramą biegały małe dzieci, już nie za kurami jak kiedyś, ale za nisko latającym dronem Pięć minut później zjechała z głównej drogi i zaparkowała przed nowym ogrodzeniem. Nowoczesność i dzieci. Tak! To jest to! Wiedziała już co im powie. To z pewnością przekona rodziców. Oznajmi im, że Adam nie chciał mieć dzieci!
Pchnęła, otwartą - jakże by inaczej - furtkę i weszła do domu, do którego mógł dostać się każdy. I po co im to nowe ogrodzenie?

- Mamo, tato, niespodzianka! - krzyknęła do dwójki wpatrzonej w grzmiący głośno telewizor.
- Pola! Nie słyszeliśmy samochodu. Już jesteś? Mieliście być jutro…
- No ale troszkę się pozmieniało.
- Chodź, chodź, a gdzie Adam? W samochodzie? Chyba się nas nie wstydzi?
- Nie tato. Nie ma go. Nie przyjechał. Zaraz wam wszystko opowiem.
- Dobrze, dobrze. Chodź tu do mnie i uściskaj mnie najpierw, no chyba, że pani prokurator to już nie wypada?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-05-2023, 20:11   #3
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
*
- Pan chce się u mnie zatrzymać na te kilka dni, tak? A czy jest Pan szykowny? - pytanie starszej pani, samotnej wdowy, dość bezpośrednie i naiwne, jakby moja odpowiedź mogła dać jej jednoznaczną odpowiedź, co do mojej natury, wychowania. Pieniądze są najistotniejsze, ale jest też ten pewien rytuał. Rola gospodyni czujnej i zaradnej. To dobrze, bardzo dobrze.
- Tak oczywiście, proszę szanownej Pani – odpowiedź mogła być tylko jedna, wypowiedziałem ją na tyle szybko, by nie wzbudzić najmniejszych podejrzeń tej starszej, ale póki co czujnej kobiety. Czas na mój mistrzowski ruch, tak zwane zmiękczenie. - Moja babcia powtarza swoim przyjaciółkom, że jej aniołek właśnie wrócił do gniazdeczka. Robię to w każdy weekend, tylko wtedy mam możliwość ją odwiedzić. A jej pierożki, palce lizać. - Starsze panie uwielbiają zdrobnienia. Właśnie to, jeśli nie samo odwołanie się do instytucji arcykatolickiej i arcypolskiej jaką jest instytucja jedynej i wspaniałej babci powinno zapewnić mi jej przychylność. Będę jej potrzebował. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś. Nie zapomni tego szczerego uśmiechu, który przekonał ją do tego by wynająć mi pokój bez zadawania zbędnych dodatkowych pytań: po co? Na jak długo?
Istotne, że jestem szykowny i kocham babcię.
A propos, uwierzyliście w moją miłość do matki mojej matki? Znacie tę zagadkę: kto nie kocha babci?
Czas na odpowiedź minął, więc zagrają werble, a może trąbka… tratatatata...
- POTWÓR!

Tarnawa koło Gdowa
*
Taśma policyjna, która nijak chciała się kleić do słupków, które nijak chciały się wbić, a potem posłusznie stać w miejscu, okalała tylko pozornie miejsce zbrodni. Ciało nad którym czuwała grupka policjantów zawiadomiona przez niejakiego Andrzeja Gawła z żoną Aleksandrą, tak przynajmniej w swym późniejszym raporcie zezna Arkadiusz Latała, szeryf, bo za takiego chciałby uchodzić, miejscowej policji, leżało na kamieniach częściowo zanurzone w wodzie. Wspomniane małżeństwo zostało doprowadzone na miejsce zbrodni przez psa rasy mieszanej o imieniu Gienek. Tym, co pierwsze rzucało się w oczy było strasznie okaleczone ciało ofiary. Nawet laik mógłby stwierdzić, że celem ataku były dwa newralgiczne punkty. Pierwszy, który przyciągałby wzrok amatora detektywa była twarz ofiary. Liczne sińce, zadrapania, wskazywały na to, że ofiara stoczyła nierówną walkę lub też została pobita. Drugim miejscem, które wskazywał kolor purpury była część, którą zajmują genitalia. Na miejscu, co rzecz ciekawa, trudno było doszukać się śladów bezpośredniej walki czy też użycia przemocy. Nie mniej jednak wśród póki co niewielkiej grupki widzów teorie osiągały poziom, którego nie powstydziłby się najlepszy profiler z archiwum x.

*

Jędrzej Sobótka odkąd pamiętał wstawał jeszcze przed pierwszymi kurami. Nawet zimą, kiedy obowiązków było zdecydowanie mniej. Mimo 60tki na karku czuł się lepiej niż niejeden czterdziestolatek. Krzepa jaką zyskał dzięki pracy fizycznej, zdrowemu odżywaniu, regularnemu choć być może zbyt krótkiemu snowi, pracy na świeżym powietrzu, wreszcie braku problemów, bo Jędrzej miał to szczęście, że zawsze w sposób nad wyraz elegancki ich unikał, sprawiały, że jego kartoteka w miejscowej przychodni była niemal pusta.
W przeciwieństwie do miasteczkowych, Sobótka nie zaczynał dnia od rytualnej kawy, każda czynność miała swoje uzasadnienie, a chwila odpoczynku przy fusiastej z sernikiem była nagrodą za poranne oporządzenie dobytku.
Dzień jak co dzień, wydawać by się mogło staremu rolnikowi, gdyby nie fakt uchylonej szopy. Sobótka pił, ale sporadycznie i nigdy nie upijał się tak by nie pamiętać o podstawowych zasadach wpojonych pasem przez ojca. Najpierw praca, potem sprzątanie, a później relaks. Kiedy zajrzał do niewielkiej przybudówki, nie dostrzegł niczego szczególnego. Być może skobel otworzyły jakieś nieznośne dzieciaki z sąsiedztwa albo jakiś zapijaczony amator nocnych spacerów. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się być w porządku. Kiedy zamierzał opuścić niewielki pomieszczenie coś sprawiło, że jeszcze raz rzucił okiem na sprzęty znajdujące się w pomieszczeniu. Bezapelacyjnie czegoś brakowało. Sierp właściwie nie był używany, ale stary pamiętał zasadę wtłaczaną mu przez rodziców. Pamiętaj, jakie są twoje korzenie. Pamiętaj, kto cię wychował. Pas, którym tak często obrywał wisiał na honorowym miejscu, niedaleko od obrazka Jana Pawła II, a sierp zajmował honorowe miejsce na wieszaku w szopie, która choć łatana wielokrotnie, służyła doskonale za mały magazyn. Kto do licha zabrał sierp? - pomyślał rolnik. Wychowanie na wsi wzięło górę nad logiką. Właściwe pytanie: po co?- Nie przebiło się w umyśle Sobótki. Zatroskany ruszył sprawdzić pozostałe części obejścia. W oborze wszystko budziło się do życia, ale znając swój czas krowy i świnie wiedziały, że właściciel ich nie zawiedzie wykonując we właściwym momencie swoje obowiązki. Również kurnik wydawał się nienaruszony przez tajemniczego gościa, który lubił „pożyczać nieswoje”. Kiedy rolnik zamierzał wrócić do domostwa uwagę jego przykuł dziwny widok na polu. Z tej odległości nie był pewny, mógł tylko przypuszczać, że teoria o złodzieju-pijaczku wydawała się w tym momencie jedyną słuszną.
- Nie uciekłeś daleko ciulu jeden! - mówiąc to stary ruszył w stronę leżącego w polu. Srogie wychowanie, pewna bezduszność, a przede wszystkim fakt, że nie dalej jak wczoraj Sobótka utrącał łeb kogutowi sprawiły, że zawartość wczorajszej kolacji pozostała nadal na swoim miejscu. Dla bystrego oka zdawać by się mogło, że zwłoki młodego mężczyzny, którego Jędrzej znał, leżały ułożone w starannie dobranej pozycji.
- Oooo kurwa, młody Bida. - wymsknęło się z ust rolnika, który automatycznie uczynił gest krzyża, jakby chcąc odegnać złe siły z z tego miejsca. - Kurwa! Na moim polu, na mojej ziemi. - mężczyzna bardziej biadolił niż starał się odnaleźć logiczne rozwiązanie. - Nie teraz. Nie tu. - obrazy policji, reporterów, taśm zabezpieczających znanych z programów telewizyjnych czy serialu o słynnym księdzu, jak zapowiedź tego co może wywołać takie znalezisko zaczęły się pojawiać w głowie Sobótki. Jak już wspomniano Jędrzej nie lubił problemów. Podjął szybko decyzję. Rozejrzał się czy przypadkiem nikt nie był świadkiem tajemniczego odkrycia. Taczka wydawała się najbardziej odpowiednia. Wczesna jeszcze pora dawała gwarancję bezpieczeństwa. Ułożenie zwłok na taczce być może nie było tym razem zbyt elegancką formą uniknięcia kłopotów, ale jedyną szybką i skuteczną w ocenie rolnika. Nie padało, nie było grząsko, śladów niewiele, problem rozwiązywał się więc sam.
Dwa kwadranse później Jędrzej pojawił się w miejscu, gdzie jeszcze blisko godzinę wcześniej zdziwienie mieszało się ze strachem. Teraz wystarczyło kilka ruchów łopatą aby posprzątać miejsce gdzie jeszcze niedawno leżały zwłoki. Zadowolony ze swojej pracy ruszył oporządzać krowy.
Jeżeli jeszcze nie wspomniano, ojciec Sobótki, jak i jego przodkowie dożywali 90tki, najczęściej w zdrowiu, ciesząc się każdą chwilą swego prostego aczkolwiek sielankowego, wiejskiego życia. Zawdzięczali to przede wszystkim temu, że w elegancki sposób unikali problemów.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 07-05-2023 o 20:23.
Athos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-05-2023, 20:15   #4
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Nie było łatwo, lecz jakoś to przełknęli. Nie będzie zięcia, ale to chyba lepiej, jakby nie miało być wnuków. Po sutym śniadaniu i wyczerpującym przesłuchaniu rodzicielskim już późnym rankiem wyrwała się na spacer. Wpatrywała się w znajome drzewa, niezmienny zarys wzniesień i pagórków, czerwieniące w oddali dachy domów poutykanych na grzbiecie wzgórza chroniącego dolinę Tarnawki, gdzie rozpościerał się sąsiedni Zbydniów. Westchnęła melancholijnie, pozwalając wiejskiemu powietrzu wtargnąć do płuc. Natychmiast tego pożałowała. Gnojówka. Jednak były jeszcze takie gospodarstwa. Zeszła szybkim krokiem na dół i skręciła nad rzekę. Ciekawa była jak teraz wygląda, jak zmieniło się koryto, czy zabrała znowu trochę brzegów, czy może już prawie wyschła? Kiedyś można się tu było kąpać, teraz co najwyżej brodzić po kolana w brudnej wodzie narażając się na poranienie stóp. Naprawdę? Tak bardzo się zmieniła? Gdzie podziała się ta zwariowana dziewczynka, która niczego się nie bała? Biegała boso po porannej rosie, tarzała się w sianie i wspinała po drzewach. Poplamiony i potargany podkoszulek zamieniła na ponurą czarną togę i czerwony żabot. To musi się zmienić. Pożegnanie z Adamem to najlepszy czas na pożegnanie nielubianej siebie… Pogrążona w swych myślach, nie zauważyła od razu małego zbiegowiska, które nagle przed nią wyrosło. Grupka ludzi zdawała się mocno poruszona. Intuicja podpowiedziała jej natychmiast, że coś się stało. Przyspieszyła kroku, lustrując uważnie otoczenie.
Ludzie byli ubrani odświętnie - zapewne tubylcy wracający z kościoła i mieszkający niedaleko, bo przecież teraz każdy jeździł na mszę autem - najlepiej sprowadzanym z Niemiec. Jedna para odróżniała się od reszty. Styl luźny, raczej sportowy, z psem na smyczy. Na bank nie byli miejscowi. Jedyną rzeczą, na której tutaj można by uwiązać psa był łańcuch. Na pewno nie smycz.
- O! Pola! Jak dobrze, że jesteś! - krzyknęła kobieta, w której rozpoznała o rok starszą Martę Pająk z podstawówki. - Tu jest trup! - pokazała palcem w stronę rzeki
Była pewna, że się przesłyszała. Trupy oczywiście nie były jej dziwne, ale nie tu, we wsi, w której największą zbrodnią jest zaoranie sąsiadowi kawałka miedzy. To miejsce kojarzyło się z bezpieczeństwem. Mimo doświadczenia, trudno jej było dopuścić do świadomości tą informację.
- Jak to tru… - nie dokończyła, widząc, że koleżanka z młodości wcale nie żartuje. Na brzegu Tarnawki rzeczywiście leżało jakieś ciało. - Proszę nie podchodzić! - zareagowała od razu. - Prokuratura! - Czy wezwano już policję? - spytała, sięgając do kieszeni po komórkę.
- Tak! Zaraz powinni być.
- Dobrze. - Rozejrzała się brzegu. Cholera. Ślady pewnie zadeptane. - Proszę państwa, proszę się wycofać!
Radiowóz pojawił się dosłownie po chwili. Prokurator był w drodze. Pozostało czekać. Rutyna. Standardowe procedury. Z jednym małym, acz zasadniczym wyjątkiem. Nie była w pracy. Nie została tu wezwana, więc nie była przygotowana. W dodatku to nie był jej rejon. W oczekiwaniu na “kolegę” z Bochni, przyglądała się uważnie zwłokom. Młody chłopak okrutnie zmasakrowany. Czy był stąd? Dlaczego ciało było częściowo zanurzone? Czy żył jeszcze, próbując się wydostać na brzeg? Bez sensu, rzeka nie była ani głęboka ani rwąca. Wypadek? Zabójstwo? Milion pytań, których nie zada. Bo to nie jej sprawa.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-05-2023, 20:31   #5
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Jacek Pacek uwielbiał swoje życie. Nie lubił się wychylać, stąd mimo upływu lat wciąż pozostawał zwykłym posterunkowym. Nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu, choć ścieżka jego kariery była sprawą, przynajmniej w teorii, wciąż otwartą. Ze szwagrem, który piął się powoli lecz systematycznie w krakowskiej wojewódzkiej, spotykał się regularnie, najczęściej u teściowej na niedzielnym obiedzie, który obaj funkcjonariusze zawsze uzupełniali małą czystą dla kurażu. Szwagier Marek regularnie proponował, że może się u siebie rozejrzeć. Roztaczał wizje, opisywał uroki życia w wielkiej metropolii, a kiedy zostawali sami chwalił się miłosnymi podbojami na odznakę, lecz Jacek wolał wciąż uprawiać swój ogródek. Przede wszystkim uwielbiał swoją Halinkę, jej kuchnię, bujne loki po trwałej, a przede wszystkim wspaniałe rozłożyste biodra.
W niedzielę wiedział, że będzie tęsknił za tym wszystkim, co przez ostatnie kilka lat było stałym rytuałem. Nici z obiadu, tym bardziej flaszki ze szwagrem chwalipiętą, co gorsza zapowiadało się i na to, że Halinkę będzie oglądać tylko przelotnie. Złość pomieszana ze wstrętem, bo Jacek także nie lubił nadmiernej przemocy, sprawiła, że z trudem trzymał swoje nerwy na wodzy. Razem z najmłodszym na posterunku Pawłem Sitkiem, pilnowali terenu przed niewielkim tłumem. W odczuciu Jacka najgorszym było to, że prokurator, ani szef wciąż się nie pojawiali. Choć z tym pierwszym miał pewną wątpliwość. Osobą, która szybko i rzeczowo wyjaśniła, a później pokazała miejsce zbrodni była też prokurator. I tutaj niestety, w odczuciu Packa, kluczowym było słowo „też”. Młoda, ładna i wygadana, szwagier miałby pewnie pole do popisu dla swoich umiejętności, jednak on nie był takim lwem salonów. Nie była prokuratorem Arturem Górą, tym którego Jacek znał i którego spodziewał się zastać. To go przerastało, ciągle kątem oka obserwował więc, co robi pani prokurator i nie-prokurator, bo z tego co usłyszał od niej, niewiele zrozumiał. Wystraszony zapomniał również ją wylegitymować, o czym przypomniał sobie po czasie. Nie chciał się zbłaźnić, więc uznał, że teraz jest już na to za późno. Robił więc tylko dobrą minę do złej gry i od czasu do czasu machał rękami, upominając młodszego kolegę, by ten nie dopuszczał ciekawskich zbyt blisko.
Prokurator Artur Góra, którego Pola mogła znać wyłącznie ze słyszenia, a także szef miejscowej policji Arkadiusz Latała przybyli niemal równocześnie. Pośpiech, który widać im towarzyszył, pozostawił ślady zarówno w doborze garderoby, jak i jej schludności. Niemniej jednak obaj stanowczo ruszyli na miejsce zbrodni, aby zdobyć pierwsze informacje, które często są kluczowe w przypadku takich zdarzeń. W oględzinach towarzyszył im Pacek, który w kilku słowach nakreślił, kiedy przybył i co zastał na miejscu.
Kilka chwil później pojawili się technicy. Ze względu na specyfikę miejsca, decyzją prokuratora, droga prowadząca do Limanowej została tymczasowo zablokowana, a lokalna policja zajęła się wyznaczeniem objazdu. To sprawiło kolejną falę rozpaczy u Jacka Packa. Teraz był już pewien, że nawet na kolację z Halinką nie zdąży.
*
Podstawowe oględziny nie trwały długo, Apolonia mogła dostrzec, że kolega po fachu, w pewnym momencie czymś mocno zaaferowany zaczyna rozglądać się po tłumie gapiów. Pacek nie był głupi, jednak jego młodszy kolega już mądrością nie grzeszył. Palec kierunkowy powędrował w stronę młodej prokurator, a wraz z nim spojrzenia przybyłego prokuratora i komendanta Andrzeja Latały. Obaj mężczyźni ruszyli w jej stronę. Kiedy zbliżyli się wyczuła mocny zapach perfum. Zbyt mocny, jakby woda kolońska miała być przykrywką dla drugiego dna. Znała to. Ukrycie efektu nadmiernego spożycia alkoholu. Pozostawało pytanie, który z nich zbyt późno zakończył ostatnią imprezę. Czy wobec zaistniałej sytuacji miało to jakiekolwiek znaczenie?
Artur Góra, prokuratura rejonowa w Bochni. Pani zdaje się, czasowo na urlopie? - Pola była pewna, że to nie prawnik ma słabą wątrobę albo zbyt późno zakończył lub rozpoczął wczorajszy wieczór, lecz drugi z mężczyzn, który wykorzystując chwilę jej wahania przystąpił do prezentacji.
Podkomisarz Arkadiusz Latała z miejscowej policji, to moi chłopcy ogarniają ten bajzel – uśmiech nie znikał z delikatnie zaczerwienionej twarzy, biła z niego nienaturalna pewność siebie – pani prokurator wydaje mi się swojsko znajoma, nie mylę się?
Pola Antonowicz. Prokuratura okręgowa Kraków. Tak. Jestem tu całkiem przypadkowo. Miał być spokojny spacer, ale jak widać praca dopada człowieka wszędzie. Niestety pojawiłam się tu już po znalezieniu zwłok przez miejscowych. - odpowiedziała najpierw Górze. Potem zwróciła się do policjanta: - Owszem, swoja jestem – jak tu mówią. Urodziłam się w Tarnawie. Ale pana chyba nie kojarzę. - Wnikliwie wpatrywała się w twarz podkomisarza, usiłując sobie przypomnieć czy należał do autochtonów.
Pewnie nie pamiętasz mnie... - policjant próbował zbadać jej reakcję, poziom płynów a i pewna wiedza, którą w ciekawych okolicznościach nabył dodawały mu pewności siebie.
- Ale moja pamięć jej zawsze bezbłędna. – szedł odważnie – nie pasowałaś tutaj. Siódma A pamiętam! - patrzył na jej reakcję - Piękna tak jak Angelina Jolie, boska jak z obrazka i bardziej inteligentna niż Prezes! - gdyby mógł napiąłby każdy mięsień twarzy licząc na jej szczery uśmiech.
*
Halinka uwielbiała chodzić na klachy. Jacek nigdy nie był tego szczególnym entuzjastą. Powód był banalny: czas dla bab oznaczał jedno, nie było czasu dla niego!
Niedzielnego południa nie mógłby zaliczyć do udanych, gdyby nie jeden mały zbieg okoliczności. Dzień wcześniej ukochana żona spędziła na plotkach ze znajomymi. Ukochana Halinka była zawsze cennym źródłem informacji. Wśród ich natłoku, które czasem w swojej głowie odnotowywał, jedna okazała się niedzielnego dnia bezcenna. Do Antonowiczów przyjechała córka. Ba, jaka córka! Pani prokurator z Krakowa, która przedstawić miała przyszłego zięcia. Ten, jak wynikało z zasłyszanych plotek nie przyjechał, bo był impotentem! A jak w reklamach mówią, tylko tabletki i dzida gotowa, ale on nie chciał. - Jacek usilnie wszystko to układał sobie w głowie - A to drań! Koniec ślubu, koniec marzeń. Ja tam ciągle rucham Halinkę i mogę! - dodawał sobie animuszu, układał szybki plan jak przedstawić swoją wersję wydarzeń przełożonemu. Kiedy prokurator przyglądał się zwłokom, na krótką chwilę Pacek przeciągnął szefa na bok, aby w dwóch zdaniach wyłuszczyć mu prawdę o tej dziwnej prokurator, która miała to nieszczęście, że zawstydziła Jacka, jakby sama nie miała powodów do wstydu.
Gdyby nie nacisnęła mi na odcisk, a przede wszystkim ten pedał od Bidów nie dał się zabić, milczałbym jak grób, takie mam zasady – pomyślał Jacek.
 
Athos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-05-2023, 18:46   #6
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
To, że zostanie na miejscu do momentu przybycia Góry było oczywiste. Po pierwsze etyka zawodowa, po drugie… No cóż, funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce wydawali się nie mieć zbyt duzego doswiadczenia z takimi sprawami. Teoria teorią, ale brak praktyki mógł mieć zły wpływ na śledztwo. NIe miała zamiaru oczywiście się wtrącać - ani nie była jakąś szychą znaną w Małopolsce, ani parcia na udowadnianie kto tu jest z prowincji a kto z wielkiego miasta. Z boku obserwowała tylko jak wykonują swoje “standardowe czynności”, w razie czego będąc gotową zapobiec katastrofie. Przy okazji lustrowała też zebraną grupkę ludzi, na wypadek gdyby morderca (już dokonała kwalifikacji czynu) był wśród nich. Pozwoliła wykazać się swojej fotograficznej pamięci i przesunęła wzrokiem po okolicy. Nie zauważyła nic podejrzanego, ale w pobliżu rzeki było wiele miejsc, w których można się było ukryć i obserwować. Rozmyślania przerwało jej przybycie prokuratora i podkomisarza. Służbowa i rzeczowa rozmowa z tym pierwszym nie wzbudziła w niej jakichś specjalnych emocji, natomiast konwersacji z tym drugim była co najmniej dziwna. A może śmieszna? O tekście rodem z kiepskiego podrywu wolałaby raczej nie pamiętać. Co to w ogóle było? Wpadka po “wczorajszym” czy wspinaczka na szczyt możliwości?

Wróciła do rodziców i przekazała im sensacyjne wieści. Opowiedziała o wszystkim na tyle szczegółowo na ile mogła, poczekała aż ochłoną i chociaż miała wyjechać wcześniej, została aż do kolacji, żeby mogli się oswoić z tematem, przedyskutować go na wszelkie sposoby, ale przede wszystkim uspokoić i przekonać, że chociaż nic im nie grozi nie powinni dziś wychodzić “ na wieś” w celu zasięgnięcia języka. Kto jak kto, ale oni powinni dać przykład i nie utrudniać pracy jej kolegom.
- Do jutra ekipa kryminalna i dochodzeniówka ze wszystkim się uporają. Wszystko już będzie zabezpieczone. I zamknijcie błagam tę furtkę i drzwi! To już nie te czasy! - poprosiła bez większej nadziei i ruszyła objazdem do Krakowa. Legitymacja mogła co prawda załatwić sprawę przejazdu, ale naszła ją ochota na odświeżenie wspomnień o okolicy.

Poniedziałek miał być rutynowy. Kolejny, nudny, zwykły… Akta, poczta, dowody, przesłuchania. A jednak nie! Wolność, którą właśnie odzyskała nadała początkowi tygodnia jakiegoś smaczku. Wszystko zresztą było inaczej. Choćby ta kuriozalna wizyta w domu. A potem ten telefon. Antoni Kowalski - właściciel chyba jednej z największych kancelarii prawniczych w Krakowie, obsługującej bogaczy, celebrytów i polityków. Czego mógł od niej chcieć? Najpierw chciała odmówić, nie lubiła, gdy nie podawano powodu spotkania. W tym przypadku jednak ciekawość i prestiż petenta zrobiły swoje. Chciała co prawda jeszcze ugrać dla siebie cokolwiek i zmienić restaurację, gdzie wyznaczono jej spotkanie, lecz dała za wygraną. Nie miała cierpliwości do dyskutowania z asystentką, która otrzymała ścisłe wytyczne i trzymała się ich z determinacją godną Tommy Lee Jonesa w Ściganym. Przez cały dzień żadna ze spraw nie przyćmiła tego niespodziewanego telefonu. Nie mogło jej to wyjść z głowy. Kiedy wróciła do domu, zrobiła sobie szybką sałatkę na kolację i zasiadła do laptopa, żeby wyszperać trochę wiadomości o Kowalskim. Przeanalizowała jeszcze aktualnie prowadzone sprawy, ale żadna nie wydawała się być na tyle prestiżową, by móc go interesować. Długie poszukiwania w necie nie przyniosły odpowiedzi, na pytania, które ją nurtowały. Nazwisko i nazwa kancelarii pojawiały się oczywiście w różnych artykułach i wiadomościach, ale nie wskazały żadnego tropu do rozwiązania zagadki celu rendez-vous z adwokatem.
Wyszła na balkon i odpaliła papierosa. - No cóż. Pozostaje pójść, sprawdzić i zachować spokój, a przede wszystkim czujność!
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-06-2023, 20:15   #7
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Wiktor nie był pewien, czy nie zagalopował się za daleko z tym z porwaniem. Na szczęście piękna pani prokurator nie dała po sobie poznać, że komisarz zabrnął w swym żarcie za daleko. Właściwie zaskoczyła go, kiedy z dużą energią po drodze zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie. W jeszcze większe pozytywne zdziwienie wprawiła go przedstawiając mu swoją matkę. Zapraszając go do swojego domu, przełamała pewien etap znajomości. Większość osób, z którymi komisarz miał do czynienia rozmawiała z nim wyłącznie na gruncie czysto zawodowym. Dom, w szczególności ten, w którym się wychowano, pozostawał najczęściej tematem tabu. Szczególnie on rozumiał to świetnie, jak nikt inny.
Z radością więc skorzystał z zaproszenia i zanurzył się przez chwilę w jej świecie. Poczuł zapach trawy koszonej latem, w szczególności zapach kwiatów na łące, na której bawiła się młoda Pola wraz z rówieśnikami. Słyszał szum okolicznego lasu, wyobrażał sobie jak Antonowiczowie wspólnie zbierali grzyby i jagody. Nawet proza życia, czyli mozolne zbiory truskawek na polu, czy wieszanie prania na sznurku, miały swój magiczny wydźwięk. Wreszcie najważniejsze. W domu jej, doznał dziwnego uczucia, poczuł się przez chwilę wzruszony, kiedy słyszał jak matka opowiada mu z dumą, jaką ogromną radość odczuwa widząc to, co osiągnęła córka. Nie było w tym przechwałek, lecz prawdziwa miłość matczyna. Przez te kilka chwil poczuł się tak, jakby sam uczestniczył w wydarzeniach, które tutaj były codziennością w latach młodości Apolonii.
Nie był pewny jak opuścił dom Antonowiczów, jak wsiadł do samochodu i usiadł na miejscu pasażera. Chciał wciąż słuchać, dać się porwać jej opowieści. Czekał na to, jaką kolejną historią piękna gospodarz go zaskoczy.
Wysiedli z samochodu a on czuł się tak, jakby przez moment był w baśniowej opowieści. Gdyby nie musiał uważać na kamienie, zamknąłby oczy i poruszał się po omacku. Chwilo trwaj - zdawała się podpowiadać mu każda cząstka jego ciała.
Wreszcie, jakby cios obuchem, przyszło jej wyznanie: ktoś zbrukał.
Komisarz znał to świetnie, wrócił jego świat, który niszczono tak wielokrotnie. Z butem deptano marzenia, koparką wykopywano koszmary, które wcześniej głęboko zakopywał, wreszcie walcem rozjeżdżano nadzieje.
Sceneria baśni w większości gdzieś uleciała, nie było już skrzatów, które chowały się za każdym muchomorem. Najważniejsze, że przynajmniej piękna księżniczka-narratorka opowieści wciąż była obok niego. Prawdziwa z krwi i kości.
- Oszołomiła mnie Pani tym wszystkim, stąd pewnie wyszedłem w Pani oczach na milczka i dziwaka. - starał się usprawiedliwić, chociaż prokurator nic na ten temat nie powiedziała. – Wróciła Pani do wspaniałego miejsca, kochających rodziców, a ja przez chwilę, w mojej głowie stałem się częścią tej opowieści.
Rzeczywiście to trudne – kontynuował – wyobrazić sobie, że ścieżkami, którymi kiedyś nie czując strachu, poruszała się Pani jako mała dziewczynka, zakradł się morderca.
Tym bardziej, że Grzegorz dopiero co przestał być małym bezbronnym chłopcem, który pewnie biegał tutaj po łąkach i kąpał się w tej rzece.
Komisarz zrobił pierwszy krok w stronę wody: - Pozostaje mi obiecać, że jako rycerz – w głowie pozostać musiał mu wciąż baśniowy klimat – zapewnię pani bezpieczeństwo, przynajmniej w tej przeprawie – Wiktor wyciągnął rękę w stronę kobiety.
Chwilę ciszy, która zapadła gdy Pola dziwnie się zawahała, przerwał dźwięk telefonu.
Mógł to być wyłącznie sms. Kiedy Pola spojrzała na ekran odczytała wiadomość:
- Kochanie, kiedy wracasz? - pytał w niej Adam.
 
Athos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-06-2023, 19:28   #8
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Dopiero teraz dotarło do niej co się stało. Słowa wypowiedziane na głos zwolniły blokadę uczuć. Gdzieś z tyłu głowy krążyły myśli, lecz nie pozwalała im wypłynąć. Teraz czuła po prostu złość. Czyż mało jest miejsc na świecie już brudnych i zbrukanych? Czy ta wieś, zaściankowa i konserwatywna nie mogła pozostać nietknięta złem tego świata? Ona nie garnęła się do niego, dlaczego on przyszedł do niej? Odgoniła te gorzkie myśli, słysząc, że komisarz zwraca się do niej i podaje dłoń. Już miała mu powiedzieć, że w tym wypadku chyba raczej to księżniczka powinna bezpiecznie poprowadzić rycerza po drodze, którą zna jak nikt inny, gdy tę wspaniale zapowiadającą się baśniową wymianę zdań brutalnie przerwał dźwięk smsa. Sięgnęła po telefon i przygryzła wargę. To doprawdy zaczyna być irytujące. Im bardziej się starał, im usilniej próbował naprawić to co zdecydowało o rozstaniu, tym mocniejsze w niej stawało się przekonanie o słuszności decyzji. Była rozdrażniona, ale jeszcze trochę i zmieni się to w gniew. Co mu strzeliło do łba, żeby tutaj przyjeżdżać? No tak. Wytłumaczył jej dlaczego się tu zjawił. Tylko, że było już za późno. Za późno, żeby próbować coś tworzyć razem. Przegapili ten moment. Owszem, to była też jej wina. Trwała w tym związku, bo było jej wygodnie. Przecież nigdy nie powiedziała mu, że to dla niej za mało. A może wtedy jeszcze nie wiedziała? Przecież nie mogła go winić za to, że sama nie wiedziała czego chce. I co teraz? Jak wybrnąć z tej sytuacji? Była pewna, że odpuści. Tymczasem… Nie! Za późno. Decyzja została podjęta i żadne obłaskawianie rodziców tutaj nie pomoże. Niepotrzebnie powiedziała, że go odwiezie. Trzeba było kazać mu spadać. Tak. Tylko, że to nie było w jej stylu.
- Pracuję. Będę późno - wystukała krótko, schowała telefon do tylnej kieszeni i od razu ruszyła przed siebie, zapominając o czekającej na nią dłoni. Zmitygowała się jednak po chwili i odwróciła.
- Chodźmy. Poprowadzę, te kamienie są zdradliwe. - Chyba musiała poczekać aż uleci z niej złość. Szli więc powoli po obślizgłych kamieniach, brodząc w bardzo płytkiej o tej porze Tarnawce.
- Przepraszam - odezwała się w końcu - chyba zepsułam panu możliwość wykazania się rycerstwem. Cała ja. Zawsze robię wszystko po swojemu. Czyż nie taki powinien być prokurator?
Wiktor przez krótką chwilę przyglądał się w milczeniu Poli. Widział te krótkie napięcie jakie pojawiło się, kiedy toczyłą wewnętrzną walkę pisząc sms-a. Nie znał treści krótkiej wymiany informacji, ale dostrzegł, jak prokurator zaciska wargi. Kiedy mijała go ignorując wyciągniętą rękę był pewny, że coś lub prędzej ktoś musiał zakłócić jej spokój, którym tak emanowała jeszcze przed momentem. Kiedy wróciła do jego świata i umiejętnie próbowała naprawić sytuację postanowił zignorować całe zajście i miłym żartem spróbował rozładować sytuację.
- Stanowczy i niezależny zdecydowanie tak. Obawiam się jednak, że jeżeli wyszłoby na jaw, jak atrakcyjne osoby kończą aplikację prokuratorską wzrost przestępczości osiągnąłby legendarny poziom. Każdy chciałby zostać przesłuchany, nawet za kradzież wafelka. A wówczas zwykły gliniarz, jak ja, nie miałby nawet chwili czasu, aby nieudolnie poudawać rycerza w gumiakach.

No i niewiele trzeba było, żeby się uśmiechnęła. Albo może właśnie aż tyle? Na szczęście nie obraził się na jej dość niekulturalne zachowanie i raczej odpychającą postawę. Z niekłamaną przyjemnością wyłowiła odważny komplement. Tego właśnie teraz potrzebowała - podbudowania poczucia własnej wartości, bo rozterki, które nią targały, trochę ją go pozbawiły.
- Zwykły gliniarz? No chyba nie bardzo. Zapewniono mnie, że będę współpracować z najlepszymi, bo przecież przedmiotem sprawy nie jest żaden wafelek niestety. A rycerzem w gumiakach też trzeba umieć być! Są ludzie, którzy w ciuchach od Armaniego wyglądają żałośnie, a są tacy, którzy w gumiakach z wiejskiego sklepu Społem są pociągający. - Było za późno, żeby cofnąć, to co powiedziała. Może to była chęć odwdzięczenia się za jego komplement, a może … Nie no, rzeczywiście gumiaki w niczym nie ujmowały mu męskości. - Hola, hola, Pola. Wy tu pracujecie. Co chcesz zrobić? Rzucić się z deszczu pod rynnę?
- O. Już widać wodospad. Ja wiem, że to nie wygląda jak wodospad, ale zawsze tak nazywaliśmy te progi. - Spojrzała na policjanta - Ciężko się tu idzie? A z ciałem? Raczej nie wyobrażam sobie. Przeniesiono je z pola. A pól - niech pan spojrzy - dookoła jest trochę, z tym, że żadne nie sąsiaduje bezpośrednio z rzeką. Z obu stron są drogi. Ktokolwiek przeniósł zwłoki, musiał mieć krzepę. No chyba, że nie był sam.
- Albo przetransportował zwłoki jakimś środkiem komunikacji - wszedł praktycznie jej w słowo, uzupełniając ciąg wypowiedzi. - Na miejscu technicy zabezpieczyli kilka śladów, ale wydają się za stare i mało czytelne. Dwóch ludzi niosących ciało mogłoby rzucać się w oczy, zawsze mógł się trafić świadek mimo nocnej pory, w końcu była to sobota. - zamyślił się po czym kontynuował - Pytanie czy autochtoni mają zaufanie do policji. Z drugiej strony dziwi fakt, że nikt nie doniósł na sąsiada. Z doświadczenia wiem, że na wsi ludzie bywają często skonfliktowani. Póki co, feralnej nocy nikt nic nie widział i nie słyszał. Myślę, że jutro możemy spróbować dowiedzieć się na komisariacie, co miejscowym udało się ustalić. Mieli przepytać właścicieli okolicznych gospodarstw. A póki co możemy zastanowić się, z której strony “przybyło ciało”. Od strony głównej drogi wydaje się to chyba niemożliwe, jakiś samochód wracający z nocnej imprezy mógłby stanąć na przeszkodzie. Pozostaje ta boczna droga, albo ktoś zwyczajnie szedł rzeką, co dodatkowo zatarłoby ślady. Czy bród rzeki jest tam wyżej też taki, bo nurt nie wydaje się być niebezpieczny dla człowieka?
- W tej chwili jest podobnie jak tutaj. Spokojnie można brodzić. Wszystko zależy od pory roku i kaprysów aury. W czasie suszy Tarnawka mocno wysycha, ale przy deszczach zdarzały się tragiczne w skutkach podtopienia. Wtedy bezwzględnie wydziera brzegowi miejsce dla siebie. Sama nie wiem. Mnie się tu idzie okropnie niewygodnie. Nie wyobrażam sobie nieść jeszcze jakiegoś ciężaru, chociaż rzeczywiście, rzeka najlepiej ukryłaby ten podejrzany transport i pewnie dla mężczyzny a już na pewno dwóch, nie byłby to problem. W takim razie powinniśmy poszukać miejsca gdzie można zejść do wody. Wbrew pozorom nie jest to takie proste - większość terenów brzegowych jest zarośnięta, albo stroma. Kolejna kwestia to z której strony? Z góry? Czy z dołu?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-06-2023, 20:44   #9
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zajęli się poważnie analizowaniem brzegów koryta rzeki. Ona po prawej, on po lewej. Oczywiście na nic nie liczyła. Zawsze bawiły ją pokazywane w filmach historie, w których główny bohater - policjant lub prokurator - znajdował kluczowy ślad po tym jak teren został już przeszukany przez profesjonalną ekipę techników i śledczych. Doprawdy absurd. Oczywiście taka sytuacja mogła się wydarzyć. Raz na jakiś czas, a nie w co drugim filmie kryminalnym. Ale to nie był film… W ramach ciągu skojarzeniowego momentalnie w głowie rozbrzmiały jej słowa:

“Powiedział, może byśmy tak kiedyś, może dzisiaj, powiedział
Tak, zróbmy to, tak by nikt nie widział
Może w parku, pod lasem, na torach, przy garażach
Tam, gdzie zawsze jest ciemno i gdzie prawie nikt nie chodzi
Nie będziemy wybierać, powiedział. Ten, kto pierwszy
Niczym ostrze losu, pierwszy, który się trafi
Tylko pamiętaj, bez hałasu, bez zbędnych emocji
Poczuj w sobie siłę i rób tak, żeby zabić.


Pierwszy, który się trafi. Lecz ten ewidentnie nie był przypadkowy. Tego akurat była pewna. Za dużo cech szczególnych, predysponujących go do roli wybrańca. Omiotła wzrokiem okolicę. Wszystko się zgadzało. Dom Bidów był niedaleko więc chłopak pewnie przyjechał odwiedzić rodziców. Raczej wątpiła, by przechadzał się po wsi w celach rozrywkowych.

Mówił, ciekawe jak to jest tak naprawdę zabić
W rękach trzymać przeznaczenie, jego panem być
Wiesz, chciałbym. Może byśmy tak kiedyś na ulicy
W jakimś ciemnym miejscu, tak by nikt nie widział.


- Proszę tu spojrzeć! - dobiegło do niej z drugiej strony - tu są jakieś ślady bieżnika.
Wyswobodziła się z sieci swoich analiz. Ruszyła energicznie w jego stronę. Naprawdę? Trop? Przegapiony? Nie wierzę. Tak jak w filmie? Mimo to przeszedł ją dreszczyk podniecenia. Jeszcze jeden krok, drugi, trzeci i … ślizg! Poczuła jak ogumiona stopa nie znajduje stabilnego oparcia i zsuwa się z omszałego kamienia. W mig utracona równowaga i chwiejący się horyzont… Zimna, brudna woda, zdarta skóra na dłoniach i rozbite czoło o … twardą klatkę piersiową mężczyzny, którego silne ramiona przyciągnęły ją do siebie w ostatniej chwili ratując przed tym, co widziała już oczami wyobraźni. Przylgnęła do niego mocno, jakby pod nogami miała Rów Mariański, a nie ledwie zakrywający kostki nurt potoku, którym tak naprawdę była Tarnawka. Jej wybawiciel zachwiał się, lecz po krótkiej chwili zmagań z równowagą, zdołał ją utrzymać i ustabilizować pozycję, w której się znaleźli. Jego zapach owionął ją jak fala uderzeniowa po wybuchu. Perfumy czuła już wcześniej, lecz teraz z tak bliska, zmieszane z zapachem ciała wwiercały się w każdy por jej skóry. Wciągnęła głęboko powietrze. Nie. Nie. Nie. jeszcze chwila i … Szybko wyswobodziła się z jego objęć.
- No i miał Pan w końcu okazję zabawić się w rycerza. - roześmiała się trochę sztucznie. - Mówiłam, że te kamienie są zdradliwe. Byłam bliska badania nosem stopnia obłości głazów rzecznych, a może nawet i ich twardości zębami. No dobrze. Niech mi pan pokaże to znalezisko - zachęciła jakoś bez przekonania. Coś nie dawało jej spokoju. Rozejrzała się dookoła. Kiedy upadała … Cofnęła się o kilka kroków, próbując odtworzyć swoją przeprawę przez nurt. Odnalazła nierówny kamień. Pochyliła się, tak by głowa znalazła się na tej samej wysokości kiedy zobaczyła … błysk! Jest. W zupełnie innym miejscu niż Wiktor znalazł ślad. Ruszyła tam zupełnie zapominając o ostrożności. Na szczęście tym razem dotarła bezpiecznie do celu. Stanęła przy brzegu. Z tej perspektywy nic nie było widać, ale gdy przykucnęła, zobaczyła wyraźnie srebrzysty kształt ukryty wśród traw. Sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego jednorazowe rękawiczki i woreczek strunowy.
- Hmm… Jak w filmie - mruknęła, zakładając rękawiczki i podniosła z ziemi sierp.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 24-06-2023 o 20:49.
Nimue jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-06-2023, 21:41   #10
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Plan był doskonały. Wierzyłem w każdy jego element. Póki co, wszystko układało się po mojej myśli. Prowadzący śledztwo ruszyli powoli, stopniowo zagłębiając się w zagmatwaną łamigłówkę. Musiałem pomóc im w zadaniu. Należało podrzucić trop, to powinno ich nakierować na właściwe tory. Czy przemyślałem wszystko? Każdy szczegół?
Tak naprawdę: nie. Wszystko spierdolił Grzegorz. A właściwie ktoś, kto zabawił się nami, pociągał za sznurki, wymyślił tę cholerną historię. Bóg, Pan, demiurg, każdy nazywa go inaczej, w zależności od wiary, która dla mnie była obca. Być może dlatego, że dotychczas nie spotkałem na swojej drodze Boga, nie poznałem też żadnego klechy, który by mnie oświecił, natchnął.
Zapytacie czy to zwykły przypadek sprawił, że spokojna okolica zalała się krwią?
Nie. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od zła. Sam szatan upodobał sobie starą szopę, w której wszystko miało swój początek. Od mojej ostatniej wizyty w tamtym miejscu, upłynęło blisko dwa lata. Od dwóch lat miałem w głowie tylko jedno. Prosta myśl rozrosła się i stworzyła obraz tego co się dokona. Od tego momentu każdy dzień, każda noc, były moją chwilą. Odkąd się urodziłem było mi to pisane.
*
Maciej, pomimo faktu, że wczorajszą noc spędził pracując, nie mógł zasnąć. Wydawało mu się, że coś zostało przeoczone. Otworzył okno. Było jeszcze jasno. Patrząc na zielone łąki otaczające ich miejsce noclegu zamarzył o dzieciństwie. Jakie wtedy życie było proste. Bez kłopotów, trudnych decyzji, a przede wszystkim odpowiedzialności. Teraz czuł się zmęczony życiem, które w większości wypełniała mu praca. Z rozmyślań wybudził go dym papierosowy. Ktoś perfidnie stał i palił po oknami,. Usłyszał cichy kaszel. Szybko domyślił się, kto zakrztusił się dymem nikotynowym.
Chwilę później był na dole. Przez chwilę przyglądał się Marysi. Ta na swój sposób wyglądała atrakcyjnie. Nie to złe słowo – pomyślał technik. Z tym papierosem wygląda niewinnie, dziewiczo, jak młody podlotek, który pali swojego pierwszego szluga, ukrywając się przed rodzicami. Uśmiechnął się i powiedział:
- Nie wiedziałem, że palisz młoda damo. - ton głosu zabrzmiał jak reprymenda.
- Ja też nie wiedziałam panie podglądaczu. Kupiłam kiedyś na specjalne okazje. Zapalisz? -skwitowała i wyciągnęła paczkę Marlboro w stronę Maćka. Ten zabrał papierosy tylko po to aby pobawić się paczką przerzucając ją między palcami.
- No coś ty. Dbam o formę. Jutro rano idę biegać, okolica wydaje się wspaniała do joggingu. Zresztą zbyt łatwo ulegam nałogom. Gdybym zaczął, to pewnie bym się zatracił całkowicie. Byłoby tak, jak ze słodyczami, jak zaczynam, nie znam umiaru. - delikatny uśmiech nie znikał z twarzy starszego policjanta.
- Długo im to czasu zajmuje, może mogliśmy zostać i poczekać. - zmieniła temat Maria, patrząc wnikliwie w Macieja, jakby w jego oczach chciała zobaczyć, co dzieje się z Wiktorem i panią prokurator.
- Z mojego skromnego doświadczenia wiem, że takie panie, jak nasza cudowna Pola mają wielu adoratorów, a z pewnością i patronów. Za wysokie progi dla naszego Wiktorka, Marysiu. W tym temacie możesz czuć się bezpieczna. Na moje oko, poflirtować mogą, ale ciasta z tego nie będzie gdyż... - nie dokończył wypowiedzi zapatrzywszy się w napis na papierosach. - Palenie powoduje bezpłodność. - przeczytał na głos - Chodźby z tego powodu powinnaś wyrzucić tę paczkę.
- Myślisz o tym samym? - zaciągnęła się ostatni raz aspirantka, po czym przygasiła na ziemi papierosa
- Mówiłem ci, że nie zamierzam palić. - rzucił wesoło Maciej.
- Wiesz, co mam na myśli. Kastracja równa się bezpłodność. To chciał ktoś zaakcentować? - nie dawała się zbyć policjantka.
- W tym przypadku nie dokonano pełnej kastracji, tylko na pierwszy rzut oka okaleczono jądra. Można by to rozumieć jako: gej czyli facet bez jaj, chociaż prędzej okaleczono by prącie, jeśli to miałoby mieć wydźwięk homofobiczny. - zamyślił się przez chwilę. - Ale tak możesz mieć rację idąc tym tropem. Czysto symbolicznie uderzono w strefę płodności. Podcięcie nasieniowodów jako odebranie możliwości posiadania potomka. Tylko po co robić to u trupa?
*
Czy może być piękniejsze uczucie, jak pochwycenie w swe ramiona anioła? Tak właśnie przez chwilę poczuł się Wiktor, kiedy cudowne ciało kobiece znalazło się w jego uścisku. Nie miał pojęcia, jak długo to trwało, zapewne chwilę, bo pani prokurator szybko wyswobodziła się. Unikała jego wzroku. Zaczęła szukać czegoś, co wcześniej musiało sprawić, że potknęła się na śliskim kamieniu. W końcu komisarz dostrzegł, jak ruszyła w stronę brzegu. Starając się ją asekurować podążył jej śladem. Przy brzegu zmuszony był schylić się. Teraz i on dostrzegł przedmiot, który wyraźnie tutaj nie pasował. Patrzył, jak kobieta powoli podnosi narzędzie, którego prawdopodobnie szukali. Sierp, którym próbowano wykastrować ofiarę, nosił jeszcze ślady krwi, jakby ktoś wcale nie próbował tuszować, tego co się stało.
- Brawo pani prokurator. W końcu coś mamy. Miała Pani idealne wyczucie! Tylko co robili technicy, którzy w niedzielę zabezpieczali ten teren. - zamyślił się. - Albo zrobili to po łepkach, albo ktoś się z nami bawi i podrzuca nam fanty. Co robimy? Wzywamy ich żeby obszukali i zabezpieczyli teren czy mam jechać z tym do Bochni? Zakładam, że nic więcej tu nie znajdziemy.
 
Athos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172