Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2011, 19:27   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Cz.1 – Legenda o płaczącej gołębicy






LEGENDA O PŁĄCZĄCEJ GOŁĘBICY

Na południowych kresach Imperium, w prowincji Averland, wśród
strzelistych szczytów Gór Czarnych znajduje się góra Taugegeberg.

Tysiąc lat temu w Noc Tajemnicy, na szczycie góry, bogini Shallya
objawiła się młodej kapłance imieniem Ermintuda, obdarzając ją mocą
uzdrawiania. Na pamiątkę tamtego wydarzenia wzniesiono w tym miejscu
Klasztor Bogini Miłosierdzia.

W sześć setną rocznicę tego zdarzenia, ówczesna Matka Przełożona
opactwa nakazała wybudowanie, w miejscu objawienia, marmurowej fontanny
z umieszczoną pośrodku figurą białej gołębicy.

Legenda głosi, że kilka nocy po ukończeniu fontanny, a dokładniej w
rocznicę objawienia się bogini Ermintudzie, z oczu posągu gołębicy
popłynęły krwawe łzy. Łzy te zabarwiły wnet wodę w fontannie na
czerwono. Jak się okazało, owa woda, posiadała magiczne zdolności.
Kapłanki wykorzystując ją jako lekarstwo, wyleczyły ze wszelkich
chorób każdego potrzebującego, który znajdował się w tym czasie w
opactwie. Kolejnego dnia, po krwawych łzach nie pozostało jednak
niestety żadnego śladu, a woda w fontannie stała się po prostu
kryształowo przeźroczysta, bez choćby odrobiny magicznych
właściwości.

Według legendy, po dokładnie stu latach, całe zjawisko się
powtórzyło. Po raz drugi z oczu marmurowej gołębicy ponownie
popłynęły krwawe drzwi. I jak sto lat temu woda z fontanny pozwoliła
kapłankom uzdrowić wszelkich chorych, którzy znaleźli się właśnie
tej nocy w klasztorze. Jak i za pierwszym razem, tak i wtedy, cała łaska
trwała jeden, jedyny dzień.

Sytuacja to powtórzyła się po kolejnych stu latach. Natomiast w tym roku
mija kolejna setna rocznica tego wydarzenia. A dokładniej to nawet tysięczna
rocznica objawienia bogini Shallyi na Taugegeberg. Jakże wyczekiwana noc
zbliża się teraz wielkimi krokami. W Góry Czarne wyruszyły pielgrzymki
z wielu miejsc Imperium. Chorzy pragnący znaleźć się tej nocy cudów w
miejscu, gdzie ich problemy staną się przeszłością. Zmierzają oni do
klasztoru Bogini Miłosierdzia, pełni wiary w cudowne uzdrowienie, wiary
którą mają dzięki Legendzie o Płaczącej Gołębicy.






 
AJT jest offline  
Stary 20-12-2011, 19:38   #2
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Słońce chowało się już za górami.
- Powoli się zbliżamy! Nie spać, tylko szykować swoje graty – krzyknął do pasażerów jeden z flisaków sterujących niewielką łodzią. Wygląda na to, że niebawem powinni dotrzeć do zajazdu znajdującego się u stóp góry Taugegeberg. Góry do której ta dość różnorodna świta zmierzała. Wszystkich ich, choć z różnych pobudek, przyciągnęła rozprzestrzeniająca się Legenda o Płaczącej Gołębicy.

***

Na łodzi poza paroma flisakami znalazła się dwójka szlachciców. Blond włosy mężczyzna imieniem Detlef, któremu przez twarz przechodziła blizna. Zmierzający na klasztor z cieniem nadziei, że jest szansa odzyskać doskonały wzrok. Młoda szlachcianka, przedstawiająca się imieniem Melissandra, mocno skrzywdzona w życiu. Choć bardzo nieufna, to wydawało się, że przy blondynie jakby zaczynała wracać do tego kim kiedyś była. Z pewnością jednak do tego bardzo długa i kręta droga, z tym że ta droga mogła się właśnie zacząć. Współtowarzyszom rejsu do tej pory nie udało ujrzeć jej prawdziwego oblicza, skrywanego skrzętnie za maską. Niedaleko nich zwykle przesiadywał groźnie wyglądający facet z Irokezem. Lucian jak się zwał, ochroniarz wynajęty przez Detlefa, był postacią niezwykle specyficzną, co dla przeciwników głównie oznaczało niebezpieczną. Nawet jego irokez, nie robił takiego wrażenia, jak dodające mu grozy symbole Morra, wytatuowane na ciele. Przy nim inny wydziarany osobnik z irokezem, nieco mniejszy, ale z pewnością nikt nie powie, że mniej straszny. Krasnoludzki zabójca trolli imieniem Mordrin, już sam jego tytuł budził przerażenie. Szukający śmierci wojownik, w misji którą ze względu na swój honor przyjął. Może zapowiadającej się spokojniej niż igranie ze śmiercią, ale w tym momencie równie dla niego ważnej. Nieco na uboczu znajdował się Albert, obieżyświat który wyruszył w Góry Czarne by ujrzeć na swe oczy cud. Wydawało mu się, że taka podróż nie może mu w niczym zagrozić i będzie jedynie kolejną spokojną wycieczką. Teraz jednak spoglądając na te dwa ‘irokezy’ znajdujące się na łodzi, mógł powoli zmieniać zdanie. Z drugiej strony trzymając się ich i nie wchodząc im w drogę, mógł się czuć nad wyraz bezpiecznie. Nieopodal włóczykija stał sobie Knut, prosty chłopak ze wsi, pragnący spełnić swe marzenia i wstąpić na drogę przygody tudzież chwały. Cała tą ‘wesołą’ kompaniję uzupełniał Zebedeusz, studenciak z Altdorfu. Właściwie to przyszły uczony będący w trakcie badań wpływu legend i wierzeń na mieszkańców Imperium.

***

Wtem dostrzegli, na niewielkim kamieńcu otoczonym z jednej strony lasem, płonące ognisko. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gdy podpłynęli bliżej ujrzeli drastyczne sceny. W wodzie, tuż przy brzegu, dwójka mężczyzn przyodzianych w grafitowe płaszcze, wyraźnie rozpoczęła próbę utopienia człowieka. A kolejnych dwóch szaleńczo atakowało rannego krasnoluda. Bronił się on na podtopionej łodzi, a z jego umięśnionego uda wystawał wbity bełt. Nieopodal można było jeszcze dostrzec trzy ciała. Dwa zakapturzonych napastników, leżących pośród swoich flaków i jedno krasnoluda, którego głowa spoczywała metr dalej niż reszta ciała.

Podtapiany mężczyzna bronił się już resztkami sił. Co chwilę desperacko udawało mu się wyrwać i zaczerpnąć odrobiny powietrza, czasem coś krzyknąć, jednak po chwili jego głowa ponownie wracała pod taflę wody. Dało się zauważyć, że jest on ubrany dość bogato, bez wątpienia był to osobnik zamożny. Przyodziewał go szlachecki strój, całkiem podobny do tego, który miał na sobie Detlef.

Napastnicy zupełnie nic nie robili sobie ze zbliżającej się łodzi, która praktycznie była już tylko parę metrów od nich. Wyglądali na dość mocno zawziętych, by dokończyć to co zaczęli i tylko temu poświęcali swoją uwagę.


***
(plan sytuacyjny)
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 21-12-2011 o 21:27.
AJT jest offline  
Stary 20-12-2011, 20:37   #3
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Lucian Eldricht spokojnie patrzył się na zaistniałą sytuację. Jego priorytetem była ochrona Detlefa i jako ochroniarz z doświadczeniem nie miał zamiaru angażować się w nieswoje sprawy. Napastnicy wyglądali na możliwych do załatwienia, ale po załatwieniu swoich ofiar nie musieli wchodzić z nimi w konfrontację. Wyglądało to na kwestię interesów. Dla upewnienia się zmacał rękojeść Gromca, jego dwuręcznego młota wojennego i zaczął miarkować oddech modląc się do Morra. Spojrzał na krasnoluda o fryzurze podobnej do niego:

-W razie czego jesteś gotowy na konfrontację? W każdym razie nie atakujmy pierwsi jeśli nie zajdzie taka potrzeba.

Odwrócił się do ochranianego szlachcica.

-Panie proszę się nie obawiać. Sytuacje jest pod kontrolą.

Przekrzywił ostro głowę, wspierając się ręką. Stawy w karku donośnie strzeliły.
 
Pinn jest offline  
Stary 20-12-2011, 22:28   #4
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Siedząc przy bakburcie Albert nucił sobie jedną z pieśni żeglarskich jakie słyszał w Kislevie.

Hej ha! Kolejkę nalej,
Hej ha! Kielichy wznieśmy,
To zrobi doskonale,
morskim opowieściom!


Jeden z flisaków popatrzył na włóczęgę i podniósł jedną z brwi. Fakt, Reik to nie morze, nie ma tu starych pijanych żeglarzy, który opowiadają niestworzone historie zza siedmiu wód no i jest kobieta na pokładzie! A to przynosi pecha!
Na przykład takiemu podtapianemu mężczyźnie. Z pewnością kobieta na łodzi przyniosła mu pecha. Tak to już jest! Nie tylko załogi się tykają nieszczęścia gdy się takich zwyczajów nie przestrzega.
Momentalnie Albert zeskoczył ze swojej beczułki. Jeszcze raz popatrzył, czy ów flisak, który obrzucił go spojrzeniem które powodowało nieco nieprzyjemne uczucie, dalej nie przygląda mu się w ten sam sposób. Na szczęście zajął się już swoimi obowiązkami.

Lynre stanął oparty o sterburtę i obserwował całe zajście.
Rudo brązowe włosy zostały jak zwykle chaotycznie rozwalone po całej głowie w momencie szybkiego ogarniania wzrokiem całej sytuacji.
-Tutaj trup, o krasnal bez głowy! - mówił do siebie podekscytowany.
Oglądnął się nerwowo i z ulgą westchnął. Miał nadzieje, że zabójca trolli nie usłyszał słowa "krasnal". Mogło mu się nie spodobać. Albert swoimi rozbieganymi, różnokolorowymi oczkami obserwował całe zajście.
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 20-12-2011 o 23:04.
Aeshadiv jest offline  
Stary 20-12-2011, 22:40   #5
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz siedział zaczytany w księgach i przeróżnych traktatach, bo choć sama podróż miała być ukoronowaniem jego nauki w Uniwersytecie, to jednak żak, a właściwie prawie że uczony uważał że wiedzy nigdy za wiele. Pochłonięty tak, prawie nie zwracając uwagi na towarzyszy podróży, został oderwany od nauki przez jakieś dziwne odgłosy. Wyjrzał pierw z nad ksiąg i dostrzegł ożywienie wśród swoich nowo poznanych znajomych. Gdy poszedł sprawdzić co się stało, wielce się rozczarował albowiem burdy, walki, przemoc była mu zupełnie obca. No może nie zupełnie, lecz wprawy wielkiej w tej dziedzinie akurat nie miał.

Blondyn o średniej budowie ciała, nie wyglądał na siłacza a w ciuchach o rozmiar za duży wydawała się być chuderlakiem nawet. Ciemne, niebieskie oczy spoglądały na zajście z lekkim strachem i niesmakiem, bowiem obdrzydzenie go wzięło gdy widział nierówną walkę. Liczył w duchu że jego towarzysze okażą się ludźmi honoru i wspomogą kransoluda i przyszłego, jeśli sprawy dalej się będą tak toczyć, topielca. Archibald odłożył księgę do plecaka i spoglądał wyczekująco na towarzyszy a w szczególności na kransoluda. Tak, ta rasa miała w sobie szlachetnosć połączoną z szaleństwem więc Zebedeusz czekał tylko aż ten, ruszy z odsieczą.

Milczał bowiem sytuacja go przerastała, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Przyszły uczony jednakże dobrze spamiętywał wydarzenia, zamierzał je potem opisać w swojej księdze. W końcu miał to być esej o jego podróży za cudem, tak więc postanowil że i zwykłe rzeczy, czyny będą w nim opisane. Może cud nie nastąpi a czyny, mężne lub podłe czyny staną się kanwą dla jego opowieści.

Zimna bryza sprawiła że Zebedusz odsunął się od burty i z dalszej, bezpieczniejszej przy okazji, odległości obserwował zajście. Nie chciał się odzywać, bowiem czyny zarówno małe jak i wielkie nie były jego specjalnośćią. Ludzie, historia, fakty to było coś czym mógł zaimponować a ta sytuacja do takich z pewnością nie należała.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 21-12-2011, 06:46   #6
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Krasnolud siedział pogrążony we własnych myślach i w ogóle nie zwrócił uwagi na zamieszanie na brzegu. Dopiero po słowach Luciana obejrzał się aby zobaczyć o jakiej konfrontacji mówi ten człowiek. Wtem zauważył ciało innego krasnoluda. W Mordrinie wezbrała krew. Wyjął z pochwy miecz i rzekł:
-Co miałeś na myśli mówiąc że nie zajdzie potrzeba? Dla mnie to jest potrzeba bo nie lubie, cholera, jak dwóch bije jednego. Flisak zabijaj do brzegu! Panowie! broń w dłoń!
Mordrin zwrócił się w stronę brzegu. Zastanawiał się czy by nie wskoczyć do wody, ale wolał nie ryzykować. Poza tym później musiałby może czekać na kolejną okazje, albo ganiać na piechotę... Rzucił jeszcze przez ramie do towarzyszy:
-Kto to widział żeby we dwóch napadać? Dalej! Kto ma broń, ten niech pokaże co to honor. Nie wszyscy muszą jednak walczyć. We dwóch sobie poradzimy.-kiwnął na Luciana.
Krzyknął jeszcze do oprychów na brzegu:
Ej! widzisz mnie! Zaraz zrobie ci z dupy taki kocioł że będzie w niej można przetapiać stal!
Mordrin był spokojny... jeszcze. Złość wzbierała w nim powoli. Choć mógł się bardzo zdenerwować jeśli by flisak nie dobił do brzegu... I kto by pomyślał że byle pierdoła, a tu już trzeba wyjmować miecz.
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 21-12-2011 o 06:49.
chaoelros jest offline  
Stary 21-12-2011, 10:03   #7
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Łódź była zatłoczona, flisacy niezbyt uprzejmi, a Detlef rozczarowujący. Stojąc w bezpiecznej odległości, już od jakiegoś czasu obserwowała jedynego poza nią szlachcica na tej łodzi. Flisak, którego zagadnęła by zyskać nieco informacji, odszedł z zadowoloną miną myśląc już zapewne o dodatkowej flaszce którą kupi za otrzymane od niej pieniądze. Gdyby nie umowa z wujem zapewne nie zawracałaby sobie głowy zawieraniem z nim znajomości. Ostatnie czego teraz potrzebowała to kula u nogi w postaci szlachetki o zbytnio wygórowanym mniemaniu o sobie. Zapewne uzna iż list Alessandro daje mu do niej jakoweś prawa i zacznie się wymądrzać albo i gorzej. Gdyby nie umowa.... Westchnęła cicho i ostrożnie ruszyła na spotkanie z młodzianem. Cichy głos, dobre maniery, pewna doza uległości i zawstydzenia. Powinno wystarczyć by zaszufladkował ją jako płochą gąskę, która po raz pierwszy wyrwała się spod opiekuńczych skrzydeł rodziny. Postarała się by w liście nie było nic co mogłoby zdradzić jej plany i mosty które zostały spalone. Ot, słów kilka wspominających przyjaźń jaka łączy jego ojca z jej wujem. Nieco o potrzebie wyprawy do klasztoru, jednak bez zbędnego wdawania się w szczegóły. Zdanie lub dwa wyrażające wdzięczność i podziękowania. Na koniec podpis oraz pieczęć rodu.

Ochroniarz nie wzbudził w niej pozytywnych odczuć. Szorstki typ zapatrzony tylko i wyłącznie w swoją broń i mięśnie. Jego jedynym celem na tej łodzi miała być ochrona jego pana. Nie chciała prowokować jego reakcji przeto stanęła w pewnej odległości by nie wydać się podejrzaną. W końcu nigdy nie wiadomo co takiemu może do głowy strzelić, a nie mogła sobie pozwolić na nadmiar uwagi skierowany w jej stronę. Już i tak zanadto wyróżniała się wśród tej gawiedzi.
- Detlef von Halbach? - zapytała uprzejmie, niezbyt głośno i odpowiednio niepewnym głosem.
Zagadnięty oderwał wzrok od brzegu i spojrzał na pytającą. Skinął głową.
- Tak - odparł. - Czym mogę służyć? - spytał.
Maska skryła niezbyt przychylny uśmiech, który pojawił się na jej ustach. Byle mieć to już za sobą.
- Melissandra Stregazza - przedstawiła się po czym zaprezentowała wdzięczny ukłon bardziej do sal balowych pasujący niż do tej łodzi. - Mój wuj, Alessandro d’Evarre przesyła list oraz pozdrowienia dla twego ojca, panie. - Obrzuciwszy czujnym spojrzeniem ochroniarza, podała pergamin młodzieńcowi po czym skromnie spuściła głowę.
Detlef wziął pismo do ręki, lecz zanim zaczął czytać obrzucił jego doręczycielkę niewiele mówiącym spojrzeniem.
Przeczytanie upstrzonej ozdobnikami i, w gruncie rzeczy, niewiele mówiącej epistoły nie zajęło mu zbyt wiele czasu.
- Miło mi spotkać siostrzenicę człowieka, o którym tyle słyszałem, signora Melissandra - powiedział, chowając pismo. - Mam nadzieję, że podróż upłynie nam w spokoju i moja pomoc nie będzie ci potrzebna. Tym bardziej, że samodzielnie dotarłaś, pani, aż tutaj.
- Wuj zadbał o ochronę w trakcie podróży więc to że dotarłam aż tutaj nie jest moją zasługą. Po prawdzie nie jestem pewna czy przebyłabym choć część owej drogi gdyby nie moi wierni ochroniarze. To wszystko jest tak inne od okolic mego rodzinnego domu
- poskarżyła się głosem w którym pobrzmiewało rozczarowanie światem.
~ Trzeba było siedzieć w domu. ~ Złośliwy chochlik podsunął tę myśl Detlefowi. Ten, chociaż był w stanie się z tym zgodzić, nie wyraził jej na głos.
- Przykro mi, że Imperium tak bardzo się różni od pani rodzinnej Tilei, signora - powiedział Detlef, zastanawiając się, czy czasem ochroniarze pani Melissandry nie dali drapaka, mając dosyć narzekającej podopiecznej. - Czy mogę w czymś pomóc już w tej chwili?
~ Czemu żeś męża ze sobą nie wzięła ~ pomyślał.~ Wtedy to on miałby cię na głowie, nie ja.
~ Oczywiście że możesz głupcze. Zniknij mi z oczu i przestań drażnić swą osobą.
~ Słowa te oczywiście nie padły z jej ust, wszak nie pasowały do gąski, za którą miano ją uważać. Kochała swego wuja bardziej niż ojca, jednak w tej chwili miała ochotę go udusić. Jak mógł zrzucić jej na głowę taki kłopot?
- Widzę, że wuj dobrze wybrał kawalera któremu powierzył me bezpieczeństwo - pochwaliła słodkim niczym lukrecja, głosem. - Jednak w tej chwili podziękuję za twą pomoc, cavaliere Detlef. Nie chciałabym zbytnio się narzucać. Wszak ledwie się znamy. - Podeszła nieco bliżej i oparła się o burtę. - Mam jednak nadzieję, że podróż ta nie potrwa długo. Oczywiście - spojrzała na niego przymróżonymi oczami, które były jedynymi ruchomymi elementami w jej twarzy zasłoniętej maską - nie mam na myśli twego towarzystwa. Ot, niezbyt dobrze znoszę to miejsce. Jest takie... zatłoczone. - Słowom tym brakowało jedynie wzgardliwego zmarszczenia noska i wyższego uniesienia głowy.
- Niestety... To już są wady przebywania w takim miejscu - odparł Detlef. Patrząc na niego raczej nie można by sądzić, że on sam źle się tu czuje. - Twój wuj, signor Alessandro, powinien był wynająć łódź tylko do twej dyspozycji, signora. Nie jest zdrowe, dla osoby tak delikatnej, podróżowanie w takich warunkach.
- Prawda... -
ochoczo pokiwała głową przysuwając się przy tym nieco bliżej Detlefa. - Też mu tak mówiłam jednak uznał, że skoro moim pragnieniem jest ruszyć w drogę to powinnam skosztować wszystkiego co taka wyprawa z sobą niesie. Mam niejasne wrażenie, że nie był zadowolony z mojego pomysłu. Doprawdy jednak nie wiem dlaczego. Wszak to dla mego dobra... Czyż nie winien jest uczynić wszystkiego bym była szczęśliwa? - zapytała niewinnie wbijając w twarz młodzieńca spojrzenie zranionej łani.
Detlef chyba nie po to opuścił salony, żeby mieć do czynienia z dorosłą kobietą zachowującą się jak debiutantka, usiłująca zdobyć męża. Miał wrażenie, że podróż nie będzie aż taką przyjemnością, jak mu się początkowo zdawało. Jednak nie wypadało skorzystać z tego, że dokoła jest tyle wody. A nawet gdyby sama wypadła, to czułby się w obowiązku ją ratować.
- Proszę mi wierzyć - powiedział z uśmiechem na twarzy - że to czysta przyjemność móc ci towarzyszyć.
Kłamstwo nader łatwo spłynęło mu z ust. Lata praktyki, jakby nie było, procentowały i w takich chwilach.
- Nawet bez tego listu nie mógłbym pozwolić, by pozostawała pani bez opieki. W końcu noblesse oblige, jak mawiają Bretończycy - dodał. - Uważaj tylko pani, żeby ci się w głowie nie zakręciło i żebyś nie wypadła za burtę. Reik jest dość niebezpieczny nawet dla świetnych pływaków.
Słysząc jego słowa odsunęła się od burty i przez chwilę spoglądała na nią, a przynajmniej jej twarz w tamtą stronę była skierowana. Jej obrońca napawał ją coraz większym niesmakiem. Cóż za troska o jej osobę. Świętego zgrywa czy poematów się naczytał i je teraz testuje? Miała ochotę zrobić dokładnie to przed czym ją przestrzegał, tylko po to by zobaczyć jak zareaguje. Gra zaczynała ją w widoczny sposób męczyć. Czy chociaż raz nie mogła mieć szczęścia do męskiej części populacji? Czy jedynym mężczyznom z którym mogła wytrzymać miał na zawsze pozostać jej własny wujaszek? Nie była to przyjemna perspektywa na przyszłość.
- W takim razie również ty, mój drogi cavaliere nie powinieneś zbyt długo wpatrywać się w lśniące oblicze rzeki. Wszak powiadają, że niejednego już zauroczyła na tyle, że chętnie w jej ramiona wpadał. - Odpowiedziała prostując się nieco i mierząc go chłodnym spojrzeniem zabarwionym odrobiną pogardy. - Byłoby doprawdy szkoda gdyby i tobą zawładnęła, czyż nie? - zapytała przechylając nieco głowę by zerknąć na niego pod nieco innym kątem. Jej spojrzenie ponownie przybrało ciepłą barwę w której dało się wyczuć ślady przyjaznego uśmiechu.
- Nie ma obawy - odparł. - Jesteśmy starymi znajomymi, przyjaciółmi niemalże. - Panny wodne również się mną nie zainteresowały nigdy, ani na Reiku, ani na morzach szerokich. Zatem obawa twa, signora, pozbawiona jest podstaw. Chociaż wdzięczny jestem za ostrzeżenie. - Skłonił się uprzejmie.
- Zawsze do usług cavaliere. Chociaż tyle mogę zrobić w zamian za opiekę - niemal wypluła te słowa mimo iż okrasiła je dworskim ukłonem.
- Wszak to czysta przyjemność - odparł nader uprzejmym tonem. - Poza tym już się cieszę na długie rozmowy, które będziemy mogli ze sobą prowadzić.
- Obawiam się że niezbyt porywająca ze mnie rozmówczyni. Nie chciałabym zanudzić swego obrońcy.
- Ależ signora... z pewnością twe słowa nie byłyby w stanie nikogo znudzić
- odparł. Skoro już miał ją na karku, i nie był w stanie się jej pozbyć, tudzież musiał robić dobrą minę do złej gry, pozostawało tylko rozerwać się troszkę.
Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Czyżbyś lubował się w opowieściach z niewieściego świata? Tajnikach prowadzenia domu i kierowaniu służbą? Doborze koronek i jedwabi? Krojami sukien... Nie może to być - odparła z uśmiechem po czym strzepnęła niewidoczny pyłek z rękawa szkarłatnej koszuli. - Prędzej bym rzekła, że wśród twych zainteresowań znaleźć można miecze i broń wszelaką, walkę, kobiety i smak wina na podniebieniu. Może jeszcze jakaś księga od czasu do czasu. Czyżbym się myliła?
Czekając na odpowiedź poprawiła płaszcz, który nieco się przekrzywił przy tych dworskich ukłonach, którymi szastała dziś na prawo i lewo. Delikatny materiał muskając deski łodzi wydawał z siebie cichy szmer. Kaptur zdjęła już wcześniej więc jej włosy w kolorze ciemnego brązu, powiewały unoszone lekką bryzą. Wbrew panującej modzie nie układała ich w fantazyjne fryzury. Zdecydowanie wolała nie musieć przejmować się każdym krokiem byle nie zniszczyć gniazda na swej głowie. Zamiast tego ograniczała się do prostych zapinek lub zwyczajnie pozostawiała je samym sobie, poświęcając im jedynie tyle uwagi ile wymagało utrzymanie ich w dobrym stanie. Również w stroju preferowała prostotę i wygodę nad modę. Nie znaczyło to oczywiście, że gardziła strojem pięknym i podkreślającym zarówno jej figurę co status. Gdy okazja temu sprzyjała z ochotą zamieniała spodnie, koszule i kamizelki na wytworne kreacje z drogich materiałów. Teraz jednak nie widziała powodów do strojenia się. Ubranie, które miała na sobie nie należało co prawda do tanich, gdyż wykonano je z dobrych materiałów i uszyto na miarę, jednak krój był prosty i brak w nim było ozdób. Spodnie w kolorze głębokiej czerni, opinały jej smukłe nogi zapewniając przy tym swobodę ruchów. Szkarłatna koszula o szerokich rękawach i prostych, kościanych guzikach, przylegała do ciała uwydatniając szczupłą talię i bujne, bynajmniej nie dziewczęce piersi. Kamizelka dopasowana kolorystycznie do spodni dodatkowo podkreślała jej kobiece walory nie naruszając jednak dobrego gustu. Ubioru dopełniały wysokie do kolan buty oraz czerwona maska ozdobiona złotymi zwieńczeniami. Był to niezbędny element, jednak z czasem Melissandra nauczyła się doceniać zalety jakie z sobą niósł.

- Tak myślałaś? - W jego głosie nie zadźwięczała nawet odrobina zdziwienia płynącego z faktu, że ona jednak potrafi myśleć. - Najwyraźniej jesteś w błędzie. Poza tym nie wiedziałem, że Tileańczycy mają zwyczaj nie wypuszczać swych niewiast z domu i że całe życie przesiedziałaś w czterech ścianach.
- Twoje niedowierzanie ma swoje podstawy. Oczywiście że wolno nam wychodzić, a niektóre z nas śmiało przemierzają świat, jednak o niektórych rzeczach czasem lepiej nie wspominać w rozmowach.
- Było to z jej strony wielkie ustępstwo. Zazwyczaj bowiem nie ostrzegała swych rozmówców nim było za późno. - Tak przynajmniej zwykle powiadała moja rodzicielka gdy zadawałam zbyt wiele pytań - dodała dla złagodzenia swych wcześniejszych słów.
We wzroku Detlefa widać było tylko uprzejmą obojętność.
- Nie zamierzam cię wypytywać ani o twoje sprawy - stwierdził - ani też o sprawy twojej rodziny czy też jakiekolwiek sekrety. Nie wmówisz mi, że informacja o tym, jak wysokie są domy w twoim mieście, albo jakie rody sprawują tam władzę jest pilnie strzeżonym sekretem. Albo że nie masz o tym pojęcia.
Gdyby tylko wiedział jak niektóre z tych informacji są istotne dla pewnych osób... Nie zamierzała go jednak uświadamiać skoro tak bardzo się przed tym wzbraniał. Nie mówiąc już o tym, że rozmowa z nim wyjątkowo ją męczyła. Czy nie miał do powiedzenia nic ciekawszego niż to co do tej pory od niego usłyszała? Ta podróż zapowiadała się wyjątkowo długo i niezbyt przyjemnie. Może po prostu zagra otwartymi kartami i powie mu, że jego opieka tak jest jej miła jak szlam na brzegach rzeki?
- Nie było moim pragnieniem zarzucać ci cokolwiek z tego o czym wspomniałeś. Ot, nie uważam tych spraw za interesujący temat do rozmowy. Mało tego, wyznam szczerze, że nie przepadam za rozmowami, które do niczego nie prowadzą. Oczywiście nie da się ich uniknąć w pewnych okolicznościach jednak ta raczej do takowych nie należy. Proponuję więc byśmy zakosztowali tego co dla wielu jest złotem i zwyczajnie zamilkli. - Odwróciła się od niego niezbyt uprzejmie i oparła o burtę. Nieco zniecierpliwionym ruchem poprawiła maskę, która za długo przebywała na jej twarzy. Nie mogła jednak nic na to poradzić zmuszona wytrwać do końca podróży. Zganiła się za własną głupotę. Jej nadzieje związane z Detlefem, nikłe co prawda ale jednak, okazały się płonne. Był dokładnie taki jaki powinien być szlachcic. Ni mniej i nie więcej tylko lizus, który widzi dokładnie tak daleko jak daleko sięga koniec jego własnego nosa. Nie pasował do opisów wuja. Może to przez jej wcześniejsze do niego uprzedzenie nie potrafiła dostrzec dobrych cech, które jakoby posiadał. Istniała też możliwość, że dostrzegła je wszystkie jednak jej nastawienie do niego przeinaczyło je i teraz widziała w nich wady. W innym czasie i przy innej okazji... Kto wie, może nawet znaleźliby wspólny język, a jej udałoby się na chwilę zapomnieć o celu i tym, co skierowało ją na tą drogę. Tak jednak się nie stało, a czasu cofnąć się już nie da. Niech więc będzie co ma być, wszak pozostaną razem tylko do chwili dotarcia do klasztoru i być może w drodze powrotnej rzeką. Później ona pójdzie własną drogą, a on skieruje się ku swojej i nigdy już na siebie nie trafią. Ze względu na przyjaźń wuja z jego ojcem miała nadzieję, że tak właśnie się stanie.
No proszę. Nagle zniknęła pustogłowa idiotka. Jak miło.
- Cieszy mnie twoje rozsądne podejście do sprawy, signora - oświadczył Detlef. - Postaram się nie marnować twego czasu.
~ I mojego przede wszystkim ~
dodał w myślach.
Skinęła głową nie zaszczycając go nawet krótkim, pobieżnym spojrzeniem. Tak było zdecydowanie lepiej.

Gdy słońce zaczęło chować się za górami padł rozkaz ze strony fliskaów by zaczęto szykować się do zejścia z łodzi. Melissandra odetchnęła z ulgą. Już wkrótce, o ile legenda która ją tu przywiodła była prawdziwa, zacznie swoją vendettę.
Poprawiła kuszę, do której noszenia nie była jeszcze przyzwyczajona, a na której posiadanie nalegał wuj, i delikatnie podniosła mandorę, prezent na drogę, który od niego dostała. Kuferek, na którym chwilę wcześniej siedziała, oraz plecak zawierający najpotrzebniejsze przedmioty codziennego użytku, zostawiła tam gdzie były. Gdy zacznie się rozładunek z całą pewnością znajdzie kogoś chętnego by trochę zarobić i pomóc jej zanieść te rzeczy do zajazdu. Mogła oczywiście zrobić to sama, nie były ciężkie gdyż planowała samotną podróż a w takiej duża ilość bagażu tylko by przeszkadzała, skoro jednak mogła wyręczyć się kimś innym to dlaczego nie skorzystać z okazji, póki takowa jest. Detlefa w ogóle nie brała w tych sprawach pod uwagę.
Gdy dotarli do miejsca, w którym rozgrywała się tragedia, Melissandra przez chwilę przyglądała się wydarzeniom. Nie wzbudziły w niej strachu, wszak była bezpieczna na łodzi i o ile nie wydarzy się coś nieprzewidzianego nie powinna znaleźć się w niebezpieczeństwie. Trochę współczuła topionemu i krasnoludowi, który walczył o życie. Znała smak takiej walki aczkolwiek w nieco innym wydaniu. Jakaś część jej samej nakazywała sięgnąć po kuszę i pomóc, jednak tego nie zrobiła. Zamiast tego wycofała się za młodzieńcem w nieco zbyt dużych szatach, który najwyraźniej również postanowił nie mieszać się do walki. Wszak na łodzi było dość wojaków by uratować zaatakowanych nieszczęśników. Kobieta tylko by im zawadzała, szczególnie taka jak ona, delikatna i niedoświadczona o którą musieliby się dodatkowo martwić. Oczywiście o ile ktokolwiek pomyślałby o tym by się o nią martwić. Na wszelki wypadek sięgnęła jednak po szpadę. Nigdy nic nie wiadomo, a wujaszek wszak powiadał, że lepiej być przygotowanym na najgorsze, wtedy albo mile się rozczarujemy albo ocalimy życie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 21-12-2011, 13:55   #8
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
~Co za napaleniec!- pomyślał Lucian. Zupełnie nie było mu w smak wchodzić w paradę tym ludziom. Nie chodziło o strach, miał nawet chęć przelać krew. Kiedyś spotkał się z miejskim seryjnym morderca zabijającym w imię Khorna. Miał zamiar puścić go wolno, ale jedną z jego ofiar było dziecko, tego nie tolerował, poza tym fajnie było kogoś zamordować. Czuł wtedy podniecenie silniejsze od seksualnego orgazmu, spazmatyczny szczyt przyjemności. Czasem również czuł w sobie chęć przelania krwi niewinnych, doskonale wiedział o swoim bliskim związku z chaosem. Na razie zabijał tych złych. Tylko środowisko wolne od tego spaczenia sprawiło, że nie oddał swojej duszy mrocznym bogom. Coś go do tego ciągnęło. Na razie znajdował spokój w wierze w Morra. Jego przykazania kazały zająć się martwymi ciałami. Nic nie stało na przeszkodzie by pozwolić tym szlachetnym zbirom na wykonanie swojej pracy wszystko Wskazywało na egzekucję w kręgu przestępczym, a Eldricht przez chwilę pracował w tym interesie, więc wiedział co to znaczy honorowe zachowanie w świecie przestępczym. Gorzej było z jego tym honorem o którym wspominał krasnolud. Potem można pochować zwłoki. Wszystko zgodnie z przykazaniami. Uśmiechnął się w duchu ze swojego cynizmu i ciekawy reakcji krasnoluda spojrzał w dół. Obrócił się również patrząc na innych. Szczególnie na swojego pracodawce. W ostateczności by uniknąć, tak zwanego wstydu, szczególnie w oczach pracodawcy będzie musiał zmiażdżyć parę łbów. Nawet dobrze się składało. Potem zrobi swoją ulubioną zabawę z Gromcem. Mianowicie zacznie dobijać wrógów, powoli miażdżąc ich kończyny. Albo w celach estetycznym zamieni ich głowy w miazgę. Po czym ich pochowa, w końcu zmarłym należy się szacunek. Czuł miłe podniecenie.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 21-12-2011 o 14:07.
Pinn jest offline  
Stary 21-12-2011, 17:05   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nikt z bywalców nulneńskich czy altdorfskich salonów z pewnością nie od razu rozpoznałby młodego von Halbacha. Długie włosy, tak jak i poprzednio, spadały na czoło, ale cała reszta... Zniknął gdzieś skrojony według najnowszej mody stój, zdobiony koronkami, haftem i klejnotami. Modną pelerynkę zastąpiła solidna, podróżna peleryna, wyśmienicie chroniąca przed wszelkimi kaprysami pogody, zaś zamiast atłasowego kaftana pojawiła się skórzana kurta i kaftan kolczy.
No i ‘na salonach’ raczej nikt nie paradował z łukiem na plecach. Chyba że na balu maskowym.

W tej właśnie chwili Detlef, siedzący przy burcie łodzi, wpatrywał się ciemne wody Reiku, jednak jego głowy nie zajmował ani stan wody, ani też zainteresowanie tym, jak szybko płyną i kiedy dotrą na miejsce. Zastanawiał się nad pewną kobietą, i to bynajmniej nie dla jej urody..
Melissandra Stregazza potrzebna mu była do szczęścia jak dziura w moście, czy kamień w bucie, ale nic na to ‘szczęście’ nie mógł poradzić. Słyszał kiedyś od ojca o Alessandro d’Evarre w dodatku więcej dobrego, niż złego. Odmówienie pomocy jego siostrzenicy nie licowało z honorem von Halbachów.
Jednak nie mógł przed samym sobą ukryć, że najchętniej wysadziłby ją na brzeg. Lucian pewnie by się nie zawahał, a flisacy... za parę złotych monet z pewnością wnet zapomnieliby o całym incydencie. Wszak cały wodny ludek wiedział, że baba na pokładzie przynosi pecha.

Coś mu się w tej całej sprawie nie podobało. Oczywiście nie wątpił, że pismo jest prawdziwe. Te wszystkie zawijasy, dęte frazesy... typowe dla Tileańczyków. Tylko dlaczego raczyła zwlekać z pokazaniem tego listu tak długo? Na co czekała? I po co?
W ogóle zachowywała się co najmniej dziwnie. Tileańczycy zawsze uważani byli za kutych na cztery kopyta szczwanych lisów, zaś ojciec, gdy go parę razy wspomniał o signorze Alessandro, podkreślał jego zmyślność. Widać siostrzenica wyrodziła się. Najpierw udawała idiotkę, tak słodką, że aż mdliło, a potem nagle wyszła z roli. Brak doświadczenia, czy też po prostu uznała, że zabawa ją nudzi?
Kto ją tam wie - nie dość, że kobieta, to jeszcze do tego Tileanka, a niewiasty z tamtych stron, jak głosiły wieści, do wszystkiego były zdolne. A to muchomory w zupie grzybowej, a to sercobój w winie, a to skorpion w bucie. O szpilkach zatrutych jadem mantikory nawet wspominać nie warto.

Zamieszanie spowodowane niespodzianym zdarzeniem na brzegu rzeki oderwało myśli Detlefa od wad i zalet kobiet w ogóle, a Tileanek w szczególności.
Szare stroje napastników sugerowały jakąś zorganizowaną grupę, ale nikt z płynących wodą o kimś takim nie słyszał, nawet zagadnięci przez Detlefa flisacy, zachowanie zaś podpowiadało, że nie są to raczej przedstawiciele prawa...
- Do brzegu! - polecił Detlef, sięgając po łuk i wyciągając strzałę z kołczanu.
Potem strzelił do najbliższego z szarołpaszczowców. W końcu nie wypadało stać bezczynnie, podczas gdy tamci w niezbyt miły sposób traktowali jakiegoś szlachcica.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-12-2011, 17:47   #10
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Jego szef zdawał się nie potrzebować ochrony. Wystrzelił strzałę z gracją jakiej Lucian się po nim nie spodziewał. Sytuacja stała się dla niego jasna. W wyobraźni wywołał obraz czarnego kruka- symbol Morra, który zawsze imaginował w swoim umyśle przed bitwą. Wyjął Gromca. Ciężar był
dość spory, ale ochroniarz zdążył się do niego przyzwyczaić. Bijak o kształcie prostopadłościanu był wykonany z dobrej jakości hartowanej stali. Na jego środku ukazywał się pozłacany wgłębiony symbol gromu. Trzon wykonano z elastycznego acz trwałego drewna akacji.

-Szefie zajmę się nimi- powiedział spokojnym głosem.

Nadszedł czas by rozstrzygnąć sprawę. W końcu to byli ci źli a ich lubił zabijać. Nie było w tym nic złego. Co innego w zabijaniu niewinnych- pomyśle nasyłanym przez chaos. Ale kto wie, kto był winny w tej sytuacji. Może ci szarzy właśnie pokonali tych złych, a oni sami byli dobrzy. Byli przecież tylko członkami jakiejś organizacji. Sądził, że jego pan ma więcej rozsądku. Nie pozostawało mu jednak nic innego jak zaatakować.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 21-12-2011 o 17:55.
Pinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172