|
Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-04-2022, 03:34 | #91 |
Reputacja: 1 | 9. Sommerzeit, 2524 KI |
14-04-2022, 03:39 | #92 |
Reputacja: 1 |
|
16-04-2022, 15:56 | #93 |
Reputacja: 1 | Tupik z trudem przełamał chęć wybatożenia archiwisty , pulsująca żyła na skroni i zaciśnięte pięści były w zasadzie jedyną zewnętrzną oznaką gniewu. Kopalnia informacji była w nieładzie, niszczała wręcz na jego oczach zjadana przez robactwo i pleśń a archiwista najwyraźniej miał to w głębokim poważaniu. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie Theo które jasno wyrażało że jeszcze się zajmie człeczkiem od ksiąg – w tej chwili jednak miał zbyt mało czasu na to by się z nim użerać, wywalać ze stanowiska, batożyć czy cokolwiek. Czas do wyjazdu płynął nieubłaganie i zwyczajnie nie zamierzał go teraz marnować na rzeczy które nie mogły mu bezpośrednio pomóc. Mapa oraz dziennik Adelajdy okazały być się całkiem przydatne – na mapę zawsze można było nanieść aktualne poprawki , generalnie jednak ułatwiała orientacje w terenie ( a nigdy nie wiadomo czy zawsze będzie przy niziołku jakiś przewodnik – zwiadowca ) , dziennik opisywał zaś ciekawe dzieje – na które można by się w przyszłości powołać czy to dla złagodzenia czy też zaognienia sytuacji. Tym właśnie była wiedza w odpowiednich rękach. Łasiczce podziękował za poczęstunek i list przyjął, niemniej był niemal pewnym, że zawiera on dość kłopotliwe wieści czy rozkazy. Musiał poważnie zastanowić się czy powinien je przekazać czy tez wykpić się po powrocie iż nie znalazł właściwej osoby… Z drugiej strony Łasiczka była pomocna w drodze z oblężonego miasta, miał wobec niej swego rodzaju … chmmm może nie dług wdzięczności , co świadomość relacji a tych nigdy nie ignorował. Na odchodnym rzucił chłodno archiwiście , budząc go z drzemki walnięciem piąstki w stół – Jeśli do naszego powrotu archiwum nie zostanie uporządkowane tematycznie i alfabetycznie to obiecuje ci że kolejną posadą będzie czyszczenie stajni, albo co gorszego. Radzę ci też zaprząc do pomocy jaką służkę z zamku by pomogła w oczyszczeniu tych ksiąg z pleśni. Na moje oko to już teraz jesteś winny zdrady rodu von Teoffen przez świadome i celowe zniszczenie bezcennych zasobów. Groźba jaką rzucił podparta właściwą tonacją i wymownym spojrzeniem przez lata ćwiczonym na całej maści bandziorów – musiała dać do myślenia. Było to mordercze spojrzenie , ćwiczone wśród bezwzględnych oprychów których spojrzenia Tupik także musiał przetrzymać i odwzajemnić. Nie słuchając nawet prób wyjaśnień, pogróżek czy kpin wyszedł trzaskając drzwiami. Późniejsze wyrzuty sumienia spowodowane rozważaniem czy aby nie za ostro potraktował archiwistę szybko zostały zagłuszone przez jedną z bułeczek Łasiczki. Tupik w czystej postaci. *** Tępo podróży było nieco zbyt duże jak na wyobrażenia halflinga. Ten lubił rozkoszować się podróżą sama w sobie, licznymi przystankami , między posiłkami, oglądaniem przyrody – zwłaszcza wszelkiej masy jam i grot jeśli jakieś po drodze się nadarzały. Często sama podróż była już swoistym celem dla Tupika, zaś takie gnanie na złamanie karku byle tylko jak najszybciej dotrzeć na miejsce zwyczajnie go męczyło. Zwłaszcza że brakowało w tym czasu na przekąski , a jedzenie podczas jazdy było niezdrowe. Zwłaszcza gdy trzeba było używać obu rak do posmarowania bułeczki , czy przekrojenia pomidorka… Puszczanie lejców nawet u sprawnego jeźdźca mogło być niezdrowe , zwłaszcza gdy na drodze następowały niespodzianki jak choćby węże wychodzące z zarośli i straszące konie… Tupik w miarę szybko więc wycwanił się i przesiadł na wóz , gdzie już mógł w spokoju zajmować się podtrzymywaniem swojej egzystencji poprzez dokarmianie oraz ubogacanie ducha poprzez lekturę. W duchu wyobrażał sobie nawiedzającą Adelajdę martwą Marysienkę niczym duch czy wąpierz jakiś. Ciekaw był czy li tylko faktycznie zapadła na zdrowiu psychicznym czy może jednak coś było na rzeczy. Tupik już tyle w swoim życiu widział, że niczego z góry wykluczać nie zamierzał. Starał się jednak zapamiętać wszelkie fakty daty i imiona, tak by w razie potrzeby móc nimi sypać jak z rękawa nie posiłkując się dziennikiem. Doskonale pamiętał poradę Łasiczki o niebezpieczeństwach związanych z przyjęciami u Tielańczyków - z nimi nie miał do tej pory specjalnie do czynienia , więc wierzył akrobatce na słowo . W sumie najbezpieczniej byłoby nic nie mówić, ale nie zawsze się dawało … zwłaszcza w jego przypadku. Względna sielankę w końcu przerwał napad. Detlef nader sprawnie podjął dowodzenie, choć Tupik nieco wątpił w słuszność jego decyzji. Okrążanie wroga było dobrym posunięciem – pod warunkiem, że pewnym było że ruch zmierza do okrążenia a nie do wejścia w pułapkę. Poznali jedna źródło wroga i broń jakiej użył, ale nie mogli przecież wiedzieć czy nie ma go w innych miejscach i czy okrążając sami nie dadzą się okrążyć. Tupik nie zamierzał jednak kwestionować decyzji Detlefa tak czy inaczej jakaś decyzja była lepsza od żadnej i jedyne co pozostało to się jej podporządkować. Ustawił się wśród skrzyń i beczek na wozie dające mu całkiem niezła osłonę uszykował tarcze do jeszcze lepszego zasłaniania się przed strzałami oraz procę by móc odpowiadać ogniem i wspierać walczących. Zaparł się nogami o skrzynie tak że nawet w czasie ostrych manewrów wozu nagłych przyśpieszeń czy zakrętów nie wylecieć z wozu. Nie będąc na koniu i tak nie miał możliwości szarży a że procarz był z niego całkiem dobry to postanowił skupić się na ataku z dystansu , ponaglił jedynie woźnicę by ten czasem nie odjechał w inną stronę – Pędem, jak rozkazał Panicz Detlef , za Panicza ! Za Teoffen ! |
16-04-2022, 16:18 | #94 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Krok za krokiem, Waldemar podążał korytarzem, nie oglądając się za siebie. Dźwięk obuwia Henrietty na kamiennej posadzce dawno przestał drażnić jego uszy, gdy z młodego Malcolma wyszła szuja. - Dorwijcie go. Zawiadomię kogo trzeba - rzucił do ruszających do biegu kompanów stary cyrulik. Jego akompaniament, choć w gonitwie jawił się zbytkiem, mógł być przydatny gdzieś indziej. Odnotował w myślach, by przygotować Hansowi coś na chrypkę, spiesząc do kuchni. Ta była jednak pusta. Starca to zaskoczyło. Z drugiej strony, nadchodziła pora obiadu. Kuchenną spotkał wychodząc, wracającą z sali jadalnej. - Już nakrywacie? - zdziwił się Waldemar serdecznie. Dziewczyna przytaknęła. Czy dotarły do niej plotki o niedawnej awanturze? Cyrulikowi zajęło kilka zdań, nim zaczęła się rozmowa. Nie dał po sobie poznać, że się spieszy. Był miły i cierpliwy nawet, gdy przechodził do sedna. - Malwina jest z wami? Przyjdzie zaraz? - Już idzie, niosła widelczyki. Czarnowłosa faktycznie zbliżała się, dygnęła na powitanie. Waldemar się odkłonił, choć nieco krzywo. - Bibliotekarz prosił mnie o przekazanie, że ma jeszcze naczynia do zabrania - oznajmił wywołując u dziewcząt wymianę uciesznych spojrzeń. Koleżanka Malwiny jednak nieco pobladła. - Brakujące nakrycie do zastawy wyniósł. Dlatego mi brakuje. Idź do niego od razu - poleciła. - Też tam zmierzam, może pójdziemy razem? - zapytał mężczyzna i nie czekajac na odpowiedź ruszył do biblioteki. Malwina szła krok za nim, po chwili się zrównując. - A wie panna, młody Malcolm miał ostatnio coś na sumieniu - wyrzucił z siebie Waldemar po kilku chwilach rozmowy o pogodzie. Dziewczyna wydała się przestraszona. Mężczyzna złapał ją za przedramię. - Ano, straże już się nim zajęły. Podobno miał w Wusterburgu rodzinę, co też niedobrze dlań wróży. Młódka spinała się niczym jelenie ścięgna przy skoku przez przeszkodę. - A najgorsze, że ostatnio zaniedbując swoje obowiązki w komnatach, podobno do hrabiego Viero zachodził - ciągnął Waldemar, ale tego było dla dziewczyny dosyć. - Wszystkim nam kazał przyboczny pana de Bohre się zjawiać, nagabywał na te wizyty. Ich wojsko pono lada dzień pod miasto podejdzie, a pan hrabia czegoś na zamku szu-u-ka - zająknęła się. Cyrulikowi trzeba było przyznać, że w rozmowie był delikatny jak spowiednik. Nie dowiedział się, cóż takiego zamiarował Malcolm. Paź po odwiedzinach u przybocznego Bractwa nie był skory do rozmów w gronie służby. Malwina została przymuszona, by nadchodzącego wieczora zapewnić Bractwu dostęp do biblioteki. "Skoro nie chodziło o czytanie, które byłoby osiągalne dla gości bez tego całego cyrku, to zapewne o wypożyczenie na stałe, na które Serrig nie chciało sie godzić", koncepował Waldemar. Zapukali do komnaty Atticusa. Na cyrulika wylało się, kolejne tego dnia, wiadro pomyj, które na bieżąco zmywał z siebie grzecznością i przyjazną, spolegliwą retoryką. - Atticusie, byłeś zajęty, nie godziło mi się przerywać... - Nie, to nie tak, ale może pozwól i wysłuchaj... - Zgadzam się w pełnej rozciągłości... Tym podobne hasła towarzyszyły umieszczaniu tomów i tomików na odpowiednich miejscach. Na szczęście nie było ich dużo. Obecność Malwiny, którą przed rychłym ulotnieniem się z talerzami Waldemar powstrzymał groźnym wzrokiem, zdawała się wpływać na bibliotekarza łagodząco. Krzyki przeszły w chichoty, czytelnia była w ładzie a dziennik Magnusa Reutera zwrócony. - Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli spotkać się jeszcze raz Atticusie. Może po obiedzie, sprowadź tylko Kanuta. Ja też przyprowadzę kompana. Wedle moich wiadomości mus nam lepiej zabezpieczyć zamkowe zbiory. Teraz wybacz, ale pan Corrado czeka. Cyrulik ciągnął za rękę kuchenną poszukując doradcy. Teraz już widocznie nie oszczędzał nóg w obawie, by nie było za późno. Gdyby Malcolm uciekł, mogłoby to sprowokować Bractwo do gwałtownego działania. |
17-04-2022, 22:19 | #95 |
Reputacja: 1 | Koronkowe plecenia De Groata zadziałały jak trzeba. To, co uszyto - było nie było, nie coś, w czym Krzyżacy chcieliby paradować z własnego wyboru - zaczęło jawić się całkiem naturalnym, wygodnym i rozsądnym na tę okazję. Właściwie obeszło się nawet bez kłamstwa. Krzywić się na taki obraz sprawy, gdzie wszyscy chcieli dobrze i niedobrze w ogóle byłoby chcieć inaczej, samo byłoby jakoś krzywe. Rust wiedział jednak, że to gra na krótką metę. Rycerze przyjechali sprawdzić Henriettę, poszarpać trochę jej struny, przemeblować nieco porządek na dworze, zostawić lekko odmienionym, dać Serrig odczuć swoją obecność. Rozmiękczyć i podgotować na później. Waldemar też musiał to wiedzieć, ale zagrał ostro. Nie patyczkował się, walnął ich afrontem na odlew. Wymusił reakcję. Widać chciał odrzeć z ról, które grali. Przeszarżował? Rust zdziwił się, że to ten sepleniący, którego wcześniej brał za gorącą głowę w braterskim duecie, wykazał się opanowaniem. Dał się nawet zbić do defensywy, koncyliacyjnie przyznał, że kiedyś to było (chociaż teraz to nie jest) i swoimi słowami potwierdził na dworze, że Bractwo ma swoje za uszami. Nie było co wierzyć, że teraz całość da się radę zamieść pod dywan nieporozumienia. Nawet jeśli miało to jednak nasrożyć rycerzy i popchnąć ich mocniej na zderzenie, gdy wyjadą już z zamku i zaczną swoje knucie, Serrig dostało wygodny oręż. Wszyscy słyszeli, że bracia przyznali, kim byli przed wiekami. W to można było teraz bić jak w bębenek. A jakby było trzeba uchylić serc, spojrzeć szerzej, mówić o tym, co dziś, a nie kiedyś, co można było powiedzieć? Że kim są? Agresywnymi przybłędami z dzikich krain, którzy teraz w imię obcej Imperium wiary gotowi byli wymachiwać bronią na dworze, gdzie ich goszczono? Oj, trzeba było liczyć, że każdy wyjdzie z audiencji odmieniony i niepomny nieporozumień. Rust liczył, że zmiękczył chociaż przełożonych. Że Henrietta i Corrado puszczą mu płazem zatajenie historii z rycerzami. Gdyby wiedział, że trafią na zamek tak szybko (i to na zamek w Serrig, a nie do Teoffen? Prędko się w tym połapali!) i do tego, że to takie szyszki (hrabia to już nie w kij dmuchał), pewnie nie opuściłby tematu. Zostało się pokajać, więc pokajał się należycie i zapewnił, że na przyszłość będzie już encyklopedycznie dokładny. * * * Przyszłość zakradła się do sypialnej komnaty sama, gmerać w podróżnych klamotach i węszyć. Postanowiła się ujawnić w osobie Malcolma, który szpiegowaniem potwierdził, że gra wchodzi w kolejną fazę. Rust zmierzył młokosa wzrokiem, zezując na szybko po pokoju. Gówniarz grzebał w jego gratach, ale niewiele mógł dostać. Ot, co najwyżej zgarnął trochę monet. Najważniejszy atut, po który jeszcze nie odważył się sięgnąć, nawet pod rycerskimi groźbami, De Groat miał zaszyty w ubraniu. - Słuchaj Malcolm… Chuja tam, posłuchał. Nic nie posłuchał, tylko wyrwał jak z procy, dudniąc po zamkowych korytarzach. Zasuwał żwawo i jako lokals miał rozeznanie, gdzie zwalniać, gdzie przyspieszać, gdzie skręcać. Rust już parokrotnie rozrysowywał sobie w głowie układ komnat, ale młody po Serrig kursował pewnie od dłuższego czasu. A jeśli wyskok z grzebaniem po ich fantach to nie był pierwszy taki numer, to Malcolm miał pewnie plany na ewentualność klapy. Ha! Widać było, że tak, bo po tym jak runął do kuchni i narobił rabanu tłukąc naczynia, zaraz wskoczył do zmywalni, ale tylko po to, by zmylić pogoń. Hans i Greger wparowali między statki zaraz za nim, ale cwaniak rozlał balię z mydlinami i zaraz był z powrotem w kuchennej, rwąc naprzód. Któryś potrącony kuchta nawet spróbował go złapać, ale gnój się wyślizgnął, wyleciał na zewnątrz zmiatając kogoś drzwiami. - Szpieg! Szpieg Teoffen! – Rust wypadł na ogródek za zbiegiem. – Łapać szpiega! Stolarze heblujący deski na dziedzińcu zrobili wielkie oczy, służka motająca się z żurawiem przy studni spuściła wiadro z pluskiem, ale strażnik, który kopcił fajeczkę pod bluszczem na wezwanie pozostał niewzruszony. - Dawajcie go z lewej! – warknął do kompanów Rust. Wszyscy mieli bliżej do schodów na półpiętro i Malcolm zdążył już zadudnić na stopniach, ale sam De Groat walił na prawo, na schody od drugiej strony. Obie drogi prowadziły na galeryjkę, ale Rust szacował, że zdąży wpakować się przed pierwsze drzwi na piętrze przed Malcolmem. Miał taką nadzieję – liczył, że wtedy draby odetną mu drogę i będzie okazja porozmawiać. O ile Malcolm nie doleci do sali przed nim, ani nie wykaże się cyrkowym pochodzeniem, odstawiając małpkę na kolumnach krużganka. Rzuty: 13, 100, 25, 54, 39. |
18-04-2022, 22:38 | #96 | |
Reputacja: 1 | Kolaboracja i Manipulacja Słowa, które z uwagą łowił w sali audiencyjnej, a które były szyfrem do komnaty tajemnic, ostatecznej nagrody, gasły w głowie Leonidasa w obliczu sylwetki Lady. Sylwetki podziwianej dla odmiany od tyłu, krok uważnej pumy, czujność kruka. Fakt, że tak długo pozwalała sobie na trzymanie najmity za plecami dowodził na równi jej odwagi, jak i zaufania jakim zdawała się go obdarzyć. | |
19-04-2022, 08:49 | #97 |
Reputacja: 1 | - Pajdzion - warknął do ludzi Paczenko i skierował się od południowej strony. Ruszył starając się by zawsze między oddziałem, a obszarpańcami była jakaś przeszkoda. Była taka niepisana zasada, jeśli chciałeś strzelać, to zawsze była chałupa przed tobą, jeśli chciałeś się schować, chałupa stała z boku. Może warto by oszukać los i udawać, że chce strzelać z kuszy i dzięki temu przekraść się do wrogów? |
19-04-2022, 11:18 | #98 |
Reputacja: 1 | Audiencja nie zrobiła na Gregerze wrażenia, bo i nie bardzo chciało mu się wchodzić, kto kogo czym i za co? Między bogiem a prawdą zawsze w takich sytuacjach polegał na gadce Rusta i tym razem również się nie zawiódł. Cała ta dyskusja znudziła go na tyle, że zdążył kilkukrotnie ziewnąć. Starał się to robić skrycie, ale jednak nie poświęcił się temu, bo złowił wściekłe spojrzenie tego łysego. Zresztą może nie był to efekt jego ziewania, bo łysy zakonnik pałał wściekłością od samego początku a już jak odezwał się cyrulik, to niemal wykipiał. „Gorączka” pomyślał Greger konstatując, że Gustaw de Borch nie miałby szans na długie i pogodne życie na ulicach Nuln. Tam okazywanie uczuć zwykle źle się kończyło. Bedhof wiedział z doświadczenia, że nie ma sensu pokazywać po sobie jak słowa innych ludzi podnoszą mu ciśnienie. Chętnie by zamienił z Gustawem kilka słów, ale wiedział że prawdopodobnie skończyło by się to nożem sterczącym tamtemu z trzewi a wylewające się wątpia nie są najlepszym z argumentów w układnej dyspucie. Choć z całą pewnością doniosłym. Na szczęście sprawa powoli zaczynała się rozmywać a nastroje opadły. Greger wrócił więc do swoich kontemplacji, słuchając „mądrych głów” niejako mimochodem. Aż w końcu ta paplanina skończyła się jasno wydanymi poleceniami, co ostatecznie położyło kres wszechobecnej nudzie, którą jednak niektórzy emocjonowali się ponad miarę. Greger postanowił wypytać o to wszystko Rusta, ale dopiero gdy nadąży się po temu okazja. Nie chcia by inni brali go za ignoranta a na przyjacielu..., tak chyba uznawał Rusta za kogoś, komu najbliżej było do tego słowa, ...mógł polegać. Na jego wyrozumiałości i dyskrecji. Taaak, podpytanie Rusta było wyśmienitym pomysłem! Zawsze lepiej wiedzieć dokładnie kogo prać a tu, na dworze w Serrig, wszystko było pogmatwane i nieco niezrozumiałe dla Gregera. Bedhof zwykł takie sytuacje w Nuln rozwiązywać ciosem tasaka ale tu mogło by się to nie obejść bez echa. Zresztą na cios tasakiem zawsze przyjdzie odpowiednia pora. Co do tego Greger nie miał wątpliwości. I wiedział również, że gdy przyjdzie co do czego, to on będzie musiał zagrać ostatni akord w uwerturze. Tak zwykle bywało a nic nie wskazywało na to, by tu, na południu sprawy miały wyglądać inaczej. Opuścili komnatę po otrzymaniu stosownych instrukcji, które w sumie sprowadzały się do tego, że mają siedzieć na dupie i czekać. Bedhof nie miał nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Wszak dawali im jeść i pić do woli, dawali wygodne wyrko o którym w slumsach Nuln, na robocie, mógł tylko pomarzyć. Nawet dziewki były takie jak lubił, jędrne, o ładnych łydkach i gładkim licu. Nie tek piękne i harde jak Greta, ale jednak do rzeczy. Wczoraj co prawa nie w smak mu były zabawy, ale dziś, skoro nie mieli nic do roboty.. -Masz gadane Rust! Niech mnie przerżnie stado dzikich świń, masz chłopie gadane! - powiedział z uznaniem do druha przytrzymując go nieco, gdy szli korytarzem. Tak, by nie musieli nadużywać zrozumienia dla dyskrecji postronnych słuchaczy. -Co jest? - spytał DeGroat pojmując w lot, że Bedhof nie ma zamiaru składać mu publicznie gratulacji bez powodu. Greger ściszył nieco głos i mruknął doń. - Wytłumaczysz mi co jest? Bo kurwa za chuja nie rozumiem o co w tym chodzi i na chuj tu jesteśmy? Nie, żebym narzekał, ale wiesz, lepiej wiedzieć komu przypierdolić teraz a komu później. - To chyba było najlepsze przedstawienie problemu, który trapił nieco Gregera. I może doczekałby się odpowiedzi, gdyby nie zamieszanie przy ich komnatach. . Wszystko przerwał widok Malcolma, giermka czy tam innego totumfackiego któregoś z urodzonych panów. Greger nie wyznawał się na tych ichnich powiązaniach i zależnościach. Wyznawał się jednak doskonale na prawie własności i prywatności. Sam przecież przeżył całe niemal życie od smarka poczynając aż do chwili obecnej łamiąc i gwałcąc te prawa. Z tego też względu był na ich punkcie nieco uczulony. Zwłaszcza, gdy ktoś gwałcił jego prawa! -Cho no tu! - krzyknął Hans do młodzika, który całym sobą zdawał się potwierdzać, że jego intencje i działania były, delikatnie mówiąc, naganne. Zresztą najlepszym na to dowodem była jego błyskawiczna reakcja. Reakcja do której Greger już zdążył się przygotować. Doświadczenie nabyte w ulicznych rozróbach nauczyło go poznawać ten rys, grymas czy może zmarszczkę, która zwykle poprzedzała czyjąś reakcję i Greger już w biegu zrzucał swój ciężki płaszcz, gdy gnój ruszył do ucieczki. -Stój kurwi synu! - ryknął dodając swój głos do wrzasku kompanów, ale na tamtego podziałało to odwrotnie do oczekiwań wszystkich krzykaczy. Standard. Rzucił się do panicznej ucieczki. Drzwi z kuchni huknęły o ścianę gdy ten wparował do królestwa kuchcików a Greger poprawił im drugi raz, słysząc za sobą trzask pękającego drewna. Odepchnął zaaferowaną służącą, która zdziwiona nagłością wtargnięcia weszła mu w drogę. Hans deptał mu po piętach, ale było gorzej, bo Malcolm wiał zyskując nad nimi przewagę. Roztrącając szafki z zastawami, wywalając garnki i kubki na ziemię, potrącając krzątających się służących. W górę pofrunęła patera z owocami, biała chmura mąki niczym mgła przesłoniła widok, ale Greger nie zważając na nic pędził dalej. Razem z Hansem wypadli przez kolejne drzwi pędząc tropem skurwiela. Greger w biegu potrącił jakiegoś służącego, który kręcił się w kółko zdumiony tym co się dzieje a z wywróconego skopka u jego stóp na podłogę wylało się mleko które wnet rozpaćkały buciory Bedhofa. Biegł dalej, choć nie uszedł jego uwadze nagły skowyt Hansa, który chyba pośliznął się na białej kałuży i runął na ziemię. „Pewnie skręcił nogę” pomyślał Greger, ale nie tracił na sprawdzanie ani chwili. Wiedział, że teraz najważniejszy jest Malcolm. Wypadł przez kolejne drzwi na ogród wciśnięty pomiędzy bryłą zamku a murem i ujrzał uciekiniera już na schodach na krużganki. - Szpieg! Szpieg Teoffen! Łapać szpiega!– Rust krzyknął wypadając na ogródek za Gregerem i Hansem, który zebrał się co prawda, ale wyraźnie utykał i miotał gromkie klątwy. – Ty chuju! Ze skóry cię obedrę! Stolarze heblujący deski na dziedzińcu zrobili wielkie oczy, służka motająca się z żurawiem przy studni spuściła wiadro z pluskiem, świnie babrające się zagrodzie babrały się dalej. -Dawajcie go z lewej! - krzyknął Rust. Greger zarejestrował jego krzyk, ale już przecież gnał na schody. Wiedział, że Rust ruszy w kierunku drugich. Znali się jak łyse szkapy. Malcolm sadził po schodach jak kozica, już był w połowie, już przy wejściu na krużganek. Już... To co Malcolm planował dalej stało się nieaktualne, gdy wpadł na zwabionego krzykami strażnika, który porzucił swą nudną służbę przy murze i wyszedł na krużganek, by zaspokoić ciekawość. Runęli obaj. Malcolm zerwał się pierwszy, ale Greger już niemal deptał mu po piętach. Młodzik wyrwał długimi susami, ale Greger był coraz bliżej a z drugiej strony po schodach na galerię pędził Rust. Malcolm zawahał się. To był tylko moment, ale Greger wiedział, że go dopadnie. Skoczył. Uciekinier chciał pomknąć dalej, ale potężne łapy Bedhofa zamknęły go w mocarnym uścisku i obaj zwalili się na barierkę, która zatrzeszczała złowróżbnie. -Mam cię kurwi synu! - Ryknął Bedhof i przywalił giermkowi z byka, by nieco uspokoić wijącą się glizdę. Zmiażdżył go w ramionach wyduszając dech z piersi. Naparł jeszcze mocniej na barierkę i dopiero gdy usłyszał trzask pękającego drewna zrozumiał, że przesadził. A potem ziemia pomknęła im na spotkanie... 5k100: 02, 67, 86, 51, 12 |
19-04-2022, 20:29 | #99 |
Reputacja: 1 |
|
20-04-2022, 19:08 | #100 |
Reputacja: 1 |
|