Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-05-2014, 20:27   #91
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Ed wiedział, że nie ma czasu na odpoczynek. Ci zarażeni chyba nie byli zbyt szybcy ani ciałem ani umysłem ale przeważali go liczbnie i miał wrażenie, że są wszędzie. A w tych korytarzach, klatkach, windach wystarczyło, że zebrałoby się kilku by go zablokować albo odciąć drogę. Musiał więc postawić na szybkość i skrytość. Obecnie jak własciwie wpadł im jak na patelni gramoląc się z tej windy o skrytości można było zapomnieć. Pozostawała więc szybkość.

Miał co prawda ten toporek. Ale nadal jakoś nie mógł się przemóc by nim machać. A więc ucieczka. Ruszył pędem wymijając jedną i dugą i następną parę wyciągniętcych łap. I już był za nimi! Ale słyszał jak podąrzali za nim. Podobieństwo z filmowymi zombiakami było wręcz porażające! Aż zmuszał się by tak o nich nie myśleć. Na pewno jakoś można to wytłumaczyć... Może nawet wyleczyć? No ale sam nie mógł nic zrobić w tym kierunku.

Dobiegł do kolejnych schodów. Były jeszcze windy ale po ostatnich przygodach nie chciał ryzykować kolejnych ani z próbami ich uruchomienia any wycieczkami w szybie. A więc schody. Wbiegł i zatrzymał się jak wryty w połowie schodów. Przed nim stał jakiś spaślak. I to jaki! W normalnych okolicznościach na pewno by się obaj spokojnie minęli i poszli w swoją stronę. Schody nie były aż tak wąskie. No ale... Jak on tam stał na górze na samym środku to po bokach zostawało cholernie mało miejsca by się przecisnąć. Może i był powolny a Ed szybszy nawet od przecietniaka ale wcale nie był pewny czy uda mu się go wyrolować i minąć bez szwanku.

I jeszcze te macki. ~ Kurwa, co on mają z tymi mackami?! Chyba każdy zarażony je ma! ~ te jednak były wyjątkowo okazałe rozmiarami jakby dopasowały się do właściciela. Zarażali się przez te macki czy one "robily się" później? Przez te cholerne macki i to nie jakieś bezwładne co to można by je wziąć za bezwładny sznurek czy makaron nawet skoro z ust, ale takie cholernie żywe i wijące się i prawie był pewny, że próbujące go pochwycić, zupełnie jakby były oryginalną częścią ciała jak ręka czy noga! To było własnie najstraszniejsze bo takie obce i nienaturalne. Nie miał pojecia co to do cholery było i dlatego chciał się trzymać od nich z dala tak daleko jak to było możliwe!

A teraz zapowiadało się to trudno. Spaślak blokował mu drogę na górę. Stracił cenne sekundy zaskoczony jego pojawieniem się no i oceną sytuacji. Stwierdził, że jednak spróbuje poszukać innej drogi bo minięcie grubasa stało na krawędzi ryzyka jakie był gotów podjąć. Odwrócił się iii... I stwierdził, że trzech następnych zarażonych, chyba ci których minął przed chwilą właśnie wlazło na schody. Odcieli go!

- O kurwa... - jęknął czując jak strach łapie go za serce, gardło i wtapia nogi w podłogę. Ten wielki zacząl ku niemu schodzić. Ci trzej na dole wchodzić. Zostało mu parę sekund zanim go dopadną! - Nie, to nie może się tak skończyć ja nie chcę być taki jak oni! - jęknął rozpaczliwie rozglądając się i szukając drogi ucieczki. No nic! Same kurwa schody! A może jednak walka? Połozył dłoń na umocowanym toporze. I kurwa ściana! Nie zamierzał czekać na to co zrobią. Jeśli nie miał wyjścia będzie walczył. I jebane barierki! Barierki!!!

Nie analizował szans powodzenia ani ryzyka. Ruszył natychmiast zanim pomysł na dobre rozkwitł w jego głowie. Był już przy poręczy i złapał ją. Trzy kroki od zarażonych. Wskoczył na nią i złapał schody nad poziom wyżej. Dwa kroki... Wybił się podskokiem od poręczy i jednocześnie podciągnął. Krok! Od razu podkulił nogi pod siebie by go nie sięgnęli. Udało się! ~ Teraz się tylko nie zjebać! ~ złapał się za jeden ze słupków i wciągnął nogi. Czuł, że trochę pobcierał sobie golenie i kolana ale co tam! Najwyżej będzie miał siniaki. I już był piętro wyżej. Spojrzał w dół na stojących poniżej zarażonych. Gapili się na niego i w miejsce gdzie stał przed momentem. Ale nie czekał, bał się że mogą go jednak jakoś sięgnąć więc od razu zaczął wędrowkę powyżej.

- Ja pierdolę to nie na moje nerwy... - szepnął do siebie cicho. Teraz nerwowo się rzoglądał to w przód czy nie ma nowych zombiaków i w tył czy ten spaślak z kolegami go nie goni. Na razie miał spokój. Czuł, że ubranie lepi się do niego a żołądek odreagowuje nerwy chcarakterystycznym bólem. Chyba do tego mostka to mu się będzie trochę szło...

Zatrzymał się zaskoczony bo drogę na kolejny poziom blokowała mu barykada. Z drutu kolczastego. ~ Skąd oni wzięli na transatlantyku drut kolczasty?! ~ tak był tym zaskoczony, że aż się zatrzymał patrząc na kolczastą zawalidrogę. To raczej nie było standardowe wyposażenie statków. Może gdzieś w ładowniach, może ktoś zamawiał albo... A do dupy z tym! Machnął na to ręką. Rozważanie skąd się wziął ten drut miało pewnie tyle sensu co dumanie nad tymi mackami wyłążącymi z ludzi. Teraz ten drut tu był a, że wrócić raczej nie mógł to musiał g jakoś pokonać.

Co wieęcej innych ten drut powstrzmał na dobre. Widział ciała leżące na nim i pod nim. Jakby chciał go jakoś pokonać to musiałby je minąć. No i jakoś przeciskanie się przez sam drut nie zapowiadało się prosto. Miał co prawda siekierę no ale... ~ Trzeba coś wymyślić. ~ rozejrzał się. No ale zwalidroga była całkiem nieźle zmajstrowana i pokrywała całą szerokość schodów. I nagle uśmiechnął się. Tego właśnie szukał! Cała szerokość schodów ale nie sięgała poza nie!

Znów przeszedł na zewnętrzną stronę barierki. Choć tym razem ostrożniej niż poniżej. Odruchowo rzucił okiem na teren poniżej. Na lęk wysokości raczej nie cierpiał ale trochę był ciekaw tego co się wokół niego dzieje. Poza tym w obecnej sytuacji nie rozglądanie się nie wydawało się zbyt rozsądną taktyką.

Posuwał się ostrożnie wzdłuż poręczy. Zbliżył się do martwych ciał i ich fragmentów. Czuł ich smród rozkładających sie zwłok, śmierci i krwi. Starał się ocenić od jak dawna tu leżą czy parę godzin czy dni bo chyba nie dłużej do cholery. No i czy to byli ci zarażeni czy jacyś normalni turyści tacy jak on. Podejrzewał, że zabili ich obrońcy barykady. To dawało nadzieję na kontakt z jakimis normalsami. Ale ta teoria się sypała jesliby się okazało, że ci zabici to jednak byli tacy jak on. Wówczas wkraczałby na teren... No cóż, na teren gdzie nadal musiałby baczyć na gospodarzy choć teraz innych niż ci na dole. No ale jak miał się poznać kim byli za życia ci zabici tutaj? Chyba tylko po mackach jesliby zostały jakieś. Sam nie był pewny co chciałby zobaczyć bardziej.

Ostatecznie jednak minął barykadę. Wróćił na poprawną stronę schodów i był teraz w galeryjce. Pomiędzy windami, klatką schodową za sobą i galeryjkami sklepów wokół tego wszystkiego. ~ Orzeł wylądował! Przyczółek zdobyty! ~ uśmiechnął sie znów sam do siebie. Teraz dopiero miał chwilę na złapanie oddechu i zastanowienie się nad tym wszystkim. Uznał, że poszło mu całkiem przyzwoicie. Jeśli dobrze liczył to mostek był nad nim. Jakieś dwa albo trzy pokłady nad nim. Od środka nie był do końća pewny ale wiedział, że rozpozna pokład z mostkiem. W porównaniu do tego jak zaczynał pokonał całą długość statku w poziomie i z połowę w pionie do założonego celu.

Usmiech zamarł mu na wargach gdy tak się rozejrzał i gdy zdołał do niego dotrzeć zapach. Śmierdziało spalenizną. Chyba od tej bariery albo coś blisko niej. Zupełnie jakby ktoś podpalił jakieś zwierzę. Czasem się zdarzało to kojarzył podobny zapach z pracy. Nic przyjemnego. No ale tutaj... Coś mu mówiło, że to nie zwierzę ktoś przyfajczył...

Rozejrzał się. Wszystkie sklepy jak je ogarniał wzrokiem ze swojej prowizorycznej kryjówki były zdmolowane i rozszabrowane. Kolejna rzecz która mówiła mu, że chyba spał dłużej niż trzy godziny. Tylko jak? Całość sprawiała wrażenia strefy wojny. Tak mu sie kojarzyło z tym co widział w wiadomościach jak pokazywali jakiś reportaż z wojny albo jakiś zamieszek czy rozruchów. Własnie tak to wyglądało. No i ta barykada z drutu. Takie coś się stawia by się obronić przed czymś. Ale powinna mieć strażników, jednego chciaż. Choćby po to by podniósł alarm w razie kłopotów. Przynajmniej Ed tak by zrobił w tej sytuacji. Przełknął nerwowo ślinę. Chyba wkroczył w strefę wojny i wcale nie był pewny nastawienia tubylców do niego. Pewnie chcieliby sprawdzić kim jest, tak samo jak on ich. Ale co dalej?

Nagle jakby w odpowiedzi na te pytania usłyszał krzyk i zaraz następny. Potem jeszcze kilka jakby w odpowiedzi i na końcu kobiecy śmiech. Ale jakiś taki nienaturalny wręcz histeryczny, jakby z nerwów albo strachu się zacięła i nie mogła przestać się śmiać. Jakos nabrał dziwnego przekonania, że najpierw wolałby się dowiedzieć czegoś o tubylcach zanim z nimi spróbuje się skontaktować. ~ A jak im kurwa wszystkim odbiło ze strachu? ~ w sumie z tymi zombiakami dookoła wcale nie było się co dziwić. No ile tak można wytrzymać?

Ruszył w kierunku zdewastowanych sklepów. Wydawały się puste a głosy nie dochodziły z tej strony. Postanowił się tam schować i może poszperać za czymś pożytecznym. Wystarczyłaby mu zwykła kuchnia czy bar i mógłby skombinować to i owo. Na tych zomb... zarażonych... No alebo nie tylko na nich. Ponadto jesli grupka oncych tu szła to chyba mogli sprawdzić barykadę a tam by go znaleźli raz dwa. W zakamarkach sklepów miał chyba większe szanse. Ponadto jesli miał tu spędzić tylko 24 h to przydałoby się znaleźć coś do jedzenia. Miał jednak żywą nadzieję, że dotrze do mostka prędzej i pomoc przybędzie prędzej.

Nagle gdy tak miał trochę rozdwojoną uwagę pomiędzy szperaniem w galeryjkach a patrzeniem za czymś przydatnym usłyszał głos. Odruchowo przywarł do podłogi i skulił się. Zrobił to tak szybko, że aż sam był tym zdziwiony. ~ Dziwne jak w człowieku w razie zagrożenia prędko bierze jego prymitywna natura. ~ wiedział, ze to instynkt a nie świadoma reakcja. Teraz nie roztrząsał się nad tym. Szukał kolesia który mówił do niego. Słyszał go szeptem więc musiał być blisko. Rozejrzał sie trochę zdezorientowany i spanikowany. Gdzie on jest? Pomieszczenie nie było aż tak zagracone by się sktrać o dwa kroki a Ed by go nie widział. Ponadto przeszukiwał to pomieszczenie, trochę po nim wędrował, przeszedł do następnego a głos jakby wędrował za nim Zupełnie jakby ktoś niewidzialny szedł za nim i mówił do niego. Choć nie, raczej jakby puszczał nagranie albo mówił przez jakieś głośniki. Tylko nikogo nie widział.

W końću zatrzymał się i szept również. Zaczął na serio rozkminiać co on nadaje. Na pewno nie spotkał kolesia o takim nazwisku. Irytujace było, że sporą część gadki odpuścił bo chyba biegł albo co. ~ To kurde musi byc jakoś nagrane... ~ pomyślał odruchowo odrzucajac wersję, że jednak ktoś zanim łazi. Tylko, że... Choć sama myśl, że miał rozważać takie pomysły co koleś nadawał... To było... ~ Bez sensu! ~ wyrwało mu się od razu w umyśle. Ale czyżby? To co się tutaj działo było bez sensu! A przynajmniej Ed go nie widział. Nie teraz. Usiadł na jakimś przewróconym wiadrze nieco przygaszony. Musiał pomyśleć. Miał chwilę i to co mówił ten koleś...

Przez pierwsze dwa dni było spoko ale teraz? Teraz to za cholerę do niczego nie pasowało. Jak jakiś odcinek z "Archiwum X" albo co... Tylko gdzie kurde Mullder i Scully? No tak, cwaniaczki przyjdą jak już będzie po ptokach zapakowac jego zmasakrowane, zmutowane i sztywne ciało! ~ A chuja! ~ sprzeciw wobec tej myśli był tak silny i nagły jak cała wola życia i walki jaką Ed w sobie posiadał. Aż powstał i wygroził niewesołej wizji pięśćią jakby groził żywemu przeciwnikowi przed nim. - Nie dam wam się skurwysyny! Dam radę! Przeżyję i wydostanę się stąd! - szepnął zawzięcie sam do siebie. To pozwoliło mu skumulowac złość, strach, zdenerwowanie w determinację i energię.

Co mowił tamten koleś? Że każdy poziom ma swoje potwory? Jak w jakiejś grze? I, że są jakieś przjeścia, dryfy, wymiary? piekła? No co on... Ale przestroga ogólnie wydawała się sensowna. Unikać dziwności. Tak na razie robił z tymi zarażonymi i mu się udawało. Ale reszta? Zdaje się, że jego pierwotny plan by dostać się na mostek wówczas nie byłby wcale taki rozsądny jak mu się wydawało. Bo niby kazdy pokład... No co? Jest w innym wymiarze? Jak to możliwe? Jak niby można przeciąć tak precyzyjnie statek, budynek czy cokolwiek by go tak podzielić i wrzucić gdzieś tam? Wydawało mu się, ze łatwiej by było potraktowac statek jako całość.

- I zaraz, zaraz... Co on mówił? Że mogą byc jacys inni ocaleni? Nie no trzeba chujka znaleźć, on coś wie! - dopiero jak się ogólnie zastanawiał nad znaczeniem słów tego Willhelma czy Will'ego to to do niego dotarło. Tylko jak miał go znaleźć jak on sam się przemieszczał i ten drugi też? I to jeszcze z tymi wymiarami na karku! ~ Trzeba coś wymyślić... ~ zafrapował się. Zagadka wyglądała na trudną. Własnie dlatego chciał się dostać na mostek. Na mostku był węzeł łączności ze światem zewnętrznym w postaci sprzętu radiokomunikacyjnego. Ale był też dostęp do systemu nagłaśniania rzomieszczonego na całym statku. Ale... Ale kazdy pokład czy dział miał własną lokalną centralkę bo w końću jak coś ogłaszano na stołówce to niekoniecznie chciano o tym wiedzieć w kabinach no nie? ~ Trzeba znaleźć taką kabinę. I oby cholerstwo działało. ~ poczuł się lepiej mając kolejny punkt planu do odchaczenia na swojej niewidzialnej liście.

~ A jeśli się tam nie dostanę albo na razie nie albo nie będzie jednak działać? ~ niepokoił się tą myślą. To był słaby punkt jego planu. Ale nie miał na niego wpływu. Chyba, że... Rozejrzał się i dostrzegł markera. Niebieski i czarny. Wahał się. Wziął czarny bo drzwi na korytarz były jasnobrązowe. Stał chwilę. Tyle opcji, tyle możliwości, tak mało czasu i miejsca. W końcu nakrelił swój podpis. Czyli złączone w jedno drukowane litery E i T. Dopisał "KABINA 2287 PG". Miał już graficiarski autograf. Ale on to wiedział. Trzeba było zaznaczyć, że żyje i szuka innych. Jak to zrobić? Nie miał pomysłu. Spojrzał tylko na zegarek i dopisał 3:15 AM + ok 2 h. Tak. Musiał znaleźć działajacy zegarek. Na razie odmierzał czas na oko i zdawało mu się, że nie minęło więcej czasu. Powinien więc wstawać już dzień. Ale chuj wie jak to będzie teraz.

Wzdechnął tylko i wzruszył ramionami. Wyjął z plecaka aparat i zrobił fotkę swojemu grafiti. I jeszcze kilka zdemolowanemu sklepowi i okolicy. Czuł trochę bezsens tego czynu ale wierzył, że jakoś mu się to przyda później. Grafiti przypomniało mu to co ten cały Will mówił o liczbach i numerach. jakieś astrologiczne farmazony albo matma! Ten detal go niepokoił bo nie był za mocny ani w jednym ani w drugim.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-05-2014, 22:59   #92
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Głos, głos w głowie. Jeśli to nie był znak, to trudno powiedzieć co miało by nim być. Godspeed zamarł przy ścianie wsłuchując się w niego z najwyższą uwagą. Kiedy wreszcie komunikat zamilkł, odwrócił sie do ratowniczki. Z samego wyrazu jej twarzy wyczytał, że nie była to tylko chwilowa halucynacja i ona też wyraźnie słyszała przekaz od niejakiego Paavo. Znaki, przedmioty, wielokrotności, bramy wymiary… o co tu mogło chodzić? Gdzieś na granicy świadomości wciąż rozlegały się drapieżne dźwięki, te których mieli unikać. Ładna mi podpowiedź, gorzej gdyby mieli się do nich zbliżyć. Bardziej frapujący był komunikat o przejściach między pokładami.

- Trzymasz się? - Malcolm po raz kolejny powtórzył swoją kwestię. Dziewczyna była załamana, zrezygnowana. To wszystko najwyraźniej mocno ją przybiło, a ona nie dawała sobie z tym rady. Że też los musiał zesłać mu akurat kogoś o słabych nerwach… - Też to słyszałaś. - To nie było pytanie, raczej stwierdzenie na wypadek, gdyby Clementine próbowała udawać, że nic się nie stało.

- Nie idziemy na mostek. - Zawyrokował Godspeed. W głosie zabrzmiała pewność, ta sama z którą niedawno podawał jej rękę na powitanie. - Żadne radio nam teraz nie pomoże, szalupy odpadają. Możesz nazwać mnie wariatem, ale według mnie rzeczywiście na statku dzieje się coś cholernie pokręconego, coś z... bo ja wiem, innego wymiaru, a ten “głos” wreszcie powiedział coś z sensem. Musimy znaleźć symbole. - Zawsze są jakieś symbole, dobre historie uwielbiają takie numery.

Poziom Lobby - zatłoczony poziom pełen atrakcji: kina, kawiarnie, restauracje, galerie… i kasyno. Że też nie pomyślał o tym wcześniej. Jeśli gdzieś miałby znaleźć jakiś symbol poszukałby go właśnie tam.

- Kasyno. - Słowo wypowiedziane na głos zabrzmiało jak gotowe rozwiązanie. Spojrzał na Clementine z błyskiem w oku. - To niedaleko, na tym samym pokładzie. Może się udać.

W odpowiedzi po korytarzach rozniósł się ryk besti.
 
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 15-05-2014, 11:21   #93
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Co robi ślepa mysz, czując na karku oddech głodnego kota? Ma dwa wyjścia: może przycupnąć nieruchomo z nadzieją, że drapieżnik ją ominie, albo spróbować uciec poza jego zasięg. Oba rozwiązania zazwyczaj były średnio skuteczne, ale siedzenie w miejscu i modlenie się o cud nie nigdy pasowały do Julii, a tym bardziej do Julii na skraju histerii. Takiej, przez którą właśnie przeleciał duch, w całkowicie nieseksualnym tego słowa znaczeniu.
Mały chochlik wewnątrz jej mózgu wcisnął wielki, czerwony guzik z napisem “PANIKA” i z satysfakcją mógł obserwować swoje dzieło, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Zdrowy rozsądek poszedł w diabły, pod rękę z racjonalnym myśleniem, a za nimi podreptała wszelka możliwa logika, machając na pożegnanie ręką. Było miło, ale nie pisz już do nas i nie dzwoń.
Nie bacząc na ciemność i nie myśląc o znalezieniu czegokolwiek do obrony, czy oświetlenia drogi, rzuciła się pędem do przodu. Byleby tylko dalej od szeptu, zmieniającego płynącą żyłami krew w sorbet.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 16-05-2014, 12:29   #94
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Robert, Robert Tramp. - jej atak był dla niego tylko kolejną informacją, prowadzącą do równie niepokojących wniosków, co jej wygląd i stan pomieszczenia. Nikt nie zdołałby ustylizować siebie i otoczenia tak szybko. Zresztą, w jakim celu ktokolwiek miałby to robić. Żart zbyt kosztowny, zbyt proszący się o sądowy pozew i zbyt wysublimowany na jakikolwiek program z ukrytą kamerą. Cała ta wiedza za grosz nie pomagała w kwestii co jej odpowiedzieć. - Wyglądasz... adekwatnie do sytuacji i warunków sanitarnych. - pogrążał, ale zdawał się tego zupełnie nie dostrzegać. - niezależnie od tego masz estetycznie symetryczną twarz i sportową sylwetkę, więc z twoją atrakcyjnością chyba wszystko w porządku, choć niezbyt rozumiem do czego zamierzasz. Opowiesz mi co się stało?

Nie zdążyła, bo w tej chwili w ich głowach rozbrzmiało mentalne radio.

*

- Słyszałeś to? - zapytała, kiedy głos w głowie przebrzmiał.

- Ja... tak. - Powiedział nieobecnym tonem, rozcierając skronie. Mentalny przekaz i ilość nowych informacji w nim zawartych sprawił, że wewnętrzny komputer pod jego czaszką dosłownie i w przenośni oszalał. Dla uproszczenia i zwolnienia mocy obliczeniowej odłożył na bok rozważania jak to możliwe i czy w ogóle dzieje się naprawdę. Skoro się działo - najwyraźniej było możliwe. Tyle. - portale, cyfry.. musimy rozpracować które.... moja kajuta przeszła nietknięta.. jej numer to... - mamrocząc jak szaleniec zaczął krążyć po pomieszczeniu nerwowo obszukując czegoś do pisania, jego wzrok spoczął na towarzyszce obłędu. - Musimy to rozpracować. Niewiele na razie mogę wnieść, bo wszystko co pamiętam to początek podróży, gdy wszystko było normalne. Co stało się dalej?

- Obudził mnie dziwny szum - przysiadła na swoim łóżku nie spuszczając go z oka. -Wyjrzałam na korytarz, bo pomyślałam że to woda lub pożar, ale okazało się, że po korytarzu latają robale. Wyglądały jak wielkie szerszenie, ale były naprawdę olbrzymie i chichotały, jak stado obłąkanych dzieciaków z horrorów. Szybko zamknęłam drzwi, a potem długo nie wychodziłam. Dwa razy opuściłam kabinę, uzupełniając zapasy. Raz trafiłam na latające meduzy, potem na jakieś potwory z piekła rodem, z trudem im zwiałam.Drugi raz ścigali mnie uzbrojeni w siekiery ludzie wrzeszcząc, że mnie zgwałcą i zjedzą. Obłęd. Teraz to była moja trzecia wycieczka. Na pokładzie natrafiłam na jakieś potwory, a potem, jak zwiałam, na ciebie. Jesteś pierwszym chyba normalnym człowiekiem, jakiego widzę od dłuższego czasu.

- Rozumiem. Musimy.. musimy to jakoś uporządkować… - w końcu z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął opasły notes. - Póki pamiętamy przekaz, ja… cholera, masz coś do pisania? Długopis? Ołówek? Kredka do oczu?

- Mam długopis i zeszyt. Zawsze mam notatnik przy sobie.

*

Parę minut później Robet siedział przed niewielkim blatem klasycznego “hotelowego” biurka. Przed nim rozpościerała się już pokaźna ilość papieru, z sekundy na sekundę pokrywająca się obliczeniami i notatkami. Oprócz swojego notesu i notatnika Beryl znalazła się tam wymięta ulotka z informacyjnym planem statku. Robert notował i mamrotał ni to do siebie ni to do współtowarzyszki. Po kilkukrotnym zwróceniu przez nią uwagi, zaczął mówić głośniej - tonem akademickiego wykładowcy udzielającego szybkich konsultacji:

- To jak z fraktalami - jeśli poznamy fragment da nam to pewien obraz całości. Więc na początek musimy dobrze poznać nasz pokład mieszkalny, “main deck”, drugi z dołu. Jeśli bramy między “domenami”/”światami”/czymkolwiek znajdują się w przejściach międzypokładowych, to po swoim powinniśmy móc się przemieszczać nie naruszając systemu. Bramy są tu, tu i tu, wielkie klatki schodowe z windami i dużym lobby…1 ,2 i 3, a i jeszcze przejścia techniczne, oznaczmy 4 i 5. Na razie, zgodnie z radą, trzymamy się od nich z daleka. Ruszymy na nie, gdy opanujemy tu i teraz. A więc dalej... moja kajuta była w tym miejscu, twoja…

Mówił, pisał, analizował, po chwili plan szczelnie pokryła sieć notatek.


Na razie nie zamierzali nigdzie wychodzić. Póki nie przerobią materiału który już mieli nie było takiej potrzeby. Na początek Robert chciał ustalić:
1. Trasę swojego przemarszu
2. Numery kajut w których znajdował zwłoki,
3. Numery kajut zamkniętych
4. Czy numery punktów 2 i/lub 3 układają się w jakichś schemat, wielokrotność jakiejś liczby
5. Czy jest jakaś korelacja między ich położeniem a położeniem Bram

W dalszej kolejności będzie chciał podpytać pannę Fox o symbole o których mówił człowiek w jego głowie, symbole na ścianach, przedmioty, jakąś szczególną aktywność w okolicach klatek schodowych… była tu dłużej od niego, mogła coś widzieć.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 16-05-2014 o 12:32.
Gryf jest offline  
Stary 16-05-2014, 19:38   #95
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Johanna wiedziała, że sytuacja zepchnęła ją do mocnej defensywy. Głos, który przemówił, niby miał jej pomóc, ale czemu ktoś miał jej pomagać. Podświadomość? Tą opcje odrzuciła już na miejscu.
Dostała krótkiego bólu głowy, coś na styl migreny. Wiedziała, że musi działać szybko.
Podeszła do trupa i sprawdziła, czy jego ciało można rozczłonkować. Była zaciekawiona z tego względu, że chciała zorganizować plan ucieczki. Próbowała też trupa podnieść, by sprawdzić jaka jest jego waga. Nastepnie skierowała się w stronę drzwi. Upewniła się, że drzwi wejściowe i drzwi do toalety są szczelnie zamknięte. Gdy będzie uciekać, nie może być żadnego miejsca na błąd.
Po upewnieniu się podeszła do balkonu i wzięła głęboki oddech.
Smyczkiem odgarnęła zasłony.
Wyszła na zewnątrz.
 
BoYos jest offline  
Stary 16-05-2014, 22:38   #96
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Nowe informacje były na tyle zaskakujące, że umysł Richarda dopiero po chwili wpadł na olśniewające “eksperyment Filadelfia”. Władze w tajemnicy organizujące eksperyment. Wielka firma, wielkie pieniądze i większość pasażerów typu “czerwona koszula”... Spisek na wielką skalę, eksperyment, który się nie powiódł, albo powódł się zbyt dobrze…

WRÓĆ!!!


Ta dywagacja posuwała się już za daleko; powoli ocierała się o kuriozum i staczała w otchłań szaleństwa. Niestety usystematyzowanie całości nie wchodziło w grę. Nawet usystematyzowanie części nie wchodziło w grę - niewiadomych było zbyt dużo. Nazwisko było zupełnie obce Richardowi. Z przywyczajenia nawet wyciągnął telefon, aby zapytać wujka google’a, ale natychmiast go schował uświadamiając sobie, że przecież nie ma zasięgu. W normalnych warunkach pewnie byłby to zaczątek ładnego akapitu o uzależnieniu współczesnego człowieka od technologii, i takie moralizatorskie pitupitu dla czytelnika; ale w tych warunkach i teraz pisarz zaklął tylko pod nosem.

Ilość opcji nie była zbyt wielka. Zmiana pokładu nie wchodziła w grę z kilku powodów - po pierwsze mister Paavo sugerował, aby tego nie robić; po drugie - ten pokład był strasznie wilgotny - zupełnie tak jakby niższy był już zalany - odpadał kierunek dolny; na wyższym pokładzie zaś szalał co najmniej jeden potwór spaghetti. Więć jakby na to nie patrzeć ten pokład był jedynym rozsądnym wyborem.

- Zgodnie z zasadą świadomego śnienia. - powiedział na głos. Stosując kolejny psychologiczny wybieg w uspakajaniu samego siebie.

Liczby były kolejnym elementem, kolejną niewiadomą. Zakładając, że są w jakiś sposób wyróżnione to Castle nie natknął się na żadne. Hmmm.. w sumie może logiczne byłoby pozostawianie jakichś znaków dla ewentualnych innych ocalałych, aby odnaleźć się w tych labiryntach korytarzy i pokładów? Choć z drugiej strony - takie grafitti byłyby również wskazówką dla Galaretek… Nawet jeżeli mackowate potwory nie były na tyle inteligentne, aby czytać ze ścian to i tak pozostawał problem pisaka. Pióro było zbyt delikatne, więc jedynym sposobem byłoby mazanie własną krwią… Co za trywializm… Wszyscy bohaterowie kryminałów tak robią od czasu jak sir Conan Doyle wstawił to w Psa Baskerwillów…


WRÓĆ!!!

Kolejny krzyk rozniósł się echem po wąskich korytarzach pokładu Destiny. Swoją drogą bardzo adekwatna nazwa… Wróć! Skoncentruj się na tym pierdolonym śnie. Korytarz tego pokładu. W kierunku przeciwnym do wrzasków, które mogą kogoś ściągnąć czy zaalarmować. Więć… na dziób. Po drodze będą sekcje ogólnodostępne, więć jeżeli gdzieś mają być jakieś cyferki to tam.

To wszystko jest...
 
Aschaar jest offline  
Stary 17-05-2014, 00:30   #97
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Po pojawieniu się odgłosów już zaczęła żałować ruszania się gdziekolwiek. Podświadomie cieszyła się, że nie była tu sama. Nie była nawet świadoma jakim oparciem dla niej był gość w białym garniaku. Dłonie nerwowo zaciskały się a oddech w dalszym ciągu był roztrzęsiony i nierównomierny. Jak dobrze, że nie musiała iść pierwsza… Choć przecież każdy wie, że potwory polują na ostatnich… Tych, którzy nie oglądają się za siebie… A są również i takie, które tylko czekają, gdy człowiek odwrócił głowę by zaatakować od frontu. Sprawy nie poprawiało nic a wszystko, co mogło pieprzyło jeszcze bardziej. Pomału czuła, że wszystko robi się ciaśniejsze. Robi się mniej powietrza.

Głos.

Głos spowodował, że jej oczy się zaszkliły. Na twarzy pojawił się dziwny grymas czegoś, co niszczyło ją w głowie. Było jej zarazem zimno i gorąco. Myśli nie układały się zgodnie z planem. Nie miała pojęcia, czy sytuacja w ogóła była paranoiczna, czy sama w nią popadła.Godspeed widział, że była totalnie zdezorientowana i bez żadnego skupienia. Mimo, że się nie odezwała to wiedział, że nie będzie mieć nic przeciwko. I tak po prostu ciągnęła by się za nim.

A jego odpowiedź na pierwsze pytanie? Nie… Zdecydowania nie trzymała się. W żadnym stopniu.
 
Proxy jest offline  
Stary 17-05-2014, 00:40   #98
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Drzwi nie zadziałały tym razem i nie przywróciły kajucie wcześniejszego wyglądu. Nora usiadła na krześle, które jako jedyne nie nosiło śladów zniszczenia ani nie było wymazane jakąś podejrzaną substancją. Pochyliła się do przodu i oparła łokcie na kolanach a dłońmi podparła głowę.

Musiała siedzieć tak długo aż ze zmęczenia zmorzył ją sen. Ciało rozluźniło się, głowa zsunęła z rąk a ręce z nóg i kobieta uderzyła czołem w kolana. Poderwała się zdezorientowana i rozejrzała nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Nic nie uległo zmianie. Drzwi nadal zastawiała szafka a okno i drzwi balkonowe były zamknięte.

Tym razem wybrała kawałek podłogi, który w nikłym świetle migocącej żarówki zdawał się najmniej ubrudzony. Oparła się plecami o ścianę i wbiła wzrok w czubki swoich palców. Po raz kolejny obraz zaczął się rozmazywać a głowa niemiłosiernie ciążyć. I kiedy znowu miała poddać się znużeniu do jej uszu zaczęły napływać słowa. Potem wszystko ucichło.

Nora siedziała na ziemi jeszcze długo, ale już nie chciało jej się spać. W końcu przetarła grzbietem dłoni twarz i spostrzegła, że ręka była wilgotna. Z trudem podniosła się z podłogi i obsesyjnie zaczęła sprawdzać drzwi do łazienki. Pokręciła głową z niezadowoleniem. Otworzyła drzwi na balkon i wyszła na zewnątrz. Stanęła blisko krawędzi tarasu w miejscu gdzie balkon kajuty 7188 stykał się z balkonem jej własnej kajuty. Wychyliła się mocno i zajrzała na taras własnej kabiny.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 17-05-2014, 23:22   #99
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Matko, co za wstyd, co za wstyd… czuła jak rumieniec pali jej twarz, a potem rozlewa się na dekolt. Była cała czerwona na buzi.

Co innego COŚ wiedzieć, a co innego być naocznym świadkiem, jak TO COŚ się nad człowiekiem dzieje. Ojciec pieprzył się z Melody na łóżku, pod którym leżała. Co za obciach… Chyba już wolałaby żeby tamta galareta ją pożarła, niż być świadkiem czegoś takiego. Miała wyjść, czy zostać? Co za obciach… Twarz ją paliła żywym ogniem.

Głos rozległ się, nagle, niespodziewanie, tuż obok jej ucha. Wrzasnęła by, ale wstydziła się, ze ojciec ją usłyszy. Wysłuchała wiadomości, a potem zdecydowała, ze musi jednak wyjść. Żeby tylko nikt w szkole się nie dowiedział.. co za wstyd.

Wysunęła się spod łóżka., nie chciała przestraszyć ojca, jeszcze dostanie zawału.. w trakcie, wszystkie gazety o tym napiszą, a ona będzie musiała popełnić samobójstwo, bo się skończy towarzysko. Już widziała te wpisy na Fejsie….

Podniosła się, powoli na nogi.

Nagle zorientowała się, że odgłosy seksu ucichły. W kajucie zrobiło się przerażająco cicho. Jakby gdzieś, coś, wyssało wszelkie dźwięki.

- Tato?- wyszeptała. Bała się podnieść głos. Jej wzrok padł na łóżko.

Nikt się nie odezwał. Nikt nie odpowiedział. Tylko gdzieś z daleka, z głębi okrętu, z niższych pokładów usłyszała echo jakiegoś ryku lub krzyku. A może był to i ryk i krzyk jednocześnie?

Drgnęła.

Ojciec i Melody zniknęli. Choć w sumie to chyba ona wróciła do tej przeradzającej rzeczywistości, do tego mirrorowatego świata, a oni pozostali w tamtym. Normalnym,

Kajuta wyglądała normalnie, nie było wyplutych resztek jej napastnika, nie było tez bagaży ojca. Pomieszczenie wyglądało na opuszczone w pośpiechu. Oczywiście, w komórce nie było zasięgu.

Rozumiała już więcej. Bramy. Portale. Przejścia między wymiarami, równoległe rzeczywistości. Widziała o tym film – przejścia pojawiały się nagle i były niestabilne, a osoby z innych wymiarów widziało się jako duchy. Oczywiście, to wszystko były bujdy, ale dziwnie pasowały do tego, co się dzieje.

A jeśli nie śpi a to wszystko jest naprawdę?

Weszła z powrotem pod łóżko i wsłuchała się w przestrzeń. Nic. Portal musiał się zamknąć. Jaki portal, do cholery. Musi sie obudzić.

„Szukajcie normalności” przypominała sobie słowa z przesłania, .Musi wrócić tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Do swojej kajuty. Wyszła spod łóżka i podeszła do drzwi. Wyjrzała, ostrożnie, na korytarz, wsłuchując się uważnie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 18-05-2014, 10:08   #100
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
HEATHER MOORE

Umysł Heatcher był w stanie szoku. Nie bardzo wiedziała, co może zrobić, poza próbą dotarcia do miejsc, gdzie spodziewała się zastać ludzi. Do tej pory kręciła się w miejscu, przynajmniej tak sądziła. Teraz postanowiła działać.

Schody były niedaleko od miejsca, w którym się znajdowała. Ruszyła w ich stronę opuszczonym, wilgotnym korytarzem czując coraz większy niepokój, lecz bez większego powodu, bo co celu dotarła bez najmniejszych niespodzianek.

Schody pogrążone były w ciemnościach, lecz aktorka wymacała poręcz i rozpoczęła powolne schodzenie w dół. Krok po korku, upewniając się, że na drodze nie czyhają na nią jakieś niemiłe przeszkody.

Była mniej więcej w połowie drogi, kiedy poczuła, że jej ręka zagłębia się w coś lepkiego, co okleja poręcz. Podobnie jak nogi. Jakby schody przed nią wraz z poręczami ktoś wysmarował gęstym, śluzowatym klejem. Z trudem oderwała dłoń od poręczy i z jeszcze większym problemem nogę od podłoża.

I wtedy to usłyszała. Mlaszczący, szeleszczący odgłos pełznącej z dołu istoty. Aktorce dźwięk ten przypominał sporych rozmiarów węża sunącego z dołu ku niej.


EDWARD TAKSONY

Sklepy, które po cichu obejrzał Ed były zdewastowane i ogołocone z wszystkiego, co cenniejsze, ale udało mu się zdobyć kilka ciekawych rzeczy, które pominęli nieznani szabrownicy. Zapewne ci sami, których nadal słyszał i którzy zajęli kilka okolicznych sklepów.

Doposażony w dwie mieszanki zapalające i jedną wybuchową, Taksony ruszył w poszukiwaniu radiowęzła. Słusznie przypuszczał, że na każdym pokładzie musi być jakiś punkt centralny. Zachowując maksymalny poziom ostrożności ruszył w kierunku przeciwnym od miejsca, w którym słyszał śmiechy i ludzkie głosy. Jakoś nie ufał tym dźwiękom.

Trzy sklepy dalej trafił do miejsca, które doskonale znał. Salon gier. Miejsce jego tryumfu i porażki jednocześnie. Przez chwilę, stąpając cicho, niczym lew, podszedł do symulatora, w którym stoczył zacięte boje z małoletnią cwaniarą.
Dotknął palcami plastykowej obudowy i wtedy to usłyszał. W symulatorze obok coś się poruszyło, a do uszy Edwarda dotarł dziwny dźwięk – jak zduszony jęk. Odgłos jednak szybko ucichł.


MALCOLM GOODSPEED, CLEMENTINE MAY

Do kasyna mieli kawałek do przejścia, w tym kilka pokładów w górę. Schody odpadały, za dużo kręciło się na nich bestii, a żadne z nich nie chciało skończyć, jako pokarm dla nieznanych potworów. Musieli poszukać mniej wyeksponowanych schodów.

Ruszyli korytarzem w stronę rufy, szukając alternatywnej drogi. Powoli, głownie przez chęć zachowania ostrożności, ale także świadomość tego, że po pokładzie buszuje stado morderczych, nieznanych nauce bestii.
Miękka wykładzina tłumiła odgłosy ich kroków, co w jakiś sposób przeszywało Malcolma dreszczem niepokoju. Clementine było wszystko jedno. Twarda ratowniczka zmieniła się w rozdygotaną, przerażoną dziewczynę na skraju czysto zwierzęcej paniki.

Byli już mniej więcej w połowie drogi, kiedy usłyszeli TO za sobą.

Odgłosy czegoś dużego, pędzącego ich śladem korytarzem.

Nie musieli się odwracać, by wiedzieć, że przynajmniej jedno z morderczych stworzeń musiało wpaść na ich trop i ruszyło na polowanie.

Uciekać! Instynkt zadziałał szybciej, nim zdążyli nad nim zapanować. Rzucili się do panicznej ucieczki, razem lecz zarazem osobno.

Malcolm był szybszy. Wyprzedził May o długość metra, może dwóch. Pędził przed siebie, rozpaczliwie szukając kryjówki lub drogi ucieczki.

Clem biegła za nim, kiedy jej noga zahaczyła o jakąś porzuconą walizkę i dziewczyna wywaliła się, jak długa. A może to zraniona wcześniej noga odmówiła jej posłuszeństwa? W sumie nie było to ważne.

Liczyło się jedynie tu i teraz! Ona musiała stracić cenne sekundy, by się podnieść. Malcolm podjąć decyzję, czy po nią wrócić, pomóc w ucieczce.

Odgłosy pędzącej ich tropem bestii były coraz bliżej! To musiały być szybkie decyzje!


JULIA JABLONSKY

Julia popędziła przed siebie, bez większego zastanowienia, byleby tylko oddalić się od idącego. Gnana jakimś zwierzęcym, pierwotnym instytutem przetrwania, byle dalej i dalej. Jak zając zwiewający przed jastrzębiem, lub jeleń przed wilkiem. Tak się czuła. Tak właśnie się czuła!

Bezbronna! Wystawiona na gwałt i przemoc!

Skręciła w pierwszy zakręt, potem w kolejny, słysząc przez bijące serce, że ten ktoś, lub to coś, goni ją.

Ujrzała schody prowadzące w dół i – znów pchana podświadomym impulsem – wpadła na nie z rozpędem. Zdążyła przebiec może pięć, może sześć stopni, kiedy poczuła, że potyka się o jakąś linkę. Odruchowo wyciągnęła ręce w przód, by zamortyzować upadek. Udało jej się.

A wtedy, na szczycie schodów, pojawiły się jakieś sylwetki. Ludzie!

Ich widok sprawił jej radość, póki nie rzucili się na nią, niczym wygłodzone wilki. Ktoś przycisnął jej ciało do podłogi, ktoś uderzył czymś w głowę i świat zanurkował w ciemność, a ona razem z nim.


ROBERT TRAMP

Robert czuł się, jak w swoim żywiole. Stanął w obliczu tajemnicy, zagadki, szeregu danych wyjściowych, które musiał uporządkować, przeanalizować, wyciągnąć wnioski. To rozumiał! To potrafił robić. Do tego się szkolił przez niemal swoje całe zawodowe życie.

Beryl obserwowała go z dziwną fascynacją. Widać było, że jego systematyczne, uporządkowane podejście do tematu sprawiło jej dużą niespodziankę. I to raczej pozytywną niespodziankę.

- Jesteś gliną? – zapytała, nie oczekując jednak odpowiedzi.

I słusznie. Kiedy pracował, Robert nie lubił audytorium, nie lubił czynników rozpraszających. Żadnych.

Ustalił trasę swojego przemarszu. Od swojej kabiny do miejsca, gdzie spotkał beryl i trasa do jej kajuty. Nie ma żadnego wzoru. Był tego pewien. Miejsca, gdzie znajdował ciała. Też nie dawały żadnego wzoru. Pozostałe zmienne, które rozważał, również nie wprowadziły niczego nowego.

Potem przepytał Beryl, która chętnie odpowiadała. Schody i klatki schodowe były z jej punktu widzenia niebezpieczne i trzymała się od nich najdalej, jak mogła.

- Zawsze tam coś się dzieje. Raz widziałam jakieś potwory, innym razem barykady z ludzkimi szczątkami, innym razem dziwacznie zachowujących się ludzi, coś ala zombie z głupkowatych filmów. Wchodzenie na wyższe pokłady wydawało mi się zbyt niebezpieczne. Żyłam z minibarków w pokojach.

Robert zanotował odpowiedzi. Nadal miał za mało danych wyjściowych. Może dlatego, że traktował pokład jako całość, a powinien oprzeć się na zmiennych i korelacjach całego okrętu, nie wiedział.

- Raz widziałam dziwny symbol, namalowany krwią na ścianie, ale odpuściłam. Kabina wyglądała na zdewastowaną i splądrowaną.

- Zaprowadzisz mnie?

- Jasne, Jeśli on tam jeszcze będzie. Wiesz. Czasami pokład się zmienia. Sam z siebie.


JOHANNA BERG

Była nienormalna. Teraz była tego pewna.

W końcu jaki normalny, zdrowy człowiek, próbowałby zbezcześcić czyjeś szczątki. Jaki normalny człowiek próbowałby rozczłonkować znalezione ciało, dotykać je, badać? Może w tym tkwił jej geniusz do muzyki. Miała coś nie tak z mózgiem, jak klasyczny socjopata lub psychopata.

Ciało było lekkie, wysuszone na wiór, a kiedy obejrzała je z bliska, znalazła niepokojącą dziurę w karku, pod włosami w zmumifikowanym ciele. Jakby ktoś wbił w nie sporej średnicy pręt, pozostawiając otwór grubości męskiego kciuka. Potem znalazła kilka innych, podobnych ran, w zasuszonym ciele.

Ciało było tak wysuszone, że dało się podzielić na części zwykłymi uderzeniami buta lub pociągnięciami. Fragmenty odchodziły od siebie z odgłosem przypominającym darte płótno.

Po tej upiornej „sekcji” pozostał ostatni element jej planu.

Odsłoniła smyczkiem kotarę, upewniając się, że na tarasie nie czyha nic groźnego, otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz.

Owiał ją smrodliwy wyziew morza. Okręt był ciemny, cichy i otoczony mgłą -paskudną, dziwaczną, kłębiącą się niczym zawirowania ciemności.

Spojrzała w dół. Niższe pokłady tonęły w tej dziwnej mgle. Spojrzała w górę. Wydawało jej się, że wysoko na niebie widzi jakieś źródło światła, jakby księżyc próbował przebić się przez warstwę tego dziwacznego oparu.

Spojrzała na boki. Od sąsiednich tarasów oddzielała ją jedynie półprzeźroczysta, zapewniająca prywatność, zrobiona z luksfery ścianka. Przedostanie się z balkoniku na balkonik, gdyby tego chciała, nie wydawało się trudne, aczkolwiek istniała odrobina ryzyka związana z tym, że musiała stanąć na barierce, przejść na drugą jej stronę, a potem powtórzyć manewr na wybranym balkonie.

RICHARD CASTLE

Pisarz wybrał własną drogę. Z daleka od krzyczących kobiet, z daleka od innych ludzi, którzy mogli okazać się zagrożeniem lub takie zagrożenie na niego ściągnąć.

Ruszył powoli, w stronę dziobu, licząc na to, że trafi na jakieś wskazówki, o ile istniały jakiekolwiek wskazówki, po drodze.

Był wyczerpany tą sytuacją. Ciągłe zaszczucie dawało się mu powoli we znaki, a świadomość, że gdzieś w zakamarkach „DESTINY” czaiły się najprawdziwsze potwory, nie pomagała.

Szedł więc ostrożnie, nasłuchując, wypatrując zagrożeń.

Był tylko on, korytarz i odgłos jego kroków na mokrej wykładzinie. Chlup – chlup – chlup. Ciche, wilgotne mlask – mlask – mlask kojarzące się z powolnym, namiętnym seksem.

W pewnym momencie coś tknęło Richarda. Zatrzymał się czując, że coś jest nie w porządku.

Mlask – mlask – mlask – chlup – chlup – chlup!

Mimo, że on stał, wyraźnie słyszał, że ktoś za nim idzie.

Słyszał czyjeś kroki.

Nie wiedział czemu, ale włoski na karku stanęły mu dęba, a serce przyśpieszyło rytm.

Nagle poczuł się mały i bezbronny, stojący gdzieś na korytarzu pomiędzy kajutami 6319 i 6317.


NORA ROBINSON

Nora czuła się dość niekomfortowo, ponownie zamierzając wrócić do swojej kabiny. Nie miała pojęcia, co robić dalej. Richard nie wracał, a cała sytuacja zaczynała robić się tak groteskowa, że nie bardzo wiedziała, co jeszcze może zrobić.

Stanęła na balkonie oceniając swoje szanse na przedostanie się na drugą stronę.

Pod sobą nie widziała wody. Gęsta, dziwaczna mgła skrywała wszystko szczelnym całunem. W tym dziwacznym oparze Nora czuła się dziwnie nieswojo i to nie tylko biorąc pod uwagę duszący odór rozkładu i gnijących ryb wyraźnie wyczuwalny w powietrzu.

Tarasy oddzielały od siebie metalowe, ładnie pomalowane, oddzielni ki zapewniające komfort chcącym korzystać z wygód i słonecznych kąpieli pasażerom. Sforsowanie przeszkody nie było jednak trudne i po chwili Nora stała znów na swoim tarasie.

Otworzyła drzwi balkonowe, upewniając się, że nikogo nie ma w środku i cicho wesz łado swojej kabiny.

Kiedy stała rozglądając się drzwi do jej pokoju otworzyły się i oślepiło ją gwałtowne, ostre światło latarki. Odruchowo zasłoniła oczy wydając z siebie bolesne jęknięcie.

- Jesteś … żywa – usłyszała męski głos.

Szorstki, twardy lecz wyraźnie przestraszony i zaskoczony.


CARRY MAY

Korytarz był pusty. Cichy, pusty, martwy.

Szybko, trzymając się ściany, wróciła do swojej kabiny, która na szczęście nie była zamknięta.

Coś się jednak w niej zmieniło. Przez chwilę Carry zastawiała się co i w końcu do niej dotarło.

Zapach. Kabina śmierdziała zgniłą rybą i wodorostami. Bardzo silnie. Wręcz obezwładniająco.

Było też zimno i od strony okna dziewczyna wyczuwała chłodny powiew arktycznego, przynajmniej tak się jej wydawało, powietrza. Okno zostało wybite, a potłuczone kawałki szkła walały się po pokoju, w jego okolicy. Poza tym, wszystko zdawało się być takie, jakim być powinno.

Usiadła na łóżku, tuląc się w sobie. Była przerażona. Naprawdę przerażona. Jaką szansę miała przetrwać niedowidząca, niemal ślepa dziewczyna, w tym horrorze, który ją otaczał. Potrzebowała pomocy. Wsparcia kogoś życzliwego, kogoś opiekuńczego i silnego.

Jedno takie wsparcie odrzuciła. Pytanie, czy będzie miała okazję do kolejnych.
Zadrżała. Sama już nie wiedziała, czy z zimna, czy ze strachu.


GREGORY WALSH JR.

Gregory wycofał się powoli. Nie miał zamiaru znów konfrontować się z szaleńcem. Co prawda miał swój pistolet i nóż, znaleziony w kabinie…

Nóż!

W połowie drogi do swojej kajuty zorientował się, że nie ma go za paskiem, tam gdzie go zatknął. Ostrze znikło razem z Niną. Czy to był zbieg okoliczności? Czy też oba te wydarzenia wiązały się jakoś w całość?

Ninę spotkał, jak znalazł nóż. Kiedy go stracił, ona znikła a pokład się zmienił? Czy to też był przypadek. Może ten sztylet zapewnił mu ów dryf, o którym wspominał Paavo. Może?

Zatrzymał się nagle, zaniepokojony jakimś hałasem.

Na korytarzu, w pobliżu jego kabiny, ktoś się kręcił. Wyraźnie widział zarys ciemnej sylwetki na tle korytarza.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172