Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-09-2014, 13:44   #71
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wszystko wskazuje na to, że ktoś nie chcę abym odstrzelił kilka łbów. Kurwa mać..
Nie spocznę do póki tego nie zrobię. Anderson jest już martwa, to tylko kwestia czasu.

Nie dość, że James nie zostawił przesyłki u Papy, to jeszcze sklep z bronią został zamknięty.
Trzeba poszukać innych. Na szczęście, ten kraj lubi pukawki i ma świra na punkcie bezpieczeństwa. Boże błogosław Amerykę itd.
Nie jestem w staniu uwierzyć w powiązania Teda z kolumbijską mafią. Ten gość to weteran Witenamu, cholerny rasista. Nie przepada za czarnymi, latynosami i azjatami. Kiedyś odstrzelił dupsko jednemu czarnuchowi, który postanowił skroić jego sklep. Pieprzone nieroby.. tylko zasiłki i kryminał im w głowach.

Obecność takiej armii gliniarzy i dziennikarzy jest zbędna. Dla jednego gościa, który rzekomo handluje dragami? No proszę was. Tylko debil w to uwierzy.
No nic - muszę działać inaczej.
*

Staje obok samochodu, ciągle patrząc na tajniaków. Kanciaste mordy, programowanie podprogowe, garniaki i złudne poczucie ważności - tak się produkuje agentów w tym kraju. Doszedłem do takiego etapu w moim życiu, że i te ścierwa mnie śledzą. Kurwa..
- Dobra Marka, robimy inaczej. Odwożę Cię do domu, tam czekasz na mój sygnał. Ja wracam do siebie, przebieram się i idę szukać innych sklepów z bronią. Gdy zakupie amunicję, przyjadę po Ciebie.
 
Gveir jest offline  
Stary 23-09-2014, 09:22   #72
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Nie podoba mi się, że znów musimy prosić o pomoc mafię. Oczywiście, ci ludzie znów traktują nas z pełną kurtuazją. Obydwaj wiemy, że takie podejście nie jest do końca szczere. Tak czy inaczej, Papa nic nie wie. Wkrótce opuszczamy jego restaucję, a ja czuję jakby zamykała się przed nami kolejna furtka. Następnym celem jest sklep z bronią. I znów ślepa uliczka. Coś mi mówi, że gdybyśmy spróbowali z następnym, sprzedawcy popsułaby się akurat kasa fiskalna albo mieliby przerwę techniczną. Przeszkody na jakie natrafiamy są aż nazbyt oczywiste. Jakby tego było mało, w naszym pobliżu pojawiają się jacyś tajniacy. Świetnie, po prostu rewelacyjnie.
Rozdzielamy się z Thomasem. Nasz maraton po mieście był nie tylko chaotyczny, ale zwyczajnie męczący. Nim dotrę do domu, stoję godzinę w korkach. W międzyczasie ciągle obserwuję samochody z tyłu. Oczekuję zobaczyć auto, w którym siedziało dwóch ważniaków. Jeśli rzeczywiście ich spostrzegam, poświęcam jeszcze trochę czasu, aby przynajmniej spróbować zgubić ogon.
Nie zaszczycam żony żadnym powitaniem. Ta odwzajemnia mi tym samym. Poświęca ku mojej osobie jedynie ulotne spojrzenie, jakie rzuca zza kosza na bieliznę. Czemuś chce mi się śmiać. Mam poważny wypadek, odwiedzam astralny świat i jem kolację z gangsterami. Tymczasem ta kobieta cały czas siedzi w domu i zajmuje się czynnościami kury domowej. Wydaje się to wręcz surrealistyczne.
Otwieram okna w swoim pokoju. Świeże powietrze mi służy, a ja potrzebuję trochę klarownego myślenia w tej gmatwaninie. O’Brain powiedział, że mam czekać na jego sygnał. Niedoczekanie że będę siedział z założonymi rękoma. Trzeba działać.
Wracam do korkowej tablicy, na której jeszcze niedawno śledziłem żywot Thomasa. Zrywam niepotrzebne mi teraz informacje, mające go zlokalizować. Zostawiam te najważniejsze, dotyczące sedna naszej sprawy. Doczepiam też nowe fragmenty papieru, zapisane nowymi przemyśleniami. Te, które mają jakiś wspólny łącznik, zakreślam identycznym kolorem.
Dochodzę do ponurego wniosku. Za każdym razem, gdy wydaje mi się, że zaczynam rozumieć intrygę, w której tkwię, zaczynam błądzić. Kiedy tak naprawdę czułem, że cokolwiek ma sens? Spoglądam na swoje dzieło. Jeden przyczepiony zwitek nosi nazwę ,,mnisi”. Przypominam sobie strzępki rozmowy z nimi w metrze.
Cytat:
- Nie wiesz już, co jest prawdą, a co kłamstwem.
- A to pierwszy krok ku oświeceniu
(...)
- Być może zgubiłeś się
- A być może właśnie odnalazłeś właściwą ścieżkę.
Choć mówili zagadkami w jakiś sposób ich słowa zdawały się być mądre. Rozmowa z nimi była iście… mistyczna, nawet jak na warunki w których się znajdowałem.
Gdzie w realnym świecie odnajdywałem podobną łączność z absolutem? Odpowiedź była prosta. W kościele. Parafia Baptystów do której należałem zaimponowała mi swego czasu silnymi, jak sądziłem postawami moralnymi. Mieli proste zasady, nie dążyli do kompromisów i naciągania koncepcji boga na swój użytek, jak czyniło to wiele innych wyznań.
Zabieram kluczyki i wracam do samochodu. Coś zaczyna klarować się w mojej głowie. Kiedy mijam przecznice swojego osiedla mam już jasno wytyczony cel. Niebawem widzę jak zza sieci małych sklepików wyłania się regularny budynek Baptystów. Tyle razy go odwiedzałem, że swego czasu stał się dla mnie drugim domem.


Jednakże nie zatrzymuję się tutaj. Dodaję gazu, mijając budynek jak etap, który mam za sobą. Tak właśnie w pewnym sensie jest.
Moja droga prowadzi gdzieś indziej. Do starej czynszówki na obrzeżach miasta. Parszywe osiedle z wszędobylskimi, brzydkimi kundlami i umorsanymi dzieciakami, bawiącymi się na brudnych placach. W ulicach łypią na mnie zakapturzone postaci.


Nie zdziwiłbym się, gdybym musiał już pożegnać się z felgami. Ale pies to trącał, mam ważniejsze sprawy. Dziś odwiedzam tutaj padre Jonasa. Ów ojciec, jakim niegdyś kazał się nazywać, był jednym z ważniejszych ludzi mego kościoła w mieście.
Znajduję właściwą klatkę, nie zadając sobie trudu z dzwonieniem domofonem, gdyż najlepsze lata ma zdecydowanie za sobą. Wchodzę po pokrytych błotem, kamiennych schodach, wyławiajac z pamięci, co wiem o tym człowieku. Jonas Kaufgetz, facet przyjechał tu bodajże ze Szwecji. Czołowa postać Baptystów, niejednokrotnie grzmiąca na niewiernych i pogan z ambony. W jego oczach, wszystko co choć trochę odbiegało od (jego) surowej wykładni Biblii był złe i plugawe. Telewizja, rockowe stacje radiowe, in vitro, fast-food'y. Bla bla bla. Wszystko do czasu. Nie wiadomo co spowodowało metamorfozę, ale z charyzmatycznego przywódcy, Jonas stał się outsiderem. Począł unikać ludzi, a plotki mówiły, że ma obsesję na punkcie diabła. Widział go wszędzie, ale nie tak jak dotychczas. Twierdził, ze zło jest namacalne i siedzi w każdym z nas, tkwi w mrokach uliczek, kątach mieszkań. Cokolwiek by to miało znaczyć. Zaczął ostro pić, jednak ze względu na zasługi, po cichu odsunięto na bok. Wtedy uznałem go za człowieka słabego i przeniosłem swoją uwagę na kolejne, gadające głowy. Teraz czuję, że popełniłem błąd.
Dzwonię do drzwi. Nikt nie odpowiada. Zaczynam się dobijać. Jestem zdeterminowany i wiem, że Jonas jest w domu. Nie spocznę, póki mi nie otworzy. Wreszcie - jest. Zaspana twarz, wory pod oczami, napuchnięta od alkoholu twarz. Ma na sobie szlafrok zwisający smętnie z wysuszonej postury.
- Czego?
- Mogę wejść? Należałem do pańskiego zgromadzenia.
- Spieprzaj.
Rzucam w jego stronę paczkę fajek, które kupiłem po drodze.
- Chcę tylko chwilę porozmawiać. Nazywam się Mark Cooper. Może mnie pan pamięta. Uczestniczyłem w zbiórkach na odbudowę naszego budynku.
- Cooper? Ah, to ty. Przykładna twarz, porządny obywatel, psia mać. Czego chcesz?
- Powiedziałem już, chwili rozmowy.
- Co ja jestem? Poradnia specjalistyczna? Z resztą. Mam to gdzieś. Aby szybko.
Wyciąga trzęsącymi się rękoma pierwszego papierosa i przepuszcza mnie. Od razu zatykam nos, przechodząc ciasnym korytarzem. Obydwaj idziemy do, jak się domyślam, pokoju gościnnego. Stary telewizor wyświetla durną ramówkę reklam. Żółte od dymu zasłony tylko nieznacznie przepuszczają światło, rzucając brzydką łunę na stosy śmieci, butelek i resztek jedzenia. Tworzą one ściółkę pokoju.
Bardziej interesują mnie ściany z odchodzącą, olejną farbą. Na całej ich szerokości mężczyzna wyrysował kredą krzyże, ale i nie tylko. Wygląda to tak, jakby chwytał się każdego, możliwego symbolu, który mógłby go ochronić: pentagramu w kole, oka Horusa, koła Dharmy. To tyle jeśli chodzi o religijny puryzm.
Odwracam się do dawnego padre. Próbuje on przymierzyć maskę gbura, ale wyraźnie widać, że się czegoś boi.
- Więc?
Podchodzę do okna. Próbuję przejrzeć przez brudne szyby na widok miasta.
- Przyszedłem z tym do ciebie, nie do świętoszkowatych gadułów z jednego powodu. Pamiętam twoje przemówienia i perory. Były szczere. Fakt, że jesteś tutaj wynika, jak mniemam, z jednego bardzo ludzkiego powodu. Zacząłeś wątpić.
Patrzę po jego minie, czy w ogóle mnie rozumie. Mam nadzieję, że tak.
- Twoim problemem nie jest walka z czynszem czy alkohol. Człowiek, który ślepo wierzy, odcina się od trudnych tematów rzeczywistości. Nie chce widzieć, że nasz świat jest popieprzony i dzieją się na nim chore rzeczy. Kiedy zaczyna wątpić... otwiera furtkę umysłu dla tych okropieństw. Ja także zmieniłem swoje podejście do wiary. Zobaczyłem diabła we własnej osobie, a przynajmniej jego wysłannika.
Przychodzenie do tego człowieka, ot tak nagle i głoszenie mu takich prawd, musi być conajmniej kuriozalne. Z drugiej strony czuję, że jeśli nie zrozumie mnie on, to nie zrobi tego nikt inny.
- Znam się na ludziach, lubię obserwować. Wiem, że jesteś silny, widziałem to nieraz w kościele. Może to dla ciebie dziwne, ale przychodzę po radę. Zmuś proszę swego ducha raz jeszcze. I powiedz. Co ty byś zrobił, gdybyś musiał stanąć naprzeciwko złego. Ale nie tego wydumanego, z mediów i książek o magii. Prawdziwego, które żyje obok nas. Czy jest jakikolwiek sposób? Czemuś czuję, że jesteś bliżej prawdy niż większość "oświeconych" przebierańców.
Pozostaje mieć nadzieję, iż na chwilę wyrwę faceta z letargu. Tym samym dostatecznie podsycę lichy płomień nadziei. Choćby fragment inforacji może być dla mnie światełkiem. Ostatecznie jestem tylko kolejnym, błądzącym człowiekiem.
 
Caleb jest offline  
Stary 23-09-2014, 12:50   #73
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wraz z chwilą, w której Mark wyskakuje z samochodu i idzie do swojego mieszkania, zaczynam obmyślać kolejny plan. Mam szczęście, że na Brooklynie jest więcej sklepów z bronią niż w Manhattanie. Zostaje jeszcze Queens.
Parkuje swój samochód i oglądając się w szybach czy lusterku obserwuje swoje tyły. Bardzo możliwe, że ta samobieżne mały agencyjne mogą mnie śledzić.

Sprawnie wchodzę do mieszkania i zamykam je.
Równie szybko rzucam na ziemię torbę, zaczynam się przebierać.
Jeansy zostają zastąpione bojówkami, moje wysłużone sneakersy ustępują miejsca butom trekkingowym. Do tego wszystkiego lekka kurtka z digital camo - prezent od Jamesa. Zmieniam również torbę na plecak. Pompkę chowam pod kabiną prysznica, a 19 pakuję w szczelną torebkę. Nawet kilka i wrzucam do zbiornika wody w toalecie. Kiedyś trzymałem tam wódkę.. Czas się zmienił.

Do kieszeni chowam jedynie moją 21, komórkę, kluczę i portfel. Wychodzę zamykając mieszkanie. Na szczęście, kamienica posiada tylne wyjście o którym wiedzą mieszkańcy. Korzystam z niego, wymykając się niepostrzeżenie. A potem wtapiam w tłum idąc do najbliższego sklepu z bronią.

Czas sądu ostatecznego nadchodzi.
 
Gveir jest offline  
Stary 23-09-2014, 17:31   #74
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Thomas O'Brain
"Każdy ma prawo pogrzebać tajemnice własnej przeszłości w mrokach swojej pamięci."
Paulo Coelho


Złość i nienawiść buzowała w Thomasie. Jego serce i umysł opanowała agresja i chęć zemsty. Liczyło się tylko to.
Gdy wyszedł ze swojego mieszkania na ulice Nowego Yorku czuł się, jakby obudził się z długiego snu. Ostatnie miesiące życia były jakiś chorobliwym letargiem. Pogrążony w oparach szaleństwa, goryczy żalu i rzece alkoholu, zapomniał o wszystkim.
Gdy mijał szeregi przechodniów zaczął zdawać sobie sprawę, że przecież niewiele brakowało, a zatraciłby się w tym wszystkim i unicestwił.
Jakaś siła jednak skierowała do niego Marka, który stał się katalizatorem zmian.
To on naprowadził go na nową ścieżkę i to dzięki niemu nastąpiła przemiana.

O'Brain nie wiedział z kim przyjdzie mu walczyć, ale był gotów na wszystko.
Gdy wyszedł na ulicę rozejrzał się uważnie, czy nie ma w pobliżu smutnych panów w garniturach w jakimś zaparkowanym w pobliżu samochodzie.
Nikogo nie zauważył, więc ruszył do swojego auta.
Już miał odpalać silnik, gdy za wycieraczką zauważył jakąś małą karteczkę. Nie była to jednak reklama jakiegoś pobliskiego burdelu, czy coś w tym stylu. Wyglądało to bardziej na wizytówkę.
Thomas wysiadł i sięgnął po nią.

I zgromadził ich na miejsce, zwane po hebrajsku Har-Magedon.

Tylko tyle i aż tyle.
Albo to jakąś nowa akcje świadków jehowych, albo... kolejna wiadomość od Anderson i jej popleczników.
Thomas nie bardzo wiedział, co o tym myśleć. Rzucił karteczkę na podszybie i ruszył przed siebie.

Sklep do którego trafił leżał z dala od centrum. O'Brain wiedział, że tutaj właściciel nie zbyt przejmuje się biurokracją i wszystkimi wymaganymi papierami w tym stanie. To stary weteran wojenny i człowiek, który oddałby życie za prawo obywateli do posiadania broni.
Gdy Thomas wszedł przywitał go siwy, uśmiechnięty jegomość.
- W czym mogę pomóc, młody człowieku?


Mark Cooper
"Ptak wykluwa się z jajka. Jajkiem jest świat.
Kto chce się urodzić, musi świat zniszczyć.
Ptak leci do Boga. A imię Boga Abraxas."
Hermann Hesse, Demian

Były pastor słuchał słów Coopera bez większego zainteresowania. Może uodpornił się na tego typu słowa. Może nie potrafił uwierzyć już w ludzi, którzy odrzucili jego ostrzeżenia i wystawili na pośmiewisko. A może pader Jonas przybrał tylko maskę obojętności, aby łatwiej mu było żyć.
- Czuję, że jesteś bliżej prawdy niż większość "oświeconych" przebierańców. - powiedział Cooper - Zmuś proszę swego ducha raz jeszcze. I powiedz. Co ty byś zrobił, gdybyś musiał stanąć naprzeciwko złego. Ale nie tego wydumanego, z mediów i książek o magii. Prawdziwego, które żyje obok nas. Czy jest jakikolwiek sposób?
Mężczyzn milczał długą chwilę, a niedopałek papierosa tlił się w jego podkurczonej dłonie.
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytał w końcu - Mam ci powiedzieć, jak żyć? Mam ci wskazać drogę do raju? Mam ci udzielić rad, jak walczyć z grzechem i złem, które trawi ten świat? Głupcze! - krzyknął Jonas - Trafiłeś pod zły adres. Zadzwoń do jakiegoś telewizyjnego proroka, albo posłuchaj papieskich kazań. Wierzyłeś i zwątpiłeś, he... nie ty jeden. Świat porzucił boga, jako przeżytek. Może to i dobrze, bo modły i tak trafiały w próżnię. Po co strzępić język na darmo i łudzić się płonną nadzieją. Lepiej zatracić się w w swej cielesności, w zbytkach tego świata i zapomnieć o duszy, bogu i grzechach. Tak jest łatwiej.
Oczy mężczyzny zalśniły w półmroku pokoju i Cooper wiedział, że w obudził się w nim znowu duch kaznodziei. Mark nie był jednak pewien, czy takich słów właśnie oczekiwał od pader Jonasa.
- Gdy poddasz się, gdy zapomnisz o wznosiły ideach, zapomnisz o bogu, przestaniesz dostrzegać zło. Przestaniesz myśleć i się zadręczać. To jest sposób. Jeżeli siedzisz zamknięty w więzieniu, to lepiej zapomnieć o widoku krat w oknie i wyobrazić sobie czysty błękit nieba i się w nim zatracić. Niewolnik nieświadomy swych kajdan jest szczęśliwy. Ptak, który urodził się w klatce, nie tęskni za wolnością. Zamknij oczy i płyń z prądem świata, a zło przestanie cię zauważać.
Mężczyzna jeszcze raz zaciągnął się ledwo tlącym się papierosem, aby następnie zgnieść do w utytłanej popielniczce.
- To moja rada, drogi bracie Cooper. A teraz odejdź w pokoju.
Audiencja najwyraźniej była skończona. Cooper nie do końca czegoś takiego oczekiwał, ale tak naprawdę mógł przewidzieć, że rozmowa przebiegnie właśnie w ten sposób. Szukanie rady u szaleńca pogrążonego w świecie własnych manii i fobii była wielkim aktem desperacji z jego strony.


Nagle Mark dostrzegł, że jeden z symboli na ścianie jakby zaczął świecić jakimś wewnętrznym światłem. W dokładnie tym samym momencie mężczyzna poczuł uporczywy ból w skroni. Świat przed oczami mu się zakołysał. Do uszu Mark dotarł jakiś odległy szept. Gdyby już kiedyś nie słyszał tych słów, zapewne nie zrozumiałby ich sensu.
- Pytasz o drogowskaz.
- Pragniesz prawdy.
- Jesteś na granicy.
- Rozpadające się iluzje bolą najbardziej.
- Czas ucieka.
Dudniące basy i łomot perkusji wdarł się do mózgu Marka zagłuszając znajome głosy.
Drobinki kurzu wirowały w powietrzu w świetle ulicznej latarni, budząc złe wspomnienia.
Cooper wpatrywał się w ścianę przed nim, jakby dostrzegł tam twarz samego boga.
Pader Jonas milczał i z miną pełną zadumy i troski patrzył na Coopera.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 23-09-2014, 19:33   #75
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Nikt mnie nie śledził. Instynkt gliny ciągle działał. Cieszyłem się z tego ogromnie - zupełnie jakbym wrócił na dawny tor.
Odbezpieczam alarm samochodu i otwieram drzwi. Wskakuje za kółko, zatrzaskując drzwi i po włożeniu kluczyków do stacyjki znajduje karteczkę zatkniętą za wycieraczkę.
Co jest kurwa.. ktoś mnie przetarł, zrobił rysę czy uwalił lusterko?

- I zgromadził ich na miejsce, zwane po hebrajsku Har-Magedon - czytam na głos. Mój głos sam nie może dowierzać temu co czytam na karteczce. Co jest kurwa? Cytat znajomy, bodaj z Biblii. Har-Magedon brzmi podobnie do Armagedonu. Za mało przypadków, za dużo ich potknięć. Wystawiają się jak na talerzu i proszą o odstrzelenie łbów. Matko.. myślałem, że ludzki insynkt nakazuje ochronę życia, a nie poszukiwanie drogi do jego skrócenia. Może to i lepiej. Będą łatwiej wchodzić pod celownik.
Zapuszczam silnik i ruszam.

*

Lubię ubocza. Właśnie dlatego wybrałem ten, a nie inny sklep z bronią. Parkuje i zamykam samochód.
Rozglądam się jeszcze nieznacznie, ale nie wyczuwam zagrożenia. Wchodzę do sklepu z bronią. Duże pomieszczenie na parterze z kratami w oknach i dużą, amerykańską flagą za witryną sklepu. Ah, zapach wolności!
Wchodzę do sklepu i od progu witam mnie starszy jegomość. Nie jest to typowy entuzjasta broni. Wygląda raczej na weterana, jego surowy wzrok i pewność siebie przekazują jasną informacje o przeszłości właściciela.
- W czym mogę pomóc, młody człowieku?
Usmiecham się lekko.
- W zaopatrzeniu mnie w amunicję, proszę pana. Bez zbędnych kurtuazji: poproszę 20 sztuk amunicji do .45 ACP do Glocka 21, 30 sztuk 9x19 Parabellum do Glocka 19 i tak.. z 8 sztuk 12G do Remingtona. Wracam do rodzinki w Tennessee i mam ochotę postrzelać do tarcz na ranczu ojca. Płacę gotówką.
Nie jestem idiotą. Mogą mnie namierzyć po kartach kredytowych. Kolejny krok to kilka telefonów, tym razem z budki telefonicznej, a potem.. potem nadejdzie Sąd Ostateczny.

*
Zadowolony z wykonanej części planu i ukrytą amunicją wychodzę z sklepu. Dzień rozrachunku nadchodzi szybko.
Moja podejrzliwość nie pozwala mi zadzwonić z komórki. Nie w tak ważnych telefonach.
Rozglądam się szybko i podchodzę do pierwszej z brzegu budki telefonicznej.
Wrzucam kilka centów i wykręcam numer Timmiego.
Jeden, drugi, trzeci sygnał, aż w końcu nawiązuje połączenie.
- Słucham? - w słuchawce pobrzmiewa głos kumpla.
- To znowu ja Timmy, Thomas. Przepraszam, że wtedy nam przerwało. Miałem problemy z komórką, a teraz dzwonię z budki. Stanęło na tym, że nie do końca wiesz co robiłem ale możliwe, że wiesz gdzie schowałem swoje notatki i zapiski.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 24-09-2014 o 20:54.
Gveir jest offline  
Stary 25-09-2014, 14:25   #76
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Thomas O'Brain
- Bardzo mi przykro stary, ale nie pomogę ci. Jeżeli twoja pamięć szwankuje, to ja też nic z tym nie zrobię. Cieszę się, że wróciłeś do żywych. Różne plotki o tobie krążyły, ale mniejsza z tym... - Timmy zawiesił głos i wziął głęboki oddech - Jeżeli chcesz znać moje zdanie, to wiesz co... uważam, że nie powinieneś wracać do przeszłości. Zdaje sobie sprawę, że to trudne. Niewyobrażalnie trudne, ale grzebanie w tej ranie w niczym ci nie pomoże. Skoro twój mózg wyparł te wspomnienia, a sprawa karna się zakończyła, to może lepiej nie wracać do przeszłości. Idź na grób Lucy, pomódl się czy coś, ale na Boga nie rozdrapuj świeżych ran. To naprawdę ci w niczym nie pomoże. Nie obraź się, ale myślę, że tak będzie lepiej dla ciebie i dla Lucy też.
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 25-09-2014, 18:49   #77
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
- Tak, masz rację. Zapędziłem się w tym wszystkim i nie odwiedzałem dawno jej grobu. Dzięki Timmy - odpowiadam krótkim zdaniem na jego dłuższa wypowiedź. Odkładam słuchawkę na miejsce. Mam dziwne wrażenie, że ktoś zabronił Timmiemu mówić prawdy. Zupełnie jakby moja przeszłość była tajemnicą, a to co odkryłem było porównywalne z przerażającym odkryciem.
Wrzucam kolejne centy i wykręcam numer komórki Marka. Mam nadzieje, że odbierze.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 25-09-2014 o 19:22.
Gveir jest offline  
Stary 29-09-2014, 08:11   #78
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Czego ode mnie oczekujesz? Mam ci powiedzieć, jak żyć? Mam ci wskazać drogę do raju? Mam ci udzielić rad, jak walczyć z grzechem i złem, które trawi ten świat? Głupcze! Trafiłeś pod zły adres. Zadzwoń do jakiegoś telewizyjnego proroka, albo posłuchaj papieskich kazań. Wierzyłeś i zwątpiłeś, he... nie ty jeden. Świat porzucił boga, jako przeżytek. Może to i dobrze, bo modły i tak trafiały w próżnię. Po co strzępić język na darmo i łudzić się płonną nadzieją. Lepiej zatracić się w w swej cielesności, w zbytkach tego świata i zapomnieć o duszy, bogu i grzechach. Tak jest łatwiej.
Kręcę głową. Nie to chciałem usłyszeć. Znaczy, nie spodziewałem się nagłych cudów, ani wielkiego katharsis. Ale jedno jest pewne. Ten facet już się poddał. Płynie z prądem, gdyż świat go przytłoczył.
- Łatwiej, nie znaczy lepiej. Nikt jeszcze nie stał się lepszym człowiekiem patrząc przez palce na świat. Ale nie przyszedłem cię tutaj pouczać. Widzę, że tylko marnuję swój czas.
- Zamknij oczy i płyń z prądem świata, a zło przestanie cię zauważać. To moja rada, drogi bracie Cooper. A teraz odejdź w pokoju.
Wzdycham. To bez sensu. Mam już zamiar wychodzić z pomieszczenia, jak uderza mnie pewien obraz. Symbol na ścianie rozjarzył się nienaturalnie, dochodzą moich uszu jakieś dźwięki...
Zataczam się, zamykam oczy, choć pod powiekami wciąż widzę znak. Skądś go znam. Demon, Astaroth. Coś mi świta. Czy jego imię jest tu szczególnie ważne lub jest to kolejny, niezbadany dla mnie majak?
Otrząsam się z marazmu. Przechodzę obok Jonasa, mruczę na odchodne jakieś pożegnanie. Dopiero na zewnątrz dochodzę do siebie. Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk komórki. To Thomas.
- Witaj. Nie, u mnie bez rewelacji. Byłem u... starego znajomego. Myślałem, że może nam pomóc. Co masz zamiar robić?
 
Caleb jest offline  
Stary 29-09-2014, 13:30   #79
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
W końcu nawiązuje się połączenie. Mark odbiera.
- Cześć, co u Ciebie? Coś nowego ? - wypalam do słuchawki. Jestem ciekaw czy coś zrobił. Skądś miałem przeczucie, że ten człowiek nie będzie potulnie czekał.
- Witaj. Nie, u mnie bez rewelacji. Byłem u... starego znajomego. Myślałem, że może nam pomóc. Co masz zamiar robić?
Kiwam głową.
- Mam co chciałem, możemy dalej kontynuować. Spotkajmy się u mnie za jakieś 45 minut i tam obmyślimy dalszą część. Trzymaj się.
Jakkolwiek bardzo chciałbym odstrzelić kilka łbów, nie mogę zrobić tego od tak. Muszę znaleźć dowody na ich winę, powiązania, połączenia. Zebrać to w jeden pakiet i rozesłać do odpowiednich mediów. Niech sprawa wycieknie, zaleje ponownie gazety, Internet i telewizję.
Gdybym był żołnierzem albo pracował w służbach specjalnych miałbym większy dostęp, a tak muszę poradzić sobie z tym co mam.

Odchodzę od budki telefonicznej i idę do samochodu.
Zapuszczam silni, radio zaskakuje i wypluwa dobry hit. Kilka pierwszych dźwięków wydają się mi znajome, jednak gdy piosenka rozkręca się na dobre, poznaje band. Alice In Chains.. Matko, sam kiedyś byłem gniewnym grungerem. Podkręcam trochę głos i ruszam z kopyta.
Ostateczny exodus oprawców mojej córki właśnie się rozpoczął.
 
Gveir jest offline  
Stary 07-10-2014, 10:45   #80
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Mam co chciałem, możemy dalej kontynuować. Spotkajmy się u mnie za jakieś 45 minut i tam obmyślimy dalszą część. Trzymaj się.
Mam nadzieję, że tym razem rzeczywiście coś mamy. Cała ta intryga przypomina pogoń za króliczkiem. Niby widać cel, ale osiągnięcie go zdaje się coraz mniej realne.
Ponownie wsiadam do samochodu, zostawiając przebrzydłą dzielnicę za sobą. Ten cały wielebny. Miałem nadzieję, że jego metamorfoza przyniesie mi jakieś odpowiedzi. Może i rzeczywiście dojrzał coś niewidocznego dla zwykłego śmiertelnika, lecz zwyczajnie go to osaczyło i przygniotło. Płynąć z prądem. Jasne. Dotarliśmy zbyt daleko, by stać się biernymi pionkami.
Zajeżdżam do Thomasa. Nie bawimy się w żadne ceregiele. Krótka, konkretna wymiana informacji. Tego nam teraz potrzeba.
- No dobra. Co, gdzie i kiedy?
 
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172