Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2017, 21:26   #31
 
Satrius's Avatar
 
Reputacja: 1 Satrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputację
Veronica biegła. Jedynie kilka przecznic dzieliło ją od ukochanej Elizabeth. Ci dranie którzy mieli czelność nazywać się jej rodziną, kompanami czy współtowarzyszami, połasili się na, bądź co bądź, niezbyt wielką sumkę pieniędzy. Była ich hersztem, uchodziła za najlepszą przyjaciółkę, szkoliła ich, otaczała opieką!

- Kanalie. - Skwitowała zadyszana sama do siebie. - Niech sczezną!

Od prawie roku Veronica razem z Elizabeth, część z środków jakie udało im się zdobyć podczas zleceń i napadów, odkładały na specjalny quasi bezpieczny rachunek. Ich marzeniem było porzucić dawny fach i zacząć nowe życie, zaciągając się na pokład statku z misją kolonizacyjną. Na ulicach mówiono, że naukowcom udało odkryć się nową życiodajną planetę, pełną życia, nieskażoną ludzką stopą i umysłem. Nowy Eden. Zagadką pozostał sposób w jaki reszta gangu dowiedziała się o ich zamiarach, nikt nie był zdolny włamać się do jej komputera, nie poruszała też tego tematu z nikim prócz swoją miłością. Co do swojej osoby była pewna, ale Elizabeth była od niej kilka lat młodsza, strasznie podekscytowana pomysłem i właśnie ten młodzieńczy entuzjazm mógł sprawić, że wspomniała o nim raz bądź dwa przy okazji niewinnej rozmowy.

- Biegnę do Ciebie perełko. - Pomyślała, ostatni wyraz nasycając miliardem emocji. - Jeszcze moment i znów będziemy razem.

Gdy Veronica wróciła dzisiaj ze spotkania ze zleceniodawcą, które miało na celu ustalenie szczegółów kolejnego skoku (dla niej miał być ostatnim), nie spotkała w siedzibie żywej duszy. Nie tam było nikogo, jedynie list w jej szafce. Napisano w nim, że Elizabeth została uprowadzona, jednak włos jej z głowy nie spadnie jeżeli zaoszczędzone przez parę pieniądze zostaną przelane na konto oprawców. Zwierał on również instrukcje, gdzie zdradzona herszt powinna się udać po dokonaniu transferu by odzyskać drugą połówkę. Veronica w ogóle się nie zastanawiała, jak najszybciej dokonała przelewu i wybiegła z budynku w ustalone miejsce. Zalecenia wyraźnie zaznaczały, że musi tam dotrzeć pieszo. Biegła najszybciej jak potrafiła i choć jej płuca wypełniały się żywym ogniem przy każdym oddechu, to myśl o Elizabeth odpychała ból na dalszy plan. Po kilkudziesięciu minutach dotarła do opuszczonej hali fabrycznej.


Zapadła noc i zaczynało padać. Budowla była bardzo stara, niewiele dzieliło ją od zapadnięcia się. Wszędzie można było dostrzec artefakty świadczące o licznych narkotycznych libacjach tam się dobywających, bądź zardzewiałe kupy złomu (będące niegdyś maszynami). Nie musiała długo szukać. Elizabeth tam była. Gwoli ścisłości, jej ciało. Leżało samotnie wśród śmieci, pozbawione jakiegokolwiek odzienia. Na plecach można było dostrzec ślady pod dwóch strzałach. Biel jej ciała wydawała się emanować mistycznym światłem wśród panującego półmroku. Veronica podbiegła do swojej wybranki a obok niej spostrzegła znajomą rzecz. Swój zapasowy pistolet, magnum 0,32. Usłyszała również dźwięk syren, zbliżała się policja.

- Idiotka! - Krzyknęła paranoicznie w eter. - Jestem beznadziejna! Jak mogłam się nie domyślić?!

Po tych słowach chciała uklęknąć i wziąć Elizabeth w ramiona, odwrócić jej ciało i raz jeszcze ujrzeć twarz. Chciała wyszeptać jej do ucha jak bardzo ją kocha, jaką gorycz czuje, że nigdy jej nie zapomni. Niestety nie było jej to dane.

- Ręce do góry! - usłyszała komendy służb wkraczających do budynku. - Veronica Kowalsky, zostajesz oskarżona o morderstwo. Wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie.

Zdradzona, okradziona i wrobiona. Idylliczne marzenia o nowym życiu rozpłynęły się jak płatek śniegu przy odrobinie ciepła. W sercu pojawiła się wielka pustka, której nigdy nie będzie w stanie zapełnić. Veronica została sama w świecie pieniądza, przemocy i nienawiści.


Krytyczna sytuacja w jakiej znalazła się Veroniva, załoga i statek, przywołały dawne wspomnienia. Raport sporządzony przez Alex nie napawał optymizmem. Tak jak kiedyś ona, tak teraz korweta nie mogła liczyć na żadną pomoc z zewnątrz.

- Komputerku, komputerku, droga Alex. - Zainicjowała system raz jeszcze. - Powiedz przecie, jak najbezpieczniej dostać się do medlabu pośród tego gówna?
 

Ostatnio edytowane przez Satrius : 07-10-2017 o 14:45.
Satrius jest offline  
Stary 07-10-2017, 13:30   #32
 
Carras's Avatar
 
Reputacja: 1 Carras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumny
- Widzisz sierżancie Courtax, czasami los rzuca nas na głęboką wodę, gdzie musimy z wielkim trudem stawać na koniuszkach palców i walczyć ze słonymi falami dławiącymi naszą gardziel.

Słowa te padły z ust smukłego mężczyzny w mundurze MLN'u. Jego drapieżny wzrok podążał za wyciągniętym przed siebie staromodnym rewolwerem z fabryki Smith&Wesson.

- Znasz regulamin, za samowolę w warunkach polowych karą jest śmierć, bez względu na intencję i okoliczności.

Kapitan Frank Lennovitz przytknął lufę do czoła swojego podwładnego. Courtax patrzył na swojego wieloletniego dowódce beznamiętnym wzrokiem. Otaczający ich legioniści mieli ponure miny. Atmosfera jak na pogrzebie, deszcz, błoto i zmęczone twarze.

Odebrał dziś życie dwóm podoficerom Legii, których złapał na ochydnej zbrodni. Dokonał impulsywnego samosądu, przekreślając tym samym upragniony i nadchodzący wielkimi krokami patent oficerski, przekreślając wszystko dla życia jednej przestraszonej dziewczyny! Szczęk kurka i ostatnie słowa wyroku, już czas. Papa zamknął powoli oczy, wziął głęboki oddech, rozległ się huk wystrzału...

************************************************** **********************

Jean otworzył oczy. Jego klatka piersiowa unosiła się energicznie, przyśpieszony oddech rozrywał płuca prze kilka krótkich chwil. Wąsacz zdał sobie sprawę, że po drodze do medlabu, ból znacznie się spotęgował i musiał odciąć go na parę minut. Był na Acheronie, wszystko dobrze. Przetarł oczy, przywołał swój tępy uśmieszek i wkroczył do pomieszczenia, gdzie czekali na niego Linda i Rohan.
- No! Dobrze was widzieć.
Wydyszał zdejmując hełm, wkładając pod zdrowe ramię. - Straszny mamy burdel w domku. Nivi i Veronica miały nas dość i chciały wyfrunąć ku lepszemu, hehe, ale je złapałem. Aha. Po drodze złapałem karton z puree i samozgrzewającą fasolą. Ktoś chętny?

Powiedział jednym tchem, ciężko łapiąc powietrze. Jean ton miał pogodny, ale co rusz można było zobaczyć grymas bólu, który przeszywał go z każdym ruchem.
- Pani doktor, trzeba tego... zobaczyć co z moimi gnatami. - mówiąc to uśmiechnął się przepraszająco do Lindy, w związku z jego gabarytami i wrodzoną nieporadnością był najczęściej odwiedzającym gabinet pacjentem.

Co do samej Pani doktor Jean miał mieszane uczucia. Nie była typem troskliwej pielęgniarki, co bardzo gryzło się z jej urodą, przynajmniej w oczach Papy, bo temu Pani medyk jawiła się ideałem kobiecości. Jej oziębły ton studził gwałtownie rosnącą temperaturę w trzewiach Papy, wynikiem czego ten zachowywał się jak totalny przygłup w jej obecności.
Słuchając diagnozy wpatrywał się w Linde, chrząkając co chwilę i potakując. Widać było, że nie do końca pojmuje, bądź nie chcę pojmować powagi i rozmiaru uszkodzeń na jego ciele.

- Czyli, że no jak? Zawsze czułem się mało użyteczny, a teraz do tego mam tylko jedną rękę? Może od razu amputujemy, a Rohan zamontuję mi jakiś miecz łańcuchowy w miejsce kikuta?
Wąsacz zarechotał, a jego śmiech odbił się od wszystkich ścian medlabu.
Wstrzymał oddech i znieruchomiał by umożliwić Lindzie założenie opatrunku. Skinął głową do Abe, gdy ten się pojawił. Przewracając oczami wskazał ramię z wypisanym na twarzy "It's me again."

Po cierpliwym wysłuchaniu zaleceń i udzielonej pomocy w usztywnieniu kończyny wstał i podziękował. - No, tego całuję rączki... - widząc minę Lindy dodał zakłopotany – yyy...przenośnia taka.

-ROHAAAAN! - Odwrócił się do inżyniera obracając się przy tym wokół własnej osi ze dwa razy.Sterydy i stymulanty zaczęły działać błyskawicznie, Papa uśmiechał się szeroko do inżyniera.
- Nie do końca zrozumiałem Twój plan, ale jak idziesz gdzieś na robotę, to ja za Tobą, powiedz tylko czy potrzebujemy czegoś extra? W mojej kondycji najlepiej sprawdzę się jako wózek widłowy...

Jean miał sekretny plan zdjąć i wyrzucić cholerę temblak jak tylko Linda straci go z oczu, o ile kondycja pozwoli mu na poruszanie ręką w normalny sposób. Chciał też po drodze z Rohanem wpaść do swojej kajuty i zabrać kombinezon wojskowy wraz z ulubioną strzelbą.
 

Ostatnio edytowane przez Carras : 07-10-2017 o 18:47.
Carras jest offline  
Stary 08-10-2017, 19:35   #33
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 4 - 45 min po skoku

Układ Dagon; 45 min po skoku; 14.19 ja do Dagon V; pobojowisko




Mostek; Tichy i Prya


Alex nie miała zbyt pociesznych wieści. Znowu. Czujniki Alex bazujące na temperaturze były mało użyteczne w zdehermytyowanych urządzeniach bo próżnia wybitnie pożerała wszelkie ciepło. Tam gdzie było powietrze ludzie chodzili w kombinezonach które też właśnie po to były by izolować między innymi różnice temperatur między środowiskiem wewnątrz i na zewnątrz skafandra. Więc często powierzchniowa warstwa skafandrów przybierała temperaturę otoczenia. Dlatego ludzi najłatwiej było wykrywać po Kluczach. Póki co Tichy miał nadal całkiem niezły obraz emanacji Kluczy na korwecie. Cała dziesiątka, tak jak powinno być. Dwa na mostku, cztery w ładowni, dwie w medlabie i pojedyncze klucze na rufie. Choć ostatni z nich, ten od “Red” pewnie pracującej przy wieżyczce z powodu zniszczeń był przez Alex oznaczony ostrzegawczą żółcią. Tam wiele jej czujników nie działało, zostało zniszczonych czy uszkodzonych a bez tego środowisko statku było bardzo niesprzyjające dla wszelkiego promieniowania w tym łączności i nadajników. Gęsta plastal, liczne mechanizmy, izolacje, źródła innego promieniowania całkiem skutecznie potrafiły zakłócić sygnał.

W czujnikach ruchu też nie było lepiej. Bo w chwili gdy stracili grawitacje wszystko było w takim czy innym ruchu. Uderzało o siebie nawzajem, o ściany, burty powodując zakłócenia czujników ruchu równie duże jak głowica EMC na na skany. Przynajmniej zasada działania była bardzo podobna. Można było jeszcze śledzić czyjś ruch przez kolejne otwierane i zamykane drzwi czy windy. Ale to znów raczej dotyczyło ludzkich użytkowników. Były też klasyczne kamery ale na nich komputer pokładowy nie dostrzegł nic podejrzanego. Znaczy nic poza pobojowiskiem. Kto wie, może Veronica umiałaby jakoś przekierować pracę Alex by znalazła czy coś tam jest nie w porządku czy nie ale Alex skonstruowano do podróży międzygwiezdnych i dbania o statek i załogę. Zgłaszała wszelkie podejrzane czy alarmujące sytuacje załodze ale już do niej zależało co z tym zrobią. Chyba, że program Alex zakładał w danej sytuacji automatyczne działanie, zwykle wówczas gdy rzeczy działy się zbyt szybko by słaby, ludzki umysł miał szansę zareagować.

No i były uszkodzenia. Gdzieś tak od dzioby do jakiejś 1/3 długości, “Archeon” był względnie cały. Zapewne można by nawet zaryzykować poruszanie się tam bez skafandra. Za to centrum, w rejonie ładowni już zaczynał się ten pobitewny krajobraz, głównie w okolicy ładowni właśnie która musiała zaliczyć jakieś pomniejsze bezpośrednie trafienie. Za to rufa, zwłaszcza dolna ćwiartka to był istny Sajgon. Wiele sektorów świeciło czernią oznaczającą brak danych. Czujniki były albo wypalone albo zniszczone ewentualnie jakoś uszkodzony został przesył danych. Alex właściwie nie potrafiła bez nich dać obrazu co tam się właściwie dzieje. Może nie było tak źle ale czerń na schematach okrętu pomieszana z liczną czerwienią oznaczającą stan ciężki lub krytyczny i trochę żółcią co było stanem alarmowym no nie było zbyt optymistycznym widokiem.

Stan dropshipa wedle Alex przedstawiał się na lekko uszkodzony choć zdatny do lotu. Komputer pokładowy dropshipa zgłaszał serię uszkodzeń jakie powstały pewnie od trafienia w ładownię bo oscylowały wokół poszycia. Choć jedno z trafień pechowo trafiło w owiewkę kokpitu więc obecnie pilot musiałby siadać z pięknym widokiem spękanej szyby przed twarzą. Wedle analizy podróż w próżni szyba powinna wytrzymać ale we wchodzenie w jakąkolwiek atmosferę to komputery dropshipa i korwety nie zalecały. Po prawdzie znowu pewnie ktoś z załogi musiałby obejrzeć dropshipa i na własne oczy zobaczyć i pogadać z jego komputerem by oszacować w jakim jest realnym stanie.

Miał też do przemyślenia słowa Lindy. Była medyczką ale wychowaną w rodzinie o wojskowych tradycjach. Co by nie mówić opuszczenie jednostki przez załogę zawsze i tradycyjnie wręcz uważano za ostateczność. Dopiero gdy nie było szans na uratowanie jej ale wciąż była szansa na wyratowanie samej załogi. Obecnie wciąż mieli rezerwowe systemy zasilania jakimi Prya mogła zatrzymać jednostkę choć potem byłaby bieda i szybko by musieli przerzucić się na latarki i inne takie. Rohan miał plan z tą przełączką pomiędzy reaktorami. Zaś samej korwecie natychmiastowe zniszczenie nie groziło. Oberwali i to porządnie a z wielu rejonów jednostki nie było wiadomości lub były alarmujące. Ale właściwie tylko niekontrolowana reakcja reaktora albo eksplozja w magazynie torped mogła zagrozić im jako całości jednostki a z tym poradzili sobie Rohan i Julia on wyrzucając w kosmos uszkodzony reaktor ona gasząc pożar. Był jeszcze ostatni reaktor hipernapędu ale Alex na razie nie alarmowała że coś z nim nie w porządku.

Prya miała zaś nieco inne zmartwienia. Była nawigatorem czyli kosmicznym pilotem kosmicznych pojazdów. Więc miała świadomość co oznacza tak jakieś 0.5 prędkości światła z jaką zasuwali. Wyskoczyli z hiperskoku jakieś trzy kwadranse temu. Dawno jak na miejsce gdzie wszystko jest w ruchu. Wówczas byli jakieś 17 ja od tego lodowego giganta w jaki tutaj był ostatnim globem w tym Dogonie. Ale, że wciąż zasuwali z połową prędkości światła to robili prawie pełne 1 ja w kwadrans. Obecnie więc odległość ta zmalała do jakichś trochę ponad 14 ja. Jeśli nie znajdą sposobu by wyhamować wcześniej to śmignął obok tego globu za jakieś 4 h. Dosłownie śmignął.

Pomysł by wyhamować przez zanurzenie w atmosferze był ciekawy. Ciekawy do liczenia. Wedle danych glob miał jakieś 25 000 km promienia. Wbicie się w atmosferę i przecięcie jej cięciwą nie mogło być dłuższe niż ten promień ale niech będzie, ze właśnie tyle. Dla ludzkiego punktu widzenia ogromna ilość przestrzeni. Ale nie dla kosmosu i kosmicznych wartości w tym prędkości. Przy obecnej prędkości śmignęli by te nędzne 25 kafli w jakieś 0.0003 sekundy. Może Alex coś by zdołała zareagować ale już ani załoga ani statek za cholerę. Poza trzeba by czyli właściwie ona musiałaby przygotować wszystko wcześniej. Przy takich odległościach i prędkościach drobny błąd przy testowaniu marginesu błędu owocował wartościami kilku tysięcy kilometrów. Mogło to oznaczać albo przelecenia nad atmosferą gazowego giganta albo wbicie się w jej bardziej płynną niż gazową część. No i samo zderzenie z atmosferą. Przy obecnych prędkościach zderzenie z czymkolwiek poza próżnią było wielce ryzykowne.

Sam manewr był więc skrajnie ryzykowny i mało efektywny choć pewnie efektowny no i ciekawy do liczenia. Owszem zwolniłby pewnie statek bardziej niż przelot nad atmosferą i hamowanie o sam efekt grawitacyjny planety ale korweta na pewno zderzenie z atmosferą przy tych prędkościach by odczuła co zaowocowałoby kolejnymi awariami i zniszczeniami a przy krytycznym błędzie jakiego nie można było pominąć oznaczało wbicie się w powierzchnię gazowego giganta i zniszczenie jednostki oraz wszystkich na pokładzie.

W tej chwili właściwie był dość prosty sposób by wyhamować prędkość całkiem szybko: użyć baterii do napędzania silników podświetlnych. No ale to właściwie wyprułoby korwetę z energii. Zostałyby resztki. Przynajmniej póki Rohan i reszta jakoś nie podłączyliby drugiego generatora z hipernapędu. No albo darować sobie w tej chwili przystanek na tej orbicie, skorzystać z hamującego wpływu asysty grawitacyjnej, zwolnić nieco i wlecieć głębiej w ten układ. Wówczas można by liczyć, że coś się wymyśli potem.



Ładownia; Rohan, Drake, Nivi i “Papa”



Rohan razem z “Papą” opuścili medlab i przelecieli do ładowni. Głównie po to by szybko odkryć kolejne trudności i przeszkody. Główny inżynier znał już te nieplanowane przez inżynierów kabrio z maszynowni. Tutaj ładownia oberwała podobnie. Wszystko więc unosiło się w zmrożonej próżni i tej specyficznej, kosmicznej ciszy. Nawet jak widać było gdy jakiś klucz dryfuje leniwie kręcąc obroty i zderza się z podobnie kręcącym się młotkiem to nic nie było słychać. Obydwa narzędzia odbijały się od siebie i zaczynały obracać się w nowych kierunkach. A tam znowu czekały setki jeśli nie tysiące nieplanowanych ani przez instruktorów ani przez załogę zamarzniętych sąsiadów. Wszystko zatopione w kosmosie. W tej nienaturalnej dla człowieka ciszy i ostrym świetle nie stępionym przez żadną atmosferę.

Uprzątnięcie tego bez uszczelnienia kadłuba było mało realne. Ale nie był to jedyny problem. “Red” meldowała coś o zagubionej głowicy. Czyli gdzieś w tych śmiechach albo zaklinowana w jakimś pokładzie mogła być sobie jakaś głowica. Nie wiadomo jaka. Co prawda głowica nie powinna być zbyt mała i pewnie była co najmniej jak spore wiadro, może jak korpus człowieka. Zależy z czego do nich strzelano. Ale do przeszukania setek metrów stalowych zakamarków pełnych dryfujących detali i zdewastowanych pokładów i grodzi no to na łatwe szukanie się nie zapowiadało.

Do Rohana wróciły też oka. Dwa. Trzecie wysłało sygnał awarii i zamilkło. Wróciły bo mana w bateriach już im się skończyła. Zdołały nagrać co widziały po drodze. Teraz trzeba było jakoś obejrzeć nagrany materiał. Problem z “oczkami” był taki, że choć były szybkie to nie mogły dotrzeć do odciętych sektorów i pomieszczeń. Jeśli gdzieś nie było dziury albo Alex nie mogła otworzyć im drzwi to nie mogły tam wlecieć.

Rohan uruchomił latającego drona “Iron Sky”. Automatyczne latadełko zniosło walkę bez większych usterek i mogło pełnić swoja służbę. Wyleciało przez nowy otwór w poszyciu ładowni i zaczęło zdawać relację ze swojego lotu. Najpierw pokazało dwie figurki w kombinezonach wracające do ładowni z rozwalonym konterem. Drake i Nivi. A potem gdy nabrało odpowiedniej perspektywy to panowała tendencja, że im bliżej rufy tym gorzej. Dziób jako, że lecieli właśnie jak trzeba czyli dziobem do przodu, wydawał się być całkiem w porządku. Tam też odłamków dryfujących wokół korwety było niewiele podobnie jak uszkodzeń. Za to im bliżej rufy tym tego rozwalonego złomu było więcej i więcej. Zostawiał on ślad jak krwawiące zwierzę zostawia za sobą plamy krwi. Było tam wszystko jak po każdej walce z trafionej jednostki można znaleźć. Od oderwanych siedzisk, przez wyrzucone szafki po całe fragmenty zewnętrznej “skóry” korwety czyli poszycia zewnętrznego i wewnętrznego, kawałki grodzi, wyrwane drzwi i tysiące innych mniejszych i większych elementów dryfujących w kosmicznej ciszy i w tym ostrym kosmicznym świetle.

“Iron Sky” przyniósł też ogólny wygląd okrętu. Największe zniszczenia miała ładownia i dolna rufa czyli w pobliżu napędu podświetlnego. Widocznie właśnie tam uderzyły głowice bojowe i tam zniszczenia były największe. Hipernapęd który też był na rufie ale w górnej części wydawał się być względnie cały. Osłony antyhiperprzestrzenne za to wyraźnie i mocno dostały w kość. Czyli trzeba by zbadać ich stan bo następny skok, nawet nie tak wariacki jak ten może się okazać dla już przeciążonych osłon zbyt duży. No ale jak mieli zamiar odłączyć hipernapęd od reaktora to właściwie robiła się w tej chwili z tego teoria na kiedyś tam.

Jean widział obrazy przesyłana przez latający dron i widział jak Rohan zbiera swoje zabawki do pracy o jakiej mówił. Widział też jak przez wyrwę w kadłubie do ładowni wrócili Drake i Nivi. Z paczką. Paczka nie wyglądała dobrze. Wyglądała jakby ktoś oderwał jej jeden z węższych boków. W efekcie można było bez wysiłku zajrzeć do wnętrza. Wnętrze zaś zawierało poza zwyczajowymi “trocinami” jakie to miały chronić zawartość także wewnętrzną skrzynię a sądząc po rurkach, okablowaniu i materiale z jakiego było to zrobione był to kontener z SPŻ czyli do przewozu czegoś żywego. No ale w próżni mało co było w stanie być żywe więc nawet jak tu coś było żywe to kąpiel w kosmicznej próżni…

Drake i Nivi nie spieszyli się nieco spowolniani przez kontener którego pewnie mogli pchać tylko dzięki próżni i nieważkości a i latające przy burcie złomowisko zalecało ostrożność. Poza korwetą i resztkami jakimi krwawiła rozciągała się pustka. I będąc na zewnątrz mieli okazję dobitnie to poczuć. Centralna gwiazda systemu, Dagon, wydawała się być najjaśniejszą z widocznych gwiazd ale przez to wydawała się jeszcze bardziej odległa.





Musieli trafić na peryferyjny system nawet pod względem położenia w galaktyce. Przestrzeń wokół wydawała się skąpo ozdobiona kropkami światła oznaczającymi odległe gwiazdy. Do tej najbliższej, będącej w sercu tego układu brakowało im pewnie z parę godzin czy dni lotu. A i tak byli pewnie może góra w połowie tego co astronomia uznawała za dany system gwiezdny. A i tak wydawało się to wszystko strasznie odległe i skąpane w kosmicznym mroku. Gołym okiem nie było widać nawet tego giganta w stronę którego lecieli. A może i był ale trzeba było wiedzieć w którym kierunku patrzeć a obecnie przy takiej ilości dryfującego śmiecia łatwo było go przegapić.

Udało im się jednak cało dolecieć do ładowni. I tu zaczęły się schody. Dotąd lecieli względnie po prostej więc szło względnie łatwo. Teraz jednak właściwie musieli wykonać skręt kontenerem o 90* by zamiast lecieć wzdłuż burty skręcić i wlecieć do wnętrza. Musieli więc wyhamować pęd i zmienić wektor. I dla odmiany kontener nagle jakby przybrał na masie. Wyhamowanie rozpędzonego kloca okazało się całkiem trudne. W końcu swoją masą zaledwie łącznie tych 200 - 300 kg w kombinezonach i wspomagani przez silniczki plecakowe musieli wyhamować rozpędzone tonę, dwie czy ile to ważyło. Nie musieli robić tego na pokaz czy defiladę ale i tak napocili się przy tym nieźle. Przydatna okazała się mocarna dłoń załogi jaka w międzyczasie dotarła do ładowni. Razem zdołali wyhamować kontener i wepchnąć go z powrotem do ładowni a tam ponownie zakleszczyć zaczepy w ładowni. Gdyby nie ten wyrwana ścianka no wszystko byłoby jak wcześniej gdy przyjmowali ładunek na pokład. No i wtedy nie mieli kabrio w ładowni.



Dolna, rufowa wieżyczka; “Red”



Słabo. Z bliska wyglądało to słabo. Julia musiała przelecieć z mostka prawie na sam koniec rufy czyli przez większość korwety. I im bliżej rufy tym gorzej to wyglądało. Na samej rufie to już musiała kombinować ze znajdywaniem objazdów z zakleszczonymi drzwiami, zawalonymi korytarzami i tego typu stałym elementem kosmicznego pobojowiska. Raz czy dwa śmignęła jej mała, latająca kulka. Widocznie Rohan wysłał swoje “oczka” do zbadania sytuacji. Jednak w końcu dotarła do celu. Ostatni korytarz był zawalony i przecisnęła się z trudem. Przy dłuższych pracach trzeba by pomyśleć albo o oczyszczeniu go albo pracować od zewnątrz. Teraz jednak w końcu mogła naocznie sprawdzić wieżyczkę. No i wyglądało to słabo. Kiedyś to tak wyglądało.





Znaczy jakąś godzinę czy dwie temu. Z daleka wieżyczka wyglądała pewnie nie tak najgorzej. Z bliska słabo. Musiała oberwać nie bezpośrednio ale odłamki od trafień lub z eksplozji wtórnych. Najmocniejszym elementem broni były lufy. Im też odłamki zaszkodziły najmniej. Ale musiały oberwać jakimś rozgrzanym kawałkiem bo wtopił się on w trzy lufy jednego działka deformując je i czyniąc bezużytecznymi. Pozostałe dwie się wygięły więc cała właściwie została tylko jedna. Jedna lufa była mało efektywna więc właściwie rozsądniej było wymienić cały moduł. Trzeba było pobrać z magazynu i zamontować. Z tego tutaj, do czegoś nadawała się właściwie tylko ta jedna ocalała lufa. Za to drugi moduł z szóstką luf wydawał się nienaruszony.

Lufy były “gołe”. W wersjach działek nastawionych na pracę w atmosferze był jeszcze system chłodzący z płynem chłodzącym by ochłodzić nagrzewające się błyskawicznie mechanizmy. Tutaj chłodzącym czynnikiem był wieczny dotyk, wiecznie lodowatej próżni która błyskawicznie wysysała wszelkie ślady ciepła z każdej materii. Tym razem to działało na plus pozwalając odchudzić i uprościć budowę broni w porównaniu do atmosferycznych modeli.

Ale gorzej było z pozostałymi elementami wieżyczki. Już pas do podawania amunicji był urwany. Trzeba było zamontować nowy. Wieżyczki były skonstruowane by były maksymalne autonomiczne. Miały własny napęd, własne baterie, własne sensory i zapas amunicji. To pozwalało im pracować samodzielnie nawet przy całkowitym zniszczeniu rodzimej jednostki. Choć oczywiście wprzęgnięta w komputer pokładowy i operatora uzbrojenia była o wiele efektywniejszą bronią.

Teraz “Red” widziała, że baterie nadal działają. Były zbyt prymitywne by uszkodziło je coś więcej niż bezpośrednie trafienie. Mogła wymienić moduł lufowy więc wieżyczka odzyskała by z powrotem 100% siły ognia. Mogła wymienić podajnik amunicji ale bez oczyszczenia tego korytarza to przy szybkostrzelności broni rzędu 10 000 pocisków na minutę to lokalnych zasobów starczało jej na krótką walkę. Kolejne powinny być dosyłane z magazynu przez automaty ale przez ten zdemolowany korytarz obecnie nie było to możliwe. Zostawało zmieniać je ręcznie przez ludzi czy roboty a więc właściwie drałować ze skrzynkami z amunicją podczas walki co było mało efektywne za to aż prosiło się o kłopoty. No i była najpoważniejsza sprawa. Elektronika.

Wieżyczki były autonomiczne więc posiadały własne radary, jeden do wykrywania celu drugi do śledzenia i posiadały własne komputery balistyczne czy choćby system IFF*. Były jednak praktycznie na powierzchni kadłuba więc bardziej podatne na wszelki atak w tym głowicami EMC i EMP. Impuls musiał być silny skoro chronione klatkami Faradaya bloki komputerów Alex musiały zrestartować system. Wszystko wskazywało, że większość głowic trafiła w okolicę rufy “Archeona” więc o wiele słabsze komputerki balistyczne po prostu wysmażyło do cna. Nawet jakby ponownie oczyścili korytarz i podpięli wieżyczkę pod system bez naprawy elektroniki i wgrania nowych programów będzie ona bezużytecznie świecić na mostku na czarno jako brak danych. Julia mogła zabrać się za mechanikę naprawy, nawet jakby się zawzięła to może dałaby radę oczyścić ten zawalony korytarz ale elektronika i programy to zwykle była działka Veroniki albo Rohana.


*System IFF - Identification Friend or Foe czyli system rozpoznawania swój - obcy.



Medlab; Linda i Veronica



Ruch. Wszystko było w ruchu. Ledwo puściło się na moment medgun i już zaczynał od kręcić się i odpływać w powietrzu. Położyło się coś na stole a to coś też zaczynało dryfować. Dobrze, że tutaj jeszcze powietrze było bo próżnia cholernie utrudniała wszelkie niesienie medycznej pomocy. Z nieważkością było trochę dziwnie no ale szło sobie z tym jeszcze jakoś poradzić. Ludzie też byli w ruchu. Chłopaki byli, przyjęli pomoc, diagnozę i lekarstwa i wybyli. Za to przybyła Veronica.

Białowłosa wydawała się cała i w jednym kawałku na pierwszy rzut oka. Po wstępnej diagnozie również taka się wydawała. Nie potrzebowała więc właściwie pomocy medycznej poza wstrzyknięciem obecnie standardowej dawki antyradu. Obecnie udało się Lindzie wzmocnić odporność radiologiczną już większości załogi. Właściwie została jej tylko obsada mostka czyli Tichy i “Teddy”. W tej chwili chyba nie powinni być narażeni na szkodliwe promieniowanie bo byli wręcz w najdalszym, możliwym miejscu od trafionych miejsc. Odległość i liczne pokłady i grodzie jednostki były całkiem niezłą ochroną przed promieniowaniem. Niemniej nie wiadomo było obecnie które rejony są skażone na pewno a które nie i czy nadal ta dwójka będzie siedzieć na mostku to jednak bezpieczniej było im podać ten zastrzyk bezigłowym medgunem. To powinno wzmocnić organizmy załogi na dobre kilka godzin. Jak bardzo to zależało jak bardzo ich ciała będą wystawione na promieniowanie.

Veronica dotarła bez przeszkód do medlaba. Alex zaznaczyła jej drogę tak jak chciała i wbrew obawom odkąd opuściła ładownię droga zdawała się coraz łatwiejsza. Im bliżej mostku tym uszkodzeń wydawało się być mniej. Mogła pozwolić sobie na skorzystanie z najbardziej oczywistej drogi czyli korytarza głównego jaki ciągnął się wzdłuż większości pokładów. Dotarła więc do medlaba bez przygód, po drodze minęła się z Rohanem, Jeanem i Abe którzy zmierzali ku ładowni. W medlabie królowała jak zwykle Linda. Wstrzyknęła jej działkę antyradu jaki miał wzmocnić jej organizm przed wpływem szkodliwego promieniowania jaki przebiłby się przez jej kombinezon.



Rufa; Abe



Abe wybył razem z chłopakami z medlaba, po drodze minęli jeszcze płynącą do medlaba Veronikę ale szybko musiał udać się po swój specjalny kombinezon i przystąpić do planowanych prac.

Prace jakie zamierzał wykonać były dość proste. Ot, pozamykać przejścia gdzie się dało to za pomocą Alex, gdzie się nie dało to ręcznie, gdzie ręcznie się nie dało no to właśnie musiał przystąpić do pracy. Alex przydawała mu się do nawigowania i orientacji w terenie. Słuchając jej głosu mógł się bez zaglądania do każdego pomieszczenia zorientować czy tam jest powietrze, próżnia, skażenie, światło czy jeszcze coś innego. Tam gdzie Alex miała swój wpływ prace szły dość szybko i sprawnie. Zwykle ich nie było. Ot, zamknąć przejście. Gorzej zaś szło tam gdzie jej nie było lub miała ograniczony dostęp. Wówczas trzeba było wszystko sprawdzać osobiście. Wiedział, że Rohan ma te swoje “oka” i jedno by mu się bardzo przydało na takie zdewastowane okolice by zastąpić Alex tam gdzie jej nie było. Nie był co prawda zawodowym operatorem dronów ale z pomocą takiej latającej kamery i tak mógł zaoszczędzić sobie pracy i łażenia.

Zostawał jeszcze komunikat “Red” o “zgubionej” głowicy jaka trafiła ale nie wybuchła. Więc wciąż mogła. Abe wiedział, że to bardzo prawdopodobny scenariusz i wcale nie nowy. Mógł co prawda być zwykły niewypał. Wówczas mógł eksplodować w każdej chwili albo w ogóle. Mogła być to jednak bomba z opóźnionym zapłonem. Ot, właśnie obliczona na zlikwidowanie takich facetów jak on co przyjdą naprawiać szkody. Też żadna nowość w wojnach. Co więcej w tym dryfującym złomie i ciszy głowica mogła być zaraz za ścianą czy na końcu korytarza i nadal pozostać niezauważona. No i nie wiadomo było co jest w tej głowicy. Coś wybuchowego do rozwalenia materii organicznej i nie, coś z EMP do skasowania Alex która przecież też miała policzalną i ograniczoną odporność. No albo jeszcze coś innego.

Na razie jednak po kolei odcinał uszkodzone pomieszczenia i sektory. Z początku szło dość szybko ale im bliżej rufy tym gorzej. Latającego złomu czy nawet wyrwanych fragmentów ścian było coraz więcej, światła czy czujników Alex coraz więcej, coraz częściej musiał ręcznie otwierać czy zamykać drzwi i generalnie wyglądało na pełnowymiarowe, kosmiczne pobojowisko. Było co sprzątać.

Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że właściwie całkiem spora część statku nie jest niezbędna. Rohan z “Papą” mieli zamiar pracować przy obydwu reaktorach. Przydałoby im się tam światło. Ale reszta właściwie nie była im potrzebna. Jeśli udałoby im się zorganizować napęd podświetlny i korweta odzyskałaby swoje serce to życie załogi mogło się skupić w dziobowych sektorach. Tam był mostek i medlab, większość kajut. Co prawda dotarcie z tej dziobowej części do ładowni czy maszynowni oznaczałoby wyjście z tej dziobowej strefy względnego bezpieczeństwa ale w większości z tych sektorów nadal było światło i powietrze. Nawet w okolicach dziobu były przebite pokłady z uszkodzeniami czy próżnią i skażeniem na pokładzie ale było ich tam najmniej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 08-10-2017 o 20:31. Powód: Edycja odległości ja od gazowego olbrzyma.
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-10-2017, 17:43   #34
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
- Zalecam ostrożność - ostatnie słowa Lindy zabrzmiały w słuchawce. Nie była zadowolona. Być może zapędził się ze swoim kolejnym szaleństwem. Chwila niezręcznej ciszy i z krótkim “bez odbioru” rozłączył kanał prywatny.

Nikt nie miał takiego wpływu na Tichego co Linda.
A mimo to nadal on jest kapitanem i chwilowo nie będzie współpracy z układem Dagon.

Leon nie jest dowódcą, dla którego liczą się jakieś wzniosłe ideały. Lata praktyki nauczyły go, że ludzie i łajby to tylko zwykła statystyka pędząca w żyłach ruchomego wszechświata. XI eskadra “Zuchwałych” spłonęła we wnętrznościach żółtego karła? Dwa muśnięcia klawiatury, enter i dane wprowadzone do systemów. Kondolencje o trzech różnych treściach losowo wysłane do rodzin poległej załogi. XII eskadra w gotowości.
Acheron był i jest pojedynczą kupą plaststali, która w trzewiach kosmosu utrzymuje ich przy życiu, pozwala na przemieszczanie się w ogromnych prędkościach, które i tak wobec majestatu próżni są śmieszne. Dodatkowo w chwili obecnej statek to pobojowisko, nad którym warto by zapłakać. Każda ścieżka zaś co ją należało wybrać, wiązała się z ryzykiem całkowitej porażki. Lecieć na spotkanie Dagon V, gdzie ogarnięcie ich połowicznej prędkości światła to przy pomyślnych wiatrach tygodnie straconego czasu? W trakcie którego mogli zginąć od każdego błędu lub zostać zwyczajnie przechwyconym przez flotę Federacji. Tichy wolałby skryć się w odmętach czarnej dziury, niż żeby go mieli skuć w kajdany. Zamknąć w potężnej barce dalekosiężnej, kosmicznym więzieniu przeznaczonym do odległych podróży. Latami siedzieć w jednej z tysiąca celi, czekać na proces na starym Tarsis Tallarn. A może na miejscu dostałby kulkę w łeb? Federacja to bezlitosny zwierz.
Jest jeszcze Ta jednostka, niezmiennie wobec nich milcząca. Dopiero teraz zauważył, że Alex non stop wysyła ciąg tego samego powitania zachęcającego do pokojowych rozmów. Wycofał rozkaz, mając pewność, że żaden człowiek nie siedzi za sterami coraz bliższego statku. Ogarnąć ten burdel, wyhamować i złożyć “im” wizytę? Taaak Tichy, to byłaby najrozsądniejsza i najszybsza z możliwych dróg. Tajemniczy obcy. Nie wszyscy będą zadowoleni, ale nie musimy przecież na stałe opuszczać Acherona. Norton źle go zrozumiała, a może on zapędził się paplając bez sensu? Tam i z powrotem pod pachą z nieużywanym sprzętem, bo przecież Tichy mógłby powstrzymać się od zagarnięcia sterów skarbu... chyba mógłby.

Pustka w kontenerze potwierdzona... i jak tu żyć? Chciał trzasnąć zamkniętą pięścią w konsolety, lecz szkoda mu było większych uszkodzeń. Potwierdził, że przyjął informacje o bezpieczeństwie ładunku.
- Uważajcie na ciemne kąty, bo jeszcze jakiś alien może chcieć w nas złożyć jaja, he he… no wiecie, jak u Ridleya Scotta - posłał “śmiszny” komunikat kanałem głównym. Po chwili namysłu (i jak zwykle braku reakcji) scenariusz ten wydał mu się mało zabawny.
- Miejcie oczy dookoła głowy - dodał już z poważnym tonem. - Z wielu części uszkodzonego Acherona nie otrzymujemy żadnych informacji.
Czyżby Federacja chciała odzyskać przesyłkę? Czy proces okiełznania technologii wypluł coś, co… przebywanie w ciągłym towarzystwie ślicznej nawigatorki dawało się we znaki. Pomijając ból oczu od częstego zezowania w bok, kolejny raz z rzędu złapał się na “hermkensowych” myślach. W głowie głupoty, a tu komputery huczą i huczą o realnych problemach.

- Przyjąłem. Myślę, że znajdą się jakieś zamienne zamienniki - odpowiedział tajemniczo na wezwanie Rohana. - Masz łeb na karku, dobrze, że jesteś z nami.

- Julio - uruchomił prywatny kanał - nie powinnaś tracić sił ani czasu na walkę z tym cholernym działkiem. Z kim my chcemy się ścierać przy tak opłakanej żywotności? Bo chyba nie z federacyjnym krążownikiem. Będąc na rufie wesprzyj Wekesa w odłączaniu poszczególnych kondygnacji. To dość czasochłonne, a co dwie głowy to sama wiesz.

- Teddy - zwrócił się do nawigatorki - mam wrażenie, że i ciebie interesuje postać naszego nowego, tajemniczego gościa. Jeżeli uważasz, że plan zagarnięcia tego, co ma on nam do zaoferowania jest lepszy niż rywalizacja z Dagon V - plan abordażu w pełnej gotowości, masz kapitańskie błogosławieństwo.

Spokojny wdech… wydech…
Połączenie z Norton nawiązane.
- Lindo, tu znowu stary. Wiesz… jednak warto będzie zajrzeć na mostek, Prya i ja czekamy na zaaplikowanie antyradu. No i… mamy poważny temat do omówienia. Nie, to nie jest rozmowa na słuchawki!
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 10-10-2017 o 10:18. Powód: kosmetycznie
Szkuner jest offline  
Stary 09-10-2017, 23:25   #35
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Inżynier już nie przejmował się wyrwami w poszyciu. Nie było to czymś, na co w tej chwili miał jakikolwiek wpływ, nie stanowiło też zagrożenia wobec jego dalszych planów. A podziwiać czerni przestrzeni nie miał czasu. Toteż szybko przemieszczał się do sektora 8, ładowni w którym znajdowały się narzędzia. W tym również ciężki laser, który pozostał im w rozliczeniu za jakąś robotę. Nie było to tanie, toteż zgodnie stwierdzili, że na razie ląduje w ładowni. Mieli go upłynnić gdy tylko znajdą się w jakimś systemie żyjącym z górnictwa. Bo z odpowiednimi soczewkami to narzędzie mogło topić skały pozostawiając nienaruszone izotopy.

Czas pokazał jednak, że nie było im po drodze. I tak właśnie ów laser wylądował w sektorze 8 ładowni Acherona. Inżynier wiedział, że zwykłymi “spawarkami” będą walczyć z Acheronem sześć, może dziesięć godzin. Zwłaszcza na granicach sekcji. Tam ściany były przygotowane tak, żeby w razie przełamania kadłuba mogły pozwolić na odcięcie poszczególnych elementów. Miały stać się ścianami zewnętrznymi. A to wymagało specyficznych stopów w zbrojeniu.

Gdy Rohan odgrzebywał śmieci blokujące mu dostęp do sektora 8 zobaczył dwie postaci w kombinezonach nadlatujące ze sporą prędkością w stronę ich panoramicznego okna. Nie zastanawiając się wiele odbił się w stronę awaryjnej uprzęży w podłodze. Lewą ręką zwolnił jej uchwyt i cisnął w stronę nadlatujących. Blisko piętnaście metrów liny umocowanej do podłogi ładowni poszybowało w ich stronę. Mogło pomóc im to wymanewrować kontenerem. Rohan tyle mógł zrobić. Wiedział, że skok w ich stronę bez silników manewrowych na nic się nie zda. Miał też dziwne przeczucie, że za chwilę skoczy w ich stronę Papa.

W tym momencie wewnątrz hełmu zapikała zielona kontrolka sygnalizacyjna. Zielony kolor nie był od tak dawna wyświetlany przez systemy, że inżynier zdębiał w pierwszej chwili. Dopiero po kilku sekundach okazało się, że symbolizowały wracające Oczy. Gdyby nie fakt, że był w otwartej przestrzeni to obydwia drony wielkości piłki wylądowałyby na zamontowanym na przedramieniu męzczyzny multinarzędziu.

Taki urok inżynierów, że modyfikowali swoje “scyzoryki” pod swoje potrzeby. Rohan fascynował się robotyką, dlatego miał w multinarzedziu całą masę użytecznych rozwiązań i programów. Oczywiście miał tam też uniwersalną magistralę pozwalającą zgrać zawartość oczu i przesłać ją bezprzewodowo do Alex. I to wszystko na lewym nadgarstku. Tuż za dwoma milimetrami kombinezonu. Zagryzł zęby. Tak, Rohan nie był specem od napraw w przestrzeni kosmicznej. Na zewnątrz zabierał Iron Sky i szereg narzędzi. Dlatego też Oczy nie mogły wskoczyć mu teraz na nadgarstek.

Odepchnął się i poszybował w stronę wejściowej śluzy. Otworzył panel dostępowy wyświetlający:
Alarm: Brak Tlenu!
Inżynier wybrał “zignoruj
Ostrzeżenie zniknęło i zastąpiło je:
Alarm: Brak ciążenia!

Zignoruj.
Alarm: Uszkodzenie poszycia!!

Zignoruj.

W celu zignorowania dokonaj autoryzacji jako personel inżynieryjny.

Rohan podał hasło służące do identyfikacji jego głosu.
Nic się nie zadziało. W końcu pokręcił głową, gdy przypomniał sobie, że mikrofon przy konsoli nie usłyszy go w próżni. Prawą dłonią wpisał swój czterocyfrowy kod.
Alarm zniknął i wyświetliło się menu obsługi panelu. Wybrał uruchomienie magistrali. W tym momencie ze dwa centymetry od panelu wysunęło się znane gniazdo magistrali uniwersalnej. Gniazdo prądu i transmisji danych. Rohan umieścił tam Oko, które wysunęło odpowiednią wtyczkę.

Właśnie w tym czasie otrzymał gratulacje od Tichego. Nic nie odpowiedział. “Dobrze, że jesteś z nami.” A gdzie do cholery miał być? Gdyby nie Tichy gniłby w rynsztoku na planecie PX 223 HT. Kolonii “Prawie jak Ziemia”, gdzie piłby czwartorzędną gorzałę i konstruował roboty rolnicze dla farmerów, którym chciało się cokolwiek hodować przy średniej dobowej temperaturze rzędu 50 stopni Celsjusza. Acheron był szansą na emeryturę. Jedyną jaką miał kaleki inżynier z doświadczeniem wojskowym.

- Alex, poślij przekaz z oka na mostek. Gdy skończysz, podłącz drugie i zrób to samo. Później zostaw je we wtyczce do ładowania.

Odwrócił się i popłynął z powrotem do uszkodzonego kontenera.

I to byłoby tyle w zakresie jakiejkolwiek emerytury panie Rohan - pomyślał.

Otworzył panel na wewnętrznej stronie przedramienia kombinezonu i utworzył kanał komunikacyjny dla wszystkich w ładowni, tak, żeby mogli się nawzajem słyszeć bez transmitowania rozmów na mostek.

- Teraz będziemy się słyszeć - powiedział Rohan i w swoim stylu urwał. Myślał czy jest sens tłumaczyć im co się stało z reaktorem i jakie ma plany co do silnika, oraz co znaczy to dla nich wszystkich. Ale to niczego by nie zmieniło, tylko zabrało czas. Myślał czy zapytać o paczkę, którą przytaszczyli. Widział uszkodzony kontener, więc wiedział, że będzie problem z zapłatą za zlecenie. Jednak po coś ten kontener przytaszczyli. Nie wszystko stracone. Naprawy Acherona będą kosztować miliony i trwać miesiące. Przez ten czas muszą za coś żyć.
To był zły moment na rozmyślanie. Inżynier nie lubił zagłębiać się w problemy na które nie miał wpływu. Odwrócił się więc tyłem do zebranych i ruszył do sektora 8.

- Zabieram stąd ciężki laser i idę do przedziału hipernapędu. Jeśli znajdziecie chwilę, to każda para rąk się przyda.

Tak… ciężki laser był dużo bardziej wydajny od spawarki. Ale zasadniczą różnicą było to, że spawarkę trzymało się w jednej ręce i obsługiwało banalnie. A ciężki laser należało ustawić, zabezpieczyć w odpowiednim stelażu i dopiero potem uruchamiać. Niby można było go też używać trzymając w rękach, jednak było to niezmiernie trudne bez uprzęży do broni ciężkiej.

Rohan zaplanował rozstawienie go w pomieszczeniu hipernapędu i przenoszenie co “odwiert” do kolejnych pomieszczeń. Składanie i rozkładanie stelaża i tak nie spowodują, że czas pracy będzie tak długi jak przy “spawarkach”. Chyba, że zdarzy się coś nieprzewidzianego.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-10-2017, 13:26   #36
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Red płynęła korytarzami jak najszybciej się dało., zwracając cały czas baczną uwagę czy gdzieś nie ukrył się zbłądzony pocisk. Wyważanie drzwi było cholernie męczące, ale i tak wolała to od gaszenia pożaru. Na jej hełmie do tej pory były mazy po smarze ze ścierki. Czuła jak jej frustracja narasta z kolejnymi odrzuconymi na bok kawałkami złomu, który do niedawna był ich statkiem. W pewnym momencie miała nawet pomysł by chwycić jedno z “oczek” i rąbnąć nim o drzwi z nadzieję, że to je otworzy. Jak ten cholerny Leo się tam dostał?

Na szczęście uspokoił ją widok, który zastała na samym końcu swej wędrówki. Red przeszła się na spokojnie wokół wieżyczki. Chętnie by w niej podłubała, mimo iz nazbyt świadoma była jak bardzo beznadziejna była kondycja urządzenia. Tutaj jednak panował spokój, nie było tej miluśkiej gadającej bandy no i była ona… jeden z najpiękniejszych tworów współczesnej techniki. Z czułością poklepała działko.

Prawda jednak była taka, że jeśli tu zostanie i odda się swemu hobby, spowolni to prace naprawcze statku. Będą tu dłużej tkwić, a co za tym idzie, ktoś tu pewnie przyjdzie i będzie jej przeszkadzał. Westchnęła ciężko i połączyła się na ogólnym z resztą zalogi.

- Drake niestety działko nie wymaga kobiecej ręki, a całej bandy, którzy to będą klepać i sprzątać okolicę. Mamy tylko jedną sprawa lufę. Zalecana wymiana modułu. Nie ma podajnika amunicji. Da rade wymienić, ale trzeba odgruzować korytarz lub podawać ręcznie. Elektronika jest usmażona. Szacuję na od cholery godzin roboty.

Odpowiedź uzyskała z niespodziewanego źródła. Sam szefcio staruszek, świrek.
- Julio nie powinnaś tracić sił ani czasu na walkę z tym cholernym działkiem. Z kim my chcemy się ścierać przy tak opłakanej żywotności? Bo chyba nie z federacyjnym krążownikiem. Będąc na rufie wesprzyj Wekesa w odłączaniu poszczególnych kondygnacji. To dość czasochłonne, a co dwie głowy to sama wiesz.

Westchnęła ciężko. Szefcio może był świrem, ale miał rację. Tęsknie spojrzała na stojące obok działko.
- Weksa idę do ciebie. Daj znać gdzie jesteś.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-10-2017, 18:17   #37
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe ostrożnie otworzył tylne drzwiczki swojego kombinezonu po czym wszedł do środka, starannie pozapinał połówki pancerza na rękach i nogach po czym uruchomił szybką diagnostykę, wszystko działało, sięgnał po palnik plazmowy i przypiął pod systemem podtrzymywania życia na klapie. Potem sięgnął po zapasowe pręty spawalnicze i podryfował na miejsce pracy. Szybko ocenił najbardziej skażone pomieszczenia i korzystając z arkuszy blachy zaspawał otwory oraz jeśli było trzeba odcinał kanały a jeśli się dało tylko blokował otwory wentylacyjne. Ponieważ zablokowanie części szybów wentylacyjnych odcieło pomieszczenia których dalej potrzebowali poprowadził obejście pomijające te pomieszczenia. Abe uśmiechnał się doświadczenie służby w Demage Controll na statku marynarki wymagało od ludzi inicjatywy i pomysłowości, DC potrafiło doprowadzić do bazy statek który powinien się rozpaść po zaaplikowaniu ciągu z silników korygujących a także wykazać że jest kilkadziesiąt sposobów na rozwiązanie problemu które nie przyszły do głowy projektantom.

Abe zajrzał do Kambuza, trącił ręką dryfujący kawałek zamrożonej sałaty który pokruszył się na kawałki, potem popatrzył na resztę świeżych warzyw ze smutkiem, licznik tykał więc wyglądało na to że świeżynki nie będą się nadawały do jedzenia, chyba że na ostatni posiłek. Abe odrzucił od siebie tę myśl. Ok koncentrujemy się na tym co da się zrobić, Never gonna give you up, never gonna let you down
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 13-10-2017, 21:20   #38
 
Satrius's Avatar
 
Reputacja: 1 Satrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputację
Veronica popłynęła do medalb'u zgodnie ze wskazówkami Alex. Były one o tyle istotne, że w całym zamieszaniu jakie powstało na wskutek potyczki i skoku, nie trudnym mogło okazać się wybranie korytarz, w którym wizytę można było przypłacić kilkoma nieciekawymi okolicznościami. Stan nieważkości zawsze ją fascynował i sprawiał pewną przyjemność, rzeczywistość traciła wtedy perspektywę (a ona wagę), a kąt poruszania i postrzegania zależał od jej widzimisię. Dryfowała więc pośród złomu, który jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej był kompatybilną częścią statku, próbując dotrzeć do Lindy. W połowie drogi z niewiadomych jej samej przyczyn, przypomniała sobie bardzo stary utwór.


Elizabeth uwielbiała muzykę klasyczną i choć sama nigdy nie miała talentu muzycznego, to często spędzała wieczory jej słuchając. Pewnego razu, korzystając z nieobecności reszty gangu w kryjówce, tańczyły razem do dzieł najwybitniejszych kompozytorów. Ich wspólna karykatura baletu składała się głównie z przerysowanych dygnięć i komicznych podnoszeń, niemniej jednak było to jedno z tych momentów, które pozostają w pamięci na zawsze. Kierowana impulsem, Veronica zaczęła odbijać się od ścian w rytm zapamiętanej melodii. Fiołki, przewroty i skomplikowane figury (bez grawitacji nic jej nie ograniczało) zastąpiły wcześniejsze monotonne płynięcie. Cała scena ze względu na okoliczności musiała wyglądać przekomicznie, dlatego też kiedy zauważyła zbliżających się Rohana, Jean i Abe momentalnie spoważniała i powitała ich oddającym powagę sytuacji skinieniem głowy. Kiedy straciła ich z wzroku mijając kolejny korytarz wybuchnęła gromkim śmiechem, zaraz potem dotarła do Lindy.

Nie rozmawiały dużo. Medyk znała się na swoim fachu i doskonale wiedziała czego Veronica potrzebuje. Na szczęście okazało się, że dawka antyradu w zupełności wystarczy a stan ogólny hakerki jest zadowalający. Po całej procedurze Veronica wykorzystała komputer znajdujący się w pomieszczeniu, żeby połączyć się z systemem matką.
- Alex czy jesteś w stanie wychwycić jakieś dane z obcego statku?- Zaczęła zainteresowana. - Czy jesteśmy w stanie zdalnie włamać się do ich systemu?
Informatyczka zaczęła obmyślać odpowiedni kod do napisania programu, następnie sprawdziła czy nadajniki i sensory znajdujące się na pokładzie, mają dostateczną moc aby wykonać taką operację. Po chwili namysłu skierowała wiadomość do wszystkich członków załogi.
- Veronica melduje się, cała, zdrowa i ze wstrzykniętym antyradem. - Słowa te zabrzmiały jakby była z tego faktu bardzo dumna. - Jak mogę pomóc?
 

Ostatnio edytowane przez Satrius : 13-10-2017 o 21:43.
Satrius jest offline  
Stary 14-10-2017, 14:11   #39
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zniszczona przesyłka, zniszczony statek. Zniszczona przyszłość i złudzenia. Nie wyjdą z tego, nieważne co zrobią. Dotoczą się pod wrak i jeśli nie wykończa ich awarie, zrobi to nagłe pojawienie się pogoni z Floty. Tak… bo było bardziej niż prawdopodobne, bo ZAWSZE musiało się coś spierdolić. Wybuchnąć, przepiąć, rozpiąć… albo najzwyczajniej w świecie ulec awarii. Acheronowi szło pod górkę i mimo ciągłych komunikatów, rozmów i raportów załogi, sterczącego gdzieś za plecami Starego, Prya widziała ich najbliższe godziny w coraz czarniejszych barwach.
- Nie tak… wszystko nie tak jak być powinno. Mówiłam… to był zły dzień na robotę - mruczała pod nosem, bębniąc palcami w konsoletę sterów. W końcu jednak przestała się nad sobą użalać, wyłamując palce i budząc pokiereszowany statek do życia, chociaż kiepskiej jakości było to życie.

Wiadomość o wstrzykiwaniu czegokolwiek w cokolwiek w ciele, Teddy powitała gniewnym burczeniem, wyrażającym niezadowolenie dobitniej niż podnoszenie głosu.
- I co jeszcze? Może autopsja? Chciałbyś, co?- rzuciła szefowi, na krótko odkręcając szyje żeby móc na niego spojrzeć - Ruszyła maszyna, już nic nie zatrzyma. Kto wejdzie pod koła, ten uciec nie zdoła. - wzruszyła ramionami, wracając na poprzednia pozycję. Linda była spoko - jej jednej ufała na tyle żeby pozwolić się zbliżyć z igłą, ale i tak konieczność odebrania jakiegokolwiek zastrzyku jeżyła włosy na karku nawigator.

Żeby odsunąć myśli do czegoś mniej nieprzyjemnego, włączyła komunikator, łącząc się z najbardziej podejrzanym członkiem załogi.
- Rohan - zaczęła zamiast powitania, small talku i innych pierdół, w międzyczasie budząc statek do życia. Za cel obrała podejrzany, jak ta cała gromada, wrak. Ustawiła kurs na kolizyjny z zamysłem co będzie to będzie ,a lepiej zostać w ruchu. - Masz cztery godziny żeby poprzypinać kabelki i przełączyć nam drugie serce. Bez tego przy hamowaniu wypalę resztki energii i nie zostanie jej nawet na światła awaryjne. Bierz chłopaków i zajmijcie się tym. Chyba że chcesz żebyśmy to zostali i poczekali na trepów… albo coś innego - wymownie zawiesiła głos, zostawiając niedopowiedzianą kwestię ograniczonego zaufania do półsyntetyka. Stary słuchał, trzeba było się powstrzymać od uprzejmości.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 14-10-2017 o 14:47.
Czarna jest offline  
Stary 14-10-2017, 16:11   #40
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
pisane z Zombianną

Powrót na statek był trudniejszy niż wycieczka w poprzednim kierunku. Tym razem dwójka ludzi w skafandrach nie przemieszczała się sama, a z olbrzymim ładunkiem, równie sterownym co poręcznym. Holowanie pustego, uszkodzonego kontenera przyprawiało Drake o frustrację. Ciężko szło nim manewrować, ciągle zaczepiał o unoszące się dookoła drobiny metalu, rury i inne elementy ówcześnie stanowiące integralną część Acherona, a przez zderzenie z rakietami, zyskujące nowe i tak irytująco niezależne życie… w przeciwieństwie do ich tajemniczego ładunku. Nivi mówiła, że prócz tych wodnych miśków nic co znane człowiekowi nie dałoby rady przeżyć w tej beztlenowej lodówce. Czyli ich nadprogramowy pasażer zdechł wywalony w mrok kosmosu i tyle jeśli chodzi o jego wycieczkę krajoznawczą. Odpadał im jeden kłopot w morzu palących problemów, o których Alex nie dawała zapomnieć, bombardując naręczne komputerki załogi szeregiem czerwonych komunikatów.
- Jak myślisz co to było? - zapytał.

Biolog drgnęła, na krótką chwilę zamierając w uchylonymi ustami jakby chciała coś powiedzieć, lecz zrezygnowała z tego nim nadszedł krytyczny moment wydania z gardła sekwencji dźwięków. Miast tego powiodła rozkojarzonym spojrzeniem po okolicy. Milczała tak dobre parę metrów, skupiając się pozornie raptem na pchaniu kontenera i pilnowaniu, aby przypadkiem nie wyleciał z kursu, wpadając na i tak zdemolowaną korwetę. Wystarczająco dziur w poszyciu się dorobiła przez ostatnią godziną, by dokładać jeszcze uszkodzenia mechaniczne powodowane przez ludzką głupotę i nierozwagę, wymienną z gapiostwem.
- Nie mam pojęcia Leo - westchnęła gorzko, przerywając ciszę. Leo zadał dobre pytanie, bardzo dobre. Pokonawszy sztywność mięśni, obróciła głowę, nawiązując z nim kontakt wzrokowy poprzez szklane maski - Ale jeśli… - zaczęła, przerywając w pół zdania. Znów zapanowała cisza, podczas której kobieta robiła się coraz bardziej spięta.

Drake patrzył na nią i przełknął kilka mało lotnych komentarzy. Wziął wdech na uspokojenie, potem wydech.
- Jeśli co, Nivi? - uśmiechnął się. Bała się czegoś, tylko czego? Chodziło o realną rzecz, a może o to co jej się wylęgło pod kopułką? Jego uśmiech się poszerzył, gdy zabieg podziałał, zdejmując blokadę.

- Załóżmy czysto hipotetycznie, że rozerwanie poszycia i dehermetyzacja kapsuły nie zaszkodziła naszemu obiektowi żywemu - przełamawszy się, Larsen odpowiedziała z przejęciem, dzieląc uwagę między trasę przed sobą, a mężczyznę tuż obok - W podobnie niesprzyjających…

- Nie żartuj, co by miało przeżyć w tej zimnicy?
- kanonier wpadł jej w słowo, prychając powątpiewająco - Sama mówiłaś że są tylko jeden gatunek mógłby to zrobić, gdyby się zakokonił w anabiozie. Ile możemy mieć w okolicy? Zero absolutne? Chujowe warunki na łażenie bez skafandrów - pokręcił głową.

Biolog powtórzyła gest, zagryzając pod hełmem dolna wargę.
- Wiesz… Nie da się porządnie, przy użyciu normalnej definicji termodynamicznej, określić temperatury próżni. W sensie: temperatury przestrzeni międzyplanetarnej, międzygwiezdnej, międzygalaktycznej... a nie da się, bo układ nie jest w równowadze - westchnęła, tym razem żywiej i nie tak depresyjnie jak przed chwilą - Analogia ziemska: Wyobraź sobie, że w jakieś miejsce wdmuchujesz strumień gazu o dobrze określonej, wysokiej temperaturze i drugi strumień, również o dobrze określonej, temperaturze niskiej. Otóż miejsce, w którym się te dwa strumienie zderzają, nie ma określonej temperatury, co wydaje się być intuicyjnie zrozumiałe… nie o tym jednak - pokręciła głową, odganiając niepotrzebne teraz rozmyślania. - Zakładając czysto hipotetycznie, że przewoziliśmy istotę zdolną przeżyć w warunkach próżni kosmicznej, mam nadzieję… że jest martwa - dokończyła na wydechu, przymykając piekące jak wszyscy diabli oczy. Jeszcze przed startem misji czuła chroniczne przemęczenie, teraz stan ten jedynie się pogłębiał.

- Wolałabyś żeby była martwa - Drake powtórzył bardzo powoli, zezując na nią ze swojego miejsca - Nie chcesz kredytów za zlecenie? Łatać statku z własnej kieszeni? Mnie na to nie stać... wiesz dlaczego - skrzywił się.

- Podkreślam, mówię o osobistych preferencjach, nie będących przejawem złej woli pod twoim adresem... raptem stwierdzeniem faktu. Dygresją. - zgrzytnęła z premedytacją zębami. Nie widział, albo nie chciał zobaczyć. Martwił się, denerwował. Miał o co i o kogo… nie tylko o chwilową ciekawostkę z pokładu statku. Priorytety i niezmienne stałe nie tylko kosmiczne.
- Spójrz na kontener - puknęła w holowane pudło, obserwując jak kanonier chwyta rzuconą chyba przez Rohana linę i zaczyna pospieszną walkę o wytracenie prędkości przesyłki. Robiła co mogła, aby mu pomóc, nie przerywając jednocześnie mówienia - Jego wielkość. Odejmując wierzchnie opakowanie, zostaje nam skrzynia wielkości paki standardowego samochodu dostawczego. Służyła do transportu czegoś sporego, o wiele większego niż przedstawiciel naszego gatunku. - stęknęła , opływając pudło i zaparła się od przodu, chcąc w ten sposób choć odrobinę wyhamować mało zwrotnego kloca - Jeżeli to coś jest zdolne przeżyć w tak ekstremalnie niesprzyjających warunkach, rodzi się problem na co jeszcze się uodporniło… wrócimy na pokład i zajmę się oględzinami - humor momentalnie się jej poprawił, albo dobrze udawała - Wypada skorzystać z uszkodzeń i zajrzeć do środka. Zobaczymy, coś musiało zostać: ślady obecności, rysy, resztki materiału genetycznego. Fragmenty powłoki ciała. Cokolwiek - zakończyła wyjątkowo optymistycznie. Wreszcie znajdzie coś co roboty, co lubiła i przestanie się zadręczać detalami, na jakie i tak nie miała wpływu.

Drake w tym czasie wysłuchał wpierw Red, potem krótkiego komunikatu od inżyniera, ale i tak poczuł niepokój w związku ze słowami tej najbliżej znajdującej się rudej.
- Dobry pomysł, zobacz co ci się uda znaleźć… ale uważaj, dobrze? - patrzył na nią poważnie - Nie wyłączaj się, ani nie blokuj linii. Jesteśmy w stałym kontakcie, gdyby coś się działo mów od razu. Nie sprawdzaj dziwnych anomalii na własną rękę, ani nie wychodź sama w próżnię. - było mu głupio przy wygłaszaniu takich banałów, jakby był jej ojcem, ale musiał jej to powtórzyć żeby przypadkiem nie zapomniała i nie wywinęła się potem “bo nic nie mówiłeś” - Spróbujemy z Rohanem ogarnąć hipernapęd. - Przełączył linię z prywatnej na ogólną, łapiąc jeszcze Jeana i Rohana właśnie.
- Przymocujemy paczkę i ruszam do przedziału hipernapędu. - rzucił komunikat, a do inżyniera dopisał krótką wiadomość:

Cytat:
Prośba. Niech jedno oko ma… oko na Nivi. Pudło pękło, chce sprawdzić co mogło siedzieć w środku. Wiesz że jak się weźmie za te swoje badania to nie słyszy co się dzieje dookoła. Nie chcę jej tu zostawiać samej, a potrzebujemy rąk do pracy.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172