Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2007, 00:46   #81
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wszyscy opuścili lokal, w którym po krótkiej przerwie znów zaczęły się pokazy magików wszelkiej maści. Przygaszone światło oraz wodewilowe dźwięki pianina wprowadzały nastrój oczekiwania oraz podekscytowania. Z całej gromadki siedzącej przy stole pozostał jedynie Edward. Siedział uśmięchnięty i pierwszy raz od jakiegoś czasu poczuł, że coś w jego życiu może się zmienić. Schował zegarki, kawałek ulotki oraz sygnet. Coś się wreszcie zmieni i tym razem on sam popchnął klocek domina we właściwą stronę. Dopił resztkę wody ze szklanki. Sprawdził czy wszystko ma przy sobie, po czym wstał od stołu i ruszył do szatni.
Szatniarz trochę zwlekał z oddaniem płaszcza, ale ćwierćdolarówka skutecznie przyspieszyła jego ruchy. Edward szybko nałożył odzienie i wyszedł przed klub.
Czarny ford zajechał pod same nogi dla naukowca. Nie musiał sprawdzać, kto jest w środku. Wiedział, że Zakon jest na miejscu i będzie czekać. Ale już niedługo. Jeszcze parę dni i wreszcie uwolni się od nich raz na zawsze. I będzie to jego najwspanialszy dzień życia. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Samochód ruszył, a człowiek zaniósł się ponownie kaszlem, choć tym razem zabrzmiało to jak rzężenie suchotnika.
- Tremont Street. Jedziemy do Zakonu - powiedział z trudem i spojrzał na światła Bostonu widziane przez szybę auta.
************************************************** ****************************************
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 28-01-2007, 17:47   #82
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Trzy dni po spotkaniu w "Odeonie" każda z osób, która tam była i spotkała Edwarda Calla, otrzymała pod wskazany adres starannie zaadresowaną kopertę. Pismo było równe, staranne i nad wyraz nienaganne, co mogło świadczyć o poważnym potraktowaniu tego, co jest w środku. Koperta wydawała się większa niż standardowe koperty znane z poczty i z całą pewnością skrywała w sobie znacznie grubszy i sztywniejszy papier. Zatem Edward nie kłamał i postarał się o zaproszenia dla ludzi, którym może w przyszłości będzie zawdzięczał swoje uwolnienie. A wszystko to miało się rozstrzygnąć jeszcze tego wieczoru.
Tymczasem każda z osób, po otworzeniu koperty mogła przeczytać treść zaproszenia:
[center:86662d7c75]Hail Nieznajomy[/center:86662d7c75]
[center:86662d7c75]Mamy niewypowiedzianą przyjemność zaprosić pana/panią na uroczystość przyjęcia w poczet członków naszego Zakonu czyli Hermetycznego Zakonu Srebrnego Zmierzchu. To nie przypadek, że pan/pani może wstąpić w nasze szeregi, gdyż to wstawiennictwo jednego z naszych braci oraz pana/pani praca spowodowała, że chcemy mieć taką osobę wśród nas. Wierzymy bowiem, że razem uda nam się osiągnąć więcej i przyczynić się do wzrostu prestiżu naszego Zakonu.[/center:86662d7c75]
[center:86662d7c75]Ceremonia odbędzie się 22 października bierzącego roku, w rezydencji Silvery przy ulicy Tremont Street 28, o godzinie 19. Prosimy i punktualne przybycie.[/center:86662d7c75]
Szybkie spojrzenie na kartkę z kalendarza potwierdza tylko to, czego do tej pory tylko się domyślaliście. To dziś, w poniedziałek. To dzisiejszego wieczoru. Zostało parę godzin do przybycia pod bramę Silvery. "Co wziąć, jak się ubrać i - najważniejsze - czy komuś powiedzieć o dzisiejszym spotkaniu?" Myśli takie pojawiały się w głowach adresatów zaproszenia. Jedno wiedzieli napewno. Dziś wieczorem zobaczą rezydencję i być może będzie to niezapomniany wieczór.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 02-02-2007, 21:03   #83
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Przyszłam do Massati, tak jak na ogół, nie myśląc wcale o zaproszeniu, Dopiero kiedy przekazano mi kopertę wszystko wróciło jak odległy sen, który cały czas był w mojej podświadomości, ale był zepchnięty na dalszy plan.

Ale się wpakowałam, pomyślałam. Teraz jednak już nie ma odwrotu, nie dobrze jest zmieniać raz podjętą decyzję. Włożyłam kartkę z powrotem do koperty i wrzuciłam ją do torebki, po czym bez słowa wyszłam z zakładu.

Kiedy wróciłam do domu najpierw poszukałam czegoś odpowiedniego do ubrania. Ale co może być odpowiednie w takiej sytuacji? Wybrałam czarną sukienkę, którą noszę raczej na co dzień a nie na specjalne wyjścia, teraz jednak wydawała mi się idealna.

Zasiadłam do mojego biurka i wyjęłam kartkę z szuflady. Po chwili na jej gładkiej powierzchni zaczęły sie pojawiać staranne litery.

Drogi tato,
Jeśli to znalazłeś, to pewnie oznacza że mam kłopoty. Wybacz, że nie powiedziałam ci gdzie idę. Pojechałam do rezydencji Silvery przy ulicy Tremont Street 28 - tam miała się odbyć ceremonia przyjęcia do Hermetycznego Zakonu Srebrnego Zmierzchu. Skąd się tam wzięłam i co tam robiłam, nie jest teraz ważne. Ważne jest to, czemu nie wróciłam, bo tego musisz dowiedzieć się sam.
Kocham Cię.
Jenifer


Tata nigdy nie wchodzi do mojego pokoju, dlatego jestem pewna że nie znajdzie tego listu. Dopiero jeśli nie zjawię się jutro przed południem w domu, wtedy wejdzie do mojego pokoju i zobaczy ten list. Ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Mimo wszystko ogarniają mnie złe przeczucia, czuję się bezsilna wobec tego co ma nastać. Trzeba jednak odważnie iść przez życia, a nie polegać wciąż na ojcu.

Przygotowałam się do wyjścia i zostawiłam list na stoliku obok łóżka. Już czas zmierzyć się z odpowiedzialnością.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 03-02-2007, 16:03   #84
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Niewielki, pokój oświetlony tylko małą lampką naftową i kilkoma nastrojowymi świecami ustawionymi w kandelabrach na pięknej, stylowej, rzeźbionej toaletce.. Przypominał graderobę gwiazdy teatralnej.. Pełen był sukni, garniturów, kapeluszy i pantofelków.. A po środku tego wszystkiego obity grubym materiałem fotel będący prawdopodobnie częścią tego samego zestawu mebli co stolik stojący koło fotela, toaletka, i stołeczek przy niej ustawiony, a niedostrzegalny wcześniej z powodu panującego w pokoju szarego pół-mroku, powstałego na skutek unoszenia się dymu papierosowego w całym pomieszczeniu.. Jednak pachnącego delikatnie wiśnią, zamiast dusznym i cierpkim zapachem zwykłego tytoniu..
Na fotelu otulona własnymi włosami przypominającymi teraz piękną, futrzaną eolę siedzi Izabell, ubrana w sama bieliznę.. Pali kolejnego papierosa.. Mimo, że popielniczka jest już pełna po brzegi.. A butelka z winem jest już prawie zupełnie pusta... Tylko odrobina rubinowego płynu znajduje się jeszcze na dnie kryształowego kieliszka, który kobieta trzyma w dłoni..
Na brzegu stolika leży dość niewymiarowa koperta, którą przytrzymuje mały rewolwer..
Kobieta bierze ją raz, po raz do dłoni i odkłada spowrotem na stolik, strannie przykrywając ją za każdym razem bronią..
Na twarzy pojawiają się jej różne miny.. Raz wstrzymywane łzy rozpaczy, raz zaciskane wargi.. jakby w złości.. Nastęnym razem mglisty uśmiech.. A za kolejnym nieopanowany strach..
Czy ona napawdę wierzyła w to, iż może jej grozić jakieś niebezpieczeństwo ze strony mocy, które po raz pierwszy osądziła jako majaki zestresowanego i przepracowanego naukowca?... Czy tylko wypiła zbyt dużo alkoholu, że stawały się one dla niej realne?..

Nagle rozlega się cichutkie pukanie..
"Tak puka tylko Johnny.. Ale on prawie nigdy nie wchodzi do góry.. Czego może chcieć?... Z resztą, czy to ważne... "

- Johnny odejdź.. Nie chce nikogo widzieć..

Chwila milczenia za drzwiami, po czym odzywa się odrobine wystraszony basowy głos mężczyzny:

-Ale... Pan Gorg się o panią martwi!.. Prosi by pani zeszła...No, proszę...

Izabell nie wiadomo pod wpływem jakich uczuć rzuciła przed siebie podniesioną ze stolika po raz kolejny kopertą.. I wydarła się wręcz w stronę drzwi.. Jakby chcąc siłą głosu odrzucić osobę po stojącą po drugiej stronie... :

- Wynoś się!! A Zeuremu powiedz, że wyjeżdżam!! I niech da mi nareszcie spokój!! Nie chcę go widzięć!! Nie chcę widzieć nikogo z was!! Tylko na 18 ma być wóz gotowy!! A teraz się wynoś..

Kończyła mówić już co raz cichszym głosem.. Co raz bardziej słabnącym..
"I po co mi to było.. "- powtarzała sobie w myślach podchodząc chwiejnym krokiem do miejsca w którym lezał list... A schylając się by go podnieść wylała zawartość kieliszka, który ciagle trzymała w dłoni na dywan... I klnąc głośno, rzuciła nim w stronę ściany..
Rozpadł się na tysiące maleńkich kryształowych kawałeczków.. Z których każdy mógł być jedną z kłebiacych się w jej głowie myśli..
Za drzwiami rozległ się odgłos oddalających się kroków.. I szept skierowany do samego siebie.. Coś jakby: "Znów jej odbiją.. Prześpi się godzinę i wróci do równowagi.. Nic jej nie będzie... "

Kilka godzin później faktycznie wszystko wraca do równowagi.. I sama Izabell i pokój którego nieme ściany były jedynymi świadkami urządzonej przez nią wcześniej sceny... Nie ma drobin szkła pod ścianą, plama po winie na dywanie jest dokładnie starta, a popielniczka pusta.. Sama kobieta leży w swoim łóżku przykryta ciepłym kocem wcześniej lężacym na kanapie, ustawionej w rogu pokoju..
Patrzy na zegar.. Jest 16.30.. Wstaje powoli... Przeciąga się, łapiąc dłonią opadające jej na twarz włosy, przerzucając je do tyłu i delikatnie rozmasowuje sobie kark.. Staje przed lustrem.. Patrzy na siebie.. Uśmiecha się do swojego odbicia.. Podziwiając swoją sylwetke i urodę.. Siada na stołeczku przy toaletce i zaczyna rozczesywać włosy okrągłą szczotką z naturalnego włosia.. Nie odzywa się.. Stara się nie myśleć.. Wszystkie czynności wykonuje automatycznie.. Myje się, maluje...Wybiera suknie, pantofelki do niej pasujące, kapelusz.. Przebiera się..
Pokój wydaje się zupełnie martwy.. A poruszająca się po nim kobieta - zjawą.. Ciałem metafizycznym, nie mającym racji bytu.. Z powodu właśnie niewiary ludzi jej pokroju w takie zjawiska... Czy ona coś sobie uświadamiała wtedy? Czy tylko.. Chciała mieć to wszystko już za sobą?..

17.50... Zawiązała jeszcze na włosach maleńką atłasową wstążeczkę, wrzuciła do torebki wcześniej naszykowane przez kogoś papierosy, lufkę, zapalniczkę i owy nieszczęsny list... Po czym nakryła głowę kapeluszem o pięknym, wielkim, okragłym rondzie.. I wyszła z pokoju.. Zatrzymując się jeszcze na moment w drzwiach i patrząc na rewolwer, który jeszcze pare godzin temu służył jej jako przycisk do papieru... Wróciła po niego.. Sprawdziła, czy jest załadowany i wsunęła delikatnie pod suknię, umieszczając go pod podwiązką.. Po czym już bez najmniejszego zawachania ruszyła po schodach w dół.. Zamykając delikatnie za sobą drzwi, a nie dbając zupełnie o klucz..

Samochód już czekał.. A przy nim stał Johnny i jeszcze 2 chłopaków Gorga Zeurego.. Johnny wziął Izabell za dłoń i pomógł jej wsiąść do auta.. Nie odzywał się.. A tym razem jego dłoń wydała się Izabell jakby odrobinę inna, czyżby miał porozcinanie opuszki palców? Nie odezwała się.. Wskazała tylko kierowcy adres pod którym miała się zjawić za godzinę..

A ta nieznośna , brzęcząca cisza, zalewała całą okolicę.. Zalewała każdą myśl Izabell i każdą komorkę jej ciała..

"Proszę Cię Panie.. Niech już będzie po wszystkim.."
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 04-02-2007, 00:53   #85
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

Cotton Club, sobota godz. 23.12.

Nico stał przy barze. W lewej dłoni trzymał papierosa zaś w prawej szklaneczkę z drinkiem. Oczywiście, "bezalkoholowym". Tylko takie tu serwowano... oficjalnie. Tak naprawdę każdy kto należał do pewnej grupy ludzi nie miał problemów z korzystaniem z nieoficjalnego asortymentu. Lokal był pełen ludzi, otoczenie było spowite dymem papierosowym, zewsząd dobiegał gwar rozmów, śmiechów, przeplatający się z dźwiękami dobywającymi się z instrumentów czarnoskórych muzyków.

- Aha, Georgie - Nico odwrócił się do barmana - Jedna sprawa. Ktoś dostarczy tu dla mnie wiadomość. Pewnie w ciągu najbliższych dni. Jeśli byłbyś tak dobry i powiadomił mnie gdy to nastąpi...
- Oczywiście, panie Castelano - rzekł barman.
- Dzięki Georgie - uśmiechnął się Nico.

- Niccolo? - usłyszał głos gdzieś z tyłu.

Odwróciwszy się dostrzegł zbliżającego się do niego Giuseppe Gulianno. Jednego z niewielu bliskich zaufanych ludzi Buccoli, których lubił. Facet był już po sześćdziesiątce i współpracował jeszcze z Messiną, gdy ten żył.
- Salve Niccolo! Come va? - uśmiechnął się Giuseppe, klepiąc mężczyznę w ramię i podając mu rękę.
- Bene grazie, signor Gulianno. - Nico odstawił szklankę odwzajemnił powitanie z uśmiechem.
- Co u ciebie słychać synu? Słyszałem, że ostatnimi czasy nie masz zbyt dużo do roboty. Jakby ludzie Phila nie dopuszczali cię do wielu rzeczy - ostatnie zdanie Giuseppe wymówił ściszonym głosem.
- Cóż, już nie jest tak jak kiedyś, signore - odparł Nico - Od czasu gdy signor Messina... odszedł. - mruknął.
- Paskudna sprawa - pokręcił głową staruszek - Gaspare zawsze darzył cię zaufaniem. Szkoda, że tak to wygląda. W razie jakichś problemów pamiętaj, że zawsze będziesz miał moje wsparcie. Znałem twojego ojca, równie dobrze jak Gaspare.
- Dziękuję - dopił swojego drinka i zaciągnął się papierosem - ale nie sądzę aby było to potrzebne, signore. Ale doceniam to.

Gulianno uśmiechnął się serdecznie i rozejrzał po sali. Na scenie niedługo miały pojawić się tancerki.
- Chodź, Niccolo. Usiądź ze mną - powiedział - I tak nie mam tu dziś z kim pogadać. Chyba, że gardzisz moim towarzystwem? - zaśmiał się.
- Skądże, signor Gulianno - uśmiechnął się Nico - Chętnie. Georgie! - odwrócił się do barmana - Jeszcze raz to samo.
- Niech będzie dwa razy - powiedział Giuseppe - i każ przynieść do mojego stolika.

Barman skinął głową i zabrał się za przygotowywanie drinków, zaś Giuseppe i Niccolo udali się w stronę stolika znajdującego się całkiem blisko sceny. Nico był rad z tego powodu. Dzisiejszego wieczoru pośród tancerek miała być również Brigitte...

[center:c61b12d6fb]***[/center:c61b12d6fb]
Poniedziałek.

Nico siedział na łózku w swoim mieszkaniu. Na stoliku leżała otwarta drewniana skrzynka wyłożona czerwonym, aksamitnym materiałem. Wytłoczony był w niej m.in. kształt identyczny jak kształt broni, którą właśnie Nico kończył oliwić i składać. Odciągnął lufę i pociągnął za spust. Mechanizm M1911A1 szczęknął czysto, bez zakłóceń. Mężczyzna odłożył broń i powoli zaczął wkładać naboje do magazynka. Pierwszy, drugi, trzeci... po włożeniu siódmego był pełen. To samo zrobił z drugim i trzecim magazynkiem. Na koniec wziął pistolet na powrót do ręki i jednym ruchem załadował magazynek, po czym odciągnął lufę. Gdy wróciła na miejsce załadowawszy nabój, zabezpieczył broń. W tym samym momencie rozległ się dzwonek telefonu.

Nico odłożył broń i podszedł do drugiego pokoju, z którego rozbrzmiewał irytujący dźwięk. Zdjął słuchawkę z widełek.
- Słucham.
- Panie Castelano, mówi Georgie - rozległ się znajomy głos w słuchawce.
- Witaj Georgie, co tam?
- Dostarczono dla pana wiadomość. Informuję pana, tak jak pan prosił.
- Dziękuję. Odbiorę jeszcze dzisiaj - spojrzał na zegarek. Była 17.30. - Mogę przyjechać zaraz. Mam nadzieję, że mnie wpuścisz? Bo lokal chyba jeszcze zamknięty - zaśmiał się.
- Oczywiście panie Castelano, nie ma problemu.
- Dobrze, zatem do zobaczenia - zakończył i odłożył słuchawkę.

Wrócił do sypialni. Schował broń, po czym wyszedł z mieszkania i ruszył do Cotton Club odebrać wiadomość.

[center:c61b12d6fb]***[/center:c61b12d6fb]
"To już dziś" pomyślał czytając odebrane zaproszenie siedząc w samochodzie. Ponownie zerknął na zegarek. Była prawie osiemnasta. Zostało mało czasu. Uruchomił silnik swojego Forda T i ruszył z powrotem do domu.

W mieszkaniu przebrał się. Założył czystą koszulę. Wiążąc swój czerwony krawat zastanawiał się, czego się spodziewać. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy w siedzibie tego... zakonu. Wolał się przygotować. Ale też wolał zrobić dobre wrażenie i wyglądać jak najschludniej. Wyjął z szafy świeżo wyczyszczony garnitur i rzucił go na łóżko. Wyjął ze skrzynki pistolet i ponownie go sprawdził. Schował go do kabury na szelkach pod pachą. Po czym wdział garnitur. Był doskonale skrojony. Spod marynarki nie było widać broni. I o to chodziło. Poprawił jeszcze krawat i skierował się do wyjścia, zabierając po drodze kapelusz i płaszcz.

Wsiadł do samochodu i uruchomił silnik. Tremont Street 28. Tam miał się udać. Zacisnął dłonie na kierownicy, skórzane rękawiczki delikatnie zatrzeszczały. Docisnął mocniej lewy pedał i przekręcił manetkę przy kierownicy, ruszając z miejsca. Miało się okazać, czy opowieść Call'a była prawdziwa. I to już wkrótce...
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 08-02-2007, 20:20   #86
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
"Tremont Street 28". Tyle mówił napis na niskim ogrodzeniu wokół jesiennego ogrodu. Mrok spowił już zarówno ulice jak i wnętrze posesji, ale jeszcze nie na tyle by nie można było dostrzec jej kształtu i wyglądu.

Kamienne ściany budowli, czerwony dach oraz liczne okna doskonale wpisują się w wystrój ulicy oraz aury. Przez niektóre okna widać przebijające się światło z trudem pokonujące zasłonę z ciężkich kotar. Czasami jakiś cień przemknie za oknem co tylko dowodzi, że ktoś tu jest i prawdopodobnie to, o czym mówił Edward to nie jest tylko mżonka.
Teren posesji na której stoi kamieniczka nie jest zamknięty, a stojący wokół niski murek można bez trudu przeskoczyć. Od strony ulicy jest wjazd na teren, który wije się po trawie i okala budynek. Sprawia to wrażenie miejsca, gdzie jest zawsze gwarno, tłoczno i hucznie. Tak wyglądają oprawy niektórych hoteli lub eksluzywnych restauracji. To po raz kolejny dowodzi, że w budynku może przebywać dużo ludzi i mogą oni tu z powodzeniem spędzać kilka dni - miejsca jest pod dostatkiem dla każdego.
Wjazd do środka jest zastawiony kutą w stali bramką, która nie ma zamka a jedynie zapadkę by zapobiec rozsunięciu się skrzydeł wrót. Nic nie stoi na przeszkodzie, byście weszli do środka. Albo wjechali. Bo nie widać żadnego komitetu powitalnego.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 10-02-2007, 15:14   #87
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Samochód jechał powoli ulicami miasta, które z każda minutą coraz bardziej okalało się mrokiem. Światła ulicy odbijały się od szyb i dawały przyjemny dla oka blask, który uspokajał nerwy.

- To tutaj - usłyszałam słowa mojego kierowcy i cały stres powrócił w jednej chwili.
- Poczekajmy chwilę, chyba jeszcze nikogo nie ma. Kiedy już wysiądę możesz wracać, nie będę cię już potrzebować.

Wyglądam przez okna samochodu i czekam, aż zjawi się ktoś z moich nowych znajomych. Wolę tam wejść z kimś u boku niż zupełnie sama.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 10-02-2007, 15:47   #88
 
Malekith's Avatar
 
Reputacja: 1 Malekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumnyMalekith ma z czego być dumny
Nico Castelano

Drobiny piasku i żwiru zatrzeszczały pod oponami czarnego Forda T zbliżającego się do bramy przy Tremont Street 28. Wóz zatrzymał się w pewnej odległości. Nico dostrzegł inny samochód stojący niedaleko. "Może ktoś inny kto przybył na to spotkanie?" pomyślał. Ale po chwili stwierdził, że niewiele go to obchodzi.

Samochód ruszył ponownie z miejsca aby zatrzymać się na podjeździe przed bramą w oczekiwaniu aż może ktoś ją otworzy. Po chwili mężczyzna w płaszczu i kapeluszu wysiadł nie gasząc silnika. Podszedł do bramy i obrzucił jednym spojrzeniem posiadłość spowitą w mroku. Nico poczuł jak po plecach przebiegł mu niepokojący dreszcz, ale zapewne tylko wywołany zimnym powiewem wiatru... Dostrzegł, że brama zamknięta jest tylko na zapadkę. Nie należał do ludzi, którym każe się czekać. Przełożył rękę przez kraty i uniósł zapadkę aby potem pchnąć skrzydła bramy do środka. Dał się słyszeć lekki zgrzyt żelaza o żelazo i po chwili brama stała otworem.

Nico wrócił do wozu. Siedząc za kierownicą włożył dłoń pod marynarkę, upewniając się, że broń jest na swoim miejscu. Nie sądził aby musiała mu się przydać, ale gnata ze sobą czuł się spokojniej. "Lepiej mieć i nie musieć użyć, niż na odwrót" pomyślał ponownie. Wreszcie ruszył przed siebie aby krętym podjazdem dojechać pod samą kamieniczkę.
 
__________________
Są dwa rodzaje ludzi: ci, co robią backupy i ci, co będą je robić...
Malekith jest offline  
Stary 16-02-2007, 11:43   #89
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Izabell Review

Samochód w którym siedziała Izabell powoli podjechał pod bramę.. Kobieta kazała kierowcy zatrzymać auto.. Otworzyła okno i wychyliła się odbrobinę by móc przyjżeć się całej posiadłości..
W tym czasie ktoś inny wjechał w bramę, wcześniej ją otwierając.. Pewnie pan Castelano.. Wskazała szoferowi kierunek i ruszyli tuż za Fordem T..
Nerwy coraz bardziej w niej wzbierały.. Zaczęła się powoli wiercić na fotelu.. Żałując, że wjeżdża do posiadłości zamiast przespacerowa się ten kawałek.. Odwróciła się do Johnn'ego i o dziwo zauważyła na jego twarzy coś.. też jakby zdenerwowanie.. Tylko skąd się wzięło? Przecież nikt nie wie co ma ją tu czekać.. Nawet ona sama tego nie wie.. A te zazwyczaj spokojne, zimne i... Trudno to przyznać sługusowi-podwykonawcy... Ale piękne rysy twarzy, nie były takie jak co dnia.. Izabell postanowiła się nie odzywać.. Już kolejny raz.. I mimo iż ta cisza powoli ją zadręczała.. Próbowała stać się tak twardą jak kobieta za której maską ciągle się kryła.. Maską arogancji i wyższości..

Samochód zatrzymał się pod samym wejściem do budynku... A w myślach panny Review pojawiła się tylko jedna krótka myśl, tak pełna rozpaczy jak każda inna wyższości - "Nie!"
Drżącymi dłońmi wyciągnęła z torebki papierosa oraz lufkę.. Johnny podał jej ogień bez słowa, ale widać było, iż jego dłonie również drżą.. Choć nie na tym zatrzymała się wzrok Izabell, a na pistolecie w kaburze pod marynarką meżczyzny... Szybko odpusciła sobie opcję zabrania ze sobą kolejnego egzemplarza broni.. Gdyż chłopcy Zeurego widząc, że Izabell się czegoś obawia, napewno nie puscili by jej samej ani kroku dalej, z resztą nic dziwnego Zeurey urwał by im za takie zaniedbanie jaja..

Powoli skineła na Johnnego.. Mężczyzna wysiadł, otworzył drzwi ze strony Izabell, podał jej dłoń pomagając jej wysiaść z samochodu i podprowadził ją pare kroków w stronę Forda T za którym chwilę wcześniej wjechali do posiadłości.. Po czym został odprawiony kolejnym skinieniem dłoni.. I czymś zupełnie niespotykanym u kobiety pokroju panny Review- ciepłym, smutnym uśmiechem. Kobieta wydała jeszcze kilka krótkich dyspozycji reszcie swojego "konwoju" i samochód którym przyjechała odjechał niezwłocznie..

"No to jesteśmy na miejscu.. "
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 17-02-2007, 00:00   #90
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mrok na placyku przed wejściem do posiadłości rozświetlały tylko okoliczne lampy. Odgłosy ulicy zniknęły w oddali pozostawiając jedynie szum wiatru w gałęziach oraz chrzęst opon na żwirze alejki. Nico podjechał nieopodal wejścia do samej kamienicy, gdzie najwyraźniej została wydzielona przestrzeń dla pojazdów. Nie stało tu ich dużo, ale trzy świadczyły, że jednak jest duża szansa, by znaleść kogoś w środku. Szykując się do wyjścia zobaczył w lusterku jak za nim wjeżdża drugie auto. Ktoś z niego wysiadł, potem druga osoba, najprawdopodobniej kobieta. Kiedy auto odjechało wątpliwości zostały rozwiane a idąca w jego stronę Izabella ostatecznie potwierdziła ten fakt. Mężczyzna wyszedł z auta.
Wtedy też pojawiła się Jenifer, wchodząc przez bramę i w dużym pośpiechu zmierzając w stronę będącej już na posesji pary. Byli w środku. Tak zakładał plan. Pozostało jeszcze tylko zapukać do drzwi. To tylko tyle albo aż tyle.
Jesienny, chłodny wieczór zapanował na dobre. Od północy powiał zimniejszy wiatr a na niebo wpełzł księżyc rozpychając się pomiędzy gwiazdami.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172