Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2011, 20:45   #201
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Ostatnia prosta, drzwi i tak, już są! Wreszcie, udało się! Byli bezpieczni. Chyba ... . Mimo to adrenalina nie opadała szybko. Walenie w drzwi, wszędobylski strach i zbyt duża ilość drastycznych wydarzeń w jednym czasie nie wpływały dobrze na stan zdrowia psychicznego Aleksa. Po tym wszystkim będzie musiał iść na niezłą kurację ... albo spalić niezłą ilość trawy. Inżynier obiecał sobie, że pomyśli o tym później, teraz nie ma czasu. Wprawdzie udało się im, ale nie mogą tu czekać na transport może nawet kilka lat. Trzeba coś zrobić.

Wreszcie z radiowęzła odezwał się głos tego samego faceta, z którym Chuck rozmawiał w sprawie bezpiecznego przejścia do Gniazda. Komunikat podnosił na duchu jak nic innego. Aleks odetchnął. Chwilę później śluza Gniazda już otwierała się przed nim. Nie było tu bezpiecznie jak w domu, lecz można było chwilę odetchnąć.

Inżynier był tu pierwszy raz, rozglądał się po wszystkich pomieszczeniach i przyglądał się ludziom. Nie rozmawiał z nikim, musiał ochłonąć. Kiedy zamykał oczy widział rozpryskujący się mózg i krew tryskającą na wszystkie strony. Przypominało mu to sytuację, kiedy za dzieciaka zbierał wiśnie. Po ośmiu godzinach zamykał oczy i widział kiść tego dziadostwa jakby było przed nim. To naprawdę traumatyczne przeżycie.

Ukradkiem zajrzał do zbrojowni. Nie było tu nic na ostrą amunicję. Walki wręcz, krwi i makabry Inżynier miał ewidentnie dosyć. Z pułki zgarnął kilka baterii do pistoletu i wypełnił nimi kieszenie. Nie wiedzieć czemu poczuł się pewniej. Teraz pewnie by coś zjadł albo napił się, jak to po udanej robocie, ale nie miał ochoty nawet patrzeć na jedzenie. Odruch wymiotny wprawdzie minął, ale lepiej nie ryzykować.

Wówczas powróciła do niego myśl, która przemknęła mu przez głowę wcześniej. Chuck mówił mu o pigułkach szczęścia, ale dla Inżyniera nic co było w pigułkach lub proszku nie umywało się do tysięcy lat tradycji i przywiązania. Tak, ewidentnie. Teraz głowił się nad tym, kto tu może być dobrze wyposażony. Pewnie ktoś obrotny, kto tym kieruje. Z tą myślą udał się do Rocka. Oparł się o jakąś szafkę, bo ręce wciąż mu drżały.

- Cześć stary, jestem Aleks. My się chyba nie znamy. To ty mnie i Chucka przeprowadziłeś przez to piekło, nie ? - Aleks wykorzystał chwilę spokoju, kiedy Rock nie prowadził rozmowy.

- Tak, Rock jestem. Potrzeba ci czegoś konkretnego, czy chcesz tylko pogadać ? Wiesz, ja trochę tu kurwa jestem zajęty ... - odpowiedział wpatrując się uważnie w obrazy z kamer.

- W sumie to tak. Widzisz ... sprawa dość ... dobra, co się będę pierdolić - to ostatnie powiedział trochę ciszej - Masz może trochę Marii ?

- Marii ? - Rock był lekko zdziwiony.

- Tak, zielonego, trawy i tak dalej. - Aleks przybrał najbardziej niewinną minę na jaką było go teraz stać.

- Na cholerę ci to ? Weź se walnij pigułę i po zawodach. - Rock pokazał Aleksowi ręką by na chwilę zamilkł i przez jakiś czas rozmawiał przez radio. Kontynuował już po wszystkim

- Dobra, mam dwie sztuki i trochę blet, widzę że jesteś nieźle roztrzęsiony. Masz - powiedział i przez blisko minutę grzebał w szufladzie, by wreszcie podać inżynierowi pełną samarkę.

- Dzięki - rzucił i udał się gdzieś, gdzie było trochę spokoju.

Udało mu się znaleźć go w szatni. Usiadł na podłużnej ławce, wyciągnął na niej nogi i oparł się plecami o ścianę. Otworzył samarkę i wreszcie ręce przestały mu się trząść. Charakterystyczny zapach, którego nie wąchał od dawna pobudził zmysły, ale jednocześnie uspokoił go. Tak, tego było potrzeba.

Wysypał wszystko na bletkę i zgrabnie zwinął. Nigdy nie był w tym mistrzem, ale po blisko minucie udało mu się zakończyć prace nad jointem. Powąchał go jeszcze raz i pusty woreczek foliowy schował do kieszeni. Kiedy już miał zacząć brać się do roboty, zaczął przetrząsać kieszenie. Nie było ognia. Znalazł go w ostatniej, tylnej kieszeni spodni. Stara, zapomniana zapalniczka. Fartem było, że była jeszcze całą i ... sprawna.

Po odpaleniu zaciągnął się, nabierając dym w płuca. Wypuścił go dopiero po kilku sekundach, delektując się. Chmura dymu, innego niż papierosowy - przyjemnego, o kojącym zapachu, wzbiła się w powietrze. Źrenice Inżyniera rozszerzyły się momentalnie. Drugi mach, trzeci, czwarty i problemy niemalże znikły. Mimo iż bletka nieco zmieniała smak, nie było tytoniu, którym powinno się zakańczać jointa, to było to tym czego było Aleksowi potrzeba w tej chwili najbardziej. Otworzywszy zamnięte oczy inżynier zaobserwował pierwsze zmiany. Miał wrażenie, że drzwiczki od szafki dziwnie się na niego patrzą. Cóż, bywa. Wybuchnął szaleńczym, dzikim śmiechem. Nie krył twarzy w dłoniach, był tu sam. Nie hamował radości, mimo iż była głupia i powodowana używką. Normalnego człowieka nie powinien bawić fakt, że przy szafce w szatni znajdują się drzwiczki.

Kilka minut później Aleks doświadczył jednego z ulubionych efektów obcowania z Marią. Zmiany w percepcji sprawiły, że był święcie przekonany o dziwnym, nieco owalnym kształcie pomieszczenia. Bawiło go to niemiłosiernie. Myśl o niedawnych wydarzeniach nie była w stanie przebić się przez dziką radość jego umysłu. Kiedy wreszcie nie miał już nawet siły się śmiać zaciągnął się ponownie i zamknął oczy. W słuchawkach puścił coś, co czekało w mrocznych odmętach pamięci odtwarzacza.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6GOICD5YX-Q[/MEDIA]

***


Piętnaście minut później, z odciążonym umysłem inżynier był już w Gnieździe, obserwując sytuację na monitorach Rocka i czekając aż będzie potrzebny. Nie wiedział ... a raczej udawał że nie wiedział czemu biegnący do grodzi ludzie czasem powodowali niego parsknięcia i napady śmiechu. Na szczęście Rock wiedział, co niedawno zaszło. Podarek był dobrej jakości, posmak w ustach inżyniera utrzyma się jeszcze przez długi czas.

Nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nie był to na pewno efekt odurzenia. Dziwny, przeraźliwy dźwięk przebił się przez ściany i grodzie, Aleks stracił poczucie czasu. Miał wrażenie, że leżał na podłodze przynajmniej kilka godzin. Kiedy już wstał i otrząsnął się rzucił

- Kuuurwa! Co to było ?

W odpowiedzi dowiedział się tylko, że Rock stracił kontrolę nad bazą. To oznaczało, że czas zacząć czyścić. Tak, to ewidentnie nie podobało się inżynierowi. Trzeba było jednak opuścić przytulne Gniazdko i udać się do roboty. Aleksowi przypadła siekiera (zmartwiło go to), główny korytarz (co jeszcze bardziej go zmartwiło) oraz ... Chuck. Ostatnia informacja była co najmniej radosna. Zawsze lepiej iść na spotkanie śmierć z kimś, z kim się już raz umknęło z jej uścisków.

Inżynier i Chuck ruszyli razem do głównego korytarza. Ten drugi szedł na przedzie, natomiast Aleks pomagał mu jak mógł. Raz mało co nie opanował napadu śmiechu, lecz szybko zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Wątły inteligent średnio nadawał się do walki. Starał się operować pistoletem, mniej siekierą.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 10-02-2011, 21:03   #202
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Jak to jest możliwe, że człowiek potrafi z jednych kłopotów błyskawicznie wpaść w jeszcze większe? Ray sam nie wiedział jak to robi, jednak z całą pewnością można powiedzieć, iż wychodziło mu to perfekcyjnie. Właściwie od czego się zaczęło? Od tej sprzeczki z Slewnackym? Czy może dopiero później, kiedy naćpany pigułami pomagał Selenie coś naprawić? Nieistotne. Ważne było to, że kłopoty go nie opuszczały, teraz nie mógł się nawet wściekać, że dał się przekonać temu strażnikowi. Zresztą opanowany był całkowicie przez narastający z każdą chwilą strach, nie mógł powstrzymać narastającej paniki.

Już kiedy podnosił głowę z kraty wiedział, że nie jest dobrze, tyle razy wpadał na te potwory, że niemal potrafił je wyczuć. Jego instynkt tym razem go nie zawiódł, zadrżał, gdy zobaczył, że jest otoczony przez pięciu przeciwników. Znajdował się na środku korytarza, wiedział mniej więcej, gdzie jest, był dość oddalony od pomieszczenia, w którym stacjonował Rock, zresztą nie tylko odległość była problemem, lecz również trójka potworów idących na niego z tej strony. Z drugiej nie było lepiej, trasa prowadząca do miejsca, w kierunku którego zmierzali z Golasem, pilnowana była „jedynie” przez dwóch.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jego przeciwnicy wyglądają i zachowują się inaczej niż zwykle, nie biegli prosto na niego w szaleńczym tempie, snuli się raczej i zbliżali się powoli sunąć. W dodatku byli mocno uszkodzeni, jeden z nich został chyba potraktowany serią z karabinu. Kiwali się dziwnie i jakoś bezmyślnie stawiali kolejne kroki, można by nawet powiedzieć, że to po prostu chodzące trupy.

Spojrzał na swoje wyposażenie, miał przy sobie wszystko co wcześniej zabrał, w tym również dopalacz, o którym wspominał strażnik. Wahał się czy nie użyć go od razu, ale nie wiele o nim wiedział, podkręcał ludzkie możliwości, dodawał siły, wytrzymałości i zręczności, ale z tego co pamiętał ze szkolenia wstępnego, działał przez godzinę, a następnie doprowadzał do skrajnego wyczerpania. Stwierdził szybko, że zachowa go na potem.

Postanowił udać się do części socjalnej, jeśli strażnik wciąż żył to zapewne udał się tam by kontynuować swoje zadanie. Swoją drogą była to już kolejna osoba, która pozostawiła go na pastwę losu. Przypadek? Dwaj przeciwnicy nie stali zbyt blisko siebie, ale wypoczęty Ray mógł stawić im czoło i sięgnąć nawet ich obu. Ostrze siekiery wbiło się w głowę pierwszego, a następnie błyskawicznie z niej wyrwało i zdruzgotało czaszkę drugiego, niemal w tym samym momencie opadli na ziemię. To zaalarmowało trzech czyhających z tyłu, z początku niemrawi, teraz rozpoczynali swoje natarcie. W dodatku ci potraktowani toporem strażackim zaczęli wstawać!

Ray przeskoczył ich i pędem ruszył przed siebie, za sobą miał już całą piątkę, gdy zatrzymał się przy drzwiach prowadzących najprawdopodobniej do pokoju rekreacji. Nie zastanawiał się i natychmiast uruchomił panel, gotowy do obrony ze strachem w oczach patrzył na zbliżającą się grupę, byli już naprawdę blisko, kiedy udało mu się wskoczyć do środka i zablokować drzwi. Odetchnął głęboko.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rnLtg6jC_a0&feature=related[/MEDIA]

Tak jak sądził był w siłowni połączonej z salą do fitnessu, pełno było tu różnego sprzętu dla entuzjastów takiego spędzania czasu. Niestety nie dało się stąd wydostać inną droga niż tylko tą, którą wszedł. Potwory zaczęły się coraz mocniej dobijać, na własne oczy widział jak te stwory potrafią się zmienić, zacząć myśleć i współpracować. Może teraz wyglądały jak żywe trupy, ale czuł, że prędzej czy później po prostu zniszczą panel i dostaną się do pomieszczenia.

Postanowił szybko sprawdzić dwa dodatkowe pokoje, jednym z nich okazała się szatnia, natomiast drugim łazienka, w której zobaczył znajomy korytarz wentylacyjny. Zapewne spróbował by go użyć, ale niestety już ktoś w nim tkwił nieruchomo, na zewnątrz wciąż znajdywały się nogi, na których widoczne były małe ilości krwi. Ta droga nie wchodziła w grę, pozostała mu walka. Nie miał szans w bezpośrednim starciu, musiał więc pomyśleć o jakiejś pułapce.

W takich sprawach nie był ekspertem, finezja jakoś nigdy nie przychodziła mu łatwo, postanowił zrobić coś prostego. Nie wymagało to ani zbyt dużej siły, ani też długiego główkowania. Do pozostawionego w łazience (pewnie przez jakiegoś meksykańskiego sprzątacza) wiadra nalał po brzegi wody, którą następnie rozlał tuż przy grodzi. Pistolet elektryczny nie był może dobrym narzędziem do walki z nimi, ale w połączeniu z tym powinien mocno nimi wstrząsnąć. Następnie za pomocą sztangi o średniej wadze zablokował drzwi do łazienki, nie miał już ochoty sprawdzać czy na wpół leżące w wentylacji ciało to może jeden z tych stworów. Na koniec zajął się jeszcze jednym z przyrządów do ćwiczeń, który stał nieopodal drzwi, należał raczej do tych solidnych choć nie aż tak bardzo wielkich i ciężkich, przesunął go w pobliże grodzi. Dopalacz miał pod ręką. Plan był prosty.

Miał zamiar otworzyć drzwi potworkom, a następnie zablokować spust pistoletu elektrycznego i wrzucić do kałuży wody, kiedy tylko by się w niej znaleźli. Ostania faza zakładała przygniecenie przyrządem oraz wyjście po nim z pomieszczenia. Dalej chciał udać się do dalszej części socjalnej, tam gdzie mógł być golas. Oczywiście plan zakładał, że ten atak zrobi wrażenie i powali stwory na podłogę. Jeśli to się nie uda, pozostanie mu jedynie użycie dopalacz i przebicie się na zewnątrz.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 10-02-2011, 22:24   #203
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację


Pojawiły się pierwsze wątpliwości.

- No właśnie Rock – pokiwał z dezaprobatą głową Chuck - A co z chłopakami? Łysy i Szczota? Oni wracają wentylacją? - Fish wypalił spontanicznie po wysłuchaniu planu Billa, ocierając białą chusteczką krew z nosa.

- Coś później wymyślimy - mruknął Bill niechętnie. - Nie rozumiesz. Jeśli ktoś ma teraz kontrolę nad mechanizmami w bazie w każdej chwili może zdalnie otworzyć cieplakom drogę do nas. Tamta laska ze Szczotą podsunęła mi ten pomysł psując drzwi do Romantyki. Najwyraźniej dziewczyna wie, co robi.

- Okay. To jak młodzi są bezpiecznie zacięci w Romantyce, to pewnie masz rację. Lecę zrobić to samo. - rzucił bez przekonania widząc przy wyjściu jak Aleks Wasyl z ociąganiem ruszył za nim.

- Ej, ej, zaraz! – Seamus miał najwyraźniej większe wątpliwości co do trafności decyzji Rocka. Może i słusznie? - Nie będzie żadnego rozwalania zamków póki nie ustalimy paru rzeczy – Wielki górnik nie ukrywał, jak zwykle zresztą, rozdrażnienia i wkurwienia w głosie. Załadowana pompka w jego gestykulujących żywo dłoniach nie wydawała się najbezpieczniejszym urządzeniem – Po kiego wała mamy się zatrzaskiwać w tej konserwie?! Musimy się stąd ruszyć i to szybko nim wszyscy ci popaprańcy się za nami zlezą. Ty masz Rock w ogóle jakiś plan? Jak zatrzaśniemy się tu, zostanie tylko wyjazd na górę gdzie ciepłych też nie brakuje i wentylacja, w której pełno jest zarażonych szczurów. A lądowiska przecież i tak nie uruchomimy. A w ogóle to co my właściwie wiemy?! Dlaczego te debile nadal biegają po odstrzeleniu im połowy korpusu??? Ej... Doktory! - górnik spojrzał wymownie na Mahariszich – Byliście w medycznym. Dowiedzieliście się czegoś? Można się tym zarazić? Co to w ogóle jest??? Choróbsko??? I co to za pierdolona orkiestra przez te głośniki nadaje?! - To ostatnie nie było już pytaniem skierowanym do kogokolwiek innego, może poza milczącymi już głośnikami - Przecież to jezu, nie mogą być zakłócenia...

- Też nie wierzę w żadne sprzężenia – barman zatrzymał się i włączył do dyskusji - Po tych dźwiękach jak uderzyły w nas w Czujce Venturra kompletnie stracił panowanie, a godzinę temu widziałem jak Vinmark w końcu przegrał zmagania w swojej głowie. Ten wirus na psyche siada przez te dźwięki. W tunelach wentylacji niosły się jeszcze inne, głosy zawodzące jakąś mantrę w obcym języku. To nie jest żadna choroba chyba, a wirus to tylko umowna definicja tego, że ktoś stoi za infekowaniem naszych umysłów. Jak jakieś cholerne pranie mózgu. Przecież cieplaki padają jak muchy dopiero jak im się z mózgu kałużę zrobi. Ale czy to jest możliwe, żeby ludzki mózg miał taką siłę nad ciałem, żeby kontrolował je wbrew zasadom funkcji życiowych? Żeby cieplaki żyły dalej odnosząc śmiertelne obrażenia? Za tym stoi coś o wiele bardziej potężnego jak Zarząd naszej korporacji... A te stwory? Ktoś ma jeszcze wątpliwości, że to nie są istoty z kosmosu? To pewnie mieszkańcy Ymira. Sam Bill mówiłeś, że wszystko zaczęło się od odkrycia przez korporację jakiejś obcej cywilizacji... Naszym jedynym ratunkiem jest tylko ewakuacja na Ziemię. Na Ymirze wcześniej czy później zginiemy jak Nicole...

- Seamus - argumentował Rock - właśnie po to chcę zablokować wejścia, aby mieć czas na zastanowienie się i ułożenie planu, który będzie bardziej rozsądny niż bieganie po korytarzach w te i we wte. Coś rozwaliło nam transmiterki. Mój plan się rypnął. Musimy ułożyć nowy. Na spokojnie.

Mahariszi spojrzeli po sobie smutno. Kamini spuściła głowę, Dhiraj zaś przełknął ostatni kęs odgrzanego hot-doga i przemówił cichym, lekko zachrypniętym głosem:

- Niestety, nie dowiedzieliśmy się właściwie nic konkretnego. Możemy podejrzewać, że nie przenosi się przez ugryzienie bezpośrednio, ale... to by dotyczyło tylko tych bardziej ludzkich istot. Ale to, co zaatakowało nas przy windzie i to, co... co zabiło Nicole... Boże, na dole były... Humanoidalne monstra, nieznacznie podobne do człowieka!- Podniósł głos, raport kontynuował dopiero, gdy uspokoił drżenie rąk.- To, z czym mamy tu do czynienia, przerasta naszą wiedzę, a nawet i zdolność pojmowania... Nie wiem...- Doktor był załamany. Gdy wydawało się, że już nic nie powie, wypalił w stronę Rocka- System podtrzymywania życia w bazie został uszkodzony! Te potwory zaczynają przemieszczać sie szybami wentylacyjnymi, musieli coś uszkodzić. A co jeśli... przyjdą tutaj przez wentylację?!
- Albo się udusimy, albo rozszarpią nas te istoty... Dlaczego to musiało nas spotkać?- spytałą retorycznie Kamini, po czym, ponownie już tego dnia, zaczęła szlochać w ramię nie mniej przygnębionego i wystraszonego nieciekawymi perspektywami męża.

Ipor, gdy już się otrząsnął po dźwiękowym ataku, podniósł się na słowa Seamusa:

-Nie wiem, czy widzieliście to, co zaatakowało nas i doktorstwo. To nie miało nic wspólnego z ludźmi. Spotkaliśmy to trzy razy. Nie mamy z tym szans. Ten człowiek - wskazał na Rocka - dobrze mówi. Musimy dać sobie czas, na przemyślenie, jak ich wszystkich wykończyć. Niby gdzie chcecie uciekać? Ich jest tysiące pewnie, a przynajmniej setki. Trzeba znaleźć sposób na spuszczenie na nich jakiejś cholernej zagłady, a nie uciekać. Nie da się uciec.

- Ooo nie Ipor – Seamus słuchał w skupieniu słów doktorów o nowym zagrożeniu i poparcia Ipora dla planu Rocka. Gdy jednak bałkańczyk kontynuował, nie mógł przemilczeć - Na razie tośmy nawet nie spróbowali ucieczki i nadal żyjemy. Więc nie pierdol o zagładzie!

Przez chwilę z zaciętym wyrazem twarzy obserwował madziara, ale po chwili odwrócił wzrok i spuścił z tonu. Gdzieś przed oczami mignął mu przestraszony Leo Hirrack...

- Stąd są dwie opcje ucieczki i wykorzystamy jedną z nich. Tramwaj i lądowisko. Rock... - zwrócił się do oficera – Poza Gniazdem zostało dwóch młodych, Golas i jeszcze jakaś dwójka. Odcinajcie się. Na twoją kuźwa odpowiedzialność. Ale dopiero po tym jak stąd wyjdę.

Potężny górnik wyjął swojego wkp i odpalił holomapę.

- Gdzie wysłałeś Golasa i gdzie są Szczota i Łysy?

- Szczota i Łysy są w Romantyce – wyjaśnił Rock wskazując punkt w przestrzeni - Taka knajpka. Znajdziesz bez trudu. Golas szedł do sekcji mieszkalnej urzędników wyższego szczebla. To w zupełnie przeciwną stronę. Szczota jest bezpieczny w kantynie. Odcięli się, podobnie jak my. Co z Golasem, nie wiem. Jeśli już masz zamiar iść, weź kogoś z sobą. Nie samemu. Pamiętasz zasadę?

Popatrzył górnikowi twardo w oczy. Widac było, że aprobuje jego pomysł, ale ... ele chyba nie do końca.

- A co do planu ucieczki stąd, to zostaje nam ewentualnie szybka kolejka i łaziki do Ymira C lub B. Przy takiej pogodzie na lodowisku nic nie wyląduje. Na zewnątrz zaczęła się noc i burza śnieżna. Poza tym nie masz kodu do wahadłowca. A nawet nie wiem, czy on tam jest. Z tego, co mi wiadomo Zarząd lądował ostatnio na B-tce. A potem pociągiem podziemnym wrócili tutaj. No i oczywiście Seamus potrafisz pilotować to cacko? Hę? A ty Ipor nie panikuj. Teraz ważna kwestia, czy ktoś z was potrafi coś zrobić z tym cholernym systemem podtrzymywania życia?

-Spokojnie – powiedział Ipor pojednawczym tonem - Jakie są w ogóle możliwości opuszczenia Ymira? Nie mówię Ymira A, tylko całego Ymira. Jakoś nie widzę powodu, dla którego na Ymirze B i C miałoby być inaczej. Jakie są szanse na uruchomienie tego wahadłowca. Nikt nie może złamać tego kodu?

- Potrzebne byłyby trzy rzeczy – opowiedział dowódca ochrony po chwili namysłu - Kod, klucz do niego oraz pilot. Kod złamałby zapewne dobry programista. Klucz, może udałoby się go znaleźć w sekcji Zarządu. Co do pilota, to nie mam pojęcia gdzie go szukać w tym całym bałaganie. Na Ymirze było czterech pilotów. No i nie zapominaj, że wahadłowiec ma zaledwie kilka miejsc, Ipor. A nas jest dużo więcej.

- Czyli ucieczka ma słabe szanse powodzenia – zacisnął zęby wąsaty mężczyzna - Próba poinformowania ludzi na zewnątrz też pewnie nic nie da, bo jak zobaczą jaka jest sytuacja, nikt nie będzie chciał przylecieć. Tylko nie mówcie, że widzę wszystko w złych kolorach, albo panikuję. Mówię tylko, że musimy zaprowadzić porządek. Sami. Tutaj. A o system podtrzymywania życie tak bym się nie martwił. Oni też muszą oddychać. Trzeba się dostać do pomieszczeń zarządu. Jeśli to zrodziło się w głowach tych ludzi, to tam też musi być odpowiedź, jak to pokonać.



Wszyscy wiedzieli, co Ipor miał na mysli. Na Ymirze ląduje się specjalnymi transporterami, które wywożą urobek do statków między-gwiezdnych na orbicie. Wokół planety orbituje specjalna stacja zwana OKO w której stacjonuje kilkuosobowa załoga. Wiedzieli, że tam właśnie zatrzymują się wielkie statki miedzygwiezdne które nie potrafią wylądować na powierzchni planety. Wahadłowiec, o którym wspominał Rock to była niewielka, kilku-osobowa maszyna służąca do transportu ludzi na OKO i z niego. Urobek i transport większej ilości ludzi dokonywane były raz w roku, kiedy przybywa straship korporacji z Ziemi. To będzie za jakieś 5 miesięcy. Do tego czasu w zasadzie wahadłowiec startuje bardzo okazjonalnie.

Ich sytuacja wyglądała naprawdę marnie. Im dłużej o tym myśleli, tym wiekszą mogli odczuwać panikę.



"Próbuję odzyskać kontrolę nad komputerami. Kilku przyjemniaczków wdarło się do mnie. Na razie jestem bezpieczny. Widzę to samo co znajduję się na Waszym ekranie i w ten sposób możemy się komunikować. Duffy."


Ten komunikat pojawił się niespodziewanie na ekranie jednego z ekranów w Gnieździe.

- Kurwa, wiedziałem, że to nie przenosi się przez gryzienie... - mruknął Chuck gdy dotarł do niego sens rozumowania Dihraja - Decyzję trzeba podjąć i to szybko, bo z otwartymi grodziami to będzie z nami tak samo jak w “Czujce”. Jak wparują tu cieplaki - ciągnął Fish zatrzymany w progu podniesionym tonem Irlanczyka. - Ja myślę, że nie ma, co się tak podniecać, może ten Duffy... Właśnie Bill, kto to jest? Może on da radę nawiązać kontakt z tymi w Romantyce, jak umie z nami. Jak oni są tam na razie bezpieczni, to nie ma sensu znowu się rozdzielać. Ja też w wentylacji spotkałem szczura, w dodatku zarażonego chyba, ale przecież na korytarzach jest tak samo lub mniej bezpiecznie. Drzwi trzeba póki, co rozwalić, a niech ten Duffy próbuje nawiązać kontakt z Golasem i Szczotą, żebyśmy wiedzieli jak skoordynować działania. Seamus, pobiegniesz korytarzem do Romantyki, która pewnie jest otoczona cieplakami, a tam może już naszych nie być... Jak jest szansa na odzyskanie kontroli nad komputerami to lepiej poczekajcie na update z kamer. Ja po nich jak zabezpieczymy Gniazdo mogę jakby co ruszyć wentylacją. Zreszą znając upartego Svena, to on pewnie zamiast prosto tutaj, to będzie chciał ruszyć na poszukiwania ojca, o ile już nie są w drodze.

Seamus zawahał się. Przez ubabraną krwią, potem i brudem twarz przebiegała przez krótką chwilę mieszanka rożnych, bynajmniej nie optymistycznych uczuć. Odwrócił się po chwili w stronę Fisha i Rocka.

- No dobra. Zablokujmy te grodzie do których dobijają się ciepli. Ostatnie póki są nieoblegane zostawmy otwarte. Rozwalić hydraulikę to kwestia jednego dobrego uderzenia, więc póki nie dogadamy się z tym Duffym, nie zamykajmy sobie tej drogi. Skoro ominął przepalone sieci to może by zhakował te kody czy co tam... Ja i Grey możemy pójść po klucz do pomieszczeń zarządu i przy okazji znaleźć Golasa. Pozostaje pilot... Szszszto pies by jebał. Wszystko tu przecież działa na auto, a pierdolony wahadłowiec potrzebuje pilota?! - mruknął górnik wyraźnie nie mając pomysłu na znalezienie rozwiązania - A ty Ipor... Kuźwa no. Jaki porządek chcesz tu zaprowadzać z trzema pukawkami? A zresztą... Patrzcie sami - Zdjął z ręki wkp Kellera i podszedł do konsoli do sczytywania danych - Ech... działa to jeszcze, czy się całkiem sfajczyło?


Rock pomógł mu w podłączeniu i po chwili na jednym z monitorów wyświetlił się krótki obraz, jaki nagrał górnik Keller w lodowym mieście.

Ludzie stłoczeni wokół wyświetlacza patrzyli oniemiali na zarys tajemniczych budowli i na chaotyczne sceny.

- I jaki tu porządek zaprowadzać? Trzeba by cały ten księżyc rozpiździć... – mruknął Seamus obserwując reakcję oglądających film ludzi.


-Nie wiem, może jest coś, co można rozpylić, co ich zabije, a nas nie... – Ipor chwytał się nawet najbardziej szalonej myśli, aby nie zgasła w nim ta iskierka nadziei -Kurwa, jeśli to nie jest wyhodowane, tylko było tu od zawsze... Masz rację Seamus, musimy stąd spierdalać.

Słowa zawisły w powietrzu....

Ludzie ruszyli do swoich zadań.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 10-02-2011, 22:42   #204
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Sven „Szczota” Lindgren i Selena Stars


Walenie w drzwi wejściowe nie ustawało. Jękliwe zawodzenia stały się już niemal naturalnym odgłosem. Byliście odcięci od reszty. Ale mieliście broń. Mieliście wodę, zapasy żywności i alkohol. Nie było źle. Można było wytrwać jakiś czas. Nawet odpocząć.

Po ostatnim załatwionym przez was cieplaku żaden więcej nie wychynął z dziury po wentylacji. Na prośbę Princess zaciągnęliście ciała zabitych do jednej z toalet. W podzięce za to dziewczyna przygotowała włoskie jedzenie podgrzewane na kuchennych urządzeniach „Romantyki”. Makaron z sosem, wino i pieczywo. Pyszności.

Ciepły posiłek smakował wszystkim wybornie. A plusem dla Princess był fakt, że dobrała sos beszamelowy a nie pomidorowy, który jednoznacznie kojarzył wam się z rozbryzgami krwi. Wtedy pewnie jedzenie nie byłoby tak dobre.

Łączność nadal nie działała, ale to nie miało znaczenia. Na korytarzach nie słyszeliście już wrzasków ani strzałów, co zapewne oznaczało, że reszta albo zginęła, albo uciekła, albo – tak jak wy – zaszyła się gdzieś w bezpiecznym miejscu łamiąc sobie głowy, jak wydostać się z tej kabały.

Na razie czekaliście i odpoczywaliście. Nic innego wam nie pozostało.

Bo żadnego „pokemona” w Romantyce nie było. No, może poza Seleną – jak sądziła „Księżniczka”.



Gilbert Duffy



Kiedy pracujesz przy komputerach niekiedy zapominasz o całym świecie. Tak było i tym razem. Próbowałeś hakować serfując na słabnącym i zmiennym sygnale swojej Matrycy.

Nie była to łatwe.

Ymir A wypełniały zakłócenia. Dziwne, zmieniające położenia pola. Jakaś nieznana ci technologia powodująca szumy i blokująca sygnały. Raz o mało nie przejęła ci twojego komputera. Doskonały sprzęt, ale w niezbyt wprawnych rękach. Gdybyś ty miał takie zaplecze, potrafiłbyś zrobić prawie wszystko. Tak sądziłeś.

Kilka razy dostałeś kopa z emocji, kiedy udało ci się przez chwilę zapanować nad jakąś kamerę. Raz nawet widziałeś jakąś parę uprawiającą seks w którymś z pomieszczeń biurowych. Niestety, byli to dwaj faceci. Na szczęście szybko straciłeś obraz z kamery.

W pewnym momencie twój WKP zamigotał sygnałem nadejścia wiadomości.

Ktoś dzwonił!

Wyświetlacz wskazywał numer Wicedyrektora Pionu Informatycznego Artura Wilcoxa.

Lampka pulsowała zielenią.

Miałeś wrażenie, że decyzja czy odbierzesz te połączenie czy nie, jest jedna z ważniejszych w twoim życiu.




Ray Blackadder


Pułapka została założona. Drzwi otwarte. Cieplaki ruszyły do ataku i oberwały tym, co dla nich przygotowałeś.

Prąd, ciężki sprzęt, woda!

Mordercze połączenie.

Ale nie na kogoś, kto chyba już nie żyje.

Owszem. Prąd siekł ciała napastników. Nawet smażył je tak, że skóra czerniała i zmieniała się w spaloną tkankę. Śmierdzący dym zasnuł salę ćwiczeń duszącym całunem i włączyły się systemy przeciwpożarowe obsikując cię substancją gaśniczą.

Ale poza chwilową niedyspozycją i brakiem mobilności nie osiągnąłeś zbyt wiele. Zarażeni – poparzeni i ranni – wstawali i ruszali w twoją stronę. Jak stwory z koszmarów.

Pozostał więc plan B.

Zastrzyk wniknął w ciało spazmem porównywalnym z małym orgazmem.

Ująłeś trzonek siekiery i ruszyłeś do walki. Napędzany symulantem przebiłeś się przez nieprzyjaciół, pozostawiając za sobą drgające ciała oraz odrąbane kończyny.

Byłeś diablo szybki, diablo silny i czułeś się nieśmiertelny! Póki stymulant pływał w twojej krwi, byłeś Bogiem Zniszczenia.

Wyszedłeś na korytarz szybko orientując się, że jest opustoszały. Z głębi bazy słyszałeś wrzaski i łomotania. Przynajmniej w kilku punktach cieplaki szturmowały zamknięte pomieszczenia. Gdzieś tam, jacyś frajerzy, walczyli o życie. Ty byłeś wolny. I mogłeś udać się gdziekolwiek zechcesz.

A jeśli ktoś stanie ci na drodze, po prostu użyjesz siekiery!





Reszta


Szturm na korytarz przy “Gnieździe” udało się odeprzeć. Zainfekowani nie byli zbyt bystrzy i nim wpadli na pomysł, że można przejść dołem pojawił się Rock i inni. Wspólnymi siłami, pod komendą nawykłego do wydawania rozkazów ochroniarza, zwolnili mechanizm blokujący gródź i ta opadła w dół, z trzaskiem miażdżąc wsunięte w szczelinę ciała.

Po tym wybuchu agresji zapada cisza przerywana jedynie odgłosami walenia przez cieplaków w gruby metal grodzi. Byliście bezpieczni. Przez jakiś czas.

Zawsze jest tak, że ludzie potrzebują lidera w trudnej chwili. Kogoś, kto poprowadzi ich ku określonemu celowi, wyznaczy drogę działania. Czasami pojawią się jednostki nonkonformistyczne, które wolą działać samodzielnie. Nie poddają się woli reszty. Lub jednostki silne, które również mają ochotę dyktować swoje warunki.
Tak dzieje się w każdej ludzkiej grupie i doktor Mahariszi doskonale zna te zależności i sposoby kreacji więzi. Wie, że prędzej czy później w grupie takiej jak zbieranina ocalonych pojawią się tarcia, konflikty czy nawet próby siłowe.

Jak na razie łączy was jednak wspólna świadomość szaleństwa w jakim się znaleźliście.
Bo im dłużej o tym myślicie, tym czarniej wygląda wasza sytuacja.

Jak na razie owym przywódcą grupy staje się Bill Rock. Facet wydaje się być zdeterminowany i bez wątpienia jest najlepiej wyszkolonym spośród was.

Kiedy już sytuacja na zewnątrz lekko się uspokoiła Rock zebrał was wszystkich w jednym miejscu, w pokoju gdzie zazwyczaj przesiadywali ochroniarze. Trzeba mu było przyznać, że ma charyzmę i jest przekonujący. Mniej lub bardziej chętnie zabraliście się wokół.

- Słuchajcie – powiedział bez owijania w bawełnę, za co część osób już go nie lubiła, a część szanowała. – Zdaję sobie sprawę, że odcięcie nas w Gnieździe jest rozwiązaniem połowicznym. Moj plan się nie udał. Ale czy aby na pewno. Kilka osób dzięki niemu żyje i jest teraz z nami.

Spojrzał wymownie na Greya, Zoe, Leo, Aleksandra i Ipora, chociaż akurat tego ostatniego uratowała decyzja doktor Mahariszi.

- Przyznam też, że straciliśmy kilka osób z grup zakładających transmitery. Szczota i Łysy są odcięci z kolejną dwójką w kantynie „Romantyka”, Vinnmark ... zginął, a Golas z jeszcze jednym ocalonym zaginęli. Zgadzam się, że trzeba ich ratować, ale ... – tu spojrzał wymownie na Seamusa – musimy to zrobić to z głową. Biorąc transmiterek czy włączając się do grupy dywersyjnej, każdy z nas liczył się z możliwością śmierci lub odcięcia. Nie ma co teraz miotać się, kiedy tak się stało. Trzeba im pomóc, ale pomóc z głową. Tylko przemyślane i zdecydowane decyzje pozwolą nam przeżyć. To moje zdanie.

Westchnął spoglądając na wasze twarze.

- Naszą bronią jest nasza wiedza i nasz spryt. Nasza determinacja i wola przetrwania. Nie czas teraz na brawurę czy nieprzemyślane działania. Bo starta każdego z nas może przeważyć o porażce całej grupy. A mamy sporo rzeczy do zrobienia, jeśli chcemy przetrwać. Byłem żołnierzem i pozwolicie, że porządzę się troszkę jak żołnierz. Ale oczywiście macie prawo podjąć polemikę, jakby coś się wam nie podobało.

- Moim zdaniem musimy naprawić system podtrzymywania życia. Kolejny problem jest nam zupełnie niepotrzebny. Po drugie – musimy jakoś połączyć się z innymi bazami i sprawdzić co się u nich dzieje. Po trzecie – połączyć siły z resztą ocalonych. Szczotą i jego grupką, Golasem, Reyem i dwójką ocalonych po których szli oraz z Gilbertem. Oprócz nich miałem jeszcze namierzoną grupkę pięciu górników na poziomie A oraz trzech techników ocalonych na poziomie D w hangarach dla łazików oraz dwie osoby z personelu pomocniczego odcięte w ich kwaterach. Czyli w sumie kolejne dziesięć osób. Niewiele, ale każda z nich jest ważna.

- Myślałem nad podziałem zadań. Alekander Biliskov jest inżynierem i zapewne wie jak naprawić awarię systemu podtrzymywania życia, byśmy nie musieli siedzieć w maskach. Zapas tlenu jest również ograniczony.

Aleksander. Pomyślałeś przez chwilę. Wbrew pozorom nie było to trudne. W sekcji komputerowej na poziomie B znajdowały się maszyny podłączone do własnej sieci. Potrafiłeś obsłużyć program, który sczytywał dane. Mając wiedzę, co się zepsuło, mogłeś pójść tam z jednym czy dwoma technikami i dokonać naprawy. Części zapasowe pobrać z magazynów na poziomie A. Kiedy działała logistyka, nie było to trudne. ale teraz ...

- Co do łączności. Mam szalony pomysł. Możemy podczepić się pod zewnętrzną antenę. Potrafię to zrobić tylko potrzebuje jednego ochotnika do pomocy. Wiedząc, co dzieje się z Ymirem B i Ymirem C możemy podjąć kolejne kroki. Zatem jedna osoba na ochotnika pójdzie ze mną.

- Teraz reszta ocalonych. Seamus, Grey i może jeszcze ktoś. Weźmiecie ciężki sprzęt i spróbujecie dostać się do Duffyego. Facet może okazać się niezwykle pomocny. W drodze powrotnej zgarniecie Szczotę i ludzi z Romantyki. Seamus. Masz łeb nie od parady. Ułóż jakiś plan działania w tej kwestii.

To wydawało się być dość rozsądne.

- Reszta przez ten czas odpoczywa i i pilnuje Gniazda. To doskonała baza wypadowa.

- Jest jeszcze jedna kwestia – Kamini uniosła dłoń jak w szkole. – Marconi. Chcę dostać się do sekcji medycznej. tym razem z kimś uzbrojonym, by w razie co przepłoszył tego potwora. Musze sprawdzić jego biuro. On musiał coś odkryć. Coś ważnego. Coś, co może pomóc nam wyjaśnić tą kwestię.

Rock przyglądał się jej przez chwile w milczeniu, po czym pokiwał głową na znak zgody.

- W porządku. Zatem mamy – odginał kolejne palce – systemy podtrzymywania życia – Aleks i jedna osoba do pomocy, sekcja medyczna i pokój tego Marconiego – pani Kamini i ktoś z bronią, kto potrafi zrobić z niej użytek, antena łączności - ja i jakiś ochotnik, który nie boi się ciężkiej pracy; reszta ocalonych – Seamus i jeszcze ze dwie osoby, a po drodze Duffy, Golas, ta dwójka z sekcji mieszkalnej oraz Szczota i epika z Romantyki. Rajd przez piekło. Reszta – ochrona Gniazda. Teraz pozostaje jedynie podział sprzętu i możemy ruszać! Im dłużej tutaj pozostajemy, tym łatwiejszym celem się stajemy.
 
Armiel jest offline  
Stary 16-02-2011, 01:12   #205
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Seamus wrzał. Tuż pod skórą. Czuł, że jeśli zaraz nie zaczną działać konkretnie to ktoś może zdrowo oberwać. Nie było więc niczego dziwnego w tym, że postawa Rocka zaczynała go już mierzić. Ochroniarz kręcił się wokół pomysłu jak ich stąd ewakuować jak Żyd wokół świni, a na domiar złego znowu rozsyłał ludzi z jakimiś misjami, których sensowność była dla Irlandczyka mocno wątpliwa. Po chuj grzebać w systemach podtrzymywania życia skoro mają się stąd wynosić??? I cały ten numer z nastawianiem jakichś anten… Nic z tych rzeczy nie zbliżało ich wymiernie do celu. Sranie w banie. I jeszcze Ipor. Przecież znał gościa. Gdyby miał stąd komuś zaufać to chyba najbardziej jemu. Albo Greyowi. Ale z drugiej strony Madziar z doktorami też miał nie lada przeprawę w medlabie. Ech… I tak to kuźwa jest siedzieć i pierdząc w fotele trwonić czas na jakieś puste domysły…

Ciepli zaatakowali Gniazdo w najodpowiedniejszym chyba momencie. Gdy szczęśliwie było już po wszystkim, jeden z czarnych po awarii monitoringu, ekranów zamigotał i wyświetlił wiadomość:

Skontaktował się ze mną zarząd. Są w B-752. Chcą ewakuować się do innej bazy podziemnymi tunelami. Szmaciarze kontrolują sieć… na razie. Duffy

Seamus mimo iż cały czas nieco niecierpliwy, wydawał się teraz trochę uspokojony ostatnimi założeniami jakie poczynił szef ochrony. Były one paskudnie dziurawe, ale na szybko przypuszczony atak ciepłych na grodzie trochę utemperował zapędy brygadzisty i odpuścił wątpliwości.
- Rock, odpisz mu, że idziemy po niego, żeby wilka nie dostał. I daj mu namiar na WKP Greya, żebyśmy się nie szukali po całej bazie. Ja nie znoszę tego badziewia. Masz swój, Grey? Jak nie to weź mój... tylko nie zgub, bo ten filmik to się przydać może... A wracając do B-752 to myślę, że należy ich chromolić, a już napewno omijać szerokim łukiem. No, ale skoro kuźwa rządzisz, to podumaj nad tym. Z Greyem damy radę we dwóch się do niego dostać tylko zapisz nam na wkp namiary gdzie byli ci ocaleni od golasa no i sam Duffy. I tak ludzi nam nie styka do twojego planu. Skoro doktory idą z Iporem do medlabu to musisz albo pofatygować się sam do tych anten, albo Aleks idzie sam. Bo Fish może przecież pomóc tylko jednemu z was... No i co z nimi - wskazał na ocaloną matkę z dzieckiem - Przecież ich tu kuźwa nie zostawimy samych...

- Wy dwaj możecie iść z Aleksem. W zasadzie te pomieszczenia komputerowe są tam gdzie Duffy. Więc możecie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Do pomocy przy antenie potrzebuję kogoś silnego, bo będzie potrzeba wtachania czegoś na górę. Nie mogę połączyć tego zadania z innym bo będę musiał wyjść na powierzchnię planety.
Chuck. A ty z kim idziesz? Może chcesz popilnować Gniazda?


- Mi tam zajedno. Choć we trzech faktycznie byłoby łatwiej... - wzruszył ramionami Irlandczyk - Chuck, Gray, Alex. Decyzja, panienki.

Dalszą dyskusję Chucka z Rockiem zostawił w spokoju. Co chciał to wiedział, a barman słusznie robił, że zostawał z dwójką ocalonych. Tylko Grey i Aleks się jeszcze nie wypowiedzieli.
Nie trzeba mu było jednak dwa razy powtarzać nowych dyspozycji. Zgodne były całkowicie z tym jak on sam to wszystko widział. Speca od kompiutrów i grupkę Szczoty należało bezwzględnie i jak najszybciej wyciągnąć. Duffiego, bo bez niego cały ten cyrk nie ma szansy powodzenia, a Szczotę… Młodego, bo tak kuźwa trzeba. To przez Seamusa, narwany gnojek nie szedł z Golasem. Kto wie… Może gdyby poszedł to by nie utknął teraz w kantynie… Oby się tam trzymali jeszcze… Nieeee… Na pewno się utrzymają. Pewne zdarzenia to nie statystyki i obliczenia. Po prostu muszą się trzymać. By mogli do nich zdążyć. Bóg nie byłby takim skurwysynem…

Oparł się o stół i z pewnym trudem, oraz zwyczajnym dla siebie wstrętem do zminiaturyzowanej elektroniki, przełączył holomapę nadal podłączonego do komputerów wkp Kellera na dwuwektorowy blat planistyczny Sali Odpraw. Teraz widok był o wiele lepszy… Do roboty więc.
Duffy… Gdzie cię wywiało gościu? B333…

Przez dobry moment ślęczał nad mapą poziomu B. Niby wszystko znał, ale jak nie daj Boże przyciśnięci będą spierdalać na pełnych obrotach, to pomyłka może ich dużo kosztować. No i oczywiście należało dotrzeć niepostrzeżenie do pomieszczeń technicznych gdzie skrywał się informatyk. Droga wiodła tam właściwie tylko jedna, ale uwagę jego przykuła właśnie centralna nastawnia systemów podtrzymywania życia, gdzie dotrzeć miał Aleks. Seamus z początku nie miał zamiaru w ogóle tam zachodzić, bo tak jak Ipor nie widział w tym nawet krztyny sensu. Jednak pomieszczenie to miało wspólna ścianę z pracowniami z B335, która z kolei była połączona z pokojem Duffiego. Jeśli informatyk był cały czas oblegany to byłaby to najlepsza opcja. Przez cienkie ścianki nie przechodziły tu nawet żadne obwody. Starczyłaby zwykła ręczna lutownica do napraw z technicznego magazynu… Zaraz… Gdzie to jest B350X… Na upartego po drodze… Rock powinien mieć kod do drzwi gospodarczych… Potem do nastawni. Przebijamy się do Duffiego, a Aleks robi swoje…
- Zaraz - mruknął głośno nadal pochylony nad stołem. Potem uniósł się i spojrzał na resztę swoich współtowarzyszy – Ciepłe. Przecież cały czas ci zarażeni drą się tylko „ciepłe” na nasz widok, prawda? Jakby ich to w jakiś sposób nieziemsko wkurwiało i jakby tylko tym się kierowali. Nie wiem czy to cos może zmienić, ale skoro będziemy w nastawni systemów podtrzymywania życia, to można by podkręcić temperaturę do 36,6 C. To pewnie obciąży mocno generatory, ale i tak produkcja nie chodzi więc wytrzymają. A jak temperatura podskoczy to może ci popaprańcy przestaną zwracać na nas uwagę? Spróbować nie zaszkodzi, a i tak cała ta baza zawsze była cholernie lodowata… Doktory. Co o tym sądzicie?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 16-02-2011, 08:29   #206
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Całe szczęście dla cieplaków, że ograniczyły się do walenia w zawieszone nad ziemią grodzie, bo obok barmana stanęli Aleks i Grey z siekierami gotowymi do rąbania pełzających zarażonych. Fishowi do głowy nie przyszło, żeby manualnie zaciągnąć śluzę, na co wpadł całe szczęście Whiteman. Z zatrzaśniętą siłą kilku rąk solidną grodzią barman odetchnął wycierając pot z czoła i obserwując kratki wentylacyjne wrócił do Gniazda. Pustka w sercu po śmierci Nicole wypełniając je szczelnie wylewała się na duszę. Opuszczony przez tą, która nigdy nie była jego i która nie zdawała sobie sprawy o istnieniu Chucka widząc w nim tylko barmana kantyny C-28, czuł się bardziej samotny od ostatniego zdrowego człowieka na Ymirze.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ePwjipxjAmA[/MEDIA]

Rock przedstawił kolejny plan działania. Zdawał się wiedzieć co robi i jeśli nawet nie do końca tak było, to widać lata dowodzenia zasobami ludzkimi wyszlifowały w nim skuteczne zdolności przywódcze. Mówił bez wahania, pewny siebie, szybko podejmując decyzje; nadrabiając charyzmą dodawał odwagi i poczucia bezpieczeństwa, które jak się barmanowi wydawało, było kluczowe do zachowania zimnej krwi i opanowania w przerażającym chaosie, w którym się wszyscy znaleźli. Bez paniki. Stado potrzebowało przewodnika. Póki co wyglądało na to, że nikt tej pozycji Billa nie kwestionował, przynajmniej werbalnie. Bardzo się to Fishowi podobało. Brakowałoby tylko podziałów przy realizowaniu wspólnego celu przetrwania i pomocy w tym innym ocalonym. Cokolwiek można by o Rocku powiedzieć, to Fish wiedział, że z pewnością zależało mu na ratowaniu nie tylko własnej skóry. Zdawać się też mogło, że tanio jej ani reszty ocalonych nie sprzeda. Na spokojnie obmyślą sposób odsieczy Romantyce i reszcie rozsianych po bazie ludzi.

Chuck spokojnie przysłuchiwał się rozmowie Seamusa z szefem ochrony, a na pytanie tego ostatniego, czy barman zechciałby popilnować Gniazda, gdy wszyscy ruszą do swoich nowych obowiązków, zastanowił się na głos po Gallagherowym ponagleniu do podjęcia decyzji.

- Tak. Bill dobrze mówi. A ja zostaję w Gnieździe - powiedział omiatając wzrokiem matkę i chłopca - Najchętniej oddałbym Anakondę Wasylowi, bo pokazał, że strzela nie od parady, ale jak cieplaki przebiją się do Gniazda choćby wentylacją, to będziemy musieli uciekać windą - dodał ściszonym głosem patrząc ukradkiem na Zoe i Leo - a bez Anakondy to ja gówno zrobię wtedy. Co o tym myślicie? Bo to że wam potrzebna jest broń to oczywiste. Mam jeszcze do niej dwa magazynki. Bierzecie?

Fish pamiętał, że Seamus nie pałał szczególną miłością do Anakondy. Tego czy Gray umie strzelać nie wiedział. A wspomnienie umiejętności jakimi popisał się inżynier wydało się barmanowi godne wyróżnienia. No chyba, że miał farta tam na korytarzu, ale i tak lepiej by ładunki nosiło szczęście jak jego brak.

Ostatecznie do podjęcia tej decyzji skłoniła go obecność kobiety z synkiem, którzy jak słusznie zauważył Irlnadczyk nie powinni zostawać w Gnieździe sami. W sumie cokolwiek można było powiedzieć o tym górniku, to na pewno i to, że miał oprócz żelaznej ręki złote serce. Drugim argumentem była potrzeba bazy wypadowej co stwierdził Rock a Fish popierał. Trzecim powodem zaś wyczerpanie fizyczne Chucka. Przebiegnięte kilometry w ciągu ostatnich godzin, zwłaszcza z obciążeniem skafandra bojowego napięły fatalną kondycję barmana do granic wytrzymałości. Do lęku o własne życie Fish przed sobą się nie przyznał, zasłaniając tą prawdę mniej egoistycznymi pobudkami. Najchętniej zabunkrowałby się w bezpiecznym miejscu i przeczekał wszystko w nadziei na ratunek z zewnątrz, z orbity, z kosmosu, z Ziemi, z Nieba. W razie najgorszego, zdecydowanie bardziej wolał przedawkowanie pigułek szczęścia jak żywcem rozszarpanie na strzępy przez głodnych cieplaków. Śmierć wszak jak matka tylko jedna jest, nieunikniona w czasie jak podatki, lecz Chuck nie miał zamiaru umawiać się z kostuchą na randkę w ciepło.

Oderwał się od przygnębiających myśli sprawdzając rozkład kratek wentylacyjnych w Gnieździe, po czym wrócił do reszty. Jak miał pilnować Zoe i Leo, to trzeba było się do tego przygotować i załatać dziury w obronie prowizorycznego bunkra.

- Ale zanim ruszycie to pomóżcie mi zabezpieczyć kraty wentylacyjne tutaj - Fish poprosił Aleksandra i górników. - Nie wiem, może dodatkowe śruby, może drzwiczkami z szafek, znacie się na tym lepiej. Żeby dostęp powietrza był, ale by utrudnić trochę w razie czego nieproszonym gościom. Ostatnimi kratkami, które będziemy używali, to sam się zajmę jak już wyruszycie. Jak będziecie wracać i jakby co was w szybie co goniło, to z daleka latarką sygnały puszczajcie jak WKP działać nie będzie, to zacznę odkręcać śruby żebyście zdążyli. - kombinował barman patrząc na wentylację. - Wtedy i bez giwery dam se radę jak coś - rzucił kładąc Anakondę z magazynkami na stole konferencyjnym. - Jak cieplaki zdobędą Gniazdo to z daleka w szybie zobaczycie światło z wyłamanych przez nich krat. Znaczyć to będzie, że uciekłem z Zoe i Leo i najpewniej będziemy zacięci w windzie między poziomami.

W objęciach Zoe, mały Leo z napchanymi jak chomik policzkami ciamkał sklejoną karmelowym batonem energetycznym buzią. Z oczu kobiety biła determinacja i siła jaką może mieć tylko samica broniąca potomstwa. Chłopczyk, bezpieczny jak kangurek w macierzyńskiej torbie, przeżuwał prowizoryczny posiłek okryty ramionami matki i obserwował ciekawski twarze dorosłych. Trzeba ich będzie nakarmić, pomyślał wiedząc, że w pokoju socjalnym znajdzie wszystko co trzeba. Sam był też cholernie głodny, ale nie zamierzał siadać na dupie zanim nie upora się z tym, co uważał za słuszne. Zastanawiał się jak zabezpieczyć wentylację na zablokowanych korytarzach, pomieszczeniach i w Gnieździe. Bez odcięcia dopływu powietrza. I wielokrotnym użyciem do celów wypadowych na bazę. Wypad na Ziemię był ciągle marzeniem.

- Bill, - zaczął Chuck - powiedz jak wygląda w praktyce ewakuacja personelu i sprzętu korporacji? W jaki sposób mieliśmy się ewakuować na orbitę Ymiru i na Ziemię? Jak na szefa pionu to przecie znasz procedury, by sprawnie czuwać nad bezpieczeństwem bazy w razie zagrożenia, a więc też podczas ewakuacji, by uniknąć niepotrzebnej paniki tłumu? Tak? Chyba nie mieli teleportować tysięcy luda, lub czekać na transportowce surowców co?

- Przewidywano ewakuację do innych baz w pierwszej kolejności i wysyłano sygnał na najbliższy korporacyjny frachtowiec. Żadna procedura nie przewidywała zniszczenia trzech baz jednocześnie. W przypadku poważnej awarii na jednym z nich personel miał być ewakuowany do innej. Nie istniała procedura ewakuacji całości personelu z planety na wypadek jakiejś totalnej klęski. Byłoby to awykonalne technicznie. Ewakuowany miał być jedynie Zarząd i ich rodziny. Oraz najważniejszy personel. Reszta miała … czekać na pomoc.

- A jak uda nam się odzyskać kontrolę nad siecią bazy, to damy radę taki sygnał, takie SOS wysłać? Mogę zmontować film i puścić w kosmos jak się do OKA nie uda nam dostać. Może kto wyłowi taki list w butelce...

- Jak nawiążemy łączność z KOSMO to jestem w stanie taki sygnał nadać. Znam procedury. Ale na razie Zarząd chyba nadal to blokuje.

- To przynajmniej tyle dobrze, że jakiś cień nadziei gdzieś tam migoce. – skwitował rozmowę z Rockiem przeciągłym westchnieniem. - Zarząd... - Fish powtórzył z frustracją podmiot ostatniego zdania Billa - Jaki Zarząd? Ciekawe kto zarządza teraz zarządem? – pytał retorycznie nie potrafiąc poukładać w całość fragmentów informacji, faktów i przypuszczeń - Niby po co szefostwo korporacji miałoby dopuszczać się ludobójstwa, kładąc na pieńku swoją ymirską kurę srającą złotymi surowcami? Na moje wykształcenie, to ktokolwiek ciąga za sznurki Vittel jest ponad nim, więc dajmy sobie spokój z teorią spiskową korporacji... – mruknął pod nosem odchodząc w poszukiwaniu śrub, narzędzi i materiałów do wzmocnienia kratek wentylacyjnych. Po chwili wrócił i podszedł do Rocka, a zanim zajął się przerwaną czynnością zagadał.

- Bill, zanim pójdziesz to zostaw mi kartę dostępu do magazynu jak nie będzie ci potrzebna do czegoś innego. Jak nie, to wydaj mi paralizator i pałkę jak jeszcze jakie są.

Fish, zaraz potem, będąc w szatni, usłyszał wywód Seamusa o teorii podniesienia temperatury w bazie i z zadowoleniem odczuł poprawiony co nieco nastrój. Choć Chuck szczerze wątpił, to miał nadzieję, że górnik ma rację. Że to mogłoby w jakiś tam sposób ochronić przed cieplakami, ale mimo wszystko i niezależnie od tego, z szelmowskim uśmiechem pomyślał, że w końcu mogłoby na Ymirze być jak w domu. W Californii. Ciepło.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 16-02-2011 o 08:36. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-02-2011, 20:49   #207
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Przez krótki ułamek sekundy, dosłownie króciusieńki, Gilbert zastanawiał się czy to przypadkiem kosmici do niego nie dzwonią. Opanowali członków zarządu, a teraz chcą dopaść najzdolniejszych ludzi zaczynając od samej góry listy! Przed oczami informatyka przetoczyły się obrazy zielonych ludzików posiadających zestaw macek na każdą bynajmniej nie romantyczną okazję. Gdyby tylko odebrał usłyszałby zapewne: „zaprowadź mnie do swojego przywódcy, nie przychodzimy w pokoju…kurwa”. No może tego ostatniego słowa kosmita by nie powiedział, prawdopodobnie nic by nie mówił. Zamiast tego mógł mu zwyczajnie wyprać mózg i zamienić w jedną z tych niezbyt higienicznych bestii.

Na szczęście rozważania te nie trwały długo...

Gilbert po chwili wahania zdecydował. Podłączył szybko WKP do swojego przenośnego terminalu, aby zarejestrować każdy dźwięk. Wyłączył następnie wizualizacje w swoim WKP, tak na wszelki wypadek oczywiście, a na końcu potwierdził odbiór rozmowy.

- Co masz mi do powiedzenia dupku? – postanowił, że zacznie ostro rozmowę, modląc się w duchu żeby jego rozmówcą nie okazał się jakiś kosmiciały patafian z wypranym mózgiem i błyszczącymi ślepiami.

- Witam panie Duffy -głos należał do twojego szefa. - Widzę, że udało się panu przetrwać to całe … zamieszanie. To się doskonale składa. Wiem, że kontaktował się z panem niejaki Rock. Bill Rock. Proszę nie ufać temu człowiekowi. Jeszcze przed chwilą użył szpiegowskiego sprzętu blokującego sygnał transmisji danych. Wiemy, że jest pracownikiem wrogiej nam korporacji Mischima i że on i kilku jego wspólników jest odpowiedzialnych za fałszywy alarm i bioterrorystyczny atak na naszą placówkę. Planuje przejąć wahadłowiec by uciec nim z planety i dlatego blokuje nam możliwość kontaktu z resztą Ymira. Jako szef ochrony miał dostęp do wielu pilnie strzeżonych sektorów kolonii. To wtedy wykorzystał nieznaną nam technologię do ataku. Szykujemy ewakuację Zarządu do innej bazy. Czy zechiałby nam pan towarzyszyć, panie Duffy? Jako wyjątkowo cenny pracownik poczułby się pan dobrze jako personel wyższego szczebla. Odróżnia się pan od reszty tych niedouczonych górników.

Informatyk uśmiechnął się krzywo i zabrał się za namierzanie sygnału rozmówcy. To była łatwizna, jego równie kompetentny co szympans przełożony grzał tyłek w pomieszczeniu B-752 znajdującym się w sektorze mieszkalnym urzędników wyższego szczebla.

- Panie Wilcox, cóż za miła niespodzianka. – Gilbert łgał jak pies zamierzając przeciągnąć rozmowę ile tylko się dało. – Pomysł z ewakuacją jest wyśmienity, w szczególności, że już mi się podoba brzmienie tego zdania: członek personelu wyższego szczebla Gilbert Duffy. Chętnie skorzystałbym z pańskiej oferty o ile ktoś jest w stanie mnie wyciągnąć z mojego lokum i odeskortować bezpiecznie do tuneli? Bo wie pan, przez ten cały biologiczny atak po korytarzach biega trochę dziwnych i przede wszystkim niebezpiecznych stworzeń.

- Zdajemy sobie z tego sprawę. Wie pan gdzie znajduje się pion administracyjny niższego szczebla. W gabinecie pana Samerfielda, pomieszczenie B-398, oczekiwać będzie na pana nasz człowiek. Musi pan przedostać się jedynie przez cztery korytarze, jesli nadal znajduje sie pan w sektorze informatycznym. Bardziej nie będziemy w stanie panu pomóc. Niestety.

- Możemy panu pomóc, ponieważ obecnie kontrolujemy dostęp do sieci. Wiemy, że próbuje pan przełamać nasze blokady, stąd nasz kontakt z panem. Jest pan na tyle dobry, że niedługo pewnie pan dokona tego dlatego postanowiliśmy uprzedzić pana działania na korzyść tego bioterrorysty. Współpracował on nad tą dywersją z dwoma lekarzami. Z doktorem Pavelko i doktorem Marconim. Wiemy, że współpracowali z nim również niektórzy pracownicy szczebla medycznego niższej rangi. Między innymi doktor Mahariszi i doktor Chorvaczko. Pod pretekstem badań medycznych przeprowadzali niebezpieczne eksperymenty w tajnym sektorze poziomu B. Większość ludzi na korytarzach została zainfekowana czymś, co można nazwać szaleństwem psychotycznym .Początkiem objawów są intensywne i bardzo realne omamy słuchowe . W dalszym stadium zaczynają się krwawienia z uszu, ust i nosa. Wtedy trzeba izolować zainfekowanych. Zarząd wpadł na ślad ich nielegalnej działalności dla Michimy kilkanaście godzin temu. Został wysłany raport do Zarządu na Ziemi lecz najpewniej terroryści przechwycili go i podjęli się działań mających na celu zatarcie śladów ich działalności. To skrajnie niebezpieczni ludzie gotowi poświęcić tysiące istnień by osiągnąć swój cel. Sądzimy, ze dane znajdują się na Matrycy doktora Marconiego, która została odłączona od sieci. Niestety nie mozemy się do niej dostać. Ale wiemy, że terroryści podjeli już się jednej próby odzyskania dowodów, na szczęście nieudanej. Proszę przekazać te informacje innym ocalonym, my nie wiemy kto współpracuje z Rockiem i jego grupą.

- Szczegóły chwilowo mnie nie obchodzą. Chce przeżyć, a dogadywanie się z terrorystami chyba nie jest najlepszym na to sposobem. Myślałem już przez chwilę, że mamy do czynienia z obcą formą życia da pan wiarę? Ha, ha, ha! – zaśmiał się nerwowo, po czym za pomocą matrycy załadował niewinnego robaczka do swojego WKP. Mały przyjemniaczek należał do tych spokojnych programików nie robiących nic podejrzanego do czasu jego aktywacji, która następowała samoczynnie po wyznaczonym czasie. Wszystko było w jakiś sposób ze sobą powiązane, a przejęcie kontroli nad niezablokowanym WKP Wilcoxa mogło dać mu możliwość do złamania zabezpieczeń. Skurwiele mieli czelność rzucić mu wyzwanie w momencie gdy odcięli go od sieci. Teraz słono za to zapłacą.

- Byłbym głupcem gdybym nie zgodził się na pańską wspaniałomyślną ofertę. Zabezpieczę tylko dane i spróbuję przedostać się do wyznaczonego pomieszczenia. – wraz ze słowami w przesyłanych danych znalazł się robak, który miał odpalić się za 10 minut. – Proszę mi tylko powiedzieć, czy w innych bazach nie doszło do podobnej tragedii?

- Nie mamy kontaktu z innymi bazami. Ale wydaje nam się, że nie. Na tym opieramy nasz plan ewakuacji Zarządu.

„Bardzo ciekawe skoro to wy blokujecie wszystko” – pomyślał kręcąc głową z powątpiewaniem. Jego uwagę przykuła wiadomość zwrotna od ludzi z Gniazda, według, której wysłano kogoś po niego. Najwyższa pora.

- Innej możliwości i tak zresztą nie ma. Dobrze panie Wilcox, niech pański człowiek czeka na mnie. Postaram się dotrzeć tam jak najszybciej. Jeżeli nie ma pan innych informacji to muszę zabrać się za robotę.

- Dobra. Będziemy cię obserwować na kamerach. bez odbioru.

- Kamery taaa.
– zaczął mamrotać pod nosem, po czym odwrócił się uśmiechnięty w kierunku jednej i grzecznie do niej pomachał.

Gilbert zamierzał zachowywać się tak jakby rzeczywiście pragnął skorzystać z oferty Wilcoxa. Krzątał się po pokoju, mówiąc do siebie bzdety w informatycznym żargonie przedłużając moment wyjścia. Czekał, czekał aż jego robak zacznie działać. Wtedy będzie miał ostatnią szansę zanim odkryją, że ich najlepszy informatyk postanowił dopisać się do listy terrorystów.

I tak nie lubił tej korporacji…
 
mataichi jest offline  
Stary 16-02-2011, 22:04   #208
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Chwila spokoju, po dramatycznych przeżyciach dzisiejszego dnia była jak prezent od losu, który nie był ostatnio skory do dobrych uczynków.

Selena z Princess przeszukały zaplecze. Za jednym z regałów Selena znalazła schowek, a w nim zamiast spodziewanej broni, lub czegoś w tym rodzaju znalazła butelki wina. Bardzo drogiego wina, jak się domyślała, na specjalne okazje i tylko dla specjalnych gości. Z prawdziwym korkiem, nie jakiś syntetyczny trunek serwowany w kantynach.

- Chyba właściciel się nie obrazi jak zaopiekujemy się jego skarbem - pokazała butelki Princess, która grzebała w szafce obok.
- Zrobię coś do jedzenia, co by pasowało do wina? – ucieszyła się Agnes.
- Najlepiej makaron po włosku, świece i wino - rozmarzyła się Selena - jak w starym filmie.
- Hahahahahha, poszukam - roześmiała się Agnes.
- Dobrze, ja sprawdzę łazienkę.

Zostawiła Agnes zajętą poszukiwaniem produktów. Z zaplecza nie było innych wyjść, a kratka wentylacyjna była za mała żeby przedostał się nią jakikolwiek cieplak. Była jedynie odprowadzeniem wywietrznika kuchenki.

Kiedy wyszła zauważyła ze Łysy ze Szczotą uprzątnęli na prośbę Agnes ciała i ułożyli je pod ścianą przykrywając obrusem. Szczota zajął swoje miejsce na fotelu przy wentylacji, a Łysy zaczął myszkować za barem.
Postawiła dwie butelki na stole i ruszyła do łazienki.

Łazienka była małym pomieszczeniem z toaletą i umywalką. W szafce pod umywalką znalazła czysty ręcznik. Zdjęła bluzę i w końcu mogła się umyć. Zmyła z twarzy i z rąk zaschniętą krew, zmoczyła włosy. W szafce znalazła nawet dezodorant, wprawdzie męski, ale kto by się tym teraz martwił.

- Łazienka wolna, jest mydło i ręcznik – wyszła uśmiechnięta.
Łysy tylko spojrzał na nią spodełba i wzruszył ramionami. Szczota machnął ręką.
W tym momencie z zaplecza wyszła Princess niosąc miskę z makaronem.
- Łysy kopnij się po talerze .
Selena znalazła za barem korkociąg i 4 kieliszki.

Jedzenie i wino były wyśmienite. Gdyby nie towarzyszący im dźwięk dobijających się cieplaków, byłby to całkiem miły wieczór.
Qurcze mała potrafi gotować, kto by się spodziewał – pomyślała z przekąsem.

Princess od czasu incydentu z siekierą, popatrywała nieprzychylnie na Selenę. Trochę ją to zdziwiło.

Kiedy skończyli zaproponowała, że teraz ona popilnuje wentylacji, a Szczota w końcu odpocznie. Potem miał ją zmienić Łysy.
Szczota ułożył się pod ścianą i po chwili zaczął lekko pochrapywać. Agnes usiadła koło niego i skubała z przejęciem róg swojej czapki, spoglądając czasem w jego stronę.

- Ha i tu Cie mam mała – pomyślała Selena – i o to się wszystko rozchodzi. Że też nie zauważyła tego wcześniej. Princess podkochiwała się w Szczocie, a on jak to nastolatek kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Znała to z własnego doświadczenia. Martin Kornes, najlepszy przyjaciel jej brata. Selena miała wtedy 13 lat, a on 16. Kochała się w nim na zabój. Zwierzyła się z tego bratu, który ją tylko wyśmiał i pogonił. Powiedział o tym Martinowi. Selena miała ochotę zapaść się wtedy pod ziemie.

Miała nadzieję, że Szczota okaże się bardziej domyślny niż Martin.
Po godzinie zmienił ją na posterunku Łysy.

Położyła się pod ścianą i zamknęła oczy.
Cieplaki bezustannie waliły w grodzie. Przywykli do tego dźwięku, jak do natrętnej muchy.
Póki co byli tu w miarę bezpieczni, ale co dalej ta myśl nie dawała jej spokoju.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)

Ostatnio edytowane przez Suriel : 16-02-2011 o 23:20.
Suriel jest offline  
Stary 16-02-2011, 23:00   #209
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
No i dobrze... dobrze...

Odpoczynek jest ważny...

Tak samo jedzenie.

Dyskusje dyskusjami, plany planami, a żarcie żarciem i bez tego i tak nic nie wychodzi, albo człowiek jest tak zdeterminowany, że jedzie bez trzymanki. Na szczęście były hot dogi.

Hot dogi i Rock. Z chęcią by go zatrudnił u siebie, na Węgrzech. Mimo że obiecał, że już długo trwał w postanowieniu zmiany się na lepsze – los do tej pory nie postawił go przed tak ciężką próbą. Nawet ciągłe zwolnienia z roboty i tułanie się po świecie w poszukiwanie coraz to nowej, tak mu nie dało w kość, jak teraz postawienie go w takiej sytuacji, kiedy trzeba walczyć o swoje życie, los brać we własne ręce i jedyne prawo jest we mnie. Tylko z drugiej strony, co to za kuszenie. Nic, co teraz zrobią nie można uznać za nielegalne – nic też nie jest legalne. Nie ma się do czego odnieść. Błądzisz Ipor, tęsknisz za organizacją.

I tyle.

Ale za miękki jest ten Rock. Miał swoją wizję, ale teraz chce uszczęśliwić wszystkich po trochu. Kilka węgierskich lekcji oduczyło by go tych kompromisów. Otarł by się kilka razy o nóż trzymany we wrogich rękach, a zapomniałby o kompromisach.

Nie znał Ymira za dobrze. Mimo że był tutaj tyle, co większość z nich, nie wgłębiał się w jego zakamarki, nie szlajał się po korytarzach. Taki miał sposób: im mniej się interesuje otoczeniem, tym łatwiej znieść aktualną pozycję, jaką zajmuje.

Teraz trochę żałował. Nie zdobędzie respektu bez tej podstawowej wiedzy. Trzeba zdać się na czyny.

Dhiraj i Kamini – świetnie. Ta kobieta pozszywała Juhasza i ocaliła mu życie, ale ten czyn przejdzie gdzieś zupełnie niezauważony – jest lekarzem, robi to na co dzień. Zwykłe, szare zajęcie. „Dzisiaj znowu uratowałam życie”. Norma. „Ja też wyrzuciłem rano śmieci”.

Ale jeśli zrobi to Ipor...

Po czynach go poznacie.

A jeśli wszyscy mają tutaj zdechnąć, to Węgier chciałby wrócić choć na chwilę do swoich momentów świetności.

Przez chwilę bawił się anakondą, którą dostał od Billa. Zmieniał magazynek. Zabezpieczał, odbezpieczał... Kurwa, nie mogą przecież zginąć. Nie przyleciał tu dla siebie. Przez chwilę przed oczami stanął mu syn. Synek... „Kurwa, Ipor, przestań snuć amory na temat samego siebie”.

Podszedł do Kamini i Dhiraja. Przygotowywali się do drogi. Pójdą razem. Przez poziom B. Mogli wybrać jeszcze drogę przez D, ale tam znowu będą windy. Każda chwila oczekiwania na windę, to będzie koszmar w przyszłym życiu Juhasza.

Pojdą do pomieszczeń medycznych. Kamini mówi, że tam może tkwić rozwiązanie zagadki, a przynajmniej jej części. Zresztą może nawet Seamus też je znalazł – ciepła temperatura. Nie wiadomo. Ale koszty podjęcia próby chyba niezbyt wysokie. Kto wie, czy w medycznych nie znajdziemy właśnie czegoś, co nam to potwierdzi. I proszę, broń masowa – ich rusza, a nas nie. Pięknie.

***

-Czekaj Chuck. Są tu jakieś narzędzia. Zaraz uzbroimy tę wentylację.

Mała robótka przed wyruszeniem nie zaszkodzi.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.
emilski jest offline  
Stary 17-02-2011, 19:29   #210
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Stymulator bojowy, dopalacz, błyskawicznie napełnił jego ciało energią, siłą i zręcznością jakiej jeszcze w życiu nie czuł. Po raz pierwszy od kilkunastu godzin poczuł, iż ma przewagę nad plagą, która opanowała Ymir. Był półbogiem, który mógł naprawić zło jakie opanowało to miejsce. Przez około godzinę czasu mógł zrobić wiele, przebić się ponownie do gniazda i rozmówić się z Rockiem. Prawda. Tak mógł zrobić, ale zdecydował się na inny krok, nigdzie nie znalazł jeszcze ciała Golasa, powinien więc poszukać swojego towarzysza, być może jest w opresji i czeka na odsiecz. Któż inny mógł lepiej sprawdzić się w tej roli niż boski Ray?

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LrylHoEzFH0[/MEDIA]

Ohydnie spaleni wrogowie szarżowali prosto na niego, zadane rany nie robiły na nich wrażenia, cały plan A wypadł beznadziejnie. To jednak było nieważne, na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek, banda trupów zbliżała się do niego bardzo powoli. Kroki stawiali mozolnie, każdy ruch sprawiał wrażenie ciężkiego i wykonywanego przy użyciu największej siły. Tak właśnie widzi świat człowiek, który nagle dostaje zastrzyk potężnej mocy. Tym razem on zaatakował, wyskoczył przed siebie i jednym celnym ciosem odrąbał rękę pierwszego z potworów tuż nad łokciem, oderwana kończyna wystrzeliła na lewo i z rozmachem uderzyła o ścianę. Kolejny atak sprawił, że noga stwora wygięła się w nienaturalny sposób, kość pękła i przeszła przez skórę. Trzymając się jedynie na jej strzępach nie potrafiła już utrzymać ciężaru stwora i w kilka sekund później obalił się on na ziemię.

Następny z nich również niemal wylądował na podłożu, gdy siekiera wbija się w płuca przebijając się przez żebra, Ray błyskawicznie wyszarpał ostrze rozrywając jeszcze mocniej ranę. Analogicznie jak przy pierwszym przypadku z animuszem natarł na nogi stwora i po chwili ten również zwijał się na ziemi. Przez trzeciego z nich chyba nawet sam nie wiedział jak przeszedł, jeszcze kilka sekund wcześniej stał przed nim, a teraz jedyną rzeczą, która świadczyła o obecności trupa były resztki mózgu znajdujące się na jego broni. Wreszcie przyszedł czas na ostatniego z nich, powalony niemal od razu jednym potężnym ciosem, lecz to nie wystarczyło żądnemu walki Blackadderowi, rąbał szaleńczo jego ciało i przestał dopiero, kiedy oddzielił dolną część od górnej.

Stał pośród wciąż ruszających się części ciał niczym mocarny gladiator, czuł się niezwyciężony, a przy tym wciąż nad sobą panował. Pełen dumy i rozpierającej go energii szukającej ujścia. Ponownie objął kurs zgodny z pierwotnym planem idąc w kierunku pomieszczeń socjalnych, czyli między innymi kwater mieszkalnych członków zarządu. Poruszał się szybko nie odczuwając zmęczenia, po drodze mijał wiele różnych ciał, tak długo jednak póki nie wstawały, nie wzbudzały również zainteresowania u technika. Dystans nie był zbyt duży, właściwie to już w momencie ataku na ich uszy znajdowali się bardzo blisko celu.

W końcu natrafił na kolejnych truposzy, nie zdążyły go jeszcze zauważyć ani nawet wyczuć, więc przylgnął do ściany, nasłuchiwał i wyglądał jedynie na kilka sekund. Dobijały się mocno do grodzi pokoju, w którym prawdopodobnie znajdowali się ludzie czekający na ich ratunek. Była to spora grupa, dwóch z nich wyglądało trochę inaczej, ich masa mięśniowa była bardziej imponująca i aż rozrywała ich uniformy. Oprócz nich pomagała przy szturmie również dziewiątka przeciętnych potworków, jakie nieraz już widział. Czuł się pewny siebie i nawet chciał jej w pierwszej chwili zaatakować, roznieść na strzępy, ale uczucie boskiej siły ustąpiło dawnemu rozsądnemu podejściu.

Według planu powinni użyć innego korytarza, w pomieszczeni przyległym uporać się z wentylacją i przeprowadzić nią bezpiecznie ludzi. Zdecydował się kierować wcześniej ustaloną drogą, wciąż poruszał się szybko, lecz starał się również zachowywać najciszej jak potrafił. Korytarz był pusty, łatwo było się zorientować, iż Golas rzeczywiście tędy szedł, świadczyły o tym nie tylko podziurawione ciała, ale również wszechobecne ślady po kulach zdobiące ściany. Strażnik natknął się na spory opór, ale ołów okazał się lekiem na całe zło.

Drzwi do pomieszczenia były zamknięte, świadczyła o tym czerwona lampa nad grodzią, nie był to jednak duży problem dla technika z jego doświadczeniem. Oparł siekierę o ścianę i zajął się rozpracowywaniem mechanizmu, już po chwili droga stała otworem. Kiedy tylko grodź się podniosła zobaczył dwóch mężczyzn, jednym z nich był Golas, który stał przy wyrwanej kracie wentylacyjnej, drugim zaś nieznany mu mężczyzna, spoglądał na niego z przerażeniem i chyba tylko sekundy dzieliły go od wydarcia się na cały głos. Ray chwycił za siekierę i wykorzystując swoją szybkość dopadł błyskawicznie do osobnika i wolną ręką złapał go za usta.

- CICHO! - wyszeptał, choć mężczyźnie jego głos musiał przypominać głośny rozkaz, któremu nie mógł się przeciwstawić.

Golas dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności kolejnej osoby, dobył strzelby i wycelował prosto w głowę Blackaddera. Stali tak przez kilka sekund, Ray musiał nieco za mocno ściskać twarz mężczyzny, gdyż złapał on go jakoś niemrawo za rękę, a w oczach zaczęły zbierać się łzy. Technik twardo patrzył prosto w oczy strażnika, który wreszcie opuścił broń i znów skupił się na wentylacji.

- Spokojnie - rzekł Blackadder puszczając mężczyznę.

- Żyjesz, kurwa, człowieku! - Golas naprawdę był tym faktem szczerze zdziwiony.

- Tak, kurwa, żyje, co kurwa twoją zasługą nie jest - rzucił w trakcie zajmowania się ponownie panelem, grodź powoli znów opadła.

- Próbowałem cię podnieść, ale drgałeś jakbyś miał zamiar kopnąć w kalendarz. Czekałem kilka jebanych minut. Ale nie przestawałeś, więc pomyślałem, że zmieniasz się w jednego z nich - zaczął się jakby tłumaczyć strażnik, brzmiało to jednak bardziej jak jakiś wyrzut, o czym świadczyć mógł chociażby mocny ton - Co ty byś, kurwa, zrobił na moim miejscu? - Pytanie było raczej retoryczne.

- Cholera człowieku tego was uczyli na kursie Porządny Strażnik? - spytał Ray, w tej samej chwili z wentylacji zaczął wychodzić kolejny mężczyzna, tym razem był to mocno wystraszony Afroamerykanin.

- A kto ci kurwa powiedział, że ja jestem porządny, co? - Logicznego myślenia nie można było odmówić Golasowi.

- No właśnie nie wyglądasz - odparł Ray po czym spojrzał na pozostałych - Uważajcie żeby was kurwa po drodze nie zostawił, ludzie.

- Widziałem jak po tych psikach odwaliło chłopakowi i rzucił się na laskę i jak wstawały po nich trupy. Nie miałem ochoty czekać aż zrobisz to samo
- powiedział strażnik poprawiając uchwyt na Anakondzie - Moja pomyłka. Ale wiesz co, kurwa, nie jest mi przykro. Ty zrobiłbyś pewnie to samo. - To była prawda, ale Ray przecież nie mógł tak po prostu przyznać racji swojemu oponentowi. - Zresztą, człowieku, miałem wrażenie, że mi gówno zaraz uszami po tym pisku wypłynie.

- Pierdol się, zostałem tam sam z 5 trupami!


- Było minęło, co? - Wyciągnął rękę w stronę technika. - Następnym razem ty mnie osrasz i będziemy kwita.

- Minęło -
uścisnął mu dłoń - ale na pewno osram - następnie już normalnym tonem spytał - Ilu jeszcze zostało?

- Jak cię zostawiałem korytarz był czysty. Tylko ty wyglądałeś jakbyś właśnie walił w kalendarz. Ciesz się, że ci łba kontrolnie nie rozpierdoliłem, dobra? - Nie potrzebnie ponownie podjął temat Golas. - Miało być dwóch i jest dwóch. Murray i Goldfish.

- Kurwa pan wspaniałomyślny - rzucił i spojrzał na mężczyzn - Cali? Nic was nie upierdoliło? - Obaj pokręcili niemrawo głowami w odpowiedzi.

- Macie wodę? Siedzieliśmy tam zamknięci od kilku godzin. Jestem Murray - Murzyn wyciągnał rękę. - Pracownik działu rozrywki, Kucharz. A to mój chłopak. - Położył dłoń na ramieniu drugiego.

- Pedały?
- spytał technik ignorując gest mężczyzny, nie potrafił powstrzymać się od uśmiechu.

- Oż kurwa - rzekł Golas również zaczynając się śmiać - To wy też ciepłe chłopaki jesteście, co? - Wybuchnął jeszcze bardziej.

- Chyba gorące - dodał jeszcze Ray.

- Wolimy określenie kochający inaczej. Przypominam panom, że Federacja Ziemska w roku 2075 zalegalizowała homoseksualizm jako oficjalne i legalne zachowanie rodzinne - napomniał ich Murray poważnym tonem co tylko jeszcze mocniej rozbawiło strażnika.

- Tak, tak, chuj mnie to - odpowiedział Blackadder - Jestem z Południa. - W jego stronach rzeczywiście mieli sposoby na leczenie tego typu zachowań i nawet jakieś prawa wymyślone przez jajogłowych nie mogły zmienić ani ich podejścia ani metod działania.

- Kuźwa, lazłem tutaj ratując tyłki dwóm pedziom. Nieźle. Rock wisi mi browara. I to bardzo zimnego i bardzo dużego.

- Wypraszamy sobie, kiedy to się skończy złożę stosowny raport proszę pana. - Murray objął ramieniem przyjaciela i skoncentrował spojrzenie na identyfikatorze strażnika.

- Ej, ej, co tam się patrzysz? Nie mój typ stary, daruj sobie - powiedział Golas - Jesteśmy w dupie kochani, wiecie co to znaczy?

- Myślę, że wiedzą lepiej niż inni
- wtrącił Ray radośnie.

- Słusznie, źle to ująłem. Mamy cholerne kłopoty - poprawił się - Nawet jeśli ktoś doprowadzi to do ładu to minie szmat czasu zanim stacja się ocknie, a nawet wtedy będą mieli gdzieś wasze apele, skargi, chuje muje dzikie węże.

- Po prostu zabierzcie nas w bezpieczne miejsce - rzekł zrezygnowany Murray.

- Dobra, w porządku być gejem, nic do was nie mam - powiedział Golas - Jedziemy według planu i wracamy do Gniazda.

- Możemy się spodziewać towarzystwa, do pokoju pupnych przyjaciół dobijała się dziewiątka trupów, a oprócz nich jeszcze dwóch naprawdę wielkich - rzekł Ray chwytając pewniej siekierę, mówił szybko i dużo przy tym gestykulował - Miej to na uwadze pistolero. Druga sprawa, otworzymy drzwi na 2/3 wysokości i zobaczymy czy coś się na nas nie czai, już tak wcześniej robiłem.

- Wziąłeś dopalacz. To widać - stwierdził sucho - Kiedy tu szedłem było ich tam chyba mniej, musiały się zebrać w ekipę, ale to nie zmienia planu, będziemy po prostu bardziej ostrożni.

- Pilnujecie się nas, nie pchajcie się gdzie nie trzeba, nie uciekajcie na oślep, nie blokujcie drogi, najlepiej róbcie tak żebyśmy nie zauważyli waszej obecności - poinstruował pozostałych dwóch technik po czym wyszeptał do Golasa - Tym razem zostaw którego z nich.

Ray zabrał się za majstrowanie przy zamku, nic trudnego, szczególnie teraz, gdy zręczność osiągnęła tak wysoki poziom. Golas czekał z wycelowaną bronią, Anakonda była groźnym narzędziem, lecz amunicji było coraz mniej. Blackadder nie spytał dokładnie ile, chyba wolał tego nie wiedzieć. Grodź zaczęła się unosić i miała zgodnie z planem zatrzymać się na ustalonej wysokości, w razie czego stawiało ich to w lepszej sytuacji do walki w obronie dwóch cywilów. Tak, cywilów, czyli ludzi, którzy nie potrafili zadbać o swoje życie. Technik spoglądał na nich z pogardą, on musiał działać sam i przeżył, oni czekali jak baranki na rzeź. Wiedział, iż nie unikną śmierci, zginą podczas drogi do Gniazda, może trochę później.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172