Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2013, 19:56   #111
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Kto tu kurwa pozakładał ładunki wybuchowe?! - Ryknął Shroud do wszystkich na ogólnym kanale. Zastanawiał się czy da radę rozbroić to cholerstwo lub je zneutralizować. Najpierw trzeba jednak było opóźnić start, przy przeciążeniu raczej ciężko by było to rozbrajać, a tak miałby kilka minut na neutralizację, oczywiście o ile otworzenie drzwi nie aktywowałoby bomby.

- Do wszystkich! Musimy bezwzględnie zatrzymać ten statek! Shroud, Kerensky gdzie jesteście? – W słuchawce rozległ się głos Massimo.
- Niedaleko maszynowni, chyba! - Odkrzyknął technik. Shroud nie mając lepszego pomysłu, ściągnął bombę z drzwi, i wsadził ją do przenośnego zestawu z narzędziami. Kilkadziesiąt sekund wygrywało z jedenastoma minutami. W takim czasie, równie dobrze mógłby wyrzucić ją za okręt, pozwalając na w miarę bezpieczną eksplozję poza ścianami Harvestera. Był gotów stawić czoła czemukolwiek, co by na nich czekało, jeśli wkrętarko wystrzeliwarka by nie starczyła, miał teraz w kieszeni bombę. Ignorował celowo fakt że była żywa, tykająca i miała zamiar wybuchnąć niezależnie od zamiarów Oliviera. Gdyby tych szczegółów nie ignorował, zapewne by się znowu rozkleił jak w kabinie skanera.


- Massimo…? Stevenson...? - zaczęła po chwili bardzo chwiejnym i niepewnym głosem w interkomie. Usłyszeli nagle głos Nicko w interkomie.
- Jeszcze żyjemy! - odpowiedziała Melisa.
- My też, tylko ciemno tu. - Rzucił na ogólnej częstotliwości Olivier. Włączył latarkę skafandra i ruszył do maszynowni, ocenić co i jak. Miał nadzieję że nie natknie się na jeszcze bardziej przykre niespodzianki.

- Silniki zamilkły, wszyscy do pomieszczeń z maszynami do podtrzymywania życia, nie widziałem tam niczego podejrzanego a byłem niedawno, trzeba się przegrupować i zebrać w jedną grupę! - Krzyknął do mikrofonu, miał nadzieję że wiadomość dotrze do wszystkich. - Bennet, wszystko z tobą w porządku? Rusz no się, zbieramy się z powrotem do maszyn Anioła. - Starał się być w miarę spokojny mówiąc do nawigatora, ale było mu ciężko, nerwy miał napięte jak postronki. Ruszył z powrotem do drzwi, którymi tutaj dotarli, sprawdzić czy w ogóle działają mimo braku zasilania, jeśli nie, zostawały mu włazy techniczne.
Tutaj macie czas na ostatnie działania i wpisy potem - patrz TURA 5.


Olivier miał zamiar dojść do włazów technicznych, największym minusem zamków w tych drzwiach, był fakt że zatrzaskiwały się na dobre. Procedury bezpieczeństwa przeciwko dekompresji, przy okazji całkiem niezła pułapka. To były ostatnie świadome myśli Shrouda. Po sekundzie jego uszy zaczęły boleć od szumu, który je wypełnił, nie był to chyba nawet dźwięk w słuchawkach, a samych uszach i głowie. Prawie tak jak na Dragonie. Przed oczami zaczęły mu migać kształty i plamy, całkiem jakby ktoś odpalił stroboskop prosto w jego nieprzygotowane źrenice. Nie był pewien czy jeszcze w ogóle ma oczy. Nie był już pewien czy widzi światła, czy coś innego.



Zdawało mu się, że jego eks wrzuca coś do blendera, kurczaka, nie, to było dziecko... Dźwięki ponownie przeszyły jego uszy i już nie wiedział czy w blenderze wylądowało dziecko, czy jego własny mózg. Nie chciał nic wiedzieć ani czuć. Blender... blender zniknął, zamiast niego stała przed nim jego była żona, wręczająca mu drinka, jej zakrwawiony uśmiech był dość upiorny, ale przyjął szklankę jak zwykle. Dopiero po chwili zorientował się że coś jest nie tak, nie chodziło nawet o rozrzynający bębenki i czaszkę szum z piskiem, w gardle coś mu utknęło, kostka, wykrztusił ją i ponownie spojrzał na drinka. Próbował wypuścić z dłoni krwawą mieszankę, jaka się w niej znajdowała, ale nie był w stanie. Nie wiedział już nawet co jest prawdą, co halucynacją, czy on sam naprawdę istnieje i czy faktycznie właśnie wypił swoje zmiksowane dziecko, które nigdy się nie urodziło. Może jednak się urodziło? Może urządzili sobie z żoną ucztę Hanibala? Cały świat dookoła wirował, pisk w uszach w końcu przekroczył próg, który Olivier był w stanie w jakikolwiek sposób znieść.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 25-08-2013, 11:45   #112
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Ile tak naprawdę trwa minuta?

Sześćdziesiąt sekund - odpowie każdy bez wahania.

Ale prawda jest taka, że minuta potrafi trwać różnie. Wszystko zależy od tego, co dzieje się w tym czasie. Minuta z ukochaną osobą przemija szybko, niczym sekunda. Minuta tortur trwa za to nieskończenie długo.

Jak teraz, na statku kosmicznym SCS HARVESTER.

Kilkoro ludzi zwijało się w agonii tam, gdzie dopadała ich ta niezwykła, zła, mroczna energia. Krzycząc z bólu, miotając w konwulsjach, wrzeszcząc bez najmniejszych zahamowań, wzywając Boga, matkę lub po prostu klnąc. Wszystko to czyniąc nieświadomie.

Lecz głownie krzyczeli.

A przecież, jak było wiadomo nie od dzisiaj, przecież …


… w kosmosie nikt nie usłyszy Twojego krzyku.

Nikt.

Nie usłyszy.

Krzyku.




KERENSKY


Kerensky stał i przyglądał się ładunkowi w milczeniu. Analizował, jak się do niego dobrać, by ocalić życie.

Kiedy mordercze krzyki rozbrzmiały w jego Glowie, zatoczył się, wpadł na ścianę i osunął po niej na ziemię. Jak w ataku epilepsji uderzał głową o metalową powierzchnię, a echo tych uderzeń, zatrzymywanych przez strukturę ochronnego kasku w skafandrze, dokładały się do wrzasków słyszanych przez Kerenskyego., niczym piekielny werbel.

Umysł zalewała mu fala obrazów przemocy i rzezi, tak nieludzkiej, że żadne słowa nie były w stanie oddać tych potworności.

W końcu zatrząsł się po raz ostatni i znieruchomiał. Przez ochronną szybkę kasku widać było jego przerażoną twarz z szeroko otwartymi oczami i krew barwiącą brodę, zapewne z przegryzionego języka.


SHROUD


Atak nastąpił, kiedy Shroud zrobił kilka kroków w stronę, z której przyszli i dosłownie ściął mechanika z nóg. Jego ciało padło na ziemię z potężnym łomotem skafandra uderzającego o metalową kratownice na podłodze i zaczęło wyginać się w jakiś prawie niemożliwy sposób.

Shroud wrzeszczał, jak wszyscy na HARVESTERZE, aż zabrakło mu powietrza w płucach. Koszmarne wizje wbijały się w jego umysły, jakby jakaś nienawistna siła próbowała wyprzeć z niego to co piękne, ciepłe i dobre zastępując tym, co brutalne, krwawe i bestialskie.

Shroud zamilkł drgając na ziemi konwulsyjnie.

Włączone zasilanie awaryjne rzucało na jego drgające ciało poświatę zielonkawej luminescencji.


PETRENKO


Petrenko uderzał swoją głową o ziemię w próbie stracenie przytomności nim stanie się coś złego, coś czego nie rozumiał, ale czego podświadomie się bał.

Jedno z uderzeń pozbawiło go przytomności i Rosjanin legł jak długi na ziemi.
Nie widział już, jak podchodzą do niego załoganci z SCS HARVESTERA. Nie czuł już, jak chwytają go silne ręce, jak przerzucają na plecy. Nie widział, jak prowizoryczna broń w rękach tych stworzeń opada, wręcz w sposób mechaniczny, automatyczny, na przesłonę hełmu, na chronione skafandrem ciało, powodując jednak więcej łoskotu, niż zniszczeń.



STEVENSON


Stevenson miotała się w tunelu technicznym, ograniczona przez wąskie ściany. W skafandrze modliszki z trudem pokonywała wąską przestrzeń tunelu, obawiając się, że w każdej chwili może się zaklinować.

Potem jednak, kiedy nadeszły krzyki i wizje, które zrodzić się mogły chyba tylko w głowie szaleńca, obawy o zaklinowanie przestały mieć znaczenie. Melisa wyła, krzyczała w daremnej próbie powstrzymania czegoś, co bez wątpienia można było uznać za gwałt na jej świadomości. Brutalny, nieludzki, odrażający akt, który – jak każdy gwałt – był próbą wzięcia czegoś, na co nie było zgody właściciela, brutalną i przytłaczającą siłą.

Melisa krzyczała, a echo jej krzyków słabło w wąskim tunelu technicznym.



NICOLAYEVA


Nickolayeva miotała się, jak zwierzę złapane w klatce, próbując oprzeć się dewastacyjnej, złej sile, wdzierającej się bez pytania do jej mózgu.
Nadaremnie.

Przy kolejnym uderzeniu nagle nogi ugięły się pod ratowniczką i padła na ziemię, po której wiła się, krzyczała, aż zachrypnięte gardło nie było w stanie wydobyć z siebie nic więcej, poza jakimś dziwnym, prawie nieludzkim skrzekiem.

Nie słyszała, jak obok, zamknięta w kabinie toalety Murzynka wykrzykuje słowa – prawdopodobnie modlitwy w nieznanym Nicko języku. Jak krzyczy, ale nie z bólu, lecz z czystego, ludzkiego przerażenia. Jak w końcu, wykrzykując imię Lelani, cichnie, zanosząc się łkaniem, jak przestraszone dziecko.



LUVEZZI


Luvezzi siedział na ławce, kiedy nadszedł ten „mentalny” atak. Kiedy obrazy wdarły mu się do umysłu, zgiął się w pół, prawie w pozycji płodowej, uderzając czołem o podłogę. I w tej niemalże religijnej pozycji złamanego mędrca wrzeszczał, wypluwając z siebie niezrozumiały bełkot. Ukryte pod skafandrem ciało drżało, zalewało się potem.

W pewnym momencie krzyk przeszedł z bełkot, a z ust Luvezziego zaczęła wylewać się ciemna krew z przegryzionego języka. Łączyła się z tą płynącą także z nosa i z uszu.

Wrzask analityka ucichł gwałtownie. Ciało wygięło się nagle, wyprostowało i wstało.

Analityk odwrócił się i ruszył sztywno, prawie mechanicznie, albo jak kukiełka , w stronę toalet. Przechodząc obok ściany zdjął z niej ciężką gaśnicę. Z tą prowizoryczną bronią poczłapał w stronę, w której skryły się Lean i Nickolayeva.

Jak … żywy trup. Zombie.

Lub marionetka, za której sznurki pociąga obłąkany lalkarz.






Ci, którzy przeżyli atak mentalny z nieznanego źródła powoli dochodzili do siebie, tam, gdzie dopadła ich ta pierwotna, nienazwana, zła siła. Wypluwali z siebie resztki wymiocin, krwi z przegryzionych języków, próbując zorientować gdzie są i co się z nimi dzieje. Powrót do świadomości w tym przypadku nie dla każdego był łatwy i przyjemny.



SHROUD


Shroud odzyskał przytomność czując, że leży na kratownicy korytarza. Krew łoskotała mu w skroniach, w ustach czuł smak żółci. Powoli, niezgrabnie, niczym nowo narodzone źrebię, zaczął się podnosić. Najpierw do klęczek.
Atak spadł na niego niespodziewanie.

Na szczęście dla Shrouda większą część siły ciosu powstrzymał skafander kosmiczny. Na tyle szybko, na ile pozwalała mu jego kondycja, odtoczył się w bok. Niezbyt szybko, bo poczuł kolejne uderzenie, tym razem w bok hełmu. W głowie mu zaszumiało, ale znalazł się w pozycji, w której mógł zobaczyć napastnika.

To był Kerensky w skafandrze SPACE DRAGONA II. Uzbrojony w jakiś wyrwany kawałek stalowej listwy, tan sam człowiek, którego Shroud ledwie chwilę temu uratował, próbował teraz zatłuc swojego wybawcę na śmierć!

Wizura kasku Kerenskyego cała była zabryzganą krwią od środka, ale najwyraźniej nie przeszkadzało to nawigatorowi w jego działaniu.

Zaimprowizowana broń podniosła się ponownie w górę. Widać było, że ty razem Kerensky celuje nią w wizurę hełmu Shrouda. Mimo, że skafandry były dość wytrzymałe, to jednak prędzej czy później, któryś z ciosów zrani Shrouda czy nawet zabije. To było pewne.



NICOLAYEVA


Nickolayeva otworzyła oczy, czując w ustach gorzki smak własnych wymiocin. Leżała pod umywalkami, zwinięta niemal do pozycji płodowej. W głowie miała sieczkę. Z trudem rozpoznawała, gdzie się znajduje.

I wtedy zobaczyła nad sobą Luveziiego. Z twarzą zalaną krwią, z oczami pustymi, jak ugotowane jajka. Pozbawiony własnej woli, pozbawiony mocy sprawczej. Maszyna, nie człowiek. Zaprogramowane i okrutna.

Opuszczona gaśnica trafiła Nicko w głowę. Z siłą, która zamroczyła ratowniczkę. Nie miała energii by się bronić. Mogła patrzeć jedynie, jak jej dawny przyjaciel podnosi swoją zaimprowizowaną broń i ponownie zadaje cios. Głowa ratowniczki opadła na podłogę. Jęknęła boleśnie, ale jej ciało nadal nie słuchało jej poleceń.

Analityk podniósł gaśnice po raz trzeci. Nicko z obojętnością ujrzała, że z powierzchni gaśnicy spływa krew. Zapewne jej własna.
Luvezzi uniósł narzędzie zbrodni po raz kolejny, tym razem widać było, że celuje tak, by dokończyć sprawę.

I nagle jego głowa rozbryznęła się na kawałki zachlapując wszystko wokół krwią, mózgiem i drobinkami kości.

Ogłuszona Nickolayeva spojrzała w bok i zobaczyła stojącą w drzwiach toalety Lean.

Murzynka płakała, z ustami pobrudzonymi krwią .

- Lelani – wyjąkała Lean i nim Nicko zdołała coś powiedzieć, przyłożyła sobie pistolet do skroni i nacisnęła spust.

Znów fontanna krwi i resztek czaszki zabryzgała ścianę i drzwi toalety i najprawdopodobniej ostatnia żywa załoganta SCS HARVESTERA zwaliła się z łoskotem na podłogę.

Nicko zamknęła oczy z rozbitą głową. Potrzebowała sił, by wstać. Potrzebowała pomocy medycznej, by przeżyć.


PETRENKO


Petrenko ocknął się, czując na sobie jakiś ciężar.

Jego ciało promieniował bólem chyba z każdego możliwego miejsca. Z boku Rosjanin ujrzał jakieś nogi w pokrwawionych butach i po chwili poczuł uderzenie w głowę. Potężny kopniak, który rozdzwonił mu się w uszach bolesną melodią.

Otaczali go ze wszystkich stron. Martwi. Kopiąc, oglądając czym popadnie. Jeden z nich siedział mu na jego piersi i odciętą dłonią z kawałkiem kości wystającym z rany, który wyglądał jak zaostrzony szpikulec, próbował dobić powalonego Rosjanina. Albo i nie. Bo chyba kość ociekała krwią, co mogło oznaczać, że już wcześniej wbił ją w ciało nieprzytomnego człowieka.
Gdzieś z boku podchodził kolejny „martwy” niosąc w rękach ratowniczą siekierę. Ociekająca krwią broń wydawała się na tyle skuteczna, by przebić się przez pancerz modliszki.

W odruchu zwierzęcej samoobrony Petrenko uniósł ręce, by zrzucić z siebie kolesia ze szpikulcem zamiast ręki. I wtedy, z przerażeniem zrozumiał, skąd wzięła się ta cała krew.

Załogant Mishimy z siekierą odrąbał Rosjaninowi lewą dłoń. Zamiast niej Petrenko miał tylko buchający krwią kikut.

Czuł też krew w ustach, w płucach, czuł jak wylewa się z przebitego brzucha i połamanej nogi.

Człowiek ze szpikulcem zamiast ręki bez trudu przeszedł niepełną gardę Petrenki.

Ostatnim, co ujrzał Rosjanin w swoim życiu był kawałek kości wbijający się mu przez opuchnięte oko wprost do mózgu.


STEVENSON


Meilsa odzyskała przytomność i szybko dotarło do niej, że leży w tunelu technicznym.

Za sobą, w wejściu do niego, słyszała odgłosy walki, uderzenia czegoś twardego w coś miękkiego. Była pewna, że utrata świadomości ułatwiła atakującym zadania i teraz „żywe trupy”, jak nazywała w myślach te stwory, dopadły Petrenkę. Już wcześniej wizje masakry, które wtłoczono jej do umysłu nie pozostawiły jej wątpliwości, co dzieje się z jej towarzyszem.
Umierał. Za nią. Dał jej kilka chwil. By mogła uciec z pułapki. Wydostać się ze sterówki przed hordą krwiożerczych bestii, w jakie zmienili się załoganci Mishimy.

Instynkt i wola przeżycia zrobiły swoje. Melisa spięła mięśnie i ruszyła dalej, w stronę wyjścia technicznego. Wąski tunel techniczny, w którym w każdej chwili mogła się zaklinować.

Po chwili była przy włazie technicznym, który prowadził na korytarz SCS HARVESTERA niedaleko sterówki. Jeśli chciała w pełni skorzystać z wąskich tuneli technicznych musiała chyba zdjąć MODLISZKĘ. Ciężki kombinezon próżniowy nie nadawał się do tego, by przeciskać się w nim przez pomocnicze korytarze. I tak miała dużo szczęścia, że nigdzie się nie zaklinowała.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 25-08-2013 o 11:58.
Armiel jest offline  
Stary 01-09-2013, 14:13   #113
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Bennett?! - Wychrypiał w niedowierzaniu Olivier, ale najwyraźniej to, co próbowało rozwalić mu skafander i czaszkę już nie było nawigatorem Space Dragona. Starał się obrócić, tak żeby mieć jakąkolwiek szanse zareagować na nadchodzące ciosy. Coś musiał zrobić, ale nie bardzo miał co. Wypuścił wiązkę wkrętów w kierunku byłego współpracownika, miał nadzieję że to go chociaz spowolni i będzie miał szansę się zastanowić chociaż na sekundę.

Pociski poszybowały w stronę celu przebijając skafander na klatce piersiowej. Kerensky zachwiał się, ale opuścił pręt, znów pudłując.

- Petrenko nie żyje. Sterówka jest opanowana przez żywe trupy, nie ma do niej dostępu. Czy ktoś mnie jeszcze słyszy? Czy są tu jeszcze inni żywi załoganci? - odezwała się Melisa przez interkom.

- Jeszcze nie zginęłam - przecisnęła ostro przez zęby Nicko. Musiało skręcać ją z bolów, co było słychać w jej glosie.

- Kto .. tam .. jest? - usłyszała niespodziewanie drżący, kobiecy głos. Rozdygotany i zachrypnięty. - To wy? Ze sterówki? To wy wyłączyliście całe zasilanie?

- Nicko! Co z tobą? Gdzie jesteś? A Kerensky i Shroud? - dało się znowu słyszeć głos Melisy - Kim jesteś? To wy kontaktowaliście się z nami?

- Tak. To był Denis. Ale on ... on ... już go nie ma. - odpowiedziała nieznajoma kobieta.

- Czy jest z tobą ktoś jeszcze? Czy ktoś jeszcze przeżył? Kim jesteś? - ponownie odezwała się Melisa.

- Tylko ja. Już teraz tylko ja. Czy potraficie przywrócić zasilanie? Za siedem minut nie powinno nas tutaj być.

- Dlaczego nie powinno nas tu być akurat za siedem minut? - i znowu Melisa.

- Bo założyliśmy ładunki wybuchowe przy silniku. I za siedem minut wybuchną.

- To wy jesteście tym drugim statkiem. Gdzie on - ratowniczka przerwała na chwile odkasłując mocno - Gdzie on jest?!

- Pod poszyciem Harvestera podczepiony do włazu towarowego. Ale przejście jest zablokowane. Brak zasilania. Próbuję się przedostać ale nie mam narzędzi. Zostały przy Danielu. A on ... on .. ma broń i jest ... nie jest już sobą. To czetorosobowa jednostka wojskowa z systemami maskowania i rakietami. Jesteśmy grupą specjalną korporacji VITELL. A raczej byliśmy bo przeżyłam tylko ja.

- Numer pomieszczenia w którym jestes?

- Korytarz między ładownią pierwszą i drugą. Oznaczony jako A-4. Jakieś dwadzieścia metrów od maszynowni. Ale na jedynej drodze jest Daniel. I ma ten jebany karabin.

Shroud próbował się przeturlać i wstać, byle dalej od Benneta. Posłał mu przy tym jeszcze jedną wiązkę i rozglądał się za przecinarką, którą niósł wcześniej nawigator. Włączył latarkę i szukał jak cukrzyk insuliny. Miło było usłyszeć głos kogoś żywego, ale miał problemy na głowie.

- Mam tą pieprzoną bombę w kieszeni. Bennet też już nie jest sobą i próbuje mnie zabić, jestem zaraz przy maszynowni. - Miał nadzieję że próby nawigatora okażą się bezskuteczne i da radę się go pozbyć. Powinien był go zostawić w kosmosie, nie miałby teraz problemów.

Znalazł przecinarkę kawałek dalej. Leżała pod ścianą. Kerensky powoli odwracał się w stronę Shrouda kontynuując swój marsz.

Olivier rzucił się po przecinarkę, która okazała się najlepszym narzędziem do usuwania czegoś, co nie chce umrzeć jakie do tej pory wykoncypował i miał dostępne. Obrócił się szybko odpalając jednocześnie płomień i zamachnął się na nogi Benneta. Miał zamiar najpierw zwalić go z nóg, a potem upewnić się, ze nie będzie mógł mu już zagrozić, mimo problemów z umieraniem. Ogniste ostrze przecięło powietrze i ramię łydki nawigatora. Następnie przyszła kolej na ręce i głowę. Nie przestawał ciąć aż był pewien, że nawet kawałki, gdyby się nagle ożywiły, nie były mu w stanie zagrozić. Mimo że robota była paskudna, nie skapnęła na niego ani jedna kropla krwi, tego by już chyba nie zdzierżył. Małe błogosławieństwo gorącego płomienia, który od razu zamykał wszelkie otwory, którymi jucha mogłaby się wydostać. Bennet, który pomógł mu się wydostać z Dragona, którego sam potem ciągnął przez kosmos na Harvestera, był martwy. Przyglądał się chwilę resztkom ciała, dopóki z letargu nie wyrwał go znajomy głos.

- Nie ruszaj się i siedź cicho - wydusiła z siebie - Melisa... Do windy... - kończyła co raz słabszym głosem, który w końcu ucichł.

- Melisa? Gdzie jesteś? Kto wie jak przestawić licznik na tej przeklętej bombie? Jak się sam za to zabiorę, to będzie źle. - Rzucił zduszonym głosem do mikrofonu.

- Jestem przy włazie technicznym, prowadzącym na korytarz, niedaleko sterówki.

- To nie do końca tam gdzie ja, wie ktoś jak rozbroić tą bombę? Jeśli nikt mi nie powie przez pół minuty, zacznę ją rozbrajać, a jak spieprzę, to wszyscy pewnie zginiemy!. - Ryknął do mikrofonu. - Nie bardzo chce mi się umierać, bo na zewnątrz widziałem jakiś jeszcze statek przycumowany, więc może damy radę się ewakuować. - Dodał na zachętę. Skoro przeżył do tej pory i wszystko co się dookoła działo, to nieśpieszno mu było umierać, mimo że najwyraźniej wszechświat bardzo chciał to zmienić.

- Spróbuj otworzyć panel przy bombie. Powinna tam być karta kodowa. Podaj numer 65320912. Może zadziała.

Shroud nie miał wiele do stracenia, wyciągnął narzędzia i dobrał się do panelu, miał jedynie nadzieję że nie ma tam dodatkowego zapalnika lub czegokolwiek podobnego. Zamiast powtarzać sobie numer w myślach, napisał go przecinarką, osmalając po prostu podłogę w kształcie cyfer. Miał nadzieję że zadziała.

Zadziałało. Cyfry zatrzymały się w odliczaniu na 5:27. Licznik wyzerował. Bomba została wyłączona.

- I jak? - dało się słyszeć głos kobiety po drugiej stronie. - Załatwiłeś je?

- Pięć dwadzieścia siedem, to moje nowe liczby na loterię. Mamy czas, bomba jest rozbrojona… Spotkałyście któregoś z tych nie martwych martwych w kanałach technicznych? Jeśli nie, proponuję się stąd nimi ewakuować i opuścić ten przeklęty statek. - Rzucił Shroud, któremu z ulgi prawie zmiękły nogi. Teraz musiał jedyni tunelami dostać się na zewnątrz.

- Załatwiłeś obie bomby? Drugą założyliśmy w magazynie numer dwa.

- Kurwa… Gdzie jest magazyn numer dwa i w którym miejscu ja założyliście, będę musiał przeciąć drzwi, albo wcale nie mamy dużo czasu. - Rzucił Shroud. Zaczynał sie czuć jak niewierny Tomasz, tylko ze on momentami zapominał o Murpy’m.

- Ty - zaśmiała się kobieta- Wyluzuj. Był tylko jeden ładunek. Żartowałem. To bomba kompensacyjna, atomowa. Wystarczyłaby na rozpierdzielenie w drobny mak tego przeklętego statku. Taki żart. Przepraszam. Postawię ci piwo za to, dobra? Jak już wylecimy z tego burdla.

- Piwo… duże piwo i może coś jeszcze, ja tu prawie zawału dostałem, byłem na zewnątrz jak Space dragona wysadziło, nie lubię latać w kosmosie po takich wybuchach. - Właściwie to mógłby kląć, płakać, złościć się i załamywać, ale czuł zbyt wielką ulgę. Po prostu ruszył do korytarzy technicznych. Musiał się dostać do pomieszczeń z Aniołem a stamtąd na zewnątrz przez dziurę i do statku, którym mogli się stąd ewakuować. Wszyscy którzy przeżyli.
- Idę do tuneli, najpierw do podtrzymywania życia, dalej do dziury na zewnątrz. Mam nadzieję że spotkamy się i ewakuujemy tym waszym statkiem. Jakby co mam przecinarkę plazmową. - Rzucił do kobiet. Nie był w stanie się wściekać. Zmienił baterię na nową i ruszył do tuneli technicznych. Plan był prosty, najpierw poprzednio bezpieczne pomieszczenia z maszynami do podtrzymywania życia, następnie kolejnymi tunelami do wyrwy i na zewnątrz. To był plan... z planami bywało różnie, ale miał zamiar się stąd wydostać. Żywy.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 02-09-2013, 01:40   #114
 
Neride's Avatar
 
Reputacja: 1 Neride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie cośNeride ma w sobie coś
Melisa spojrzała w stronę tunelu, przez który przed chwilą się przeciskała, obawiając się, że jeden z „żywych trupów” mógłby za nią pójść. Cichy głosik w jej głowie powtarzał, że powinna się uspokoić i spokojnie się nad tym zastanowić, ale uczucie niepokoju jej na to nie pozwalało. Parę sekund – tyle potrzebował Petrenko, żeby z nią uciec. A teraz był on członkiem martwej załogi statku. Czuła się opuszczona, osamotniona i pozostawiona sama sobie.

- Petrenko nie żyje… Sterówka jest opanowana przez żywe trupy, nie ma do niej dostępu. Czy ktoś mnie jeszcze słyszy? Czy są tu jeszcze inni żywi załoganci? – rzuciła słabym głosem do interkomu, bojąc się dopuścić do siebie myśl, że wszyscy jej towarzysze zginęli.
Petrenko dawał jej chociaż poczucie, że dadzą sobie radę, ale teraz mężczyzny nie było z nią, a ona była zbyt przerażona swoją sytuacją, aby opłakiwać jego śmierć. I choć nie chciała się przyznać przed sobą, to darzyła Rosjanina ogromną sympatią.

- Jeszcze nie zginęłam - przecisnęła ostro przez zęby Nicko. Musiało skręcać ją z bolów, co było słychać w jej glosie.

Melisa z ulgą przyjęła głos ratowniczki, chociaż była zaniepokojona stanem towarzyszki. Nie była sama na statku, jednak nie potrafiła ocenić, w jak beznadziejnej sytuacji się właśnie znajdowała.

- Kto .. tam .. jest? - usłyszeli niespodziewanie drżący, kobiecy głos. Rozdygotany i zachrypnięty. - To wy? Ze sterówki? To wy wyłączyliście całe zasilanie?

- Nicko! Co z tobą? Gdzie jesteś? A Kerensky i Shroud? – dopytywała Melisa, chcąc wiedzieć, co się stało z resztą.

- Kim jesteś? To wy kontaktowaliście się z nami?

Melisa starała się, aby jej głos brzmiał naturalnie i spokojnie, co nie było łatwe. Wciąż obawiała się, że jej kryjówka nie wystarczy na długo i zaraz dopadną ją załoganci Mishimy, albo i nawet sam Petrenko, mszcząc się za swoją śmierć. Pokręciła głową, wiedząc, że ponosi ją wyobraźnia.

- Tak. To był Denis. Ale on ... on ... już go nie ma. - odpowiedziała nieznajoma kobieta.

- Czy jest z tobą ktoś jeszcze? Czy ktoś jeszcze przeżył? Kim jesteś? - rzuciła ponownie do interkomu, mając nadzieję, że jednak wyjdą z tego cało i ktoś ich uratuje. Że uda im się uciec z tego statku, który stał się grobem dla wielu z nich.

- Tylko ja. Już teraz tylko ja. Czy potraficie przywrócić zasilanie? Za siedem minut nie powinno nas tutaj być.

- Dlaczego nie powinno nas tu być akurat za siedem minut? - dopytywała dalej, bo wymieniony czas zaniepokoił ją o wiele bardziej niż to, że kobieta została właśnie sama. Miała bardzo złe przeczucia, które jej nie zawiodły, bo zaraz dostała odpowiedź od której przeszedł ją zimny dreszcz.

- Bo założyliśmy ładunki wybuchowe przy silniku. I za siedem minut wybuchną.

- To wy jesteście tym drugim statkiem. Gdzie on - ratowniczka przerwała na chwile odkaszlujac mocno - Gdzie on jest?!

- Pod poszyciem Harvestera podczepiony do włazu towarowego. Ale przejście jest zablokowane. Brak zasilania. Próbuję się przedostać ale nie mam narzędzi. Zostały przy Danielu. A on ... on .. ma broń i jest ... nie jest już sobą.To czetorosobowa jednostka wojskowa z systemami maskowania i rakietami. Jesteśmy grupą specjalną korporacji VITELL. A raczej byliśmy bo przeżyłam tylko ja.

- Numer pomieszczenia w którym jesteś?

- Korytarz między ładownią pierwszą i drugą. Oznaczony jako A-4. Jakieś dwadzieścia metrów od maszynowni. Ale na jedynej drodze jest Daniel. I ma ten jebany karabin.

- Mam tą pieprzoną bombę w kieszeni. Bennet też już nie jest sobą i próbuje mnie zabić, jestem zaraz przy maszynowni.

- Nie ruszaj sie i siedź cicho - wydusiła z siebie - Melisa... Do windy... - kończyła co raz słabszym głosem, który w końcu ucichł.

- Melisa? Gdzie jesteś? Kto wie jak przestawić licznik na tej przeklętej bombie? Jak sie sam za to zabiorę, to będzie źle. - Rzucił zduszonym głosem do mikrofonu.

Melisa słuchała całej rozmowy z mieszanymi uczuciami. Na statku została umieszczona bomba, która za parę minut obróci to miejsce w kupę gruzu, grzebiąc ich wraz ze statkiem. Ale był jeszcze drugi statek, ich wybawienie i ratunek przed śmiercią z ręki „żywego trupa”.

- Jestem przy włazie technicznym, prowadzącym na korytarz, niedaleko sterówki – odpowiedziała w końcu, zbierając w sobie siły, aby wyrwać się z tego miejsca.

Nie miała zamiaru tu umierać, jednak potrzebowała dobrego planu ucieczki. Spojrzała na WKP, chcąc zorientować się, którędy najszybciej i jednocześnie najbezpieczniej będzie mogła się wydostać z tego przeklętego statku. Przez WKP udało jej się zlokalizować jeszcze żywych członków załogi. Nicko była na tym samym poziomie co ona, całkiem blisko. Było to w pewnym stopniu pocieszające, ale do chwili, gdy Melisa nie przypomniała sobie tłumu „zombie”, które widziała w korytarzu. Oznaczało to, że byli tu gdzieś blisko.
Kobieta zabrała się za śruby zabezpieczające właz, rozważając pomysł wydostania się tunelami technicznymi. Niestety wymagało to pozbycia się skafandra, a do tego zajmowało dwa razy więcej czasu. Samo wydostanie się ze sterówki trochę jej zajęło i sama sobie dziwiła się, że nie zaklinowała się. Zsunęła właz i cicho wysunęła się z tunelu, napotykając zaraz obok siekierę.

- Melisa, nie mamy, kur*a, nawet jak się stąd ruszyć… - zakomunikowała lekko zrezygnowana - pietnastu je*ańców łącznie z tym h*jkiem na czele… - przez radio było słychać jej ciężkie westchnięcie - mam alkohol, można zobaczyć jak się smażą… Musisz założyć hełm. Tlen może się szybko skończyć.

- Trzeba spróbować odwrócić ich uwagę. Petrenko na chwilę zatrzymał ich gaśnicą – szepnęła, sprawdzając szczelność swojego hełmu.

Zauważyła dwóch załogantów niedaleko niej, a rekonesans pajączka wskazał na jeszcze dwóch załogantów na samym skrzyżowaniu, którzy byli uzbrojeni. Melisa ściskała w dłoniach siekierę gotowa to jej natychmiastowego użycia. Tylko paru załogantów dzieliło ją od schodów, które sprawiały wrażenie szybkiej i bezpiecznej ucieczki. Nicko jednak zdążyła ją poinformować, że na korytarzu znajdowało się jeszcze jedenastu załogantów, gotowych się na nią rzucić. W tym Petrenko. Ironią byłoby, gdyby teraz ją zabił, podczas gdy parę minut wcześniej ratował jej życie.
Melisa czekała na ruch Nicko, który miał odwrócić uwagę martwych załogantów na korytarzu. Ratowniczka miała plan, a Melisa chciała przeżyć, więc słuchała jej uważnie. Trzymała mocno w rękach siekierę, gdyby musiała „wyrąbać” sobie drogę ucieczki. Dekapitacja czy cios w nogi powinien wystarczyć, aby spowolnić, albo nawet pozbyć się przeszkody.
 

Ostatnio edytowane przez Neride : 03-09-2013 o 12:42.
Neride jest offline  
Stary 02-09-2013, 20:19   #115
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
W projekcji Białego Szumu umysł nie był w stanie przetworzyć takiej ilości bólu nieznanego mu pochodzenia. Świadomość ratowniczki chwilę po przewróceniu się zaczęła oddalać się od ciała. Wizja, przerywana makabrycznymi scenami, zanikała coraz bardziej, by w końcu zgasnąć.

~ ~ ~

Ocknęła się nagle w swoim mieszkaniu. W bieliźnie i podkoszulce leżała wyciągnięta na wysłużonej swojej kanapie. W pokoju panował półmrok. Monochromatyczne mrowisko na wyświetlaczu jej telewizora stojącego naprzeciwko umożliwiało dostrzeżenie zarysów reszty pokoju. Najprawdopodobniej skończył się kolejny raport jakieś katastrofy i zorganizowanej do niej misji ratowniczej, które wiecznie analizowała.

Bolała ją głowa. Bolało ją gardło. Była zmęczona, niewyspana i na dodatek śpiąca. Najwidoczniej musiała źle się ułożyć. Smętnym wzrokiem powiodła po okolicy. Wszystko było prawie czarne, nie było jej połowy wyposażenia i mebli. Pomieszczenie samo w sobie było o wiele większe niż być powinno i w kształcie prostokąta. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Na ból gardła jak i jego suchote, podniosła się dysząc wolno. Wstała na gołe stopy i stąpając po metalowych powierzchniach udała się w róg pomieszczenia. Wyminęła parę stolików, przy których mogło zasiąść swobodnie szóstka ludzi. Wiele z nich było dość zniszczonych, albo nawet połamanych. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Doczłapała się do automatu z kawą. W swoim mieszkaniu miała zupełnie inny model niż ten, który akurat bez najmniejszego problemu i bezwiednie obsługiwała. Obsługiwała jak swój własny. Po paru ruchach maszynka zaczęła z odgłosem mielić świeże ziarna kawy. Kobieta miała chwilę wolnego czasu zanim ten proces się zakończy. Pomyślała o sprawdzeniu poczty. Oczekiwała pewnego listu. Jej komputer nagle pojawił się obok, choć nigdy tam nie stał. Nie musiała się nawet ruszać, wystarczyło odwrócić wzrok. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Kod:
###########################################################################
# Od: OCTOPUS Inc.  | Zmiana przydziału z ZEUS XI na SPACE DRAGON II      #
# Od: OCTOPUS Inc.  | Zgoda na zgłoszenie nr. F3-234 dotyczące zmiany ... #
# Od: Quartin Group | Ponowne przypomnienie o zaległej opłacie czynszo... #
# Od: OCTOPUS Inc.  | Przyjęliśmy Twoje zgłoszenie nr. F3-234 dotycząc... #
# Od: Quartin Group | Przypomnienie o zaległej opłacie czynszowej mies... #
 ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~
Nie było tam tego, czego szukała. Automat z kawą pracował dalej. Ta obróciła głowę w stronę drzwi wejściowych. Mimowolnie, tak jakby spodziewała się, że ktoś do nich zadzwoni. Tak też się stało. W znacznie większym pomieszczeniu rozległ się dźwięk. Kobieta zostawiła automat i monitor komputera, skierowała się na przeciwległą ścianę. Wymijała stoliki, przeszła między wciąż śnieżącym telewizorem i wysłużoną kanapą. Była już prawie przed drzwiami, gdy z otwartej skrzynki pocztowej wyłonił się dźwięk nowej wiadomości.

Kod:
###########################################################################
# Od: -             | OBUDŹ SIĘ                                           #
# Od: OCTOPUS Inc.  | Zmiana przydziału z ZEUS XI na SPACE DRAGON II      #
 ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~
Zignorowała to na chwilę, mając coś innego do zrobienia. Musiała komuś otworzyć drzwi. Nie miewała zwykle gości, szczególnie o takiej godzinie. Zamiast przed jej drzwiami wejściowymi stanęła przed o wiele większą grodzią. W żaden sposób jej to nie przeszkadzało.

Wizjer znajdujący się na wysokości głowy odsłoniła, by wpierw ujrzeć, kto znajduje się po drugiej stronie. Ta czynność jednak została przerwana przez brzęczyk automatu z kawą, który właśnie ją przygotował. Pomimo tego, że żadne tego typu urządzenie nie miało takiego sygnału. Bezwiednie odwróciła głowę w kierunku napełnionego kubka. Nie było w nim nic nadzwyczajnego a nieznajomy niecierpliwił się.

Gdy wróciła wzrokiem drzwi już nie było. W zamian za nie stał człowiek w kombinezonie próżniowym. Nosił takie same oznaczenia jak korporacja dla której ostatnio pracowała. Na jego piersi widniał napis "M. Luvezzi". Ledwie czytelny z uwagi na pokrycie z góry prawie całej sylwetki krwią. Jego twarz była wściekle zakrwawiona, zmasakrowana, martwa o niezwykle pustym niebezpiecznym spojrzeniu. Kobieta podskoczyła w miejscu zabierając do siebie wyciągniętą rękę, która mogła przysiąc, że chwilę temu dotykała drzwi. Cofnęła się a monstrum prychnęło. Przerażona zaczęła odsuwać się a bydle zrobiło krok. Zauważyła, że za nim było aż tłoczno od podobnych mu postaci. Zaczęła uciekać, ten zaczął ją gonić. Przebiegła między telewizorem a kanapą. Skierowała się do najbliższych drzwi, które dostrzegła. Umarlak rozpędzał się a jej rzeczy będące w pobliżu zaczęły się rozpływać. Reszta zaczęła wbiegać do pomieszczenia rozsypując się po nim. Były ich dziesiątki.

Runęła do toalety. Odbiła się parę razy o ściany szukając ratunku. Nie było już miejsca. Ktoś już się tam ukrywał. Druga kobieta skrywała się skutecznie w cieniach. Była niewidoczna dla napastników. Wiedziała o tym, patrzyła jak płotka została zagoniona w ślepy zaułek. Nie zrobiła nic.

Jedno spojrzenie w dół wystarczyło, by uświadomić sobie, że nie jest już ubrana w bieliznę i podkoszulkę. Miała na sobie swój kombinezon służb ratunkowych wraz z całym sprzętem. Kolejnym, co zobaczyła to nagłe pchnięcie w jej trzewia. Monstrum dopadło ją przebijając na wylot obrzydliwie przerośniętymi ramionami, które zamiast dłoni miały wystające ostre kości. Po chwili została przebita raz jeszcze na wysokości barków. Jęknęła nie mogąc już nic zrobić. To było za silne, żeby się wyrwała. Uniosło ją w górę z obrzydliwym grymasem na zmasakrowanej twarzy.

Gdzieś w oddali wydobył się kolejny dźwięk nowej wiadomości.

Kod:
###########################################################################
# Od: -             | OBUDŹ SIĘ                                           #
# Od: -             | OBUDŹ SIĘ                                           #
 ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~  ~
Niestety właścicielka nie mogła już jej ujrzeć. To na co patrzyła, było cały czas schowane w ciemnościach. Niewidoczne dla potworów, jednak mające moc pozbycia się ich. Widzące makabryczną scenę mordu, jednak nic nie robiące. Twarz tego wpatrywała się bez wyrazu żadnej emocji. To było ostatnie, co mogła dojrzeć, gdy jedno z ostrych ramion wysunęło się z ciała i wbiło się na wylot w czaszkę.

~ ~ ~

Ocknęła się w niesamowitym bólu, mdłości i słabości własnego ciała. Była ledwie przytomna, cała sztywna, ledwie mogła czymkolwiek poruszyć. Nie miała pojęcia, co działo się wokół niej. Jedyne, co czuła to ból z powodu którego za chwilę zemdleje raz jeszcze. Zwinięta i rzucona jak szmata pod umywalkami, ruszyła jedną ręką. Musiała niezwykle się skupić, by sięgnąć w kierunku pleców. Po którymś razie złapała w końcu niewielkie pudełko ochronne i przywołała przed swoje oczy. Wiele kolejnych prób czekało ją, by wydobyć ze środka niewielką jednostkę medpacka. Siłując się z własnymi powiekami zdołała jeszcze ustawić odpowiednio urządzenie i przyłożyć do medportu kombinezonu. Odpłynęła nie czując już jak przeciwbólowy zastrzyk zaczyna wpływać w jej krwiobieg.

Obudziła się po chwili skręcając się w żołądku i w płucach. Krztusiła się. W ustach poczuła gorzki smak napływającej cieczy. Otworzyła szeroko oczy. Czuła, że jest w hełmie. Ruszyła zesztywniałymi rękoma i jeszcze leżąc chwyciła jego zapięcia. Od razu gdy zostały zwolnione zrzuciła z siebie hełm. Szarpnęło ją i zaczęła wymiotować. Środki przeciwbólowe skutecznie tłumiły te sygnały. Nie zmieniało to faktu, że wszelkie inne dolegliwości wciąż były obecne. Zataczając się na czworakach rozejrzała po miejscu w którym była. Minęła kolejna chwila zanim doszła do niej kolej wydarzeń.

- L... Le... - dusiła słowa nie mogąc przestać się krztusić - L... Lean...

Dopełzła do martwej łapiąc ją mocno za mundur. Trzymała i lekko trząsała mając jakby naiwną nadzieje, że ta za chwile się obudzi. Wszystko wirowało, było zamazane. Nicko ledwie widziała i prawie nie kontaktowała. Było jej lepiej, gdy nie ruszała się. Spojrzała pusto na rozwaloną czaszkę Lean. Odwróciła się i spojrzała na kolejną rozwaloną czaszkę Luvezziego.

- Petrenko nie żyje. Sterówka jest opanowana przez żywe trupy, nie ma do niej dostępu. Czy ktoś mnie jeszcze słyszy? Czy są tu jeszcze inni żywi załoganci? - odezwała się Melisa przez interkom.

- Jeszcze nie zginęłam - przecisnęła ostro przez zęby Nicko, wpatrując się w trupa.

Przypomniała sobie jego ostatnie słowa i dziwnym losem odpowiadała na nie teraz.

- Jeszcze nie zginęłam... Jeszcze nie zginęłam... Jeszcze nie zginęłam... - mówiła sama do siebie, gdy poczuła spływającą z głowy gorącą ciecz.

Spojrzała w kierunku umywalek i luster wiszących nad nimi. Dobrnęła do nich i ociężale podniosła się na nogi opierając się o metalowe wykończenia. W zwierciadle odbijała się jej twarz. Cała prawa strona była pokryta krwią, która sączyła się z tamtego miejsca dość znacząco. Mrowienie i ucisk w górnym miejscu był kolejną oznaką, że dzieje się coś złego. Odwróciła głowę i spojrzała na hełm. Był w połowie roztrzaskany, wizjer z szklanym pajączkiem po całości, bok poważnie nadkruszony. Nie widziała jeszcze, by specjalnie wzmacniany sprzęt był w takim stanie. Spojrzała w drugą stronę, widziała truchło korporacji i leżącą obok gaśnice. Metalowy margines, który służył za stojak był zwinięty do środka prawie na płasko. Wszystko było pokryte jej krwią. Musiała dostać w głowę z niesamowitą siłą.

Siła ta objawiła się nieoczekiwaną utratą równowagi i zachwianiem się. Przytrzymując się mogła ustać na nogach. Sprawa musiała być na prawdę poważna. Krew cały czas płynęła. Do jej głowy dochodziły wybiórcze dźwięki. Jedną ręką złapała za szelki, by zrzucić z siebie plecak medyczny na umywalkę. Przystąpiła do pierwszej pomocy własnej osoby.

Pistolet spryskujący rany przyjemnie ciepłą dezynfekującą cieczą, wraz z niebieskawym światłem usuwającym kolejną warstwę skażeń. Kolejnym był pistolet spryskujący rany ciekłym opatrunkiem. Tryb drugi spryskiwał jego utwardzoną częścią. Ostatnia była diagnoza:

Stan krytyczny.
Poważne obrażenia głowy.
Utrata krwi: 23%
Wymagana natychmiastowa interwencja medyczna.

Żaden z tych komunikatów niczego nie ułatwiał. Musiała podać sobie wspomagacze, by dać radę w ogóle chodzić. Odżyła, mając w sobie dodatkowe pokłady energii.

- To wy jesteście tym drugim statkiem. Gdzie on~ - ratowniczka przerwała na chwile odkaszlując mocno - Gdzie on jest?!

- Pod poszyciem Harvestera podczepiony do włazu towarowego. Ale przejście jest zablokowane. Brak zasilania. Próbuję się przedostać ale nie mam narzędzi. Zostały przy Danielu. A on ... on .. ma broń i jest ... nie jest już sobą. To czetorosobowa jednostka wojskowa z systemami maskowania i rakietami. Jesteśmy grupą specjalną korporacji VITELL. A raczej byliśmy bo przeżyłam tylko ja.

Nazwa własna rozdrażniła ratowniczkę. Zanurzyła się w swoich myślach analizując sytuację. Dodatkowa energia przebiegła do naciąganych mięśni. Mina stwardniała. Doszła do swoich wniosków, miała swoją koncepcje.

- Numer pomieszczenia w którym jesteś? - rzuciła ozięble.
- Korytarz między ładownią pierwszą i drugą. Oznaczony jako A-4. Jakieś dwadzieścia metrów od maszynowni. Ale na jedynej drodze jest Daniel. I ma ten jebany karabin.
- Nie ruszaj się i siedź cicho - wydusiła z siebie - Melisa... Do windy... - kończyła co raz słabszym głosem, który w końcu ucichł.

Energia bardzo szybko rozbiegła się. Zatoczyła się nie tracąc przy tym prawie przytomności. Podała sobie kolejną dawkę wspomagaczy, spakowała swoje rzeczy, odebrała martwej pistolet i przyszywkę z nazwiskiem. Musiała wydostać się z messy. Musiała wiedzieć, jak wygląda sytuacja na korytarzu. Sięgnęła do miejsca gdzie powinien się znajdować pierwszy metalowy pajączek. Nie było go... Po chwili przemyśleń przypomniała sobie, że omyłkowo został w miejscu rozstania się ze Zwarcie. Sprawdziła jego stan. Działał dalej. Od razu oddelegowała go do miejsca, gdzie kobieta z Vintela zadeklarowała swoją obecność. Chciała, by najpierw sprawdził to sługus. Po tym wyciągnęła drugą i ostatnią sztukę jakże wielce nieprzydatnego i bezużytecznego przycisku do papieru. Podeszła z nim do drzwi. Odłożyła na skraju futryny, sięgnęła po pneumatykę i otworzyła śluzę na tyle, by kopiąc maleństwo wyrzucić je w korytarz. Od razu, gdy to wykonywała rzucił się w jej stronę jeden z załogantów. Ta w strachu podskoczyła lekko w miejscu i zabrała narzędzia zamykając tym samym wejście. Stała chwilę uspokajając się tak nieoczekiwaną sytuacją. Cały czas tam są... Przysiadła na swoim krześle. Obok cały czas stała jej niewielka butelka z wodą. Wzięła z niej parę łyków obserwując przy tym, co działo się na korytarzu.

Sytuacja była dość tragiczna. Naliczyła 15 trupów, łącznie z dwoma byłymi załogantami Kosmicznego Smoka. Paru wyczuwało obecność jeszcze żywych, tak jakby coś im to podpowiadało. Siedziała tak trochę czasu obserwując i zastanawiając się, co dalej. Nic genialnego nie mogła wymyślić. Ponownie, gdy nie ruszała się, było jej lepiej.

- Melisa, nie mamy, kur*a, nawet jak się stąd ruszyć… - zakomunikowała lekko zrezygnowana - piętnastu je*ańców łącznie z tym h*jkiem na czele… - przez radio było słychać jej ciężkie westchnięcie - mam alkohol, można zobaczyć jak się smażą… Musisz założyć hełm. Tlen może się szybko skończyć.
- Trzeba spróbować odwrócić ich uwagę. Petrenko na chwilę zatrzymał ich gaśnicą.

Wystarczyło półtorej minuty, by odpoczynek stał się walką z przebijającym się snem. Wspomagacze były bezużyteczne w takim stanie. Potrzebowała czegoś naprawdę mocnego w dużej dawce. Nie czuła oporów, by tego zażyć. Musiała. Tak było najlepiej. Potężna dawka prochów rozpłynęła się z serca po reszcie ciała. Dreszcze, małe skurcze, drgawki. Uśmierzyły prawie całe czucie. Nawet nie była świadoma, że cała drży, nierówno oddycha. Ważne, że mogła stać o własnych siłach. Ważne, że mogła przygotować się do zadania. Zebrała pięć butelek z alkoholem. Rozerwała parę ręczników i dokończyła dzieło koktajlów mołotowa. Powaliła metalowy stół przed drzwiami kuchni.

- Dobra... Melisa, posłuchaj mnie. Masz przed sobą prostą drogę na korytarz ze schodami. Za plecami dwa trupy, dwa metry przed sobą trzy trupy. Dalej, bliżej mnie będzie dwójka. Po moim sygnale musisz w dwie sekundy znaleźć się przy mnie, przy drzwiach kuchni. Musisz zrobić na początku spory łuk do lewej strony. Biegnij trzymając głowę poniżej pasa. Nie marnuj czasu na rozglądanie się. Będzie wszędzie dym i płomienie, patrz na podłogę i ich nogi. Mnie będziesz widziała z dwoma reflektorami. Jeśli wpadniesz w ogień, nie przejmuj się, nic Ci się nie stanie. Na końcu rozpylę gaśnice. Będąc w jej prochu musisz przejść nad przerzuconym stołem. Mam nadzieje, że to zatrzyma ich na chwilę - nagadywała bez przerwy widocznie nie radząc sobie z normalnym oddechem - Nie mamy drugiej szansy. Rozszarpią nas na miejscu. Jeśli coś pójdzie nie tak, nie będę w stanie tobie pomóc. Nie za dobrze ze mną. Musimy bez przystanku dobiec do tego korytarza ładowni. Mogę nie dać rady. W tedy podasz mi adrenalinę i będziesz ciągnęła dalej... Czekaj na mój znak.

Drżąc zebrała cały swój sprzęt oraz założyła pozostawiony przy stolikach hełm Luvezziego.

- Gotowa? - Odezwała się trzymając jedną z butelek - JUŻ! - krzyknęła ciężko przystępując do realizacji planu.
 
Proxy jest offline  
Stary 03-09-2013, 22:24   #116
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Cytat:
Dlaczego ludzie potrafią lepiej umierać niż żyć? Dlatego, że żyć trzeba długo, a umrzeć można prędko.
autor: Fiodor Michajłowicz Dostojewski

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=w8wZCrJrB3c[/MEDIA]

Popatrz! Oto stalowy kolos dryfuje pośród rozbitych szczątków z kamieni i żelaza.

Spójrz na jego ciemny, rozdarty kadłub. Na szron pokrywający tytanową konstrukcję, na niegdyś smukłą, a teraz poniszczoną zarówno do środka, jak i od zewnątrz. Brzydką. Straszną. Niczym zbiorowa mogiła.

Ale w tej stalowej trumnie, w tym grobowcu kiedyś dumnie przemierzającym pustkę kosmiczną, tlą się jeszcze rozpaczliwe płomyczki ludzkiego życia.

Rozpaczliwie walczą o przetrwane rzucając wyzwanie siłom straszliwym i niepojętym. Siłą z którą ludzkość nie może się ani równać, ani mierzyć, ani tym bardziej wygrać.

Bo wszak żyć trzeba długo, a umrzeć można prędko.


SHROUD


Shroud miał plan. Po raz ostatni spojrzał na pocięte ciało Kerenskyego, które wydawało się nadal poruszać.

Tak! Poruszało się. Kawałki ciała nawigatora zdawały się zbliżać do siebie, przemieszczać jakby popychane niewidzialną silą. To wystarczyło, aby Shroud nie tracił więcej czasu.

Wrócił tą samą drogą, którą przyszedł. Powoli, wypatrując potencjalnych zagrożeń. Na szczęście dla niego przejście okazało się czyste.
Przy wejściu do pomieszczeń z systemem podtrzymywania życia pojawił się jednak pierwszy problem. Wyłączenie zasilania uniemożliwiło otworzenie drzwi.

Na szczęście Shroud był doskonałym mechanikiem i nadal miał ze sobą swój toolkit z narzędziami, więc szybko zabrał się do pracy.

NICOLAYEVA

Medykamenty zrobiły swoje i Nicko była gotowa do działania. Wspomagacze dawały jej poczucie siły, fałszywe przekonanie o własnej nieśmiertelności i nadzwyczajny optymizm.

Otworzyła drzwi rzuciła zaimprowizowane koktajle Mołotowa w stronę najbliższych załogantów Mishimy.

Widziała, jak alkohol w zetknięciu z ogniem eksplodował dzikim płomieniem. Widziała, jak ogień trawił ciała, które pokrywały się bąblami, czerniały i odpadały płatami. Widziała, jak ogień szalał na kosmicznych skafandrach niektórych spośród przeciwników.

Ale nawet ta niszczycielska siła żywiołu zdawała się być niczym w porównaniu z bezdusznym pędem ożywieńców, ich niepojętą wolą niszczenia.

Nawet płonąc przeciwnicy pędzili w stronę Nicko nie wydając przy tym z siebie najmniejszego dźwięku. Żywe, ludzkie pochodnie. Dzikie i niepowstrzymane.


STEVENSON


Wysłuchała instrukcji Nicko z ciężkim sercem, czując, jak w żołądku zbiera się jej jakaś nieprzyjemna maź, jakby coś zamieszkało w jej trzewiach i teraz zwijało się w dzikich konwulsjach. Ale nie miała czasu na zastanowienie. Nie mogła się bać, jeśli chciała przeżyć.

Na sygnał ratowniczki otworzyła drzwi techniczne i zaczęła biec.
Z pochyloną głową, krzycząc z przerażenia i modląc się, by udało jej się przeżyć. Dobiec do Nicko i uciec z tego przeklętego statku.


NICOLAYEVA i STEVENSON


Melissie udało się dołączyć do NIcko idalej pędziły już razem, mijając nielicznych „martwych” próbujących je dopaść i uciekając liczniejszemu pościgowi.

Trzymając się, pędziły przed siebie, wyznaczoną trasą, próbując wyrwać z matni.

Raz czy dwa Nicko zmuszona była użyć pistoletu, by utorować im drogę.

Biegły, aż rozbolały je płuca i nogi, a za nimi, kusztykając, zataczając się i drobiąc nogami wolniej, lecz nieubłaganie, pędziła horda dawnych kumpli i załogantów Mishimy.

Zbiegły po schodach na zawalony skrzyniami i szczątkami korytarz kierując się w stronę wskazaną przez Shrouda.

A za nimi kroczyła śmierć.


SHROUD


Poradził sobie z mechanizmem słysząc jakieś hałasy. Obejrzał się przez ramię i zobaczył pędzące w jego stronę dwie postacie świecące latarkami, a za nimi całą chmarę bestii w ludzkiej skórze.

Z przerażeniem obserwował, jak dystans pomiędzy biegnącymi zmniejszał się z każdą cenną sekundą.

Otworzył drzwi i wskoczył do środka, gany strachem o swoje własne życie. Przez chwilę wahał się, czy nie zwolnić trzymania drzwi i nie uciec samemu, ale to skazałoby ocalałe dziewczyny na pewną śmierć. W końcu człowieczeństwo raz jeszcze dało o sobie znać i Shroud zaczekał na obie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=746Nn6m58lU[/MEDIA]


SHROUD, NICOLAYEVA i STEVENSON


Pierwsza przez drzwi przeszła Nicko, tuż za nią Melissa, z przyczepionym do niej jednym z załogantów Mishimy.

Shroud zwolnił blokadę i drzwi zamknęły się przed nosem kolejnych wrogów.

- Weźcie go ze mnie! – wrzeszczała Melissa w panice, ale po chwili Nicko i Shroud doskoczyli do lekarki i zdarli z niej okrwawionego załoganta.

Piła plazmowa i pistolet zrobiły resztę.

Przez chwilę cała trójka patrzyła na siebie wzajemnie przez wizury hełmów. Zmęczone i pełne niedowierzania twarze z szeroko rozwartymi oczami, w których tlił się ogień szaleństwa i wola przeżycia.

- Musimy iść. Tędy – pierwszy z tego stanu wyrwał się Shroud i poprowadził dziewczyny w stronę znanego Stevenson przejścia technicznego.

* * *

Wąski tunel zdawał się nie mieć końca. Przeciskali się przez niego w pośpiechu, dysząc ciężko do interkomów, nie zważając na nic i na nikogo. Aż w końcu wydostali się do zniszczonego i ciemnego korytarza, w którym nie działała grawitacja.

- Niemożliwe!

Shroud pierwszy zauważył straszną zmianę, jaka zaszła w tym miejscu.
Rozdarcie w kadłubie … znikło.

Od drugiej strony wypełniały je kawałki metalu – zapewne szczątki SPACE DRAGONA II – skały macierzyste z pasa astroidów i inne kosmiczne śmieci. To wszystko tworzyło coś, co przywodziło na myśl prowizoryczny opatrunek na ciele zranionej bestii. Na cielsku lewiatana z piekieł noszącego nazwę SCS HARVESTER.

Owszem - ta „plomba” nie była jednorodna i wypatrzyli w niej szczeliny, przez które przecisnąłby się człowiek w skafandrze. Ale „kosmiczne szczątki” poruszały się, przemieszczały, oddalały i zbliżały zarazem bez jakiejś widocznej prawidłowości.

- Jesteście tam? – usłyszeli niewyraźny, trzeszczący głos w ich komunikatorów.

Odpowiedzieli prawie jednocześnie.

- Mam problem. Nie mogę się dostać do mojego statku bez kluczy startowych. Czy jest z wami jakiś dobry, naprawdę dobry nawigator albo pilot? Bo jeśli nie, to muszę zdobyć te klucze od Daniela, a on ma karabin. \

Nie musiała tego powtarzać. Zapamiętali od razu.

Nim zdążyli odpowiedzieć ich oczy poraził blask włączonego światła, a potem łączność nagle zerwała się i zastąpiły ją dobrze im znane echa krzyków, trzaski i szumy.

W kilkanaście sekund od włączenia się świateł pokład pod ich nogami zadrżał wyraźnie. Wiedzieli, co to oznacza.

Sekwencja startowa uruchomienia silników została wznowiona. Wyglądało na to, że coś lub ktoś .. . naprawił SCS HARVESTERA.

Przed nimi zawirowały poruszone niewidzialną siłą mniejsze kawałki kosmicznego złomu.

Rurki, blachy, kamienie, czyjaś oderwana ręka nadal tkwiąca w skafandrze.
Wyraźnie ułożyły się w japoński znak.

神は永�-に住んでいる

Kami wa eien ni sunde iru

„Bóg żyje wiecznie”

彼が望んでいる�-�所を�-�く

Kare ga nozonde iru basho o aruku

„Wędruje dokąd zechce”.

Trzeszczenie kadłuba HARVESTERA zdawało się dobiegać zewsząd, jakby coś wielkiego i niewidzialnego przesuwała się pod poszyciem, przez stalowe wręgi kolosa, poprzez kanały techniczne i tunele wentylacyjne jednocześnie.
 
Armiel jest offline  
Stary 08-09-2013, 17:03   #117
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Co to kur*a jest… To nie wygląda jak ładownie. Gdzieś Ty nas poprowadził Shroud? - wyciskała z siebie ratowniczka, gdy mogli w końcu zatrzymać się na chwile.

- To jest… Byłam tu! Wygląda znajomo… Tędy weszliśmy. Co się dzieje?! - Melisa rozglądała się po pomieszczeniu, starając się uspokoić oddech, co wcale nie było łatwe.

- To samo bylo na Dragonie, odłamki Harvestera po prostu zmieliły poszycie kadłuba maszynowni, a potem to już tylko się bomba atomowa z tego zrobiła. - Odetchnął chwile. - Ten jej cały Daniel jest u niej na statku, czy jednym z trupów tutaj? - Zapytał profilaktycznie i sprawdził ile mu zostało wkrętów do wystrzelenia. Na szczęście przecinarka była ciągle na chodzie.

- Shroud, weź się w garść do kur*y nędzy. Mamy większy problem. Jesteśmy nie w tym miejscu co trzeba a ściga nas cały je*ny okręt! Po h*j nas przyprowadziłeś? Wycieczki turystyczne?! - wygarnęła chwiejąc się na nogach prawie niczego nie czując - Kur*a!

Następnie zabrała się do przeglądania mapy, którą całkowicie zignorowała podczas biegu. Najkrótsza trasa. Sprawdziła też pozycje pajączków i wysłała drugiego na tą samą misje.

- Ruchy!

- Shroud, co ty bredzisz? Przecież to bez sensu, takie rzeczy się po prostu nie dzieją! Chodzące “żywe trupy” to jedno, a statek… - nie dokończyła, a jedynie machnęła na to bezradnie ręką. Dopiero kiedy nieco się uspokoiła, dotarło do niej w jakim stanie jest ratowniczka.

-Nicko, trzymasz się?

- Jeszcze dam radę biec… - odpowiedziała cicho.

- Wiem co widziałem. Dobra, prowadźcie, ja mapy w ogóle nie mam. - Rzucił w odpowiedzi Olivier.


Zgubili drogę, chociaż wydawało się to niemożliwe. Zgubili drogę, a teraz musieli wrócić po swoich śladach, wyjść na korytarz, na którym jeszcze przed chwilą ścigała ich sfora martwych załogantów i przejść przez jego całą długość. Albo i nie. Mapa dawała jeszcze jedną alternatywę.

Mieli dwie drogi.

Jedna pozwalała im pozostać w skafandrach ochronnych. To była droga przez korytarz dolnego poziomu. Być może przez wszystkie te stwory, które ich wcześniej ścigały.

Druga - alternatywna - przez dość szerokie kanały wentylacyjne. Tutaj jednak musieliby zdjąć skafandry licząc na to, że uda się im jakoś przedostać na pokład jednostki korporacji VITELL. Musieli podjąć decyzję.

Shroud miał ochotę podrapać się po głowie, ale nie miał za bardzo jak. - Jest niedaleko tego miejsca jakaś śluza? Najlepiej awaryjna, przy takich są szanse ze będą jakieś zapasowe skafandry. - Rzucił po bardzo krótkim namyśle.
- A jeśli nie będzie? - spojrzała na Shrouda.
- Będąc w skafandrach martwimy się tylko o umarlaki. Nie będąc w nich walczymy jeszcze z tym rozpadającym się wrakiem. Póki mamy wybór, wybieramy najprostsze rozwiązanie - odpowiedziała oddychając intensywnie, następnie nie czekając na nikogo skierowała się na wyznaczoną trasę. Nie marnowała czasu. Czyżby chciała wydostać się z HARVESTERA bardziej niż inni? W pewnym sensie miała swoje powody, które nie tyczyły się reszty. Nieco zrezygnowany Shroud ruszył za towarzyszką, nie mógł jej odmówić pewnej dozy rozsądku w tym co mówiła. Melisa ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym sama ruszyła za towarzyszami.

Shroud nie miał czasu na myślenie o tym co inni mogą myśleć, zajmował się opanowywaniem własnego strachu i trzymaniem się w kupie. Lekko trzęsącej się, ciut galaretowatej kupie. To wykluczało głębsze przemyślenia, koncentrował się na jednej czynności na raz.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 09-09-2013, 20:35   #118
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Otworzenie drzwi, kiedy zasilanie znów zostało nie wiadomo w jaki sposób przywrócone, zajęło im kilka sekund. Śluza rozsunęła się na boki z cichym sykiem. Nicko wyjrzała pierwsza ostrożnie wychylając głowę, chociaż dzięki obrazowi z pajączków już mniej więcej wiedziała czego się spodziewać. Pierwszy “załogant” Mishimy stał dosłownie pięć kroków od otworzonego przejścia.
Syk musiał zwrócić jego uwagę, bo odwrócił się w stronę źródła hałasu.
Ratowniczka zobaczyła martwą, pustą twarz za zasłoną wizury hełmu. Kolejny był jakieś pięć kroków dalej. Coś wyraźnie było z nim nie tak. Jakby jakaś nieznana siła zdeformowała trupowi kończynę. Albo podlegał procesom mutacyjnym nieznanego źródła. Następne, w oddali, majaczyły kolejne kształty. Szykował się kolejny slalom pomiędzy potworami. Oby i tym razem udany.

Do drzwi do magazynu mieli jakieś sto dwadzieścia metrów. Prosty korytarz zakończony standardowymi drzwiami XDCL 1200.
Przeszkoda, która mogła ich na chwilę zatrzymać i spowolnić. A za nią, zgodnie ze słowami tajemniczej agentki VITELL, uzbrojony i niebezpieczny kolejny przeciwnik. Daniel. Zapewne w klasycznym stroju korporacyjnych żołnierzy
.

Wszystko przed nimi. Jeśli będą szybcy, jeśli będą skuteczni i zdeterminowani i jeśli będą mieli szczęście, dużo szczęścia, być może uda im się przeżyć. Tymczasem jednak chwila zatrzymała się, jak puste spojrzenie trupa na Nicko. Ta doskonale zdawała sobie sprawę z sytuacji. Bardzo dobrze wiedziała, że po takim czasie i po takich zdarzeniach byli zmuszeni, by wyciąć swoją drogę do myśliwca VINTELLa. Zastygła, znikomym gestem przywołała szybko Shrouda i jego broń plazmową.

Wszyscy wiedzieli, o co chodziło. Wszyscy wiedzieli, jak wykonać swoją działkę. W ten sposób musieli za wszelką cenę dostać się do drzwi. Shroud jako pierwszy, miał ścinać kończyny stojącym trupom. Melisa jako druga, miała dobijać te, które udało się powalić. Nicko, która była w stanie zrobić najmniej z uwagi na jej coraz poważniejszy stan, wyciągnęła blaster z zamiarem użycia go w taki sam sposób, jak po raz pierwszy na HARVESTERZE. Również na nią wypadało zabezpieczenia tyłów swoich towarzyszy. Do celu było w końcu tak blisko...
 
Proxy jest offline  
Stary 09-09-2013, 21:02   #119
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Popatrz znów! Na tego stalowego kolosa rozświetlonego blaskiem świateł niczym choinka na zapomniane już ziemskie święta.

Popatrz na rozdarcie zasklepione kawałkami kosmicznego śmiecia, na kadłub pokryty szronem, na poświatę w rozgrzewanych do startu silnikach.

Niby nic wielkiego, niby zwykły okręt, jakich korporacje wysyłają setki w otchłań kosmicznej pustki.

Ale ten jest wyjątkowy. Pierwszy w swoim rodzaju.

Natchniony? Opętany? Przeklęty?

Jakkolwiek go nie nazwiesz, musisz wiedzieć jedno.
Nic nie powstrzyma Żniwiarza, kiedy już rusza na swoje mroczne żniwa.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Daj8GkkgzSU[/MEDIA]


WSZYSCY


Ruszyli cicho, najciszej jak się dało.

Prowadził Shroud z piłą plazmową, która stanowiła ich najpotężniejszy oręż w walce z ożywioną załogą z Mishimy i zabitymi przez nieznaną siłę kumplami z SPACE DRAGONA II. Za nim szła Mellisa, z siekierą w rekach, gotowa dobić każdego przeciwnika, który przetrwa ataki mechanika. Ostatnia miała iść Nicko ze swoim harpunem ratowniczym, który zamiast ratować życie, miał je odbierać. No powiedzmy, bo te stworzenia na korytarzu prowadzącym do ładowni, czymkolwiek były, na pewno nie były żywe w ten sposób, w jaki nauczała ludzka biologia. Nawe skanery życia zamontowane do skafandra ratowniczki poza ich trójką w najbliższej strefie nie sygnalizowały obecności nikogo żywego.

Ruszyli.

Shroud wziął zamach i jego piła plazmowa przecięła gładko hełm i twarz nieboszczyka, która wpatrywała się w nich pustym spojrzeniem. Kolejny zamach i obie wyciągnięte w ich stronę ręce znalazły się na podłodze. Okaleczony trup zachwiał się, ale Shroud już go minął. Melissa uderzyła siekierą w pierś pozbawione głowy i rąk truchło i przeciwnik wywalił się na ziemię, próbując bezskutecznie podnieść się z niej. Okaleczony, pozbawiony nawet minimalnych walorów „bojowych”.

Kolejny trup na ich drodze podzielił los towarzysza. Nie pomogła mu nawet dziwnie powykręcana, zdeformowana czy wręcz zmutowana łapa. Mackowate odnóże poddawało się plazmie równie łatwo, co stal czy materiał kombinezonów ochronnych.

I kolejny i kolejny.

Przecinali sobie drogę w stronę grodzi oddzielającej ich od magazynu. Jedyne, co ich zatrzymywało to czas. Bo aby pozbyć się jednego umarlaka potrzebowali co najmniej kilku ciosów przecinarką. A to, niestety, trwało.

Pozbyli się piątki wrogów i mieli wolną drogę do śluzy. Nie na długo jednak. Słyszeli kolejnych wrogów zbiegających po schodach. A także coś jeszcze ….


* * *


Magazyn numer dwa do tej pory wypełniała ciemność. Nagle jednak wypełniło ją światło. Jaskrawe! Zimne, niczym poblask lodowca. Albo światło białego karla.

To świecił kryształ. Niezbyt duży, unoszący się pośród śmieci, w których obserwator mógłby dostrzec zarówno fragmenty pancerzy, skafandrów, mechanicznych urządzeń, fragmentów pokładu, jak też i ludzi. Porozrzucane w pozornie chaotycznej mozaice wokół lewitującego kryształu zdawały się poruszać pod wpływem blasku.

I tak w istocie było!

Ruszały się. Łączyły jedno z drugim w przypadkowe schematy ciała – neoplastyku – metalu i syntplastu zachowując jednak pozory ludzkich sylwetek. Pokrzywionych, pokręconych, zdeformowanych, ale jednak nadal rozpoznawalnych.

A potem, kiedy twory stały już wokół lewitującego kryształu ten eksplodował potężnym wyładowaniem.

Nie było go widać, ale wszyscy, którzy byli w pobliżu odczuli tą eksplozję nieludzkiej mocy. Ten okrutny atak nienazwanej, zapomnianej istoty.


* * *


Udało im się przedrzeć do drzwi prowadzących do drogi, którą opisała im dziewczyna przemawiająca do nich przez WKP. Bateria w przecinarce była na wyczerpaniu, ale na jakiś czas jeszcze mogła wystarczyć.

Otwieranie za pomocą guzika, jak szybko się przekonali, nie działało. Shroud jednak nie przejął się tym drobiazgiem. Doskonale znał się na otwieraniu drzwi typu XDCL 1200. Potrafił obejść elektronikę tych skądinąd wytrzymałych na zniszczenie drzwi i otworzyć je korzystając z mechanicznych sterowników awaryjnych. Potrzebował na to troszkę ponad minutę czasu.

Przekazał przecinarkę jednej z dziewczyn, włączył narzędzia w swoim kombinezonie i zabrał się do pracy.

Melissa i Nicko z przerażeniem spoglądały w stronę schodów, którymi – jak widziały i słyszały – nadciągały ku nim kolejne potwory. Co więcej, widziały, że pocięte przez nich wcześniej ciała załogantów … jakaś siła składała na powrót w jedną, może niezbyt estetyczną, ale „funkcjonalną” całość. Widzieli odcięte kończyny przesuwane w stronę korpusów, głowy toczące się do powalonych ciał. Widzieli, jak tkanki, skóra, żyły i ścięgna łączyły się z resztą ciał, integrując na powrót w niby-ludzkie twory. Z tym, że tej samej sile, która składała owe makabryczne puzzle było chyba wszystko jedno, czy dopasowuje szczątki do byłych właścicieli.

Widzieli też, jak jedno z ciał, zbyt pokaleczone aby normalnie funkcjonować, jakaś siła rozrywa os środka, a szkielet kostny formuje się w jakieś nienazwane monstrum, które powoli zaczęło pełznąć w ich stronę.

- Szybciej Shroud! – wyrwało się z gardeł obu kobiet jednocześnie.

Koszmar, który widziały na korytarzu, wypalał im mózgi, powodował, że jaźń chciała z wrzaskiem uciec z ciała, skryć się gdzieś głęboko i przeczekać, aż ten koszmarny sen się skończy. Bo wszak to, co widziały ich oczy nie mogło być prawdą!

Nie mogło!

Nie miało prawa!

Nie mogło!


* * *


Kryształ przygasł. Zmatowiał. Systemy statku, do tej pory w niepojęty sposób działające, wyłączyły się w jednej sekundzie. Odliczanie do startu znów zamarło w pół słowa. Silniki zadrżały i zgasły. Statek znów wypełniła ciemność.


* * *


Jest! Panel otwarty! Shroud włączył mechanizm otwierania drzwi słysząc znajomy syk serwomechanizmów otwierających blokady i rozsuwających gródź przed nimi. Pomna ostrzeżeń nieznanej dziewczyny korporacji VITELL o uzbrojonym Danielu po drugiej stronie Nicko wyjęła pistolet z dwoma ostatnimi kulami i wymierzyła w coraz szerszą szczelinę pomiędzy połowami wrót.


Ciemność zapadła nagle pogrążając korytarz w błogosławionym lecz zarazem przerażającym mroku! Ale nie to było najgorsze. Wraz z ciemnością nadeszło coś jeszcze. Coś, czego już kilka razy doświadczyli na HARVESTERZE. Coś, przed czym nie mieli pojęcia jak się obronić, jak uciec.

Znajomy pisk przerodził się w piekielne trzaski, a potem we wrzaski w ich głowach.

Padli na ziemię wyjąc potępieńczo z bólu, z przerażenia, z udręki i z bezsilności. Wymiotując w hełmy, krztusząc się swoimi własnymi wydzielinami, drgając na ziemi w przeraźliwych drgawkach.


* * *

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RRPofKtxRpU[/MEDIA]

Nickolayeva. Taka silna. Taka zdeterminowana by przeżyć. Przetrwać tą akcję ratunkową, która przerodziła się w wyprawę do piekła.
Nicko. Taka silna. Taka twarda. Jej ciało wygina się ponad wszelką możliwość, wypełnione niewidzialną energią. Z ust wylewa się krew z przygryzionego w spazmach agonii . Wycie dobywające się spod wizury ochronnego hełmu przeradza się w niezrozumiały bełkot. W jękliwy, obłąkańczy gulgot. Jakby płacz i wściekłe ryki połączyć w niepojęty sposób w jeden trwający w nieskończoność dźwięk. A potem – nagle – w jednej sekundzie, ten wibrujący skowyt ucina się. A zza zakrwawionej szyby nie wydobywa się już żaden dźwięk.


Meliisa. Taka słodka. Taka opanowana. Taka pomocna. Cale życie poświęcała się dla innych. Całe życie uczyła się, jak składać ludzkie ciała, przywracać im dawną funkcjonalność. A teraz … popatrzcie na tą nieszczęsną, biedną, miotającą się po ziemi istotę. Popatrzcie, jak konwulsyjnie kopie ziemię, jak drga, niczym przebity niewidzialną szpilą robak. Jak walczy o życie, z siłą, której nie widzi, nie rozumie, lecz czuje! Czuje jej morderczy, nieubłagany chwyt! Czuje niewidzialne palce zagłębiające się przez czaszkę do mózgu. Miażdżące w nim uczucia, wspomnienia, miażdżące wolę. Popatrz, jak kopie z rozpaczy metalową podłogę, coraz słabiej, coraz wolniej, a potem nieruchomieje z bezwładnie rozrzuconymi kończynami na boki. Jak dziecięca zabawka, której ktoś wyjął baterie.

Shroud próbujący utrzymać się na nogach, podtrzymujący ściany, kiedy nadciąga niewidzialny atak. Wyjący z całych sił, zginający się w pół, tak energicznie, że przesłona hełmu z łoskotem uderza o podłogę. Ale wzmocniony syntplast wytrzymuje te uderzenie. Ale mechanik, uwięziony w ludzkim ciele, posłuszny jest innej sile, która przejmuje nad nim kontrolę. Z hełmu słychać śmiech i krzyki, a czoło Shoruda raz za razem, z potworną siłą wali o metalową posadzkę. Z łoskotem, od którego zdaje się rozbryzgiwać mózg. Aż w końcu, ciało pozbawione sił, nieruchomieje w pozycji, które dawne ludy islamistyczne uznawały za pokorną modlitwę do ich boga. Jest w tym jakiś mroczny paradoks, bo wszak to nowy, nieznany bóg, zmusił dumnego i silnego człowieka do tej poddańczej pozycji.


* * *


Krew dudni w uszach. Zalewa oczy.
Ale trzeba wstać, podnieść się. Wszystko jest takie ciche. Jakby ktoś wyssał ze świata wszystkie dźwięki. I takie szare. Jakby ktoś zabrał wszystkie barwy.
Instynkt przetrwania każe iść przed siebie.

Nikt się nie rusza. Nikt nie woła. Nie odpowiada.

Każdy krok na czworakach przypomina próbę raczkowania niemowlęcia. Ciało jest tak ciężkie, krew i wymiociny po wewnętrznej stronie szyby zasłaniają widok.

Korytarz. Droga ku okrętowi.

Reszta martwa. A nawet jakby nie, nie ma sensu się oglądać. Nie ma sensu walczyć. Przecież wystarczy kolejny atak, by człowiek nie miał szans na przetrwanie.

Mózg jest jak galareta, zmysły funkcjonuję nienajlepiej. Wszystko jest brudne, wykrzywione, rozmazane. Jakby pełznąca osoba widziała wszystko przez brudne szkło.

Coś porusza się z boku, z tyłu. Człowiek z jękliwym wyciem podnosi się na nogi, podpierając ścian brnie do przodu. Za nim podnoszą się umarli. Jękliwe zawodzenia trupów nie pozostawiają złudzeń, że chwiejąca się na nogach postać w skafandrze załogi SPACE DRAGONA II jest ostatnim żywym na pokładzie SCS HARVESTERA.

A jednak nie.

Zanieczyszczona rozmazanym brudem szyba dostrzega światło – z przodu otwiera się śluza do kołnierza cumowniczego łączącego ŻNIWIARZA z innym okrętem.

- Ja … żyję – wykrzykuje ocalona osoba podnosząc ręce w desperackim odruchu ochrony życia.

Ktoś tam jest. Ktoś uzbrojony. Ktoś, kto porusza się równie sprawnie, co załogant SPACE DRAGONA.

Ale pomaga drugiemu człowiekowi. Coś krzyczy, popycha oszołomioną postać w stronę kołnierza cumowniczego. Podbiega do poruszających się na ziemi postaci. Zabiera coś z jednej z nich.

- Szybciej!

Ręce popychają oszołomioną osobę w stronę śluzy. Do wejścia na statek podczepiony pod brzuch SCS HARVESTERA.

- Siadaj! – rozkaz zlewa się w jedno z krzykiem.

Prze chwilę osoba, która z taką desperacją pomagała dostać się ocalonej osobie na pokład drugiej jednostki, znika z oczu. A ocalona osoba ze SPACE DRAGONA II zamyka na chwile oczy. Powoli, bardzo powoli, rozmiękczony mózg zaczyna pracować, jak należy.


* * *


Shroud otwiera oczy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=usGs2kOUVTk[/MEDIA]


Brudna szyba przesłania mu widok na kokpit statku kosmicznego. Oczy z trudem dostrzegają szczegóły otoczenia.


W fotelu obok siedzi jakaś kobieta. Jej palce są całe we krwi, ale coś majstruje przy klawiaturze.

- Trzymaj się – Shroud słyszy jej szept.

A może kobieta krzyczy, a on po prostu prawie całkowicie ogłuchł?
Nawet nie czuje, kiedy puszczają kotwy magnetyczne.

Nie czuje, kiedy okręt odrywa się od SCA HARVESTERA i nurkuje pomiędzy otaczające ŻNIWIARZA kosmiczne śmieci.

- Jesteś ranna? – gardło mechanika wydaje się być zdarte, kiedy wypowiada te słowa.

- Trzymaj się – powtarza mechanicznie dziewczyna.

Statek nabiera prędkości. Najpierw powoli, ale potem, ściągnięty gwałtownie w dół, przyśpiesza ponad zdrowy rozsądek.

- Zabijesz nas – jęczy Shroud.

I orientuje się, że ma rację. Bo kobieta, ta nieznajoma kobieta, która obiecała mu piwo i coś jeszcze leży twarzą na kokpicie. I wtedy widzi jej dziurę w plecach. Wystrzał z karabinu lub pistoletu.

Świat wokół kołuje, wszechświat wiruje w szaleńczym piruecie.

- WŁĄCZAM AUTOPILOTA – komunikat SI rozbrzmiewa w uszach Shrouda jak najsłodsza muzyka. Czuje, że łzy stają mu w oczach.

Uderzenie w bok statku włącza czerwone ekrany.

- USZKODZENIA NIEGROŹNE. KONTYNUUJĘ MANEWRY WYMIJAJĄCE.

Po chwili pole asteroid i SCS HARVESTER pozostają z boku małego stateczku.
Shroud patrzy na martwą kobietę, patrzy na oddalający się wrak SCS HARVESTERA znów cichy i ciemny.

A potem płacze. Płacze ze zgrozy i szczęścia, jak małe dziecko.

- Czemu płaczesz? – szept za jego plecami każe mu się odwrócić, ale w przepastnym fortelu nie może wykonać takiego manewru.

A potem przez przednią szybę zalewa go światło. Jaskrawe i ostre.


I Shroud znów płacze. Tym razem z przerażania.

A mały okręt prowadzony autopilotem kieruje się w sobie tylko znanym kierunku.



KONIEC PRZYGODY
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 09-09-2013 o 21:39.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172