Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-05-2014, 02:39   #111
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Ed był bardzo rad gdy wreszcie spotkał pierwszego w miarę normalnie zachowującego się w tej nienormalnej sytuacji człowieka. I do tego kogoś... No może nie znał za dobrze albo właściwie prawie wcale... Ale na swój sposób odczuwał z tą kiedyś pyskatą a teraz przestraszoną małolatą dziwne pokrewieńśtwo czy wspólnotę.

- Ejjj... Spokojnie... Jestem Ed. Ale jak chcesz możesz mi nadal mówić Dziadek. A ty? Jak się nazywasz? - spytał jej choć rzucał nerwowe spojrzenia dookoła. Miał głupie wrażenie, że zaraz ktoś wyjdzie iii... No właściwie nie wiedział co ale chyba nie byłoby zbyt miło.

- Pat... Patricia Enor... Z Nowego Orleanu... - wyjąkała jakby speszona Fiolecik. Mężczyzna ucieszył się w duchu. Wydawała się całkiem trzeźwa jak na tą sytuację. Wiedziała kim jest i skąd czyli nie było tak źle. Jak otworzył kabinę bał się, że zacznie się drzeć czy panikować albo i nawet szarpać. To samo w sobie było raczej nieprzyjemne niż niebezpieczne ale mogło ściągnąć niepotrzebną uwagę tubylców a to już mu się zdecydowanie nie uśmiechało.

- Pat? Bardzo ładnie. Ciekawe nazwisko. Mało typowe. Ja nie znałem twojego imienia to cię po cichu nazwałem Fiolecik. Podoba ci się? Ale teraz choć ze mną. Musimy być cicho dobra? - widział już, że raczej Małolata panuje nad sobą w przyzwoitym stopniu. Ale coś mu się zdawało, że czasem ludzie zaczynali panikować w takich sytuacjach gdy docierało do nich, że przynajmniej chwilowo nic im nie grozi albo zaskoczenie nagłym ratunkiem znikało. Rozklejali się. Dlatego tak do niej nawijał by skupić na sobie jej uwagę i nie dać jej myśleć o reszcie. Potrzebował jej trzeźwej i nieproblemotwórczej. Na razie rzucił szybkim okiem na wnętrze kabiny symulatora na wypadek gdyby w środku miała jakieś swoje bety ale jednak był pusty. Zamknął z powrotem kabinę nie chcąc zostawiać za sobą zbędnych śladów bytności.

- Choć ze mną. - szepnął do niej krótko i łapiąc ją delikatnie za rękę ruszył ku wybranemu sklepowi. Przystanął chwilę przed wejściem i nasłuchiwał. Sklep zdawał się pusty więc weszli do środka. Szybki rzut oka potwierdził, że są w nim sami. Teraz będąc w środku byli dużo lepiej ukryci przed wścibskimi spojrzeniami niż na otwartej przestrzeni sali z symulatorami.

Sklep okazał się jakąś ciuchlandią z domieszką pamiątkowych gadżetów z rejsu. Okazał się również być zdemolowany i poszabrowany. Nie było jednak tego co najważniejsze obecnie: wody, żywności i baterii. Znalazł jednak mała służbową ubikację a w środku nawet woda była. Odwrócił się do dziewczynki która zdaje się zdawała się zdecydowanie nie chcieć zostawać sama ponownie. On w sumie też nie. Ta mała dziewczynka łączyła go z normalnościa jaką obecnie na tym cholernym statku zdecydowanie brakowało. I dawał mu nadzieję, że może takich jak oni jest więcej.

- Słuchaj Fiolecik. Tu jest łazienka. Woda działa. Weź sobie znajdź jakieś ubrania tutaj i w środku są ręczniki i mydło i się jakoś doprowadź do porządku dobra? - klęknął przed nią mówiąc te słowa i wskazując na drzwi z których własnie wyszedł. Czekał na reakcję. Wiedział, że jeżeli zrobi to co mówi to będzie naprawdę nieźle z nią. I z nimi.

Pokiwała głową. Obserwował z góry jak wybiera jakieś ubrania, chodzi, szuka, sprawdza. Jak na tą sytuację radziła sobie naprawde nieźle. On sam wróćił do rozbitej wystawy czając się przy ścianie i wyglądał czy nikt nie idzie. Wcześniej widział jakiś ruch wcale nie daleko i nie dawno. Obawiał się, że może być ich więcej albo zainteresować się tą okolicą. Na razie wyglądało spokojnie.

- Słuchaj. A własciwie to jak długo tu jesteś. Wiesz co tu się działo? - spytał swojego nieletniego kompana.
- No... Jakieś dwa dni... Ćwiczyłam na symulatorze. Bo wiesz... Mieliśmy grac razem znowu nie? - pierwszy raz widział, że odkąd otworzył kabinę przez jej twarz przemknęło coś na kształt uśmiechu.
- Pewnie. Mamy walkę do rozegrania. Tym razem cię rozwalę. - usmiechnął się do niej łaodnie. Parodiował trochę ton buńczucznej pogróżki. Dziwne ale coś co wczoraj... Czy tam kiedy to w sumie było... Doprowadzało go do szału i rozgoryczenia teraz zdawało się wspomnieniem pasjonującej przygody. Jak na jakiś rajskich wakacjach albo co...
- Akurat... Ja jestem lepsza... Na razie z tobą wygrywam... - tym razem stopniowo uśmiech wykwitł i na jej zabrudzonej twarzy.
- Heh! Bo stosujesz jakieś prawnicze sztuczki... - prychnął jej rozbawionym tonem.
- Jestem lepsza! Wygram z tobą! - tym razem wciąż mówiła cicho ale w tonie zabrzmiał ton ich rywalizacji sprzed dwóch dni. Nagle znów wróciła do niej mała, zawzięta wojowniczka jaką była gdy siadała za sterami wyimaginowanych maszyn.
- Taaa? Zobaczymy... Jak wszystko masz to idź się doprowadź do porządku. - rzekł do niej wciąż łagodnie. Choć ku jego zdziwieniu widząc przebłysk jej wyzwania na nowo odczuł to samo co ona. Jakby to było wczoraj to teraz pewnie oboje by wędrowali ku symulatorom by sprawdzić kto jest lepszy. Ale generalnie był zadowolony. Takie wspomnienie obecnie na pewno dałoby im odpowiednią siłę.
- Hej... Dziadek... - usłyszał za sobą jej głos. Tym razem dominowało w nim wahanie i jakby obawa. Odwrócił się do niej trochę zdziwiony i zaniepokojony. Powinna już być w środku i się przebierać. Nie mieli czasu. Ten ruch co widział wcześniej to jakichiś dwóch kolesi. Wcale nie miał zamiaru ich spotkać. Fiolecik przebrać się musiała bo nie mógł z nią wędrować w takim stanie. Pozwalał jej na to by zrobiła to sama bo na pewno poszłoby jej to szybciej, sprawniej i było mniej krępujące niż gdyby on miał to robić. Ponadto było oznaką szacunku i zaufania co mogło im się przydać później. Przynajmniej tak wyczytał w podręcznikach surwiwalowych jakie czasem czytał w intencji różnych lotniczo - morskich zainteresowań historycznych. No ale do cholery nie mieli całego dnia na te przebieranki...
- No? - spytał jej krótko. Miał nadzieję, że nic ważnego ani nagle nie zacznie robić scen.
- Ale jak ja będę się przebierać to co ty będziesz robił? - spytała jakby z whaniem.
- Ja? Poszukam czy nie ma tu czegoś potrzebnego. Wiesz, jakieś ubrania, może coś do jedzenia albo baterie. Przydadza nam się. Nie bój sie nie pędę podglądał, wolę trochę starsze. Wiesz, Dziadki wolą babcie i na odwrót. A co? - nie rozumiał jej pytania. Próbował sypnąć dowcipem czy ją uspokoić ale grał w ciemno nie mogąc zgadnąć o co jej chodzi. Bo widać było, że coś chce.
- Ale będziesz tu? Nie zostawisz mnie tu samej? - tym razem spytała z widocznym zdenerwowaniem i przejęciem. Podszedł do niej szybko i kleknął prze dnią kładąc uspakajająco dłonie na jej ramionach.
- Pewnie! Spoko, nie zostawię cię. Gdzie ja znajdę takiego drugiego pilota do walk co? No ale pospiesz się nie mamy czasu za dużo. - teraz dopiero załapał czego się bała. Nie miał zamiaru jej zostawiać więc nawet nie przyszło mu do głowy, że może go o to posądzać. Choć teraz faktycznie jej obawa wydawała się nie taka głupia. Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Odpowiedziała uśmiechem ulgi i w końcu zniknęła za drzwiami.

Zabrał się za przeszukiwanie sklepu. Na poczatek wyjął z plecaka ładowarki i podłaczył i kamerę i aparat. Nie był pewny kiedy zdarzy mu się nastepna okazja. Niestety potwierdziło się to co zdawało mu się na pierwszy rzut oka. Jakby chciał poszpanić na lądzie markowym paskiem czy kupic torebkę dziewczynie to pewnie. Było co brać i to za darmola. Ale nic do jedzenia ani baterii. Wykorzystał moment gdy czekał na swoja partnerkę i dla wprawy maznął kolejne autorskie grafiti. To mu przypomniało o słowach tego kolesia z radia czy skądeś i rozejrzał sie za tymi niby napisami czy bazgrołami ale nic podejrzanego nie widział. Ot, splądrowany sklep.

W końcu usłyszał otwierane drzwi i stanęła pw nich przebrana i doprowadzona do porządku dziewczynka. Wyglądała zdecydowanie lepiej. Na swój widok oboje uśmiechnęli się do siebie. Najwyraźniej obópulny widok przyniósł im ulgę. Przywołał ją do siebie gestem.

- Słuchaj. Znalazłem tylko taką torbę. Weź ją. Jest materialowa więc nie szleści. Jak znajdziesz jakies cos do jedzenia, picia, baterie, ładowarki albo coś co może nam się przydac to to zgarnij dobra? Nie jedz niczego co est na wierzchu. Może być zatrute albo skażone. Jak jakies robactwo po czymś łazi albo jest podejrzenie, że łaziło to też. Może byc zepsute albo skażone. Na razie jest pusta to ją złóż i schowaj do kieszeni ok? Tu znalazłem ci bluzę. sobie tez jedną wziąłem. Zawiąż ją sobie w pasie. Na razie jest ciepło ale w nocy może być różnie. Wtedy się nimi przykryjemy jak kocem jeśli nic innego nie znajdziemy dobra? - mówił jej krótko i cicho choć lekko ponaglajacym tonem. Polecenia były dosć proste i raczej jakby ktoś miał chwile pomyslec pewnie sam by na to wpadł. No ale obecnie mogli nie mieć chwili pomyślec to mówił póki mógl. Ponadto czytał, ze ludzie mając coś na kształt planu czy wiedzy jak sie zachowac działają pewniej w każdej sytuacji. Maja się po prostu czego trzymać. Pat dość gładko przyjęła jego słowa i zdawała się pojmowac sprawę bez problemu.

- Teraz tak. Widzisz to? - rzekł wskazując na własne grafiti. - To moje. Zrobiłem jak się przebierałaś. To mój podpis. Znak, że jestem i zyję. Dla tych co sa tacy jak my. Masz tu moje inicjały, numer kabiny i że z pokładu głównego. Masz markera, wymyśl swój podpis. Cos prostego co można wszędzie szybko machnąć. - podał jej markera. Zdawała się pojmować o co ją prosi ale oczywiście...
- Ale to co ja mam narysować? Coś ładnego? - spytała z wahaniem jak typowy dzieciak na lekcji rysunków. Przymnknął oczy i wziął głebszy oddech. Odezwał się jednak spokojnie.
- Nie. Nic ładnego. Coś prostego. Inicjały chociaż. Tak by na przykład ja wiedział, że tu byłaś jakbyśmy się rozdzielili i cię szukał. - starał się mówić racjonalnie. Ci faceci co ich widział w pobliżu... Ciągnęli jakąś kobietę... Bezwładną kobietę zdaje się...
- A szukalbyś mnie jakbym ci zginęła? - indagowała go dalej podejrzanie uważnym i skupionym tonem.
- Pewnie! Jesteśmy partnerami no nie? Jak pilot i copilot no nie? We dwójkę zetrzelimy każdego no nie? Zgarniam kamery i spadamy. Masz 5 sekund, Bazgraj coś. - rzucił jej ponaglająco i ruszył ku swojemu plecakowi. Spakował tam jeden, skórzany pasek. Sam jeszcze do końca nie wiedział po co ale coś mu mówiło, że lepiej mieć jak nie mieć. Najwyżej wywali jakby co. Podobnie w międzyczasie wyciagał z kilku szortów i bermudów sznurki. Można było je powiązać w jeden. Na razie nie miał czasu ale może później. Jeszcze nie wiedział po co ale wolał mieć na wszelki wypadek coś takiego. Spakował z powrotem ładowarki i kamery do plecaka. Na wszelki wypadek odpalił aparat. Wciąż działal. Wrócił do Fiolecika akurat jak się oderwała od ściany z markerem w ręku.

- No i? Może być? Poznajesz? - spytała trochę w napięciu ale widac było, że pęcznieje z dumy i raczej oczekuje pochwały. Zerknął na jej dzieło. Zaskoczyła go. Namazała duże "V" a pomiedzy ramionami litery walnęła kropę. Przecięła ją dwoma poziomymi kreskami. Dolna była zdecydowanie dłuższa od górnej. I jeszcze jedna krótka pionowa do góry. Całość układała się mniej - więcej w sylwetkę przednią/tylną samolotu. Jej pytanie zasugerowało mu odpowiedź.
- To ten twój Sabre? - spojrzał na nią koso. Uśmiechając się.
- Nooo! - wypięła się wręcz dumnie zadowolona ze swojego dzieła i jego reakcji.
- Spoko. Krótkie i szybkie. - pochwalił ją. Wątpił by ktoś prócz takich zapaleńców jak oni zczaił o co kaman i pewnie wziął tą grafę z zwykłe "V" z jakimiś bazgrołami. To jednak mazanie ścian przypomniało mu o czymś.

Własciwie to miał uruchomiony aparat... Szybko gestem dał jej znać i zrobił jej fotkę na tle ich obu podpisów na ścianie. Robił bez flesza ale jakoś wyszło. Po chwili trzasnął jeszcze jedno tym razem im obojgu. Sprawdził jak wyszło i oczywiście musiał jej pokazać bo by się chyba nie opędził. Chcąc oszczędzać energię wyłaczył go zaraz potem.

- Słuchaj Fiolecik, a słyszałaś niedawno takiego kolesia? Valtena czy Walhera... Takie dziwne imie miał. Mówił coś o wymiarach i innych takich... - spytał ją. Był ciekaw czy tylko on go słyszał czy ona też. Nie mając pojęcia jak koleś zrobił ten trik bo nie posługiwał się żadnym znanym środkiem komunikacji więc nie był pewny jaki to ma zasięg.
- Tak, słyszałam. Ale on jakieś głupoty gadał i w ogóle trudne to było... I wiesz, nie byłam pewna czy to mi się zdawało czy nie to nie zwracałam na to uwagi... - rzekła trochę zmieszana.
- A własciwie czemu siedziałaś tam dwa dni w tym symulatorze? Nie mogłaś schować się gdzie indziej? - jakoś do niego z opóźnieniem ten fakt dotarł. Nie dopytał się czy była dwa dni w okolicy czy w samym symulatorze. Biorąc pod uwagę jej stan i kabiny było to możliwe. Ale nienaturalne. Nawet w tym sklepie byłoby chyba łatwiej przebytować te dwa dni.
- A bo gonił mnie jakiś potwór! Szukał mnie potem to się schowałam! I bałam się wyjść potem bo nie wiedziałam czy już sobie poszedł. - rzuciła mu krótko jednym tchem. Potwór musiał ją nieźle wystraszyć bo nawet teraz na jego wspomnienie rozejrzała się niespokojnie.
- Potwór? Jaki potwór? A jaki duży? Jak wyglądał? - starał się nie tracić rezonu jakby przez ostatnie dwa dni ciągle spotykał potwory. Ponadto mimo wszystko chciał się upewnić o czym mówią. W końcu rozmawiał z nieletnią, wyczerpaną dziewczynką.
- No jak jaszczurka. Tylko duża. Wiesz jak wyglądają warany z komodo? No to jak one tylko większa. - odpowiedziała całkiem konkretnie.
- Aha. No dobrze, więc że się tam schowałaś i cię nie dorwał. Choć, musimy już iść. - wyciągnął do niej rękę. Na plecach miał plecak a w drugiej ręce ten toporek strażacki. Wierzył jej. Ale myśl, że po pokładzie latają tu jakieś przerośnięte warany wcale mu się nie podobała. Jakby jakichś zarażonych z mackami i pająków w szybach było mało. I jakichś rabusiów czy szaleńców. Własnie...

- Słuchaj Fiolecik. Widzisz tamten sklep? - wskazał jej siekierą ten o który mu chodziło. - Tam teraz idziemy. Tam... Tam może ktoś być. Ale nie wiem kto to więc musimy być ostrożni. Oni niekoniecznie muszą być dla nas mili. I nie wiem ilu ich jest. Musimy być cicho. - rzekł do niej ostrożnie dobierając słowa. Wolał powiedzieć by choć z grubsza wiedziała na co się szykowac ale nie chciał jej straszyć na zapas.
- Mogą coś nam zrobić? Coś złego? - spytała całkiem trzeźwo dziewczynka.
- To mozliwe. Całkiem prawdopodobne. Jakby co to uciekaj, ja sobie poradzę ok? - przeniósł wzrok ze sklepu po drugiej stronie korytarza na nią. Nie zabrzmiało to chyba zbyt pewnie i dobrze ale nie chciał jej ściemniać.
- To czemu tam idziemy? - spytała zupełnie zwyczajnie i po prostu. Zdziwił się. W sumie dobre pytanie. Podręczniki surwiwalowe jako bazowy nakaz przyjmowały unikanie potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Tak naprawdę niewiele widział ale to co widział nie podobało mu się. Podejrzewał, że wygląd tych sklepów i okolicy to dzieło tamtych typków. I ta wleczona kobieta. Oznaczało to brak poszanowania dla zasad świata jaki zdaje się opuścili. Miał nadzieję, ze nie na dobre. A to wróżyło kłopoty. Ludzie pozbawieni cywilizacyjnych hamulców. W dziczy. Tak. Tak naprawdę powinni stąd spieprzać gdzie indziej. Powinni... Tylko ta wleczona kobieta... Ciemne długie włosy, długie nogi, zgrabna sylwetka... Dziwne ile człowiek jest w stanie zauważyć przez moment... Julka...

- Bo tam może byc ktoś kto potrzebuje naszej pomocy. Moja koleżanka. Nie jestem pewny. Ale musimy to sprawdzić. - wydusił z siebie w końcu. Aż do tego momentu się wahał i zwlekał z podjęciem decyzji. Wątpił by obyło się bez problemów. Nawet jakby ich tam tylko tych dwóch było a wcale nie było powiedziane, że w środku było dwóch. Na dobrą strony z odległości jaką widział scenę to nawet nie widział twarzy tej wleczonej dziewczyny. Ryzykować wpierdol, przynajmniej wpierdol, dla obcej laski? To tylko na filmach się ładnie kończy. Ale... Ale jeśli to ona? Ponadto sumienie by go potem zeżarło jakby teraz zwiał. No i Fiolecik. W momecnie gdy wypowiedział te słowa na głos to tak jakby zawarł dila. Jakby dał słowo. Reszta świata była nieważna. Ważne było słowo. Ślowo dane sobie samemu.

- Dawaj. Idziemy. I miej oczy i uszy otwarte ale usta zamknięte dobra? - gdy zobaczył kiwnięcie fioletowowlosej główki złapał ją za rekę i ruszyli do podejrzanego sklepu. Przebyli nerwowym truchtem otwarą przestzreń korytarza. Znalexli się przy ścianie ze sklepem. Udało im sie bez przeszkód dotrzeć do w pobliże sklepu. Zbliżył usta do ucha dziewczynki i szepnął jej.

- Patrz do tyłu i dookoła. Jakby ktoś szedł to szarpnij mnie za pasek. Ja sprawdzę co jest w środku. - zawahał się nim powiedział nastepne zdanie. - Weź mój plecak. Jeśli mnie złapią nie będa wiedzieć o tobie więc uciekaj. - to mówiąc zdjął i podał jej plecak. To co miał w środku i tak chyba by mu sie nie przydało w razie potrzeby. A w razie wpadki lepiej by Fiolecik miała z tego porzytek niż jacyś gangerzy. Spojrzał na nią. W milczeniu i posłusznie wzięla jego rzeczy ale gdy odzwajemniła spojrzenie widział strach w jej oczach. Choć trzymała się naprawdę dzielnie.

Klepnął ja przyjacielsko w ramię i posłał jej łobuzerski usmieszek razem z wesołym puszczeniem oczka. Mocniej chwycił swój toporek pokazując jej, że nie jest bezbronny. W efekcie odwzajemniła mu uśmiech. Podniosła nawe dłoń złożoną na płasko i poafalowała nią na boki. Prychnął niemo w rozbawieniu. Symulowała dłonia ruch samoloty gdy piloci machali skrzydłami maszyn na znak zwycięstwa nad wrogiem gdy wracali do bazy. Spojrzał na nią po raz ostatni i odwrócił się do niej plecami. Zostało mu ostatnie pare kroków do sklepu. Czuł, że nerwy ma napiete jak struny. Patrząc pod nogi by nie narobić hałasu skradał się wzdłuż ściany. Zatrzymał się tuż przed krawędzią bacząc by cień go nie zdradził zamarł. Przed wejściem musiał wiedzieć co tylko było możliwe. Nasłuchiwał.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-05-2014, 15:53   #112
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Biegli, kluczyli wyszukując korytarzy. Szukali alternatyw. Bestia okazała się być szybka. Zbyt szybka, a ich wyborem pozostały jedynie wąskie korytarze z niekończącymi się szeregami drzwi. Niektóre z nich były rozwalone, inne zamknięte, ale nie wyglądały na takie, które zatrzymają potwora na dłużej niż kilka sekund.

Ścigająca ich bestia była coraz bliżej i z każdą chwilą skracała dzielący ich dystans, a czara rozpaczy przelała się, kiedy wskoczyli w kolejny korytarz za kolejnym zakrętem i ujrzeli na jego końcu... Drugiego potwora, bliźniaczo podobnego do tego wcześniejszego.

Teraz nie mieli wyjścia. Musieli wybrać którąś kajutę - mieli wybór od 2279 do 2295 w interiorze oraz 2273 do 2303 w zewnętrznej części okrętu. Żadne z drzwi na wskazanych odcinkach nie były zniszczone.

Malcolm wybrał pierwszą lepszą kajutę. 2281. Jej numer jakoś skojarzył mu się z własną kabiną, która miała numerek o jeden większy. Rzucił się do wnętrza razem z Clementine, po czym obrócił się na pięcie i zatrzasnął za sobą drzwi.

- Szafka! Pod drzwi!

Złapali jakiś mebel i pchnęli go by zatarasować wejście. Drzwi zatrzęsły się od uderzeń.

Byli w opłakanej sytuacji, ale wciąż, jakimś cudem żyli. Godspeed rozejrzał się szybko po kabinie szukając kolejnych dróg ucieczki. Może przejście do innego pokoju, albo balkon? A może zwyczajnie skupić się na normalności, jak radził Paavo? Spojrzał w bladą twarz ratowniczki. Normalność chyba wyszła tylnymi drzwiami, dobrą godzinę temu, ale musieli spróbować. Skupił się na wystraszonych oczach Clementine.

Jest czwarta w nocy, to się nie dzieje naprawdę, jesteś na wycieczkowcu. Obudź się!

Uderzenia w drzwi stawały się coraz ostrzejsze. Było pewne, że ta przeszkoda nie zatrzyma zbyt długo szarżujących bestii.

Osoba mająca problemy z odpoczywaniem i snem, która po przebudzeniu się była bardziej zmęczona niż przed snem, mimo utrzymywania przyzwoitej kondycji, po takim wysiłku padła na kolana. Dyszała wolno i ciężko mając zamglone oczy z wysiłku. Wymieszany strach i zmęczenie po podstawieniu szafki rzucił Clem na środek pokoju. Torba medyczna opadła gdzieś po drodze a sama legła na wykładzinę opierając się o łóżko. Podciągnęła nogi i przylgnęła do siebie rękoma. Drżała cała a jej wystraszone oczy były tylko nikłą namiastką tego jaką sieczkę doświadczała w głowie. Widać było, jak walczy z trudnościami, które w niej się tworzyły. Podobnie jak Godspeed twierdziła, że wszystko jest chorą projekcją jej umysłu. Z tym, że z nią było gorzej - nie podchodziła do tego z zaskoczeniem i dezorientacją. Była w tym bardzo poważna.

W końcu chaotyczne drżenia powodowało, że zaczęła się odzywać, choć okazało się to dziwnym majaczeniem do samej siebie. Palce wplotły się we włosy i zacisnęły na czaszce, jakby miały wymusić zakończenie przerażającej projekcji.
 
Proxy jest offline  
Stary 30-05-2014, 17:49   #113
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Wmawianie sobie, że bestie próbujące ich pożreć jakoś nie pomagało. Jakiej jeszcze zachęty miał potrzebować jego umysł żeby się sprężyć? Przydałby się papieros i mocny drink. Skarcił się w myślach za takie pomysły w tym momencie. Podszedł do okna licząc, że znajdzie za nim jakąś drogę ucieczki, ale srogo się rozczarował. Gęsta mgła, a pod nią morska toń. Wiedział, że są odcięci. Skok za okno do zimnego oceanu, albo niedźwiedzi uścisk szponiastych łap. Sam nie wiedział co gorsze. Roześmiał się na głos, przeczesując zmierzwione włosy. Stał tak przez moment wgapiając się w drzwi trzeszczące pod naporem szarżującego cielska.

- Jakieś pomysły?

- Nie mam siły… Nie mam siły… - powtarzała rozdarta w środku dziewczyna. Głębszy oddech i chwila w bezruchu dodały nieco ulgi. Ratowniczka odwróciła się i popatrzyła przez chwilę na okno. To była znacznie lepsza śmierć niż rozerwanie na kawałki - Możemy… Możemy wyskoczyć… - Już miała wstać, by to uczynić, gdy po kolejnym uderzeniu w drzwi pokoju zwątpić. Topienie się nie było niczym przyjemnym, choć zdecydowanie lepszym od rozszarpania - Możemy… - wróciła w głowie do pierwszego pomysłu rozcięcia sobie żył. To było najmniej inwazyjne ze wszystkich możliwości. Łazienka nadawała się do tego wyśmienicie… Ciepła woda i człowiek zasypia. Nie ma bólu ani strachu. Idealnie…
Clem po ponownym uderzeniu zadrżała cała a jej wzrok z okna padł na wejście do wewnętrznej łazienki. Dziewczyna złapała za swoją torbę i ostrożnie otworzyła drzwiczki znikając w środku.

- Schować w kiblu. Świetnie, po prostu świetnie… - Malcolm nerwowo zachichotał.

Nie mieli innego wyboru. Godspeed otworzył okno, wpuszczając do środka znajomy odór zgniłego wodorosta. Może to, połączone z ich nieobecnością w kajucie, sprawi że przygłupie bestie pomyślą, że ich ofiary wolały towarzystwo piekielnie zimnych prądów morskich od ostrych kłów bestii z innego wymiaru. Cofając się do toalety hazardzista wziął z barku dwie butelki jakiegoś mocnego alkoholu i elegancko złożony na łóżku ręcznik. Jeśli wszystko zawiedzie zawsze będą mogli je podpalić i rzucić w gębę stwora. Albo napić się na koszt firmy przed wycieczką w zaświaty.
 
Dziadek Zielarz jest offline  
Stary 30-05-2014, 23:53   #114
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Jasne, musimy tylko… - Nie mogli jej tak zostawić. To było jasne. Robert zdecydowanie lepiej radził sobie z logicznymi łamigłówkami niż wściekłym napastnikiem z siekierą. Potrzebował planu, teraz, już, natychmiast.
Dane wyjściowe: dwóch lub trzech ludzi nieobliczalnych i nawykłych do zabijania, uzbrojeni w co najmniej jedną siekierę.
Słabe punkty:
1. prawdopodobny obłęd, bezmyślny krwawy amok, który zmienił ich w dzikie zwierzęta myślące tylko o żarciu i dupczeniu.
2. przewaga zaskoczenia
Silne punkty: jeden, ale duży: miażdżąca przewaga fizyczna.

Wniosek… w bezpośrednim starciu nie mieli szans. Musieli kombinować.

- Musimy wykorzystać topografię okolicy. Znamy ją dość dokładnie, wiemy gdzie są portale, jeśli uda nam się wmanewrować ich na któryś z nich, możemy wyeliminować ich z gry. - szeptał pospiesznie w głowie już kreśląc schemat działania. - Bramy cztery i pięć. Przejścia techniczne. Początkowo nie zwróciłem na nie uwagi, nie mają wind, prowadzą do nich zwykłe drzwi, w półmroku, gdy wszystko jest ubabrane krwią, łatwo je pomylić z wejściami do kajut.

Siekiera uderzała raz za razem, kolejne elementy w głowie Roberta trafiały na swoje miejsce.

- Schowaj się tu, za załomem, zwrócę na siebie ich uwagę i sprawię, że pobiegną za mną tym korytarzem. Gdy minę załom, uchylę drzwi na techniczną klatkę schodową i zanim zdążą dobiec do zakrętu schowam się razem z tobą. Poruszone drzwi sprawią wrażenie, że pobiegłem zabarykadować się w łazience pierwszej otwartej kajuty… która okaże się portalem. - wyrecytował szykując się do wybiegnięcia. - Jeśli wpadną w nasz zaułek… cóż, strzelasz flarą w twarz i uciekamy.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 31-05-2014, 01:50   #115
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ulga którą poczuła słysząc Rodrigueza sprawiła, że chciało się jej wyć z radości. Nastawiona na najgorsze nie spodziewała się ratunku, nie w taki sposób. Cholerny meks brzmiał tak, jakby na dobre pożegnał się ze zdrowym rozsądkiem, pozwalając dojść do głosu najbardziej pierwotnej części swojej kaktusiej jaźni. Nie wróżyło to dobrze zarówno dla Julii, jak i dla otoczenia. Ważne jednak że żył i najwyraźniej miał się dobrze, skoro reszta niewyżytych skurwysynów tytułowała go “per szefie”. Co to się porobiło…
- Zejdź ze mnie - jęknęła, łapiąc głębszy oddech. Musiała kilka razy odkaszlnąć, żeby pozbyć się z ust smaku starej szmaty, a gdy to zrobiła potok słów wylał się z niej, nim zdążyła pomyśleć “bądź ostrożna” - Obudziłam się, a ciebie nie było. Cholera, cariño…gdzie ty się podziałeś, nie jesteś ranny? W pokoju grasowały jakieś mackowate potwory, pierdolone facehuggery z Obcego! Bałam się, że coś ci zrobiły więc zaczęłam cię szukać. Co tu się kurwa dzieje, kim są ci ludzie i dlaczego statek wygląda jakby zamieszkała w nim banda kanałowych żuli?

- Wszytko się dokumentnie popierdoliło chica - powiedział Diego nożem uwalniając ją jednak z więzów. - całkowicie.Okręt dryfuje pośród jakiejś mgły od, kurwa, sam już nie wiem od ilu miesięcy. Wszyscy albo zginęli, albo przepadli. Myślałem, że ciebie też coś zaciukało. Żeby przeżyć, trzeba być drapieżnikiem.

Radość dziewczyny prysnęła momentalnie, przebita igłą wątpliwości. Podniosła się szybko z barłogu, rozcierając obolałe nadgarstki. Ostatnio zbyt często dawała się krępować różnym, agresywnym typom - bardzo brzydka przypadłość. Stanęła naprzeciwko meksa i przytuliła się do niego, nie bacząc na to, że oboje śmierdzą jakby myli się pod kliniką aborcyjną.
- Miesiące? - spytała, chcąc się upewnić czy dobrze usłyszała. Przecież to niemożliwe, obudziła się bodajże godzinę-dwie temu! Słowa Rodrigueza nie miały sensu...choć z drugiej strony żywe cienie też nie należały do rzeczy sensownych, a przecież miała wątpliwą przyjemność spotkać jedno takie dziwadło. Słyszała jego głos, widziała jak płonie…Miesiące, może i prawda. Tak długi okres czasu tłumaczyłby dewastację i ogólny burdel panujący na pokładzie - Jak to się wszystko zaczęło?

- Nie pamiętam. Po prostu był jakiś burdel. Wszystko zatarło mi się w pamięci. Nawet twoja twarz.
Potarł brudną ręką twarz. Miał poczerniałe, pogryzione paznokcie.
- Jesteś głodna? Niedawno moi myśliwi upolowali jedną dziwkę ukrywającą się pokład niżej.

Julia pozostała na swoim miejscu, udało się jej nawet nie drgnąć. Najpierw tekst o przeżyciu i drapieżnikach, teraz posiłek i jakaś biedna dziewczyna, złapana przez bandę...o kurwa. Skoro żyli tu już tyle czasu musieli coś jeść. Żołądek podszedł jej do gardła, przełknęła więc ślinę, spychając upierdliwy organ na właściwe miejsce.
- Twoi myśliwi - wychrypiała gdzieś na wysokości meksowego obojczyka - Zostałeś kierownikiem tego bajzlu?

- Trzęsę tymi złamasami, jak stara putacyckami. A jak - pokraśniał z dumy.

- Zuch chłopak! Każ tym jełopom oddać moją torbę, ciągle mam gdzieś na dnie trochę koksu - zachichotała, kiwając głową. Grunt to umieć się odnaleźć w każdej sytuacji, nawet na dnie piekła. Niesiona nagłym przypływem czarnego humoru już miała prosić o kąpiel w kotle z wrzącym olejem i opalanie nad węglami, ale w porę ugryzła się w język. Jeszcze by się okazało, że cholerny meks ma podobne atrakcje w swoim repertuarze. Lepiej nie drażnić lwa, nawet takiego, którego się dobrze zna...a raczej znało. Niczego nie mogła być pewna.

Cała sytuacja wydawała się Julii mocno irracjonalna. Tkwiła w koszmarze pośrodku oceanu, na statku pełnym potworów, zjaw oraz kanibali...i co robiła? Ucinała sobie kurtuazyjną pogawędkę z jednym z nich, nabierając przy okazji coraz większej ochoty, by go przelecieć.
O tak, definitywnie była szurnięta - to proste stwierdzenie przyniosło dziewczynie ukojenie. Swoje zdrowie psychiczne kwestionowała non stop od momentu przebudzenia w kajucie. Ciągle zastanawiała się czy przypadkiem nie wylądowała w pokoju bez klamek smarując gównem po ścianach, a cały ten rejs nie odbywał się wyłącznie wewnątrz jej głowy. Skoro już przyjęła do wiadomości, że jest wariatką, mogła zacząć kombinować jak wydostać z tej kabały siebie i Rodrigueza. Od odrobiny myślenia jeszcze nikt nie utył.
- Cariño, próbowałeś dostać się na mostek i nawiązać łączność ze światem zewnętrznym? - spytała, drapiąc go leniwie po brudnym włosach - Druga sprawa: kojarzysz typa nazwiskiem Paavo? Obiło mi się o uszy, że ten pendejo może wiedzieć o co tu, do kurwy nędzy, chodzi. Trzeba go znaleźć i przycisnąć.

- Mostku, dziewczyno nie ma. Zapomnij o nim. Kto tam idzie, ginie bez wieści. A co do tego Paavo, szukamy typka od kilku godzin. Przetrząsamy statek, tam gdzie się da narażając na ataki Bermudów.

- Jakaś konkurencyjna grupa, czy...coś innego? - mruknęła cicho, mając na myśli tych całych “bermudów”. Diego raczej nie trząsłby dupskiem przed krwiożerczymi spodenkami - Dawaj, walnij mnie przez łeb dobrą nowiną. Latałam na waleta, z nożem w zębach polując na pierdolone morski pająki. Ucięłam też sobie pogawędkę z cieniem, złą siostrą-bliźniaczką, chuj wie. Naprawdę, nic mnie już nie zdziwi. Dobrze wiedzieć zawczasu jakie atrakcje przewidział przewoźnik i odpowiednio się przygotować. Pająki da się zabić, cienie uciekają przed ogniem...tylko trzeba uważać na systemy przeciwpożarowe. Na wszystko jest metoda. Trzeba odnaleźć te cholerne wskazówki, nie ma co siedzieć i zamulać.

Musiała się czymś zająć, skupić uwagę na działaniu. Wszystko, byleby tylko nie zacząć rozmyślać nad beznadziejnością sytuacji i tym, że robiła się głodna. Powrót na zalane korytarze statku był ostatnim czego sobie życzyła, ale teraz nie była sama. Wreszcie Julia znalazła kogoś, kto będzie uważał na jej plecy i podniesie za kark jeśli się potknie, przynajmniej miała taką nadzieję.

- Opuszczenie bezpiecznych kryjówek to wielkie ryzyko.Ludzie znikają. Dosłownie. - uspokajał ją.

Dużo się zmieniło, nie tylko w zachowaniu Diego, ale i w jego drzewku priorytetów życiowych. Kiedyś lał na niebezpieczeństwo, prąc przed siebie z uporem osła i agresją pit bulla. Najpierw robił, potem myślał, pakując się w kłopoty bez mrugnięcia okiem. Teraz jednak starał się zachować rozwagę - coś nowego i niepokojącego. Musiało być naprawdę źle, skoro zaczął się bać.

Najchętniej J.J. ruszyłaby od razu, ale sama nie miała czego szukać. Zdążyła się już przekonać jak kończą się samotne eskapady i tylko cud uratował ją przed gwałtowną śmiercią w męczarniach, zjedzeniem żywcem, oraz gwałtem grupowym. Zamiast dalej drążyć temat i rozbijać się o kolejne mury racjonalizmu, obrała inną metodę. Wspięła się na palce, zarzucając ramiona na szyję meksa.
- Tęskniłam za tobą - wymruczała mu do ucha, muskając ciepłym oddechem napiętą skórę. Znała go jak zły szeląg, wiedziała doskonale co lubi najbardziej. Umiała wykorzystać jego słabości, by dostać co chciała. Wymagało to odrobiny pracy, ale rezultaty warte były zachodu. Cel uświęca środki, a jeśli miała przeżyć, potrzebowała pomocy Rodrigueza. Cholerny meks bardzo chciał jej pomóc, tylko jeszcze o tym nie wiedział.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 31-05-2014 o 01:54.
Zombianna jest offline  
Stary 31-05-2014, 14:45   #116
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
pisze z telefonu i ledwo bateria starcza. potraktujcie to jako deklaracje ruchu. jak wroce to przerobie post ladniej
Johanna przeszukuje pokoj, otwiera drzwi na zewnatrz i jezeli nie ma skorpionow to wyviega.
 
BoYos jest offline  
Stary 31-05-2014, 23:28   #117
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Usiadła na łóżku, trzęsąc się - sama nie wiedziała, czy bardziej z zimna, czy strachu. Powoli dociera do niej groza sytuacji. W miarę jak adrenalina opadała zaczynała rozumieć, co się naprawdę dzieje. Inaczej: rozumiała, ale mózg nie przyjmował faktów. Nie miały sensu, nie składały się całość. Portale między wymiarami czasoprzestrzennymi , trójkąt bermudzki, zombie, kosmiczna galareta, kanibale...takie rzeczy nie działy się w realnym świecie... a jednak jej się przydarzyły. Nie zwariowała, tego była pewna. Jeśli odrzucimy wszystko, co nieprawdopodobne, to, co zostaje musi być prawdą. Popatrzyła na rozbitą szybę okna. Było zimno. Nie możesz tak siedzieć Carry. Zmusiła ciało do wysiłku, powoli, mechanicznie podniosła się z łóżka i podeszła do stolika. Otworzyła walizkę. Nie miała zbyt wielu ciepłych rzeczy, ale po chwili poszukiwań wygrzebała spodnie do ćwiczeń i bluzę dresową. Podniosła też swoją laskę, w złudnej nadziei, że w razie czego będzie jej mogła użyć jako broni.

Nie mogła tu zostać. Musiała szukać innych pasażerów. Sama sobie nie poradzi. Działo się coś dziwnego, przerażającego, coś co nie miało prawa się dziać. A jednak się jej przytrafiło. Bała się, ale strach jest dobry. Motywuje do działania. Powoli podeszła do drzwi kajuty i wyjrzała. Mówił, że niedaleko ma kryjówkę. Potrzebowała spotkać kogoś normalnego... jak ona. Musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie. Po prostu musi.
- Teo- zawołała przyciszonym głosem. - Teo. Słyszysz mnie?

Szła powoli wzdłuż korytarza kierując się w stronę schodów. Jeśli nie znajdzie chłopaka wejdzie wyżej, na kolejne pokłady.

Musi spotkać kogoś normalnego.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 01-06-2014, 16:57   #118
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ręce ślizgały się jej na metalowych elementach oddzielających od siebie dwa balkony, ale udało się jej przedostać z jednego tarasu na drugi. Powoli pchnęła drzwi balkonowe i weszła do swojej kajuty rozglądając się, dookoła lecz zaraz oślepiło ją jaskrawe światło. Cofnęła się lekko prawie wpadając na drzwi i uniosła rękę na wysokość twarzy żeby osłonić się przed tym dokuczliwym atakiem.

- Jesteś … żywa – usłyszała męski głos, ale niestety nie był to Richard.

Stali tak przez chwilę naprzeciw siebie. Mężczyzna dalej świecił kobiecie prosto w twarz światłem latarki a kobieta trwała w miejscu oślepiana przez to światło. W końcu Nora zrobiła krok w bok żeby uciec od promienia latarki a mężczyzna opuścił dłoń i skierował strumień światła w podłogę.

Kobieta opuściła dłoń i zamrugała powiekami podrażnionych oczu.

- Kto tam? – Wydusiła z siebie.

- Kto tam? - Powtórzył właściciel latarki. - Ja. Nazywam się Ian, znaczy się. Ian Coroch. Szukam zapasów, przedmiotów, miejsc, znaków, jak kazał ten cały Paavo.

- Zapasów? - Zapytała ostrzejszym tonem - W mojej kajucie?

Nie doczekała się szybkiej odpowiedzi wiec prędko dodała:

- Nazywam się Nora. Nora Robinson i to jest moja kajuta i co najwyżej znajdziesz tutaj ubrania moje i mojego męża. A jeśli przez zapasy rozumiesz jedzenie i picie to powinieneś poszukać raczej w okolicach restauracji i chłodniach a nie tutaj. Zresztą, dlaczego uważasz, że pasażerowie powinni robić zapasy? Trwa ewakuacja, na którą każdy musi zabrać własną wałówkę?

- Ewakuacja? Jaka ewakuacja? Nigdy nie było żadnej ewakuacji. Dryfujemy po jakiś piekielnych wodach od przeszło tygodnia.

Nora wpatrywała się dłuższą chwilę w twarz nieznajomego, otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale szybko zmieniła zdanie i je zamknęła i ponownie wbiła wzrok człowieka, który przedstawił się jako Ian.

- Aha. – Odpowiedziała w końcu - A co spodziewasz się tutaj znaleźć Ian? Mogę mówić ci Ian? Mogę ci pomóc i od razu powiedzieć czy istnieje szansa, że znajdziesz tutaj to, czego szukasz.

- Jasne. Jasne, możesz mi mówić Ian, miło mi - mężczyzna wszedł do środka zamykając wyłamane drzwi za sobą. - Szukam zapasów jedzenia z minibarku. To dużo bezpieczniejsze niż przetrząsanie innych części statku. Za dużo tam się kręci dziwolągów.

Nora wskazała ręką miejsce gdzie znajdował się minibarek. Cały czas stała w taki sposób, aby mieć tego człowieka przed sobą i nie odwracać się do niego plecami.

Ian wyglądał na zmęczonego i zaniedbanego. On także nie spuszczał z niej oka.

Otworzył minibarek, który nadal był wypełniony po brzegi gdyż ani Nora ani Richard z niego nie korzystali. Zaczął ładować wszystko do turystycznego plecaka.

- A ty? – Zreflektował się nagle - Może jednak ci coś zostawię? Zniszczyłem ci kryjówkę. Mogą cię przez to dorwać.

- W jaki sposób zniszczyłeś mi kryjówkę? Wszystko wygląda mniej więcej tak jak powinno.

- No wykopałem drzwi.

Nora rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało mniej więcej tak jak chwilę temu, kiedy je opuściła. Poza jednym szczególem. Ian Coroch rozwalił zamek w drzwiach. Tych samych drzwiach, które zostawiła niezamknięte.

- Będzie pani miała, co jeść? – Zatroskał się ponownie - Ma pani jakieś inne zapasy?

- Nie robiłam żadnych zapasów, ale nie jestem głodna. – Nora odsunęła się jeszcze kilka kroków dalej od minibarku i od Iana.

- Czyli mogę wziąć to wszystko? Naprawdę. Dziękuję.

- Tak. Pewnie. Czemu nie? – Odpowiedziała pospiesznie.

Mężczyzna wygarnął całe zapasy z minibarku, zamknął plecak, zarzucił go sobie na plecy i skierował się w stronę drzwi.

Zatrzymał się tuż przy wyjściu i spojrzał na kobietę.

- Uciekasz stąd?

- Nie. Nie teraz. Muszę kogoś znaleźć. – Odpowiedziała Nora.

Ian poprawił paski plecaka, rzucił jeszcze jakieś pożegnanie i wyszedł.

Nora podeszła do drzwi i przez chwilę nasłuchiwała oddalających się kroków mężczyzny. Potem w końcu zmieniła swoją nocną garderobę na cieplejsze i wygodniejsze ciuchy. Wyjęła mały plecaczek, który miał im służyć podczas wypraw na ląd i załadowała go przydatnymi jej zdaniem rzeczami, głównie lekarstwami. Do tego dorzuciła kilka sztuk odzieży na zmianę, telefon i album ze zdjęciami.

Wiedziała, że Coroch udał się w stronę kolejnej kajuty, tej o numerze 7198, tej, którą sama miała zamiar odwiedzić. Plan nie uległ zmianie. Musiała tylko poczekać aż Ian przeszuka minibarek i sobie pójdzie a potem mogła też tam się udać tyle, że w innym celu.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 01-06-2014, 20:01   #119
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Heather biegła, jakby od tego zależało jej życie. Na jej szczęście, pełzająca istota, prawdopodobnie o kształtach węża, nie była wcale taka szybka. Jeśli była, to po prostu jej nie zauważyła jeszcze. W każdym razie dziewczyna miała szczęście...


Zatrzymała się, stając jak wryta. Zdążyła w myślach zanotować numer kabiny, zapamiętując go niczym cenną informację, kiedy zauważyła tego kogoś.
W pierwszej sekundzie przez jej ciało przebiegła fala radości. W końcu człowiek! Żywa istota! Szybko jednak uczucie to zostało zastąpione niepokojem, z którym to była już za pan brat.


Nieznajomy spojrzał w jej stronę, a aktorka cofnęła się odruchowo o krok. Jego twarz nie przypominała ludzkiej. Wyglądał jak przerośnięta, humanoidalna jaszczurka! Do tego potrafił mówić, absurdalnie artykułując spółgłoskę „s”.


Cofnęła się o kolejny krok, kiedy zwrócił się do niej po imieniu. Skąd ją znał?! Tego było dla niej za dużo. Nie wiedziała już, co miała robić. Istota twierdziła, że mogła jej pomóc. Ciężko było jej zaufać. Przede wszystkim ze względu na okoliczności. Jak mogła uwierzyć komuś, kto wygląda nieludzko, jak z innego świata, tego pełnego dziwnych potworów czyhających na niewinne życia.


Jednak zaistniała pewna okoliczność, która zmusiła Heather do podjęcia dramatycznej decyzji. Znów usłyszała za sobą dźwięk pełzającego potwora. Nie mogła uciec do tyłu, przed sobą miała jaszczura. Gdyby chciał ją zabić, już dawno by to zrobił, przeszło jej przez myśl.
Było to szalone, nieodpowiedzialne i strasznie ryzykowne posunięcie, jednak nie widziała innego wyjścia.


- Czego ode mnie chcesz? - powiedziała do jaszczura, podchodząc o te dwa kroki. - I jak możesz mi pomóc?

Jaszczur przechylił łeb, spoglądając na nią dziwnie.
- Chcesssz żyć? - wysyczał, a Heather aż się wzdrygnęła. Odpowiedź na to pytanie była oczywiście jasna, więc skinęła jedynie głową na potwierdzenie, wciąż nasłuchując zbliżającego się za jej plecami potwora.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 01-06-2014, 22:25   #120
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Richard przekopał pierwszą z brzegu szafkę rozrzucając po podłodze znajdujące się w niej chwilowo bezużyteczne przedmioty. Znalazł barek i chwycił butelkę. Odkręcony korek odrzucił gdzieś za siebie i duszkiem wypił, kilka łyków. Alkohol wykrzywił twarz i przywrócił go trochę do świadomości. Która dalej nie wyglądała dobrze… Wypił kolejnych kilka łyków czegokolwiek z napisem “40% alc.”; batoniki i woda mineralna wylądowały w torbie. Również - lekko bez sensu - kolejne dwie koszule i spodnie. Buty - jak szybko ocenił Richard były nieodpowiedniego rozmiaru. Silikonowy fallus w rozmiarze “masz zrujnowaną dupę” z niewiadomych do końca przyczyn stanął na szafce dumnie prężąc swe czarne oblicze. Książki zupełnie nie zainteresowały Richarda choć przelotnie jego umysł wykreował doktora ekonomii w nocy ogarniętego żądzami rodem z "sniff movies". Papier co prawda mógł się nadawać na rozpałkę, ale...

Aparat fotograficzny też znalazł swoje miejsce w torbie - nie ze względu na to, że Richard chcoał uwiecznić cokolwiek, ale z powodu swej wagi. Metalowy korpus i porządny obiektyw na długim pasku... Prawie jak młot...

Drzwi ciągle były całe, co niepokoiło pisarza. Choć być może człapanie na korytarzu było tylko wytworem jego wyobraźni? Usiadł w fotelu i ponownie w gardle zadrapał smak alkoholu. Rozejrzał się po pokoju i jego wzrok spoczął na gumowej męskości w rozmiarze XX dużo X - L. Perwersja. To było dobre słowo. Z jednej strony silikonowy fiut odrzucał go i powodował obrzydzenie, z drugiej... jakby to ująć...

- Wpuść mnie! - przerwało rozważania Richarda dotyczące erotycznej maszyny tortur i skierowało jego myśli na bardziej przyziemny problem... "Co to kurwa jest?" - zapytał się w myślach poza tym, że "normalność"?

Richard wstał z fotela i zaczął iść w stronę drzwi. Po kilku krokach jednak spojrzała na swoją torbę i podszedł do niej; wyjął aluminiową nogę i z nią podszedł do drzwi. Ustawił się z boku, przy drzwiach i odblokował. Zamierzył się, aby, gdy tylko drzwi się otworzą, przywalić w stojącego za nimi… A potem najlepiej z dwa razy poprawić przed pytaniem “w czym mogę pomóc?”
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 01-06-2014 o 22:33.
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172