Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2009, 16:27   #11
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Caroline Heatheway. Od razu poznałeś ten warkocz, targanych wiatrem czarnych włosów. Cóż chyba nie zauważyła Ciebie albo nie widziała powodu żeby tracić czas w towarzystwie nowo poznanych osób z którymi pracowała. Musiałeś jednak przyznać, że była dość ładna. Dodając jako dodatkowy czynnik fakt, że ciężko Ci było sobie przypomnieć kiedy ostatni raz byłeś na randce i prawiłeś kobiecie komplementy aż korciło cię żeby podejść i zaprosić ją na kawę, przecież nie byliście sobie tak zupełnie obcy. Ludzie tak robią cały czas, może pora przestać myśleć o Clarisse i pójść do przodu? Rozmawiała przez telefon wypatrując nadjeżdżającego pociągu a kiedy podszedłeś do niej od tyłu chcąc wprawić swój niecny plan w życie i powiedzieć zwyczajne "cześć", ona odwróciła się i wybełkotała.

-Eeee cześć.. tak słyszę, przepraszam ale coś mi wypadło. Oddzwonię do ciebie później.

Krótki trzask zamykanej klapki w telefonie i dziewczyna obdarzyła Cię uśmiechem, który mógłby uratować titanica od katastrofy stopiwszy górę lodową. Czym zasłużyłeś sobie na taki uśmiech? Cóż w tej chwili jedyne co przychodziło ci do głowy to...

-Cześć.. to ja Carl, pamiętasz mnie z planu? Wygląda na to, że oboje jedziemy do centrum więc może zabierzemy się razem? Albo hmm czekaj mam pomysł co powiesz na spacer i małą kawę po drodze?

I nagle na jej twarzy pojawiły się emocje, które odczytałeś aż zbyt dobrze. Westchnienie mówiące, bardzo żałuję ale mam już inne plany. Co sprowadzało się w sumie do jednego i będącego tak naprawdę najlżejszą formą spławienia niepożądanego adoratora. Poza tym nie dałeś jej w ogóle dojść do głosu, dziewczyny tego nie znoszą - już kolejna stresująca myśl przemknęła ci po głowie .

Byłeś pewien, że nieważne co powie spotkasz się z odmową, ale ona otworzywszy usta zaraz je zamknęła. Otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej szminkę i opakowanie chusteczek. Napisała szminką swój numer na pojedynczej sztuce i podała ci go bez śladu zażenowania czy innych emocji, które mogłaby skrywać. Nie wytknąłeś jej nawet żartem że przecież mogła po prostu podać ten numer na głos a ty wpisałbyś go do książki adresowej swojej komórki, ponieważ... Ponieważ chciałeś być miły a poza tym było w tym coś tak staroświecko romantycznego, że z przyjemnością poczułeś szminkę na palcach dotykających chusteczki kiedy ci ją wręczyła.

-Przykro mi, ale mam już inne plany... ale zadzwoń do mnie jak uda ci się znaleźć trochę czasu w weekend. A o to twój pociąg. Bo jak się domyślam on jedzie do centrum - dodała widząc twoje zaskoczone spojrzenie.

Faktycznie, zza zakrętu tunelu wyłonił się pierwszy wagon znajomej linii metra.
Pożegnaliście się i wsiadłeś do pociągu mając nadzieję, że nie jesteś tak czerwony jak zdaje ci się, że jesteś. Stacja metra oddalała się stopniowo aż wreszcie znikła za kolejnym zakrętem pozostawiając w twojej głowie uśmiech, który twoja wyobraźnia odbierała teraz jako wręcz figlarny. W każdym razie miałeś o czym myśleć przez resztę drogi do domu.



Przedział był pełny ludzi. Jakiś czarnoskóry hipis słuchał muzyki na mp4, parę osób czytało gazetę, chłopak rozmawiał o czymś ze swoją dziewczyną zdecydowanie zbyt głośno nie przejmując się tym, że ktoś może mieć wystarczająco swoich problemów żeby jeszcze słuchać o cudzych ani tym, że mała dziewczynka spała spokojnie na kolanach matki.

Do domu nie miałeś daleko, w między czasie wibracja w kieszeni powiedziała ci że dostałeś smsa. Usiadłeś na miejscu i odczytałeś wiadomość nie spojrzawszy nawet na nadawcę:

NIE UFAJ NIKOMU - pisało wyraźnie drukowanymi literami.

-Co do.. - wyrwało ci się półszeptem. Zamrugałeś oczami i wyświetlony tekst znikł pozostawiając po sobie wiadomość o zupełnie innej treści.

Carl tu Sabrina. Jak będziesz w mieście to zajdziesz do apteki kupić dla mnie leki? Normalnie zrobiłaby to mama, ale wyszła na zakupy i nie mogę się do niej dodzwonić. Zaraz wyśle nazwę leku smsem. Całusy braciszku!


No tak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. Dobrze było stwierdzić, że wciąż wiele cię łączyło z siostrą. Nie zawsze łatwo było spełniać rolę starszego brata, mieliście złe dni ale nigdy szczerze nie narzekałeś na swoją małą siostrzyczkę. Pomyślałeś że wysiądziesz stację wcześniej i wstąpisz do apteki na rogu Madisona i Warrena. Spojrzałeś na zegarek. Czyli za jakieś 10 minut.
Chłopak z dziewczyną zaczęli już urządzać w pociągu regularną bitwę słowną. Jakiś starszy pan w lasce i czarnych okularach odezwał się kulturalnie próbując uspokoić parę jednak w odpowiedzi zobaczył dwa wystawione środkowe palce i parę nieartykułowanych słów. Dziewczynka obudziła się i zaczęła płakać a jej matka wyraźnie nie radziła sobie w takiej sytuacji.

Istny dom wariatów, może właśnie dlatego zaczęło kręcić ci się w głowie. Wstałeś z miejsca, chcąc dotrzeć do ubikacji zanim obrzydzisz podróż reszcie pasażerów zawartością swojego żołądka. Kilka osób spojrzało z ciekawością w twoją stronę, ale w przedziale działo się znacznie więcej niż mdłości jednego nudnego faceta.

Wpadłeś do niewielkiej ubikacji i zamknąwszy za sobą drzwi rzuciłeś się w stronę umywalki. Nie przejmowałeś się już tym czy ktoś cię usłyszy albo wejdzie nagle i zobaczy jak wymiotujesz. Takie rzeczy przytrafiają się ludziom tylko... nie potrafiłeś przypomnieć sobie co mogło ci tak zaszkodzić. Włączyłeś kran pozwoliwszy żeby woda najpierw spłukała to co kiedyś było twoim lunchem spróbowałeś opanować o wiele łagodniejsze mdłości. Następnie obmyłeś spokojnie ręce i twarz by odetchnąć z ulgą czując na twarzy zimną wodę i znaczącą poprawę zdrowia. Trzeba było jeszcze sprawdzić czy niczym się nie umazałeś. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Spoglądało na ciebie odbicie które dobrze znałeś, może byłeś trochę blady ale nic nie wyglądało na to, że nie możesz się teraz pokazać ludziom. I nagle usłyszałeś cichy trzask. Na lustrze pojawiła się niewielka rysa. Prawie niewidoczna szczelina, jednak kiedy dotknąłeś jej palcem gwałtownie poszerzyła się objąwszy całą powierzchnię lustra. W jednej chwili rozpadło się na kawałki, które z łomotem odpadły na podłogę i do zlewu. Nagle pociąg stanął tak jak ktoś pociągnął hamulec bezpieczeństwa a ty wyrżnąłeś głową w pozostałości lustra.



Sam nie wiedziałeś jak długo byłeś nieprzytomny i co tak właściwie się stało, że pociąg stanął. Poczułeś na policzku tłuczone szkło, część wbiła ci się w szyję i brodę powodując drobne skaleczenia. Jednak mimo widoku dość sporej ilości własnej krwi co było raczej czymś nowym w twoim życiu zachowałeś przytomność umysłu poza tym wyglądało na to, że nie jesteś poważnie ranny. Na twojej głowie co prawda pulsował palącym bólem sporej wielkości guz jednak jak twoja matka nie raz mówiła w podobnej sytuacji, do wesela się zagoi. Jęknąłeś cicho niczym futbolista po swoim pierwszym prawdziwym zderzeniu czołowym przekonawszy się czym jest ból. Nie wiedziałeś tego wtedy ale ból miał dopiero nadejść.

Gdzieś obok przebiegł szczur. Skąd on do cholery mógł się tu wziąć? Podniósłszy się z podłogi stwierdziłeś, że pociąg znów jest w ruchu. W dodatku ściany były jakby bardziej brudne i obdrapane niż zapamiętałeś z wyglądu oddanego do użytku przed miesiącem nowoczesnego pociągu. Nie bez obaw wyciągnąłeś dłoń po klamkę od drzwi, żeby przekonać się co tu jest grane. Wyglądało jednak na to, że nie było jej tam gdzie być powinna. Pchnięte lekko drzwi otworzyły się bez trudu skrzypiąc trochę za bardzo jak na twój gust. Jedyne co widziałeś to roztaczająca się ciemność w którą chcąc nie chcąc trzeba było wejść prędzej czy później.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 10-01-2009 o 22:47.
traveller jest offline  
Stary 14-01-2009, 21:57   #12
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Wszystko szło zgodnie z planem. Dostał numer telefoniczny Caroline. Dobrze zrobi mu kontakt z innymi ludźmi, szczególnie, gdy to przeciwna płeć. Nie planował "czegoś poważniejszego", w końcu była jeszcze Clarisse. Po prostu lubi poznawać nowych ludzi. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy, Clarisse nie myśli o dłuższym związku. Nie po tej tragedii, a Carl mimo wszystko musiał iść do przodu. Nauczył się - stwierdził gorzko w myślach.
Gwar w pociągu, jak zwykle kłótnie i interpersonalne konflikty. Ot, uroki dzisiejszego społeczeństwa. Obserwował to z obojętnością. Wtedy dopiero poczuł ogromny ból brzucha i napad nudności. Tylko dlaczego? Czasami stwierdzał, że "wymiotować mu się chce, patrząc na niektórych ludzi". Czyżby miało się to teraz ziścić?

Obudził się na podłodze, usiłując zebrać chaotyczne myśli ostatnich chwil. Pociąg stanął nagle, a ogromna siła wyrzuciła Carla prosto w ścianę. To z tego powodu musiał zemdleć. Na głowie czuł palący ból. Dotknął czoła i wyczuł pulsujący krzywdą guz. Syknął z bólu. Gdy tylko wyjdzie z tego cholernego metra, musi zgłosić się do lekarza, czy aby nie zakończyło się to poważniejszym urazem. W głowie kręciło mu się z bólu i poprzednich mdłości. Leżąc w kawałkach szkła przeklinał dzisiejszą żywność i osobę, która zatrzymała pociąg. Obok przebiegł szczur. I jeszcze cudowna sytuacja sanitarna dzisiejszego transportu publicznego. Lecz po dłuższym przemyśleniu, zadał sobie pytanie, skąd tutaj wziął się szczur?

Wstał powoli, co spowodowało kolejną falę zawrotów głowy. Spojrzał na porozbijane szkło i zauważył krople krwi na podłodze. Wtedy poczuł ostry ból, tym razem promieniujący z brody oraz szyi. Przesunął rękę po boku karku. Spadł kawałek lustra. Odjął dłoń, była obficie pokryta krwią.

- To moja - szepnął obserwując czerwoną plamkę na podłodze.

Żył jednak, więc nie były to poważniejsze obrażenia. Chciał nabrać wody, by obmyć się choć trochę z krwi. Z obrzydzeniem jednak powstrzymał się od sięgnięcia po kran. Był zardzewiały, jakby nie używany od dziesiątek lat. Zlew pokryty brązowymi zaciekami, których Carl nie przypominał sobie wcześniej. Podobną zmianę zauważył na ścianach - brudne i odrapane. Przypominały raczej wnętrze starego budynku, niż amerykańskie metro. Co do pociągu, był w ruchu.

Chwycił za klamkę drzwi do wagonu. Otwarciu towarzyszyło skrzypnięcie, jak przy zardzewiałych zawiasach. W pierwszym momencie Carl stwierdził, że ktoś zrobił mu nieśmieszny żart, że wsadzili go do innego pociągu. A jednak wydawało się to zbyt nierealne, więc Whistlecore odrzucił tą możliwość, poza tym nie miał takich wrogów. Gdy ujrzał ciemność, jęknął. "Caroline, dlaczego się ze mną nie umówiłaś. Uniknąłbym tego koszmaru." - pomyślał wpatrując się w pozorną pustkę. Dlaczego było tak ciemno? Gdzie podziało się oświetlenie? Czyżby jechali tak długo, że nastała noc? To oznaczałoby, że okres jego nieprzytomności trwał kilka godzin, gdyż wracał późniejszym popołudniem, gdy wciąż było jasno.
Wyszedł powoli z łazienki. Przydałoby się coś, co daje jasne światło. Najlepiej latarka, lecz Carl nie nosił takich przedmiotów ze sobą. Zapalniczki również nie miał, ponieważ był niepalący. Wówczas tknęło go coś, co jeszcze bardziej zaniepokoiło jego myśli. Oprócz dźwięku jadącego pociągu i stukotu kół, nie słyszał ludzkiego gwaru. Przecież przedziały zwykle były pełne, a dzisiaj już wyjątkowo przepełnione. W pewnym momencie miał dość tego całego hałasu. Ale nie aż tak. Ponura cisza tutaj panująca była równie straszna, a może straszniejsza. Miał ochotę krzyknąć w dal, lecz naoglądał się zbyt wiele filmów, w których głupie młodziki krzyczą na cały dom, a potem giną w niemiły sposób.

Stanął na środku przedziału i rozglądnął się. Wydawało mu się, a może to fantazja zdobywała nad nim górę, że ktoś jednak tutaj się znajduje. Słyszał jakiś szept, coś się poruszyło. Czy aby na pewno? Może pasażerowie wciąż się tu znajdują, a on zaspał swój przystanek. Nie był pewien. Jeśli to sen, to chciał żeby się skończył. Czuł się osaczony surrealistyczną sytuacją rodem z książek Kafki. Musi się obudzić, musi kupić lekarstwa dla siostry. Niech ktoś powie mu, że to tylko się wydaje. Niech pozwolą mu się już obudzić.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 16-01-2009, 18:57   #13
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

[MEDIA]http://pages.google.com/edit/mackobi11/Twinkle.mp3[/MEDIA]

Chłód zaskoczył twoje zmysły prawie tak samo jak gwałtowna zmiana otoczenia. Część okien w przedziale było bez szyby, inne co prawda tkwiły w tych samych miejscach, ale przepuszczały zimne powietrze z zewnątrz tak więc niewielka była z nich pociecha a przy tak szybko poruszającym się pociągu doznania były tym większe dla dość luźno ubranej osoby spodziewającej się bezchmurnego dnia w samym środku lata. Najwyraźniej jednak korytarze metra rządziły się swoimi prawami. W powietrzu mimo ogromnych ilości powietrza wpadających do wagonu unosił się lekko nieprzyjemny zapach coś jakby siarki albo czegoś nieświeżego. Jednak był on tak ulotny, że może dochodził z zewnątrz a może był tylko wytworem twojej wyobraźni. Wpatrywałeś się chwilę za okno, ale jedyne co zobaczyłeś to niezmieniający się pejzaż starego tunelu miejskiego metra. W dodatku nikogo nie był w przedziale. Zaraz.. przecież tam ktoś siedział, było ciemno ale wyraźnie widziałeś niewyraźną małą sylwetkę jakby dziecka siedzącego na końcu przedziału. I ten szept, czy ona coś mówiła?. W rzeczywistości.. był to śpiew jak udało ci się ustalić ostrożnie podchodząc naprzód. Śpiewał cicho ale im dłużej zacząłeś się w niego wsłuchiwać tym wyraźniej mogłeś wyróżnić poszczególne słowa i połączyć barwę głosu z niewielką sylwetką. To było dziecko, chyba dziewczynka. Dziewczęce buciki bujały się w powietrzu a dziewczynka maksymalnie w wieku 10 lat czyli już nie taka mała śpiewała wciąż nieświadoma niczyjej obecności. Nagle urwała jakby usłyszała twój oddech albo prawie bezszelestne stąpanie po podłodze a przecież tak uważałeś żeby nie robić hałasu, co zresztą przy odgłosach pociągu wcale nie było konieczne. Z jednej strony zdawałeś sobie sprawę że takie skradanie może wystraszyć tą małą jak mało z drugiej w tej chwili byłeś chyba tak zagubiony w sytuacji, że ciężko było ci rozumować jak człowiek zdrowy na umyśle. To po prostu wydawało się najlepszym wyjściem.

Zaczęła ponownie śpiewać. Głos miała dość dobry jak na swój wiek. Znałeś tą piosenkę, ciężko było sobie przypomnieć skąd ale za bardzo nie skupiałeś się na tym w tej chwili. Byłeś jak sparaliżowany, czy ze strachu czy z zimna czy może obawiając się zrobić kolejny krok czekałeś a a śpiew dochodził do ciebie coraz bardziej odległy. Odpływałeś, pociąg znikł gdzieś w czerni która najpierw pochłonęła cię by wypchnąć w górę wprost w rozjaśniającą wszystko biel.



Otworzyłeś oczy i poczułeś że leżysz na czymś bardzo miękkim. Wyciągnąłeś ręce przed siebie ściągając z twarzy kołdrę. Najwyraźniej to wszystko był sen i właśnie się obudziłeś a może po prostu zasłabłeś w metrze i leżysz w szpitalu? Jedno spojrzenie w górę i już wiedziałeś gdzie jesteś. Lampka nocna była włączona a na ścianie odbijały się cienie planet i asteroid zawieszonych nad sufitem. To był wasz stary pokój w Salem, kiedy jeszcze byliście dziećmi a mama śpiewała wam kołysanki na dobranoc albo opowiadała bajki. Prawie zapomniałeś już jak wygląda, w dodatku był ogromny zupełnie... zupełnie taki jakim go zapamiętałeś. Takim jakim mógł go zapamiętać mały chłopiec bojący się cieni rzucanych przez gałęzie drzew. I w jednej chwili tknęła cię dziwna myśl i spojrzałeś na własne ręce. Były małe jak u dziecka, maleńkie piąstki miały dopiero urosnąć żeby bronić siostry przed łobuzami. Bo zawsze jej broniłeś, to był przecież obowiązek brata. Zaraz jeśli byłeś tu, to jest tu pewnie Sabrina. Leży na łóżku pod drugą ścianą. Podniosłeś się na łóżku z otwartymi ustami wykrzykującymi już jej imię kiedy usłyszałeś ten głos. Znajomy i przynoszący jeszcze więcej wspomnień. Mama.

Była tu, przy łóżku Sabriny i śpiewała tą samą piosenkę co dziewczynka w pociągu. Musiałeś się upewnić, ale im bardziej chciałeś wstać i wziąć dwie z trzech najważniejszych kobiet w twoim życiu w ramiona tym bardziej zapadałeś się w dół. W głąb łóżka tak jakby wciągało cię jak ruchome piaski, powieki same opadały w dół mimo twoich rozpaczliwych wysiłków, śpiew dobiegał już jakby z innej części pokoju i nie był taki sam. Dobiegał z dołu. Zobaczyłeś jeszcze jakąś postać nad twoim łóżkiem wyciągnąłeś rękę żeby ją dotknąć, żeby tylko poczuć jej dłoń która pociągnie cię w górę i wyrwie z łóżka w którym dosłownie tonąłeś. Coś ci to przypominało. Złożyła pocałunek na twoim czole i wypowiedziała słowa, których nie byłeś w stanie usłyszeć. Odpływałeś, tak odległe jak we wspomnieniu ogrodnika z twojego snu pochylającego się nad tobą z tymi samymi słowami na ustach. Potem byłeś pewien, że mężczyzna powiedział dokładnie to samo. Słów czytanych z warg tej kobiety nie mogłeś bowiem pomylić z niczym innym. Być może między matką a jej dziećmi jest coś takiego jak magia i działa ona przez całe nasze życie.

-Dobranoc Carl

-Mamo...?

Twój głos odbił się echem po prawie pustym przedziale. Dziewczynka w jednej chwili zeskoczyła ze swojego miejsca i rzuciła ci przestraszone, nieufne spojrzenie. Była ubrana w sukienkę chyba różową, ale nie sposób była stwierdzić tego na pewno w niepodzielnie panującym półmroku. Wtedy w tej chwili pomyślałeś, że jest uosobieniem niewinności samym w sobie będącym zaprzeczeniem dla tego miejsca wyjętego z koszmarów sennych. Czy takie właśnie są wszystkie dzieci które dopiero zaczynają poznawać otaczający świat? Ściskała coś w rękach wpatrując się w ciebie równie zaskoczona co tym sam, ale to ona pierwsza przerwała tą chwilę. Odwróciła się i zdążyła dobiec do przejścia między wagonami

-Hej, stój, poczeka...

Sam nie rozpoznawałeś swojego głosu, wydawało się że nie używałeś go od wieków. Dziewczynka nie oglądał się za siebie. Gdybyś był jej ojcem dostała by pewnie pochwałę za nierozmawianie z nieznajomymi o ile wcześniej nie dostałaby kazania o tym żeby nie kręcić się samemu w opuszczonych pociągach. Dobiegłeś do drzwi sekundy po niej. Być może o sekundy za późno. Otworzyłeś je i nie patrząc przed siebie zderzyłeś się z czymś bądź kimś w otwartych już drzwiach. Przed Tobą stał mężczyzna w zaawansowanym wieku średnim i nieskazitelnie czystym konduktorskim ubraniu. Bystre, ale chłodne oczy zlustrowały cię od stóp do głów jakby chcąc wyczytać wszystko z twojej twarzy.

-Czy mogę ci jakoś pomóc młodzieńcze?

Wzdrygnąłeś się lekko na dźwięk tych słów ale mimo wszystko przyjąłeś je z ulgą, ten facet wyglądał zbyt realnie na jakąś zjawę albo wytwór wyobraźni.

-Ja.. chyba się zgubiłem.. widzi pan pociąg stanął a ja..

-Pan wybaczy, ale mamy ścisły rozkład którego muszę się trzymać i obchód reszty pociągu do zrobienia. Zrobimy tak, usiądzie pan na swoim miejscu tak jak reszta pasażerów i przygotuje bilet do sprawdzenia i jeśli ma mi pan coś do powiedzenia to zrobi to kiedy będę wracał.



Brzmiało to dla ciebie jakoś dziwnie, ale ostatecznie mogłeś się już przyzwyczaić do tego słowa w twoim życiu. Zanim zdążyłeś wyłożyć mężczyźnie swoje racje on skinął lekko głową i wymógł na tobie ustąpienie mu miejsca w drzwiach. Spojrzałeś w ślad za nim ciekawy co dokładnie ten facet rozumie przez "robienie obchodu". Ignorował cię całkowicie, więc po prostu wszedłeś do następnego wagonu przypominając sobie o dziewczynce. Ona musiała gdzieś tu być, w dodatku konduktor wspominał o innych pasażerach.

Rzeczywiście następny wagon tętnił bardziej życiem niż poprzedni, ale nie można było tu mówić o skrajnej poprawie. Ludzie w garderobie jakby z balu przebierańców albo nie nadążający za modą byli raczej cisi jak na pasażerów większości amerykańskich linii metra. Mimo wszystko miło było zobaczyć tu żywych ludzi, zbliżało to twoje rozchwiane nerwy choć trochę do normalności. Dwie starsze panie jak jeden mąż szydełkowały na drutach na pierwszy rzut oka takie niewiele różniące się od siebie sweterki czy szaliki. Także w tym samym momencie odwróciły się w twoją stronę równocześnie, patrząc wyłupiastymi oczami a ich ręce - na pierwszy rzut oka dosięgnięte gdzie nie gdzie działaniem artretyzmu - nie przestały pracować nad skomplikowanymi ściegami z wełny. Najwyraźniej były siostrami. Osób było więcej i to w różnym wieku, były nawet dzieci ale tych akurat była tyko dwójka i żadne z nich nie przypominało dziewczynki która musiała wbiec tu minute temu.

-Mamy gościa Waltimerze!

Powiedziała podnieconym od emocji głosem staruszka siedząca za wpatrzoną w siebie rozmarzonym wzrokiem młodą parą wyglądającą niczym aktorzy w jakiejś romantycznej sztuce. Słowa były najwidoczniej skierowane dziadka na wózku z założona blokadą jednak wygląd jego twarzy mówił, że nie zanotował on ani twojej obecności ani słów kobiety będącej zapewne jego żoną. Był tak samo odległy jak ludzi cierpiących na alzheimera.

Szybko jednak twoja uwaga skupiła się na dość młodym mężczyźnie z rudą czupryną i eleganckim fraku, który pojawił się dosłownie spod ziemi z wyciągniętą ręką i szczerym uśmiechem na ustach.

-Jedziemy już tak długo, że myślałem że znam wszystkich pasażerów. Proszę pozwolić że się przedstawię. Patrick Hazz do usług. Niech mnie kulę biją skąd się pan wziął?.

Ujął twoją dłoń nie zważając na to co próbowałeś wymamrotać w odpowiedzi i potrząsnął tak mocno, że zastanawiałeś się czy ktoś czasem nie mierzy ci ciśnienia. Nie czekał chyba zresztą na odpowiedź z twojej strony bo ani na moment nie przestawał gadać przedstawiając ci resztę towarzystwa. Reszta pasażerów nie była taka otwarta. Co prawda część skinęła głową, ale bez większego entuzjazmu. Szeptali między sobą, zerkali ukradkiem z nad gazet, budzili się nawzajem a czasem wprost wytykali palcami jak jakiś okaz muzealny. Dwójka dzieci na podłodze przestały bawić się ołowianymi figurkami i także przypatrywały ci się z ciekawością dorównującą ich rodzicom.

-Proszę usiąść, zapraszamy Waltimer nie obrazi się kiedy usiądziemy obok niego prawda Scarlet?

-Oh... oczywiście, że nie - Scarlet spłonęła rumieńcem, który w oka mgnieniu odjął jej kilka a może nawet kilkanaście lat.

Usiadaliście więc obok starszego jegomościa na wózku, który najwidoczniej stracił kontakt ze światem zewnętrznym już jakiś czas temu. Biorąc pod uwagę, obecny stan twojego zdrowia psychicznego to mogło się okazać, że macie ze sobą więcej wspólnego niż z kimkolwiek z reszty pasażerów.

Patrick Hazz przedstawił się jako bankier i wielce szanowany dobroczyńca i obywatel miasta Utah. Kilka głów skinęło bezwiednie głowami wcale nie patrząc w waszą stronę. Najwyraźniej nie przeszkadzało im to podsłuchiwać waszej rozmowy a właściwie monologu Hassa. Ten gadał od rzeczy o przemyśle naftowym i giełdzie nowojorskiej. Sam złapałeś się na tym, że kiwasz już bezwiednie głową tak jak część pasażerów właściwie nie słuchając wypowiadanych słów.

-... no więc chcę zrobić Sally niespodziankę i następnego lata zebrać plony z tego co zainwestuje a potem wybudować za to ładny dom nad jeziorem Powella.

W tym momencie drzwi którymi wszedłeś do przedziału otworzyły się z a wraz z nimi ucichły wszystkie odgłosy, nie było słychać nawet szydełkowania czy dźwięków dziecięcej zabawy. Wszystkie poza wiatrem. Czy ci ludzie nie czuli tego zimna? W dodatku niektórzy czytali a to przy takim oświetleniu było przecież niemożliwe.

-Bilety do kontroli proszę.


Najwyraźniej konduktor wrócił już ze swojego obchodu. Wszyscy na dźwięk tych słów zaczęli przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu tej jednej małej magicznej rzeczy, która pozwoliłaby im uniknąć gniewu tego budzącego respekt mężczyzny, zacząłeś nawet robić to samo. Sam nie wspominałeś dobrze tych lodowatych oczu więc nie mogłeś się im dziwić. Znalazłeś już swój i miałeś go wyciągnąć kiedy spojrzałeś na ten wyciągnięty właśnie przez Patricka. Był zupełnie inny, po pospiesznym przeglądzie wagonu zorientowałeś się, że wszyscy mają tak samo skrajnie inny bilet od twojego. Pożółkły papier i stare drukarskie czerwone litery. W życiu nie widziałeś czegoś takiego, wyglądało to tak jakby ktoś urządził sobie zlot zwariowanych miłośników kolei, którzy nawet wynajęli prawdziwy zabytkowy pociąg. Tylko jeśli nic ci nie groziło, jeśli to tylko nieszkodliwi dziwacy to czemu takim niepokojem napawało cię spojrzenie mężczyzny w drucianych okularach zbliżającego się nieubłaganie do twojego miejsca?

Pot oblał twoje czoło i zastanawiałeś się czy konduktor uwierzy w twoją bajeczkę, która była przecież prawdą. To jakiś absurd, musi uwierzyć przekonywałeś sam siebie. Gdy nagle wyjście z sytuacji objawiło się tak nagle jak wystający brzeg biletu z kieszeni Waltimera, który aż się prosił o wolność. Głos w twojej głowie szeptał, nie on prawie krzyczał jakie to byłoby łatwe sięgnąć po ten bilet ręką i nikt nawet by nie zwrócił uwagi. Poczułeś się wtedy jak Jezus kuszony przez diabła, którego wszystkimi królestwami świata był ten jeden stary bilet.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 20-09-2009 o 11:42.
traveller jest offline  
Stary 17-01-2009, 20:31   #14
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
- Bilety do kontroli proszę

Wydawało się, jakby te słowa decydowały o jego dalszym życiu. Szybko jego umysł stwierdził, że bilet który posiada, znacznie odbiega wyglądem od biletów ekscentrycznych pasażerów. Wraz z kroplami potu na skroni, usiłował znaleźć wytłumaczenie. Historia, która mu się przydarzyła, była dość nierealna, nawet mimo ewidentnych znaków w postaci zakrzepłej krwi na twarzy i rękach. Nie zauważyli tego? Właściwie wszystko było tutaj możliwe. Zastanawiał się jeszcze, w jaki sposób może spokojnie siedzieć u boku staruszka i pana Hassa, który do złudzenia przypominał mu Nicholasa.

Czyli to wytłumaczenie odpada. Może po prostu przyznać się, że pomylił bilet, albo pociąg. Jednak coś w tej naznaczonej uporem twarzy było dość niepokojącego. Jak każdy konduktor zdawał się mówić; "Nie masz biletu, przykro mi, ale prawo to prawo i żadne wytłumaczenie tego nie zmieni." Carl nigdy nie został przyłapany na jeździe bez biletu, więc możliwe, że dlatego reagował tak nerwowo, lecz nawet rutynowy pasażer na gapę, czułby respekt przed tym człowiekiem. Coś niepokojącego było w nim.

Zbliżał się sprawdzając bilety kolejnych pasażerów, a Carl wciąż nie miał pomysłu, jak wydostać się z tego problemu. Wówczas zauważył wystający bilet z kieszeni Waltimera. Starzec przysnął akurat, z głową opadłą bezwładnie na ciało. Mógł po prostu wyjąć bilet i okazać go jako swój. Ten staruszek zdawał się być niepoczytalny, więc najprawdopodobniej nie poniósłby konsekwencji, gdyż tacy ludzie mogli na przykład zgubić bilet. A jednak Whistlecore nie był tego pewien. Nie chciał mimo wszystko robić problemów obcemu człowiekowi, do tego choremu. Ponadto zasady moralne z jakimi Carl wyrósł, zabraniały mu takiego zachowania. Wstał więc raptownie i nie oglądając się na towarzyszy podróży, podbiegł do drzwi przedziału, rozsunął je i uciekł.

- Proszę natychmiast zostać! - krzyknął za nim konduktor.

Lecz Carl biegł przed siebie zostawiając nietypowych ludzi wyciągniętych z poprzedniego wieku. Przebiegł przez przedział ściągając na siebie wzrok innych pasażerów. Tak było w kolejnym przedziale. Dopiero wtedy skręcił raptownie i wpadł do łazienki podobnej do tej, w której przeżył niemiłe wydarzenie. Natychmiast zamknął drzwi Była równie niechlujna, z ohydną umywalką, ale Carl nie chciał narzekać. Lustro było nieco pokryte nalotem, który Whistlecore otarł rękawem. Spojrzał na swoją twarz, a następnie na pokaleczoną szyję. Już nie bolało, ale piekło przy dotknięciu. Odkręcił kurek z wodą. Początkowo popłynęła brązowa ciecz, lecz po chwili wyklarowała się dość, by Carl odważył się obmyć ze krwi. Umył dłonie i wyczyścił twarz. Gdyby tylko miał w zanadrzu coś dezynfekującego.

Mokrym palcem nakreślił na lustrze inicjały C.W. Zastanawiał się kiedy konduktor go odnajdzie. Jednak ważniejsza była dziewczynka. To dziecko obudziło w nim wspomnienia, czy raczej coś na wzór koszmaru. Chciał dowiedzieć się, dlaczego, kim ona jest. Może jednak lepiej zostawić ją w spokoju. Lecz z drugiej strony jej tajemniczość, nie dawała Whistlecore'owi odpowiedzi na dręczące go pytania.
Chciał już być w domu. Jakaś część jego duszy prosiła o natychmiastowe zakończenie tego snu. Niezwykle realnego snu. Tymczasem chciał dowiedzieć się więcej o tym miejscu. Może była to fascynacja zdarzeniami, które wykraczają poza racjonalne myślenie. Ci pasażerowie wydawali się żyć we wczesnych latach XX wieku, a może nawet XIX wieku! Przedtem go irytowali, a teraz zaczęli przerażać. Gdy tak wpatrywał się w swoje odbicie, bał się, że zaraz za sobą zobaczy jedną z tych osób, która obserwowała go jak muzealny okaz. W sumie mieli rację. Tak jakby ktoś z nich przechodził dzisiaj rano w metrze, przypuszczalnie wzbudzałby podobne zainteresowanie.

Zaczął nucić pod nosem melodię z piosenki, którą śpiewała dziewczynka. Odwrócił się i podszedł do drzwi łazienki. Musi stawić czoła temu wszystkiemu, inaczej nigdy sobie nie wybaczy. Jednak nie nacisnął klamki. Coś podpowiadało, by został w środku. Postanowił odczekać jeszcze chwilę. Dać wytchnienie swym nerwom.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 20-09-2009, 13:22   #15
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Stałeś przed tym drzwiami sam nie wiedząc ile tracąc poczucie czasu. Każda minuta wydawało się nieskończenie długa a strach sprawiał, że drżały ci nogi. Przeczucie cię jednak nie myliło i to kiedy już w nie zwątpiłeś gotowy by pociągnąć w końcu za klamkę. Odgłos odsuwanych drzwi, przez które nie tak dawno przeszedłeś zmroził ci krew w żyłach. Zdawałeś sobie sprawę, że to pewnie nie do końca zrównoważony konduktor. Coś dziwnego było w tym człowieku, jeżeli to ciągle był człowiek. Wątpiłeś, żeby zwykła logika przemówiła mu do rozsądku.
Szybkie kroki zbliżały się do twojej kryjówki, wstrzymałeś oddech i odsunąłeś się cicho od drzwi szukając czegoś co mogłoby pomóc ci się obronić. Kroki jednak ani na moment nie zwolniły, ktoś przeszedł obok i najwyraźniej skierował się do następnego przedziału. Dźwięk rozsuwanych i zasuwanych drzwi zdawał się to potwierdzać, ale może to pułapka? Może chce cię wywabić w ciemny korytarz gdzie miałby przewagę? Istna paranoja. Strach nie wpływał zbyt dobrze na proces myślowy.

Kiedy ostatni raz tak się bał? Kiedyś to uwielbiał, oglądał stare horrory po 22 w tajemnicy przed matką. Wtedy klasyka taka jak „Mumia” czy „Frankenstein” przerażały go o wiele bardziej od współczesnych produkcji i to mimo tandetnych efektów. Cóż trzeba było wziąć poprawkę na fakt, że chłopiec w takim wieku boi się własnego cienia. Teraz prawdzie mówiąc właśnie tak się czuł, jak bohater jednego z tych filmów grozy, który zdziwił się że nie zobaczył plamy moczu na własnych spodniach. Tylko on nigdy nie nadawał się na głównego bohatera. Raczej na jedną z postaci mających wypełnić ekran flakami. Ta myśl niezbyt mu pomagała, ale nie było z nim jednak aż tak źle - wciąż mógł działać.
To czym się martwił w tej chwili to fakt, że coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Być może to tylko kolejny sen tak jak ten z ogrodem, tylko że sny na jawie nie są normalne a już na pewno nie takie. Jeżeli jego umysł generuje takie obrazy to powinien skontaktować się ze specjalistą. Hmm tak, o ile znajdzie sposób żeby zatrzymać ten cholerny pociąg. Myślał gorączkowo nad tym, co powinien zrobić. Wiedział jedno, nie może się zatrzymać. Coś mówiło mu, że to nie jest rozwiązanie. Pociągnął klamkę i wyszedł na korytarz, nikt w stylu szalonego konduktora nie wyskoczył z ukrycia, więc póki co było dobrze.
Teraz należało zdecydować czy wracać czy iść dalej. Jeżeli spróbuje wracać, co tu mu da? Może zyska trochę na czasie zanim go znajdą, może nawet spróbuje dojść do ostatniego wagonu i wyskoczyć? Nie, to nie miało sensu. Jeżeli nawet się nie zabije wyskakując z pędzącego pociągu to gdzie on właściwie jest?
Trzeba było znaleźć inny sposób, poza tym jest jeszcze ta dziewczynka. Coś mówiło mu, że ona jest w jakiś sposób ważna w całej tej sytuacji. Nie bardzo ci się to uśmiechało, ale otworzyłeś drzwi do następnego przedziału nawet nie trudząc się ich zamykaniem. Przedział jak przedział.

~Przecież nie boisz się już ciemności Carl.

Obejrzałeś się za siebie w teatralnym geście będąc prawie pewnym, że tak naprawdę ów głos rozlegał się w środku twojej głowy. Co dziwne brzmiał podobnie do głosu matki. No tak, o ile to nie kolejny wytwór wyobraźni Carla Whistlecore’a.
Ostatnio zaczynał się do nich przyzwyczajać, trzeba będzie definitywnie odwiedzić lekarza. Może to po prostu jakiś guz, takie rzeczy można leczyć, jeżeli się je odpowiednio wcześniej zdiagnozuje. Historia twojej rodziny nie wykluczała tej hipotezy, poza tym zawsze to jakieś wytłumaczenie tego co się wokół niego działo. Nadzieja to coś czego potrzebujemy, czego chwytamy się rękoma i nogami, karmiąc się jej kojącymi kłamstwami. Lepsza jednak fałszywa nadzieja, która zmusza do działania niż prawda wprowadzająca w marazm. Nogi same poniosły go w nieznane.

Szedłeś powoli starając się nie wydawać zbędnych dźwięków. W ciemnościach mogłeś wymacać kształty siedzeń i dość sprawnie iść przed siebie. Najwyraźniej ten przedział był pusty. Ciężko powiedzieć, czy bardziej przerażająca jest absolutna cisza taka jak ta czy przedział pełen ludzi z ubiegłego stulecia. Nagle kopnąłeś w coś butem, nieznacznie posunęło się po podłodze. Ciekawość zwyciężyła i po chwili schylałeś już się z wyciągniętą przed siebie dłonią. Poczułeś coś jakby… Włosy?

Podskoczyłeś jak oparzony tylko przypadku zawdzięczając to, że udało ci się złapać równowagę dzięki oparciu siedzenia. Ten kształt był ledwie widoczny, ale to mogło być dziecko. Serce zabiło ci szybciej jak pomyślałeś o małej dziewczynce. Nie chciałeś tego robić, skąd nagle przyszła ci ochota na bohatera Carl?
Powinieneś po prostu iść dalej, ale jakbyś mógł spojrzeć na samego siebie wiedząc, że odwróciłeś się plecami od niewinnego dziecka? Po chwili wahania powtarzałeś tą samą czynność tym razem wiedząc, czego możesz się spodziewać. Ręka drżała ci w powietrzu w końcu natrafiając na coś ku twojej wielkiej uldze nie mogło być skórą. Moment zajęło ci odgadnięcie tego, co masz przed sobą. Lalka?



Czy ta mała nie ściskała czasem czegoś kurczowo w dłoniach przy waszym pierwszym spotkaniu? Nie byłeś pewien, ale to mogła być jej lalka. Carl miał jednak młodszą siostrę i wiedział, że małe dziewczynki nigdy tak po prostu nie zostawiają swoich ulubionych lalek. Coś było tu mocno nie tak, było zbyt ciemno żeby mógł się jej przyjrzeć, była też zbyt nie poręczna żeby wziąć ją dalej ze sobą. Przynajmniej wiedział, że jest na właściwym tropie. Odłożył ją po prostu na pobliskie siedzenie i zaczął iść w stronę końca przedziału. Im bliżej znajdowałeś się majaczących w ciemnościach drzwiami bardziej uderzał cię chłód bijący z pomieszczenia znajdującego się za nimi. W całym pociągu było zimno jednak to…
To było coś innego, tak jakbyś nagle znalazł przed nieszczelnymi drzwiami do chłodni.



Kiedy delikatna skóra z twoich rąk zetknęła się z chłodnym metalem wiedziałeś, że twoje palce przymarzną do niego momentalnie jeśli się nie pośpieszysz. Pociągnąłeś mocno, nie ruszając ich nawet o cal. Może się zacięły? W końcu pociąg był stary, ponowiłeś swoje wysiłki zapierając się nogami by w pełni użyć do ich otwarcia obu rąk. Z początku również wydawało się, że nie ustąpią. Odgłos pękającego lodu, który zdawał się protestować przeciwko twoim wysiłkom utwierdził cię, że jednak na coś się one zdadzą. Wydawało ci się, że lada moment stracisz czucie w palcach.
Zanim to się stało drzwi rozsunęły się do tego stopnia, że osoba twojej budowy bez większych problemów mogłaby się przez nie przecisnąć. Prawie natychmiast oderwałeś od nich swoje ręce pocierając je o siebie by pobudzić krążenie. Na niewiele się to zdało, ale w tej chwili na nic innego nie mogłeś sobie pozwolić. Przez dłuższą chwilę prostowałeś skostniałe palce stwierdzając w końcu, że dłuższe tkwienie w miejscu tylko pogorszy sprawę. Włożyłeś ręce w kieszenie spodni i drżąc na całym ciele przecisnąłeś się przez otwór w drzwiach.
Kolejne pomieszczenie, w którym nie ma światła, co to ma być? W dodatku to zimno było nienaturalne, biały obłok powietrza opuszczający przy każdym oddechu twoje usta był dowodem, że nie jest to urojenie. W dodatku zęby szczękały o siebie z taką prędkością, że na poważnie obawiałeś się czy przypadkiem nie przytrzaśniesz sobie języka. Niewiele widziałeś, ale z całą pewnością mogłeś stwierdzić, że ściany i okna w przedziale pokryte są szronem i to od zewnątrz.

Miałeś już serdecznie dość tego pociągu, gdyby tylko udało ci się dojść do pierwszego wagonu może byłaby szansa go zatrzymać… Przyspieszyłeś pobudzony tą perspektywą starając się utrzymać równowagę na dość śliskiej podłodze.
Swoją drogą trochę dziwne, że ktoś troszczył się o mycie podłogi w pociągu z ubiegłego stulecia – przeszło ci przez myśl. Nagle poślizgnąłeś się i nie zdolny powstrzymać upadku doznałeś bliskiego zderzenia z podłogą. Powietrze przesycone trudną do pomylenia wonią uderzyło w twoje nozdrza z siłą większą niż zimno. Najwyraźniej to, co wziąłeś za wodę, było właśnie niczym innym jak krwią, w której spora część twojej garderoby oraz lewa ręka - którą się podparłeś by jakoś złagodzić upadek - były pokryte.

Poczułeś jak wbrew sobie żołądek podchodzi ci do gardła a wraz z nią panika przytłaczająca odwagę, z której do tej pory mogłeś być dość dumny. Podniosłeś dłoń do ust w desperackim geście próbując zapanować nad niechybnie zbliżającym się pawiem. Zawartość żołądka cofnęła się, ale fakt że znajdujesz się w kałuży krwi wywoływał silne mdłości. Dźwignąłeś się o siedzenie drugą ręką trzymając na brzuchu i wtedy dopiero to usłyszałeś. Tylko co to tak właściwie było? Wiatr?
Raczej nie… odgłosy dochodziły ze wszystkich stron a im bardziej się w nie wsłuchiwał tym bardziej słyszał to, czego sam bał się przyznać.
To były głosy, ludzkie głosy, szepczące w ciemnościach a może jęczące? Nie był pewien, ciężko było wyłowić choćby jedno sensowne słowa z tego co słyszał.
Tylko czemu usłyszałeś to dopiero teraz? Może twoje małe przedstawienie na podłodze zwróciło czyjąś uwagę?
To nie było w tej chwili ważne, krew odpłynęła ci z twarzy zdając sobie sprawę, że głosy nabierają tempa tworząc coś, co brzmiało jak istną litania potępionych. Nagle wszystko, wydało ci się jasne. Byłeś w piekle, umarłeś i zmierzasz pociągiem do piekła. O Boże nie… To nie może dziać się naprawdę…

I rzekł Bóg: "Niech się stanie światłość" – Stary Testament ,Księga Rodzaju 1, 3

Pomieszczenie rozświetliła jedna pojedyncza żarówka. Do ścian i sufitu przymocowani byli ludzie, ludzie często bez kończyn i ranami, z których sączyła się krew. Niektórzy ze zmasakrowanymi twarz inni z pustymi oczodołami, niektórzy wyglądali nawet dość normalnie nie licząc czerwonych szram na ciele. To z całą pewnością oni byli źródłem tego całego hałasu. Nie mogłeś na nich patrzeć próbowałeś zamknąć oczy, ale twoje ciało było sparaliżowane a usta otwarte na oścież. Najgorsze jednak nie były ani ich nieludzkie błaganie oto żeby ktoś ukrócił ich męki, ani nawet ich wygląd przypominający obrazy osób po ciężkich wypadkach. Przy tym to, co znajdowało się na środku pokoju to nagle traciło znaczenie.

W pewnym sensie nieprzenikniona ciemność wciąż była obecna w tym pomieszczeniu mimo że pierwszy raz od... Sam nie wiedziałeś od jak dawna świat wypełnił się prawdziwym światłem. Ciemność była obecna w oczach istoty, która sekundy temu zapaliła żarówkę pociągając za karykaturalny przy jej rozmiarach sznureczek. Z całą pewnością nie było w niej nic boskiego, niewiele mogłeś odnaleźć także cech ludzkich, ale nie umniejszało jej realności. W pierwszej chwili wyglądał jak ogromny kawał zmrożonego mięsa.. Biały obłok powietrza wydobywał się zarówno z jej ust jak i twoich, więc to coś jednak żyło. Przewieszona przez ramię kosa najbardziej wymownie świadczyła o jej rozmiarach. U pasa wisiały dwie głowy, w tym jedna dość świeża, z której krew wciąż skapywała na podłogę.
Nie byłeś pewien czy istota cię dostrzegła, mimo że niezmiennie wpatrywało się w twoją stronę. Prawdę mówiąc łudziłeś się tylko o to – przecież zapaliła światło. Wątpliwość rozwiały się, gdy istota ruszyła przed siebie nie zmieniając wyrazu twarzy. Pozbawiona nóg sunęła po podłodze zostawiając ciągły ślad krwi, który mieszał się z tym który zapewne zrobiła wcześniej..
Tym razem wcale nie zdziwiłeś się widząc u siebie ślady moczu tam gdzie się ich spodziewałeś. Mijały sekundy a ty wciąż tkwiłeś w miejscu pozwalając by monstrum powoli, lecz nieustępliwie zbliżało się do twojej pozycji.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 20-09-2009 o 14:46.
traveller jest offline  
Stary 24-09-2009, 00:54   #16
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość



A więc tak wygląda koniec Carla Wistlecore'a.

To było jak obraz z chorego filmu. Twór szaleńca. Nie wiedział, czy ma do czynienia z wytworem własnej wyobraźni, czy może jest to jedno ze zjawisk, które wciąż nieodkryte, jedynie czekały na takich jak on. Tak, to było jak najbardziej realne, a nie chciał przekonywać się, co będzie w przypadku braku walki.
Ale czas na walkę nie nastał. Carl nigdy nie był wojownikiem. Szczególnie teraz - gdy szok oraz strach zdominowały wszelkie zmysły. Skok adrenaliny jedynie myśli te gmatwał jeszcze bardziej, a przy tym zawężał wybór wyłącznie do ślepej, zwierzęcej ucieczki. Tymczasem stał wciąż wpatrując się w bestię, która przechodziła między zwłokami. Kikuty obijały się od ciała potwora, jeszcze mocniej zaznaczając jego skórę krwią. Whistlecore nie mógł oderwać wzroku od tej symfonii makabry. Nim pierwsze wezwanie do działania przybyło z mózgu, niczym zahipnotyzowany oczekiwał na śmierć.

Raptownie rzucił się do drzwi. Przedtem przecisnął się bez problemu, lecz teraz nie myślał racjonalnie. Nie miał czasu na spokojne myślenie. Złapał za zmrożoną klamkę. Szarpał nią, by rozsunąć je jeszcze bardziej. Łomotały, ale nie otworzyły się na dość dużą szerokość. Kiedy Carl poczuł ból z powodu mrozu, oderwał dłoń i syknął. Do lodu przywarło trochę skóry. Spojrzał w stronę przeciwnika. Stare powiedzenie mówiło, aby nie tracić go z oczu. Potwór miał już kosę przygotowaną do ciosu. Aktor utkwił wzrok w jego pysku.

Powoli odszedł od drzwi. Przywarł do ściany. Nagle rzucił się na drugą stronę wagonu. Usłyszał nad sobą świst ostrza, gdy skulony pobiegł przed siebie. Poślizgnął się na plamie krwi, padając niemalże bezpośrednio na twarz. Ślizgając kończynami w posoce, pędził na wprost wstając w biegu. Nagle priorytety Whistlecore'a ograniczyły się do tego miejsca. Nie wiedział, czy znajdzie tam wyjście lub sposób na uwolnienie się od niebezpieczeństwa.

Czuł na sobie oddech demona...

Dopadł do przeciwległej ściany. Znów się poślizgnął i upadł. Było już zdecydowanie zbyt późno. Niech przynajmniej te głosy umilkną! Teraz dołączy do tych wszystkich trupów. Też będzie wołał o pomoc kolejnych anonimowych gości...

Wstał powoli. Zrezygnowany spojrzał na bestię. Dłonią poszukiwał jakiegoś punktu zaczepienia. Przydałoby się cokolwiek, co można złapać i dość mocno uderzyć. Wciąż spoglądał w oczy (czy raczej oczodoły) demona - jakby toczyli jakąś walkę na spojrzenia. Za chwile kosiarz użyje swojej kosy by zadać cios. Śmiertelny? Może Carl zdoła uniknąć. Jednak nie zdoła wiecznie uciekać. Któryś z nich wreszcie przegra. I wszystko wskazywało na Whistlecore'a.

Żarówka huśtała się, oświetlając niepewnym światłem wszystkich nieszczęśników.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 29-09-2009, 15:44   #17
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Dyszałeś ciężko, próbując odkryć jakiś detal, który pozwoli ci uzyskać przewagę nad stworem. Chwilowo nie czułeś zmęczenia ani zimna, krótka zabawa w kotka i myszkę z tą istotą odkryła ukryte w tobie pokłady adrenaliny. Podejrzewałeś, że nawet jeżeli to przeżyjesz to nie będziesz miał siły chodzić. Przyszłość nawet ta najbliższa zwykle zdaje się być wielce odległe w takich chwilach jak ta, skupiłeś się więc nad tym co miałeś przed sobą. Mimo swojej niekwestionowanej siły istota była wolna, jeśli myślała to także z ociąganiem. Carl natomiast myślał jak szalony, „maszyneria poszła w ruch” jak mówił twój ojciec.. Wydawało ci się, że te umęczone dusze na ścianach spowolnić jakoś jego przeciwnika. Było to pokrzepiające gdyż mimo odrażającego widoku zdawały się ci sprzyjać. Daremny był to jednak trud, mimo wyciągniętych dziesiątek rąk w swoją stronę stwór strząsał je niewzruszony. Parł niezmiennie do przodu zdeterminowany by powiększyć swoją kolekcję. W innych warunkach mógłbyś uciec mu bez problemu, tu jednak brakowało pola do manewru. Żarówka huśtała się rzucając niecodziennie cienie na ściany wagonu. Właśnie żarówka… Czy stwór nie zapalił jej? To raczej przeczyło jakiejkolwiek logice. Czemu to coś miałoby to robić? Ciemność, która wyziewała w miejscach oczu zdawałaby sądzić, że stwór nie potrzebuje światła żeby widzieć. Poza tym potwory zwykle stroniły od światła. Jednak to był fakt, którego nie mogłeś zignorować. Jeśli zaraz nie spróbuje tego, co zamierzał, może nie mieć drugiej okazji. Raz kozie śmierć Carl. Podbiegłeś przed siebie na ugiętych ze strachu kolanach. W zasadzie ciężko było to nazwać biegiem, w porównaniu jednak z powolnymi ruchami swojego przeciwnika mogło przynieść sukces. Nawet najmniejszy moment niepewności mógł cię wiele kosztować, na szczęście istota tak jak myślałeś była dość otępiała. Uniosła kosę i wykonał niewielki zamach, który bez problemu pozbawiłby cię głowy. Zanurkowałeś w dół próbując realizując wzorowo ten desperacki manewr. Nad sobą usłyszałeś odgłos metalu wbijanego w ciało, zanim jęk jednego z nieszczęśników przymocowanego do ściany. Nie był to jęk, bólu brzmiał bardziej jak ulga, byłeś jednak zbyt pochłonięty walką o życie by przyłączyć się do jego uczuć. Wyminąłeś zdezorientowane monstrum rzucając się do przodu w luce po jej lewej. Wstałeś z klęczek i nie oglądając się za siebie dopadłeś żarówki. Dosłownie urwałeś sznurek, który ją wyłączał.. Na szczęście osiągnąłeś zamierzony efekt, o czym świadczyły ciemności, które na powrót wypełniły pomieszczenie. Kosa raz po raz cięła powietrze jakby ze zdwojoną siłą. Wyobrażałeś sobie, jaką wściekłość wzbudziłeś w tej istocie. Nie wydawała z siebie, żadnych dźwięków gdyż najpewniej po prostu nie mogła, nie miałeś pewności gdyż dziesiątki głosów pokrzykujących ze ścian mogło po prostu go zagłuszyć. Nie wierząc we własne szczęście czołgałeś się w krwi wymacując swoją drogę do drzwi do następnego przedziału. Pchnąłeś je raz, potem drugi i ustąpiły na tyle żebyś mógł się przezeń wczołgać. Ostatnim wysiłkiem zasunąłeś je za sobą i czując się już bezpieczny osunąłeś się na podłogę.

Nie byłeś pewien jak długo byłeś nieprzytomny. Obudził cię cichy płacz dziecka, rozejrzałeś się na około upewniając się w tym, że wciąż tkwiłeś w pociągu. Tutaj było już dużo jaśniej, lampka naftowa rzucała słabe światło na siedzącą na małej ławeczce dziewczynkę. Wyglądało na to, że jest to zwyczajowe miejsce pobytu konduktora pociągu. Dziewczynka natomiast była bardzo znajoma, to właśnie ją widziałeś wcześniej. Było to dziwne, ale wydawało się, że do tej pory nie dostrzegła cię jeszcze mimo, że leżałeś obok niej na pewno dobre "parę" minut. Wstałeś z głośnym trzaskiem w kościach dopiero odczuwając skutki poprzedniej przygody. Podszedłeś do dziewczynki, siadając obok.



-Hej… Jestem Carl, możesz się na chwilę uspokoić? Duże dziewczynki nie płaczą, a zobacz, jaka ty jesteś już duża.


Miał młodszą siostrę, więc dobór odpowiednich słów do tego typu sytuacji zdawał się być dla niego czymś naturalnym.

-Bo ja… Zgubiłam swoją lalkę… I jeszcze ten zły, zły pan…

-Spokojnie… Powiedz mi jak masz na imię.

-Ciiii… Bo ten pan nas usłyszy.

Mały dziewczęcy paluszek przyłożony do ust wydał ci się sceną istnie wyjętą z bajek dla dzieci. Nie wiedziałeś, jakim cudem ta dziewczynka bez szwanku przedarła się przez piekło w poprzednim przedziale. Jej oczy były czerwone, opuchnięte od łez. Poza tym jakoś sobie radziła, jeśli wzięłoby się pod uwagę naturę tego miejsca, w którym się znaleźli..

-Masz na myśli… tamtego potwora?

Spojrzała na ciebie zupełnie tak jakbyś to ty był dzieckiem a ona dorosłym. Strugi łez spływały jej po policzkach, zrobiło ci się żal tego dziecka, co pewnie było normalną ludzką reakcją. Współczucie dla innych, zwłaszcza dla dzieci zawsze było dla ciebie czymś naturalnym. Bardzo chciałeś ją jakoś uspokoić, ale sam byłeś kłębkiem nerwów. Cały pokryty krwią nie mogłeś nawet otrzeć jej mokrej twarzy. Co dziwne może właśnie przez łzy i to, że mała nie przyglądała ci się uważnie, nie zwracała uwagi na twój wygląd.

- Potwora…? Nie wiem, o co panu chodzi… Ja nawet nie wiem, co tu robię… Najpierw byłam w ogrodzie… I nagle znalazłam się w tym strasznym pociągu… Pan konduktor powiedział, że byłam bardzo niegrzeczna jadąc bez biletu i kazał mi tu zaczekać…

-Ogrodzie…? – Rozszerzyłeś oczy ze zdumienia ściskając dziewczynkę za ręce silniej niż zamierzałeś - Posłuchaj mnie uważnie jak wyglądał ten ogród?

-Nie mogę… Ten pan zaraz wróci i będzie zły, że z tobą rozmawiam! Mówił, że mam być grzeczna a wszystko będzie dobrze… Tylko, że zgubiłam, Vivian bo ten pan ciągnął mnie strasznie mocno i nie pozwolił się po nią wrócić…

Wypowiedź zakończyła kolejnym atakiem płaczu. Umierałeś z ciekawości, żeby potwierdzić swoje przypuszczenia i wyciągnąć z tej dziewczynki jakieś odpowiedzi. Jasne jednak było, że w jej obecnym stanie nie będzie to łatwe. Nie reagowała na twoje próby uspokojenia jej w dodatku wydawało ci się, że usłyszałeś coś za drzwiami, które…
Dopiero teraz dotarło do ciebie, że drzwi przed tobą prowadziły do kabiny maszynisty. Byłeś o krok od swojego celu, jeśli uda ci się tam dostać i zatrzymać pociąg to może…
Nie, nie mogłeś sobie pozwolić na to by zaślepiła cię nadzieja, jednak z całą pewnością byłeś podekscytowany z każdą chwilą, kiedy zostawiając dziewczynkę – a cóż innego mogłeś w tej chwili zrobić? – zbliżałeś się do drzwi. Nie było zamknięte, ani – dzięki Bogu – zamarznięte. Cicho skrzypiąc otworzyły się przed tobą na całą szerokość. Widok wnętrza pociągu parowego nie należał delikatnie mówiąc do twoich codziennych widoków. Krótki rzut oka wystarczył, żebyś zdał sobie sprawę, że prowadzenie tego pociągu mogło nie być wcale takim prostym zadaniem. Przypominało to trochę wczesną wersję kabiny pilota z tymi wszystkimi odczytami, zaworami i kablami.
Podłoga czarna od węgla, była pokryta jego hałdami. Ktoś najwyraźniej na bieżąco dorzucał do węgla, ponieważ drzwiczki od pieca były otwarte. Żar bił od niego niemiłosierny. Największa wajcha, która z całą pewnością odpowiadała za prędkość pociągu była przesunięta maksymalnie w przód. Pociąg pędził jak szalony, osiągając grubo ponad 100 km/h. Sprawiał przy tym wrażenie, że jeszcze chwila a może się rozpaść. Wszedłeś do kabiny chcąc bliżej przyjrzeć się tej maszynerii.
Zaobserwowany zupełnie nie zauważyłeś mężczyzny ukrytego za otwartymi na oścież drzwiami. W momencie, kiedy znalazłeś się środku odwrócony do niego plecami, konduktor pociągu z morderczym wyrazem oczu uniósł nad głowę łopatę do przerzucenia węgla gotując się do zadania ciosu.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 29-09-2009 o 19:51.
traveller jest offline  
Stary 04-10-2009, 21:42   #18
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Carl przeszedł parę kroków w stronę maszynerii. Dla niego zajmowanie się tym wszystkim, wydawało się czymś zupełnie nierealnym. Choć przypuszczał, że gdyby ktoś wprowadził go w te arkana, mógłby również się tym zajmować. Osłonił twarz przed nieznośnym żarem bijącym z pieca. To przypomniało mu, iż ktoś przecież musi zajmować się całą maszynerią. Więc gdzie jest maszynista?
Silny cios metalowym przedmiotem w głowę, praktycznie znokautował Whistlecore'a. Mężczyzna padł na podłogę ściskając się za nią. Okropne uczucie, jakby głowa pękła na dwie części, teraz towarzyszyło rosnącemu bólowi. Skulony, wciąż był w głębokim szoku, lecz nie stracił przytomności. Przetoczył się na plecy, bo atakując znów mógł zagrozić. Otworzył oczy. Obraz dwoił się i zamazywał, lecz widział maszynistę, który gotował się do kolejnego ciosu, tym razem ostrzejszą częścią łopaty.

- Poczekaj! Dogadamy się! - krzyczał aktor.

Łopata poleciała w dół, a Carl nie zdołał uniknąć ciosu. Uderzenie zatrzymało się na żebrach. Kolejna nawała bólu tak mocna, że przed oczami stanęła mu czerwona mgła. Szalony maszynista raptownie podniósł narzędzie. Tym razem aktor przetoczył się pod piec. Potworny żar. Czuł się jak w ogniu. Lecz pod wpływem adrenaliny nie wiele myślał. Złapał za pogrzebacz, czy cokolwiek to było, po czym silnym ruchem uderzył w nogę maszynisty. Goleń zgięła się w obrzydliwy sposób. Szaleniec zawył zwierzęcym głosem, upuścił łopatę i przyklęknął.

Carl wstał, lecz zatoczył się i zwymiotował. Bolała go głowa, a do tego skrzywdził obcego człowieka. Przez załzawione oczy spojrzał na maszynistę.

- Muszę zatrzymać ten pociąg - wyjaśnił.

Przeszedł powoli w stronę wajchy. Jeśli przeżyje i wyjdzie z tej całej maskarady, będzie musiał odwiedzić dobrego lekarza. Zapewne ma wstrząs mózgu, czy coś w tym stylu. Chwycił dźwignię, zaparł się nogami i pociągnął. Drgnęła ledwo, lecz pojazd zwolnił. Puścił. Maszynista wciąż wył. Carl znów chwycił wajchę i wysilił wszelkie mięśnie. Pociąg zaczął raptownie hamować. Pisk temu towarzyszący niósł się po wagonach. Aktor ledwie utrzymał się na miejscu. Pracownik rozłożył się na podłożu.

Whistlecore spojrzał w stronę wyjścia z wagonu, które kusiło. Jednak musiał zabrać jeszcze dziewczynkę.

Czyżby to dziecko przeżyło to co Carl? Bez względu na wszystko, mimo braku jakiejkolwiek logiki - czym była siła, która mogła wplątać dziewczynkę w ciąg tych niebezpiecznych zdarzeń? Wpadł do przedziału. Dziecko podnosiło się z podłogi. Widoczny efekt ostrego hamowania.

- Chodź szybko! Musimy stąd uciekać! - rzucił szybko w jej stronę.

Z przerażeniem w oczach, dziewczynka cofnęła się w kąt. Dopiero wtedy Carl zdał sobie sprawę z własnego wyglądu - uwalany we krwi i węglowym pyle, z mętnym wzrokiem - przypominał raczej przybysza z piekła niż wybawcę. Przysiadł na ławce.
- Mogę nas uwolnić od tego złego pana - mówił Carl wbijając wzrok w dziecko. - Ale musisz pójść ze mną, inaczej on wróci.
Przygryzł zęby. Ból w głowie przyćmił go zupełnie. Bolały też żebra przy każdym oddechu. Chyba maszynista połamał kilka z nich. Whistlecore wstał na drżące nogi. Znów zwrócił się w stronę dziewczyny;
- Jeśli nie chcesz iść, to przynajmniej podprowadź mnie do wyjścia...
 
Terrapodian jest offline  
Stary 12-10-2009, 14:00   #19
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Pociąg zakołysał się cały w momencie hamowania. Rzeczy leżące luzem spadały ze swoich miejsc we wszystkich przedziałach. Wszyscy pasażerowie szeptali między sobą zaniepokojeni co jest powodem ich opóźnienia. Ty jednak nie przejmowałeś się tym, że pociąg nie dojedzie gdzieś na czas, w zasadzie to można powiedzieć, że odwaliłeś kawal dobrej roboty. Co prawda twoje ciało zdawało się mówić językiem bólu i zrezygnowania, ale dziewczynka której imienia nawet jeszcze nie znałeś prowadziła cię wolno do najbliższych drzwi. Widać było, że twój ciężar jej ciąży, nie poddawała się, trzeba było przyznać że stara się być dzielna. Pomagałeś jej jak to tylko było możliwe, włócząc z wysiłkiem ociężałymi nogami. Chciałeś po prostu usiąść i odpocząć, ale gdzieś za wami był szaleniec. Człowiek, który najwyraźniej pełnił równocześnie funkcje maszynisty i konduktora pociągu. Dziewczynka także zdawała się to rozumieć. Zwłaszcza, że jego głos zaczął pobrzmiewać coraz głośniej. Lada chwila mógł dojść do siebie na tyle, żeby podążać waszym tropem. Nie zauważyłeś też że po chwili coś się zmieniło, ciężko jednak było dokładnie powiedzieć co. Dopadliście do drzwi, Oparłeś się o ścianę a ona próbowała je otworzyć. Jednak najwyraźniej były to zadanie ponad jej siły, szarpała się z nimi przez chwilę. Po czym z bezradnością spojrzała w twoją zdyszaną twarz. Naparłeś na nie ale wyglądało na to, że ty także wyczerpałeś już zapas swojej energii. W końcu krzyknąłeś głośno czując, że mięśnie napinają się do granic twoich możliwości a drzwi w końcu ustępują. Było jednak inaczej, to pomieszczenie nie wyglądało tak jak wcześniej. Prawdzie mówiąc mimo ciemności jakie niewątpliwe panowały w tunelu, trudno było nie zauważyć, że drugiego wagonu po prostu nie ma, tak jak i reszty pociągu. Co to mogło znaczyć? W dodatku nie zauważyłeś tego od razu, ale znowu ruszyliście. Nie była to na pewno prędkość taka jak wtedy, jednak pędy powietrza smagające ci twarz oraz odgłos poruszających się kół nie pozostawiały żadnych wątpliwości.

-Ty... Coś Ty zrobił... Zabiję Cię za to!


Kuśtykający mężczyzna z wykręconą kończyną, rzucił się na ciebie z gołymi dłońmi. Jak ten człowiek mógł w ogóle chodzić? A co dopiero ponownie uruchomić pociąg. Pozostawało to dla ciebie tajemnicą. Mimo swoich ran był jednak niespotykanie szybki i silny. Może być na jakiś narkotykach, może to szaleństwo dodawało mu sił? W każdym razie zdołał doskoczyć do ciebie i powalić na ziemię zanim zdążyłeś sparować jego atak. Przygniótł cię ciężarem swojego ciała i zacisnął swoje chłodne umorusane węglem ręce na twojej szyi.

-Przestań, przestań proszę... Nie rób mu krzywdy.


Maleńki piąstki wydawały się być dla szaleńca niczym więcej jak ugryzieniami komara. Konduktor czy maszynista zdawał się nawet tego nie zauważać. W końcu uderzył w tył łokciem. Dziewczynka po prostu upadła nieopodal bez przytomności. Próbowałeś używać nóg, uwolnić się równocześnie rękoma, jednak nie dawało to żadnych rezultatów. Zaczynało brakować ci powietrza. Uśmiechał się tylko coraz szerzej kiedy twoje usta robiła się coraz szersze, ruchy wolniejsze a oczy powoli odpływały w tył głowy. Przestawałeś walczyć, przegrywałeś tą walkę. Ostatnie co zapamiętałeś to światło, docierające do twojej przekrwionej tęczówki. Białe światło przesłaniające obraz maszynisty, leżącej z boku dziewczynki, pociągu a nawet otaczającej wszystko ciemności.

---

-Mój Boże...

-Czy on żyje?

-Niech ktoś wezwie karetkę, on chyba nie oddycha!


---

-Siostro poproszę skalpel.

Jasne światło raziło cię w oczy. Westchnąłeś w geście protestu, więc czemu z twoich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nakazałeś ręce zakryć oczy, ta jednak nie poruszyła się ani na moment. Co jest grane? Co to za miejsce? Gdzie jest pociąg? Czemu nie może się ruszyć? Choćby okiem, światło drażniło go, ale nie mógł choćby drgnąć powieką.

-Wyjdzie z tego?

-Szczerze? Jak dla mnie to już warzywo. Marnujemy tylko czas.

Głos należał do mężczyzny w lekarskim kitlu i nieskazitelnie białych rękawiczkach, który pochylił się nad twoją głową.

-Jak się dzisiaj czujemy panie Whistlecore?

Chciałeś odpowiedzieć, zgodnie z prawdą używając dość niecenzuralnych epitetów, ale nie mogłeś. Mięśnie krtani nie poruszały się tak jakby ich tam wcale nie było, czy cokolwiek w twoim ciele się jeszcze poruszało? Serce biło głośno, oczy działały, mózg najwyraźniej też. Może to jakiś rodzaj narkozy? Przeszło ci przez myśl. Nagle lekarz, zaśmiał się krótko. Zbliżał powoli skalpel do twojego czoła aż w końcu straciłeś go z pola widzenia. Poczułeś stróżkę krwi spływającą ci po nosie, nie czułeś bólu. Nie czułeś nic. Kolejne osoby w pomieszczeniu szeptały podekscydowane nachylając się nad tobą jakbyś był niczym innym jak tylko ciekawym obiektem badań. Strużka krwi płynąca z czoła zaczęła szybko wypełniać przestrzeń w twoim prawym oku. A potem światło stało się jeszcze jaśniejsze i zlało się krwią.



---

Obudziłeś się w szpitalnym łóżku o dziwo w dość dobrym stanie. Krew, siniaki, blizny wszystko zniknęło co szybko sprawdziłeś w lusterku które stało n. Leżałeś w szpitalnym łóżku, zupełnie jak zwyczajny pacjent w zwyczajnej szpitalnej piżamie. Pamiętałeś ostatnie wydarzenia dokładnie, czy jednak miały naprawdę miejsce? Słońce świeciło łagodnie za oknem, parapet ozdabiały zadbane paprotki. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tu dość normalnie.

Łóżko obok było puste, kotara odsłonięta. Wydawało się, że ktoś pościelił je na nowo. Na zwykłej półce, której bliźniacza siostra była także przy twoim łóżku leżały okulary z oprawkami wykonanymi w lekko brązowym odcieniu drewna. Pewnie ktoś ich zapomniał. Jednak wrażenie, że o czymś ci przypominały było niespotykanie silne.



Zanim uporządkowałeś swoje myśli, do pokoju weszła kobieta w średnim wieku - ok. 40 lat. Z lekko pomarszczoną twarzą w kompletnym kostiumie pielęgniarki. Nie tak wyobrażał sobie pielęgniarkę, powinna być raczej bardziej seksowna, ale ten obraz był bardziej zgodny z rzeczywistością. Włosy wciąż blond, pieprzyk przy ustach i dobroduszna twarz. Wyglądało to tak jakby przepracowała tu pół swojego życia.

-Jak się dzisiaj czujemy panie Whistlecore?

-Przepraszam co pani powiedziała?


-Coś nie tak?

Wyglądała na szczerze zaskoczoną, on sam był zaskoczony tylko nie wiedział dokładnie czemu. Był pewien, że słyszał już gdzieś te słowa, tylko gdzie?

-Nie, nie skąd. Po prostu... Nieważne, chyba mi się zdawało. Może pani mi po prostu powiedzieć co ja tutaj właściwie robię?

-Zemdlał pan podczas jazdy metrem. Właściwie to pana serce przestało bić na chwilę. Spokojnie! Proszę się nie martwić. Nie wygląda to jednak tak poważnie jak mogłoby się zdawać. Ktoś z pasażerów wezwał pogotowie. Raczej wszystko jest teraz w porządku, ale doktor chce zatrzymać pana dzisiaj na obserwacji.

-Naprawdę? To chyba wiele wyjaśnia... Miałem może jakąś operację po tym jak się tu znalazłem?

-Żartuje pan? Oczywiście, że nie.

Jej wyraz twarzy wyglądał teraz tak jakby tłumaczyła coś niemądremu dziecku, które dopiero co zobaczyło potwora w szafie. No dobra trzeba było się wsiąść w garść. Po chwili ciszy, zadałeś jej kolejne pytanie.

-Przepraszam, czyje to łóżko?

-Teraz jest wolne. Od wczoraj kiedy pana przywieźli. - westchnęła głośno - Tak to już u nas bywa...

-Ale co się stało..? Proszę powiedzieć.

-Aparatura Pana Adamsa po prostu stanęła. Jego serce przestało bić na zbyt długo i nic nie dało się już zrobić. Nie w tym wieku, zresztą... Był w śpiączce, więc co za różnica


-No wie pani?

-Ja.. przepraszam to może tak zabrzmiało, ale nawet jego rodzina starała się o pozwolenie na eutanazję. Jeżeli ktoś jest w takim wieku i ma się tylko męczyć?


Trudny temat, nie miał ochoty na spory z pielęgniarką, mimo dobrego stanu zdrowia czułeś się dość zmęczony.

-No tak rozumiem...

-Jeżeli potrzebuje pan czegoś proszę po prostu wcisnać ten czerwony guzik przy pana łóżku. Miłego dnia.


Pielęgniarka obdarzyła cię ciepłym uśmiechem, który na pewno odejmował jej trochę lat. Zastanawiałeś się czy to tradycyjny uśmiech wywlekany na twarz dla każdego pacjenta, ale pokrzepił cię trochę na duchu.

-Wzajemnie... Będę pamiętał.

Poczekałeś, aż wyjdzie i wstałeś z łóżka. Okulary kusiły cię swoim kształtem i po prostu musiałeś je na chwilę poczuć w dłoniach. W momencie kiedy przeczytałeś pierwsze wygrawerowane litery, wiedziałeś skąd brało się narastające uczucie de javu.

morieris non quia aegrotas sed quia vivis
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 12-10-2009 o 16:35.
traveller jest offline  
Stary 21-10-2009, 01:34   #20
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Czuł się naprawdę źle. Wziął okulary w dłoń i usiadł na skraju swojego łóżka. Nie wiedział dokładnie skąd, ale w jego umyśle powstała układanka - w pewnej części już ułożona. Ten staruszek na ławce w tamtym ogrodzie... On musiał być w podobnej pułapce co Carl. Inaczej nie da się tego wyjaśnić. Dlaczego go wtedy nie obudził? Być może żyłby dzisiaj. Odłożył okulary na szafkę. Układanka wciąż niepełna, brakuje wielu odpowiedzi na pytania...

Przebłysk.

Dziewczynka z pociągu!

Ona może wyjaśnić wiele niewiadomych. Jeśli skończyła tak jak Carl, to jest gdzieś w tym szpitalu. Nieprzytomna? W dobrym stanie? Innej możliwości nawet nie brał pod uwagę. Tak jak stał, w marnej, szpitalnej piżamie, klapkach na bosych stopach, blady, nieogolony, niczym widmo - wyskoczył na korytarz. Teraz tylko znaleźć oddział dziecięcy. Starając się być niezauważonym przeszedł może parę metrów.

- Można wiedzieć gdzie się pan wybiera? - niemiły głos zbił go z toru.

Wrócił do sali, a wraz z nim pielęgniarka ze złym wyrazem twarzy.

- Musi pan wypoczywać, nie wiemy jeszcze co jest nie tak z pańskim zdrowiem.

Zatem leżał sam na pryczy. Sam ze swoimi myślami. Wpatrywał się tępo w sufit i nie mógł uspokoić. Wciąż nachodziły go obrazy rzeźnika z pociągu, wiszące trupy, szalony konduktor i cały strach, który temu towarzyszył. Przy tym jeszcze niepewność, co do dziewczynki. W końcu razem siedzieli w tym bagnie. Do pokoju ktoś wszedł i Carl dobrze wiedział, że to jego siostra. Nie miał ochoty na rozmowę, towarzystwo - nawet z najbliższą rodziną. Jednak starał się zachować pozory kultury.
- Carl, w co się znów wpakowałeś?
Nie drgnął, wciąż wpatrując się w biały sufit. Siostra chyba trochę się przestraszyła, więc uniósł się z wysiłkiem i spojrzał na nią. Wyglądała jakby przeżywała całe zdarzenie bardziej niż sam Carl. Trzymała w dłoni reklamówkę. Po kształcie rozpoznał, że w środku jest jedzenie. Ach, ta troskliwość.
- Już mi lepiej... - stwierdził Carl.
Nagle umysł zaczęła zaprzątać mu wizja jedzenia. Zgłodniał.
- Wiem, rozmawiałam z lekarzem - odpowiedziała Sabrina. - Dzisiaj pójdziesz na kilka badań i jeśli nic nie wykryją, to jutro wyjdziesz.
Milczał przez chwilę. Wreszcie znów położył się na łóżku.
- Dobrze, że jesteś... Co u mamy?
- Przyjdzie jutro, a przynajmniej tak mówiła.
- Już wyzdrowiałaś, ostatnio byłaś chora? - spytał, przypominając sobie ostatnie zdarzenia.
Lekko się zarumieniła.
- Właściwie... nie do końca, ale już czuję się lepiej!
Carl westchnął.
Siostra usiadła tuż przy łóżku i zaczęła wykładać jedzenie z reklamówek. Twierdziła, że lekarz pozwolił. Nie podważał opinii fachowców, co pokazał rzucając się na zawartość reklamówki. Sabrine patrzyła na brata z lekką mieszaniną współczucia i irytacji. Zamienili jeszcze kilka słów o paru nieistotnych sprawach. Wreszcie wyszła zapowiadając, że jutro odwiedzi go matka.

Carl przewrócił się na plecy i znów rozmyślał. Nie trwało to długo. Pielęgniarka zaprowadziła go na serię badań. W ten sposób całe popołudnie było zajęte. Badania krwi, ciśnienia, nawet tomografia komputerowa. Nie potrafił powiedzieć, czy odkryli, co było powodem jego zemdlenia. Oczywiście nie wyjawił im swoich podejrzeń. Nie uwierzyliby. Poszedłby do psychologa, dostał jakieś leki, czy też przeszedł dalsze badania. A może... to on się myli? Skąd ma pewność, że to mu się nie śniło? W końcu jego znajomość medycyny jest nikła. Na świecie istnieją z pewnością nazwy, które mogłyby pod pewnym kątem zdefiniować jego przypadłość.

Szalejesz Carl, szalejesz...

I nigdzie nie widział dziewczynki z pociągu, co bardzo go zmartwiło. A jeszcze większe zmartwienie mieli lekarze, którzy zupełnie nie wiedzieli co dolega Whistlecore'owi. Gdy wrócił na salę, nie ruszał się już nigdzie. Nie mógł zasnąć, bo po prawdzie bał się snów. Z drugiej strony bezsenna noc przynosiła kolejne przemyślenia. Ogród, staruszek z okularami, ogrodnik, szaleni współpasażerowie, rzeźnik z pociągu, konduktor, właścicielka Vivian, obrazy z operacji, której nie było. Czy ktoś bardziej zasługuje na nazwę "szaleniec"? Wreszcie zasnął - bez przemyśleń i snów.

Następnego dnia zjawiła się matka, ale nie mówiła zbyt wiele. Po twarzy poznał, że jedynie ostatkiem cierpliwości powstrzymuje się, żeby nie krzyczeć. Carl przygotował się, ubrał i wraz z nią poszli do lekarza z wydziału. Przyjął ich w gabinecie z miną wyraźnie mówiącą, że będzie kłamał. Inaczej - nagnie prawdę, żeby nie zdradzić swojej niewiedzy.
- Pański przypadek, panie Whistlecore, sprawił nam wiele kłopotów...
Lekkie poruszenie matki, która siedziała tuż obok. Obawiała się właśnie takich słów. Starszy lekarz kontynuował.
- ...jednak po badaniach, wraz z innymi lekarzami, wysnuliśmy parę teorii. Proszę odpowiedzieć na parę pytań. Po pierwsze; czy miał pan kiedykolwiek problemy z sercem?
- Nie - odrzekł Carl zgodnie z prawdą.
Lekarz wykreśli z kartki kilka słów.
- Dobrze... wobec tego, czy cierpi pan na bóle głowy, choroby psychiczne, poważniejsze fobie i inne urazy o podłożu neurologicznym lub psychologicznym?
- Jeśli nie ma czegoś w mojej historii choroby, to nic z tych rzeczy.
Doktor pokiwał głową.
- A czy żyje pan ostatnio w stresie? Przeżył pan jakieś traumatyczne przeżycie, które wpłynęło na psychikę?
Carl obawiał się tego pytania. Spojrzał przelotnie na matkę, a następnie odpowiedział.
- T-tak.
- To by się zgadzało - odrzekł cicho lekarz. - Takie rzeczy się zdarzają. Pewni ludzie są bardziej narażeni na takie czynniki na stres czy traumatyczne przeżycia, co potem... mmm... przekłada się właśnie na tego typu omdlenia, czy jak w pańskim przypadku chwilowe zatrzymanie akcji serca... Jest to spowodowane...
Carl nie słuchał tej uczonej gadki. Wiedział podświadomie, że kłamie i nie wie co tak naprawdę się stało.
- ... najlepiej, aby wziął pan sobie tydzień wolnego w pracy i wyjechał gdzieś wypocząć. To dobre lekarstwo. Unikać przez kilka dni tłustych potraw, mocnej kawy, dużych ilości słodyczy, alkoholu i innych używek.
Na tym wizyta się skończyła. Nim wyszedł, skręcił jeszcze na oddział dziecięcy. Jednak na pytanie, czy znajduje się tam ktoś z rodziny, nie potrafił odpowiedzieć kłamstwem. Zresztą... nawet nie znał nazwiska dziewczynki. Musiał wobec tego żyć dalej nadzieją.
Chwilę potem siedział tuż obok matki w samochodzie. Po pięciu minutach zebrała się w sobie i zaczęła;
- Jak słyszałeś. Znajdę jakieś sanatorium i pojedziesz tam na dwa tygodnie...
- Ale ja mam teatr - postawił się Carl, chociaż dobrze wiedział, że to zupełnie bezsensu.
- Nie chcę o tym słyszeć! Nie pozwolę, aby tobie też się coś stało.
Aluzja do ojca. Jest wyraźnie przejęta całą sytuacją. Miała rację. I tak chciał wziąć sobie dwa tygodnie wolnego. Z tego powodu nie zrobią mu problemów. Dotychczas praca pozwalała zapomnieć o złych przeżyciach, a rola aktora nakładała maskę na twarz bez wyrazu.

Po powrocie do domu zadzwonił do Hassa. Był dość dobrze poinformowany, prawdopodobnie odpowiadała za to siostra. Nick obiecał, że zajmie się kwestią urlopu, a przy tym zamierza odwiedzić Whistlecore'a następnego dnia.
W nocy nie mógł spać. Jednak to co się odwlecze... Leżał z poduszką przyciśniętą do głowy, a w myślach kołatało mu nazwisko jednego z ludzi, których uważał za autorytet.

Wielebny Wallace Willoughby.


To chyba już cztery miesiące od jego tragicznej śmierci. Krew w kościele jeszcze nie wyschła, ale morderca już odbywa swoją sprawiedliwą pokutę. Carl nie rozpaczał od pewnego czasu, ale do dziś czuł się rozbity z tego powodu. Człowiek w swym życiu spotyka niewielu nauczycieli, których może spokojnie nazwać swoimi przewodnikami.
Wallace Willoughby był właśnie takim człowiekiem. Opiekunem rodziny, po śmierci Franka. A także niedoszłym teściem Carla. Pokazał uniwersalną filozofię, udowadniał, że można żyć bez względu na kłody, jakie życie rzuca nam pod nogi. W końcu każdy dzień, to swoista walka o przetrwanie.
I po śmierci pastora, to Carl został jedynym powiernikiem jego słów. Starał się wprowadzać je w życie własnymi czynami oraz słowami.
A było to trudne. Pozornie Wallace stanął przed zadaniem właściwie niemożliwym. Z przerażonego chłopca, który widział na własne oczy, jak śrut rozrywa czaszkę ojca na części, musiał stworzyć normalnego człowieka. Coś, co nie udawało się nawet najlepszym psychologom, on zrobił w ciągu kilku lat. I dlatego dla Whistlecore'a był jak ojciec. Miał nadzieję, że nie zobaczy znów śmierci swoich bliskich.

Mylił się. Znowu. Chyba rzeczywiście nad Whistlecore'ami wisi jakaś klątwa.

Następnego dnia, zgodnie z obietnicą przyszedł Nicholas Hass. Usiedli razem przed domem, a Carl uraczył swojego gościa historią ostatnich dni. Oczywiście wspomniał o snach, ale raczej w formie skróconej ciekawostki. Mógł teoretycznie opowiedzieć wszystko. Jednak z biegiem czasu, wydawało mu się to tak niedorzeczne i bezsensowne...
- Cóż, muszę powiedzieć, że ostro pojechałeś - stwierdził Hass z uśmiechem, gdy tylko Carl skończył swoją historię.
- Ostro? Jak James Dean? Już się przyzwyczajam - odpowiedział.
- Odradzałbym szafować nazwiskiem Deana... W końcu znasz jego życiorys. Musiałbyś już umierać.
"Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to ponuro zabrzmiało" - pomyślał Carl uśmiechając się w duszy.
- A więc szukasz dobrego odpoczynku? - Nicholas zastanowił się. - Myślę, że najlepiej, gdybyś wybrał sobie małe, urokliwe miasteczko. Kurort czy coś w tym stylu... Niskie ceny, zwykle mili ludzie. Zresztą mieszkasz w małym mieście, więc wyobraź sobie, że jest tutaj jeszcze mnóstwo miejsc, w których można wypocząć.
- Tak, tak, ciągle nad tym myślę.
- Słuchaj! Pamiętasz Ronalda Terrance'a? Będzie przejeżdżał niedaleko. Zna parę ciekawych miejsc. Powinny cię zainteresować...

Oczywiście, że tak. Zadzwonił do Ronalda. Dziennikarz, ateista, cynik... pewnie biorąc pod uwagę te cechy, trudno uwierzyć, że razem z Carlem mogli się zbratać. A jednak!
- Kopę lat, Carl! Co u ciebie! - krzyczał głos z telefonu.
- Mam sprawę. Szukam cichego, spokojnego miejsca, gdzie mógłbym odpocząć z dala od... - zaczynał Carl, lecz Terrance mu przerwał.
- Mam coś na oku. Takie miasteczko. Spodoba ci się, bo sam miałem jechać. Wpadnij do mnie, a ja prześlę ci namiary.

Do domu wracał już spokojny. Wkrótce zacznie się pakować. Wyjedzie na tydzień z dala od miejsca, które tak źle mu się kojarzy. Jednak wciąż nie mógł zapomnieć o dziewczynce. Jeśli z jakiegoś powodu został "obdarowany" tymi snami albo wizjami... być może jeszcze się spotkają... Te pytania są męczące, a im więcej się nad nimi zastanawiał, tym trudniejsze się wydawały. Dość już. Przeżył koszmar i nie chce tego kontynuować. Nie.
 
Terrapodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172