Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2009, 23:38   #11
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ewa biegła przed siebie z wprawą osoby, która uciekała przez całe życie. Była nadzwyczaj szybka i zwinna, dlatego prędko zniknęła nieznajomemu z oczu. Stopy okaleczyła sobie do krwi następując na kawałki potłuczonej butelki, ale nie poświęciła temu nawet jednej chwili uwagi. Zupełnie jakby nie czuła bólu, albo umiejętnie potrafiła go ignorować.

Zatrzymała się raptownie przed wejściem do klatki schodowej. Wzrok przykuło graffiti zdobiące pobliską ścianę. Przedstawiało dziewczynę, wokół której latała chmara owadów. W większości chyba motyli, bladych i niewyraźnych, jakby były jedynie czyimś odległym wspomnieniem. Ale jeden z insektów wyglądał jakoś dziwnie. Mrocznie. Otaczała go czerwona postrzępiona poświata i Ewa nie mogła pozbyć się wrażenia, że owad ów niechybnie runie na dziewczynę niby pędząca przez atmosferę kometa. Choć dziewczyna zdawała się nie widzieć zagrożenia. A może nie było warte jej uwagi? Ta spowita w czerń postać spoglądała wprost na Ewę, zupełnie jakby ją widziała. Od tego wzroku przeszedł ją dreszcz po długości kręgosłupa. Zatrzęsła się jakby temperatura raptownie spadła. No i jeszcze ta jej twarz… Wydawała się taka niepokojąco znajoma. Jej posępny wyraz przywodził na myśl momenty spędzone przed lustrem. Jakby spoglądała z boku na samą siebie. A później nawiedziły ją te dziwne obrazy. Nawet jak na majaki, te które śniła obecnie był wyjątkowo pokręcone. Krzyż… Osobiście byłby to dla Ewy jedynie nic nie znaczący religijny rekwizyt, ale wizja niosła ze sobą czyjaś obecność. Nie widziała tego kogoś, ale czuła, że czai się gdzieś w pobliżu, przygląda się… To doznanie znała aż za dobrze. Choć tym razem miała wrażenie, że nie chodzi o NICH, ale o kogoś zupełnie innego…

Zagapiła się bez pomyślunku w jakiś odległy punkt, kompletnie zadumana. W tym czasie starszy mężczyzna nadrobił dzielący ich dystans. Dostrzegła go kątem oka i zacisnęła mocniej dłoń na kawałku szkła. Kim był? Nie wyglądał co prawda na Kruka. "Nie bój się" - krzyczał wcześniej. I niby ona miała uwierzyć w jego kłamliwe zapewnienia? Niedoczekanie...
Już miała wyciągnąć przed siebie kawałek szkła, ale on… podszedł do niej i przytulił do siebie. Zamarła. Zaskakując samą siebie Ewa poluzowała uścisk i prowizoryczna broń upadła z chrzęstem na beton.

Spodziewała się wszystkiego co najgorsze. Myślała, że mężczyzna się na nią rzuci, unieruchomi, a nawet uderzy, ale on… On po prostu przygarnął ją jak rodzic, który odnalazł zagubione w supermarkecie dziecko. Poczuła jego podbródek na czubku własnej głowy i dłonie, który delikatnie ją oplatały, jakby chciały uchronić przed całym złem tego świata. Ewa zastygła niczym słup soli. A potem usłyszała jego ciepły, pełen ulgi głos:
- Maju… Nie bój się. Już ci nic nie grozi. Tatuś tu jest.

Chyba nikt jeszcze tak bardzo jej nie zszokował. Skąd ta wylewność? Czyżby ten gość rozum postradał? I co w ogóle ten szaleniec robił w jej śnie? To był jej koszmar! Jej! Nie było w nim miejsca dla jakiś sentymentalnych ojców! I skąd w ogóle jej własny umysł wpadł na takie wariactwo, aby wpleść w jej koszmar domniemanego tatusia jakiejś... Maji? Nie znała nikogo o tym imieniu, a już z pewnością sama nią nie była.

Wymarłe blokowisko? W porządku. Szpitalna koszula? Senny standard. Krzyż? Nawet krzyż można było jakoś wytłumaczyć. Chadzała ostatnio do tego kościoła w okolicy, i choć bóg z jej osobą niewiele miał wspólnego, to jednak ta paranoidalna wizja mieściła się jeszcze w ramach jej normalnych nocnych koszmarów. Ale facet, który podawał się za „tatusia”? Litości! Skąd jej chory umysł wpadł na ten żenujący pomysł? Przecież od zawsze była pogodzona z faktem, że ojca po prostu nie ma. W ogóle nie łączyły ją z nikim żadne więzi i nigdy nad tym specjalnie nie ubolewała. Nie potrzebowała towarzystwa. Nigdy w życiu nawet nikogo nie lubiła, o zaufaniu nie wspomniawszy. Więc o co się rozchodziło? Odezwała się w niej jakaś głęboko ukryta tęsknota? Potrzeba? I oblekła się w jej śnie w formę ojca, którego nigdy nie miała? Tkliwe i cukierkowe. Niemal zbierało się na mdłości… Ale mimo swych szyderczych myśli go nie odepchnęła. Dlaczego?

Frymuśny sen, choć nie całkiem jej niemiły. Nikt nigdy w życiu jej nie przytulał, nikt nigdy nie przejawił w stosunku do niej tyle troski co ten obcy mężczyzna, który oczywiście był tylko urojeniem, sennym majakiem. A może to ONI przyszykowali dla niej ten podstęp? Ewa nie wykluczała takiej możliwości, ale pokusa była zbyt duża. Nieśmiałym gestem oparła policzek o pierś mężczyzny i przymknęła oczy. Niebywałe uczucie, być tak blisko kogoś i nie odczuwać strachu.

- Dobrze… tatusiu – szepnęła, głównie po to by przekonać się jak brzmi to słowo wypowiedziane jej własnym głosem. Dlaczego to powiedziała? Sama zachodziła w głowę co mogło ją podkusić. „Tata”… Słowo wyszło z jej ust tak gładko, bezproblemowo. Zdumiewające.

Facet mógłby raczej być jej dziadkiem niż ojcem, ale to nie miało w tej chwili znaczenia. W końcu to był tylko sen. Nie stanie się żadna krzywda jeśli pozwoli sobie w nim na odrobinę kłamstwa. Dla zaspokojenia czystej ludzkiej ciekawości… O ile „ludzki” to w jej przypadku w ogóle adekwatne określenie. Zazwyczaj różniła się od ludzi aż za bardzo.

Niemniej tkwiła tak bez ruchu jak jakieś cholerne zombie. Nic więcej też nie powiedziała. Za to myśli nieprzerwanie kotłowały się pod czaszką. „Głupia jesteś Ewka. Strasznie głupia! Co ty sobie myślisz? Że to sen dla grzecznych dziewczynek? Ty takich nie miewasz! Ty śnisz jedynie koszmary! Dałaś się zwyczajnie nabrać. I niech zgadnę… Teraz jest ten moment kiedy unoszę w górę oczy i zamiast dobrotliwego dziadziusia widzę mięśniaka w stroju pielęgniarza? Szlag…”

Gwałtownie odepchnęła od siebie mężczyznę i odskoczyła kilka kroków w tył. Dyszała jakby właśnie przebiegła maraton. Tam gdzie stał nieznajomy stał… nadal ten sam nieznajomy podstarzały typ.
- Nie wiem o co ci się rozchodzi! – krzyknęła z wyrzutem. – Odczep się ode mnie, słyszysz? To jest mój koszmar! Mój! I na twoim miejscu zaczęłabym się stąd zwijać, bo w moich snach ONI zawsze przychodzą. A kiedy już przyjdą, uwierz mi, wolałbyś być gdzieś daleko...

Odgarnęła z twarzy lepkie od potu kosmyki i podniosła z ziemi kawałek szkła. A potem wyczerpana usiadła na betonie jakby czekała. Na co? Na NICH oczywiście. Nie miała wątpliwości, że wreszcie się pojawią. Zawsze się pojawiają.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 05-07-2009 o 16:29.
liliel jest offline  
Stary 08-07-2009, 18:19   #12
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Łacina. Nie rozumiał słów, ale czuł się jakby je skądś znał. Jakby odżyło nagle jakieś dawno zagrzebane gdzieś wspomnienie. Poza nimi nie było jednak nic co by w jakikolwiek sposób odstawało od obrazu ruiny. I znów jeszcze raz ten sam wers, ale tym razem tuż za nim!

Odwrócił się gwałtownie na pięcie ciężko oddychając ze strachu. Nic. Tylko gwiżdżący na ulicy wiatr. Serce waliło jak szalone. A jednak przed chwilą niemal czuł czyjś oddech na karku...

I znów! Kalecząc bosą stopę o kawałek gruzu odwrócił się jak opętany i przypadł czym prędzej plecami i rękoma do ściany. Dotyk czegoś twardego z tyłu był dobry. Przed nim jednak nic. Tylko wnętrze umierającego bloku. Nie. Martwego bloku. Nie było tu nawet karaluchów, które mogłyby nadać temu miejscu choć odrobinę życia. Co to za sen? Co to za koszmar? Niechże się wreszcie kończy. Niech się kończy na litość boską... i znów szept.

Tym razem wyraźniej niż poprzednio. Powolny, proszący, lecz w pewien sposób beznadziejny. Jakby wypowiadający te słowa nie spodziewał się żadnego skutku. Sam zaczął bezwiednie poruszać ustami w ślad za szeptem ulegając tej samej pustej nadziei.

A jednak coś go ciągnęło na górę. Chciał się przekonać. Z jednej strony czuł, że realizm tego miejsca go przytłacza, a z drugiej miał jakieś takie dziwne wrażenie, że nie obudzi się póki nie wejdzie na górę... Ale przecież nic mu się nie stanie. To sen. We śnie nic nie może się stać naprawdę. Tak samo w żadnym przywidzeniu. Myśl logicznie.

Postąpił parę kroków w kierunku schodów i... wrażenie śmierci sprawiło, że zastygł w bezruchu. Najpierw przeszło go takim zimnym mrowieniem po plecach... nie to wiatr... to przez ten fartuch... a potem przyszły wizje. Obrazy człowieka, który umierał. Człowieka, którego niemal od zawsze miał gdzieś. Skąd? Dlaczego? Złapał się poręczy i zamrugał parę razy oczami przecierając je drugą ręką. Nie... Jeśli to się zaraz nie skończy to zwariuje... jak nic... nie...
- Nie... - powiedział cicho – Niee.... Nieee! Nieeeee kurwa! Dość tego!
Poczuł złość gdy głos własnego krzyku rozbrzmiał w klatce schodowej tylko na chwilę maskując modlitewny szept.

Miał tego dość. Tracił zmysły. Nienawidził tego. Nie był pierdolnięty... Nie był...

Nadal mając przed oczami migawki niezasłużonej śmierci ruszył biegiem na górę. Znaleźć tego, który to wszystko spowodował.
- Dosyć, dosyć, dosyć...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 16-07-2009, 00:02   #13
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Konrad ruszył na górę. W gniewie, który go wypełniał, przeskakiwał po kilka stopni, byleby znaleźć źródło takiego stanu rzeczy. Dawno nie czuł się właśnie tak, jak teraz. Zawsze spokojny i pełen rezerwy do wszystkiego, teraz stał się kimś zupełnie innym. I to przez zwykły sen. Choć może nie taki zwykły.
Na tyle, na ile pozwalały bose stopy, udało się chłopakowi dotrzeć na piętro. Nie różniło się ono wiele od tego, co widział na dole. Ale jedna rzecz była inna - na końcu korytarza widać było półotwarte drzwi zza których sączyło się niebieskie światło. Wyglądało niemal tak, jakby ktoś w środku oglądał telewizję. Co jakiś czas światło drgało i migało nieznacznie. W ciemnym korytarzu, rozświetlanym teraz tylko przez szarość dnia wpadająca przez niewielkie, korytarzowe okienko, unosił się tajemniczy szept i słowa: "salva nos ab igne inferiori".
Inne drzwi, które pewnie prowadziły do kolejnych mieszkań, stały zamknięte. Dojście do nich pokryte było grubą warstwą kurzu, przykrywającą gumowe wycieraczki. Powykręcana poręcz schodów i same schody ciągnęły się jeszcze w górę, choć nic nie wskazywało na to, by góra miała się czymś specjalnym wyróżniać. Konrad nie wiedział, czy na bosych nogach da radę tam dotrzeć. Nie czuł jeszcze bólu, ale jak znał siebie i życie, to za niedługo przypomną mu o sobie. I wtedy znów spadły na niego obrazy wywoływane przez szepczące słowa w powietrzu. Obrazy krzyża znów wypełniły przez chwilę głowę chłopaka. Jednak teraz poza krzyżem było coś jeszcze. Coś zupełnie innego. Jakieś miejsce, jakiś budynek. Jeśli to był sen wewnątrz snu, to czas coś z tym zrobić. I możliwe, że pokój z niebieskim światłem będzie tutaj rozwiązaniem.

Władysław wpatrywał się w dziewczynę jak urzeczony. Blondynka ze szkłem w ręku coraz mniej przypominała jego Maję. Choć we śnie wszystko się może zdarzyć. Widział, jak usiadła na betonie w geście rezygnacji. "ONI", "kiedy już przyjdą" - nie rozumiał o czym mówiła dziewczyna. Nie rozumiał, co się tu działo. Nie takie sny zwykle śnił. Zwykle się bał i na wciąż na nowo przeżywał przeszłość. Teraz było inaczej. Teraz...
Coś z trzaskiem spadło na beton. Rozejrzał się i dostrzegł, że kawałek tynku odpadł od ściany. Tynku, na którym narysowana była ćma.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 20-07-2009, 07:33   #14
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Otrzeźwienie przyszło równie nagle jak wcześniejsze oszołomienie. Niespodziewanie. Powrót do rzeczywistości był dla Władysława jak kubeł zimnej wody.
- Rzeczywistości? - zapytał w myślach sam siebie - Jakiej rzeczywistości? Nie pij więcej Władek bo to się źle skończy.
Patrzył na blondynkę, która już w żadnym razie nie przypominała jego ukochanej córeczki.
- Każdy ma takie piekło na jakie zasłużył - westchnął cicho.
Cofnął się o krok i spojrzał na dziewczynkę. Kim była? Zjawą, jego wyrzutem sumienia, koszmarnym urojeniem. Być może wszystkim po trochu.
- Czas kończyć to. - Władysław odwrócił się od blondynki. Chciał zamknąć oczy i uszczypnąć się, by obudzić się w swoim łóżku.
- To podobno działa... - pomyślał.
Zamknął powieki i wtedy usłyszał trzask spadającego betonu. Spojrzał w tamtym kierunku. Od ściany odleciał kawałek tynku. Na tym fragmencji namalowana była dziwna ćma.
- Ona też chce stąd uciec. - mężczyzna zamknął oczy i uszczypnął się mocno, aż poczuł dotkliwy ból.
Czekał zamkniętymi oczami. Bał się otworzyć powieki. Czekał aż usłyszy jakiś znajomy głos. Budzik, telewizor którego pewnie nie wyłączył lub może kościelne dzwony. Cokolwiek byle było realne i znajome. Stał tak i czekał aż będzie pewnien, że ten cholerny wódczany koszmar się skończy.
 
brody jest offline  
Stary 21-07-2009, 13:45   #15
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Każdy ma takie piekło na jakie zasłużył – szepnął mężczyzna, chyba sam do siebie, ale Ewa usłyszała jego udręczony ton. Brzmiał dziwnie donośnie pośród tej irytującej wibrującej ciszy. Piekło… Czyżby istotnie trafiła do piekła? Umarła we śnie, i przeszła nieświadomie na drugą stronę? I niby dlaczego sobie na nie zasłużyła? O nie, ona nie przyłożyła do tego palca. Nie była złym człowiekiem, nie uczyniła nikomu krzywdy. No, może poza tym jednym razem, kiedy rozwaliła łeb jednemu spośród Kruków. Kula przeszła na wylot a jego mózg zabryzgał wówczas kiczowatą motelową tapetę. Nie mogła zapomnieć widoku tej tapety...

Wiec może zasługiwała na piekło? Może to było przesądzone już w chwili gdy zaczerpnęła pierwszy oddech na tym zgorzkniałym depresyjnym świecie? Od początku była na przegranej pozycji, pozbawiona wpływu na własny los. Czym mogła sobie zasłużyć na piekło? Przede wszystkim swoim istnieniem. Jeśli Bóg zdaje sobie sprawę z jej obecności najpewniej jest na nią wkurzony. Bo ona, Ewa, pojawiła się na jego świecie niezupełnie na jego warunkach. Ale to przecież nie była jej wina?

Kawałek tynku nagle odpadł od ściany i z hukiem wylądował na asfalcie. Ewka w sekundzie zerwała się na równe nogi zapominając o czym w zasadzie rozmyślała. Fragment betonu wyglądał zwyczajnie, może jedynie wymalowana na nim ćma wzbudzała lekki niepokój.

- W jaki sposób mógł tak zwyczajnie się ukruszyć? – zapytała nieznajomego, ale on zdawał się jej nie słyszeć. – Ściana wyglądała na solidną. Żadnych pęknięć, rys… Normalnie trzeba by popracować kilka minut młotem pneumatycznym aby wyłupać taki kawał gruzu, a on tak sobie w sekundzie odpadł... Dziwne. Jest tylko jedno wyjaśnienie. To sen, bo przecież we śnie wszystko może się wydarzyć. To musi być sen, prawda? – znów zapytała starszego pana, ale on chyba na dobre odpłynął myślami gdzieś bardzo daleko. Stał jak słup z zaciśniętymi powiekami. Jakby na coś czekał. Wariat.

Ewa podniosła kawałek tynku z ziemi i dogłębnie obejrzała dziurę szpecącą, i tak już wyjątkowo szpetną elewację budowli. W zasadzie nie sądziła, że dopatrzy się tam czegoś niezwykłego, ale z precyzją naukowca zaczęła ścianę obmacywać i obstukiwać, przyłożyła nawet ucho do jej chłodnej gładkiej powierzchni. Dokładnie na wysokości ust posępnej dziewczyny, jakby miała nadzieję, że ta wyszepta jej odpowiedzi na wiszące w powietrzu pytania.

W końcu dała za wygraną. Kilka razy szarpnęła starszego pana za rękaw, z uporem jakby chciała ocucić śpiącego. Dłoń Ewki nadal krwawiła, wytarła więc ją naprędce w szpitalny fartuch naznaczając śnieżną biel kontrastującym z nią żywym szkarłatem. Na niewiele się to zdało, krew nie przestawała sączyć się leniwą strużką. Stworzenie nawet prowizorycznego opatrunku nie wchodziło na razie w grę, Ewa postanowiła więc w dalszej części ranę po prostu ignorować. Kolejny raz pociągnęła nieznajomego za ubranie, tym razem bardziej stanowczo.

- Idziesz czy zostajesz?
Drobna blondynka ruszyła przed siebie. Nie wypuszczając kawałka betonu z jednej ręki, a odłamka szkła z drugiej, podeszła do zdezelowanych drzwi wejściowych. Czuła, że ten pojedynczy budynek może być ważny, wyjątkowy. Dlaczego? Czy to z powodu przedziwnego malunku na zewnętrznej ścianie? A może z powodu wizji, które nawiedziły ją centralnie w tym właśnie miejscu? Może te obrazy przywołała bliskość czegoś… lub też kogoś? Ewa pewnym krokiem przestąpiła próg by znaleźć się na obskurnej, upstrzonej graffiti klatce schodowej.
- Idziesz? – zawołała ostatni raz do nieznajomego. Jej głos odbił się echem od zasyfionych ścian by za chwilę znów przepaść w pustce. Spowiła ją ponownie ta sama drażniąca cisza przerywana jedynie skrzypieniem spróchniałych desek pod jej bosymi stopami.
 
liliel jest offline  
Stary 22-07-2009, 09:15   #16
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Dziecięca sztuczka z zamknięciem oczu i uszczypnięciem na niewiele się zdała. Władysław nadal twkił w tym przeklętym koszmarze.
Z zaciśniętymi powiekami zastanawiał się gdzie jest.
- Czy to piekło?
Mimo dyskomfortu całej sytuacji, nie mógł powiedzieć, że doznaje bólu. Poprostu zagadkowość obecnego położenia przyprawiała go o ból głowy.
- W jaki sposób mógł tak zwyczajnie się ukruszyć? – zapytała dziewczyna.
Władysław starał się ją ignorować. Była częścią tego świata, a przez to swego rodzaju zagrożeniem. Jeszcze parę chwil temu myślał, że to jego ukochana Maja ale teraz wiedział, że to nie prawda.
- Co to wogóle jest prawdziwego? Może to sen? - pomyślał Władysław i jednocześnie usłyszał kolejne pytanie blondynki.
- To musi być sen, prawda?
Już chciał coś odpowiedzieć, ale usłyszał jak dziewczyna schyla się po odkruszony kawałek ściany.
- To nie jest sen... - westchnął cicho mężczyzna - To coś o wiele bardziej przerażającego. Tylko co? Jeśli nie piekło? To może czyściec?
Władysław przypomniał sobie o jeszcze jednym miejscu w zaświatach o których nauczał Kościół.
- Tylko to oznacza, że umarłem. Tylko kiedy? Jak?
Blondynka szarpnęła go za rękaw fartucha:
- Idziesz czy zostajesz? - spytała.
Władysław pogrążony w myślach ledwo zrozumiał sens słów. Ostrożnie otworzył oczy. Bał się tego miejsca. Wiedział, że niezależnie od tego gdzie się znajduje grozi mu tu wielkie niebezpieczeństwo.
Znowu obudziły się w nim instynkty rodzicielskie. Nie mógł pozwolić, by ta mała wędrowała sama po tym... brakowało mu słów...
-...piekle - powiedział.
- Idziesz? – zawołała ostatni raz do nieznajomego. Jej głos odbił się echem od zasyfionych ścian, by za chwilę znów przepaść w pustce.
Władysław przełknął ślinę i zachrypniętym głosem powiedział:
- Stój! Nie idź tam! Tam może być niebezpiecznie. Lepiej zostańmy tu.
Mężczyzna chciał chronić małą przed niewidzilnym zagrożeniem, a jednocześnie sam bał się tego co może czychać za najbliższym rogiem.
- Jestem Władek - rzekł mężczyzna wyciągając rękę - A ty?
 
brody jest offline  
Stary 22-07-2009, 16:24   #17
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Unoszący się w powietrzu kurz drapał podniebienie wykładowcy gdy ten szybko oddychając rzucał otoczeniu desperackie spojrzenie. Pokój z którego sączyła się niebieska poświata musiał być źródłem. Nie było innej możliwości. A nawet jeśli była to poza obecnym stanem pojmowania Konrada. Znowu wizje. Aż się zachwiał stojąc na skraju schodów gdy pierwsze obrazy mignęły mu przed oczami. W ostatniej chwili złapał się poręczy i odzyskał równowagę nim wbite w ścianę nity przytrzymujące pustą żeliwną rurkę pękły od rdzy pozostawiając w dłoni wykładowcy kawał żelastwa. Machnął nim jak ślepy przed sobą bezskutecznie próbując odegnać bezładne migawki z głowy. Potem drugi raz i trzeci... Na nic. W ciszy przerywanej tylko monotonnym szeptem usłyszał swoje gniewne krzyki. Wszystko na nic. W końcu skoczył w kierunku półotwartych drzwi. Szept przybrał na sile choć cały czas pozostawał szeptem. W biegu przez korytarz prawie pośliznął się na jednej z wycieraczek. A umierający mężczyzna znów przypomniał o sobie. Jak artysta beznamiętnie katujący widza swoją śmiercią. I nagle... zatrzymał się tuż przed samymi drzwiami. W tym samym momencie ustały wizje i odszedł gniew. Zamarł z wyciągnięta do przodu ręką, którą jeszcze przed chwilą chciał otworzyć drzwi. Dzieliły go od nich centymetry. Wahał się. Wpatrując się we własną na zmianę zaciskającą się i rozluźniającą się dłoń, nie mógł wykonać dalszego ruchu. Ale czuł to. To było tu. Wyjście ze snu. Powrót do świata, który znał...

Dlaczego się wahał? Coś mu kazało się nad czymś zastanowić... Nie. Koniec z tym. Zdecydował się. Gdy jednak chciał popchnąć drzwi, te drgnęły... i otworzyły się same. Blask.

Upuścił rurkę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 23-07-2009, 23:45   #18
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Stój! Nie idź tam! Tam może być niebezpiecznie. Lepiej zostańmy tu.
Ewka nawet nie zwolniła. Mężczyzna mógł mieć niby rację, ale stanie w miejscu i czekanie aż wydarzy się coś złego to chyba najgorsze z możliwych rozwiązań.
- Ja idę się rozejrzeć. Jak chcesz to zostań.
Pomyślała czy nie powinna mówić mu per „pan”? W końcu mógłby być jej dziadkiem. Ostatecznie z pomysłu zrezygnowała. To i tak wystarczająco żenujące, że rozmawia z wytworem swojej wyobraźni, która okazjonalnie nawiedziła jej sny.

- Jestem Władek. A ty? – starszy pan wyciągnął do niej rękę i zamarł w oczekiwaniu.
Ewa się zawahała. Uczyniła krok ku nieznajomemu, ale zaraz się cofnęła. Przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. Jeden krok w przód i dwa w tył. Tańczyła tak chwilę, jak nieudolna baletnica która zapomniała choreografii. W końcu chrząknęła i szepnęła nadal skrępowana.
- Ewa. Na imię mi Ewa.

Przełożyła odłamek szkła do lewej dłoni, gdzie ściskała już kawałek gruzu. Prawą, lekko drżącą dłoń, wyciągnęła przed siebie. Gdy mężczyzna ją uścisnął sparaliżował ją strach. Zupełnie jakby się spodziewała, że jej tą dłoń urwie po sam łokieć. Nie urwał, o dziwo. W zasadzie nie zdążył nawet dobrze jej uścisnąć, bo zaraz wymknęła mu się niczym mokra ryba.
- No chodźmy. Szkoda czasu - ponaglała. Nie wiedzieć czemu nagle poczuła presję aby się spieszyć.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i w kilku susach pokonała pierwsze stopnie schodów. Władysław w oka mgnieniu został sporo w tyle.
 
liliel jest offline  
Stary 28-07-2009, 10:59   #19
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oczom Konrada ukazało się wnętrze pokoju. Dźwięk upuszczonej rurki świdrował przez moment by zamilknąć i rozpłynąć się w szumie dochodzącym z pokoju. Kiedyś była to kawalerka, ale obecnie nic nie zostało z jej dawnej świetności. Niewielki pokoik był zniszczony, z odrapanymi ścianami oraz niszczejącym ciągiem niskich szafek przy oknie. Centralną częścią pomieszczenia było jednak coś zupełnie innego. Mianowicie łóżko. Stało oparte o ścianę, jakby ktoś sobie postawił je tam i chciał wyspać się na stojąco. Wystarczyło tylko podejść i oprzeć się o nie plecami, by móc spróbować zasnąć w takiej pozycji. Jednak z tym łóżkiem był problem - było zajęte.
Nieznajomy wisiał przywiązany skórzanymi pasami do łóżka. Oplatały mu one ręce, nogi oraz pas. Śpiący wisiał swobodnie i bezwładnie - tak, jak to może czynić osoba nieprzytomna lub śniąca. Głowa mężczyzny zwieszała się swobodnie zakrywając twarz włosami. Konrad, patrząc tak na wiszącego, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie jest to do końca taka obca osoba. Patrzył też na to, co stało pod samym łóżkiem, niemal jak podnóżek dla wiszącego. Był to telewizor. To właśnie on migał elektroniczną śnieżycą wypełniając mrok oraz szarość zza okna błękitnym, zimnym światłem. Co jakiś czas na ekranie pojawiał się napis. Był widoczny kilka chwil i znikał w śnieżycy statycznego śniegu. "Tardemah". Tylko to jedno słowo.
Szepty bynajmniej nie ustały...quae misericordiae tuae maxime indigent. Mówił je wiszący. I choć był to szept to jednak dało się go słyszeć tak, jakby ktoś normalnie mówił. Konrad nie mógł zrobić najmniejszego ruchu. Patrzył na postać w szpitalnym fartuchu, na telewizor u jego stóp i słuchał szeptów modlitwy. Chciał się obudzić. Chciał tego bo wiedział, że to wszystko to sen. Nigdy takich nie miewał, ale wiedział, że są. Wiedział, że komuś się przytrafiają. I teraz chciał z niego wyjść. Myślał, że może tutaj, za drzwiami znajdzie się odpowiedź. Może wiszący człowiek ją znał. Może...
Wiszący podniósł głowę. Uczynił to niemal tak, jak ktoś budzący się ze snu. Ktoś, kto właśnie ocknął się i chce zobaczyć, co wytrąciło go ze spania. Podniósł głowę i spojrzał na Konrada. Spojrzał, choć oczy miał zamknięte. Pod powiekami żywo ruszały się gałki, jak dla człowieka śpiącego głęboko i intensywnie. Usta poruszały się w miarę jak kolejne słowa modlitwy opuszczały usta. Pospolita twarz zdawała się być nieruchoma i zastygła w paroksyzmie bólu, strachu i udręki. Konrad widział już tą twarz, choć póki co jego pamięć starała się podołać natłokowi wrażeń atakujących wzrok i słuch. TO się nie dzieje naprawdę. Konrad nie wiedział już, co ma robić. Śpiący jednak uparcie patrzył w jego stronę jakby, mimo zamkniętych oczu, był świadom jego obecności.
Zaschło mu w gardle. Nogi zrobiły się ciężkie, jakby wlano w nie płynny ołów. Podłoga zdawała się lekko zapadać pod nim, jakby grzązł w niej i nie mógł nigdzie się ruszyć. Gula strachu rosła w gardle i powoli jej dławiący uścisk stał się niemożliwy do wytrzymania. Krzyk rodził się w duszy i chciał wyrwać się na wolność.
igne inferiori

Ewa wbiegła na klatkę, po wspięciu się na schody. Za nią Władek dopiero co ruszał by podążać za nią. Odrapane ściany, ślady zniszczenia oraz rozkładu, były wszędzie. Na podłodze zalega gruba warstwa kurzu, który nie był ruszany przez długi czas. Niewątpliwie są tu pierwszymi osobami od bardzo dawna.
Na ścianie przed samym wejściem ze schodów wisiały skrzynki pocztowe oraz tablica z ogłoszeniami. Obecnie tablica to tylko pusta rama z wybitą szybą i wydartymi kartkami. Skrzynki na listy wiszą jeszcze, a przez drobne dziurki wystają splątane korzenie traw oraz sierści. Z klatki można było podążyć schodami albo windą. Drzwi windy posiadały dziwne wybrzuszenie oraz potłuczone szkło, które wisi tylko na stalowej siatce wtopionej w szkło zbrojone. Możliwe, że winda spadła i efektem jest właśnie to wybrzuszenie.
Ewa oglądała to wszystko, gdy Władysław wreszcie znalazł się przy niej. Stojąc tak we dwoje w opuszczonym budynku, w szpitalnych ubraniach i bosych, poobijanych stopach, wyglądali jak para zbiegów z ośrodka specjalnego. Gdyby tu było jak w każdym innym mieście, to pewnie ktoś by zadzwonił po policję. Tutaj nikt nie zadzwoni. Tutaj nikt nawet nie dostrzeże inności tej dwójki.
Dźwięk metalu zabrzmiał jak strzał z pistoletu. Krótki ale intensywny huk przetoczył się przez budynek i zamilkł na zewnątrz. Dochodził z góry i nie mogło to być zbyt wysoko. Wyobraźnia podpowiadała wiele wersji tego, co też to mogło być. Jednak tutaj mogło to być wszystko i nic. Dosłownie.
I gdy tylko huk zamilkł, z sufitu zaczęły opadać delikatne płatki materii. Unosiły się jak puch, niespiesznie opadając, wirując i wznosząc się niesione ciepłym powietrzem znad dwóch postaci. Miękkie, delikatne płatki, białe jak śnieg, spadały na skórę, na kurz, na schody i na włosy. Wywoływały ledwie muśnięcie, jak popiół z ogniska. Nie były tynkiem osypującym się z sufitu ani kredą czy gipsem. Ewa wzięła delikatnie jeden z tych płatków między palce. Rozdarł się i rozsypał. Był suchy jak pieprz. To był papier.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._

Ostatnio edytowane przez Yarot : 05-09-2009 o 00:42.
Yarot jest offline  
Stary 29-07-2009, 16:44   #20
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Dziewczyna go nie posłuchała. Ruszyła biegiem do klatki.
Władysław został sam. Sam jak palec pośród opuszczonego przez Boga i ludzi blokowiska, na granicy pomiędzy jawą i senem.
Świadomość opuszczenia wprost przygniotła mężczyznę. O ile do samotności w swoim życiu zdążył się już przyzwyczaić, to teraz i tutaj poprostu się jej bał. Potrzebował kogoś obok siebie, by nie zatracić się w obłędzie. Ta smarkula była teraz jego jedyną nadzieją. Ostatnią deską ratunku. Musiał się jej trzymać za wszelką cenę. Bez niej zwariuje, tak jak bez swojej ukochanej Maji.
Łzy podeszły mu do oczu, bo znowu przypomniał sobie o swojej córeczce.
- Mam nadzieję, córuś, że jesteś w lepszym miejscu niż to - pomyślał i ruszył za blondynką.

W środku wśród obrapanych ścian, kurzu pokrywającego całą podłogę i całej sterty śmieci stała ona. Jakby na niego czekała. Rozglądała się wokół, zdawało się, że czegoś szuka.
- Ona się wcale nie boi. - przemknęło mu przez głowę.
- A jednak jesteś - ni to zapytała ni stwierdziła.
Władysław tylko pokiwał głową. On też rozejrzał się po blokowej klatce.

Poraził go cały ogrom zniszczenia. Obdapane tynki, wszędzi pył, gruz i sterty różnorakich śmieci.
- Ty płaczesz? - spytała Ewa.
- Nie... - zapewnił mężczyzna, przecierając jednocześnie oczy wierzchem dłoni - To przez ten kurz.
- Gdziemy jesteśmy?
- Niewiem... to chyba se... - urwał w pół zdania, bo sam już w to niewierzył.
- Niewiem co to jest - pomyślał Władysław - ale to na pewno nie jest sen
I wtedy krótki, ale jakże intensywny huk przetoczył się przez budynek. Dźwięk dochodził z góry. Starszy mężczyzna i nastolatka instynktownie unieśli głowy do góry. Ktoś kto spojrzał, by na nich z boku dostrzegłby oczy pełne strachu i niepewności. Wyglądali jak para wariatów, która uciekła z zamkniętego ośrodka. Stali tak przez chwilę, wyczekując na kolejne dźwięki. Gdy echo huku umilkło i żaden więcej dźwięk nie wypełnił przestrzeni z sufitu zaczęły odpadać tynk.
Unosił się jak puch, niespiesznie opadając, wirując i wznosząc się niesiony ciepłym powietrzem znad dwóch postaci. Miękkie, delikatne płatki, białe jak śnieg, spadały na skórę, na kurz, na schody i na włosy. Wywoływały ledwie muśnięcie, jak popiół z ogniska. Nie były tynkiem osypującym się z sufitu ani kredą czy gipsem. Ewa wzięła delikatnie jeden z tych płatków między palce. Rozdarł się i rozsypał. Był suchy jak pieprz. To był papier.
- Co to wszystko znaczy? - myśli Władysława goniły jak oszalałe. Miał dość całej tej chorej sytuacji, tego miejsca, tej pustki, ciągłego zawieszenia. Niewiedział gdzie sie znajduje, nie potrafił sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć. Przestał wierzyć w pijacki sen, wszystko wokół było zbyt realne. I ta dziewczynka Ewa. Skąd ona się tu wzięła.
- Co tu się kurwa dzieje?! - krzyknął niespodziewanie, wypuszczając na zewnątrz cały swój strach i nienawiść.
Sam się przeraził swojego wrzasku. Spojrzał na dziewczynkę. Miała głowę wtuloną w ramiona.
- Przepraszam - wyszeptał. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że chyba zna tą małą. Czy to nie ją widział dzisiaj w kościele? Chciał ją o to zapytać, ale milczał. Przeraził go myśl, że ktoś jeszcze mógł usłyszeć jego przekleństwa.
Spojrzał w górę i czekał z obawą.
 
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172