Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2011, 10:23   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Gorzej, niż dzieci! - głos Tilien pełen był złości. - Całkiem jak na pikniku. Nikogo na warcie, a ogień buzuje zapraszając gości!
Z tym ostatnim zwłaszcza Ilian nie mógłby się zgodzić, bowiem niepodsycane ognisko ledwo się tliło, ale poza tym Tilien dużo racji miała.
- A co by było, gdyby to nie byli oni? - spytała. Retorycznie zdaje się, bo nie wyglądało na to, by czekała na jakąkolwiek odpowiedź.
Ale to byli właśnie ‘oni’ - ich ‘ukochana’ czarodziejka oraz nieco nadmiernie włochaty zaklinacz, którego ‘włochatość’ nader często intrygowała różne panny (i nie tylko), najwyraźniej łączące ilość owłosienia z pewnymi możliwościami.
Pewnie nie miał jej kto paru haftek zapiąć, pomyślał Ilian. Może nieco złośliwie, ale mało dworne maniery i wielkopańskie traktowanie otoczenia przez Zarenę było źródłem pewnych konfliktów nie tylko na linii drużyna - reszta świata.
- Oni - Daeri wskazała na związanego bandytę, nieco niepotrzebnie używając liczby mnogiej - mają jakichś wspólników. Wspominali o jakimś Joshu. A może to ich herszt?
- A zatem może się tu zjawić w każdej chwili - Ilian podsumował wypowiedź tropicielki. - W dodatku niekoniecznie sam. - Spojrzał w stronę związanego jak baleron bandyty. Leżał na tyle daleko, że nawet gdyby miał uszy jak zając nie mógłby słyszeć cicho wypowiadanych słów.
Potarł brodę.
- Mam w zasadzie dwie propozycje. Żadna nie przewiduje darowania mu życia. Zamiast prowadzić go do lorda Malcolma, który obdarłby go ze skóry czy kazał stracić w inny, równie widowiskowy sposób, po prostu go powieśmy. Tam leży taki idealny wprost sznur, a i parę idealnych konarów widziałem.
- Potem - mówił dalej - albo możemy zastawić pułapkę na pozostałych, ale tamtych może być kilku, albo też zabierzemy stąd parę co ciekawszych rzeczy i pójdziemy zaraz po nagrodę.
- Jeśli chodzi o te zwłoki... Łopat nie znalazłem. W bagno wrzucać ich nie wypada. Położymy ich pod ścianą, przykryjemy deskami, kamieniami. Lord Malcolm przyśle swoich ludzi, to ich pochowają. A że przyśle, to pewne. Nie pozwoli, by tyle dobra się zmarnowało.

Nie musiał się specjalnie starać, by znaleźć dla siebie fajną koszulkę kolczą, taką samą jak ta, w której chodził Tharivol. Dla Tilien też coś w tym stylu by się znalazło. Może w nieco bardziej kobiecym stylu...
- A zatem - postanowił sprecyzować wypowiedź - dwa proste pytania. Wieszamy go, czy prowadzimy do lorda Malcolma. Robimy zasadzkę czy idziemy stąd, chociaż noc już blisko.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-05-2011, 13:41   #22
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
To nie były dobre dwa dni, to były dwa dni włóczenia się po lesie w poszukiwaniu towarzyszy i bandytów. „Bogowie jedni raczą wiedzieć, kogo pierwszego znajdziemy, lub co gorsza, kto znajdzie nas” W dzikiej okolicy nie mogła oczywiście liczyć na żadne wygody. Nic więc dziwnego, że wszystko ją irytowało. To słonce grzało za mocno, to droga była zbyt trudna, to znowu jej towarzysz zbyt milczący. Najbardziej w dzień drażniło ją, że co jakiś czas odchodził w las zbierać jakieś zielsko. „Czy on naprawdę nie rozumie, że nie powinien mnie tak samej zostawiać, przecież tu mają być zbójcy.” Nawet w nocy nie miała spokoju, nie dość, że musiała spać na ziemi to jeszcze dokuczał jej zdecydowanie zbyt intensywny zapach suszących się ziół. Przynajmniej ranki były przyjemniejsze, Symeon wpatrywał się w nią jak w obrazek, kiedy studiowała zwoją księgę. „ Ha zazdrości mi, wie że nigdy nie będzie prawdziwym czarodziejem. Widzi mój potencjał, rozumie że w przyszłości nikt mi nie dorówna” Zarena uwielbiała rozmyślać o swojej świetlanej przyszłości, w której to stanie się naprawdę potężna. Niechętnie wracała do rzeczywistości, w której znała ledwie kilka zaklęć.

- Cśśśśś..... - syknął Symeon, który już od ładnych kilku chwil był wyraźnie nieswój. Zerena dobrze widziała, jak po jego gęstych kłakach przebiegały falami dreszcze. Teraz zgarbił się, przez co wydawał się jeszcze mniejszy i ostrożnie kierował w stronę wyłaniających z pomiędzy drzew ruin.

Szła tuż za nim pozwalając, by to on trapił się poszukiwaniem właściwej ścieżki. Nie zwracała na niego większej uwagi, ponieważ jej zdaniem, widok przedstawiał raczej nieciekawy. Zagłębiła się za to w myślach, planując jakież to zaklęcia doda do swej magicznej księgi w przyszłości. Kiedy syknął na nią zatrzymała się zaskoczona. Już miała go upomnieć, że nie życzy sobie, by na nią syczano, ale w porę dostrzegła wyraźny niepokój swojego towarzysza.
- Ogień - wyszeptał tylko, jakby to krótkie słowo miało wszystko wyjaśnić.
-Hm?- nie zrozumiała w pierwszej chwili, na szczęście sama zdołała dostrzec nikły na razie blask. - Sprawdź to. - rzuciła postanawiając zostać na miejscu i zaczekać na wieści. Nie mogła się przecież narażać na atak potencjalnych zbójców.
Mruknął coś tylko pod nosem i ruszył między drzewa. Zniknął jej z oczu na krótki czas. Kiedy się pojawił był nadal spięty.
- Ognisko - rzucił swoim zwyczajem oszczędną informację, jednak nauczony doświadczeniem, gdy tylko spostrzegł minę czarodziejki dodał. - Jakieś jadło ktoś tam warzy...

Spojrzała na niego z dezaprobatą. “Co za głąb? Po co on tam polazł? Sama wiem, że coś się pali i to raczej nie las, więc jasne, że ognisko. A strawa? W tej chwili to kompletnie nieistotne!” Postanowiła natychmiast wyjaśnić kudłaczowi, czego od niego oczekuje.
- Kto? Kto warzy tę strawę? To jest najbardziej podstawowa informacja. Idź jeszcze raz i zobacz, co to za jedni. Dopóki się tego nie dowiem, nie wiem czy mogę bezpiecznie wyjść, a chyba nie chciałbyś, żeby coś mi się stało?

Kolejny, tym razem mniej tłumiony pomruk, musiał starczyć jej za cały komentarz. Symeon wyraźnie zły odwrócił się na pięcie i ponownie zniknął w lesie. Widziała jeszcze, jak odchodząc jakby od niechcenia, wykonał kilka skomplikowanych ruchów, usłyszała formułę i powiało emanacją mocy.
“Co ta małpa nieogolona znowu wymyśliła?” Była naprawdę ciekawa, jakiej to sztuczki użył jej kompan. “Sztuczki”, ponieważ tacy jak on nie potrafili władać prawdziwą magią.
Kiedy znów się pojawił wiedziała już, co to było. Całą jego sylwetkę oblewała ledwo widoczna poświata.
- Nasi - wyjaśnił z właściwą sobie oszczędnością. - Widziałem Tilien i Tharivola.
- No to chodźmy się przywitać. - Ucieszyła się, że nie trafili na bandytów. Nagle wiadomość o strawie gotującej się na ognisku przestała być nieistotna. Ruszyła żwawo, żeby zobaczyć, co też tam reszta drużyny dla niej przygotowała.
-Witam – rzuciła, jej wzrok padł na trupy i plamy krwi. Uśmiechnęła się od ucha do ucha widząc, że całą robotę odwalili inni.
- Dlaczego ten jeszcze żyje? - szturchnęła związanego czubkiem wysokiego skórzanego kozaczka.
- Bo ma szczęście, albo pecha - odparł Ilian. - Zależy od punktu widzenia. Ale to stan tymczasowy i ulegnie zmianie.
Każdy kiedyś musiał umrzeć. Prędzej czy później. Ale tą wiedzą nie podzielił się nikim.
Bardziej niż odpowiedzią czarodziejka zainteresowała się zawartością kociołka. Powąchała, zamieszała i doszła do wniosku, że zupa nadaje się do spożycia. “To nie to, co w domu, ale musi wystarczyć.” Z niejaką rezerwą zabrała się do posiłku.
Ilian z pewnym zaskoczeniem patrzył na Zarenę. Zawsze kręciła na wszystko nosem, a teraz proszę... Jakieś prawidłowe instynkty zaczęły się w niej odzywać. Zrozumiała, jak ważne jest jedzenie i stosy truposzy jej nie przeszkadzają w konsumpcji. Ciekawe tylko, czy bandycka zupa jej nie zaszkodzi... Króliczek doświadczalny. Jeśli ona przeżyje, to my też...
-Co do bandyty...- powiedziała pomiędzy kolejnymi łyżkami zupy, oczywiście nie mówiła z pełnymi ustami!- to powinniśmy go powiesić.- przemówiła nie zdolna pozbawić reszty jej cennego zdania. A wyrok taki a nie inny wydała wyłącznie ze względu na wygodę. Jeśli zbój będzie martwy to nie będą się musieli nim martwić. - Ale najpierw moglibyśmy go wypytać gdzie się ów Josh podziewa. Byłoby łatwiej zrobić zasadzkę.- wyraziwszy swoje zdanie i ponownie skierowała całą swoją uwagę na posiłek usiłując nabierać tylko najlepiej wyglądające kawałki mięsa i zostawiając innym wszystkie, które wydawały jej się nazbyt poprzerastane czy żylaste.
 
Agape jest offline  
Stary 07-05-2011, 10:24   #23
 
Imuviel's Avatar
 
Reputacja: 1 Imuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwu
W ogóle nie pomyślała, że ktoś mógłby się na nich zakraść. Przecież oni co dopiero...


Pomiędzy dwoma czarodziejami kontrast bił z siłą kowalskiego młota. Piękna i Bestia. No, może nie do końca. Zarena była, jak już, niebrzydka.

Jejmość najwidoczniej poczuła się w obozowisku bandytów jak u siebie, lecz Daeri przeszło przez myśl, że może nie przypadkiem zjawiła się gdy było już po wszystkim.


Niespecjalnie podobał jej się także pomysł wieszania zbója. Teraz był bezbronny, związany i bezbronny!
A co z „Niechaj sprawiedliwości stanie się zadość”? Chociaż z drugiej strony, ciąganie jeńca z powrotem do Lorda Dwa Rogi, narażając się na możliwy odwet jego kompanów, prezentowało się równie nieciekawie.


Tak czy owak, przestępca pewnikiem zawiśnie, albo jego głowę nabiją na pal, ku przestrodze.
-Wieszajcie więc – stwierdziła raźno, ale na widok Tilien zabierającej się do przesłuchiwania zbladła, zamarła i powiedziała tylko: - Rozejrzę się po okolicy, na wszelki wypadek.
 
__________________
moja postać =/= ja // Tak, jestem kobietą.
Imuviel jest offline  
Stary 08-05-2011, 00:15   #24
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Tilien, choć od dobrych paru dni z Zareną przebywała, stale nie mogła się nadziwić manierom tej panny z dobrego niby domu. A raczej - całkowitemu ich brakowi. Oraz - co też było dla magiczki charakterystyczne - kompletnemu oderwaniu od rzeczywistości.
Dłoń podniesiona w powitaniu na widok nadchodzącego Symeona, jakoś tak nieznacznie przeszła do wykonywania gestu odpędzania złego ducha, gdy na polanę wkroczyła trzymająca się za plecami zaklinacza czarodziejka. Aż dziw, że kiedyś myślała, że to Tharivol jest nie do zniesienia.
Jak długo jeszcze z nią wytrzymamy, pomyślała. Dojdzie w końcu do tego, że nas zlinczują w jakiejś gospodzie.

- Zostawisz chociaż trochę dla nas? - mruknęła pod nosem, gdy ‘hrabianka’, nie zważając na nic, dopadła do kociołka i zagarnęła go dla siebie. Zarena zapewne nie usłyszała, bowiem wypowiedź wojowniczki nie spotkała się z tradycyjną, pełną ekspresji, ripostą.
Tilien westchnęła tylko i nie komentując na głos szybko zmniejszającego się poziomu zupy w kociołku, pomyślała nie bez pewnej dozy satysfakcji, że przy takim trybie odżywiania magiczka pożegna się ze swoją smukłą talią w ciągu paru tygodni. I nawet gorset jej nie pomoże. A może nawet udławi się już... teraz...

- Moim zdaniem, strata czasu z tym przesłuchiwaniem - głośno skomentowała propozycję Zareny. - Lord Malcolm zapłacił nam za przepędzenie tych tutaj... - wskazała trupy skinieniem głowy - a nie za latanie po okolicy i wydłubywanie kolejnych z lasu, jak nie przymierzając, wszy z kołnierza. Ale jeśli chcesz, to mogę z nim pogadać. A zasadzka nie ma sensu - dodała. - Krew czuć z daleka. Nawet jeśli ich zakopiemy, to i tak zapach nie zniknie. Każdy się zorientuje, że coś jest nie w porządku.

***

- Ilian, daj tę linę - powiedziała stanowczo. - Za rabunek i zabójstwa karą jest śmierć. Potem pomogę ci zrobić porządek. O którym konarze mówiłeś? - Zapytała głośno. Tak, żeby nie uszło to uwagi więźnia.
- Daeri, Symeonie. - Ilian zwrócił się do wymienionych. - Możecie pilnować, czy nikt się nie zbliża? Tilien miała rację, byliśmy nieostrożni.

Po chwili lina, ze sprawnie zaciskającą się pętlą, wisiała przerzucona przez solidny konar. Tilien i Ilian sprawdzili, czy wytrzyma ciężar bandyty, wspólnie uwiesiwszy się rękami za końce sznura.
- Il - szepnęła wojowniczka, gdy znaleźli się tuż obok siebie. - Naprawdę chcesz go powiesić tak ‘na zimno’?
Dowodów na jego winy mieli całe stosy. Pod ścianą leżała sterta towarów (z pewnością nie kupionych) do niedawna przykryta płachtą, niedawno odsłoniętą przez Iliana.
- Zabić w walce to co innego - syknęła, niby to poprawiając pętlę. - Ale tak? Jakoś tak dziwnie.
- A co z nim zrobić? Puścić wolno? Słyszałaś co mówił. Chcesz któregoś dnia obudzić się z jego nożem między żebrami? Sznur to i tak dla niego łaskawszy wyrok, niż oddanie w ręce Derogey’a.
- Może masz rację...
- Skrzywiła się, jakby przegryzła coś kwaśnego. - Ale daj mi chwilę. Przepytam go. Niech przynajmniej mam pewność, za co go wieszamy.

Jeniec przywitał ją ponurym spojrzeniem, a wkrótce potem stekiem wulgaryzmów o poważnym ciężarze gatunkowym, co z oczywistych względów nie wzbudziło do niego cieplejszych uczuć w sercu Tilien. Byłoby jednak nierozsądne uważać, iż oczekiwała od niego, czegoś w lepszym tonie. Zatem nie zrobiło to raczej na niej zakładanego przez zbója wrażenia.

- Tharivolu, możesz mu zatkać ten parszywy ryj jakąś szmatą? Po pierwsze rani moje uczucia, a po drugie, po co ma go słyszeć cała okolica? - poprosiła złodziejaszka tak miłym głosem, na jaki było ją w tej chwili stać. Rzeczywiście jad ukryty w jej tonie, ledwo był wyczuwalny. Gdyby nie wyraz oczu i “szczery” uśmiech na twarzy wojowniczki można by uznać, że prowadzi miłą konwersację przy popołudniowej herbatce.
- Musimy ze sobą poważnie porozmawiać, a nie ułatwiasz mi tego - wycedziła, pochylając się nad spętanym rzezimieszkiem z uśmiechem, który powinien był wywołać w jego wyobraźni wizję rozpalonych do czerwoności szczypiec i zestawu narzędzi do obdzierania ze skóry.
Zbir usiłował się cofnąć, co z oczywistych względów było niewykonalne. Z powodu szmaty w ustach niewiele mógł również powiedzieć, ale niezbyt wyraźne dźwięki, jakie z siebie wydał raczej nie oznaczały zachwytu. Raczej można by sądzić, że były o obelgi.
- Zawrzyjmy małą umowę - kontynuowała Tilien. - Ja będę pytała, a ty będziesz odpowiadał... szybko i grzecznie. Zgoda? Głową możesz chyba kiwać? - zapytała widząc, jak twarz sapiącego bandyty nabiega krwią, a z wyrazu oczu zieje chęć mordu.
Kiwnąć nie kiwnął. Ani nie pokręcił. Za to obrócił się na bok i, mimo związanych rąk, pokazał wojowniczce znany całemu światu gest.
- No sami widzicie, że nie chce z nami pogadać - stwierdziła rozczarowanym tonem. - Chłopaki, weźcie go na sznur - zawołała do Iliana i Tharivola. - Szkoda naszego czasu.
Chwycony pod ramiona zbój szarpnął się i zawył, kiedy na jego szyję zarzuciła pętlę.
- Chciałeś coś powiedzieć na temat miejsca gdzie ukryliście resztę łupów? Gdzie jest złoto i kosztowności z rabunków, bo nie powiesz mi, że to badziewie pod płachtą to wszystko, co macie?
Z twarzy rabusia można było odczytać, że skoro ma wisieć, to woli nie rzec ani słowa, niż sprawić przyjemność swoim katom. Mimo to Tilien zaryzykowała wyjęcie knebla. Bandyta odetchnął głęboko, ale zanim zdołał obrzucić swą rozmówczynię serią przekleństw Tilien pomachała mu przed oczyma szmatą.
- A-a-a! Mówimy tylko na temat - ostrzegła. - To gdzie to złoto?
Jedyną odpowiedzią było kwieciste określenie pewnej czynności seksualnej, której jego zdaniem powinni na sobie dokonać pytająca i jej pomocnicy.
- Ilian, możesz go podciągnąć? Tylko powoli - poprosiła.
Ilian nie zawahał się ani chwili. Pętla powoli zaczęła się zaciskać na szyi bandyty. Ten stał przez chwilę wyprostowany starając się zachować kamienny wyraz twarzy, lecz kiedy sznur zaczął się naprężać, niemal zaszlochał. Złapawszy kilka ostatnich, desperackich oddechów, zacisnął zęby.
- Puść! - poleciła, kiedy szarpiący się i charczący na stryczku skazaniec począł sinieć na twarzy. Upadł na ziemię, jak tłumok. Rozluźniła węzeł. Zaczerpnął powietrza krztusząc się i kaszląc.
- To gdzie to złoto? - powtórzyła pytanie. Bez cienia emocji w głosie.
- Nie ma... - wycharczał. - Macie pecha. - Na jego twarzy nagle pojawił się szyderczy uśmiech.
- Nie pytałam gdzie go nie ma, tylko gdzie jest? Co z tym zrobiliście?
- Dostało nóżek i se poszło.
- Ilian? - zasugerowała spojrzeniem co powinien zrobić nielitościwy kapłan.
Lina natychmiast poszła do góry, pociągając za sobą szyję bandyty. A za nią całą resztę.
- Nie! Nie! - zdążył wykrakać zduszonym krzykiem zanim pętla znów się zacisnęła.
- Puść! - manewr powtórzył się identycznie, jak poprzednim razem.
- Poszło sobie. - Bandyta był uparty nad wyraz. Tym razem udało mu się nawet zachichotać. - Pierdol się, suko. Możesz mnie zamordować. I tak długo nie pożyjecie. Jak Josh wróci, to was pozabija. A wpierw tobie i tamtym dziwkom pokaże, co potrafi mężczyzna. Pomści kompanów. Jak zawsze.
- Wróci? A gdzie jest?
- Pierdol się.
- Widać było, że słownictwo bandziora jest dość ograniczone.
- Za bardzo się z nim cackamy - warknęła patrząc mu w oczy, chociaż słowa skierowane były do Iliana. - Dajcie go tu. - Wskazała miejsce bliżej ogniska.
Opryszek szarpał się, lecz mimo oporu wnet znalazł się we wskazanym miejscu.
- Przypalimy go? - spytał Ilian obojętnym tonem. - Ale przypalona skóra śmierdzi, pamiętasz?
Szturchnął podniesionym z ziemi kijem ognisko, potem dorzucił kilka kawałków drewna. - Zaraz będzie gotowe.
- Wystarczy. Chciałam mieć tylko trochę więcej światła. Będzie mi potrzebne.
- Światło? Do czego ci światło potrzebne? - dyskutowali nadal nad leżącym więźniem.
- On wie, że tak czy inaczej będzie wisiał. Z tym chyba się już pogodził. Ale nam przecież niezupełnie na tym zależy, prawda?
- A zatem? - spytał Ilian. Uznał, że to dobry moment na wtrącenie pytania.
- Nie po to go przecież odratowałeś. Zamiast wieszać, wolałabym oddać go w ręce naszego hojnego pracodawcy i popatrzeć jak go żywcem ze skóry obdzierają.
- Nie, nie! - wykrzyknął jeniec z przerażeniem. - Tylko nie to. Nie w ręce Malcolma. Błagam...
- Więc powiedz nam, skoro cię ładnie prosimy, gdzie ukrywacie łupy? - zapytała, korzystając z chwilowego załamania uporu więźnia.
- Josh... Josh wszystko zabrał. Razem z resztą ludzi - wybełkotał
- Dokąd?
- Nie wiem... nie powiem... nie jestem zdrajcą.
- Chyba zaczynał się opamiętywać, a na tym jej akurat nie zależało.
- Powoli tracę cierpliwość. - Tilien przyklęknęła przy jeńcu. Wydobyte zza pasa ostrze sztyletu błysnęło odbitymi od płomieni, czerwonymi refleksami. - Widziałeś kiedyś we wsi, jak kastruje się świnie? - Powoli zaczęła rozpinać mu spodnie. - Opowiem ci, jak to się robi, dobrze? - mówiła do niego łagodnie. - A potem wymiszę, jak warchlaka.
- Oszalałaś, dziwko? - wybełkotał. Usiłował odpełznąć, na co nie pozwolił mu Ilian. - Nie...
Nie był to już krzyk, tylko rozpaczliwy pisk. - Powstrzymaj ją! - zwrócił się do kapłana.
- Jej nikt ani nic nie powstrzyma - odparł Ilian. - Jest nad wyraz uparta. Chyba, że...
- Co, co? - w głosie jeńca brzmiało przerażenie. - Wszystko zrobię. Tylko nie to... - Wbił przerażony wzrok w obojętną twarz Tilien nie przerywającą sobie w poczynaniach wobec jego rozporka.
- Najpierw trzeba naciąć skórę. Chyba dość mocno będzie trzeba. Nie wiem. Nie oprawiałam nigdy takiego starego wieprza. Zwykle robi się to czterodniowym prosiakom.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem, gdzie jest Josh... - Bandyta mówił najszybciej, jak mógł. - Jestem od niedawna w bandzie. Wiem, że ma znajomego kupca, który wszystko kupuje. Nigdy tam nie byłem.. Nie wiem... My zostaliśmy na straży..
- Z iloma ludźmi pojechał?
- Trzydziestu... Prócz nas jest jeszcze trzydziestu. Już powinni byli wrócić
- odpowiedział na niezadane pytanie.
- Trzydziestu? - W głosie Tilien brzmiało powątpiewanie. - Tu miałoby mieszkać ponad trzydzieści osób?
- Bo siedziba jest gdzie indziej. Nie wiem, gdzie. Przysięgam! - zapewniał. - Nie wiem... - niemal łkał.
- A zatem jednak rabowaliście? - spytała Tilien. Sztylet jakby nieco się obniżył.
- To z biedy. Tylko z biedy! - zapewniał. - Mam dzieci do wykarmienia. Trójkę.
- Kiepski sobie wybrałeś zawód. - Tilien pokręciła głową. - Bandyci krótko żyją.
- Darujcie mi życie... - błagał. - Będę wiernie służył. Jak pies. Każde życzenie, każdy rozkaz wykonam. Nie chciałem zbójować... Nie chciałem. Wierny będę. Przysięgam...
- Nie chciałeś?!
- wrzasnęła wciskając mu ostrze w pachwinę. - Grabiłeś? Mordowałeś? Gwałciłeś?
- Nikogo nie zamordowałem!
- zawył. - Nie tu... nie pod Josh’em - zapłakał. - Wcześniej, dawno. Nie tutaj.
- Byłeś pod wyrokiem zanim przystałeś do bandy?

Nie odpowiedział.
- Gdzie mieszka twoja rodzina?
- Daleko. W Amn.
- Gdzie to jest?
- Nic ci nie powiem.
- Tak czy inaczej będziesz wisiał, a mnie wszystko jedno czy dziś, czy jutro. Z jajkami czy bez. Twój wybór.
- Nie rób mi tego... Brata mi już zamordowaliście. Nie powiem
- odpowiadał już tylko obojętnym, grobowym głosem.
- Jak długo jesteś pod Josh’em?
- Miesiąc.
- Ile gwałtów masz na sumieniu?
- Nie mam. I tak nie wierzysz banicie. Rabowałem
- Więc się przyznajesz! Do rabunków, morderstw, banicji!
- A wy co zrobiliscie na polanie? Czym innym było strzelenie z łuku w nieuzbrojonych ?
- Likwidacją zagrożenia. Odstrzałem psów chorych na wściekliznę.
- Więc i ja tez nigdy nikogo nie zabiłem, raz tylko... zlikwidowałem zagrożenie.
- Rozumiem. Kogo?
- Nie znasz... nie powiem...
- Nie chciałam zabijać ci brata
- powiedziała całkiem szczerze, podciągając mu spodnie. - Nie trzeba było włazić w to gówno. Sami sobie winni jesteście. - Zastanawiała się chwilę. - Wiesz, że jeśli cię puszczę żywego, dla bandy będziesz zdrajcą, a jeśli oddam cię Derogey’owi, powiesi cię na haku przy trakcie.
- Lepiej mi było paść przy bracie.
- Zawsze możesz zabić się sam
- wtrącił Ilian.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 08-05-2011 o 00:25.
Lilith jest offline  
Stary 08-05-2011, 14:29   #25
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Jak on z nią wytrzymywał? Sam się sobie dziwił... ale nad podziw dzielnie. Zresztą raczej nie dyskutowali w tym czasie za wiele. Zarena narzekała na warunki, na pogodę, jego i wszystko inne... On sam nie marudził, choć czasem chyba widać było, że jest wkurzony takim traktowaniem. Ale nie stawiał się. Jak ją znał, nawet by się nie przejęła protestami. W odpowiedzi często znikał w lesie. Oczywiście nie na tyle długo, by mogła się zgubić. Potem wracał z pękami ziół, które wieczorami suszył przy ognisku. Ona oczywiście nie zapomniała wspomnieć by więcej nie ważył się jej zostawiać i że intensywny zapach ziół przeszkadza jej spać. Szkoda gadać...
Rankami, w czasie kiedy studiowała księgę prawie pożerał ją wzrokiem, a ona wtedy kazała mu siedzieć cicho, owo “pożeranie” biorąc pewnie za objaw podziwu i zazdrości z prostego powodu, że to ona jest czarodziejką a on jedynie marnym zaklinaczem. Wiele sie nie myliła. Fascynowało go, jak można uporem i żmudną metodyką osiągać wiedzę jak opanować Sztukę. Sam hołdował przekonaniu, że Sztuka jest dla wybranych. Że albo się dla niej urodziłeś, albo nie i miejsce panienek z bogatych domów jest przy krośnie, ale ani w głowie mu było dzielić się z Zareną swoimi poglądami. Dopiero by się nasłuchał...
Tak mijał dzień za dniem. Tylko dzięki opiece i łasce Farlangana natknęli się na tych, w poszukiwaniu których wyruszyli przed kilkoma dniami. Ale znaleźli ich. Żywych. I do tego mających się całkiem nieźle, bo zwycięskich. W dodatku z jeńcem...

- ...a zatem - Ilian precyzował swoją wypowiedź, której początku zbliżający się Symeon nie dosłyszał - dwa proste pytania. Wieszamy go, czy prowadzimy do lorda Malcolma. Robimy zasadzkę czy idziemy stąd, chociaż noc już blisko.
- Witam.
- młoda czarodziejka, która swoim zwyczajem kiedy okazało się że nic nie grozi wyłoniła się zza Symeona, szturchnęła związanego czubkiem wysokiego skórzanego kozaczka i rzuciła pogardliwe pytanie. - Dlaczego ten jeszcze żyje?
- Bo ma szczęście, albo pecha
- odparł Ilian. - Zależy od punktu widzenia. Ale to stan tymczasowy i ulegnie zmianie.
- Co do bandyty...
- powiedziała pomiędzy kolejnymi łyżkami zupy, do której już zdąrzyła sie dobrać - to powinniśmy go powiesić.
- Wieszajcie więc...
– zawyrokowała raźno Daeri.

Symeon, który pojawił się pośród ruin wraz z czarodziejką z wyraźnie malującym się na twarzy zdziwieniem, ale i uznaniem przyglądał się pobojowisku. Obejrzał trupy, związanego oprycha, zajrzał do kociołka. Potem przyklęknął i chwilę mamrotał pod nosem formułę nad rozcieraną w dłoni grudą ziemi. Kiedy skończył zwrócił się do odnalezionych towarzyszy.
- Wyście.... - zaczął z niedowierzaniem - ...to sami?
- Tak jakoś się udało - odpowiedział Ilian.
- No, no... - pokiwał głową z uznaniem Symeon. A może politowaniem nad szaleństwem śmiałków? Nie wiedzieli. Na słowa Zareny o wieszaniu skrzywił się tylko, ale nie skomentował. Nigdy nie komentował. Był czas i chyba większość z nich zdążyła się już przyzwyczaić do jego dziwacznych zwyczajów. Rozglądał się za to bacznie po okolicy. Szukał. Nie przerwał sobie nawet wtedy, gdy Tilien zaczęła oprawiać jeńca. Miał inne zajęcie. Jak często, kiedy znajdował się w podobnych temu miejscach sprawdzał je. Może lubił wiedzieć co w trawie piszczy, może była to cecha jego ostrożnego charakteru, może zwykła ciekawość, albo nawet chciwość, koniec końców, niemal zawsze "obwąchiwał" niezwykłe miejsca, ilekroć się w takich znalazł. A to było niezwykłe bez dwóch zdań. Senne uroczysko zagubione pośrodku boru, pełne potrzaskanych ruin musiało kryć tajemnicę. I on, Symeon nie byłby sobą, gdyby choć nie spróbował jej rozwikłać. Tym bardziej, że tym razem miał nosa. Słowa Iliana by wraz z Daeri popilnowali, czy nikt się nie zbliża przyjął z zadowoleniem. Jeszcze nim wzięty na męki łotr zaczął wierzgać i odgrażać się swojej oprawczyni Symeon zaplótł nitki magii tak, by widzieć. Pole nie było zbyt szerokie, w dodatku silnie zniekształcone przez mocno emanujących Iliana i Zarenę, jednak wyraźnie poczuł, że z głębi ruin coś wyraźnie odbijało jego fluidy.
Zaintrygowany odkryciem szukał, zagłębiał się coraz bardziej pomiędzy zarosłe roślinnością złomki budowli i kamienne łuki. Skamlenia bandyty niosły się zza wzniesienia, kiedy on rękami rozgrzebywał runo i ziemię. Tam musiało coś być. Musiało. Czuł to wyraźnie. Dosłownie wokół niego magia rwała się i zaplatała na nowo w fantastycznych formach a na powierzchni nic nie wskazywało na pochodzenie anomalii. Wniosek nasuwał się zatem jeden. TO musiało być pod nim.
Ziemia była zwarta i mocno zbita korzonkami. Poirytowany i zniecierpliwiony pomagał sobie buzdyganem.
Dziura miała już niemal metr, a Symeon bliski był dania za wygraną, kiedy pióro buzdyganu zazgrzytało o coś, co z pewnościa nie było korzeniem. Ze zdwojoną energią rzucił się do oczyszczania tego czegoś z ziemi. Gruba deska lub bal. Może i dałby w końcu spokój, jednak to miejsce było siedliskiem bandytów, którzy mogli i pewnie co nieco tu zakopali, ponadto ruiny mogły mieć nie odkryte piwnice lub sztolnie i co najważniejsze odkopane drewno uderzone trzonkiem broni odpowiadało głuchym stukiem. Tam, pod nim musiała być pusta przestrzeń.
Głos przesłuchiwanego bandyty od jakiegoś czasu nie dochodził. Symeon uznał więc że Tilien dowiedziała się czego chciała i zbir został już zaciągnięty na gałąź. Było mu to obojętne i nawet nie dziwił się wojowniczce. Gdyby role się odwróciły tamten zapewne uczyniłby podobnie, przedtem jeszcze folgując swoim i kompanów chuciom... ale było jak było i tym razem to Tilien miała używanie.
Podniecony odkryciem zapomniał, że przecież miał pilnować czy nikt nie nadciąga, ale to nie ważne. Musiał ogłosić swoje odkrycie pozostałym. Nieco zdziwiło, gdy po powrocie miast dyndającego oprycha ujrzał jak Tilien naciąga mu na zad gacie. Znów nie skomentował. Pragmatyczne podejście, nic więcej. Zajęci sobą chyba nawet go nie słyszeli, ale wprost nie mógł się doczekać by oznajmić reszcie co znalazł.
- Musicie zobaczyć co znalazłem...
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 08-05-2011 o 23:10.
Bogdan jest offline  
Stary 08-05-2011, 22:49   #26
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Tharivol zastanawiał się czy chroni ich szczęście, czy zwykła głupota. Kolejny raz udało im się uniknąć śmierci, a do tego ich drużyna powiększyła się o dwóch znajomych towarzyszy. Milutkich, przy okazji. Łotrzyk był ciekaw, które miejsce zajmował w rankingu znienawidzonych kolegów z podróży. Drugie, tuż za Zareną czy może jednak pierwsze? Mimo to będzie walczył o trofeum. Nie pobije go żadna przemądrzała księżniczka.

Podczas rozmów on jak zwykle milczał. Nie lubił mówić nieproszony, do konwersacji włączał się tylko wtedy, gdy miał coś do powiedzenia, albo tego wymagała sytuacja. Na szczęście widok zatwardziałej wojowniczki torturującej zdominowanego przez płeć piękną rzezimieszka był dla półelfa przezabawny. Tak samo jak fakt, że w międzyczasie mógł się trochę na nim powyżywać, wbijając paznokcie w jego barki.

Milutka rozmowa przetoczyła się trochę innym torem niż przypuszczał i w końcu doszło do tego, że zamiast wieszania był zmuszony oglądać próby kastracji... No cóż, Tharivol chyba jednak nadal wolał kobiety, więc taka piękna sceneria nie napawała go zbytnim entuzjazmem ani tym bardziej nie wpływała na jego ludzką wyobraźnię. Czym tam elfią? Któż to wiedział.

Łotrzyk chciał tylko jednego - bandyta musi zginąć tu i teraz, w tym oto miejscu, najlepiej przeciągnięty przez tak ciężkie tortury, żeby w końcu sam się zabił, bijąc głową w płaski kamień. Rozmyślania na temat tego, gdzie mógłby mu wbić swój sztylet, przerwał Symeon:

- Musicie zobaczyć co znalazłem...


I cóż to może być...
 
Shooty jest offline  
Stary 10-05-2011, 09:49   #27
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Przesłuchanie szło w najlepsze, choć po prawdzie Tilien nie znalazła odpowiedzi na wszystkie stawiane przez się pytania. Jeniec, pomimo tego że na początku rozmowy zdawał się hardy i odważny, na końcu został przez nią złamany zupełnie. Nie dziwiła mu się w sumie. Z nożem przy jajach faceci zwykle miękli. Ten zmiękł i dowiedziała się i tak wiele. Na tyle dużo, by raz jeszcze zastanowić się nad sensownością misji, jaką zlecił im Lord Malcolm Derogey. Fakt, że zwano go „Dusigroszem” przestał być wątpliwy, kiedy jeniec zeznał jak liczną jest banda Josh’a. Inną sprawą, że i jego słowa nie do końca mogły być prawdziwe, bo leśne ruiny z całą pewnością nie były miejscem obozowiska trzydziestki bandziorów. Piątki, może ósemki, ale z całą pewnością nie więcej niż dziesiątki zbrojnych. Postawiony szałas mógł pomieścić najwyżej z dziesięć stłoczonych blisko siebie legowisk. Ludzie zaś mieli tę naturę, że potrzebowali dla siebie przestrzeni i prywatności. Jeśli tu obozowali dłużej to z całą pewnością nie wymieniali się legowiskami. Każdy miał swoje a tych w szałasie było osiem. Inną sprawą, że jeniec mówił coś o innych punktach, gdzie banda kryła się po lesie a to już mogło potwierdzać jego słowa. Słowa wypowiedziane drżącym głosem z oczyma wlepionymi na zmianę to w Tilien to znów w pozostałych oprawców. Na koniec całej zabawy zbir był już tak złamany, że gotów był i prosił o przyjęcie na służbę, ale jego błagania wszyscy na polanie zbyli milczeniem. Może posiadanie sługi wydawało im się nie na miejscu, może nie nawykli do tego by ktoś był na ich skinienie a może zwyczajnie się bali zaufać schwytanemu w lesie na gorącym uczynku zbójcy?

Inną sprawą było, że tak po prawdzie nie schwytali go na gorącym uczynku, no chyba że zbójowaniem było gotowanie strawy. Co prawda część ze znalezionych w obozowisku zbirów przedmiotów mogła pochodzić z napadów, jak choćby dziewczęce trzewiki wyszywane srebrną nicią i zdobione srebrnymi dzwoneczkami, ale też mogły one być prezentem dla ukochanej. Prezentem któregoś z zabitych zbójów, przez co oblubienica najpewniej nie miała szans na to by kiedykolwiek je otrzymać. O ile w ogóle istniała. Pozostałe znaleziska były typowymi dla leśnych traperów i włóczykijów. Grube płaszcze, wełniane koce i derki, ostre noże i inny oręż o który zbójcy najwyraźniej dbali, oraz obozowe utensylia jak łopata, kociołki, liny i inne śmieci…

Łopata…

To, że może im się do czegokolwiek nadać okazało się, gdy do obozowiska powrócił cały ubabrany świeżą ziemią Symeon. Teraz do zapachu mokrej od potu sierści nosił zapach ziemi. Nie zwracał zupełnie uwagi na to. Był zaaferowany i przejęty a otaczała go jakaś taka, trudna do określenia aura.

- Musicie zobaczyć co znalazłem... – bardziej warknął niż rzekł najwyraźniej nie mogąc powstrzymać emocji. Niemal od razu, nie czekając na reakcję pozostałych, ruszył z powrotem, jakby się obawiając o to czy jego znalezisko nie zniknie nagle, nie rozpłynie się w gęstniejącej aurze zapadającego zmierzchu. Nie mogli od razu ruszyć za nim. Musieli najpierw zabezpieczyć więźnia. Lina, którą mieli przerzuconą przez konar wystarczyła do spętania mu mocno wykręconych w tył ramion i nóg. W usta wnet powędrował knebel, ale jako że jeniec nie stawiał oporu oprawienie go poszło im szybko. Może dla tego, że zrozumiał, iż nie mają zamiaru go wieszać. W przeciwnym razie przerzucona lina nie pętlica by się na wykręconych, związanych ramionach a na szyi. Szarpnięciem za linę Tilien do spółki z Ilianem postawili go na nogi a później jeszcze, pomimo dławionego kneblem skowytu, naciągnęli mocniej, nim przywiązali linę do pnia drzewa. Teraz ich jeniec niczym dorodna szynka, dyndał na postronku. Nie mógł się ruszyć bo kontakt z ziemią miał zapewniony tylko dla czubków palców a wykręcone ramiona niemal wyłamane ze stawów. Musiało to być dlań piekielnie bolesne, ale poza jednym zdławionym kneblem skowytem milczał. Wiedział, że na razie musi swoje znieść. I tak miał szczęście. Żył…

- No chodźmy zobaczyć to znalezisko. – powiedziała do Iliana Tilien, po czym ruszyli za resztą, którą w półmrocznej aurze widzieli pomiędzy ruinami, na małym wzgórku. Wnet okazało się, że znalezisko mieszańca do bagatelnych nie należy.

- Słyszycie? – Symeon uderzył w deski, które głucho, grobowo zadudniły głosząc pustą przestrzeń pod sobą.

- No, puste. Jak twój łeb. – skomentowała Zarena. Pomimo sarkazmu wyczuwała instynktownie bardziej gęstą niż wszędzie wkoło aurę. Symeon otoczony aurą zaklęcia czuł to jeszcze bardziej i wyraźnie podekscytowany słowa czarodziejki puścił mimo uszu.

- Musimy zbadać co to takiego! – powiedział rozgarniając ziemię bardziej, tak by odsłonić większą przestrzeń drewnianej osłony.

- Po co? – Ilien wiedział, że ekscytacja tym odkryciem nie idzie w parze z tym, co mieli zaplanowane. Mieli wszak wracać po nagrodę. Nawet jeśli pochodziła od „Dusigrosza”.

- Jak to po co? By zobaczyć co znalazłem! Tam wiecie co może być? – Symeon nawet gadając nie przerywał odrywając grudy ziemi pazurami do czasu aż łotrzyk nie przyniósł mu łopaty. Teraz poszło szybciej, choć i tak sam jeden kopał. Reszta najwyraźniej nie miała zamiaru babrać się w ziemi. Albo też nie podzielała jego entuzjazmu.

- No. Szczury, smród i bród. Będziesz się czuł jak w domu... – powiedziała bez przekonania „księżniczka” Zarena wyraźnie kręcąc nosem na podłe warunki babrania się w ziemi. Jednak nie odeszła. Ona najlepiej rozumiała, że odkrycie Symeona może być znacznie ciekawsze od ich misji. Jednak kopanie i odsłanianie kolejnych bel nic nie dało. Każda dudniła głucho. Jakby kryła pod sobą zupełną pustkę. W końcu Symeon miał dość.

- Osuńcie się! – warknął biorąc w ręce młot i kiedy to zrobili z całej siły huknął w pierwszy, dający największy pogłos bal. Wilgotne drewno oddało, ale widać na nim było ślad zmiażdżenia. Od spodu nikt nie odpowiedział, co znaczyło że „pustka” pod balami rzeczywiście jest pusta. Taką przynajmniej mieli nadzieję. „Łup! Łuup! Łuuup!” pracował w pocie czoła Symeon kolejnymi ciosami przerąbując się przez grubą drewnianą zaporę. Z siekierą przyniesioną przez Iliana poszło im razem szybciej. W końcu drewno głucho trzasnęło, pękło i odsłoniło ziejącą w ziemi dziurę. Poszerzenie jej tak, by mogli przez nią przejść zajęło im krótką już teraz chwilkę.

- Potrzebujemy światła… - mruknął Ilian. Czarodziejka wydęła pogardliwie usta mając świadomość, że to ograniczenie zwykłych śmiertelników, ale nie odezwała się głośno a w panującym półmroku i zaaferowaniu dziurą w ziemi nikt na to nie zwrócił uwagi. Przydał by się teraz wiszący na sznurze kandydat na sługę, bowiem nikt nie chciał odejść od ich znaleziska. On jednak wisiał i kruszał. Poszła Daeri przy okazji sprawdzając czy jeniec wisi, jak wisiał. Wisiał, choć pozycja w jakiej zostawili go wyraźnie mu doskwierała bo drżał z wysiłku cały. Wróciła z lampą i liną. Wnet zapalili ją i wpuścili w czarną czeluść odkrytej dziury. I przylgnęli do jej krawędzi by dokładnie obejrzeć symeonowe odkrycie.

Początkowo nie widzieli wiele. Ot, słaby blask ledwie zapalonej i opuszczonej na linie lampy oświetlił głębię czeluści, która ziała pod nimi. Po chwili jednak, kiedy ich wzrok przyzwyczaił się do podziemnego półmroku, dostrzegli zarysy kształtów, kontury a w końcu poszczególne elementy. Zrozumieli, że wybili dziurę w suficie dużej, okrągłej komnaty, mniej więcej pośrodku jej sklepienia. Z komnaty wychodziły w cztery strony świata korytarze, łukowate, starannie wymurowane, zdobione na futrynach jakimiś zmyślnymi ornamentami. Podłogę tworzyła kamienna posadzka, dziś spękana i rozsadzana napierającymi korzeniami ale niegdyś z pewnością kamienna i gładka. Starannie dopasowane kamienie idealnie osadzono tak, by i one utworzyły jakiś wzór. W blasku huśtającej się na linie lampy uzmysłowili sobie, że wzór na posadzce to wielka, blada choć zakurzona, czaszka. Podobnie zresztą jak na ornamentach przy drzwiach. Wszędzie gdzie tylko słaby blask latarni wyławiał z ciemności poszczególne nowości, jeśli zdobiły ją jakiekolwiek ornamenty, to były to czaszki. Ktoś, kto budował te podziemia, musiał być zafascynowany śmiercią…

Budowniczego, albo jakiegoś jego potomka, dostrzegli leżącego pod jednym z wyjść, tym wiodącym na wschód. Leżał, dokładnie jego nogi leżały w wyjściu wraz z tobołkiem, który musiał spaść mu z pleców. Ubranie się już na nim rozpadało, więc widać było pod spodem nagie kości. Obok wylotu z komnaty przy którym leżał, komnaty która sama w sobie miała chyba z dziesięć solidnych kroków średnicy, stała duża skrzynia. Na tyle duża, że mogła by z powodzeniem pomieścić kilka solidnych worów czy beczek. To, czy była zamknięta trudno było ocenić. Do ziemi, a zatem i do skrzyni, pozostawało dobrych kilkanaście kroków…


.
 
Bielon jest offline  
Stary 10-05-2011, 11:40   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Odkrycie odkryciem, ale - w gruncie rzeczy - mieli na głowie ważniejsze sprawy. Jeniec, z którym nie było wiadomo co zrobić. Bandyci, z Joshem na czele, którzy mogli się zjawić lada chwila w dodatku w nieco zbyt dużej, jak na gust Iliana, liczbie. Oraz ich szanowny pracodawca, który czekał na raport z wykonania zadania, zapewne roniąc łzy nad złotem, z którym miał się rozstać.
Po co im jakieś kłopoty w zapomnianych lochach, jak widać po resztkach jakiegoś nieszczęśnika - niezbyt przyjaznych dla zdrowia. Inni jednak mieli najwyraźniej inne zdanie, bowiem nikt nie powiedział w głos ‘zostawmy to’.
- Lampa się pali, to zapewne oddychać tam będzie można.
Wbrew opiniom niektórych przemądrzałych magów żywy ogień bywał bardzo przydatny. Co prawda przyciągał ćmy, ale wsadzenie komuś pochodni w nos dawało często lepszy efekt, niż podsunięcie pod oczy rozświetlonego magią przedmiotu.
- Ten, tam - Ilian wskazał leżącego - albo zabłądził i zmarł z głodu, albo też coś go dopadło, gdy opróżniał ten grobowiec czy skarbiec. Pewnie to pierwsze, skoro tyle tu czaszek. Zdałby się jakiś ochotnik...
- W takim razie najpierw spuścimy naszego przyjaciela rozbójnika - Tilien wnet wpadła na dobry i stosunkowo bezpieczny dla drużyny sposób. - Jak nic go tam nie zeżre, to zejdziesz na dół, Tharivolu. A potem reszta.
- Byle nie wszyscy - skomentował wypowiedź przyjaciółki Ilian. - Ktoś mimo wszystko powinien zostać na górze.
- Daeri? Zostaniesz ze mną? - spytał. - Zareno? Schodzisz na dół?
To, że Tilian i Symeon tam pójdą, to było prawie pewne.

__________
19, 11, 3
 
Kerm jest offline  
Stary 10-05-2011, 23:12   #29
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Zawracanie głowy, pomyślała w pierwszej chwili, gdy Symeon przybiegł z informacją o wielkim odkryciu. Miała teraz na głowie zmartwienie, co począć z więźniem. Czuła, że wdepnęli w niemniejsze bagienko, niż on sam. Zastanawiała się czy nie powinni czym prędzej zwiewać z tych ruin, które prawdopodobnie były punktem przerzutowym i tymczasową bazą dla kilku tylko, działających na tym terenie zbójów z bandy Josha. Potwierdzały to zasłyszane od miejscowych wieści, że przy napadach nie widywano zwykle więcej niż sześciu bandytów na raz.

Dałaby sobie głowę uciąć, że Ilian myśli dokładnie o tym samym. Znali się od dziecka i równie często tak przeklinała, jak i wyśmiewała jego rozsądek, ale czasami miewał rację. Do czego w życiu by się nie przyznała.

- Oby to było coś warte - mruknęła pod nosem, przywiązując więźnia do drzewa w dość skomplikowany, acz mało delikatny sposób. Potem upewniła się, że nie jest w stanie ani się uwolnić, ani tym bardziej uciec.
Jej braku zachwytu nie zmienił nawet widok drewnianych bali, pod którymi, zdaniem Symeona, mogło się coś kryć. Mogło, ale nie musiało. Równie dobrze mogła to być kiepsko wykonana podłoga jakiejś nie istniejącej już piwnicy.
Stała z wyraźnie niezadowoloną i zniecierpliwioną miną czekając, aż zaklinacz wydłubie w końcu odpowiedni otwór. I mimo tego, że grzebał się straszliwie, nawet palcem nie kiwnęła, by mu pomóc. Czyżby powoli nabierała cech Zareny? Wstrząsnęła się na samą myśl, że mogłaby się stać taka, jak czarodziejka.

Chociaż początkowo nie była nic a nic zainteresowana odkryciem dokonanym przez Symeona, to jednak widok podziemi pobudził jej wyobraźnię. Odczuła nieoczekiwane pragnienie zejścia na dół, zbadania każdego korytarza, każdego zakamarka. Nie potrafiła zwykle nad tym zapanować. Zupełnie jakby miała koszulę podszytą ogniem. Tylko resztki rozsądku, stłamszonego nieco przez obsesyjną ciekawskość, powstrzymały ją przed natychmiastowym zejściem na dół. Ilian znowu miał rację, ostrożniś jeden. No i lepiej by było, żeby zaryzykował kto inny.
A mieli kogoś takiego pod ręką...
Nie zawahała się przed podzieleniem się z innymi swoim pomysłem. Ostatecznie, jak sądziła, na zbóju i tak postawiono już kreskę.

__________
18, 5, 2
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 11-05-2011, 10:33   #30
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Wielce zaciekawiła ją informacja o znalezisku. Szybko podeszła do wskazanego przez Symeona miejsca, lekko rozczarował ją widok butwiejących bali. „Pff, po co nas wzywał nie mógł najpierw tego odkopać?” Jak zwykle coś jej nie pasowało, czekała jednak cierpliwie, nie wtrącała się do kopania nawet prze myśl jej nie przeszło by pomóc. Odkrycie okazało się znacznie ciekawsze niż przypuszczała. Na tyle ciekawe by zignorowała złośliwą propozycję ze strony Iliana by udała się na dół, jako pierwsza. Zamiast tego skupiła się na znalezisku. Jej wrażliwe zmysły wyraźnie wyczuwały magiczną aurę tego miejsca. Zarena przykucnęła przy otworze i spoglądała do środka z wielkim zainteresowaniem. Szczególną uwagę zwróciła na sporych rozmiarów skrzynię.
-Dekoracje w stylu nekromantów- powiedziała zamyślona. Potem wyszeptała kilka słów, których nikt nie mógł dosłyszeć i wykonała skomplikowany gest ręką.- Sprawdźmy, co tam się chowa.- szepnęła z uśmiechem. Skupiona na zaklęciu nie brała udziału w dyskusji, która toczyła się obok niej. Dostrzegła delikatne nitki magii ochronnej wokół każdego portyku jak i kufra. Ponadto z wnętrza skrzyni emanowała trudna do określenia moc. Całe pomieszczenie było przesiąknięte magią umarłych, której pasma otaczały również leżące ciało.
- Miałam rację, to na pewno nekromanci.- oznajmiła z satysfakcją - Magia oplata wszystkie portale. Kufer jest chroniony, a ponadto w środku również znajduje się coś magicznego, nie mam pojęcia co. Tamten... - wskazała palcem na szkielet - też raczej z nudów nie umarł. Wszędzie magia... Opuśćcie jeńca, zobaczymy co się stanie. - Była naprawdę tego ciekawa, jej szare oczy wręcz płonęły tą ciekawością. - I pospieszcie się. Nie chcę, żeby zastała nas tu reszta bandy.
Ilian po raz kolejny spróbował wysłać ją na dół. Młoda czarodziejka, na sugestię ze strony kapłana nie zareagowała, chociaż nie wykluczała możliwości zejścia na dół, kiedy już będzie bezpiecznie.
- Ruszaj się żwawo - krzyknęła na dół do jeńca, który został już opuszczony do komnaty - Jak zobaczę, że się obijasz, to dowiesz się jak to jest oberwać błyskawicą. Otwórz skrzynię - ponaglała opieszałego zbója. Oczywiście żadnymi błyskawicami posługiwać się nie potrafiła, ale przestraszony mężczyzna zapewne nie miał o tym pojęcia. Wiedziała, że skrzynia jest zabezpieczona i że ich królik doświadczalny pewnie nie przeżyje, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Wystarczyło, żeby zneutralizował zaklęcie. „Tylko jak on u diabła ma to zrobić ze związanymi na plecach rękami?” Nie rozumiała ich postępowania, na szczęście Symeon wykonał swój ruch zanim zdążyła obarczyć wszystkich zebranych winą za zaistniałą sytuację. „Niech ją wreszcie otworzą!”- ponaglała w myślach wychylając się nad otworem tak iż istniała obawa, że wpadnie do środka.
 
Agape jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172