Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2012, 18:13   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[DnD/FR 3.5] - "Polityczne łowy"

Lith'rya stała tuż przy oknie i wpatrywała się w dal. Jej najwierniejsi słudzy siedzieli przy długim kamiennym stole. Czarownica wezwała ich nagle i niespodziewanie. Wszystko przecież było już ustalone i przygotowane. Jutro skoro świt mieli wyruszyć do Mallowbrook, by rozpocząć misję o którą planowano już od bardzo dawna. Coś jednak musiało się wydarzyć, skoro Lith'rya ich wezwała i wszystko wskazywało na to, że była w złym humorze.
Cisza jaka panowała w komnacie była nie do zniesienia, ale nikt nie śmiał jej przerwać, by jeszcze dodatkowo nie zezłościć czarownicy, która słynęła ze swej gwałtowności i brutalności.
Wszyscy, więc cierpliwie czekali, aż ich pani zabierze głos.

Minęło kilka minut pełnej ciszy i niezdrowego napięcia. W końcu na parapecie okna wylądował smoliście czarny kruk. Czarownica wystawiła prawą dłoń i ptak wskoczył na nią. Po chwili wypluł coś z dzioba.
Lith'rya chwyciła niewielki przedmiot lewą dłonią. Przypominał on szklaną kulkę w której zatopiono barwne kamienie. Ptak zaskrzeczał i odleciał w dal. Czarownica zacisnęła pięść na kulce i wtedy jej dłoń rozświetliła się magicznym blaskiem. Kobieta pochyliła głowę i przez kilka długich chwil stała w tej pozycji.
Gdy uniosła głowę, odwróciła się do swych zaufanych sług i ruszyła w ich stronę. Zatrzymała się u szczytu stołu i opierając się o jego blat rzekła:
- Wezwałam was, gdyż nasze plany muszą ulec częściowej zmianie. Wyprawa do Mallowbrook jest nadal aktualna i najważniejsza. Wydarzyło się jednak coś, co zmusza mnie bym podzieliła was na grupy. Moi szpiedzy donoszą mi, że w Czaszkowym Wąwozie wrze. Jakiś młody ork przejął siłą władzę nad wszystkimi plemionami. Ork ten wykazał się ponoć niezwykłą siłą i zjednał sobie wielką rzeszę oddanych sług. Zwą go Skumgard. Jest to o tyle ważne, że ledwo przejął on władzę rozpoczął przygotowania do łupieżczej wyprawy. Populacja orków i hobgoblinów nie jest może jakoś specjalnie duża ostatnio, ale młodzi rwą się do walki. Do tej pory byli hamowani przez starszyznę. Jednak Skumgard pozbawił ich władzy i teraz tylko on dowodzi wszystkimi mieszkańcami Czaszkowego Wąwozu. Jego osoba i armia może się nam przydać w naszych planach. Jednak jeszcze nie teraz. Trzeba jechać, więc do Czaszkowego Wąwozu i opanować sytuację, by łupieżcza wyprawa Skumgarda nie pokrzyżowała naszych planów. Wojna nie jest nam teraz potrzebna. W tym momencie zamiast nam pomóc, może tylko zaszkodzić.
Dlatego też część z was musi wyruszyć do Mallowbrook i zająć się porwaniem i podmienieniem książęcej córki, a druga część udać się w odwiedziny do Skumgarda i przemówić mu do rozsądku. Jak to zrobicie pozostawiam wam. Wierzę, że sobie poradzicie.

Gdy spotkanie u Lith'ryi się skończyło, wszyscy jej zaufani słudzy udali się do swych komnat. Pozostało zaledwie parę godzin do wymarszu. Czekała ich nietypowa i niezwykle trudna misja. Plany ich pani wchodziły w decydującą fazę i wszyscy jej słudzy musieli dać z siebie wszystko, by nic nie stanęło mu przeszkodzie.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 15-12-2012 o 19:48.
Pinhead jest offline  
Stary 15-12-2012, 23:53   #2
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Życie, samo z siebie będące śmiertelną chorobą , było wymagające od każdego kto choć raz dostał od niego w pysk. Tak właśnie było z "Biesem", gnojkiem bez imienia który po życiowym ciosie uśmiechnął się, i odgryzł mu nos. Od tej chwili, jego czas na tej ziemi spowijała śmierć, ból, walka i pijactwo. Rozboje i gwałty nie były mu obce, zwłaszcza kiedy w grę wchodziła reputacja oraz pieniądz. Odkąd pamięta, czyli od zawsze jego pięści grały istotną rolę na podziemnym ringu, bractwach walki na gołe piąchy, ale to akurat jest już chyba fakt historyczny.


Wszystko, wraz z reputacją zdobył własnymi rękoma, i co najgorsze jest to prawda. Jako jeden z najlepszych pięściarzy, przemierzający wszystkie speluny, tawerny, karczmy dotarł aż do samych krasnoludzkich szkół walki, jak i przewinął się przez klasztory mnichów, potwierdzając, że nie ma na niego mocnych w starych zasadach szkoły.
Lata mijały, a cel stawał się coraz bardziej mglisty, coraz bardziej nie jasny. Poszukując odpowiedzi na pytania, które z biegiem czasu narastały, odwiedził masy wieszczy, kapłanów, szarlatanów, i nic. Kilkoro z nich pod napływem gniewu pięściarza szybko wymamrotało, iż trzeba zaradzić radą wyższych istot, bardziej mądrych niż rasy śmiertelne.
Nie wierząc zbytnio w proroctwa oraz byty wyższe, dane mu było spotkać jednego, o dziwo zainteresowanego jego osobą. Był to diabeł, śmieszny na swoje opisy jakimi straszyli wieśniacy.
Polecił mu spotkanie ze swoją panią, jako że ona zaradzi na jego pytania. I oto siedzi przed stołem, wysłuchując jej przemówienia...

***


Rosły mężczyzna, wzrostu ponad przeciętnego i gabarytach krasnoludzkiej szafy dwudrzwiowej, obscenicznie niczym błazen siedział na krześle przy kamiennym stole, pilnie obserwując całe zajście. Jego wzrok, jak na pozornie tępego ze względu na budowę, pilnie śledził każdy ruch swojej pracodawczyni. Widział w niej osobę mądrą, której wiedza pomogła mu się ukierunkować, wyznaczyć sobie cel i ukierunkować się. Z racji wiosen jego temperament zmalał, złagodniał wręcz, lecz to nie zmienia faktu że za krzywe spojrzenie by nie złamał komuś karku gołymi rękoma.
Uważano go za osobę statyczną, mimo powszechnie wyznawanej przez niego niepodległości, wolności oraz wyznania wisiminizmu. Niezmierną przyjemność przynosiły mu potyczki słowne jak dogadywanie oraz żartowanie.

Lecz teraz rad, nie rad, trzeba było wybrać. Czcigodna pracodawczyni wymagała decyzji, istotnej dla sprawy. Jego bochenkowata dłoń nie raz przetarła brodę zanim raczył się zdecydować. Mimowolnie zwiesił głowę, spoglądając na swój ubiór. Skórzana kurtka, dobrej jakości koszula, skórzane spodnie, masywny pas, buty na cholewach, ostatni krzyk mody sprzedawcy.

Decyzja z jego strony zapadła jednomyślnie. W myśl mu było wybrać się na spotkanie z prymitywnymi orkami, niż sferami wyższymi, gdyż w grę wchodziło słowo które ubóstwiał. Pacyfikacja.

Po spotkaniu i odprowadzeniu wszystkich wzrokiem udał się do swej izby, gdzie leniwym tempem zebrał to, z czym przybył tutaj sporawy czas temu. Jego dwa wyzywająco wyciągnięte z pod koszuli medaliony stukotały o siebie, kiedy krzątał się pakując wszystko do plecaka.
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 16-12-2012, 01:18   #3
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Młody chłopak siedział wygodnie w jednym z foteli oczekując przemowy swej seniorki. Spokój na jego twarzy był wręcz nienaturalny, co zwykłego mieszczana mogło by doprowadzić nawet o dreszcze. Cisza panująca w pomieszczeniu pozornie nie robiła na nim wrażenia tak jakby przywykł do takich zagrywek.

Elard, gdyż tak miał na imię, był wysokim mężczyzną o szczupłej budowie ciała. Brązowe włosy, w uporządkowanym nie-ładzie, okalały mu głowę, zaś w niebieskich oczach drzemała nieprzeciętna mądrość, dość mało charakterystyczna dla ludzi w wieku poniżej dwóch dekad.
Młodzieniec ubrany był w strojny acz elegancki ubiór, oficera na myśl przywodzący. Czarny kolor dominował w owym odzieniu, zaś złote i czerwone elementy dodawały mu monarszego smaczku. Kilka szlachetnych kamieni, niczym planety rozsiane na gwiezdnym niebie, dekorowały jego strój. Przy pasie przytroczony miał rapier zdobiony kunsztownymi ornamentami.


Gdy tylko spotkanie dobiegło końca i ich seniorka nie miała nic więcej im do powiedzenia, zaufani wasale czarodziejki, do których zaliczał się też Elard, wstali ze swych miejsc zapewne kierując się do swych komnat. Chłopak odchrząknął lekko chcąc zwrócić na siebie uwagę reszty współpracowników.
- Chciałbym udać się do Czaszkowego Wąwozu. - rzekł spokojnym tonem przyglądając się kamratom poświęcając każdemu kilka sekund. - Sądzę, że Bies aż pali się by spacyfikować Skumgarda - Dodał, wskazując skinieniem głowy pięściarza - Oraz Ulihion będzie swobodniej czuł się w wąwozie niż na salonach.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 16-12-2012, 14:12   #4
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
W ciemnościach nie rozświetlonych nigdy choćby najbledszym promieniem słońca znaleźć można sekrety niepojęte dla śmiertelników. Byty których potęga i groza przytłoczyłyby człowieczy umysł spychając go poza granice szaleństwa plugawością swojego niewysłowionego majestatu snują tam swoje plany w których rodzaj ludzki jest jedynie przejściowym i mało istotnym elementem. Przybyli spoza granic znanego czasu i przestrzeni śnią swoje sny o dawnej chwale której odzyskanie jest dla nich tylko kwestią czasu - bo chociażby miało to potrwać eony to ich cierpliwość jest nieskończona. A gdy nadejdzie dzień w którym z ich rozkazu zgaśnie słońce pogrążając świat w wiecznym mroku, gdy prawa przyczyny i skutku odwrócą się na ich żądanie pogrążając wszystkie sfery w chaosie, gdy umrze nawet sama nadzieja nie pozostawiając nic po sobie, wtedy powrócą w całej swojej zatrważającej chwale. I nikt ani nic nie zdoła ich powstrzymać

***

Ulihion był jednym z wielu którzy żyli w mroku, jednak to właśnie on został wybrany by odnaleźć wiedźmę z powierzchni. Rozkaz był rzeczą absolutną więc wyruszył by pod palącymi promieniami znienawidzonego słońca oddać się pod rozkazy zwykłej jak mu się wydawało ciepłokrwistej. Jej pragnienia, chociaż na pozór ukryte pod spokojem i pewnością siebie, zaimponowały nawet komuś posługującemu się tak bardzo odmienną logiką i moralnością jak Wędrowiec do tego stopnia że zaczął ją uznawać za równą sobie. Ambicja, nawet naiwna, była jedyną dobrą rzeczą którą można było odnaleźć u ciepłokrwistych istot zarówno tych z powierzchni jak i spod niej.

Na spotkaniu z Lith'ryią Ulithion również siedział w niemalże absolutnej ciszy. Chociaż nie odzywał się ani nie poruszał się z jego strony można było jednak usłyszeć od czasu do czasu ciche mlaśnięcia lub chroboty które wbrew wszelkiej logice zdawały się dobiegać spod jego napierśnika. Mimo tego że już wiele miesięcy współpracował z pozostałymi podwładnymi wiedźmy to wciąż niewiele było wiadomo o tej zakapturzonej postaci. Dość wysoki, prawdopodobnie dobrze zbudowany, gdy się odzywał (co czynił niezmiernie rzadko) określał siebie w formie męskiej. Do swojej komnaty nie wpuszczał nikogo, a gdy ją opuszczał nieodmiennie miał na sobie ciężką zbroję i kaptur spod którego nie widać było zarysów twarzy przy największym nawet oświetleniu. Uważny obserwator mógłby nawet zaryzykować stwierdzenie że w rzeczywistości kaptur jest po prostu pusty, wypełniony po prostu jakąś nadnaturalną ciemnością, gdy jednak wysłannicy wiedźmy mieli operować w gęściej zaludnionych rejonach ciemność ta formowała się w ludzką lub elfią twarz, nigdy jednak dwa razy w tą samą. Tylko jedna osoba poza najbliższymi współpracownikami wiedźmy zdawała sobie sprawę kim, a raczej czym jest Ulithion, jednak nie miała żadnego interesu by dzielić się tą wiedzą.

Gdy Lith'ryia ogłosiła że drużyna musi się podzielić na dwie grupy Ulihion nawet nie drgnął. Siedział dalej wyraźnie na coś czekając, dopiero gdy Elard zaproponował by we trójkę razem z Biesem udali się do Czaszkowego Wąwozu skinął głową na potwierdzenie i opuścił salę nie czekając na opinię pozostałych. To co istotne dla niego już zostało powiedziane...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Blacker : 16-12-2012 o 14:16.
Blacker jest offline  
Stary 16-12-2012, 16:55   #5
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy tylko usłyszał o zebraniu udał się na miejsce niezwłocznie pozostawiając wszelkie sprawy jakimi się w danej chwili zajmował. Zawsze tak robił, Lith'rya była w tej chwili najważniejsza. Był wiernym sługą jej i jej mocy. Nie robił tego jednakże z czystej uległości, w służbie czarownicy widział odpowiedź na to czego szukał. Zwracał się do niej z szacunkiem i stawiał na wezwanie punktualnie nie rzadko będąc pierwszym. Robił to co było dla niego najlepsze.

Siedział razem z innymi przy stole. Wszyscy mieli niektóre cechy wspólne, mógł to powiedzieć na tyle na ile ich poznał, nie było tego jednak wiele. Wykonywali swoją robotę, nie musieli do tego poznawać swoich charakterów. Bronthion był wysoki nawet jak na człowieka, zwykle ubrany w czerń od stóp do głowy lecz rzadko nosił naciągnięty kaptur jak zwykł to robić inny ze sług czarownicy. Jego krótko przystrzyżone włosy, zarost jak głębokie zielone oczy przyciągały wzrok. Miał w nich coś zwierzęcego i przyciągającego na tyle, że gdy ktoś w nie wniknął ciężko było odwrócić spojrzenie. Rzadko kiedy się uśmiechał, a kiedy to robił zmianie ulegało jedynie ułożenie jego warg. Pozostali „towarzysze” w ciągu miesięcy mogli zauważyć, że Bronthion był kompetentny jeśli chodzi o pracę zespołową, potrafił koordynować działania jak i perfekcyjnie wykonywać role jakie mu powierzono. Zupełnie jakby miał za sobą lata doświadczeń w organizacjach o podobnej hierarchii jak tutaj, zarówno w roli lidera jak i podwładnego.

Do tej pory nikt nie widział by spanikował, zawsze był opanowany i spokojny, kierował się logiką. Zupełnie jakby tylko i wyłącznie zimna krew krążyła w jego żyłach. Może i nie wyglądał, ale miał swoje lata, czasy w których działał pod wpływem emocji zginęły marnie. Jego wzrok zwykł lustrować, oceniać i kalkulować każdy szczegół w okolicy, niczym łowca polujący na ofiarę. Jego sylwetka była lekko umięśniona, zdecydowanie bliżej było mu do atlety niż do osiłka aczkolwiek wszystko miał na swoim miejscu. Z kolei broń w postaci dwóch krótkich mieczy spoczywała spokojnie za pasem.

Słuchając słów czarownicy uśmiechnął się nieznacznie gładząc leniwie swoją brodę. Gdyby jego serce mogło bić to z pewnością byłoby podekscytowane całą sytuacją. Nie robiło my zbyt wielkiej różnicy w które miejsce by się udał, poradziłby sobie bardzo dobrze w jednym jak i drugim miejscu czego nie można powiedzieć o reszcie drużyny. Po dłuższy namyśle stwierdził jednak, że wyprawa do miasta stwarza dla niego więcej możliwości. Po tym gdy Elard przemówił Bronthion odezwał się sam:

- Uważam, że to dobry pomysł. Choć jest coś w wyprawie do wąwozu co wydaje mi się interesujące to jednak Mballwerook stwarza dla mnie więcej możliwości jak i moje talenty bardziej się tam przydadzą. Zatem ja, Terion i Shaaven zajmiemy się ksieżniczką. Nie zawiedziemy Cię Pani –skłonił nieznacznie głowę czarownicy po czym spojrzał na swoich towarzyszy zatrzymując nieco dłużej spojrzenie na drowce.

Drowce, której zapach wyjątkowo drażnił jego wyczulone nozdrza.

Po chwili wyszedł i skierował się do swojej komnaty w celu przygotowania do wyjazdu. Był stworzony do zadań wymagających finezji i dyskrecji. Nie wyobrażał sobie jakby miał kooperować w tym zadaniu chociażby z pięściarzem, Shaaven to inna historia. Drużyna dobrze się podzieliła w jego mniemaniu.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 16-12-2012 o 17:01.
Bronthion jest offline  
Stary 17-12-2012, 16:39   #6
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Wielu ludzi szukało anielskich niebios patrząc w chmury, tam też za blaskiem słońca doszukując się bram do boskiego świata bez krzywd i znoju śmiertelnego życia. Patrząc z tej strony, piekła powinno się szukać pod ziemią, ale przecież nikt o zdrowych zmysłach nie szukałby miejsca katorgi i cierpienia. Chociaż wśród chmur nikt nie odnalazł jeszcze nieba, to piekło pod ziemią zaczynało się już bardzo szybko. Ten świat, niezbadany i okrutny z każdym krokiem w głąb stawał się jeszcze gorszy i chociaż był on tak blisko świata nam znanego, to nie współistniał, a bardziej był obok, był cieniem.
Właśnie stamtąd przybyła, z miejsca równie niezbadanego ludziom co głębina oceanu. Równie ciemnego i niebezpiecznego, a jednak pełnego życia. Lubiła te podróże. Lubiła doświadczać nowego, poznawać i uczyć się mimo że panowały tu drastycznie inne warunki, była inna kultura, a większość tubylców się jej bała lub nienawidziła mimo że nic o niej nie wiedziała.

Na imię było jej Shaaven Alvarele, ale ta, jak i większość informacji które o niej posiadali pochodziła z innej ręki. Drowka była niczym ocean, pełna tajemnic, urocza i straszna, spokojna i gwałtowna. Gdy ją poznali na początku odnieśli wrażenie że wcale nie jest tu z własnego wyboru, że nie zależy jej na pracy dla Lith’ryi. Mijał jednak czas, a elfka zaczynała czuć się coraz swobodniej, była coraz bardziej towarzyska, w porównaniu do zupełnego chłodu z jakim traktowała ich na początku. Mimo wszystko wciąż widać było nawyki z ojczystego podmroku, których tolerancja mogła być trudna, albowiem jej rasa uznawała się za najwyższą, a panujący tam seksizm sprawiał że kobieta nie szanowała mężczyzny ani trochę, wykorzystując tylko jako niewolnika lub seksualną zabawkę. W przypadku Shaav i tak nie było z tym tak najgorzej. Nauczyła się względnie ludzkiej kultury i starała traktować mężczyzn na równi, choć różnie jej to wychodziło.
Shaaven wyznawała Bogini ciemności, nienawiści i pustki – Shar. Nie kryła się z tym wśród nich, choć pośród ludzi kult ten był zakazanym. I mimo że plotki na temat drowów były niezwykle straszne i poruszające, te które krążyły po sługach Lith’ryi na temat Alvarele zaskakiwały. Podobno bowiem mroczna elfka nie potrafiła zbytnio walczyć i rzeczywiście, odkąd się znali nigdy nie było widać by rwała się do walki. Nie można było jednak powiedzieć by była aniołkiem. To raczej jej brak umiejętności ograniczał elfkę przed krzywdzeniem innych niż jakieś zasady moralne. Jeśli dać jej torbę narzędzi tortur, zapewne nie miałaby problemu z zadbaniem o nieszczęśnika który miałby poddać się tym wyrafinowanym „pieszczotom”. Ostatecznie jednak elfka była kobietą o wielu talentach nadrabiając nimi swoje mizerne umiejętności bojowe. Lubiła się przebierać, szczególnie za jasne długouche z których zawsze szydziła, a jednak niezwracające na powierzchni tak na siebie uwagi. Miała przecież idealnie dopasowaną figurę i anatomię, różnice były jedynie kosmetyczne. Fałszowała dokumenty, włamywała się, kradła i flirtowała, a wszystko to sprawiało jej sporo satysfakcji. Pieniądze które otrzymywała, wykorzystywała bez skrupułów na przeróżne wygody, jak choćby drobne oczko wodne z podgrzewaną wodą. Cały pokój dekorowały różne rzeczy, mieszając wiele stylów na których elfka nie specjalnie się znała, za to bardzo lubiła wszystko co drogie, piękne kwiaty, biżuterię i kamienie szlachetne. Czerpała z życia równie zachłannie co ludzie, mimo że mogła dożyć jeszcze wiele setek lat.


Gdyby spojrzeć na Shaaven widać młodą kobietę o atrakcyjnej i zgrabnej sylwetce. Jak na elfie standardy jej sto czterdzieści dwa lata są niczym dwadzieścia dla człowieka. Ona jednak sama, nigdy nie zdradziła swojego wieku. Na pierwszy rzut oka nie jest ani za niska, ani za wysoka.
Sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu czyni ją jednak zapewne najniższą osobą wśród reszty - męskich sług Lith’ryi. Radzi sobie z tym zakładając buty na obcasie najlepiej czarne, wysokie i eleganckie. Wciąż nie przywykła do sposobu ubierania się na powierzchni i wbrew ludzkiej kulturze częściej trzyma się nawyków z podmroku gdzie moda różniła się drastycznie. Dużo odsłoniętego, gołego ciała, lub egzotyczne, podkreślające sylwetkę, status czy wiarę stroje były tam na porządku dziennym. Im bardziej zaznaczały dominacje i pewność siebie kobiety, tym były lepsze. Pozbawione były jednak delikatności tak związanej z wizją kobiety na powierzchni. Mimo że Shaaven czasem zakładała też szyte na jasne elfki, zwiewne, kwieciste suknie to wolała bardziej obnosić się w nieco gorszących, dziwkarskich strojach czarodziejek, gorsetach lub obcisłej czarnej skórze. Ta zaś miała się na czym odcisnąć gdyż niewątpliwie zaraz za zgrabnymi, długimi nogami jej biodra i talia niczym u osy trzymała linię i odznaczała się krągło gdzie trzeba. Elfka miała nieco pełniejszą figurę, choć nadal szczupłą w ludzkich oczach. Szaro-niebieskawo-popielata skóra zdawała się być delikatna, aksamitna i niezwykle miękka co jednak było typowe dla elfiej rasy. Perfumy których używała w podmroku dawno się jej skończyły, jako że Shaaven zazwyczaj pachniała w jakiś wyszukany sposób musiała więc wybrać nowe, i wcale nie ograniczała się do elfich które mimo cudownego zapachu, posiadały pewien w jej guście niedosyt i były za mało odważne dlatego też często korzystała z ludzkich. Wybierała głównie te kwiatowe lub owocowe które były często słodkie, świeże i bardzo kobiece, lub orientalne bardziej wyraźne, zmysłowe i uwodzicielskie.
Dla mrocznej bardzo ważna była czystość i dbanie o siebie dlatego też niechlujność do niej nie pasowała. Lubiła być wyszykowana, zadbać o włosy, makijaż i zapach dla samej siebie i swojego dobrego samopoczucia i było to dla niej już raczej nawykiem. Nie bała się ubrudzić, nie bała się krwi, błota czy pająków, ale najzwyczajniej nie czuła się komfortowo gdy wiedziała że coś w jej wyglądzie jest nie tak. Być może był to jeszcze nawyk z podmroku, gdzie kobieta jako istota doskonała nie mogła mieć żadnych wad.

Shaaven ma kilka tatuaży z czego te najbardziej widoczne znajdują się na rękach i udach, przeplatając w swych wzorach delikatność i ostrość, odznaczając się jeszcze ciemniej na jej szarej skórze. Zrobiła je jeszcze w podmroku, a ich ewentualne znaczenie nie jest znane. Typowo dla mrocznej jej długie, zazwyczaj niespięte w jakiś wymyślnych fryzurach włosy są białego koloru i wdzięcznie spływają przez ramiona i plecy do ich połowy. Czasem jeszcze, drowka spina je w kucyk lecz co ciekawe nie eksperymentuje dużo z nowymi fryzurami, pozostawiając ich piękno w swej prostocie.
Delikatna, nieco pulchna lecz dalej o ostrych rysach twarz podziemnej elfki o małym nosku i posągowej urodzie nadaje jej niesamowitego uroku. Spojrzenie jej intensywnie czerwonych oczu przypomina błyszczące w świetle, płynne rubiny. Jest zarazem urzekające i tajemnicze. Gorące i niebezpieczne. Słodkie i trujące. Pikantne i nieśmiałe. Ukazując się zza długich rzęs, wraz z delikatną pomocą jej uśmiechu potrafi skłonić do ustępstwa nawet bardzo upartego. Naturalny kolor jej ust przypomina wyblakły, bardzo ciemny fiolet, sprawiając że bez uważnego przyjrzenia się wydają się prawie czarnym odcieniem szarego. Drowka jednak zależnie od nastroju często maluje je pod kolor oczu lub w głęboką, nieczułą czerń.

Wezwana na spotkanie przybyła nieco spóźniona, jak zwykle usprawiedliwiając się brakiem przyzwyczajenia do sposobu odmierzania czasu na powierzchni. Albo dobrze udawała, albo rzeczywiście zaskoczyło ją że spotkanie już się rozpoczęło. Nie obdarzając nadmiernym ciepłem reszty zebranych uniosła delikatnie, swoją drobną dłoń w geście przywitania i z uroczą gracją przemknęła by usiąść obok nich. Zdawała się nieco zagubiona myślami gdzie indziej, choć wzrokiem wciąż z nimi. Czuła się trochę niezręcznie sama pośród tylu przystojnych mężczyzn, a każdy z nich prezentował się jeszcze z zupełnie innej strony. Każdy utalentowany, silniejszy i nad żadnym nie miała władzy. Jej drowie Ja czuło pewien niedosyt władzy, ale próbowała stłumić w sobie to odczucie.


Dziś wyjątkowo założyła na siebie czarny, skórzany gorset i krótką, zdobioną w pajęcze motywy spódniczkę którą miała jeszcze z podmroku. Zarzuciła nogę na nogę elegancko i oparła na niej swą dłoń. Nosiła kabaretki które tylko jeszcze bardziej podkreślały pajęczy styl ubioru elfki, wyglądając niczym ciasna sieć. Wpadł w nią najwyraźniej Bronthion wodząc po nich wzrokiem nieco za często niż powinien. Shaaven jednak wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie choć udała że nie zwraca na to spojrzenie uwagi i poprawiła nieco spódniczkę jakby chciała ukryć nieco swojego ciała.
Drowka odkąd poznała ludzką kulturę była niesamowicie zaskoczona jej różnorodnością. Tak jak część widziała ją jako strasznego i ohydnego demona z piekieł, inni tacy jak Bronthion zdawali się doceniać jej urodę i wręcz nią interesować. Mimo że nawet nie należała do jego rasy. Było to ciekawe i zaskakujące choć akurat Bronthion zawsze wydawał jej się nieco inny, nie była tylko pewna z jakiego powodu.

Zamyślona nad słowami wiedźmy zapatrzyła się na umięśnioną sylwetkę Biesa. Uwielbiała silnych mężczyzn, może dlatego że sama była niezwykle delikatna i słaba, nadrabiając jednak gracją, urodą i sprytem. W końcu dotarły do niej słowa Bronthiona, który stwierdził że wybierze się z nią i Terionem do Mballwerook. Uniosła spojrzenie, jakby rozbudzając się choć w zasadzie nic nie umknęło jej sprzed nosa. Właśnie tam chciała się udać, jako że wiedziała, że chłopcy poradzą sobie z kilkoma orkami.

- Wchodzę w to. Chętnie zwiedzę kolejne ludzkie miasto, zrujnuję życie kilku księżniczkom i przy okazji przeszukam ich garderobę… - Odparła z zadowolonym uśmieszkiem, zaciągając kosmyk białych włosów za swoje długie, elfie ucho.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 17-12-2012 o 17:14.
Kata jest offline  
Stary 17-12-2012, 19:38   #7
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Pojawił się pewnego dnia towarzysząc Lith'ryi. Nigdy nie tłumaczył skąd przybył, jak trafił na swoja panią ani tego kim jest. Przedstawił się tylko imieniem a Lith'ria nie uważała za stosowne informować kogokolwiek o szczegółach z życia jej sług. Tak też Terion stał się częścią sił twierdzy.

Terion był wysoki jak na elfa, jego skóra była jasna co mogło sugerować iż wśród jego przodków były nie tylko elfy słoneczne ale również księżycowe. Niezbyt długie białe włosy zazwyczaj były w lekkim nieładzie. Patrzył na świat szmaragdowo zielonymi oczami. Poruszał się z gracją jaką może osiągnąć tylko elf, z jego twarzy nie znikał uśmiech, zazwyczaj miły. Niewątpliwie dla większości ras był bardzo atrakcyjny, czasami aż trudno było odwrócić od niego wzrok. Zdawał sobie z tego faktu sprawę i skrzętnie to wykorzystywał. Zawsze jako pierwszy przychodził powitać łupieżcze bandy sług wiedźmy i wybierał sobie kilka drobiazgów którymi następnie dekorował zimne mury swych komnat. Już po kilku tygodniach jego osobisty apartament mógł uchodzić za mieszkanie pomniejszego elfiego lorda. Całości wystroju dopełniała elfia niewolnica którą sobie zawłaszczył. Wprawdzie kiedyś były dwie jednak zdarzył się nieprzyjemny wypadek...

Jego apetyt na piękno kobiecego ciała był powszechnie znany, zresztą nie tylko kobiecego. Wielokrotnie się zdarzało, że udzielał korepetycji młodszym uczniom Lith'ryi. Szczególnie często gościł u siebie obie półelfki. Co było tematem tychże zajęć, nie mógł mieć wątpliwości nikt kto w ich trakcie znalazł się w pobliżu komnat elfa.

Na naradzie pojawił się w błękitnych szarawarach przeszywanych złotą nicią, stopy obuł miekkimi pantoflami z zakręconymi noskami. Całości dopełniała biżuteria z którą się nie rozstawał. Misternie zdobiony sygnet z herbem, delikatnie grawerowana srebrna obrączka, para ozdobnych karwaszy. Szyję zaś przyozdobił symbolem swego wysokiego urodzenia, złotym torquesem.

Wsłuchiwał się w słowa Lith'ryi z przyjemnością, choć w niczym nie zmieniały jego planów. Niech się inni zajmą dezynsekcja. A jednak szkoda, że Elard postanowił wyruszyć w pogoń za tym robactwem. Mógłby dostarczyć sporo przyjemności. W tym momencie jego wzrok spoczął na drowce.

- Pozwolę wyrazić sobie nadzieję, że współpraca z panią, szlachetna Shaaven, dostarczy nam obojgu wiele przyjemności.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 17-12-2012 o 20:26.
Pan Błysk jest offline  
Stary 18-12-2012, 09:23   #8
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Członkowie świty Lith'ryi bardzo szybko i sprawnie podzielili się nowymi obowiązkami. Zasadniczo nie odbyła się żadna narada, czy też choćby najskromniejsza wymiana zdań. Wszystko przebiegło tak, jakby słudzy czarownicy rozumieli się doskonale bez słów.
Lith'rya nie oponowała i także w milczeniu przyjęła decyzję swych sług.

Ledwo szarość świtu zaczęła zwyciężać nad mrokiem nocy już szykowano się do drogi. Początek wyprawy nie był pomyślny. Już od północy nieprzerwane strugi deszczu zalały ziemię, chłoszcząc ją i smagając niczym skórzanymi pejczami. W przeciągu kilku zaledwie godzin ziemia namokła i stała się błotnista i grząska.
Cała szóstka zebrała się na głównym placu twierdzy. Konie były już przygotowane i objuczone. Stały jeszcze jednak pod dachem stajni.

W drzwiach wieży pojawiła się czarownica w towarzystwie Tazraga i Sil'lada.
- Czas zacząć nasze łowy - prawie, że krzyknęła Lith’ryia - Działajcie uważnie i rozważnie. Plan nasz wchodzi w decydującą fazę i to od waszych działań zależy jego powodzenie. Nie zawiedźcie mnie, a już nie długo wraz ze mną będziecie odbierać hołdy od wszystkich władców Fearunu. Ruszajcie! I niech prowadzi was blask mrocznej pani.
Tazrag i Sil’lad zaczęli wręczać wyruszającym w drogę magicznej medaliony, które miały zapewnić komunikację pomiędzy Lith’ryią a jej sługami.
Był to niewielki okrągły wisior bogato zdobiony w szlachetne kamienie z gładko wypolerowanym krwistym rubinem w samym środku.

Mroczna szóstka wyjechała z cytadeli czarownicy, by siać ferment, zamęt i chaos.

Początkowo ich droga przebiegała wspólnie. Jednak już drugiego dnia musieli się pożegnać i ruszyć w przeciwnych kierunkach.
Nie było łzawych pożegnań, czy serdecznych uścisków. Nie było życzliwych słów, ani życzeń. Podzieli się na dwie grupy, żegnając się krótkim “Bywajcie”

Elard, Ulihion, Bies
Czaszkowy Wąwóz był miejsce, które od szerokim łukiem omijali wszyscy wędrowcy, a w szczególności kupieckie karawany. Nie chodziło o to, że miejsce to jest trudne do przebycia i niedostępne. I choć oba stwierdzenia są faktem, to powody wystrzegania się wąwozu były zupełnie inne.
Miejsce to bowiem stało się schronieniem dla uciekających po przegranej bitwie licznych zastępów orków i hobgoblinów. Z biegiem czasu miejsce, to stało się nie tylko ich schronieniem, ale także twierdzą i bazą wypadkową do której mało kto miał odwagę się zbliżyć.

Wąwóz był wąskim przejściem pomiędzy dwoma wysokim pasmami skalistych gór. Ściany wąwozy pięły się w górę na kilkadziesiąt metrów, praktycznie zasłaniając niebo. Strome i postrzępione granie usiane były licznymi grotami i jaskiniami. W dole cały czas wiła się wartka rzeka, jeszcze dodatkowo utrudniając wędrówkę.

Elard, Ulihion i Bies wkroczyli pewnie do wąwozu rozglądając się cały czas czujnie. Praktycznie od pierwszych metrów czuli, że są obserwowani. Co i raz dostrzegali postacie przemykające pomiędzy skałami.
Nie do końca wiedzieli, czym uzasadniona jest ta wyjątkowa ostrożność orków, jakże niepodobna do tych istot. Czy wyczuły one potęgę trójki przybyszów, którzy wtargnęli na ich teren. Czy też może pod dowództwem Skumgard zmienili taktykę.
Jakaby nie była prawda trójka jeźdźców coraz głębiej zapuszczała się niedostępny wąwóz. Konie szły powoli i co i raz potykając się o skaliste podłoże.

To, co uderzyło trójkę sług Lith'ryi, gdy głębiej weszli w Czaszkowy Wąwóz była architektura. Na stromy graniach wykuto bowiem w wielu miejscach blanki z wąskimi otworami strzelniczymi, baszty i wieże obserwacyjne, a także basteje, czy ufortyfikowane tarasy.
Konstrukcje nijak nie przystawały do jakże prostych i ograniczonych umysłów orków, czy hobgoblinów. Precyzja ich wykonania i twórczy zamysł oraz stopień skomplikowania wskazywały, że orcze plemiona musiały mieć, jakiegoś nadzorcę, który koordynował budowę i ją zaprojektował.

W pewnym momencie wąwóz się rozwidlał. Jedna odnoga skręcała w prawo, a druga główna dalej ciągnęła się na południe.
Elard, Ulihion i Bies skręcili w prawo, gdyż z oddali dostrzegli, że odnoga ta zakończona kolistym barbakanem.
Już z odległości kilkudziesięciu metrów dostrzegli, że na murach budowli powstało poruszenie. Liczne grupy orków i hobgoblinów biegały w jedną i druga stronę.

Gdy grupa stanęła pod bramą na murze stała już zwarta grupa obrońców, gotowa na rozkaz swego dowódcy zaatakować przybyszy.
Kątem oka Elard, Ulihion i Bies dostrzegli, że ściany wąwozu również wypełniają się kolejnymi orkami. Obwarowane tarasy i małe baszty w oka mgnieniu zajmowane były przez kolejnych orczych wojowników.

Bronthion, Shaaven, Terion
Po rozstaniu z pozostałymi członkami świty Lith'ryi, Bronthion, Shaaven, Terion wkroczyli na bity trakt, który był jednym ze szlaków kupieckich. Ich samotna wędrówka poprzez pustkowia Anauroch. Traktem bowiem wędrowali liczni podróżni, zarówno kupcy, dyplomacji, jak i zwykli ludzie.
Wszyscy oni zmierzali do Mallowbrook. Wieść o ślubie książęcej córki już dawno obiegła okolicę. Różni handlarze, rzemieślnicy widząc szansę zarobków zmierzali do stolicy księstwa.

Porządku na trakcie pilnowały dwu i trzy osobowe patrole konne armii księstwa.Już sama ich obecność sprawiał, że ludzie byli mniej skorzy do awantur, czy też łamania obowiązującego prawa.

Magiczny golem będący sobowtórem księżniczki niczym gąbka chłonął wszystko wokół. To był pierwszy raz, gdy dzieło czarownicy opuściło jej twierdzę. Umysł magicznego tworu został tylko wstępnie ukształtowany przez Lith'ryę i to na trójce jej wysłanników spoczywał ciężar dalszej edukacji.
Golem mimo, że był sztucznym wytworem dysponował ograniczoną świadomością i wolną wolą. Został jednak tak ukształtowany, że słowa któregokolwiek ze sług czarownicy był dla niego niczym rozkaz, któremu w żaden sposób nie mógł się sprzeciwić.

Gdy na horyzoncie pojawił się zarys miasta słudzy Lith'ryi mogli na własne oczy przekonać się, jak prężnie rozwijającym się miastem musi być Mallowbrook.
Miasto składało się bowiem z dwóch części. Rozległego podgrodzia oraz grodu.
Gród był okalany wysokim, kamiennym murem oraz niezwykle szeroką i głęboką fosą. Miała ona bowiem kilkanaście metrów szerokości i kilka głębokości. Do miasta prowadziły cztery drogi i cztery zwodzone mosty. Przed każdy mostem wznosił się wysoki kamienny barbakan, gdzie służbę pełnili wyznaczeni do pierwszej kontroli przyjeżdżających strażnicy.
Wokół grodu powstało rozłożyste i jakże rozległe podgrodzie. Zabudowa była tutaj o wiele bardziej swobodna. Nikt nie wyznaczał specjalnie ulic, ani nie dbał o ich równoległość. Wznoszono zatem chatę przy chacie, a dom przy domu. Oddając kwestie architektoniczne miasta przypadkowi. W ten sposób powstały krzywe, czy nawet łukowate ulice, romboidalne place, czy jajkowate rynki.
Każda z dróg prowadzących do miasta zapełniona zmierzającymi do miasta ludźmi.

Nie wszyscy byli przepuszczani do grodu, gdyż zarówno z uwagi na bezpieczeństwo, jak i ograniczoną ilość miejsca nie wszyscy mogli cieszyć się przebywaniem wewnątrz miastowych murów.

Gdy trójka wysłanników Lith'ryi dotarła do barbakanu, także i ich zatrzymał strażnik. Przyjażał się on uważnie grupie, a najwięcej uwagi poświęcił srebrnowłosej drowce. Chwilę także zatrzymał wzrok na otulonej barwnym szalem kobiecie będącej sobowtórem księżniczki Klatii
- Witajcie! Co was sprowadza do Mallowbrook? - spytał ciągle spoglądając na drowkę.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 23-12-2012, 12:25   #9
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Post wspólny, Droga razem.


Strugi deszczu lejącego się z szarego nieba nie budowały dobrego nastroju do rozmowy, nawet w tak towarzyskim typie jakim był Terion. Jechali więc w ciszy nudząc się lub planując następne posunięcia. Nie pierwszy raz elf zastanawiał się kto z tej radosnej gromadki wbiłby mu sztylet w plecy, na pierwszym miejscu typował drowke. Mroczne elfy słynęły z okrucieństwa i nienawiści wobec swoich jasnych kuzynów. Najrozsądniej było zbliżyć się do Shaaven. Jedynym problemem był Bronthion który co chwilę zerkał na drowke.

Nic to, głupcem dającym się zauroczyć wdziękom mrocznej zajmę się gdy zajdzie ku temu potrzeba.


Shaaven jak zwykle przybyła spóźniona, ale gdy się ukazała zrobiła piorunujące wrażenie. Zapewne nawet nikt by jej nie poznał gdyby nie fakt że podchodząc wyciągnęła dłoń z medalionem przekazanym od wiedźmy. Sam medalion bardzo ją zainteresował, konkretnie rubin do których miała słabość. Od wczoraj zastanawiała się w jaki sposób sprzedać tą drogą biżuterię i dorobić na boku, kosztem Lith’ryi oczywiście. Drowka może wykwalifikowaną morderczynią nie była, ale złodziejką i oszustką tak. Teraz jednak, przechodząc ostrożnie przez całe to powstałe z deszczami błoto przypominała niewinnego aniołka. Okryta piękną, elfią peleryną, ozdobioną kwiecistymi wzorami, stawiając niewinne kroczki by ominąć pozostałe na ziemi kałuże.


Pod spodem ubrana była w białą, elegancką suknię podkreślającą jej delikatność i nadającej niewinnej aparycji. Równie delikatny, jasny odcień skóry upodabniał ją do jakiejś elfiej księżniczki. Jej gładka skóra była nieskalana wysiłkiem, zdawała się aksamitna i niezwykle zadbana. Delikatny błękitny kolor oczu wciąż jednak urzekał, tym bardziej gdy ona tego chciała. Jej kasztanowe włosy przecinały drobne białe pasemka. Nawet rysy twarzy zmieniły się, nadając jej bardziej anielskiego wyglądu.


Drowka zdjęła kaptur skoro przestało już padać, zakręciła paluszkiem okręcając wokół niego medalion i chowając go do kieszeni peleryny. Podeszła bliżej kusząco kręcąc biodrami, co już mniej pasowało do nieskalanej wizji elfki którą przed nimi stworzyła. Zerkając im uważnie po oczach i wykorzystując moc czytania myśli rozsunęła nieco pelerynę by ukazać im swoją suknię.

- I jak? - Zapytała figlarnym głosem, choć wyraźnie dumnym z siebie i zadarła w górę brew, zaciekawiona ich reakcją. Tak tą którą ukażą, jak i tą którą skrywają ich myśli. - Shaaven ustąpi Lairiel tej podróży... Tak się do mnie zwracajcie w mieście, brzmi bardziej.. elfio. Oficjalnie przybyłam z Witchlyn, by obejrzeć to nadzwyczajne wydarzenie i pragnę przekonać się jak wygląda Mallowbrook.

- Każdy strażnik nas przepuści jak tylko na Ciebie spojrzy - Bronthion przyjrzał się jej badawczo z lekkim uśmiechem- a jakby to było za mało to wystarczy, że kawałek szaty odkryjesz i będzie jadł z ręki, przyda się nam taka... siła perswazji. Choć do mnie osobiście przemawia bardziej Twoja ciemna skóra i kabaretki -przesunął po niej wzrokiem od góry do dołu nie spiesząc się.

- Oh.. nie wypada żonie świecić ciałem gdy mąż zaledwie o krok... - Jasna elfka uśmiechnęła się rozbawiona tymi słowami po czym zerkając na obu mężczyzn, Teriona i Bronthiona poprawiła suknię na wysokości biustu i talii.

Wsłuchując się w myśli elfa, mroczna nie dokonała nadzwyczajnego odkrycia. Było tam głównie pożądanie którego centrum stanowiła. Im dłużej jednak się przysłuchiwała tym głośniejsze były szepty, bardziej naglące jednak nieuchwytne, ukryte gdzieś na samej krawędzi umysłu.

- Czcigodna twoja uroda przewyższa wszelkie podziały rasowe, niezależnie od koloru skóry wyglądasz olśniewająco. - Powiedział Terion.

Gdzieś wewnątrz jej drowie Ja wybuchło śmiechem.
On? Jasny elf pragnął jej ciała? Niedoczekanie - pomyślała delektując się rasizmem który mimo pewnych ustępstw wciąż po części w sobie pielęgnowała. Mimo wszystko podobało się jej to, bo jak każda kobieta lubiła być uważana za atrakcyjną. Poza tym, świadczyło to o tym że jej przebranie jest jak najbardziej w porządku. Jasna zadarła nosek wyżej z dumą, w jakiś sposób załechtana słowami Teriona.

- Więc może Mallowbrook potrzebuje innej księżniczki? - urwała na chwilę. - Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, czemu jako jedyny, Ty, jasny elf zwracasz się do mnie tak niczym męski niewolnik z podmroku. To w sumie przyjemne.. przywołuje wspomnienia, ale częściej mówili “Moja Pani”. - Odpowiedziała miękkim, leniwym głosem z o wiele pewniejszym siebie spojrzeniem niż pasowałoby do jasnej elficy.

Kolejne myśli wyczytane przez elfkę należały do Elarda.

Mimo spokoju na twarzy, porównywalnego wręcz do maski zmarłej osoby, w umyśle młodego oficera panował chaos i gniew, niczym ognie piekielne trawiące najniższe plany. Owa wściekłość ukierunkowana była pod jednym adresem. Pogody. I pomimo systematycznie powtarzanego “Uspokój się!”, pożar wciąż trawił zmysły młodzieńca.

Odłączony na bodźce zewnętrzne umysł Elarda na chwilę zainteresował elfkę. Co prawda człowiek swoją ignorancją zyskał sobie jej niechęć, a Shaaven tylko zastanawiała się czy jego brak podzielności uwagi nie wpakuje ich w kłopoty. Ostatecznie jednak przeniosła wzrok dalej skupiając się na myślach kolejnej osoby.

Młodzieniec w końcu odwrócił głowę w stronę reszty towarzyszy. Jego oczy przewędrowały po każdym z nich, aż w końcu spoczęły na interesującej go osobie. Podjechał na koniu do mężczyzny o najbledszym licu.

- Wybacz pewną śmiałość... - zaczął wracając się do niego, niezbyt głośno, jednak tak by ten go dobrze słyszał. - Jak pokonałeś najcięższą barierę? - skinął lekko w stronę nieba.

Zabójca spojrzał szczerze zaskoczony na młodzieńca.

- Barierę? Co masz na myśli?

Oczy kleryka zwęziły się na ułamek sekundy po czym z ponownym uśmiechem odrzekł.

- Zdawało mi się coś, wybacz - odrzekł zwalniając trochę tempa. Wybiło go to z równowagi nie mało, choć starał się nie dać po sobie tego poznać. Brak oddechu, karnacja nienaturalnie biała i to nieprzyjemne mrużenie oczu w świetle słonecznym. Choć ostatnia cecha typowała większość istot podmroku, Elard podejrzewał skrytobójcę o przeżycie przynajmniej jednej śmierci. Gdyby użył negatywnej energii mógł by łatwo sprawdzić czy się mylił, czy zabójca skrywa swój sekret. Jednak pokusa trwała tylko chwilę. Nie było potrzeby, a jedynie zniechęcił by do siebie towarzysza.

Bronthion kiwnął mu tylko głową na znak, że rozumie i nie było sprawy po czym wrócił do spokojnej jazdy. “Barierę? Czyżby chodziło mu o to?”
Terion nie ukrywał swojego zaciekawienia tą wymianą zdań. Jego spojrzenie na chwilę oderwało się od drowki i i skierowało na młodzieńca. Zajrzał mu głęboko w oczy, a podły uśmiech na ustach elfa jasno sugerował, że choć chwilowo milczy to ta sprawa zostanie jeszcze poruszona, najlepiej przy spotkaniu w cztery oczy z Elardem.

Shaaven nie wtrąciła się do rozmowy, ani nawet prawie jej nie zauważyła wpuszczając jednym uchem, a wypuszczając drugim, zbyt zajęta czytaniem myśli Ulihiona. Tam jednak nie była w stanie wczytać zupełnie nic. Z lekkim rozczarowaniem więc skupiła się na Biesie.

Jeśli umysł można było by traktować jak centrum, orbitami myśli była jedna, scalona masa wszelkiego badziewia jakie można było oczekiwać od niego, i jego usposobienia. Niepowołana osoba mogła by nie zrozumieć nie zliczonych pozycji seksualnych, oraz orgii jakie często miał w zwyczaju wspominać przed samym sobą. Umilały mu drogę, zamykając się czasami w samym sobie jak autystyczne dziecko kreując swój własny, zobaczony świat. W tym świecie ostatnio zaczęły występować również myśli bardziej egzotyczne, niż lawiny kobiet o nieskazitelnej urodzie oraz wysokiej cenie bądź słabej sile. Bywały w nich też nowe osoby, które znał w gruncie rzeczy od niedawna. Mroczna elfka pełniła w nich pierwszorzędną role, przypisując jej role ofiary gwałtów w niezliczonych miejscach, pozach bądź czynnościach. W całej swojej okazałości były one wyuzdane w wszelkie możliwe sposoby, jakie znane mogły by być ludzkiej istocie. Drugorzędną role pełnił Terion, ale bardziej paru krótkich epizodów jak to został sprzedany do celi gdzie właśnie przesiadywało paru zwyrodnialców.
Na dnie, czyli tam gdzie pozostały przejawy normalnej osoby... była pustka. Wspomnienia, wyblakłe niczym obraz pełniły role wielu urywków, gdzie zaczynały się scalać przy wielu walkach, rozbojach, podróżach.

Obrazy te, myśli i odczucia uderzyły w nieprzygotowaną na coś takiego drowkę niczym wschód słońca jeszcze kilka lat temu. Shaaven mimowolnie poczuła się jakby wpuszczając je do siebie dokonała na sobie samogwałtu, po chwili nie będąc już pewna które myśli są jej a które były obce. Jęknęła słabo, odwracając twarz od mężczyzny i czym prędzej rezygnując z mocy medalionu. Niestety część z jego myśli już wymieszała się z jej własnymi i zapamiętana przez umysł wracała, na co elfka tylko przymknęła oczy i przyłożyła dłoń do czoła jakby nagle rozbolała ją głowa.

- Może lepiej już ruszajmy... Nie dajcie się zabić jakiemuś orkowi, marnie wyglądałoby to na tablicy nagrobkowej.

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 07-01-2013, 22:28   #10
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Pogoda nie sprzyjała wyjazdowi jednak deszcz nie był w stanie powstrzymać wyjeżdżające widma goniące niedoścignione marzenia swej pani. Niczym banda nieśmiertelnych upiorów ruszyli w milczeniu szerzyć zło, śmierć i zepsucie. Ich cele były jasne i dążenie do nich stanowiło dlań priorytet. Misje musiały zostać wykonane.

Podróż przebiegała im spokojnie. Nieczęste rozmowy przerywane przez ciągłe chlupotanie błota nie zaintrygowały nikogo. Podróżowali niby obojętni dla siebie, każdy skrywając swe emocje i uczucia. No może poza Biesem, który to prawie śliniąc się, gapił się na tyłek drowki.
Wieczór nie przełamał owej ciszy i oprócz niezobowiązujących dialogów spokój panował wśród antybohaterów.
Nie przeszkadzało to nikomu, a wręcz Elardowi było to na rękę. Gdy prowizoryczny obóz został rozbity, chłopak odszedł na chwilę od reszty by w samotności zwrócić się do swojej patronki i prosić ją o łaski. Co ciekawe nim tylko począł swą modlitwę, wypowiedział krótkie "Podmiana" a magia oblała jego ciało. Ubranie jakie do tej pory nosił zniknęło w błyskach światła, zaś na jego miejscu pojawiła się zbroja utkana niczym z powietrza. Rapier zastąpiła krótka włócznia którą teraz dzierżył w dłoniach, zaś nad ramieniem unosiła się nie mała tarcza. Wszystko to za sprawą pewnego pierścienia, pozwalającego mu zmieniać swe zbroje wedle życzenia. Zdobył go zabijając pewną czerwonowłosą rycerkę, zaś przybranie jej stylu było swoistym rodzajem hołdu dla jej wysokich umiejętności bojowych. Niestety nie wystarczających.

Gdy kapłan wrócił do reszty wciąż uzbrojony był niczym na bitwę. I w swej zbroi pozostał na resztę czasu.

***

Póki trzymali się razem, stanowili wręcz niepokonaną drużynę zdolną stawić czoła każdemu wyzwaniu. Czy to za pomocą brutalnej siły, czy ostrego języka. Jednak nie trwało to wiecznie. Gdy nastał dzień następny nie długo przyszło im razem podróżować. Bez słowa rozdzielili się na dwie grupy po czym skinając sobie głowami ruszyli w swe strony.

***

Wycieczka, choć zapewniała wiele ciekawych widoków, w końcu miała osiągnąć swój punkt kulminacyjny. Kleryk kilkanaście metrów przed fortyfikacją, ściszył swój głos i rzucił nieskomplikowany czar pozwalający mu przemawiać w języku zielonych istot. Trójka bohaterów czarnego półświatka dojechała pod bramę orkowego barbakanu, bacznie obserwowana przez oddziały strażników. Stanęli równocześnie niczym jeden mąż, wpatrując się we wrota i oczekując ich otwarcia.
Pięściarz stał spięty niczym prawiczek przed swoim pierwszym razem. Sytuacja w jakiej się znaleźli była bardzo krucha, i wiedział że byle jeden ruch może spowodować lawinę nieszczęść. Dla zielonych oczywiście.
-Proś o posła - wyszeptał kącikiem ust w stronę Elarda - albo oni przyjdą do nas, albo trzeba się będzie do nich przejść...
Tutaj można było dostrzec atut pięściarza, któremu winna jest jego ksywa. Uśmiech, pusty niczym kufel po piwie i demoniczny niczym baba przed krwawieniem. Wyrażać on mógł wiele, mieszanką był determinacji, szaleństwa, rozbawienia.
-... a ja bardzo dobrze rzucam - dodał przekonująco
- Chcemy gadać z waszym wodzem! - Zakrzyknął głośno w języku orków, unosząc głowę, by spojrzeć na strażników stojących za blankami. Rzadko używał mowy istot pierwotnych i za każdym razem nie przepadał za tym. Dość proste i nieskomplikowane słownictwo występujące w ich mowie czasem nie pozwalało wyrazić się jasno i dokładnie.
- A kto zacz? -ryknął doniośle jeden z orków.
Elard westchnął ciężko. Język tych istot był na tyle prymitywny, że nie zawierał wyrazów takich jak “przedstawiciele”, a i “posłańcy” mogło być źle odebrane. Zastanowił się krótką chwilę po czym odkrzyknął.
- Wojownicy wiedźmy Lith’ryi. Wiadomość od niej mamy!
- A cho jakaś kurwa, co wywary waży może mieć do naszego wodza?
- Jak Skumgard dowie się jaka wieść mu przepadła, boś bramy posłańcom nie otwarł, to ci kulasy z rzyci powyrywa i każe kundle nakarmić! - Spokojnie przyjął obrazę jego seniorki, obiecując sobie pomstę w czynach, a nie w czczych słowach rzuconych przed bramą.
Gdy padło imię wodza orków, strażnik wyraźnie się zaniepokoił. Uważniej przypatrzył się grupie stojącej pod bramą.
- Ty uważać, co mówisz! - ryknął w końcu ork - Życie ci niemiłe, że Ungarda obrażasz. Ungard wie, co ma robić. Czekajcie tutaj!
Ork, który z nimi rozmawiał zniknął im z oczu. Jego kompani nadal obserwowali tajemniczych przybyszy. Ungarda nie było dobrych kilka minut. Gdy w końcu wrócił od razu nakazał otworzyć bramę. Po raz kolejny okazało się, że cały wąwóz i jego architektura nie jest dziełem orków. Skomplikowany mechanizm jaki obsługiwał bramę nie mógł powstać w głowie, choćby najbardziej inteligentnego orka.
Słudzy Lith’ryi wjechali do środka i po raz kolejny mocno się zdziwili. Za barbakanem strzegącym wjazdu rozciągała się linia kilku fortyfikacji dodatkowo broniących dostępu do kilku jaskiń, jakie znajdowały się na końcu tej odnogi. Liczne rzesz zielonoskórych otoczyły w momencie przybyszy. I tutaj znowu najemnicy musieli stwierdzić, że plemię orków, które rządzi Czaszkowym Wąwozem nie należy do jakiś miernot, czy też typowych tępych band zielonoskórych. Zarówno ich uzbrojenie, jak i reszta rynsztunku była bardzo dobrej jakości. Porządne pancerze, często z magicznymi runami, porządne miecze, łuki, tarcze, czy też hełmy, to wszystko wskazywało, że ktoś naprawdę mocno zainwestował w orcze plemię. Mało prawdopodobne było, aby to sami zielonoskórzy z własnej woli i własnego konceptu tak się uzbroili.
Ungard stanął przed przybyszami i rzekł:
- Jeden z was ma iść ze mną. Który idzie?
- Chcą by tylko jeden z nas udał się na spotkanie -
kapłan przetłumaczył na wspólny.
- W takim razie idź z nim, jeśli rozumiesz co mówią. Obawiam się że zarówno ja i Bies znajdziemy z nimi tylko jeden wspólny język

Elard został wybrany, jako ten który ma udać się na rozmowę z orczym przywódcą. Ungard poprowadził go do jednej z jaskiń. Przeszli długim i wąskim korytarzem kilka metrów. O dziwo na ściana wisiały oliwne lampki umieszczone w wykutych specjalnie do tego celu wnękach. Gdy korytarz się rozwidlił ork skręcił w prawo. Po kilkunastu kolejnych metrach doszli do niewielkiej groty. Tam na Elarda czekał orczy szaman ubrany w gęste futro. Jego głowę zdobiła czaszka jakiegoś rogatego zwierzęcia. Ork podpierał się sękatym kosturem.


- Możesz odejść Ungard - odezwał się szaman - Dam sobie radę.
Ork skłonił się, mruknął coś pod nosem i wyszedł.
- Od kogo przybywasz? - zapytał szaman. Jego mowa była niezwykle płynna i pozbawiona typowego dla orków charczenia i warczenia - Kim jest wiedźma na którą się powoływałeś?
- Z tego co mi wiadomo Skumgard jest młodym orkiem - rzekł w jego mowie, wdzięczny, że nie musi starać się mówić jak najprostszym językiem. - Z całym szacunkiem, na takowego nie wyglądasz. - odparł stoickim głosem.
- Myślisz, że byle kto się może ze Skumgardem widzieć? To wódź orczych plemion, a nie kmiot z Zadupia Małego. Kim jest wiedźma która cię przysłała, pytam?
- Przynajmniej nie próbujesz mnie oszukać, ześ ty nim jest - wciąż spokojnym tonem przemówił do niego. - Jam jest Elard Klarken, posłaniec czarownicy Lith’ryi, pani na Netheryjskim zamku i może w przyszłości jednej z wielkich sojuszniczek Skumgarda. Ale o tym to już nie tobie decydować.
Szaman z uwagą wysłuchał słów Elarda. Pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym uderzył kosturem w kamień. Ten wypełnił się magiczną esencją i jego powierzchnia w momencie zrobiła się gładka niczym lustro. Przez chwilę wypełnione mgłą, a po chwili ukazała się w niej twarz młodego orka. Uśmiechał się on zadziornie ukazując zdrowe i błyszczące kły.
- Jam jest Skumgard - rzekł pewnym siebie basowym głosem - Mów ze czym przybywasz?
- Wpierw chciał bym pogratulować powziętych środków ostrożności jak i progresu twego ludu. Jesteśmy mile zaskoczeni - chłopak odwzajemnił uśmiech po czym kontynuował - Wasz rozrost w siłę jest nam wybitnie na rękę, jednak brak skoordynowania naszych działań może mieć zgubne skutki zarówno dla nas, jak i twoich plemion - dodał, mając nadzieję, że młody wódz rozumie jego słowa. - Tak więc przybywam z ramienia mej seniorki, proponując wspólną kampanię wojenną w zamian, za chwilowe powstrzymanie się od wszelakich ingerencji poza wąwóz.
Skumgard wybuchnął szczerym nie skrępowanym śmiechem.
- Tera jak my silni, to się wszyca w pas kłaniacie. A jak roków tem wiela my słabi, to nikt z nami nie gadał. Co to ma być? Kpiny ze Skumgarda i jego ludy? My mamy swoje plany i nic nikomu do tego. Podziękuje swej pani, ale Skumgard nie kiep i swoje wie i lud swój mondrze prowadzi. Tyle.
- Wiela roków temu, jak to określiłeś, nasze działania były na mniejszą skalę bo i my słabi byliśmy. Zresztą, jak chcesz, twoja wola, twoje ludy. Ja cię do niczego zmuszać nie zamierzam. Jednak powiem ci tyle. Sami najwyżej ludzkie wsie i małe miasta zdobędziecie. I to nie na długo. Postęp macie ogromny, jednak to wciąż za mało. A wywołując teraz wojnę nie tylko z ludzi wrogów sobie zrobicie, jak i z ras potężniejszych niźli ziemskie mieszkańce. - powoli gwara orka ukazywała swe wpływy w mowie kapłana. Elard nie stracił rezonu. Ani strach, ni inna emocja nie wykwitła na jego twarzy.
- Ty się o naszą startategie nie martw. My swój rozum mamy i wielkie plany. Powiedz tylko co ta twoja wiedźma planuje, to przemyślimy sprawę.
- Przejąć władzę nad wszystkimi planami...
- rzekł po czym doszedł do wniosku, że ork może go źle zrozumieć - Światami, wynagradzając swych sojuszników i pogrążając wrogów w wiecznej rozpaczy. - dodał z uśmiechem tak jakby tak banalne cele były wręcz oczywiste.
- Zakładam, że nie traktujesz nas poważnie gdyż siły naszych nie znasz. Nie martw się, szybko nadrobimy ten nietakt.
- Nade wszystkimi? - zdziwił się orczy wódz - To mocarna musi być ta wiedźmicha skoro takie plany ma. Mocarna, abo gupia jako but. Ja to se myśla, że raczej to drugie. Gdyby ona taka mocarna była, coby nad całym Fearunem władzę mieć mogła, toby Skumgarda o pomoc nie prosiła. He, he, he - ork zaśmiał się szyderczo - Przekaż swej pani, że orcze plemiona z jego wodzem na czole, dziękują za zainteresowanie, ale insze plany mamy. Nie tak może gigantyczne, ale mamy. Sami je sobie będziem robić i wiedźmiej pomocy nam nie trzeba. Bywaj.
Ork widoczny w magicznym lustrze machnął dłonią niczym jakiś udzielny książę na znak, że audiencja skończona.
- Bywaj. Życzę nam obojgu, by nasze interesy się nie skrzyżowały. - Dodał kłaniając się delikatnie wodzowi, po czym skinął szamanowi, na znak, że on już skończył. Poczekał krótką chwilę po czym odwrócił się i ruszył w kierunku swych towarzyszy.

Gdy tylko ujrzał Biesa i Ulihiona uśmiechnął się wesoło. Choć obawiał się konsekwencji ich przyszłych czynów, jego dusza radowała się na myśl o tak przedziwnej kampanii. Trójka potężnych wojowników na przeciw całym plemionom.
- Przekaż mu, że zabawa się właśnie zacznie. Nie wzięli nas na poważnie, więc musimy siłą zmienić ich stosunek do nas - Syczące słowa w języku prastarych jaszczurów delikatnie spłynęły z ust chłopaka. Wciąż uśmiechnięty spojrzał się w ciemność zakrywającą twarz opancerzonego towarzysza. - Choć w sumie nie konieczne. Sam domyśli się co się dzieje - rzekł, a gdy wyobraził sobie radość jaka ogarnie pięściarza na myśl o tak przedniej rozróbie, czuł nikłe ciepło na sercu.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172