Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-11-2013, 16:20   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Brad obojętnym na pozór spojrzeniem zmierzył statek, na pokładzie którego on i grupa wybrańców mieli spędzić najbliższe tygodnie. „Aquernica”, co musiał całkiem obiektywnie przyznać, wyglądała o niebo lepiej niż "Morski Sokół", z którym o mały włos nie znalazł się na dnie. Cycata syrena, robiąca za galion, też była całkiem niezła. Tylko załoga...
Nie da się ukryć, że wyglądali bardziej na bandę piratów, niż na porządnych marynarzy i Brad miał tylko nadzieję, że Szarobrody nie zamierza szukać wspomnianego w ogłoszeniu złota w kieszeniach nieostrożnych kupców, którzy mieli pecha i znaleźli się w zasięgu wzroku majtka z bocianiego gniazda.
Przeciwko odciążaniu zbyt pękatych sakiewek Brad w zasadzie nic nie miał, ale piratowanie wiązało się z wieloma niezbyt przyjemnymi okolicznościami. Na przykład z koniecznością zadbania o brak świadków. Krwawe pieniądze to raczej kiepski interes. Ale w takim przypadku raczej nie byliby potrzebni górnicy.
Cóż, zobaczy się.

Przemowa kapitana nie zrobiła na Bradzie zbyt wielkiego wrażenia. Podobnie jak i skierowane najwyraźniej pod jego adresem przytyki na temat posiadania własnego zdania czy zamiłowania do cudzej własności.
Rzeczy przeróżne miały tendencję do zmiany właściciela, ale w końcu nie po to Brad raczył się zatrudnić, by polować na chude sakiewki współtowarzyszy czy matrosów, co się spod szubienicy urwali. Miał zamiar pilnować swojego dobytku, a cudzy go nie interesował. Tak długo, jak długo był na statku.

Koniec końców wylądował pod pokładem wraz z pięciorgiem szczęśliwców, których raczył wybrać Szarobrody. Minotaur, wojak sądząc z postury i broni, elf, co na maga wyglądał, dziewczyna, też magiczka, jak się zdawało, człowiek, zapewne kolejny wojak i kapłan nie wiedzieć jakiego bóstwa.
Niezła kompania, nie da się ukryć.

- Brad - przedstawił się, rzuciwszy plecak na koję pod okrągłym okienkiem, zwanym popularnie acz nie wiedzieć czemu bulajem.

Potem w ślad za kapłanem ruszył na pokład. Nie wiadomo było, jak długo potrwa ładna pogoda. Warto było odetchnąć świeżym powietrzem, zanim pojawi się jakaś złośliwa burza i Szarobrody zapędzi ich pod pokład.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-11-2013 o 09:10.
Kerm jest offline  
Stary 18-11-2013, 11:31   #12
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Wojownik pływał już na przeróżnych łajbach, ale ten statek na którym się znaleźli mógł być spokojnie okrętem w porównaniu z tamtymi. To był solidny statek, który jak było widać po wyposażeniu i po armatach potrafił się prawdopodobnie sam wybronić z większości sytuacji na morzu.

Przemowa kapitana nie wywarła na nim większego wrażenia. Straszyć to on może, ale małe dzieci, a nie wytrawnych najemników. Sprawa była jednoznaczna - na statku rządzi kapitan i chyba nikomu nie trzeba tego przypominać. Nie podoba się to droga wolna. Po trapie do wody. Chyba nikt nie byłby takim idiotą, żeby kwestionować taki podział kompetencji szczególnie na pełnym morzu. No ale przecież idiotów nie sieją, rodzą się sami.

Zostali zaprowadzeni do miejsc zakwaterowań na statku na czas ich podróży. Wybrał pierwszą z brzegu koję i rzucił na nią plecak z większością swojego ekwipunku. Zawsze wyznawał zasadę "wszystko co moje noszę przy sobie" także maneli nie posiadał dużo. Teraz mógł bagaż zostawić na koi, bo przecież stad nie ma jak uciec i nawet nie ma jak za bardzo gdzie się dobrze schować.

Poprawił noszony na plecach miecz dwuręczny, który odziedziczył po ojcu i wyszedł na pokład podziwiać widoki i pozostający w tyle ląd. A miecz miał piękny i nawet dla niewprawionego oka zabójczo doskonały.

 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 18-11-2013 o 11:34.
Draugdin jest offline  
Stary 18-11-2013, 15:48   #13
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Okręt wyglądał solidnie, a załoga widać znała się na swoim fachu. To bardzo się spodobało minotaurowi. Przez chwilę w milczeniu obserwował pracę matrosów i ręcę już go świerzbiły, aby rzucić się im na pomoc. Uwielbiał moment, gdy rozwijano żagle i statek wypływał w morze. Było w tej chwili coś, co wręcz chwytało go za serce.
Przed zejściem pod pokład uważnie obserwował kurs jaki obrał okręt. Ciekawiło go w jakim kierunku popłyną, gdyż opryskliwy i zadufany w sobie kapitan nie był nadal łaskaw powiedzieć im, gdzie tak naprawdę płyną i co będzie celem ich misji. Dla Thraco nie miało to większego znaczenia, podobnie jak i zapłata. Zaciągnął się na okręt w jasno określonym celu. Chciał zobaczyć kolejny kawałek świata i przeżyć kolejną przygodę. Cała reszta nie miała większego znaczenia. Jednak fakt ukrywania tego typu informacji, wiele mówił o kapitanie i tajemniczym magu.

Grupa najemników została przydzielona do jednej kajuty. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż tego tego typu zwyczaj panuje na większości okrętów. Grupa była zróżnicowana i zainteresowała minitaura. Jej skład wskazywał na to, że czekająca ich misja może wymagać bardzo wielu specjalizacji i umiejętności.
Thraco usiadł pod ścianą, cisnąwszy swój tobół w kąt i z uwagą słuchał rozmowy, która się właśnie rozpoczęła.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 19-11-2013, 21:55   #14
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Adza nie mogła ustać w miejscu. Być może powodem był jej ciekawski charakter albo radość spowodowana wypłynięciem na morze, po długiej przerwie, a może po prostu była jak każda kobieta. Zaklinaczka przespacerowała się po pokładzie uważnie przyglądając się okrętowi, a jeszcze większą uwagę przywiązując do żeglarzy. Okręt wydawał się lepiej wyposażony niż ten, na którym dane jej było pływać przez lata. Jedyną rzeczą, do której zaklinaczka miała wątpliwości była załoga. Widziała już kapitana i jego tajemniczego pomocnika, ale cały czas zastanawiała się kim są osoby, które tak jak i ona, zostały najęte.
Widząc w dali kapitana tłumaczącego coś grupce mężczyzn i...
~ A to co? Przecież to jakieś zwierze. Teraz się śmieję, a zaraz pewnie się okaże, że to właśnie z tym i tymi mężczyznami dzieliła będę kubryk. ~ Rozmyślała Adza, coraz bardziej zbliżając się do grupy.
Słysząc poważny ton Szarobrodego zaklinaczka uznała, że wypadałoby posłuchać. Zawiodła się jednak słysząc o czym mówi. Dla niej zasady te były zupełnie jasne. Spędziła na jachtach tyle czasu, że nie trzeba było jej po raz kolejny tłumaczyć zasad na nich panujących. Jedna z nich jednak bardzo zaciekawiła dziewczynę. Chodziło o nie odzywanie się pod żadnym pozorem do pana Lathidrilla. Dziewczyna jeszcze raz rzuciła okiem na „cień” kapitana.
~ Kim do licha jest cały ten pan Lathrill? Mnie tam bardzo ciekawi co ukrywa ten tajemniczy elf.
Z rozmyślań wyrwał Adzę niski głos, dziecięcy głosik, mówiący: „Za mną”. Dziewczyna podniosła wzrok i zaśmiała się na widok rosłego mężczyzny. Uspokoiła się jednak szybko, dostrzegłszy jego groźny wyraz twarzy. Hurlik, bo tak nazywał się mężczyzna, zaprowadził całą szóstkę do wspólnego kubryka i zapowiedział wieczorną wieczerzę, po czym odszedł.

Adza odwróciła się w stronę chłopaka, który jako pierwszy przerwał ciszę przedstawiając się. Zlustrowała go od stóp do głów mało dyskretnym spojrzeniem i uśmiechnęła się ironicznie, co było u niej typowe.
- A ja Adza. - odpowiedziała zaklinaczka mając nadzieję na nawiązanie rozmowy.
- [i[Miło mi.[/i] - Brad wyciągnął rękę na powitanie. - Pierwsza morska podróż? - spytał.
- Moja na pewno- wtrącił się mag z jastrzębiem, skłonił się lekko w stronę rozmawiających i dodał - zwę się Marduk. Jestem magiem z Silverymoon. Czy dobrze wyczułem, że jesteś magiczką? - zwrócił się do Adzy.
Pytanie czarodzieja wyrwało zaklinaczkę z zamyślenia. Odpowiedziała nie spuszczając z niego wzroku i dokładnie ważąc słowa.
- Zgadza się. Można rzec, że bawię się magią.
- Bawisz się magią? Czy mam rozumieć, że jesteś zaklinaczką, lub bardem?
- dopytywał się mag.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Lepiej zostańmy przy zaklinaczce.
- Szkoda, że nie jesteś czarodziejką. Moglibyśmy razem prowadzić badania i wymieniać się zaklęciami. Chociaż i tak dobrze bo może uda mi się tak dobrać zaklęcia byśmy mogli się uzupełniać. - Mówiąc o magii elf zaczął patrzeć do góry drapiąc się jednocześnie lekko po brodzie, wyraźnie zamyślony.
- Zawsze zastanawiało mnie czy magowie i zaklinacze rzeczywiście tak bardzo się od siebie różnią, ale to raczej temat na dłuższą rozmowę. - odpowiedziała najgrzeczniej jak umiała, chociaż co do maga miała mieszane uczucia.
-Makados.- Przedstawił się kapłan, zostawiając plecak pod jednym z hamaków.
- Gdybyś była bardką, mogłabyś nam umilać podróż - uśmiechnął się Brad.
-Z tego widziałem, to w załodze jest jakiś skald, czy inny grajek.- Powiedział zakapturzony mężczyzna.
- Przekonałem się, że matrosi są zadziwiająco monotematyczni - skrzywił się odrobinę Brad. - Ale przeciwko zaklinaczom nic nie mam. - Uśmiechnął się do Adzy.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i po chwili dodała zerkając na Marduka.
-Muszę przyznać, że zawsze podziwiałam czarodziejów za ich... - tu najwyraźniej zaklinaczce zabrakło właściwego słowa - dość specyficzne podejście do magii.
-Mnie, szczerze powiedziawszy, zawsze ciekawiło skąd zarówno oni jak i zaklinacze, czy nawet bardowie czerpią swoją moc, gdyż raczej nie biorą oni jej tak z powietrza. Kapłani z tego co mi wiadomo czerpią moc od swoich bóstw, czyli, że tak się wyrażę z konkretnego źródła. Może zatem zaspokoicie moją ciekawość?- Odezwał się niespodziewanie Makados oparty plecami o ścianę kubryku, patrząc na Adzę i Marduka.
- Po co już na samym początku zawracać sobie głowę takimi rzeczami? Jak już wspomniałam magia nie jest prostym tematem. Radziłabym wyjść na pokład, zaczerpnąć świeżego powietrza i odprężyć się. Taka okazja może nam się przez najbliższy czas długo nie przydarzyć. - Mówiąc to, Adza zerkała na Makadosa, mając nadzieję, że zrozumiał, że od zaklinaczki więcej informacji na ten temat nie otrzyma.
- I nie trzeba będzie przywiązać się do relingu - dodał Brad, uśmiechając się lekko.
-Widać moja ciekawość nie zostanie zaspokojona. W takim razie jak to ujęłaś, idę odetchnąć świeżym powietrzem.- Rzekł Makados, po czym ruszając spod ściany wyszedł z kubryka.
- Na rozmowy będziemy mieć jeszcze wiele długich dni - stwierdził Brad. - Idziecie? - zwrócił się do pozostałych.
Adza rzuciła plecak na najbliższą, wolną koję i ruszyła powoli w stronę drzwi. Jeszcze raz pozwoliła sobie zerknąć na nowych towarzyszy, a wychodząc uśmiechnęła się do Brada.
Ten odpowiedział uśmiechem.
- Panie przodem - powiedział, z całkiem udaną imitacją dworskiego ukłonu.
Minotaur rzucił swój niewielki plecak w kąt i usiadł pod ścianą. Uważnie obserwował osoby z którymi przyjdzie mu podróżować, a być może i walczyć ramię w ramię. Była to przede wszystkim zróżnicowana grupa, a przez to ciekawa. Wyglądali na spokojnych i rzeczowych, a także zainteresowanych światem. Niestety z tego co słyszał, żaden z jego współtowarzyszy nie był obyty z morze, a to mogło w pewnych okolicznościach stanowić nie lada problem.
- Nie to żebym się chciał wymądrzać, ale na okręcie jak jest okazja to się wypoczywa. Nawdychać się morskiej bryzy jeszcze na pewno zdążycie, a śmiem twierdzić, że nawet wam ona obrzydnie. Thraco jest - dodał zupełnie bez sensu na koniec, ale czuł że w tych okolicznościach wypada się przedstawić.
- Racja to oczywista - potwierdził Brad - ale i tak być może, że gdy bardziej “Aquernicą” bujać zacznie, to niektórych siłą się z koi nie wyciągnie.
Salę wypełnił donośny śmiech minotaura
- Widzę, że brata mogę mieć w tobie. Na pohybel szczurom lądowym - wrzasnął i uderzył pięścią w podłogę.
Marduk wzdrygnął się na okrzyk minotaura. Uspokajająco pogładził jastrzębia po głowie. -Ja jednak pooddycham morską bryzą. Panowie wybaczą.
Elf skłonił się lekko i wyszedł za Adzą.
- Ja też okiem na brzeg rzucę - potwierdził Brad. - No i sprawdzę, czy bryza ma taki smak, jak zawsze - uśmiechnął się.
Thraco ponownie się zaśmiał i jego dudniący śmiech odbijał się echem od niskiego stropu. Minotaur skrzyżował ręce na piersi i zapadł w drzemkę.

***

Adza opuściła kubryk jako jedna z pierwszych. Uznała, że musi trochę odpocząć przed podróżą, która tak naprawdę dopiero się zacznie. Poza tym, chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę, która według niej schodziła na złe tory. To jasne, że mężczyzna w czerni nie miał pojęcia o jej podejściu do magii, ale nic nie usprawiedliwi tego, że był on bardzo ciekawski, a przy tym bardzo bezpośredni. A może to tylko ona była przewrażliwiona na tym punkcie.
Nagle Rufus wychylił łepek z kieszeni kurtki. Najwyraźniej szczur musi być przybity obecnością drapieżnika na pokładzie. Zaklinaczka pogłaskała chowańca, a ten szybko przedostał się na jej ramię.
-Pip! Pip!
-Rufus, o to się nie martw. Wiesz, że kto jak kto, ale ja głowy nie stracę. Tak łatwo się nie dam.
-Pip! Piip!
-Udawać też nic nie udaję, po prostu cieszę się ogromnie z powrotu na morze. Nie bój się. Panuję nad wszystkim. Wydaje mi się, że ta szóstka chłopa, z którymi przyjdzie nam spędzać najbliższy czas nie stanowi najmniejszego zagrożenia.
Urwała, kiedy dostała sygnał od szczura o kimś przechodzącym w pobliżu. Kontynuowali telepatycznie.
~ Pip, pip, pip, pip... pip?
~ Sam słyszałeś rozmowę, co mam ci jeszcze tłumaczyć. Zaskoczyła mnie ciekawość, tego zakapturzonego kapłana, jak przypuszczam. Ale cóż, przynajmniej jest bezpośredni i wie czego chce, a to się ceni. Jest też najemnik, ale on nie odezwał się ani słowem, więc nic nie mogłam wywnioskować. Mag jak to mag. Dziwak. Staram się jak mogę, ale nie wiem jak długo wytrzymam. Nigdy nie potrafiłam się z nimi dogadać. Mamy na pokładzie minotaura, ale jak dla mnie to jest on bardzo konkretnym... gościem. Polubiłam go. No i jeszcze ten młody chłopak. Przystojniak z niego, ale chyba żaden wojownik. Wygląda mi na jakiegoś łotrzyka, co nie zmienia faktu, że jest bardzo miły. To chyba tyle. Naprawdę nie rozumiem co masz na myśli mówiąc, że muszę być czujniejsza. Obawiam się, że bardziej się już nie da. A teraz daj mi się nacieszyć widokiem morza. Tyle na to czekaliśmy, możesz uwierzyć?
 
Eillif jest offline  
Stary 19-11-2013, 22:59   #15
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0Rdg6GUv-wQ[/MEDIA]

Niemalże wszyscy nasi bohaterowie zapragnęli odrobiny świeżego powietrza. Nie ma się co dziwić, kto wie jak często dane im będzie mieć wolny czas i zarazem względnie ładną pogodę. Aktualny stan aury był zadowalający, przynajmniej nie padało. Ciemne chmury co prawda spowiły niebo, ale raz na jakiś czas do żeglarzy dostawały się promienie słońca. Wiatr był silny i zimny, kilka kapeluszy poleciało za burtę, ale i tak zapach morskiej bryzy niwelował nie do końca przyjemny wpływ wichru pchającego okręt na południowy zachód.

Nie tylko bohaterowie tej opowieści wyszli na zewnątrz. Właściwie cała załoga i nowi siedzieli przy burtach wymieniając jakieś banalne opowieści o własnym męstwie czy też śmiejąc się z niewybrednej jakości żartów. Stała loża hazardzistów oczywiście wypełniała swoje zadania ogołocenia ze wszystkiego mało rozsądnych nowoprzybyłych. Jedynie kilka osób czuwało nad właściwym kursem i bezpieczeństwem Aquernici.

Z dala dało się też słyszeć śpiew. Niewysoki elf w zdobnym i kolorowym stroju grał na lutni oraz śpiewał balladę o opuszczaniu portu i przeżyciach z tym związanych. Przestał w chwili, gdy został uderzony ogryzkiem od jabłka i usłyszał niepochlebne opinie na temat wybranego utworu. Zirytowany minstrel wyszeptał coś o chamstwie i zaintonował piosenkę o udach elfki ku uciesze wszystkich.

Minstrel


BRAD


Zajęci pieśnią żeglarze nie zauważyli jednak pewnego dziwnego wydarzenia. Mianowicie jeden z leżących na pokładzie pustych kufli po piwie zaczął unosić się w powietrzu. Zatrzymał się około pół metra nad ziemią i zaczął powoli zbliżać się do Brada. Wtem nagle zahamował, podniósł się jeszcze trochę i z niesamowitą szybkością poleciał w kierunku głowy mężczyzny. Łotrzyk, co prawda szybko, zareagował na ten nietypowy atak, ale i tak kufel uderzył go w ramię i rozbił się na nim na kilka części, które już nie wykazywały większych chęci do latania.

DRAUGDIN


Do podziwiającego oddalający się ląd wojownika podszedł jakiś mężczyzna wyrywając go z zamyślenia. Draugdin spojrzał na niego. Twarz jego potencjalnego rozmówcy wyglądała tak, jakby nie jadł od dłuższego czasu, jego policzki były zapadnięte. Na brodzie krył się nieregularny i ciemny zarost. Mężczyzna wyglądał na lat czterdzieści, może pięćdziesiąt nawet – zapewne coś pomiędzy. Miał zmarszczki na twarzy, a oczy z kulturą spoglądały na wojaka. Ubrany był w lnianą koszulę i spodnie, a na jego głowie mieścił się spory kapelusz z czerwonym piórem opadającym mężczyźnie na kark.

-Witajcie, wojowniku – rozpoczął uprzejmym tonem, a z jego ust buchnął zapach alkoholu. – Uważacie, żeście mężni? I odważni? Ryzyka się nie boicie?

Uśmiechnął się ujawniając złoty ząb ukryty między innymi, bardziej pospolitymi kompanami.

ADZA


Gdy tylko zaklinaczka wyszła na pokład przed jej twarzą stanął niezbyt urodziwy, łysy człowiek o jednym oku znajdującym się wyżej od drugiego. Był w dość zaawansowanym stadium łysienia, ale wyglądał dość młodo – liczył sobie zapewne około trzydziestu lat. Na jej widok uśmiechnął się ujawniając rządek żółtych (a może złotych?) zębów. Rządek ten był jednak nie do końca kompletny.

-Tcześźć – wymamrotał w jej kierunku, a w jego oczach zapaliła się iskra nadziei.

WSZYSCY


Nareszcie nadszedł czas wieczerzy. Każdy wolny dzień wykorzystał tak, jak uważał, zaś teraz przyszła pora wypróbować kulinarne umiejętności kuka. Kucharz, bo o nim mowa, wyszedł z mesy na pokład i tłukąc w patelnię oznajmił:

-Żarcie!

Matrosi usłyszawszy te słowa rzucili się pędem w kierunku mesy, tak że krasnoludzki kuk biegiem popędził w kierunku swojego stanowiska pracy, by nie zostać stratowanym przez żądnych pożywienia żeglarzy. Kucharz był wzrostu typowego dla swej rasy, jego broda była już siwa, a postura pozwalała wysunąć wniosek, że był on kiedyś wojakiem nie byle jakiej rangi.


Kuk

Gdy do mesy zaszli i nasi bohaterowie, zauważyli obszerne pomieszczenie, aczkolwiek ewidentnie podzielone na strefy. Stały tam bowiem dwa długie stoły. Przy jednym siedział Szarobrody otoczony wielkimi mężczyznami, którzy wcześniej obsługiwali okręt. Było tam ustawione mnóstwo półmisków i talerzy, wypełnionych najlepszymi daniami, ma się rozumieć. Każdy posiadał własny kielich wypełniony pewnie grogiem, choć kto wie. Kapitański puchar wyróżniał się jednak znacznie, ponieważ był wysadzany rubinami i wytworzony pewnikiem ze złota, o czym reszta mogła najwyraźniej co najwyżej pomarzyć. Przy stole tym było jeszcze kilka miejsc wolnych, w tym jedno po prawicy kapitana, które jednak od razu zajął Lathidrill po wejściu do mesy zaraz za bohaterami.

Drugi stół był dłuższy od pierwszego, siedzieli przy nim przede wszystkim górnicy oraz niżsi rangą marynarze, którzy zachowywali się nader głośno. Jedzenia zaczynało tu powoli brakować, a krasnolud zdawał się nie zwracać na to większej uwagi. Miejsc wolnych było co niemiara i nikt nie wydawał się być tutaj skrępowany. Bohaterowie stanęli przed, teoretycznie, mało istotnym wyborem.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 19-11-2013 o 23:08.
MrKroffin jest offline  
Stary 20-11-2013, 16:54   #16
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Makados stał czas jakiś przy relingu wpatrując się najpierw w oddalający się ląd, a następnie w wody, które zaraz miała przeciąć sobą Aquernicia. Było w tym ruchu coś dumnego, czuło się jakąś siłę i potęgę statku, który właśnie przeciwstawiał się falom prując w swym kierunku. Pogoda po wypłynięciu z portu zaczęła się odrobinę psuć, zerwał się silny zimny wiatr, ale na całe szczęście jeszcze nie padało. Kapłan usłyszał słowa pieśni śpiewanej przez barda, ale szybko je zignorował pogrążony w rozmyślaniach i kilku ważnych dla siebie sprawach. Chwilę potem mężczyzna skończywszy bezgłośną modlitwę do swego Pana odszedł od krawędzi pokładu, a moneta, która jeszcze czas jakiś wędrowała w jego dłoni, trafiła do mieszka, do sobie podobnym.

Po odejściu od relingu Makados zamierzał wrócić do kubryku, by choć trochę zapełnić żołądek, lecz wtedy już dość sędziwy krasnolud wyszedł na pokład i obwieścił, iż jedzenie już czeka na załogę, akompaniując sobie przy tym chochlą o patelnię. Mężczyzna ruszył więc za kucharzem do mesy, gdzie już biegła większość marynarzy i pozostałych pasażerów. Został kilka razy popchnięty, a raz nawet się prawie przewrócił, jak kilka sztuk bydła zwanych również marynarzami przepychała się do jadła. Najchętniej spróbował by ich poprosić o przeprosiny za pomocą kuksańca w głowę, ale powstrzymał się od tego. ~Nie warto.~ Pomyślał wtedy i miał rację, gdyż nic dobrego by mu z tego nie przyszło.

Gdy wszedł już do mesy, a razem z nim jego współtowarzysze z kubryku przybył również "współpracownik" Szarobrodego, choć mimo tego tytułu, wiedział iż to właśnie elf ma tutaj ostatnie słowo i decyduje o ważniejszych sprawach. Stanął wtedy przed dość ciekawym wyborem. Miał bowiem do wybory dosiąść się do stołu kapitana i Lathidrilla, ale miał co do tej możliwości mieszane uczucia, gdyż byłby blisko elfiego maga, którego zanadto nie lubił, a który musiał być ciekawy kilku rzeczy, między innymi tego jakie bóstwo wyznaje Makados, a kto wie, jak by to wtedy wykorzystał. Z drugiej jednak strony mógł się tam dobrze najeść, a człowiek najedzony, to człowiek w pełni sił, a na morzu zdrowie i siły były jak najbardziej pożądane. Drugą opcją był natomiast większy stół, przy którym zasiadało poro mniej ważnych person, więc mógł tam mieć większą szansę na to, iż to co chce zachować w tajemnicy pozostanie tajemnicą, lecz wiązało się to z prawdopodobnym głodem i utratą sił. Z tego wychodzi, iż wybór jest dość prostacki, lecz niezwykle ważny, a przynajmniej w tym czasie.

~I co tutaj począć?~ Pomyślał sobie któryś już raz Makados wodząc szybko od jednego stołu do drugiego. W końcu się zdecydował i ruszył ku temu, gdzie zasiadał Szarobrody i jego wspólnik elf. W czasie przemierzania odległości dzielącej go od stołu z jedzeniem ściągnął z głowy kaptur.
-Smacznego.- Powiedział uprzejmie, po czym zasiadł za stołem, asekuracyjnie najdalej maga jak się dało. Poczuł wtedy na sobie wzrok zasiadających razem z nim person, więc, by oderwać się od niego zaczął spożywać podane na stole jadło, lecz mimo wszystko powstrzymał się od picia z kielicha. Były tego dwa powody. Po pierwsze nie lubił części trunków, a po drugie wolał nie ryzykować, że mogło by tam być coś dosypanego, czy dolanego. Nie posądzał kogoś z pracodawców o to, iż chcą go czasem otruć, czy bogowie wiedzą co jeszcze, ale w kielichu zaskakująco łatwo jest umieścić jakiś eliksir.
 
Zormar jest offline  
Stary 20-11-2013, 17:08   #17
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Z drzemki Thraco został wybudzony głośnym krzykiem kuka, zwiastującym nadejście pory starawy. Minotaur wstał, przeciągnął się i głośno westchnął. Zabrał ze sobą swoje metalowe sztućce i ruszył do mesy. Wszedł do niej jako ostatni, a przez to oczywiście przykuł wzrok wszystkich obecnych. Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, że na pokładzie znajduje się chodzący na dwóch nogach i do tego gadający byk, to się właśnie dowiedział.
Thraco obrzucił surowym spojrzeniem salę. Nie przypadł mu do gustu dziwny podział, jaki wprowadził kapitan. Ten człowiek miał do prawdy dziwne zwyczaje i w mniemaniu minotaura słabo nadawał się na kapitana. Była żywym zaprzeczeniem nauk ojca Thraco. Jednak nawet jego ojciec mawiał, że dobry kapitan to przede wszystkim taki, którego ludzie słuchają i który umie zadbać o ich bezpieczeństwo. Szarobrody musiał mieć posłuch wśród swoich marynarzy, gdyż w innym wypadku nie dowodziłby tą bandą podejrzanych typków.
Thraco westchnął i wzruszył ramionami. Było zdecydowanie za wcześnie na wydawanie wyroków. Zaciągnął się na ten okręt i było już za późno, aby się wycofać. Najbardziej minotaura denerwował fakt, że nadal nie znali celu swojej misji. O wiele lepiej żegluje się, znając cel podróży.
Thraco zasiadł do stołu z innymi marynarzami i sięgnął po strawę. Miał nadzieję, że kapitan raczy w końcu obwieścić wszystkim dokąd płynie "Aquernica". Wszak pora posiłku była ku temu niemal idealna.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 20-11-2013, 17:19   #18
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin stojący na pokładzie nie zareagował na zaczepki mocno podpitego jegomości. W sumie nawet nie obchodziło go im był, ot zwykły marynarz. Statek ciął fale równo i szybko, a kołysanie było jednostajne. Nie znał się na marynarskim fachu, ale jakoś podskórnie czuł, że to dobry okręt i czuł się to nawet w miarę bezpiecznie.

Z zadumy wyrwał go okrzyk wzywający na posiłek.
Nareszcie – mruknął tylko pod nosem i ruszył w kierunku mesy. Tam też jak pozostali uczestnicy grupy stanął przed wyborem jednego z dwóch stołów gdzie można było zjeść i napić się. Wybór jak wybór, każdy musi dokonać swojego zgonie ze swoim charakterem lub tez przekonaniami czy czym tam inny.

Draugdin był zwykłym najemnikiem i prostolinijnym człowiekiem. Nigdy nie pchał się wyżej niż pozwalał na to jego stan, no chyba, że dostawał zaproszenie. W związku z tym nawet długo się nie zastanawiał i ruszył w kierunku stołu gdzie ucztowali członkowie załogi i usiadł naprzeciwko obżerającego się na potęgę krasnoluda.

Nigdy nie miał uprzedzeń rasowych, a wręcz przeciwnie. Miał bardzo pozytywne zdanie na temat krasnoludów. Byli to przedstawiciele rasy równie prostolinijnej jak on, a zarazem bardzo honorowych i co najważniejsze – wspaniałych wojowników. Siadając skłonił się uprzejmie i przedstawił po czym przystąpił do posiłku, nawet przez chwilę nie żałując swojego wyboru. Nie wywyższał się i nie pchał tam gdzie go nieproszono. Zjeść, napić się i wyspać można wszędzie.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 20-11-2013, 20:15   #19
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Marduk wodził rozmarzonym wzrokiem za jastrzębiem wykonującym coraz to nowe powietrzne ewolucje. Ptak przekazywał swemu panu uczucie szczęścia, spełnienia i wolności. To w połączeniu z pięknymi krajobrazami i dobiegającą gdzieś z tyłu muzyką sprawiało, że Mardukowi również udzielały się te uczucia. Nie poświęcał zbyt wielu rozmyślań osobom z którymi przyszło mu dzielić kubryk. Wyglądali mu na kompetentnych, to najważniejsze. Częściej już był myślami przy wyzwaniach jakie postawi przed nim przyszłość. Dla lepszego treningu powtarzał w myślach magiczne formuły w smoczym - jednym z sześciu języków jakie znał. Czas ten wykorzystał także na krótką modlitwę do Azutha.

Dalsze rozmyślania i mentalne treningi przerwało nawoływanie kuka na posiłek. Marduk nie palił się specjalnie do pójścia do mesy pełnej niedomytych marynarzy, ale była to jedyna możliwość zaspokojenia głodu. Przywołał swojego jastrzębia i głaszcząc ptaka powiedział:
- Wybacz Szponie, muszę iść się posilić. Poczekaj tu na mnie. Możesz przysiąść na którejś rei, to nie potrwa długo. Jak tylko skończę przyjdę po ciebie.
Ptak posłusznie wzbił się w powietrze i wylądował na najniższej rei głównego masztu. Elf pomachał mu na pożegnanie na co ptak odpowiedział głośnym -gik...gik...gik!

Wszedł do mesy jako jeden z ostatnich. Na szczęście wolnych miejsc nie brakowało. Zastanowiły go wolne miejsca przy kapitańskim stole. Nie był pewny, czy może z nich skorzystać. Wolał jeść z kapitanem i Lathidrillem niż z prostakami z załogi. Po chwili wahania przysiadł się do kapitańskiego stołu.
- Smacznego wszystkim. Co dobrego przygotował kuk? - Powiódł wzrokiem za krasnoludzkim kucharzem.

Czekając na swoją porcję uzmysłowił sobie, że siedzenie przy kapitańskim stole może mieć jeszcze jedną zaletę. Może kapitan się wygada co do celu podróży i tego jak długo potrwa rejs.
 
Ulli jest offline  
Stary 22-11-2013, 18:34   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie wszyscy kompani, jak się okazało, byli zamkniętymi w sobie ponurakami i wyglądało na to, że przynajmniej z niektórymi da się porozmawiać na najrozmaitsze tematy - zarówno z dziedziny "co mi się zdarzyło łońskiego roku", jak i na temat "o wyższości..."
Oby tylko nie doszło do konfliktów różnorakich między przedstawicielami podobnych, acz nie tożsamych dziedzin. Zawsze mówiono, że magowie z zaklinaczami koty darli, a takie konflikty w drużynie, wśród nudy morskiej podróży, byłyby z pewnością ciekawe, acz - bez wątpienia - niezbyt sprzyjające ogólnie pojętej jedności w drużynie.
Trzeba było liczyć na rozsądek. Z tą myślą Brad wyszedł na pokład, chcąc nie tylko (jak to powiedział wcześniej) odetchnąć bryzą morską, ale również zobaczyć, jak się sprawuje "Aquernica" i jej załoga. Aż tak dobrze się na tym nie znał. Liczbę jego morskich podróży można było policzyć na palcach nie ściągając butów, matrosem nigdy nie był, ale nie był również ślepy i potrafił odróżnić wilka morskiego od lebiegi, co po raz pierwszy stanęła na pokładzie i nie potrafiła odróżnić bakburty od sterburty czy fału od wanty. Ale nie sądził, by Szarobrody przyjmował do załogi szczurów lądowych.
Za to, bez wątpienia, kapitan dbał o rozrywki dla załogi, czego ewidentnym dowodem był popisujący się swym talentem bard. Być może niezbyt doceniany przez swych kompanów, przynajmniej jeśli chodzi o dobór repertuaru. Mieli, jak się okazało, nader jednostronnie ukierunkowane zainteresowania jak na bandę, która dopiero co opuściła port pełen chętnych (acz zapewne płatnych) panienek. A może właśnie dlatego?
Wnet jednak Brad przestał się zastanawiać nad tym, co było powodem takich a nie innych gustów muzycznych. Niczym nie sprowokowany atak, w wykonaniu kufla, stanowił wystarczający powód do zmiany kierunku rozmyślań.
Dobrze chociaż, że kufel, jeden z kilku wylegujących się na pokładzie, był pusty.
Naczynia same nie latają, nawet na statkach. Chyba że sztorm szaleje, wtedy nie tylko kufle mogą zmieniać miejsce pobytu. Ale do sztormu było bardzo, ale to bardzo daleko i lot kufla musiał być spowodowany czymś innym, najprawdopodobniej magią. A magów było na pokładzie “Aquerniki” było paru. Ale czy na przykład taki Lathidrill miałby czas i ochotę na głupie zabawy z poruszaniem przedmiotami, czy raczej rzucaniem nimi?
A może szarpidrut?
Brad obrzucił uważnym spojrzeniem barda, lecz ten zdawał się być bez reszty zatopiony w opiewaniu uroków pewnej elfki. Co jednak o niczym, nie da się ukryć, nie świadczyło. Bardowie znani byli z umiejętności łączenia grania i śpiewania z przeróżnymi magicznymi sztuczkami.
Jednak samo podejrzenie nie było dostatecznym powodem, by rozbić bardowi na głowie jego lutnię... i narobić sobie wrogów wśród członków załogi “Aquerniki”.
Jak na razie pozostawało mieć się na baczności i, jak to mówią, mieć oczy dokoła głowy, tudzież zwracać uwagę na to, co się działo na pokładzie. Na przykład reagować odpowiednio szybko na różne sygnały, na przykład na wezwanie do stołu.
Kto późno przychodzi...
Mimo potencjalnego zagrożenia głodem Brad nie miał zamiaru pchać się do kapitańskiego stołu. Zasada “nie pchać się niepotrzebnie w oczy” obowiązywała, a czyż było lepsze miejsce do złamania owej zasady jak krzesło naprzeciw kapitana? To i pełna misa mogłaby nie zrównoważyć ewentualnych minusów. Dlatego też Brad usiadł koło Draugdina, podobnie jak wojownik pozdrawiając sąsiadów.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172