Lu powierzyła swe życie Tymorze wzięła głęboki oddech i skoczyła mając nadzieję, że podjęła słuszną decyzję.
__________________ Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Zelda nie miała zamiaru brać udziału w tej szarpaninie. Wzruszyła ramionami, a potem złapała umierającego dziadka za fraki. Nawet specjalnie nie gasiła na nim płomieni. Dzięki temu będzie lepiej widzieć co stanie się gdy wrzuci go do studni.
Tupik był wściekły na Jusron za podjęcie tej walki. Było nader oczywistym, że smokoczłowiek wziął ich za strażników, za swoich prześladowców, któż inny chodził swobodnie po tym miejscu i miał "klucze" do kajdan? Wystarczyło zachować spokój, unieść, ręce, porozumieć się choćby na migi. Przez chwilę miał ochotę pomóc Jusron, włączając się do walki, ale czym? Pięściami? Nie miał nawet kamień którymi mógłby rzucić w stwora, a za osiłka - pomimo podjętej ścieżki wojownika - nigdy się nie uważał. Co gorsza przypomniał mu się pewien incydent z wojownikiem który jako broni używał swych kończyn. Nie było to szczególnie przyjemne wspomnienie, zwłaszcza w obecnych okolicznościach.
Jednym słowem smok był uzbrojony a oni mieli do dyspozycji gołe pięsci. Rzut okiem na kajdany i próba przyciągnięcia uwagi Zeldy w ich kierunku skończyła się na niczym. Palladynka... Palladynka? Nie miała zamiaru pomagać swojej towarzyszce, miast tego zajęła się wyciąganiem truchła dziadka, zapewne w omówionym wcześniej i zaproponowanym eksperymencie.
Tego było już za wiele, halfling ruszył biegiem w dół korytarza, w stronę kładki i okna. Pozostanie i samotna walka z smokiem nie widziały mu się ani trochę. Bez wsparcia Zeldy byłby kolejnym oczywistym celem, a po ranach Jusron widać było że za chwile zginie. Ruszył przed siebie , po przebiegnięciu sporego kawałka dostrzegł gnoma. Trochę zbyt późno...
- Wracaj - powiedział - starając się nie krzyczeć - Smok na wolności, Jusron zaraz zginie a Zelda oszalała. - Po krótce streścił co się działo , w zasadzie nie zatrzymując się na schodach. Miał nadzieje że półork opuścił już kładkę, inaczej czekał go trudny skok od którego zależało czy będzie się męczył z życiem jeszcze trochę czy wreszcie odpocznie na dobre...
Anbar parsknął i złapał się za głowę. Wcale nie był zdziwiony, nie spodziewał się, że tej zbieraninie się uda, szczególnie jak Zelda dowodzi...
- Mówiłem, banda idiotów - już alarm zaraz podniosą - może jak strażnicy przebiegną koło nas, spróbujemy wydostać nasze rzeczy ze strażnicy? - Rzekł cicho do Oskara.
Gnom nawet nie patrzył na efekty swojego zaklęcia. Zrobił co mógł. Może iluzja da drowce szansę? Może ta z niej skorzysta? A może nie... Z tym nie mógł już nic zrobić. Słysząc wołanie niziołka ruszył co sił w nogach z powrotem w kierunku dziury przez którą przeskoczyli ich towarzysze. O dziwo jego ruchy nie były już tak szybkie jak jeszcze przed momentem. "Co z tym zaklęciem... No tak, znowu zapomniałem... Przecież nie mogę skoncentrować się na dwóch zaklęciach jednocześnie." - pomyślał gnom, zmuszając jednocześnie nogi do maksymalnego wysiłku, celem jak najszybszego oddalenia się od ziejącego ogniem stwora.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka?
Lucinda zebrała się w końcu na odwagę i skoczyła. Otchłań rozpościerała się pod nią niczym czarny dywan, kiedy leciała w stronę drewnianej kładki. Nie wybiła się zbyt mocno i tylko mocarne ramię pół-orka a potem łowcy wciągnęły ją wyżej. Merdając nogami nad przepaścią złapała w koncu oparcie. Pół-ork wskazał jej jednak niemal pionową skałę prowadząca w górę. Chcąc nie chcąc, korzystając z pleców wojowników, cal po calu, stopa po stopie pięła się do góry w stronę oświetlonej pochodnią czeluści okna.
Athletic check adv. 17(381789) vs DC10 – success
Ślizgając się w niezbyt przystosowanych do wspinaczki wysokich butach, modnych ale całkowicie niepraktycznych parła jednak do góry, aby w końcu przerzucić nogi za krawędź kamiennego parapetu. Oświetlająca malutka jaskinię pochodnia leżała tam, gdzie rzucił ją Rathan. Resztki gnijącej słomy czy siana leżało pod jedną ścianą. Błysk szkła zainteresował Lucindę. Butelka z ciemnego szkła pokryta wiklinową osłonką była co prawda pusta, choć pachniała jakimś sfermentowanym napojem, nadawała się jednak od biedy jako improwizowany pocisk. Ciemna czeluść korytarza ziała przed nią, a płomień pochodni drżał pod wpływem ruchu powietrza wiejącego z korytarza.
***
Anbar słyszał wrzaski dochodzące z dołu i wiedział, czym się to skończy. Oczywiście wywabienie strażników było częścią planu, ale spodziewał się raczej patrolu, nie całej armii strażników, która wyległa z pomieszczenia roboczo nazwanego "barakami".
Najpierw pojawił się pojedynczy strażnik, wyraźnie widoczny w oświetlonym ogniskiem okienku strażnicy. Chwilę później krasnoludy usłyszały odgłos rogu, kilka krótkich, przerywanych sygnałów najprawdopodobniej oznaczających alarm w strażnicach. Potem drzwi się otworzyły, a na korytarz zaczęli wybiegać okryci kolczugami zbrojni. Czterech bardzo szybko zajęło pozycję na galeryjce, blokując wejście do strażnicy nad schodami. Ich hełmy z czerwonymi kitami błyszczały w półmroku kiedy przygotowywali swoje refleksyjne łuki do strzału w każdego, kto zechciałby podejść do drzwi strażnicy. Sześciu, uzbrojonych w szerokie, okrągłe tarcze i okute metalem pałki schodziło w zwartej grupie w dół. Za nimi podążało w końcu dwóch lżej okrytych strażników, trzymające długie żerdzie z pętlą na końcu, a u ich pasów kołysały się łańcuchy. Grupę zamykał dowódca, ogromny człowiek z północy, w rdzawej, paskowej zbroi. Ten miał u pasa szeroki miecz, a głowę chronił żelaznym hełmem z nosalem, z pod którego wypadała kaskada czarnych, niechlujnych włosów. Twarz pocięta licznymi bliznami i tygodniowym zarostem kryjącym kwadratową szczękę nie zdradzała dobrego humoru. Oskar wstrząsnął się z obrzydzenia, pamiętając dzień przybycia, kiedy ten straszny człowiek zdzierał skórę z jakiegoś nieszczęśnika za pomocą bata.
Strażnicy zeszli już na głębokość pierwszej celi, a dowodzący oficer zajrzał przez kraty do środka celi, sprawdzając stan zamków i liczbę więźniów. Anbar zdał sobie sprawę, że rychło zostaną odkryci, jednak hałas i potępieńcze wycie jakiegoś człowieka zwróciło uwagę obserwatora ze strażnicy. Ten gwizdnął głośno i wskazał oficerowi odpowiednią celę na dole. Zbrojni ruszyli śpieszniej, ignorując pozostałe cele. Krasnoludy przez chwilę jedynie zostały zmuszone do pozostania w bezruchu, w miarę jak zbrojna grupa przebiegła obok ich zamaskowanej iluzją celi. Anbar słuchał oddalającego się łoskotu kroków patrząc pytająco na brata....
***
Zelda, głucha na apel łotrzyka miała najwyraźniej własny pomysł jak przeprowadza się ucieczkę z więzienia. Najwyraźniej elementem planu był palący się nieszczęśnik, którego nie patrząc na jego stan, chwyciła za palącą się odzież i wywlekła z celi. Kątem oka dostrzegła przycupniętego za wejściem gnoma, mamroczącego coś pod nosem ale nie zwróciła na niego większej uwagi. Miała w końcu plan. Szamoczący się w agonii człowiek młócił na wszystkie strony rękoma, a Zelda, ignorując odchodzącą od ciała palącą się skórę nieszczęśnika, nie zwracając uwagi na ból z przypalanych rąk, oraz potworny smród palącego się ciała wlekła go dalej do góry, aż do drewnianej barierki oznaczającej krawędź głębokiej studni.
Ze wzrokiem pełnym nieprzemyślanego sadyzmu, oparła starca o barierkę, aby szybkim ruchem za nogi przerzucić go przez drewnianą konstrukcję. Oddalający się krzyk i łoskot walącego się na posadzkę ciała oznajmił jednak Zeldzie, że jednak można było się zabić skacząc do studni. Leżący na jej dnie człowiek był niewątpliwie martwy, a sama paladynka patrzyła na swoje popalone dłonie...
Zelda -1HP fire dmg.
Zelda -4HP
Potem na strzałę która wbiła się w drewnianą barierkę przy której stała. Kolejna uderzyła w krawędź kamiennej studni i koziołkując spadła na dół, a inna poszła wysoko, klekocząc pod sufitem. Jedna otarła się o ramię Zeldy, kalecząc ją mocno i rzucając w tył.....
***
W celi Jusron wpadła w morderczy trans. Nie zauważyła właściwie, kiedy do celi wpadli strażnicy, i nie przejmowała się wcale, jak jeden z nich próbował pochwycić nieznajomego. Chwilowy przebłysk świadomości podpowiedział, że była to iluzja, wyczarowana przez jakiegoś czarodzieja, kiedy szerokie kopnięcie nieznajomego przeszło przez jednego ze strażników jak przez mgłę.
Dało to jednak Jusron możliwość umieszczenia kolejnego kułaka prosto na pysku łuskowatego wojownika, który jednak okazywał się twardszy niż pół-drowka mogła przypuszczać.
Ciosy sypały się na nią jakby nieznajomy miał nie cztery kończyny, a osiem. Ruchy rozmazywały jej się przed oczyma a głuche plaśnięcia ciosów o jej ciało potwierdzały morderczą precyzję dziwnego wojownika. Jusron walczyła jednak zacięcie do końca, dzielnie oddając cios za ciosem. Łuskowaty chwiał się po ostatnim ciosie i pół-drowka myślała już, że uda się jej wygrać tą walkę...
T3 – Jusron hits dragonborn for 3dmg
dragonborn miss(illusion)
T4 – Jusron hits dragonborn for 3dmg
dragonborn hits Jusron for 3dmg, dragonborn hits Jusron for 3dmg
T5 – Jusron hits dragonborn for 3dmg
dragonborn hits Jusron for 2dmg(unconscious), dragonborn hits Jusron (crit – 1st death check failed)
...kiedy smokowiec posłał ją posadzkę wysokim kopnięciem. Pół-drowka usłyszała chrzęst, jakby coś w jej środku właśnie pękło po czym osunęła się bezwładnie na posadzkę. Gasnącym wzrokiem widziała, jak chwiejący się z bólu zrodzony ze smoka przeszedł nad nią i wyszedł z celi....
***
Tupik i Grieger zeszli na dół, wprost pod ziejącą ciemnością jamę. Tupik zdołał zobaczyć znikające w skalnym okienku nad kładką nogi Lucindy. Kładka nie była otwarta, jak się tego spodziewał, a pół-ork i Rathan wciąż wisieli, kiwając zapraszająco ręką. Grieger spojrzał w dół....otchłań wiała odorem zgnilizny i śmierci, przypominając nieco zapach dawno nie czyszczonej rzeźni.....
Tupik zacisnął zęby, wziął nieco dłuższy rozbieg, zaczynając aż od drzwi wejściowych do tej ciemnej groty, po czym szybkim sprintem posłał swe niewielkie ciałko ponad czeluść rozpadliny. Silne ręce Rathana i Cromthalgora chwyciły go w ostatnim momencie skoku, kiedy czuł, że spada chybiając kładki o dosłownie kilka cali. Halfling przez moment bujał się na owłosionych ramionach wojowników, aby korzystając z wahadłowego ruchu wybić się do góry, w stronę wykutego w skale okienka. Złapał oparcie na pionowej skale, drobnymi palcami szukając szczelin i zagłębień, na których dałby radę się podciągnąć. Znalazł je. Odetchnął z ulgą czując się bezpieczniej na stabilnym gruncie, obok Lucindy. Wszyscy spoglądali pytająco na gnoma, który przestępując z nogi na nogę, bał się szerokiej rozpadliny....
Tupik - Athletic check 10(382307) vs DC 10 - success
Ostatnio edytowane przez Asmodian : 05-10-2016 o 11:37.
Oskar przyglądał się zza iluzji ściany na przebiegających strażników. Przez chwilę obawiał się, że przejrzą przez iluzję i dojrzą dwa kitrajace się, brudne krasnoludy, ale koniec końców słabe światło, pośpiech i ludzki problem z widzeniem w ciemnościach okazało się wystarczające.
Jeszcze przez chwilę Oskar wstrzymywał oddech słuchając echa okutych butów zanim powoli wypuścił powietrze. - Udało się - szepnął. Plan poszedł lepiej niż się spodziewał. - Poczekaj tutaj, ja się rozejrzę - powiedział przywołując iluzyjną ścianę przed drzwiami, która prezentowała wnętrze celi. Wychylił się zza ściany patrząc przez iluzję na sytuacje. 4 strażników na galerii z krótkimi łukami i dodatkowo jeden w strażnicy. Czarodziej odwrócił się i zdał relację bratu.
Omówili prosty plan.
Oskar usypia strażników, podczas gdy Anbar ruszy w górę schodów próbując obezwładnić tych, którzy oprą się działaniu zaklęcia. Następnie dostają się do baraków i szukają swojego sprzętu. Dalej próbują dostać się na zewnątrz i wtopić w tłum.
Czarodziej wyposażył bliźniaka w odpowiednią broń i ponownie podszedł do drzwi.
Wyciągnął drobinki piasku i wyskandował zaklęcie. Ruch jego dłoni był płynny i zwinny. Po chwili czarodziej wskazał palcem miejsce pomiędzy stróżówką a strażnikiem na galerii. - Teraz - mruknął przepuszczając brata w drzwiach. Nie czekając na efekt wziął resztę piasku i powtórzył ruch. Tym razem wskazał ręką pozostałych strażników. Miał nadzieję, że Anbar nie będzie mieć żadnej roboty. Zbyt duża szansa, że zostanie postrzelony!
Zaniepokojony przygryzł wargi patrząc na efekt. W razie czego miał przygotowany lodowy promień, ale wolał nie alarmować tych na dole.
Zelda zaklęła coś pod nosem i zaczęła uciekać w dół. Była zawiedziona że plan jej się nie powiódł i wściekła. Wściekła na siebie że nie potrafiła wymusić posłuszeństwa w grupie, na krasnoludy że się odłączyły, na Tupika i Rathana że słuchali tylko siebie i na Jusron że nie potrafiła opanować żądzy mordu. No nic najważniejsze teraz było by zwiać strażnikom.
Griger cośtam mamrotał pod nosem... Nagle wziął rozbieg i skoczył jak był w stanie najdalej w kierunku towarzyszy. W momencie gdy był w linii poziomej najbliżej próbujących złapać go łowcy i półorka, dokończył ostatnie słowo zaklęcia, stając się momentalnie lekki jak piórko. No może nie zupełnie lekki, jednak sposób w jaki powolutku opadał przypominał opadanie pióra.
Feather Fall
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka?
Tupik z nieukrywaną ulgą przyjął lądowanie w okienku i szybko przemieścił się w głąb, aby nie przeszkadzać innym. Mała jaskinia w której znalazł się wraz z nieznajomą artystką napawała pewna nadzieją na przyszłość. Ciągnął z niej wiatr a to oznaczało przejście na zewnątrz „ oby wystarczająco szerokie” - pomyślał mając nadzieje na wydostanie się z więzienia.
- Jestem Tupik. Wyciągnął w stronę artystki małą dłoń przyglądając się kobiecie i zastanawiając czym sobie zasłużyła na taki los. - Śpiewałaś coś przeciwko Dhimis czy co, że cie tu zamknęli? - Zagaił czekając na towarzyszy...
Po chwili jednak przeszedł do bardziej konkretnych tematów – Wspominałaś że potrafisz leczyć... po rozzłoszczonej widowni. Widzisz... - Pokazał jej na świeże oparzenia – O tu i tu mnie jakiś smokopodobny przypiekł, mogłabyś to uzdrowić, żebym lepiej walczył?
Poprosił siląc się na uśmiech dziecka. Po wszystkim miał zamiar przeszukać stóg siana w poszukiwaniu czegoś więcej niż tylko słomy i czekając aż reszta towarzyszy znajdzie się w jaskini. Przy okazji zamierzał odnaleźć jak najwięcej kamieni którymi mógłby później rzucać.