Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2017, 22:08   #61
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Jentrana i Silke - poszukiwania Zinbi


- No to... ten... - Półelfka próbowała jakoś zacząć rozmowę - ...długo się tak już między sobą znacie?
Silke otaksowała Jentranę zdumionym spojrzeniem - Znamy? Jesteśmy zlepkiem ocalałych spod Yartar… Znamy się… Może jakieś dwa tygodnie? Zanim tu przybyliśmy było nas więcej, ale parę osób poszło we własną stronę. Krasnoludy planują iść na Mithrilową Halę, raczej długo z nami nie zostaną. Gnomka żyje we własnym świecie… Eryk i Moira zdają się myśleć trzeźwo mimo całej tej zawieruchy naokoło. - wiedźma zakończyła swój nieoczekiwany wywód niezręcznym uśmiechem, jakby chciała od razu przeprosić za wszelkie pochopne opinie.
- Pytam, bo ja do tej pory działałam sama… no co najwyżej z jakimś jednym wspólnikiem, ale kończyło się to prawie zawsze… no cóż, sporą burdą - Jentrana wzruszyła ramionami, i tym razem ona uśmiechnęła się jakby przepraszająco - Z prawem stoję na bakier - Dodała.
- Prawa i tak już nie ma, o to nie musisz się martwić - odpowiedziała Silke puszczając porozumiewawczo oko -A ty i Harvek? Jak się poznaliście?
- Poznaliśmy sią dosyć nietypowo… przyłapał mnie i jednocześnie uratował mój tyłek w trakcie pewnych nie-prawych zajęć - Odpowiedziała Półelfka, a widząc zdziwienie na twarzy Silke,szybko dodała - Na kradzieży no! - Po czym się zaśmiała pod nosem.
- A Ty bojowo nie wyglądasz, zajmujesz się jakąś magią? - Spytała.
- Taak… Magia zajęła się mną - odpowiedziała wiedźma - Widziałaś kruka który jest ze mną? Jego też poznałam pod Yartar. I wtedy zaczęła się cała ta historia z magią. Ja jestem zwykłą dziewczyną z Everlund, mój tatko prowadził gospodę… W tym roku, gdyby nie wojna, może pojechałabym do Silverymoon na jarmark… Masz jakieś plany co dalej? Poza życiem w wieży i potrawką z królika na kolację?
- W sumie nie, żyję z dnia na dzień.. - Półelfka wdepnęła w jakieś głębsze bajorko do połowy łydki, na co teatralnie wywróciła oczami, po czym się cicho zaśmiała. Wyciągnęła dłoń w kierunku Silke, żeby pomóc jej przejść przez przeszkodę, która ciągnęła się zbyt daleko w obie strony, by ją obchodzić wokół - ...jak gdzieś coś usłyszę, albo sama zdobędę ciekawe informacje, to tam mnie niesie. Czasem odrobinę samotne takie życie, ale ogólnie nie narzekam, wolę odmianę ponad codzienną rutynę.

Silke skorzystała chętnie z pomocy zaoferowanej przez Jen w przejściu przez wielką kałużę. Po pokonaniu przeszkody stanęła nad jej brzegiem, oparła ręce o uda w lekkim przysiadzie i zdawała się obserwować… Mgła zdążyła się już całkiem zagęścić, na ziemi zaś nie widać było żadnych śladów druidki czy choćby jej podopiecznych. Wiedźma obróciła się w stronę towarzyszki, po czym spytała smętnie - Jest sens szukać ich dalej? Możliwe, że wrócili już do wieży… W każdym razie w tym kierunku raczej nie poszli. Prawie nic nie widać, a jak zaczniemy nawoływać to jeszcze ściągniemy na siebie jakieś kłopoty…


- Chcesz wracać? Może i masz rację… mam mokro w butach, powoli zaczynają mi marznąć stopy - Półelfka potrząsnęła jedną z nóg, na poparcie swych słów - Dawno nie miałam ciepłej kąpieli - Uśmiechnęła się rozbrajająco - Chyba kiepscy z nas Tropiciele co?

Gdy dziewczęta rozmawiały zastanawiając się nad swą sytuacją i nad tym co czynić dalej, do ich uszu dotarły radosne pomruki i buczenia. Z oparów mgiełki wyłonił się radośnie biegnący niedźwiedź, z dumnie uniesionym łepkiem i obserwujący dwójkę dziewcząt. Nieduży niedźwiedź i dobry znajomy Silke. Był to bowiem jej niesforny Puchatek.

- Chyba jednak nam się udało - rzuciła Silke i zaczęła podchodzić w kierunku niedźwiadka z wyciągniętą ręką. Działało to na psy, ale czy na niedźwiedzie zadziała? - Taś taś… Czy jak mam do ciebie mówić… No? Chodź tutaj. Gdzie jest twoja pani?

Niedźwiadek nie dał się podejść przez czarownice, skutecznie zachowując dystans między nimi. Najwyraźniej bez smakołyków oraz Grama na horyzoncie, miś nie miał ochoty na bliższe kontakty z resztą stada.
Krążąc w pobliżu kobiet, węszył przy ziemi, od czasu do czasu oglądając się w kierunku dwóch pań, by uraczyć je wesołym porykiwaniem.

- Abrakadabra sierściuchu! - zaklęła Silke i szła dalej w kierunku Puchatka. Może zwierzak zrozumie w końcu, że nie chodzi im o nawiązanie kontaktów dyplomatycznych, a o zaprowadzenie do zaginionej druidki? Wiedźma czuła się bezradna, jak dziecko - dosłownie! - we mgle. Gdy w pobliżu nie było Pogwizda nie czuła też w sobie magicznej energii, więc co najwyżej mogła sobie pokrzyczeć.

Cała sytuacja z niedźwiadkiem rozbawiła Półelfkę, a zwłaszcza epitet z ust Silke. Sama Jen nie bardzo wiedziała jak poradzić sobie ze zwierzakiem, toteż ograniczyła się jedynie do krótkiego “Hej misiu, misiu, misiu, prowadź do mamy, gdzie jest mama? No gdzie jest mama?” po czym wzruszyła ramionami do swej towarzyszki.
- Tak na wszelki wypadek, to proponuję nie nawoływać… albo co najwyżej nie za głośno. Licho wie, co może się tu szwędać, a teraz jeszcze ta mgła, to tym bardziej w porę niebezpieczeństwa nie zauważymy.

I jakby dla potwierdzenia swych słów, złapała za łuk, bardziej nasłuchując, niż wypatrując czegokolwiek w pobliżu.

Puchaty kręcił sie niedaleko obu kobiet, zajęty zlizywaniem czegoś z ziemi lub niziutkich krzaczków. Słodkie nawoływania trochę go kołowały, jakby niedźwiadek nie rozumiał do kogo i dlaczego tak się zwracają. W końcu po kilku minutach, zastrzygł uszkami i stanął na tylnych łapkach wpatrując się gdzieś we mgłę. Czujny nosek kręcił się na boki, wyłapując znajome zapachy. Po chwili z oparów wyłonił się zwłowieszczy wilczur, usilnie coś tropiący, a zaraz za nim gnomka, która przystała by coś zebrać z ziemi.
Na widok misia, Szary zapiszczał informując druidkę, że jego zadanie zostało wykonane.
- Gdzieś ty polazł mały kurwiu! - Zinbi krzyknęła na Puchatego, który ruszył pędem do swojej siostry, hasając wesoło dookoła niej i unikając zamachnięć dzidą.
Wilk zamachał ogonem, po czym usiadł wpatrując się w dwie panie przed sobą. Gdy tymczasem gnomka walczyła z Puchatym, który pochwycił jeden z jej ciągnących się po ziemi warkoczy, poczynając go ciamkać.
- Zinbi! - wykrzyknęła entuzjastycznie Silke ku własnemu zdumieniu. Doprawdy nie spodziewała się, że widok niesfornej gnomki sprawi jej taką radość - Gdzie byłaś? Co robiłaś? - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- E… - Druidkę wryło. Najwyraźniej nie tylko Puchaty miał problemy ze zrozumieniem emocji zawartych w mowie. - Wilka szukałam - odparła zachowawczo zielonowłosa, powstrzymując się przed puszczeniem wiązanki. - A wy co tu robicie? Polujecie?
- No my też szukamy… Ciebie! - westchnęła czarownica - Już myślałam, że pożarła cię jakaś cholera. Louie i Lyre zaginęli, szkoda żeby i ciebie licho dorwało! Widziałaś po drodze coś ciekawego oprócz mgły?
- Trolla… - mruknęła gnomka, zrzucając z siebie niedźwiadka, który zapragnął zabaw w postaci siłowania się. - Powiadasz, że tamci zaginęli? Może po prostu odeszli ze stada? I tak niedługo się rozpadnie, więc to bardziej niż prawdopodobne... i my zapewne odejdziemy, co nie chłopaki? - Ani wilk, ani Puchaty nie rozumieli o czym mówiła druidka, ale wspólnie zamlaskali, jakby zgadzając się ze wszystkim i na wszystko.
Zinbi nie czekając na odpowiedź ruszyła w drogę powrotną do wieży, a za nią jej zwierzyniec.
Czarownicy zaś jakby kto w pysk dał. Stała chwilę bez słów po bezpardonowej odpowiedzi gnomki… Chętnie zafundowałaby jej teraz coś w rodzaju zimnego prysznica jaki urządził Moirze Louie, niestety bez Pogwizda nie była w stanie uchylić ni rąbka widzialnej powłoki świata by zaczerpnąć purpurowej magii Pana. A więc druidka także planuje odwrót? Wspaniale, otwartość i współpraca to podstawa przeżycia w warunkach partyzantki… Nie komentując zajścia rzuciła tylko wyrażające jej uczucia spojrzenie Jentranie, po czym podążyła sama w kierunku wieży - być może tam ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia? Po drodze wiedźma zajęła się obserwacją nieba - brak pierzastego zaczynał się jej poważnie dawać we znaki.

Pogwizd… nadleciał, a właściwie przeleciał nad Silke i pozostałą dwójką, zapewne nadal wykonując zlecone przez nią zadanie. Niemniej młoda wiedźma dostrzegła i mogła przywołać do siebie swego towarzysza.
- Hej! Wasza mrooo-cznooość! - Silke zamachała ręką wydzierając się z całych sił. Pogwizd obniżył nieco lot, zrobił parę kółek po czym przysiadł na kępie zeschłej trawy przed czarownicą - Dobrze cię widzieć - zaczęła czule do drapieżnika - Udało ci się coś ustalić? Chodź, opowiesz mi po drodze do wieży. Czeka na ciebie surowa sarnina.
-Znaaalazłem Lyre. Ona raczej nie wróci.- wyjaśnił Pogwizd rozglądając się dookoła.-Louie’go jeszcze szukam. Co przegapiłem?
- Upolowaliśmy trochę sarniny, to ci się spodoba… A do wieży przybyło zdaje się więcej ludzi. Poza tym gnomka jak zwykle ma swoje humory. Czy poza elfką zauważyłeś kogokolwiek?
-Nie… nikogo.. niczego. Lyre idzie sama w swoją stronę.- wyjaśnił Pogwizd.-A my?
- Wracamy do wieży… - Silke zasępiła się na pytanie kruka. Czyżby wspólne polowanie było jedynie wyjątkiem w historii współpracy drużyny? Z drugiej strony, nie mogła wymagać od Zinbi szczególnej wrażliwości. Poza tym było jeszcze coś… Temat, który palił młodą czarownicę od środka żywym ogniem. Mistrz. Źródło nadprzyrodzonych zdolności. Czy to możliwe, żeby dar został jej dany za darmo? I żeby Patron nie chciał nic w zamian? Dziewczyna milczała chwilę po czym przemogła się i lekko zawadiacko, trochę by zakamuflować swoją nerwowość, dodała - No chyba, że Pan wyznaczył nam inne zadania… Wiesz coś o tym?
- On działa tajemniczymi ścieżkami.- wyjaśnił kruk pielęgnując swe piórka dziobem.-Wiem tylko że jest zainteresowany tym co kryje się pod wieżą, w której obecnie mieszkamy. I pewnie wolałby abyśmy tam pozostali, zamiast szukać sobie nowego miejsca na Torilu.
- Masz zatem swoją odpowiedź. - rzuciła krótko Silke i spiesznym krokiem udała się w stronę wieży.
A kruk przysiadł na jej ramieniu pogwizdując wesoło.

Półelfka przyglądała się tej całej rozmowie dziewczyny z gadającym krukiem z zainteresowaniem. Co prawda gadający ptak nie był tam żadną sensacją, jednak i tak było to ciekawe z punktu widzenia Jen, ot ptaszek, który gada ludzką mową, nie spotyka się takiego w końcu codziennie.
- To co, wracamy do wieży? - Odezwała się w końcu do Silke - No dobra... - Po czym ruszyła za wiedźmą raźnym krokiem, mimo lekkiego chlupotania w butach.
- Podsuszymy twoje buty - Silke zreflektowała się, że Jentrana mogła poczuć się nieco odstawiona więc dodała uśmiechając się - Mówiłaś też coś o jakichś ziołach do palenia…?
- A co, masz ochotę? - Półelfka uśmiechnęła się do towarzyszki dosyć tajemniczo.








.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 21-03-2017, 22:51   #62
 
fujiyamama's Avatar
 
Reputacja: 1 fujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputację
Wieża



Harvek spojrzał na Yearana mówiąc.
- Ty zostajesz, ktoś musi pilnować wieży.-Po czym zwrócił się do krasnoluda.- A tobie mogę pomóc, znam parę osób w Nesme.
Po czym spojrzenie Harfiarza spoczęło wyczekująco na Moirze i Eryku.

Wdowa wzruszyła ramionami zastanawiając się co powiedzieć. Teraz, gdy była wypoczęta i najedzona, a równocześnie widziała wyczerpanych i zrozpaczonych uciekinierów z okolicznych wsi sumienie nieco ją zaczęło świerzbić. Gdyby jej włości najechały orki to co by zrobiła? Nie, tutaj sytuacja była zupełnie inna, nie mogła jej porównywać. Spojrzała na krasnoludy, Eryka i Yearana. Z nimi nie miała zamiaru pakować się w kłopoty, podobnie jak z resztą kompanii. Jednak Harvek wyglądał na urodzonego wojownika i przywódcę. A przywódcy właśnie ich wesołej gromadzie bardzo brakowało. Może z nim wyprawa po Guzika będzie miała jakiś sens? On na pewno nie pozwoli na dziwaczne kombinacje z jeńcami czy kłótnie o zasady na polu bitwy. Tak. Obecność starszego stażem harfiarza przechyliła nieco szale wewnętrznej wagi Moiry na korzyść Nesme. Ale tylko trochę.

- Jest w Nesme pewien hm… przedmiot, który chciałabym odzyskać, w miarę możliwości - zaczęła ostrożnie. - Ale to zależy od tego jak widzisz wędrówkę tam i co zamierzasz zrobić w środku. Chcesz się tam od razu teleportować stąd? Wyprowadzać ludzi partiami, czy odzyskać miasto? Chciałabym najpierw wiedzieć w co się pakuję nim użyczę mojej szpady.
- Rozpoznanie to podstawa. Z tego co wiem orki siedzą w Nesme. Na szczęście nie mogą sobie pozwolić na chwile odprężenia i zabawę w panów i władców. Nesme to dość specyficzna miejscowość. Osobiście więc wolałbym nie rzucać się w oczy, ale… - Harvek zamyślił się splatając dłonie razem.- Jestem skłonny do ustępstw… ostatecznie musimy sobie pomagać, skoro jedziemy na tym samym wozie.
- Specyficzna, bo…?
- zawiesiła głos Moira. Jeśli harfiarz chciał pomocy musiał być mniej enigmatyczny.
-Nesme od zawsze było oblegane. Wpierw przez wędrujące trolle, a ostatnio przez gigantów wzgórzowych, których to grupki od czasu do czasu napadały to miasto. Od wielu lat prosiło o pomoc Srebrne Marchie, ale w natłoku problemów do rozwiązania… wiem, że Alustriel wspomagała Nesme potajemnie, ale nic więcej nie mogła zrobić. Orki podbiły Nesme i z tego co wiem założyły obóz wojskowy, dziedzicząc problemy. Orki walczą obecnie i bronią Nesme przed gigantami wzgórzowymi, więc… uwalnianie miasta spod orczego jarzma teraz nie musi wcale być czymś pozytywnym. Obecnie silne wojsko broniące miasta jest potrzebne do jego istnienia, bez względu jakiego koloru ma skórę. A silne wojsko potrzebuje zaplecza… w postaci żywności i rzemieślników. Przypuszczam więc, że orki nie stać na brutalne uciskanie mieszkańców.- Harvek wyjaśnił ową specyfikę miasta powoli i dokładnie przyglądając się reakcji zebranych dookoła niego osób.
- A co do silnego wojska, wiemy, że posiłki są w drodze. Przez nasze ręce przeszedł list od samego Oboulda. Nie mamy już tego listu, ale sporządziłem kopię. - odrzekł Eryk, wyciągając pergamin ze swoimi pospiesznymi bazgrołami. “Szlag, pomyślał, “zupełnie zapomniałem przepisać to porządnie” - Adresowany jest do niejakiego Gragha Długozęba - dodał, zerkając na adresata. - Mniemam, że to namiestnik orków w Nesme. Ma trzymać twardą ręką miasto, a jeszcze twardszą - uwaga - swoich ludzi. Ma nie przesadzać z gnębieniem mieszkańców, bo są potrzebni do - znów uwaga - budowy twierdzy. No i za kilka dekadni mają przybyć posiłki. To jest, kilka dekadni od momentu napisania lub planowanego czasu dostarczenia tego listu… Jeżeli to drugie, to tak dużo czasu od tego momentu nie upłynęło. Jakieś parę dni. Zdaje się, że góra dekadzień.
- Louie miał mapę, tak? Gdzie on właściwie polazł, chyba nie na polowanie
- spytała Moira, choć nieobecność zrzędy wcale jej nie zmartwiła. Przecież w okolicach wieży miało być bezpiecznie.
- Tak, Louie. Na polowaniu go nie było... - odrzekł Eryk, po czym zwrócił się do Harveka. - Znaleźliśmy przy orkowych ciałach mapę z zaznaczonym miejscem, ale ma ją jeden z naszych towarzyszy, który teraz gdzieś polazł - wyjaśnił, po czym zwrócił się znów do Moiry. - Wspominaliście już o naborze najemników?
-Goblinoidów… orki łatają nimi dziury w swych szeregach. Robią tak na wschodzie Srebrnych Marchii, gdzie rekrutują lokalne bandy goblinów. I planują skaptować całe plemiona tej rasy.-potwierdził Harvek.
-A gobliny siem zgodzą ? Zieloni wszak nie kochają się między sobą.-ocenił Gram, co Harvek potwierdził skinieniem głowy. Po czym dodał.- Wodzowie mają doradców. Niby ludzi, ale nie stąd…
- U nich chyba wodzem zostaje najsilniejszy niezależnie od rasy? Poddaj się albo giń?
- zauważyła Moira.
- Tak. Zazwyczaj zostaje najsilniejszy i najtwardszy. Ale nie zawsze chodzi o czystą siłę fizyczną. Dlatego to Gruumsh rządzi orczym panteonem a nie Bahgtru. Najpotężniejszy ork musi też umieć zabiegać o łaskę bóstw poprzez kapłanów i szamanów, a co… do nie-orków… to nie… Orcze plemiona nie dają sobą rządzić przez innych. Owszem, banda orków może dać się podporządkować ogrowi czy człowiekowi. Ale orczym plemieniem rządzą orki.- rozróżnił te kwestie Harvek pocierając podbródek zamyślony.-Możecie w nich widzieć zielone bestie… ale nie są aż tak prymitywni jak to się powszechnie uważa.
- Powiedziałeś, że mają ludzkich doradców? A skąd oni ich wzięli? - zaniepokoił się Eryk.
-Nie mam pojęcia. Może to jakiś heretycki kult powiązany z demonami lub czartami. - wzruszył ramionami Harvek.
- Robi się coraz ciekawiej - z przekąsem stwierdziła Moira. - A masz jakichś sprzymierzeńców wewnątrz Nesme?
-Kilkoro… jeśli żyją. Nie byłem tam jeszcze po wojnie.-potwierdził Harvek krótko.
- A jak chcesz się dostać do Nesme; portalem?
-Na nogach… Tak się akurat składa, że stąd do Nesme jest niezbyt daleko. Pół dnia drogi.- wyjaśnił Harvek.-Jeśli wie się jak używać skrótów.
- Nie chodzi mi o wysiłek, tylko dyskretne wejście do miasta by orki nas nie zauważyły
- uściśliła Moira.
-Jest sposób.. stary kanał deszczowy, nieużywany od lat. Jeśli trzeba będzie skorzystamy z niego.- wyjaśnił Harvek.-Nie istnieje już budynek z którego rynien odprowadzał wodę, więc nikt o nim nie wie. Poza mną.
- Aha
- rozluźniła się Moira. Wreszcie jakiś konkret, wyciągnięty co prawda Harfiarzowi z gardła, ale jednak.
-Tyle że wolałbym nie korzystać z tej drogi, chyba, że w ostateczności. Może będzie się można legalnie tam dostać.- wyjaśnił Harvek.
- -Czyli wmaszerować od frontu? Przylecieć? Wgalopować? --Sarkastycznie rzekła Moira i pochyliła się w stronę harfiarza. -Słuchaj, najwyraźniej przeżuwanie swojej wiedzy i wypluwanie po kawałeczku sprawia ci niekłamaną przyjemność, ale mnie męczy wyciąganie z ciebie każdego słowa i informacji na temat wspólnej - ponoć - misji. Chcesz pomocy to mów wprost co i jak, albo wsadź sobie ją w dupę.
-Wejść po prostu… Tak samo jak ty, nie wiem jaka jest sytuacja na miejscu i planowanie bez tego czegokolwiek mija się z celem. Przyjrzymy się z odległości miastu i wtedy podejmiemy właściwe kroki wspólnie.- wyjaśnił Harvek przyglądając się kobiecie.-Rozumiem, że jako wojskowa przywykłaś do jasnych i dokładnych rozkazów. Ale my nie jesteśmy w wojsku… a wyprawa do Nesme, najbardziej ze wszystkich misji zwiadowczą przypomina.
- A skąd właściwie przyprowadziłeś tych zbiegów? - zapytał Eryk, zmieniając nieco temat. - Wydawało mi się, że z Nesme?
-Nie… nie z Nesme. Z osad na które natykałem się po drodze. Właściwie z ich pozostałości.-wyjaśnił Harvek. Tymczasem Moira bębniła palcami w stół powstrzymując narastającą irytację. Poza tym uciekinierzy kokosili się w kuchni, bachory się darły… Miała nadzieję, że reszta ekipy szybko wróci do wieży.

Moira nie musiała długo czekać na spełnienie swojego życzenia; kilka hałaśliwych dziecięcych gonitw wokół kuchennego stołu później drzwi wieży otworzyły się i stanęła w nich Silke wraz ze swoim krukiem. Pogwizd wleciał od razu do środka by usadowić swą nastroszoną osobę jak najbliżej ciepła płomieni, natomiast wiedźma została jeszcze chwilę w sieni obstukując ubłocone obuwie i poprawiając przylepione do czoła, mokre od gęstej mgły włosy. Gdy wreszcie przeszła przez próg do głównej izby, początkowo aż odskoczyła - ku jej zdumieniu puste wcześniej wnętrze pełne było wpatrzonych w nią par oczu. Krzesła, ławy i parapety zajęte były przez wychudzonych, brudnych ludzi owiniętych w łachmany. Na podłodze pod ścianami na tobołkach kucali ci, którym zabrakło miejsca by usiąść po ludzku. Były to głównie kobiety z dziećmi i starcy - Silke wywnioskowała więc prędko, że to słabsza fizycznie część tej grupy, którą Gram zaprzągł do pomocy przy polowaniu. Uspokoił ją też, a nawet rozbawił lekko, widok nabuzowanej Moiry siedzącej pośród tej zabiedzonej zbieraniny w swych może przykurzonych, ale jednak szykownych ubraniach szlachcianki. Z daleka widać było, że jeszcze chwila a ta gotowa będzie porozstawiać wszystkich obecnych po kątach.
- Dwie godziny uganiania się w gęstej mgle za tą zieloną zarazą by usłyszeć, że towarzystwo jej nie za bardzo pasuje - wiedźma zaczęła ironicznym tonem dostosowując się bezwiednie do nastroju panującego przy stole - A wy jak? Mniemam, że bardziej pożytecznie spędziliście czas?
Dając Moirze chwilę na odpowiedź rozejrzała się szybko po sali: zauważyła Eryka, którego pozdrowiła szybkim ruchem podbródka oraz Yearana krzątającego się - gdzieżby indziej - przy piecu.
- Jak widać… - odparła krótko Moira, nie chcąc jakąś jadowitą odpowiedzią wyżywać się na bogom ducha winną Silke.
-Znalazł się nasz zagubiony Harfiarz i wybiera się na spacerek do Nesme. Dołączasz się maleńka czy zostajesz z Yearanem niańczyć uciekinierów?- zapytał Gram.
- Spacerek to dobre określenie - nie wytrzymała szlachcianka.
- Ty jesteś Harvek? - spytała nie oczekując odpowiedzi nieznanego mężczyznę, który nie wyglądał na uchodźcę - Silke. Z Everlund. Zajmuję się trochę… magią. Ładnie się tu urządziłeś… - zaczęła, lecz po zniecierpliwionych spojrzeniach zorientowała się, że wszyscy dość mają tu lania wody - Zostanę… O ile moja pomoc nie jest wam niezbędna. Jest tu trochę ludzi, trzeba się nimi zająć. Co do waszej wędrówki… Zinbi twierdzi, że w okolicy grasuje troll. Lepiej porozmawiajcie z nią zanim wyruszycie. W trakcie polowania wysłałam też Pogwizda na mały zwiad. Twierdzi, że widział Lyre, zdaje się że opuściła nas i podąża we własną stronę. Nie znalazł nigdzie gnoma Louiego.
- Miał tę orczą mapę - westchnęła Moira. - No nic…
- Myślicie, że postanowił sam sprawdzić do czego prowadzi mapa? - Silke nie miała szczególnych powodów, żeby podejrzewać Louiego o kradzież mapy i odłączenie się od grupy powodowane… na przykład niechęcią do dzielenia się czymkolwiek, co ta mapa skrywała. Była to po prostu jedna z możliwości, a u wiedźmy myśl często zbyt szybko objawiała się w słowach. - Zresztą, i tak się teraz nie dowiemy. - Czarownica rozejrzała się raz jeszcze po uchodźcach. Oprócz tego, że byli brudni i głodni, część z nich mogła być także chora lub ranna. Chciał nie chciał, obowiązek zadbania o ich zdrowie spadał naturalnie na nią. Zamiast pytać, postanowiła po prostu przejść się po izbie i zobaczyć jak wygląda sytuacja. Zauważywszy poparzenia u jednego z trzymanych przez kobiety dzieci podeszła i położyła na ranie dłoń; uśmierzyło to nieco ból i poprawiło stan skóry - co prawda nie całkowicie, ale zawsze. Widząc, że nie uszło to uwadze zgromadzonych i zyskało ich zaufanie, spytała głośno - Ktoś jeszcze potrzebuje leczenia?
-Co do trolla, to pewnie chodzi o Wielkiego Szarego. To tutejszy pies podwórzowy. W mgłę otaczającą wieżę nie wchodzi. Ludzi w zasadzie unika, chyba że jest bardzo głodny. I nie cierpi olbrzymów oraz innych trolli. Wystarczy go obchodzić z daleka żeby mieć spokój.-wyjaśnił Harvek spokojnie, podczas gdy do Silke ustawiła się kolejka chorych, których najczęstszym problemem były, na szczęście, odciski.
Oglądanie i dotykanie bosych stóp ludzi, którzy porządnej kąpieli zażyli ostatni raz pewnie przed wybuchem wojny do najprzyjemniejszych nie należało… Silke mimo woli zaczęła się zastanawiać, czy istnieje czar natychmiastowego umycia bez użycia wody. Na pewno da się to jakoś sklecić - myślała młoda wiedźma - a jakie zastosowanie by to miało w szpitalach czy choćby domach publicznych…? Koncept przyszłej kariery już rysował się w głowie dziewczyny, a tymczasem przez jej ręce przewinęła się większość uchodźców przyprowadzonych przez Harveka. Czarownica miała czas i sposobność, by przyjrzeć się każdemu z osobna a nawet zamienić parę słów. Może jest tu ktoś, kto mógłby zainteresować grupę?

Byli to jednak ludzie wystraszeni i zmęczeni. Nic wśród nich nie wzbudzało podejrzeń, gdyż w większości byli to ludzie starsi, kobiety z dziećmi i bez… młode starsze. Tacy którzy byli ofiarami wojny, bez względu na to kto wygrywał. Potencjalnych wojowników było tu ledwie pięciu. Trzech mężczyzn dwie kobiety. Potencjalnych jedynie z racji wieku i postury, bo żaden z nich wyszkolonym wojakiem nie był, a przewodził im Rusco z racji wrodzonej charyzmy i urody. Cóż… uśmiech rzeczywiście wywoływał mimowolny rumieniec u wielu niewiast.
Silke nie pozostała wyjątkiem. Dotknięcie brzucha młodzieńca celem zagojenia niegroźnego draśnięcia podniosło jej lekko temperaturę, ale nie miała na razie o czym z nim rozmawiać. Niemniej twarz Rusca, jako jedyna z całej tej czeladzi, zapadała w pamięć.
 
fujiyamama jest offline  
Stary 21-03-2017, 23:06   #63
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Wieża wyglądała całkiem obiecująco - cztery ściany i, być może, kawałek dachu. Jeżeli piwniczka, to nawet lepiej. Historykiem to on nie był, ale znaki rodowe zawsze coś mówiły - o ile ocalały przez te lata. Tak czy siak, było to dużo lepsze schronienie niż mokra gleba i niskie krzaki. Pytanie czyje schronienie. Ruiny były zbyt małe na dorosłe trolle, ale to wcale nie dawało gwarancji bezpieczeństwa. Smutną refleksją było że spotkanie pojedynczego orka niekoniecznie jest gorszą opcją od ponownego trafienia na niedawnych towarzyszy. Gnom podchodził więc do wieży z stosowną ostrożnością. Nie liczył na zbyt wiele - ale przy odrobinie szczęścia z góry oceni dokładniej odległość, a może i zauważy nocne ogniska orczych patroli. Skoro był niedaleko Nesme, należało się z tym liczyć.

Stanica… bo to coś pewnie taką pełniło rolę, była dość stara i anonimowa. I zamieszkała przez parę złowieszczych borsuków. Te jednak nie uznały gnoma za zagrożenie dla siebie, czy swoich młodych. Wszak gnomy i borsuki zwykle żyły w harmonii. Było w niej dość sucho (jak na wrzosowiska oczywiście). Stanica miała swój loszek nawet, ale czy włażenie tam po zmroku było rozsądne?

O lepszej kryjówce Louie nie mógł marzyć. Cały czas uważając by nie urazić gospodarzy obszedł stanicę, szukając bezpiecznego wejścia na jakiś punkt widokowy. Loszek kusił. Borsuki nie osiadły by tu gdyby wiedziały o czymś groźnym na dole. Otwarta była jedynie kwestia czy nie miały nór poniżej - nór której broniłyby aż do śmierci ( i to raczej jego własnej ).
Wejścia na górę nie było. Schody dawno przegniły. Można się co prawda było wdrapać, ale to wymagało umiejętności odpowiednich i groziło wypadkiem w przypadku potknięcia się.

Zniechęcony jeszcze raz obszedł dookoła ruiny, szukając jakichś pomocy, choćby dłuższej gałęzi czy mocniejszego pnącza. Tak jak przedtem przydałoby się astrolabium które zostawił, tak teraz brakowało mu liny. Która, jeżeli strażnica nie była zbyt stara, mogła się znajdować w piwniczce. Jednakże nie było tu dłuższych gałęzi, ani pnączy, a wiek wieży raczej świadczył o tym, że wszelkie liny już zgniły.

Borsuki... Nie tak dawno pomstował na brak jakiegokolwiek znaku od bóstw - i nagle był. Był jasny, był czytelny i był cholernie pomocny. Największe błogosławieństwo od upadku Silverymoon, gdzie cudem było że w ogóle przeżył. Podziękował więc tak jak umiał: napełnił niedużą nieckę krystalicznie czystą wodą, oczyścił ze złego zapasy które były na wierzchu. Zadbał o zwierzęta tak jak potrafił - a potrafił sporo. Już nawet nie chodziło o to że mogli to być jego najlepsi sojusznicy w nadchodzących dniach. Nów na niebie mówił to samo co co miało nadejść: o wzroście, o nadziejach, o tym co jeszcze mógł zrobić. Święte zwierzęta Wołającego Z ziemi, w samym nowiu. Czy był lepszy znak że postąpił słusznie? I bardziej oczywisty że powinien skierować się w dziedzinę, Segojana, w głąb ziemi?

Nie był jeszcze znużony, a po nagłym szczęściu roznosiła go energia. Zawsze był w gorącej wodzie kąpany, więc po kolejnym bezproduktywnym obejściu strażnicy zdecydował wejść do piwniczki jeszcze tej nocy - i tak sen obok nieznanego zagrożenia nie był rozsądną opcją. Jedyne co, to należycie się przygotował - odciążył się z bagaży, zostawiając sobie tylko bandolier z alchemią i broń. Przywołał swojego świetlistego kuzyna i ruszył za nim w głąb ruin.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 23-03-2017, 20:51   #64
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Schronienie gnoma było dalekie od ideału. Zapomniane ruiny były zapuszczone i niezbyt zdatne do dłuższego pomieszkiwania. Przynajmniej nie bez sporej ilości wysiłku włożonego w urządzenie je jakoś. Dwa złowieszcze borsuki zamieszkujące je, Louie mógł uznać za znak od boga ja i za sojusznika w walce z wszelkimi stworzeniami które zechciała by zająć ich obecną siedzibę. Ale póki co… nic poza tym. Gnomy i stworzenia takie jak borsuki łączyła pewna więź, z której nawet taki miastowy typ jak Louie zdawał sobie sprawę. A wrodzone talenty jego rasy pozwalały łatwiej się komunikować ze zwierzętami. Niemniej nie zmieniało to faktu, że oba borsuki były nadal dzikimi zwierzętami i uczynienie z nich sojuszników w boju wymagałoby od Louiego wiele pracy i cierpliwości. I czasu. Tak samo jak przysposobienie obecnego miejsca do swoich potrzeb. W podziemiach pod ruinami Louie znalazł kilka solidnych beczek (których zawartość jednak nie wytrzymała próby czasu), oraz nadal zdatną do użytku studnią. Pozostało jednak pomyśleć co dalej. Ruszać ku rzece, czy zostać tutaj na dłużej?


Mała druidka z małym misiem, czy może być coś słodszego? Nic dziwnego że dzieciaki łaziły za Zinbi i Puchatym wpatrzone jak sroki w gnat. Chciały karmić obu pupilków druidki, zapewne w celu utuczenia ich w okrągłe puchate kulki. Na co drudka nie mogła pozwolić. Wszak i Szary i Puchatek otrzymali swój udział w jedzeniu i Zinbi musiała pilnować by dzieciaki ich nie przekarmiły. I o ile Szary nieufnie podchodził do próbujących go karmić dzieciaków, to Puchatek bezczelnie korzystał ze statusu “maskotki”. A choć nie dał się głaskać, to karmić już tak.
Zinbi w wieży (choć po prawdzie do samej wieży nie wchodziła i wszystko jej musiał Yearan wyłożyć po wyjściu z niej) dowiedziała się, że część drużyny rusza jutro z rana do Nesme… pełnego zielonych, więc już wiedziała co będzie robić jutro. A dziś należało wrócić do menhirów i trochę tam posprzątać szykując się do odtworzenia samego kręgu. Wymagało to co prawda kilku druidów, ale… co za problem? Albo się ich znajdzie, albo wyszkoli paru. Wszak do wieży przybyła grupka ludzi. Może wśród nich znajdzie się jakiś kandydat na druida?


W wieży zrobiło się tłoczno. Ale też i wesoło… dzieci ganiały po budowli. Kobiety zabrały się z porządki, przy okazji robiąc wielkie pranie. Yearanowi do pomocy w kuchni trafiły się dwie młódki. A wieczorem wszyscy mogli nieco spocząć. A nawet zabawić się nieco.
Bowiem jeden z uciekinierów okazał się być wędrownym grajkiem. Co prawda nie bardem, ale muzykować potrafił. A uciekinierzy ciągle patrzący za swe plecy i niepewni jutra, skoro zyskali namiastkę domu, chcieli ten fakt jakoś celebrować. Więc zorganizowano protest potańcówkę u podstawy wieży. Radość i … kiedy ostatni raz dzielni awanturnicy mieli okazję po prostu się bawić?
Zapłonęły małe ogniska, zagrała muzyka, zaczęły się tańce. Na chwilę zapomniano o trudach i niebezpieczeństwach przyszłości.


Rankiem wyruszyły awanturnicy rozdzielili się. Yearan i Silke wraz z bliźniakami zostali na straży wieży i jej cywilnych mieszkańców. W sumie żadna ciężka robota, zważywszy że Harvek potwierdził to co mówił Yearan. Wieczna mgła otulająca wieżę zmyli każdego kto nigdy w niej nie był. Wielki Szary… ów troll, który grasował w okolicy nigdy do wieży nie podejdzie. Yearan zabrał się wraz z pomocnicami do wędzenia mięsiwa upolowanego i dlatego… potrzebował drewna. Bukowego, olchowego, dębowego najlepiej, ale każde inne drewno z drzew liściastych mogło się nadać.
-Dlatego Silke chciałbym, żebyś zebrała grupkę poszukiwawczą. Bliźniaki będą cię ochraniać. I jest tu paru silnych chłopów którzy pomogą ci przynieść gałęzie. Z Pogwizdem nie powinnaś mieć problemu ze znalezieniem drzew, które się nadadzą.- zaproponował Yearan młodej wiedźmie.- Wczoraj chyba zamieniłaś słowo z każdym z naszych gości. Więc nie powinnaś mieć problemu, by… zebrać paru pomocników. Zresztą który by odmówił tak ślicznemu uśmiechowi jak twój.
Yearan miał rację. Zwłaszcza, że Silke wiedziała do kogo się zwrócić w tej sprawie. Do Rusco.


Wyruszyli wczesnym rankiem. Nie dla wszystkich wygodna pora. Niemniej wiadomo było, że wcześniej wyruszą, tym więcej będą mieli czasu na miejscu. Harvek prowadził ich meandrami starych wyschniętych rzek, będących obecnie strumyczkami… choć to było dziwne w tym klimacie. Do czasu, gdy Harvek wyjaśnił że rzeki nie są wyschnięte, tylko jedynie przy wczesno-wiosennych roztopach wypełniają całkiem swe koryta. Przez pozostałe pory roku są zaś tymi drobnymi ciekami wodnymi. Harvek wydawał się dobrze znać okolice, ale czasem w tej wędrówce pomagała mu Jen wskazując charakterystyczne punkty, które on przegapił.

I w końcu dotarli do Nesme. Miasto położone po obu stronach rzeki, składało się ze zrujnowanego zamku i równie zrujnowanych murach okalających miasteczko. W środku miasta były małe kamienne domki o lekko pochyłych dachach porośniętych czymś zielonym. Całe Nesme wyglądało jak po przejściu kataklizmu i w pewnym sensie była to prawda. Mury były przebite w dwóch miejscach głazami, a orki odciągały od miasta olbrzymie truchło giganta wzgórzowego. Samych orków w Nesme było sporo… może nawet dwie trzy setki. Dlatego zapewne czuli się tu bezpiecznie i nie byli zbyt czujni, pozwalając ludziom i nieludziom wychodzić i wchodzić przez bramę. Przy samym wejściu do miasta były zbudowane prymitywne olbrzymie zagrody w których przetrzymywano dziesiątki koni, oraz dyby w których trzymano ledwie kilkunastu niewolników… a może więźniów? Raczej więźniów sądząc po stanie w jakim się znajdowali. Niewolników wszak traktuje się na tyle dobrze, by był z nich jakiś pożytek. Nieszczęśnicy w dybach zaś, byli wyraźnie poturbowani i głodzeni. Zapewne znajdowali się w nich po to, by pokazać reszcie mieszkańców jak kończą buntownicy.

- Jeśli nie będziemy się afiszować z bronią powinniśmy bez problemu dostać się do miasta.- ocenił leżący na pobliskim wzgórzu Harvek i obserwujący wraz z resztą drużyny miasto. Nie zostali zauważeni co tylko świadczyło o tym, jak pewnie orki czują się w Nesme. Z drugiej strony jakie stanowili zagrożenie, skoro tutejsi walczyli z olbrzymami.
- Moja propozycja, to wejście do miasta przez którąś z niezałatanych dziur w murze.- zaproponował Harvek. Miał trochę racji, bo orki niespecjalnie się przykładały do patrolowania murów. Dyscyplina nigdy nie była mocną stroną zielonoskórych.- A co wy proponujecie?-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-03-2017 o 11:52. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 02-04-2017, 16:09   #65
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Louie skierował przywołane światło w głąb studni; piwniczka jak na razie wydawała się bezpieczna, ale jeżeli od szybu odbijały jakieś boczne korytarze...mogła jednak taka nie być. Nie było takich… korytarzy. To była zwykła piwnica, co miało sens, zważywszy że same ruiny rozległe nie były. Ale jednak lepiej było być pewnym - i bezpiecznym.

Wciąż nie wiedział jak daleko od Nesme jest; bez wejścia na górę nie mógł tego lepiej oszacować, a wejście na górę bez lin - czy czegokolwiek...beczki. Beczki mogły posłużyć za prowizoryczne schody. I może nawet lepiej że były puste, bo pełnych by nijak nie wtaszczył. Potem dotarło do niego jak chybotliwa byłaby taka konstrukcja. Rozmontowanie beczek i przerobienie ich na materiał wzmacniający zajęłoby cały dzień. To nie tak że nie miał mikstury która rozwiązywała problem od ręki. Ale był to zasób… deficytowy. Nieodtwarzalny. Rozebrał się więc z pancerza i innych niewygodnych elementów i metodą prób i błędów zaczął wchodzić od najłatwiejszej strony - rogu między wieżą a popękanymi resztkami muru. Zwłaszcza że być może już stamtąd dostanie zadowalający widok.
Nie była to niestety wysoka wieża. I choć z początku to był plus … bo pierwsza próba zakończyła się upadkiem i ubiciem pleców. To gdy wyszedł na górę, to jedyne co interesującego dostrzegł to niebieski kolor między wzgórzami świadczący o tym, że w dzień lub półtora dotarłby stąd do rzeki. Dużo wysiłku podjął i dużo czasu stracił. Zmierzch powoli zaczął zapadać nad jego siedzibą dodatkowo utrudniając obserwację.
Śpiewne zaklęcie złagodziło ból stłuczeń i gnom z niepokojem wyglądał zza resztek ściany. Martwił go brak dymu z Nesme; liczył że choć tyle stąd zobaczy. Dalej nie wiedział czy jest w dół czy w górę rzeki od tej osady. Coraz dotkliwiej też odczuwał potrzebę towarzystwa. Przez dłuższą chwilę rozglądał się ze i po szczycie wieży, tym razem szukając ciekawostek znacznie bliższych. Księżyc był w nowiu, więc nie zapowiadał zbyt wiele światła. Bez punktu odniesienia, choćby oświetlonej wieży musiałby maszerować na wyczucie. W końcu zdecydował się zejść na dół.

Porzucił pomysł tułania się po omacku po podmokłych wrzosowiskach. Dał sobie spokój z szukaniem kwiatów i ziół, z poprawianiem pasków i sznurków. Po prostu walnął się do jamy i zasnął snem sprawiedliwego.





Poranny rozruch przywrócił życie w ciało gnoma. To nie tak że przestał być skostniały, głodny i sam na środku bezkresnych wrzosowisk - po prostu wróciła myśl że wciąż może się to zmienić. Zaczynając od śniadania. Wspólnego.

Przez dłuższą chwilę nabiegał się za drobną
zanętą na borsuki. Znalezione korzonki i robale czy marchewka z jego zapasów powinny się nadać.. Miał do nich parę pytań, a może i większą sprawę. Ale znał swoje ograniczenia, więc zaczął standardowo: od zanęty i hałasów żeby wyjrzały co się dzieje. Przez chwilę oceniał ich zachowanie, mierząc swoje siły na zamiary: potrzebował obrońcy, a borsuk tego rozmiaru definitywnie mógł spełnić tę rolę. W końcu zdecydował że to właściwy moment na użycie daru swojej rasy

- Kim jestem? - zapytał samca, prawie pięciusetfuntowego borsuka o zębach większych od psich.
- Dwunóg… mały dwunóg.- ocenił borsuk przyglądając się Louiemu.
- Zwykły dwunóg, jak wszystkie inne? Widziałeś inne? Dawno?- Louie na chwilę porzucił swój plan rozmowy. Upraszczał pytania do języka borsuków.- Zimy temu?- odparł z trudem borsuk.
- A kogo tu widujesz? Kogo można spotkać tam? - gnom wskazał ręką w kierunku rzeki.
- Nie wiem… wilcze terytorium. Wilki.- ocenił borsuk.
- Potrafiłbyś przez nie przejść? - najwyraźniej potrafił przetworzyć jedno pytanie naraz. Wataha wilków była znacznie szybsza od gnoma, polowała dniem i nocą, no nawet gdyby je ominął, zawsze mogły go wytropić węchem. Sytuacja wyglądała raczej słabo, przynajmniej dopóki nie znalazł sojuszników. Borsuk mógł być jednym...ale zawsze mógł zaryzykować i wrócić do tubylców.
- Nie. - stwierdził krótko borsuk.
- A co możesz powiedzieć o okolicy? - plan gnoma poszedł do Dziewięciu Piekieł, więc potrzebował informacji. A może po prostu rozmowy, choćby ze zwierzęciem.
- Jest… płaska… jest jedzenie i woda… jest bezpiecznie w norach.- borsuk z trudem, ale jednak odpowiedział na pytanie gnoma, na tyle na ile mógł.
- Jest tu jakiś wędrujący borsuk ? Polujący? Ktoś kto ze mną pójdzie?-
- Nie? - spytał lub stwierdził borsuk.
- Dziękuję - bądź co bądź, zwierzęta chyba rozumiały wdzięczność - Na pewno nie mogę nic dla was zrobić zanim odejdę? -
Borsuki przyglądały mu się skonfundowane… znowu padło pytanie przekraczające ich możliwości intelektualne.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 25-04-2017 o 22:37.
TomBurgle jest offline  
Stary 05-04-2017, 20:01   #66
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
„No żesz kurwa ja pierdole…” pomyślała Zinbi widząc, że podczas ich nieobecności zawitała do wieży fala ludzkich uchodźców. Mały miś fukał ostrzegawczo, kręcąc noskiem w powietrzu. Wyraźnie szykując się do ataku na dziwnie pachnącego wroga, biegającego z krzykiem po polu.
Druidka złożyła dłonie w kilka prostych gestów, po czym położyła rękę na głowie Puchatego, odzywając się do niego cichym pomrukiem.
- To nie są wrogowie
- Nie wrogowie? - zaciekawił się niedźwiadek, oglądając na starszą siostrę.
- To obcy… ale nie źli… - wytłumaczyła mu zielonowłosa.
- Ale śmierdzą jak wrogowie… i zachowują się jak wrogowie… - odparł rezolutnie misio, siadając na tylnych łapkach i obserwując biegające pod wieżą dzieci.
- Śmierdzą, bo nie są z naturalnego lasu… ale to ludzkie młode… niektóre są w twoim wieku.
- To skąd są? - Puchaty przekręcił łebek, by podrapać się po uchu.
Gnomka wskazała palcem na wieżę, cierpliwie odpowiadając. - Z miasta… lasu budynków z kamienia i drewna… złe miejsce dla nas niedźwiedzi…
- Złe - powtórzył miś, trącając nosem dłoń Poziomki, domagając się pieszczoty. - A skąd wiesz, że to młode? Wyglądają jak stare… są duże jak ty!
-To ludzie, ich młode rodzą się malutkie… a później rosną wysoko do nieba.
- Do nieba? Nie lubię nieba… wolę las. - Mówiąc to ruszył powoli pod wieżę, a tuż za nim złowieszczy wilczur i malutka druidka.

***

Po pogonieniu rozbestwionych szczawiów spod okolic swojego namiotu, Zinbi zabrała się za karmienie swoich podopiecznych. Puchaty uparł się zjeść jelenia, toteż gnomce nie pozostało nic innego jak wywabienie Grama z kamiennych czeluści, które NA PEWNO zawalą się na jej głowę, gdy tylko przekroczy ich próg.
Krasnolud wraz z kamratami przytachał połowę rogatego alfy, pomagając kobietce przerąbać go na dwie ćwiartki.
Szaremu dostał się zad i żeberka. Niedźwiadek miał łopatkę i szyję, specjalnie pokrojoną na mniejsze części w grubych kościach, co by ułatwić mu przenoszenie i zakopywanie posiłku.
Czworonoga ferajna rozeszła się każde w swoim kierunku, zajmując swoimi zdobyczami.
Druidka uprzątnęła okolice swojego obozu, przy okazji zbierając ziół na różne dolegliwości. Kto wie co będzie potrzebne przy takiej ilości śmierdzących mieszczuchów. Zaraz których dostanie sraczki, inny kataru, a kolejny wysypki na klejnotach i w te pędy ruszą do niej pielgrzymką, prosząc o ratunek i diagnozę.
Gdy dzieciaki zostały zawołane na posiłek, Zinbi po raz pierwszy od dwóch dni, oddała się medytacjom. W samą porę… bo gdy tylko bachory się obżarły, ponownie wybiegły na zewnątrz, szukając rozrywek.

***

- O wy pieruny przebrzydłe, czarty piekielne i stonko ziemniaczana razem wzięteeee! - Zinbi wymachiwała dzidą niczym maczugą, ganiając po polu rozbestwione, niczym dziadowski bicz, dzieciaki, które tak nafaszerowały małego niedźwiadka skórkami chleba oraz suszoną dziczyzną, że ten dwa razy jej się zerzygał. Raz przed namiotem… a drugi, już niestety, w.
- Jak was kurwie złapie to tak zleje, że was własna matka nie pozna!!! - odgrażała się butnie, a wesoło hasający obok niej niedźwiadek, wtórował jej głośnymi powarkiwaniami.
Niestety dzieciaki były szybsze od gnomki i rezolutnie oddaliły się na bezpieczną odległość. Wojna nauczyła ich czujności i unikania zagrożenia, ale egzotyczna postać jaką była gnomka z jej zwierzakami była zbyt dużą atrakcją aby ją zignorować. Toteż dzieciarnia obserwowała małą gnomkę i jej dwójkę czworonożnych podopiecznych.
Po trzecim kółeczku wokół budynku, zielonowłosa machnęła ręką na rozwydrzone smarkacze.
- Żeby było mnie to ostatni raz takie karmienie! Bo następnym razem pójdę po rozum do głowy i pogonie was magią! - Zinbi tupnęła nóżką, zadzierając nosa i starając się wyglądać na groźniejszą niźli była… zważywszy, że Puchaty zaczął ciamkać jednego z jej warkoczy i prowadzić ją jak na postronku.
Oboje wrócili do namiotu, przy którym spał, nakryty ogonem, wilczur. Miś zaraz koło niego pacnął i z głośnym westchnieniem zapadł w dziecięcą drzemkę.
Druidka zaś zabrała się za sprzątanie wyplutych i lekko nadtrawionych resztek jedzenia.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 23-04-2017, 19:55   #67
 
fujiyamama's Avatar
 
Reputacja: 1 fujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputację
Silke patrzyła na scenę z udziałem Jentrany i Harveka z rozbawieniem doprawionym leciuteńką domieszką zażenowania. Była zmęczona po długim spacerze z Półelfką oraz udzielaniem pomocy przybyszom. Zdążyło jej się już obić o uszy, że uchodźcy planują urządzić wieczorem zabawę, dlatego postanowiła teraz zdrzemnąć się, by później móc uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach. To pomyślawszy skinęła głową na Pogwizda, po czym udała się na górę do swojej komnaty.
Niestety jej łóżko zostało już zajęte przez jedną z uchodźczyń. Młodą rudowłosą dziewczynę z …rogami. Siedząc na łóżku przyglądała się podejrzliwym i nieco przestraszonym spojrzeniem Silke, jakby młoda wiedźma była jakimś potworem.
- Nie no, tylko tego brakowało…- dla Silke ten dzień mógłby się już po prostu skończyć. Czarownica otaksowała diabelstwo wzrokiem po czym rzekła - Co sprawiło, że pomyślałaś że możesz ot tak skorzystać z mojego łóżka?
-A skąd wiesz, że to twoje…- dziewczynka skupiła się przyglądając nieufnie Silke.-Zamierzasz mnie przegnać, jak reszta?
- To się jeszcze okaże- odparła Silke ściskając szamoczącego się ze strachu Pogwizda. Oprócz furkotania skrzydeł słychać było pojedyncze kraknięcia, z których można było poskładać takie słowa jak “bestia”, “Podmrok” czy “przeklęte dzieci nowiu” - Mów szybko kim jesteś i skąd się tu wzięłaś. Żadnych wykrętów- spytała Silke starając się wyglądać jak tylko umiała najgroźniej.
- Przyszłam ze wszystkimi… Harvek mnie zabrał ze wsi, którą orki spaliły…- pisneła przerażona dziewczynka kuląc się bardziej.
- Imię? - dopytała Silke w inkwizytorskim stylu, choć wewnątrz coś w niej zaczynało pękać. Intruz, który zajął jej łóżko był ostatecznie… tylko wylęknionym dzieckiem.
-R-r-r- Rhylda z Czarnogórza. Rogata Rhylda.- wydukała nerwow dziewczynka.
Silke wypuściła ciężko powietrze i usiadła na łóżku obok dziecka. Dziewczynka miała rogi - tak, i co z tego? Wiedźma wyczuwała dokładnie opinię Pogwizda na temat nowej lokatorki - ptak paranoik uznał ją już za bestię zesłaną, by pokrzyżować duetowi plany. Jakie znowu plany…- zaśmiała się w duchu Silke… Nic nie wskazywało na to, by miała okazać się jakkolwiek bardziej groźna od wiszącego niepokojąco niepewnie pod sufitem żyrandola. Zdobyła się na uśmiech i zwróciła ponownie do małej - Jeśli chcesz, możesz zostać w moim pokoju. Nie bój się - po czym sprawiła, by jej kosmyki zwinęły się w czarodziejskie postronki i pogładziła nimi dziewczynkę po buzi, by ją rozweselić.
Z początku chciała uciec od dłoni Silke, ale ostatecznie pozwoliła się pogłaskać z szerokim uśmiechem.-A mąż.. twój pani pozwoli obcemu dziecku przeszkadzać?
- Mąż? - czarownica popatrzyła na diablątko zdumionym wzrokiem - A co, ja ci przeszkadzam?
- Nie… tylko młode ładne niewiasty, długo nie zostają same. No chyba że są młodymi wdowami, takimi jak matula. Wdowami z rogatą córką. A pani... jest młoda i ładna, to pewnie wielbiciel albo mąż jest.- wyjaśniła pospiesznie Rhylda czerwieniąc się niczym burak.
- A twoja mama… Jest tutaj? - spytała Silke coraz bardziej zainteresowana losem dziewczynki.
-Nie. Mama zginęła gdy przyszły orki.- wyjaśniła markotnie Rhylda odruchowo tuląc się do Silke jakby szukając u niej pocieszenia.
Czarownicy nie zostało nic innego jak przytulić dziewczynkę i pozwolić jej położyć głowę na swoich kolanach. Nie miała żadnego doświadczenia z dziećmi - sama była najmłodsza z czwórki rodzeństwa, zazwyczaj to ją tulono i pocieszano. Nie minęła chwila i Silke zorientowała się, że Rhylda… śpi. Dziewczyna oparła się zatem ostrożnie plecami o ścianę i obie zasnęły razem.
 
fujiyamama jest offline  
Stary 25-04-2017, 12:43   #68
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Przez całą naradę Eryk miał ochotę wypytywać Harveka. Chciał wiedzieć cokolwiek o sytuacji w Marchiach poza domysłem, że wszystko już jest podbite. Wstrzymywał się tylko dlatego, że nie chciał zmieniać pilniejszego tematu. Wreszcie, gdy była wolniejsza chwila, Eryk podszedł do Harfiarza i zagadnął:
- Dokąd właściwie prowadzą portale, do których masz klucze?
-Ten do Grzbietu Świata mam ja. Adbar również jest w moim ręku. Ten który prowadzi do Everlund… jest ukryty w Nesme.- wyjaśnił Harfiarz.
Eryk wyraźnie ożywił się na wieść o portalu do Everlund.
- Jeden z portali prowadzi do Everlund? Wiesz, i tak zamierzałem iść pomóc, bo siedząc tu bezczynnie bym chyba oszalał, ale… Możemy jakoś odzyskać ten klucz? Sądzę, że Harfiarzom przyda się każdy możliwy portal… w końcu nie bez powodu został on w tej wieży zbudowany, nieprawdaż? - próbował przekonywać zaklinacz.
-Nie znam powodów dla których te portale powstały. Nie znam przeszłości tego zamku pod którym je stworzono. A co do klucza… to tak… łatwo jest go odzyskać.- potwierdził Harfiarz.- Przynajmniej taką mam nadzieję.
- Zrobię, co się da, żeby pomóc. A tymi samymi portalami można wrócić do wieży, czy są jednokierunkowe?
-Działają w obie strony, ale otworzyć można je tylko z wieży.- wyjaśnił Harvek.
- Rozumiem więc, że jedyna możliwość powrotu portalem to wcześniejsze umówienie się z kimś pozostającym w wieży i mającym klucz na dokładny czas otwarcia? - upewnił się Eryk.
-Dokładnie.- wyjaśnił Harvek.
- Rozumiem… - magik w zamyśleniu pokiwał głową. - Mam jeszcze parę innych pytań. Masz jakiekolwiek wieści o sytuacji ogólnej w Marchiach? Domyślam się, że miasta są popodbijane, ale wiesz może cokolwiek więcej, o czym warto by wiedzieć?
- Marchie są podbite prawie całe ponoć. Mirabar albo się broni, albo złożył hołd lenny. Adbar zdradził Marchie i broni się jeszcze, ale nie ma co liczyć na pomoc od tych krasnoludów. Poza tym wszędzie orki i żadne królestwo nie ruszy Marchiom na pomoc. Albo liczą na własne zyski, albo… wolą chronić własne zadki.- wzruszył ramionami Harvek.-Jesteśmy sami. A Silverymoon to teraz Obouldgorth. Stolica nowego królestwa.
Eryk znów się zamyślił, lecz postanowił na razie nie komentować usłyszanych słów. Postanowił zmienić temat.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie, nie jest pilne, ale zdaje się, że chwilowo mamy czas… Yearan wspominał, że lady Alustriel nie chciała widzieć na swoich ziemiach siedzib obcych organizacji po incydencie z jakąś wieżą… Powiesz o tym coś więcej?
I… tymi słowami Eryk metaforycznie smagnął biczem po twarzy Harveka. Bo taką minę właśnie zrobił Harfiarz słysząc jego wypowiedź.
-Cóż… Tym incydentem był rozłam wśród Harfiarzy Srebrnych Marchii.- zaczął niechętnie Harvek.-Część z nich sabotowała wysiłek Srebrnych Marchii mający na celu pozyskanie nowego oręża w walce z orkami. Nic dziwnego że po nim… Harfiarze utracili zaufanie sygnatariuszy paktu jakimi były Marchie.
Eryk zmarszczył brwi.
- I jak to się skończyło? Wiesz, może nie powinienem pytać, ale nie chcę trafić na Harfiarza rozłamowca i uznać takiego za godnego zaufania, bo w końcu Harfiarz…
-Księżycowe Gwiazdy nie uważają się za Harfiarzy i nie ma ich Marchiach- odparł krótko Harvek.-A Dru… dotarła ze swą bronią do Silverymoon i udało się z pomocą jej geniuszu odeprzeć orki wtedy.
- Rozumiem. Dzięki za wszystkie informacje. Wracając do spraw pilniejszych, pomogę jak mogę w sprawie wypadu do Nesme. I liczę też na to, że będziemy mogli zdobyć ten klucz do portalu. Nie wiadomo, kiedy może się przydać.
-Oby pomoc nie była potrzebna.- stwierdził w zamyśleniu Harvek.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 25-04-2017, 12:49   #69
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację


Ludzie w końcu byli bezpieczni i chcieli się bawić. Nawet alkohol się znalazł. Kwaśne krasnoludzkie piwo. Dla “koneserów” tego typu trunków.
Bliźniacy częstowali nim każdego kto chciał, a chciało wielu…
- No panienko… ty i twoja przyjaciółeczka chcecie się napić? - zapytał wesoło jeden z bliźniaków, a drugi szepnął mu.-Dyć zgłupiał, to dziecko przecie.
- Aaaa po czym poznajesz. Przeca wysokie… może podlotek? - burknął pierwszy.
- Silke daj, a małej wpierw rozcieńczyć trzeba. - dodał drugi bliźniak.
- Piwo… rozcieńczać. Toż to zbrodnia prawdziwa. To jakby złoty piasek do rzeki wrzucać. - jęknął pierwszy. A mała Rhylda chichotała słysząc ich rozmowę.
- Hej, hej, pomału… - zainterweniowała Silke na widok krasnoludów gotowych polać mocnego piwska dziewczynce - Ty, młoda damo, nie pijesz z nami. Młodość to nie czas na głupoty… a na rozwijanie swoich zdolności! Na odkrywanie siebie! - wiedźmie zaszumiało lekko w głowie i przybrała mentorski ton, choć jej samej niedawno spełniło się dopiero dziewiętnaście wiosen - Co właściwie lubisz robić Rhyldo? Masz jakieś… zdolności?
- Potrafię otoczyć się ciemnością. - rzekła po chwili namysłu dziewczyna.- I zajmowałam się zwierzętami w gospodzie. I trochę śpiewałam. I nauczyłam się grać w karty od pewnego gnoma i… jak chować karty złe, wyciągać dobre.
- Czyli szulerki? O… te małe kanciarze są w tym dobre. - rzekł jeden z bliźniaków.

Moira słuchała ich siedząc na jakimś głazie nieco z boku popijając ohydne piwsko. Och, jakże tęskniła za winem ze swojej winnicy… Za wszystkim w zasadzie. Mimo że przez ostatnie dni i tygodnie starała się brać wszystko lekko, żyć z dnia na dzień i korzystać z tego, co los jej dał (teraz to głównie życie i resztki dobytku), to miała wrażenie, że ten dzień spokoju w bezpiecznej wieży wyssał z niej resztki energii. Obecność Harveka niewiele zmieniła; widać było, że harfiarz przyzwyczajony jest działać z pojedynkę i od nich oczekuje tego samego. Razem, ale osobno. Czy nie właśnie takie myślenie pogrążyło Marchie?
Wdowa westchnęła i pociągnęła kwaśnego sikacza. Dziś się upije, a o jutrze… pomyśli jutro.
 
Sayane jest offline  
Stary 25-04-2017, 14:44   #70
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Graaam! Gram ty tłusta, ruda beko, napij sie ze mno! - Zinbi z butelką w rękach dopadła z prawej strony rosłego krasnoluda, a mały miś z lewej, ciamkając go w sękatą dłoń. - Niedługo poleziesz se w piździec i z kim ja będe chlać… same tu smarki i wąskodupce - poskarżyła się druidka wychylając porządnego łyka whisky, podając manierkę mężczyźnie.
- Pewna jesteś… że mnie przepijesz? - zaśmiał się krasnolud podejmując wezwanie druidki. - Zobaczysz… ululam cię do pijackiego snu.
- Ha! Gnomy też potrafią pić! My nie elfy co padają od samego otwarcia beczki z winem - pogroziła palcem krasnoludowi, odrzucając na plecy zielone warkocze. - Piłeś ty kiedyś z tymi chuderlawcami?
- Te anemiczne tyczki padają jak muchy...- zarechotał Gram. - na sam zapach czegoś mocniejszego niż cienkie wino.
- O to, to! Święte słowa, nawet gdy byłam smarkata to ich przepijałam… a przecie gówniarz taki i mały w dodatku - Zinbi pokręciła głową na wspomnienia. - Ale z satyrami można się napić… ci to mają łeb i jeszcze grać i tańczyć potrafio, choć mają słabość do słodkiego… jak baby - mruknęła, bekając głośno. Mały miś żuł dłoń krasnoluda, zachęcając go do zapasów.
- Z satyrami nie piłem, acz… ty do jaskiń chodzisz? - zapytał krasnolud.
- Głupie pytanie! - żachnęła się druidka. - My niedźwiedzie żyjemy w jaskiniach! - odparła dumnie, a Puchaty na znajome słowo zamlaskał głośniej.
- To łyse gnomy widziałaś kiedyś? - spytał zaciekawiony Gram.
- eeE? - Zinbi przyjrzała się Gramowi z dozą zakłopotania pomieszaną z zachowawczym dystansem. -Nie miałam za wiele okazji do przebywania z dwunogami… odkąd pamiętam matka trzymała mnie z dala od humanoidów, którzy nie byli powiązani z Naturą. No i żoden normalny człek nie zbliżał się do wielkiej niedźwiedzicy z młodymi! - Gnomka wychyliła flaszkę, po czym podała ją krasnoludowi. -Kim są łyse gnomy?
- Swiii.. Sviifrlub.. swiurbel... jakoś tak. - Gram poddał się po chwili i łyknął z gwinta.- Łyse szare gnomy, take mniejsze i chowające się w ciemnościach. Warzą tak mocne trunki, że jeden łyk stawia na baczność wszystkie włosy w mojej brodzie. - wyjaśnił łaskawie Gram. - Są blisko natury i... żywiołu ziemi.
-OOoo… - zadumała się zielonowłosa. - OOOOOooo! Są tak dobre? - oczywiście mówiła o trunkach, do których miała niebywałą słabość. W końcu… zaciągnęła się do wojaka tylko dlatego, że dali jej darmową flachę… a nawet dwie. - Pod ziemią… a głęboko? Może… może pójdę kiedyś ich poszukać, jak uporam się z zarazą.
- Znaczy z zielonymi? Dużo tu ich. - zamyślił się Gram popijając znów.
- Kurwie pierdolone… suczesyny zajebane w dupę mać! - fuknęła groźnie, wyrywając mężczyźnie butelkę by się napić na uspokojenie. - Gorszej plagi nie mogli na nas zesłać bogowie, stonka ziemniaczana, buraki… brukwie, wychłopki! Nie psuj mnie tu atmosfery bo cie siekne dzidą! - Jak na zawołanie, rozejrzała się dookoła, ale nigdzie nie mogła znaleźć swojej broni, więc tylko wzruszyła ramionami.
- Doooobra… to o czym pogadasz… Nie rzekłaś kto wedle ciebie robi najlepszy bimber. - przypomniał Gram.
- Hmmm, hmmmm, hmmm trudna sprawa - zawyrokowała w zamyśleniu. - Jeśli chodzi o słodycz i bukiet smakowy to niestety wąskodupce są w tym dobre, ale taki trunek nawet nie połaskocze w gardło - sprostowała szybko, oglądając się na krasnoluda. - Ale… moc. Hmmm. Jak sie uczyłam na druida… miałam w kręgu krasnoluda jednego, jak on machniął bimber z dzikiej gruszy, pustynnego anyżu i korzenia… tego… e… tajemnica zawodowa. To mnie na dwa dni sparaliżowało. Nigdy więcej lepszego trunku nie piłam.
- Czarnodupce szpiczastouche robią takie pikantne winko… o dużej mocy. Coś wyjątkowego. I ciężkiego do zdobycia, bo trzeba najechać ich posterunek. - wyjaśnił Gram z uśmiechem na twarzy i miną konesera.
- Chodzi ci… że… o te drowie kurwy? - spytała konspiracyjnym szeptem, rozglądając na boki.
- Taaa… drowy… Gnidy i zakały podziemi, ale winko robią takie mocne że kopie w czerep i pali w ustach. - potwierdził Gram.
- O… napiłabym się - skwitowała w zamyśleniu gnomka, wlepiając trochę przytępe spojrzenie w ogień. - Tylko żeśmy wychlali tom co znalazła przy trupach…
- W Mithrilowej Hali, tam byś miała co pić. Ale tu… posucha prawdziwa. - westchnął smętnie Gram.
- Mam jeszcze pół litra miodu… zrobiłam se druidzką sztuczką, bo wody nie lubie… - Zinbi zamknęła pustą flaszkę i zatknęła ją za zapaskę, ruszając lekko chwiejnym krokiem do namiotu w którym koczowała.
Po kilku minutach wróciła z czkawką i katarem, pokazując zwycięskim gestem na manierkę. - Na bezrybiu i rak ryba… więc nie narzekaj bo w dziób zarobisz - zarechotała, wręczając krasnoludowi napitek. - Długo planujecie w tej Hali przebywać? To znaczy eee wy tam mieszkacie czy co właściwie robicie? - Gnomka podrapała się po głowie, ściągając brwi w skupieniu, starając sobie przypomnieć zasłyszane informacje podczas licznych tułaczek po lasach, ale jak na złość niczego nie pamiętała… bo i nigdy krasnali nie słuchała.
- Ja? Tylko ją wyzwolę i wracam na powierzchnię. Źle się strzela w jaskiniach. Echo straszliwe… dlatego wrócę z powrotem na górę - wyjaśnił Gram po posmakowaniu wytworu druidki. - Mithrilowa Sala to wielka twierdza w której mieszkają i żyją dziesiątki… nie… setki… nie… tysiące… znaczy żyły zanim przyleciał smok. Teraz są tylko setki. Odbudowywaliśmy ją.
- Oooo smok… cholerne stonki, zżerają wszystko, srają gdzie popadnie i jeszcze uparte jak osły… nie przegadasz takiego, a przecie to tylko jaszczurka ze skrzydełkami… no trochę większa taka... - Zinbi napiła się po krasnoludzie, wyraźnie coś wspominając.
- My ze smokiem nie gadalim. Ubilim go. - mruknął Gram drapiąc się po łysinie. - Właściwie to król ubił.
- No i tak też można… - przyznała rację wojownikowi, wyrywając się z zamyślenia, po czym spojrzała na manierkę z wyraźnym zrezygnowaniem… - No upić się tym to nam nie uda… - rozejrzała się po zebranych, oceniając ich stopień rozrywkowego “rozerwania” i z przykrością stwierdziła, że chyba tylko ich dwójka była w dobrym kierunku ku dobrej zabawie.
W większości przypadków bowiem zabawa odbywała się w miarę na trzeźwo. Oczywiście mierząc to “standardami” Zinbi i Grama.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172