Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2018, 10:43   #111
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację

Sulim starannie zakopał rysia, po czym pomógł spalić szczątki Kelocha. Zmówił jeszcze raz na koniec ogólne modły. Oby natura wybaczyła mu ten występek. Złe uczynki lubiły powracać, coś mogło napsocić Sulimowi w lesie. Druid o tym nie zapomni.
Pracę z pochówkiem skończyli w samą porę przed przybyciem reszty kompanii, Sulim wyrównał ziemię na grobie rysia i pomógł trawie na nowo wyrosnąć w tym miejscu, nie idealnie co prawda, ale nie rzucało się to szczególnie w oczy. Siedział przez cały wieczór w pobliżu ze swoim niedźwiedziem, co skutecznie odstraszało niechcianych ciekawskich. Dosyć szybko zasnął, ale też wcześnie wstał. Chwile przed wschodem słońca. Chciał pójść do lasu, ale nie sam. Niektórzy również zaczęli się budzić, ale Sulimowi zależało, żeby potowarzyszył mu Kharrick. Postanowił go obudzić.

Sulim obudził Kharricka, który poturbowany wczoraj przez rysia nie wstał tak wcześnie jak zazwyczaj.
- Wstawaj, śpiochu, Sulim potrzebuje pomocy w lesie… I chce porozmawiać - dodał po chwili.
Złodziej raptownie otworzył oczy patrząc zdezorientowanym wzrokiem.
- Co? Co? A, dobra… już - wygramolił się niezgrabnie spod swojej derki. Przecierając twarz spojrzał na jaśniejące niebo i opuścił głowę spoglądając na krasnoluda.
- Poważnie? Co ja ci w tym lesie mam pomóc? - zapytał zrezygnowany. Nie oponował przed tym aby druid go za sobą ciągnął.
- Sulim chce sprawdzić te ślady, które wczoraj Sulimowi pokazałeś. I przy okazji zastawić jakieś sidła i zebrać coś przydatnego. Sulimowi wydaje się, że są to ślady małych goblinów, może koboldów. Łatwo wytropimy, skąd się biorą i przekażemy reszcie.
Kharrick powoli pokiwał głową w zrozumieniu.
Druid ruszył w las, zostawiając z tyłu powoli wybudzające się obozowisko. Przez dłuższą chwilę milczał, idąc tropem. Gdy ten nie sprawiał już większych problemów w śledzeniu, rzekł cicho:
- Sulim zauważył coś dziwnego… Kharrick się zmienił - dodał zdawkowo.
Złodziej wciągnął raptownie powietrze. Sięgnął do twarzy zaraz drapiąc się po brodzie.
- No wiesz, nie żebyśmy się znali długo, ale to nie są dla mnie najlżejsze warunki. To normalne, że mogę… zachowywać się inaczej.
Zmierzył druida spojrzeniem szukając wskazówek co wie.
- Nie, nie - pokręcił głową krasnolud. - Chodzi Sulimowi o wygląd, a nie zachowanie. Sulim zauważył coś dziwnego, kiedy cię opatrywał. Jakby twoja twarz… się zmieniła.
Kharrick oblizał usta i rozejrzał się dookoła.
- Zmieniła? Jak? Nie rozumiem. Co się stało?
- Umm, masz inny kolor oczu, wcześniej, Sulim jest tego pewien, były szare, a teraz czarne…
Kharrick zbladł. Jego dłoń przesunęła się do oka. Nie miał lustra, nie mógł sprawdzić.
- A więc zaczyna się - szepnął do siebie w przerażeniu. - Ja… słuchaj. Nie wiem czy reszta zauważyła… ale chciałbym abyś trzymał to w tajemnicy.
- Sulim potrafi dochować tajemnicy. Nigdy nikomu nie wyjawił, że w młodości jego mamusia podczas wyjazdów tatusia… - zaczął dosyć swawolnie, zapominając na chwilę o powadze sytuacji, w porę jednak się opamiętał. - Sulim chętnie wysłucha i zachowa dla siebie. A jeśli będzie w stanie to pomoże.
Złodziej nie był w stanie nie uśmiechnąć się na wspomnienie “mamusi i wyjazdów tatusia”. Jednak wahał się aby powiedzieć coś więcej. W końcu kiwnął głową na wspierające słowa druida.
- No bo widzisz… ja… różne rzeczy w życiu robiłem. Nie ze wszystkich jestem zadowolony. Problem w tym, że doczekałem się też konsekwencji swoich akcji. Podczas… napadu na chatę pewnej kobiety khm… rzuciła na mnie klątwę. Była wiedźmą. Nie słyszałem dokładnie co mówiła, ale zdaje się że coś wspominała o potworze..? Zmianie? Nie wiem. Nie znam się na tym. Wyciągali mnie stamtąd. Ogień huczał. Bajzel był.
Złodziej jeszcze raz odchrząknął zastanawiając się jak dobrotliwy druid zareaguje na jego wątpliwą przeszłość. Krasnolud wyczuł, że opowieść Kharricka nie była szczera.
- Sulimowi wydaje się, że Kharrick coś umyślnie pominął. Ale Sulim nie będzie drążył. Kharrick opowie, kiedy będzie gotowy. A teraz… pora zastawić sidła na króliki.

 
Jacques69 jest offline  
Stary 04-10-2018, 17:08   #112
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Lepperov tego wieczora zamierzał się udzielać. Zaczął od uroczej Rhyny. Miał plan, chciał ją namówić do tego aby podniosła ludzi na duchu. Jego słowa niczym ziarno nie padły na żyzną ziemię. Młoda akolitka kompletnie nie zrozumiała intencji złodzieja. Kiedy jemu chodziło o zwykłe rozmowy, może modlitwy, przy ognisku to akotlika myślała tylko o potrzebie posiadania figury i ołtarza - a na to przecież nie ma teraz czasu. Kharrick musiał zrewidować swoje, chyba zbyt romantyczne, pojęcie o tym jak działają kapłani dobrych bóstw. Może się mylił... a może to dziewczynie zbrakło wyobraźni. Sam by to zrobił, ale nie czuł się w mocy do tego typu zachowań.... no i zdecydowanie brakło mu wiedzy o dogmatach. Dlatego też odpuścił i skierował swoje kroki pomiędzy resztę. Farrow i Clidon nie wyglądali najlepiej i nie umknęło to uwadze Kharricka.
- Potrzeba wam czegoś? - zapytał siadając obok nich na pieńku.
- Miękkiego posłania, dachu nad głową i flaszki wina - mruknął Farrow.
- Jakaś chętna dziewka też by się przydała - dodał jego wspólnik, dając mu sójkę w bok.
Złodziej cmoknął i zaśmiał krótko.
- Może jakaś będzie jeśli ładnie poprosicie. Posłanie z liści, albo traw da się chyba zrobić… ale na robieniu wina się nie znam. Ale jeden z miejscowych umie warzyć mikstury. Może wino też.
Obaj mężczyźni parsknęli śmiechem. Kharrick zauważył, że Farrow na moment zawiesił wzrok na siedzącej niedaleko Silvie.
- Dobry pomysł! Jak tylko znajdziemy jakieś owoce, złożymy Oreldowi propozycję biznesową - rzucił Clidon.
- Póki co trzeba zacząć od derek nie? Trochę traw widziałem, może rolnicy by wam poradzili co najlepiej się nada… o ile opowiadania o spaniu w sianie są prawdziwe - Kharrick wolał przemilczeć, że miał problemy z zapamiętaniem imion wszystkich osób. W przeciwieństwie do kupców większość dnia spędzał z pozostałą czwórką “bohaterów”.
- Jasne, jasne, ale to już nie dzisiaj, dobrze?
- Nie dzisiaj - Kharrick mrugnął porozumiewawczo okiem do kupców i wstał. Otrzepując spodnie pożegnał się na ten moment z Farrowem i Clidonem i zawieruszył się przy szlachciance.
- Madam. Wyglądacie wspaniale jak na warunki w jakich przyszło nam spędzić czas.
Półelfka uśmiechnęła się, słysząc komplement.
- To miłe, że jest ktoś, kto mimo tej sytuacji stara się trzymać konwenansów, choćby i drobnymi kłamstewkami - delikatnym gestem wskazała na swój strój podróżny, który z pewnością widywał już lepsze czasy. W końcu, jak wszyscy, maszerowała w nim od kilku dni. - Doceniam to, ale dotarło już do mnie, że moje pochodzenie nie ma tutaj znaczenia. Mów mi proszę Erasena.
- Ach, jak łatwo mnie przejrzeć. - mężczyzna zaśmiał się krótko - Dobrze, Erasena, bardzo ładne imię. Jeśli to nie tajemnica podzieliłabyś się ze mną swoim celem podróży? Sam nie jestem stąd i przyznam się, że potrzeba mi jakiejś koneksji. Oni się tutaj znają i są wśród swoich, a my… co my w zasadzie o sobie wiemy?
Kharrick delektował się mogąc bawić się słowem. Zauważył już, że do tutejszych lepiej działa mówienie wprost, co było dla niego znacznie trudniejsze. O ironio.
- Z chęcią pogawędzę na inne tematy, ale szczegóły mojej podróży pozostawię dla siebie.
- Jak sobie życzysz Madam. Żaden z tutejszych nie sprawiał ci… większych kłopotów?
- Nie, Vitale wciąż wywiązuje się ze swoich obowiązków.
Kharrick bezgłośnie westchnął. Ta rozmowa tez nie będzie najłatwiejsza. Los go pokarał. Postanowił jednak wziąć się za siebie i kontynuował wymianę zdań. Rozmowa była niestety nie za długa i nic poza to co już mógł wiedzieć się nie wywiedział. Dał za to okazję szlachciance trochę ponarzekać. Niech sobie ulży, jemu było wszystko jedno.

Kiedy już postanowił się położyć zasnął momentalnie. Jego ciało potrzebowało regeneracji po tym jak go ryś poszarpał. Złodziej starał się nie myśleć, że prawie umarł. W tak głupi i beznadziejny sposób. Zostać zagryzionym przez dzikie zwierze. Na to się woła wypadek, a nie śmierć.

Ledwo po tym jak Kharrick zamknął powieki ktoś go okrutnie postanowił rozbudzić. Przecież ledwo co zasnął! Jaśniejące niebo sugerowało jednak co innego. Mężczyzna wstał i otrzepał się i zniknął wraz z druidem w lesie. Niedługo potem tego pożałował. Sulim coś widział! No i cholera zmienił kolor oczu! Mógł tylko zakląć bezsilnie w duchu, a na zewnątrz odgrywać co innego. Nawet pomyślał, że może powinien pozbyć się pociesznego druida... tylko co wtedy? Nie wróci do obozu, bo byli w środku lasu. Jak niby miał też wytłumaczyć brak krasnoluda? Był przydatny, znał się na dziczy i umiał leczyć. Jego dobroduszność także ewidentnie też sprawiała, że ludzie czuli się bezpieczniej.... No i w zasadzie to szkoda było go zabijać. W zadzie nic jeszcze nie wiedział i może byłoby mu wszystko jedno. Tylko, że Kharrickowi jeszcze nie było. Bił się z myślami, bo przyznać się nie chciał, że polubił kompletnie nieznana mu osobę. Prawdopodobnie dlatego druid wyczul, że coś jest nie tak w jego historyjce.

Po ustawieniu pułapek, wciąż unikając tematu, dwójka zagłębiła się dalej w las idąc za małymi śladami. Podróż zaczynała się dłużyć i Kharrick w pewnym momencie chciał zawrócić. Tylko, że właśnie wtedy druid zobaczył obozowisko. Złodziej chciał po cuchu wejść i zrobić przeszpiegi, ale Psotnik miał inne plany. Niedźwiedź druida zafiksował się na zapachu i parł do przodu. Na szczęście obóz był pusty, lecz niedługo za nim pojawiły się ślady z tego samego dnia. Znowuż Kharrick chciał zawrócić i powiadomić resztę, ale Psotnik miał inne plany. Nie pozostało nic innego jak podążyć za nim dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 04-10-2018 o 17:30.
Asderuki jest offline  
Stary 04-10-2018, 17:26   #113
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
VI dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 5 dni po ucieczce z Phaendar

Jak przyjemną odmianą było spędzenie nocy poza bagnem - sucho, wygodnie, bez wszędobylskich insektów! Większość phaendarczyków zmieściła się, chociaż ciasno, wewnątrz chatki, tylko kilku chętnych spędziło wciąż ciepłą arodusową noc pod gołym niebem. Teraz nie było to problemem, jednak później konieczne będzie przygotowanie kilku szałasów. Ten zewnętrzny spokój nie wszędzie przełożył się na spokojny sen – wiele osób cały czas prześladowanych było przez koszmary, zapewne z hobgoblinami w roli głównej. Tej nocy nawet Torve, dotychczas niesamowicie opanowany, wołał przez sen swoją rodzinę. Także Rathan nie spał lekko, wciąż czuł nienaturalność słabość i ból po ciosie strzygi, mimo że rana została uleczona.

Na szczęście rześki i słoneczny poranek pomógł szybko otrząsnąć się po nocy. Wyglądało to tak, jakby w uciekinierów wstąpiły zupełnie nowe siły – odnalezienie w miarę bezpiecznego miejsca na dłuższy pobyt zdecydowanie poprawiło nastroje i dało wszystkim nową dozę nadziei i energii. Jego towarzysze zagłębili się w las wraz ze wschodem słońca, więc tylko Jace był świadkiem, a także uczestnikiem, wiru aktywności w obozie. Część osób także ruszyła zbierać jedzenie, ale ci pozostali na miejscu też nie próżnowali. Zapadnięty dach chatki, dobrze widoczny w świetle dnia, szybko stał się obiektem zgryźliwych komentarzy Kylo, który w młodości był zdolnym cieślą. Razem z młodym Belerenem szybko oszacowali uszkodzenia i wzięli się do pracy z pomocą Porvyna, Irvana i Vitale. W tym czasie inni porządkowali polanę, szykowali miejsce pod nowe szałasy i pod komendą Jet przygotowywali część zapasów do zakonserwowania i uwędzenia, by mogły starczyć na dłużej. Wystarczy kilka dni takiej intensywnej i entuzjastycznej pracy, a dawna samotnia Kelocha przemieni się w prosperujący obóz - tylko co dalej?


Jace i Rathan

- Medyka! Szybko! - od ranka nie minęło wiele czasu, gdy z lasu wypadł Rufus, niosąc na rękach nieprzytomną Maecię, która wyruszyła wcześniej zbierać jedzenie. Krzyk półorka zadziałał skutecznie - rozwieszający właśnie zioła do suszenia Vane rzucił wszystko i popędził w ich stronę ze swoją torbą lekarską. Położona na ziemi kobieta wciąż oddychała, ale niewielka rana na jej piersi cały czas krwawiła. Na szczęście Oreld potrzebował tylko chwilę na ocenę jej stanu i zatamowanie krwotoku. Zanim ktokolwiek inny zdążył się zbliżyć, było już po wszystkim – mężczyzna westchnął z ulgą i wytarł zakrwawione dłonie w swój roboczy fartuch, a Rufus, dotąd klęczący obok w napięciu, zaklął zadowolony i klapnął ciężko na trawę. Maecia była nieprzytomna, ale najwyraźniej jej życiu nie groziło już niebezpieczeństwo.
- Candus się ucieszy, kiedy wróci… - mruknął Vane do siebie, po czym zwrócił się do półorka - Mało brakowało. Gdzie ją znalazłeś? -
- Mały kawałek stąd, biegła w naszą stronę jakby ją jakiś demon gonił, a potem po prostu upadła. Lało się z niej jak z dziurawego bukłaka. - słowa Rufusa potwierdzały spore plamy na jego ubraniach. Vane przyjrzał się im, po czym roztarł odrobinę krwi między palcami.
- To musi być jakaś toksyna, która utrudnia krzepnięcie, stąd takie gwałtowne krwawienie. W okolicy jest coś niebezpiecznego.


Kharrick i Sulim

Drobne ślady, tym razem bardzo świeże, prowadziły przez młodnik, aż pod rosnący niedaleko ogromny, prastary dąb, którego korzenie ciągnęły się po ziemi, podobne do macek jakiejś podziemnej bestii. Głęboki cień pod drzewem wyznaczał wylot nory wykopanej głęboko w miękkiej ziemi. Tu i tam widoczne były kłaki jasnoszarego futra, a w powietrzu czuło się ciężki, zwierzęcy zapach. Zza konarów słychać było mieszankę piskliwych skamleń, warczenia oraz wysokich, skrzekliwych śmiechów. Dołączył do nich głęboki warkot Psotnika – niedźwiedź musiał wyczuć coś, co mu się bardzo nie podobało.

Wystarczyło podejść kawałek bliżej, by zobaczyć, co tam się dzieje. Pięć drobnych humanoidów oganiało się malutkimi pochodniami i raniło nożami poparzonego, mocno poranionego wilka. W tym czasie stojący za nimi szósty trzymał w ręku wilcze szczenię i z piskliwym rechotem smagał je wierzbową witką. Stwory, które Sulim podejrzewał o bycie goblinami lub koboldami, miały z nimi z pewnością dwie rzeczy wspólne: rozmiary i urodę. Różnic było jednak więcej: sinoniebieska skóra, krótkie, patykowate kończyny i wielkie, stanowiące chyba większość ich małych ciałek głowy ze szpiczastymi uszami. Ich brzydkie, jakby napuchnięte twarze były rozciągnięte w szalonych, okrutnych uśmiechach, jakby zamęczanie zwierząt było dla nich przednią zabawą.

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 04-10-2018 o 18:12.
Sindarin jest offline  
Stary 04-10-2018, 18:48   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trafiło się ślepej kurze ziarno...
Za kurę, na dodatek ślepą, Rathan się nie uważał, ale spotkanie i upolowanie sarny tak blisko domku pustelnika było prawdzie szczęśliwym trafem. Być może po okolicy nie rozeszła się jeszcze wieść, że w chacie i jej okolicach zamieszkała cała zgraja mięsożerców.
A może sarna była naiwna i zbyt wierzyła w swoje szczęście i dobry węch?
Rathan nie zamierzał się zastanawiać nad motywami działania sarenki. Cieszył się z udanych łowów i miał zamiar, po powrocie do obozu, ponownie spróbować szczęścia.

Człowiek planuje... a potem plany biorą w łeb.
To, co spotkało Maecię sprawiło, że Rathan odłożył plany polowania na później.

- Musimy zobaczyć, co to było - powiedział do Jace'a. - Nie można pozwolić, by coś tak niebezpiecznego kręciło się po okolicy.
- Ale przydałby się ktoś do pomocy...
- dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-10-2018, 19:27   #115
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Kharrick trzymając się krzaków obszedł polanę dookoła, Sulim zaś przygotował czar oplecenia, a Psotnik tylko czekał na jego rozkaz. Przez ten czas brzydale z opętańczym śmiechem dźgają wilczycę niewielkimi nożami. Zwierzę jest już mocno poranione, ale dalej walczy - udaje jej się dopaść i jednym kłapnięciem szczęk praktycznie rozerwać jednego z nich. Druid nie mógł tego dłużej wytrzymać, rzucił oplątanie, pędy i korzenie owinęły się wokół zarówno stworów, jak i wilczycy. Nie wszystkie stworzenia dały się złapać, jednak większość pozostała unieruchomiona. Jeden z nich upuścił trzymanego szczeniaka dosłownie chwilę przed tym, jak w jego wielką głową wbija się bełt z kuszy Kharricka. Psotnik popędził w stronę jednego z oplątanych stworów i wzorem wilczycy rzucił się na niego, rozrywając pokraczne ciałko. Kharrick również podbiegł, wyciągając dwa sztylety i szybkim ruchem poderżnął gardło kolejnemu, korzystając z zaskoczenia pokraki. Skóra stworzenia wydawała mu się bardzo twarda jak na coś tak drobnego.
Sulim również zaszarżował, wrzeszcząc w stronę zwyrodnialców:
- Natura zawsze zwycięża!
Jego szarża skończyła się potężnym cięciem, które rozpaławia drobne, acz nietypowo twarde ciałko, obryzgując krasnoluda żółtawą posoką.
Rozjuszony niedźwiedź minął niewiele większą od siebie wilczycę i wściekłymi ciosami rozerwał na strzępy ostatnią pokrakę.

Chcąc uniknąć oplątania, Sulim przerwał zaklęcie. Razem z Psotnikiem ubrudzili się śmierdzącą, żółtawą juchą stworów, z których rozczłonkowanych ciał, a może ich ubrań? wypełznęły całe gromady robactwa, uciekając w gęstą trawę. Uwolniona z pnączy wilczyca, kulejąc minęła krasnoluda oraz próbującego się wyczyścić niedźwiedzia i przyskakuje do swojego szczenięcia. Sprawdziła, czy nic mu nie jest, po czym zasłoniła je własnym ciałem, warcząc na swoich wybawców. Została poważnie ranna, miała wiele poważnych poparzeń i ran, ale wyraźnie dawała znać, że o swoje młode będzie walczyć do końca.
Sulim przykucnął, by nie sprawiać wrażenia agresora. Łagodnym głosem zaczął przemawiać do wilczycy.
- Spokojnie, kochana, już nic wam nie grozi. Sulim wam pomoże.
Ostrożnie wyciągnął rękę w jej stronę. Psotniczek położył się na boku. Wilczyca dała się dotknąć i pogłaskać. Druid nie próbował dotykać szczeniaka, żeby jej nie rozjuszyć, użył zaklęcia, by wyleczyć ją z ran.
Wszystkie rany zasklepiły się pod dotknięciem druida, na ciele wilczycy pozostaje tylko kilka pozbawionych futra placków w miejscach, gdzie została przypalona pochodniami. Zwierzę patrzy chwilę na Sulima, jakby z wdzięcznością, po czym liże go po twarzy. Następnie delikatnie łapie szczeniaka za kark i rusza w stronę nory, przystając na moment, jakby w oczekiwaniu na krasnoluda. Wewnątrz, w półmroku kulą się jeszcze trzy malutkie wilczki. Wadera odstawia czwartego do jego rodzeństwa i kładzie się obok nich. Cała jej agresja już wyparowała.
Sulim po wszystkim zauważył, że obok leży jakiś spory, wypchany worek. Ostrożnie zerknął do środka i znalazł w nim mnóstwo różnych drobiazgów.
Kharrick zaś patrzył na wilczycę i jej szczenięta. Zabawnie byłoby mieć wilka za towarzysza, ale nie wyglądało na to aby matka zamierzała oddać którekolwiek.
- Hah, chciałbym aby wszystkie matki były tak lojalne swojemu potomstwu. - Mężczyzna przyłapał się na tym jak gorzko zabrzmiały jego słowa. - Skoro zrobiliśmy dobry uczynek to teraz powiedz mi Sulim czy ty wiesz co to za brzydale? Nie rozpoznaje ich.
- To Wszaki, baśniowe stwory, z tej samej rodziny co Chochliki czy Nimfy, tyle że te są paskudnie złe. Są bardzo okrutne, zadają ból dla samej zabawy, jak zresztą widziałeś. Ale są też tchórzliwe i unikają silniejszych przeciwników, atakują tylko słabszych. Sulim cieszy się, że tu przyszedł, w samą porę by uratować wilczycę. - Krasnolud spojrzał na legowisko zwierzęcia, uśmiechnął się szeroko, potem odwrócił się do Kharricka i klepnął go w ramię. - Teraz jej potomstwo będzie bezpieczne. Możemy wracać.
- Aaaha. Myślisz, że może ich być więcej? No i czy one normalnie sobie tak łażą po okolicy? - zapytał złodziej jak już ruszyli. Oglądał się jeszcze za siebie patrząc na truchła. - Ty a czy może są w jakiś sposób magiczne? Wiesz czy na przykład jakaś ich część mogłaby posłużyć do alchemicznych mikstur albo czegoś podobnego. Tyle się słyszy o łuskach smoków, pyłkach wróżek i tak dalej. Wszaki mają coś takiego?
- Sulim brzydziłby się dotykać ich trupów
- odparł druid ze wstrętem. - Sulim nie sądzi by ich było więcej, one lubią chodzić w dużych grupach, same się boją i nie stanowią zagrożenia.
- Trup to trup nie ważne czyj. Jak się ma rękawiczki, maskę i kij to nawet takiego mało stałego można obejrzeć.
- złodziej wzruszył ramionami. - Naoglądałem się ich. W pewnym momencie przestają być aż tak obrzydliwe.
- Sulim woli pozbierać zioła i przyprawy. Kharrick ma kuszę, to może coś upolować. Psotniczek pomoże.


Po drodze Sulim postanowił zaklęciem sprawdzić, czy przedmioty, które znaleźli były w jakiś sposób magiczne. Okazało się, że tak fiołki, sztylet oraz pojedynczy but - którego Kharrick rozpoznał jako but Kelocha - były magiczne. Druid zauważył również, ku swojemu ogromnemu zdziwieniu, że Kharrick cały emanował magią. Na chwilę zatrzymał się w miejscu, rozdziawiając gębę. Jego towarzysz zaczął go jednak poganiać, więc ruszył dalej, postanawiając nie poruszać teraz tego tematu.
W drodze powrotnej rozglądał się za ziołami, jednak długo nie umiał znaleźć niczego konkretnego. Udało mu się wypatrzeć jedynie pijawkowy korzeń. Przydatny przy leczeniu, jednak żeby był użyteczny, należało go jeszcze ususzyć, co mogło zająć kilka dobrych dni.
Okazało się także, że w niektóre sidła złapały się w sumie trzy króliki. Ich wyprawę zatem uznać można było za owocną.
 
Jacques69 jest offline  
Stary 14-10-2018, 20:09   #116
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na słowa Rathana półork poderwał się z ziemi.
- Ja pójdę! - powiedział z werwą, jakby czekał na okazję do wykazania się. Alchemik z kolei poświęcił chwilę na zastanowienie się.
- Wolę nie opuszczać obozu na wypadek podobnych sytuacji, ale skoro to coś jest niedaleko, to może i ja się na coś przydam. Bić się nie będę, ale gdzieś w naszych tobołach widziałem kuszę, powinienem sobie z nią poradzić. - powiedział.
- Weź więc kuszę - powiedział Rathan. - I może jakąś miksturkę, jeśli masz jakąś przydatną w walce. Nie wiadomo, z czym będziemy mieć do czynienia. Może uda się to coś załatwić z dystansu...
Obaj mężczyźni ruszyli do chatki, w której składowane były wszystkie zdobycze z Phaendar. Wrócili po chwili - Oreld dzierżył trochę niezgrabnie ciężką kuszę, a przy pasku miał dwie fiolki ze swojej roboty ogniem alchemicznym. Rufus wdział resztę swojego przydziałowego rynsztunku strażnika: nabijaną ćwiekami skórzaną kurtę, czepiec i lekką tarczę. Rathan zauważył, że w dłoni ściskał miecz Kelocha.
- Nie mogłem się powstrzymać - powiedział półork, lekko zawstydzony - To wygląda znacznie lepiej od mojego kawału złomu
- Jeśli umiesz tym machać, to nie ma problemu - stwierdził Rathan. - Im lepiej będziemy uzbrojeni, tym lepiej damy sobie radę.
- Jestem strażnikiem dróg, umiem walczyć
- odparował Rufus, chyba urażony tą uwagą. - Idziemy? - dodał po chwili niecierpliwie.

Z miejsca, w którym Rufus znalazł kobietę, prowadził dość wyraźny trop w postaci plam świeżej jeszcze posoki. Prowadziły one przez kilkadziesiąt metrów, aż do jaśniejszego punktu pomiędzy drzewami. Znajdująca się tam niewielka, dobrze nasłoneczniona polanka była cała zarośnięta krzakami jeżyn, obrośniętymi dużymi, dojrzałymi owocami. Nie dziwota, że Maecia tu przyszła - spokojnie zebrałaby tutaj cały kosz, albo i kilka. Tą sielankę psuł tylko ślad krwi, który ciągnął się śladem uciekającej kobiety. Gdzieś w tych kłujących gęstwinach czaiło się coś niebezpiecznego…
Rathan, tarczą i mieczem w garści, rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Rufus także dobył broni i stanął koło łucznika. Ślady krwi prowadziły wyraźnie w głąb polanki, do sięgających kolan krzaków.
- Teraz by się nam przydał miś Sulima - powiedział cicho Rathan. - A w ogóle to parę psów by się nam przydało, takich zdatnych do polowań.
- Obejdę tę kępę. Może znajdę jakieś ślady. Może to coś, co zaatakowało Maecię, po prostu tu sobie mieszka i tylko broniło swego terytorium
- dodał. - Nie wygląda na to, by próbowało ją gonić.
Dookoła kępy nie było żadnych śladów, nawet zwierząt. Rufus i Vane poszli śladem łucznika, również nie wchodząc w krzaki. Duże, dojrzałe owoce kusiły tylko by je zerwać i spróbować - z pewnością były przepyszne.
- Krew jest też na krzaczkach - powiedział alchemik, nerwowo ściskając kuszę - Dziwne, te zarośla pośrodku wyglądają zdecydowanie inaczej niż pozostałe.
- Coś udaje krzaczki? - zasugerował Rathan. - Może się troszkę odsuniemy, a ty strzelisz w te... inne... zarośla?
- A podobno to ty tak dobrze strzelasz
- mruknął zgryźliwie Vane, celując i wypuszczając bełt w krzaki. Pocisk zniknął wśród gęstwiny, ale wyglądało na to, że nic nie trafił. Kiedy mężczyzna z trudem napinał ponownie kuszę, Rufus spojrzał na Rathana. - Co teraz? Wchodzimy tam?
- A ma ktoś z was może pochodnię?
- Rathan raz jeszcze spojrzał na kępę krzaków. - Ogień mógłby wypłoszyć to... coś. A jak to nie zadziała, to tam wejdziemy.
- Pochodnię? W środku dnia?
- półork spojrzał na Rathana zadziwiony, ale zaraz przerwał mu alchemik - Mam ze sobą ogień alchemiczny, jeśli chcesz podpalić całe krzaki, i przy okazji kawałek lasu.
- Pół lasu to trochę za dużo
- odparł Rathan z cieniem uśmiechu. - Szczególnie że my też tu jesteśmy.
Rozejrzał się dokoła, by znaleźć kawałek suchego drewna. Chciał go podpalić i wrzucić w krzaki. Zajęło to chwilę, ale w końcu Rathan rzucił w stronę roślin podpaloną gałąź. Bez efektu, poza wyczekującymi spojrzeniami obu mężczyzn.
- Cóż... No to trzeba osobiście. - Rathan był wyraźnie zawiedziony. Z tarczą i mieczem w dłoni ruszył w stronę tych nieco inaczej wyglądających liści. Rufus ruszył bez wahania razem z nim. Zdążyli podejść na trzy kroki do tego dziwniejszego krzewu, gdy nagle spośród jeżyn wystrzeliły grube, pokryte paskudnymi kolcami pnącza, smagając obu wojowników - na szczęście obaj byli przygotowani na atak i zdążyli zasłonić się tarczami. Coś, co przedtem wtapiało się w krzaki, podniosło się teraz na wysokość prawie dwóch metrów. Zielono-niebieskawa, masywna łodyga, porośnięta tuzinem kolczastych wici, z których część pokryta była wciąż świeżą krwią.

Vane krzyknął, gdy roślina zaatakowała, po czym wystrzelił z kuszy i zaklął siarczyście, kiedy bełt poleciał gdzieś w las.
Rathan doszedł do wniosku, że walka z roślinką, mającą dłuuugie ramiona, nie należy do najlepszych pomysłów.
- Spal to! - rzucił, po czym wycofał się na dystans, który (jak sądził) zapewniał mu bezpieczeństwo… - Albo wykończymy ją z daleka.
Oczywiście przy założeniu, że krwiożercza roślinka nie potrafiła wyciągnąć z ziemi korzeni i ruszyć na spacerek. A jeśli roślinka będzie niewrażliwa na strzały, to zrobimy ognisko i spalimy paskudę.

Wymienił tarczę i miecz na łuk.
Rufus spojrzał zdziwiony na odsuwającego się Rathana, po czym sam ruszył do ataku, zasłaniając się tarczą. Chlasnął mocno łodygę, odcinając spory jej kawał wraz z kilkoma wiciami.
- Odwrócę jej uwagę! - krzyknął.

Roślina zaczęła smagać półorka. Ten osłonił się przed jedną wicią, jednak druga trafiła go w ramię, natychmiast powodując poważne krwawienie.
Vane zgodnie z poleceniem Rathana rzucił kuszę i podbiegł do krzaków, po czym rzucił ogniem alchemicznym. Flaszka trafiła prosto w najgrubszą łodygę, obryzgując też i parząc Rufusa. Wyglądało na to, że roślina w ogóle nie zwraca uwagi na spowijające ją płomienie - co gorsza, nie robiły jej żadnej krzywdy.
Rathan strzelił w roślinkę. Wystrzelona celnie strzała trafia w czuły punkt i naruszona przez Rufusa łodyga łamie się w połowie. Roślina po chwili przestaje się poruszać, dogasają też płomienie, które praktycznie jej nie naruszyły. Vane pobiegł do krwawiącego Rufusa i zajął się jego raną.

Rathan ponownie wziął miecz i tarczę. Nie był pewien, czy roślina faktycznie nie żyje, więc na wszelki wypadek zaczął siekać roślinkę na malutkie kawałeczki.
Po chwili jednak przerwał pracę i spojrzał na Rufusa.
- Wracamy do obozu. Już - powiedział. – Potem wrócę tu z łopatą, wykopię korzenie i spalę to paskudztwo na popiół.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-10-2018, 14:00   #117
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Rathan

Opatrzony Rufus był w stanie iść sam, więc szybko wrócili do chatki Kelocha. Maecia odzyskała już przytomność, lecz wciąż była bardzo osłabiona – leżała wewnątrz chatki pod opieką swojego męża i Olgi. Pozostali dalej pracowali nad przygotowaniem noclegów, by nie trzeba było już tłoczyć się w jednej izbie. Co jakiś czas zaglądali tylko do rannej, sprawdzając czy wszystko w porządku.

Vane posadził Rufusa, wbrew jego protestom, koło Maecii i kazał odpocząć, zaś Rathan zabrał starą łopatę Kelocha i porządną siekierkę, po czym wrócił na feralną polankę, by dla pewności unieszkodliwić morderczy krzak. Roślina, nawet pocięta na kawałeczki, nie chciała się porządnie palić, więc musiał poczekać, zanim do końca spłonęła. Zdążyłby nawet nazbierać jeżyn przed zakopaniem resztek i powrotem do pozostałych.

Kharrick i Sulim

Objuczeni zdobycznym workiem i zebranymi zapasami mężczyźni wrócili późnym popołudniem. Kilka osób podeszło do nich, zaciekawionych przyniesionymi rzeczami, chociaż resztki żółtawej juchy wszaków na ich ubraniach i futrze Psotnika wciąż śmierdziały.

Trzy belki bawełny i zestaw przyborów do szycia zostały przyjęte z zaskakującym entuzjazmem – kobiety delikatnie, acz stanowczo odebrały im je i od razu zaczęły planować, czyje ubrania potrzebują pilnych poprawek, i co zrobić z pozostałym materiałem. Cztery dni ciągłego marszu przez las odbiły się wyraźnie nawet na porządniej wykonanych strojach, nie mówiąc o tych odświętnych, zakładanych specjalnie na Święto Targu.


Wszyscy

Do wieczora kilka miejsc na nocleg było już gotowych – proste ziemianki przykryte daszkami z świerkowych i dębowych gałęzi powinny ochronić przed deszczem czy chłodami nawet przez kilka tygodni. Irvan i Diethard pod nadzorem Kylo naprawili też zapadnięty dach chatki. Obozowisko wciąż było w budowie, ale różnica między nim a poprzednimi miejscami noclegu była już zauważalna. Rzucane dotąd byle gdzie toboły teraz zostały porządnie poukładane, a posłania przygotowano bardziej starannie niż rzucając koce i płaszcze na ziemię.

Kiedy zapadła już noc, ciemność rozświetlało kilka małych ognisk, wokół których siedziały grupki uciekinierów, piecząc upolowane króliki i ptactwo nad płomieniami. Mniej zmęczeni niż wcześniej, do tego zachęcani przez Jet, dzielili się opowieściami i anegdotami. Prym wiódł przybyły z daleka ciemnoskóry Shagari, który opowiadał, mówiąc we wspólnym z ciężkim akcentem, niesamowite historie ze swojego ojczystego Mwangi. Phaendarczycy chłonęli je z pełną uwagą, na krótką chwilę zapominając o całym świecie, a raczej o tym, jak niedawno cały ich świat został zniszczony przez armię hobgoblinów, prawdopodobnie wciąż stacjonującą zaledwie dwa dni drogi stąd, a ich bliscy są jej niewolnikami, jeśli w ogóle żyją.

Między ogniskami przechadzała się powoli Aubrin, rozmawiając z każdym przez chwilę. Dała też znać Jace’owi, Rathanowi, Sulimowi i Kharrickowi, by usiedli z nią przez chwilę. Kiedy wszyscy już usiedli przy jednym z ognisk, napiła się wody ze swojego kubka, skrzywiła się i zaklęła cicho.
- Caiden nie będzie ze mnie zadowolony, kolejny dzień nie modliłam się w odpowiedni sposób. Ale nie o tym chciałam mówić. Powtórzę się, ale uratowaliście nas, i wszyscy będziemy wam dozgonnie wdzięczni. I wolałabym, żeby to jak najdłużej potrwało. Będziemy tu mogli zostać przynajmniej do jesieni, a wtedy pewnie będziemy już wiedzieć, co robić i gdzie udać się dalej. No, chyba że macie teraz jakieś plany? Jeśli nie, to chciałabym was prosić, żebyście wybrali się do Gristledawn i ostrzegli drwali. To dzień, może dwa dni drogi stąd. My jesteśmy tu ukryci i w miarę bezpieczni, ale oni mogą nic nie wiedzieć–
 
Sindarin jest offline  
Stary 15-10-2018, 20:32   #118
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Drapieżne roślinki...
Rathan jedną spotkał i miał nadzieję, że więcej takich na jego drodze się już nie znajdzie. Ale na wszelki wypadek zabrał ze sobą jedną wić i kilka liści, by ostrzec pozostałych mieszkańców obozu przed nietypowym niebezpieczeństwem, czającym się wśród niewinnych roślinek.

A potem wrócił na miejsce starcia z drapieżną roślinką, wykopał korzenie tak głęboko, jak zdołał, a potem zrobił piękne ognisko...
No, może piękne nie było, bo badyle nijak się palić nie chciały, ale wystarczyło nieco zdecydowania i wreszcie się udało.
Za to okazało się, że roślinka nie próżnowała. W okolicznych krzakach znalazło się nieco zwierzęcych kości i truchło niedawno zabitej sarny, do cna pozbawionej krwi.
Roślinka-wampir...
Rathan z niechęcią pokręcił głową, po czym dorzucił garść gałęzi do ogniska, a gdy ostatnie resztki wojowniczej rośliny zamieniły się w popiół, ruszył w stronę obozu, niosąc kilka garści jeżyn.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-10-2018, 21:50   #119
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Udało się. Po dniach tułaczki, w końcu wydawało się, że trafili na w miarę bezpieczną przystań. Jace po raz pierwszy zasnął bez problemów, jednak nie mógł powiedzieć, że wstał wyspany. Wydawało mu się, że organizm odciął zasilanie kładąc go spać, jednak noc nie przyniosła ukojenia. Koszmar palącego się domu, zabijanych rodziców... płaczących, nie mogących wydostać się z ogarniętego ogniem domostwa... Na sam koniec potężne dębowe wrota roztrzaskane. Jace parę razy budził się spocony...


Rankiem, gdy wszyscy ruszyli do swoich zadań, chłopak postanowił pozostać w obozie. Nie czuł się na siłach biegać po lesie, dlatego gdy Rathan zaproponował wycieczkę celem sprawdzenia co zaatakowało Maecię, grzecznie odmówił. Było aż nadto chętnych, a on zajął się rzeczami równie ważnymi, choć nie tak spektakularnymi. Wykorzystując swoją wiedze inżynierską, pomagał budować schronienia. Praca fizyczna była jego ulubioną odskocznią od problemów z głową, a tych miał póki co co niemiara.



Nie zauważył nawet kiedy Słońce stanęło w zenicie i Jet zarządziła przerwę na obiad. Czuł się fizycznie zmęczony, czerwone ręce oznajmiały, że jutrzejszy dzień zacznie z bąblami i pęcherzami... ale czuł wewnętrzny spokój. Chyba tego potrzebował. Odpoczynku głowy przez zmęczenie ciała. Nawiązał nawet znajomość ze szlachcianką, która wydawała się do tej pory niedostępna. Miło się gawędziło przy misce, a po skończonym jedzeniu nawet ona wzięła się do roboty.
Do wieczora, każdy miał już dach nad głową i miejsce na odrobinę prywatności.
[media]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/01/Nowa_S%C5%82upia_Centrum_ziemianka_2.jpg[/media]




- Chciałabym was prosić, żebyście wybrali się do Gristledawn i ostrzegli drwali. To dzień, może dwa dni drogi stąd. My jesteśmy tu ukryci i w miarę bezpieczni, ale oni mogą nic nie wiedzieć – powiedziała Aurbin, gdy wieczorem usiedli przy małym ognisku nieco na uboczu chatki. Sprawa wyglądała na dość prostą i kobieta chyba widziała, że siedzenie z uciekinierami raczej zdemobilizuje "bohaterów", więc wyganiała ich co i rusz gdzieś poza obozowisko.
~ Obawiam się, że może już być za późno ~ chciał powiedzieć Jace, ale sam czuł, że chce ruszyć gdzieś. Gdziekolwiek, byle nie siedzieć w tej ponurej rzeczywistości. Zamiast tego przytaknął grzebiąc kijkiem w ognisku.
- To ma sens... - powiedział w zamyśleniu. Ognień wesoło tańczył, jakby nie robił sobie absolutnie nic z sytuacji w jakiej znaleźli się siedzący wokół niego ludzie. Jace bardzo chciał być ogniem. Mógł dawać ciepło, bronić innych i tańczyć nie przejmując się niczym... Nigdy nie nauczył się tańczyć, nigdy nie miał odwagi.... Cóż, teraz raczej tego nie nadrobi.
- Kiedy mamy wyruszać?





 
psionik jest offline  
Stary 17-10-2018, 18:37   #120
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Jako pierwszy, o dziwo, odezwał się druid.
- Sulim najchętniej by ostrzegł wszystkich najbliżej mieszkających ludzi. Sulim mógłby pójść nawet sam, samotnego wędrowca nie będą tropić gobliny, ale Sulima nikt nie traktuje poważnie, zawsze biorą go za wariata. Nikt by nie uwierzył, że w okolicy grasuje groźna armia hobgoblinów. Sulim chciałby też kiedyś odnaleźć Łowców. Może ci drwale będą coś wiedzieć? Sulim na pewno tam pójdzie, pozostali pewnie też nie odmówią? - Druid spojrzał na swoich towarzyszy, najdłużej oko zawiesił na Kharricku, który nie wydawał mu się już taki sam, jak wcześniej. Sekret jaki odkrył niezwykle go frapował, ale nie chciał nikomu o tym rozpowiadać, by się dowiedzieć czegoś więcej. Bał się, że Kharrick może zostać źle zrozumiany, więc zachował resztę zagadki dla siebie. Oparł się, o siedzącego za nim Psotniczka i czekał na odpowiedź pozostałych.
- Trzeba do nich iść - przytaknął Rathan. - A skoro ktoś musi iść, to się zgłoszę na ochotnika.
- Wydaje mi się, że nasza zacna Aubrin prosiła nas wszystkich o zawędrowanie do drwali - uśmiechnął się złodziej łapiąc przy okazji kątem oka spojrzenie druida. - Proponuję tylko przed wyjściem opatrzyć do końca tego no… Rufusa? Aby ran już nie miał. Aby bronił was przed naszym powrotem.
Kharrick spojrzał na Sulima, a potem Aubrin.
- O Rufusa się nie martw, poradzimy sobie sami z jego ranami. I nawet nie próbuj temu chojrakowi sugerować, że potrzebuje leczenia - powiedziała ostrzegawczym tonem, ale z uśmiechem na twarzy.
- Sulim może go uleczyć czarem, tak że nawet nie zauważy, Sulim może przed snem się do niego zakraść. Chociaż… - Druid przypomniał sobie potężną budowę Rufusa - Sulim posłucha się Aubrin. Zatem pójdziemy wszyscy z samego rana.
Gdy już krótka odprawa dobiegła końca, druid poszedł spać na swoim legowisku przy grobie rysia na skraju polany.
 

Ostatnio edytowane przez Jacques69 : 18-10-2018 o 14:24.
Jacques69 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172