Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2019, 19:26   #61
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
iedy ostatni dynioczłek padł, Cely stojąc jak wryta spojrzała na swoje dłonie. Dłonie, które ostatnimi czasy ją zawodziły. Pomimo tego, że wyszli z tej potyczki z życiem, czuła ogromną frustrację. Świadomość, że prawie wszystkie z jej zaklęć chybiły sprawiała, że czuła się bezsilna. Owe poczucie bezsilności i słabości towarzyszyło jej do dnia gdy, jej moce obudziły się po raz pierwszy. Do dnia gdy jej okrutny ojczym i przybrane rodzeństwo zginęło w pochłoniętym przez jej płomienie domu. Nie chciała tego, broniła się tylko... a jednak tamta noc wzbudziła w niej siłę, pewność siebie i poczucie wolności. Miejsce i sytuacja w której się znalazła sprawiły, że znów poczuła się słaba i bezbronna.
Spojrzała na swych towarzyszy, na ich rany, które otrzymali podczas tej walki.
Podróżowała z nimi tylko kilka dni, a już w jakiś dziwny, nie do końca zrozumiały sposób czuła się z nimi związana. Zdawała sobie sprawę, że jeśli będzie słaba, nie przetrwają, bo przecież wystarczy jedno słabe ogniwo, a łańcuch pęknie.
"Weź się w garść idiotko! Jeśli nie dla siebie, to dla reszty." Skarciła się w myślach. Potrząsnęła głową, jakby chcąc wybudzić się z swego zamyślenia, po czym ruszyła w stronę towarzyszy.


omimo umiejętności widzenia w ciemności, zwiad na który wybrała się z Astine wprawiał zaklinaczkę w nerwowy nastrój. Dziewczyna niespokojnie taksowała wzrokiem otoczenie, jednocześnie próbując dotrzymać kroku zręcznej łowczyni i jej wilczej kompance. Po pewnym czasie pół-drowka zauważyła dziwne ślady. Wyglądały jak ślady Luny, jednak znacznie większe. Na sam ich widok Cealenę przeszedł dreszcz, a mina Astine i zachowanie Luny tylko wzmocniły jej poczucie niepokoju. Mimo odczuwanego strachu ruszyły dalej. Kiedy natknęły się na znaki mówiące, że dotarły do miejsca, którego szukały, szybko wróciły po resztę grupy.

 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 15-05-2019 o 19:32.
BloodyMarry jest offline  
Stary 16-05-2019, 15:56   #62
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
ól przeszywał ciało kapłanki. Straszliwy potwór dwoma machnięciami niemal pozbył się życia z jej ciała. Bezwiednie próbowała pozbyć się cierpienia. Byleby już nie bolało.
-Ilmaterze.. - szepnęła lecz ulga nie nadeszła tak silna jakby tego chciała. Rogata sylwetka nagle znalazła się na plecach dyniowego kosiarza z impetem wpychając mu butelkę w oczodół. Potwór zaryczał upuszczając kobietę. Kapłanka jęknęła. Znów zabolało. Miała ochotę pozostać na tej ziemi i nie ruszać się już tylko po to, aby nie zwrócić uwagi tego cholernego potwora. Walka jednak nie zamierzała się skończyć tylko dlatego, że bolało.
Rozwścieczony kosiarz rzucił się na teflinga, który zwinnie z niego zeskoczył. Do uszu Hanah doszedł krzyk. Kiedy skierowała swoje spojrzenie na Pelaiosa zobaczyła, jak jest obskakiwany przez kolejnego dynioczłeka i cięty przez potężną kosę. Spięła się. Zacisnęła zęby i walcząc z bólem wstała. Nie może pozwolić sobie na słabość, nie w obliczy krzywdy innych! Skoczyła do mocno rannego Pelaiosa i z wściekłością godną berserkera wbiła swoje palce w dyniową głowę rzucając nią w kosiarza z wściekłym okrzykiem. Efekt był marny, ale liczyło się, że Pelaios był bezpieczny.

Kiedy walka się zakończyła Hanah nie potrafiła sobie odmówić, że to właśnie tiefling ją zainspirował swoją jakże heroiczną akcją, aby wstała i walczyła dalej. Nie spodziewała się po nim tego. W zasadzie od nikogo nie oczekiwała tego typu zachowania więc tym bardziej kiedy wyszło ono od diablęcia była w jakiś sposób dumna. Może dlatego, że wcześniej myślała o nim jak o kolejnym pijaczynie, który ma problem pogodzić się rzeczywistością. Teraz zaś... była ciekawa. Musiała jednak wstrzymać wodze i wraz z pozostałymi opuścić miejsce potyczki.


 
Asderuki jest offline  
Stary 16-05-2019, 21:47   #63
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
elaios dawno nie czuł bólu. Nie nawykł do bycia bitym, ani do bicia innych. To doświadczenie było tak nieprzyjemne i przykre, że wolał go nigdy nie powtarzać. Nie zamierzał się jednak oszukiwać. Wiedział, że podczas tej wyprawy, zapewne nie raz przyjdzie mu oglądać własną krew i mógł jedynie być wdzięczny losowi, za to że w okolicy znalazła się kapłanka, która była w stanie utrzymać ilość krwi w jego ciele na optymalnym poziomie, a flaki i płuca we właściwym miejscu.

Dlatego też wolał jej oddać magiczną opończę - z nadziei, że dzięki temu, ona właśnie przeżyje po to, by go uratować. Gdy jednak otrzymał ją z powrotem, nie chciało mu się kłócić. Był osłabiony, a i nie było na to czasu. Trzeba było umykać.

Gdy zagłębili się w las, odnalazła ich w końcu spokojniejsza chwila. Przywitał ją z ulgą. Sam nie wiedział skąd wcześniej znalazł w sobie tyle odwagi by rzucić się na Kosiarza. Na pewno nie docenił przeciwnika, mając nadzieję że butelka kwasu wypali czaszkę do cna. Sporo zawierzył swojej gibkości, a przecież mogła mu się powinąć noga. W końcu przypomniał sobie tą jedną myśl jaka do niego przyszła gdy zostali zaskoczeni. Przestraszeni i porozrzucani, pomimo przewagi liczebnej, nie byli w stanie mu nic zrobić. Delran nie radził sobie z kuszą. Astine nie miała tyle siły, a jej wilk zmartwiał. Neff szybko został zaatakowany przez inne monstrum, choć diabelstwo doceniało jego skupienie na walce. Nawet włócznia Mukalego straciła swoją celność, a Cely nie mogła sięgnąć wynaturzenia swoimi zaklęciami. Nawet Hanah, która jawiła się Pelaiosowi jako ostoja optymizmu i silnego ducha, wyczarowanie ognistej kuli przypłaciła niemal życiem. Musiał działać... a brawurowej akcji towarzyszyło pytanie "Co by powiedział, gdyby mnie teraz zobaczył". Pozostałą część walki pamiętał jak przez mgłę. Satysfakcję, ból, gniew, ogień...

Musiał stracić nad sobą panowanie. Zdarzało się to czasem w mniejszym stopniu. Nigdy aż tak... nigdy nie miał takiego katalizatora. To go zaniepokoiło. Szybko, ze smutkiem odpowiedział sobie na pytanie, które z uśmiechem i płomienną nadzieją wypowiadał w głowie, wdrapując się na monstrum. Postanowił odsunąć ponure myśli na bok i cieszyć się chwilą spokoju. Nie trwała ona jednak zbyt długo.

 
Jaracz jest offline  
Stary 19-05-2019, 01:49   #64
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
mzingeli, Panie Myśliwych, spraw, byśmy uderzali silnie i szybko, aby nasza ręka nie zawahała się nad naszymi wrogami, byśmy nie znali litości nad nimi. Daj nam obmyć ciała w krwi naszych wrogów, daj nam nosić ich kości niby amulety. Daj nam wyrywać łona ich kobiet, a ich dziećmi daj nakarmić ogień. Naszą włócznią wyniszcz ich z powierzchni ziemi, a twym wojownikom daj śmierć w boju i wieczny łów w zaświatach.

Tę modlitwę do Umzingelego, patrona myśliwych i wojny, zanosił Mukale przed każdą walką. I po każdej przegranej wiedział, że Umzingeli i inni Przodkowie nie spojrzeli na niego z łaską. Tak było i tym razem, gdy wielki potwór, którego żadne słowa opisać nie zdołają, umykał raz za razem przed ciosami wojownika, kpiąc sobie całkowicie z jego wysiłków. Chwała Przodkom, że raczyli spuścić swoją łaskę na Wielkiego Bawoła, który niczym największy wojownik rzucił się do gardła bestii i przyprawił o śmierć. Oto czyn wojownika, oto czyn Wodza – czyn, który zawstydził Mukalego do głębi. Świadom był, że swą nieudolnością się pohańbił, gotów był na przyjęcie kary od Wodza, on zaś litościwie odstąpił od jej wymierzenia, nakazując kontynuację wędrówki. Mukale rozumiał – pominięcie było gorsze niż największa hańba. Pragnął złożyć Wielkiemu Bawołowi jakiś dar przebłagalny, cóż jednak mógł złożyć łowca w tak ponurej, pozbawionej życia krainie jak ta?

W chwilach wolnych Mukale rozpoznawał znaczenie snu, jaki czas pewien temu zesłali nań Przodkowie. Nie pojmował go jednak. Polowanie, chata Wodza, inne chaty, ptak… cóż li znaczyć to miało? Czy był tam ukryty jakiś przekaz od Przodków, wyjaśnienie zagadki tajemniczej podróży, jakiej stał się ofiarą? Potrzebował pomocy kogoś, kto miał wiedzę, wyjaśniacza snów, wróżbity, mędrca… może Rozmawiającego z Duchami? Czas było zapytać, mąż ten miał bowiem wiedzę o wielu sprawach, z pewnością i sen ten mógłby swą mądrością rozwikłać.

Walka sprawiła, że Mutampa poczuł się lepiej, choć wciąż osłabiony i nienasycony. Tu właśnie, pośród zgiełku walki, pośród i krzyków bólu, czuł duchową jedność ze swoim plemieniem. Tę jedność, o którą było tu tak ciężko. Niezrozumienie języka było jednym, lecz niezrozumienie duszy drugim i ważniejszym. Nowe plemię było pełne dziwactw, zasad, których nikt roztropny nie ustanowiłby w swoim domu, ale w domu wroga, by ten zawalił się i pogrzebał mieszkańców. Który mąż dopuściłby swą żonę, choćby najmądrzejszą kobietę, do decydowania o losie plemienia, do udziału w wiecu? Który pozwoliłby nawet najmędrszej wchodzić w słowo dwu mężczyzn podczas rozmowy? Tym bardziej było to złe, że w tym plemieniu kobiety nie wydawały się mądrzejsze od kobiet Mutampa, a niejednokrotnie po stokroć głupsze. Wkrótce wojownik miał odczuć uderzenie tych myśli na samym sobie…


Przemyślawszy przez pewien czas słowa kobiet, Mukale postanowił wyjść z pewną propozycją.
Szaman, moja mowa w mowa wasza – zwrócił się do Rozmawiającego z Duchami, mając nadzieję, że komunikat będzie jasny.
Elf spojrzał na wojownika, zastanawiając się przez chwilę o co mu może chodzić, po czym widząc, że wskazuje w stronę Astine, rozpoczął połączenie telepatyczne, pozwalając im na swobodną wymianę zdań.
Kobieto! – rzekł do Astine. – Jestem w mocy nam pomóc. Idziemy w domostwo plugawej szkarady, wiedźmy, która sprowadziła zagładę na swoje plemię. Któż jest w stanie orzec, czy nie stanowi ona zagrożenia dla naszych współplemieńców. Nasza opoka, nasz Wódź, został ranion w walce i choć Przodkowie nie raczyli zesłać nań śmierci i przenieść w krainę wiecznych łowów, pozostaje osłabiony. Użycz mi, kobieto, twego totemicznego stróża, abym mógł wejść w jego umysł i wysłać na zwiad w głuszy, co byśmy znali tajemnice, jakie skrywa ta dżungla.
Mukale z pewnym przekąsem przemawiał do kobiety jak do wojownika, lecz zważał na słowa Rozmawiającego z Duchami, który go do tego wzywał, a jego osoba była godna tego wezwania.
Im dłużej Astine słuchała tego co mówił nieznajomy, tym była bardziej zmieszana i zaniepokojona. Kiedy wspominał o wiedźmie chciała się wtrącić, lecz ton z jakim przemawiał skutecznie jej to uniemożliwił. Z kolei słowa odnośnie wykorzystania Luny do… czegoś sprawiły, że twarz jej stężała.
Wejść… w umysł? O czym ty mówisz? Co chcesz jej zrobić? – pytania Astine były pełne niepokoju oraz ostrożności.
Mukale westchnął w duchu, zewnętrznie niczego nie okazując.
Użycz mi twego zwierza, kobieto, a połączywszy nasze dusze na pewien czas, ja będę jego oczami i uszami. Poślemy go w dżunglę, by zbadać, czy nie jest niebezpiecznie – postanowił przemówić do niej wprost, jak do kobiety.

Hanah uniosła brwi.
Ooo słyszałam o czymś takim. Mój brat czasem tak używał swojego chowańca. Ale cóż, to był jego chowaniec.
Ale to nie zaszkodzi w żaden sposób zwierzęciu? – Spytała Cely również zainteresowana sztuczką wojownika. Mukale wydawał jej się irytujący już wtedy kiedy po prostu mówił, dlatego już na samą myśl o tym, że miałby komuś “wejść do głowy” zaklinaczce zrobiło się żal wilka.
Jak to na nią wpłynie? Luna jest dla mnie jak członek rodziny… czy plemienia jak wolisz. – Astine przypomniała sobie wcześniejsze słowa Mukalego. –Czy coś się jej od tego stanie? – Próbowała dalej otrzymać odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Twój totemiczny stróż nie ucierpi. Nie zamartwiaj się, kobieto. Nie pierwszy to raz łączę moją duszę ze zwierzęciem.
Przepraszam, ale czy mógłbyś zwracać się do nas po imieniu, bo nie wiem, czy wiesz, ale takowe posiadamy… – burknęła pół–drowka.
Mukale zignorował jej słowa, oczekując odpowiedzi od Astine. Ta zaś była skołowana, nie do końca wiedząc jak powinna postąpić. Wreszcie przyklęknęła przed Luną i z pomocą ruchów ciała oraz gestów coś jakby jej przekazywała. Wilczyca popatrzyła na nią bez agresji, wręcz przechyliła z zainteresowaniem głową. Następnie wyczekująco popatrzyła na stojącego nieopodal dzikiego wojownika z dalekich krain.
Zatem zrób to… ale jeżeli coś jej się stanie – dziewczyna nie dokończyła, ale oparła dłoń na rękojeści… której nie było. Powiodła wzrokiem po pozostałych.
Gdzie mój sztylet?
Aaa… wziąłem go na przechowanie, dopóki nie będę pewien, że nie zrobisz czegoś głupiego. Ta broń nie została chyba wykonana, by krzywdzić innych ludzi – odpowiedział z założonymi za głową dłońmi Neff, który najwyraźniej dobrze się bawił, patrząc na ten spektakl.
Astine popatrzyła na niego dziwnie, jak gdyby nie wiedząc co ma na myśli.
Oddaj mi go zatem.
Hehe… Nie, dopóki nie nauczysz się trzymać nerwów na wodzy… haha… HAHAHAHA – to co zaczęło się od cichego chichotu, w następnej chwili przeszło w głośny, niekontrolowany wybuch śmiechu ze strony elfa.
Wydaje mi się, że to nie Astine ma problemy z emocjami… – stwierdziła cicho pół-elfka spoglądając na mistyka.
Neff… oddaj proszę jej sztylet – kapłanka zawiesiła ramię na barkach elfa. Była tylko trochę od niego niższa. Posłała mu wymowne spojrzenie i dłonią ponagliła do oddania przedmiotu.
Melodyjny głos kobiety kolejny już raz sprawił, że psychika mistyka uspokoiła się. Spojrzał w oczy Dzierlatki i czerwieniąc się oddał jej magiczne ostrze.
Ja… tak, oczywiście.
Dziękuję. Ja wiem, że to niełatwe, ale musimy sobie zaufać i polegać. Jesteśmy w takiej sytuacji gdzie zwątpienie i nieufność może nas tylko zaprowadzić do szybkiej śmierci. I mówię do wszystkich – spojrzenie kapłanka przeniosło się na Astine. Wystawiła rękę z ostrzem w kierunku łowczyni.
Myślę, że niepotrzebne są groźby. Nawet jeśli mamy inne doświadczenia wątpię aby Mukale celowo skrzywdził twoje zwierzę. – Dopiero przy tych słowach pozwoliła kobiecie odebrać broń z ręki, co ta też uczyniła.
Dziękuję – odpowiedziała z wdzięcznością, lecz nadal spoglądała na Mukalego z rezerwą po tym jak ten rozegrał sytuację z poproszeniem o wykorzystanie Luny do… czegoś.

Pelaios stał oparty o drzewo zbierając siły i myśli… a także wsłuchując się w telepatyczną rozmowę. Nie widział większego sensu w posyłaniu wilka na zwiad i chciał się wtrącić, ale po chwili doszedł do wniosku że to pozwoli na dłuższą chwilę wytchnienia. Patrząc po towarzyszach, widział że takowa przyda się wszystkim… zwłaszcza Neffowi. Bezwiednie pokiwał głową.
To nie zwalnia nas z czujności – powiedział w końcu. – Cokolwiek jest w tych lasach, nie możemy pozwolić, by nas podeszło. Neff, Cely… czy wasza magia będzie mogła nas ostrzec zawczasu?
Niestety podobne umiejętności znajdują się poza zasięgiem moich mocy. Chociaż… – wciąż nieco zawstydzony swym wcześniejszym zachowaniem elf zastanowił się na chwilę, starając sobie przypomnieć coś, co wydawało się być ulotnym wspomnieniem – Tuż przed tym gdy zaatakowało nas to monstrum z kosą, poczułem w umyśle coś jakby ostrzeżenie. Czy wy też to czuliście?
Ja również niestety, nie znam żadnego alarmującego zaklęcia– odparła smutno Cely. – Mogę za to rozpalić ogień, może będzie trzymał z daleka różne dziwne stworzenia. – zaoferowała.
Tak – odparł nagle wojownik Mutampa – Tak, Rozmawiający z Duchami. I moją duszę przeszyła strzała, zanim pojawiło się monstrum. A włócznia mego ojca poczęła drżeć, ostrzegając o zagrożeniu. Czy twoja mądrość powie ci, cóż to może oznaczać?
Na razie jedynie tyle, że twa broń może być rozwiązaniem problemu, który trapi wodza. Liczmy na to, że w chwili wielkiej potrzeby moc spuścizny twych przodków nie pozwoli byśmy zostali zaatakowani znienacka.
Na Przodków! Niech tak będzie! Święta Włócznia Kalamalli nigdy nie zawiodła w chwili trwogi, a duch mego ojca będzie chronił Wielkiego Bawoła za okazane męstwo w boju. Krew z krwi, kość z kości, duch z ducha! – wojownik uderzył się silnie w pierś.
Cely lekko zirytowana całą gadką o “Wielkim Bawole”, przodkach oraz tym, że została zignorowana przewróciła oczami. “O Srebrnowłosa daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę to chyba ich wszystkich rozniosę” pomyślała.
To co z tym ogniem? – wtrąciła przypominając swoją propozycję.
Wydaje mi się, że nie mamy czasu na obozowanie. Jedynie złapanie oddechu i opatrzenie najpoważniejszych ran – odpowiedziała jej Astine.
Dobrze, a tak właściwie… To po co nam kolejny zwiad, skoro dopiero co wróciłyśmy z jednego?– Pół-drowka wróciła do tematu wejścia w umysł wilka przez Mukalego.
Jaki to ma sens?
Właśnie… Mukale po co nam to? – Astine poparła pytanie Cely.

Mukale zmrużył oczy.
Oczy zwierza czujne, a węch intensywny. Jego wolę na zwiad wysłać, nie was – skierował swoje słowa wobec zwiadowczyń. – Jeśli jednak wiec orzeknie, bym tego nie czynił, uczynię jak zechce wiec – zakończył już wobec wszystkich.
Tym razem Hanah się dołączyła. Słysząc słowa wojownika pokręciła głową w niedowierzaniu. To był ciężki przypadek.
Och… A więc o to chodzi... No to chyba możemy iść do wiedźmy w takim razie.
Astine jest sprawną łowczynią i tropicielką, a moje oczy potrafią widzieć w ciemności. Zresztą wilczyca była z nami. – oburzyła się zaklinaczka. – Nie rozumiem dlaczego traktujesz nas jak kogoś gorszego. Zachowujesz się jak zwyczajny dupek! Hanah ma rację, szkoda czasu. Chodźmy już.
Mukale słuchał z niedowierzaniem, co te kobiety wygadywały. Która z nich miala lepszy węch od dzikiego zwierza i lepiej znała ścieżki w dżungli? Nawet najwięksi wojownicy Mutampa szanowali zawsze mądrość i zdolności bestii z dziczy. Widać tutaj kobiety miały się za najlepsze nie tylko w plemieniu, ale i wśród wszystkich żywych duchów. Dlaczego mężczyźni tolerowali ich wybryki, pozostawało tajemnicą. Postanowił nie drążyć, z nimi dyskusja donikąd nie prowadziła.
Jak chcecie, tak uczynię. Obiecałem Rozmawiającemu z Duchami, że z pokorą wsłucham się w głos tej krainy. Szkoda, że nadstawiając ucha mądrości, na razie słychać jeno ciszę. Nie będę niepokoił twego stróża, kobieto. Skoro wasi mężczyźni tak ufają waszym zdolnościom, jestem zmuszony iść za ich głosem.
Ufają, bo traktują nas jak równych sobie towarzyszy. Szkoda, że twój umysł jest zbyt ograniczony, żeby to zrozumieć. W pewnym sensie nawet ci współczuję… To musi być straszne, nie umieć otworzyć się na nowe. – pół-elfka spojrzała wojownikowi w oczy spojrzeniem, w którym można było zobaczyć pewnego rodzaju politowanie, po czym odwróciła się do niego plecami.
Hanah wytrzeszczyła oczy słysząc co powiedziała Cely. Cała się spięła aby tylko powstrzymać wojownika przed rozszarpaniem pół-drowki.

Wojownik spokojnym, kontrolowanym ruchem chwycił Cely za ramiona i obrócił znów ku sobie. Przybliżył na odległość jednego dechu i popatrzył na nią z góry. Westchnął i zaczął spokojnie.
Widziałaś kiedyś starego psa i szczeniaki, kobieto? Szczeniaki są małe, głośne i nierozumne, bez ustanku szczekają i biegają, szukając jego uwagi. Ale stary pies jest mądry, wie, co wiedzieć powinien po tylu latach życia i na szczeniackie podrygi pozostaje niewzruszony – dał jej chwilę na zrozumienie tego, co powiedział. – Ale skoro te szczenięta naprzykrzają mu się, skoro nie dają spokoju, i on szczeknie do nich krótko, ale nie z powodu zainteresowania nimi, ale z powodu ich natręctwa. Raz jeden w swym życiu zamilknij, kobieto i posłuchaj, co powie ci wędrujący, niespokojny duch ze świata, którego nie znasz, ale o którym tak butnie się wypowiadasz. Chcesz wiedzieć, dlaczego traktuję cię jak głupią? Jesteś bowiem głupia. Kto rozsądny, mąż czy kobieta, wybucha co chwila niczym wulkan, żąda uwagi skupionej na sobie, wypluwa z siebie bluźnierstwa wobec przybysza? Za co ja mam cię szanować, kobieto? Nie dałaś mi ku temu żadnej przyczyny. Myślisz, że szanuję wodza za to, że nim jest i że jest mężczyzną? Doprawdy, nie mylisz się. Ale on swymi czynami udowodnił, że zasługuje na szacunek swego ludu. Rozmawiający z Duchami ma wiedzę. Co masz ty, poza językiem ostrym jak kolec opuncji, za który w moim ludzie byłabyś bita pasem do czerwoności? Jakie to cnoty przedstawiasz, którym mam składać hołd? Nie korzystasz nawet z daru milczenia, którego każdy roztropny Mutampa uczony jest szanować od dziecka. Nawet teraz szczekasz i szukasz zwady, gdy jesteśmy na łowach. Jesteś zwykłą, bezczelną kobietą, która jest taka z powodu braku bicia ze strony twojego mężczyzny. Nie do mnie jednak ta kara należy – spojrzał znacząco na Wielkiego Bawoła. – Jeśli tego, co ci rzekłem, nie pojęłaś, nie pojmiesz ogromu swej nędzy nigdy.
Celeana spojrzała z grymasem na wojownika, by chwilę po tym… zaśmiać mu się w twarz.
Phi… Stary pies jest głuchy i ślepy. Ty mówisz mi o kontrolowaniu emocji? A kto w świątyni podniósł na mnie rękę? Ty mówisz mi o chęci zwrócenia na siebie uwagi? A kto skacze wokół Pelaiosa jak mały piesek? Aaaa właśnie... – Spojrzała na Neffa – TY mówisz mi o mądrości i wiedzy o świecie, a jesteś tak nawiny, że dałeś sobie wmówić, że Pelaios jest jakimś wodzem, “Wielkim Bawołem”, a nie… Jesteś na tyle naiwny, że sam sobie to wmówiłeś! Mówisz, że nie dałam Ci powodu do szanowania mnie, ale to TY pierwszy nie dałeś mi powodu do szanowania ciebie. Od początku traktowałeś mnie i inne kobiety jak rzeczy i czyjąś własność, mimo, że tutaj sprawy mają się inaczej jak u ciebie. Ty mi powiedz, za co ja mam szanować Ciebie?

~Jednak ten odpoczynek nie był potrzebny~ pomyślał Pelaios słuchając dyskusji Cely i Mukalego. Próbował zrozumieć jak sprawy eskalowały tak szybko i po raz pierwszy ciężko mu było znaleźć słuszną odpowiedź. Dlatego część uwagi poświęcił sprawom przyziemnym. Wyciągnął jedwabną, wyszywaną bogatym haftem chusteczkę i zaczął ocierać nią twarz z błota, krwi, pomarańczowej podyniowej mazi i zmęczenia. Gdy Cely weszła na wyższe tony podniósł brwi mierząc grupę sceptycznym spojrzeniem i oderwał się od drzewa, o które się opierał. Podchodząc skończył korzystać z chusteczki i starannie ją złożył chowając pod rozszarpany płaszcz. Podszedł akurat w chwili gdy pół-drowka zadała wojownikowi egzystencjonalne pytanie.
Chęć pomocy, odwagę, szczerość, sprawność bojową – zaczął wymieniać na głos i telepatycznie kładąc rękę na barku Cely. Mówił wolno, by wciąż móc usłyszeć otoczenie, które również mogło do nich podejść zachęcone sceną – [i]Pytałeś, za co masz ją szanować?[i] - zapytał wojownika również kładąc dłoń na jego barku. – Chęć pomocy, odwagę, szczerość i sprawność bojową. Tyle was łączy, a pozostajecie na to ślepi. Wiem jak powiedzieć “Kurwa mać” w trzech językach, ale dla was nauczę się i w Mutampa i w smoczym. Wiecie dlaczego? Bo słuchając was, odnoszę wrażenie, że spokojniej jest na polu walki, niż podczas odpoczynku w zapomnianym przez bogów lesie. Padło moje imię tu kilka razy, więc zdradzę wam tylko jeden sekret, który odpowie na wszystkie wasze pytania… chęć karania, poczucie uprzedmiotowienia, bezradność, słabość i gniew. Jedną uniwersalną radę…
Pociągnął i ku własnej osobie by nie musieć mówić głośno.
Weźcie się w garść.
Następnie puścił ich i odszedł kilka kroków.
To w którą stronę do tej wiedźmy? – zapytał Astine.

Mukale skłonił lekko głowę na słowa Wielkiego Bawoła. Jasne było, że wódz nie życzył sobie zwad w plemieniu i jasne, że nie było teraz czasu, by bić tę zuchwałą kobietę. Wojownik postanowił jednak wrócić do tematu tutejszych obyczajów wobec kobiet, by zgiełk bitewny opadnie.
Twoja wola jest moją – odparł wodzowi i wyprostował się, dumnie wypinając pierś.
Zgoda, jestem w stanie go uszanować, ale tylko jeśli on zrobi to samo.– odparła zaklinaczka. –Choć jestem pewna, że wszelkich poprzednich spięć, także można było uniknąć, gdyby wszyscy byli tu szczerzy. – rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę Neffa, tak by tylko on mógł to zauważyć. – Ale może faktycznie ruszajmy, Astine?
Astine była przytłoczona tą rozmową to też trzymała się raczej na dystans.
Zaprowadzę nas. Znalazłyśmy jej wisiory na drzewach. To znak, że jej chata była już blisko – odrzekła na pytanie Pelaiosa.
Diabelstwo skinęło głową.
Znowu pójdę z przodu wraz z Astine. Neff, Hanah, Delran za nami. Cely i Mukale… zamykajcie pochód. Coś dużego kręci się w okolicy, tak? Nie dajmy się zaskoczyć.
Neff rozluźnił napięte mięśnie, do tej pory gotowy wskoczyć między kłócącą się parę. Cieszyło go, że Lis sam rozwiązał ten problem, bo wchodząc pomiędzy młot a kowadło, elf mógł dorobić się sinego oka.
”Jesteś pewien, że nie chcesz by Golas był w środku grupy?” – zwrócił się telepatycznie tylko do diablęcia – “Nie wiemy jaki zasięg ma ochronna moc jego włóczni.”
”Nie. Jeśli coś nas podejdzie, zaatakuje z tyłu lub z przodu wybierając najdalej odsuniętą ofiarę. Cely widzi w ciemnościach, Mukale ma włócznię. Z przodu również mamy dwie pary oczu i węch zwierzęcia. W środku jesteś ty i Hanah z magicznym pierścieniem… jeśli pomimo tego zostaniemy zaskoczeni, to znaczy że to coś jest od nas lepsze.”
“Mam tylko nadzieję, że tym razem nic nie wyskoczy na nas z podziemi” – rzucił żartobliwie Neff, puszczając oko do ich przywódcy.
”Wiesz co mawiają o nadziei? Wygląda na to, że obaj jesteśmy głupcami Neff.” – Pelaios uśmiechnął się słabo dotykając poszarpanego płaszcza.*


Ruszyli dalej, zażegnawszy spór między wojownikiem a kobietą. Mukale pozostawał jednak osowiały. Cóż to była za kraina? Ani kropli żywej wody, ani najdrobniejszej zwierzyny. I ten lud, który z woli Przodków nazywał swoim. Wojownik nie pojmował, dlaczego Wielki Bawół nie zrugał kobiety za jej wybryk, nie pierwszy zresztą. Dlaczego nie zsiekł jej rzemiennym pasem, by nabrała mądrości i nie drażniła wiecu swoją głupotą? Mukale nie był głupcem i wiedział, że to kraina daleka a lud odmienny od Mutampa, istniały jednak prawa niepodważalne, których nie można było przekroczyć, taki bowiem porządek ustanowili Pierwsi Przodkowie. Jak ptak latał w niebiesiech, tak kobieta była poddaną męża, a nie na odwrót. Tutejsi mężowie zaś pozwalali, by ich kobiety ich obrażały, przyjmowali ich głupotę ze spokojem. Nawet Rozmawiający z Duchami, który był przecież mędrcem.

Gdzież w tym zakryta była prawda? Gdzież człowieczeństwo w tych ludziach? Dlaczego Wódz, mimo wielu nałożnic, które go zewsząd otaczały, nie miłował dotąd żadnej? Czyżby robił to w ukryciu? Jeśli tak, czemuż? Czyż był w tym powód do wstydu, czyż był w niemocy? Dlaczego, odnalazłszy swych współplemieńców w domu z kamienia, nie powitali ich radośnie, ale zrugali okrutnie? Mukale gubił się w tych rozmowach, w tym języku, ale i tego pojąć nie mógł.

Szli dalej lasem, a on myślał. Pozostawał czujny, szczególnie idąc obok nieznośnej kobiety, wiedząc, że jej magiczne światełka na niewiele się zdadzą w razie zagrożenia. Tyły grupy myśliwczej były zdane na niego. Nie mógł jednak oddalić bolesnych myśli. Poza walką czuł się źle, wiedział, że tu nie pasuje. Zdawało mu się, że współplemieńcy kpią z niego za jego plecami, że traktują jako niespełna rozumu i nie mówią wszystkiego, co wiedzą. Co miała na myśli ta głupia, gdy wyrzucała mu najgorsze rzeczy? Mówiła, że Wódz nie jest Wodzem? Kim jest zatem? Mukale czuł, że wkrótce będzie musiał porozmawiać ponownie z Rozmawiajacym z Duchami, on jeden czynił największe starania, by pojąć przybysza z daleka.

Z każdą myślą Mukale smutniał coraz bardziej. To, co wśród Mutampa było świętością, tu nie miało żadnej wagi. To, co dla wojownika ważne, stawiano tu w poślednich kategoriach. Jak mówił Wódz? Aby szanować kobiety za ich szczerość? A jaki szacunek należy się za szczerość? To jakby szanować drugiego za to, że oddycha – jedno i drugie składało się na człowieka, na współplemieńca. Tylko wrogowie byli nieszczerzy, ale ich Mutampa zabijali, zamiast się z nimi bratać. Kto wie, może tu wroga należało szukać pośród braci krwi…

Idąc tak, przed oczyma stawał mu jego ojciec – wielki Wódz Kalamalla, dwunasty spośród Mutampa. Wieki wojownik, wielki mędrzec. Mukale miał wrażenie, że to właśnie on – totemiczny Wielki Leopard, zesłał na niego tę przygodę. Być może właśnie tutaj młody Mutampa miał odnaleźć odpowiedź na pytanie, jakie często stawiał przed nim sędziwy już ojciec. Czy szlachetniejszym jest cierpienie od ciosu niż uderzeń okrutnego losu?

 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 19-05-2019 o 01:53.
MrKroffin jest offline  
Stary 19-05-2019, 11:28   #65
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
zybka interwencja Pelaiosa zapobiegła eskalacji konfliktu między Celaeną, a Mukalem. Ich niesnaski oraz przepychanki słowne były im w tej chwili potrzebne jak psu skrzypce, żadnego pożytku i masa hałasu. Podniesione głosy mogły być ich zgubą, gdyż wskazywały miejsce tym, którzy nasłuchiwali w mroku. Któż to mógł być trudno powiedzieć, wielki wilk? Dynie? A może jedynie imaginacje ich strachów mącące zmysły? Tak czy inaczej nie mieli czasu by go dłużej marnować. Zamieszanie, które wywołali na polu z pewnością nie przeszło bez echa, a biorąc pod uwagę, że niektóre ze stworów odznaczały się inteligencją szczególnie źle wróżył.

Hanah najpierw opatrzyła siebie. Część ran natarła odpowiednimi maściami, a potem mocno zabandażowała te, które groziły rozwarciem. Materiałowe pasy szybko nabrały czerwonej barwy, lecz zdawały się powstrzymywać upływ krwi. Będą musiały wystarczyć do chwili, aż nie znajdą odpowiedniego miejsca na odpoczynek. Nie wykluczone, że chata wiedźmy mogłaby być ku temu właściwa. Kiedy już zajęła się sobą to samo uczyniła z Pelaiosem. Diablę syczało z bólu, kiedy kobieta dotykała ran czy zaciskała opatrunki. Wcześniejsze leczenie magicznym światłem zasklepiło najpoważniejsze rany, lecz nie wszystkie. Większość z nich wymagała dokładniejszej opieki, a widzenie w odcieniach szarości nie wydawało się najlepszą pomocą, tak samo jak wszędobylskie listowie i ściółka. Zająwszy się nim na tyle na ile pozwalał czas i warunki Hanah sięgnęła do swego plecaka, z którego wyjęła szarą tunikę ilmaterian. Rzecz bardzo skromna, lecz tak uszyta by nie krępowała ruchów i nie przeszkadzała w codziennych obowiązkach. Na jej potrzeby idealna, wszak nie wypadało jej iść w odwiedziny z obnażoną piersią.

Opatrzywszy się jako tako ruszyli w ustalonej przez Pelaiosa formacji. Innymi słowy towarzyszył on Astine na czele, a Mukale z Celaeną zajęli miejsce na tyłach. Wspomniana para rzucała sobie niezbyt przychylne spojrzenia, lecz ostatecznie musieli skupić się na otoczeniu. Wytropiony wcześniej zwierz mógł bowiem ich zaatakować, o dyniach nie wspominając. Cały pochód podążał za czułym nosem Luny, która pomimo mroku mogła najłatwiej powtórzyć trasę wcześniejszego zwiadu i doprowadzić ich do celu. Wszyscy starali się stawiać kroki najciszej jak tylko mogli co Hanah nie wychodziło za specjalnie. Kobieta miała wrażenie, że przeklęła ją sama Beshaba, bowiem każdy jej krok zdawał się trafiać na trzeszczące gałązki czy dziury, a nagła utrata równowagi skutkowała nierzadko głośnym słowem lub krótkim okrzykiem. Nie wykluczone, że miały w tym swój udział odniesione niedawno rany, gdyż Pelaios również nie czuł się najlepiej. Wzrok płatał mu figle, czasami widział plamki przed oczami, a niekiedy szara wizja rozpływała się w nieodgadniony chaos. Pozytywnym akcentem w tym festiwalu problemów było znalezisko Delrana. Mężczyzna zjeździł już trochę świata i pił z wieloma różnymi jegomościami, to też wiedział, że ci potrafią zrobić zapasy trunku w najdziwniejszych miejscach i tak było tym razem. Podczas swej wędrówki minęli w pewnym momencie sporą dziuplę, lecz nikt nie poświęcił jej ani chwili uwagi. Nikt z wyjątkiem Delrana, który pociągnięty wewnętrznym przeczuciem zatrzymał się i rzucił okiem do wnętrza. Przebijające się przez korony drzew promienie księżyca odbiły się refleksem od czegoś połyskującego. Sięgnął więc ręką i palcami wymacał doskonale sobie znany podłużny kształt. Złapał za niego i pociągnął do góry. Przed oczami zobaczył zakorkowaną flaszkę jakiegoś trunku. Widok jakże utęskniony i potrzebny po tym wszystkim co tutaj przeżyli. Dla pewności sięgnął raz jeszcze i dobrze uczynił, bowiem znalazł coś jeszcze. Była to kolejna butelka, lecz tym razem gliniana. Szybko zapakował swoje znalezisko do torby, ponieważ Mukale i Cely zaczęli niecierpliwić się jego postojem.

Napięcie towarzyszące wędrówce przez las nie dawało im chwili wytchnienia. Dłonie pewnie i mocno spoczywały rękojeściach, drzewcach i łukach. Nie pomagało dość niezdarne zachowywanie ciszy przez Hanah, ani kłopoty ze wzrokiem Pelaiosa. Niemniej ani Luna, ani włócznia Mukalego nie wskazywały na to by coś miało być nie tak. Wreszcie dotarli do punktu, w którym poprzednio zakończony został zwiad. W lesie pojawiło się więcej wierzb, a z gałęzi zwisały plątaniny kości splecione na kształt ręki coś trzymającej. Wystarczyła im zaledwie chwila, by rozpoznać ten prowizorycznie wykonany symbol. Kościana dłoń Kelemvora, sędziego i opiekuna umarłych. Wszyscy, z wyjątkiem Mukalego, kojarzyli opowieści o kapłanach owego boga i ich niekończącej się krucjacie przeciwko nieumarłym. Czyżby wiedźma oddawała cześć Kelemvorowi? Jeżeli tak prawdopodobieństwo, że to właśnie ona stała na tutejszymi wydarzeniami mocno zmalało. Wyglądało to prędzej na sprawkę szalonego nekromanty-ogrodnika, aniżeli służki boga, który nekromancją gardzi, a nieumarłych nienawidzi.

Kiedy oni przyglądali się kościom i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia Luna zawarczała ostrzegawczo. Rozległ się trzepot skrzydeł. Nad ich głowami, pośród gałęzi przysiadł kruk. Mukale nigdy w swej krainie nie widział takiego ptaka, lecz znał go. To właśnie jego spotkał w swym proroczym śnie i to jego oczami spoglądał z góry na wielką chatę wzniesioną z martwego drewna, która była rozłupana niczym orzech. Ptaszysko zaskrzeczało na nich raz i drugi, po czym odleciało kawałek w głąb wierzbowego zagajnika. Przysiadło na kolejnym drzewie i po raz wtóry zakrakało. Wzywało ich by podążyli za nim. Biorąc pod uwagę, że wokoło nie było nic żywego, a wiedźma być może nie była do końca wiedźmą postanowili ruszyć za nim. W zasadzie nie mieli większego wyboru, ponieważ tak czy inaczej zmierzali w tym właśnie kierunku.

Aura pośród wierzb obwieszonych kośćmi była inna. Rośliny wydawały się jakby zieleńsze, a powietrze mniej duszne, jednak uczucie zagrożenia nie znikało. Wiedźma najwyraźniej wiedziała już o ich obecności co skutkowało mieszanymi odczuciami, zarówno zainteresowaniem jak i obawą. Wszędobylskie amulety stukały głucho i trwożnie, kiedy trąciło się je barkiem lub ręką. Odgłos nieprzyjemny, lecz przełamujący wszędobylską ciszę, obdarowujący pewnym poczuciem istnienia czegoś żywego. Z drugiej strony zagajnik był gęstszy od części lasu, w której byli do tej pory, to też mrok stał się bardziej przenikliwy. Wytężali więc wzrok i słuch.

Kiedy mijali wielkie drzewo Neff dostrzegł coś między drzewami. Krótki błysk, refleks księżycowego światła odbity od metalu, nad którym poczęła formować się ciemnoszara sylwetka niemal stapiająca się z otoczeniem. W tym samym czasie Delran ruchem ręki nakazał im zatrzymać się. Do jego uszu dobiegł dźwięk napinanej cięciwy. Wydarzenia, które miały miejsce potem rozegrały się błyskawicznie. Najpierw dwa refleksy światła, które śmignęły Pelaiosowi obok ucha, a za nimi świst dwóch strzał przelatujących przed twarzą Cely i piersią Mukalego. Zaraz potem mięsisty odgłos niszczonej dyni i trzask rozbijanej czaszki. Awanturnicy mieli już odpowiedzieć na ten atak, lecz zwrócili wzrok w kierunkach, w których pomknęły pociski. Kilka metrów od nich przyszpilony do drzewa dwiema strzałami niemrawo miotał się dynioczłek, a drugi padł martwy kawałek dalej. Sztylet przygwoździł jedną z jego dłoni do pnia, a toporek rozłupał dyniowaty łeb. Spomiędzy drzew wyłoniła się dwójka mężczyzn.


Nawet będąc cicho nie skryjecie się przed nimi – słowom szczuplejszego brakowało życia, jakby jego jedynym życzeniem było pożegnanie się z tym padołem, w którym się znalazł. Nie był zbyt wysoki, może nieznacznie przerastał Cely. Przeszedł obok niej oraz Mukalego, zbliżył się do unieruchomionego strzałami dynioczłeka i wyciągniętym zza pasa toporkiem pozbawił go dyniowatej głowy. Reszta zawarła się w mlaśnięciu.

Mój towarzysz miał na myśli, że potwory te nie potrzebują was ani widzieć, ani słyszeć. Wystarczy, że wyczują maź, którą niektórzy z was są poplamieni – Drugi z mężczyzn był barczysty i wysoki, dorównywał pod tym względem Mukalemu. Skórę miał szarą, lecz nie to było w jego aparycji najdziwniejsze. Tytuł ten przypadł w udziale dolnej części jego sylwetki, na którą składały się kopyta oraz ogon, co nie przeszkadzało mu w tym by poruszać się właściwie bezszelestnie.
Musicie nam wybaczyć nasze zachowanie. Chcieliśmy wyjść wam na spotkanie wcześniej, ale dostrzegliśmy tę dwójkę, która podążała waszym śladem – wyjaśniając przeszedł obok Pelaiosa przyglądając mu się z zainteresowaniem, po czym zabrał z trupa swoją broń. Tą zaś był nieźle obwieszony, gdyż za pasem miał cztery toporki, a na piersi krzyżowały mu się dwa skórzane pasy pełne sztyletów do rzucania.

Zaszir nie czas na bajanie. Wymienicie pocałunki, ukłony czy co tam jeszcze później. Oczyśćmy broń i ruszajmy – słowa łucznika były kąśliwe, lecz nie można im było odmówić racji. Ten nazwany Zaszirem skinął mu głową, po czym wyjął pochodnię. Przymknął na chwilę oczy i dmuchnął, a ta stanęła w płomieniach. W kilku szybkich ruchach opalił strzały, jak i swój oręż, a ogień zgasł jak na komendę. Popatrzył chwilę na Hanah i Neffa, na co elf szybko zareagował i przy pomocy drobnego zaklęcia pozbył się resztek dyń z ich odzienia. Brew nożownika uniosła się z zaciekawieniem.
Ruszajmy. Omówimy wszystko w chacie – rzekł Zaszir, kiedy dostrzegł pytające spojrzenia i słowa cisnące się na usta. Głos jego nosił ślady południowego akcentu.



alsza droga przebiegła już bez większych niespodzianek, chociaż obecność dwójki nieznajomych była w pewnym stopniu niepokojąca ich czyny świadczyły o tym, że prędzej byli sojusznikami, aniżeli wrogami. Walka z dyniami była priorytetem, a oni zdawali się wiedzieć więcej o tym co się tutaj wyprawiało. Im wchodzili głębiej pośród wierzby tym wisiorów było coraz więcej, zwisały wręcz z każdej gałęzi. Łucznik i nożownik stawiali kroki pewnie, najwyraźniej dobrze znali ścieżkę do wiedźmiej chaty. Czyżby więc byli z nią jakoś powiązani? Niewątpliwie. Nierozwiązaną kwestią pozostawało to jakiego rodzaju to były więzi.

Kiedy dotarli na miejsce ujrzeli raczej niewielką chatę zbitą z drewnianych pali, o nadwyrężonym przez czas gontowym dachu zaopatrzonym w centralny otwór, z którego unosił się niemrawo dym. Powietrze wypełniał jego delikatny zapach wymieszany z wonią ziół bijącą od śródleśnego domostwa. Obejście było raczej wydeptane, a za budynkiem można było dostrzec ogródek, który dzielnie opierał się wpływom wszechogarniającej śmierci i rozkładu. Im dłużej przyglądali się temu miejscu tym wyraźniej dostrzegali, jak sam las brał chatę w swe objęcia. Mech i porosty porastały niemal każdy zakamarek, a drzewa stanowiły oparcie dla niektórych ścian.

Wchodźcie, Troa będzie chciała zamienić z wami słowo. Valfara zapewne też – rzekł do nich Zaszir, po czym otworzył drzwi. Ze środka uderzyło ich przyjemne ciepło i fala ziołowych zapachów. Ostrożnie przekroczyli próg, za którym zastali izbę z centralnym paleniskiem, a nad nim wiszący garnek z jakimś wywarem. Wszędzie porozwieszane były pęki suszonych ziół, na półkach i po kątach zalegały gliniane oraz szklane słoiczki, garnki i buteleczki. Wszechobecna woń ziela była wręcz odurzająca. Przy ogniu siedziała spokojnie kobieta w średnim wieku odziana w skórzany kaftan. Cała obwieszona była paciorkami i amuletami z kości lub metalu. Kiedy weszli obdarzyła ich życzliwym uśmiechem pomimo szpecącej policzek blizny oraz spojrzeniem spokojnych oczu. W drugim końcu pomieszczenia zobaczyli rycerza w pełnej płycie i hełmie na głowie, który przysiadł na beczułce i opierał dłonie na buławie. Wyglądało to tak, jak gdyby czuwał przy kotarze zasłaniającej przejście do pomieszczenia obok. O nogę opierała mu się wysłużona tarcza z herbem przedstawiającym mysz w hełmie zasiadającą w łodzi z księżyca na zielonym polu.


Zatem nadeszliście. Wedle wróżb i przepowiedni – rzekła przypatrując się im. – Zupy?
Awanturnicy popatrzyli po sobie, a Astine trzymała Lunę blisko siebie, bowiem wilczyca zrobiła się niespokojna. Zwierzę intensywnie wpatrywało się w odradzającą izby kotarę.


 
Zormar jest offline  
Stary 20-05-2019, 12:11   #66
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=0KkTb4AMW8w[/media]

uż w czasie gdy stawiali pierwsze kroki w stronę wejścia do lasu, Neff’a ogarnęły smutek i lęk. Nie przywykł do widoku natury w takim stanie. Czuł zimny pot na skórze. Mroczna energia jaka zawładnęła tym miejscem wydawała się wysysać siły życiowe z każdego pnia, gałęzi czy liścia.
Odgłos powykręcanych gałęzi, bezsilnie poruszanych podmuchami wiatru, wydawała się bardziej lamentem cierpiących roślin w uszach mistyka. Miał wrażenie że sam zaczął odczuwać cierpienie i mękę tego miejsca. Coś jakby lodowate szpony chwytały jego serce w mrożącym uścisku. Ciężko mu było oddychać. Wtem z przemyśleń wyrwał go znajomy głos, jednak tak cichy jakby dochodził z jakiegoś odległego, dawnego snu...
owoli zagłębiali się w las. Kapłanka cieszyłą się, że Pelaios zaaranżował ją koło Neffa. Przynajmniej nie musiała się wymigiwać żeby z nim porozmawiać. Szturchnęłą delikatnie elfa łokciem w bok.
Skoro mamy chwilkę czasu to mam do ciebie pytanie – powiedziała.
Elf otrząsnął się, jakby wyrwany ze snu.
Jak mogę Ci pomóc? – zapytał odrobinę nie nieobecny głosem.
Co mi powiesz o tym, że łakomie spoglądałeś na mnie wczorajszego dnia? – Padło bardzo bezpośrednie pytanie. Hanah zaś spoglądała na elfa z chytrym uśmiechem na twarzy.
Neff zatrzymał się dosłownie na moment, jakby rażony piorunem.
Nie wiem co masz na myśli – odpowiedział ruszając z miejsca odrobinę przyspieszonym krokiem, tak by Dzierlatka nie widziała jak jego blada skóra nabiera czerwonego koloru.
Kobieta nie dała za wygraną i zrównała się z nim.
Spokojnie. Po prostu słyszałam, że to nie aż tak częste aby elf odnajdywał ludzkie kształty za pociągające. A już na pewno nie spodziewałam się takich spojrzeń w swoim kierunku.
To nie tak… ja tylko odwdzięczałem się za przysługę… to znaczy… twoja figura jak najbardziej przyciąga wzrok, ale… – z każdym kolejnym słowem język mistyka plątał się coraz bardziej. Ostatecznie wziął głęboki oddech i kontynuował już spokojnie – To skomplikowane. Jednak biorąc pod uwagę sytuację w jakiej jesteśmy, nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic.
Neff ostrożnie rozpoczął nawiązywać połączenie telepatyczne między Dzierlatką a duszą Gnoma, zamieszkującą magiczny pierścień. Nie był w stanie powiedzie czy będzie to możliwe, dlatego na wszelki wypadek wzmocnił więź poprzez Mind Meld.
Neff? O czym ty… – kapłanka uniosła wysoko brwi w zaskoczeniu.
“Przywitaj się proszę z moim przyjacielem, Zbere… to znaczy z Gimple’m Westhill’em” – przesłał telepatycznie elf.
”Dzień dobry..?” – Hanah ni to się przywitała ni to zapytała. Jej spojrzenie sugerowało jednak zakłopotanie.
Odpowiedziała im cisza.
“Neff?” – kobieta nie wyglądała na przekonaną. – ”Czy to twoja próba odwrócenia uwagi od tematu?”
Jedna chwila – poprosił, po czym posłał telepatyczny krzyk tylko w stronę gnoma – ”Obudź się stary leniu! Przyszła cię odwiedzić urodziwa niewiasta!”
W odpowiedzi doszły go bliżej nieokreślone dźwięki.
”C-co...? Co znowu?"
“Pomyślałem, że przyda Ci się odrobina towarzystwa” – ponownie dołączył Dzierlatkę do telepatycznej rozmowy – “Poznaj proszę Dzierlatkę. Chociaż, ekhm… w tak naprawdę miałeś już szansę się z nią zapoznać od pewnej strony.”
"Hę?" – głos gnoma był zmęczony, nie do końca obecny.
”Dzień dobry Gimple. Neff się tobą tłumaczył, że gapił mi się na tyłek.”
"Ee...? Chyba niczego sobie… Emm… Nie... elfie?"
”Niestety jakiekolwiek wymyki nie zadziałają, by zwieść tę oto kobietę. Ma chyba wrodzony talent do wychwytywania blefu. Gimple jest powodem, dla którego się wybrałem do Łanu. Tak się składa, że szukamy tu jego znajomego, z którym mają niedokończone sprawy.”
”Mhm. Cóż w takim razie liczę, że wam się uda. Mam nadzieję jednak, że te sprawy nie są… niegodziwe?" – choć mogło to zabrzmieć nieprzyjemnie kobieta wolałą się upewnić.
"Pewnie… i tak już chyba nie żyje… patrząc po tym co się wyprawia…"
“Miejcie wiarę Gimple. Nic nie jest przesądzone.”
"W tym wypadku… to i lepiej… chyba."
Hanah uśmiechnęła się. Gdyby mogła dotknęłaby rozmówcę aby dać jej wsparcie. Zamiast tego w miarę swoich możliwości posłała mentalną otuchę złożoną z dobrych myśli i pewności w dobro.
“To miejsce albo jakaś inna siła najwyraźniej sprawiają, że zaczyna tracić siły. Nie wiem czym dokładnie jest to spowodowane. Może to nadmiar nekrotycznej energii. W każdym razie im dłużej tu jesteśmy, tym zapewne gorzej dla nas wszystkich. Jeśli chodzi o kwestię patrzenia na… ciebie, to jak tylko to wszystko się skończy z chęcią poniosę wszelkie konsekwencje.”
Kapłanka ponownie się uśmiechnęła.
“Nie będzie konsekwencji. Za patrzenie się nie obrażam. Po prostu sytuacja w jakiej się znajdujemy wydawała mi się nie pasująca do takich spojrzeń. Z drugiej strony masz swoje wahania nastrojów. Po prostu chciałam wiedzieć”
Neff’owi spadł kamień z serca. Z jednej strony dlatego, że nie chciał by dziewczyna czuła się urażona jego zachowaniem. Innym powodem było oczywiście też to, że nie miał ochoty na własnej skórze doświadczać tego co kapłanka zrobiła z Zakonnicą.
Nie chcąc już dłużej poruszać krępującego tematu, elf zwrócił się do Dzierlatki ze szczerą troską w głosie.
Jak wasze rany? Gdy ta bestia rozcięła wasze ciała swoją kosą, naprawdę bałem się, że was stracę. Muszę pamiętać by odmówić dziękczynną modlitwę do Ilmater’a, za to że nie pozwolił wam zginąć.
Taa… Ilmater na pewno się ucieszy. A z ranami mogło być lepiej. Ale muszę poczekać aż odnowią mi się moce. – mruknęła z niezadowoleniem.
Następnym razem obiecuję, że nie pozwolę was skrzywdzić – starał się zapewnić chyba bardziej siebie niż Dzierlatkę. Nie czekając na odpowiedź odszedł kilka kroków w przód i nawiązał telepatyczną więź tak, by w razie problemów móc wszystkich zaalarmować na czas.

 

Ostatnio edytowane przez Koime : 20-05-2019 o 12:23. Powód: Cudzysłowy :3
Koime jest offline  
Stary 20-05-2019, 14:40   #67
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
roga wśród ciszy wprawiała zaklinaczkę w zakłopotanie i lekką frustrację. Uważała, że rozmowa pomiędzy nią a wojownikiem, pomimo interwencji Pelaiosa nie została zakończona. Postanowiła więc, wykorzystać to, że ustawiono ją w szyku na tyłach razem z wojownikiem i porozmawiać z nim, tym razem jednak na spokojnie. Nie przepadała za nim, jednak uważała, że należy mu się prawda oraz, że Neff wciskając mu kity o tych wszystkich plemiennych mrzonkach jest wobec niego po prostu nie fair.
– Mukale… Chciałabym z tobą porozmawiać, tym razem bez obraz i wyzwisk.[/i] – zaczęła spokojnie, bacznie przyglądając się idącemu obok wojownikowi. –Pamiętasz, co Pelaios powiedział o szacunku i... o szczerości? Uważam jako nasz towarzysz, z wyboru czy nie, ale zasługujesz na szczerość. A prawda jest taka, że nie jesteśmy plemieniem, a Pelaios nie jest naszym wodzem… Zanim mi przerwiesz i zaczniesz mnie ruzgać o bluźnierstwa proszę cię byś zastanowił się chwilę. Dlaczego tylko ty zwracasz się do Pelaiosa jako wodza? Nie robię tego ani ja, ani inne kobiety, ani Delran. Jedyną osobą oprócz ciebie jest Neff, który upewniał cię, że faktycznie Pelaios jest twoim Wielkim Bawołem. Ale zauważ, że robi to tylko on. Nie miał co prawda nic złego na celu, kiedy to robił. Po prostu chciał, abyś podszedł do nas w przyjazny sposób. Ja jednak uważam, że wolę być nienawidzona, ale szczera. – skończyła dając wojownikowi się zastanowić i czekając na jego odpowiedź.
Mukale szedł obok, jakby nie zważając na obecność kobiety. W myślach jednak toczył bój. Rzecz jasna bez Nephilina nie rozumiał tak wiele jak zawsze, pojmował jednak dość, by wiedzieć, o czym kobieta mówiła. Po kilku sekundach ciszy i unikania jej wzroku, odpowiedział:
Dlaczego gnębisz moją duszę, kobieto? Mało ci jeszcze zwad? - Po chwili jednak zaczął ponownie silnym, ale spokojnym tonem. – Jeżeli mówisz prawdę, dlaczego mężowie sami mi tego nie okazali?
Wiem, że nasze wcześniejsze rozmowy były dość… intensywne, jednak naprawdę nie szukam zwady… wręcz przeciwnie, szukam jakiegoś rozwiązania, żeby mogło być… normalnie. Czemu nic nie mówią? Zauważ, że Delran mało odzywa się do kogokolwiek, a reszta? Nie wiem… Sam możesz zapytać Pelaiosa, gdy będziemy mieć trochę czasu. Cely kontynuowała spokojnie, widząc, że mężczyzna zaczyna się zastanawiać. – Mówię ci to szczerze i z dobrego serca. Gdyby Pelaios faktycznie był wodzem czy tam Wielkim Bawołem, a ja jedną z jego nałożnic, to chyba logiczne, że nie odważyłabym się czegoś takiego powiedzieć bo zostałabym ukarana. – próbowała tłumaczyć wykorzystując porównania do zasad jakie według słów wojownika panowały Mutampa.
Prawda jest też taka, że nie znamy się wszyscy jakoś specjalnie długo. Ja dołączyłam do nich kilka godzin przed tobą. Cała reszta z tego co wiem spotkała się po raz pierwszy zaledwie kilka dni wcześniej
A zatem... - wojownik starał się starannie układać słowa. Nie mógł odmówić kobiecie, że w jej słowach coś się kryło. – więc kim jesteście? Jeżeli nie plemieniem? Kto tu jest wodzem? Kto rządzi waszymi ciałami i umysłami?
W sumie… w tej chwili wygląda na to jakby Pelaios faktycznie nas prowadził, jednak nie jest on wodzem w takim znaczeniu słowa jak ty je rozumiesz… Można powiedzieć, że jest naszym… przewodnikiem, tak to chyba dobre słowo. Jednak wynika to bardziej z tego, że potrafi pokierować ludźmi, a nie jakiemuś… narzuconemu przez przodków tytułowi. A my… bardziej drużyną niż plemieniem. Drużyną, która zebrała się tu z różnych powodów, ale przyświeca nam ten sam cel. – dziewczyna tłumaczyła spokojnym tonem, starając się dobierać jak najlepiej słowa. – Wiem, że trudno ci to zrozumieć i przepraszam, że za pierwszym razem tak na ciebie naskoczyłam, ale proszę spróbuj zrozumieć, że niektóre rzeczy mają się tu trochę inaczej niż u ciebie. I nie bądź zły na Neffa, on chciał dobrze, pewnie myślał, że jeśli przedstawi ci nasz świat po twojemu, to będzie łatwiej, a okazało się, że jednak nie do końca.
Mukale milczał długo.
Bądź ze mną, kobieto. Bądź, gdy będę rozmawiał z Wielkim Bawołem. Niechaj wtedy zatryumfuje prawda. Lecz jeżeli łżesz, Wódz skaże nas oboje na ciężkie kary, może i zechce usunąć spośród ludu. Jesteś pewna tego, co mówisz?
Oczywiście, jaki byłby mój cel w kłamaniu i narażaniu się “Wielkiemu Bawołowi”, gdyby faktycznie Pelaios nim był? Nie widzę powodu bym miała cię okłamywać. Zresztą, już kilka razy powiedziałam, że nie jest on ani wodzem, ani mym mężem, a my nie jesteśmy plemieniem, a mimo to nie zostałam ukarana, ani razu. Czy gdybym kłamała, a Pelaios byłby “Wielkim Bawołem”, to uszłoby mi to płazem?
Nie. Nie wśród Mutampa. - Wciąż unikał jej wzroku. – Dobrze, kobieto. Dobrze, że mi o tym mówisz. Doznaję jednak bolesnej rozterki, nie wiedząc, czy mogę ci zaufać. Nie minie jeden lot kormorana, a dotrzemy do chaty wszetecznicy. Tam zaś nie może być miejsca na zwątpienie w duchu. Kiedy wypełni się czas, zwrócę się do ciebie i skierujemy swoje kroki do Wielkiego Bawoła, by rozstrzygnąć o tym, co trapi nasze dusze. Tymczasem milcz i zważaj na zagrożenia wokoło, bo krwiożercze diabły z tego lasu nigdy nie zasypiają.
Dziewczyna skinęła głową, dodając jeszcze tylko.
Dziękuję, że chciałeś mnie wysłuchać – po czym wróciła do obserwowania otoczenia. Miała nadzieję, że po tej rozmowie będzie łatwiej koegzystować jej z Mukalem podczas tej podróży.

 
BloodyMarry jest offline  
Stary 22-05-2019, 22:01   #68
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Zatem nadeszliście. Wedle wróżb i przepowiedni – rzekła przypatrując się im. – Zupy?
Awanturnicy popatrzyli po sobie, a Astine trzymała Lunę blisko siebie, bowiem wilczyca zrobiła się niespokojna. Zwierzę intensywnie wpatrywało się w odradzającą izby kotarę.

z chęcią, dziękuję. – kapłanka ukłoniła się lekko składając ręce jak do modlitwy. – Muszę jednak wpierw zapytać. Czy użyczyłabyś roślin ze swego znamienitego ogródka?
Kobieta popatrzyła na nią, po czym machnęła ręką. Na kawałek drewna, który miała przed sobą potoczyły się wypełnione znakami kości. Przyglądała im się przez chwilę, po czym odpowiedziała.
Tak, ale nie jest znamienity. Jedynie trochę skarłowaciałego zielska, ale proszę.
Wystarczy aby była żywa i nie dotknięta klątwą. Dziękuję bardzo – kapłanka znów się ukłoniłą i nagle oprzytomniała.
Khm… Hanah, miło mi. Przepraszam, poniosło mnie.
Po raz kolejny rozległ się dźwięk rzucanych kości.
Troa – przedstawiała się wiedźma.
Pokój temu przybytkowi i wszelkim tutejszym okolicom Troo. Bądź błogosławiona światłem Selune, jeśli to twoja moc sprawiła, że to miejsce stało się ostoją życia w tej mrocznej krainie – elf skłonił się głęboko, po czym spojrzał na zupę – Jesteś pewna, że w tych… okolicznościach możecie pozwolić sobie na dzielenie się z nami waszymi cennymi zapasami?
Nie moja a Strzegącego Kości. Jemu winnyś składać dzięki – rzekła mu, po czym sięgnęła po wyszczerbioną drewnianą miskę i nalała mu trochę zupy. – Musimy mieć siły jeżeli chcemy przetrwać. Czas nie jest naszym przyjacielem.
Tiefling po wejściu do chaty omiótł ją uważnie spojrzeniem, zatrzymując wzrok nieco dłużej na rycerzu i jego tarczy. Przesunął się na bok, by nie blokować wejścia, a mieć przy okazji ścianę domu za plecami, zamiast drzwi. Nigdy nie odwracał się plecami do drzwi. Nigdy.
Mam wrażenie, że rzadko kiedy bywa – odpowiedział wiedźmie – Dziękujemy za gościnę… ale… – urwał na moment i zdecydował się wpierw zadać inne pytanie – Jesteście tu w czwórkę, czy takich grup polujących na dynie jest więcej w okolicy?
Jest nas piątka, a o innych nic nie wiadomo. Może są, a może umarli jak większość – wtrącił się ten szczupły. Wyglądał na odrobinę zdenerwowanego i co jakiś czas zerkał na Lunę.
Herd, spokojnie – uspokajał go Zaszir.
Łucznik parsknął i wszedł głębiej do pomieszczenia zatrzymując się dopiero pod ścianą naprzeciwko kotary.
Ma rację. Wyroki losu powiedziały mi jedynie, że są inni, którzy żyją, lecz nie o miejscu, ani przeznaczeniu. Wy jesteście drugą grupą, która do mnie trafiła. – Troa rozwinęła słowa Herda.
Pelaios patrzył to na Herda, to na Zaszira, by w końcu znów uwagą wrócić do wiedźmy. Starał się jak mógł, by nie zwracać uwagi na kopyta nożownika. O satyrach jedynie słyszał w bajaniach, ale do Waterdeep żaden jakoś nie zagalopował.
No właśnie… – podjął temat nie wydając się być zdziwiony wzmianką o poprzedniej grupie. – Zaszir wspomniał Valfarę…
Diabelstwo zawiesiło głos jakby to było pytanie.
Dwójka poznana w lesie popatrzyła najpierw po sobie, a potem na wilka Astine, aż wreszcie na rycerza siedzącego obok kotary, który wydawał się być niewzruszony całą sytuacją. Wtem zza materiału odezwał się suchy, ciężki głos.
Widać ktoś mnie szuka – Za głosem pojawiła się ręka, która chwyciła się framugi. Palce bielejąc wbijały się w drewno. Następnie pojawiła się przetykana siwizną czupryna, spod której wyjrzała pomarszczona, pełna blizn twarz z jednym ślepym okiem. Trzymała się drugą ręką za bok, gdzie spod rozdartej w paru miejscach koszuli wyzierały zakrwawione bandaże. Kobieta najwyraźniej została poważnie ranna w bok, lecz mimo to minę miała hardą, która jednak szybko stężała, kiedy dostrzegła Lunę.


Wiedziałam, że czuję wilka – uśmiechnęła się drażliwie, po czym wróciła wzrokiem do Pelaiosa. – Kolejna czarciokrew i… dro… – Przerzuciła zainteresowanie na stojącą w tyle Cely, pociągnęła nosem. – Półdrow? Heh. Nie mieli już kogo posłać, że wysyłają takich jak wy? A z resztą chędożyć to. Pewnie i tak by zdechli jak reszta.
Diabelstwo uśmiechnęło się ponuro.
Liczyłem że znajdę cię nieco dalej... – mruknęło zniechęcone i spojrzało na wiedźmę. – Teraz z chęcią się poczęstuję tą zupą. Trzeba się nam wszystkim rozmówić.
Spojrzał na towarzyszy wyraźnie się rozluźniając, pomimo smutnego spojrzenia. Sam zaś podszedł bliżej paleniska i usiadł przy “wiedźmie”, choć nie bez wahania. Może i była wyznawczynią Kelemvora, ale tyle się słyszało o samotnych chatkach i zagubionych ofiarach.
Ja również z chęcią się poczęstuję.– powiedziała serdecznie pół-drowka, po stanęła obok łucznika i spytała.
Jak długo to już trwa… w sensie te wszystkie dynie…– pomimo nerwowego zachowania mężczyzny wolała rozmawiać z nim, niż z Valfarą, która wyraźnie była mało zadowolona z tego kto przybył z pomocą.
Mężczyzna przyjął jej towarzystwo z niechęcią i tylko niewielkie rozmiary pomieszczenia sprawiały, że nie miał gdzie się podziać.
Jej pytajcie. – ruchem głowy wskazał na Troę. – Ona tutaj jest od samego początku.
Hanah skierowała spojrzenie na kobietę. Przyjęła miskę z zupą.
Tak, właśnie, to jak to było?
Wiedźma zastanowiła się, sięgnęła po jakieś zioła, które miała przy sobie. Roztarła je w dłoniach szeptając niezrozumiale, by wreszcie oddać je objęciom ognia. Płomienie skarłowaciały, w izbie zapanował półmrok.
Znowu te wiedźmie sztuczki – skomentował łucznik, ale nie rzekł nic więcej zrugany spojrzeniem Valfary. Znachorka zaś kontynuowała. Z ogniska zaczął unosić się dym, który układał się w kształty pod wpływem słów kobiety.
Najpewniej zaczęło się to wraz z nocą trzeciego Flamerule, cztery dni po pogrzebie starego Johna i na pięć nocy przed wielkim urodzajem. Świat zatrząsł się w posadach, zszywająca jego gobelin nić zwa magią rozdarta. Granice sfer nadszarpnięte zostały, działaniem pozbawionym świadomości. Wiem to, gdyż byłam blisko miejsca, w którym rzecz ta miała miejsce. Stworzono wyrwę w osnowie rzeczywistości, przez którą w świat śmiertelnych przedostało się zło. Wybaczające i podporządkowujące sobie kształt tego co materialne. Zło to utkało mgłę, by odgrodzić Łan od reszty Faerunu, a potem zasiało swe nasiona, które potem dyńmi pola przykryło. Mieszkańcy osady zostali oszukani, zbiory nie zapowiadały się pomyślne na ten rok, więc odczytali to za znak opatrzności, łaskę Matki Zbóż. Jakże się pomylili. Ostrzeżeń mych i przestróg nie posłuchali, aż czasu na opamiętanie się zabrakło. Byt spoza naszego świata zagarnął ich umysły, a potem ciała. Rozciągnął nad wszystkim zasłonę wiecznego mroku i wiecznego księżyca. Życie zaczęło opuszczać nasze ziemię i przeradzać się w monstra, które wykiełkowały na szczątkach niewinnych. Część z ocalałych schroniła się w świątyni. Pozostali próbowali uciekać na szlaki porzucając swe domu, lecz osada nie mogła ich porzucić. Kiedy biegli przez mgłę ta mąciła ich zmysły sprawiając, że zawsze wracali do miejsca, z którego wyruszyli. Nie da się więc opuścić tego miejsca stąpając po ziemi, ani wzlatując w powietrze. Wszystko to ma swoje źródło w pobliżu posiadłości rodziny barona. Za nią to w lesie miejsce swe mają zapomniane przez bogów i czas miejsce pełne mocy. To tam powstała wyrwa i tam się znajduje teraz. I nie jest sama, gdyż zło, które przezeń się przedostało nie może się odeń oddalić. Tak rzekły mi wizje Opiekuna Kości, przekazane mi przez niego znaki.
Kobieta skończyła, a ogień w ognisku powrócił do swojej pierwotnej postaci.
Dlatego czas nie jest nam przyjacielem. Trzeba położyć temu kres nim pochłonie nas wszystkich. Nawet moja chata nie jest w pełni wolna od złych wpływów. Być może przekonaliście się o tym już na własnym przykładzie. Czy doświadczyliście osłabienia? Jeżeli tak to mroczne moce żywią się waszym życiem. Powoli, kawałek po kawałku, aż zostanie nawóz dla dyń. Monstra zaś będą rosły i rosły, aż wreszcie stworzą powłokę dla istoty spoza naszego świata. Święte moce wówczas na nic się zdadzą, nawet w tej chwili jesteśmy świadkami tego, jak moja więź z Opiekunem Kości słabnie. Jeszcze niedawno stwory nie mogły przekroczyć granicy amuletów. Pomniejsze nadal tego uczynić nie mogą, lecz co większe zaczynają się zapuszczać. Nie stajemy więc przed pytaniem czy, lecz kiedy.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 22-05-2019 o 22:03.
Jaracz jest offline  
Stary 23-05-2019, 23:50   #69
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
annah zacisnęła usta w kreskę. W jej głowie zaczęły kotłować się myśli.
Znaleźliśmy rytuały mogące oczyścić i przywrócić moc świątyni Chauntei… Ale to by oznaczało powrót skąd przyszliśmy.
Ponowne uświęcenie pomoże temu przybytkowi, lecz nie na długo. Aura jego będzie znów słabnąć, aż połączenie z boginią zostanie zerwane.
Jak daleko jest do tej posiadłości? –zapytała kapłanka.
Nie daleko. Może z połowę mili za wioską, pośród lasu. Z tego co pamiętam jego rodzina lubiła prywatność – odpowiedziała jej Astine, która do tej pory uważnie obserwowała Valfarę i starała się wybadać zachowanie Luny.
Chciałabym w takim razie wrócić do świątyni i choć trochę wzmocnić jej moc. – Kapłanka wyprostowała się i poważnie spojrzała na innych.
Mukale stał sztywno przy wejściu do chaty, patrząc nieufnie na spotkanych nieznajomych. Wojownicza powściągliwość nakazywała mu zachować dystans tak fizyczny, jak duchowy do nowopoznanych. Postanowił także nie wtrącać się w sprawy tutejszych - niech ci, którzy mają wiedzę, radzą jak jej użyć, on sam przecież i tak rozumiał z ich słów niewiele bez pomocy Rozmawiającego z Duchami. Czuł jednak głęboko skrywaną nadzieję, że wiedźma może wiedzieć coś na jego temat, na temat jego podróży… z drugiej zaś strony była wiedźmą majacą za nic porządek odwieczny, więc czy należało zgłaszać się do kogoś takiego po pomoc? Stojąc i milcząc, toczył bój z własnymi myślami.
Nim ruszymy, byłbym wdzięczny gdybyś pomogła nam odzyskać odpowiedzi na jeszcze kilka pytań. Wybacz mi jeśli cię urażę, ale czy mogłabyś wpierw opowiedzieć kim jesteście i cóż to za ”wróżby i przepowiednie”, które to podobno zwiastowały nasze przybycie. – Neff zwrócił się do Troa. W czasie gdy wymawiał te słowa aktywował swój talent, pozwalający mu na telepatyczną rozmowę z każdym żywym stworzeniem. Zwrócił się niemym pytaniem w stronę Luny, starając się dowiedzieć co konkretnie niepokoi wilczycę.

Jesteśmy wysłannikami Lorda Roderika, seniora, któremu podlegają m.in. te ziemie. Mieliśmy odebrać cholerne zaległe dziesięciny. Starzec jest większym skąpcem do smoka. Oto jak tutaj trafiliśmy. Można rzec, że jestem jego specjalnym poborcą podatkowym do pracy z trudnymi przypadkami. Herd i Zaszir są tym co zostało z mojej zbrojnej grupy, a ten tutaj błędy rycerz nie chce się odczepić odkąd przypadkowo ocaliłam mu życie – w tym momencie kobieta kopnęła rzeczonego wojownika w nagolennicę, co tamten przyjął ze stoickim spokojem.
Jeżeli chodzi o wizję to o was rzekły mi, że “nadejdą z wilkiem u boku”. – Wiedźma wskazała Lunę. – oraz “mrok na nich zalegał będzie”. – Tym razem pokazała na Celaenę. – Te oraz wszelkie inne wróżby są błogosławieństwem od Opiekuna Kości oraz darami większego przeznaczenia.
Skończywszy po raz kolejny rzuciła swymi wróżebnymi kośćmi, a kiedy już je odczytała zacisnęła rękę z lekkim zadowoleniem. Następnie ponownie skupiła się na gościach.
Taaaak, wizja ta rzeczywiście nie pozostawia żadnych wątpliwości – elf starał się nie zwracać uwagi tajemniczej kobiety, podczas gdy swoim towarzyszom przekazywał telepatycznie – ”Miejcie się na baczności. Ta kobieta zwana Valfarą według Luny pachnie dziwną mieszaniną wilka i człowieka”.
Podczas drogi tutaj moje przyjaciółki zauważyły na ziemi ślady wielkiego wilka. Jeśli wiecie coś o tym, będziemy wdzięczni za szczerość – mówiąc to odwrócił się w stronę rannej kobiety.
Valfara popatrzyła na swych towarzyszy, a oni na nią.
Też trafiliśmy na te ślady, ale nie wiedzieliśmy żadnego wilka. Możliwe, że przetrwało w lesie – odpowiedziała kobieta. – Skoro już wypytujemy się, to może zdradzicie kim wy jesteście? Nie często widzi się tutaj takich jak on albo ona. – Ruchem głowy wskazała na Pelaiosa oraz Cely. – Z resztą ten wielki też nie wygląda na tutejszego. – Mukale na moment znalazł się w centrum uwagi. – To jasne, że przynajmniej niektórych z was przysłał Roderik albo któryś z jego ludzi. Inaczej byście o mnie nie pytali, nie takim tonem...
Kobieta przerwała, gdyż zaczęły jej się trząść ręce, na twarzy pojawiły się krople potu, przygryzła wargę. Zaszir już ruszył w jej kierunku, ale ta powstrzymała go gestem. Po chwili to co się działo minęło. Valfara wzięła kilka głębszych oddechów.
To… jak jest?
Każde z nas widocznie przybyło tu w innym celu, lecz wszechświat miał widocznie zgoła inne plany, gdyż splótł nici naszych losów w jedną linę. W każdym razie naszym wspólnym zadaniem stało się rozwiązanie tutejszych problemów, dlatego też tak usilnie staramy się dowiedzieć jak najwięcej możemy – Neff starał się jakoś wybrnąć z próby zmiany tematu przez kobietę.
Zwrócił pytające spojrzenie w stronę Lisa i Iskierki.
“Boję się, że nie mówi nam całej prawdy. O ile to możliwe chciałbym uniknąć przymuszania jej do szczerej odpowiedzi. Może wam uda się ją skłonić do rozmowy.”

Hanah lekko zawiedziona, że elf pociągnął rozmowę nie racząc chociaż odpowiedzieć na jej propozycję, zacisnęła dłoń na swojej złotej kuli. Wokół Valfary pojawiło się światło, które złagodziło jej rany. Na co ta zareagowała początkowym zdziwieniem, a potem lekko zaintrygowanym spojrzeniem w kierunku kapłanki.
Ślady wielkiego wilkopodobnego stworzenia w okolicach waszego schronienia was w ogóle nie niepokoją? A co jak to stworzenie się tu podkradnie? – Cely powróciła do tematu tajemniczych śladów.
Troo, czy musimy obawiać się tej bestii? – poborczyni zwróciła się do wiedźmy, a ta po raz kolejny poczęła wróżyć. Po chwili przemówiła:
Spokój i… jedność zapewnią nam bezpieczeństwo.
Yhym… A mogłabym spytać o jedną bardziej… osobistą dla mnie rzecz?– zaklinaczka spytała spoglądając na wiedźmę.
Pytaj więc.
Od dłuższego czasu podczas snu nękają mnie dziwne… wizje, koszmary. Nawet nie do końca wiem jak to nazwać. Czy potrafisz jakoś… namierzyć ich źródło czy pomóc się ich pozbyć?
Kobieta przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Celaenę, po czym pogrążyła się we własnych myślach. Po paru minutach wiedźma spojrzała na nią ponownie.

Wydaje mi się, że byłabym w stanie uwarzyć wywar, który przywołałby te sny, a także pozwoliłby na zachowanie zmysłów. Wówczas mogłabyś spróbować poszukać odpowiedzi na dręczące cię pytania.
Coś jak… świadomy sen?– zapytała pół-elfka. Z jednej strony okazja wyjaśnienia dręczących co noc koszmarów była kusząca, z drugiej strony świadoma konfrontacja z nimi napawała ją strachem.
Chyba można tak to nazwać – znachorka odpowiedziała po zastanowieniu.
Z tym, że nie mam za bardzo czego ofiarować w zamian. Mojego konia wraz z większością moich rzeczy porwały dynie. – powiedziała Cely zmartwiona.
Jeśli będę w stanie ja mogę zapłacić cenę za ten wywar. – Hanah spojrzała na półdrowkę uśmiechając się lekko.
Jaka jest twoja cena? – zwróciła się do znachorki.
Nie potrzebuję ani złota, ani darów. Wszystko czego mi trzeba daje mi las i okolice. Pragnę jedynie zakończenia tego co stało się z moim światem. To ja was powinnam prosić o pomoc.
Po to tu przyszliśmy. Żeby pomóc. – stwierdziła zaklinaczka z uśmiechem.
Jeśli jeszcze pozostali będa mieli podobne potrzeby to kto wie czy czegoś więcej nie trza będzie… Mukale, Neff? – Hanah bezceremonialnie postanowiła jeszcze zdradzić że tamta dwójka ma sprawy do wiedźmy.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 24-05-2019, 11:58   #70
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
łysząc, że zapłaty nie będzie trzeba kapłanka postanowiła podejść do milczącego do tej pory rycerza.
Słyszę, że niespecjalnie się udzielasz, ale mógłbyś mi udzielić kilku odpowiedzi?
Na pytanie pancerna rękawica chwyciła żelazny podbródek w geście zastanowienia. Następnie skinął on głową, a dłoń złożył w gadający dzióbek, by zakończyć znakiem przeczenia i uderzeniem się w pierś. Trzask metalu poniósł się po całej izbie. Przepraszająco uniósł dłoń, po czym spojrzał znów na Hanah zza przyłbicy.
No dobra… śluby milczenia jak rozumiem. Ale pisać potrafisz prawda? – kapłanka sięgnęła do swojego plecaka i wyjęła z niego kilka kartek papieru, pióro i tusz.
Niektóre moje pytania mogą wymagać dłuższej odpowiedzi – uśmiechnęła się krótko. – Słyszałam, że jacyś zbrojni wraz z kapłanami mieli wejść we mgłę. Należałeś do tej grupy?
Pozostali mogli dostrzec, że Valfara chciała się wtrącić, ale po namyśle pchnęła na to ręką. Rycerz zaś zaprzeczył kręcąc hełmem.
Kapłanka pokiwała głową w zrozumieniu. Wystawiła kartkę i pióro przed siebie.
Rozumiem. Jak mogę się do was zwracać?
Pancerna rękawica sięgnęła po tarczę, a następnie zarysowała jej obrys.
Kapłanka sceptycznie spojrzała na tarcze.
Myszowór? Mysia? Rycerz złamanego księżyca? Dzielna mysz w hełmie? – zaczęła wymieniać pierwsze skojarzenia jakie jej przyszły do głowy. Nie chciała się przed sobą przyznać, ale złośliwość wypowiedzi była celowa. A nóż rycerz się nieco obruszy? Może jak usłyszy głupkowate odpowiedzi poirytuje się? Naprawdę Hanah zdawała sobie sprawę, że potrafiła czasem wybrać bardzo niefortunne słowa. Liczyła jednak na jakikolwiek efekt. Bezczelnie umoczyła pióro w tuszu i wcisnęła rycerzowi je wraz z kartkami.
”Ilmaterze czasem mam tak kruchą cierpliwość!” ~ pomyślała. Zrzuciła to jednak na ból jaki jej wciąż doskwierał po walce. Tracąc na moment uwagę z “prawie rozmówcy” spojrzała w kierunku mówiącego Pelaiosa. Znów coś robił ze swoją chusteczką. Potem zobaczyła wyhaftowany znak i wybałuszyła oczy. Chusteczka jak chusteczka - nawet ładna i koronkowa była dla Hanah czymś mało istotnym, ale ten znak. Spojrzała na tieflinga i sobie przypomniała.
O w mordę… – szepnęła odwracając spojrzenie na rycerza jakby chcąc zobaczyć czy coś napisał.
Słysząc słowa Hanah rycerz załamał ręce. Ten wreszcie chwycił podane narzędzia pisarskie i nie znalazłszy niczego na czym mógłby położyć pergamin zaczął skrobać na kolanie. Kiedy skończył podstawił kobiecie swoje dzieło pod nos. Czarne znaki były nierówne i krzywe, najwyraźniej pancerna rękawica nie jest najlepszą pomocą przy kaligrafii. Po chwili udało się jej odczytać słowo, którym było “Tarcza”. Kiedy Hanah spojrzała na niego ponownie ten z wyrzutem uderzył wierzchem dłoni o swą tarczę. Obserwująca to kątem oka Valfara parsknęła cicho, a stojące niedaleko kopytne diablę uśmiechnęło się życzliwie.
A więc Tarcza. Ale to.. ach mniejsza. Dobrze Tarczo… eee osobliwy masz herb. – Kapłanka ściągnęła brwi. Źle zrozumiała tę całą Valfarę. Ten rycerz musiał z nią podróżować wcześniej. Od niego raczej nie dowie się niczego o tej grupie kapłanów. Ale skoro już zaczęła to mogła chociaż zaspokoić część swojej ciekawości.
Hełm też jest częścią jakiegoś wyrzeczenia?
Odpowiedziało jej skinienie głową.
Hanah westchnęła. A mogła jednak poprosić Neffa o pomoc.
A co powiedziałabyś Tarczo na możliwość rozmowy bez użycia słów? Obecny tutaj Neff mógłby dać ci możliwość wyrażenia swoich myśli bez otwierania ust.
Co? – zdziwił się wywołany elf, który dopiero co zakończył rozmowę z Iskierką – Aaa. Tak. Oczywiście.
”Jesteś dziś rozchwytywany Neff, nie ma co. Nawet zupy w spokoju zjeść nie można” – pomyślał wdychając bezgłośnie, po czym spróbował nawiązać połączenie telepatyczne między Dzierlatką a Puszką.
Rycerz złapał się za głowę, kiedy tylko o tym usłyszał i zaczął przecząco wymachiwać rękami przed elfem.
Neff rozmasował swe skronie zastanawiając się co począć. Wtem przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Porzucił możliwość szerszej komunikacji telepatycznej, by skoncentrować swój umysł na pozyskaniu nowej wiedzy. Po chwili władał już znajomością mowy w języku migowym.
”Może tak będzie lepiej?” – przekazały jego palce.
Pancerna rękawica podrapała hełm w geście niezrozumienia tego co szybko pokazywały palce elfa.
Mistyk wzruszył ramionami.
Cóż... Próbowałem – powiedział do Dzierlatki.
Hanah uważnie obserwowała całą sytuację. Zmrużyła lekko oczy zastanawiając się nad reakcją rycerza. Kiwnęła głową w podzięce za próbę.
Czego ty się boisz? – zapytała rycerza znowuż zbyt bezpośrednio.
Ten zaś chciał zacząć już próbować wyjaśniać jej to gestami, ale uznał, że na piśmie będzie szybciej. Po chwili na pergaminie pojawiły się słowa: “złamania ślubów”.
Dobrze, dobrze, ale myśl to nie słowa. Skoro możesz mi napisać, to czemu nie chcesz w inny sposób się porozumieć? Również nie wymagający otwierania ust. W razie czego mam trochę tego papieru, i księgę na której możesz sobie to oprzeć, ale zwyczajnie tak też można… i jest szybciej – zauważyła.
W znaki odpowiedzi ułożyły się w: “Myśli się mówią. Zakaz mówienia”.
Myśli się myślą Tarczo. Dlatego są nazywane myślami nie słowami.
Rycerz podstawił pięść pod podbródek hełmu w geście zamyślenia. Po chwili pokręcił dłonią w geście niepewności.
Ech… niech będzie. Wszak to śluby, ich łamać nie wolno… – kapłanka urwała słysząc Pelaiosa.
Pozytywna energia – rzuciła do tieflinga wracając na moment do rycerza. – Zachowaj sobie kartki, tusz i piórko. Mogą ci się przydać.
Rycerz skinął porozumiewawczo głową.


 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 24-05-2019 o 14:17.
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172