| mzingeli, Panie Myśliwych, spraw, byśmy uderzali silnie i szybko, aby nasza ręka nie zawahała się nad naszymi wrogami, byśmy nie znali litości nad nimi. Daj nam obmyć ciała w krwi naszych wrogów, daj nam nosić ich kości niby amulety. Daj nam wyrywać łona ich kobiet, a ich dziećmi daj nakarmić ogień. Naszą włócznią wyniszcz ich z powierzchni ziemi, a twym wojownikom daj śmierć w boju i wieczny łów w zaświatach.
Tę modlitwę do Umzingelego, patrona myśliwych i wojny, zanosił Mukale przed każdą walką. I po każdej przegranej wiedział, że Umzingeli i inni Przodkowie nie spojrzeli na niego z łaską. Tak było i tym razem, gdy wielki potwór, którego żadne słowa opisać nie zdołają, umykał raz za razem przed ciosami wojownika, kpiąc sobie całkowicie z jego wysiłków. Chwała Przodkom, że raczyli spuścić swoją łaskę na Wielkiego Bawoła, który niczym największy wojownik rzucił się do gardła bestii i przyprawił o śmierć. Oto czyn wojownika, oto czyn Wodza – czyn, który zawstydził Mukalego do głębi. Świadom był, że swą nieudolnością się pohańbił, gotów był na przyjęcie kary od Wodza, on zaś litościwie odstąpił od jej wymierzenia, nakazując kontynuację wędrówki. Mukale rozumiał – pominięcie było gorsze niż największa hańba. Pragnął złożyć Wielkiemu Bawołowi jakiś dar przebłagalny, cóż jednak mógł złożyć łowca w tak ponurej, pozbawionej życia krainie jak ta?
W chwilach wolnych Mukale rozpoznawał znaczenie snu, jaki czas pewien temu zesłali nań Przodkowie. Nie pojmował go jednak. Polowanie, chata Wodza, inne chaty, ptak… cóż li znaczyć to miało? Czy był tam ukryty jakiś przekaz od Przodków, wyjaśnienie zagadki tajemniczej podróży, jakiej stał się ofiarą? Potrzebował pomocy kogoś, kto miał wiedzę, wyjaśniacza snów, wróżbity, mędrca… może Rozmawiającego z Duchami? Czas było zapytać, mąż ten miał bowiem wiedzę o wielu sprawach, z pewnością i sen ten mógłby swą mądrością rozwikłać.
Walka sprawiła, że Mutampa poczuł się lepiej, choć wciąż osłabiony i nienasycony. Tu właśnie, pośród zgiełku walki, pośród i krzyków bólu, czuł duchową jedność ze swoim plemieniem. Tę jedność, o którą było tu tak ciężko. Niezrozumienie języka było jednym, lecz niezrozumienie duszy drugim i ważniejszym. Nowe plemię było pełne dziwactw, zasad, których nikt roztropny nie ustanowiłby w swoim domu, ale w domu wroga, by ten zawalił się i pogrzebał mieszkańców. Który mąż dopuściłby swą żonę, choćby najmądrzejszą kobietę, do decydowania o losie plemienia, do udziału w wiecu? Który pozwoliłby nawet najmędrszej wchodzić w słowo dwu mężczyzn podczas rozmowy? Tym bardziej było to złe, że w tym plemieniu kobiety nie wydawały się mądrzejsze od kobiet Mutampa, a niejednokrotnie po stokroć głupsze. Wkrótce wojownik miał odczuć uderzenie tych myśli na samym sobie…
Przemyślawszy przez pewien czas słowa kobiet, Mukale postanowił wyjść z pewną propozycją.
– Szaman, moja mowa w mowa wasza – zwrócił się do Rozmawiającego z Duchami, mając nadzieję, że komunikat będzie jasny.
Elf spojrzał na wojownika, zastanawiając się przez chwilę o co mu może chodzić, po czym widząc, że wskazuje w stronę Astine, rozpoczął połączenie telepatyczne, pozwalając im na swobodną wymianę zdań.
– Kobieto! – rzekł do Astine. – Jestem w mocy nam pomóc. Idziemy w domostwo plugawej szkarady, wiedźmy, która sprowadziła zagładę na swoje plemię. Któż jest w stanie orzec, czy nie stanowi ona zagrożenia dla naszych współplemieńców. Nasza opoka, nasz Wódź, został ranion w walce i choć Przodkowie nie raczyli zesłać nań śmierci i przenieść w krainę wiecznych łowów, pozostaje osłabiony. Użycz mi, kobieto, twego totemicznego stróża, abym mógł wejść w jego umysł i wysłać na zwiad w głuszy, co byśmy znali tajemnice, jakie skrywa ta dżungla.
Mukale z pewnym przekąsem przemawiał do kobiety jak do wojownika, lecz zważał na słowa Rozmawiającego z Duchami, który go do tego wzywał, a jego osoba była godna tego wezwania.
Im dłużej Astine słuchała tego co mówił nieznajomy, tym była bardziej zmieszana i zaniepokojona. Kiedy wspominał o wiedźmie chciała się wtrącić, lecz ton z jakim przemawiał skutecznie jej to uniemożliwił. Z kolei słowa odnośnie wykorzystania Luny do… czegoś sprawiły, że twarz jej stężała.
– Wejść… w umysł? O czym ty mówisz? Co chcesz jej zrobić? – pytania Astine były pełne niepokoju oraz ostrożności.
Mukale westchnął w duchu, zewnętrznie niczego nie okazując.
– Użycz mi twego zwierza, kobieto, a połączywszy nasze dusze na pewien czas, ja będę jego oczami i uszami. Poślemy go w dżunglę, by zbadać, czy nie jest niebezpiecznie – postanowił przemówić do niej wprost, jak do kobiety.
Hanah uniosła brwi.
– Ooo słyszałam o czymś takim. Mój brat czasem tak używał swojego chowańca. Ale cóż, to był jego chowaniec.
– Ale to nie zaszkodzi w żaden sposób zwierzęciu? – Spytała Cely również zainteresowana sztuczką wojownika. Mukale wydawał jej się irytujący już wtedy kiedy po prostu mówił, dlatego już na samą myśl o tym, że miałby komuś “wejść do głowy” zaklinaczce zrobiło się żal wilka.
– Jak to na nią wpłynie? Luna jest dla mnie jak członek rodziny… czy plemienia jak wolisz. – Astine przypomniała sobie wcześniejsze słowa Mukalego. –Czy coś się jej od tego stanie? – Próbowała dalej otrzymać odpowiedzi na dręczące ją pytania.
– Twój totemiczny stróż nie ucierpi. Nie zamartwiaj się, kobieto. Nie pierwszy to raz łączę moją duszę ze zwierzęciem.
–Przepraszam, ale czy mógłbyś zwracać się do nas po imieniu, bo nie wiem, czy wiesz, ale takowe posiadamy… – burknęła pół–drowka.
Mukale zignorował jej słowa, oczekując odpowiedzi od Astine. Ta zaś była skołowana, nie do końca wiedząc jak powinna postąpić. Wreszcie przyklęknęła przed Luną i z pomocą ruchów ciała oraz gestów coś jakby jej przekazywała. Wilczyca popatrzyła na nią bez agresji, wręcz przechyliła z zainteresowaniem głową. Następnie wyczekująco popatrzyła na stojącego nieopodal dzikiego wojownika z dalekich krain.
– Zatem zrób to… ale jeżeli coś jej się stanie – dziewczyna nie dokończyła, ale oparła dłoń na rękojeści… której nie było. Powiodła wzrokiem po pozostałych.
– Gdzie mój sztylet?
– Aaa… wziąłem go na przechowanie, dopóki nie będę pewien, że nie zrobisz czegoś głupiego. Ta broń nie została chyba wykonana, by krzywdzić innych ludzi – odpowiedział z założonymi za głową dłońmi Neff, który najwyraźniej dobrze się bawił, patrząc na ten spektakl.
Astine popatrzyła na niego dziwnie, jak gdyby nie wiedząc co ma na myśli.
– Oddaj mi go zatem.
– Hehe… Nie, dopóki nie nauczysz się trzymać nerwów na wodzy… haha… HAHAHAHA – to co zaczęło się od cichego chichotu, w następnej chwili przeszło w głośny, niekontrolowany wybuch śmiechu ze strony elfa.
– Wydaje mi się, że to nie Astine ma problemy z emocjami… – stwierdziła cicho pół-elfka spoglądając na mistyka.
– Neff… oddaj proszę jej sztylet – kapłanka zawiesiła ramię na barkach elfa. Była tylko trochę od niego niższa. Posłała mu wymowne spojrzenie i dłonią ponagliła do oddania przedmiotu.
Melodyjny głos kobiety kolejny już raz sprawił, że psychika mistyka uspokoiła się. Spojrzał w oczy Dzierlatki i czerwieniąc się oddał jej magiczne ostrze.
– Ja… tak, oczywiście.
– Dziękuję. Ja wiem, że to niełatwe, ale musimy sobie zaufać i polegać. Jesteśmy w takiej sytuacji gdzie zwątpienie i nieufność może nas tylko zaprowadzić do szybkiej śmierci. I mówię do wszystkich – spojrzenie kapłanka przeniosło się na Astine. Wystawiła rękę z ostrzem w kierunku łowczyni.
– Myślę, że niepotrzebne są groźby. Nawet jeśli mamy inne doświadczenia wątpię aby Mukale celowo skrzywdził twoje zwierzę. – Dopiero przy tych słowach pozwoliła kobiecie odebrać broń z ręki, co ta też uczyniła.
– Dziękuję – odpowiedziała z wdzięcznością, lecz nadal spoglądała na Mukalego z rezerwą po tym jak ten rozegrał sytuację z poproszeniem o wykorzystanie Luny do… czegoś.
Pelaios stał oparty o drzewo zbierając siły i myśli… a także wsłuchując się w telepatyczną rozmowę. Nie widział większego sensu w posyłaniu wilka na zwiad i chciał się wtrącić, ale po chwili doszedł do wniosku że to pozwoli na dłuższą chwilę wytchnienia. Patrząc po towarzyszach, widział że takowa przyda się wszystkim… zwłaszcza Neffowi. Bezwiednie pokiwał głową.
– To nie zwalnia nas z czujności – powiedział w końcu. – Cokolwiek jest w tych lasach, nie możemy pozwolić, by nas podeszło. Neff, Cely… czy wasza magia będzie mogła nas ostrzec zawczasu?
– Niestety podobne umiejętności znajdują się poza zasięgiem moich mocy. Chociaż… – wciąż nieco zawstydzony swym wcześniejszym zachowaniem elf zastanowił się na chwilę, starając sobie przypomnieć coś, co wydawało się być ulotnym wspomnieniem – Tuż przed tym gdy zaatakowało nas to monstrum z kosą, poczułem w umyśle coś jakby ostrzeżenie. Czy wy też to czuliście?
–Ja również niestety, nie znam żadnego alarmującego zaklęcia– odparła smutno Cely. – Mogę za to rozpalić ogień, może będzie trzymał z daleka różne dziwne stworzenia. – zaoferowała.
– Tak – odparł nagle wojownik Mutampa – Tak, Rozmawiający z Duchami. I moją duszę przeszyła strzała, zanim pojawiło się monstrum. A włócznia mego ojca poczęła drżeć, ostrzegając o zagrożeniu. Czy twoja mądrość powie ci, cóż to może oznaczać?
– Na razie jedynie tyle, że twa broń może być rozwiązaniem problemu, który trapi wodza. Liczmy na to, że w chwili wielkiej potrzeby moc spuścizny twych przodków nie pozwoli byśmy zostali zaatakowani znienacka.
– Na Przodków! Niech tak będzie! Święta Włócznia Kalamalli nigdy nie zawiodła w chwili trwogi, a duch mego ojca będzie chronił Wielkiego Bawoła za okazane męstwo w boju. Krew z krwi, kość z kości, duch z ducha! – wojownik uderzył się silnie w pierś.
Cely lekko zirytowana całą gadką o “Wielkim Bawole”, przodkach oraz tym, że została zignorowana przewróciła oczami. “O Srebrnowłosa daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę to chyba ich wszystkich rozniosę” pomyślała.
–To co z tym ogniem? – wtrąciła przypominając swoją propozycję.
– Wydaje mi się, że nie mamy czasu na obozowanie. Jedynie złapanie oddechu i opatrzenie najpoważniejszych ran – odpowiedziała jej Astine.
–Dobrze, a tak właściwie… To po co nam kolejny zwiad, skoro dopiero co wróciłyśmy z jednego?– Pół-drowka wróciła do tematu wejścia w umysł wilka przez Mukalego.
–Jaki to ma sens?
– Właśnie… Mukale po co nam to? – Astine poparła pytanie Cely.
Mukale zmrużył oczy.
– Oczy zwierza czujne, a węch intensywny. Jego wolę na zwiad wysłać, nie was – skierował swoje słowa wobec zwiadowczyń. – Jeśli jednak wiec orzeknie, bym tego nie czynił, uczynię jak zechce wiec – zakończył już wobec wszystkich.
Tym razem Hanah się dołączyła. Słysząc słowa wojownika pokręciła głową w niedowierzaniu. To był ciężki przypadek.
– Och… A więc o to chodzi... No to chyba możemy iść do wiedźmy w takim razie.
–Astine jest sprawną łowczynią i tropicielką, a moje oczy potrafią widzieć w ciemności. Zresztą wilczyca była z nami. – oburzyła się zaklinaczka. – Nie rozumiem dlaczego traktujesz nas jak kogoś gorszego. Zachowujesz się jak zwyczajny dupek! Hanah ma rację, szkoda czasu. Chodźmy już.
Mukale słuchał z niedowierzaniem, co te kobiety wygadywały. Która z nich miala lepszy węch od dzikiego zwierza i lepiej znała ścieżki w dżungli? Nawet najwięksi wojownicy Mutampa szanowali zawsze mądrość i zdolności bestii z dziczy. Widać tutaj kobiety miały się za najlepsze nie tylko w plemieniu, ale i wśród wszystkich żywych duchów. Dlaczego mężczyźni tolerowali ich wybryki, pozostawało tajemnicą. Postanowił nie drążyć, z nimi dyskusja donikąd nie prowadziła.
– Jak chcecie, tak uczynię. Obiecałem Rozmawiającemu z Duchami, że z pokorą wsłucham się w głos tej krainy. Szkoda, że nadstawiając ucha mądrości, na razie słychać jeno ciszę. Nie będę niepokoił twego stróża, kobieto. Skoro wasi mężczyźni tak ufają waszym zdolnościom, jestem zmuszony iść za ich głosem.
–Ufają, bo traktują nas jak równych sobie towarzyszy. Szkoda, że twój umysł jest zbyt ograniczony, żeby to zrozumieć. W pewnym sensie nawet ci współczuję… To musi być straszne, nie umieć otworzyć się na nowe. – pół-elfka spojrzała wojownikowi w oczy spojrzeniem, w którym można było zobaczyć pewnego rodzaju politowanie, po czym odwróciła się do niego plecami.
Hanah wytrzeszczyła oczy słysząc co powiedziała Cely. Cała się spięła aby tylko powstrzymać wojownika przed rozszarpaniem pół-drowki.
Wojownik spokojnym, kontrolowanym ruchem chwycił Cely za ramiona i obrócił znów ku sobie. Przybliżył na odległość jednego dechu i popatrzył na nią z góry. Westchnął i zaczął spokojnie.
– Widziałaś kiedyś starego psa i szczeniaki, kobieto? Szczeniaki są małe, głośne i nierozumne, bez ustanku szczekają i biegają, szukając jego uwagi. Ale stary pies jest mądry, wie, co wiedzieć powinien po tylu latach życia i na szczeniackie podrygi pozostaje niewzruszony – dał jej chwilę na zrozumienie tego, co powiedział. – Ale skoro te szczenięta naprzykrzają mu się, skoro nie dają spokoju, i on szczeknie do nich krótko, ale nie z powodu zainteresowania nimi, ale z powodu ich natręctwa. Raz jeden w swym życiu zamilknij, kobieto i posłuchaj, co powie ci wędrujący, niespokojny duch ze świata, którego nie znasz, ale o którym tak butnie się wypowiadasz. Chcesz wiedzieć, dlaczego traktuję cię jak głupią? Jesteś bowiem głupia. Kto rozsądny, mąż czy kobieta, wybucha co chwila niczym wulkan, żąda uwagi skupionej na sobie, wypluwa z siebie bluźnierstwa wobec przybysza? Za co ja mam cię szanować, kobieto? Nie dałaś mi ku temu żadnej przyczyny. Myślisz, że szanuję wodza za to, że nim jest i że jest mężczyzną? Doprawdy, nie mylisz się. Ale on swymi czynami udowodnił, że zasługuje na szacunek swego ludu. Rozmawiający z Duchami ma wiedzę. Co masz ty, poza językiem ostrym jak kolec opuncji, za który w moim ludzie byłabyś bita pasem do czerwoności? Jakie to cnoty przedstawiasz, którym mam składać hołd? Nie korzystasz nawet z daru milczenia, którego każdy roztropny Mutampa uczony jest szanować od dziecka. Nawet teraz szczekasz i szukasz zwady, gdy jesteśmy na łowach. Jesteś zwykłą, bezczelną kobietą, która jest taka z powodu braku bicia ze strony twojego mężczyzny. Nie do mnie jednak ta kara należy – spojrzał znacząco na Wielkiego Bawoła. – Jeśli tego, co ci rzekłem, nie pojęłaś, nie pojmiesz ogromu swej nędzy nigdy.
Celeana spojrzała z grymasem na wojownika, by chwilę po tym… zaśmiać mu się w twarz.
–Phi… Stary pies jest głuchy i ślepy. Ty mówisz mi o kontrolowaniu emocji? A kto w świątyni podniósł na mnie rękę? Ty mówisz mi o chęci zwrócenia na siebie uwagi? A kto skacze wokół Pelaiosa jak mały piesek? Aaaa właśnie... – Spojrzała na Neffa – TY mówisz mi o mądrości i wiedzy o świecie, a jesteś tak nawiny, że dałeś sobie wmówić, że Pelaios jest jakimś wodzem, “Wielkim Bawołem”, a nie… Jesteś na tyle naiwny, że sam sobie to wmówiłeś! Mówisz, że nie dałam Ci powodu do szanowania mnie, ale to TY pierwszy nie dałeś mi powodu do szanowania ciebie. Od początku traktowałeś mnie i inne kobiety jak rzeczy i czyjąś własność, mimo, że tutaj sprawy mają się inaczej jak u ciebie. Ty mi powiedz, za co ja mam szanować Ciebie?
~Jednak ten odpoczynek nie był potrzebny~ pomyślał Pelaios słuchając dyskusji Cely i Mukalego. Próbował zrozumieć jak sprawy eskalowały tak szybko i po raz pierwszy ciężko mu było znaleźć słuszną odpowiedź. Dlatego część uwagi poświęcił sprawom przyziemnym. Wyciągnął jedwabną, wyszywaną bogatym haftem chusteczkę i zaczął ocierać nią twarz z błota, krwi, pomarańczowej podyniowej mazi i zmęczenia. Gdy Cely weszła na wyższe tony podniósł brwi mierząc grupę sceptycznym spojrzeniem i oderwał się od drzewa, o które się opierał. Podchodząc skończył korzystać z chusteczki i starannie ją złożył chowając pod rozszarpany płaszcz. Podszedł akurat w chwili gdy pół-drowka zadała wojownikowi egzystencjonalne pytanie.
– Chęć pomocy, odwagę, szczerość, sprawność bojową – zaczął wymieniać na głos i telepatycznie kładąc rękę na barku Cely. Mówił wolno, by wciąż móc usłyszeć otoczenie, które również mogło do nich podejść zachęcone sceną – [i]Pytałeś, za co masz ją szanować?[i] - zapytał wojownika również kładąc dłoń na jego barku. – Chęć pomocy, odwagę, szczerość i sprawność bojową. Tyle was łączy, a pozostajecie na to ślepi. Wiem jak powiedzieć “Kurwa mać” w trzech językach, ale dla was nauczę się i w Mutampa i w smoczym. Wiecie dlaczego? Bo słuchając was, odnoszę wrażenie, że spokojniej jest na polu walki, niż podczas odpoczynku w zapomnianym przez bogów lesie. Padło moje imię tu kilka razy, więc zdradzę wam tylko jeden sekret, który odpowie na wszystkie wasze pytania… chęć karania, poczucie uprzedmiotowienia, bezradność, słabość i gniew. Jedną uniwersalną radę…
Pociągnął i ku własnej osobie by nie musieć mówić głośno.
– Weźcie się w garść.
Następnie puścił ich i odszedł kilka kroków.
– To w którą stronę do tej wiedźmy? – zapytał Astine.
Mukale skłonił lekko głowę na słowa Wielkiego Bawoła. Jasne było, że wódz nie życzył sobie zwad w plemieniu i jasne, że nie było teraz czasu, by bić tę zuchwałą kobietę. Wojownik postanowił jednak wrócić do tematu tutejszych obyczajów wobec kobiet, by zgiełk bitewny opadnie.
– Twoja wola jest moją – odparł wodzowi i wyprostował się, dumnie wypinając pierś.
– Zgoda, jestem w stanie go uszanować, ale tylko jeśli on zrobi to samo.– odparła zaklinaczka. –Choć jestem pewna, że wszelkich poprzednich spięć, także można było uniknąć, gdyby wszyscy byli tu szczerzy. – rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę Neffa, tak by tylko on mógł to zauważyć. – Ale może faktycznie ruszajmy, Astine?
Astine była przytłoczona tą rozmową to też trzymała się raczej na dystans.
– Zaprowadzę nas. Znalazłyśmy jej wisiory na drzewach. To znak, że jej chata była już blisko – odrzekła na pytanie Pelaiosa.
Diabelstwo skinęło głową.
– Znowu pójdę z przodu wraz z Astine. Neff, Hanah, Delran za nami. Cely i Mukale… zamykajcie pochód. Coś dużego kręci się w okolicy, tak? Nie dajmy się zaskoczyć.
Neff rozluźnił napięte mięśnie, do tej pory gotowy wskoczyć między kłócącą się parę. Cieszyło go, że Lis sam rozwiązał ten problem, bo wchodząc pomiędzy młot a kowadło, elf mógł dorobić się sinego oka.
– ”Jesteś pewien, że nie chcesz by Golas był w środku grupy?” – zwrócił się telepatycznie tylko do diablęcia – “Nie wiemy jaki zasięg ma ochronna moc jego włóczni.”
– ”Nie. Jeśli coś nas podejdzie, zaatakuje z tyłu lub z przodu wybierając najdalej odsuniętą ofiarę. Cely widzi w ciemnościach, Mukale ma włócznię. Z przodu również mamy dwie pary oczu i węch zwierzęcia. W środku jesteś ty i Hanah z magicznym pierścieniem… jeśli pomimo tego zostaniemy zaskoczeni, to znaczy że to coś jest od nas lepsze.”
– “Mam tylko nadzieję, że tym razem nic nie wyskoczy na nas z podziemi” – rzucił żartobliwie Neff, puszczając oko do ich przywódcy.
– ”Wiesz co mawiają o nadziei? Wygląda na to, że obaj jesteśmy głupcami Neff.” – Pelaios uśmiechnął się słabo dotykając poszarpanego płaszcza.*
Ruszyli dalej, zażegnawszy spór między wojownikiem a kobietą. Mukale pozostawał jednak osowiały. Cóż to była za kraina? Ani kropli żywej wody, ani najdrobniejszej zwierzyny. I ten lud, który z woli Przodków nazywał swoim. Wojownik nie pojmował, dlaczego Wielki Bawół nie zrugał kobiety za jej wybryk, nie pierwszy zresztą. Dlaczego nie zsiekł jej rzemiennym pasem, by nabrała mądrości i nie drażniła wiecu swoją głupotą? Mukale nie był głupcem i wiedział, że to kraina daleka a lud odmienny od Mutampa, istniały jednak prawa niepodważalne, których nie można było przekroczyć, taki bowiem porządek ustanowili Pierwsi Przodkowie. Jak ptak latał w niebiesiech, tak kobieta była poddaną męża, a nie na odwrót. Tutejsi mężowie zaś pozwalali, by ich kobiety ich obrażały, przyjmowali ich głupotę ze spokojem. Nawet Rozmawiający z Duchami, który był przecież mędrcem.
Gdzież w tym zakryta była prawda? Gdzież człowieczeństwo w tych ludziach? Dlaczego Wódz, mimo wielu nałożnic, które go zewsząd otaczały, nie miłował dotąd żadnej? Czyżby robił to w ukryciu? Jeśli tak, czemuż? Czyż był w tym powód do wstydu, czyż był w niemocy? Dlaczego, odnalazłszy swych współplemieńców w domu z kamienia, nie powitali ich radośnie, ale zrugali okrutnie? Mukale gubił się w tych rozmowach, w tym języku, ale i tego pojąć nie mógł.
Szli dalej lasem, a on myślał. Pozostawał czujny, szczególnie idąc obok nieznośnej kobiety, wiedząc, że jej magiczne światełka na niewiele się zdadzą w razie zagrożenia. Tyły grupy myśliwczej były zdane na niego. Nie mógł jednak oddalić bolesnych myśli. Poza walką czuł się źle, wiedział, że tu nie pasuje. Zdawało mu się, że współplemieńcy kpią z niego za jego plecami, że traktują jako niespełna rozumu i nie mówią wszystkiego, co wiedzą. Co miała na myśli ta głupia, gdy wyrzucała mu najgorsze rzeczy? Mówiła, że Wódz nie jest Wodzem? Kim jest zatem? Mukale czuł, że wkrótce będzie musiał porozmawiać ponownie z Rozmawiajacym z Duchami, on jeden czynił największe starania, by pojąć przybysza z daleka.
Z każdą myślą Mukale smutniał coraz bardziej. To, co wśród Mutampa było świętością, tu nie miało żadnej wagi. To, co dla wojownika ważne, stawiano tu w poślednich kategoriach. Jak mówił Wódz? Aby szanować kobiety za ich szczerość? A jaki szacunek należy się za szczerość? To jakby szanować drugiego za to, że oddycha – jedno i drugie składało się na człowieka, na współplemieńca. Tylko wrogowie byli nieszczerzy, ale ich Mutampa zabijali, zamiast się z nimi bratać. Kto wie, może tu wroga należało szukać pośród braci krwi…
Idąc tak, przed oczyma stawał mu jego ojciec – wielki Wódz Kalamalla, dwunasty spośród Mutampa. Wieki wojownik, wielki mędrzec. Mukale miał wrażenie, że to właśnie on – totemiczny Wielki Leopard, zesłał na niego tę przygodę. Być może właśnie tutaj młody Mutampa miał odnaleźć odpowiedź na pytanie, jakie często stawiał przed nim sędziwy już ojciec. Czy szlachetniejszym jest cierpienie od ciosu niż uderzeń okrutnego losu?
Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 19-05-2019 o 01:53.
|