06-03-2020, 20:07 | #51 |
Reputacja: 1 |
|
06-03-2020, 22:10 | #52 |
Reputacja: 1 | Bieganie pod brzuchem smoka było ciekawym, pouczającym i cokolwiek zabawnym przeżyciem. Było też bolesne, o czym Dragan przekonał się w chwili nieuwagi. Zdążył oczywiście uciec spod ciała bestii i uniknąć zgniecenia na miazgę, w końcu był nieśmiertelny, jak to diabeł. Stłuczone ramię bolało jednak jak anieli, co zdenerwowało Hellborna. Przeskoczył przez niewielki głaz, opierając się o jego czubek jedną ręką. Nim wylądował z drugiej strony, w drugiej ręce błysnęła już wypolerowana do granic możliwości sześcioramienna gwiazdka. Każdy samiec, niezależnie od gatunku, miał ten sam czuły punkt. Akillez, ten z legend, był wyjątkiem od reguły. Nieważne zresztą, Dragan nie celował w piętę. Ogon bestii siał spustoszenie, rozbijając skały w drobny pył. Smok musiał jednak mocno nim machać i unosić go wysoko dla nabrania impetu. Diabeł poczekał na odpowiedni moment, a wtedy machnął mocno ręką i rozluźnił palce wypuszczając pocisk z dłoni. Zrobiło mu się żal wielkiego jaszczura, ale było już za późno. Samiec każdego gatunku zna ten ból. Hellborn syknął, a jego kolana zacisnęły się mocno w odruchu męskiej solidarności.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
09-03-2020, 18:20 | #53 |
Administrator Reputacja: 1 | Po tym, jak Ithariell spróbował go zabić, Galdaran do końca stracił zaufanie do swoich współtowarzyszy. Zdecydowanie nie chciał zostać po raz kolejny obiektem ich doświadczeń i celem ataków. Miał nadzieję, że jeśli będzie się trzymać z dala od smoka, to nie padnie ofiarą żadnego "przypadkowego" ataku. Wystarczyło jedno słowo i magia przeniosła go na jedną z otaczających dolinkę skał. Miecz nie był bronią zasięgową (chyba że się nim rzucało, a tak daleko desperacja elfa nie sięgała), więc w dłoni Galdarana ponownie pojawił się łuk. Strzała zalśniła zimnym jak lód blaskiem, a potem pomknęła kierując się w oko smoka. Nie musiała go zabić. W miarę celne trafienie wystarczyłoby, by gada oślepić. A chwilę później jej siostra, płonąca jadowitą zielenią, kapiąca wprost od trucizny, pomknęła w stronę miejsca, gdzie łuski smoka zostały nadwyrężone przez błyskawicę. Potem miał zamiar przenieść się na inną skałę, bowiem ranny smok, to zły smok... Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-03-2020 o 19:50. |
10-03-2020, 13:27 | #54 |
Kowal-Rebeliant Reputacja: 1 |
|
11-03-2020, 11:36 | #55 |
Reputacja: 1 | Smok szarpnął konwulsyjnie ogonem trafiony w delikatne miejsce. Drow tym razem zdołał odskoczyć i tylko powiew powietrza na karku oznajmił mu jak było blisko. Ryk bestii wstrząsnął dolina gdy strzała Galdariena wyłupiła mu oko. Kolejna przebiła się przez poczerniałe łuski tłocząc truciznę do wielkiego cielska. Nie dane było jednak smokowi wziąć oddechu i rozprawić się z tymi pchłami. Morze płomieni wykwitło około niego, znowu potężny ryk wstrząsnął doliną. Smok był zbyt głupi by choć spróbować się tarzać i ugasić ogień. Jedyne co robił to w szale tłukł ogonem wszystko dookoła. Krasnolud w spokoju za skała rychtował broń. Nie była jednak już potrzebna, koniec smoka był bliski… ale gdzie kurwa satysfakcja? Gortex podrzucił rusznicę do ramienia, wycelował i ściągnął spust. Odrzut cofnął go o krok. Smoczy łeb eksplodował, cielsko zachwiało się i runęło na ziemię, pochłaniane szybko przez ogień. - No. - mrukną krasnolud. Rytuał Sardaxa dobiegał końca, jeszcze parę chwil i umarli powstaną… - Odpuść sobie - powiedziała Victoria - załatwili gada. U jej stóp leżało sporo kamieni, a powyginana tarcza dawała jasne świadectwo czego uniknął Sadrax. Gortex z rusznica na ramieniu powoli podszedł do drowa. - Nie wiem co żeś zrobił, ale śmierdzi okrutnie. Ja nie będę tego jadł. Galdaran przyznał w duchu rację krasnoludowi, pieczeń ze smoczego ogona była przysmakiem. Teraz jednak cielsko płonąc śmierdziało bardzo dziwacznie. Aż apetyt odchodził. - A co ze skarbem? - zapytał krasnolud. Elf pokręcił głowa i rzekł: - Szare smoki nie zbierają skarbów, żrą na miejscu i do jamy znoszą padlinę tylko jak karmią młode. A gdzie młode tam i samica… - nie skończył pozwalając wysnuć wnioski innym. - To trzeba łapać konie i ruszamy dalej - odezwała się Victoria - Macie jakiś pomysł jak sprawdzić gdzie jesteśmy? |
15-03-2020, 10:51 | #56 |
Reputacja: 1 | Diabeł stanął na równe nogi, otrzepał odzienie z kurzu i pyłu, i przeciągnął się mocno. Kości chrupnęły głośno. Stłuczony bark odzywał się mało przyjemnym kłuciem, ale do wesela przestanie boleć. Dragan nie miał najmniejszego zamiaru się żenić, więc spokojnie mógł czynić takie założenia co do swojej rekonwalescencji. Na martwego smoka uwagi nie zwracał, bardziej interesował go żywy – taką miał nadzieję – koń. Nie miał chęci tłuc się po bezdrożach jak proszalny dziad. Szczęśliwie, drzewko, do którego przywiązał wcześniej kobyłę, wytrzymało szarpanie wystraszonego zwierzęcia. Uspokoił go szybko, już tak było, że zwierzaki lubiły go znaczniej bardziej niż ludzie. I elfy. Krasnoludy. Drowy. I wszystkie inne rasy określające się jako myślące. Zmasakrowane truchło wielkiego jaszczura dymiło ciągle i śmierdziało. Hellborn skrzywił się, patrząc na pozostałych. Nie na ich widok oczywiście, to zapach mu przeszkadzał. Nie ich, rzecz jasna, tylko palącego się smoka. Stan trupa wskazywał na to, że ekipa może nie należała do najsubtelniejszych, za to była skuteczna. Palcem zakończonym długim szponem wskazał na najbliższy skalisty szczyt. - Chodźmy tam, porównamy teren z mapą od Malazara, może się dowiemy, gdzie jesteśmy. Był prostym diabołem, dla którego dostępne były proste rozwiązania. Przypuszczał, że za chwilę jeden z jego towarzyszy wzniesie się w niebiosa, drugi ożywi smoka, żeby spytać o drogę, a trzeci wyciągnie kompas Jacka Wróbla, najsłynniejszego spośród słynnych piratów.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
15-03-2020, 11:24 | #57 |
Administrator Reputacja: 1 | Smok padł. Co prawda łupów z tego nie było żadnych, ale ocalenie życia jego niedoszłych ofiar było wszak najważniejsze. Prawie tak samo ważne, jak jak najszybsze wyniesienie się stąd, zanim krewniacy utrupionego smoka nie przylezą, by spróbować pomścić swego męża i ojca. Na szczęście wierzchowiec nie uciekł na koniec świata i dał się bez problemów złapać i dosiąść. - Najpierw opuśćmy tę dolinkę - powiedział - a potem zaczniemy sprawdzać, jak jechać dalej. |
15-03-2020, 12:58 | #58 |
Reputacja: 1 | Sadrax dokończył rytuał (po co marnować dobry rytuał), z tym, że mając czas i brak zagrożenia kontrolował miejsce pojawiania się i zachowanie ofiar smoka i użył ich do stworzenia szerokiego kręgu ochronnego wokół grupy - na tyle szerokiego by konie się nie płoszyły, ale by i nie odbiegały. Wyczuwał je wszystkie i gdyby jakaś nagle zniknęła, także się dowie. Rozkaz dla nich był prosty i nie wymagał utrzymywania stałej kontroli - miały utrzymywać się w zadanej odległości od Sadraxa. |
16-03-2020, 20:27 | #59 |
Kowal-Rebeliant Reputacja: 1 |
|
16-03-2020, 22:51 | #60 |
Reputacja: 1 | Kilkanaście chwil później wyprowadzili konie z feranej doliny i zaczęli zbliżać się do wyparzonej wcześniej skały. Okazało się to dosyć skomplikowane, bo teren pocięty był dolinami i wąwozami. W końcu po godzinie żmudnego marszu przetykany wspomaganiem magicznym w forsowaniu rozpadlin staneli u stóp kamiennej iglicy. Miała ze sto metrów wysokości. Szeroka u podstawy na pięćdziesiąt kroków stopniowo zwężała się ku górze. Wiatr szarpał płachtą obracanej na wszystkie strony mapy grożąc jej porwaniem. - Dobra, tamto wygląda mi na rzekę. Czyli jesteśmy gdzieś tu… - Tam jest stara droga - powiedział krasnolud przypatrując teren przez lunetę odczepioną od rusznicy. - E-XXIV. - Co? - Oznaczenie cesarskiej drogi na głazie. Dwadzieścia mil od Elfenburga. Zapadła chwila ciszy. Elfenburg. Ponure zamczysko, gdzie w magicznych laboratoriach życie oddały setki, jeśli nie tysiące elfów. Efekt dawnych badań nad naturą magii. Miało to miejsce jeszcze przed powstaniem Kapituły, która odżegnywała się od takich metod. Przynajmniej oficjalnie. Jeden z uwięzionych tam elfich magów, w akcie rozpaczy, zdołał przełamać wiążące go zaklęcia i rzucić klątwę. Działała po dziś dzień. Każdy mag zbliżający się tam, nie mógł być pewien swej magii. - Rzeka wygląda na wyschniętą… Można by ominąć Elfenburg, dnem da się spokojnie przejechać… o ile nie mieszka tam żadne straszydło. Bo jaskiń tam pełno. - Ponoć na tych terenach gnieżdżą się piaskowe krakeny - powiedział jaśnie pan elfi mag. Czytał o tym w starym almanachu traktującym o florze i faunie południowej części Cesarstwa ludzi. W wyniku rzuconej klątwy były strasznie cięte na magów. - Możemy też iść bardziej na północ, ale tam są słone trzęsawiska, konie mogą mieć problem. Ale maszkary tam są raczej niemagiczne. - Nie licząc utopców - dodał nekromanta. - Ponoć w dawnych czasach była tam osada, którą spotkała boska kara. Nawet ja nie zdołam wszystkich powstrzymać. Sól zawarta w ich ciałach szybko rozplata zaklęcia. |