Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-08-2011, 16:40   #141
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Jedno, drugie, trzecie solidne uderzenie i najsłabsze ogniwo przy obręczy zamocowanej w podłodze puściło z miłym dla ucha brzdękiem uwalniając jednocześnie mrocznego elfa. Co prawda nadal miał na szyi obroże i dyndający łańcuch, ale przynajmniej nie był już przykuty do podłogi. Z resztą z łańcuchem łatwo sobie można poradzić np. owijając go ciasno wokół prawej ręki a końcówkę wokół nadgarstka tak aby dodatkowo utworzyć pewnego rodzaju kastet. Dzięki temu już nie będzie tak bardzo brzęczał podczas chodzenia. Trzeba go było tylko przytrzymywać, ale z tym też da się łatwo poradzić. Ale najpierw Dirith rozejrzał się po pomieszczeniu, czy może Silversting był na tyle głupi aby zostawić go ze swoimi rzeczami w jednym pokoju. Niestety aż tak nierozważny nie był i poza biurkiem, krzesłem przyborami do pisania i zgaszonymi pochodniami nie było nic.
Następnie Dirith podszedł do swojego sztyletu. Złapał za niego mocno po czym szarpnął aby wyrwać go ze ściany. Gdy już go uwolnił, przyjrzał się ostrzu oceniając czy nie został stępiony przez siłę uderzenia. Na szczęście ostrze wyglądało na nienaruszone, więc już nie musiał się martwić, że miałby problemy podczas walki gdy jego zmiennokształtna broń odmówiła by posłuszeństwa. Kolejną rzeczą do zrobienia, było rozeznanie się w sytuacji panującej na zewnątrz aby dowiedzieć się o u diabła się stało, że sztylet został do niego odesłany priorytetową pocztą lotniczą. Dirith podszedł więc szybko do okna.

Zerkając przez okno zauważasz, że jesteś bardzo wysoko gdzieś na wieży. Po niebie snują się dziwaczne, pobłyskujące na fioletowo i biało pasma mgły czy plazmy. Zdecydowanie nie jest to normalne... Widoczny z góry fragment miasta wydaje się jakiś opustoszały - nie widzisz żywej duszy!

Po pierwszym rzucie oka na fioletowe mgły zdziwił się lekko czego wyrazem były uniesione na moment brwi.
- O.. Tego dawno nie było.. - powiedział pod nosem domyślając się, że gdzieś niedaleko jakiś demon postanowił się nieco zabawić. Co prawda aby wywołać takie efekty atmosferyczne nie należał pewnie do tych zupełnie najsłabszych.
Nie zmieniało to jednak faktu, że trzeba było się z tego pomieszczenia możliwie najszybciej ewakuować i zająć uciekającym skrybą o ile nie było już na to za późno. Mroczny elf ruszył więc w kierunku drzwi.
- To na mnie już czas, ale w sumie nie radziłbym Ci tu zostawać zbyt długo chyba, że lubisz mieć kłopoty bo teraz nie jestem już pewien czy dorwę tego skrybę zanim znajdzie straż.. - powiedział do mieszczanina z miną pokazującą, że puszczenie go żywcem Dirithowi nie za bardzo się podoba.
Podszedł do drzwi i uchylił je lekko przysłuchując się czy ktoś się nie zbliża. Jeśli korytarz wyglądał na czysty, więc wyszedł rozglądając się uważnie i ruszył nasłuchując cały czas kłopotów. Nie zamierzał jednak uciekać z wierzy, bo wątpił czy wydostanie się z niej niezauważony i znajdzie Silverstinga zanim ten wróci do niej wróci. Co prawda było prawdopodobne, że był w epicentrum kłopotów związanych z tymi fioletowymi mgłami, jednak póki co wolał się wpierw rozejrzeć dokładniej po wierzy w poszukiwaniu chociażby swojej zbroi, lub miejsca w którym mógłby się zaczaić i poczekać na powrót maga. Będąc już na zewnątrz pomieszczenia dodatkowo sprawdził jak działa jego zmiennokształtna broń, aby mieć pewność czy to faktycznie obroża była źródłem antymagicznej bariery. Działała dobrze, więc szybko uformował jej kawałek w ogniwo, które przeplótł przez trzymane ogniwa łańcucha, aby w ten sposób dodatkowo go zabezpieczyć.

Uszedłeś kawałek schodami w dół i usłyszałeś że ktoś biegnie nimi na górę w twoim kierunku [ktoś raczej w zbroi sądząc po hałasie;p]

W tym momencie Dirith zatrzymał się nagle. nie zamierzając dążyć do konfrontacji wychylił się tylko szybko aby sprawdzić czy w zasięgu wzroku nie ma drzwi do jakiegoś pomieszczenia w którym mógłby się ukryć. Jeśli nie, to nie zastanawia się długo i biegnie w górę w poszukiwaniu jakiejś kryjówki. W ostateczności rozmyślał nad starym dobrym zawieszeniem się pod sufitem w korytarzu, jednak wpierw wolał sprawdzić inne opcje. Nie zamierzał się także chować w pomieszczeniu w którym był przetrzymywany, bo nie było tam żadnej możliwości ukrycia się poza wyjściem przez okno, jednak wtedy byłby tak na prawdę dużo bardziej widoczny z zewnątrz. Ruszył więc dalej w górę, jeśli miał taką możliwość. Gdyby okazało się, że pomieszczenie jest zamknięte, to wtedy zamierza ponownie użyć broni jak wytrycha i spróbować je otworzyć, a po dostaniu się do środka ponownie zamknąć i rozejrzeć za jakąś kryjówką po czym czekać na rozwój wydarzeń.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 17-08-2011, 17:20   #142
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Więc tak. Elf łucznik przykuł uwagę wywerny, na co Magini zaczęła wymachiwać do wywerny patykiem z jej gniazda, na co Ent rzucając w wywernę żołędziami biegł do balisty przywalonej przez rekina.

Yhym.
Brzmi jak dobry plan.

Szkoda tylko, że Magini znowu miała za dużo promili we krwi i wysadziła samą siebie w powietrze po raz drugi...
[„Kaaaa....meeee... pooooo.... weeeeeer... thuuuuu-PIERDUT!”]
Tsar bomba - YouTube

Chwilę później pofrunął drużynowy kleryk, jako żywa kula armatnia na zgniecionej od uderzenia ogona wywerny tarczy. Klifami zatrząsł ryk rannej bestii, kiedy elficka strzała Almartelura wbiła się w wywerni oczodół. Raniona i na w pół ślepa bestia miotała się po polu walki, potrząsając łbem, ocierając pysk łapami i jazgotliwie skowycząc. Do akcji wkroczyło Drzewo! Elf i Ent, zgrany duet strzelecki, każdy to wie! Drzewo ma to we krwi! Dyć dziadek Drzewa służył w IXIII szwadronie trzysta osiem dziesiątego piątego i jedna druga pułku strzelców konnych! [tylko jakoś tak koń cienko pod nim ciągnął...]


Ognia!!!


Cel trafiony z dębowego żołędzia w drugą gałę był już bezbronny i jego porażka stała się kwestią najbliższych minut! Drzewo przypadł do balisty i zakasując rękawy [eee????] chwyciło za sflaczałego już nieco z upału żarłacza tygrysiego... [ej no nie wychodźcie, ja tu prowadzę sesję, ja jestem poważnym MG!D:]

** *
Dirith;
- Nie zostawiaj mnie!... – pisnął Mieszczanin, ale wyszedłeś już, a on stał jak zamurowany, ze strachu.
Ktoś się zbliżał. Zawróciłeś i pognałeś na górę. Mijając drzwi do swojej byłej celi zauważyłeś, że są zamknięte, chyba Mieszczanin próbował się zabarykadować...?
Na górze napotkałeś na drzwi. Zamknięte. No to jedziemy z koksem. Wytrych, trochę wprawy i otwarte...
http://2.bp.blogspot.com/_S5dFdpF6xm...y-workshop.jpg

Pomieszczenie było niewielki i przypominało pracownię alchemiczną, skład i... A to co...? Pod ścianą po lewej leżało ciało. Sine, nieruchome ciało, przykryte materiałem. Wystawały mu tylko stopy. Ludzkie, sine stopy.
Kryjówka...? W pomieszczeniu była tylko szafa, ale z półkami w środku więc raczej się tam nie wciśniesz...

* * *
Wszyscy;
A więc udało się! Uporaliście się w wywerną! Ocaliliście kilku uczestników wyprawy dyndających na zerwanej drabince oraz złowiliście żarłacza białego sztuk jeden.

Ludzie wokół dochodzili do siebie i uspokajali się po ataku wywerny. Część dała drapaka z myślą że więcej wywern może się zjawić. Najemnicy zbierali rannych i oglądali resztki tych którym się nie udało przeżyć. Ci na drabinkach wdrapywali się na górę, wynosząc drewno i zbierali się prędko do powrotu do miasta, nie mając ochoty zejść ponownie na dół. Byliście chwilowo w centrum uwagi straży i eskorty, jako ci którzy zatłukli wywernę. Strażnicy spoglądali na was podejrzliwie, ale z szacunkiem, zwłaszcza na Almartelura. No fakt, cela miał niezłego...
- Czy to nie jest...? – jeden ze strażników pochylił się nad Maginią – leżała zemdlona w wypalonym w ziemi leju po magicznym wybuchu.
- Woooon! – wydarła się na niego papuga, lotem pikującym atakując.
- Gah, co do?! – strażnik wymachują rękoma cofnął się.
- Czy to nie jest ta wiedźma, której szukają...?
- Ta co wczoraj w knajpie...?
Strażnicy spoglądali po was z mieszanymi uczuciami.
- Ocalili ludzi...
- Tak, a kto wie, czy to nie ta wiedźma przyzwała tu tego potwora?! – ktoś skinął na ciało wywerny.
- Ten wojownik to podobno jej strażnik...
- Ocalił mi życie! – jeden z uczestników wyprawy odepchnął któregoś z najemników. – Ten dzielny mąż ocalił mi życie!!! – wskazał na Ursusona. – Waszą robotę odwalił! – splunął strażnikowi pod nogi.
- Co nie zmienia faktu że wczoraj zginęło kilka osób a karczma została zniszczona w podobnym magicznym wybuchu jaki przed chwilą widzieliśmy!...
- Tak, ślady są identyczne!...
- Oni ryzykowali życie żeby nas ocalić! – dwóch innych mężczyzn klepnęło w ramię Ursusona i Almartelura. - To nic nie znaczy?! Nasze życie nic nie znaczy?!
- Spokojnie... – strażnicy próbowali ogarnąć panujący chaos. – Musimy wyjaśnić kwestię wczorajszej zbrodni, ale mamy na uwadze...
- Ten elf na pewno nie miał z tym nic wspólnego! On i jego wilk przed chwilą ocalili mi życie i zabili tę bestyjkę!...
- Dobrze godo!
- I ent też! Przecież ent by się z wiedźmom ni zodowoł!
- Dobrze godo!
- Ani elf!
- Jego wilk mnie uleczył przed chwilą! – wykrzykiwał ktoś inny. – To wyznawca Bieli, przecie praworządny elf nie zadawałby się z wiedźmą!!!
- Dobrze godo!!!
- My też jesteśmy wdzięczni za pomoc! – odwarknął strażnik. – My też mogliśmy zginąć!!! Ale naszym obowiązkiem jest wyjaśnić wczorajsza zbrodnię, a ta kobieta jest główną podejrzaną i poszukiwaną!
- Gdyby nie jej czary to by was ten gad zżarł!!!
- Dobrze godo!
- Mówili że tam drow jaki był w tej knajpie, to przecie widać jak na dłoni, że to ten drow winien!
- Dobrze godo!
- Przecie tu nie ma drowa, nie pomagał, to na pewno on!
- Gdzie jest drow?! – ludzie niemal chwycili już za pochodnie.
- Spokój!!! – wydarł się strażnik. – Zabierzcie rannych! Spakujcie rzeczy! Zabierzcie drewno!!! Wracamy natychmiast, nie będziemy ryzykować kolejnego ataku!...
- To pieklisz cze zabiło mojego ojca!!! – ktoś w szale, ze łzami w oczach rzucił się na najemnika. – A wy nic nie zrobiliście!
- Uspokój się, albo trafisz do lochu!!! Wrócimy później by go pochować... Wiedzieliście wszyscy, na co się piszecie!!! – warknął strażnik, jednym ciosem powalając łkającego mężczyznę. – Zbierać się!!! Wracamy!!! Podejrzani pójdą z nami! – wskazał na nieprzytomną Maginię i Ursusona.
- Żądam sprawiedliwości! – krzyczał ktoś. – On ocalił mi życie!...
- Powiesz o tym przed sądem, a teraz nie zakuwam ich w kajdany, ale ze względu na sytuację proszę, aby udali się z nami wyjaśnić całą sprawę! Jeśli są niewinni tym bardziej na to przystaną! – strażnik spojrzał surowo na Ursusona. – Idziemy!!! Ruszać się!!! Zabrać całe drewno!...

Po chwili porządków konwój ruszył z powrotem do miasta. Maginię zapakowano na nosze dla rannych, nieśli ją dwaj strażnicy, miała też obstawę z najemników. Nikomu z was nie pozwolono się do niej zbliżać i póki co woleliście tego uniknąć by nie wszczynać mordobicia. Ursusona „pilnowało” kilku najemników, ale nawet go nie dotknęli, o kajdanach nie wspominając [hmmmm zabrzmiało dziwnie...] Najmniej podejrzane było Drzewo Ciskające Rekinami.

- Na Bogów, co to?!
- Co to jest?!
Ludzie zaczęli pokazywać paluchami w stronę miasta. Byli generalnie przerażeni, szemrali między sobą, gapili się... Ogólnie zobaczyli hit miesiąca przed sobą.
Dotarliście do miasta. Właściwie to pod bramy miasta, ponieważ z miastem było cos nie tak... Ponad nim niebo było zamglone i pełzały po nim fioletowawe kłęby mgieł. Ale to nie wszystko. Nie! Otóż ponad częścią miasta, wielka jak kopuła, lewitowała sobie na niebie... gigantyczna meduza...?! Czy cokolwiek to było...

Browsing deviantART

Ogromne zjawisko zapuściło spuściło prosto z nieba eteryczne macki, które sięgały ulic miasta i delikatnie, powoli falowały, poruszając się i pełzając po ulicach. Tworzenie wyglądało na eteryczne i zwiewne, jego dotyk nie był budynków ani murów zamku... Ot, po prostu wielka meduza Chaosu wisiała sobie nad miastem... jakby na coś czekając...
- Co to jest...?!
- To pewnie kolejne sztuczki tej wiedźmy!
- Przecież jest nieprzytomna!
- A co ty wiesz o wiedźmach?!
- To jakaś klątwa!... Trzeba pozbyć się wiedźmy, klątwa minie!!!
- To na pewno gniew bogów!...
- Cisza!...
- Zaprowadzimy ich do kapitana!
- Chcesz tam WEJŚĆ?! Kiedy to coś jest nad miastem?!
- Pozbądźmy się tej wiedźmy póki czas!...
Ludzie zaczęli szemrać po sobie. A Może By Tak coś zrobić nim was zlinczują...?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 17-08-2011 o 20:37.
Almena jest offline  
Stary 22-08-2011, 00:45   #143
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Dzieciństwo:
- Oi, Nansze, co robisz..?
- Pielęgnuje róże.
- Odcinasz słabsze pąki, żeby silniejsze mogły zakwitnąć.
- Tak jak ci powiedziałam, Vivaldus. Pielęgnuje róże.
- Rozumiem, ale to wciąż smutne. Jest smutek nad martwym jeleniem, czy ptakiem, ale nikt nie rozlewa łez nad pąkiem.
- Nie mów pięknych słów. Ty już jesteś mordercą… Vivaldus. A pąki… Pąki to ludzie, których zabiłeś. Dlaczego…?
- Powody są dla tych, którzy nie potrafią bez nich żyć.


Czerwone usta Reitei’ego rozbłysły z zadowolenia uśmiechem. Z niewielkiej podróżnej torby wydobył niewielką szmatkę i otarł powolnym ruchem swoje nieproporcjonalnie duże ostrze z posoki. Delikatnym ruchem schował je z powrotem do pochwy. Całkiem nieźle… jak na takie sieroty. Chociaż jego próba przyszpilenia wywerny do ziemi nie powiodła się, bestia leżała już na wznak, brocząc obwicie z kilku potężnych ran i stłuczeń, dymiąc od wyładowań magicznej energii wiedźmy. Tłum złożony z niektórych, nowych towarzyszy De Gyor’a, najemników, żołnierzy oraz asystującego chłopstwa był pogrążony w totalnym zamęcie. Reitei lubił chaos. Chaos kontrolowany. Awanturnicy i chłopi miotali się gdzie popadnie. Z upodobaniem przyglądali się szczątkom, szabrowali je, oddawali cześć ich nowym idolom, którymi stali się niektórzy charyzmatyczni członkowie drużyny Vivaldusa czy oddalali się czym prędzej w kierunku miasta w obawie przed kolejnymi atakami. Żołnierze postarali się trzymać fason i dyscyplinę. Ich uwagę przykuli oczywiście również pogromcy zielonego potwora.

– Czy to nie jest…? – jeden członek straży pochylił się nad maginią, leżącą w dole wyrwanym przez magiczną eksplozję.

Hah… Gra się rozpoczęła. Przepychanki zawsze mają miejsce w takich sytuacjach. Można się było spodziewać, że tego dnia nie będzie inaczej. Awanturnicy i chłopstwo zaczęli heroiczną obronę głównych podejrzanych, którymi oczywiście byli Reitei i jego nowi przyjaciele. Żołnierze nie naciskali zbytnio ku chwilowemu zaskoczeniu De Gyor’a. Zgodzili się co do bohaterstwa drużyny i zapowiedzieli wyjaśnić sprawę jak najprędzej. Reitei przeczesał swe bujne, seledynowe włosy palcami i zaśmiał się cicho, smutno. On przecież rozumiał, on przecież wiedział. Taka sprawa nigdy nie zostanie wyjaśniona. Czarodziejka i kompani zostaną potraktowani brutalnie i obcesowo, gdy tylko wdzięczny tłum spuści z nich wzrok. Żołnierze nie byli tak głupi na jakich wyglądali. Jednak Vivaldusa nie wspomniał nikt, ani razu, żołnierze najpewniej pomyśleliby, że jest jednym z awanturników. Sadystyczna natura półelfa wahała się co zrobić. Próbować ich ocalić, czy powierzyć wszystko naturze..? Z zamyślenia Reitei został wyrwany przez decyzję o natychmiastowym opuszczeniu skrawka klifów. Na razie nikt nie pragnął od nich wytłumaczeń. Ruszyli w drogę powrotną do miasta. Docierając doń, Vivaldus poczuł się wyraźnie nieswojo. Tatuaż zaczął pulsować. Potarł powoli delikatną, naznaczoną tym mrocznym znamieniem skórę w około jego prawego oka o głębokim spojrzeniu.

Przewidział kłopoty. Nad miastem, w oparach fioletowych mgieł, unosiła się gigantyczna meduza. Jej ciało było niewątpliwie eteryczne, gdyż nie naruszało zabudowań. Wiszący głowonóg wzbudził wielkie poruszenie wśród powracających ludzi. Reitei był zaskoczony. Czy przybyli tu po niego? Chcą zniszczyć go tak, jak jego mistrza? Niemożliwe. Skoro tak, hah… to tym razem trafili po zły adres… Źrenice Vivaldusa minimalnie rozszerzyły się i spojrzał się z dzikim uśmiechem na meduzę. Chociaż było to niedorzeczne, to Vivaldus czuł się cały podekscytowany. W tym samym czasie chłopi swoje wstawiennictwo dla wiedźmy zamienili na wrogość. Ktoś próbował bronić jej przez chwilę, lecz to również nie poskutkowało. Ludzie oskarżali ją o przywołanie pomiotu wiszącego nad zabudowaniami. Reitei’ego przechodziły ciarki podniecenia, tłumił w sobie szalony śmiech. Sięgnął ręką do po tytoń i zwinął go w bibułce zręcznym, pewnym ruchem, jednocześnie drugą ręką, poprawiając niebieską fryzurę. Już zdecydowałem. Trzeba będzie zmienić się w najniższego z najniższych. W aktora. Dostać kłamstwa spisane na papierze i tchnąć w nie życie. Naprzód… Reitei.

– Pozbądźmy się tej wiedźmy póki czas…! – dało się słyszeć krzyk z tłumu, a reszta drużyny jak na razie nie zdawała się reagować.

Vivaldus zapalił. Nieprzyjemna woń gryzącego dymu wypełniła powietrze. Reitei zaciągnął się i wypuścił szarą chmurę w kierunku gwardzistów i chłopów.

– Nie. – arogancki głos półelfa niósł w sobie groźbę, a dopełniał ją ciężki półtorak, przewieszony nonszalancko przez jego lewe ramię – Lepiej zostawcie tą panienkę. Jest pod moją ochroną. Ani ona, ani żaden z tutejszych magików nie posiada mocy, aby przywołać coś takiego, szczególnie w takim stanie. Są rzeczy pomiędzy niebem, a ziemią, o których nawet nie śmielibyście śnić. Przekażcie mi tych ludzi, a postaramy się pomóc.

Vivaldus ze swoim mrocznym tatuażem i aparycją wyglądał dosyć mistycznie na tle reszty. Błysnął półuśmiechem w kierunku tłumu.

- Zaufajcie mi.
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 22-08-2011 o 00:51.
Mijikai jest offline  
Stary 22-08-2011, 11:38   #144
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
-eeee-Drzewo inteligentnie zastanowiło się nad faktem meduzy w mieście. Miało ze sobą rekina, jednego... Tygrysiego...czekaj, jeżeli rekin żyje w wodzie i meduza też...to może jak wyciągnął rekina to i meduza przypełzła... Drzewo schowało za plecami Żarłacza Tygrysiego.

Fakt faktem, rekin rozwalił balistę...głównie przy jego pomocy ale to jednak rekin uderzył w balistę. Tak...No i najadł się. Mimo iż trująca to jednak mięso jest mięso. Rekin dostał trochę wywerny. No, może nieszczególnie chciał je jeść ale dostał, a to się liczyło najbardziej! No i najedzony rekin to zadowolony rekin

-Panie...Magia... A co tam magia, magia była, jest i będzie-powiedziało drzewo-A czy to inaczej będzie, jeśli zamiast meduzy demon z ogniami piekielnymi stać będzie? A tak? Same plusy! Jak ubijecie to sushi będzie! Albo jeszcze się coś innego, do ciasteczek ryżowych uda! Toć cieszyć się trzeba, że taki dar przyszedł! A bogowie psiukuśni!-Drzewo rozejrzało się szybko-No bo teraz to tylko jakby przysłali ośmiornicę! Oooo albo świnię albo jakąś ryb...-efektywne zacięcie z efektami specjalnymi na tle wybuchu...tak to widziało drzewo-A patrzcie co mam! Toć to rekin! Pożywny i dobry! Chwalcie Pana i podawajcie amunicję! Trzeba ubić zwierza i zjeść! ^_^- Oby nie połączyli drzewa i jego rekina....
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 24-08-2011, 14:00   #145
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
~ No dobra, to co teraz? ~ pomyślał odwracając się od drzwi które właśnie zamknął za sobą i odwrócił się do pomieszczenia. Straż pewnie zacznie przeszukiwać wieże, a tutaj za bardzo się nie schowa chyba, że nie mają klucza. Była co prawda jeszcze ta płachta pod którą można by udawać trupa, jednak wystające nogi by go szybko wydały. Przyjrzał się zatem miksturom czy przypadkiem któraś z półek nie jest wygodne opisana "odtrutki". Niestety takiej karteczki nigdzie nie było, a mikstury były nie wiadomo do czego. Jednakże zwinął ze dwie mniejsze fiolki mając nadzieję, że zawierają jakieś paskudztwo typu kwas. Nawet jeśli nie, to jest szansa iż szkło z rozbitego o czoło przeciwnika naczynia wpadnie mu do oczu.
Potem z braku lepszych rzeczy do roboty Dirith wyjrzał przez okno.. i tu przynajmniej było widać coś ciekawego. Mianowicie wielką meduzę.
~O, demon. No troche czasu już z nimi do czynienia nie miałem.. ~ przerwał nasłuchując uważnie czy ktoś nie dobiera się do drzwi oraz rozglądając się dalej. Dojrzał balkon znajdujący się poniżej, więc szybko do głowy wpadł mu plan ucieczki jeśli usłyszałby dopieranie się, a właściwie otwieranie zamka u drzwi pomieszczenia w którym się znajdował. Mianowicie zamierzał zeskoczyć na owy balkon zanim ktoś by wszedł. Co prawda do pokonania było jakieś 20 metrów w pionie. Tygrysołak nie miałby dużych problemów z takim zeskokiem, a jako drow.. też dałby pewnie jakoś radę. Może nie wyskoczyłby prosto z okna, tylko złapałby się parapetu i wpierw opuścił w dół ile to możliwe, ale tak czy siak jakoś by to poszło. Co prawda lądowanie może nie należeć do najprzyjemniejszych, ale grunt żeby trafił w dobry balkon.. bo z tym kolejne 20 metrów niżej już byłby problem.. a z nie trafieniem w żaden z nich nawet jeszcze większy.. ~ Ale przynajmniej Silversting wpieniłby się niemiłosiernie. ~ stwierdził uśmiechając się i powracając do nasłuchiwania i obserwacji demona.
~ O szlag.. ~ do takiego wniosku doszedł chwilę później gdy przypomniał sobie jeszcze jedną istotę mogącą swobodnie przenikać przez obiekty jak to miało miejsce tutaj ~ Ale jeśli to żywa klątwa, no to miasto ma zdrowo przerąbane.. ~ po tej myśli rozejrzał się też na boki i w górę, czy nie ma tam także balkonu i czy dałoby radę w razie czego wspiąć do niego się po ścianie o ile miałaby wystarczająco szczelin w których można by znaleźć uchwyt.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 24-08-2011, 16:27   #146
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
I tak oto moc Power Thundera przeszła na Maginię. Niestety, tym razem trochę o niewłaściwym czasie, w nieodpowiednim miejscu, w niedobrze dobranym towarzystwie, jak musztarda po obiedzie i jak ketchup po grillu. Innymi słowy - wyszła kiszka.
- Mmmm, gdzie jestem? - wymruczała.
- Jesteś aresztowana pod zarzutem zabójstwa i uprawiania mrocznej magii! - oznajmił jeden ze strażników. - Pójdziesz z nami do kapitana straży, nei stawiaj oporu!
- Dobrzy ludzie, a czemu tam po niebie lata jakiś ogromny glut? - spytała pani R. wskazując na niebo i na ogromną meduzę. Najwyraźniej ci mieszkańcy nie karmili porządnie swego pupilka, więc duży zwierzaczek ruszył sobie poszukać czegoś do zjedzenia.
- RooAAAR, gaAASHEK!! - wydarł się Roger, który to niedawno przyleciał na kolana czarownicy. Po czym zaczął swoje symfonie z gwizdania i skrzeczenia.
- Cisza! Jeśli to twoje mroczne czary, radzę ci to natychmiast usunąć znad miasta! - wskazał na glut, po czym sięgnął po miecz i przystawił czarnoksiężniczce sztych do gardła. - Żadnych sztuczek, rozumiesz?! Jeśli to coś to twoja sprawka, masz się tego natychmiast pozbyć!
Wojak się pieklił, Magini się niepokoiła, zaś Roger bawił się w najlepsze. Choć już nieco ciszej wydawał dźwięki.
- Yyy, że czemu ja się mam tego gluta pozbyć? Ja go nie zapraszałam. I przepraszam, mógłby pan odsunąć ten nożyk od mojego gardła? Bo mnie pan stresuje... o.O
- Milczeć!... - to stróż był bardziej zestresowany od skacowanej Magini. - Wyjaśnisz przed kapitanem co masz na swoją obronę w sprawie zarzutów o morderstwa wczorajszej nocy!

W oczach Magini zapłonął ogień.
- Przepraszam cię, człeku poczciwy, tłumaczyć mi się tobie nie chce, bo byś i tak niczego nie zrozumiał, choćbym miała tłuc ci tymi mymi, jak to nazwałeś, mhrochnyhmi czarami setki razy, że ci ludzie sami są sobie winni i że sami pewnie się komuś naradzili, a mnie proszę nie mieszać do jakichś ciemnych spraw. Wtedy mogłabym sprawić niechcący, że mózg ci wybuchnie od nadmiernego wysiłku umysłowego. A na drugi raz wiedz, panie, że w pracy się nie pije. Zacedza od pana czwartorzędnym samogonem i pierniczy pan do nie wiadomo czego.
Czarodziejka miała mówić, że “pije pan do nie wiadomo czego”, ale wtedy sytuację zmieniłaby w oksymoron, bo przecież wojak w obecnej chwili nie miał przy sobie nawet kieliszka wódki ani kropelki wina.
- Nie groź mi, wiedźmo! - syknął tylko. - Będziesz rozmawiać z kapitanem straży, nie ze mną!
Część przemowy Magini oraz repertuar ptaszyska, ale kolorowy “kanarek” w końcu zirytował stróża i wygonił arę z noszy. Roger po chwili odlotu powrócił do swojej pani i zaczął wrzeszczeć do żołnierza, który go odgonił:
- RaAAAA!! BARAN, BARAN, KHRROFFa, uOffFcaAAA! BEEEEE! - zabrzeczał jak prawdziwy baran.
- Idziemy! - dowódca straży rozkazał reszcie straży, udając, że na noszach nie ma żadnej papugi.
- KrrRRoFFYY DoOIĆ! RaaAAA!! - papuga darła się wniebogłosy. Wojacy ją jednak zignorowali.
Ci natomiast spojrzeli niepewnie na swojego szefa. Jegomość zlekceważył obelgi ptaszyska.
- Wejść do miasta!!! - wkurzył się. - Nie róbcie niczego głupiego... Tam są ludzie, więc musi być bezpiecznie...
- ...ja tam nie idę!...
- BEEEE! - Roger nadal wkurzał wszystko dookoła, imitując beczenie baranów. Paru najemników zachichotało pod nosem.
- Czy ty widzisz to coś co fruwa nad miastem?!
- Ja też tam nie idę!
- BeeEE!
- Stul pyyyyyyysk!!! - wydarł się dowódca. - Jak który chce to może tu gnić pod bramą!!! Ale niech mi się więcej na oczy nie pokazuje!!! Na przód marsz, ciotyyyyyy!!! - pan stracił zimną krew. - JUŻ!!!
Roger też zamknął swoją jadaczkę. Znaczy się dziób.

Najemnicy razem ze strażą i uczestnikami wyprawy ruszyli powoli, a wkrótce weszli do miasta. Czarodziejkę nadal nieśli na noszach - miała obstawę z pilnujących się strażników. Magini przez moment poczuła się jak władczyni. Miała taaaki spory orszak - przez chwilę widziała siebie w roli władczyni świata materialnego, a później też świata Mgieł. Ale pozostając bliżej ziemi - Magini więcej uwagi poświęciła wizualizacji swej przyszłej roli w bliższej bądź dalszej przyszłości.
- Czuję się jak król. Czy ktoś mógłby mnie powachlować, drodzy panowie? - rzekła do swojej nowej “służby”.
Niestety olali prośbę. Tak nie powinna była zachowywać się służba. Władczynię należało darzyć szacunkiem, nawet najmniejszym. Gdyby była królową, za brak odpowiedzi na jej pytanie delikwenta natychmiast posłałaby na pal albo szubienicę, żeby jeszcze spróbować wydusić ze skazańca odpowiedź.

- To chociaż jakieś piwo podać? Panowie? - w głosie R. pojawiła się pretensja. W końcu straciła cierpliwość. - Który z was to kapitan straży?
Znowu olali jej prośbę. Najwyraźniej panowie nie mieli ochotę na debaty z czarnoksiężniczką.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 24-08-2011 o 16:41.
Ryo jest offline  
Stary 25-08-2011, 20:58   #147
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Vivaldus;
Strażnik który zdawał się tu dowodzić spojrzał na ciebie z miną „omg, stfu pls!”. Nie miał biedak łatwego życia – najpierw wywerna zjadła mu pół oddziału i pół tych co miał chronić, potem nad rodzinnym miastem pojawiła się gigantyczna latająca meduza, odprowadzał do kapitana zapitą wiedźmę a na dodatek jeszcze to... Pół elf cwaniaczek który ma coś do powiedzenia!
- Myślisz, że tam po prostu zacznę wykonywać rozkazy jakiegoś półelfa, który zjawił się nie wiadomo skąd w tym mieście?! Jesteś tu od wczoraj wiec powiem ci coś; my tu nie przytulamy drzewek, nie pijamy melisy i nie puszczamy wolno podejrzanych o morderstwa! – warknął.

Wszyscy;

Strażnicy starali się jednak zachować spokój. Bardziej od wiedzmy i jej wspólników martwiła ich teraz lewitująca meduza. Ostatecznie jednak uznali że skoro ludzie są w mieście, to coś nie jest letalne. Może i fruwa i jest eteryczne, ale nie letalne. Przynajmniej nie od razu. Popędzając ochotników niosących drewno i was, strażnicy weszli do miasta. Czujni i nerwowi, ale weszli. Sytuacji nie pomagało chodzące drzewo wymachujące rekinem. Prawdopodobnie wielu pomyślało w tym momencie o wyrywaniu baobabów za młodu czy też skombinowaniu sobie beczki oliwy i pochodni. Ani też biegający wokół wilk, uznany na szczęście za zwierzątko jednego z [pół]elfów.

Dirith;

Nie było innej drogi ucieczki jak okno. Usłyszałeś jak ktoś się zbliża i podchodzi do drzwi. Próbował je ostrożnie otworzyć, ale oczywiście nie udało mu się. Podejrzanie długo panowała cisza. Postanowiłeś nie kusić losu i nie czekać aż ktoś spróbuje wyważyć drzwi np. za pomocą magii czy balisty czy rekina. Hehe. Rekina. Skąd ten pomysł...?
Zbadałeś sytuację i zacząłeś ostrożnie schodzić po murze. Szło całkiem nieźle i odnajdywałeś szczeliny których dało się schwycić. Ostatecznie nie spadłeś z 20 metrów – jakieś pięć metrów nad balkonem szczęście cie opuściło i rąbnąłeś na balkon. Z gracją drowiego zabójcy, czyli tak, że nic sobie nie połamałeś i nie wrzasnąłeś z bólu. Szybko też się pozbierałeś. Ku twojemu zdumieniu balkon prowadził do przestronnej komnaty. A naprzeciwko balkonu zatrzymała się młoda kobieta, zwabiona hałasem.
- Ah...?! – jęknęła, popatrzywszy na ciebie.
Lady by =sakimichan on deviantART
Wyglądała na... pijaną, chorą...? Nie do końca przytomną w każdym razie. Na twój widok ze zgrozą cofnęła się.
- Kim jesteś?! Straż... STRAŻ!!!

Wszyscy;
Miasto opustoszało. Ci co mogli pozamykali się w domach. Ci ciekawscy i nienormalni chodzili wokół z otwartymi gębami wpatrując się w niebo. Weszliście głębiej do miasta.
- Uwaga!...
Zatrzymaliście się – na ulicy przed wami leżała końcówka eterycznej macki i bardzo powoli wiła się po ziemi.
- Bogowie...!
- Nie dotykać tego!... Odsuńcie się! Nie atakować!!! Ominiemy to, za mną!
Krążyliście uliczkami, starając się ukryć pomiędzy budynkami przed mackami meduzy. Te zdawały się... spać? Ledwo się poruszały i tak naprawdę nie robiły kompletnie nic elementom otoczenia.
Wreszcie, dotarliście pod budynek straży. Wydawał się niemal opuszczony. Nie było nikogo. Na spotkanie po dłuższej chwili wyszedł wam starszy strażnik.


Wydawało się że na widok meduzy wypił beczkę rumu żeby się znieczulić.
- Gdzie kapitan? Przyprowadziłem podejrzanych o zabójstwa w knajpie zeszłej nocy!
- Kapitan jest na dziedzińcu – starszy wskazał w niebo. – Apokalipsa...
- Niektórzy podejrzewają ze to czary tej wiedźmy! – wskazał na Maginię. – Natychmiast muszę widzieć się z kapitanem!
- Znajdziesz go na dziedzińcu...
Ruszyliście. Kilku ochotników wyprawy po drewno szło za wami, bardziej z nadzieją że obronicie ich przed meduzą, niż by bronić Ursusona i Almartelua.
Niebawem przeprowadzono was przez bramę i znaleźliście się na dziedzińcu zamkowym. Grupka ludzi zebrana tutaj zdawała się... rozmawiać z macka meduzy?! Wielka macka wygięta w pozycji atakującej kobry wisiała nad nimi, kiwając się jakby potakiwał czy też.. obwąchiwała ich...? Mędrcy, uczeni i magowie w strojnych szatach gestykulowali, przemawiając coś do macki. Po ich minach sądząc, z kiepskim rezultatem.
Szybko zauważono wasze przybycie. Głownie dlatego, że wielka macka uniosła się i skierowała w waszą stronę.
- To nie jest moment, głupcze...! – zaczął któryś z magów.
- Przyprowadziliśmy wiedźmę! – wyjaśnili strażnicy. – Może to jej czary, ta klątwa!
- Wiedźmę?
Zaczęło się tzw. szemranie uczonych między sobą. Trochę jak narada szefostwa, której przyglądasz się z boku z uśmieszkiem na ustach a wszyscy cię olewają. Wreszcie przemówił jeden z magów:
- Kim jesteście, jak znaleźliście się na tej wyspie i co wiecie na temat tej istoty?

A Może By Tak wyjaśnić to i owo...?
A Może Lepiej nie...?!
W okolicy jest przynajmniej 5 magów, masa straży, tu i na murach, i wielka macka!
A Może By Tak wiać...? Wciskać kity? Przyznać się? Przeprosić? Poczęstować herbatką?
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 26-08-2011, 11:30   #148
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Walka z wywerną zakończyła się pomyślnie. Kiti ocknęła się w formie żółwiej, w zgniecionej skorupie z tarczy. Zdobyto nowe osiągnięcie: człowiek to jest wilk-kula armatnia! Przynajmniej była w miarę w całości. Uleczyła się szybko i otrzepała. To jest najlepsze w byciu klerykiem, leczysz sam siebie! Lekarzu ulecz się sam! A inni tak mogą? Nie nie nie! Ni! Bo niby jak? Zabójco zabij się sam? Zaklinaczu przyzwij się sam? Magu wyczaruj się sam? Nekromanto wskrześ się? Pijaku upij się? No chyba że tak. Należało postawić pod znakiem zapytania profesję magini, bowiem szło jej świetnie w zawodach w stylu wysadź się sam. Prawda że była skuteczna, ale statystycznie albo trafiła albo się wysadziła w powietrze. To też skłaniało do refleksji czy bezpiecznie jest z nią podróżować. Wilczyca usiadła na ziemi i zaczęła wylizywać zrujnowane futro. Nigdy nie wiadomo, Wielki Samiec Alfa patrzy!
Nie wszystkim udało się przeżyć. Przeszła się po polu bitwy, znajdując kilka trupów.
„Bieli czuwaj nad ich duszami i ochroń ich dusze na ile zdołasz!”
Kiti w ciszy spojrzała w niebo i zawyła przeciągle.


Zespół pozbierał się i ruszył do miasta więc Kiti ruszyła za nimi, udając towarzysza Almartelura. Elf wykazał się na polu bitwy walecznością, mogła więc podążać za nim z podniesioną głową. Kichnęła naraz głośno.
- A PFU!!!! Co to!? A tak…. Orkowe skarpety…
Przypomniała sobie coś. Zawróciła podbiegła do trupa wywerny.
- Szkoda zostawiać taki kawał mięsa! Przydałaby się jej jakaś pamiątka. W końcu poza futrem to nie ma na czym oka zawiesić.
- Brrrrrr! – wróciły wspomnienia, wizji bestii w podziemiach i … wnętrza jej paszczy! – Fuj fuj fuj!
Kiti przetrwała połknięcie, no prawie, przez wielkiego jaszczura, przeżyła atak wywerny. Ile wilków może się pochwalić czymś takim! Okrążyła truchło wywerny dokładnie je oglądając. Z czego by tu zrobić trofeum? Głowa? Za duże! Na kapelusz się nie nada nawet dla szamana! Łuski? Jakieś takie mniej fajne niż smocze, lepiej nie nosić podróbek. Łapka? Królicza chyba wygodniejsza. Może tradycyjnie, kły i pazury? Kiti chwyciła w zęby rękojeść porzuconego ułamanego sztyletu, inną broń z pola bitwy zakoszono. Zaczęła dłubać ostrzem w paszczy trupa i przy pazurach, szarpiąc co jakiś zębami by oderwać trochę szponów i kłów. Kiedy już zdziałała ile mogła, pobiegła za resztą, taszcząc łup.
Nad miastem coś się unosiło.
- A niech mnie Jasne Światło kopnie!!! – szczęka Kiti opadła na ziemię, przez co musiała pozbierać na nowo swój łup. – A niech to Astaroth!!! Co to jest!?
Złowroga energia promieniowała od ogromnej istoty. Fioletowy kolor nieba dobitnie określał przynależność meduzy do wyznania. Sama meduza nie była jednak fioletowa, co było podejrzane! Podejrzane podejrzane podejrzane! Co więcej nie była nawet agresywna ani wroga… chyba! Ot, fruwała sobie nad miastem i macała je mackami. Zdarza się czasem wielkim meduzom… Tylko skąd i po co to tu przylazło!?
„ A gdzie jest Dirith!? Może to jego sprawka!?!? W końcu mroczna magia, drowy i mroczne kontakty z mrocznymi mackami tfu znaczy mocami!....” Podejrzane że meduza zjawiła się w mieście akurat wtedy kiedy drow samotnie szwenda się po mieście! Chyba nie bywała tu zbyt często bo strażnicy i ludzie drewnem zareagowali na nią jak na… wielką meduzę nad miastem. Kiti wątpiła aby to Magini była amatorką meduz. Prędzej papug, ale meduz? Chociaż prawdę mówiąc nie dziwiła się strażnikom ani ludziom którzy spalić ich drużynę na stosie. Każdy z nich był na tyle podejrzany że mógł przyzwać łatającą meduzę. Chodzące drzewo rekinem tygrysim w łapie znaczy konarze. Pólelf który wiecznie się do siebie śmieje i poprawia włosy. Magini która się wysadza w powietrze. Elf z wilkiem który leczy. Jeden Ursuson był w miarę normalny w tłumie.
Kiti przecisnęła się przez grupkę i pobiegła w głąb miasta. Najpierw musiała coś załatwić. Odnalazła warsztat alchemika, po zapachu mikstur i ziół. Z powodu najazdu meduzy nie było jednak nikogo. Ale drzwi były otwarte. Wśliznęła się do środka. Zaczęła majstrować przy stole…. Nie była w tym dobra, ale od czego jest się klerykiem!? Pomoc boska! Wsparcie sił wyższych! To śmieszne, żeby kleryk wysadził sam siebie w powietrze przy stole alchemicznym, to się nie zdarza!.. Prawda prawda prawda!?
Kiedy skończyła pobiegła ulicami tam, gdzie ostatnio widziała Diritha, by znaleźć trop. Starała się unikać meduzy i ignorować ją. Podobno demony są najspokojniejsze kiedy się je ignoruje podczas gdy prowokują! Podobno…
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 01-09-2011, 03:27   #149
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Po tym jak ktoś próbował otworzyć drzwi, Dirith nie był do końca pewien czy chciałby dłużej zostawać w pokoju. Szczególnie, że nie była to zbyt zdecydowana próba otwarcia, jak mógłby się spodziewać po strażnikach szukających zbiegłego więźnia, tylko dość ostrożna. Dlatego więc przyszedł niestety czas ewakuacji oknem. Na szczęście gdy drow przygotowywał się do puszczenia krawędzi okna wyczuł pod stopami szczeliny w murze, które dawały jako takie oparcie, więc zanim się puścił spróbował po tej ścianie normalnie zejść. Tutaj także trochę dopisało szczęście, gdyż szło mu to całkiem nieźle, choć kiedy zostało już jakieś 5 metrów do balkonu, pojawiły się problemy. A mianowicie jeden problem pod tytułem "koniec złażenia, spadaj". Jednak mimo wszystko zawsze było lepiej spaść z 5, niz 20 metrów. Nie mniej jednak lądowanie mogło okazać się nieciekawe, ale na szczęście Dirith wiedział co zrobić żeby za bardzo go nie odczuć.
Gdy tylko jego stopy dotknęły ziemi zaczął uginać trochę nogi, jednak nie przeciwstawiał się całej sile z jaką spadał. Gdyby tak zrobił, byłoby ryzyko złamania nogi, a tego by nie chciał. Przechylił się lekko na jedną stronę i zrobił prawie krok na krzyż. Prawie, bo przy przechyleniu się zaczął prostować nogę którą zrobił owy krok, chcąc ustawić się niemalże poziomo. Dzięki temu mógł przy samym uderzeniu o ziemię dodatkowo jeszcze zamortyzować upadek przez wcześniejsze klepnięcie w podłoże wyprostowaną nogą, oraz ręką z tej samej strony. Tuż przed uderzeniem dodatkowo przyciągną brodę do klatki piersiowej, żeby ograniczyć ryzyko uderzenia się w głowę. wszystko to z wydechem, żeby go dodatkowo nie zatkało.. i wyszło całkiem nieźle, bo obyło się bez połamanych kości.
Pech jednak chciał, że balkon na którym wylądował prowadził do komnaty, która aktualnie była okupowana przez jakąś kobietę. W takiej sytuacji trzeba było czym prędzej się pozbierać i uciszyć krzyczącą właśnie przypadkową ofiarę pewnym chwytem za krtań prawej dłoni. Co prawda nie było Dirithowi najwygodniej ją łapać nając owinięty wokół niej łańcuch robiący za kastet, jednak udało mu się objąć koniuszkami palców krtań co było dość nieprzyjemne dla osoby dającej się złapać

- Zamknij sie. - syknął szybko łapiąc za krtań kobiety. - Bo zawsze moge cie po prostu zarżnąć. - powiedział dobitnie jednocześnie podnosząc trochę lewą dłoń trzymającą sztylet jakby przygotowywał się do zadania ciosu mającego ją uciszyć, co tak na prawdę nie było żadnym blefem.

- Ymh!!! - wybałuszyła tylko oczy i była już cicha i grzeczna i w ogóle.
Problemem było to, że na korytarzu usłyszałeś jakieś kroki.
- Lady Makbet...? Wszystko w porządku me Lady?
Drzwi uchyliły się i do środka zajrzeli dwaj strażnicy.
Wygląda na to że pilnowali tych drzwi i dosłyszeli wcześniejszy krzyk kobiety! Szlag by!
http://www.daydreamersfancydress.co....nightthumb.jpg

^ Epickie miny na twój widok.
- Ki diabeł?!
- Puść ją łotrze!!! - niepewni twoich zamiarów nie ruszyli się jednak spod drzwi.

- Świetnie.. - powiedział pod nosem widząc wchodzących strażników.
- Stulcie pyski i nie próbujcie robić żadnych gwałtownych ruchów, to ta wasza Lady nie wyjdzie z tego z całym gardłem.. i jeśli któryś z was myśli, że nie poderżnę jej gardła bo potrzebna mi jest żywa tarcza, to nie pomyśli jeszcze raz bo zawsze moge spróbować szczęścia w walce z wami albo po prostu uciec oknem.. - stwierdził wbijając w strażników lodowate spojrzenie. - Zrozumiano?
- To teraz wont do konta i tam pomoli macie położyć broń zanim dolicze do trzech.. Raz..


Strażnicy popatrzyli po sobie, fioletowi na twarzach ze złości. Popatrzyli na Lady, która tylko wydała kilka płaczliwych pisków i świeciła przerażonymi oczami.
- Psie!... - syknął z nienawiścią strażnik.
Czujni i ostrożni, wykonali jednak prośbę - usunęli się z przejścia i demonstracyjnie, powoli odłożyli broń.

- Dwa.. Pozwoliłem sie odzywać? - spytał spokojnie szybko zerkając na ściany pokoju, jednak Dirith błyskawicznie przeniósł z powrotem wzrok na strażników.
- To teraz marsz pod tamtą ścianę. - powiedział wskazując machnięciem sztyletu na odpowiednią ścianę, przy której nie stał żaden mebel na którym postawione by były jakieś przedmioty mogące posłużyć strażnikom za broń.
- Stajecie przy niej pyskami odwróconymi w jej stronę tak blisko, że macie ją praktycznie lizać. - wyraźnie spauzował dając ludziom do zrozumienia, że to jest moment w którym spełniają polecenie - I chyba nie muszę przypominać, że nadal jakikolwiek niespokojny wasz ruch albo niesubordynacja zakończy sie dla zakładniczki nieciekawie? - dodał kiedy wreszcie sie ruszyli.

- Teraz na kolana i macie przed tą ścianą klęczeć odsunięci nieco od siebie jakbyście sie do niej modlili z kolanami jak najbliżej siebie i ściany. - rzekł wydając kolejne polecenia. Wiedział co prawda, że za długo jeszcze taki stan rzeczy nie może trwać ani pewnie sie nie utrzyma, jednak jak wszystko dobrze pójdzie i póki trzyma nóż na gardle odpowiedniej osobie jest szansa na jakieś sensowne jej zakończenie.. dla drowa, oczywiście.
- A ty nie piszcz lepiej, tylko sie módl albo sama każ im robić co mówie to dobrze sie to dla ciebie skończy. - stwierdził poluzowawszy nieco chwyt, jednak nie do końca i dla równowagi przystawiając do szyi Lady Makbet sztylet.

- A teraz jeszcze zakładacie jedną stopę na drugą, i rękami łapiecie za plecami własne łokcie.. oczywiście z czołami opartymi na ścianie.. - zakończył mając nadzieję, że strażnicy grzecznie ustawią się w wymaganej i nie do końca wygodnej oraz stabilnej pozycji, dzięki której nie będą mogli zbyt szybko zrobić czegoś głupiego. Na szczęście przynajmniej nie mogli za szybko z niej wstać, a to już powinno w razie czego kupić Dirithowi wystarczająco dużo czasu na zażegnanie ewentualnych kłopotów.

- No i teraz jeszcze tylko czas na najgorszą część.. - stwierdził zamierzając przejść do finalnej części planu A - Wy klęczycie tak cały czas, a ty nie próbuj piszczeć krzyczeć ani innych głupich rzeczy, bo dopiero wtedy sytuacja stanie się jeszcze bardziej pochlastana.. w dosłownym znaczeniu tego słowa. - uprzedził szczerze ruszając powoli w stronę strażników. Oczywiście zakładniczkę trzymał cały czas i prowadził ją spokojnie ze sobą. Kiedy już stał za nimi przyszedł czas na najgorszą część całego skleconego na szybko planu. Wyeliminowanie zagrożenia pt "nieproszeni strażnicy", gdyż tak na prawdę nie zamierzał ich tak cały czas trzymać żeby w końcu czegoś nie wykombinowali.
Mając ich już w swoim zasięgu strażników puścił kobietę po czym szybko zadał cios prawą ręką uzbrojoną w łańcuch. Celował w skroń strażnika po lewej aby go porządnie ogłuszyć. Gdy tylko pięść opadła na cel wykonując zadanie uderzył na odlew celując w skroń następnego. Łatwo jednak było przewidzieć, że ten drugi już będzie zamierzał zablokować lub uniknąć ciosu, jednak po to właśnie drow ustawiał ich w tej pozycji, aby z rękami za plecami nie mogli za szybko postawić gardy, a dzięki klęczeniu nie mieli jak odskoczyć nie wywracając się przy tym niekontrolowanie, co było tylko na rękę elfa i dało by mu możliwość zadania ciosu sztyletem.

Strażnicy niechętnie i z wahaniem [z obawą o własne życie] ale współpracowali. Pierwszy padł nieprzytomny pod twoim ciosem, drugi spanikował ale jak przewidywałeś nim się pozbierał, zdążyłeś i jego trzasnąć raz a dobrze.

Puszczona kobieta z płaczem upadła i odczołgała się do kąta. Zwinięta w kłębek na ziemi płakała cicho.
- Co ja zrobiłam?! Kim jesteś, czego chcesz?! proszę nie rób mi krzywdy!!!

- Powiedziałem siedź cicho do cholery.. - syknął ostro po czym szybko podszedł do drzwi. Przez chwilę nasłuchiwał po czym spróbował zamknąć drzwi na klucz o ile było to możliwe. W tym momencie przeszło drowowi przez myśl, że jak tak dalej pójdzie z tej wyspy odpłynie jako lepszy złodziej i ślusarz niż zabójca.. Ale to dopiero później, teraz trzeba było na spokojnie powiązać nieproszonych gości żeby zmniejszyć ryzyko nieprzyjemności związanych z ich pobudką. Dlatego kolejny szybki rzut oka po komnacie.. i jeśli nie było nic podobnego do sznura to trzeba było pociąć coś na kawałki, żeby móc związać strażnikom ręce i nogi. Nie zapominając oczywiście o kneblu i powiązaniu zakładników ze sobą. Co prawda chwilę to zajęło, ale kto wie ile będzie musiał czekać aby móc ruszyć się z tego pomieszczenia, więc bunt zakładników to ostatnia rzecz jaką chciałby mieć teraz na głowie.
- Co zrobiłaś? - spytał zwracając się w końcu do kobiety - Sama ich przecież wzywałaś.. bo gdyby nie to może nie czekałby ich teraz kac stulecia po tym jak się obudzą. - stwierdzi podchodząc do kobiety, jednak zatrzymując się kilka kroków przed nią zastanawiając się jednocześnie czy odpowiadać na zadawane mu pytania.
- Jak już musisz wiedzieć, jestem Dirith. A początkowo chciałem tylko znaleźć tutaj jakąś robotę, ale to się zmieniło jak Silversting, czy jak mu tam, postanowił mnie wykiwać, bo był za głupi aby mi najnormalniej w świecie zapłacić za tłumaczenie jakiś dziwnych tekstów. Dlatego teraz potrzebuje wiedzieć gdzie w zamku ma swoje pracownie oraz komnate w której mieszka.. A sądząc po tytule jakiego używali strażnicy chyba wiesz sporo o tym kto i gdzie w zamku pracuje?
Mroczny elf podszedł na chwilę do drzwi ponownie nasłuchując sytuacji jaka ma miejsce na zewnątrz.
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline  
Stary 02-09-2011, 21:43   #150
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Kiti;
Jednak fajnie byłoby mieć ręce... Trochę namęczyłaś się, najpierw przy zdobywaniu trofeum, potem przy przygotowywaniu obroży u alchemika. Średnio z początku wiedziałaś co tak naprawdę robić, ale jak to mówią, kiedy ktoś wierzy, że królicza łapka przynosi szczęście, to jest z nią pewny siebie. Kiedy ktoś wierzy, że czarny kot przynosi pecha, to... omija go? Eeer ja nie o tym chciałam... A kiedy ktoś wierzy, że obroża z pazurów i zębów wywerny przynosi szczęście, to jest z nią pewny siebie. Potłukłaś trochę naczyń i wybrudziłaś futro kolorowymi płynami [bez skojarzeń...] ale ostatecznie udało się – obroża-naszyjnik z resztek po wywernie! Noś ją z dumą...
No i przyniosła ci szczęście! Hmmm... Diritha co prawda nie było nigdzie w okolicy tam, gdzie go ostatnio widziałaś, ale podjęłaś trop i niebawem krążąc pod murami zamku zobaczyłaś, jak pewien nader-opalony osobnik... wypadł przez okno...? i rąbnął na balkon poniżej. No cóż. Tak, to na 99% był Dirith. I na 99% przeżył ten upadek...
* * *

Silversting był zachwycony rozwojem sytuacji. Zdobył swojego drowa. Swojego własnego drowa-niewolnika- królika doświadczalnego. Przez moment niepokoiła go wisząca nad miastem meduza. Ale problem znów się rozwiązał – bowiem pojawiła się wiedźma, która meduzę sprowadziła. Tak, należy tylko przekonać wszystkich że to jej wina i po kłopocie. Zresztą to nie będzie trudne. Ludzie boją się Chaosu. Boją się mrocznej magii i składania ofiar Mgłom. Boją się wiszących nad miastami meduz. Kto będzie bronił wiedźmy, która zamordowała kilu młodych ludzi zeszłej nocy? Kilku wieśniaków? Komu uwierzy sąd i lud? Paru wieśniakom czy Pierwszemu Zaklinaczowi i potężnemu magowi Silverstingowi, ekspertowi od magii i sił Mrocznych? Nie będzie trudno wysłać ich wszystkich na stryczek. A kiedy już wykasuje się towarzyszy drowa, którzy ewentualnie mogliby chcieć go odbić [buahahhaha! Ze co?! Odbić DROWA?! BUAHHAHAHA!] wtedy plan nabierze szaleńczego tempa. Wiedźma stawiała opór. Tym lepiej, znaczy że winna. Kto jej będzie bronił? Jak wieśniak usłyszy ze magia, Chaos i Harry Potter, że miota jak Szatan, od razu sami ją zlinczują! Robiło się nieprzyjemnie. Pan zamku wraz ze strażą przyboczną wrócili dla bezpieczeństwa do środka, jeszcze przed przybyciem wiedźmy. Silversting nerwowo sprawdził czy przypadkiem Pan nie wrócił i nie zechce wnikać w autentyczność winy wiedźmy. Ku swemu zdumieniu zauważył swego sługę, bladego i spoconego, stojącego przy wrotach i machającego nerwowo dłonią. Silversting skrzywił się. Nie teraz, kretynie. Zachowanie sługi wzbudziły jednak złe przeczucia w magu. Co do…? Otaczają mnie kretyni! Czy to możliwe, żeby jednego cholernego drowa nie można było zostawić na piec sekund z trzema zabójcami? Żeby nie można było go zostawić w zabezpieczonej komnacie, przykutego i związanego, ze strażą przy drzwiach? Silversting klął w myślach, że nie miał zaufanego zbrojnego, którego mógłby zostawić w środku, tuż obok drowa, by go pilnowano. Ale nikt na zamku nie powinien wiedzieć o tym drowie. Silversting dyskretnie przemknął w kierunku swego sługi.
– Czego?! - warknął tak, jakby miał zabić gołymi rękami.
- Ten drow! Chyba próbuje się uwolnić!
- Chyba?! – szarpnął go za ramię
- pobiegłem po…! – zamilkł i wybałuszył gały, spoglądając na plac.
- Co?!
- Pierwszy zaklinacz… był… tam…? – ogłupiały wskazał za siebie, w głąb zamku.
Silversting zbierał myśli.
- Przysięgam, był tam, w komnacie z drowem, ale całkiem inaczej ubrany! – jęknął sługa. – Panie, ja…!
- Zamknij się…
- Coś się stało? – zagadnął ichor jeden z magów, zauważywszy że Silversting opuścił posterunek.
- Muszę pilnie zobaczyć króla…
* *
Silversting wbiegł na schody, kiedy zobaczył dwóch strażników zbiegających na dół.
- Panie…!
- Gdzie więzień?! – warknął tylko.
- Zbiegł…! – wydukali.
Silversting był purpurowy.
Cholerny drow. Po twierdzy biega teraz cholerny, wkurzony drow! Mag zbierał myśli. Zawrócił i pognał do komnaty króla.
* *
- Wyjść! – Silversting wygonił z komnaty straż przyboczną – Panie, to bardzo ważne…!
- Co się dzieje? - król spojrzał ze zgrozą na swego przyjaciela.
- Mam bardzo złe wieści! – szepnął Silversting. – W zamku jest zabójca!!!
- Zabójca?!...
- Obawiam się, że przyszedł po mnie lub po ciebie!
- Ah…?! Ale dlaczego?! Kim on jest?! Mów co o tym wiesz!
- Nie ma czasu, chodź ze mną!
- Dokąd…?
- Do tajnej komnaty. Schronimy się tam póki to nie minie…
- Przyjacielu… nie rozumiem zbyt wiele z tego co właśnie się dzieje, ale…
- Zaufaj mi!!! Chodźmy! Nasze życie jest w niebezpieczeństwie. Zostaw straż, pójdziemy tajnym korytarzem…
- Skoro… skoro tak uważasz… Nie wiem już co czynić, nie wiem co za klątwa na to miasto spadła…!
- Nie ma czasu, chodźmy!
**
Dirith;
Zamknałeś drzwi. Do wiązania i kneblowania nadała się... zasłona. Wystarczyło odpowiedni podrzeć i był Zn iej całkiem mocny „sznur” i kneble!
- Jak już musisz wiedzieć, jestem Dirith. A początkowo chciałem tylko znaleźć tutaj jakąś robotę, ale to się zmieniło jak Silversting, czy jak mu tam, postanowił mnie wykiwać, bo był za głupi aby mi najnormalniej w świecie zapłacić za tłumaczenie jakiś dziwnych tekstów.
- S-Silversting...? – wyjąkała tylko.
- Dlatego teraz potrzebuje wiedzieć gdzie w zamku ma swoje pracownie oraz komnatę w której mieszka.. A sądząc po tytule jakiego używali strażnicy chyba wiesz sporo o tym kto i gdzie w zamku pracuje?
- P-proszę nie rób mi krzywdy!!! – płakała. – J-jestem siostrzenicą pana tego zamku! – wydukała z płaczem. – Nie zabijaj mnie!!! Zrobię co zechcesz, nie rób mi krzywdy!!!
Odniosłeś znów wrażenie, że kobieta oprócz przerażenia i histerii cierpi na jakąś chorobę i nie jest w pełni sił. Miała mgliste spojrzenie.
- Silversting ma pracownię w zachodniej wieży i w Kręgu Magów. Tylko magowie mogą tam wchodzić! Gdzie jest jego komnata, mogę ci wskazać, w zachodnim skrzydle...!
Nasłuchiwałeś za drzwiami. Ku swojemu niezadowoleniu usłyszałeś czyjeś kroki w głębi korytarza. Dwóch ludzi. Szli szybko. Raczej nie zbrojni, brak chrzęstu zbroi... Przystanęli na moment. Tak, zatrzymali się – cisza...

* * *
- Nie mogę tak…
Silversting spojrzał na króla w zakłopotaniu.
- Muszę sprawdzić co z moją siostrzenicą! Jej też może coś grozić!
- Poślę straż..
- Nie darowałbym sobie gdyby coś złego ją spotkało!
- Narażasz się na wielkie niebezpieczeństwo…
- Jej komnata jest niedaleko!
- Przecież jest pilnowana… Panie, uważam że…
- Nie wiem co robić! Muszę to sprawdzić, czy jej nie jest, jak się czuje…!
- "Darkness beyond blackest pitch, deeper than the deepest night!
- Co mówisz...?
- …Możesz to potraktować jako ofiarę!....
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172