Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2014, 00:07   #1
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
[Superhero] We come in peace!



Centrum biznesowe, wysokościowiec Encore Systems, 73 piętro strefa rekreacyjna
Pora lunchu upływała nieubłaganie, ale Kate nawet nie zadzwoniła.
~ Pewnie ta ździra znowu ją uziemiła - przeszło Sheryl przez myśl, dwudaniowy posiłek był już za nią, serek i pół bułeczki. Dopijała właśnie ćwierć litrową butelkę wody gdy nagle za oknem przemknął jakiś cień, woda którą prychnęła w zaskoczeniu nie zdążyła ochlapać szyby, gdy mignęły trzy kolejne. Długie sekundy później przez wzmacniane okna dobiegł grzmot, Sheryl mogła przysiąc, że budynek lekko się zakołysał.

Przestrzeń powietrzna nad Centrum biznesowym, 300m n.p.m., 5 machów
~ Mamy go, Manta 1 bierz go z prawej, 2 z lewej, ja ubezpieczam - polecenie przemknęło po telepatycznym łączu.
Cała grupa położyła się w ciasny skręt omijając kolejny wysokościowiec. Jedynka i dwójka przyśpieszyli ustawiając się po bokach.W tym samym momencie uciekinier rozłożył ramiona na boki, rubinowe światło rozbłysło wokoło dłoni. Błyskawiczny obrót wokół własnej osi i lasery niczym dwa bicze zdekapitowały obie Manty.
Jedno ciało w pełnym pędzie trafiło w ścianę budynku Federalnego Biura Rezerw, drugi pruł bok wysokościowca siejąc za sobą deszczem pancernych szyb aż w końcu trafił na stalowy szkielet budynku. Oderwane ramię z barkiem poleciało jeszcze kolejne 300m zanim zaczęło spadać wprost do parku.

~ Baza, tu Manta 3, jestem sam, kontynuuje pościg.
Wokoło Manty wykwitł widmowy, niczym narysowany świetlnym ołówkiem kontur zachodzących na siebie płyt. Nagle kontury nabrały wyrazistości i wrażenia solidności.
~ Dziękuję Lordzie.
~ Nie zmarnuj daru.


Uciekinier tymczasem błyskawicznie przyśpieszył, Manta 3 też dodał gazu i powoli zmniejszał odległość. Nagle uciekinier zawrócił praktycznie w miejscu, bo czym jest promień skrętu równy 20m przy tej prędkości.
~ Nie, trójka… szlag to było ponad 50g.
Bezwładne ciało koziołkując poszybowało długim łukiem w górę.
~ Emanacja?
~ Brak, przeliczę trajektorię i wyślę jednostki po ciała.

Ale Lord A’taht już zerwał połączenie telepatyczne, tej sprawy nie mogli załatwić wysługując się pracownikami. Czas było ubrudzić swoje własne ręce.

24 sekundy później
Cztery naddźwiękowe grzmoty zlały się w jeden. Uciekinier zatrzymał się praktycznie w miejscu. Powoli obrócił wokoło. Kilkaset metrów od niego w powietrzu wisiały opancerzone sylwetki. Rozpoznał je od razu. A’taht - lord Pokoju - dowodzący siłami zbrojnymi Symbath, L’atph - lord, a w zasadzie lady Życia - sprawuje piecze nad medycyną, D’eroth lord Dobrobytu - guru techniki i M’ortath Lord Narodzin - ten, który powierza symbionty nosicielom.
Czterej Lordowie apokalipsy, tak nazywali ich rebelianci. Wojna, Śmierć, Głód i Zaraza.

Cała czwórka pofatygowała się osobiście po niego. Zaszczyt. Black Raid uśmiechnął się. Pożądali jego sekretu, w ciągu kilku lat osiągnął moc przewyższającą każdego z nich z osobna. Ale nie wydrą tej wiedzy nawet z jego zwłok. Wylądował na dachu jednego z wysokościowców. Oplótł budynek siecią zmysłów. Tak, nie musiał szukać zbyt głęboko, wszystko było na wyciągnięcie ręki. Stanął na szeroko rozstawionych nogach, wzniósł ramię w górę. Sieć wyładowań otoczyła dłoń, skondesowała się prawie w materialną chmurę energii. Black Raid z rozmachem uderzył dłonią w dach budynku. Wyładowania energetyczne pomknęły po dachu na ściany budynku, pancerne okna rozprysły się w drobny mak. Komputery, oświetlenie, komórki. Wszystko odeszło w niebyt. Połowa ludzi w budynku została porażona, kilkanaście osób straciło przytomność, a dwójka zmarła. Tego wszystkiego Black Raid był boleśnie świadomy, ale nie mógł pozwolić by moc dostała się w łapy okupantów.

Lordowie znaleźli się przy Raidzie zanim jeszcze wyładowania zdążyły się uziemić.
- Za późno, wszystko poszło w ziemię - zaśmiał się Black Raid.
- To prawda, nie wyczuwam dzikich symbiontów - potwierdził M’ortath lord Narodzin.
- Głupcze zmarnowałeś taką moc. Myślisz, że to ci w czymś pomoże.
- Myślę, że gdy zobaczą iż we czwórkę musieliście przybyć by mnie pokonać ludzie otworzą oczy.
- Pokonać? Oni nas szanują, tylko takie szumowiny jak ty, kalają ten świat przemocą.
- Oni się was obawiają, was i waszych marionetek w rządach. Ale nie dosięgliście wszystkich
. - Black Raid założył ramiona na piersi.
- Mówisz o tych “państwach” trzeciego świata?
- Mówię o tych, którzy zeszli wam z oczu…
- Dowiemy się o nich. Od ciebie
- powiedziała lady podchodząc do Raida. Ona z całej czwórki wyglądała najbardziej ludzko, skostniałe zgrubienia symbionta oplotły ją w coś na kształt pancerza, wyglądała jak dziwna, ale jednak kobieta. Pozostali lordowie jednak zatracili ludzkie proporcje, potężne kończyny, pokryte segmentami narośli symbionta wyglądały trochę groteskowo. Do tego zniekształcone “hełmy” symbionta na głowach pokrywały im większość twarzy. Co w sumie raczej wychodziło im na dobre, bo ukrywało szczęko-czułki D’eroth i potężne kły A’tahta.

- Tak wiem co mnie czeka - powiedział Raid i westchnął - nie chciał bym was rozczarować, ale…
Błyskawicznie otoczyli go ciasnym kręgiem chwytając za barki.
- Planowałeś skoczyć? - A’taht zbliżył twarz do twarzy Black Raida.
- Tylko ty mogłeś wymyślić tak prymitywną metodę, A’taht. Ale je jestem bardziej kreatywny. - Każde kolejne słowo wypowiadał ciszej. A’taht odruchowo zbliżył się by lepiej słyszeć.
Eksplozja zmiotła głowę Black Raida, lord Pokoju zatoczył się w tył rycząc ze wściekłości i bólu. Wybuch plazmowej bomby przypalił mu połowę twarzy.

Morning TV
- Witam państwa po przerwie - uśmiech wydekoltowanej laski był równie imponujący i równie prawdziwy jak jej piersi. - Wracamy do tematu symbiontów. Doktorze Tacherstain, może nam pan przybliżyć ten temat.
Doktor skinął głowa w kierunku kamery witając się z widzami.
- Tak jak mówiłem już wielokrotnie, połączenie z symbiontem nie jest groźne dla zdrowia, zarówno psychicznego jaki fizycznego.
- Ale zmiany są znaczące?
- Oczywiście. Symbiont zmienia genetycznie ciało nosiciela zgodnie z zaprogramowanym wzorcem. Dzięki temu właśnie mogą latać, podnosić wielkie ciężary czy być niewrażliwymi na urazy, które zwykłego człowieka by mogły kosztować życie. Wachlarz zaprogramowanych możliwości jest bardzo szeroki…

- Nie mamy czasu niestety ich wymieniać - prowadząca uśmiechnęła się przepraszająco.
- A co z tzw. syndromem “porywaczy ciał”?
Doktor westchnął.
- To wymysł mediów i panikarzy. Młody symbiont jest tak delikatną istotą, że sam niechęć do niego może odrzucić go i uniemożliwić połączenie. Nosiciel musi autentycznie chcieć połączenia. Brak chęci blokuje cały proces…
- A jeśli by użyć dorosłego symbionta? - dumna z pytania prezenterka zaprezentowała kolejny uśmiech.
- Czyli chce pani zabić lub ciężko okaleczyć człowieka i symbionta rozdzielając ich? - upewnił się co do intencji rozmówczyni - Bo kompetentna dziennikarka z pewnością wie, że młode symbionty zdobywają nosiceli albo obumierają oraz że połączenie jest praktycznie nieodwracalne.
Uśmiech prowadzącej zniknął jak za sprawą czarów, nastała chwila krepującej ciszy. W końcu wytrenowane mięśnie twarzy zareagowały i telewizyjny uśmiech powrócił na należne mu miejsce.
- Przepraszam doktorze, ale mamy ważną informację z ostatniej chwili. Szef organizacji terrorystycznej Black Raid został zgładzony podczas próby aresztowania. Łączymy się z naszym reporterem na miejscu...

Kilkanaście minut wcześniej, Centrum biznesowe
David Cross wyszedł z windy na 54 piętrze, konferencja miała za chwile się rozpoczął. Przyszedł w zasadzie nie oczekując, że dowie się czegoś nowego. Ale nigdy nic nie wiadomo. Zresztą nanotechnologia ostatnio była modnym tematem i uczelnia oczekiwała że się tu pojawi.

Nagle opadło go wrażenie, że jest obserwowany. Obejrzał się przez ramię, jakaś babka pod trzydziestkę patrzyła w jego kierunku. Gdy zauważyła jego spojrzenie nagle jej uwagę przykuły papiery które trzymała.

Śledzenie tego zarozumiałego dupka było łatwe. Pijak i babiarz, dane wywiadowcze potwierdziły to bez pudła. Niestety był błyskotliwy, gdyby nie głupota jego promotora, nie doszli by do tego, że to Cross jest ekspertem. Tamten tylko firmował wyniki badań swoim nazwiskiem, ale daleki był od tego by choć w połowie być tak dobrym jak jego uczeń.

Zza okna dobiegł odgłos gromu, potem kolejne. Kilka chwil później uczestnicy konferencji wchodzili do sali gdy lampy, komórki i laptopy eksplodowały. Łuki elektryczne przeskoczyły między gniazdkami. Budynek zakołysał się niczym podczas trzęsienia ziemi. David oparł się o ścianę, spojrzał w bok akurat na czas by zobaczyć okaz sztuki nowoczesnej dążący do zbliżenia z nim.
“Na szczęście jest ze stali. Przynajmniej nie zwalą na mnie, że się popsuł” pomyślał David tuż przed uderzeniem. Potem była już tylko ciemność.

Kilka minut później, Centrum biznesowe
- Centrala, zjebało się, dzwonię z budki. Jakaś gigantyczna awaria prądu. Załatwiło cały budynek, wszystko, łącznie z komórkami - meldował Alex - Kolesia wzięła karetka.
- Black Raid wziął się za łby z czterema lordami
- odparł operator - Załatwili go.
- Co? jak?
- Nie ważne w tej chwili, już sprawdzam szpitale… mam, Mount Sinai.
- Wiem gdzie to.


Instytut
- Co z nim, doktorze? - Zapytał mężczyzna po czterdziestce, był ubrany w kitel, ale nienaganna sylwetka i proste plecy zdradzały, że w mundurze też by mu było wygodnie.
- Rośnie - odparł doktor. - Sprawdzamy jak objętość środowiska wpływa na niego. Na razie nic czego byśmy nie podejrzewali.
- Trzeba brać się do roboty, zabili Black Raida. Armia już zgarnęła trupa, mamy meldunek, że widziano Rebeliantów w pobliżu szpitala Mount Sinai. Budź Mudrocka i niech się szykuje.


Baza Dakota 3
Ledwie wektorówka z generalskimi oznaczeniami przyziemiła odskoczyły boczne drzwi i wyskoczył z nich generał, odruchowo przytrzymał czapkę. Przesiadł się ze śmigłowców ponad rok temu, a wciąż zdarzało mu się zapominać.
- Jaka sytuacja? - zapytał czekającego kapitana.
- Wywaliło tam całą elektrykę i…
- Kapitanie czy ja wyglądam jak z ubezpieczalni? Konkrety.
- Ciało Black Raida już do nas leci, jest pusty. Zero symbionta. Jakby wydrenowali go…

Generał wziął podany tablet i zaczął przeglądać zdjęcia.
- Dzikie symbionty rozpadają się…
- Nie generale
- wszedł w słowo dowódcy - Nie ma nawet śladowych ilości xenocząsteczek. Nic. Może skaner jest uszkodzony, ale nie wydaje mi się. Mimo to powtórzymy badanie.
Chwile szli w milczeniu gdy generał trawiłinformacje.
- Jakie ofiary?
- Wyładowanie energetyczne poraziło kilkadziesiąt osób, kilkanaście odwieziono do szpitala. Tylko dwie osoby zmarły. O wiele więcej ofiar jest tam gdzie wyrżnęły asy z Sił Obronnych. W sumie 54 rannych i 12zabitych.

- Znaleźli ich trupy?
- Tak, już ich zgarnęli.
- Szkoda…


Pół godziny później
David otworzył oko, drugiego nie dał rady. Pod dłonią poczuł opatrunek. Spojrzenie wreszcie nabrało ostrości, szpitalny pokój jakich wiele. Powoli rozejrzał się. Był sam.
“Szlag” pewnie pobrali mu krew… kiedy pił ostatni koktajl? Jeszcze jej nie badali, bo już by ktoś sikał po nogach by z nim pogadać.
Jego ciuchy powinny być w szafce, o ile nie pocięli ich przy badaniu.
 
Mike jest offline  
Stary 10-04-2014, 16:15   #2
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Sprawdził na Morphie godzinę. Czas pełzł nad wyraz wolno, wobec czego mógł sobie pozwolić na papierosa. Dopalając go obserwował ukradkiem ruch wokół niego. Ależ Ci ludzie gnają, każdy za swoimi sprawami... Ech, trzeba by się napić, a nie rozmyślać, zwłaszcza gdy nie ma o czym. I znowu go obserwują...

Sala konferencyjna była urządzona przede wszystkim praktycznie. Jak wszystkie te nudne sale. Na co komu w końcu eleganckie skórzane obicia czy rzeźbiony dębowy stół. Prostota i nijakość, co to kurwa ma być! I on tutaj ma wysiedzieć kilka godzin słuchając przedszkolaków w dziedzinie, w której on był pionierem parę lat temu? No cóż, za coś ma te stypendium to i przylazł. Ze znudzeniem wyjrzał przez okno, gdy padło swiatło. Nie byłoby to może takie straszne, gdyby nie towarzyszący temu zjawisku nagły zanik rozszerzonej rzeczywistości w jego soczewkach i jakieś dziwne mrowienie w całym ciele. Jakby spadła jego temperatura czegoś brak. Po chwili brak owego "cosia" wynagrodził mu wielki metalowy przedmiot lecący na jego spotkanie. Ostatni raz dał się namówić na taką konferencję, właściwie miał wrażenie, że ostatni raz zrobił cokolwiek i oto jego kres. Ciemność...

Że co do!? Ocknął się nieco zaskoczony. "Boli", przebiegło przez myśl. Boli, znaczy żyje. Próba uchylenia powieki zakończyła się sukcesem. Przy ponowieniu tego wyczynu z drugą aż jęknął z bólu. Jak nic po pijaku lał się z jakimś bokserem. Ale zaraz, nie miał kaca! Ale dziwne uczucie... Rozejrzał się wokół. Hmm... szpital. Światło, cały prąd, huk i jest tutaj. No tak, był na konferencji. Przynajmniej coś się wydarzyło. Szybko wyciągał ze swojego mózgu informacje. Brak prądu, brak ognia, soczewki nie działają, znaczy coś pizdło, ale to nie klasyczny ładunek. Więc... IEM! Kurwa, ale skąd... A on? Oberwał i go wzięli do szpita.. szlag, krew. Miał w ręku wenflon. No pięknie, już się pewnie dziwują nad jego krwią. Chociaż może impuls na tyle dojebał nanobotom, że uległy rozpadowi. Mógłby to wyliczyć, ale zbyt bolała go głowa, co gorsza powodem nie był kac. "Myśl David, myśl". Rząd go śledził, wiedział to od jakiegoś czasu. Wykryją, że za dużo namieszał poza uniwerkiem i zaraz go przejmą, a potem woli nie wiedzieć. Swoją drogą jak te bawoły mogły go znaleźć... Albo przez profesorka albo przez plotki. Bądź co bądź miał sporo siana a ostatnio znaleziono go pijanego, ubranego w babskie stringi gdzieś koło parku, jak krzyczał, że nawet w bieliźnie wieczorowej nikt mu nie podskoczy. Co teraz, co teraz? Zwlókł się z łóżka i doczłapał do szafki. Są ciuchy, jest torba. Ultrabook? Padł. Morph? Spalony. Siła rzeczy postanowił więc pozostać na miejscu i poprosić pielęgniarkę o jeden, jedyny telefon. Skoro go mają, wiedzą gdzie mieszka. Trzeba przekazać Novej instrukcje.


Cytat:
---Archive Data---
dir: wiki
file: Morph
encrypting...

Nokia Morph, topowy projekt telefonu opartego na organicznym wyświetlaczu Ledowym oraz tworzywie livemet. Stylowy zegarek i elegancki smartfon w jednym. Organiczna moc obliczeniowa dorównuje co mocniejszym maszynom elektronicznym. Nokia Morph, przyszłość...
 
Bachal jest offline  
Stary 11-04-2014, 06:47   #3
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
- Taxi !!! -krzyknął Alex machając dłonią na jedną z taksówek.
Widać miał szczęście i nie była ona zajęta gdyż żółty samochód natychmiast zjechał na pobocze.

Alex otworzył drzwi od strony pasażera i w drzwiach powiedział do kierowcy.

- Szpital Mount Sina, proszę!-

Czarnoskóry kierowca kiwnął głową i włączył się w ruch w stronę dzielnicy gdzie stał szpital. Wiedząc ,że podróż zajmie mu przynajmniej 15 min Alex wreszcie miał czas na chwilę przemyśleń. Jego operacja jak na razie szła gładko. Przyjmując formę przeciętnego pracownika biurowego alias Stiven Koneg udało mu się zbliżyć do celu, co prawda w czasie trwającej na razie dwa tygodnie znajomości, trudno było tu mówić coś o przyjaźni, ale cel miał go na razie za całkiem dobrego kolegę. Dodatkowo kolegę o całkiem interesujących poglądach, który najwyraźniej spędza zaskakująco dużo czasu na forach poświęconych symbiontom i rebeliantom. Przynajmniej tak myślał cel bo Alex dawał się mu celowo na takowych stronach "przyłapać". Na razie nie poruszał on z celem tematu, kilka zawoalowanych odniesień do tego ,że system który aktualnie istnieje jest chory ,a kosmici odpowiadają za całe zło tego świata co prawda się pojawiło ale brak było konkretów. Dziś postanowił, że nadszedł czas wskoczyć poziom wyżej. Zmartwiony kolega odwiedzający przyjaciela z pracy ma prawo wspomnieć coś o ruchu oporu po tym jak jeden z posiadaczy symbionta kierowany przez kosmitów, zabił kilka osób i prawie "zabił" jednego z jego kolegów.

Taksówka zatrzymała się, na prośbę Alexa, jedną przecznicę wcześniej. Alex wszedł za róg budynku i sprawdziwszy czy nikt go nie widzi przemienił się, a sekundy później zza rogu wyszedł Steven Koneg odziany w sportową marynarkę i jeansy gnał do szpitala by sprawdzić co tam u kolegi.
 

Ostatnio edytowane przez czajos : 11-04-2014 o 07:01.
czajos jest offline  
Stary 11-04-2014, 16:58   #4
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
- Shit - pierwsze słowa po przebudzeniu nie należały do najbardziej eleganckich, ale Howard miał to gdzieś. Dziwne pomieszczenie, przypominające skrzyżowanie sali szpitalnej ze szklarnią, nie nastrajało optymistycznie.
Pilot nie miał jednak zbyt wiele czasu do namysłu. Jedna ze ścian zrobiła się półprzeźroczysta, a oczom Howarda okazało się drugie, mniejsze pomieszczenie, tym razem po sufit wypełnione technicznymi ustrojstwami.
- Witam serdecznie, kapitanie Murdock, cieszę się, że w końcu możemy spokojnie porozmawiać. Nazywam się Steven Spencer i z przyjemnością będę odpowiadał za pańską przyśpieszoną aklimatyzację w naszym instytucie.
- Zajebiście - nieregulaminowo odpowiedział Howard, jednak radość ze spotkania krajana sprawiła, że zapomniał o odebranym szkoleniu - Przepraszam, poniosło mnie, po prostu cholernie się cieszę, że jestem już w domu. Jest pan drugim Amerykaninem, którego spotykam, po majorze Williamsie. Bardzo się cieszę, że jestem między swoimi.
- Nie ma problemu, kapitanie - doktor wyszczerzył się i z rozluźnionym wyrazem twarzy zanotował coś w leżącym na biurku notesie - Cieszę się, że pamięta pan majora Williamsa, obawialiśmy się o stan pańskiej pamięci.
- Ja miałbym zapomnieć kogoś, kto mnie wyciągnął z tego zielonego gówna? - zapytał ze śmiechem Murdock, ale niestety, lekarz przerwał przyjacielską pogawędkę. Żołnierz musiał przejść kilka testów psychologicznych, które miały sprawdzić stan jego zdrowia po katastrofie.

Pierwszy test, polegający na odpytaniu z danych personalnych i swojej własnej przeszłości, Murdock zdał śpiewająco. Drugi był dużo trudniejszy. Przeźroczysta ściana zamieniła się w lustro, w którym pilot miał okazję przyjrzeć się swojemu obecnemu wyglądowi. Fakt, poznawał swój ulubiony tatuaż, a w tym całym instytucie musieli go ogolić i ostrzyc. Ale reszta... Wspaniale wyrzeźbiona muskulatura nie była już taka imponująca, widocznie Murdock stracił sporo masy. Dawniej dość jasna karnacja teraz ustąpiła miejsca dużo ciemniejszej, niemal brązowej. Howard miał nadzieję, że ta nadmierna opalenizna ustąpi po jakimś czasie, w tej chwili mógł przecież uchodzić niemal za kolorowego. Niebieskie oczy zapadły się głęboko na wychudłej twarzy, nadając jej niepokojący wygląd. Ostrzyżona na łyso czaszka dopełniała efektu.

Jednak najdziwaczniej wyglądał symbiont, którego jajogłowi założyli mu tuż przed patrolem. Dawniej niebieska narośl na karku zrobiła się cała zielona i pokryła grubą, chropowatą skórą. Co więcej, zamiast grzecznie trzymać wyznaczonego miejsca, symbiont rozrósł się na ramiona i wzdłuż kręgosłupa, sięgając niemal stosu pacierzowego.
- No dobrze, kapitanie - odezwał się lekarz - Teraz udostępnimy panu linię, może pan zadzwonić do rodziny. Proszę im nie udostępniać żadnych detali dotyczących zarówno pańskiej misji, naszych badań jak i stanu symbionta. Niebawem do pana wrócę, proszę się przygotować.
Kapitan machinalnie zaczął wykonywać lekarskie zalecenia. Miał nadzieję, że jajogłowy po powrocie zechce odpowiedzieć na kilka pytań.
 
pppp jest offline  
Stary 11-04-2014, 23:17   #5
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Szpital
Przywołał pielęgniarkę przyciskiem, musiał czekać dłuższa chwilę. Jeśli liczył, że pojawi się cycata blondynka o figurze butelki Coca Coli to się lekko przeliczył. Pojawiła się zalatana czterdziestolatka, o wściekle rudych włosach z czarnymi odrostami. Do tego grubawa.
- Co jest kochaniutki, obudziłeś się? - nie czekając na odpowiedź, posprawdzała wyniki na podłączonych do Davida monitorach. - Mów szybko bo mamy od zajebania roboty, ciągle nam zwożą rannych.
- Muszę zadzwonić, mój telefon nie działa, to pilne...
- Zawracanie dupy, kochanieńki. Jak możesz chodzić to na korytarzu jest automat.
Z korytarza rozległ się alarmowy sygnał, zupełnie jak w serialu o lekarzach. David pierwszy raz widział kogoś tak grubego poruszającego się z taką szybkością. No tak, szpital samoobsługowy.

Szpital, recepcja
Przed wejściem kłębił się tłum ludzi. Wchodzili ,wychodzili, gadali przez komórki. Przepchnął się do środka z niemałym wysiłkiem.
- Przepraszam panią, szukam... Przepraszam...
- Wszyscy szukają
-odwarknął recepcjonista podniósł słuchawkę telefonu, który właśnie się rozdzwonił i odłożył ją z powrotem.
- David Cross, szukam go. Wiem, że go tu przywieźli.
- A kim pan jest?
- Jego kumplem...
- Informacji udzielamy tylko rodzinie, następny.


Instytut
Doktor wrócił szybciej niż Howard się spodziewał.
- Zmiana planów, zbadamy reakcje w środowisku naturalnym.
- Czyli gdzie?
- spytał podejrzliwie kapitan.
- Szefostwo potrzebuje kogoś w szpitalu Mount Sinai. Aktywność rebeliantów. Ucieszy się pan kapitanie, major Williams już czeka na lądowisko. tylko przypnę elektrody...

Instytut, lądowisko
Williams, kończył właśnie sprawdzać systemy pancerza i reszty wyposażenia. Wszystko grało.
-Grzej silniki, mody - powiedział do pilota wektorówki, widząc że drzwi widny się otwierają i jego nowy partner właśnie wchodzi na lądowisko.
 
Mike jest offline  
Stary 15-04-2014, 10:52   #6
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Alexowi nie pozostało nic innego jak dostać się do celu oficjalnym sposobem, w takim zapierdolu jakie gnał aktualnie po korytarzach nie miał szans znaleźć jednej konkretnej osoby. Toaleta dla pacjentów akurat był wolna więc kabina dostarczyła mu dość prywatności by powrócić do pierwotnej formy.
Pod chodząc do lady po raz wtóry nie był już taki uprzejmy, a kobieta do której podszedł tym razem wyglądała na zdecydowanie sympatyczniejszą .
- Agent Alex Marcer FBI - powiedział władczo wpychając się w kolejkę i wyciągając odznakę.
- Potrzebuje informacje o osobniku nazwiska David Cross, proszę o podanie mi numeru pokoju w którym przebywa - dopowiedział oficjalnym lecz nieco ugrzecznionym tonem by nie przestraszyć recepcjonistki.
 
czajos jest offline  
Stary 16-04-2014, 22:26   #7
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Damn it! Jedne gadżety popsuł, teraz coś zgubił, kij od szczoty mu między pośladki z takim losem... Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad sensem swojego jestestwa, gdyż czas był najwyższy wiać. Chwycił się framugi i ciasno wszedł w zakręt. W pamięci rozłożył szpital na czynniki pierwsze (głównie opierając się na wcześniejszej wycieczce) i skierował swe prędkie kroki do windy, rozganiając po drodze tłum. Co to był za koleś?! Może zwykły lekarz z jakimś nowatorskim ustrojstwem? Albo ktoś, kto dowiedział się o pewnych planach Davida i postanowił zrobić z tą wiedzą użytek? Co za parszywy dzień... No i jakby na potwierdzenie tych słów w pokoju, koło którego przebiegał coś huknęło i posypało się kilka cegieł. No tego już kur** za wiele! Pogubił się zupełnie w domysłach, co pogłębił krzyk "lekarza", który namawiał ochronę do zatrzymania go. Chyba się wygłupił. Nie miał czasu myśleć nad tym głębiej. Winda czy schody? Schody, spieprzy na górę, a dopiero potem na dół. Chwilę później przebiegał przy Alexie...
 
Bachal jest offline  
Stary 17-04-2014, 02:47   #8
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Scott obserwował jak dwa cele zbliżają się z godnie z zapowiedzią. I on i How byli na pozycji. - Ej... To jakaś emerytka... - mimo woli się zdziwił. Niby symbionty wzmacniały kazdego więc i starszych ludzi też no ale mimo wszystko to nie był standardowy obrazek takiej lecącej emerytki.

Zajął się jednak akcją. Gdy widział jak zniżają lot wiedział, że nie wylądują na dachu więc pewnie przed budynkiem. Gdy jednak na moment znikli mu z oczu i usłyszał impet uderzenia połaczony z tłuczeniem szkła wiedział już, że obcy pokrzyżowali mu plany wbijając się bezpośrednio w budynek. No i na tyle jeśli chodzi o trzymanie ich zdala od szpitala...

- Tu Pisklę 1 do Gniazda. Obcy podejrzani wbili się wprost w budynek szpitala. Są wewnątrz. Przystepujemy do ich identyfikacji i zatrzymania. - nadał krótko do bazy. Spojrzał na Murdock'a.

- Ja schodami a ty od okna. - krzyknął mu krotko Howard i ruszył pędem ku klatce schodowej.

- Czekaj! Weź se ze dwa! - rzekł rzucając ku niemu ze dwa małe pojemniczki. Może sam Howard miał ograniczony użytek ale nadal mógł korzystać z nich poprzez pomoc kumpla. Sam właściciel cisnął kilka podobnych pojemników w dół. Ciśnięte kule poleciały w dół jak kamienie jednak w przeciwieństwie do nich na wysokosci wybitego przez intruzów otworu zatrzymały się i wleciały w niego.

Odziany w czarny, służbowy kombinezon, Pisklę 1 tymczasem dał kroka w nicość i podążył za swoimi metalicznymi pojemnikami. Nie zamierzał dać szansy dotrzeć podejrzanym w głab budynku. Zamierzał skupić na sobie uwagę intruzów by dać czas Howardowi na dotarcie na miejsce od środka.

Wystrzelił w powietrze ze swojego karabinka. - Stać nie ruszać się! Żadnych gwałtownych ruchów! Kucnijcie na ziemię i załóżcie ręce na kark! Każde podejrzane zachowanie będzie poczytane za atak! Ostrzegawczy już był... - krzyknął w stronę napastników.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-04-2014, 12:57   #9
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Howard z radością przyjął "prezenty" od Scotta, wiedział jak bardzo przydatne są w trakcie akcji. Żołnierz nie tracąc czasu ruszył pędem w stronę wyłazu dachowego. O dziwo nie był zamknięty, trochę szkoda, bo Howard widział już oczyma wyobraźni jak niczym Herkules bez problemu wyrywa metalową klapę z betonowego dachu.
~ Jestem w środku, naprowadzaj mnie na obiekty - pilot poprosił biegnąc przez zatłoczony korytarz - W środku jest za dużo cywili, abym mógł coś zdziałać.
 
pppp jest offline  
Stary 17-04-2014, 15:05   #10
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Cross i Mercer
David już prawie minął Alexa gdy nagle poczuł, że zaczepił o coś stopą. Niestety chwile nieważkości zakończył możny uchwyt za ramię i szarpnięcie ze skręceniem. Gdyby stał pewnie na nogach, mógłby skontrować szybką rotacja nadgarstka i wyślizgnąć się. Niestety padł ciężko na podłogę, a ramię przeszyła mu iskra bólu. Chęć do dalszej dyskusji odebrało mu kolano wbijające się w plecy i bardzo sugestywna obietnica, że łokieć może nabrać zwyczaju zginania się w drugą stronę.

- Siostro, szybko. Coś na uspokojenie - młody lekarz podbiegł i ukląkł obok nich. Tymczasem wokoło zebrał się tłumek gapiów. - Proszę się rozejść, tu niema nic do oglądania - powiedział doktor lekko podnosząc głos.
- Proszę doktorze - podeszła pielęgniarka podając strzykawkę.
- Niech pani to zrobi, uderzył mnie w ramię jeszcze mam zdrętwiałe, a nie chce…
- Oczywiście
- przyklękła obok i zdezynfekowała wolne ramię. David mógł tylko czekać bezsilnie.

Murdock
Przedzierał się niczym przez kisiel. W końcu prowadzony wskazówkami Williamsa wpadł na zbiegowisko, w którego wnętrzu jeden facet trzymał drugiego policyjnym chwytem przy podłodze, a obok lekarz i pielęgniarka ze strzykawką.

Williams
Babcia i wnuczek stali po obu stronach łóżka z nieprzytomnym facetem. Na Williamsa spojrzeli jednocześnie. Ich oczy były bez wyrazu, na twarzach nie zagościł nawet cień emocji, równocześnie wyciągnęli ramiona, babcia prawe, brunet lewe, i dwa rubinowe promienie wystrzeliły w kierunku żołnierza.
Scott prawie zdążył schować się za futrynę. Prawie, bo o ile pierwszy promień minął go o centymetry to drugi przebił futrynę i trafił w ramię. Kontrola uszkodzeń pancerza zapiszczał ostrzegawczo.
Cytat:
Integralność pancerza naruszona
Ciągłość skóry przerwana
Denaturacja białek, 0,5%
zalecenie: unikać wystawiania na działanie promienia

~ Jakby nie mogli komunikatów pisać po ludzku. Jak tu biedny żołnierz ma w ogniu walki zastanawiać się co mu jest. Nie mogło zakomunikować, że mnie, kurwa, poparzyło!?

Nie było sensu kryć się za ścianą, która nie dawała prawie żadnej ochrony. Obraz przekazywany przez droidy ujawnił, że dwójka agresorów ponownie skupiła się nieprzytomnym. Nie chcieli go chyba zabić, bo biorąc pod uwagę ich możliwości to mogli zrobić już dawno. Co dziwne, nie odezwali się do siebie ani słowem.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172