|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-03-2016, 21:22 | #1 |
Reputacja: 1 | [Anime] Tower of God - Inna opowieść [+18]
__________________ Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu. Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas. |
06-03-2016, 13:16 | #2 |
Reputacja: 1 |
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |
06-03-2016, 13:18 | #3 |
Reputacja: 1 | Wrota na które czekał, które ostatecznie nie okazały się sennym widziadłem, co musiał przyznać stawiało Nnuna w nieco lepszym świetle, wreszcie się pojawiły, ale Vixen nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi, jedyne co w tej chwili widział to gigantyczny złoty smok. Przez jakieś trzy sekundy gapił się na niego bezmyślnie, a potem jego mięśnie zareagowały przejmując inicjatywę do czasu aż mózg otrząśnie się i znowu zacznie pracować. Vixen zerwał się ze skały i zaczął biec, biec w przeciwnym kierunku do wrót, zresztą nie tylko on. Co najmniej połowa nieszczęśników, których uznano za zbędnych i wysłano na tę niedorzeczną misję również robiła co w ich mocy żeby ujść z życiem. Tylko Drax bozak, który teoretycznie dowodził tym całym cyrkiem, jako tako zachował zimną krew i zaczął wywrzaskiwać komendy starając się przywołać spanikowanych podwładnych do porządku. Kilku nawet się zatrzymało włączając w to Vixena który znowu zaczął myśleć. To był złoty smok, bez wątpienia złoty, ale jednocześnie nijak nie podobny, dokładnie tak jak Vixen był sivakiem czego nikt nigdy by się nie domyślił oceniając go jedynie po wyglądzie. Od początku nie pasował do tego świata i od początku był przygotowany, przynajmniej teoretycznie, bo jakoś nigdy nie traktował bajeczek Nnuna o wieży poważnie, żeby go opuścić. Odwrócił się spoglądając jeszcze raz na pierzastego smoka, ten z tego co widział wcale nie wyglądał jakby chciał “zlitować się nad nimi skracając ich cierpienia” i pozabijać wszystkich, chociaż kto wie co przybyszowi z innego świata mogło chodzić po głowie. -Dobra, co mi tam. Wchodzę!--zdecydował i puścił się pędem tym razem we właściwym kierunku. Kilkanaście sekund później jego pazury zgrzytnęły na lodzie. Gdyby był człowiekiem władca wieży pewnie miałby sporo zabawy obserwując jak ślizga się i przewraca, ale nic z tego, smocze łapy całkiem dobrze radziły sobie na gładkiej powierzchni wbijając się głęboko w lód, co z kolei groziło jego pęknięciem, a w konsekwencji kąpielą w lodowatej wodzie. Co najwyraźniej nie odstraszyło Zaxy. Jak on do cholery znalazł się przede mną? Nie pierwszy raz zdziwił się Vixen widząc plecy kapaka jak na razie zajmującego pierwsze miejsce w wyścigu. Miedzianołuski skrytobójca zawsze pojawiał się jakby znikąd i był diabelnie szybki. -To moja droga!- wrzasnął czarnołuski dobywając miecza, jedynej rzeczy ze swojego ekwipunku, którą uznał za wartą targania na szczyt wulkanu. Postanowił zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, przyspieszył jak tylko mógł, to już nie był bieg po zwycięstwo, a rozbieg do startu. Vixen miał szczęście, był jedynym w tym oddziale który potrafił latać, naprawdę latać a nie tylko szybować czy nie zabić się spadając z wysokości. Potężne wybicie nadwyrężyło świeży lód siatką pęknięć, gdyby nie wytrzymał byłoby po zawodach, na szczęście udało mu się wybić, potem trzy machnięcia skrzydłami z całej siły od których zależało czy zdoła wzbić się wyżej czy opadnie z powrotem. A na koniec aby przypieczętować swoje zwycięstwo mały prezent pożegnalny dla “kolegów” których jakoś nigdy nie lubił. Miecz wypadł z otwartej dłoni wbijając się w lód kilka kroków od Zaxy. Miedziany smokowiec nie miał większych szans utrzymać się po czymś takim na lodzie. Miecz wywołał serię pęknięć, które rozeszły się po okolicy. Jedno z nich dosięgło skrytobójcę. Ten już miał zamiar wskoczyć na niepopękany lód, jednak jego ciężar i siła nacisku, którą wywołał szykując się do skoku tylko pogorszyły sytuację. Z przekleństwem na ustach wylądował w wodzie, odpadając z dalszego pościgu, zaś pobratymiec który zafundował mu kąpiel wyszczerzył zęby w uśmiechu i poleciał dalej. Już nikt nie mógł mu zagrozić. Czekał na niego zupełnie nowy świat. Jeszcze tylko trochę, jeszcze… Vixen spojrzał na bramę która jakoś nieszczególnie się przybliżała. Zdaje się że źle ocenił odległość, brama była o wiele większa niż początkowo myślał, właściwie dopiero teraz miał okazję dokładniej jej się przyjrzeć. Wrota wykonane były z kolorowego szkła. Gdzieniegdzie wyglądały tak, jakby dodatkowo pokrywały je zielone gałęzie, co było raczej niemożliwe biorąc pod uwagę panującą temperaturę… No tak, było zimno. Vixen zaczął to odczuwać dość gwałtownie tracąc siły. Musiał wprowadzić poprawki do swojego planu dolecenia do bramy. Dlaczego? Dlaczego do ciężkiej choroby miał takie problemy z zimnem? Srebrne smoki, jego za przeproszeniem “rodzice” mieszkali przecież na szczytach skutych wiecznym śniegiem gór. A on parodia sivaka właśnie zaczynał zbliżać się do tafli jeziora bo jego zmarznięte mięśnie nie dawały już rady. Musiał wylądować i musiał zrobić to delikatnie. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, jakoś nie zdarzyło mu się jeszcze lądować na tak kruchym podłożu. Dobra raz kozie/smokowcowi śmierć. Wystarczy obrać odpowiednią trajektorię i… tafla aż zajęczała nieprzyjemnie, od jego stóp zaczęły promieniście rozchodzić się pęknięcia. Padł na kolana a potem położył się na brzuchu starając się rozłożyć nacisk na jak największej powierzchni. Nawet przestał oddychać przez kilka sekund nasłuchując odgłosu pękania. Udało się. I co teraz? Jakoś nie miał odwagi wstać, przeczołgał się kawałek poza strefę pęknięć tam gdzie lód wydawał się odrobinę solidniejszy, ale wciąż nie dość solidny żeby po nim iść, a co dopiero wybić się do lotu. Zresztą i tak nie miał już na to siły. Podniósł się na czworaki i tak właśnie ruszył do przodu, klnąc pod nosem pełzł do szklanej bramy. Złoty smok który to obserwował musiał mieć niezły ubaw. Smok sprawiał wrażenie nie przejmować się wysiłkami smokowców w dostaniu się do wrót. Można nawet przypuszczać, że uciął sobie drzemkę, chociaż temu akurat zaprzeczało unoszenie się w powietrzu. Z każdym ruszeniem łapom brama była coraz bliżej. Coraz więcej było też pęknięć lodu. Vixen przyśpieszył trochę, by krócej znajdować się na jednym kawałku lodu. Za sobą słyszał liczne przekleństwa. To jego “rodzinka” uczyła się pływać, czy też bardziej precyzyjnie opadać na dno. Jednak to nie miało znaczenia. Brama była tuż tuż… Jakiś cień przeleciał nad chłopakiem. Smokowiec, który zdecydował się na szaleńcze szybowanie wbił się w lód, przełamując powierzchnię. Trzeba było obejść powstałą dziurę. -Darujcie sobie! To moje drzwi.-wrzasnął do reszty, która najwyraźniej nie zamierzała odpuścić. Banda kretynów, wiadomo było przecież, wejść może tylko jeden i że to on jest właśnie tym jednym jedynym. A przynajmniej tak mówił Nnun. Miał rację w kwestii drzwi to i tym razem ma rację. Uznał, nagle postanawiając traktować maga poważnie. Z nową werwą skręcił żeby jak najszybciej ominąć wodną pułapkę i szamoczącego się w niej bazza który próbując uchwycić się krawędzi lodu z każdą chwilą poszerzał otwór wyłamując nowe kawałki kry. Zdesperowany Vixen po raz kolejny postanowił zaryzykować. Wstał ostrożnie i ruszył biegiem, tylko kwestią czasu było kiedy szczęście go opuści co też stało się nadzwyczaj szybko. Jeden głośniejszy dźwięk i zanim zdążył zrobić cokolwiek znalazł się pod wodą. Rozpaczliwie wyciągnął ręce w górę chcąc się złapać czegokolwiek. Przez jedną chwilę która zdawała się czarnołuskiemu wiecznością trafiał tylko na kawałki kry zbyt małe żeby mogły utrzymać go na powierzchni, aż wreszcie kiedy dotarło do niego że to najpewniej jego koniec, pazurzasta łapa Vixena zahaczyła o coś twardego i zdecydowanie stabilnego. Podciągnął się spazmatycznie łapiąc powietrze. Dotarł do celu, to co go uratowało okazało się być progiem szklanych wrót. - Gratuluję, zdałeś. - usłyszał nad sobą ryk smoka, po czym poczuł, że jego ciało rozpada się. Najwyraźniej takie było wejście do wieży. |
08-03-2016, 18:36 | #4 | ||||||||
Reputacja: 1 | Piętro zerowe: Test pozycyjny Wieża przyjęła w swoje wnętrze kolejne pokolenie regularnych. Nie było przy tym fajerwerków, przelotów meteorytów, niezwykłych zjawisk atmosferycznych, ani innych niecodziennych wydarzeń. Wszystko odbyło się banalnie prosto i szybko. Osoby, które zdały test wstępny, znikały ze swoich światów i pojawiały się w pokojach na parterze Wieży. Pomieszczenia różniły się między sobą rozmiarem i umeblowaniem. Dany pokój dostosowany był do potrzeb i preferencji regularnego, który się w nim znajdował. Skąd twórca znał te wymogi, było jedną, wielką niewiadomą. Wszystkie pomieszczenia miały jednak ze sobą dwie wspólne rzeczy. Nie było możliwości wyjścia z nich oraz na jednej ze ścian znajdował się wyłączony ekran, o rozmiarach dostosowanych do regularnego – od 21 do nawet 100 cali. Gdy wszystkie istoty doprowadziły się do stanu mogącego uchodzić za normalny, ekrany nagle się uruchomiły. Na ich powierzchni można było zobaczyć obraz młodej, humanoidalnej kobiety. [media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/d4/47/22/d4472228d73c79986cc2ef88fe07dd13.jpg[/media] Kobieta ubrana była w biały strój. Był tak spasowany, że odsłaniał twarz, kawałek szyi i palce u dłoni. Miała brązowe, krótko obcięte włosy. Niektórym przywodziła na myśl kapłankę. Z nieznanego źródła dobiegł głos, mogący należeć do niej. Słowa, które wypowiedziała, zostały wypisane również na ekranie. Cytat:
Cytat:
Gdy regularny odpowiedział na nie, pojawiło się kolejne: Cytat:
Kolejne pytania pojawiały się po odpowiedzi na poprzednie: Cytat:
Cytat:
Cytat:
To było ostatnie pytanie. Twarz Yshio znów pojawiła się na monitorze. Cytat:
Cytat:
Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 17-03-2016 o 14:56. | ||||||||
09-03-2016, 19:53 | #5 | |||||
Reputacja: 1 | Rozpadanie się na kawałki zdecydowanie było niepokojącym odczuciem toteż kiedy tylko Vixen wrócił do przytomności skwapliwie zabrał się za sprawdzenie czy siła, która zabrała go z przed szklanej bramy poskładała te kawałki z powrotem do kupy i co równie ważne czy zrobiła to właściwie. Pazurzaste dłonie pokryte drobną czarną łuską nie zmieniły się nic a nic, muskularne przedramiona bez problemów pozwoliły mu podnieść się do pozycji siedzącej z mokrej kamiennej posadzki na której do tej pory leżał. Klinowaty smoczy pysk, czupryna srebrnych włosów teraz mokrych i przyklejonych do czaszki, dwa długie skierowane do tyłu rogi, wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Duże błoniaste ociekające wodą skrzydła zdolne unieść go w powietrze również nie ucierpiały, giętki ogon był dokładnie tak długi jak być powinien, wyposażone w pokaźne szpony smocze łapy również należały do niego. Poza kilkoma niegroźnymi zadrapaniami był cały, zdrowy, przemoczony i cholernie zmarznięty. Wstał. Osiągając pełne dwa metry wzrostu, nie licząc rogów, nie zaliczał się do ułomków, na szczęście trafił do kwatery przeznaczonej dla istot w podobnym rozmiarze. Pełgający w kominku ogień, drewniana ława ustawiona przy stole, na którym stała misa pełna pieczonych kawałków mięsiwa i dzban wina, wszystko to zachęcało czarnołuskiego by się rozgościł i pewnie tak właśnie by zrobił gdyby nie jeden element, który do reszty wystroju zupełnie nie pasował. Całkiem spora czarna tafla zajmująca centrum jednej ze ścian pomieszczenia za bardzo rzucała się w oczy żeby Vixen mógł ją zignorować. Nie mając bladego pojęcia z czym ma do czynienia, oczywiście postanowił to sprawdzić. Najpierw znalezisko obwąchał, pomacał, wreszcie polizał, a kiedy i to nie pomogło mu odgadnąć przeznaczenia tego czegoś postanowił wypróbować na obiekcie swoje pazury. Paskudny raniący uszy zgrzyt gwałtownie zmącił panującą w pomieszczeniu ciszę, nie dając żadnych odpowiedzi. Nie mając więcej pomysłów smokowiec zajrzał przez drzwi do kolejnego pokoju gdzie zastał… sadzawkę. “O nie nic z tego!”- pomyślał natychmiast opuszczając to miejsce, zdecydowanie miał dość kąpieli jak na jeden dzień. Zbadawszy wszystko co było do zbadania i nie znalazłszy drzwi na zewnątrz Vixen postanowił wreszcie zadbać o swoje potrzeby. Z półmiskiem mięsiwa i winem u boku siadł jak najbliżej ognia delektując się ciepłem i strawą. Nie miał pojęcia jak się tu znalazł, gdzie właściwie jest to “tu”, ani co będzie dalej, nie czuł jednak niepokoju. Złoty smok zadał sobie trud by go nakarmić toteż w tej chwili czuł się jak gość, nie jak więzień mimo iż brak drzwi mógł sugerować co innego. Zresztą jeśli będzie miał ochotę to na pewno znajdzie jakiś sposób żeby się wydostać, był o tym przekonany. Na szczęście nie było takiej potrzeby, jeszcze zanim zaczął się nudzić czarny prostokąt ożył stając się jakby oknem przez które przemówiła kobieta w bieli. Smokowiec zerwał się na równe nogi gotowy na wszystko, a tym czasem administratorka zaczęła udzielać wyjaśnień. Zafascynowany Vixen zbliżył się i właśnie machał dziewczynie ręką przed oczami, stukał w szklaną powierzchnię zdumiony tym że osoba po drugiej stronie nijak nie reaguje, zupełnie jakby go nie widziała. A potem nagle zniknęła zastąpiona przez litery, jakby okno zmieniło się w książkę. Dziwne to wszystko. Cytat:
Cytat:
Kolejne pytania pojawiały się po odpowiedzi na poprzednie: Cytat:
Cytat:
Cytat:
-Mocne.- stwierdził wypuszczając przedmiot i pozwalając mu zająć poprzednią pozycję. - I już mnie wkurza. Będzie tak cały czas nade mną wisieć?- spytał, tymczasem kobieta w bieli zupełnie go ignorując wyjaśniała klasy. -Łowca, zostanę łowcą, słyszysz? Tak zdecydowałem.- nie pozostawił administratorce wątpliwości co do swoich preferencji, ale chyba nie słyszała albo udawała, że nie słyszy, bo jak gdyby nigdy nic kontynuowała swój monolog, dopiero na koniec raczyła zwrócić się bezpośrednio do Vixena. -Czemu nie porozmawiasz ze mną normalnie? Boisz się? - Ponieważ jesteś jednym z wielu regularnych, którzy dzisiaj trafili do Wieży. Rozmowa z każdym osobiście byłaby niemożliwa. - Yshio w końcu odpowiedziała. -Pieprzysz. Co za problem zebrać wszystkich razem?- zdziwił się smokowaty, nadal nie pojmując działania monitora. -Zresztą mam to gdzieś. Gdzie są drzwi?- zmienił temat. - Ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że część z was zje drugą część. - odparła na pierwsze pytanie. - Drzwi nie ma. -Zje?- powtórzył i zastanowił się kilka sekund. -Przekonałaś mnie.- zaakceptował logikę stojącą za powodem nie łączenia “regularnych” razem. -Kim są regularni?-dopytał, niepomny słów administratorki rozglądając się po pomieszczeniu jakby spodziewał się, że drzwi na zewnątrz jednak się pojawią. - Regularni, to osoby, które trafiły do Wieży i nie osiągnęły jeszcze jej szczytu. Ci, którym to się udało są nazywani rankerami. - A administratorzy? Ty jesteś administratorem. - Administratorzy, to istoty, które zarządzają poszczególnymi piętrami Wieży. -Ile jest tych pięter?... I gdzie są drzwi? Mam sam je znaleźć?- pytał dalej. - Pięter jest 123. Pokój, w którym się znajdujesz nie posiada drzwi. Gdy odpowiem na wszystkie twoje pytania zostaniesz przeniesiony w inne miejsce, gdzie odbędzie się dalsza część testu. - administratorka cierpliwie odpowiadała na pytania. Tym razem chyba udało jej się zadowolić Vixena, który przestał wypatrywać drzwi, skoro to i tak on decydował jak długo tu zostanie, ich brak przestał mu przeszkadzać. -Dużo... Jest jakiś sposób żeby to przestało koło mnie latać jak natrętna mucha?- kontynuował wskazując na fioletową kulę. - Wyobraź sobie, że jest niewidoczny. Wtedy zniknie. Smokowiec spojrzał na kobietę z powątpiewaniem, ale posłusznie przeniósł spojrzenie na ATS, skoncentrował się, jeszcze chwilę i jeszcze. -Nie znika.- oznajmił jakby to była wina administratorki. - Musisz bardziej się na tym skupić. To nie takie trudne. - poleciła kobieta. -Nie potrafię sobie wyobrazić że tego nie ma kiedy, to jest tuż przede mną.- wyjaśnił po czym zamknął oczy, a kiedy otworzył je kilka sekund później ATSu już nie było, nawet obrócił się w koło własnej osi i rozejrzał po kątach sprawdzając czy kula gdzieś się nie schowała albo nie robi go w konia unosząc się za jego plecami. Nie robiła, naprawdę zniknęła. -Długi jest ten test? - Czeka cię jeszcze jedno zadanie, po czym zostaniesz przeniesiony na pierwsze piętro, do akademii początkujących. Vixen wyraźnie się skrzywił. -Tam podzielą nas na oddziały i będą szkolić?-spytał tak jakby zdawał się już znać odpowiedź. - Tak, chociaż tutaj nazywa się to drużynami. Każda drużyna liczyć będzie sześć osób. Czarnołuski wyraźnie stracił entuzjazm. -Durni dowódcy i głupie zasady.-zawyrokował. -Długo będą mnie tam chcieli trzymać? - Sto dni, jeśli oczywiście tyle przeżyjesz. - padła odpowiedź. -Nienawidzę tego.-odparł bardziej do siebie niż do kobiety. Kompletnie przeszła mu ochota na dalszą rozmowę, toteż wyszedł do łazienki, zostawiając ekran samemu sobie. Minęło pół godziny zanim zdecydował się wrócić, a kiedy to nastąpiło postać administratorki wciąż była na miejscu. Czekała na niego. -Nie mam więcej pytań, przenieś mnie. - Dobrze, czy masz przy sobie wszystko czego potrzebujesz? - teraz to ona zadała pytanie. Vixen wzruszył ramionami, nie miał niczego oprócz potarganych spodni i tej dziwnej niewidzialnej kuli. -Niczego w tej chwili nie potrzebuję, a jak będę potrzebował to, to sobie wezmę.- odparł butnie. Kobieta nie odpowiedziała. Vixen tym czasem znów poczuł jak jest przenoszony. Pojawił się… na arenie. W ręku trzymał miecz. Na przeciwko niego stał inny smokowiec. Z wyglądu był dość mocno do niego podobny, z tym, że tam gdzie Sivak był ciemny, tamten był jasny. - Twoja pozycja to łowca. Twoim celem jest wygranie tej walki używając tylko swojego ciała i broni. - usłyszał głos Yshio. Znikanie z jednego miejsca i pojawianie w innym może i było praktycznym sposobem transportowania regularnych dla administratorki, ale Vixena kompletnie dezorientowało. Potrzebował chwili żeby ogarnąć sytuację. Nie tylko wylądował na arenie przed przeciwnikiem, ktoś nawet wsadził mu w rękę miecz, niby wszystko się zgadzało, ale jakoś nie miał ochoty walczyć. -Do twojej wiadomości Yshio: nie jestem tresowanym psem który rzuci się na ofiarę gdy tylko krzykniesz “bierz go”.- powiedział w przestrzeń. Zamiast atakować po prostu przyglądał się drugiemu smokowcowi, zbyt podobnemu do niego samego, by można to było uznać za przypadek. -Kim jesteś? Prawdziwym smokowcem czy kolejną sztuczką?- zapytał oponenta. - On nie odpowie. Można powiedzieć, że jest twoją kopią. Nie jest żywą istotą, lecz jeśli cię trafi, to zaboli. Ty go zabić nie możesz, bo nie jest żywy. - odparła Yshio. -Aha. Kolej na sztuczka.-podsumował Vixen nadal nie kwapiąc się do walki. Przeciwnik nie miał zamiaru jednak cierpliwie czekać, aż czarnołuski wykona pierwszy krok. Dobył miecza i ruszył na niego, szykując się do poprzecznego cięcia, które oryginał postanowił sparować i cofnąć się kilka kroków. Miecze uderzyły o siebie, dystans między walczącymi się zwiększył, co dało tylko okazję dla jasnego smokowca na kolejne natarcie. Cięcia nadchodziły z każdej strony i były systematycznie parowane. Vixen miał niecodzienną okazję przyjrzeć się swojemu własnemu stylowi walki. Szczerze powiedziawszy myślał że stać go na więcej. -Nie możesz mnie pokonać. Wiem co zrobisz zanim to zrobisz bo jesteś mną. Znam siebie.- wyjaśnił kopii, chociaż wiedział że mu nie odpowie. Klon jednak nie robił sobie z tego niczego. W końcu słowa Vixena działały też w drugą stronę. Przeciwnik znał go i wiedział co zrobi. Jednak fakt, że tylko jeden smokowiec mówił, dał przewagę drugiemu. Jasny natarł nim czarnołuski skończył mówić. Cios skrzydłem otrzymanym w twarz zabolał regularnego. Co o dziwo wywołało na pysku Vixena uśmiech, wreszcie postanowił włączyć się do gry i sam zaatakować. Wyprowadził poziome cięcie celując w pierś jasnego. Właściwie nie liczył na sukces dlatego cięcie płynnie przeszło w obrót pozwalający zaatakować ogonem i podciąć nogi klona. O dziwo, atak doszedł do skutku. I to w bardzo dobrym stylu. Na arenie rozszedł się dźwięk pękającej kości. Lewa noga klona wykrzywiła się pod nienaturalnym kątem, a kość wyszła na wierzch. Pomimo to, jasny smokowiec nie miał zamiaru się poddać. Jednak jego ataki były bez trudu unikane przez Vixena, który właśnie zrozumiał jak czuli się niektórzy jego przeciwnicy. Patrzenie na samego siebie odnoszącego rany było mocno nieprzyjemnym odczuciem. -Miałem o sobie lepsze zdanie.- podsumował i ruszył do natarcia chcąc zakończyć starcie jak najszybciej. Wykorzystując ograniczoną mobilność przeciwnika starał się zadawać kolejne ciosy gdy tylko tamten się odsłonił, sam nie narażając się zbytnio. Walka z samym sobą pozwalała zobaczyć luki w swoim sposobie walki. W przypadku Vixena był to praktycznie brak obrony. Klon zamiast przyjąć postawę obronną postanowił atakować. Co skończyło się tym, że na jego lewa strona szyi zyskała dość głęboką ranę, jednak za płytką by odebrać mu życie. Smokowiec był dość twardy. -Zdechł byś wreszcie. Nie mogę na to patrzeć.- powiedział czarnołuski przyspieszając i po raz kolejny atakując już zranioną szyję z zamiarem dekapitacji. Atak nie powiódł się tak jak smokowiec zakładał. Trafienie miało miejsce jednak głowa klona nie zamierzała rozstać się z resztą ciała. Vixen mógł czuć się dumny na swój sposób. Jego ciało było twarde jak cholera. Z drugiej strony jasny wyglądał teraz jak właśnie zarzynana świnia, chyba będzie mu się to śniło po nocy. -Umrzyj.- poprosił ładnie, zadając kolejny cios w szyję. Vixen nie popisał się techniką walki, za to skuteczności nie można było mu odmówić. Cios dotarł do ciała klona, który od teraz był krótszy o rogi i głowę. Drgające jeszcze przez chwilę ciało rozwiało się, zupełnie jakby nigdy nie istniało. - Test pozycyjny zakończony. - usłyszał głos Yshio. - Jeśli nie masz innych pytań, zostaniesz przeniesiony do swojej drużyny. -Żygać mi się chce… To była cenna lekcja.- w specyficzny sposób wyraził swoje podziękowanie, patrząc w miejsce gdzie jego sztuczny brat bliźniak przestał istnieć. -Już zdecydowałaś z kim będę w drużynie? - Tak. - padła krótka odpowiedź. -Oczywiście nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia. - Regularni zostali podzieleni na grupy według swoich możliwości, w taki sposób, by każda z drużyn miała takie same szanse. Vixen machnął lekceważąco ręką, dając do zrozumienia administratorce że ma gdzieś jej usprawiedliwienia. Po czym… znów został przeniesiony. Jakby zwyczajne chodzenie czy latanie wyszło w Wieży z mody. Ostatnio edytowane przez Agape : 09-03-2016 o 20:16. | |||||
10-03-2016, 16:21 | #6 | |||||
Reputacja: 1 |
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. | |||||
11-03-2016, 22:03 | #7 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 11-03-2016 o 22:12. |
14-03-2016, 17:56 | #8 |
Reputacja: 1 | Rzeź, to znaczy zabawę pora zacząć. - Zacznę pierwsza, po mnie przedstawi się kot, a potem pałeczka przechodzi na coraz większego rozmiarowo regularnego - Ryoku nie zważając zupełnie na czyjeś fochy podsunęła pomysł do zgromadzenia. Postanowiła przedstawić się pierwsza, by ośmielić pozostałe towarzystwo. - Ryo. Człowiek. Gehenna. Zwiadowca. Umiem dawać popalić, walczyć mieczem i znam parę sztuczek z cieniami. - odpowiedziała na wszystko po kolei. Do kota zwróciła się z uśmiechem: - Twoja kolej, kotku. - Nie jestem kotek. Jestem Purrr, kot. Pochodzę z Katzhab, jestem łowcą. Walczę młotem i potrafię zmieniać formę. - odparł najmniejszy z szóstki. - Borgor, Pokemon, gatunek Chesnaught. Region Kalos. Obrońca. Władam roślinnością i walczę wręcz. - przedstawiło się skrzyżowanie pancernika i kasztana. - Ishir, człowiek. Magnolia. Latarnik. Władam elektromagnetyzmem. - to wypowiedział białowłosy mężczyzna. Przyszła kolej na Vixena, który chyba jako jedyny wyraźnie nie nadążał za wydarzeniami. Znowu został przeniesiony i zamiast do obskurnych koszar, których w pewnym sensie się spodziewał i które potrafiłby zrozumieć trafił do pozbawionej wszelakich sprzętów sali, której ściany, podłogę i sufit nie wiedzieć czemu ktoś postanowił pomalować na czerwono, na domiar złego jego tak zwana “drużyna” stanowiła zbiorowisko indywiduów, którego jego gadzi umysł nie byłby w stanie wymyślić nawet wspomagany sporą dawką krasnoludzkiego spirytusu. Jakby tego było mało dobiegający nie wiadomo skąd głos nie dał mu ani chwili na oswojenie się z sytuacją i uraczył go karkołomnymi wyjaśnieniami o jakichś wersjach piętra, rankingach, punktach, a potem od razu zlecił zadanie do którego wykonywania reszta towarzystwa zabrała się natychmiast, zupełnie jakby wszystko co się tu działo było dla nich codziennością. Teraz gapili się na niego. -Vixen, smokowiec, Krynn. Jestem łowcą, umiem walczyć.- szybko podał wymagane informacje żeby kolejka mogła lecieć dalej. - Aquarius, syrena, Atlantida. Władca shinsu. Kontroluję wodę. - przedstawiła się druga kobieta w tym zestawieniu. Dziewczynka po przedstawieniu się reszty ruszyła szukać drzwi - tudzież zbadać ściany pomieszczenia. Drzwi nigdzie nie było widać. Ściany w każdym miejscu były tak samo grube, czyli grube w cholerę i jeszcze trochę. Wytrzymałość tej ściany postanowiła sprawdzić w jeden sposób. - Em, Purrr, mógłbyś raz przywalić porządnie młotem w ścianę? - wskazała miejsce w scianię, gdzie kotek mógłby walnąć swoja bronią z całej siły. Kot podszedł do wskazanego miejsca. Zamachnął się swoim żołędziowym młotkiem w ścianę i… nic się nie stało. - Pozwól, ja spróbuję. - odezwał się Borgor. Dotknął lekko Ryo - dziewczyna poczuła się jakby ktoś ją uderzył. Prawa ręka pokemona pokryła się stalą. Wyprowadził cios. Powietrze w pokoju zadrżało od siły uderzenia, ściana jednak nie zamierzała ustąpić. - Hm… chyba jestem za słaby. Nie przebiję się. Może to nie o czysta sile chodziło? Ryo nie wiedziała, do czego była ta kula stercząca w suficie, ale chętnie by ja sprawdziła. Problem był jeden - dziewczynka tam nie sięgała. Syrena unosząca się nad ziemią podleciała do kuli. Chwilę ją oglądała, spróbowała nawet poruszyć. Nic to jednak nie dało. - Wydaje mi się, że to metal. Przypomina lampę. - stwierdziła. - Jeśli lampę, to powinna się zaświecić jak dostanie trochę prądu. Odsuń się Aquarius. - odezwał się Ishir. Jego włosy i oczy przybrały czerwony kolor, gdy z ust wystrzelił promień czerwonej elektryczności - Vixenowi przypominało to smoczy ryk - który uderzył w kulę. Ta rozświetliła się na chwilę, lecz szybko zgasła. - Za mało… Aquarius, polejesz ją swoją wodą? Powinno to wzmocnić moją magię. Syrena wykonała prośbę latarnika. Z jej dzbanka wystrzelił strumień wody, który trafił w kulę. Po chwili w przedmiot uderzyła również czerwona elektryczność. Kula rozświetliła się na dobre, zalewając pomieszczenie blaskiem. Sprawiło to, że na suficie, w lewym rogu pojawił się symbol ognia. - Ryo, to chyba robota dla ciebie. - białowłosy zwrócił się do ognistej panny, wskazując na rysunek na suficie. Wyglądało to na czyste objawienie latarnika, ale Ryo nie komentowała. Wkrótce symbol ognia wybuchnął jej płomieniem. Ten podobnie jak lampa, rozbłysnął na chwilę, lecz również szybko zgasł. Ogień dziewczyny nie był wystarczający, by pokonać tę przeszkodę. - Vixen, mógłbyś mi pomóc z ogniem? - chociaż zwróciła się do smoczydła, wskazując na symbol ognia. - walniemy jednocześnie. Smokowiec nie widział przeciwwskazań by pomóc dziewczynie toteż podszedł do ściany, wziął głęboki wdech, a potem z jego pyska popłynął strumień czerwonego ognia osmalając symbol. Ciekawe skąd wiedziała że w ogóle potrafił zrobić coś takiego? Nie była to bowiem umiejętność powszechna wśród jego gatunku. I jak wpadli na to, że tę czarną kulę należało potraktować wodą i błyskawicami? Było to poza zasięgiem pojmowania czarnołuskiego. Jednocześnie mała zwiadowczyni tez wznieciła ogień w tym samym momencie, gdy smok zionął ogniem w kierunku znaczka. Połączone żywioły pokonały kolejną przeszkodę na drodze do rozwiązania zadania. Rysunek ognia zniknął, odsłaniając niewielkie przejście, wielkością idealnie dopasowane do rozmiarów pewnego kotka. - Purrr, chodź tutaj. Tylko jak mnie ugryziesz, to będziesz cały mokry. - syrena chwyciła małego łowcę i podciągnęła go do otworu. Po drodze widać było, że kotek ślini się na jej widok. W końcu była w połowie rybą. Purrr wszedł do środka, by niemal od razu krzyknąć: - Tutaj jest labirynt, zgubię się! Z pomocą pośpieszył Borgor posyłając w dziurę pnącze. - Przywiąż to do siebie, wtedy się nie zgubisz. - Dobra! - odkrzyknął kotek. Dobrą chwilę z góry nie dochodziły żadne dźwięki. Minuty na ekranie uciekały nieubłaganie. Minęło dobre dwadzieścia minut nim Purrr znów się odezwał. - Tutaj jest jakieś dziwne pokrętło. Ktoś wie, co z tym zrobić? -Przekręcić.- podsunął uczynnie Vixen. - Eeeeyyyy… W którą stronę? Smokowaty spojrzał po reszcie towarzystwa jakby spodziewał się, że któreś z nich posiada jakąś niedostępną jemu wiedzę, którą się wykaże, ale nikt się nie odezwał. -W którą chcesz.- odpowiedział kociakowi. - Widzisz, czy jest coś napisane przy pokrętle albo na nim? - Ryo zadała kotkowi pytanie. Może to była ukryta zagadka i nie należało póki co robić z tym byle czego, póki się nie upewnia. - Coś jest. Na podłodze jest... - odparł kotek.- - Przekręć w odpowiednią stronę by wykonać zadanie - W którą stronę możesz krecić? - No w lewo lub prawo. - Spróbuj powoli kręcić w lewo - podsunęła pomysł Ryo. Sama zaś postanowiła obserwować i nasłuchiwać zmiany w otoczeniu, jeśli by się jakieś pojawiły. - Nie krzyczcie na mnie jeśli stanie się coś złego! - rzucił Purrr. Do uszu wszystkich dotarło skrzypnięcie, zupełnie jakby pokrętło było bardzo zardzewiałe. Przez dobrą chwilę nic się nie działo po czym… Na środku pokoju pojawił się… [media]http://orig10.deviantart.net/225c/f/2013/185/2/2/tf4_concept_art_by_thelordandthering-d6byk39.jpg [/media] Trzy metrowy, humanoidalny robot. Do prawej ręki przymocowane miał potężne działo. Do lewej coś co przypominało karabin maszynowy. Każda z jego czterech kończyn zakończona była szponami. Z głowy wyrastały dwa potężne rogi. - Cel: zniszczyć czerwoną drużynę! - wypowiedział metalicznym głosem. - Co się stało?! - krzyknął z góry Purrr. Vixen spojrzał na monstrum zadzierając głowę. Cokolwiek to było, było wielkie, miało zbroję i chciało ich zabić. Już na pierwszy rzut oka ocenił że nie będzie łatwo. -Kręć w drugą stronę.-polecił futrzakowi. Może tym razem pojawią się drzwi i zdoła się stąd wynieść zanim oberwie. Tymczasem postanowił pokazać że zasługuje na miano łowcy i skoczył do przodu zamierzając zaatakować to coś barkiem i obalić. - Przekręć w prawo, Purrr! - Ryo krzyknęła do kotka. Well, her’s bad. - Dobra! - znowu rozległo się skrzypnięcie. Na środku pokoju pojawił się… drugi robot, identyczny do pierwszego. Z tym samym celem. Vixen dobiegł do robota napierając na niego barkiem. Zabolało. Zabolało jeszcze bardziej, gdy robot machnął ręką, odtrącając smokowca w stronę ściany. - Już nic nie rób, Purrr- zawołała dziewczynka do kotka. Zwęziła oczy na roboty. Dobyła miecz. Kot potwierdził, że już nic nie będzie robił. Dość szybko udało mu się dotrzeć do otworu i znaleźć się z powrotem w pomieszczeniu. - Przepraszam, ja nie wiedziałem... - burknął na swoje usprawiedliwienie. - Może zaatakujemy je wszyscy razem, a najlepiej zmusić je do zabicia się nawzajem? - zaproponował Ishir. Czarnołuski podniósł się z jękiem, nie dość że uderzył o robota i został przez niego uderzony to jeszcze walnął plecami w ścianę. -Nie krępujcie się.- zachęcił resztę towarzystwa sam nie zamierzając wchodzić w drogę ich zdolnościom. - Znają nasze moce. Nie daliby czegoś, co łatwo możemy rozwalić bez udziału wszystkich z drużyny. - rzuciła syrena. - Ale tak jak Ishir mówił, pewnie najszybciej pójdzie, jak… oni się sami zniszczą. Potrzebujemy kogoś szybkiego. - Ja jestem szybki! - krzyknął Purrr. Widać chciał się zrehabilitować za dźwignię. - Dobra, to jak ci dam znać, to przebiegnij między nimi. - zdecydował latarnik. - Vixen, Ryo, podgrzejcie ich. Aquarius, zaraz po nich oblej ich wodą. Borgor, jak uderzę w nich elektrycznością użyj swej mocy, by rośliny wbiły się w podzespoły robotów. Wszyscy gotowi? Roboty tym czasem zaczęły szykować się do wystrzału z dział. Chyba lepiej było tym nie oberwać. Odtrącony na bok Vixen postanowił nie marnować oddechu na gadanie i od razu jak tylko nabrał w płuca więcej powietrza zionął ogniem. - Sami się mogą powystrzelać wzajemnie. Trzeba ich tylko do tego zachęcić. Mogę ich uwagę skierować na siebie, a wy ich wbijecie wedle uznania - Ryo nie przejęła się planem latarnika. Nie zamierzała stać w miejscu, pobiegła w kierunku robotów na tyle szybko, by się miedzy tymi maszynami znaleźć. Gdyby tylko miedzy nimi się znalazła, zamierzała rozpuścić chmurę mroku w momencie startu strzelania, by pod postacią cienia szybko zmyć się z pola rażenia. Chciała, by roboty ostrzelały się wzajemnie, a reszta drużyny mogła bezpieczniej zająć się eksterminacja maszyn. Plan Ryo może powiódłby się w normalnych warunkach powieść, ale to nie były normalne warunki. Zadania wymagającego współpracy nie można było samemu wykonać. Kobieta przekonała się o tym na własnej skórze. Roboty nie miały najmniejszego zamiaru zachowywać się w mroku jak istoty posiadające oczy. Doskonale widziały, gdzie znajduje się zwiadowczyni i w które miejsce wystrzelić. Wybuch zmiótł dziewczynę z nóg. Zatrzymała się dopiero na ścianie. Dość mocno obolała i miejscami poparzona. Niemniej kupiła trochę czasu dla reszty i odjęła uwagę robotów od drużyny. Purrr musiał przejąć inicjatywę w biegu. Nie sądziła, ze będzie aż tak wolna dla robotów. Wznieciła ogień na parze metalowych zabójców, sama zaś skupiła się na unikach. Najpierw podgrzanie, później gwałtowne ochłodzenie. Te czynniki niespecjalnie przypadły do gustu - jakby ta dwójka jakiś miała - robotom. Nie dość, że zaszkodziło to ich ciału, to jeszcze wywołało parę. Ishir uderzył, tym razem żółtą błyskawicą, a chwilę po nim Borgor przywołał pnącza, które wplotły się w zakamarki robotów. Wtedy też Purrr otrzymał sygnał. Ruszył między roboty. Nie przebiegł między nimi. To byłoby zbyt proste. Uderzył każdego w metalową stopę swym młotkiem. I jeszcze zdążył uciec. Skubany był szybki. Metalowi zabójcy zbyt przeciążeni napływającymi informacjami i z pnączami ograniczającymi ich ruchy, starając się trafić w kota odesłali siebie nawzajem do mechanicznego raju. W tym samym momencie pojawiły się drzwi. - Wiesz, mogłabyś bardziej pracował w drużynie. Za ładna jesteś na tak szybką śmierć. Nic ci nie jest mikrusie? - Ishir podszedł do Ryoku, upewnić się, że jest cała. Czarnołuski nie przejmując się stanem zwiadowczyni od razu poszedł do drzwi. -Wreszcie.- rzucił i wyszedł, było mu wszystko jedno czy ktoś za nim pójdzie. Pozostała cześć drużyny ruszyła za nim. Najwyraźniej uznali, że skoro latarnik interesuje się dziewczyną, to jest to wystarczające zainteresowanie. Nie miała nic przeciw, ze drużyna wyszła. - Żyję, żyję - nie licząc na pomoc ze strony Ishira, Ryo sama powstała z podłoża. Otrzepała się jak gdyby nigdy nic, jednocześnie nie pokazując, że tak naprawdę rany dawały jej się we znaki. - Chodźmy stąd - rzuciła do latarnika, kierując się do drzwi. Pierwszy raz od czasu trafienia do Wieży przeszli przez normalne drzwi, jak ludzie - szczegół, że ludzi wśród nich było aż półtora osobnika. Na korytarzu czekał na nich jakiś mężczyzna. [media]http://vignette2.wikia.nocookie.net/yakuza-mob-roleplay/images/a/a3/Yokaisummoner-4460606_550_559.jpg[/media] Na pierwszy rzut oka przypominał doktora lub naukowca. Ubrany był w biały kitel, pozszywany z kilku kawałków. Podobnie jak sweter znajdujący się pod kitlem. Na twarzy z resztą też miał szwy. W głowie miał… śrubę, która co jakiś czas sama się poruszała. W ustach ćmił papierosa. - Gratuluję. Ukończyliście zadanie jako pierwsi. Zgodnie z zasadami otrzymujecie po 10 punktów na osobę i po 2000 kredytów. - jego głos wydał się znajomy. To on mówił do nich, gdy byli w pokoju. - Czy ktoś potrzebuje pomocy medycznej? - Ja tam nie pogardzę pomocą, liczę na to, ze mnie szybciej poskładają niż sama się poskładam - a przy okazji [Ryo] zwiedziłaby ośrodek. Z planów wycieczki krajoznawczej nic nie wyszło. Pomoc została udzielona natychmiastowo i na miejscu. Kierownik podszedł do kobiety i dotknął jej czoła ręką. Wszelkie rany odniesione w walce zniknęły bez śladu. Jedynie ubranie było zniszczone. - Ktoś jeszcze? Dziewczynka nie zamierzała za nikogo odpowiadać, wiec przeczekała to pytanie. -Obejdzie się.- odparł Vixen starając się rozmasować obolały bark. Pozostali z drużyny nie odnieśli ran, więc również odmówili pomocy. - Dobrze, w takim razie przejdźmy dalej. - mężczyzna wykonał w powietrzu gest. Na prawych ramionach szóstki regularnych pojawiły się czerwone opaski. - Jest to symbol waszej przynależności do drużyny czerwonej. Bez względu na to, czy macie nagie ramię, czy skryte pod kilkoma warstwami ubrania, opaska zawsze będzie na wierzchu. Nie da się jej zdjąć, jednak w żaden sposób nie przeszkadza w funkcjonowaniu. - wyjaśnił. - Jeśli macie jakieś pytania dotyczące zadania, które zakończyliście proszę pytać. Na wszelkie pozostałe odpowiem, gdy wszystkie drużyny się zbiorą. -Co by było gdyby kot przekręcił pokrętło najpierw w drugą stronę?- zapytał smokowiec starając się zerwać ze swojego ramienia czerwoną opaskę, najwyraźniej nie wierzył szefowi akademii na słowo. Opaska nie miała zamiaru się ruszyć ze swojego miejsca. - To zależy. Drzwi mogły się pojawić. Mogły pojawić się od razu dwa roboty. Pokój mógł wybuchnąć z wami w środku. Mogło stać się dokładnie to samo. I jeszcze kilka innych rzeczy. Pokrętło miało sprawdzić wasze szczęście. Jak widać nie jesteście wybitnie szczęśliwi, ale nie macie pecha. - wyjaśnił kierownik. Po spojrzeniu jakim obdarzył go czarnołuski mężczyzna nie mógł mieć wątpliwości że ten uważa go za wariata. -Wszyscy tutaj postradali rozum?-spytał, chociaż było wątpliwe czy oczekuje odpowiedzi. -Obłęd.- mruknął jeszcze i ruszył przed siebie korytarzem. Wejście do tej całej wieży nie wydawało mu się już takim dobrym pomysłem, w ogóle nie wydawało się dobrym pomysłem. Potrzebował chwili dla siebie. - Spytam pozakonkursowo. Można się przejść po akademii, a potem przyjść, jak reszta drużyn ukończy zadanie? - W Wieży szczęście jest tak samo potrzebne jak umiejętności. Bez szczęście nawet najlepszy z najlepszych umrze. - wyjaśnił mężczyzna. - Jeśli chcesz stracić czas i siły na oglądaniu siedmiu par drzwi na parterze i 18 na piętrze, to proszę bardzo. Możesz iść się przejść. Ryo nie wyjawiała tego na głos, ale uważała, ze bardziej wartościowe i mniej czasochłonne się wyda zwiedzanie akademii. - Nie mam nic przeciw. Mam tylko nadzieje, ze dowiem się, gdzie mamy się zebrać później po teście - w przeciwieństwie do smokoida, brunetka nie okazywała rankerowi oznak rozbujania ego. - Proszę się tym nie przejmować. Gdy nadejdzie czas zebrania, wszyscy zostaniecie przeniesieni w odpowiednie miejsce. - odparł kierownik. - Jeśli nie macie więcej pytań możecie się rozejść. Jedne z drzwi na parterze są otwarte. Tam znajduje się stołówka. Dzisiaj jecie za darmo. Vixen zdążył się już nieco oddalić, przemierzał teraz pusty korytarz nie podobny do tych jakie widywał w swoim świecie. Otoczenie podobało mu się coraz mniej, chociaż nie, do otoczenia mógłby się przyzwyczaić to co naprawdę go bolało, to fakt że przybywając do wieży dobrowolnie oddał się w ręce istot dla których był jedynie zabawką. Stracił kontrolę. Wiedział że nie ma znaczenia dokąd pójdzie, ponieważ w chwili w której jakiś administrator, szef czy ranker sobie zażyczy widzieć go w konkretnym miejscu dokładnie tam się znajdzie. Humoru nie poprawiał mu nawet fakt, że już nikt nie ukrywał przed nim drzwi. Właśnie na jedne trafił. Zamknięte. -W jaki sposób je otworzysz?- powtórzył pytanie administratorki zdaje się parteru, po czym wyprowadził potężne kopnięcie. Gdyby drzwi były żywe, z pewnością by je to zabolało i to dość porządnie. Na nieszczęście smokowca, drzwi były przedmiotem więc to jego zabolała noga. Dość porządnie. -Tsk. Mogłem się tego spodziewać.- nawet się nie wkurzył kiedy jego próba nie odniosła żadnego skutku. Osunął się po ścianie korytarza i siadł na podłodze. Chwilę szarpał się z czerwoną opaską, próbując zdjąć ją nawet zębami, oczywiście marnował tylko czas. Myślą przywołał fioletową kulę chwycił ją i rzucił w drzwi, a kiedy się od nich odbiła złapał ją i ponowił proces. Drzwi nagle się otworzyły, co sprawiło, że tor lotu ATSa zmienił się gwałtownie, przez co Vixen zamiast złapać kulę w łapę, złapał ją łbem. A raczej zatrzymał. Znowu go zabolało. Sprawczynią tego zamieszania okazała się skąpo ubrana kobieta. [media]http://i.imgur.com/QAFNuPc.jpg [/media] Przedstawicielka chyba ludzkiego gatunku miała na sobie zielony… strój, składający się z szortów i czegoś będącego połączeniem stanika z bluzą z kapturem, z wyciętym miejscem na dość spore piersi, które zasłaniał pasek brązowego materiału. - Co się tłuczesz?! Spać chcę… o smoczek! - kobieta podbiegła do Vixena, a jej atrybuty zadyndały mu tuż nad pyskiem. - Jesteś nowym regularnym? -Au!- czarnołuski po raz kolejny w dość krótkim czasie zdołał sam zrobić sobie krzywdę, ale za to przy okazji udało mu się odkryć jak otworzyć niezniszczalne drzwi. Wystarczyło tłuc się w nie tak długo, aż ktoś ze środka nie wytrzyma. Co prawda nie wiedział, że ktoś tam jest i jego działania w żadnym wypadku nie można było nazwać celowym, niemniej odniósł sukces. -Nie…- zaczął i kiedy tylko zobaczył postać stojącą w drzwiach momentalnie zapomniał co chciał powiedzieć. Ze swojej pozycji perspektywę miał całkiem interesującą. -O! Nie wiedziałem że macie tu zamtuz.-zdziwił się. -Tak. jestem nowy. Chciałabyś mnie poznać bliżej?-zapytał z głupia, wodząc wzrokiem po skąpo okrytym ciele lokatorki. ATS gdzieś się potoczył . Nagle, nie wiedzieć czemu Vixen zaczął oglądać świat do góry nogami. A potem zamiast mieć wzgląd w biust kobiety, miał doskonały widok na jej tyłek… którym na nim siadła. - Sugerujesz, że jestem dziwką? - spytała brunetka, przyciskając mu sztylet do gardła. -A nie jesteś?- zmieszał się lekko, próbując ogarnąć co właściwie się mu przytrafiło. - Nie, bałwanie, nie jestem. - kobieta wstała z biednego smokowca. - Tym razem ci wybaczę, bo jesteś nowy, ale następnym razem jak chociaż tak o mnie pomyślisz, to cię wykastruję. Ciesz się, że jesteś za tępy na zwiadowcę, bo nie miałbyś życia w tej akademii. Vixen dalej nie rozumiał o co chodzi. -Jesteś zwiadowcą? Tutaj zwiadowcy tak się ubierają?-starał się uzyskać jakieś informacje nie próbując nawet wstać z podłogi, stąd też widok był całkiem ciekawy. - Tak geniuszu jestem zwiadowcą. Konkretnie nauczycielem zwiadowców w tej akademii. I nie, zwiadowcy tak się nie ubierają. Ja się tak ubieram. Coś się nie podoba? - spytała, wymownie wskazując jego pysk sztyletem. -Wręcz przeciwnie.- zapewnił skwapliwie.-Miałem być łowcą ale teraz widzę że tak naprawdę chcę być zwiadowcą. Mogę się przenieść?-poprosił ładnie. - Wiesz, jesteś nieźle zboczony skoro lecisz na samice nie swojej rasy. I przenieść się nie możesz. Jak cię przypisali do łowców, to łowcą zostaniesz do śmierci. Ale możesz się po zajęciach dokształcać u mnie. Jeśli pohamujesz swój popęd. Vixen przestał się gapić na nauczycielkę na tyle żeby pozbierać się z podłogi. -Nie ma samic mojej rasy.- wyjaśnił chociaż nie miał zamiaru się usprawiedliwiać. -Chętnie się od ciebie czegoś nauczę.-zapewnił. -Właściwie możemy zacząć od razu, nie wiadomo ile reszcie drużyn zajmie wykonanie zadania, ani czy mają szczęście.- zaproponował, tym razem patrząc na kobietę z góry. Smokowiec dostał pstryka w czubek pyska. - Naucz się nie ślinić na mój widok i dopiero proponuj lekcje. Bo coś czuję, że w twojej głowie jestem jeszcze mniej ubrana. - zachichotała - Poza tym i tak nie możemy was uczyć, zanim szefu nie przedstawi wam dokładnych zasad tutaj panujących. Smokowaty przeczesał swoje srebrne włosy palcami. -Trzymam cię za słowo. Przyjdę jak tylko skończy.- obiecał, a potem poszedł dalej żeby nie zdążyła się rozmyślić, no i żeby znowu nie powiedzieć czegoś głupiego. “Może nie będzie tak źle?”-myślał sobie idąc korytarzem i sprawdzając wszystkie drzwi po drodze. Najpierw naciskał klamkę, a kiedy okazywały się zamknięte po prostu głośno pukał i nasłuchiwał czy kogoś nie ma w środku. Nie było. Dopiero ostatnie siódme drzwi udało mu się otworzyć, nie były zamknięte. W pomieszczeniu zobaczył trzy spore stoły o lśniących metalowych blatach a przy nich ze dwa tuziny prostych krzeseł których stelaż wykonano z rurek, w głębi dojrzał ladę. Gdy się do niej zbliżył zauważył kogoś, kogo za żadne skarby nie spodziewał się w takim miejscu. Najprawdziwszego, zielonego i umięśnionego orka z wystającymi kłami. [media]http://orig02.deviantart.net/63bd/f/2010/294/7/e/orc_by_kanaru92-d318umo.jpg [/media] Ubrany był chyba tylko w przepaskę biodrową, ale tego Vixen nie był pewny, bowiem dół zielonego zasłaniała lada. - Głodny? -Nie. Już jadłem.- odpowiedział smokowiec taksując wzrokiem zieloną górę mięśni która przywodziła mu na myśl ogra. Interesujące. Zbliżył się do lady żeby za nią zajrzeć. -Co upichciłeś?- zapytał z czystej ciekawości. -Albo nie, nie mów, sam zgadnę.- nagle zmienił zdanie i wciągnął głębiej powietrze wraz z kuchennymi zapachami. W nozdrza uderzył go zapach mięsa. Zdecydowanie mięsa. Chociaż nie miał pojęcia jakiego. Nigdy takiego nie spotkał. Węszył jeszcze chwilę nim skapitulował. -A jednak nie zgadnę. - Mięso z kręćka. - odparł zielony. -Co to jest kręciek?- smokowaty drążył temat odsuwając jedno z krzeseł i siadając tak że oparcie znajdowało się z przodu pomiędzy jego nogami. Kiedy ma się skrzydła zwykłe krzesła mogą okazać się nadzwyczaj niewygodne. - Wszystko co się kręci przy garnku i nie jest wystarczająco szybkie by uciec. - wyjaśnił ork. -Szczury? Koty? Jakoś ich nie czuję.-zgadywał, chociaż w takim miejscu jak to równie dobrze mogły to być gigantyczne kudłate stonogi. Ważne było że w razie czego sam mógł złapać sobie coś do jedzenia. - Nie no, żartuję. Sam nie wiem z czego to mięso jest, ale jest smaczne i łatwe w przyrządzaniu. Znając to miejsce równie dobrze mogą to być polegli regularni. -Mnie wszystko jedno byle to było mięso.- Vixen nieszczególnie przejął się być może makabryczną dla innych informacją. - Mięso na pewno. - potwierdził ork - Chcesz coś do picia? -Tak. Krasnoludzki spirytus. Masz tu coś takiego?- czarnołuski wyraźnie się ożywił. - Jakieś 400 rodzajów. Coś konkretniej? -Żartujesz?... Znam tylko jeden rodzaj, jest bardzo konkretny. Daj najmocniejszy, może to będzie to czego szukam. - Ok, tylko nie miej do mnie pretensji jak przez tydzień będzie cię kac męczył. Już po chwili przed smokowcem pojawiła się niska, pękata butelka wypełniona czarnym płynem. - Smacznego. -Nie, ten który znam nie jest czarny.- stwierdził poczęstowany, ale to nie powstrzymało go przed otwarciem butelki. Wyciągnął korek zębami wypluwając go gdzieś na bok, powąchał zawartość, a potem zabrał się do degustacji pociągając z gwinta spory łyk. Gdyby człowiek powąchał ten alkohol upiłby się samym zapachem. Jednak smokowiec nie był byle marnym człowiekiem. Wziął spory łyk i… świat nagle stał się piękniejszy. Chociaż trochę wirował. -Dobre. O wiele lepiej jest, teraz jest. Tak. - wyraził swoją aprobatę nieco nieskładnie ale zielonoskóry nie powinien mieć problemów z rozpoznaniem zadowolonego klienta. Czarna smocza łapa trzymająca butelkę czarnego płynu wyciągnęła się w stronę kucharza. -Napij się ze mną. - E to? Nie coś ty. Za słabe. To jest prawdziwy alkohol. - spod lady ork wyciągnął diamentowy pojemnik. Pomimo szczelnego zamknięcia dało się wyczuć zapach alkoholu. - Pędzony przez smoki. To co zrobiły krasnoludy to jak woda w porównaniu do zwykłej wódki. Chcesz trochę? Tylko po tym możesz mieć kłopoty z… w sumie ze wszystkim. Vixen patrzył na orka przez dłuższą chwilę i tylko butelka kiwała się lekko. -Nie chcesz, to nie.- odparł i pociągnął z gwinta jeszcze raz. Być może jakieś resztki instynktu samozachowawczego dały o sobie znać powstrzymując go od skorzystania z propozycji, chociaż bardziej prawdopodobne że druga butelka była za daleko. *** Tymczasem gdy Vixen mniej lub bardziej chętnie ruszał na podboje ekhm zamtuzowe, inny członek jego drużyny z przymusu tez odkrywał tajniki… akademii. Ryo podobnie jak smoczy koleżka badała drzwi, lecz w inny, bardziej dyskretny sposób. Niemniej cienie nie przedarły się pod drzwi. Doszła do tego, ze tych drzwi takie żółtodzioby, do których zaliczała się Ryo, nie przełamią zabezpieczeń, wiec na razie dala sobie siana. Postanowiła zbadać to, co mogła zbadać, czyli od czego były te wszystkie drzwi. Przy tym pilnowała tego, aby nikt jej nie zauważył. Wiec znikała za każdym razem w najbliższym cieniu, kiedy usłyszała czyjeś kroki, i wyłaniała się z niego, kiedy obszar był wolny od czyjejkolwiek obecności.Pomimo, że nie słyszała, by ktoś się zbliżał, czuła na sobie baczne spojrzenie dochodzące z góry. Ktoś musiał się do niej podkraść. Zerknęła znienacka w górę. To co zobaczyła sprawiło, że odruchowo wykonała kilka kroków w tył i dobyła broni. Spojrzała prosto w szereg zębów, wykrzywionych w uśmiechu. - Łaaaadnie, to się taaaak skraaaadać? - spytały zęby. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się reszcie ciała przymocowanej do nich. Była to… małpa. Miała rude futro, skryte pod czerwono-żółtymi szatami mnicha. W ręku trzymała kij, który wetknięty między ściany utrzymywał ją pod sufitem. - Jesteś złodziejem? Ryo spoglądała na małpkę z jakąś tam dozą zainteresowania. Nie miała ona opaski na ramieniu. Dziewczynka wyciągnęła z ATSa parę jabłek. - Podobno spacery i skradania nie są zabronione na terenie akademii - odparła swawolnym tonem. - Jest pan nauczycielem? - zagadnęła napoczynając jedno z jabłek. - Powiem ci za jaaabłko. - odparła małpka. - Nie mam nic przeciw, i tak miałam pana poczęstować - Ryo dala małpce drugie jabłko. Małpka ogonem chwyciła jabłko i schowała pod habit. - Jestem bibliotekaaarzem. Maaam naaa imię Sun. - O, a gdzie ta biblioteka? - spytała Ryo. - i po co panu ten kij? - Za tymi drzwiami. - wskazał na drzwi, do których dziewczyna próbowała się dostać przed spotkaniem. - A kij mam po to, by na nim wisieć i bić regularnych, którzy zadają za dużo pytań. - Podobno nie ma czegoś takiego, jak za dużo pytań, tylko pytający, którzy za bardzo denerwują - dziewczynka wyglądała na nieco rozczarowaną odpowiedzią małpki. - myślałam, że jest pan nauczycielem zwiadowców albo łowców. - Podobno jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Nigdy nie wierz w to, co jakiś alkoholik pierdzieli. Poza tym zadawanie zbyt dużej liczby pytań jest jednoznaczne z pytającym, który za bardzo denerwuje. - wyjaśnił Sun. -Też, a czasem to kwestia cierpliwości pytanego - zaprzeczyła mala zwiadowczyni. - jeśli jest pan rankerem, musieli pana do jakiejś klasy przypisać. Kij i biblioteka jakoś mi się kłócą ze sobą - wydala swoja opinie. - chyba że ktoś jedno z tych traktuje jako hobby. Czy dobrze wydaje mi się, ze pana przydzielili do łowców czy tutaj się mylę? - Nie. Jestem właaadcą shinsu, bibliotekaaarzem zostaaałem, bo poprzedniemu zaaadawałem za dużo pytaaań, a kij zaaałatwiłem by bić regulaaarnych zaaa bycie upierdliwym, o czym z resztą mówiłem. - To shinsu nic mi konkretnego nie mówi. Próbowałam się o nim dowiedzieć od administratorki Yshio, ale jedyne czego się dowiedziałam to to, ze latarnie działają na shinsu i ze administratorka nie ma kompetencji, by to objaśniać. - Nie chciaaałbym psuć Syrionowi przyjemności wyjaaaśniania tego. Musisz poczekaaać, aaaż on ci to wyjaaaśni. - Czyli trzeba będzie poczekać, aż reszta regularnych pokończy test… a kto będzie moim nauczycielem? - Ma na imię Barbara. Jak chcesz jej szukać, to szukaj mało ubranej kobiety. - odparł małpiszon. - A gdzie mogę ją znaleźć? - po tym pytaniu Ryo postanowiła dać spokój Sunowi. - Pewnie śpi w saaali dla zwiaaadowców jak zaaawsze. Raaadzę jej nie budzić, jeśli nie wzbudzisz jej zaaainteresowania. - Chyba nie mam czym, ale będę grzeczna i już nie będę przeszkadzać. Dziękuję za czas. - Jaaak będziesz miaaała później czaaas to wpaaadnij do biblioteki. Z owocem - rzucił na pożegnanie małpiatek i ruszył przed siebie, używając kija niczym gałązek do huśtania się. Dziewczynka obserwowała chwilę małpiatka. Podążyła do jadalni, gdzie natknęła się na znajomego smokoluda. Ten nawet nie zauważył dodatkowego gościa, z czego Ryo skorzystała i zniknęła. Póki co wiedziała, gdzie są drzwi do biblioteki i do jadalni. Reszta drzwi była anonimowa i zamknięta. Ryo wybrała pierwsze lepsze zamknięte drzwi, usiadła pod nimi i zastanawiała się, jak dowiedzieć się o drzwiach do sal zwiadowców. Palnęła sobie mentalnie w łeb. Zdawało się, że będzie miała wiele rzeczy do nadrobienia. Wyciągnęła butelkę mleka, pociągnęła parę łyków i gapiła się na ścianę naprzeciwko niej. Po chwili zamknęła opakowanie i wsadziła je z powrotem do kieszeni. Po paru minutach stwierdziła, ze przydałoby się zamówić jedzenie czy tez coś, co niektórzy tubylcy uznaliby za pożywienie, ale miałoby wartość taktyczna, na przykład czysty etanol czy na przykład… banany. Ryo stwierdziła, ze siedzeniem na dupsku nic nie zdziała. Udała się wiec do stołówki. *** Po powrocie do stołówki, w nozdrza kobiety uderzył silny zapach alkoholu. Sceneria też trochę się zmieniła. Smokowiec bełkotał coś pijany koło lady, ork natomiast upijał delikatnie z diamentowej szklaneczki. Nigdy nie przypuszczała, że zieloni mogą być aż tak delikatni. Ciekawe co pił.Cicho niczym mysz pod miotłą Ryo wyłoniła się koło lady, pojawiając się w pobliżu Vixena. - Co to? - odezwała się półszeptem do orka, wskazując na diamentową szklankę i butelkę z tego samego materiału. - O! Ty... - smokowiec dał się zaskoczyć, a potem zaczął się śmiać jak głupi. Właśnie wyobraził sobie Ryo w stroju “zwiadowcy”. -Napij się.- jej również podsunął butelkę, właściwie to ją nią uderzył, nie żeby był złośliwy czy coś po prostu w obecnym stanie nie do końca potrafił ocenić odległość. Ryo powąchała napój. Był tak w chuj alkoholowy, że powinno to upić słonia. Następnie pociągnęła sobie z gwinta tyle, co z kielicha. Teatralnie się skrzywiła, choć tak naprawdę pijała takie trunki, więc co prawda trochę się wstawiła, ale nie na tyle, żeby świat zaczął tańczyć tango jak u Vixena. - Panie, co tak wolno pan pijesz ze swojego? - rzuciła do orka, który popijał coś z diamentowego naczynia. - Kolego, co on pije? To to takie diamentowe coś? - rzuciła do Vixena, wskazując na jego naczynie. - Co innego.- smokowaty popisał się elokwencją. -Robimy zakład? Kto więcej… kto więcej.- wskazał na butelkę z czarą cieczą. - Wydajesz się dobrą zawodniczką kobieto. Chcesz trochę? - spytał się ork. - Daj całą butelkę - kobieta uśmiechnęła się nader luzacko, gestem dłoni dając do zrozumienia orkowi, aby dał całą butlę od razu. - Dostaniesz łyka. Jeśli wypijesz więcej, będziesz pierwszą regularną, która oblała obecną turę. - odparł barman. Spod lady wyjął kolejny diamentowy kieliszek i podał go zwiadowczyni. - Ostrzegam. To co pije smokowaty to jak woda przy tym co ty się napijesz. -Oddaj.-czarnołuski domagał się zwrotu swojej czarnej wody, którą zakosiła mu zwiadowczyni. Nie pojmował co się tej dwójce w jego trunku nie podobało. Zresztą co za różnica, ważne że on był zadowolony, a raczej będzie gdy znowu dostanie go w łapy. - Proszem, masz - Ryo podawała mu prawie że w łapę butelkę, kiedy stało się parę rzeczy naraz. Kiedy smokowaty miał juz o cale naczynie, nagle butelka oddaliła się o dłoń od niego, a grawitacja gwałtownie wzrosła w jednym kierunku, co sprawiło, że Vixen pięknie wypierniczył się na podłodze. - Ech, niech to… trza kolegę zasekury.. zasekurowac - Ryo westchnęła teatralnie. Poszukała korka do butelki trunku, którym Vixen raczył się chwilę temu. - bo sie naebal i nie wstanie - zakorkowala naczynie, za bodaj drugim i trzecim razem. Trunek zawędrował do ATSa. - Dobra, Vixen, wstawaj chuopie, ojczyzna wzywa! - dziewczynka z trudem przetaszczyła ciężkiego w cholerę smokołaka z jadalni. Nie zaciągnęła go za daleko, może góra najbliższe drzwi albo drugie najbliższe od jadalni. Ponieważ dziewczynka nie miała na tyle siły, aby podnieść Vixena na nogi, wiec tak jak mogla, usadowiła go na podłodze. Teraz blondasek siedział koło jakiejś sali, a Ryo koło niego się szwendała. - Dobry ten bimber, dzięki stary - rzuciła do niego z większą wesołością… i trzeźwością, choć z tym drugim może nie do końca. Sama usadowiła się na drugim końcu korytarza i tam zasiedziała. -O so chodzi? Gdzie zielony?... To moja czarna woda.- smokowiec choć zdezorientowany dziwną podróżą w pozycji horyzontalnej po podłodze, wciąż nie chciał zapomnieć o swojej własności, której teraz nigdzie nie mógł dostrzec przez te wszystkie kolorowe rozbłyski. - Csarna voda, gzie? - koło Ryo mignęło coś czarnego, a gdy to zniknęło dziewczyna sama wyglądała na zdezorientowaną, zaś u niej nie było żadnej “czarnej wody”. - E-E-E! Oddawaj vodkę, dziadufo jedna ty~! - potem odgrażała w kierunku którejś sali. Potem dziewczynka się przewróciła. - Nosz kufa mać… -No i wszysko zepsułaś.- podsumował sytuację Vixen bardziej lub mniej celowo osuwając się na podłogę i przez dłuższą chwilę próbując przewrócić na brzuch. - Ne ja. Jakaś kobita taka skompo ubrana zabrała mi fudke - wybełkotała Ryo. - i tam pofruneła, sru! - pokazała niezdarnie ręką. - nie fiem, so to sa jedna, franca jedna. -Ona? Gzie?- smokowiec próbował podnieść głowę wpatrując się w kołyszący się korytarz, ale nawet gdyby ktoś faktycznie zabrał butelkę Ryo i tak nie miał szans tego zobaczyć bo patrzył w przeciwną stronę. -To twoja ta… no…- jakoś brakowało mu słów -miszczyni.- przypomniał sobie wreszcie i zaprzestał wszelkich wysiłków związanych z próbami poruszania się, za to skrzydła rozłożył na cały korytarz. Ryo skrzywiła się jak dziecko, które wypowiedziało na głos jakieś bardzo brzydkie słowo, które nie wolno było mu wypowiadać. - Yyy… a gzie ona rezy… rezystansuje? - wybełkotała pytanie do Vixena. -Piersi… Piersie… Piersze drzwi.- odpowiedział z trudem, nawet gadanie zaczynało przerastać jego obecne możliwości. - Odsstoufki? -Nje… od poczotku… Cicho być. - Dobra ae ty tesz byc ciho - wybełkotała mu jego rozmówczyni, a potem się już nie odzywała. -Mhm. Ostatnio edytowane przez Agape : 18-03-2016 o 17:25. |
16-03-2016, 20:37 | #9 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 17-03-2016 o 14:56. |
19-03-2016, 14:17 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. Ostatnio edytowane przez Ryo : 19-03-2016 o 14:23. |