|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-01-2007, 20:31 | #51 |
Reputacja: 1 | Bobowi pojawiły się kropelki potu na łysinie zaraz po wejściu. Z rewolwerem wycelowanym nadal przed siebie obejrzał obie izby. Czysto. Chyba. Przepuścił Timmy'ego przed sobą. Spojrzał na człowieka leżące go na ziemi. Wytężył wzrok. To ten gość, którego wcześniej spotkałem. Kto mógł go tak załatwić.. Przyłożył mu z niesamowitą siłą. Mam nadzieję, że nie jakiś księżulek z kompleksami.. Cholera i tak miał chłop szczęście, może jeszcze przeżyje. Jeśli krew wewnątrz bebechu nie rozsadzi mu brzucha.. Ringo, z łaski swojej, rozejrzyj się, czy można jakoś zamknąć okna, aby wytrzymały atak. Bo chyba właśnie tego teraz się spodziewamy... Powiedział Bob zwracając się w stronę drzwi. Wciągnął szybko swojego przerażonego osła do środka (z pomocą paru kopniaków) i zatrzasnął za sobą drzwi szukając zasuwy. - To chyba będzie długa noc chłopaki.. Timmy? W jaki sposób ty przeżyłeś tyle lat na Dziwnym zachodzie, skoro jedyne, czym się posługujesz to narzędzie do kastrowania kotów? - spytał z sarkazmem zwracając się do starego opatrującego nieszczęśnika.
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |
22-01-2007, 20:51 | #52 |
Administrator Reputacja: 1 | Jack nie był osobą która nienawidziła wszystkiego. On nie lubił tylko kilku rzeczy. Jak ktoś do niego strzela ze śrutówki, nie lubi jak ktoś go nazywa potworem, nie lubi jak ktoś obraża jego rodzinę oraz starej whiskey. Nie lubił też jak ktoś go dotykał. Rozbudził się i gwałtownie stanął na nogi jakby zapomniał o tym, że w sumie nie powinien żyć. Przeklął siarczyście, poprawił opaskę na oku, podniósł swojego winche... eee swoją laskę. Otrzepując z pyłu swój płaszcz, któremu i tak nie bardzo to już pomagało, mruczał mrocznie: Cholera jasna, świat schodzi na psy. To tak sie teraz traktuje starsze osoby w wielkim mieście. Jak złapię tego księdza to będzie błagał o to żebym mu łeb ukręcił. Dopiero teraz zauważył, że ktoś jest oprócz niego w pokoju. O witam panów, wiecie może gdzie wybiegł stąd ten parszywy ksiądz? Ja mu pokażę co to znaczy szacunek dla zma.. znaczy się dla starszych. Uśmiechnął się szeroko demonstrując zwycięsko braki w uzębieniu niczym pięciolatek zabawkowy pistolet. Złapał butelkę ze stołu, wypił resztkę tego co w niej było. Zaniepokoił go dźwięk wody lejącej się na ziemię. Zdziwiony wyjrzał za okno, nie padało, spojrzał pod nogi i zobaczył strużkę płynącą po jego nodze. Pomacał się po plecach i wymacał pozostałość krzesła. Wyrwał ją, nienaturalnie wykrzywiając rękę, z kawałkiem czegoś co chyba kiedyś było wątrobą, której data ważności skończyła się kilka stuleci wcześniej. Właśnie zastanawiałem się co mnie tak od środka łupie. Rozejrzał się smutny po podłodze, westchnął: A tak miałem ochotę się czegoś napić, śmierć jest za łagodną karą dla tego księżula. Przeleciał wzrokiem po obecnych, uśmiechnął się znowu, co spowodowało migracje korników i szczurów do drugiego pokoju. No co panowie tak stoicie, jakbyście zjawe zobaczyli. Widzieliście tego księdza czy nie. A przepraszam, Jacck Daniels, ślepiec jestem. Widząc, że nie zmieniło to za bardzo wyrazu twarzy rozmówców powoli zaczął myśleć. Zaczynało do niego docierać, że chyba nie patrzą się na niego tak, bo ma dziurę w kapeluszu. |
22-01-2007, 21:29 | #53 |
Reputacja: 1 | Ringo: Trup! - pomyślał, o dziwo, z entuzjazmem na widok leżącego na ziemi ciała i z nieukrywanym smutkiem przyjął do wiadomości, że denat nie jest równie martwy co ślepy. Przez chwilę ważył swój rewolwer w dłoni ze świadomością, że łatwo ten stan rzeczy zmienić. W końcu jednak odgonił od siebie te myśli. - Taa, ładnie go ktoś pierdyknął, musi szatańsko boleć - Ringo postanowił podzielić się ze wszystkimi swoimi spostrzeżeniami. - W sumie to miał dużo szczęścia, to cud, że żyje... I wtedy Jack Daniels wstał jakby nigdy nic i przemówił. Ringo z wrażenia musiał przysiąść na trumnie. Nie miał zielonego pojęcia co o tym wszystkim myśleć. Panowie? Skąd do diaska ślepiec może wiedzieć, że w pokoju nie ma żadnych kobiet? Po chwili jednak Ringo przestał się zastanawiać, bo oto półżywy Jack, ten sam, który powinien właśnie wykrwawiać się na śmierć ssąc namiętnie własny kciuk, przystąpił do wyciągania masztu, który jakiś księżulek postanowił umieścić w jego brzuchu. Uporał się z tym bez większego trudu, co zmusiło Ringa do pewnej korekty dotyczącej pierwszego wrażenia - "stan rzeczy" Jacka Danielsa nie jest tak łatwy do zmienienia. - To prawdziwy cud! - wykrzyknął ironicznie, a po chwili się przedstawił. |
23-01-2007, 09:38 | #54 |
Reputacja: 1 | Timmy - Wiesz Bob, ja tam się w żadne bójki nie wdawałem. W ogóle ja nie byłem jakimś agresywnym człowiekiem. Saloon miałem, na roli pomagałem, tak że jakoś moje życie przeminęło - odpowiedział Timmy dalej siedząc przy leżącym ślepcu i uśmiechając się. Nagle zbladł, oczy powiększyły mu się do wielkości spodków i odwrócił się w stronę Chinneya. - Co ty do cholery powiedziałeś ? Atak ? Jaki cholera atak ? A co z moim wozem ? Przecież mój wóz jest na zewnątrz ! Rozwalą mi wóz ! - Timmy cały rozdygotany i przerażony udał się w stronę drzwi, po namyśle jednak powrócił. - Osioł, oślica, osioł ? - wskazał na zwierze Boba - A nieważne. Cholera. Ringo i ty Bob, pójdziecie na zewnątrz po mój wóz. Sam bym chętnie poszedł ale musze się tym oto rannym opiekować - rzekł pokazując na leżącego ślepca, gdy ten nagle począł wstawać. - A ty co ty robisz ?! Ty martwy jesteś ! Albo co najmniej ciężko ranny ! - wykrzyczał okropnie przestraszony Timmy, poczym odsunął sie od wstającego na kilka kroków. Gdy tamten wyciągnął ze swojej rany kikut, Timmy musiał oprzeć się o ścianę żeby nie spaść. - Księdza ? Nie ja nie widziałem żadnego księdza. - powiedział cicho. Po chwili jednak doszedł do siebie, zbliżył się do Jacka Danielsa. - To może lepiej że nie jesteś ranny. Jest sprawa. Musisz iść z tymi oto panami - tu wskazał na pozostałą dwójkę - i przenieść do tego oto pomieszczenia cały ładunek z mojego wozu. A ja ? Ja odpocznę bom zmęczony. - rzekł, poczym bezradnie usiadł na ziemi. Puste miasteczko, zatrute jedzenie, zamknięte kościoły, gwizdy przedziwne, ranny ślepiec, wstający ranny ślepiec, a mój wóz jest na zewnątrz narażony na "ataki". Cholera !- pomyślał. |
26-01-2007, 22:15 | #55 |
Reputacja: 1 | Bob Chinney Bob myślał o sobie, że niewiele rzeczy może go zaskoczyć. Mylił się - czegoś takiego jak ten czł.. ślepiec, jeszcze w życiu nie widział. Próbował coś powiedzieć, ale tylko się dusił nie mogąc powiedzieć nic sensownego. Khh.. Chodziszz? Szyszyszyjesz? wyrzęził, po czym oparł się o zmęczonego osła i przerzucił kapelusz na plecy ocierając pot z czoła ~Jak to możliwe, że ktoś tak oberwał i dalej żyje?!? Takich twardzieli przecież nie ma.. on nie żyje, w końcu w ogóle nie krwawi.. Tylko czemu się porusza? To pewnie ten upioryt, robił już wystarczająco dziwne rzeczy z ludźmi. Hmm, to teraz wiem, czemu on od razu poszedł na cmentarz... Pewni jacyś znajomi.~ Wychodząc z szoku, uśmiechnął się krzywo i pogłaskał osiołka po grzywie, patrząc się na rannego. Ja jestem Bob Chinney, miło mi para poznać. Od razu wiedziałem, że ten cały bałagan w mieście to jest sprawka jakiegoś obłąkanego pastora. Oni tak mają, wiem o tym. Nie należy ufac duchownym, oni podstępni są!! powiedział Bob lekko nerwowo i dosyć sztucznie. I nieco zbyt głośno. Wolał mieć to coś ze sobą raczej niż przeciwko sobie. Przynajmniej, póki nie dowie się czegoś więcej. Pociągnął z butelczyny wziętej z saloonu, po czym podał ją ślepcowi. Tylko oddaj potem... Powiedział nie tak pewnie jak wcześniej. Na jego łysinie nadal było widać kropelki potu, gdy siląc się na naturalny ton odpowiedział Timmy'emu: Chodziło mi o to, że możemy spodziewać się ataku. Chociałby indian. Na tych ziemiach nie ma się co spodziewać niczego dobrego. Wolę być ostrożny niż martwy. Ringo, wyjrzyj na zewnątrz, czy nikogo nie ma i zabierz parę rzeczy z wozu Ringa, jeśłi łaska. Ja sprawdzę te okna. A ty, Timmy uspokój się do cholery! Nic się nie stało jeszcze!! - Zakończył wypowiedź podnosząc głos. Kurcze pieczone, mogłem nie mówić tego "jeszcze" - mruknął jeszcze dosyć słyszalnie dla innych.
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |
18-02-2007, 17:43 | #56 |
Reputacja: 1 | Wiatr na zewnątrz, które zerwał się jakiś czas temu, skutecznie zagłuszał ciszę... Zaraz, jak można zagłuszyć ciszę? Chyba że wiatr zagłuszał coś innego. Na przykład kroki czegoś, lub kogoś, kto zbliżał się do tej plebanii. Miasteczko nie wydawało się być podejrzane, najwyraźniej było na samym szczycie listy, listy w rodzaju 5 największych fabryk w gazecie New York Times. Tak czy inaczej, siedzieliście w lichej budzie jakiegoś, proboszcza, który pewnie odganiał złe mocy w innym stanie za pomocą szklaneczki whisky. Jeżeli ktokolwiek obszukał dom, znalazł niewiele. Ot, jakiś stary klucz, trochę jedzenia w konserwie, siekierę do drewna, poroże jelenia na ścianie, i pełno gratów potrzebnych do codziennego życia, w rodzaju garnków, zapałek, czy świec. I nie nic się nie dzieje. Wóz był nienaruszony, oślica niezadowolona i tak dalej, aż po ciemny horyzont. Tam, zdając się na własną intuicję, napewno coś było.
__________________ Mroczna wydawnicza małpa przedstawia Gindie, czyli wydawnictwo fabularnych gier karcianych. Uuuk. |
27-02-2007, 23:39 | #57 |
Reputacja: 1 | Bob po sprawdzaniu wyrzymałości okien usiadł przy stole i zapalił jedną ze świec, bo robiło już się ciemno. To jak, chłopcy, wypadałoby się przespać, nie? Ja już cały trzeszczę i chrzęszczę od tego pyłu drogi. Tu będzie całkiem dobre miejsce, żeby się zatrzymać nie? W takim hotelu nie wiadomo w końcu co się czai, co z tego, że było tam jedzenie i pewnie pościel, nie? My przecież nie jesteśmy jakimiś wymoczkami za wschodu, nie? Poradzim sobie - wystawimy warty i będziemy spać koło siebie. A właśnie... Pan zwykł sypiać, czy teraz nie jest to potrzebne? zwrócił się do Jacka.
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |
16-03-2007, 16:51 | #58 |
Reputacja: 1 | Ringo: Rewolwerowiec położył się ostentacyjnie na trumnie i skoncentrował wzrok na Jacku, którego od czasu "zmartwychwstania" starał się nie spuszczać z oczu. Co prawda uwierały go w plecy znaczna kłódka i łańcuch, ale uznał, że jakoś ten bolesny stan rzeczy przetrzyma, jak zawsze zresztą - w końcu nie pierwszy raz przyszło mu spać (w tym akurat przypadku raczej czuwać) na swoim specyficznym towarzyszu podróży. Ringo zmrużył oczy i częściowo nasunął na nie swój kapelusz, oczywiście nie za mocno, by nie stracić z widoku sylwetki ślepca. Swoją głowę położył na splecionych dłoniach. Rozmyślał. Poważnie niepokoiło go to, że właściwie nikt poza nim prawdopodobnie nie przejął się małym pokazem pierwszej pomocy, jaki urządził im bezpłatnie Daniels. Ringo już nieraz słyszał plotki o żywych trupach, które z uśmiechem na twarzy przyjmują na klatę kolejne porcje ołowiu, a teraz miał wreszcie okazję zobaczyć jednego z nich w akcji. I co jak co, ale zrobiło to na nim duże wrażenie. Niemniej... trup, żywy czy też martwy, na zawsze pozostanie trupem. Żywy trup hasający wesoło po Ziemi nie pasował jednak Ringo do malownicznego krajobrazu naszej planety. Wygrzebańcy to już nie ludzie, zdecydowanie. To potwory, takie jak te, które zjadły Ringo rodzinę. Kto wie, może i Jack, gdy wszyscy zasną, będzie próbował ich zjeść. Potwory. Wygrzebaństwo zaś to plaga... choroba... a z chorobą się walczy. Wszystkimi dostępnymi środkami. Jeden fałszywy ruch, dziwne spojrzenie albo podejrzane zachowanie, a nafaszeruję Cię ołowiem. O tak, strzeż się Jacku Danielsie, bo w końcu wyślę Cię tam, skąd już raz wróciłeś i będzie to podróż tylko w jedną stronę - na zmęczonej twarzy Ringo zagościł lekki uśmieszek. Delikatnie wyjął pistolet z kabury i położył go sobie na piersi. Czuwał. |
23-03-2007, 20:01 | #59 |
Reputacja: 1 | Timmy: Na słowa Boba Timmy nieco się uspokoił. Miał nadzieję, że ten atak nie nadejszie nigdy. - Że też ja zawsze muszę się w coś wpakować. - powiedział jakby do siebie. Mężczyzna przeszukał pokój w poszukiwaniu czegoś przydatnego,jednak znajdując tylko rzeczy codziennego użytku, usiadł zrezygnowany na jednym z miejsc przy stole. Ringo nie ruszył się w ogóle do jego wozu, postanowił więc jakoś zachęcić ich do wybrania się tam i sprawdzenia czy aby na pewno wszystko w porządku. Poza tym, po uspokojeniu się, dotarło do niego, iż ten cały Daniels powinien już być martwy. Nigdy nie spotkał się z czymś takim. Zdecydowanie przyda mu się teraz szklaneczka whisky. - Wiecie co ? Siedzimy tu tak i czekamy nie wiadomo na co. Oczywiście nie mam zamiaru opuszczać tego miejsca,jednak wiem co umiliłoby nam pobyt tutaj. Butelka dobrego whisky - powiedział wyszczerzając żółte zęby. - I wiem jak ja zdobyć łatwo, szybko i bezpiecznie. Jest jej pełno w moim wozie. Wiecie, rozwożę whisky i sprzedaje, nieźle się na tym zarabia, ale teraz sami widzicie. siłą wyższa. Więc jak ? Skoczy ktoś na zewnątrz ? |
30-03-2007, 23:07 | #60 |
Administrator Reputacja: 1 | Trybiki w głowie Jacka powoli zaczynały pokonywać wiekowe pokłady kurzu zalegające w jego czaszce (dosłownie i w przenośni). Krótko mówiąc, Jack zaczynał myśleć i (o zgrozo) analizować. Hmmm chyba zaczynają coś podejrzewać. Nie wiem czemu wydaje mi się, że normalny człowiek nie jest w stanie przeżyć czegoś takiego. Ah jestem nawet tego pewny kiedyś widziałem jak ktoś tak umiera. Hmm co by tu zrobić, a może gdyby... W tym momencie Jack usłyszał słowo klucz. ...Butelka dobrego whisky... W tym momencie wszystko runęło. Oczy (czy raczej oko) Jacka się rozszerzyły . Ktoś tu powiedział Whiskey? Już pędzę! Zręcznie i szybko wybiegł przez drzwi, jednak w połowie kroku się zatrzymał na chwilę i demonstracyjnie przewrócił na ziemię z gracją bizona, który stracił głowę w skutek wybuchu dynamitu który pomylił z trawą. Cholerne kamienie, pomoże ktoś biednemu ślepcowi wstać? Spojrzał się po zakłopotanych i zdziwionych twarzach wszystkich a raczej przejechał wzrokiem, a raczej przekręcił głowę w sposób jakby patrzył na nich, a raczej faktycznie po nich przejechał wzrokiem ale inni myśleli, że on jest ślepy, a raczej wszyscy już i tak domyślali się, że tak naprawdę ślepy to on nie jest, ale on jeszcze o tym nie wiedział, a raczej chciał nie wiedzieć. Widząc, że nikt nie chciał się do niego ruszyć, a raczej udając, że nie widzi, wstał, otrzepał się i podbiegł do wozu. Zawrócił, pomacał trochę powietrze i wrócił znowu. Znalazł bezbłędnie butelki z magicznym paliwem niuchając trochę. Mmmm dobra marka. Wrócił zadowolony do domu trzymając whiskey w wyciągniętym ręku. Trzymaj stary. - demonstracyjnie i ostrożnie upuścił butelkę na ziemię w ostatniej chwili wysuwając nogę tak, że butelka się nie rozbiła a upadła na jego nogę. W końcu świętego trunku nie można marnować. Wybaczcie biednemu starcowi. To kto pije pierwszy? Podniósł zadowolony butelkę nie zwracając uwagi na to, że pół jego stopy straciło kilka centymetrów grubości po upadku butelki. |