Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2008, 15:07   #461
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Mergott - uliczki i zaułki oraz karczma "Pod Lunetą" (późny wieczór)

- - - > Serafin, Wyszemir, Johann

Stojący opodal napastnicy zdziwili się pokazem siły i umiejętności swoich ofiar. I być może to uratowało trójce przyjaciół życie - gdyby bowiem bandyci przygotowani byli do cięższej walki, a nie do łatwego łupu, nie zwlekaliby ni chwili. W ten jednak sposób Wyszemir zyskał chwilę czasu, aby rzucić zaklęcie. Bandyci rozbiegli się na boki, a słup ognia wpadł razem z drzwiami do magazynu z winem i natychmiast rozlał się po pomieszczeniu. Nim jeszcze trójka uciekinierów wbiegła do środka posypały się za nimi kamienie, deski i sztylety - oszołomieni bandyci widać nie zamierzali zrezygnować ze swoich ofiar, tym bardziej, że teraz musieli jeszcze pomścić swych kamratów. Serafin poczuła bolesne ukąszenie na prawym ramieniu, lecz nie było już czasu, aby się tym przejmować - przynajmniej dopóki mogła biec. Johann boleśnie odczuł skutki rzucanych na oślep kamieni, gdy kilka uderzyło o jego plecy, a jeden trafił wprost w tył głowy. Mężczyźnie aż pociemniało w oczach i zachwiał się omal nie wpadając w płomienie. W miejscu uderzenia z pewnością wyrośnie wielki jak śliwka guz. Na szczęście jednak płonący budynek skrył w swych czeluściach ściganych, a napastnicy nie byli na tyle odważni i zdeterminowani (a może głupi?), by wchodzić tam za nimi. Wino to materiał bardzo łatwopalny, wystarczyło jedynie trochę ognia aby w przeciągu kilku minut w środku rozgorzało prawdziwe piekło!

Wyszemir biegł jako pierwszy, starając się omijać płonące skrzynie i wybierać taką drogę, która bezpiecznie doprowadzi ich do przeciwległego krańca magazynu. Tam wszak powinny być jakieś drzwi. A przynajmniej taką miał nadzieję...
Słyszał głos Serafin, ale zdawało mu się, że jest gdzieś daleko, jakby za ścianą. Obraz, który przesuwał mu się przed oczami też był jakiś dziwny, nierzeczywisty... Czuł się tak, jakby zaczynał tracić więź ze swoim ciałem, był zamknięty w jakiejś klatce, z której mógł jedynie obserwować rzeczywistość, lecz nie miał wpływu na nic...

- Serafin... Serafin... - usłyszał gdzieś z tyłu szept; nawet gdyby chciał się odwrócić, nie potrafił.

- Ach, Serafin... - szept przemieszczał się, przybierał na sile. Ten głos... był mu tak dobrze znany. Od wielu już lat.

- Byłaby z nas dobrana para. Ja i ta mała laleczka - powiedział mu jego stary przyjaciel - Czyż to nie zrządzenie losu, że jej imię jest takie samo jak moje? Nie przypuszczałem, że jesteś takim starym głupcem, mój drogi Wyszemirze. Coraz częściej się zapominasz. Myślałem, że od "niefortunnego wypadku" na zamku będziesz się bardziej pilnował. Już niedługo, Wyszemirze, już niedługo...

Nagły trzask wyrwał starca z zamyślenia. Rozejrzał się dookoła - budynek płonął, a osmolone twarze przyjaciół nie wyrażały zadowolenia. Johann właśnie kopniakiem wyważył drzwi, w ostatnim momencie udało im się przejść do kolejnego magazynu, nim zawalił się dach. Wyglądało na to, że klatka zniknęła, a głos był tylko... przesłyszeniem? Wyszemir dobrze wiedział, że tak nie było, lecz rozpamiętywanie tego w tym momencie nie było najlepszym pomysłem.

Drugi budynek już zajął się ogniem, na szczęście Serafin, Johan i Wyszemir nawet poranieni, osmoleni i nadwędzeni potrafili szybko przebierać nogami. Magazyny były ze sobą połączone, mogli więc forsować kolejne drzwi i dostać się na sam ich koniec, wyjść na sąsiednią ulicę. To jednak było zbyt ryzykowne - tam mogli już czekać na nich opryszkowie. Nie pozostawało im nic innego, jak pozbyć się krat w niewielkim okienku i tamtędy przedostać się bądź na dach, bądź spróbować ucieczki klucząc zaułkami.

- Wyszemirze - odezwał się Johann - Uporaj się z tym oknem. Tylko nie podpal wszystkiego! Ja przysunę te skrzynie, będzie nam łatwiej się wspinać. Tylko szybko!




- - - > Venefica, Krdik, Hektor

Wieczór robił się coraz późniejszy, a odpowiedzi na pytania nie chciały się pojawić. Atmosfera robiła się coraz bardziej smętna, a radosne śpiewy dolatujące z głównej sali karczmy zamiast bawić - irytowały. Hektor siedział w milczeniu, pogrążony w swoich własnych myślach. Krdik brał udział w rozmowie, lecz i on jedynie zdawał się na domysły, nie mając żadnych faktów. Wypowiedział jednak na głos to, co Venefice nie dawało spokoju - a jeśli mają za sobą pogoń? Jeśli ktoś inny również szuka Klejnotu lub, co gorsza, szuka ich, aby uniemożliwić im jego zdobycie? To mogłoby oznaczać, że do całego bukietu wszystkich problemów dołączyłby jeszcze jeden, kto wie czy nie najgorszy.

- Oczywiście Krdiku, jeśli zgodzisz się zapłacić za nas to będzie jedynie pożyczka. Tak naprawdę nie mamy za bardzo wyboru, chyba że... - w oczach półelfki zaczaił się jakiś cień - Chyba że znajdziemy jakieś wyjście, choć wolałabym nie uruchamiać żadnych nadzwyczajnych środków póki możemy poradzić sobie w inny sposób. W końcu jeśli uda nam się odnaleźć Klejnot i wrócimy do Gildii, czeka na nas reszta naszej nagrody. A wtedy z pewnością uregulujemy wszelkie długi. O ile kiedykolwiek uda nam się to zrobić...

Drzwi alkowy uchyliły się, a do środka wemknęła się Mishka prowadząc za sobą... żebraków? A przynajmniej na pierwszy rzut oka ludzie, którzy weszli za kelnerką do alkowy, wyglądali jak brudni, obdarci, poobijani i śmierdzący żebracy. Jednak gdyby przyjrzeć im się bliżej, spod warstwy brudu i sadzy, ran i nadpalonego, postrzępionego ubrania wyłoniliby się dobrze znani towarzysze - Wyszemir, Johann i Serafin...


- - - > Wyszemir, Johann, Serafin

Na całe szczęście gigantyczny pożar, obejmujący niemal cały jeden budynek magazynów, zajął straż i mieszkańców tak bardzo, że nikt nie zwracał uwagi na brudnych obdartusów przemykających się ciemnymi zaułkami. Ludzie walczyli o to, by ogień (szczególnie odporny na ugaszenie, należy dodać, jak to zwykle z magicznym ogniem bywa) nie zajął innych budynków i magazynów. Już zaczęły tworzyć się plotki o tym jak to się stało i kto to zrobił. Trzeba przyznać szczególną w tym zasługę niektórym tutejszym typkom, którzy rzekomo byli świadkami jak jakaś banda przyjezdnych, rzucających się w oczy ludzi (musiało ich być kilkoro!) napadła na zupełnie niewinnych "naszych", a potem czarem podpalili magazyny. Zupełnie tak samo, jak w południe u Globpfettera! To musieli być ci sami! Mamy w mieście podpalaczy i morderców!

Ale nie uprzedzajmy faktów. Plotki te obiegną całe miasto dopiero rankiem, a strażnicy będą mieli pełne ręce roboty, gdyż donosy, domysły i skargi będą do nich spływać niczym dobre wino do gardła arystokraty. Zanim to jednak nastąpi, Wyszemir, Serafin i Johann uciekali wąskimi uliczkami, klucząc i myląc ewentualny pościg. Pożar dał im się we znaki, piekło ich całe ciało, a wyschnięte i spieczone gardła niemal krzyczały o kroplę choćby wody. Ich ubrania nie wyglądały wcale lepiej, toteż nie mogli wyjść ot tak sobie na oświetlone latarniami ulice, które bezpiecznie doprowadziłyby ich do karczmy "Pod Lunetą".

Johann jak nigdy cieszył się w duszy z tego, że w młodości nie raz i nie dwa okazywał nieposłuszeństwo ojcu i miast grzecznie spać i odpoczywać przed kolejną podróżą w karczmie, często wypuszczał się w nocy na miasto. Wizyty u pięknej i wyuzdanej Bernadetty czy delikatnej i niemal cnotliwej Żiżki (oczywiście obie nie wiedziały o istnieniu tej drugiej i gdy karawana zatrzymywała się w mieście tylko na jedną noc, biedny Johann musiał się bardzo napracować, aby w ciągu tych kilku godzin zadowolić obie stęsknione za nim dziewczyny i żeby żadna niczego się nie domyśliła!) albo liczne wypady do "Rudej Lali" gdzie tańczyły i pokazywały swoje wdzięki najpiękniejsze rudowłose kobiety - nauczyły chłopaka jak poruszać się po mieście tak, by omijać główne ulice. Teraz mógł poszczycić się tym, że nikt nigdy nie przyłapał go w nocy i nad ranem na ulicy, a teraz znajomość wszystkich kątów Mergott przyda mu się jak nigdy.

Bogowie musieli czuwać nad Serafin, Wyszemirem i Johannem. Udało im się bezpiecznie dojść na tyły karczmy "Pod Lunetą" i byli niemal pewni, że nikt ich nie zauważył, nikt nie zwrócił uwagi. Johann zastukał do tylnych drzwi, wybijając dziwny rytm. Po chwili ktoś odsłonił "judasz", a światło ze środka oślepiło przyjaciół. Skobel odskoczył, a Yurga wpuścił ich do środka. Znajdowali się w spiżarni.

- Chłopcze, coś Ty najlepszego narobił? - barman przyglądał im się z naprawdę zatroskaną miną lecz nim z ich strony padły jakiekolwiek słowa kontynuował - Nie, nie chcę wiedzieć. W razie czego zawsze lepiej jest nie wiedzieć, niż kłamać. Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw. Obyś tylko nie skończył jak Twój brat, bo stary Raabe już się chyba w grobie przewraca!

Yurga zawołał Mishkę i polecił im nie wychodzić z alkowy, póki goście nie opuszczą głównej sali lub będą tak pijani, że i tak niczego nie zauważą. Przejście do alkowy było bezpieczne, natomiast na piętro prowadziły tylko jedne schody, do których dostać się można było tylko przez główną salę. Czekał ich więc przymusowy postój. Karczmarz już polecił swojemu kuchcie szykować porządną, gorącą kolację i dużo grzanego wina, więc wyglądało na to, że jednak nie będzie tak źle.

Mishka wyglądała na przejętą i zafascynowaną.

- To Wy spaliliście Hermolausa Globpfettera? Dlaczego? Zrobił coś złego? Teraz będziecie się ukrywać przed strażnikami? To niesamowite, jeszcze nigdy nie mieliśmy tu tak fantastycznych gości!

W alkowie siedzieli już Hektor, Krdik i Venefica. Gdy Johann, Serafin i Wyszemir weszli do środka, na twarzach ich pozostałych towarzyszy odmalowało się najpierw zdziwienie, potem niedowierzanie, a wreszcie przerażenie. Przez chwilę wszyscy patrzeli na siebie w ciszy, nie rozumiejąc do końca co się właściwie dzieje. Mishka wyjrzała na korytarz i gdy upewniła się, że nikogo tam nie ma, zamknęła drzwi i została w środku. Za nic nie odpuściłaby sobie tego, co za chwilę będzie się tu działo!
 
Milly jest offline  
Stary 12-05-2008, 19:01   #462
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Hektor pogrążony w smutnych rozmyślaniach, jak to nic sie nie układa po jego myśli, całkowicie odciął się od świata go otaczającego. Wszystko by mogło trwać naprawdę długo, gdyby nie fakt, że krasnolud wspomniał coś o pożyczce, na te słowa umysł kapłana rozruszał się odrobinę, jednak dopiero po słowach Venefici o jakowyś długach, rozruszały się na dobre. Ożywiony kapłan spojrzał po kompanach.
- Długi? Pożyczki? Ja bym proponował już teraz ruszyć z miasta, kto wie co może przydarzyć się w nocy, skoro wasze domysły są aż tak pesymistyczne. Pakujmy się i ruszajmy, lepiej opuścić tą "dziurę" w której spędziłem całe życie szybciej niż później.
W tym samym momencie wkroczyła trójka towarzyszy, których stan był nie najlepszy.
- Widać i tym nie za bardzo wyszło. No to mamy odpowiedź na nasze pytanie, nie ma sensu szukać czegoś, czego tu nie znajdziemy. Po drodze poszukamy innych możliwości, informacji. - przerwał na chwilę by przemyślec swoją dalszą wypowiedź - Chodź mam też inny pomysł, myślałem nad tym by... - spojrzał niepewnie po dwójch towarzyszach - może warto zrobić jakieś większe zamieszanie. Zamieszki wywołane przez pospólstwo to może być całkiem przydatna rzecz, a im liczniejsze miasto, tym o to łatwiej. Niezadowolenie jest wszędzie, zazdrość tym większa im większe kontrasty. Plotka to niewątpliwie najpotężniejsza broń polityczna, puszczasz taką pośród krzykaczy, pijaczków, starych bab, a wszystko rozejdzie się po mieście w ciągu jednego, góra dwóch dni. Jak raz powstanie taka fala niezadowolenia, to dopiero spacyfikowanie jej siłą zbrojną przywróci porządek, a do tego czasu my możemy wśliznąć się do więzienia, gdzie będzie odciążona straż, albo do świątyni, by teleportować się do komnat mera.- Hektor spojrzał na trójkę podchodzących towarzyszy - można ich wykorzystać w tym celu, wyglądają wręcz idealnie do tego zadania.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 12-05-2008 o 19:05.
sante jest offline  
Stary 12-05-2008, 20:16   #463
Van
 
Van's Avatar
 
Reputacja: 1 Van ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputację
Krdik Ungart

Po słowach Venefici, krasnolud w milczeniu zastanawiał się się co też powinni teraz zrobić. Czy liczyć na łut szczęścia i powodzenie pozostałych osób z grupy, czy też wymyślić co innego.

I w tym momencie do "ich" alkowy, zaraz za Mishką, weszła trójka obdartych i ogólnie niezbyt miłych dla oka żebraków. Po bliższym przyjrzeniu się, Krdik ze zdumieniem odkrył, że to Johann, Serafin i ten staruch Wyszemir.

- Na litość Moridusa !
- wykrzyknął zdziwiony i skoczył na równe nogi - Co też wam się stało - nie zdawał sobie sprawy, że swoimi słowami wtrąca się do mowy Hektora, który w tym samym momencie rozpoczął mówić.
- Na chwilę zostawić was bez opieki, a wy już zaczynacie żebrać ? Nie mamy przecież aż tak rozpaczliwej sytuacji finansowej ! - Po tych stwierdzeniu krasnolud usiadł i nadal się przyglądając trójce towarzyszy, wsłuchał się w słowa Kapłana.

- Masz rację Hektorze,- rzekł Krdik gdy tamten skończył - że wiele nam się nie udało zdziałać, ale nie mamy innego sposobu na wykonanie naszego celu. Musimy próbować zdobyć mapę, bo szukanie innych sposobów byłoby najpewniej stratą czasu. Nie możemy przecież zapominać o... - w tym momencie Ungart spojrzał na Mishkę, która najwyraźniej była straszliwie zaciekawiona co też może od nich usłyszeć. - Mishko, idź proszę przynieść coś do jedzenia dla tych tu obdartusów. Wyglądają na głodnych.
 
Van jest offline  
Stary 12-05-2008, 20:22   #464
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Bolało.
A gdy boli, to już jest mniej zabawnie.
Na dodatek szlak trafił nie tylko makijaż Serafin, ale też sukienkę, która osmolona, rozdarła się w kilku miejscach. Strach przy tym myśleć jak miały się włosy. Te, co prawda były zwinięte, ale jednak stanowiły najbardziej podatną na ogień część człowieka. Teraz też coraz bardziej stawały dęba – nie ze strachu – ale z ogromu emocji.

Kocimi źrenicami kobieta łypnęła w stronę Johanna, próbując osądzić jego stan. Mężczyzna miał wszak to nieszczęście, że na nim skupiła się większość gradobicia. Zupełne przeciwieństwo stanowił natomiast Wyszemir, którego pociski portowych osiłków zwyczajnie się nie imały.

„Ano tako bywa na tym świecie, że złe czorta nie bierze...”

Serafin nie powiedziała jednak tego na głos, ugryzła się w język zauważając dziwną minę starca. On w sumie wyglądał jeszcze gorzej niż Raabe.
Zamiast więc strzępić język, białowłosa rozejrzała się uważnie. Ucieczka przez okno była faktycznie najlepszym, jak nie jedynym, rozwiązaniem.

- Najlepiej będzie przedostać się na dach. Może być stromo, ale to chyba jedyna opcja, żebyśmy dostali się do gospody niezauważeni. Teraz wszak nie trzeba, by nas ktoś tu w porcie widział, starczy jeno na nas spojrzeć tak ogólnie... – znaczącym gestem wskazała osmolone włosy, które nie tylko przestały być białe, ale przestały w ogóle wyglądać jak włosy! Bliżej im raczej było gniazdu węży na głowie Meduzy, co nawet z piękności czyniło kocmołucha.

"Jeśli wyjdziemy z tego cało, idę prosto do kąpieli! Choćbym nawet miała się pluskać razem z tym staruchem - czarodziejem!"
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-05-2008 o 20:35.
Mira jest offline  
Stary 12-05-2008, 22:02   #465
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Wyszemir

Starzec zamarł przerażony. Czuł, że jego mistrza już z nim nie było, jednak nadal bał się, jakby najmniejszy ruch mógłby sprowadzić go z powrotem. – „Za dużo lekkomyślności jak na jeden wieczór, za dużo…” – spojrzał na młodą i piękną acz umorusaną kobietę niezdającą sobie w ogóle sprawy z zagrożenia, jakie nad nią zawisło. Wyszemir zacisnął mocno pięść i w duchu postanowił, iż nie da skrzywdzić Serafin. –„Tym razem nie wygrasz. Koniec już jest bliski, czuję to.”

- Wyszemirze - odezwał się Johann - Uporaj się z tym oknem. Tylko nie podpal wszystkiego! Ja przysunę te skrzynie, będzie nam łatwiej się wspinać. Tylko szybko!

Zielarz popatrzył bezradnym wzrokiem na towarzysza, sprawiając wrażenie jakby nie zrozumiał nic a nic z tego co rzekł mu Johann. Rozejrzał się nerwowo po zadymionym pomieszczeniu i krzyknął wskazując jednocześnie palcem na kraty. - Odsuńcie się! - Zawahał się przez sekundę i zdecydowanym już ruchem sięgnął do swojej sakwy, aby chwilę później wyjąć dwie ampułki. – „Ostatnie. Trzeba je połączyć…” – nie zastanawiając się dłużej rzucił je wprost na kraty. Jednocześnie roztrzaskując się uwolniły dwa kolorowe proszki, które przemieszały się w powietrzu i osiadając na kratach zaczęły przeżerać metalowe zabezpieczenia.

- Teraz wystarczy czymś podważyć! Szybko Johannie! – Niewielka belka wystarczyła, żeby trójka towarzyszy była już wolna.

Co za noc!

***
Nad ranem staruszek chciał tylko odpocząć, już dawno nie czuł się taki wykończony. Dotarcie do karczmy zdawało się trwać w nieskończoność a gdy byli już na miejscu czekało ich jeszcze jedno. Wytłumaczenie się przed pozostałymi.

Na chwilę zostawić was bez opieki, a wy już zaczynacie żebrać? Nie mamy przecież aż tak rozpaczliwej sytuacji finansowej!
– rzekł krasnolud wzbiwszy się najwyraźniej na wyżyny swego dowcipu, co nie zdziwiło Wyszemira. Wszak krasnoludy nie słynęły z ostrości swych żartów.

Zielarz zniesmaczony spojrzał po sobie, Serafin i Johannie, ale zmęczony nie miał nawet ochoty na złośliwy komentarz. Pytania Mishki sporo mogły powiedzieć o ich obecnej sytuacji…aż za wiele.

- To Wy spaliliście Hermolausa Globpfettera? Dlaczego? Zrobił coś złego? Teraz będziecie się ukrywać przed strażnikami? To niesamowite, jeszcze nigdy nie mieliśmy tu tak fantastycznych gości!

- My nic nie spaliliśmy, w zasadzie to nie mamy z tym nic wspólnego. To, że jesteśmy osmoleni, oparzeni w kilku miejscach i śmierdzimy dymem to o niczym nie świadczy…zrozumiano?! – ostatnie słowo skierował do kelnerki, która aż się wzdrygnęła słysząc bardzo niemiły ton czarodzieja. – Niemniej jednak nie wróciliśmy z pustymi rękami…lecz w tym momencie nie mam siły na rozmowy. Potrzebuje wziąć kąpiel.

„Choćby nawet z tą młodą kozą…w szczególności z nią”
 
mataichi jest offline  
Stary 13-05-2008, 17:30   #466
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Wydawane polecenia nie zniechęciły Mishki. Dziewczę z uśmiechem odpierało wszelkie ataki:

- Mishko, idź proszę przynieść coś do jedzenia dla tych tu obdartusów. Wyglądają na głodnych - poprosił Krdik.

- Yurga już wydał polecenia i jedzenie zaraz będzie. Wszak musi się ugotować, prawda?

- …lecz w tym momencie nie mam siły na rozmowy. Potrzebuje wziąć kąpiel. -
polecenie tym razem wydał Wyszemir, lecz Mishka wesoło odparła, że Yurga nie chce mieć problemów i prosił, żeby wszyscy, którzy wyglądają jak podpalacze poczekali aż goście rozejdą się do pokoi.

Wydawało się, że do dziewczyny nie dociera przesłanie ich wypowiedzi. Wreszcie ktoś musiał jej dobitnie powiedzieć, że powinna wyjść z alkowy, a ta wyglądała na zawiedzioną i rozczarowaną.

- Na wszystkich bogów, wyglądacie okropnie! - odezwała się wreszcie Ven - No dobrze, najpierw odpocznijcie, siadajcie. Może uda mi się załatwić jakieś ręczniki, wodę i czyste ubrania. Wtedy będziecie mogli przejść na górę. Macie jakieś zapasowe ubrania w pokojach? Jeśli nie pewnie będziemy musieli za nie zapłacić u karczmarza, o ile jakieś ma... Hektor i Krdik opowiedzą Wam co udało nam się załatwić, a raczej czego nie załatwić i jakie warunki stawia nam Najwyższy Kapłan. Jak już pewnie wiecie spłonął sklep naszego gnoma, podobno zrobiła to jakaś grupa obcych ludzi. Jeśli nic nie załatwiliście, będziemy musieli po cichu wynieść się z miasta. Nie wiem czy robienie rozruchów to taka cicha metoda... No ale porozmawiamy jeszcze, póki co idę do karczmarza.
Gdy Venefica wyszła z alkowy, zaraz pojawiła się Mishka z parującymi półmiskami. Półelfka poprosiła Yurgę o przygotowanie kąpieli w pokojach i jakiekolwiek zapasowe ubrania. Nie mogli wszak czekać pół nocy aż ostatnich klientów zmorzy sen. Mieli jeszcze wiele do obgadania. Po dłuższej chwili udało jej się wszystko przygotować. Karczmarz marudził wprawdzie i bał się podejrzeń, lecz był to swój chłop. Na pewno wiele zasłużyła tu sobie przyjaźń i szacunek jakim Yurga darzył starego Raabe. Inaczej mogłoby być ciężko...

Wróciła do alkowy z naręczem płóciennych ubrań, misą i dzbanem wody.

- Tyle na razie musi Wam wystarczyć. W pokojach zaraz staną balie z gorącą kąpielą, więc będzie lepiej - na jej ustach wykwitł uśmiech; chyba wczuła się w rolę "przywódczyni", która ma obowiązek opiekować się swoimi ludźmi...
 
Milly jest offline  
Stary 19-05-2008, 13:04   #467
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Serafin machnęła ręką na wszędobylską służącą.

- Mi nie trzeba odzienia, moje właściwe jest niezniszczone. – wyjaśniła.

W normalnej sytuacji pewnie rzuciłaby jakąś złośliwością w jej kierunku, czy dała do zrozumienia co myśli o impertynencji dziewki służebnej. Teraz jednak zbyt była przygaszona, a myśli krążyły wokół zgoła innych tematów.

Dlaczego czuła się jak dzieciak, który coś przeskrobał i właśnie miał dostaćza to burę? Venefica nie musiała krzyczeć czy wyzywać, właściwie to by było nawet lepsze... a tak, co? Jak zwykle opanowana czekała na wyjaśnienie sytuacji i tylko odrobina pretensji tliła się w cieniu jej oczu.
Jedynym pocieszeniem było to, że druga grupa też wiele nie zdziałała. Było to jednak marne uczucie.

Wydymając wargi, jak prychający kot, Serafin popatrzyła na towarzyszy nieszczęsnej wyprawy. Johann i Wyszemir, jak to faceci, nie kwapili się do snucia opowieści, jeśli nie było w niej czym się pochwalić. Westchnąwszy więc ciężko, kobieta w dość oszczędnych słowach zaczęła mówić o zdarzeniach, które ich spotkały tego dnia oraz o wymaganiach Aine Maier, które ta przed poszukiwaczami postawiła za cenę swej pomocy.

- Z tego, co widzę, mamy trzy drogi działania. – podsumowała swój wywód Serafin, starając się palcami rozczesać włosy – Pierwsza, to przekupstwo i ta byłaby może najwłaściwsza, gdyby nie brak środków. Zawsze jednak możemy sprowadzić się do roli bandytów napadających na kupców przy szlaku. Reputacji nam to bardziej nie zepsuje, kwestia własnych ambicji... Druga droga, to walka z legendarnym zwierzęciem, a w przypadku (dość wątpliwego) zwycięstwa, skazanie jego potomka na męczarnie do końca żywota. I jest jeszcze trzecia... Znam miejsce, z którego więźniowie są transportowani na wyspę. Można by zaatakować strażników i podszyć się pod nich. Pytanie jednak co dalej. Nie wiemy, co nas czeka na wyspie, a zdemaskowanie równałoby się zostaniu tam na przymusowy wypoczynek. Coś pominęłam?


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-05-2008, 14:20   #468
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Johann odchrząknął i powoli zaczął mówić.
- Chyba jednak zapomnieliśmy o czymś. Ktoś spalił starego Globpfrottera. Wiem, że był to upierdliwy staruszek, ale jak dotąd nie spalił pół miasta, to znaczy że głupi nie był. A nagle po naszej wizycie cała kamienica obraca się w gruzy. Jak dla mnie ktoś zaciera ślady. I może chcieć je zatrzeć zupełnie, a najprostszą do tego celu drogą jest usunięcie nas. Widać, że cała sprawa śmierdzi jak nasze ubrania po dzisiejszej nocy.
 
Arango jest offline  
Stary 19-05-2008, 16:00   #469
Van
 
Van's Avatar
 
Reputacja: 1 Van ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputacjęVan ma wspaniałą reputację
Krdik Ungart

- Właśnie ! Sprawa Globpfrottera wydaje mi się równie dziwna jak sprawa twojego brata Johannie. Możliwe, iż nawet się one lączą. Po pierwsze, to to dziwne, że zaraz po naszej wizycie u gnoma ten zostaje spalony wraz ze swoim dobytkiem i chyba wszyscy uważamy, że ma to jakiśzwiązek z poszukiwanym przez nas kamieniem. Po drugie, podczas rozmowy z Acrykapłanem, odniosłem dziwne wrażenie, że ten staruch wie coś więcej jak mówi i chce, może nie tyle nas co Hektora, przestrzec przed dalszym mieszaniem się w tą sprawę.
I jeżeli jużjesteśmy przy tym Najwyższym Kapłanie, to raczej przkupienie go opada. Bo w końcu nawet gdybyśmy zaczęli rabować, to nie jest możliwe uzbieranie sumy która by go satysfakcjonowała. No chyba, że wiecie gdzie i kiedy możemy spodziwać się jakiegoś naprawdę poważnego tranportu.
Z kolei napadanie na strażników którzy mają dostęp na wyspę to chyba najgorszy możliwy pomysł i jedyny na który, poza wyprawą w góry, możemy sobie pozwolić. Uważam jednak, ze na tak strzeżonej wyspie, wszyscy strażnicy doskonale się znają. - Krdik z posępną mi spojrzałpo twarzy każdemu z obecnych. Nie miał pojęcia co mogą teraz zrobić. Według niego, jedynym możliwym zadaniem było wyprawienie się po tego małego powora, ale nie chciał ego głośno przyznawać.
- Przypominam jeszcze, że na pewno znajdze się jakiś świadek naszej wizyty u gnoma, a po waszym spotkaniu z kilkoma tubylcami, możemy stać się głównymi podejrzanymi. - dodał na koniec.
 
Van jest offline  
Stary 19-05-2008, 20:08   #470
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
- Możliwości i pomysły, wymieniamy je i analizujemy, jednak zawsze każdy okazuje się zły pod jakimś względem. Może jednak warto oddać swoje przeznaczenie Bogom i pójść za intuicją? Kim jesteśmy? Bandą najemników, którzy podążają za pieniędzmi, sławą, przygodami, albo innymi bardziej wzniosłymi pobudkami. Niemniej jednak wszystko sprowadza się do jednego, niebezpieczeństw i drogi na której jedni nazwą nas zdrajcami, inni nikczemnikami, a jeszcze inni złodziejami. Podjęliśmy się zadania niebezpiecznego, to dlaczego teraz na siłę unikamy tego co i tak nas nieuchronnie czeka? Mnie się podoba pomysł z zabiciem strażników, przebraniem się i wkroczeniem na wyspę. Nie znam was dokładnie, może ktoś z was posiada umiejętność tworzenia iluzji? Jeśli nikt z was, to na mieście ktoś się na pewno znajdzie. Pozbywamy się strażników, iluzja sprawia, że wyglądamy jak ci których się pozbyliśmy i wkraczamy na wyspę. Potem sie zobaczy co dalej, Bogowie napisali już nam nasze role w historii świata, czas je odegrać. - Hektor spojrzał na swoje dłonie - za wszystko płaci się cenę, nie dostaniemy tego czego chcemy za darmo, trzeba kogoś zabić, poświęcić jego mało znaczące życie dla dobra sprawy... moje dłonie... nie, dłonie każdego z nas, potrzebują zabić, potrzebują krwi, a gdy to się stanie, gdy to osiągniemy, nie będzie wahania, lecz tylko cel i prosta do niego droga. Raz zabiłem jako dziecko, w zamian za tą namiastkę życia, którą odebrałem, ja dostałem to czego bym nigdy nie dostał, proste i łatwe życie. Gdy teraz wszystko zaczyna się komplikować, to oznacza tylko jedno, czas na kolejne ofiary, kolejną krew. - błysk w oczach kapłana dał znak wszystkim, że poza spokojną duszą kryjącą się w cieniu biblioteki, wyhodowała się też druga strona, ta skażona fanatyzmem.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172