Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2012, 11:34   #11
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Charlotte i Damien Stonebridge

Motocyklista, który później jak się przedstawił nazywał się Roland Corley, obserwował zaistniałą sytuację nie pewnie. Nie widział, czy Charlotte nie jest ugryziona. Nie wiedział też, czy w pobliżu nie ma przyjaciół dziewczyny gotowych odstrzelić łbów ich trójce. Cóż, wszystko się mogło zdarzyć.
- Uprzejmości uprzejmościami, ale stanie na środku drogi nie jest dobrym pomysłem… – powiedział Roland rozglądając się, szwędacze już powoli schodziły się z okolicy – Dzisiaj już tam się nie dostaniemy. Z resztą, potrzebuję kilku rzeczy dla mojej grupy – wyciągnął pomiętą kurtkę z kieszonki jeansowej kamizelki – Lista – wyciągnął ją tak, by każdy zainteresowany mógł rzucić na nią oko.
Pozycje na niej, były raczej normalnym rzeczami które były potrzebne do przetrwania. Zdziwić mógł tylko fakt iż potrzebne były odczynniki chemiczne. I tylko przy nich nie było jeszcze znaczka. Reszta pewnie była pochowana w sakwach motocykla.
Charlotte wydawała się osobą, która nie do końca rozumiała co się dzieje. To wszystko ją przewyższało i przerażało, choć nie była w tym osamotniona. Tylko ona dawała to po sobie póki co poznać. Aż nagle, zza drzwi z których wyszła Charlotte’a, wypadł jej dawny sąsiad, gardłowo wyjąc. Wyciągając ręce w stronę dziewczyny, zaczął ku niej biec z wbitym w nią tym martwym, rybim wzrokiem.

Sean Grinwood

Aż dziwne, że udało Ci się z taką łatwością opuścić zupełnie nie oświetlony kanał. Przynajmniej posiadałeś cenną informację. Tam na dole, gnojków było mało. Burczenie w brzuchu nie ustępowało, głód był coraz bardziej większy. W końcu byłeś sporym facetem, musiałeś jeść. I to więcej niż jakaś damulka albo pierdzący w stołek generał. O politykach nie wspominając.
Przy twoim wyjściu z kanału, na całe szczęście problemów nie było. Truposze chyba odpuściły sobie już tą dzielnicę i ruszyły do tych gdzie ktoś jeszcze mógł przeżyć. Cóż, mogło coś być na rzeczy.
Supermarket znajdował się za zakrętem, więc szybko pod niego dotarłeś. Nie musiałeś przekraczać jego drzwi by zobaczyć że to co zostało popsuło się, a zostało niewiele. Oprócz kilku umarlaków, które nie zdążyły Cię zauważyć. Ale twoją uwagę przykuło co innego. Kilka przecznic dalej, na tej samej ulicy stało kilku ludzi. Jeden żołnierz, jakieś dziecko, blondynka i gość w jeansowej kamizelce z jakimś motywem na plecach. Ludzie? Żywi…?

Howard Chandler

Od barykadowałeś drzwi na korytarz. Za nimi nie znajdowało się nic innego, jak hulający wiatr. Na ścianach widać było krew, otwory po kulach. Na posadzce walały się śmieci. Notatki studentów którzy ratując się po prostu je wyrzucili. Cały Uniwersytet wyglądał na martwy, więc miałeś sporą szansę dotrzeć na parking i może pożyczyć sobie auto?
Ruszyłeś niepewnie żegnając się z w miarę bezpiecznym schronieniem. Twoja córka… Zastanawiało Cię co z nią. Nie chciałeś dopuścić do siebie myśli że mogła by być tym… czymś. I ta chwila zastanowienia, mogła by Cię zgubić gdyby nie odgłos jaki wydaje zgniatana pod ciężkim obuwiem puszka. Z przeciwległego pomieszczenia wytoczył się Jim. Twój kolega po fachu, parę razy byliście w pubie na piwku i rzutkach. Lekko otyły mężczyzna z zadbaną, siwą bródką i wąsikiem. Teraz przez wygryziony kawał policzka widać było jego złotego trzonowca.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 24-11-2012, 14:52   #12
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Skyrwysyny matki natury. Tak Right lubił nazywać rasę ludzką. Zastanawiał się jak nazwać nowe odmiany ludzi? Suczysyny matki natury? Tak czy siak nie mógł się doczekać aż jednego zabije. Albo dwóch. Trzechczterechpięciusześćiuuuuuu!!
Usta same wykrzywiły mu się w uśmiechu, krew zaczęła mu szybciej krążyć, co przy jego chorobie było bardzo pozytywne. Czuł lekkie podniecenie zbliżającą się prawdopodobną walką, gdy szli do domu Johnsonów. Trzymał swoją kosę i palcami wystukiwał na drzewcu rytmy pierwszej lepszej mocniejszej piosenki jaką pamiętał.

W końcu jednak doszli do domu i musiał zachować zimną krew. W zamkniętej przestrzeni nie było czasu ani miejsca na pochopne, impulsywne działania. Trzeba być czujnym, gotowym na wszystko. Kosę przewiesił sobie przez plecy na pasku. Chwycił w swoją lepszą - lewą dłoń bagnet, zwrócony ostrzem do dołu.

Gdy weszli przekręcił głowę na lewo i prawo, kości aż mu strzyknęły, dość głośno, przez co reszta chłopaków obrzuciła go niezbyt uprzejmym spojrzeniem. Odpowiedział uśmiechem, jednym z tych chytrych.

W kuchni widać było, że Alien trochę się trząsł pakując rzeczy do torby, drugą miał Owl. Wzięli co było, łącznie z Jackiem Danielsem, co prawda hipsterskie gówno, ale dobre i to.

Niepokojące dźwięki na górze... czy w ogóle warto było to sprawdzać?
- Sprawdzamy górę? - Spytał szeptem Bull, mocniej zaciskając dłonie na siekierce i młotku.
- Ktoś tam może być, ale... może to i wiatr? - Spytał przełykając głośno ślinę. Wyraźnie chciał by to był wiatr i by ktoś to potwierdził.
- A wieje na dworze? He? Nie bardzo. Dawaj Reaper, pójdziemy sprawdzić górę, a wy dół. - Rozkazał Bull.
- A co z "nie rozdzielamy się". Wiesz jak rozdzielanie się kończy się w horrorach. - Allien mówił dość niepewnie i chaotycznie. Dźwięki nie ustawały, a głos mu się trochę łamał.
- We czwórkę nie ma sensu iść na górę, w razie czego utkniemy na schodach... w sensie jak nas zaatakują... w takim razie sprawdzisz z Bullem dół, a ja i Owl górę. - Powiedział Right spokojnie i zdecydowanie zarazem.
Owl odpowiedział tylko skinieniem głowy i podniósł siekierę niczym miecz, do boku.
- Tylko szybko...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 27-11-2012, 16:38   #13
 
ElaOP's Avatar
 
Reputacja: 1 ElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy ziąb owiał twarz Charlotte a dreszcz przeszył jej ciało myślała, że już gorzej być nie może. Nagle w jej oczach ukazały się trzy postacie. Żywi mężczyźni. Przez myśl przeszły jej miliony słów dotyczące ich lichej garderoby jednak zamiast się odezwać, zwyczajnie ciepło się uśmiechnęła. Zdała sobie w tym momencie sprawę z tego, że są jeszcze ludzie którzy nie zostali zarażeni. Spojrzała na nich jeszcze raz przychylniejszym wzrokiem i zauważyła broń.

-" Te czasy robią się bardzo dziwne. Na ulicy nie widać wojska, epidemiologów czy innych mądrali. Nawet policja która powinna zająć się całą sprawą gdzieś zniknęła. Zamiast tego na ulicach łażą walczący za nich cywile? - pomyślała w głębi siebie

Teraz za mężczyznami na horyzoncie Charlotte zauważyła jakiś dziwny ruch. Jakiegoś dobrze zbudowanego faceta, chyba wojskowego który wychodził niczym z okopów, chodź to była tylko studzienka.

- "Prawdziwy twardziel. Zapewne strasznie brudny, ale jednak twardziel"

Myśli zakłócił jej znajomy, bardzo dziwny odgłos. Spojrzała za siebie i już była pewna, że to był Martin. Charlotte zrobiła duże susy do rosłych facetów i wbiegła jednemu za plecy używając go niczym żywej tarczy.
 

Ostatnio edytowane przez ElaOP : 27-11-2012 o 16:41.
ElaOP jest offline  
Stary 27-11-2012, 20:15   #14
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
„Znaleźć jakiś sprawny samochód. To teraz cel numer jeden. Tylko najlepiej jakieś małe, ciche, babskie autko. Żadnych potworów, ryczących jak smoki. Nie wiadomo, jak te maszkary reagują nn …” Widok Jima wyrwał Howarda z rozmyślań. Po chwili spędzonej na kontemplacji swojego zaskoczenia, wycelował broń w swojego eks-kumpla.

- Jimie? To ty? Co ci jest? Powiedz coś! – wykrztusił Chandler. Po dwóch tygodniach przerwy, struny głosowe wydawały charczące dźwięki, dalekie od tych, których oczekiwał. Jednakże był to teraz znikomy problem.

„Boże, co ja gadam. Przecież on nie ma pieprzonego policzka!”Howard przekręcił się o 180 stopni i puścił się biegiem. Znał ten budynek jak własną kieszeń. Chociaż w tym momencie jego zmysł orientacji był przyćmiony myślą o ucieczce, za chwilę obmyśli jak wyjść z budynku omijając umarlaka szerokim łukiem. „Oby więcej tych paskudów nie było w okolicy”. Następnie zamierzał kontynuować swój plan znalezienia samochodu.
 
Boreiro jest offline  
Stary 29-11-2012, 15:33   #15
 
JPCannon's Avatar
 
Reputacja: 1 JPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputację
-Niech do ku..y – zaklął Sean na widok zepsutego żarcia w markecie. Zaczynał mieć wrażenie, że coś zawzięło się na jego żołądek w tej całej sytuacji.

-„Te tłuste obżartuchy wzięły wszystko co było zdatne do jedzenia. Mam nadzieję, że komuś się też coś stęchłego trafiło. Może chociaż któreś z nich dostanie sraki. To byłby na pewno komiczny widok. Wokół chodzące trupy się do Ciebie podkradają, a Ty akurat musisz robić w krzaki co dwa kroki.” – Pomyślał, marząc nad zemstą jaką chciałby by otrzymali Ci którzy gwizdnęli mu jedzenie z przed nosa.

Po chwili rozmyślań dojrzał kolejne truposze snujące się po ulicy. Już miał przeładować strzelbę i pomścić utraconego w kanałach Deserta gdy nagle coś, a raczej ktoś przykuł jego uwagę. Przyjrzał się dokładniej grupie ludzi zanim podszedł bliżej. Nie mógł uwierzyć, że w tym całym chaosie ostała się gdzieś jeszcze tak liczna grupa osób.

-„Dwóch silnych facetów hmmyy mogą się przydać, szkoda tylko, że ciągają ze sobą dzieciaka. Pewnie będzie tylko zawadzał. No ale jest też i jakaś wymuskana ślicznotka hehe, chętnie ją trochę później ubrudzę, jak się z tego wszystkiego wyrwiemy.” – Ocenił w myślach ludzi przed budynkiem, idąc powoli w ich stronę. Widząc jak z wnętrza bloku wyłazi trup wyciągający do nich łapy, szedł dalej spokojnym krokiem chcąc ocenić, jak dobrzy są jego, prawdopodobnie, nowi towarzysze.
 
__________________
"Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego"
JPCannon jest offline  
Stary 29-11-2012, 23:37   #16
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Kiedy dziewczyna schowała się za jego plecami, pomyślał, że pomału robi się tam już tłoczno. Już i tak musiał uważać cały czas na Davida. Teraz jeszcze ta paniusia, wyglądająca jakby przed chwilą zeszła z wybiegu w jakimś renomowanym domu mody. Jednak to wszystko nie zaprzątało jego umysłu na zbyt długo. Zombie powoli wlekł się w ich kierunku, z wyciągniętymi łapskami, charcząc coś martwymi ustami. Ruchem wykonywanym już tysiące razy wcześniej, sięgnął do kabury po Colta 1911A4. Zawsze nosił odbezpieczony pistolet, a ostatnio nie rozstawał się z tłumikiem, hałas ściągał większe ilości zombi, a tego chwilowo nie pragnął. Spokojnym, zimnym ruchem ściągnął spust pistoletu, kula trafiła między oko a sklepienie nosa, obalając trupa na wznak.

Dziewczyna za jego plecami jęknęła zduszonym głosem, nie wiedział czy ze strachu czy dlatego, że być może znała kogoś, kim kiedyś był ten zombie. Schował pistolet, miał zamiar sprawdzić, co z Davidem, ale Roland szturchnął go w ramię wskazując zbliżającą się z innej strony. Damien nie miał zamiaru ryzykować, nie wiedział czy jak w przypadku Rolanda nieznajomy okaże się przyjaźnie nastawiony. Mógł być zwykłym szabrownikiem, albo po prostu bandytą, może był ugryziony, albo już zarażony tym cholerstwem?

Chwycił wiszący do tej pory na pasku karabin i podniósł go do ramienia. Wyćwiczone ruchy, ugięte kolana, powoli obszedł grupę, zostawiając blondynkę i Davida za plecami. Nieznajomy powoli się zbliżał, a Stonebridge trzymał go na muszce. Kula kalibru 7,62 milimetra robiła naprawdę brzydkie rany, przechodziła jak przez masło przez większość osłon balistycznych.

Jeśli zbliżający się do nich mężczyzna miał rozum w głowie, posłucha tego:
- Broń na ziemię, ręce do góry i ani drgnij!!! – okrzyk był trochę zduszony, ale mężczyzna powinien zrozumieć intencje. – Kim jesteś? – Stonebridge powoli się zbliżał z palcem na spuście. Nieznajomy miał strzelbę, a nie wiedział czy jest on całkiem sam, czy też może ma znajomych.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 29-11-2012 o 23:37. Powód: błąd
merill jest offline  
Stary 30-11-2012, 10:18   #17
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Howard Chandler

Ruszyłeś, ruszyłeś jakby gonił Cię sam diabeł albo śmierć. Chociaż w sumie nie miałeś bladego pojęcia, co odpowiada za to że martwi wstają. A może to w piekle skończyło się miejsce i dusze są odsyłane tutaj? Nie, nie. Jako człowiekowi nauki, nie wypadało Ci wierzyć w takie rzeczy. Banialuki, brednie.
W ostatniej chwili uświadomiłeś sobie fakt, że na terenie uniwersytetu w czasie dni paniki była prowizoryczna baza Gwardii Narodowej i punkt medyczny. Co prawda nie zajęli samych budynków Uniwersytetu tylko należący do niego stadion uniwersytecki, coś ci mówiło że tam właśnie znajdziesz potrzebne Ci do wycieczki w głąb miasta przedmioty takie jak broń, medykamenty i jedzenie.
Opasły Jim jak paralityk który niedawno nauczył się uchodzić, biegł za tobą pojękując mimowolnie z każdym krokiem. Nie stanowił dla Ciebie zagrożenia, zostawiałeś go z tyłu. A co, jeśli drzwi na klatkę schodową będą zamknięte?

Pozostali

Kiedyś Martin, a aktualnie trup leżał z przetrzebioną czaszką na chodniku wyziewając ducha, ale czy można było to tak określić? Nim oberwał w głowę kulą Damiena, był przecież martwy i zimny. Tłumik uratował grupę osób, przed znajdującymi ale rozsianymi wokół nich innymi truposzami. Co jak co, im bliżej centrum tym niebezpieczniej. Zagadką było, dlatego ta ulica aktualnie była prawie pusta. Lecz w świecie żywych trupów, w tym nowym ekosystemie wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie.
Roland Corley też wymierzył w nieznajomego z obrzyna, odciągając jeden kurek. Broń, z której ciężko było spudłować z bliskiego dystansu. W drugiej ręce zaciskał kij bejsbolowy, lecz ten zwisał bezwiednie. Dopiero po chwili opuścił broń, chyba był za bardzo ufny jak na gangera.
- Spokojnie, spokojnie! – rzucił Corley opuszczając obrzyna, wystarczy że w nowego celował ten żołnierz – Jesteś tu sam? – wyszedł z inicjatywą i pytaniami – Co tu robisz?
Motocyklista czekał na odpowiedzi, rozglądając się na boki czy nie zbliża się jakaś większa chmara tych na wpół martwych sukinsynów. Szczerze powiedziawszy, czuł się zagrożony ze strony tej mu nieznanej trójki. Dziewczyna mogła nie być tak potulna na jaką wygląda, żołnierz mógł być dezerterem łupiącym dla korzyści, a ten co się tu przypałętał… Mu szczególnie źle z oczu patrzyło. Postanowił jak na razie nie wspominać o obozie uchodźców poza granicami miasta. O ile nie zrobi tego żołnierz, któremu już się tą informacją pochwalił.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 30-11-2012, 11:08   #18
 
JPCannon's Avatar
 
Reputacja: 1 JPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputację
Sean widząc szybki strzał wojskowego, uznał, że nie jest to grupa w której będzie musiał ratować wszystkim tyłki. Ucieszyło go to, biorąc pod uwagę fakt, jak mało zostało mu amunicji.

-Spoko, spoko panienki – wycedził opuszczając shotguna, tak by zwisał mu swobodnie na pasku przewieszonego w poprzek tułowia.

-Jestem raczej w tej samej sytuacji co wy. Obudziłem się w gównie zwanym Ameryką, wycyckali mnie politycy i rząd tego „cudownego kraju”, a poza tym też lubię rozwalać żywe trupy. Można by powiedzieć, że jesteśmy niemalże jak rodzina hehe – rzekł podkreślając żart szeroki uśmiechem. Wkurzał go trochę fakt, że w tym popapranym świecie, gdzie wszystko chce ich zabić, oni muszą się jeszcze martwić czy jakiś debil ich nie zastrzeli dla paczki ciasteczek. Swoją drogą harcerze z łakociami mogli by mieć teraz niezłe branie.

-Nie jestem groźny…przynajmniej nie dla was. Nie mam też ochoty tłuc się jeszcze z żywymi. Wystarczy mi fakt, że Ci gnijący, poczciwi, zjadacze ciał ciągle za mną wszędzie łażą. Jeśli więc pozwolicie, chętnie wam puki co potowarzyszę. Sądzę, że przy dobrym obrocie spraw, mogła by się wam później bardzo przydać moja „zaradność”. Lepszym od jednego wojskowego w drużynie zawsze będzie dwóch wojskowych w drużynie, prawda żołnierzu? – Dodał wyciągając z pod kurtki moro łańcuszek z nieśmiertelnikami.
 
__________________
"Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego"
JPCannon jest offline  
Stary 30-11-2012, 11:35   #19
 
ElaOP's Avatar
 
Reputacja: 1 ElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodzeElaOP jest na bardzo dobrej drodze
Charlotte zmieszana całą sytuacją zmarkotniała. Nie spodziewała się, że właśnie tak będzie spędzać wolny czas. Spojrzała na Martina w którym już uszło życie. W sumie był już martwy ale teraz był definitywnie martwy. Spojrzała na barczystego faceta i odetchnęła z ulgą. Nadal żyje i to dzięki niemu. Uśmiechnęła się nerwowo po czym kucnęła i wyciągnęła z torby szpiczasty pilniczek do paznokci. Spiłowała swój nadłamany paznokieć i po chwili chwyciła go mocno w dłoni niczym miecz.

-„To nie wygląda na takie bardzo trudne. Zabicie umarłego to jak wbicie igły w materiał. Może pilniczek się do tego nada w sam raz” - pomyślała

Zorientowała się, że facet który wypełzł ze studzienki podszedł do ich grupki. Teraz miała pewność, że jest to żołnierz więc zapewne rząd go wysłał na zwiad, bądź może tylko on z oddziału został. Tak czy owak poczuła się bezpieczniej.
 
ElaOP jest offline  
Stary 30-11-2012, 19:04   #20
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Logan Right

Szybko sprawdziliście salon i łazienkę. Tak dla bezpieczeństwa. Rozdzieliliście się przy schodach na piętro. Ty i Owl powoli stąpaliście po skrzypiących stopniach omiatając wzrokiem wejście na górę. Te podejrzane hałasy ucichły lecz kiedy wyszliście na korytarz już na piętrze zza jakiś drzwi słyszeliście niezrozumiały szept. Po chwili coś w pokoju za nimi głośno gruchnęło. Jakby kredens z którego powypadały naczynia i również potłukły się z hukiem. Sądząc po głośnym stąpaniu ktoś tam na pewno był. Nagle Owl klepnął Cię lekko w plecy i wskazał gestem głowy ścianę. Widniał na niej ślad krwi, nieco rozmazany, zdaje się że dłonią. Twój przyjaciel zdecydował się delikatnie nacisnąć klamkę, lecz drzwi stawiały opór. Twoje serce i Owla na pewno też biło szybko. Nie mieliście większego doświadczenia z walką z trupami. Te kilka co położyliście kiedyś były efektem farta.

Pollyanna Romero

Eric pokiwał ochoczo głową z uśmiechem
- Cieszę się żeśmy się dogadali - chwycił swój łom w obie dłonie. Kajdanki nie pozwalały mu na wygodne chwycenie narzędzia. Poprawił narzuconą na grzbiet kurtkę i wynurzył się z auta
- Czeka nas długi spacerek - westchnął wsuwając łom do kabury przy czarnym pasie oporządzeniowym. Chyba jak kurtka należał przedtem do jakiegoś gliniarza ponieważ miał też drugie kajdanki w pokrowcu.
Nie zwlekałaś. Oboje ruszyliście opustoszałą drogą w stronę Glenn City.


Zasapani i zmęczeni przemykaliście małymi alejkami omijając pojedynczych sztywnych. Miałaś strasznie sucho w ustach. Chciało Ci się pić. No i odpocząć. Ale Eric widocznie był na tyle zdeterminowany by odzyskać swobodę ruchów rękoma że nie robił wielu przerw. Za każdym razem gdy powiedziałaś że musisz chwilę odpocząć na jego twarzy gościła bardzo niezadowoloną miną. Ale byliście sobie potrzebni,to fakt.
Więzień przyprowadził Cię do małej stacyjki benzynowej niedaleko osiedla domków jednorodzinnych. Widać, że była już szabrowana. Świadczyły o tym powybijane szyby i bałagan w budynku sklepowym stacji. Zaś interesowały was dystrybutory. Jeden miał wywieszkę "Paliwa brak", pistolet drugiego zaś po zwolnieniu blokady lunął odrobinką benzyny na kostkę brukową. Eric uśmiechnął się do Ciebie
- Poszukaj kanistrów. Jak tu będzie niewiele poszukamy innych.

Katrin Croft

Ostatnie kilka dni były ciężkie dla Ciebie i Twojego domu. Twojego bowiem zostałaś w nim sama. Ojciec niecały tydzień temu pojechał do centrum. Miał wrócić tego samego dnia, lecz nie stało się tak. Do dziś bronisz się przed pojedynczymi umarlakami napierającymi na ogrodzenie. Już na początku tej katastrofy woda przestała lać się z kranów. Niedawno wysiadł też prąd. Z dnia na dzień robiło się coraz bardziej ponuro. Szarość roztaczała także jesienna, deszczowa i chłodna pogoda. Jednak na deszcz nie mogłaś psioczyć. Dawał Ci to z czego człowiek jest w większości zbudowany.

Pewnej nocy kiedy wyglądałaś przez okno pod dom sąsiadów podjechał jakiś samochód osobowy. W ciemnościach nie widziałaś wiele, a i reflektory auta szybko zostały zgaszone. Doliczyłaś się trzech osób nim wszyscy zniknęli w domu. Nie zachowywali ciszy. Wprost przeciwnie,śmiali się głośno, kopali blaszane śmietniki, wcześniej też trąbili klaksonem. Tak nierozważni jak Twój braciszek. Może to jego przydupasy? Tak czy siak po tylu dniach samotności wreszcie spotkałaś żywą duszę co dawało jakąś nadzieję.

Tamara Scott

Już dwa tygodnie minęło od początku końca świata jeśli tak to można nazwać. Pech chciał, że Ty i Twój chłopak, Evan znaleźliście się w samym środku roju. Gdy mężczyzna z zimną krwią prowadził auto oglądając sceny brutalnych mordów tych szaleńców na cywilach,ale nie tylko sztywni byli okrutni. Policja również strzelała do uciekających przed umarłymi ludzi. Do kobiet i dzieci też. Gdyby i Evan był na służbie zapewne robiłby to samo. Nikt nie mówił, że zawód gliniarza jest lekki. Zaś Ty miałabyś wyśmienity materiał na artykuł do gazety. Tylko kto by ją teraz czytał? Zapewne użyto by jej jako rozpałki bądź alternatywy do papieru toaletowego. Widzieliście na własne oczy co dzieje się z tymi co nie zdołali uciec. Ich ciała leżały na ziemi będąc obgryzane przez te potwory. Po kilku próbach wyjazdu z centrum Evan zrezygnował bowiem spotykaliście blokady policyjne, zaś funkcjonariusze przy nich zrobiliby z was ser szwajcarski. Zamknęliście się w jakimś pubie.
Przez kilka dni na ulicach rozkręcały się strzelaniny. Wtedy nie wyściubialiście nosów ze swojej kryjówki. I nikt jakimś cudem nie wpadł na pomysł by przeprowadzić rozpoznanie tego pubu. W końcu oznaki walki ucichły, a zastąpiły je charczenia i warknięcia żywych trupów. Twój chłopak musiał w końcu zacząć wymykać się w poszukiwaniu jedzenia bo to co było w barze skończyło się dosyć szybko.
Teraz wspólnie podjęliście kolejną próbę by wrócić do swojego domu. Lecz auto Evana przepadło.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 30-11-2012 o 19:24.
Ziutek jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172