Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2013, 17:33   #51
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Akcja zaczęła się nagle, zdecydowanie i z przytupem. Napastnicy zrobili naprawdę sporo zamieszania, chaos pola walki na szczęście nie dotyczył Blond Jegra. Przyczajony tuż przy frontowych drzwiach miały szczerą ochotę rozjebać wszystko, co tu wejdzie. Potraktował kolejną potyczkę niczym trening przy podwyższonym stopniu ryzyka. Akcja, która właśnie się rozpoczęła odblokowała w nim tryb, „ ale będzie ubaw” gdzieś w tle pojawiła mu się projekcja i mógł dać głowę, że ktoś puścił prastary kawałek..
Chris de Burgh - Don't Pay The Ferryman - YouTube
Osobiście nie miał wyrobionego zdania na temat muzyki. No może skłaniał się do muzyki granej na Oktober Fest w innym świecie w innym czasie. Do tej playlisty z taką muzyką przekonał się, gdy przeczytał kiedyś cykl książek o Pooslenach Johna Roingo (mistrza B-klasowych książek scienfiction).
Teraz miał natomiast przed sobą mutasa, który nie miał za grosz szacunku do niego i przejawianego przez Heinricha wyższej kultury europejskiej.
W sumie wyglądał jak przykładowy zjadacz zbyt dużej ilość hamburgerów i pizzy, co jak wszyscy wiedzieli było prawdziwym powodem dla w północnej Ameryce ludzie wyglądali tak jak wyglądali.


Teraz jednak leżał na ziemi a Sabine i Sylvie było porozrzucane wokół. Gorzej, że koleś właśnie nachylał się nad nim i miał szczery zamiar rozerwać mu twarz. Zadziała żelazna dyscyplina. Niczym doskonale zaprogramowana maszyna gdzie kliknięcie jednego przełącznika powoduje automatyczne wyplucie gotowego produktu. Tak samo i teraz „Klik wrrrr”, określenie na jedną z technik manipulacji ludźmi teraz oddało piękno działania Heinricha. Taurus Judge był przewidziany na takie właśnie okazji. Teraz bardzo plastycznie dezintegrował pysk tamtego, przystrajając wszystko wcale czerwoną mgiełką. Mutas upaćkał swą juchą sporą cześć placu przed Niemcem. Niestety przy okazji ochlapał również i samego Blond bohatera, co doprowadziło go do pasji. Głośne “!Donnerwetter!” Przebiło się przez palbę.



Szybkie zerwanie się na nogi, zbieranie swojej broni, sprawdzanie czy pacjent nie żyje tym razem nie było potrzebne. Rozejrzał się.
Jeden z potworów wspinał się po ścianie stacji jakieś dwadzieścia metrów dalej. Druga z bestii podbiegła do Navarry i rozpłaszczyła się na ziemi próbując wyciągnąć coś spod niego. A trzecia, ledwo widoczna w ciemności skradała się w Twoim kierunku. Dzieliło was jakieś 40 metrów.*

Skierował się do najbliższej osłony i przyklęknął na prawo kolano. Pozwoliłby walka zeszła z niego i wrócił do formy Yoi-no-kisin. Pełna koncentracja i gotowość do rozpoczęcia kolejnego działania, kolejnej formy w jego ukochanym Kata. Do kurwy nędzy to nie było zwykłe kata w Dojo tylko najzwyklejsza rozpierdziucha. Germański model miał wyraźnie z tym problemy. Pewnego rodzaju przypomnieniem były rany, jakie otrzymał. Teraz przygotował się na kolejne zwarcie.
Mutek broni nie miał. Tylko długaśne i ostre pazury. W sumie to wielce uradował potomka krzyżowców z czarnym krzyżem
Korzystając z osłony przed ewentualnymi kolegami mutasa przymierzył z Sylvii podpierając nadgarstkiem z Sabine w dłoni.
Pierwszy strzał – pudło, wieśniak zaczął szybciej biec. Drugi strzał trafił w biodro powodując widoczne ubytki. Ale trzeci strzał zadział – prosto w serce powodując znaczne spustoszenie w układzie krwionośnym poprzez wyeliminowanie serca. Mutas padł kilka kroków od Niemca, ten jednakże nie zmienił pozycji był pewien swojej ostatniego strzału.



Kolejny wieśniak w piach, ten, który próbował dostać kogoś pod terenówką również padł. Został tylko ten, który się wspinał na dach. Niestety Heinrich nie był pewien czy tamten miał broń a w szczególności snajperkę. To byłoby bardzo złe dla nich..
Ruszył do terenówki marszem ubezpieczonym. Gdy był ciut bliżej wygarnął
- Swój, jesteś ranny? Chyba został jeszcze jeden na dachu
Usłyszał stłamszone
- Lekko, nie mam broni
-Okey, mogę dać mój zapas, ale to nie jest cudo. A ta druga jest dość jednorazowym wynalazkiem. Dopóki chłopaki nie dadzą czegoś lepszego dobre i to.


Następnie poczekał aż Dickson się wyczłapie przy tym ubezpieczając go. Następnie zaproponuje, że muszą zdjąć tego gołębiarza z góry i zdecydowanie ostrzec wszystkich, którzy będą wychodzić z budy
 
__________________
[o Vimesie]
- Pije tylko w depresji - wyjaśnił Marchewa.
- A dlaczego wpada w depresję?
- Czasami dlatego że nie może się napić.
Vireless jest offline  
Stary 28-09-2013, 11:47   #52
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Strzelaniny w Nowym Jorku nie są niczym dziwnym. Obrońcy, mutanty, gangi w tym armia... Ciągle ktoś do kogoś strzelał a w niektórych Enklawa dzień bez paru trupów z dziurami po kulach oznaczał coś niedobrego. Rzadsze, chociaż ciągle powszechne były strzelaniny z wybuchami. Jednak i one się zdarzały, szczególnie jak bawili się chłopcy Collinsa, którzy zawsze pod ręką mieli parę granatów. To co jednak miało miejsce tutaj nawet jak na standardy Zgniłego Jabłka zasługiwało na określenie jatki. Zdemolowany pub w jednej z błękitnych stref. Zabito dwadzieścia siedem osób, raniono trzy. Po tym jak oddział żołnierzy zabezpieczył okolicę został zdziesiątkowany. Oba zajścia po za miejscem łączyła jedna rzecz. Zrobiła je jedna osoba. Bez wsparcia. Niczym kowboj z przedwojennych westernów. Albo bohater kiepskiego filmu akcji. Odpowiednio, kobieta i mężczyzna. Za obojgiem wysłano list gończy a śledztwo prowadził sam Delay.

***

Wesołkowie może nie byli największym gangiem. Ale stanowczo potrafili się lepiej bawić od Czach. I żyli. A Demon nie mógł tego powiedzieć o swoich poprzednich ziomach. Rozwalił ich jakiś psychopatyczny, samozwańczy pojebus z shotem automatycznym i jego wiecznie pociągający nosem funfel. Ale to było kiedyś, zostały po tym już tylko koszmary. A teraz po ostatniej robocie mieli masę gambli i wydali ją w jedyny słuszny sposób. Na dziwki, wódę i piko. Balanga trwała w najlepsze gdy zgasły światła. Ganger wzdrygnął się, za bardzo przypominało mu nawalankę w której wybito Czachy. Nie klął jak inni, nie sięgnął też po swoją armatę. Zamiast tego gdy wybuch oślepił i ogłuszył wszystkich padł płasko na ziemi. I to go uratowało, w przeciwieństwie do reszty gangusów i dziwek. Nie słyszał krótkich serii, nie widział ich ale mógł sobie wyobrazić. Gdy ktoś na niego padł skulił się i próbował udawać trupa jeszcze bardziej. Niestety akurat gdy znowu zaczynał widzieć poczuł szarpnięcie i zaraz potem silne pchnięcie. Ktoś zabrał mu gnata i kosę, poczuł ucisk na wykręconych nadgarstkach. Ktoś go pętał, dobrze, może nie zabije. Może znowu mu się uda. Na pewno.
Tym razem jego oprawcą była kobieta. Brunetka, całkiem zgrabna. Jej sylwetkę powiększał ciemny mundur i kamizelka, taka jaką noszą żołnierze ale demon założyłby się o własnego fiuta, że dziewczyna z wojskiem nie miała nic wspólnego. Cyngiel. Pewnie Donny. Cóż... Gdyby faktycznie się założył to by bardzo szybko był kastratem.
Kobitka właśnie skończyła krepować dwóch innych mężczyzn, w tym ich bossa Jimiego. Z kabury wyciągnęła klamkę, małą z tych jakie noszą trepy. Mimo to Demon bardziej skupiał na niej uwagę niż na jakimkolwiek bajeranckim desertcie. Napastniczka spojrzała na nich.
- Niedawno robiliście dla mężczyzny. Elegancika, blondyna.
- Pierdol się suko! Możesz mi obciągnąć!
Demon wiedział, że Jimi nie powinien tego mówić. To nie był czas by zgrywać twardziela. Kobieta prawie nie celowała. Wydawało się, że po prostu podrzuciła ręką, która trzymała broń a Jimi zawył. Tłumik zagłuszył strzał ale nie zwierzęce wycie. Z krocza gangera lała się krew tworząc wielką kałuże. Prawie równie okropna była twarz laluni. Demon nie raz widział jak ktoś kogoś katuje, żeby pokazać kto tu rządzi. Sam to robił. Taki był ten świat. Laseczka jednak nie cieszyła się maniakalnie gdy odstrzeliła jaja Jimiemu. Nie była też w szoku ani nie miała wyrzutów sumienia. Wyrażała tyle samo emocji co przy naciśnięciu klamki. Spojrzała na Demona i Wielkiego Boba.
- Zostało Was dwóch. Temu, który więcej mi powie nie odstrzelę jajec. Jeżeli któryś z Was skłamie, żeby uratować swojego fiuta to mu go utnę. Powoli.
I Demon zaczął mówić. Wszystko co wiedział. Nic nie pomijając ani nie dodając.

***

Fucha oficera śledczego nie była szczytem marzeń porucznika Jacksona. Inni wojskowi nim gardzili nim jako dzbanem i donosicielem a detektywi jako amatorem zajmującym się ćpunami i przemytnikami. Jackson odpalił papierosa wyćwiczonym ruchem podpatrzonym na jednym z przedwojennych filmów. Pozwolił rozlec się w ciszy szczękowi jego zippo. Dopiero wtedy skomentował widok gruzów, które niedawno były klubem.
- Porachunki gangów.
Nikt z ludzi przydzielonych mu do obstawienia terenu nie skomentował. Jackson zaciągnął się i westchnął. Nie szukał nawet śladów, chyba tylko pieprzony jasnowidz by je znalazł. Jeżeli wierzyć przemądrzałemu saperowi użyto tu czegoś porównywalnego mocą do dwóch kilogramów semtexu.
- Dobry wieczór panom.
- Stać! Ręce na widoku! Dokumenty!
- Panie... Kapralu. Niestety nie mogę spełnić jednocześnie obu pana próśb. Wzajemnie się wykluczają.
- Jadaczka!
- Taki język nie przystoi młodemu podoficerowi wojska Stanów Zjednoczonych. Proszę o wyrażanie się grzeczniej.
Jackson odwrócił się i przyjrzał się mężczyźnie, który dyskutował z trepami z kordonu. W świetle latarek był widoczny bardzo dobrze. I na pewno nie był zwykłym obywatelem. Mężczyzna nosił starannie przystrzyżoną brodę bardziej siwą niż czarną, podobnie jak włosy. Sylwetka zdradzała wysportowanie i niemałą siłę fizyczną ale była niszczona przez zbyt częste posiłki. Jednym słowem wyglądał jak dobry wujek. Tylko, że po 2020 dobrych wujków już nie było. Nie małą poszlaką też była wielka giwera na plecach. Dobrotliwy uśmiech wydawał się porucznikowi lekko chorobliwy, maniakalny. Podszedł do mężczyzny, zmęczonym ruchem ręki każąc trepowi się zamknąć.
- To teren zamknięty obywatelu. Miało tu miejsce przestępstwo.
- Dobry wieczór panie oficerze. Właśnie w tej sprawie chciałbym pomówić. Niestety ten młody człowiek zatrzymał mnie posługując się słownictwem nie przystojącym komuś noszącemu mundur. Tuszę iż zostaną wyciągnięte w stosunku do niego konsekwencje.
Jackson zaciągnął się papierosem i wydmuchał dym.
- O czym chce pan rozmawiać, obywatelu?
- Jak rozumiem nie mogę liczyć na prywatność i rozmowę w cztery oczy. Cóż... Przedmiotem mojego zainteresowania jest zajście w wyniku, którym zniszczono ten piękny okaz architektury nowoczesnej oraz sprawczyni tego zajścia. Chciałbym pomówić z świadkami.
- Sprawczyni? Skąd obywatel wie, że to była kobieta.
- Miałem przyjemność słyszeć o tej damie. Shirley Sanders, członkini 11. Widzę, że porucznikowi niewiele to mówi. Czy mógłbym porozmawiać z świadkami.
- Człowieku. To miejsce zbrodni, do tego ktoś wysadził je w powietrze!
- Jak rozumiem oznacza to brak świadków. Przykro mi.
Jackson nie zauważył kiedy mężczyzna podszedł podczas rozmowy. Jego ruch był cholernie szybki, za szybki jak na kogoś o tej posturze. Wyrwał jednemu z trepów karabin. W NY po raz kolejny rozległy się strzały.

Stacja benzynowa; Wszyscy

Ostatni mutant padł zastrzelony przez Marka. Nie minęło nawet pięć minut gdy przed stacje zajechał rozklekotany pick up. Z paki od razu zeskoczył Lynx ubezpieczany przez Baszara. Po krótkiej rozmowie z Heinrichem i Rączką dowiedział się, że jest czysto, mimo to chłopaki z QRS nie stracili czujności. Szybko i sprawnie sprawdzili teren zbierając truchła w jednym miejscu. Gdy było pewne, że nikt ich nie zaatakuje Drake mógł ocenić stan swojego oddziału. A mimo, że wszyscy żyli nie był on za dobry.
Heinrich był stosunkowo lekko ranny ale chuj wie co na pazurach miały tamte bestie. Rączka krwawił spod prowizorycznego opatrunku na nodze i klął nad rozłożonymi klamkami. Podobnie Mark mocował się z kałachem a Cutler był ranny w nogę. Logan nie wiedział czy chce wiedzieć skąd wziął się postrzał podczas walki z mutasami. No i była jeszcze Karen. Kurierka zaczęła zabijać resztkami desek dziury w oknach. Pieknie. Do tego musieli coś zrobić jeszcze z kobietą.

Młody

Walka stanowczo nie była Twoją domeną ale teraz poszło wszystko sprawnie. Tylko ten europejski debil postrzelił Twoją ulubioną szafę trzydrzwiową, cała siła uderzeniowa poza QRS męczyła się z zaciętą bronią a chłopaki przywieźli sprzęt bo debilach, którzy słowo konserwacja chyba uważali za egzotyczny drink. O tyle o ile Springfield XD, dwururka, rewolwer i karabin 7,62 były w znośnym stanie to M16 przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy a mechanizm spustowy trzymał się tylko na słowo honoru. Ciekawym znaleziskiem był właśnie karabin, słowo samoróbka w pełni go nie oddawało. Słyszałeś o Byku, rusznikarzu z Hegemonii, który z przedwojennych części po różnych gnatach czynił cuda. Faktycznie konstrukcja wyglądała na taką co swoją niezawodnością nie ustępowała przedwojennym karabinom, wynalazki Byka były dość tolerancyjne jeśli chodzi o naboje ale celnością nie grzeszyły. Gdy kończyłeś przeglądać sprzęt podszedł do Ciebie Rączka.
- Słyszałem, że jesteś rusznikarzem. Słuchaj, zerknąłbyś na te gówno, któremu ktoś ukradł kolbę i jedną z moich klamek? Nie wiem co się zjebało. Jak dotrzemy do Hub i dostaniemy wypłatę stawiam dobrą flachę i kobitkę.

Staszek

Cóż... Zbytnio się nie popisałeś. Co prawda rozwaliłeś wielkie coś z pomocą Cutlera ale wcześniej wpakowałeś mu kulkę. Chuj wie co teraz przyjdzie do łba wielkiemu koksowi. Nim jednak się o tym przekonałeś podszedł do Ciebie Marek.
- Słuchaj. Słyszałem, że masz jakiś karabin na zbyciu. Pożyczysz? Mój mi się zaciął.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 08-10-2013, 19:54   #53
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Cutler zdążył nieco ochłonąć zanim w okolice stacji zajechało kolejne auto. Jego kierowcą był dowódca QRS, a z paki kolejno zeszli Nataniel i Bashar. Było widać, że to zawodowcy nawet na chwilę nie zapominający o ubezpieczaniu siebie nawzajem i bacznym lustrowaniu okolicy. James trzymał się z boku, gdy Heinrich i Rączka informowali trójkę najemników o obecnym stanie rzeczy. Mimo iż rana stawała się coraz bardziej dokuczliwa olbrzym jako pierwszy ruszył na polecenie dowódcy aby zebrać ciała w jednym miejscu. Jak zawsze on nie pytał o nic, nie komentował, cierpliwie i bez ociągania wykonując powierzone mu zadanie. Skrupulatnie. Po raz kolejny Ci, którzy myśleli o nim jak o mało rozgarniętym mięśniaku żyjącym od sieczki do sieczki musieli się niezmiernie zawieść.

Rannych poza Cutlerem było dwóch. Heinrich, który raczej prędko z tego wyjdzie i Rączka, który - podobnie jak Maczetoręki - został ranny w nogę. On jednak nie został postrzelony co czyniło jego ranę nieco poważniejszą niż ta Jamesa. Kula - w mniemaniu najemnika - ledwo drasnęła jego nogę, a Rączka ma ten problem, że nie wie czym ufajdane były szpony mutanta, który go zranił. Samo otrzymanie obrażeń w zwarciu od czegoś takiego było według Hegemończyka swego rodzaju nietaktem, ale nie każdy tak dobrze radził sobie ze stresem jak on...


- Dobra, jak ranni? - Drake skierował pytanie do swoich ludzi.

- To tylko draśnięcie. - powiedział Cutler pokazując na przestrzelone pociskiem udo. - Z “zamachowcem” już co nieco ustaliliśmy więc nie ma powodu do obaw. Staszek zapomniał, że w znikomej widoczności może trafić nie w potwora a kogoś kto akurat jest z nim w zwarciu. Tyle. Ja zadam teraz inne pytanie. Gdzie, kurwa mać, był Lynx? Na kiego chuja wyruszał za Tobą i Basharem? - zapytał wielkolud patrząc na Logana. - Wiem, że sami sobie poradziliśmy, ale to było mało profesjonalne, a nie zapominajmy, że to ja tu jestem mało profesjonalnym, wypuszczonym z klatki, agresywnym psycholem z porannymi ciągotami samobójczymi… - mówiąc to ostatnie James z uśmiechem rzucił spojrzenie Markowi.

Lynx czekał aż Logan się do niego odezwie. Słowa Cutlera przyjął z niedowierzaniem. Spokojnie cedząc słowa odpowiedział:

- Luzuj gatki James. Nie odpowiadam przed Tobą tylko przed Drakiem. Poza tym moja miała być ostatnia wachta. Wykorzystałem swój czas wolny, że tak powiem. Zamiast pieprzyć o dawnych czasach czy przeglądać gamble. Mnie chuj do tego co robisz w wolnym czasie, na przykład oklepujesz skurwysynów na lokalnej arenie. Nie zachowałem się wzorowo, ale wybacz, jesteś ostatnią osobą, której pozwolę siebie opierdalać. A teraz wybacz. Pozwól mi porozmawiać z dowódcą. - odwrócił się do Logana, czekając, aż James się oddali.

- Poluzować gatki? Jak chcesz możesz spróbować… - powiedział poirytowany James. - Gdy Drake i Bashar wyruszyli w razie problemów mieliśmy zostać w komplecie. Brak twojej osoby był poważnym osłabieniem tego “kompletu”. Wybacz Nataniel, ale gdyby przez twój błąd coś stało się Młodemu to nie skończyłoby się na spokojnej wymianie zdań…

- Odpuść James… i nie strasz... - spokojnie, bez cienia emocji odpowiedział Lynx. - ...bo się Ciebie nie boję. Nie Ty mnie będziesz rozliczał. Sam wiem co zrobiłem nie tak więc wsadź se w dupę swoje morały.

- Zwisa mi to czy się mnie boisz czy nie, Wood. - rzucił Cutler. - Nie straszę tylko informuję. Nie lubię gdybać, ale mogło to się skończyć o wiele gorzej, stary. Fajnie, że nie muszę Ciebie umoralniać, bo nie to mam na celu. Jestem do tego ostatnią osobą. Po prostu chciałbym uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości. I nie spinaj się twardzielu, bo pomyślę, że chcesz mi przyjebać. - dodał na koniec dla rozluźnienia atmosfery James.

Nataniel nie odpowiedział Cutlerowi. Miał zamiar poczekać aż ten się oddali. Spojrzał z wyczekiwaniem na Logana. Olbrzym jednak nie wyglądał na osobę, która zamierzała odejść. Albo chciał posłuchać tłumaczenia strzelca wyborowego albo również miał sprawę do dowódcy. A może oba naraz? Któż to wie.

- Całe QRS nagle dostało okres czy co? - spytał dość poważnie Drake wyglądający nawet na lekko rozdrażnionego. - Nie musimy sobie łbów urywać. Już i tak wielu zrobiłoby to za nas. Znamy się kurwa od lat. James, masz swoje racje, ale chce też usłyszeć czym kierował się Lynx. - skinął głową w kierunku najlepszego strzelca QRS.

Lynx najpierw obejrzał się w prawo i lewo sprawdzając czy gdzieś blisko jest Mark, Rączka albo Karen, a potem spokojnie odrzekł:

- Może po prostu nie miałem ochoty na rozmowy o życiu i śmierci przy ognisku? Rzygam tęczą jak je słyszę. Mamy chyba określony cel? Zemścić się na pewnych ludziach? Z drugiej strony skąd miałem wiedzieć, że tu za chwilę zrobi się taka chryja? Dałem ciała, ale nie pozwolę, żeby mnie opierdalał gość, przystawiający sobie lufę do łba... - przerwał na chwilę aby po chwili dodać ciszej. - Przepraszam… Po prostu po ostatnich akcjach stałem się trochę bardziej nerwowy niż zwykle… Tyle.

Cutler skinął głową powoli uznając tłumaczenie Lynxa za wystarczające. A może po prostu nie chciał tego ciągnąć? Przecież i tak każdy wiedział, że w razie czego da sobie łapska i nogi za każdego z QRS upierdolić…

- To było głupie... - powiedział Drake, był poważny choć jego wypowiedzi daleko było do karcącego tonu. - ...ale sam wiesz co zrobiłeś. Wszystkim nam ostatnio trochę odpierdala, mnie też. Musimy zachować zimną krew. - zdawało się, że tym razem kieruje swoje słowa nie tylko do Lynxa. - Ostatnią rozpierduchę przeżyliśmy, bo działaliśmy wspólnie. Niech tak zostanie.

- Ta. - rzekł bez emocji James. - Nikt z nas nie zamierza ginąć, ale gdyby mi się zdarzyło to przepraszam zawczasu. - dodał z uśmiechem i odszedł.


Po załatwieniu spraw z nowojorczykiem i kurierką Młody zamierzał zająć się drużynowym gigamutem. Skinął Rączce głową, że nadszedł czas, po czym zwrócił się do Cutlera.

- James, przyjacielu! Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć! Wiesz co zamierzam teraz zrobić, prawda wielkoludzie?

Nowojorczyk paląc papierosa spokojnie wstał i podszedł do rusznikarza opierając ciężar ciała na zdrowej nodze.

- Już Ci mówiłem, że z tego nic nie będzie. Jestem wielki, silny i jak ostatnio nadal hetero. Nic z tego Młody. - rzucił Cutler z uśmiechem. - I uwierz mi, że Rączka w tym stanie mnie nie utrzyma. Moja czarna dziura zostanie już po wsze czasy do srania… Nie patrz tak na mnie! - wielkolud wybuchnął śmiechem.

- Ty brzydalu tylko o jednym. Kobite byś sobie znalazł to głupoty zaraz by Ci ze łba wybiła. Masz dwie opcje, albo grzecznie dasz sobie opatrzyć nogę nie łamiąc mi nic odruchowo jak coś cię zaboli albo zaszczypie przy odkażaniu albo Ci ją amputuję jak już wygnije i wda się gangrena. A obiecuję, że wtedy zrobię to łyżeczką. Plastikową.

- Nie strasz, nie strasz, bo się… - zaśmiał się James zostawiając słowo do uzupełnienia przez słuchaczy. - Pewnie, że dam sobie nogę opatrzyć! A z tym łamaniem czy w ogóle jakimiś odruchami dziwnymi u mnie… Co ty, kurwa, Marka czy Torrino żeś się na mój temat radził?! Kurwa, Młody, zachowujesz się jak byśmy się wcześniej nie znali. Ogarnij się proszę.

- Stary, Ciebie coś zaswędzi w trakcie szycia, uderzysz bo myślisz że to jakiś komar Cię bajcnął, a tu się okaże że moja ręka nagle jest dwa razy szersza, bo z kości zostanie proszek. Masz kurwa przestrzeloną nogę, a ja nie mam sprzętu ani umiejętności jak Fadiej, rozumiesz? Jak się szarpniesz to mogę Ci coś uszkodzić więc nie pierdol. Tyle dobrze, że kula przeszła na czysto, bo nie wiem czy dałbym radę Ci ją wyciągnąć, ale i tak oczyszczenie rany będzie bolało jak diabli.

- Myślisz, że boję się bólu? - zapytał Cutler uśmiechając się jak szarlatan. - Młody, ja ból znam od podszewki. To mój kumpel. Widujemy się przy każdej rzezi jakiej jestem fundatorem. Rób co chcesz i zwisa mi czy będziesz delikatny czy wręcz przeciwnie. Wiem, że opatrywać rany potrafisz nieźle więc niczym się nie martw. Postaram się przeżyć. - dodał na koniec śmiejąc się najemnik.

- Kurwa, tu nie chodzi o to czy boisz się bólu, ciemności czy impotencji. Tu chodzi o naturalne odruchy. Jednak jeśli jesteś ich pewien to zabieram się do roboty. - odpowiedział rusznikarz rozpakowując swój plecak. - Rączka po prostu przytrzyma Cię żebyś się nie szarpnął, gdy będę cię odkażał.

- Spoko. Niech trzyma. - skwitował Cutler. - Nie zamierzam się szarpać, a gdybym chciał przydałby się jeszcze Drake czy Mark do pomocy… U mnie naturalne odruchy zastąpiły te wyszkolone na froncie. Wiesz… skręcanie karków, automatyczne strzały w pysk czy biegacze na tors. Takie tam.

Po bardzo fachowym - jak na oko Cutlera - opatrzeniu rany James skinął z wdzięcznością dzieciakowi głową. Nie bolało go za bardzo, a nawet gdyby to nie pokazał po sobie cienia emocji.

- Dzięki za pomoc, Młody. - powiedział z uznaniem. - W razie czego gadałem ze Staszkiem i zgodził się pokryć z własnej kieszeni braki w bandażach. Tobie również dziękuję, James.

Rączka puścił nogę Cutlera, którą przyciskał do ziemi by ten odruchowo nią nie szarpnął.

- Spoko wielkoludzie. Młody zgodził się zajrzeć do mojego gówna, które udaje broń.

- Jeszcze kilka lat w zawodzie a może nauczysz się rozróżniać porządny oręż jak ja… - powiedział Cutler wyciągając z kieszeni połamany nóż. - Kurwa! Nie ten rekwizyt.

James popatrzył z politowaniem na swojego imiennika, skinął młodemu głową i odszedł wyciągając papierosa z kieszeni.

- Spoko gość. - powiedział do Młodego olbrzym. - Mało rozmowny, nieśmiały, ale zaczynam go lubić.


Gdy Młody skończył opatrywać Jamesa podszedł do niego Mark. Olbrzym zwrócił się w kierunku Polaka zakrywając opatrunek jakby wstydził się, że został ranny.

- Widziałem, że nóż Ci się rozwalił. Mam coś na zbyciu.


Z torby wyciągnął długi, zakrzywiony nóż. Niejeden by określił go mianem maczety, ale Cutler wiedział co to jest kukri. Bardzo rzadko spotykane po wojnie. Szczególnie, że to nie był egzemplarz pamiętający czasy przedwojenne i zniszczony przez kiepskie konserwowanie. Nie była to też samoróbka zrobiona przez jakiegoś amatora. Po znaku wybitym na klindze można było poznać, że twórcą był jeden żółtek mieszkający na wschodzie ZSA. Słynął właśnie z produkcji kukri zgodnie z przedwojennymi zasadami. I liczył za nie słono. Cutler zachęcony gestem Marka wziął broń do ręki. Była świetnie wyważona i naostrzona. Stal nie powinna się złamać nawet w starciu z bestią. Europejczyk po chwili kontynuował.

- Nie masz pewnie gambli. Ja podobnie poza tym kukri. A rozwalił mi się kałach. Widziałem, że macie na zbyciu springfielda. Wypożyczę Ci kukri jak Wy mi karabin. Jeżeli któraś z broni się uszkodzi nie płacimy za naprawę. Jeżeli po otrzymaniu wynagrodzenia będziemy chcieli na stałe dobić targu to jakoś się dogadamy.

- Zajebista broń… - oczy Cutlera zabłysły, gdy sprawdzał wyważenie klingi. - Rzeczywiście nie mam gambli, a za te od Torrino zwróci mi się ledwo za złamany nóż… - dodał z krzywym uśmiechem James. - Nie ja zdobyłem Springfielda, ale pogadam z dowódcą i jak nie będzie miał nic przeciwko zaraz Ciebie znajdę. Myślę, że na pożyczkę powinien się bez problemu zgodzić. W razie problemów mi by się takie kukri przydało. Idę do Drake’a. Widzimy się za chwilkę, ok?

- Jasne. Czekam.

Po chwili chodzenia po obozie James wrócił do Marka. Polak mógł widzieć, że najemnik podchodził kolejno do dowódcy QRS i Młodego. Zapewne odesłany do kolejnej osoby pokiwał jedynie z rezygnacją głową i zdecydował się wrócić. Był bardzo zawiedziony.

- Wybacz, Mark, nie ma mowy. - rzucił patrząc na żołnierza. - Myślałem, że to będzie formalność, ale bardzo się przeliczyłem. Kukri jest zajebiste i nadal jestem nim zainteresowany, ale nie mogę za nie zaoferować karabinu. Nie ja go zdobyłem. Gdyby tak było wymieniłbym się. Może chcesz za nie 10 pocisków i łuskę? Nie mam obecnie broni do walki wręcz chyba, że pożyczysz mi tą siekierkę…

- Siekierki potrzebuję. Pociski… O ile nie są 5,45 to podziękuję. Mogę Ci pożyczyć kukri, ale potrzebuje coś w zastaw jakbyś je uszkodził. Masz dużo pary w łapach.

- Dzięki, Mark. - powiedział Cutler doceniając komplement. - Mam pociski .357 Magnum, 5,56mm oraz jedną półcalówkę. Mógłbym zapodać mój rewolwer, ale niestety jest dla mnie zbyt cenny. Na słowo mi nie uwierzysz, że oddam ją całą albo pokryję stratę w razie potrzeby. Sam bym sobie nie uwierzył. Pozostaje mi modlić się, że nie będzie mi potrzebna broń biała. Nie wiele gorzej strzelam więc w razie co wywalę z pralki… Szkoda, że Torrino płaci mi już mniej niż straciłem. KaBar był wart więcej niż on mi za tę misję płaci. No, ale nic. Ważne aby chłopakom nic się nie stało. Semper Fidelis jakby gorzko rzekł marines z pierwszej.

- No nic. Idę pomóc Karen. - powiedział Polak wzruszając ramionami.

- Jak bym był potrzebny krzycz. - rzucił na koniec Cutler i odszedł w swoją stronę.


- Co to za samowolka, świeżak? - zapytał Cutler chłopaka, gdy tylko wyszedł z kibla, gdzie najstraszniejszy Indianiec jakiego znał przesłuchiwał kobietę.

- Świeżak? Dużo określeń do mnie pasuje panie paskudo, ale akurat nie to. Chyba, że masz na myśli, że wciąż jestem świeży i przystojny w porównaniu do bardziej czerstwej i niezbyt pięknej części naszej ekipy.

- Bardziej chodzi mi o to jak szybko rozkazy przełożonych wylatują z twojego pojemnego łba, Młody. - rzucił James. - Przecież Drake mówił, że ani słowa o nas. My to również ty. I nie pierdol mi tu o rycerstwie i miłej aparycji w stosunku do płci pięknej, bo wiesz, że nie o to tu chodzi. Już mnie łapy napierdalają od łamania katów, którzy próbują z Ciebie wypruć flaki. - zaśmiał się Cutler. - Poważnie nie dyskutuj z Panną. Oczywiście o tym wybryku szefowi nie doniosę, ale naprawdę nie po to wybraliśmy Drake’a dowódcą aby każdy z was olewał jego wytyczne. Najpierw Lynx spierdala z posterunku, potem Bashar przesłuchuje laskę chociaż był inny plan, a teraz ty udajesz głuchego przyjemniaczka? Co jest, kurwa, grane?

- I widzisz James, dlatego to ja robię za fachowca w teamie, a nie ty. Dzięki mnie dziewczyna teraz uważa nas co najwyżej za grupę lokalnych obijmordów, a mnie personalnie za niedoświadczonego młodzika, który lubi paplać za dużo. Cholernie wygodne, nie sądzisz? Poza tym powinieneś wiedzieć, że mnie akurat płeć piękna nie prowokuje do heroicznych zachowań, a rycerskość jest ok tak długo jak długo jest mi wygodna. Facet czy kobieta umierają tak samo wielkoludzie, pamiętaj o tym. Sam zamierzam opowiedzieć reszcie o mojej rozmowie z Jenn, bo w przeciwieństwie co do niektórych ni chuja nie ufam mrożonce. Może i ta kulka, którą zarobiłeś w trakcie mocowania się z mutkiem była przypadkiem, ale nie zamierzam ryzykować.

- Pewnie, że była przypadkiem. Było ciemno, a Staszek nie ma takich umiejętności jak ja czy Drake. Na zimno zauważyłem jedynie, że wyjawiłeś swoją ksywkę, którą znamy my i ludzie mający z nami wcześniej kontrakty. Poza tym wspomniałeś, że jesteś medykiem i jakieś tam pierdoły o gotowaniu… Tak czy siak nie było to mądre. Przynajmniej moim zdaniem Młody. - Cutler od dawna nie wyglądał tak poważnie. - Nie znasz jej i nie wiesz czy nie czyta twoich intencji tak samo jak Ci psychole z Warhead Hight. Znałem kiedyś takiego tylko, że z włosami, ubranego jak na psychola całkiem normalnie i świetnie znającego się na podchodach. Uważaj na to, bo jej nie znasz. Po mnie od razu widać, że umiem przyjebać, ale są tacy ważący po 70 kilo co by mi wjebali. Po nich widać jakby nawet robienie kupy sprawiało im ból…

Młody skrzywił się wyraźnie po czym rzekł:

- Stary, stałeś pod kibelkiem i podsłuchiwałeś o czym rozmawiamy? I to dość długo. No ładnie… Co do ksywki to tak się składa, że nie jestem jedynym kto jako najmłodsza osoba w grupie taką dostaje. Skojarzyć Młodego jako rusznikarza byłoby łatwo, w końcu o QRS słyszało sporo osób. Młody jako medyk już gorzej… W końcu łataniem was zajmowali się fachowcy, ja czasem tylko pomagałem. Rzucając swoją ksywką i łącząc ją z profesją medyka i kucharza powiedziałem prawdę, jednocześnie dezinformując dziewczynę co do tego kim faktycznie jesteśmy. Czysta poezja, jeśli wiesz co mam na myśli.

- Nie podsłuchiwałem tylko czytałem informacje od Fadieja, a że nie mówiliście szeptem słyszałem mimo chęci. - powiedział Cutler. - Kim jest Młody będzie wiedział każdy kto zna QRS kolego więc mogłeś powiedzieć, że jesteś mistrzem baletu nawet. Wystarczy, że poda Twoją ksywkę dalej i będzie wiedzieć z kim mówiła. Wydaje mi się, że nie mówiąc nic posiadałaby mniej informacji o nas niż próbując ją nieudolnie dezinformować, Młody. Od gadki miał być Staszek, którego wskazał nasz dowódca. Wiem, że Drake to nasz przyjaciel, tak samo jak John, ale jest on też naszym dowódcą. Nigdy się tak nie przejmowałem organizacją, bo było nas 10 razy tylu. Teraz musimy bardziej uważać…

Młody wsparł się o pobliski kawałek ściany po czym odpowiedział:

- Stary, co ty pieprzysz? Posłuchaj sam siebie. Tak się akurat złoży, że ktoś będzie znał QRS. Ok, to jest możliwe, faktycznie byliśmy dość rozpoznawalni. Na dodatek okaże się, że słyszał o mnie, który był w zapleczu technicznym a z faktycznymi akcjami miał tyle wspólnego co powiedzmy nasz świętej pamięci medyk. Ok, o Brianie mogliby słyszeć, ale staruszek był ogólnie rozpoznawalny nie tylko w kręgach zajmujących się rusznikarstwem. Załóżmy, że zaszedł taki przypadek i cudem okaże się, że ktoś może kojarzyć rusznikarza o ksywce Młody z QRS. Rusznikarza powtarzam, a nie medyka. A teraz wiesz przy ilu grupach mniej lub bardziej zorganizowanych kręci się ktoś o ksywce Młody, zwykle jako najmłodszy pełniący funkcję drużynowego popychadła zmuszonego do zajmowania się gotowaniem czy prowizorycznym łataniem rannych jeśli nie mają medyka z prawdziwego zdarzenia? I teraz podsumowując, bo robi się naprawdę zajebiście, spotkana przez nas dziewczyna okaże się asem wywiadu i z tonu mojego głosu magicznym sposobem rozpozna, że akurat nie jestem wcale przydupasem teamu tylko specem technikiem z QRS i nie daj Boże dowie się, że to akurat ocaleli z naszej grupy na której to informacji ni chuja nie ma jej po co zależeć? I którą to dla przypomnienia swobodnie rzucaliśmy na prawo i lewo w Enklawie? No kurwa, logika pierwsza klasa.

- Na prawo i lewo? - zapytał Cutler zdziwiony. - Ja niczym nie rzucałem nie licząc mistrzów areny wymienionej mieściny. - dodał z uśmiechem. - Nie masz całkowitej racji, Młody, ale nie zamierzam się z Tobą kłócić. Jak zaczynam zwykle kończy się mordobiciem, a my jesteśmy przyjaciółmi więc sobie darujmy. Może Drake podzieli moje zdanie, a może zleje to ciepłym moczem. Nawet jak wpadną po nas najlepsi rzeźnicy jacy chodzą po globie zrobię wszystko aby zmienić ich w tradycyjny przemiał flaczkowo-mięsno-kostny. Czyli moje nastawienie się nie zmienia.

- No więc tym bardziej nie kumam, gdzie tkwi problem. Fadiej dobrze wiedział kim jesteśmy. W końcu jako kumpel Briana czasem obijał się z naszą wesołą gromadką. O zachowanie u niego sekretu trudno, zwłaszcza jak podpije co robi dość często więc można śmiało założyć, że w Enklawie wiedzą o nas sporo. A tu nagle wielki ból dupy o jakąś laskę spotkaną na drodze.

- Ukrainiec wiedział o nas zanim pojawiliśmy się ostatnio w Enklawie, Młody. Ta laska spotyka nas po raz pierwszy i na start nie wiedziała o nas nic. Dzięki niektórym osobom to się zmieniło i pewnie w niedalekiej przyszłości dowie się na nasz temat jeszcze więcej. Nie boję się o siebie, o sprzęt nie dbam. Bardziej martwię się o resztę, w tym Ciebie i o nasze dobre imię. Musicie słuchać dowódcy, a taka samowolka raczej jest czymś przeciwnym. - Cutler mówił spokojnie. - A jeżeli kogoś boli dupa to już nie mój problem. Może to kara za nie stosowanie się do zaleceń przełożonego? - zapytał i zaśmiał się olbrzym

Młody wyraźnie nie podzielał wesołości kompana. Wyglądał na wkurzonego.

- Ja jednak twierdzę, że to ciebie boli dupa, skoro nagle odpierdalasz takie kazanie i to na dodatek kompletnie bez sensu. Fadiej o nas słyszał, ale pozostali mieszkańcy Enklawy niekoniecznie jednak nikt nie robił z tego problemu ani nie prosił lekarza by zachował informacje dla siebie. Jeśli ktoś chce iść naszym tropem to fakt, że wiedzą o nas w Enklawie, wiedzą gdzie i kiedy wyszliśmy z bunkra i do jakiej grupy najemników należeliśmy jest dużo groźniejsze niż fakt, że przypadkowa laska spotkana na drodze wie, że gdzieś w pobliżu jest uzbrojona grupa w której jest ktoś o cholernie popularnej ksywce Młody. Nie mówiąc już o kimś kto ze wszystkich sił w Enklawie starał się zwrócić na siebie uwagę. Poza tym pieprzysz w kółko o rozkazach, a ja dla przypomnienia powiem, że Drake nie zakazał rozmawiania z dziewczyną.

- Nie zakazał, ale wydaje mi się, że zająć miał się tym Staszek. Po drugie Drake coś wspomniał, że mamy jej nie ujawniać kim jesteśmy, a ty raczej nie bardzo się do tego stosujesz. W Enklawie było inaczej i nie byliśmy na misji. Mieliśmy wolne i jak na wolnym mieliśmy prawo się zachowywać. Teraz wymagają od nas profesjonalizmu nawet jeżeli za kilka dni roboty płacą nam 10 pocisków co nie jest warte utraconego na misji sprzętu. - przy tym ostatnim Cutler się uśmiechnął. - Widzę, że nie idzie nam za bardzo siłowanie się na słowa więc może na ręce? Byłoby szybciej… - zaśmiał się olbrzym. - Nie spinaj się Młody. Ostatnio coś nie dobrze działam na ludzi.

- Komu nie idzie, temu nie idzie, a na ręce przynajmniej miałbyś szanse, co? Po raz kolejny wyjaśniać Ci, że ujawnione przeze mnie informacje nie mają znaczenia zwyczajnie nie mam ochoty, bo widzę że jakoś tego nie możesz załapać. Drake chciał wykorzystać Staszka, bo myślał, że dziewczyna będzie niechętna do rozmowy z kimkolwiek z QRS, co jak pokazałem nie do końca było prawdą. A teraz wybacz, ale nie mam ochoty kontynuować tej rozmowy. Mam parę spraw do załatwienia. - odpowiedział Młody odchodząc w stronę obozowiska.

- Na ręce bym wygrał tak samo jak na słowa, Młody. - rzucił z uśmiechem Cutler. - Pogódź się z tym. - rzekł mężczyzna rozbawiony nie wiadomo czym.


Nie minął kwadrans jak James - za namową Bashara - przyjrzał się bliżej broni białej po świętej pamięci porywaczach po godzinach zajmujących się gwałtami na porywanych kobietach. Mały arsenał grupy składał się z siekiery, łańcucha i dwóch niewielkich kling. Siekiera była wielka i solidna. James na miejscu zajął się jej ostrzeniem za pomocą osełki. Gdy siekiera była gotowa James wziął w łapy łańcuch. Olbrzymi krowiak nie wyglądał na najmocniejszy. Po machnięciu w powietrzu rozleciał się na kawałki, a Cutler zaklął cicho. Lepiej teraz niż podczas walki...


Pierwszy z malców to scyzoryk składany z blokadą ściąganą kciukiem. Dość wygodny, ale - jak na gust i łapska Jamesa - za mały. Po naostrzeniu trafił do kieszeni najemnika. Ostatnią z broni był sztylet. Nie za mały, nie za duży, zwyczajny. Prosta, cienka, ostro zakończona głownia, niewielki jelec. Nijako wyglądający oręż trafił za pas olbrzyma…
 
Lechu jest offline  
Stary 08-10-2013, 19:57   #54
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Miał jechać buggy. Pięknie. Dobrze, że wcześniej zdecydował się zostawić garnitur w torbie. Zabawnie zapewne wyglądał by w nienagannie skrojonym garniturze w buggy… W gogelkach, laczkach wśród pustynnych piasków. Komedia.
Tyle, ze Staszkowi wcale do śmiechu nie było. Auto, było w opłakanym stanie. Auto. Staszek prychnął pod nosem śmiejąc się przez przysłowiowe łzy. Wózek z silnikiem. I to niewielkim. Był to w zasadzie gokart na podwyższonym zawieszeniu. Dwumiejscowy, niebezpieczny. Szybki… owszem. Zwrotny jak jasna cholera… ale nie opancerzony, ale nie dający nawet osłony przed kamieniami wyskakującymi spod opon pojazdu jadącego przed Tobą. Koszmar.
Możliwe, że ubodło by go to mniej, gdyby miał jechać z Karren. Czas spędzony z kobietą… tym bardziej na szpicy, w odosobnieniu mógłby być nawet miły. Może nawet chwile spędzone w tak ponętnym towarzystwie w jakiś sposób zadośćuczyniłyby niewygodom podróży. Nic z tego. Miast ponętnej niewiasty, na fotelu pasażera zasiadł Baszar.
Staszek nie wiedział co mu mniej odpowiadało. Auto, czy towarzystwo. Zachowując się jednak w pełni profesjonalnie nie dał po sobie poznać co uważa na temat swojego rozmówcy. A dowiedział się o nim sporo. Czerwono-skóry był zdecydowaniem człowieka, który cenił siłę swoich mięśni na dalszym miejscu stawiając potęgę umysłu. Nie znał literatury, klasyki czy choćby podstaw łaciny. Argumentów przytaczanych przez Staszka zdawał się nie rozumieć, a dwuznaczności nie wychwytywał. Mięśniak i tępak, który nade wszystko cenił sobie swoją broń, wódkę i „qrwę” rzucaną w charakterze przecinka. Do tego z diablo dziwnym akcentem. W ogóle, towarzystwo mówiło jakimś dziwnym narzeczem, które niby czerpało z języka angielskiego, natomiast było gęsto „ubogacane” przez latynoskie wtrącenia i łacinę… tyle, że tę podwórkową.
Jednak rozmowa coś Staszkowi dała. W zasadzie zawsze tak było. Każda konwersacja nawet z kimś takim jak Baszar mogła coś człowiekowi dać. Piotrowski mianowicie wychwycił kilka niuansów dotyczących działania QRS. Widać było jednoznacznie kto w tej jednostce robi za mózg, kto za mięsnie, a kto za dupę do zabaw z pederastami (Staszek mimowolnie zerknął w kierunku „Hainiego”). Zaszufladkowanie poszczególnych członków zespołu było niezbędne, aby w odpowiednim momencie wykorzystać ich do własnych celów. Bo bezsprzecznym było, że w końcu nadejdzie taki dzień, że będzie musiał przejąć komendę nad „oddziałem” zabijaków. W końcu wymagało to odrobiny pomyślunku… czegoś na co „oni” nie bardzo mogli sobie pozwolić.
Droga, w której robili za awangardę przebiegła spokojnie. Przed wyjazdem Karen podała im kila punktów orientacyjnych, którymi mieli się kierować. Bułka z masłem. Zadanie było na tyle proste, że nawet siedzący na prawym fotelu Indianiec nie miał problemu z jego spamiętaniem.
Droga również dała „Świętemu” czas na odświeżenie swych umiejętności prowadzenia auta. Po kilku początkowych „kangurkach” i jednym zalaniu silnika, każdy następny kilometr upływał spokojniej i był okraszany coraz to bezczelniejszymi manewrami.
https://www.youtube.com/watch?v=GKbTC8Z_EGc
Gdy dojechali do miejsca, w którym mieli nocować, Piotrowski pokusił się o niewielki żart względem swego współtowarzysza podróży. Miast zatrzymać auto w miejscu zaciągnął hamulec ręczny powodując uślizg tylnej osi. Gdy go odpuścił, bez opamiętania wcisnął pedał gazu. Koła, które i tak nie miały już przyczepności zaczęły z olbrzymią prędkością „mielić” piasek wprowadzając pojazd w ruch wirowy. Po wykonaniu pełnego obrotu, z gracją baletnicy Staszek zaparkował auto w miejscu i uśmiechnął się bezczelnie do Indianina.
Staszek też miał pewne umiejętności. Może nie tak bezpośrednie jak pięść, może nie tak destruktywne jak Deser Eagel. Za to dużo subtelniejsze i dające szanse na zgwałcenie analne przeciwnika, tak aby nawet o tym nie wiedział… tyle że pieczenie zawsze pozostawało! Metaforycznie oczywiście.
Postój okazał się być szansą na dalszą obserwację otoczenia. Staszek mógł po raz kolejny okazję przyglądać się oddziałowi ludzi skrajnie zestresowanych, ich podenerwowanie było tak duże, że na równi z wieczorną modlitwą traktowali rytuały czyszczenia broni, czy ostrzenia noży. Jak zwykle rozmowa zaczęła się od naczynia z wysokoprocentowym alkoholem, który krążył w koło. Piotrowski jednak nie próbował specyfiku. Zdawał sobie sprawę z krążącej opinii świadczącej o tym, iż „kto nie pije ten kabluje…”, miał to jednak głęboko w dupie. Nie był typem człowieka ukazującego swoje odczucia na zewnątrz. Brał od życia pełnymi garściami to co chciał i co dostawał. To czego życie nie chciało mu oddać po dobroci, zabierał siłą… i wystawiał pokwitowanie.
Jednym z zabawniejszych epizodów na postoju była rozmowa Cuttlera z Rączką. Staszek miał okazję zamienia kilku zdań z Jamesem jeszcze przed wyjazdem. Ocenił go jednoznacznie: Nadpobudliwy, nie kontrolujący się skurczybyk z kompleksem dobrego samarytanina i zapędami filozofa. Tyleż komiczne, co zadziwiające połączenie. Z Rączką było trochę inaczej.
Staszek przysłuchiwał sie siedząc z boku. Parę razy omal sie nie zakrztusił jedzeniem. Sytuacja nie była zabawna, była wręcz komiczna. Wielki i silny Cuttler okazał sie być typem filozofa. Dręczyły go prawdziwie werterowskie problemy.
- Nie ma to jak wygadany kompan. Nie? Zagaił do "Raczki". Skądinąd ksywka była nader ciekawa. Ciekawym było na ile wpłynęły na nią onanistyczne zapędy właściciela?
Nowojorczyk skończył składać klamkę, podniósł wzrok na Polaka jednocześnie ładując naboje do maga. Robił to jakby odruchowo.
- Ta…
Po tym krótkim komentarzu wyszczerzył zęby.
- Nie było jeszcze okazji się poznać. James. Ale wszyscy wołają na mnie Rączka.
Przerwał ładowanie i podał Staszkowi rękę.
- Staszek. Święty odwzajemnił uścisk. - Ładnie tu... kolorowo. Piotrowski powiódł spojrzeniem po zbiorowisku ludzi i maszyn.
[i]- Jak zwykle wśród najemników. Grunt, że każdy zna się na swojej robocie. A przynajmniej większość.
- Tiaa... Piotrowski zaplótł ręce przyglądając się całemu zamieszaniu z postojem i obozem. Parafraza zachowania rozmówcy była zamierzona, obliczona na konkretny efekt reakcja. Pytanie czy "rozmówca" da sie złapać.
Nowojorczyk w milczeniu kontynuował ładowanie magazynka milcząc. Gdy włożył ostatni nabój załadował broń i schował ją do kabury udowej i wyjął drugi pistolet. Rozładował go i zaczął rozkładać.
No tak. Minusem zagrania Staszka było, to ze w przypadku, gdyby jego plan nie wypalił czekały go chwile uroczego milczenia. Święty usiadł kolo Rąsi i wyjął klamkę z kabury.
Aiming For You by The-Raven-Hunter on deviantART
W momencie gdy Staszek usiadł obok i wyjął broń zobaczył drugą w rękach Nowojorczyka wycelowaną prosto w swoją twarz. Ruch był błyskawiczny. Strzał jednak nie padł.
- No to mnie przestraszyłeś. Staszek dbał o to aby nie wykonać gwałtownego ruchu, sam jednak zachował spokój. - Czyścisz bron. Przeszkadza Ci ze chce sprawdzić swoja??
Broń zniknęła w kaburze. Już wolniej.
- Wybacz. Gdy zabijasz i starasz się nie dać zabić od osiemnastego roku życia łapiesz alergię na wyciąganie broni w Twojej obecności. I reagujesz alergicznie.
Wyjaśnienie było tyleż krótkie, co wystarczające. Polak ograniczył sie do zdawkowego kiwnięcia głową i powrócił do zabiegów pielęgnacyjnych nad pistoletem. Za dużo ich nie było. Po pierwsze bron była świeżo ze sklepu, po drugie Piotrowski za wielu nie znal. To co jednak potrafił, wykonał sprawnie bez mrugnięcia okiem, czy drgnięcia reki. Jedynie wprawny obserwator dostrzegłby szybciej pulsująca tętnice szyjna.
Gdy serwis sie zakończył. Staszek uśmiechnął sie chytrze, schował klamkę i powoli wstał.
- Milo sie gadało. Musimy to powtórzyć... Po czym niespiesznym krokiem oddalił sie w kierunku auta. Zamierzał zając możliwie wygodna pozycje w fotelu i sie zdrzemnąć.
Zaszufladkował też Rączkę. Psychopata! Z zoraną psychiką. Niebezpieczny. Pilnować się za każdym razem, gdy wyciąga się broń w jego obecności. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak szybko przyjdzie mu zweryfikować tę wiedzę…
Zamierzał spokojnie odpocząć, zregenerować siły. Następnego dnia mieli jechać dalej. Mieli zaliczyć kolejne punkty orientacyjne, eskortując konwój. Taką robotę mógł nawet polubić. Owszem nie było to tak emocjonujące jak konfiskata mienia, jednak można się było do tego przyzwyczaić.
Nie dane mu było jednak pospać. Gdy się obudził, części oddziału nie było, reszta przenosiła się na spoczynek do budynku stacji. Na zewnątrz zrobiło się cholernie zimno. Piotrowski zatrząsł się skostniały po drzemce w fotelu kubełkowym, pokonując trzeszczące stawy przeniósł się ze wszystkimi… i jak się miało po chwili okazać to zapewne uratowało mu życie.
Gdy byli już w środku, gdy sennie znalazł sobie miejsce, gdzieś za linią kas, czy czegokolwiek co było kiedyś ladą, gdy właśnie układał się do snu i zamierzał ponownie oddać się w objęcia Morfeusza na zewnątrz się zakotłowało. Wewnątrz również.
Wydarzenia nabrały tępa, a on nie mógł zrobić niczego innego jak tylko dać się im porwać. Nie mógł pozostać bierny. Nie on. Nie potomek ułanów, wielokrotnych powstańców. Przecież nie ON! Miast siedzieć cicho jak Karen, miast zostawiać brudną robotę tym którzy mieli uwalane ręce już od lat, rzucił się do walki. Strzelał, uskakiwał, podejmował decyzję… i niewiele myśląc musiał podnieść konsekwencję tych niewłaściwych.
***
Cale zamieszanie i strzelaninę można było podsumować w sposób następujący: piekliszcz ubitych: 1, współpracowników postrzelonych: 1. Ogólnie zatem wynik starcia należy zaliczyć na 0. Problem jednak polegał na tym, ze trzeba było jakoś rozwiązać sprawę plusów ujemnych całej tej sytuacji. Nie czekając na przejecie inicjatywy przez Jamesa, Staszek podszedł do wielkoluda i zachowując pozornie bezpieczny dystans zaczął:
- Przepraszam... Było ciemno... Piotrowski zrobił głupia minę po czym czekał na reakcje.
James spojrzał na Polaka spokojnie. Jego wzrok nie był zimny i bez wyrazu, a po prostu spokojny.
- Przeprosiny przyjęte. - powiedział Cutler klepiąc Europejczyka w plecy. - Płacisz za rekonwalescencję i kupujesz mi nową kosę. Przez Ciebie tak się spiąłem, że połamałem temu mutkowi KaBara na łbie! - dodał James z lekkim żalem po utracie cennej broni. - Zobacz… - rzekł wyciągając rękojeść noża, z której wystawał centymetrowy kawałek super ostrej klingi z bardzo wytrzymałej stali D2. - Już nawet klasyki nie wytrzymują moich ciosów…
- Głowno prawda.
Odparł Staszek odrobinę bardziej rozluźniony. Nie był do końca pewien Jemesa. W sumie kto by był? Po otrzymaniu postrzału od "swojego", ludzie mieli tendencje do skrajnie dziwnych zachowań.
- Kosa ci pękła, bo za bardzo nadgarstkiem pracujesz. Ale to nie istotne. Gdy znajdziemy sie w jakimś mieście cos sie załatwi. Skończmy najpierw z tym pierdolnikiem. Stwierdził Staszek określając tak zadanie jakie mieli do wykonania.
- Ja pierdolę! - wykrzyknął James po chwili zanosząc się śmiechem. - Ty chcesz mi dawać wskazówki jak mam się posługiwać bronią? Ty? - Cutler śmiał się aż łzy mu naszły do oczu.
Staszek natomiast stał przez kilka chwil patrząc na towarzysza. Z szufladki nadpobudliwy psychopata z syndromem „Młodego Wertera”, przeniósł go niejako automatycznie do szufladki „Idiota!”.
- Wybacz, Staszek, ale jeżeli nożami posługujesz się równie dobrze jak klamką to nie wytykaj mi błędów. Jako, że moim leczeniem zajmie się pewnie Młody to u niego pytaj się co wykorzystał. A nóż to dodatek na dobrze zapowiadającą się dalszą współpracę. - uśmiechnął się Cutler znowu klepiąc Polaka po plecach.
Pod wpływem przyjacielskiego klepnięcia, prawnika przygięło do ziemi. Nie dość, że Idiota, to jeszcze sadysta!
- Uwaga dotycząca nadgarstka ni jak się miała do techniki walki nożem. Zrewanżował się szpilą, za “przyjacielskiego” kuksańca, a potem celem wyjaśnienia wszelakich wątpliwości poruszał przed oczami Jamesa prawym nadgarstkiem imitując intymną czynność, która zawsze mężczyznę przyprawia o ból mięśni karku. Zrozumiał? Zapytał Staszek samego siebie gdy obserwował minę rozmówcy. „Żaróweczka” paląca się nad jego głową świadczyła że w końcu. No! Wreszcie!
- Skończyłem z tym wiele lat temu. - powiedział James. - Zwykle znajdowałem nieco gambli na laski, ale ostatnio u mnie bieda jak widzisz. Miejmy nadzieję, że niedługo to się poprawi… Żeby chociaż ten Torrino dawał mi ciut więcej niż był wart nóż, który się złamał. Sklepikarz jebany…
Piotrowski odszedł od rozmówcy kręcąc głową z niedowierzaniem. Mało tego, że postrzelił kompana, to jeszcze ten w obecnej chwili nie widział niczego ważniejszego od uszkodzonego noża…

***

Parę chwil potem Staszek został zaczepiony przez Marka. Ten prosił o pożyczenie kałasznikowa. Piotrowski nie zastanawiał się nawet chwili. Lepiej, żeby broń znalazła się we wprawnych rękach, niż leżała odłogiem u niego.
- Jest w torbie. Weź i zrób z niego dobry pożytek. Nie bardzo potrafię ocenić jego stan. Co to do cholery było??
Marek podszedł do torby i wyciągnął karabin oraz naboje. Uśmiechnął się na widok broni.
- Dziękuje. Bestie. Kiedyś pewnie ludzie, podkręceni przez Molocha lub coś innego równie posranego. Funkcjonują tylko w oparciu o podstawowe instynkty.
- Jezu... Resident Eivle pieprzone. Często można je spotkać?
- Różnie. Przy osadach rzadziej. Najwięcej na południu i północy chociaż i w środkowych stanach nie jest bezpiecznie. Grunt, że kulka w łeb działa.
• Widziałem. Czego możemy sie tu jeszcze spodziewać?
- Wszystkiego. Maszyn prawie jak z Terminatora, dwunożnych mutantów rodem z fallouta potrafiących używać broni… Po niektórych nawet nie widać, że są pokręceni a potem okazuje się, że mają zapasowe serca czy hormony wydzielające morfinę albo więcej adrenaliny.
- Pięknie. A przeciw nim my z naszym wiernym kałachem... przejebane.
- Mamy jeszcze Szarika. Znajdziemy Rudego i nakopiemy wszystkim.
- Ja tam zawsze wołałem "Stawkę...". Szarik był przerysowany.
- Nie moje klimaty. Zresztą widziałem tylko odcinek czy dwa wieki temu.
- Daruj pytanie. A kiedy oglądałeś wspomniany odcinek? Po wojnie, działa tu może jakieś polonijne kino?

Marek się zaśmiał.
- Może w Chicago ale osobiście nie znalazłem. Duża polonia, a właściwie coś co wyrosło z polonii jest tam, w NY i Detroit. Kwestia, że większość z naszych “rodaków” potrafi powiedzieć tylko “kurwa” i “wódka”.
- Przykre. Choć z drugiej strony dla znacznej części to i tak były dwa najważniejsze słowa. Nie odpowiedziałeś na pytanie…
- Przed wojną. Za szczyla. W Chicago może znajdziesz polskie kino czy książki.

Ta odpowiedź zszokowała Staszka. Określała w sposób jednoznaczny, że jego rodak również był przebudzony z hibernacji. Tak samo jak on był „hibernatusem”, tyle że wybudzonym wcześniej. Teraz jego motywy stały się odrobinę jaśniejsze. Staszek mógł podejrzewać, ze otrzymał pomoc od Polaka, nie tylko z racji na swoją narodowość… A to była cenna informacja. Nakazywała również traktować Marka, jako istotę sprytniejszą, groźniejszą niźli resztę. Miał on bowiem nie tylko umiejętności dzisiejszych wariatów, ale i wiedzę jego pokolenia.

Rozważania Staszka zostały przerwane. W obozie pojawił się wypadowy patrol wzbogacony o więźnia. Kobietę, która wpadła dzielnym wojakom w czasie niewinnego wypadu. Decyzją głównodowodzącego, z którym Święty nie miał jeszcze okazji bliżej się poznać, miał on przepytać kobietę. Po zaledwie kilku zdaniach słownych utarczek i drobnych złośliwości przystał na propozycję. W końcu od tego tu był. Im szybciej wszyscy wokoło to zrozumieją tym lepiej. Tym szybciej nie będzie obciążany obowiązkami, do których zwyczajnie nie był stworzony.
Na miejsce przesłuchania ktoś wybrał stary kibel. Dosłownie. W pomieszczeniu śmierdziało uryną i z dawna oddanym kałem. Ni mniej, ni więcej warunki nie nadawały się do pracy. Piotrowski wszedł jedynie przez próg i w lot doszedł do takiego wniosku. Zauważył też, że mina Karren wskazywała na obrzydzenie, a związana kobieta była przede wszystkim przestraszona… i jakby niepewna.
- Jezu! Mowy nie ma. Tu nie będziemy rozmawiać! Chodźcie na powietrze. Złapał skrepowana kobietę i szykował sie do wyjścia. - Pani przodem. Dodał Szarmancko do Karen.
Obie kobiety wyraźnie zbite z tropu posłusznie wyszły na zewnątrz. Gdy znaleźli się na starym parkingu między samochodami Karen wyciągnęła i zapaliła papierosa. Głód nikotynowy Staszka dał o sobie znać, nie palił od ładnych paru godzin a niedawna akcja sprawiła, że uzależnienie dawało mocno o sobie znać. Kurierka jednak chyba to wyczuła bo poczęstowała i go. Kobieta spokojnie szła i dawała się prowadzić.
- Dzięki. Stwierdził szczerze. Może tutaj? Zaproponował pierwsze lepsze miejsce na tyle oddalone od QRS żeby dawało minimum prywatności i na tyle blisko aby w razie czego byli pod ręką.
- Na imię mam Staszek Zaczął przybierając ton sprzedawcy zachwalającego towar. - Zapalisz?
- Dziękuje. Nie pale. Jestem Jennifer.
- Musimy dowiedzieć sie od ciebie kilku spraw. Mam nadzieje ze to rozumiesz. Pomożesz nam?
Staszek ujął w prawa dłoń opaskę jaka została przed kilkoma chwilami założona dziewczynie na oczy i delikatnym ruchem ja zdjął.
- Tak powinno nam sie lepiej rozmawiać. Zaciągnął się mocno papierosem.
Kobieta miała duże, intensywnie niebieskie oczy. Zamrugała parę razy i chwilę wpatrywała się w Staszka i Karen.
- Dzięki. Rozumiem. Nie znacie mnie i chcecie dowiedzieć się czy nie stanowię dla Was zagrożenia. Czy nie ściągnę pościgu na Wasze głowy. Pytaj, będę odpowiadać.
Piotrowski wypuścił dym wydychając jednocześnie całą zawartość płuc. Westchnął jakby zrezygnowany.
- To zacznijmy od początku. Skąd się tu wzięłaś? Skąd i dokąd jechałaś? Krótko mówiąc chciałbym poznać Twoją historię… i historię Twego swetra. Staszek posłał krótkie spojrzenie w kierunku Karren. Nie zrozumiała aluzji… pewnie ona nie spała tyle lat co on i Marek. - Koleżanka, zapewne też będzie miała kilka pytań.
Jenn skinęła głową ale chwilę milczała. W końcu zaczęła mówić wpatrując się gdzieś w bok. W ciemność.
- Żyłam z mężem na farmie. Trochę upraw, parę zwierząt… To było z dwa dni drogi od Clark. Steve zadłużył się u jednego typka w Nowym Jorku. Czasem jeździł do Stalowego Orła. Nie wiedziałam, że przy okazji grał w karty. Przegrywał. Parę dni temu… Z tydzień, nie wiem, czas mi się zlewa, przyjechał do nas mężczyzna. Wysoki, wielki. Mówił, że jest od Cygana, po gamble. Steve nic nie miał, obiecywał, że spłaci… Wiesz Stasz… wybacz masz specyficzne imię. Wracając do tematu ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, jakieś choróbsko wybiło wszystkie psy a upraw mieliśmy tylko tyle by dla nas i na drobny handel wystarczyło. Podsłuchiwałam dalej, ten koleś chciał mnie jako… zapłatę. Doszło do walki, słyszałam szamotaninę. Potem przyszedł na górę. Próbowałam się bronić ale… był za silny. Straciłam przytomność…
Kobieta zamilkła na chwilę.
- Obudziłam się w pokoju. Związana, zamknięte drzwi, okiennice, knebel… Ten bydlak powiedział, że zabił Steve’a i nasze psy, dom spalił…
Zaczęła mówić wolniej.
- Był ranny w nogę. Mocno utykał. Rana cuchnęła. Powiedział, że spłacę dług mojego męża u Stalowego Orła. Własnym… ciałem. Minęło trochę czasu. Nie wiem ile. Chyba doba. Chyba… Oddał mnie trzem kolesiom, mieli mnie przewieźć do Hub gdzie odebrać mnie mieli ludzie Cygana. Zapłacił im i obiecał jeszcze więcej gdy mnie dowiozą nietkniętą. Tylko, że na drugim postoju te bydlaki… Próbowali mnie zgwałcić. Wtedy Wasi koledzy się wtrącili. Padły strzały… Krew. Dużo krwi. I… dalej już znasz.
Karen zabrała głos.
- Jak się nazywało miasto w którym się zatrzymaliście?
Jenn spojrzała na nią z nagłą złością.
- Nie wiem! Byłam związana i usypiana! Nie wiem nawet gdzie teraz jesteśmy!
Uspokoiła się, przeniosła wzrok na Staszka.
- Mogła to być Enklawa, Clark lub Wayne.
Święty nie znał się na topografii. Kobieta nie wydawała się kłamać ale była dość spokojna jak na podwójne porwanie i próbę gwałtu. Widać było, że się boi, martwi ale wszystko było takie… opanowane. Nie wiedział jak teraz ale za jego czasów, ktoś kto określał swój zawód jako “żona” nie był tak twardy. Nie wiedział czy jakby nacisnął na nią i na co poniektórych z QRS kto pierwszy by się złamał.
Staszek słuchał. Dobre przesłuchanie nie polegało tylko na odpowiednim zadawaniu pytań, ale także na wychwytywaniu nieścisłości i nade wszystko słuchaniu. Słuchał więc historii kobiety zastanawiając się, czy w tym popieprzonym świecie wszyscy są tak opanowani i wszyscy podeszli by do próby wielokrotnego gwałtu tak spokojnie. Obiecał sobie, ze kiedyś zapyta o to Blondaska.
- Jakie zwierzęta trzymaliście na farmie? Zapytał niespodziewanie. A po kilku sekundach zdecydowanym ruchem złapał dziewczynę za szyje i delikatnie nacisnął tętnicę szyjną. Sprawdzał tętno.
Kobieta szarpnęła się, wyraźnie wystraszyła. Gdy dłoń Polaka nie zacisnęła się na jej szyi zaczęła mówić. Tętnica szyjna kurczyła się, może nie w szaleńczym ale zdecydowanie przyspieszonym tempie.
- Krowę, dwa konie i źrebaka. Psy. Głównie psy. Do tego rzepak i kukurydze.
- Karen, można dziś wyżyć z hodowli rzepaku?
Zapytał.
- Ile hektarów mieliście? Staszek nie dawał w żaden sposób poznać po sobie, że coś podejrzewa.
Kurierka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Ale jeżeli sprzedawali psy i do tego coś uprawiali to pewnie można.
- Kilka hektarów.
- Psy w celach spożywczych? Na dogburgery?
Piotrowski uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie scenę z filmu, w której Stallone wcinał burgera ze szczura.
- Jenn! Powiedz mi proszę, jak to możliwe, że przykładna żona i osoba prowadząca farmę, jest w stanie zachować zimną krew pomimo iż na przestrzeni ostatnich godzin zamordowano Ci męża, porwano Cię, o mało nie zgwałcono... wielokrotnie… wymordowano na Twoich oczach niedoszłych oprawców, porwano ponownie, a teraz przesłuchuje? Jak to możliwe, że prócz przyspieszonego tętna, powieka Ci nawet nie drgnie?
- Nie całe życie spędziłam na farmie. Urodziłam się w Nowym Jorku.
- Karen. Czy taka odpowiedź, Twoim zdaniem jest wystarczającym wyjaśnieniem?
- Jeżeli to była jedna z czerwonych Enklaw… Tam się uczysz zabijać szybciej niż w Hegemonii. I zachowywać twarz. Równie dobrze też mogła młodość spędzić w domku z ogrzewaniem i ciepłą wodą.
- To jak było Jenn? Enklawa czy domek z ciepłą wodą?
- Wychowałam się na obrzeżach, tuż przy Ziemi Niczyjej.

Karen skinęła głową.
- Tam masz większe szanse, że mutek wpadnie do Ciebie z odwiedzinami niż sąsiad poprosić o cukier.
- Myślę, że kłamiesz.
Stwierdził spokojnie Staszek patrząc dziewczynie głęboko w oczy.
Wystraszyła się. Bardzo. Bardziej niż poprzednio, starała się jednak zachować kamienną twarz. A była w tym dobra. Po chwili zapytała:
- Dlaczego? Nie kłamię.
- Jak zginął Twój mąż?
Staszek zignorował odpowiedź.
- Nie wiem. Ja… Byłam schowana na górze.
W oczach dziewczyny zaczęły pojawiać się łzy.
- Jakim sposobem dziewczyna, której oko nie drży gdy ja porywają i próbują zgwałcić, gdy ją przesłuchują… jakim sposobem wychowana w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc dziewczyna ucieka i chowa się na górze?
- O chuj ci chodzi? Do mojego domu wbija wielki skurwiel, katuje mojego męża i mnie porywa. Staram się trzymać a ty węszysz spisek. Chcesz wiedzieć czemu się schowałam? Steve kazał mi się ukryć! Myślałam, że da sobie radę!
- A gdy okazało się, że nie Ty dalej grzecznie i cicho siedziałaś schowana, mając nadzieję, że Cię nie zauważą? Mimo, że mogłaś go ocalić? Mimo, że potrafiłaś?
Staszek spokojnym, metodycznym głosem prowadził rozmowę, nie zwracając uwagi w najmniejszym stopniu na reakcję przesłuchiwanej. - Dlaczego pozwoliłaś, żeby go zabili?
- Odpierdol się!

Kobitka mimo swojej drobnej postury miała sporo sił w płucach. Szarpnęła się w stronę Staszka, pewnie gdyby nie związane ręce ten by dostał w ryj. Po twarzy płynęły jej łzy ale nie wyglądała na taką, która się kuli w kącie a bardziej masakruje w złości pół mieszkania.
Gdy maska opanowania już spadła, Staszek w końcu mógł przystąpić do uderzenia.
- Jeśli nie zaczniesz mówić prawdy... - Głos zniżony do szeptu, był bardziej wymowny niż wrzaski, zawsze tak było. ... uznam, że jesteś tu z jakiegoś innego powodu. Powiem chłopakom, że na pewno jesteś szpiegiem. Oddam Cię im do zabawy. A gdy ta się skończy sprzedamy Cię do burde….
Widział jak dziewczyna się cofa, kuli, stara się wcisnąć między graty na pickupie. Wtedy poczuł okropny ból w boku. Zdziwiony zobaczył, ze krwawi. Mocno. Bardzo mocno. Czuł metaliczny smak w ustach. Padł ciężko ale zachował przytomność. Nie mógł się ruszyć. Zobaczył nad sobą twarz Jenn.
- Nie krzycz. To może nie pozwolę Ciebie zabić.
Staszek otworzył usta do czegoś co mogło by być krzykiem, gdyby miał na niego dość sił. Miast tego jedynie niemo i z bezgranicznym zdziwieniem obserwował dramatyczny zwrot wydarzeń… i życie uchodzące z niego wraz z każdym uderzeniem serca i fontanną krwi lejącą się z niego jak z prosiaka. Spojrzał w poszukiwaniu pomocy. W poszukiwaniu Karen.
Pożałował tego. Kurierka nie żyła. Kula trafiła ją prosto w głowę wydostając na zewnątrz to co powinno zostać w środku. Święty poczuł delikatny dotyk na twarzy, Jennifer. Zaraz też pojawił się drugi człowiek. Wysoki. O zimnym spojrzeniu. Rączka. Bez słowa uniósł broń. Wielki pistolet zakończony tłumikiem.
- Nie. Nie zabijaj go. To mrożonka. I to przystojna mrożonka. Szkoda by zginął.
Nowojorczyk drugą dłonią wyciągnął taser. Strzelił. Staszek nawet nie poczuł wyładowania.
 
hollyorc jest offline  
Stary 08-10-2013, 22:57   #55
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Emocje po walce opadły i w momencie gdy pozostali mogli pozwolić sobie choć na względny relaks dla Młodego zaczynała się prawdziwa praca. Postrzelaćdo mutków potrafił każdy ale gdy jak zwykle po zabawie przychodziło do sprzątania to tylko rusznikarz QRS wiedział jak się do tego zabrać. Wypakował z samochodu swoje torby by zacząć obchód, gdy podszedł do niego jeden z przydupasów przydzielonych do ochrony, Rączka i zagadnął chcąc potwierdzić informacje o profesji Młodego

- Rusznikarzem, mechanikiem, specem od materiałów wybuchowych, komputerów i elektroniki a na dodatek robię za konowała jeśli zajdzie potrzeba. Do tego czasem trochę postrzelam, uczyłem się od ukraińca pędzić bimber i rozwiązuję kostkę rubika w maksymalnie dwadzieścia sekund. O czym ty… A, klamki. Spoko stary, zajmę się nimi ale trochę później. Trzeba mieć priorytety, a jakby na to nie spojrzeć to nieco was pocharatały te mutki. Odwijaj szmaty, chcę zobaczyć ranę zanim się zapaskudzi, a jak to zrobię to jako zapłatę za usługi medyczne poza zwrotem zużytych materiałów na miejscu w jakiś sposób unieruchomisz mi wielkoluda jak będę mu oczyszczał nogę. Pasuje taki układ? - Młody jak zwykle gdy adrenalina po starciu nie zdążyła jeszcze opaść robił się gadatliwy
Nowjorczyk skinął głową.
- Jasne. Dzięki.

Młody wprawnymi ruchami odwinął prowizoryczny opatrunek, który musiał przyznać że jak na samoróbkę był niezły. Rana nie była aż tak poważna, ale ryzyko zapaskudzenia było spore zwłaszcza że w trasie trudno było zadbać o higienę. Z samochodu kurierki wyjął swój plecak po czym znalazł w nim jeden z dwóch zestawów narzędzi, z których każdy służył do naprawiania maszyn, z tą różnicą że ten akurat służył do tych organicznych.

- Zaciśnij zęby, trochę poboli

Oczyścił ranę by ta nie zropiała, odkaził spirytusem zakupionym przed wyprawą i zszył brzegi rany by przyśpieszyć proces gojenia. Rączka trzymał się dobrze, Młody znał takich którzy w teorii odporni na ból krzywili się gdy przyszło wytrzymać szczypanie środka odkażającego, w nagrodę od rusznikarza otrzymał możliwość odkażenia się wewnętrznie z której skwapliwie skorzystał. Gdy już odszedł Młody ponownie spakował swoje graty oraz broń zostawioną mu przez Rączkę i ruszył do Karen

- Hej, z tobą wszystko w porządku?
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Tak. Dzięki. Nie licząc strachu, którego się najadłam. Zawsze takie okropieństwa mnie brzydziły. Nieźle sobie poradziłeś.
- Dzięki, ty byłaś świetna zwłaszcza jak na sytuację tak nagłego zagrożenia. Dla mnie robota dopiero się zaczyna, postrzelać to od nas wszyscy potrafią ale połatać rannych już nie koniecznie.
- Ta… Znam to z konwojów. Masa twardych twardzieli z wielkimi klamkami, którzy potrafią tylko szybko ściągać spust. Ani żarcia nie zrobią, ani nic nie naprawią. Szczytem ich umiejętności jest zawiązanie brudnej szmaty na ranie.
- Jak ty mnie rozumiesz. Czasem się zastanawiam, co my kulturalni, wrażliwi i inteligentni robimy wśród takiego elementu, ale potem przypominam sobie że zwykle dobrze płacą. Lecę obejrzeć resztę zanim ktoś wpadnie na genialny pomysł zszywania sobie rany nitką wyprutą z ubrania używając odłamka łuski jako igły

W następnej kolejności Młody zamierzał zająć się drużynowym gigamutem. Skinął Rączce głową że nadszedł czas, po czym zwrócił się do Cutlera

- James, przyjacielu! Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć! Wiesz co zamierzam teraz zrobić, prawda wielkoludzie?
Nowojorczyk paląc papierosa spokojnie wstał i podszedł do rusznikarza opierając ciężar ciała na zdrowej nodze.
- Już Ci mówiłem, że z tego nic nie będzie. Jestem wielki, silny i jak ostatnio nadal hetero. Nic z tego Młody. - rzucił Cutler z uśmiechem. - I uwierz mi, że Rączka w tym stanie mnie nie utrzyma. Moja czarna dziura zostanie już po wsze czasy do srania… Nie patrz tak na mnie! - wielkolud wybuchnął śmiechem.
- Ty brzydalu tylko o jednym. Kobite byś sobie znalazł to głupoty zaraz by ci ze łba wybiła. Masz dwie opcje, albo grzecznie dasz sobie opatrzyć nogę nie łamiąc mi nic odruchowo jak coś cię zaboli albo zaszczypie przy odkażaniu albo ci ją amputuję jak już wygnije i wda się gangerna. A obiecuję, że wtedy zrobię to łyżeczką. Plastikową
- Nie strasz, nie strasz, bo się… - zaśmiał się James zostawiając słowo do uzupełnienia przez słuchaczy. - Pewnie, że dam sobie nogę opatrzyć! A z tym łamaniem czy w ogóle jakimiś odruchami dziwnymi u mnie… Co ty, kurwa, Marka czy Torrino żeś się na mój temat radził?! Kurwa, Młody, zachowujesz się jak byśmy się wcześniej nie znali. Ogarnij się proszę.
- Stary, ciebie coś zaswędzi w trakcie szycia, uderzysz bo myślisz że to jakiś komar cię bajcnął a tu się okaże że moja ręka nagle jest dwa razy szersza bo z kości zostanie proszek. Masz kurwa przestrzeloną nogę a ja nie mam sprzętu ani umiejętności jak Fadiej, rozumiesz? Jak się szarpniesz to mogę ci coś uszkodzić więc nie pierdol. Tyle dobrze, że kula przeszła na czysto bo nie wiem czy dałbym radę ci ją wyciągnąć ale i tak oczyszczenie rany będzie bolało jak diabli
- Myślisz, że boję się bólu? - zapytał Cutler uśmiechając się jak szarlatan. - Młody, ja ból znam od podszewki. To mój kumpel. Widujemy się przy każdej rzezi jakiej jestem fundatorem. Rób co chcesz i zwisa mi czy będziesz delikatny czy wręcz przeciwnie. Wiem, że opatrywać rany potrafisz nieźle więc niczym się nie martw. Postaram się przeżyć - dodał na koniec śmiejąc się najemnik.
- Kurwa, tu nie chodzi o to czy boisz się bólu, ciemności czy impotencji. Tu chodzi o naturalne odruchy, jednak jeśli jesteś ich pewien to zabieram się do roboty - odpowiedział rusznikarz rozpakowując swój plecak - Rączka po prostu przytrzyma cię żebyś się nie szarpnął gdy będę cię odkażał
- Spoko. Niech trzyma - skwitował Cutler. - Nie zamierzam się szarpać, a gdybym chciał przydałby się jeszcze Drake czy Mark do pomocy… U mnie naturalne odruchy zastąpiły te wyszkolone na froncie. Wiesz… skręcanie karków, automatyczne strzały w pysk czy biegacze na tors. Takie tam.

W takiej sytuacji trudno było mówić o szczęściu, inaczej jednak nie dało się określić faktu że kula przeszła czysto nie uszkadzając nic istotnego. Młody nie był pewien czy poradziłby sobie z wyjęciem pocisku gdyby ten utkwił w kulasie Cutlera, a tak to jedynym co musiał zrobić było oczyszczenie i zamknięcie rany by resztę mogły załatwić naturalne procesy regeneracji. Musiał przyznać że jego obawy nie były uzasadnione i wielkolud zgodnie z obietnicą przesiedział grzecznie całą operację pozwalając najmłodszemu członkowi ekipy zrobić swoje. Po bardzo fachowym - jak na oko Cutlera - opatrzeniu rany James skinął z wdzięcznością dzieciakowi głową.

- Dzięki za pomoc, Młody. - powiedział z uznaniem. - W razie czego gadałem ze Staszkiem i zgodził się pokryć z własnej kieszeni braki w bandażach. Tobie również dziękuję, James.
Rączka puścił nogę Cutlera, którą przyciskał do ziemi by ten odruchowo nią nie szarpnął.
- Spoko wielkoludzie. Młody zgodził się zajrzeć do mojego gówna, które udaje broń.
- Jeszcze kilka lat w zawodzie a może nauczysz się rozróżniać porządny oręż jak ja…
- powiedział Cutler wyciągając z kieszeni połamany nóż. - Kurwa! Nie ten rekwizyt.
James popatrzył z politowaniem na swojego imiennika, skinął młodemu głową i odszedł wyciągając papierosa z kieszeni.
- Spoko gość. - powiedział do Młodego olbrzym. - Mało rozmowny, nieśmiały, ale zaczynam go lubić.
- Trudno powiedzieć bym lubił kogokolwiek poza QRS, ale może to tylko moja paranoja. Wiesz, wciąż świeże wspomnienia bunkra i te sprawy

Wiedząc, że nikt więcej nie oberwał teoretycznie powinien zająć się bronią, jednak zdecydowanie nie miał na to teraz ochoty. Głównym problemem było chujowe oświetlenie, przy świetle ogniska mógłby przeczyścić broń ale grzebanie w mechanizmach mogło się skończyć tragicznie. Z drugiej strony nie przepadał za bezczynnością, zwłaszcza gdy inni go widzieli - nie zniósłby gdyby ktoś zarzucił mu że się opiernicza zamiast zająć się robotą która coraz bardziej piętrzyła się na horyzoncie zasłaniając sobą perspektywy na świetlaną przyszłość. Był w swojej naturze zwyczajnie zbyt dobroduszny, nie odmawiał nikomu w potrzebie i powoli doprowadzało to do tego, że miał więcej pracy niż był w stanie wykonać. By umilić sobie choć trochę wieczór i zobaczyć że w okolicy jest ktoś kto ma bardziej przechlapane niż on sam zdecydował się udać do dziewczyny którą zgarnęli wcześniej chłopaki zostawiając ją aktualnie pod opieką Bashara

Pomieszczenie w którym przebywał dzielny strażnik i jego bezwzględny więzień było kiedyś toaletą. Małą, śmierdzącą klitką której jedyną cechą sprawiającą że choć względnie nadawała się na tymczasowy areszt był fakt że wciąż jakimś cudem miała drzwi. Młody dyskretnie zapukał w drzwi nie chcąc sprowokować u indiańca jakiejś nerwowej reakcji po czym z szerokim uśmiechem wparował do środka

- Hej, to jest ten super niebezpieczny jeniec, tak? Słuchaj, jak już się stąd uwolnisz i będziesz podżynać gardła śpiącej ekipie to mnie może odpuść, ok? Rozpoznasz mnie łatwo, jestem najmłodszy i najprzystojniejszy z ekipy, potrafię prowadzić samochód i nieźle gotuję więc na pewno się przydam
Kobieta pokręciła głową próbując zlokalizować Młodego na słuch.
- Jasne. Młodych i przystojnych zawsze oszczędzam. Szczególnie jak gotują, nienawidze gotować.
- No i zajebiście, wiedziałem że jakoś się dogadamy. Robię zajebistą jajecznicę, zobaczysz. Jestem Młody i nie mówię tu tylko o wieku ale też o ksywce. Rozumiesz, bo najmłodszy z ekipy. A ty?
- Jenn. Jennifer. Wybacz, że ręki nie podam
- Miło mi, Jenn. O podanie ręki się nie martw, rozumiem, sytuacja nie sprzyja kulturalnym powitaniom - Młody rozejrzał się po ścianach kibelka z obrzydzeniem - Wiem, że damę powinno ucałować się w dłoń ale chwilowo nie ma jak dopełnić rytułału. Słuchaj, jesteś gdzieś ranna? Warunki mamy bardzo polowe, ale robię co mogę jako medyk ekipy
- Nie. Na szczęście Twoi przyjaciele pomogli mi zanim… Zanim ten bydlak zdążył coś zrobić.
- Ok. Lecę się zająć rannymi w ekipie, powiedz mi jednak kiedy ostatnio jadłaś coś ciepłego? Jak skończę robotę to mogę ci coś upichcić, jeśli jesteś głodna
- Od paru dni nie jadłam nic solidnego. Będę wdzięczna, dzięki Młody.
- Spoko, to niedługo wrócę. Tylko w sumie na jakieś rarytasy nie licz, z tych pieprzonych racji polowych trudno ugotować cokolwiek co nie smakuje jakby umarło przed tygodniem
- Ostatnio jadłam przeterminowane kocie żarcie. Uwierz, wszystko będzie dla mnie smakowało jak najlepszy stek.
- Aż tak źle nie będzie, mam nadzieję. Jestem mistrzem kulinatnych improwizacji z tego co akurat jest pod ręką i nie ucieka zbyt szybko. Poza tym kocie żarcie nie jest takie złe, w końcu koty je jedzą. Jak się podgrzeje i przyprawi to też się zje.
- Trzeba tylko długo gotować by sierść nie właziła między zęby.
- Albo żeby przestało wołać o ratunek, zależnie od gatunku. Dobra, ja lecę, wrócę niedługo z miską gorącego żarcia i czymś do picia. Bezalkoholowym oczywiście
- Ja też bym coś przetrącił - Baszar ożywił się gdy rozmowa zeszła na temat kulinarny. - setunia na popite jeśli się uda a oddam ci najbliższego królika. - dodał szczerząc zęby.
- To będą dwie porcje konserwowego gulaszu. Spirytus mam do odkażania ran, ale w sumie cholera wie co jest w tym mięsie… Jako medyk mam obowiązek dbać o to żebyście się nie przytruli - odpowiedział Młody puszczając porozumiewawczo oko - A królika najwyżej upieczemy i rozdzielimy na dwie porcje, tak żeby wielkolud nie widział bo znając życie poprosi o malutki kawałek a skończy wpieprzając całego
- Dobra dzięki panie doktor ale pamiętaj, przy niej mieliśmy nic nie gadać. Usłyszy za dużo i będzie trzeba odwalić kobitę. - powiedział Indianiec kamiennym głosem ale jego gęba szczeżyła się od ucha do ucha.
- Ta, konspiracja od siedmiu boleści, grupa najemników w sekrecie jedzie do sąsiedniego miasta na dziwki tak, by lokalne narzeczone niczego się nie dowiedziały. Ja rozumiem że każdy lubi zgrywać twardziela i jak szef rzucać hasełka o misji najwyższej wagi, ale bez przesady - odpowiedział Młody kontynuując swoją grę niedoświadczonego młodzika
- Misja srysja a mi się kupę chce - Baszar puścił oko do Młodego -Weź jej popilnuj a ja skoczę za wydmę. Nawet wsysrać się nie ma kiedy.
- A naprawdę sobie poradzę? - zapytał zdziwiony rusznikarz - Chociaż skoro Jennifer nie zamierza mnie zabijać to będzie ok

Gdy już Baszar trafnie odczytując intencje Młodego odszedł ten zagadnął do dziewczyny

- Słuchaj, mam nadzieję że nie masz za złe ekipie tego całego cyrku. Każdy lubi porobić trochę za twardego twardziela ale to nie powód zachowywać się jakby kij od szczotki połknęli, nie?
- Jasne. Rozumiem, że musicie być… ostrożni. Nie znacie mnie i nie wiecie czy w nocy nie poderżne Wam gardeł. Łyżeczką. Ja chce tylko dostać się do najbliższego miasta.
- Pewnie cię tam podrzucimy, nie sądzę by był z tym problem. Oczywiście, panowie zawodowcy pewnie będą cię próbowali nastraszyć czy przepytywać, obiecają płytki grób na pustkowiu i kulkę w tył głowy. Jakżeby inaczej, w końcu każdy twardziel ociekający wręcz testosteronem by tak zrobił
- Mam nadzieje, że nie wyląduje w nim. Kiepsko byłoby wydostać się z tamtego szamba by teraz zginąć.
- Dlatego mówię, postraszą. Od groźby do wykonania daleka droga, więc się nie bój. Tak swoją drogą to czym się zajmujesz gdy akurat nie jesteś porywana przez bandytów albo przetrzymywana w kibelku?
- Byłam… - dziewczyna na trochę zamilkła - Zajmowałam się zwierzętami.
- O, zajebiście. Jako weterynarz czy bardziej w stylu pilnowania czy wypasania na farmie?
- Hodowałam psy. Obronne głównie.
- O, nieźle. Miałem kiedyś psa, należał do mojego ojca a potem gdy ojczulkowi się zeszło trafił pod moją opiekę. Nie był już najmłodszy, ale nawet wcześniej był uważany za ostatecznego psa bojowego… bo bał się dosłownie wszystkiego. Nawet ciemności, zawsze w nocy usiłował pakować mi się do łóżka, a skurczybyk grzał jak diabli przez co trudno było usnąć. Kochane bydle…
Kobieta uśmiechnęła się. Smutno
- Moje odstrzelił jeden skurwiel.
- Hej, sorry, kompletnie nie mam wyczucia co? Jeśli moje gadanie jest uciążliwe to po prostu powiedz, jak już zacznę gadać to potem przestać nie mogę
- Nie. Wporządku. Dobrze jest z kimś porozmawiać normalnie. Nawet w takich warunkach. Dziękuję, potrzebowałam tego.
- Nie masz za co dziękować, dawno nie miałem okazji z kimś normalnie porozmawiać. Wszyscy są tak skoncentrowani na swojej ,,pracy” że tracą ludzkie odruchy, o czym się zresztą sama przekonałaś. Szkoda, że nie było okazji poznać się w lepszych okolicznościach, ale nieczęsto bywałem w okolicy. Tak swoją drogą to gdzie mieszkasz?
- Mieszkałam na... farmie dwa dni drogi od Clark.
Jenn zawiesiła głos nie jakby się zastanawiała a temat był dla niej ciężki, a Młody westchnął ciężko
- Ja i moje zajebiste wyczucie sytuacji po raz drugi… Jak po wszystkim będziesz mi chciała dać w pysk za niedelikatne pytania to się nie krępuj, ok?
- Jeżeli nie jesteś karłem pewnie musieliby mi dostawić stołek.
- Podstawi się krzesełko albo ja kucnę i będzie ok. Dobra, słuchaj, ja wracam do roboty, podskoczę później z czymś ciepłym do jedzenia - odpowiedział Młody widząc wracającego Bashara
- Dzięki.

Zostawiając Bashara ponownie na posterunku Młody doszedł do wniosku że nie tylko wypadałoby zgodnie z obietnicą przygotować dziewczynie i indiańcowi coś do żarcia ale i sam chętnie by coś przekąsił, najlepiej na ciepło. Ognisko może i nie było zbyt wielkie ale wystarczające by coś na nim ogrzać a te paskudztwa które mieli za racje żywnościowe może w ten sposób będzie się dało jakoś zjeść
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 09-10-2013, 20:40   #56
cb
 
cb's Avatar
 
Reputacja: 1 cb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemucb to imię znane każdemu
Zaraz po przyjeździe Baszar w parę chwil ocenił sytuację. Wszyscy żyli, choć niekoniecznie wszyscy byli w jednym kawałku. Ekipa zajęła się innymi zadaniami, takimi jak leczenie i opierdalanie się wzajemnie, a on, ponieważ nie znał się za dobrze ani na jednym, ani na drugim postanowił zabezpieczyć jeńca. Choć technicznie rzecz biorąc kobieta była przez nich ocalona, a nie pojmana, to Indianin nie potrafił myśleć o niej inaczej niż jak o brance. Cóż, może zbyt wiele gardeł poderżnął w ostatnich latach? Z tego co pamiętał, na stacji benzynowej było tylko jedno pomieszczenie z drzwiami i bez okien - stary sracz. Capiło tam okrutnie, ale jak mawiał jeden z jego znajomych, od smrodu jeszcze nikt nie umarł, a od kąpieli stary Crain. Nie myśląc zaprowadził tam skrępowaną kobietę i zaczął objaśniać jej zasady.
- Siadaj. Bez pozwolenia nie wolno ci ściągać opaski ani stąd wychodzić. Nie pytana nie odzywasz się. Jasne?
Dziewczyna posłusznie usiadła i skinęła głową.
- Jasne.
Akurat ten moment wybrał sobie Młody, by z właściwą sobie nonszalancją włączyć się do rozmowy. Czerwonoskóry początkowo tylko się przysłuchiwał, ale nie trzeba było być mistrzem intelektu by odkryć do czego dąży rusznikarz. Baszar postanowił więc mu pomóc i pod pierwszym lepszym pretekstem opuścił smrodliwą celę. Wychodząc z budynku minął akurat wchodzącego Logana, którego postanowił zagadnąć.
- Słuchaj Drake, coś mi się wydaje, że nasza konspira ma coraz więcej dziur. Laska już widziała nasze twarze i kto wie, co słyszała. Jeśli jej nie wykańczamy to kto wie, czy nie lepiej to odpuścić? Tajemniczy wybawcy mogą wzbudzić większą sensację.
- Może tak, może nie - odparł Drake - widziała tylko nas trzech i to raczej w marnym świetle, w gruncie rzeczy zależy mi tylko, by nie dowiedziała się o zadaniu ani przesyłce. Banda uzbrojonych drabów eskortujących skrzynie to łakomy kąsek dla wszystkich zasrańców w okolicy.
- Ano łakomy. Dobrze podłożony ładunek i dupa. Czyli co, jak Polaczek z nią skończy to sznurek i opaska?
- Nie, sam dziwię się, że to powiem, ale to rozwali morale grupy. Plan pozostaje bez zmian, zobaczymy co wyśpiewa Staszkowi.
- OK – potwierdził Baszar i uznając to za wystarczający komentarz udał się na dłuższą rozmowę z matką naturą. Po zakończonych pozytywnie medytacjach nadział się na strapionego Maczetorękiego.
- To by było na tyle, jeżeli chodzi o klasykę nożownictwa… - powiedział Cutler pokazując złamany nóż zwiadowcy. - Moja niunia się złamała po zetknięciu z paszczą mutka. Mark ma Kukri, ale obecnie nie mam nic czym go zainteresuję. Masz pomysł jak można rozwiązać ten problem, Baszar?
- Najprościej byłoby, gdybyś wziął sobie póki co jakąś broń z tych zdobytych razem z laską. Przy najbliższej okazji mogę ci coś zrobić, ale muszę mieć materiał i miejsce. Właściwie to co byś chciał?
- Znasz mnie jak mało kto i wiesz, że z każdej broni ręcznej zrobię coś do zabijania. Może być nóż, pała, łom, siekierka, a nawet Swischerem bym nie pogardził. - James zastanowił się, czy zwiadowca będzie wiedział, o czym mówi. - To taki karwasz z blachy na całe przedramię z pancerną rękawicą. Są wersje z kolcami i bez kolców… Kumpel gladiator kiedyś miał taką, ale była na mnie za mała. Co tam macie po tych porywaczach i ile osób będę musiał o to pytać? - zapytał Cutler.
- Przyhamuj konia, Wodzu - roześmiał się czerwonoskóry. Nie jestem rzemieślnikiem. Potrafię parę rzeczy, ale bez szaleństw. Zrobimy tak: na tyle naszej budy znajdziesz jakieś noże, siekierę, chyba też łom. Weź co ci trzeba; nikogo pytać nie musisz. Jeśli ktoś ma jakieś wąty to mów, żeby przyszedł do mnie. A - i weź se chociaż ze 2 sztuki, cobyś 2 razy nie chodził. Postaram się zrobić ci coś fajnego razem z Młodym, ale to nie na już. Potrzeba czasu. Ok?
- Noże, siekiera, łom? - wymieniał z niedowierzaniem Cutler. - Stary, gdybyś był o pół głowy niższy, o dwadzieścia kilo lżejszy, miał duże cycki i cipkę chyba bym cię ukochał. Teraz jedynie gwarantuję, że jak nie wykorzystam tej broni z sensem to mogą mi uschnąć jaja. A o coś lepszego z Młodym nie musicie się za szybko starać. Nie jestem wybredny. Po prostu wkurwia mnie jak mi się broń w łapach rozsypuje. Sam widziałeś ten nóż…
- Tia, przedwojenne badziewie. James zanim zaczniesz skakać z radości to zobacz co to jest i ile to warte. Szczerze to nie było nawet kiedy tego obejrzeć. Może to jakieś barachło. - Powiedział nieco zbity z tropu tą quasigejowską aluzją Baszar.
- No dobra. - powiedział Cutler tracąc nagle część entuzjazmu. - Może jednak nie będzie tak źle. Zobaczę, przymierzę, a później się odezwę. Dzięki za pomoc, Baszar. - dodał z uśmiechem i oddalił się najemnik.
- Nie ma za co. Będzie dobrze. - Dodał na pocieszenie.
 
__________________
Pierwsza zasada przetrwania, nie daj się zabić.
Druga zasada przetrwania: To że masz paranoję nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść.
cb jest offline  
Stary 10-10-2013, 22:10   #57
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Nataniel wpatrywał się w szerokie bary odchodzącego Cutlera, nadal nie mógł uwierzyć w to, że mięśniak chciał go z dyscypliny rozliczać. - Świat schodzi na psy - powiedział ni to do Logana ni to do siebie - gość z Trzeciego rozlicza weterana z Drugiego z subordynacji… Nie ma co dałem ciała. Logan co robimy dalej? Bierzemy tę laskę ze sobą czy jak? Może warto się naszego odmrożonego kolegi zapytać, czego się dowiedział?

Logan nie odpowiedział na pierwsze słowa towarzysza, a jedynie wzruszył ramionami, następnie skinął głową. - Chodźmy - powiedział i ruszył wolno na poszukiwanie Polaka, zarzucił sobie Fala na ramię i spojrzał na zabójcę maszyn. - Dziewczyna nie jest zagrożeniem, ale jeśli ten gangster ją znajdzie to nie chcę żeby ratowała swoją skórę naszym kosztem. - Pokręcił szyją aż chrupnęło, po czym rozmasował ją sobie wolną ręką. - Karen zna okolicę, zostawimy ją na jakimś zadupiu, wtedy niech radzi sobie sama. Chociaż… wiele zależy też od tego co powie Staszek. - Przystanął. - Masz ogień?

Nataniel zgodził się z Loganem i ruszył za dowódcą. Scar zwisał mu z uprzęży taktycznej, obijając się o biodro. - W sumie jakby miała laska narobić kaszany, to faktycznie lepiej ją odstawić w jakieś wiosce, niż byśmy mieli mieć ogon z jej powodu. Mam dziwne wrażenie, że Torino by się nie ucieszył, gdyby jego pakunek trafił jasny szlag. Na pytanie szefa o ogień, wyciągnął z jednej z licznych kieszonek zapałki i odpalił szefowi fajkę. On sam nie palił, wolał inne używki. - Mówisz, że Staszek będzie umiał ją rozgryźć? Wiem, że przed wojną prawnicy wyznawali się w łgarstawch i tego typu szajsie, ale wybacz, on jeszcze nie liznął odrobiny świata, w jakim nam przyszło żyć od w chuj dawna.

- Racja, ale chodzi o sam sposób bycia - odparł zaciągając się papierosem - nie jest mordercą, a przynajmniej nie wygląda na niego, na kogo wyglądamy my? Poza tym chce zobaczyć czy naprawdę jest taki dobry w gadce. Może by nam się jeszcze przydał? Nie wiem Lynx, ale chętnie skorzystam z różnych opcji. A ty jak to widzisz? Całą pozostałą bandę na usługach Torrino?

Zbliżali się do wyjścia ze stacji, Logan odepchnął smętnie zwisające na zawiasach resztki czegoś, co kiedyś nazywało się drzwiami. Na murze nad nimi drogę do wyjścia wskazywał zardzewiały do szczętu napis, z którego widać dzisiaj było już tylko “..IT”. Dźwięk odpalanego silnika i ryczących koni mechanicznych poważnie ich zaniepokoił. Kiedy wyskoczyli na zewnątrz, każdy z nich miał już karabin w rękach i obstawiał swój sektor. Lynx omiótł scenę wydarzeń noktowizją, którą szybko jednak przełączył na termowizję. Przed nimi leżały w ciemności na ziemi dwa jarzące się w ciemności punkty. Jeden był już bardzo blady, drugi gasł bardzo szybko: - Przed nami na ziemi dwa ciała, jedno stygnie… a drugie zaraz do niego dołączy… - tak podpowiadało mu doświadczenie, wielokrotnie widział jak z ciała błyskawicznie uchodzi ciepło… tuż po zgonie. W termowizji można było dosłownie zobaczyć… jak z nieboszczyka “uciekało” życie. Tylko, że refleksje o życiu i śmierci akurat w tej chwili mało go obchodziły. Zapytał Logana: - Masz kluczyki do jeepa?

Drake skinął głową. - Biegiem - rzucił już pędząc w kierunku jeepa - QRS! - wydarł się na całe gardło nie zwalniając biegu. Ich przesyłka właśnie jechała w siną dal, a na to nie mógł pozwolić.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 11-10-2013, 01:51   #58
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
5 lat wcześniej, gdzieś niedaleko Detroit

Czekał aż nadejdą, wciąż napięte mięśnie powodowały ból, każdy ruch niósł ze sobą prawdopodobieństwo otwarcia powoli gojących się ran i podrażnienia tych świeżych. Nie potrafił ich jednak poluzować, tkwił w tej samej pozycji dzień w dzień. Skrępowane ręce i nogi trzymały go skulonego, worek na głowie śmierdział mieszaniną jego krwi i potu. Nie wiedział ile dokładnie czasu już tutaj spędził, miesiąc? Może dwa? Schudł, ale pomimo narastającego głodu przestał jeść przynoszone przez nich jedzenie. Nauczył się tego po pierwszych kilkunastu dniach. Nie zawsze był w stanie wytrzymać, wtedy pochłaniał łapczywie swoją porcję licząc, że tym razem będzie inaczej. Nigdy nie było. Zawsze potem się zjawiali, drwili z jego marnej siły woli, a potem zaczynali. Tłukli go po brzuchu pałkami póki jego zwieracze nie puszczały. Tykali go wtedy nimi w plecy i śmiali się.

Tym razem byli zawiedzeni, nawet nie tknął jedzenia, więc zabawa musiała zejść na dalszy plan. Chwycili go pod ramiona i zaciągnęli do dużo większego pomieszczenia. Zdjęli mu z głowy worek, a mocne światło zwisającej z sufitu pojedynczej lampy raziło go w oczy. Usadzili go na krześle. Pozostali już tam byli, jedni stali o kilka metrów oddaleni gdzieś w kącie, inni siedzieli przy stole i palili papierosy. Nie podnosił głowy, przyzwyczaił się już do swojego smrodu, ale wstyd nie pozwalał mu spojrzeć żadnemu z nich w twarz. Spodnie lepiły się do jego pośladków, zdawało mu się, że już zrosły się z jego ciałem. Resztki koszuli odsłaniały liczne rany na jego rękach i torsie, próbowali na nim wielu rzeczy, chłostali go, przypalali, bili i nacinali.

Jeden z nich przeciął więzy uwalniając jego kończyny. Jego gołe nogi były obtarte do krwi przez więzy, a palce u stóp pozbawione były już wszystkich paznokci. Mało przypominał teraz człowieka. Nie czuł się jak człowiek. Był teraz kupą mięsa i fekaliów, był tym na co wyglądał. Dłonie mu drżały, jedyny wysiłek na jaki mógł się zebrać, było ich rozcieranie. Wzdrygnął się, jeden z nich położył mu dłoń na ramieniu, a jego ostre paznokcie zagłębiły się w jedną z ran. Nawet nie jęknął, choć ból narastał z każdą chwilą. Zaszurało krzesło i mężczyzna w białym garniturze wstał, momentalnie zniknął nieprzyjemny dotyk z rany. Po chwili zobaczył przed sobą jego twarz, przyjemną, miłą, uśmiechniętą. Doskonale znał już woń jego perfum. Z kieszeni garnituru wyciągnął paczkę papierosów i jednego z nich umieścił w ustach Logana. Srebrna zapalniczka błysnęła w jego rękach, na moment ciało Hegemończyka wypełnił błogi stan. Kilka sekund mylnego przekonania o tym, że nie będzie źle.

- Zaczniemy kiedy będziesz gotów, przyjacielu – powiedział mężczyzna.

***

Obecnie

Mówi się, że życie żołnierza nie jest usłane różami, ale życie dowódcy żołnierzy to dopiero gówniana sprawa. Jeżeli chodziło o kwestie taktyczne, Logan jeszcze jakoś sobie radził. Przydzielanie wart, dobieranie ekipy, działania w walce. Nie miał jednak pojęcia jak poradzić sobie z narastającym pośród ekipy napięciem. By być szczerym nawet nie zastanawiał się nad tym jednak zbytnio, to nie był spacerek ani grupa wsparcia dla anonimowych alkoholików. Cześć, jestem Drake. Witaj Drake. Dzisiaj zabiłem ludzi, wielu ludzi. Gówno prawda, albo psioczysz albo przesz dalej i nie myślisz o zatrzymaniu się. Prawda, razem mieli największe szanse by przetrwać, ale tylko jeśli działaliby wspólnie. Póki co się to udawało, ale napięcie rosło.

Kiepsko wyglądały też inne sprawy, atak z zaskoczenia na osłabiony skład, ranni, których już łatał Młody. Dobrze było mieć w ekipie rusznikarza, bo chłopak zszywał jak maszynka. Bez niego sprawy wyglądałyby znacznie gorzej, dobrze, że udało się go uratować. W końcu nie był soldado pokroju Cutlera czy Lynxa.

Drake pokręcił głową, sporo się wydarzyło i z postoju w tym miejscu nie mógł być zadowolony. - Kiepsko - skomentował krótko jak to miał w zwyczaju - sporo wrażeń. - Rozejrzał się po twarzach towarzyszy. - Po kolei, przy ognisku znaleźliśmy laskę i paru drabów, którzy chcieli ją wykorzystać. Jest w aucie, nic jej nie mówimy o nas, o przesyłce, trasie, zadaniu, nic. Będzie miała opaskę na oczach, nie chcę żeby wiedziała o nas cokolwiek. Przepytamy ją i wypuścimy na jakimś zadupiu po drodze żeby nie zostawiać jej na pastwę losu. Zajmiemy się rannymi, wy opowiecie co tu do cholery się stało. – Wyjaśnił pokrótce i przeniósł wzrok na Lynxa i następnie na Polaka. - Lynx, Staszek, potem chciałbym zamienić z wami parę słów.

- W czym mogę pomoc? – spytał od razu Polak.

- A poprztykaliśmy się nieco z mutkami, chyba sądziły że Cutler to ich mama więc wpadły się przywitać. My uznaliśmy ich ochotę na czułości za atak więc wystrzelaliśmy je nim ktoś się skapnął co się właściwie dzieje. Ot, wsio – dodał tuż po Staszku Młody.

- Zaatakowały mutanty, bestie. Musiały nas wyczuć. Atak odparliśmy, trzech lekko rannych, doszło do awarii części sprzętu. Przesyłka nie ucierpiała. – Mark ledwie zerkał znad swojego karabinu.

Drake uśmiechnął się słysząc uwagę Młodego, zadowolił go zwięzły raport Marka i chęć pomocy Staszka. Tak szybkiego odzewu chyba się nie spodziewał - Cutler przytulił ich jak potrafił najlepiej. - Zaśmiał się spoglądając na Maczetorękiego. - Dobrze, że sobie poradziliście. Staszek, mógłbym skorzystać z twoich umiejętności.

- No nie wiem... wole blondynki
– uwaga wypowiedziana była cicho, ale i tak Drake zdołał wychwycić jej wydźwięk. Po chwili dodał już bardziej rzeczowo - Co chcesz wiedzieć i jakim kosztem?

- Nie chcecie jej chyba torturować?! – wypaliła nagle Karen, widocznie oburzyła ją sytuacja. Nie wzruszony Marek wciąż zajmował się rozkładaniem broni i tak zresztą nie mógł się odezwać, gdyż w zębach tkwiła mu latarka, którą oświetlał sobie części.

- Nie?
– spytał jakby zawiedziony Staszek, choć może jedynie podpuszczał kurierkę - A co chcemy?

- Uratowalibyśmy ją przed gwałtem gdybyśmy chcieli ją torturować? - spytał Drake Karen retorycznie sugerując by nie wygadywała głupot - Niech powie wszystko co wie o tych którzy ją porwali i tym który to zlecił, gdzie ją wieźli, za jaką cenę, czy będą jej szukać i co jeszcze uznasz za stosowne. Nie jest wrogiem, więc spróbuj ją do siebie przekonać. Tobie prędzej zaufa niż komukolwiek z QRS.

- Będę potrzebował odrobiny prywatności. Jeśli ma się otworzyć to w mniejszym gronie. Niech Karen mi pomoże. Będzie przeciwwagą i „dobrym policjantem”.

- Może być - przychylił się do zdania Staszka Drake - Na stacji na pewno znajdzie się jakiś spokojny kąt, pamiętajcie, nic o nas. Dajcie znać potem jak poszło.

- Może ja pójdę?
– wtrącił Marek wreszcie podnosząc głowę - Staszek nie poznał za dużo Zasranych Stanów, a Karen może być mniej obiektywna.

- Przed paroma chwilami prawie ją zgwałcono. Wielokrotnie. Uważasz, że od tak otworzy się przed dwoma napotkanymi kolesiami?

- Dam radę. Chodźmy eleganciku – powiedziała Karen.

- Że niby ja? – spytał Polaczek wskazując na siebie palcem i wzruszając ramionami, zerknął jeszcze na cyngla tym charakterystycznym dla siebie wrednym spojrzeniem, ale Marek nie dał się sprowokować i spokojnie się w niego wpatrywał.

Następnie Drake odbył jeszcze kolejno rozmowy z Baszarem, Cutlerem i Lynxem, dwaj ostatni porozmawiali sobie nieco o ostatnim wypadzie strzelca, co nie skończyło się raczej pozytywnie. Logan nie widział sensu w udzielaniu Nathanielowi reprymendy, byli żołnierzami, wszyscy popełniali błędy. Drake nie był lepszy od nich, pełnił tylko inne stanowisko, poza tym strzelec doskonale wiedział co zrobił źle i jak powinien postąpić, a to najemnikowi wystarczyło. Jeżeli chodziło o dziewczynę, to jego plany nie uległy zmianie. Owszem, chciał z niej wyciągnąć nieco więcej, natomiast żadne tortury, wożenie ze sobą i obsługa hotelowa nie wchodziła w grę. Pomogli jej, bo kobiet w potrzebie się nie zostawia, ale gdy tylko dotrą do pierwszej wiochy będą musieli ją zostawić. Najgorsze miała za sobą, teraz sama musi zawalczyć o życie. Wysokiej klasy papieros od Torrino odpalony przez Lynxa pozwolił mu na moment nieco się rozluźnić, ale spokój nie mógł trwać wiecznie. Nie mógł trwać nawet pieprzonych dziesięciu minut.

Porwane auto szybko się oddalało, a ciała leżące niedaleko dość jasno przedstawiały sytuację. Całe szczęście przesyłka pozostała na stacji, mimo to nie mogli dopuścić by ktokolwiek zbiegł. Obaj zareagowali błyskawicznie i popędzili w kierunku jeepa, Drake potrafił całkiem nieźle kierować, a Lynx ze swoim okiem i umiejętnościami strzeleckimi był idealnym kompanem do tej akcji. Ściągnąć porywacza i przy okazji jak najmniej uszkodzić auto, cel był prosty.

- QRS – wydarł się nie przerywając sprintu, nie widział ich, ale musiał zwrócić ich uwagę. Jeśli któryś z nich dobiegnie zdąży się jeszcze zabrać, ale aktualnie ważniejsza była przesyłka. Ktoś musiał ją pilnować. Logan czuł, że powinien zostać, trzeba było jednak działać szybko. Potrafił kierować, miał kluczyki i był nie daleko jeepa, obok miał Lynxa. Decyzja była prosta. – Pilnujcie skrzyni! – krzyknął jeszcze.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 13-10-2013, 18:39   #59
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Po opatrzeniu Cutlera bez słowa wyszedłem na zewnątrz. Nikt mnie nawet nie zauważył, nie spytał gdzie idę... Byli zbyt zajęci sobą, skłóceni. Podniosłem torbę spod ściany i ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi. Słyszałem głos od strony samochodów. Jess i Polaka. Odszedłem w bok, jakby ktoś mnie obserwował chciałem by myślał, że poszedłem za potrzebą. Nikt mnie nie śledził. Chyba. Nie widziałem w środku Baszara a wiedziałem, że ludzie pustyni potrafią gdy chcą być niewidoczni. Jeżeli miałoby dojść do walki będę musiał zabić go pierwszego. Inaczej już zawsze będę oglądał się za ramię. A nie po to zgubiłem marines by znowu żyć w strachu.

Zacząłem się skradać, wątpię by ktoś po za tropicielem mógł się bawić ze mną w podchody. Zaszedłem Europejczyka i kobieta na dwadzieścia metrów. Dystrybutor i ciemne ciuchy dawały mi dobrą osłonę. Powoli, by się nie zdradzić najmniejszym dźwiękiem swojej obecności wyjąłem zabawki i je złożyłem. Mimo ciemności poszło mi to zręcznie, nie tak jakbym chciał ale wystarczająco.

Słuchałem "przesłuchania". Nie wiem kim był Polak, nie nawykł do broni ale był twardy. Za twardy by go lekceważyć. Nie rzucał swoich gróźb na wiatr, faktycznie chciał ją oddać dla QRS. Dla bandy degeneratów, której trzon tworzyli psychole ze Zwiadowczego. Długo nie mierzyłem. Dystans był banalny. .45 HP jak za starych czasów wyrwała duży kawałek przeciwnika obalając go na miejscu. Tłumik sprawił, że strzał nie ściągnął mi na głowę jego kompanów. Strzeliłem drugi raz. Karen nie zdążyła nawet krzyknąć. Jej głowa eksplodowała. Podszedłem do Jess, pochylała się nad Polakiem. Nie podobała mi się jej decyzja ale posłuchałem się. To ona była mózgiem a ja mięśniami. Rzuciłem jej nóż i spełniłem polecenia. Wiedziałem, że była wkurwiona, nie okazywała tego ale zbyt dobrze się znaliśmy. Wolałem jednak zawalić misję niż pozwolić jej wyrządził krzywdę. Już z tymi podstawionymi bandytami mieliśmy problemy.

Gdy ruszyliśmy zobaczyłem w lusterku jak drzwi się otwierają. Czekał nas pościg. Miałem dla niego coś specjalnego. Parę sztuczek rodem z Pierwszej.

Pustkowia; Baszar


Wyrzuciłeś zużytą gazetę i podciągnąłeś gacie i spodnie. Wąchacz, którego ostatnio jadłeś zemścił się za swoją śmierć. Obtarłeś czoło i z uczuciem dobrze spełnionego zadania chwyciłeś karabin chcąc oddalić się od smrodu. Wtedy usłyszałeś auto a zaraz zobaczyłeś jak od strony stacji oddala się samochód. Jeden. Wyraźnie się śpiesząc. Któryś z pick upów. Coś poszło nie tak? QRS rzuciło się za kimś w pogoń? A może dziewczyna uciekła? Miałeś mało czasu do namysłu czy strzelać czy sprawdzić co się stało. Po chwili zobaczyłeś sylwetkę biegnącą za samochodem. Cholernie szybko, to musiał być dopalony Cutler.

Parking przed stacją benzynową; Drake i Lynx


Wszystko działo się szybko. Cholernie szybko. Zabrzmiał samochód, Nathaniel zaobserwował leżące ciała, wzniesienie przez Logana alarmu i rzucenie się jeepa. Drake w biegu wyciągnął kluczyki i wskoczył na miejsce kierowcy. Ręce mu nie drżały, po tym co przeszedł takie zagrania były dla niego jak chleb powszedni. Silnik zaskoczył za pierwszym razem. Gorzej miała się sprawa z Lynxem, jednak nie z winy Posterunkowca. Zobaczył przyklejony do buggy'ego niewielki przedmiot. Przy tak szybkiej akcji pewnie nawet Baszar by tego nie spostrzegł ale cyberoko robiło swoje. Co gorsza Nathaniel wiedział co to jest. Plastik. Wystarczająco by rozwalić cały pojazd. Pytanie czy ktoś i pod jeepem zostawił im taką niespodziankę? Lynx mógł jeszcze zatrzymać akcje ale wtedy malały szanse na złapanie dziewczyny.

Stacja benzynowa; Cutler


Wszystko stało się naraz. James usłyszał krzyk "QRS!", to na pewno był Drake, i odjeżdżający samochód. Hegemończyk zadziałał odruchowo. Planowanie nigdy nie było jego mocną stroną. Zerwał się do biegu i wyciągnął klamkę. Na zewnątrz spostrzegł biegnącego do jeepa Logana i Lynxa i oddalającego się pick up'a. Szybko. On jednak do pościgu nie potrzebował samochodu. Świat zwolnił, nigdy nie postrzegał tego jako przyśpieszenia swoich reakcji a właśnie jako poruszanie się wszystkiego wokół w wolniejszym tempie. Irracjonalna myśl, że to subiektywne postrzeganie bo jego były dowódca Szybki odbierał to na odwrót szybko uleciała z głowy. Nogi wyzwalały tumany kurzu i piasku, pracowały jak tłoki. Światła jadącego auta zaczęły się przybliżać.

Gdyby James się zastanowił nad wszystkim pewnie by nie pobiegł. Pustkowia nienawidziły ludzi i próbowały ich zabić. Zawsze. Podczas biegu przez nie liczyła się tylko kondycja a spostrzegawczość. Żeby nie wpaść w dziurę, nie potknąć się o coś... Ale Cutler nie zastanawiał się. Biegł wbijając wzrok w światłach Nissana. Nie potknął się.

Zbliżał się. Wyraźnie zmniejszał dystans. 10 metrów. 5 metrów. I wtedy się zaczęło. Ból. Okropny, jakby ktoś wbijał mu w kręgosłup rozpalone do czerwoności żelazo. I pojawiła się myśl. Stare słowa. "Jak boli to znaczy, że żyjesz ale źle się dzieje". Wiedział, że dalszy bieg może pogorszyć jego stan. Fadiej mu o tym mówił. Że przy najmniejszych oznakach bólu w plecach powinien odpocząć. Z drugiej strony jeżeli utrzymałby dalej takie tempo to już za parę sekund mógłby spróbować wskoczyć na pakę. I zastrzelić dziewczynę, która gwizdnęła ich furę.

Młody

Baszar nie wracał. Albo coś mu się stało albo ładnie go przeczyściło. Tak czy siak dziewczyna była pod opieką Staszka i Karen a on chwilowo nie miał żadnych obowiązków. Zabrał się za pitraszenie zostawiając robotę rusznikarską na rano. Nim zdążył wszystko przygotować zaczęło się dziać. Logan krzyknął, ktoś odpalił auto (a może w odwrotnej kolejności?) a Cutler zerwał się do biegu po chwili rozmazując się w oczach.
Młody rozejrzał się po ekipie. Został sam z oboma Europejczykami. Marek podniósł AK-74, które skądś wytrzasnął i zaczął iść w kierunku drzwi. Z podniesioną bronią. Ostrożnie.
- Pilnujcie paczki. Sprawdzę to.
Polecenie było logiczne jednak Młody był ciekawy w jaką kabałę ci debile, których nazywał rodziną, znowu się wpakowali.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172