Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2009, 20:19   #21
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Gdy drugi ze świrów padł martwy na ulicę, James rozejrzał się czujnie po okolicy i wyszedł zza skały, ukazując się rannym żołnierzom. Miał nadzieję, że nie trafił na młodych narwańców, którzy widząc go, w panice otworzą ogień - takich idiotów w końcu też na pustkowiach nie brakowało. Właśnie ruszał przed siebie, by do nich podejść, gdy z nieba spadł ognisty deszcz, zamieniając najbliższą część autostrady w płonące pasmo kraterów. Przez moment James patrzył w osłupieniu, nie wiedząc, czy to ostrzał wroga, czy wsparcie sojuszników. W końcu wzruszył ramionami. Nie robiło to teraz różnicy.

Skierował się do liżących rany żołnierzy, przyglądając im się dokładniej; Dwóch mężczyzn, starszy i młodszy, najwyraźniej zachowywało zimną krew, mimo bitewnego zgiełku. Prawdziwi wojownicy... To dobrze świadczyło o nich i całym tym przedsięwzięciu, w które Pastor podczas podróży, wielokrotnie wątpił. Obawiał się tłumów rozszalałych, żądnych wrażeń dzieciaków, przyjeżdżających tu tylko po to, by nastrzelać się z darmowej amunicji. Najwyraźniej nie było jednak tak źle... na razie...

Gdy podszedł bliżej, ujrzał też młodą dziewuszkę, ranną ale chyba niezbyt ciężko, ufryzowaną w modnym wśród smarkaterii stylu. "Mimo wszystko to jednak kobieta" - pomyślał, dotykając rąbka kapelusza i skłaniając głowę w powitaniu.

- Pastor Ringstean, do usług - powiódł gorzkim wzrokiem po ich twarzach, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na żadne związane z zawodem i obecną sytuacją żarty. Mimo wszystko cieszył się jednak, że nie przybył za późno i nie musiał odprawiać teraz modlitwy nad ich rozerwanymi zwłokami.

- Mieliście dużo szczęścia - spojrzał ze smutkiem na płonące trupy, pokrywające ulicę. Zaledwie minuty wcześniej były całym oddziałem piechoty... - Choć i całkiem nieźle strzelacie - dodał, analizując sytuację i kiwając głową z uznaniem.

W końcu jego wzrok przeniósł się na cieknącą z ran krew - Nie znam się na tym - przyklęknął - ale jeśli mi wytłumaczycie co i jak, to pomogę. Później pójdę zająć się tymi, którzy nie mieli tyle szczęścia, co wy.

Sytuacja była jednak bardziej pokręcona niż się spodziewał. Miał tu zastać maszyny. Złe, mordercze, wyprane z uczuć - nieludzkie. A znowu musiał strzelać do ludzi. Mniejsza o to, że splugawionych - nadal pozostawał niesmak. Gdy uporał się już z rannymi, ruszył w stronę płonących wraków, rozglądając się przy okazji za ewentualnymi niedobitkami. Stanął przed wielkim, pogrzebowym stosem, odruchowo ścisnął ręką nieobecny na jego szyi krzyż i zaczął szeptać, patrząc w płomienie - In nomine patris...
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 26-05-2009 o 00:23.
Tadeus jest offline  
Stary 02-06-2009, 16:56   #22
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
MJ bez namysłu wypuściła dwie serie pocisków z dzierżonej w obu dłoniach broni. Serce waliło jej tak mocno, że przez chwile miała wrażenie, iż wyskoczy z jej ciała. Nadmiar adrenaliny zdecydowanie nie szedł w parze z koncentracją i prawidłowym zogniskowaniem wzroku. Mimo szczerych wysiłków i maksimum skupienia, strzały wypuszczone przez dziewczynę chybiły.

- Kurwa mać... - zdążyła pomyśleć ze złością MJ, nim rozdzierający ból przeszył jej ciało a wzrok zaszedł na chwilę mgłą. Zamiast mieć oczy dookoła głowy i dobrze oszacować parametry, zbyt dużą wagę przyłożyła do celności. Co, jak się okazało, również na niewiele się zdało. Oberwała w prawą rękę. Czuła, jak pocisk przedziera się przez tkankę, miażdży ją, a potem wyrywa otwór po drugiej stronie kończyny. Przynajmniej kula przeszła na wylot. Gdyby utkwiła w ciele byłoby dużo gorzej. MJ zacisnęła zęby starając się godnie przyjąć zadany cios. W tym momencie usłyszała strzały z przeciwnej strony. Ktoś wyraźnie przyszedł im z pomocą. Strzały wybawcy okazały się skuteczne - przeklęty mutant zachybotał się pod naporem strzałów i runął jak długi, brocząc obficie krwią. Chwilowo nastał cenny i tak upragniony moment spokoju. MJ spojrzała na Tima stwierdzając z ulgą, że jest cały. Gorzej miał się "ten drugi". Dziewczyna zauważyła, że mocno oberwał w bok. Sądząc po brzegach rany i krwawieniu, kule nie znalazły ujścia na zewnątrz.

"Kurwa. Czy jest z nami lekarz?!" - usłyszała z jego ust nim zdążyła coś powiedzieć.

- Powiedzmy - mruknęła MJ- Znam się nieco na pierwszej pomocy. Mam też przy sobie potrzebne narzędzia. Z tym, że niewiele mogę zrobić sama - wskazała na wiszącą bezładnie prawą rękę - Że też kurwa nie mogły trafić w lewą... A tak w ogóle, to jestem Mary Jane. W skrócie MJ. Dzięki za pomoc. - spojrzała na bok "drugiego".

W tym momencie usłyszała trzaski i wśród dymu i płomieni ujrzała męską sylwetkę zbliżającą się w ich kierunku. Dziewczyna odruchowo chwyciła lewą ręką leżącą na ziemi Berettę i uniosła ją na wysokość strzału. Nadchodzący nie zdradzał jednak objawów zmutowania. Szczerze mówiąc, prezentował się całkiem całkiem. Gdy podszedł wystarczająco blisko, dostrzegła kapelusz z rondem. - Szeryf? - pomyślała.

- Pastor Ringstean, do usług - przedstawił się przybyły, zdejmując z gracją nakrycie głowy - No cóż - pomyślała MJ. Jak dla niej koleś nie wyglądał na pastora, ale jak wiadomo, pozory mogą mylić. Zresztą, nawet jeśli podaje się za kogoś innego, nie jej sprawa. Ofertę pomocy przyjęła z wymuszonym uśmiechem.

- Dzięki, przyda nam się każda para rąk. Przede wszystkim wydostań z mojego plecaka apteczkę i opatrunki. Moja rana wymaga tylko zdezynfekowania i zawiązania bandażem lub przepaską elastyczną. Gorzej z tym tutaj - skinęła głową w stronę "drugiego" - Będziesz musiał wydobyć kule z jego boku. Gdzieś w torbie powinnam mieć pensetę lub jakieś szczypce. Jestem MJ.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 02-06-2009 o 16:59.
Ribesium jest offline  
Stary 08-06-2009, 11:19   #23
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Tim nie zdążył się wychylić by oddać strzały. I okazało się, że szczęście się do niego uśmiechnęło. Serie kilku peemów przeorały wrak za którym się kryli, powietrze i ziemię wokół nich, wzbijając tumany kurzu i piasku. Słyszał urywane jęki i okrzyk bólu. Ktoś oberwał. Oddał kilka strzałów "na ślepo" nie wychylając się zza barykady. Po chwili usłyszał miarowe i ciężkie odgłosy strzałów z pistoletu bądź rewolweru dużego kalibru.

Chwilę później nastała cisza ... widać wszyscy przeciwnicy zostali wystrzelani.

Odwrócił się do MJ i rzucił pytające spojrzenie... Ona również odpowiedziała mu spojrzeniem, przybliżył się i obejrzał jej ranę. Diagnoza dziewczyny zadziwiała go, była błyskawiczna.

Nowo poznany mężczyzna przedstawił się, Tim także o tym nie zapomniał.

- Młodszy sierżant Timoty Payton, wojska lądowe NY.

Potem zapytał się MJ:

- Mów co mam robić MJ, ja znam się na zabijaniu ludzi a nie składaniu ich do kupy.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 08-06-2009, 12:24   #24
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Wszyscy

Niektórzy z was idą za rozkazami MJ, która jak widać całkiem dobrze zna się na pierwszej pomocy.

Z pomocą Jamesa i Tima, zręcznie wygrzebała pogniecione pociski 9mm z boku Skorpiona i pocerowała jego oraz swoje rany.

Nie było wiele czasu na rozmowy czy zapoznawanie się ze sobą. Stalowa czereda, która ostrzelała ten rejon z daleka, zaczęła kierować się w stronę Denver. Porwaliście za skrzynki z bronią i ruszyliście w stronę miasta, idąc poboczem tej samej autostrady.

Noc trwa w najlepsze, jednakże w niektórych partiach Denver trwa prawie że dzień - jest tak jasno od kanonady i eksplozji.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wnUcoNfiwUE[/MEDIA]

Na zegarkach macie godzinę równą północy. Dotarliście do drogi Interstate 25 i stamtąd szybko pod wielkie skrzyżowanie tuż za dzielnicą Heritage Hills, gdzie zbiegają się Interstate 25 i lokalna 470.



Jesteście na niegdyś ładnych i upstrzonych zielenią przedmieściach Denver. Na prawo widać całkiem niedaleki port lotniczy Centennial.

Skrzyżowanie nie wygląda jakoś kusząco bezpiecznie, więc skryliście się za załomem jakiegoś budynku.

Terkotanie i trzaski z broni maszynowej słychać znacznie bliżej niż wcześniej, lecz wciąż daleko. Najwidoczniej tutaj nikt się nie leje. Nie oznacza to jednak, że ktoś się tu nie rozgościł...

W Googlach wpiszcie Denver Map - wyskoczy wam Google Map, gdzie znajdziecie drogę 25/87 i port Centennial. Nie można przegapić.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 08-06-2009 o 12:32.
Micas jest offline  
Stary 08-06-2009, 14:02   #25
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Zmrużył lekko oczy, patrząc na ogromne, pokręcone ruiny skrzyżowania. Jego ręka odruchowo powędrowała do kieszeni płaszcza i wydobyła starą, pomiętą paczkę czerwonych Marlboro. Bez słowa uniósł ją w górę, proponując zgromadzonym. Naturalnie zaczął od MJ... Czyżby Marry Jane? "Piękne imię" - pomyślał, zagryzając tlącego się już papierosa. Ciepło dymu przyjemnie wypełniało płuca, przywracając mu spokój i koncentracje. Po chwili, ostrożnie wychylił się zza kolumny, sondując pobliskie gruzowisko. Nie wyglądało to bezpiecznie, choć w tej sytuacji nie było pewnie innego wyjścia. Musieli przebić się do miasta. Miał tylko nadzieję, że taktyczne doświadczenie, towarzyszących mu wojskowych, pozwoli im wyjść z tego cało.

- Pozwolicie, że się obsłużę - wycedził po chwili namysłu, kierując się w stronę pojemników z bronią. Postanowił wykorzystać chwilę przerwy, by otworzyć jedną ze skrzynek i uzupełnić amunicję w swojej broni. Wątpił, by ktoś z obecnych miał coś przeciwko, w końcu kaliber nie pasował do ich spluw. Poza tym ich życie zależało również od zawartości komór nabojowych jego Magnuma. Delikatnie otworzył kartonowe pudełko i wydobył z niego zestaw pocisków. Spora masa amunicji przyjemnie ciążyła na dłoni, dając pewność, że broń nie zawiedzie, gdy wymagana będzie odpowiednia siła przebicia.


Po uzupełnieniu amunicji, jeszcze raz omiótł skrzyżowanie wzrokiem.
- Więc? Mamy jakiś plan? - spytał w końcu, zgniatając butem wypalonego już papierosa.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 08-06-2009 o 14:45.
Tadeus jest offline  
Stary 08-06-2009, 18:50   #26
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Skorpion leżał trzymając się jedną ręką za bok i podziwiając niebo, kiedy w końcu ktoś łaskawie do niego podszedł i wyciągnął z jego tkanki mięśniowej bądź tłuszczowej kilka gram ołowiu. Ból przy tym był olbrzymi, ale najemnik zacisnął zęby i ani pisnął. Tak go nauczono w domu i na pustkowiach i tego nadal się trzymał. Nie okazuj słabości. W końcu ostatni zakrwawiony pocisk wylądował na ziemi. Pozostało jeszcze zszyć ranę. To też nie było zbyt przyjemne.

Po kolejnych kilku minutach bandito postanowił wstać. Nie można w końcu cały dzień leżeć i narzekać na dokuczliwości. W tym czasie pastor "jakiśtam" dobrał się do skrzynek, które oni ryzykując życie przytargali z płonącej ciężarówki. "Gdyby to była Hegemonia facet już dawno miałby roztrzaskaną jedną z tych skrzynek na łbie". Powstrzymując się od morderczych myśli sam zabrał się za przeszukiwanie skrzynek. Przede wszystkim szukał kul 7.62mm, pasujących do jego Garanda. Przy okazji przywłaszczył sobie Berettę i Colta, wraz ze sporym zapasem amunicji do obu pistoletów. Mniej więcej wtedy padło pytanie:

- Więc? Mamy jakiś plan?

To księżulek był na tyle ciekawski. "Swoją drogą ciekawe, czy to jeden z tych powaleńców z Salt Lake?" pomyślał Skorpion.

- Nie znam tych terenów - odezwał sie zachrypłym głosem. - Jestem tu pierwszy raz. Niech dzielny komandos prowadzi - słowo "dzielny" powiedział z ironią w głosie. Facet krył się waląc ze swojej broni na oślep, podczas gdy pozostali narażali tyłki, a niektórzy nawet oberwali. Był pewien, że żołnierzyk nie może być twardy jak bandito, ale spodziewał się po nim czegoś więcej. Szczególnie po akcji z ciężarówką. Splunął ze złością na ziemię.

W końcu, gdy wszyscy się zaopatrzyli i (ci co musieli) podleczyli, ruszyli naprzód. Wlekli się jakąś autostradą, aż w końcu zobaczyli budynek, który ktoś określił jako port lotniczy. Skorpiona to nie obeszło. Co za różnica czym jest ten budynek, skoro jest kompletnie nieprzydatny? No chyba, że zechcą tam przenocować. Ale nie on tu prowadzi...
 
Col Frost jest offline  
Stary 13-06-2009, 17:33   #27
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
MJ z pewną dozą rezerwy przyjęła pomoc obu panów. Należała do osób które uważały, że jeśli coś ma być zrobione dobrze, to należy to zrobić samemu. Przeświadczenie to, z jednoczesną potrzebą udowodnienia na co ją stać, wywołało grymas na jej twarzy. Mężczyźni stwierdzą zapewne, że to z bólu. I dobrze, lepiej żeby nie wiedzieli, co jej chodzi po głowie. Byli jej obcy a ona nie zamierzała nikogo wtajemniczać w psychologiczne aspekty swojej pokręconej jaźni ani też tłumaczyć się ze swojego zachowania. No, może dla Tima zrobiłaby wyjątek... kiedyś. Chwilowo jednak powinni szybko się pozbierać i ruszyć w końcu tyłki z widoku.
"Skurwysyny" - pomyślała o mutantach -"Zanim ręka przestanie boleć minie z tydzień. Zanim będzie w miarę sprawna kolejne tyle. Nieźle mnie urządziły, niech to szlag". Mimo wewnętrznej walki z myślami i niesamowitym wkurzeniem na sytuację, MJ pokierowała działaniami pastora i Tima, którzy dość sprawnie poskładali ją i tego "drugiego" (który nadal się nie przedstawił). Po chwili bolesnego i przymusowego odpoczynku można było w końcu wziąć tyłek w troki.

- Dzięki, nie palę - odmówiła grzecznie pastorowi, z niesmakiem spoglądając na wymiętą paczkę Marlboro. "Pewnie weźmie mnie za cnotkę. I dobrze, przynajmniej nie będzie chciał mnie nawracać" pomyślała z dozą cynizmu.

Gdy już "drugi" i Ringstean przetrzebili skrzynię z amunicją, również i ona uzupełniła zapasy do swojej Beretty i Colta.

-Więc? Mamy jakiś plan?- usłyszała melodyjny głos pastora.

"Tak, usiądźmy i pomódlmy się o natchnienie" - pomyślała MJ. Na szczęście resztki przyzwoitości powstrzymały ją od zwerbalizowania tej myśli.

- Nie znam tych terenów - przerwał ciszę "drugi" - Jestem tu pierwszy raz. Niech dzielny komandos prowadzi - dziewczyna wyczuła w jego głosie ironię. Zacisnęła zęby. Wiedziała, że wszczynanie jakiejkolwiek potyczki słownej w tym momencie mijało się z celem. Zresztą, Tim jest już dużym chłopcem i nie musi go bronić. Zamiast słów spojrzała na niego znacząco i skinęła głową.
 
Ribesium jest offline  
Stary 16-06-2009, 13:23   #28
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- Nie znam tych terenów. Jestem tu pierwszy raz. Niech dzielny komandos prowadzi.

Słowa mężczyzny, którego dopiero co pozszywali zdenerwowały go. Siedzieli razem w tym gównie, a on miał zamiar wszczynać pyskówki?!

- Słuchaj mnie ćwoku, niedawno uratowaliśmy Ci z tą ślicznotką życie! Wyciągając z twojej dupy kawałek ołowiu, który wpakowali ci bo ruszasz się jak ciota. Masz dwa wyjścia, albo spadasz jak Ci się nie podoba, albo idziesz z nami i nie rzucasz głupich tekstów. Wybieraj, nie mam zamiaru na każdym kroku wysłuchiwać marudzenia twojego przerośniętego ego.

Potem ostentacyjnie odwrócił się do niego plecami, jednocześnie odpinając kaburę, tak by tamten to widział. Zaczął do MJ i pastora:

- Z tego co wiem, to główne zgrupowania wojska, są w południowo - zachodniej części miasta. Nie dotrzemy tam przed zmierzchem, a do tego może przyjdzie nam się przedzierać przez strefy walki. Proponuję dostać się do budynków portu lotniczego. Może jest tam jakieś radio? A jeśli nie to chociaż odpoczniemy i ruszymy o świcie dalej?
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 18-06-2009, 18:20   #29
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Wszyscy

Słowa wypowiedziane przez Tima szybko okazały się jedynymi logicznymi. Oto bowiem z północy nadciągnął patrol. Dostrzegliście go w porę i zwinęliście się szybko i cicho w stronę portu lotniczego Centennial.

Po drodze zauważyliście, kto był w tym patrolu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yeKwLTqesXk&feature=related[/MEDIA]

Mutanci, ubrani w typowo wojskowe ciuchy. Mundury, kamizelki strzeleckie, hełmy z kevlaru. W rękach mieli karabiny M16 z różnymi bajerami. Za nimi kroczył napakowany mutas z... Browningiem .50cal w łapach. Trochę to pewnie ciężkie, ale biorąc pod uwagę fakt, że koleś przypomina Hegemona z opowieści o Gas Drinkers grasujących w Detroit, nie dziwi was to raczej. Taśmy z amunicją ma swobodnie przewieszone przez ręce i tors.

Dwaj "żołnierze" którym asystuje w rękach mają, jak wcześniej zauważyliście, karabiny szturmowe M16. Jeden ma stary model A2, drugi ma "najnowszy" A4 z granatnikiem M203 typu "Szpon".

Ukryliście się całkiem dobrze w ruinach jakiegoś splądrowanego sklepu spożywczego nieco dalej. Patrol przechodzi dalej drogą, kierują się chyba na Heritage Hills.

Możecie spróbować ich rozwalić, gdyż chyba nie spodziewają się tu nikogo... a przynajmniej nie zasadzkowiczów. Możecie również wydostać się stąd i czym prędzej ruszyć do Centennial.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 18-06-2009, 19:38   #30
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Słowa żołnierzyka dopiekły Scorpionowi na całego. Aż cały poczerwieniał na twarzy. Gdyby były to inne okoliczności to jeden z nich już miałby kulkę między oczami. Sytuacja jednak nie była ciekawa i jest to jeden z nielicznych przypadków, kiedy temperament bandito ustępuje rozsądkowi. Co nie znaczy, że najemnik nie postawi na swoim:

- Słuchaj frajerze. Nie zasłaniaj się dziewczyną, bo bez niej nie potrafiłbyś nawet plastra na przecięty opuszek przykleić. A gdyby nie moje oko i sprawna ręka to wciąż kuliłbyś się za tym kamulcem i srał w gacie ze strachu. W moich okolicach takich jak ty rozwala się przed śniadaniem. Dziękuj, w kogo tam wierzysz, że nigdy tam nie zawędrowałeś. Ale nie martw się, wszystko jest do nadrobienia. Chętnie złoję ci dupsko jak już dotrzemy do tych twoich zgrupowań. Nawet z przestrzelonym bokiem. Kurwa i bez ręki, jeżeli będę musiał!

Potem dodał już nieco spokojniejszym tonem:

- Póki co nawet taki mięczak jak ty może się na coś przydać. O swoje tyły sie nie obawiaj. Ja nie strzelam w plecy. No, na co czekasz? Prowadź.

I ruszyli...

* * *

Po długiej wędrówce trafili na jakieś zapomniane przez wszystkich miejsce, które kiedyś pełniło rolę lotniska. "Ale ruina" pomyślał Scorpion. Nie podziwiał jednak przedwojennej budowli bo schowali się tu przed nadjeżdżającym patrolem. Nawet bandito wie, że stanie na środku drogi, kiedy z naprzeciwka nadjeżdża banda nieznajomych nie jest brawurą, ale prawdopodobnym samobójstwem. Dlatego cała czwórka zaczaiła się w pobliżu i czekała. Okazało się, że dobrze zrobili.

- Mutki - szepnął najemnik bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. - Ech, żeby Jeździec, DJ i Słodki wciąż żyli i byli tutaj. Zatańczylibyśmy z nimi po swojemu.

Na samą myśl o walce Scorpion się uśmiechał. Do twarzy szaleńca jeszcze trochę mu brakowało, ale nie tak znowu wiele. Ostatnio to oni zostali zaatakowani z zaskoczenia. Nie było nawet czasu by pomyśleć o prawdziwej strzelaninie tylko trzeba było stamtąd zmiatać. Najemnik miał ogromną ochotę na rewanż.

- I co? - tym razem zwrócił się już do towarzyszy. - Walimy w nich czy podwijamy ogony i spadamy?

Bok wciąż doskwierał, a sprawność ruchowa pozostawiał wiele do życzenia, ale znów poczuł się jak za dawnych lat na autostradzie. Mieli pełno broni i amunicji, mieli element zaskoczenia i przewagę w inteligencji. Scorpion znów czuł, że żyje.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172