Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2010, 21:38   #21
 
Casual's Avatar
 
Reputacja: 1 Casual nie jest za bardzo znany
- Mam lepszy pomysł. Albo idę z Grey'em albo sam. On ma przynajmniej jaja, a ty... Nie zawierzę ci jako wspólnikowi w jakiejś rozpiedusze
Cios nie był celny, choć Hawk po tych słowach poczuł się znacznie gorzej. Szukał śmierci tyle lat, a teraz uświadomił sobie ze nie chce tak umrzeć. Nie tu, nie z takimi ludźmi jak oni... Jeżeli ci…nie miał odpowiedniego słowa na określenia tych dwóch… traktują to jak "jakaś rozpierduche" to Hawk nie miał już żadnych wątpliwości. Kiepsko u tych ludzi z inteligencja. I z takim podejściem marne mają szanse na przetrwanie. A przez nich marne szanse mamy też my- dorzucił w myślach kwaśno.


Nie obrażał się o słowa o "braku jaj", a przynajmniej tego nie pokazywał. Hawk doskonale znal swoja wartość. Nawet się nie skrzywił, tylko jak miał w zwyczaju zignorował obelgi, odwrócił się. Na zewnątrz zachowywał iście stoicki spokój, jednak w środku czuł się jakby mała kula śnieżna zaczęła się wolno toczyć z pagórka. Mała kulka, która z czasem przeradza się w wielkiego, śnieżnego potwora.


Wzrokiem wiercił nieprzeniknioną ścianę zieleni. Co mogło się tam kryć ?

Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać.

- Ok. – rzucił krótko i powędrował na sam tył tej zgrai.

Kałacha trzymał cały czas w pogotowiu. Ruszył wolnym krokiem za resztą grupy.
 
Casual jest offline  
Stary 05-04-2010, 10:12   #22
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
- Roscoe, jak chcesz to możesz iść z nami. Albo po prostu daj mapę i powiedz, gdzie idziemy. Masz jakąś broń? Umiesz w ogóle strzelać?

Dziadek wyciągnął zza pazuchy średniej wielkości, ale całkiem wdzięcznego uzi.

Na przyszłość: robić lepszą selekcje załogi. Tylko brakuje mu gangerów Schulz'a wśród załogi, szlag. Nie wierzył, że jego intuicja i doświadczenie pozwoliły mu na tak lekkomyślny wybór towarzyszy podróży.
- Dobra panienki. Koniec tego. Wszyscy umieramy, ostatnie czego nam potrzeba tu, to waśnie. Będzie tak. Przypominam, że to ja nabazgrałem tę mapę i tylko ja znam legendę i beze mnie, nigdzie nie dojdziecie. Przypominam też, że to ja z Was wszystkich, gnojki, jestem ekspertem od życia w dżungli i nie sądzę, by jakieś szczyle z Detroit, panie Grey i Skorpionie, czy gór, panie Hawk, mogły w tych sprawach ze mną polemizować. Tak więc w tej sytuacji ja dyktuje hierarchię w stadzie.
Giddens wycelował uzi w mężczyzn. Zrobił to z precyzją charakterystyczną dla barowego zawadiaki, a nie pogodnego staruszka, który spędził całe swoje życie na kutrze.
- Ja i pan Hawk na przodach, panienka... - odwrócił się szarmancko w stronę Troy - ...w środku, kryta przez nas. Panie Harrison, osłaniasz pan tyły, Skorpion...zajmij się panem Rottenem.
Kto jeszcze chce coś powiedzieć i przedłużyć czekanie na niechybną śmierć, czy możemy wreszcie wyruszać?
 

Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 05-04-2010 o 10:21.
DeBe666 jest offline  
Stary 05-04-2010, 10:56   #23
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Staruszek albo był naiwny jak dziecko jakie chciał zgrywać naprawdę, albo coś ukrywał.
W sumie aktualnie Troy niewiele to obchodziło, jeśli okaże się to czymś naprawdę istotnym to wtedy się tym zajmie porządnie.
Pomogła Roscoe wytaszczyć wór z bronią białą jak i palną na pokład.
Tam przejęli go gość zwany Grey i niejaki Johnny, gość od maczety.
‘Ciekawe, czy będzie potrafił się nią posługiwać w tych lasach, czy też może jako pierwszy trafi do mnie na opatrywanie ran…’

Po krótkiej opowiastce której temat w zasadzie był nie ważny, a miała tylko służyć ewentualnemu rozluźnieniu towarzystwa na mocno wysłużonym kocu na ziemi wylądowała spora ilość różnorakich narzędzi do robinia większej lub mniejszej krzywdy.
Największe ‘koguciki’ w grupie jako pierwsze rzuciły się po sprzęt.
Ona sama poczekała aż towarzystwo weźmie swoje przedłużenia ego i zacznie się nimi na nowo zachwycać.
Wzięła w końcu z koca jedyną jej broń palną, sprawdziła czy wszystko z nią jest w porządku.
Po chwili Colt 1911 z mocno powycieranymi, drewnianymi okładzinami wylądował w kaburze wysoko na prawym udzie.
O wiele więcej zainteresowania poświęciła pakunkowi z naoliwionych szmat jaki chował w swym wnętrzu broń jaką ceniła o wiele więcej, bo nie raz nie dwa przydały jej się tez, na, jeśli można to tak nazwać, stole operacyjnym.

Noże jakie wygrała kilka lat temu, i nie oddałaby ich chyba za nic.
Ktoś jej kiedyś powiedział, że przed wojną, były to jedne z lepszych tego typu zabawek, po wojnie zaczęły się liczyć jeszcze bardziej.

Jedno słowo- Muela.



Leniwym ruchem wsunęła rzutki na ich miejsce na lewym udzie.



Miała w nosie co inni sądzą o jej nożach.
Były jej, a lekarz ma prawo do swoich odchyłów.
Puściła mimo uszu próbę ustalania kto w tej ekipie ma największe cochones.
Zawsze ją ciekawiło co za debil umieszczałby lekarza na samym końcu.
Chyba ktoś, kto chciałby go szybko stracić, no cóż…
Gdy Grey zaczął szczerzyć się w jej stronę ósemkami uśmiechnęła się kontrolnym uśmieszkiem numer 12. Gdy na szczęście ruszył do przodu pozwoliła sobie tylko na ciche
-No me toques los cojones…
Które było przeznaczone tylko dla niej samej.
Nie chciała dać się wyprowadzić za szybko z w miarę dobrego humoru jaki miała aktualnie.
A zapowiadało się że niektórzy sobie zaraz skoczą do gardeł, co chwile padała inna propozycja kto gdzie i w jakim szyku ma iść.

Na szczęście Roscoe chyba też miał tego dość.

- Dobra panienki. Koniec tego. Wszyscy umieramy, ostatnie czego nam potrzeba tu, to waśnie. Będzie tak. Przypominam, że to ja nabazgrałem tę mapę i tylko ja znam legendę i beze mnie, nigdzie nie dojdziecie. Przypominam też, że to ja z Was wszystkich, gnojki, jestem ekspertem od życia w dżungli i nie sądzę, by jakieś szczyle z Detroit, panie Grey i Skorpionie, czy gór, panie Hawk, mogły w tych sprawach ze mną polemizować. Tak więc w tej sytuacji ja dyktuje hierarchię w stadzie.

Musieli go posłuchać, nic tak nie skupia pełnej uwagi, jak fakt, że ktoś celuje do ciebie z całkiem szybkostrzelnego pm-a, a uzi do takich należał.
Kolejność ‘dziobania’ nagle przestała być kwestią sporną, a stała się wręcz oczywista.

- Ja i pan Hawk na przodach, panienka...Roscoe odwrócił się szarmancko w stronę Troy - ...w środku, kryta przez nas. Panie Harrison, osłaniasz pan tyły, Skorpion...zajmij się panem Rottenem.
Kto jeszcze chce coś powiedzieć i przedłużyć czekanie na niechybną śmierć, czy możemy wreszcie wyruszać?


Troy skinęła tylko krótko głową, nie lubiła niepotrzebnego ględzenia, w czym jak widać, specjalizowała się wręcz reszta ekipy.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 05-04-2010, 14:56   #24
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Ja i pan Hawk na przodach, panienka... - odwrócił się szarmancko w stronę Troy - ...w środku, kryta przez nas. Panie Harrison, osłaniasz pan tyły, Skorpion...zajmij się panem Rottenem.

- Sam się zajmij "panem Rottenem", dziadek - Hegemończyk nie zamierzał nosić żadnej ze zgromadzonych osób, no może poza tą laseczką. - Nie będę taszczył przez dżunglę cielska tego powalonego szamana. Chcesz mnie zastrzelić to proszę bardzo - spojrzał na lufę UZI - ale wtedy też będziesz musiał sam go nieść. Albo mam lepszy pomysł. Zostawmy go tu gdzie leży, na co nam on?

Bandito dawno zapomniał czym jest współczucie. A właściwie nigdy nie poznał tego terminu. Od najmłodszych lat na południu był wychowywany zgodnie z duchem walki. Nie miał litości dla przeciwników, chociaż z czasem wyrobił sobie szacunek dla co niektórych. Podobnie sprawa się miała z towarzyszami, ale na razie o żadnym z obecnych nie miał dobrej opinii. Najwyżej Grey wydał mu się osobą o niezłych predyspozycjach, ale i jego nie niósłby na swoich barkach. Chodzenie po dżungli, w której na każdym kroku można spotkać przyczajoną śmierć, z kilkudziesięciu kilogramowym facetem na rękach, zupełnie mu się nie podobało. W takich warunkach wolał trzymać jakąś spluwę.
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 05-04-2010 o 15:01.
Col Frost jest offline  
Stary 05-04-2010, 15:19   #25
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
- Nie każe Ci go na razie taszczyć, może chociaż sklecisz mu teraz temblak?
Czy może rączki takiego twardziela jak ty są zbyt delikatne do tego typu zajęć? Może tylko wszystko co umiesz robić, to gadać jak stara baba, gnoju?

Twardziel coraz bardziej go denerwował. Giddens nie lubił stawać się stronniczy dla swojej załogi, ale już wiedział za kim nie będzie tęsknił, jeśli Scorpion przypadkiem zgubi się w dżungli.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 06-04-2010, 02:37   #26
 
Bloodsoul's Avatar
 
Reputacja: 1 Bloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodze
Podirytowany całą kłótnią, Rotten nie miał czasu nawet się wtrącać czy ripostować, co i tak nie było w jego naturze. Ból był, lecz do zniesienia, dało się poruszać i to póki co było najważniejsze. Jeszcze raz obmacywując ekwipunek sprawdził czy jest wszystko co trzeba.



Ten łuk był atrybutem Rottena, nie mógł się bez niego obyć. Jest jego perełką w oku. Nie zamierzał się z nikim lekko obchodzić, wystarczyło wymierzyć kąt, napiąć i wystrzelić, ot cała filozofia, lecz trzeba było mieć siłę i precyzję. Strzały były bardzo łatwe do zrobienia, a trucizny w dzisiejszych czasach jest od cholery w każdym ryju mutasów.



Maczeta w pochwie ozdabiała jego pas, była to broń kontaktowa, bez której obyć się jest ciężko. Nie wyróżniała się niczym szczególnym.



W bucie miał schowane swoje cudeńko, oznaczone jego inicjałami, wykonane z idealnym kunsztem. Kochał tą broń bo nikt się jej nie spodziewał, rozbrojonny Johnny z maczety oraz łuku, miał jeszcze niespodzianke w zanadrzu.

Ot tyle z inwentarzu, skromnie, lecz jakże skutecznie.

Niespodziewanie Johnny znika, w gmeru dyskusji reszty towarzyszy. Nikt nie wie co się stało, rozpłynął się.
 
Bloodsoul jest offline  
Stary 06-04-2010, 09:59   #27
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Znikniecie Rottena było w sumie wszystkim na rękę. Zdaje się, że nikt nie miał wyrzutów sumienia. Greyowi i Scorpionowi było to na rękę, Troy i Hawk pewnie mieli gdzieś szamana, a Giddens wierzył w bardzo prawdopodobny scenariusz, że podczas kłótni jakieś diabelstwo z lasu dżungli pochwyciło Rottena zanim ten zdążył mrugnąć okiem. Inteligentne są te cholerstwa z dżungli. Jak widzą, że jesteś zraniony, osłabiony, sparaliżowany, od razu cię łapią i szamają. Tak to już jest.
Wreszcie można było zacząć wędrówkę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-Fk4IijkZBM[/MEDIA]



Ruszyli. Na przodzie Giddens, koło niego Hawk. W środku pani medyk, z tyłu szli Grey i Scorpion, którzy co chwile rzucali sobie nienawistne spojrzenia.
Giddens wymachiwał maczetą torując grupce drogę przez morze zielska. Kiedy po raz kolejny zamachnął się odcinając grube, fioletowo-zielone pnącze, które chwilę wcześniej o mało nie dziabnęło go w nogę, przypomniała mu się kolejna historia.
To było niedawno, może kilka lat temu. Na załodze barki, wśród pasażerów, było dwóch mężczyzn. Jeden z nich pochodził z Vegas. Wyglądał na miękką pipę, ale patroszył rybska brutalnie i skutecznie. Drugi facio był chyba tutejszy. Ogromny, wytatuowany murzyn. Milczek. Olbrzym pracował na innym stanowisku, chyba zarzucał sieci, ale często miał styczność z tym pierwszym dandysem. Mimo to, przez dwa miesiące rejsu nie zamienili ze sobą słowa. No dobra, wymieniali tylko docinki i bluzgi, bo byli chyba największą parą skłóconych drani, jaką wtedy miałem na łajbie. Pewnego razu, podczas obiadu, ani murzyn, ani ten drugi, nie stawili się w kantynie.
Postanowiłem sprawdzić ich kajuty. Pierwszy pokój, należący do czarnego, był pusty. Gdy przechodziłem obok drugiego pokoju, usłyszałem głośne skrzypienie łóżka. Otworzyłem drzwi a moim oczom ukazał się totalnie niespodziewany widok. Chudy leżał na łóżku przygnieciony przez wielkiego, który sapiąc, rypał go w tyłek.

Oby znajomość Hegemończyka i snipera z Detroit nie skończyła się tak samo. Niestety, nie zauważył żeby załoga miała osobne namioty...
Hawk po raz kolejny usłyszał jakiś szmer w krzakach. Uznał, że czas o tym poinformować kompanów.
- Coś się ponownie ruszyło w tych krzakach. Powinniśmy to sprawdzić.
- Panie Hawk, w tych krzakach co chwile coś się rusza – odrzekł Giddens spokojnie.
Daniel spojrzał nieufnie na starca i dalej karczował drogę przed drużyną pożyczonym od Roscoe tępym kozikiem.
Szli dalej. Formacja roślinna dżungli zaczęła się zmieniać.
Korony drzew były coraz częstsze i przepuszczały coraz mniej słońca, co automatycznie podkręciło temperaturę w lesie o kilka stopni jak w mikrofalówce. Buty grzęzły w brei, błocie, który zastąpił wilgotną, miękką roślinność dżungli. Marsz był jeszcze trudniejszy i bardziej męczący.



Grey czuł zmęczenie. Dwa karabiny ciążyły mu niemiłosiernie. Widocznie tu równianie więcej broni=większa szansa na przeżycie się nie sprawdzało. Łyknął sobie wody z plastikowej butelki, która była teraz najprzydatniejszą rzeczą z jego ekwipunku.
Giddens mimo swojego wieku, szedł całkiem dziarsko, tak jak Hawk i Scorpion. Hegemończyk dostrzegł, że Troy, z każdym kilometrem idzie coraz wolniej. W myślach zwalił wszystko na słaby, żeński metabolizm.



Rotten szedł za drużyną, schowany za krzakami. Szkoda, że nie miał przy sobie żadnych specyfików, które uśmierzyłyby ból, pozwoliły na lepsze widzenie w ciemnej dżungli, albo wyleczyły niesprawną nogę. No cóż, jedyną pomocą w dżungli była laska, za którą służyła gałąź jednego z okolicznych drzew oraz niezwykle wyostrzony zmysł wzroku, który nigdy go nie zawiódł. Prawdziwy skarb. Johhny chciał iść krok w krok za załogą, co było wręcz nieludzkim wysiłkiem dla kaleki. Gdy natrafił na błoto, wędrówka stała się jeszcze trudniejsza, ale dalej brnął ze świadomością, że daleko jeszcze nie pociągnie. W tak paskudnej sytuacji, aż ciągnęło go, żeby poprawić sobie samopoczucie kilkoma pigułami tornado schowanymi w kieszeni. Na szczęście drużyna też zaczynała wyglądać na zmęczoną, co jakimś cudem, pozwoliło mu wciąż nadążać za Giddensem, Harrisonem, Scorpionem, Troy i Hawkiem.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 06-04-2010, 11:10   #28
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Nie każe Ci go na razie taszczyć, może chociaż sklecisz mu teraz temblak? Czy może rączki takiego twardziela jak ty są zbyt delikatne do tego typu zajęć? Może tylko wszystko co umiesz robić, to gadać jak stara baba, gnoju?

Scorpion już miał coś odszczeknąć, ale widok wymierzonego w jego głowę UZI odciągnął go od tego zamiaru. Hegemończyk miał przeczucie, że po takiej wiązance, jaka aktualnie chodziła mu po głowie, palec starego pryka może drgnąć, nawet mimowolnie. Zresztą według bandito nawet bez bluzg, paluch mógł się poruszyć bez wiedzy jego właściciela. Wolałby, żeby ten pistolecik był skierowany w inną stronę. Odwrócił się w stronę leżącego łysola... ale jego już tam nie było. Kretyn się zmył. No i dobrze.

- Tak, może mam jeszcze za nim gonić? - spytał dziadunia. Ten nie odpowiedział. Opuścił tylko swoją broń, a chwilę potem wszyscy skierowali się do dżungli.

Na czele nie podążał ani najemnik, ani Grey. Dziadyga wolał złożyć losy całej grupy w ręce milczka, który na Scorpionie robił wrażenie lekkiego świra. Nie trzeba więc tłumaczyć, że odrobinę niepokoiła go ta sytuacja, ale ponieważ szedł z tyłu, był pewien, że jeśli coś ich zaatakuje, a ten gamoń to przeoczy, najemnik będzie miał czas zareagować. Obok Hegemończyka spokojnie szedł Harrison i chociaż dotrzymywał wszystkim tępa, wyglądał na coraz bardziej wyczerpanego. Podobne objawy bandito zauważył u idącej przed nim dziewczyny, ale w sumie nic dziwnego, że laska ma mało siły. Giddens zaczął snuć jakąś historię z zamierzchłej przeszłości, więc południowiec postanowił wykorzystać fakt, że inni go słuchali i zagadał do idącego obok faceta.

- Ej, Grey. Ustalmy coś. Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie i w porządku. Nasz maleńki spór możemy rozwiązać zawsze i gwarantuję ci, że do tego dojdzie. Teraz może jednak skoncentrujmy się na przeżyciu kilku kolejnych dni? - mężczyzna milcząco pokiwał głową. Cholera, nigdy nie wiadomo co taki sobie myśli. - A więc, ponieważ razem siedzimy w tym gównie, może odpowiesz na jedno pytanie. Znasz Schultza na prawdę, czy tylko z opowieści?
 
Col Frost jest offline  
Stary 06-04-2010, 12:27   #29
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
- Jak to kurwa zniknął? - Grey rozglądał się z niedowierzaniem. Jeśli coś go zeżarło nie miał zamiaru być następny. Dałby wszystko, żeby być jak najdalej stąd. W takim nie przymierzając Cylindrze. Pierdolić resztę. Trzeba ruszać.

Kilku kilometrowy marsz przybijał go. Nie, żeby sobie nie radził, choć ekwipunek zdawał się ciążyć dziesięciokrotnie. Już nie raz forsował długie odległości pieszo. Jednak po raz pierwszy był w dżungli. Nie rozumiał tego miejsca i praw nim rządzącym. Miał ochotę wypierdalać całe magazynki w szumiące krzaki. Co by to zmieniło?
Czy gdyby coś nagle oderwałoby mu łeb, nic by się nie zmieniło.
Czasami miał dość. A jeśli po tym życiu jest drugie? Takie samo? Jeśli to nierozerwalne koło? Co wtedy?
- Kurwa... - Wycedził Szarak, poprawiając ramiona ciężkiego plecaka. Nie wiadomo ile jeszcze kilometrów przed nimi. Mógł nie dać rady z ciężkim ekwipunkiem. Pewnie z czasem będzie osłabiać go to choróbsko. Pierdolić to.


Opuszczona chata. W sam raz. Grey został trochę z tyłu grupy, wyciągnął jeden magazynek bębnowy z plecaka i pieczołowicie schował go pod schodami rozpadającego się szałasu. Powinien go tu znaleźć w drodze powrotnej. Wstał i wyprostował się. Z uśmiechem pomaszerował do reszty grupy. Jednak jeden bęben robił różnicę. Kilkanaście metrów dalej zwrócił uwagę na chwiejny krok Troy. Szkoda laseczki. - Ej, kotku nie chcesz się czegoś napić? - Zawołał za nią. - Łap. - Powiedział rzucając jej butelkę wody.
Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Scorpiona. - Ej, Grey. Ustalmy coś. Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie i w porządku. Nasz maleńki spór możemy rozwiązać zawsze i gwarantuję ci, że do tego dojdzie. Teraz może jednak skoncentrujmy się na przeżyciu kilku kolejnych dni? - Szarak nie był typem żywiącym długo urazę. W sumie puścił już w niepamięć ich niedawną kłótnie. Krótko przytaknął. Tamten widząc jego reakcje kontynuował. - A więc, ponieważ razem siedzimy w tym gównie, może odpowiesz na jedno pytanie. Znasz Schultza na prawdę, czy tylko z opowieści? - Schultz. Wszystko wszędzie rozbijało się o niego. Nawet na Florydzie. A jeśli tamten jest to Assasin? Słyszałeś o nich? Wołają też na nich czarne kaptury. Jednego poznałem. Na tyle na ile poznają się łowca i jego zwierzyna. Tym razem jednak lis zdołał uciec zagryzając myśliwego. Ludzie Schultza. Jeśli nawywijasz w Downtown i zdołasz jakimś cudem uciec, nie myśl, że już zwyciężyłeś życie. Z Tedem się nie wygrywa. Najwyżej twoja porażka została odroczona. Wysyłają za tobą Kaptury. I choćby miały wrócić za dziesięć jaj, to z twoją obciętą głową i oderżniętymi jajami w ustach podanymi na złotej tacy.
Albo jesteś psychopatycznym skurwielem, albo nie rządzisz Zasranymi Stanami Zjednoczonymi.
Grey uśmiechnął się półgębkiem. - W gabinecie Schultza, zaraz nad biurkiem wisi obraz. Kobiety, która wyłania się z ognia.


I to była jedyna kobieta, którą kiedykolwiek pokochał.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline  
Stary 06-04-2010, 13:12   #30
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- W gabinecie Schultza, zaraz nad biurkiem wisi obraz. Kobiety, która wyłania się z ognia - nietypowa odpowiedź zdziwiła nieco Scorpiona. Czy ten facet nie może odpowiedzieć normalnie? Zresztą Hegemończyk nie mógł stwierdzić czy Grey blefuje czy mówi prawdę. Był w gabinecie swojego byłego szefa tylko raz, a i wtedy nie zwracał uwagi na takie pierdoły jak obrazy. Poza tym posiadanie wiedzy o pewnym obrazie nie oznacza takiej samej wiedzy o jego właścicielu.

- Może rozwiniesz nieco tę myśl? - nie dał po sobie poznać, że poprzednia wypowiedź kompletnie nic mu nie dała, chociaż jego rozmówca musiał się tego domyślać. W końcu nie bez powodu odpowiadał tak tajemniczo. Bandito starał się nie wyrażać żadnych emocji. Wiedział, że Harrison nie zamierza odkrywać swoich kart, czemu ciężko się dziwić jeśli ma coś wspólnego z panem i władcą z Detroit, więc sam postanowił tego nie robić. Nie, zanim się czegoś nie dowie.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172