Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2021, 22:37   #111
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Bomby zrzucone przez Leoparda zniszczyły systemy radarowe lotniska, co sprawiło że siły Amerigo zyskały przewagę w powietrzu - przynajmniej jeżeli chodziło o wykrywanie i walkę elektroniczną. Leoś miał bardzo dobry system radarowy a także warty uwagi zestaw zakłócania elektronicznego.
-Bandyci na radarze. Sześć myśliwców lecących w parach i DroST - zameldował obserwator z Warthoga. Itan-sha kliknęła raz radiem, dając do zrozumienia, że odebrała komunikat. Dostała też pakiet informacji z radaru transportowca, zawierający położenie wrogich maszyn, kurs, prędkość a także typ. Najbardziej zainteresował Iroshizuku znany jej ciężki myśliwiec F-77 Deathstalker lecący w parze z Dragonfire. Miał on bardo charakterystyczne skrzydła o skosie ujemnym (skosie do przodu) pozwalające na większą zwrotność, osiągi i większą masę startową. Także gwarantowały obniżenie prędkości minimalnej, co znacznie skracało drogę startu i lądowania. Jednak w poszukiwaniu optymalnego układu konstrukcyjnego projektanci nieco się zapędzili i z przyczyn strukturalnych i aerodynamicznych samolot nigdy nie został wprowadzony do produkcji masowej. Wypuszczono tylko partię prototypów, ale i one poszły w odstawkę gdy podczas pokazowego lotu Deathstalkerowi odpadło skrzydło i samolot się rozbił. Skąd piraci mieli taki sprzęt? Wiadomo kto go produkował i gdzie był składowany. Wypuszczono niewiele egzemplarzy, więc wywiad będzie miał szansę wytropić dostawcę.

Iroshizuku obniżyła pułap lotu, robiąc łuk nad czarnymi, postrzępionymi wierzchołkami drzew. Chciała pozostać w obrębie zakłócania radarowego Leoparda i uderzyć na przeciwnika niespodziewanie. Brak wykrywania radarowego znacznie zmniejszał szanse pilota Deathstalkera na dostrzeżenie Lightninga na nocnym niebie. Może i myśliwiec miał słabe punkty, ale z jego siłą ognia należało się liczyć, bo sześć laserów i działko dużego kalibru mogło powalić niejednego. Gdy para myśliwców minęła Itan-sha, ta zrobiła ciasny zwrot i podnosząc nos gwałtownie przyspieszyła atakując przeciwnika od dołu. Miała tylko sekundę na oddanie precyzyjnego strzału. Gdy zielony kwadrat wyświetlanego na HUDzie celownika znalazł się na Deathstalkerze, błyskawicznie nacisnęła spust. Gauss wypalił z metalicznym klaśnięciem, ale pocisk chybił o włos. Jednak laser pulsacyjny uderzył w prawe skrzydło zdzierając pancerz, a dwa średnie lasery trafiły w to samo miejsce niszcząc strukturę i ostatecznie pozbawiając przeciwnika skrzydła. Itan-sha położyła Lightninga na skrzydle i zrobiła zwrot, nie chcąc wlecieć w smugę gazów wylotowych Deathstalkera. Ciężki myśliwiec pozbawiony zrównoważonej siły nośnej wpadł w korkociąg, z którego pilot nie miał szans go wyprowadzić. Rozbił się w lesie kilkanaście kilometrów dalej.

O ile Deathstalker był niezwykłą maszyną, to Dragonfire’a można było nazwać pirackim standardem. Stary myśliwiec, z prymitywnym pancerzem i kokpitem, który słabo chronił pilota. Ze względu na nieprzemyślaną konstrukcję, nie opłacało się go modernizować i w końcu poszedł w odstawkę, wpadając w ręce tego, kto dał najwięcej podczas półlegalnych akcji wietrzenia wojskowych hangarów.
Pilot Dragonfire’a musiał zauważyć Lightninga, bo po ataku na jego skrzydłowego natychmiast ruszył w pościg. Iroshizuku przyspieszyła i ruszyła półokręgiem, obserwując w obrazie z tylnej kamery, co zrobi przeciwnik. Dragonfire poleciał ciasnym okręgiem, szukając dogodnej pozycji do ataku. Odpalił rakiety i sieknął wiązkami lasera. Itan-sha wypuściła flary i chmury dipoli, gdy RWR ostrzegł o opromieniowaniu falą radiolokacyjną, jednocześnie przyśpieszyła. Dragonfire kontynuował lot po ciaśniejszym, wewnętrznym okręgu, usiłując strzelać laserami. Jednak taka taktyka wiązała się z utratą prędkości. Lightning leciał po większym okręgu, na zewnątrz tego, po którym poruszał się przeciwnik, ale mógł swobodnie przyspieszyć i wykorzystać przewagę prędkości, aby wlecieć na ogon przeciwnika. Strzał z lasera pulsacyjnego, poprawka z gaussa i średniego lasera uszkodziły silniki wrogiego myśliwca powodując wybuch paliwa.
-Dwóch bandytów mniej - zameldowała, jednocześnie skanując radarem nocne niebo.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 02-10-2021, 22:23   #112
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Amerigo dawno nie widziało takiego starcia – a w zasadzie, to nigdy. Piraci rzucili do obrony lotniska i bazy lotniczej w Newport praktycznie wszystko, co mieli naziemnego. Grubo ponad trzydzieści BattleMechs, ponad dwadzieścia ciężkich czołgów oraz szereg innych machin, w tym klucz lotnictwa. Jak czas miał pokazać, była to dopiero pierwsza z wielkich bitew 'mech vs mech' – ale to wcale nie umniejszało skali zjawiska. Wpierdol lał się cysternami po polu bitwy, bezlitośnie naznaczając swym piętnem obydwie strony konfliktu.

Podczas gdy Minutemeni pojedynkowali się z lancą Sonny'ego Modeno, to Itan-sha i 'dropsy' tańczyły na nocnym nieboskłonie, pogrążone w szybkim i zajadłym starciu na śmierć i życie z wrażejskim lotnictwem. Trzy nowoczesne lądowniki typu Ares Mark VII przerobione na kanonierki, poparte kluczem ciężkich myśliwców różnego autoramentu oraz wlokącym się za nimi patrolowcem klasy Saturn. Wszystko to opatrzone pilotami i załogami w klasie weteranów. Gdyby mieli więcej szczęścia i lepsze maszyny, to być może wyszliby górą z tego starcia... a tak wyszli dołem. Płonące resztki ich maszyn spadły na ziemię niczym deszcz meteorytów. Detonacje tych pojazdów na mrocznym niebie przypominały pokaz fajerwerków. Dość rzec, że potężne uzbrojenie Leopardów i Uniona, oraz zdolności Itan-shy wystarczyły, aby przeważyć szalę. Najdłużej trzymał się Saturn – choć większy od Aresów i mniej zwinny, to jednak nieco lepiej opancerzony (choć prymitywną 'zbroją') i wytrzymalszy, przytrzymał lotnictwo sprzymierzonych na parę krytycznych chwil (nim wreszcie spadł jak meteor prosto w terminal, by tam się zdetonować).

Te cenne chwile zostały bezlitośnie wykorzystane przez mechwojowników i czołgistów Blood Raiders. Z początku ich rzeźnicze nawyki działały przeciw nim – nie mieli ani zdolności, ani cierpliwości do walki na daleki dystans, a także lubili się przepychać między sobą o „prawo do zwierzyny”, co znacznie osłabiało ich jako całość. Potracili sporo maszyn od dystansowego ostrzału, ale kiedy tylko dopadli Maruderów, to zaczęła się jatka. Cios za cios, oko za oko, nawałnica ognia i stali. Marksonowcy szybko musieli opuścić dogodne pozycje obronne i biegiem się cofać, waląc we wrogów w ramach fighting withdrawal. Kolejne wrażejskie retro-mechy padały pod kombinowanym ogniem formacji strzeleckich, doświadczonych w walce z piratami i znających ich wszystkie sztuczki. Ale wrogów, nawet z ich ułomnościami, było po prostu zbyt wielu. Pomimo swej przestarzałości, prym zaczynały wieść nie tyle retro-mechy, co czołgi. Nawet z mało doświadczonymi załogami. Łomot z armat i autodział Merkav, Marsdenów, Korvinów, Estevezów i (a może przede wszystkim) Alacornów, poparty rakietami, laserami i kaemami robił parszywą robotę. Potężny superciężki kolos wlokący się z tyłu „dopomagał” skurwielom w dziele zniszczenia, a i retromechy dawały radę. Mimo piętrzących się strat, piraci wygrywali starcie. Kolejne maszyny Maruderów pękały pod naporem wroga. Obydwie strony nakurwiały ile fabryka dała, przegrzewając mechy na maxa, w niektórych przypadkach aż do awaryjnego wyłączenia (co skutkowało szybkim obskoczeniem i rozszarpaniem przez czołgi). Nawet kiedy wreszcie przyleciało lotnictwo i wraże mechy zaczęły się spalać jak zapałki, to ogarnięci bitewną gorączką rzeźnicy z gwiazd wciąż niczym rekiny czuli krew w wodzie. Wciąż zadawali straty, a nawet zaczęli się odgryzać dropsom – w okrutny sposób strącili „Sluga”, dropshipa kl. Manatee należącego do Minutemen. Rozsypujący się na kawały konstrukt roztrzaskał się gdzieś na trawiastym terenie obok pasa startowego, rozlewając w płonącą ścieżkę. Załoga nie miała szans.

Dopiero po jakimś czasie, zniszczeniu wszystkich retromechów i przerobieniu na płonące wraki większości kolegów, część pirackich czołgistów opamiętała się i zaczęła uciekać – była to formacja Marsdenów. Nie ujechali daleko. Nikt nie przeżył. Ocalali sprzymierzeni zadbali o to, by resztki uciekających załóg i piechociarzy nie mogli nikomu opowiedzieć o grozie swej klęski. Lanca dowódcza też gryzła beton, choć pieprzonemu Modeno, pilotowi Stalkera i wielu innym mechwojownikom udało się uciec katapultami. „MegaMek” niestety nie przypadł Minutemenom w łupie: po katapultowaniu się został rozerwany szeregiem eksplozji amunicji, rakiet i napędu – ani chybi „prezent” od Modeno (czy samego „Benefaktora”) na wypadek takiej sytuacji. O mały włos ta autodestrukcja nie rozwaliła mechów Manula i Hermita. W podobny sposób wybuchł także STK-4P Stalker, zadając dalsze uszkodzenia maszynie Kriegera.

Ale było to bardzo gorzkie zwycięstwo. Jeden z dwóch minutemanowych dropsów utracony. Aż piętnaście z osiemnastu Maruderów leżało na deskach, a dwa z trzech pozostałych były praktycznie odarte z pancerza. Minutemeni mieli szereg uszkodzeń i poważnych ubytków w pancerzu, w tym rozwalone po jednym pepecu u Maraudera i Warhammera oraz większość małych laserów u Chargera. Lotnictwo też miało braki, szczególnie Union robił za gąbkę na obrażenia.

Nie było jednak czasu na rozpaczanie nad poległymi czy naprawę uszkodzeń. Byli na terenie wroga. Przybyli po coś i mieli zamiar to coś dokończyć. Podzielili się zadaniami. Zbieranie salvage, wymiatanie ostatnich grupek pieszego i stacjonarnego oporu, rozwalanie ostatnich struktur, zapasów i pojazdów użytkowych, zabezpieczanie perymetru, zbieranie katapultowanych pilotów Markson's Marauders, załadunek. To ostatnie było szczególnie ważne, bo cała ta ostatnia (a przecież kluczowa) część operacji została im brutalnie przerwana. Według umowy sprzymierzeni mieli mieć możliwość swobodnego szturmu na lotnisko w Newport i eliminację Blood Raiders.

Nikt jednak nie mówił o tym, co dalej.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=MudRvzka7hw[/media]

Od strony częściowo zrujnowanej bazy wojskowej (m.in. należącej do nieistniejącego już 77th Anti-Aircraft Battalion, 'macierzystej' jednostki Asagao) nadeszła czereda BattleMechs. Świeże siły, w pełni gotowe do walnej bitwy, wysmarowane barwami i nadające sygnałami IFF kompanii najemnej Little Richard's Panzer Brigade. Kilkanaście z tych maszyn zaczęło bić na dalekim dystansie lekką bronią – bardziej ostrzegawczo i na pokaz, niż aby zadać uszkodzenia. Odpowiedział im dość paniczny i nieskoordynowany ogień o podobnym skutku. Panzerowcy wezwali Maruderów do kapitulacji i zatrzymali się.

Za pomocą szczekaczek i radia podali swoje warunki: Maruderzy mieli zachować życie i swoje maszyny oraz salvage z własnych utraconych mechów, w zamian mając wypierdalać z planety (wszak Blood Raiders byli rozbici – w Newport utracili praktycznie całą naziemną efektywność bojową). Minutemen dostali kwadrans na to by „po prostu” wypierdalać. Szczyt kurtuazji: „a mógł zabić”.

Ani Maruderzy ani Minutemen nie byli w stanie oprzeć się kolejnej dwudziestce mechów, nawet ze wsparciem (nadwątlonego już) lotnictwa. Ci drudzy zgarnęli co mogli na Leoparda i czym prędzej się ewakuowali z gorzkim posmakiem pyrrusowego zwycięstwa na ustach. Ci pierwsi pozostali jako zakładnicy – przynajmniej ci naziemni, bo lotnicy udali się z Minutemen do planowego punktu zbornego pod Middlebury. Mieli wziąć udział jeszcze w walkach w przestrzeni kosmicznej, wszak piraci wciąż mieli silną flotyllę łajb, a kontrakt opiewał na całkowitą eliminację Blood Raiders jako grupy.

Podczas gdy mechy, ten znikomy salvage i mechwojownicy ogarniali się w mobilnej bazie naprawczej pod miastem, to lotnictwo czym prędzej udało się na orbitę – do naziemnych uszu dotarł wreszcie przekaz: wezwanie o pomoc ze strony flotylli sprzymierzonych. Blood Raiders atakowali. Leopardy, Union i Royal Lightning ruszyły na ratunek z ponurym przeświadczeniem, że czekała ich jeszcze cięższa bitwa. Nie mylili się. Wkrótce nocne niebo daleko ponad Fort Ticonderoga zostało rozświetlone wybuchami i smugami z broni energetycznej starcia toczącego się w termosferze planety. Kiedy wreszcie się uspokoiło, jeszcze przez długi czas ci na ziemi nie znali wyniku starcia (zakłócenia dawały mocno w kość ostatnio – plus taki, że wszystkim stronom konfliktu). Dopiero kiedy Itansha i Warthog wróciły do bazy dowiedzieli się wszystkiego.

Starcie było bardzo zażarte, a dysproporcja sił olbrzymia - kilkanaście dużych DropShips w typie sferoidalnym oraz garść mniejszych aerodyn, lądowników oraz kilka kluczy ciężkich myśliwców wroga stanęło naprzeciw o ponad połowę mniejszych sił z Palatynatu Illyriańskiego i od Rycerzy Św. Cameron. "Problem" w tym, że... Panzersi i Abased nie wzięli udziału w bitwie. Blood Raiders byli bez wsparcia, ale i tak mieli przewagę liczebną i rzucili się na prawilnych z niezwykłą zajadłością - oraz niskim stopniem koordynacji, dając się podzielić i zablokować. Klucze myśliwców Seydlitz, draconisjańskich i Hellcat należące do obrońców (czyli swojaków) skutecznie zablokowały wrażejskie latadła (choć Seydlitze poniosły spore straty) na skrzydłach, podczas gdy eskortowce kl. Lyonesse i Aquarius przyblokowały "słabsze" dropsy na jednej z flanek. W centrum zmagały się potężne siły w postaci pełnowymiarowych sferoid plus wsparcie. Sytuacja wyglądała nieciekawie już w pierwszych minutach starcia, gdyż 'drops' Cameronowców kl. Union zaliczył koszmarnie niefortunne trafienia prosto w składy amunicji i został rozerwany na strzępy. Ciężar starcia przejęły na siebie dwa dropsy kl. Dictator - i ciężar ten udźwignęły i poniosły, zmiatając po kolei każdą opozycję na jaką natrafiły i idąc w sukurs innym odcinkom pola bitwy. Hellcaty też dawały solidny odpór, a eskortowce zgromiły naczelną swą opozycję w postaci dropsów Gazelle. Niestety, na zaplecze sprzymierzonych dorwała się jedna aerodyna kl. Vampire, która dorwała statek skokowy kl. Invader Cameronowców. Ów 'skoczek' był uzbrojony, ale niedostatecznie - miał raptem dwa duże lasery na dziobie, a wróg bezlitośnie wjechał mu w rufę i - nim został zdjęty - zdołał unicestwić ten szalenie drogi i rzadki okaz prawie-LosTechu. Potężny cios.

Wkrótce potem było już pozamiatane, pomimo tych strat. Na zaplecze wroga wdarły się przylatujące z atmosfery posiłki - dropsy Maruderów Marksona oraz Warthog i Itansha od Minutemen. Wrażejskie nieuzbrojone promy próbowały uciekać, a eskortę wkrótce dorwały prawilne myśliwce i owe posiłki. Wróg miał na tym odcinku także dwa retrotechniczne skoczki - nieuzbrojony kl. Liberty całkiem nieźle opancerzony, solidny i uzbrojony kl. Aquilla. Mimo to wróg nie miał już szans - i wiedział o tym. Więc podjął szaloną decyzję. Zamiast się poddać, piraci zaczęli zbierać moc do skoków. Daleko od właściwych punktów skokowych zenit / nadir, czy nawet od pirackiego. Ich cel był jasny - wjebać się w planetę jako samobójczy super-pocisk, broń masowego rażenia, która zdruzgotałaby cały rejon Ziaren, Pogranicze i kawał planetarnej okolicy. Co gorsza podobną decyzję planował podjąć także trzeci ich retro-skokowiec, olbrzymi i potężny kl. Leviathan. Tak potężne uderzenie mogłoby doprowadzić do nieopisanych zniszczeń i zrujnować ekosystem całej planety. W tym momencie aktywowali się Panzerowcy i Abased, broniąc swoich towarzyszy zdesantowanych na planecie - zorganizowali nieudany abordaż, a potem szybko zniszczyli Leviathana. Piraci próbowali przeciw nim użyć paru satelit wyposażonych w broń, ale to były jeszcze łatwiejsze cele. Był też dowódczy okręt wyposażony w szereg średnich laserów i dużo pancerza oraz solidną strukturę - ten próbował abordażem wziąć skoczka kl. Invader od Panzerowców. Invader bronił się parą pepeców, ale i tak nie miałby szans. Tylko coś poszło nie tak - felerny ostrzał, friendly fire, sabotaż. Invader został zniszczony, podobnie jak wkrótce potem ten korsarz.

W wyniku tej bitwy praktycznie cała fota Blood Raiders przestała istnieć. Po jej zakończeniu przejęto także garść dryfujących, podziurawionych, ale wciąż trzymających się kupy łodzi - wspomniany już kl. Vampire, dwa myśliwce (jeden ze zniszczonym napędem fuzyjnym), jeden prom KR-61 wypchany kosztownościami zrabowanymi z Newport jeszcze z Dni Masakry. Po zwróceniu łupów prawowitym właścicielom i wynegocjowaniu sprawy z ComStarem, spylono te łodzie (oraz zdobycznego Esteveza MBT z lotniska w Newport) za 100% średniej wartości rynkowej, i to bez konieczności napraw - Błogosławiony Zakon wyraźnie szedł tutaj na rękę Ameryganom. Uzyskany (gruby) hajs w większości spożytkowano na dopełnienie hazard pay najmów, bieżące naprawy i uzupełnienia oraz bonus do war chest.

Wkrótce potem to, co zostało z kompanii Markson's Marauders (po zwolnieniu przez Panzerowców i zabraniu swoich zdruzgotanych maszyn & żywych bądź poległych pilotów) zebrało się w Fort Ticonderoga, gdzie rozmówiło się z rządem NVR i dowództwem NVDF. Kontrakt został zrealizowany, tym bardziej, że propagandowe media Armii Czerwonej Wstęgi „chwaliły” się zadaniem wielkich strat „ciemiężycielowi” w „zasadzce” pod Newport oraz „fortunnej decyzji” jaką Blood Raiders podjęli – mieli bowiem „raz na zawsze zadać kłam kontrowersjom o rzekomym statusie spiracenia” i... rozwiązać się oraz dołączyć do ACzW. Szybka analiza faktów pozwalała stwierdzić, że straty zadane BR były wystarczające, aby grupa ta się po prostu rozpuściła. Niedobitki zostały (siłą lub polubownie, bez znaczenia) wcielone do sił Bandytów. Tym samym kontrakt Maruderów został wypełniony. Wypłacono im stosowne wynagrodzenia, premie i bonusy stypulowane w kontrakcie (co kosztowało Republikę słono – ale bez Maruderów byłoby cienko). Próby wynegocjowania nowego kontraktu spełzły na niczym, Maruderzy wymigali się wysokimi stratami, utratą efektywności bojowej i koniecznością powrócenia do reszty batalionu. W parę dni zawinęli się i zabrali w cholerę. Grupa za grupę, formacja za formację, koszt za koszt. Czas miał pokazać, po czyjej stronie bilans się nie zgadzał.

Następne dni i tygodnie Minutemen spędzali w bazie pod Wielką Górą Zieloną. Ich mechy przechodziły gruntowną reperację (tym razem z wykorzystaniem świeżych pancerzy kl. standard), a nawet refit w miejsce zniszczonych pepeców, laserów czy innej broni. Barnes i reszta techników dwoili się i troili aby to wszystko zgrać, aby działało na tip top. Jackson i inni przykładali do tego rękę, choć na przykład Trevor spędziła więcej czasu w lazarecie na bardziej 'normalnej' kuracji antyradiacyjnej i regeneracyjnej.

Przez ten czas spokój był towarem deficytowym. Likwidacja Blood Raiders i odejście Markson's Marauders poruszyło obydwie strony konfliktu. Nad Lake Varmint siły Bandytów, poparte w ograniczonym stopniu przez (najwyraźniej niechętnych do grzęźnięcia w mule) Abased próbowały napierać, natykając na skuteczny opór asymetryczny ze strony Rangersów gen. Jacksona i plutonu mechów pod mentoratem Doe. Wyglądało na to, że ten front był z grubsza zabezpieczony (choć namnożenie szturmowych mechów Abased wymuszało nerwowe spojrzenia na ich nową bazę na zgliszczach Camp Varmint).
Zdecydowanie gorzej – choć póki co też stabilnie – było pod Middlebury. Miasto zostało wzięte w prawie całkowite okrążenie. Rozpoczęło się oblężenie. Każdego dnia i nocy Armia Czerwonej Wstęgi ostrzeliwała je na najdalszych możliwych zasięgach oraz sypała na domy Vermontczyków dziesiątki rakiet, granatów moździerzowych i pocisków artyleryjskich. W tym ataku brali także udział „rekruci” od BR i „przyjacielskie wsparcie” ze strony Workmenów, zauważono także osłonę ze strony sił Panzerowców. Rycerze Św. Cameron przerzucili tam część swoich mechów i trzymali kanał logistyczny oraz osłaniali ewakuację cywilów, podczas gdy Gwardia Republikańska oraz siły ochotnicze obsadzały i fortyfikowały miasto. Oblężenie to nie miało jednak trwać w nieskończoność, nie było na to środków i cierpliwości po obydwu stronach. Następowała powolna akumulacja sił; zwiastun prawdziwie wielkiej batalii.

Konieczność napraw i przebudowy mechów po kabale pod Newport poskutkowała odwleczeniem w czasie ataku na główną bazę Bandytów na Barierze. Niemniej jednak... temat wygasł "samoistnie". Daleki zwiad lotniczy Border Patrol osiągnięty ryzykownymi przelotami Boomerangów odkrył, że baza i okalająca ją mieścina zostały doszczętnie zrujnowane. Dalsze śledztwo wykazało, że ktoś musiał wykorzystać nieobecność "elitarnych" guntrucks i wieżyczek obronnych (wszak przesuniętych do Newport) oraz innych znaczących sił garnizonowych by przeprowadzić druzgoczący rajd. Rajd połączony z masakrą. Udział Jane Doe, NVDF czy kogo innego z Ziaren był wykluczony przez WSI. Najemnicy też zarzekali się, że nic takiego nie zrobili. Propaganda ACzW wspominała tylko o zdradzieckim ataku i masakrze urządzonej przez "znienawidzonych ciemiężycieli", ale bez podania konkretów. O co tu chodziło i kto to zrobił? Śledztwo wykazało jedynie, że zniszczeń dokonano bronią klasy wehikularnej (czyli równie dobrze lotnictwo, jak czołgi czy mechy), nie było strat pośród napastników, a na koniec użyto gazu bojowego - cyklosarinu. Ktokolwiek uderzył na to miejsce, zrobił to bez litości i z zamiarem wybicia wszystkich, w tym non-combatants.

Były też dalsze sukcesy w zbrojeniówce. Dyplomatom, handlarzom, naukowcom, wywiadowcom i inżynierom udało się zebrać do kupy szereg rozsypanych puzzle. Do produkcji wdrożono cięższe typy prymitywnych laserów (średni i duży), pełną gamę laserów chemicznych (niewymagających amplifikatorów mocy, ale za to większych i zaopatrywanych w amunicję gazową) oraz specjalne pociski rakietowe, moździerzowe, artyleryjskie i armatnie typu smugowego, dymnego/gazowego oraz Inferno. Dla Royal Lightninga kontynuowano także ściśle limitowaną produkcję rakiet AAM „Thunderstrike”, z powodzeniem przetestowanych przez Itan-shę w Newport. Arsenał rozszerzył się, a wraz z nim opcje taktyczne. Wieści mówiły też o zakupieniu, odrestaurowaniu bądź wybudowaniu dużej ilości czołgów wz. New St. Andrews (Scorpiony i Vedette) oraz paru innych – pogłoski mówiły nawet o pięćdziesięciu maszynach albo i więcej; pancerna pięść w sam raz do kontrataku u boku MechWojowników na tych oblegających Middlebury.

Prędzej czy później ta pożoga się wreszcie rozpęta. Pytanie, gdzie będą wtedy Bohaterowie Vermontu. Czy będą w stanie raz jeszcze rzucić swe życia i swe maszyny przed surowe oblicza Marsa i Bellony.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 05-10-2021 o 18:32. Powód: Raport z bitwy orbitalnej.
Micas jest offline  
Stary 08-10-2021, 07:43   #113
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Bitwa o Newport Airport była największa w dotychczasowej historii republiki jak i najpewniej całego Amerigo. Dała ona sporo do myślenia Hadowi i uświadomiła mu wiele rzeczy. Niestety czasu na większe rozmyślania nie było. Piraci może i rozbici. Niestety sojuszcznicy najmici kontrakt wypełnili i się zwinęli, a wróg wykorzystując to przystąpił do ofensywy na Middelbury. Trzeba było się sprężać i przygotować do następnej walki. Charger ucierpiał dość mocno podczas ostatniej misji, a braki poszczególnych komponentów plus preferencje, których Spencer nie mógł do końca wyjaśnić doprowadziły do pewnych modyfikacji w maszynie. Wymontowana ostatni SL i Prototype Medium Pulse Laser(slavage z piratów z lotniska coś się jednak uszczkło), dodano kolce w celu wzmocnienia zdolności do walki w zwarciu, oraz dołożono VGL z granatami dymnymi (w założeniach ma umożliwić skracania dystansu). Ograniczenie broni dystansowej umożliwiło odciążenie mecha poprzez wyciągnięcie paru niepotrzebnych heat sinków, a wolny gabaryt dopchać dodatkowym pancerzem. Skąd się wzięła preferencja walki z biskiego dystansu? Cóż podejrzewa się wpływ implantu, a po przeróbkach Charger stał się prawdziwym mechem do szarży. Diablo zabójczym jeśli tylko dobiegnie.

Jedna lanca to zarówno dużo jak i mało. Dużo jeśli chodzi o nagłe uderzenie w określony punkt w wrogą maszynkę wojenną i mało jak patrzy się na bitwę z ponad setką mechów. Myśląc na tym i doniesieniach wywiadu zapaliła się pewna lampka Hadowi z pomysłem, ale do końca nie wiedział co. Chciał jednak poruszyć pewne zagadnienie w wspólnym gronie Minutmenów.

Wspólny doc:

Po sesji VR, podczas której rozegrali lekko zmienioną Bitwę o Autostradę Śmierci i przygotowania tego co mogło się wydarzyć pod Middlebury, Had wykorzystał okazję zebrania się większości Minutmenów i ich szeroko rozumianego wsparcia i poruszył temat, który go ostatnio nurtował.
- Jak byście widzieli… jakby zamiast brać udział w bitwie o Middelburry zrobili dywersję w Newport? Sporo sił wysłali do oblężenia, a walka o lotnisko nadwyrężyła obronę już wcześniej. Jak dla mnie to szansa. - zagaił temat Spencer.

- Na co? - zapytał Jackson pocierając kciukiem bok nosa.
Na potrzeby symulacji Manul zmienił konfigurację swojego warhammera na niestandardową. Praktycznie co starcie ustawiał co innego starając się sprawdzić różne zestawy broni w związku z utratą części sprzętu w swoim mechu.
- Na co to szansa? - ukonkretyzował

- Szansa na realne przeważenie w bitwie. Widzieliście już w symulacjach i podczas prawdziwych walk jakie przełożenie ma jedna lanca, kiedy w grę wchodzą setki mechów, ale jakby wykorzystać to iż lanca Alpha jest dość potężnie dozbrojona jak i opancerzona i pieprznąć im na Newport to może odwrócimy ich uwagę na tyle, by siły broniące Middelburry mogły to jakoś wykorzystać - zakończył wypowiedź Hadrian.

- Pamiętasz że Ziarna są samowystarczalne, a nasza lanca nie będzie w stanie okupować Newport? - zapytał spokojnie Julian.

- Ziarna może i są, ale armia nie. Od początku wojny nasze działania skupiały się przeważnie na niszczeniu wrogich baz. Baza Workmenów, port nad Grand Lake, bazę morską gdzie zapaliliśmy im flotę, Vergennes i Newport Airports, oraz ta na Barierze w prezencie od kogoś, ale obecnie mamy inne zmartwienia niż patrzeć darowanemu koniowi w zęby. W końcu nie dadzą rady operować armią tracąc tyle placówek, bo zapomniałem o tej na Magellanie jeszcze. Nie wiem gdzie jeszcze mogą trzymać swój szpej jak nie w Newport. Miasta nie zdobędziemy, a tym bardziej go nie utrzymamy. My mamy tam tylko dokonać jak najwięcej zniszczeń, by to Ziarno przestało być jak najbardziej samowystarczalne. - odpowiedział Had już nie tak spokojnie jak kiedyś. Implant i wojna swoje zrobiły.

- Czyjego szpeju? - zapytał Manul - Panzerowcy teraz siedzą w Newport, ale ich logistyka to dropshipy. Chcesz uderzyć na Czerwoną Wstęgę. Ich bazę na Barierze ktoś unicestwił. Myślę, że ktoś Czerwonych sprząta. Tak na wszelki wypadek. Ale nawet jeżeli im dowalimy to Middlebury jest za daleko od Newport by się cofnęli czy rozdzielili. Najemnicy zlewają na Newport.
Przesunął językiem po zębach.

- Ta propozycja jest kusząca. Tylko dysproporcja sił pod Middlebury będzie duża. Ciężka lanca z solidnym przywaleniem może być rozstrzygająca. Na lotnisku Newport trzy hordy ciężkich mechów były w stanie zmieść gigantyczną ilość sprzętu. Panzerowcy jednak nie mają retrotechu. Dysponują lepszym sprzętem niż piraci.

- W znacznej mierze… - włączył się do dyskusji Viktor - Kwestia wywiadu. Będzie wielka bitwa. Czy nasza lanca nie zrobi dużej różnicy? Ja nie potrafię odpowiedzieć. Czy któryś z wrogów, powodu tej bitwy, otworzy się na mały blitzkrieg? Tego musimy się dowiedzieć. I musimy też wciąż mieć nasze flanki bezpieczne aby nie zrobili nam tego samego numeru i oni też o tym wiedzą. Samo to, że MOGLI się otworzyć, nie oznacza, że się otworzyli. Potrzebujemy zwiadu, wywiadu… bez tego jakiekolwiek decyzje to zgadywanki i ja-chciejki.

-Piraci stracili prawie wszystko co lata. Dlatego teraz Lightning jako myśliwiec rozpoznawczo szturmowy bardzo zyskał na znaczeniu. Mogę zrobić wystarczająco dużo nagrań fortyfikacji naziemnych w dowolnym mieście, zanim najemnicy poderwą swoje skrzydła. O ile w ogóle poderwą, bo z komunikacją bywa różnie. Uroki Amerigo - włączyła się do rozmowy Iroshizuku.

- Rozważyć możemy też rozdzielenie lanc, jedną posłać na szabry do Newport, drugą do Middlebury. Jeśli tylko, jak mówił Viktor, wywiad da nam podstawy do takiej decyzji - odezwała się Trevor.

Roland z Eutin słuchał swoich towarzyszy z zasępioną miną. Nie widać jednak było po nim oznak zmęczenia, gniewu czy innych negatywów. Emanował prezencją, spokojem. Ani chybi pewnie dlatego, że z dojebanego śmietnika przesiadł się na szturmowego Emperora - może nie najnowszy, ale jako taki.
- Itansha - rzucił callsignem Asagao - Co właśnie z lotnictwem najmitów? Abased mają myśliwce, Panzerowcy dużo desantowców. Bandyci przejęli też część maszyn piratów i mają parę własnych. Raporty ze zwiadu waszych… naszych Rangersów mówią o samolotach atmosferycznych. Myśliwce, zwiad. Nie tak dużo jak przedtem, ale to nigdy nie był sprzęt wybitnie bojowy, więc trzymali go z tyłu. Twoja koleżanka coś wspominała też o Bennington Airport. Nie ruszone, a jest. Więc Czerwoni mają przynajmniej jeszcze jedno lotnisko, znacznie bliżej Pogranicza i Bariery. - spauzował i pokiwał głową w zamyśleniu - Nie będą robić częstszych patroli lotniczych? Bóg ich ukarał za siermiężną pychę. Nie będą już tacy niefrasobliwi. Za dużo stracili i za dużo mają wciąż do stracenia.

-Patroli? Z pewnością będzie ich więcej. Ale czy będą mieli wystarczająco dużo sił, aby mieć samoloty zarówno na patrolu jak i w pobliżu miast, ot tak jako myśliwce przechwytujące? Wątpliwe. Jeżeli skupią siły w jednym miejscu i będą je stale patrolować, wtedy będą zagrożeniem. Ale teraz to my dyktujemy warunki zwiadu a oni muszą się przed nim obronić. Nie wiedząc gdzie ani kiedy nastąpi. Ani jakimi siłami. Bo jak dotąd LTN nie był wykorzystywany do rozpoznania, tylko do ataku. A po drugie, Newport i Middle to nasze miasta i dobrze znamy miejsca, gdzie systemy radarowe mogą szwankować. I jak bardzo. Najmici spoza planety mogą jeszcze nie być do tego przyzwyczajeni. A co do rozeznania jakie zrobili w kwestiach monitorowania radarowego - czas pokaże. Zasięgnę jeszcze opinii w inspektoracie WSI, może mają jakąś siatkę agentów w tych Ziarnach i będą posiadali konkretne informacje.

- Leopard ma miejsce na szóstkę maszyn, więc jeden może bronić Middlebury. Bennington jest jeszcze dalej, prawie, że na Pograniczu, a my walczyć będziemy na naszym terenie. Kolebce Vermontu można rzec. Armia Czerwonej Wstęgi to nasz póki co główny oponent. Najmici walczą za pieniądz. Pozbędziemy się banitów, to kontrakt zawarty z Abased, czy Panzersami dobiegnie końca, a jak nie to ten ktoś pociągający za sznurki będzie musiał się ujawnić i dowiemy się w kogo naprawdę trzeba bić. - zakończył swoją wstawkę w rozmowę Spencer.

- Jednego mecha? To już równie dobrze żadnego można nie dawać - Ursuli nie podobał się ten pomysł. - Jak dzielimy to przynajmniej dwa, żeby było jak sobie pleców pilnować. Mamy 5 mechów lancy alfa i trzy dla bravo. I do Newport posłać wtedy tą silniejszą.

- Większość Rycerzy stawi się pod Middlebury. Choć nie do końca można się zgadzać z ich… poglądami religijnymi, to jednak czynią właściwie. Bronią waszego miasta i życia waszych ludzi. I my też powinniśmy postępować właściwie w oczach Boga. Natomiast równie właściwym działaniem jest skrócenie tej wojny poprzez zadawanie celnych ciosów karzącym mieczem. Newport będzie wystawione na nasze rajdy. Może Bennington też, z ich funkcjonującym lotniskiem. Może też udałoby się wypracować kolejne zwycięstwo na orbicie, tym razem przeciw najemnikom. Ciężka decyzja. Nie umiem wam doradzić, bo i serce, i rozum przemawiają za różnymi opcjami. - wypowiedział się stary templariusz.

- Jakakolwiek decyzja nie zostanie podjęta zgłaszam się na ochotnika by pozostać w Middlebury. - rzekł Julian patrząc się gdzieś w przestrzeń.
Nie wyglądał jakby się zastanawiał, wahał czy kalkulował.
- Victorze? Chcesz wymienić PPCa w Maruderze na sprawny? - zapytał nagle.
Krieger zmarszczył brwi na to pytanie.

- Oferujesz tego który ci na Warhammerze został? Wtedy ty bez swoich zostaniesz. Rzeczywiście preferowałbym nie uczyć się na nowo nowej broni i byłoby mi to na rękę, ale nie prosiłbym o to. - Heisenberg był odrobinę zmieszany i nie do końca wiedział jak powinien odpowiedzieć, no ale skoro Julian sam proponował…

- Tak. Siedziałem ostatnio nad obliczeniami. Nie mamy na podorędziu nic co by było w stanie zastąpić solidnego PPCa. Ja mam natomiast parę pomysłów co mogę zrobić z Warhammerem, ale potrzebuję zluzować trochę tonażu pod to. A wiem że dobrze wykorzystasz taki podarek. - Julian poprawił okulary na swoim nosie.
Viktor kiwnął głową kilka razy, bardziej do siebie.

- No to oczywiście akceptuję go i dziękuję ci. To mi ułatwi życie.
Uścisnął mu dłoń po czym wrócił do wcześniejszego tematu.

- Jeśli cele są równo otwarte myślę, że powinniśmy uderzyć w lotnisko. Mają jeszcze jakieś porządne poza tym w Bennington? Jeśli nie i byśmy je zlikwidowali… to powinien być bardzo bolesny cios.

- Obecnie główne działania wojenne dzieją się na północnym zachodzie i południowym wschodzie, a Bennington jest dość oddalone od nich. Zniszczenie infrastruktury w Newport miałoby na moje większy wpływ na obecne działania w kluczowym regionie. Proponuje, aby Itansha jeśli się zgadza dokonała zwiadu i dopytajmy wywiad, czy czegoś nie wiedzą. Jak pozyskamy informacje można będzie zdecydować co robimy nawet podczas lotu. Czy większy wpływ na działania wojenne na tym teatrze zmagań będzie miał rajd na Newport, który posiada jeden z większych terminali portowych i stanowi dobrą bazę zaopatrzenia dla wstęgowców, czy wspomożenie obrony Middlebury i bezpośrednie starcie z panzerowcami.- zakończył Hadrian czekając na decyzje pozostałych.

- To w takim razie co chciałbyś osiągnąć tym Hadrian? - dopytała Ursula. - Zniszczenie lotniska? Szabry? Musimy wziąć pod uwagę, że tym razem teren tam może być zaminowany, a jakkolwiek przydatny złom uprzątnięty przez rezydentów. Do większego zniszczenia infrastruktury poza tym, które już się stało jak wywaloną radiolatarnią, magazynem paliwa, hangarami i tym co w nich było, to nawet ze wszystkimi naszymi mechami będzie zadaniem mozolnym i mocno wystawiającym nas na ataki - wymieniła problemy jakie pierwsze przyszły jej do głowy.

- Portu morskiego nie tknęliśmy, a zanim utopiliśmy im flotę wojenną to lwia część ich zaopatrzenia szła wodą. Zajęli nam całe wybrzeże, więc obstawiam, że ewentualne braki statków mogli uzupełnić po części zajętymi jednostkami cywilnymi. Zniszczyliśmy lotnisko, dowalimy im z drugiej strony, a bandyterka może przestać nadążać w ofensywie za najmitami. Potencjalnie chcę też sprawdzić ich obronę w czasie tak wielkiego natarcia jakie obecnie prowadzą. Mwabutsa jest formalnie liderem, a bandyterka to plemienni ludzie. No przynajmniej tacy byli przed tym wszystkim, a władza u takich wspólnot polega na autorytecie jaki potrafi sobie wyrobić wódz. Ośmieszymy go i pokażemy, że cały czas kąsamy, a zacznie wydawać się słaby i niekompetentny. W kwestii niszczenia to jeśli zrobimy dywersję na ziemi to Warthog i Moose powinni móc bez przeszkód zbombardować żurawie i tym podobne rzeczy. - odpowiedział Had ma zadane pytania dość nieskładnie. Coś mu świtało, ale sam do końca nie wiedział co to było.

- Dobrze, ale moje pytanie odnosiło się konkretnie o Newport, choć ten ogólny zarys, który nakreśliłeś też coś wniósł - powiedziała Ursula i zamyśliła się nad tym co jej zaświtało w głowie. - Padł pomysł by ruszyć jeszcze raz na Newport, które już jest styrane, ograbione z co cenniejszych rzeczy. Jedynie co pozostało zniszczyć to pasy startowe i chyba już tylko nalot dywanowy może je wykluczyć z działania. Lanca Alfa może i nie jest duża, ale wielokrotnie była tym ziarenkiem, które przeważało na naszą korzyść. Nie możemy sobie pozwolić na porażki w bitwach, a już szczególnie straty pilotów. Najbardziej optymalnie jest posłać wszystkie maszyny do Middlebury, bo to daje największe szanse na powodzenie. Łapanie kilku srok za ogon nigdy nie pójdzie ani łatwo ani dobrze. Jeśli jednak wywiad da nam jakieś przesłanki że można będzie podzielić siły Minutemenów to może lepiej nie kierować się na Newport tylko wykorzystać okazję do uszkodzenia lotniska w Bennington? Wiemy po Newport, że wysadzenie składu paliwa czy systemu radiolatarni to chwila, szczególnie, że nasze służby mają dane techniczne tych obiektów i taki atak może być wykonany z chirurgiczną precyzją. I jak najbardziej taki zabieg podkopie autorytet Mwabutsy.

- Stara taktyka Wielkich Domów za czasów wcześniejszych dwóch Wojen o Sukcesję. Bić w centra przemysłowe i logistyczne tak silnie, że przeciwnik nie będzie w stanie ich wykorzystać. - przyrównywał Roland - Porty morskie w Bennington, Vergennes i Newport oraz Bennington Airport to kluczowe cele. Lotnisko w Newport uszkodziliśmy na tyle, by odbudowa była czasochłonna, pracochłonna i materiałożerna, a ewentualne zyski wątpliwe, skoro tyle pirackich maszyn aerospace zostało zniszczonych. Fakt, że jest jeszcze baza lotnicza zaraz obok, jej nie tknęliśmy… ale jest mała i dopiero ją rozbudowywano w ramach projektu Itanshy. - kiwnął jej głową - Według mnie musicie dalej uderzać w logistykę.

- Musicie? - kwaśno zauważył Pandur - To nasze miasta i ziemie. Rozumiem, że musimy tą wojnę wygrać, ale co, na zgliszczach będziemy żyć?

Roland pokręcił wąsem parę razy.

- Stare nawyki. Oczywiście, też masz rację, młody żołnierzu. Pytanie gdzie leży złoty środek. Narobić dość szkód aby szybciej i łatwiej wygrać wojnę, a zarazem nie skazać rodaków na dekady nędzy. Z przykrością stwierdzam, że w przygranicznych prowincjach i na spornych terytoriach Wielkim Domom się to nie udało. Może tutaj, na mniejszą skalę… A “musicie”, bo ja zostaję z Manulem. Emperor 1A jest zbyt powolny na rajdy, a wystarczająco twardy aby skutecznie się bić w obronie. Pochodzę ze Wspólnoty Lyrańskiej. Służyłem w armii Steinerów. Mechy szturmowe i defensywa to nasze stare specjalności.

- Głównym i oficjalnym wrogiem Vermontu jest Czerwona Wstęga z ich Królem na czele. To oni tą wojnę zaczęli i to oni okupują nasze ziemie i to oni niewolą naszych współobywateli. Bicie w nich, a w szczególności w ich logistykę, aby nie zdołali się tu osiedlić jest dla mnie priorytetem. Wolę też już mieszkać na ruinie niż nie mieć w ogóle gdzie mieszkać. W dyskusji wyszło, że jak rajdować to lotnisko w Bennington, więc i ja to poprę. Problem ograniczonych miejsc w leopardzie rozwiązali nasi ochotnicy. Reszta co uważacie? Rajd, czy bitwa? - zadał pytanie Spencer chcąc zakończyć zapoczątkowaną przez siebie dyskusje.

- To już raczej nie kwestia tego kto gdzie chce tylko, które nasze maszyny nadają się najbardziej na taki hit-and-run rajd do Bennington Airport - to pytanie Trevor skierowała do Juliana, ich nadwornego speca od mechów.

- Marauder, Zeus, Shadowhawk, Charger. Są dostatecznie szybkie i dobrze uzbrojone by prowadzić walkę na różnych odległościach. Ze wsparciem Leoparda i Lightninga powinniście sobie poradzić jeżeli wróg będzie zaskoczony i nie będzie mieć czegoś "super". Plus dwa mechy mają dłonie więc w razie szybkiego wycofania się możecie nawet zgarnąć jakieś łupy lub salvage - odpowiedział bez mrugnięcia okiem - Do obrony wziąłbym natomiast jeszcze Mackiego, jego wytrzymałość i siła ognia będą poważnym atutem. Myślę też, że musimy już teraz zacząć ścisłą współpracę z obroną Middlebury - zwrócił się do Hermita. - Kwestia skorzystania z naszej ekspertyzy i zintegrowania działań. Panzerowcy to nie żółtodzioby, trzeba się na nich dobrze przygotować.

- Czyli mamy plan działania - podsumowała Ursula z zadowolonym uśmiechem. - Teraz tylko pozostaje przekazać go dalej i czekać na informacje od wywiadu
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 09-10-2021 o 12:00.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 08-10-2021, 23:30   #114
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Boczne pylony Lightninga zajmowały rakiety powietrze-powietrze Thunderstrike, natomiast na centralnym zaczepiony był spory zasobnik zawierający zintegrowany system nawigacyjno-celowniczy, umożliwiający podgląd, nagrywanie oraz identyfikację celu zarówno w dzień jak i w nocy. Iroshizuku zajęła miejsce na fotelu pilota i zamknęła owiewkę. Plan był prosty - w ciągu kilkunastu godzin oblecieć i sfotografować jak najwięcej ziaren. Siły Amerigo interesowały się tylko dwoma, jednak zwiad tylko nad nimi i zasugerowanie przeciwnikowi gdzie nastąpi atak było błędem. Trzeba było oblecieć przynajmniej dwadzieścia ważnych pozycji, sugerując im taki ogólny rekonesans. Wywiad doniósł, że wraże jednostki dowódcze mogą się czegoś takiego spodziewać po wyeliminowaniu jednostek latających piratów - niebo było puste jak nigdy podczas tej wojny, więc teraz był najdogodniejszy moment na sprawdzenie stanu umocnień z powietrza. Po prostu nie było wśród wrogich maszyn tylu myśliwców przechwytujących, żeby mogły cały czas patrolować przestrzeń nad ziarnami. I z tego Itan-sha zamierzała skorzystać.

Lightning wzniósł się na sześć tysięcy metrów, wyrównał lot i obrał kurs na Middlebury. Iroshizuku włączyła dopalacze i potężny kop przyspieszenia przyjemnie wbił ją w fotel. Poruszając się z prędkością niemal tysiąca kilometrów na godzinę kierowała się w kierunku pierwszego ziarna. Zasobnik nawigacyjny przesyłał dane do komputera pokładowego, a dodatkowo pod ręką był system celowniczy myśliwca a także kamery umieszczone w Thundestrike’ach, które były wystarczająco dobre, aby posłużyć do zwiadu.

Nalot nad ziarnami odbywał się zawsze w podobny sposób. Poruszając się na czterech tysiącach metrów iroshizuku wykonywała nagrania obszaru wskazanego przez wywiad. A także innych lokacji, jak był na to czas. Według obliczeń miała około ośmiu minut na każde ziarno. Od wykrycia przez radar do momentu kontaktu z wrogiem było najmniej dziesięć minut. Szybciej wróg nie mógł poderwać do lotu nic, co mogłoby choćby teoretycznie zagrozić Lightningowi. Natomiast obrona przeciwlotnicza nie dysponowała niczym aby strącić samolot lecący powyżej tysiąca metrów. Po wykonaniu nagrań Iroshizuku wylatywała poza miasto, obniżała lot, znikała za horyzontem a następnie zmieniała kurs. Wtedy radar nie mógł już jej namierzyć, gdyż echo radarowe Lightninga było nie do odróżnienia od echa generowanego przez planetę.

Lot był długi i nużący.Trzeba było mieścić się w ramach czasowych i robić wysokiej jakości nagrania odpowiednich obszarów. Nie było mowy o braku koncentracji czy braku dyscypliny, wszystko miało zostać wykonane bezbłędnie, od tego zależało powodzenie przyszłych ataków.
W pewnym momencie, niedaleko Harford na radarze pojawił się nieznany obiekt latający. Itan-sha natychmiast włączyła uzbrojenie i uzbroiła pociski Thunderstrike. Komputer pokładowy dokonał identyfikacji celu - myśliwiec Inseki II. Pilot Lightninga uśmiechnęła się. Na takiej maszynie miała ukończone podstawowe i zaawansowane lotnicze szkolenie bojowe. A także wylatane ponad czterysta godzin podczas misji. Typowa jednostka latająca używana w Draconis Combine. Myśliwiec, którego widok budził dużo wspomnień…

Strefa wojny, kilka lat wcześniej
-Itan-sha, zgłoś kontakt na lancę mechów na południowym wschodzie! - głos prowadzącego łamał się ze zdenerwowania.
-Mam kontakt na lancę! - potwierdziła spokojnie, przygotowując się do ataku działkiem i laserami.
-Rozdzielamy się i atak! - prowadzący położył swój myśliwiec na skrzydle wykonując zwrot i nadleciał na przeciwnika od godziny trzeciej, waląc laserami i działem cząsteczkowym. Iroshizuku nadleciała chwilę później, od godziny szóstej, strzelając z działka dużego kalibru i lasera. Mechy późno zareagowały na pierwszy myśliwiec, a na drugi niemal w ogóle. Raven i Pirania stanęły w płomieniach.

Obecnie, sto kilometrów od Hartford
Przeciwnik musiał zauważyć Lightninga, bo zrobił nagły zwrot i skierował się na wschód. Iroshizuku przyspieszyła i wykonała ślizg aby przyjąć jak najlepszą pozycję do strzału. Gdy kwadratowy znacznik śledzenia celu zogniskował się na kształcie myśliwca, Itan-sha nacisnęła spust. Poczuła delikatne szarpnięcie, kiedy rakieta zsunęła się z prowadnicy i ruszyła w kierunku celu.
Gdy płonące resztki Inseki uderzyły w ziemię, Iroshizuku wróciła do kontynuowania zwiadu.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 09-10-2021 o 09:21.
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-10-2021, 21:30   #115
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Viktor obudził się z kacem mordercą. Pierwszy raz zdarzyło mu się być w tak parszywym stanie jak to internet kiedyś opisywał. Wszystko świetle słońca zbyt głośno odbijającym się od ścian pokoju, kołek w ustach zamiast języka, pragnienie, że rozgryzienie nadgarstków i picie własnej krwi wydawało się dobrą opcją, ból głowy jakby słoń po niej się przeszedł, jarzeniówka zbyt jasno buczała i jeszcze kilka objawów które znał tylko z opowieści pacjentów jeszcze z czasów swojego stażu.

Powieki ważyły tonę i zajęło mu dużo czasu nim w końcu dał radę je otworzyć. A może tylko percepcja czasu była zaburzona? Czy to w ogóle byłoby “tylko”? I jak to było, że były zamknięte skoro przed chwilą jeszcze “ściany zbyt głośno odbijały światło”? Chronologia mu się chyba mieszała i czuł ból we wszystkich mięśniach jakby miał ze czterdzieści stopni gorączki i błędnik wciąż nie doszedł do siebie.

- No doktorku, trzymasz się?
Viktor skrzywił się jakby cytrynę zjadł i odwrócił wzrok. Ktoś przy nim siedział, ale oczy wciąż miał pozlepiane i otworzenie ich raziło go okropnie.
- Cso… - odkaszlnął wpędzając swój błędnik w kolejne perturbacje i sięgnął ręką aby przetrzeć oczy
- Sgasisz… światło? - poprosił błagająco i chwilę potem zrobiło się ciemno, a on wreszcie był w stanie otworzyć oczy. Zdał sobie wtedy sprawę, że jest w łóżku szpitalnym. Przebrany i miał podaną kroplówkę, ale był w swoim pokoju.
- Pićśś… - dostał do ręki kubek niekapek z różowym napojem. Przyssał się identyfikując go jako sok grapefrutowy.
Kilka minut później czuł się nieco lepiej. Wystarczająco aby zacząć myśleć.
- Jhonny? - zapytał rozpoznając ciecia z dyżurki.
- Ja w całej swej okazałości.
- Co się stało?
- Cóóżżżż… ile pamiętasz?
Viktor potrzebował się zastanowić.
- Wróciłem do siebie… skręciłem sobie, potem… nie wiem.
- Cóż doktorku… kiedy cię przechwyciłem koło 22giej wyglądałeś źle. Zawołałem Ricka aby szybciej mnie zmienił i słowo po słowie skończyliśmy u mnie pijąc. Przyssałeś się do mojego bimbru jak bobas do cyca.
Viktor zemł przekleństwo w ustach
- I wydaje mi się, że spaliłeś więcej niż jednego skręta. Gdy cię tu przynieśliśmy na podłodze leżały trzy niedopałki. To wyjaśniło czemuś taki poturbowany, choć nie mam pojęcia czy któreś nie były z wcześniejszych dni.
- Chwila. Jacy “my”?
- Ja i Sylwia, z medycznego. Nie martw się, wszystko nieoficjalnie. Była mi winna przysługę. Teraz ty jesteś - zaśmiał się Jhonny.
- Kto mnie widział w takim stanie?
- Tylko ja i Sylwia. No i kilka kamer, ale tego nie dało się uniknąć. Pogadałem z chłopakami. Nie będą robić burdy z tego. Też mi byli winni przysługę. A ty jesteś mi już winny dwie - wymieniał dalej, ale ton głosu nie sugerował by traktował to poważnie
- Słuchaj, doktorku… to o czym wczoraj rozmawialiśmy… pamiętasz o czym rozmawialiśmy?
Viktorowi zjeżyły się włosy
- Jhonny… o czym wczoraj rozmawialiśmy? - zapytał bardzo powoli patrząc starszemu szeregowemu prosto w oczy i dostrzegł w nich… współczucie. Po czym się uśmiechnęły.
- O niczym doktorku. Nic ważnego.
- Jhonny. O czym. Wczoraj. Rozmawialiśmy?
Crickshaw syknął przez zęby spuszczając powietrze.
- Porypane gówno, doktorku. Porypane, mroczne gówno. O Mengelem. O twojej depresji. O tym jak mnie zdegradowali. O tym jak się spaliłeś dzień przed dniem założycieli na smutno. O moich dziewczynkach które zginęły tamtego dnia. O tym jak unikasz kontaktu z rodziną. O twoim wnuku… - Jhonny widział jak Viktor bladł z każdym jego słowem - Nie martw się. Buzia na kłódkę. To twoja sprawa. Ale pijany-ty zgodził się ze mną, że koniecznie powinieneś z kimś o tym porozmawiać.

Cisza była długa i nieprzyjemna.
- Iii… czekałeś tu aż się obudzę?
- Kurna, gdzie tam. Ustrojstwo dało mi znać, że się obudziłeś - wskazał palcem na elektroniczną niańkę, taką jaką jego synowa miała na łóżeczku Nicolasa gdy był jeszcze niemowlakiem - przy czym kłamało. Jeszcze kwadrans po tym jak się tu pojawiłem nie dało się z ciebie słowa wyciągnąć.
- To co teraz robimy?
- A chuj ja tam wiem. Powinienem zgłosić przełożonym, że jeden z minutemenów ma taki syf we łbie… serio facet… wczoraj wyglądałeś jakbyś się trzymał na ostatniej nitce by nie zwariować... ale tego nie zrobię. Też mam syf we łbie gdy pomyślę o moich Alessie i Nicole. Wszyscy chyba mamy, a kto mówi inaczej ten kłamie albo jest socjopatą. Ale ty sam powinieneś z kimś porozmawiać. Słyszałem, że jakąś panią psycholog mają nam tutaj przysłać. Czy psychiatrę? Aby ewentualnie psychotropy mogła przypisywać? Nie jestem pewny. To drugie to chyba plotka. Wiem, że nie jesteś odpowiedzialny za obietnice pijanego-Viktora, ale przemyśl czy pijany-Viktor nie miał racji, dobrze doktorku?
- D-dobrze - przytaknął Heisenberg ze zmrużonymi w grymasie brwiami - i dzięki. Narobiłbym pewnie syfu sobie i w bazie gdybyś mnie nie przechwycił.
- Nie ma sprawy, doktorku. Teraz wybacz, ale muszę lecieć. Masz w szafce więcej soku jakby cię suszyło i dwie paczki krakersów. Sylwia przyjdzie za dwie godziny zmienić ci kroplówkę i skontrolować co u ciebie. Podziękuj jej ładnie, bo leci do ciebie na swojej przerwie.
- Dziękuję.
- Hej. Jakbyś miał ochotę powtórzyć wieczorek, choć może nie koniecznie z taką ilością promili, albo przynajmniej nie zaczynać ich od zielska… to się piszę. Nie pamiętasz, ale pijani-my się fajnie zakumplowali.
 
Arvelus jest offline  
Stary 10-10-2021, 00:03   #116
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Radość Pandura na widok “jego” Zeus, choć z prawie zeskrobanym do zera pancerzem, to jednak w jednym kawałku, była nie do opisania.
- Tobie to trzeba nogi połamać, żebyś zadbała o sprzęt - tymi słowami została przywitana przez Clarka. - Trzeba o tym pamiętać na przyszłość.
- Śmiej się do woli, tylko chodź tu i mi pomóż - odparła na to Trevor, która nie miała siły się z nim przekomarzać. Była wykończona i śpiąca, a to mimo przespania całej drogi powrotnej. I zaczynało ją wszystko boleć, co znowu oznaczało, że umilacze egzystencji przestają działać i przydałaby jej się jakaś pielęgniarka ze strzykawką pełną morfinki, czy czym ją tam szprycowali.
Pielęgniarka May pojawiła się wkrótce potem, wraz z wózkiem, którym dostarczyła Rooikat prosto do Medbay. I tak uroczo uśmiechała się do Leona.

***

Poziom zniszczeń oraz pozyskany nowy sprzęt, będący dość mocno styrany przez nich samych, wymagały czasu do naprawy, a to oznaczało “czas wolny”. Tak więc najbliższe dni miały Ursuli minąć pod znakiem szkoleń z obsługi nowego sprzętu, spinania działań, które musiała koordynować i nawet była wizja na to, że będzie miała wreszcie okazję we względnym spokoju dojść do siebie. Już nie musiała dostawać końskich dawek leków, więc i na co dzień miała lepsze samopoczucie. Nawet znajdowała czas, żeby jeden posiłek jeść w mesie, razem z innymi, a nie jak do tej pory w samotności własnego biura, pod natłokiem spraw będących w toku. Zwykle więc czas obiadów spędzała z Leonem i Martinem, najczęściej omawiając sesje na symulatorze albo gadając o totalnych pierdołach.
Dodatkowo pocieszało ją, że to co puściła w ruch, gdy Neyman namówił ją do współpracy i później rozkręcała, teraz zaczynało kręcić się coraz lepiej.
No i w końcu wyniki krwi zaczynały jej się poprawiać.

***

Sprawy sercowe Leona uległy poprawie po tym jak chłopak wziął się w garść i umówił z pielęgniarką, którą urabiała dla niego Trevor podczas swoich częstych wizyt w medbay. W opinii Ursuli całkiem urocza była z nich para, a życie w czasach wojny było zbyt chaotyczne by nie korzystać z niego w pełni. Oczywiście doszły jej przez to wynurzenia Clarka o tym co on ma sobie myśleć o czymś co powiedziała czy zrobiła Sarah. Było to dla Ursuli o tyle zabawne, że przypominało jej czasy jak umawiała się w czasach studenckich ze swoją pierwszą poważną miłością. Miała co prawda nadzieję, że o kwiatkach i pszczółkach będzie opowiadać dopiero za parę lat, swojej córce, gdy ta dorośnie, ale nie omieszkała pouczyć Młodego, by zachowywał się odpowiedzialnie. Pandur cały kolejny dzień unikał pani "profesor od wychowania seksualnego" jak ją nazwał na odchodne, niby żartobliwie by ukryć swoje zażenowanie. Do następnej sesji na symulatorze mu przeszło.

Wkrótce też okazało się, że i dla Trevor znalazły się wspaniałe wiadomości. Póki istniało Camp Varmint, Ursula nawet nie myślała o tym by ściągać tam swoich najbliższych. Późniejsze wydarzenia tylko ją utwierdziły w tym, że dokonała dobrych wyborów, jako priorytet stawiając ich bezpieczeństwo. Po utracie Camp Varmint i przeniesieniu lancy bravo do głównej bazy Minutemenów, jej podejście uległo zmianie. Co prawda bywała już tu wcześniej, ale dopiero teraz, gdy była na stałe, poczuła się tu bezpiecznie i w końcu podjęła tą decyzję.
Jakiś tydzień od bitwy o lotnisko w Newport do Bazy Minutemanów przybyły najważniejsze osoby w życiu Trevor, czyli jej mąż, córka i karakal.
Pojawienie się Kentina Trevora ucieszyło nie tylko Ursulę, a to w związku z jego zawodem programisty. Mężczyzna od lat pracował zarówno dla sektora prywatnego jak i wojska. Jego głównym zajęciem w Bazie Minutemenów miała być współpraca z Julianem Jacksonem nad rozwijaniem oprogramowania symulatora, na którym doskonalili swoje umiejętności piloci mechów.

Córka Ursuli, Elise zaaklimatyzowała się zaskakująco szybko. Dziesięciolatka o długich i prostych rudych włosach, wiedziona nieopisanie wielką ciekawością, w swoich spacerach po bazie nieraz zapędzała się w rejony gdzie nie powinna. Najczęściej był to hangar, gdzie w towarzystwie jej wiernego cienia pod postacią dużego kota, uwielbiała podglądać pracę mechaników, zadając przy tym wiele pytań o ich pracę i sprzęt który obsługiwali. Jednych to rozczulało, innych doprowadzało do szewskiej pasji. Tak czy inaczej, któreś z rodziców musiało co jakiś czas interweniować.

Karakal początkowo miał pozostać w Burlington. Była to kocica imieniem Misty, bez której jednak Elise nie zamierzała się nigdzie ruszyć. Tak to atletycznie zbudowana kocica, długa na prawie 100cm, ważąca około 12 kg, o błyszczącym cynamonowym umaszczeniu, z urokliwymi długimi pędzelkami na ruchliwych czarnych uszach, zamieszkała w bazie pod wielką zieloną górą. Zawsze gdy wraz z Elise zakradają się do hangaru, udaje jej się upolować jakiegoś gryzonia. A łowna była bardzo, bo na farmie wujostwa Ursuli udomowione karakale od lat służyły do tępienia szkodników czy to ptasich czy mysich. Misty natomiast stała się pupilką Trevorów w związku z pewnym zrządzeniem losu. Córka i mąż Ursuli mieli wraz z jej ojcem oraz bratem i jego rodziną jechać na defiladę, ale w ostatniej chwili zrezygnowali, bo Misty rozchorowała się. Zjadła ponoć jakiegoś podtrutego gryzonia i wymagała szybkiej interwencji weterynaryjnej. Uniknęli masakry bo ich kotowaty potrzebował płukania żołądka, kroplówek i masy zastrzyków.
Dla Trevorów było to wyjątkowo szczęśliwe zrządzenie losu i od tamtej pory traktują Misty niczym talizman szczęścia.

***

W dniu kiedy rodzina w końcu się połączyła niestety nie mogła rzucić się mężowi w ramiona jakby to było w filmie romantycznym, bo siedziała na wózku, z nogą w gipsie. I przez to nie obyło się bez zgrzytów. Czy to z ciekawości, czy czystych nudów, Ursuli towarzyszyli przy tym koledzy z lancy bravo. Później tego pożałowali czując się niezręcznie, gdy mina męża Ursuli stężała widząc ją w jakim jest stanie. Zapoznanie przez to wyszło dosyć sztywno i ozięble, ale przynajmniej Nayman wykazał się taktem i zaproponował, że oprowadzi Elise po bazie, dając małżonkom miejsce na wyjaśnienie sobie pewnych spraw. Kentin nie był co do tego przekonany, ale Ursula nie raz słyszała jak opowiadał o swoich siostrzeńcach, więc przystali na jego propozycję.
- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - mina Kentina była przedziwną mieszaniną złości z pewną dozą zrozumienia, gdy znaleźli się sam na sam w gabinecie Rooikat.
- Docelowo to nigdy... - westchnęła Ursula uciekając spojrzeniem. Nie mówiąc mu o tym liczyła się, że tak właśnie to może się skończyć. - Pewnie jeśli powiem, że nie chciałam was martwić to wiele nie zmieni?
Milczał z założonymi rękami i wpatrywał się w nią, tocząc ze sobą wewnętrzną batalię czy być złym, czy odpuścić.
- Jak to się stało? - przetarł twarz, szok po tym jak ją pierwszy raz zobaczył w tym stanie, powoli mu mijał, wraz ze złością, którą wywołał.
- Miałam niefart przy katapultowaniu się - wyjaśniła pokrótce, bo jeszcze nie wiedziała jaki stopień tajności otrzyma w związku z pracą dla Minutemenów.
- To wenflony? - zmarszczył brwi, z rosnącą obawą o nią.
Ursula chwilę zawahała się nim odpowiedziała.
- Byłam za blisko czołgu, który wybuchł i niestety miał napęd atomowy… Ale już wychodzę z tego - dodała szybko to zapewnienie.
- Boże, Ula… - Zbliżył się do niej, przyklęknął i objął ją, choć bał się zrobić to z całych sił, żeby tylko nie zrobić jej krzywdy. Cały stres i niepewność które przepełniały do tej chwili Ursulę gdzieś zniknęły. Objęła Kentina za szyję i wtuliła się, nie powstrzymując łez wzruszenia.

***

Całkiem zgrabnie udało się zaadaptować dwa sąsiadujące ze sobą pokoje mieszkalne z końca korytarza, by rodzina 2+1 i duży kot mogli w miarę swobodnie razem egzystować i mieć jakieś minimum prywatności. Ursula odkąd dołączyli do niej bliscy zrobiła się wyraźnie spokojniejsza, choć wcale nie mniej się martwiła niż wcześniej. W końcu mogąc z nimi znów spędzać czas na co dzień czuła się szczęśliwa, ale zarazem czuła na sobie jeszcze większą presję by dać z siebie jeszcze więcej walcząc w tej wojnie, jak i uważać na siebie, żeby bliscy nie musieli patrzeć jak łatają ją w medbayu lub co gorsza gdyby mieli się dowiedzieć o jej śmierci.

Po jednej z sesji VR piloci lancy alfa i bravo podjęli temat podrzucony przez Hadriana. Ursula potraktowała go czysto hipotetycznie, ale wyszedł im z tego całkiem sensowny plan. Było to ryzykowne, ale informacje zbierane przez wywiad mogły to ryzyko ograniczyć. Czas miał pokazać co z tego wyjdzie i czy uda im się wrócić w pełnym składzie z tych akcji. Zdecydowanie brakowało im pilotów mechów biorąc pod uwagę jakie pomysły im samym przychodziły do głowy. Powinni zacząć szkolić kolejnych, ale to niestety przysparzało kolejnych problemów. Z tego powodu brak Ishidy doskwierał tym bardziej, bo nie wyobrażała sobie kto mógłby go w tym zastąpić. A wojna prędko się nie skończy i obawiała się, że może ciągnąć się latami. Nawet nie zapuszczała się w rozmyślaniach o tematy jak na okoliczność wygranej, przyjdzie im odbudowywać to wszystko co teraz muszą niszczyć.

Na szczęście dla niej, kiedy zapętlała się w zamartwianiu, z pomocą przychodziła Elise rozpraszając jej uwagę choćby opowieściami o tym co wraz z Misty przeskrobały. Elise też była świetna jeśli chodziło o odpytywanie z wiedzy o nowym mechu Ursuli. Dziewczynka miała mistrzowską pamięć jeśli chodziło o coś co ją aktualnie pasjonowało. Dopiero teraz zauważyła jak bardzo brakowało jej takiego rozproszenia, które dawało jej wytchnienie, nie mniej ważne jak powietrze. No i nic tak nie relaksowało jak głaskanie mruczącego kota.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-10-2021, 12:04   #117
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Julian przyłożył kontur do pancerza Warhammera w miejscu gdzie wcześniej znajdowała się w oznaczeniu litera R. Potrząsnął sprejem i uzupełnił oznaczenie.
“LH”
Mech oprócz gruntownego remontu musiał przejść pewne uzupełnienia. Walka z MegaMekiem kosztowała go wyrzutnię rakiet, kilka pochłaniaczy ciepła, a ponadto już wcześniej zrujnowano mu jednego PPCa. Oczywiste było że trzeba zastąpić utracone systemy nowymi.
Tylko skąd?
Głowił się nad tym problemem Jackson całkiem długo. Choć z bitwy wyszedł poobijany (na szczęście dużo mniej niż jego mech) to nie przeszkadzało to jego umysłowi działać na najwyższych obrotach. Dlatego gdy tylko miał sposobność odpalił swojego laptopa, przywołał bazy danych ściągnięte z symulatora i odpalił programy do wyliczenia statystyk.
Kiedyś jeden z uczonych powiedział mu pewną starożytną sentencję.
“Teoria bez praktyki to tylko teoria - zero siły sprawczej…”
To była prawda. Gdy projektował na studiach dla zabawy różnego rodzaju konfiguracje znanych mu wariantów z readoutów nie miał pojęcia by zwrócić uwagę na masę rzeczy, które poznał pilotując mecha. Teraz wiedział dużo więcej. Teraz mógł sam zaplanować zmiany w swoim Warhammerze.
Była też część druga sentencji:
“... lecz praktyka bez teorii jest ślepa.”.
Wiedząc jak coś działa i jak robić coś dobrze nie znało się natomiast celu tego co się robiło, ani kryjących się za tym procesów i zjawisk. Do dokonywania przełomów czy w ogóle do tego by cokolwiek sensowne ulepszyć trzeba mieć i teorię i praktykę.
Dlatego też siedząc nad programami i sprawdzając wgrane do symulatora dane mógł określić przybliżony plan…
A potem wrzucić do wirtualnej rzeczywistości swoje rozwiązanie i sprawdzić je w działaniu.
Poświęcił kilka godzin na samotnych sesjach w sali treningowej by rozgryźć optymalny zestaw uzbrojenia w obliczu strat warhammera.
Dlatego też postanowił oddać Kriegerowi swój sprawny PPC - wiedział że dla tamtego walka w skonfigurowanym mechu będzie cięższa. Dla Juliana testowanie czegoś nowego, czegoś opracowanego przez samego siebie będzie nie tylko frajdą - będzie niesamowitym przeżyciem.

Nie wyjaśnił komu co znaczy LH w jego wersji Warhammera. Wszyscy mogli tylko zobaczyć że władował w niego masę pochłaniaczy ciepła, nałożył dużo więcej pancerza, broni laserowej, a przede wszystkim ręce wymienił na takie wyposażone z manipulatory. Zastanawiał się długo jakiego rodzaju uzbrojenie zamontować, stwierdził jednak że nie dysponują dostatecznie zaawansowaną technologią by wyposażyć mecha w broń do walki wręcz pokroju tej z Solaris VII. Trzeba było postawić więc na mniej wyrafinowane rozwiązania - przekazał Barnesowi projekt w którym struktura dłoni i przedramion wraz z pancerzem tworzyły system kolców, guzów i ćwieków, które nie tylko miały przenosić siłę ciosów, ale także chronić dłoń mecha przed uszkodzeniami. Zupełnie jak rycerska rękawica. Z pewną satysfakcją i dumą Jackson zauważył że Barnes podobne rozwiązanie zaimplementował potem do Chargera.

Testując nowy wariant na symulatorach Julian miał też okazję trafić na Kentina Trevora. Mąż Ursuli przybył do bazy, dano mu pracę i kazano współpracować z Jacksonem, lecz gdyby nie symulatory ciężko by było spotkanie zaaranżować. Od razu przypadli sobie do gustu - Pan Trevor był doświadczonym komputerowcem, któremu bardzo przydała się pomoc innego programisty obeznanego z korzystaniem z samego symulatora. Co więcej Kentin mógł zająć się programowaniem scenariuszy i symulacji odciążając w ten sposób Jacksona i innych. Miał też okazję zapoznać się z córeczką Trevorów i ich kotką. Zwierzak od razu zaczął obwąchiwać Juliana na co pilot podrapał go za uszami.

- Też mamy kota, Winstona. - rzekł uśmiechając się do Misty - Nie odstępuje mojego ojca na krok po tym co przeżyliśmy z Newport, choć się wcześniej niespecjalnie lubili.

Nie wspomniał o tym że matka wtedy zginęła.
To że miał teraz zamiar bronić Middlebury było po części tym spowodowane. Tam mieszkali rodzice mamy. Od wielu miesięcy nie było z nimi kontaktu, lecz gdy ogłoszono ewakuację Ziarna udało się ich odnaleźć pośród uchodźców. Może to było dziwne, ale czuł potrzebę obronienia miejsca z którego pochodzili. Było to dla niego dziwne wielką motywacją.

Cieszył się więc bardzo kiedy nie tylko Hermit, ale również Mandaryn zadeklarował się że pomoże im w obronie. Julian z każdym zbliżającą się godziną do przerzucenia do Middlebury czuł dreszcz ekscytacji i adrenaliny na przemian oblewające go chłodem i gorącem.
Walka pod Middlebury z Pancerowcami u boku Rycerzy znaczyła dla niego dużo więcej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
 
Stalowy jest offline  
Stary 10-10-2021, 20:10   #118
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Wreszcie, przygotowania do wielkiej batalii zostały ukończone – tak na ziemi, jak i w przestrzeni kosmicznej. W samą porę. 31 października 2999 roku, akurat w dzień Halloween, znaczące siły Little Richard's Panzer Brigade oraz Armii Czerwonej Wstęgi i Workmenów przypuściły szturm na ufortyfikowane miasto Middlebury.

Batalia trwała przez ponad tydzień, całymi dniami i nocami. Skala przedsięwzięcia nie była tak wielka jak za czasów pamiętnego „Hartfordzkiego Stalingradu”, ale była zdecydowanie bardziej dynamiczna i zmienna. Oprócz setek, tysięcy szturmowców z ACzW (przede wszystkim większości ex-Blood Raiders) popartych sporą ilością lekkich pojazdów, było dużo prymitywnych acz skutecznych wieloprowadnicowych wyrzutni „tępych” rakiet, a także obecność sporej ilości dział artyleryjskich różnego typu. Nieprzyjaciel powyciągał ze swych arsenałów wszystko co waliło na daleki dystans. Wspomniane rakietnice, ciężkie moździerze, LRMy, działa Thumper, Sniper czy nawet potężne Long Tom (w tym ich mobilne wersje). Nad miasto rzucił cięższe samoloty skonfigurowane jako kanonierki, korzystając z małego nasycenia całych Ziaren bronią p.lot.

Na miasto ciągle spadał śmiercionośny deszcz wybuchowych i zapalających pocisków. Na przedpolach, skrajach i nieco głębiej w mieście co chwila dochodziło do walk, strzelanin, szturmów. Słychać było karabinową palbę, terkot broni maszynowej, pękające granaty i wizgi laserów. Dobitne przypomnienie o tym, że ta wojna wcale nie miała się ku końcowi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HNRENs3ES64&t=2726s[/MEDIA]

Choć skala nie była taka jak pod Hartford, to dynamizmu nadawały wzajemne rajdy lanc bitewnych mechów. Rycerze Św. Cameron byli tutaj mniej poradni od swoich oponentów, jednak nawet i oni potrafili narobić szumu – choć ich mechy były w złym stanie technicznym, ich umiejętności niewyrobione a ich kodeks moralny nie zawsze przystający do brutalizmu pola bitwy, to jednak odnosili sukcesy dzięki szybkości i waleczności. Niestety, „Brygada Panzer Małego Richarda” była twardym orzechem do zgryzienia i bardzo przebiegłą bandą. Ich średnie mechy bez większego wysiłku łamały lekkie umocnienia na obrzeżach Middlebury i pozwalały wdzierać się doń transporterom z „elitą” Bandytów i ex-piratów. Tylko zaminowane drogi i zasadzki z wykorzystaniem broni p.panc. spowalniały ten pochód.

Do przełomu doszło 5 listopada. Nadwątliwszy obronę Middlebury i odparłszy większość prób kontr-rajdów i kontrnatarć, Panzerowcy zebrali ponad połowę swych sił i przypuścili szturm na miasto. Na orbicie również rozgorzała batalia między ich siłami aerospace, wspartymi przez Abased, a flotyllą rycerzy i Palatynatu Illyriańskiego. Batalia o losy Middlebury rozgorzała na dobre.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FWRJzDFh6LE[/MEDIA]

Ku zgryzocie dowódców NVDF, Minutemanów i wszelkich innych myślących ludzi w NVR, Rycerze zdecydowali się wydać Panzerowcom walną bitwę na obydwu polach. O ile na orbicie było to zrozumiałe i podzielane przez Illyrian, to już pod Middlebury wydawało się być szaleństwem - „plan” ów odrzucał wykorzystanie przygotowanych pól minowych, fortyfikacji i stref śmierci na rzecz „honorowego starcia”. Rycerze byli uparci. Chcąc nie chcąc, cięższa lanca Minutemen pozostała przy obronie miasta – Manul, Hermit, Mandaryn, a nawet specjalnie na tą okazję ściągnięta Beton ze swoim Crabem – musiała ich wesprzeć aby nie dopuścić do masakry. Starcie było niezwykle zajadłe – Rycerze uderzyli na nadchodzących Panzerowców z zapałem i gniewem, chcąc wymierzyć szemranym najmitom karę za ich niehonorowe praktyki. Ci natomiast bezlitośnie wykorzystywali są liczebną i masową przewagę oraz ekspertyzę we flankowaniu... i podszywaniu się pod wrogie siły. Jedna trzecia ich sił była w barwach różnych sił obrońców oraz nadawała ich sygnały radiowe i IFF. Na szczęście łatwo udało się przejrzeć ten fortel i w porę go zaniechać, a Panzerowcy stracili cenny czas i do bitwy wchodzili stopniowo. Okazało się to być naprawdę nieudanym gambitem, który odmienił losy batalii. Rycerze błyskawicznie skracali dystans i wykorzystywali prędkość oraz zwinność swych lekkich maszyn aby unikać ataków i boleśnie żądlić cięższe maszyny. Panzerowcy mieli pewne problemy z trafieniem przeciwnika, choć nadrabiali to odpornością i zdolnościami. Minutemen natomiast, skryci za stosownymi umocnieniami i raz po raz odtwarzaną zasłoną dymną, ostrzeliwali wroga na dystansie, eliminując groźniejsze maszyny skoncentrowanym ogniem.

Obydwa starcia były wybitnie zajadłe. Pardonu nie dawano (choć odpuszczano katapultującym się pilotom), wycofywać się nikt nie miał zamiaru. Wreszcie, po kilkunastu minutach ciągłego łomotu autodział, wizgu laserów, terkotu kaemów, ryku rakiet oraz płomieni oraz ciągłych detonacji, trzasków i zgrzytów masakrowanego metalu i myomerów, wreszcie się uspokoiło. Pole bitwy zaściełały dziesiątki wraków – w sumie nawet i setka mechów. I jakimś cudem... dzięki swej waleczności, wsparciu Minutemen oraz odsieczy ze strony swych dropshipów (z czego jeden, dowóczy Dictator, przypłacił to swym istnieniem)... obrońcy odnieśli krwawo wywalczone zwycięstwo. Sześćdziesiąt Panzerowych mechów legło pokotem, tylko nieliczne lance skrzydłowe (i tym samym nie biorące udziału w głównej bitwie) zdołały się wycofać, opuszczając pole bitwy i wracając do Newport (gdzie miały siedzieć już „na fest”). Rycerze okupili to jednak aż czteroma dziesiątkami maszyn oraz wspomnianym desantowcem i jednym z myśliwców aerospace (SL-25 Samurai).

Szturm nieprzujaciela się załamał i jeszcze tego samego wieczoru przeprowadzono dewastujący kontratak, który unicestwił mało ruchliwe i pozbawione już osłony stanowiska artylerii rakietowej i działonowej. Tylko część formacji tyłowych zdołała się wycofać i przegrupować... ale wcale nie miała zamiaru rezygnować z dalszej batalii o te miasto. ACzW ściągała posiłki w postaci pojazdów bojowych oraz lotnictwa oraz prowadziła dalsze bombardowania miasta. Panzerowcy natomiast zinfiltrowali wreszcie wnętrze miasta za pomocą szybkiego, małego desantowca z doborową lancą mechów. Trzeba było zdeterminowanych i szybkich działań Minutemenów, aby wykończyć tych infiltratorów i artylerzystów. Jedno z tych działań zostało podjęte z inicjatywy Rolanda z Eutin.


To była długa noc.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5MBS6FQ4-qw[/MEDIA]

Panzerowcy wycofywali się z miasta i jego obrębu, ale nie robili tego bez ładu i składu, tylko w ramach taktyki fighting withdrawal. Pomimo swej... wątpliwej moralności, byli wszak doświadczoną grupą najemników. Najstarsi z nich byli nawet kiedyś żołnierzami Sfederowanych Słońc, jeszcze jako „po prostu” pułk o nazwie Panzer Brigade.

Na własne oczy widział ich zajadłość. Byli uparci, kompetentni i bardzo chcieli wygrać. Pewnie Król Bandytów obiecał im wielką nagrodę za wręczenie Middlebury na srebrnej tacy. Niemniej jednak popełnili szereg strategicznych i taktycznych błędów. Aby zdystansować się od Blood Raiders, nie wsparli ich ani na lotnisku w Newport, ani na orbicie. Zastosowali „dziel i rządź”, ale w sposób, który odbił się im czkawką. Co z tego, że zyskali prawie cały salvage z lotniska, kiedy praktycznie pogrzebali szanse na zwycięstwo na orbicie? Piloci myśliwców Palatynatu okazali się bardzo dobrzy, a Rycerze zachowali przewagę liczebną. Desantowce może i były potężne i dobrze opancerzone, ale to nie był problem aby chmara myśliwców wsiadła im na ogon i zdjęła. To raz. A dwa... ex-piraci i tak wzięli udział w starciu o Middlebury, ale nie w mechach i czołgach. Wciąż byli mięsem armatnim... ale tylko nim, nie mieli prawdziwej siły uderzeniowej. To dwa. A trzy – podzielili swe siły. Wprawdzie próba flankowania Clintami udała się, ale zabrała cenny czas, który Rycerze spożytkowali na wejście w zwarcie swoimi szybkimi, małymi mechami. Natomiast całą jedną trzecią mechów próbowali posłać okrężną drogą jako infiltratorów. Ryzykowny plan. Gdyby im się udał, weszliby na plecy jemu i reszcie Minutemenów. Straciliby mechy, a może nawet życie. Przegraliby bitwę. Ale zostali w porę zdemaskowani i zmuszeni do wejścia do akcji w połowie pola bitwy.

On i jego towarzysze mogli więc w „spokoju” siedzieć za umocnieniami, stawiać zasłonę dymną i raz po raz łomotać z broni dalekiego i średniego zasięgu, zmiękczając różne twarde cele które następnie były obskakiwane przez „robal-mechy”, albo z miejsca powalając pojedyncze walkery. Byli kluczowym elementem układanki. Gdyby nie oni...

Jedna chwila i jedna decyzja potrafi odmienić batalię, a jedna batalia całą wojnę. Bóg czuwał nad wszystkim, każąc nikczemników i wspierając prawowiernych. Ale nie można było spocząć na laurach. Trzeba było czynić Bożą pracę na Amerigo. Pokonać Zło raz jeszcze.

Nie sądźcie, że przyszedłem nieść pokój po ziemi.
Nie przyszedłem nieść pokoju, lecz miecz.


Teraz więc kroczył wewnątrz swego Emperora 1A, świeżo po załadowaniu zasobników do pełna standardową amunicją do autodział klasy piątej. Napęd był rozgrzany, myomery spięte, lasery gotowe do przyjęcia prądu, a armaty odbezpieczone. Było wiele pracy do wykonania. Na miasto wciąż spadał grad pocisków artyleryjskich i rakietowych. Bandyci i Workmeni nie odpuszczali, wciąż łudząc się, że Middlebury będzie ich. Nawet pomimo totalnej klęski na orbicie i łomotu jaki obskoczyli ich naczelni „przyjaciele”. Drużyny piechoty wspierane przez przenośną broń ciężką, technicale i lekkie pojazdy bojowe wciąż wdzierały się w głąb miasta. Naćpani Bandyci i piraci walczyli jak szybkie zombie, spędzając sen z powiek Vermontczykom z NVDF. Najgorsze jednak były te bombardowania. Należało ukrócić ten proceder.

Teraz wiódł drużynę mechów rycerskich pomiędzy budowlami, magazynami, maszynami użytkowymi, piramidami z kontenerów. Centrum logistyczne. Middlebury było piastą koła od którego odchodziły autostrady i drogi kolejowe do Fort Ticonderoga, Essex, Newport, a nawet odległego Hartford. Całe obrzeża miasta były dedykowane wielkim parkingom, zajezdniom, estakadom. Znaczna część tego leżała już w gruzach, zniszczona w pierwszych dniach zażartych walk.

Nagły błysk i wizg zmusił go do zogniskowania zmysłów i zaprzestania rozmyślań. Salwy rakiet. Blisko. Ogłuszający wizg, tylko częściowo wytłumiany przez kokpit. Ryk, smugi dymu, oślepiające błyski dziesiątek „fajerwerków”. Nieco dalej potężny rumor, aż trzęsło mechem. Znaleźli niegodziwców. Synowie Lilith rozstawili się tam ze swoimi Lewiatanami. Potężne, precyzyjne i zaawansowane haubice – „małe” Thumpery, precyzyjne Snipery i obłędnie potężne Long Tomy. Nie musiał odwracać mecha aby wiedzieć, że pociski te znalazły swe cele, burząc kolejne budynki, tworząc głębokie kratery, zwalając kolejne wieżowce. Zacisnął oczy, zmówił modlitwę za tych, na których padał ogień z nieba. Radio zaszczekało kobiecym głosem.

Znaleźliśmy ich. – to była Beton, jedna z Minutemen – Właśnie je ładują. Spodziewajcie się fajerwerków na prawej flance.

Przyjąłem. My znaleźliśmy haubice i Workmenów. Z Bożą pomocą ukarzemy ich.

Cokolwiek ksiądz powie. – prychnęła kobieta, słychać było też dźwięk wydychanego dymu papierosowego – Ale macie ich wszystkich posłać do Piekła, jasne? Bez odbioru.

Nie mógł się z nią nie zgodzić. Wydał szybkie rozkazy towarzyszącym mu Rycerzom. Przyjęli je bez gadania. Rzadko kiedy mieli okazję współpracować z tak doświadczonym mechwojownikiem, w dodatku w mechu szturmowym. I nie było czasu do stracenia. Wróg już ich wykrył. Ku nim leciały gęste salwy z wyrzutni LRM, poparte ogniem armat. Rozproszyli się. Beton, asfalt, gruzy i złomy wokół nich pokryły się siatką rozbłysków. Puścił swojego powolniaka w bieg, krusząc pod potężnymi butami co się napatoczyło. Po lewej w powietrze właśnie wyskakiwał rycerski Jenner JR7-P, rycząc dyszami rakietowymi. Nieco dalej biegły – a wręcz pruły powietrze – dwa osobliwe trójnożne mechy typu Hedgehog. Po prawej natomiast miał dwa Commando w rzadziej spotykanych konfiguracjach skupiających się na broni laserowej. Lekkie wsparcie. Być może za lekkie na to, co na nich czychało. Ale nic to.

Nastawił bara i z rozpędu wbił się wraz z wrotami do jakiegoś hangaru. W środku burdel. O mały włos się przez to nie przewrócił. A wróg wiedział gdzie był. I był blisko. Ściany prysnęły resztkami i waporami po ciętym laserem betonie. Był bardzo blisko, bo kolor laserów był czerwony. Małe emitery fotonów, typowe dla „unowocześnionych” IndustrialMechów od Workmenów. Przez chwilę myślał czy nie lepiej byłoby wyjść drugimi drzwiami i zajść ich z flanki... Nie tym razem. Wykorzystał fakt, że ściana została osłabiona. Wybił w niej przejście salwą pojedynczych wystrzałów z AC/5 i poszerzył ją swoim cielskiem. Naprzeciw niego stała nieświęta trójca workmechów typu Daedalus. Tak podpowiadał komputer. Ciężkie czworonogi wykorzystywane do przenoszenia cargo. Być może kiedyś, i w innych okolicznościach, mogłyby znaleźć swe miejsce na tych właśnie jardach logistycznych. Ale teraz narzędzia zbudowane aby czynić miłą Bogu pracę zostały sprzeniewierzone w morderczej służbie Szatanowi. Tak być nie mogło. Czerwony miecz Chrystusa miał opaść, a wraz z jego klingą poczerniała łapa demona.

Splunął parą boczno-torsowych średnich laserów. Ułamek sekundy potem syknął też ten przy głowie. Trzy zielone smugi przeorały „pysk” jednego ze „Stevedore'ów”. Krótkie salwy z AC/5 dopełniły dzieła zniszczenia, pojazd runął na klepisko i zaraz potem rozbrzmiał wybuchami zebranych weń rakiet LRM. Pozostałe dwie maszyny splunęły dziesiątkami podobnych rakiet, ale te nie miały szans na rażenie tak blisko położonego celu. Parę z nich nawet odbiło się od pancerza i wybuchło dopiero po czasie, 'świrując' po ziemi. Reszta rozleciała się na wszystkie strony, rażąc rzeczy na średnim dystansie bez kontroli, ładu i składu. Co innego prymitywne małe lasery, które raziły jego lewą rękę. To było jednak zbyt mało i zbyt późno. Pełne salwy laserów i autodział spowodowały eksplozje kolejnych dwóch składów rakietowych, kończąc istnienie obydwu Daedalusów. Jakby na potwierdzenie, pomiędzy innymi budynkami oraz daleko na flance ku niemu wzbijały się snopy płomieni, a ziemia drżała jak przy trzęsieniu. Widoczność została pogorszona przez gęstą mgłę z pyłu budowlanego. Pozostali krzyżowcy likwidowali haubice i rakietnice.

Raczej usłyszał niż zobaczył, jak obydwa Commando na prawej flance wpadły na drugą trójkę workmechów – potężne Kiso klasy „szturmowej”. Ruszył na pomoc. Wiedział, że rycerze, choć waleczni i prawi, nie dadzą rady. Słyszał jak miotają w nie SRMami, średnimi laserami i jednym ciężkim. Te na szczęście były lekko uzbrojone – ich wyrzutnie RL wystrzelane z pocisków i niezdolne do prowadzenia dalszego ognia bez ręcznego załadowania. Ale miały wciąż dorabiane laserki, a dowódczy Kiso miał trzy kaemy... a wszystkie trzy miały cały zestaw wielkogabarytowych narzędzi.

Kiedy dotarł na odsiecz, dwa z nich właśnie pruły i rąbały jednego z Commando, COM-7X. Pilot w ostatniej chwili zdążył się katapultować. Ale oprawcy nie cieszyli się, bo karma wróciła do nich niczym bumerang – wybuch rakiet w Commando osmalił im czoła i pourywał co nieco. Zaraz potem rozbrzmiała broń drugiego Komandosa, poparta tą Cesarza. Obydwa Kiso wreszcie padły na pysk, choć z pewnymi oporami. Trzeci próbował się wycofać. Musieli go nieźle ostrzelać, by wreszcie rozpuknąć mu silnik i zasobniki nabojowe.

W międzyczasie Hedgehogs i Jenner siały zniszczenie pośród innych wrogów. Ich znaczna prędkość uniemożliwiała celne wstrzelenie się rakietom LRM i pociskom z haubic – co nie zmieniało faktu, że spanikowani artylerzyści walili wszędzie dookoła, w efektowny sposób wzmagając demolkę okolicy. W odpowiedzi raz po raz obrywali parą małych laserów i jednym średnim od Jeży, oraz zestawem broni nietypowego wariantu Jennera – parą zwykłych i parą chemicznych średnich laserów, popartą SRM-2. Pierwszym sukcesem była eliminacja jednego z samobieżnych Long Toms, LT-MOB-95. Lasery wreszcie przeorały pogrubiony pancerz i spowodowały eksplozję amunicji, a ta istną reakcję łańcuchową. Wybuch ten był naprawdę potężny, niczym mikro-atomówka demolując całą okolicę. Emperor ledwo utrzymał się na nogach, Commando wpadł gdzieś w jakąś kanciapę. Detonacja rozjebała szereg innych wyrzutni i armat, a także ich amunicję, potęgując Armageddon... ale także łapiąc nieustraszonych rycerzy w swóch zasięg. Nie było co zbierać po tamtej trójce.

Wkrótce potem podobna eksplozja przydarzyła się na dalekiej flance. Beton raportowała, że „wreszcie dorwała tych skurwieli”. LT-MOB-25. Ten sam, który rozpoczął Masakrę swoim wystrzałem i ten sam, który Doe uszkodziła w zasadzce parę godzin później. Teraz sprawiedliwości stało się zadość.

Ale wróg nadal nie odpuszczał. Szaleńcy. Wycofali samobieżną artylerię, przegrupowali ją i zaczęli walić. I to całkiem celnie. Masa salw rakietowych LRM z czołgów wsparcia typu Hunter, poparta ogniem haubic z samobieżnych wozów TAV-1, Ballista, Reaper i Apostle oraz ogień z improwizowanych, ruchomych trailerów – też artyleria i LRM, ale także i zestawienie ciężkich moździerzy. Był też ex-piracki mech artyleryjski, HEP-1H Helepolis. Na głowy prawowiernych posypał się deszcz śmierci. Drugi z Commandosów nie miał szans, a Emperor ledwo wytrzymał. Jeden z pocisków ze Sniperów (ani chybi z lufy przeklętego Helepolisa) jebnął mu prosto w centrum korpusu. Na szczęście, bo mógł oderwać kończynę. A tak huknęło, bryznęło w przeciwległą stronę dymem i ogniem na kilkanaście metrów. Mechem zachwiało, Roland z ledwością zdołał wbić jedną ze stóp w kruszonkę za siebie by nie dać się powalić. Komputer krzyczał o przebiciu pancerza, o uszkodzeniach. Beton w radiu też raportowała uszkodzenia i straty. Mieli ich na widelcu.

Na szczęście także i tym razem przybyła odsiecz... choć nie do końca spodziewana. Ocalili ich ci, których oni sami mieli ocalić. Oficerowie wojsk pancernych NVDF meldowali rozpoczęcie natarcia flankującego. Z lewej flanki, wyczyszczonej detonacjami i zakopconej pyłym i dymem po LT-MOB-95, wjeżdżały pokaźne ilości czołgów. Lekkie Scorpiony i średnie Vedette, siepiące zaporowym ogniem z wielu kaemów i raz po raz bijące z ciężkich armat gwintowanych. Nie była to skuteczna broń na nowoczesnym polu bitwy, ale było jej dużo. A poza tym były też Bulldogi ze sprzeżonymi autodziałkami klasy drugiej, a nawet dwa ciężkie Demolishery i jedna Puma. Mnogość uzbrojenia z tej ostatniej w połączeniu z podwójnymi AC/20 tych wcześniejszych oraz natężeniem siły ognia pozostałych to było zdecydowanie zbyt wiele. Wróg próbował ostrzeliwać się bronią defensywną, głównie laserami, kaemami, flamerami, ale oprócz uszkodzeń w pancerzach nie zadał strat. Ostatecznie żaden z nich nie uszedł z życiem. Każdy trailer, wóz i mech zostały dokumentnie rozjebane. Helepolis padł ostatni, spruty do zera ze względu na jego LosTechowe komponenty przedłużające żywotność na polu bitwy.

Ledwo trzymając zmasakrowanego Emperora na nogach, Hermit mógł tylko podziękować czołgistom za wsparcie, a Matce Boskiej za wstawiennictwo u Syna.


W międzyczasie skończyła się bitwa na orbicie – Palatynat i Rycerze znów stracili sporo maszyn. Pięć myśliwców, aż dziewięć LAMów (wszystkie jakimi dysponowali Cameronici), patrolowiec. Jednak także i tutaj odniesiono zwycięstwo, i to totalne. „Poniżeni” i Panzerowcy utracili wszystkie pozostałe siły aerospace – odpowiednio jedną uzbrojoną satelitę, dwa desantowce i sześć myśliwców, oraz aż pięć kolejnych DropShips. To była katastrofa dla obydwu kompanii najemnych. Ostatni desantowiec Panzerowców, maszyna klasy League, próbowała się wycofać w rejon księżyca Columbus, ale także i tam (za cenę dość pokaźnych ubytków w pancerzu) dorwali ją i zestrzelili. Mimo wysokich strat całkowitych, orbita Amerigo wróciła w ręce obrońców.

Kolejny szereg sukcesów został odniesiony przez Minutemenów jeszcze tego samego dnia, kiedy Leopard, wsparty przez Royal Lightning i przewożący lancę 'rajderską' – Highborna, Kriegera, Rooikat i Pandura – uderzył na Bennington Airport. Opozycja – ex-piraci i Bandyci – była czujna. Poderwali w niebo co tylko mogli z pozostałych im myśliwców atmosferycznych oraz (ostatniego już w tej wojnie) DroSTa w typie IIa, i aktywowali okopaną piechotę wyposażoną w ręczne wyrzutnie rakiet oraz inną broń wsparcia. Ubytki w pancerzu (szczególnie LTNa i Leoparda) były znaczące, ale ostatecznie wróg poniósł klęskę a lotnisko zostało skutecznie sabotowane. Siły powietrzne Bandytów zostały znacząco uszczuplone.

W samą porę, bo nim się zwinęli z miasta, dostali cynk od lokalnego agenta WSI. W porcie morskim Bennington było zgromadzenie statków należących do armii państwa „króla” Mwabutsy, relatywnie odsłonięte. Korzystając z okazji oraz efektu shock & awe, czym prędzej przegrupowali się i przelecieli tam Leopardem, by wykonać drugi tej dobry (już nocny) rajd. Uderzenie to bardzo przypominało Heisenbergowi i Spencerowi czas, kiedy zdruzgotali bazy nad Grand Lake i Morzem Chłodnym. Tym razem jednak oprócz lekkiej piechoty, paru technicali oraz nielicznego uzbrojenia na statkach, opór był praktycznie znikomy.

Nim opuścili Bennington i wrócili do bazy, to lotnisko, port morski i centrum telekom były kupami gruzu zasłanymi wrakami trawionymi przez płomienie. Po szybkich naprawach i dozbrojeniu mieli polecieć na końcówkę Bitwy o Middlebury – ale WSI miało dla nich misję typu last minute: zlokalizowano konwój VIPowski mający niedługo wyjechać z Newport, prawdopodobnie w stronę Essex. Podejrzewano „króla” Mwabutsę z delegacją do Workmenów. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Highborn dostał to, czego chciał i czym prędzej powiódł ekipę aby przechwycić ważniaków.

Czas miał pokazać, jakie efekty wywrą rajdy na Bennington, obrona Middlebury i kasacja tego konwoju.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 10-10-2021 o 20:33.
Micas jest offline  
Stary 15-10-2021, 18:14   #119
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Choć zwątpienie nachodziło i wydawało się niekiedy, że ni chuj nie da się to jednak ostatnie wydarzenia przywróciły Hadrianowi nadzieję na zwycięstwo. Choć ku niezadowoleniu Spencera Rycerze unieśli się honorem i postanowili wypowiedzieć walną bitwę Pancerowcom to dzięki Bogu, albo zwykłemu szczęściu starcie zakończyło się victorią. No prawie. Gdzieniegdzie słychać jeszcze było odgłosy walki, ale wróg jest w rozsypce co udało się wykorzystać i przygotować rajd na Bennington, a łaska Pana nadal przy swoich sługach trwała. Nie dość, że zniszczyli tamtejsze lotnisko to natrafili w porcie morskim na sporą część wrogiej floty, a przez to ile siły pchnęli do ofensywy to prawie nie napotkano oporu. Minimalny koszt, a straty wróg powinien znacznie odczuć. Chwaląc Pana po trzykroć wracając dostali cynk od wywiadu o VIPowskim konwoju zmierzającym do Essex. Tak liczne dary Boże na nich spływały, że Spencer postanowił częściej pojawić się w świątyni niż tylko w czasie wyborów dla dobrych fotek do massmediów. Niech Bóg błogosławi Amerigo.
Choć do końca wojny jeszcze daleko, bo wróg zdążył się już u nich zadomowić, oraz najemnicy z the Abased zachowali swoje siły naziemne niemal nietknięte, a Workmeni też nadal byli w posiadaniu przynajmniej paru potężnych maszyn. Dobrze zapamiętał je ze spotkania w dżungli. Nie było ich pod Middlebury, a przynajmniej informacja o nich do Hada nie dotarła. Może dlatego ten konwój do Essex, aby przekonać Juliusa, by w końcu je pchnął do walki... zastanawianie się nad tym zagadnieniem Spencerowi przerwał komunikat od Itan-sha, że cel w zasięgu. Znacznej obstawy nie wykryto co najwyżej Support Vehicles były, więc postanowili załatwić to prosto i szybko. W końcu trzeba jeszcze było dobić wstęgowców pod Midelburry. Atak rozpoczął Lightning niszcząc pojazdy na przodzie, a Leopard w tym czasie trochę ryzykując desantował ich lancę dość blisko nieprzyjaciela. Ochrona się starała, ale nie mieli szans. Ta garść LRM, SRM i laserów wsparcia wszystko w wersji przenośnej, albo co najwyżej lekko cięższej jeśli było zamontowane na pojeździe nie było w stanie powstrzymać Battlemechów ze wsparciem lotnictwa. Sądzono najpierw, że VIPem może być sam Mwabutsa, ale patrząc na powściągnięcie środki bezpieczeństwa, albo na ich brak Had zaczął skłaniać się bardziej iż trafił się im jakiś co najwyżej zaufany człowiek bandyckiego króla. Pośród unoszącego się kurzu i dymu z wraków spostrzegł jednak główny cel tych łowów. Knox Armored Car chciał się ulotnić korzystając z zamieszania. Spencer znał ten typ pojazdu. Służył do przewozu kosztowności czy innych ważnych rzeczy, ale przy drobnych przeróbkach mógł jak najbardziej służyć do transportu ważnych osobistości przez tereny podwyższonego ryzyka. Był gotów postawić cały majątek rodziny, że VIP jest właśnie w nim i bez wahania zaszarżował z pełną furią.
-Za Amerigo! Za Vermont!
Osiemdziesiąt ton wkurwienia za wojnę, za Marka, za wszystko pieprznęło w pojazd, który aż obróciło. Robactwo próbujące wypełznąć z wraku traktował bez litości z piąchy mecha, a ostatniego pochwycił w dłoń Chargera chcąc zadusić bandyckie ścierwo. Jak tylko zrozumiał kogo pochwycił to bitewna furia prysła... Choć korpus stał się mielonką to głowa ocalała, a twarz była Spencerowi nad wyraz znajoma. To był przewożony przez banitów VIP... Wilford Spencer, minister rozwoju i infrastruktury w rządzie Republiki Vermontu… Ojciec Hadriana.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 15-10-2021, 21:14   #120
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Bitwa przebiegła dla nich pomyślnie. Stojąc pośród umocnień stanowili konkretne wsparcie ogniowe dla Rycerzy. Nie ruszając się ułatwiali robotę komputerom celowniczym dla których namierzanie średnich mechów w takich warunkach stało się dużo prostsze. A sami Panzerowcy chcąc się skierować na Minutemanów wystawiali się na ataki mobilnych przeciwników.

Julian podtrzymywał osłonę dymną waląc z zamontowanego na ramieniu Warhammera moździerza. Zniszczenie siał całą baterią laserów, które waliły raz po raz. Przysiądnięcie nad optymalizacją konstrukcji pod względem ciepła i pochłaniaczy opłaciło się - tłukł w przeklętych najemników raz za razem gdy tylko ci zbliżyli się do ich pozycji. Wturowała mu Beton celnymi strzałami ciężkich laserów Craba. Na dalszym dystansie działali Hermit z Mandarynem plując z autodziałek i miotaczy cząsteczkowych.

Nie wszystko jednak mogło się udać perfekcyjne. Tak jak oni mieli swoje asy w rękawie tak i wróg miał dla nich przygotowane parę niespodzianek.

Jedną z nich był desant w środku miasta. Jackson szybko skierował się w tamtą stronę. Za nim pognał Mandaryn oraz dwa inne mechy - skoczny Spider-5K oraz Warhammer w wersji w podwójnym kokpitem - oficerowie ich sojuszników.

***

Sfera desantowca przysiadła na środku placu. Okoliczne budowle skruszały i popękały podczas lądowania sypiąc dookoła odłamkami i gruzem. Klapy opadły i wypuściły ze środka kilka mechów - Zeus z podwójnym kokpitem, rzadki zmodyfikowany Ostroc oraz Lynx. Ich cel był jasny - w pobliżu znajdował się tylko jeden zasób który mogli chcieć upolować.
Mobilna Baza Polowa. Potężna ciężarówka była teraz rozłożona gotowa w każdej chwili wraz ze swoją załogą uzupełnić zasoby amunicji i dziury w pancerzu każdego mecha który by się wycofał. Operatorzy widząc nadciągające zagrożenie musieli się ewakować - nie mieli dość czasu zarówno na złożenie modułu naprawczego ani siły ognia by odeprzeć wroga. Panzerowcy bez żadnych skrupułów otworzyli ogień kompletnie dewastując mobilny warsztat.
Minutemani i Rycerze przybyli nie dość szybko by ocalić punkt naprawczy.
Jednak dość szybko by wpadając w ulicę zdmuchnąć Lynxa celną salwą z laserów i miotaczy cząstek. Panzerowcy natychmiast wycofali się tam skąd przybyli - pod osłonę dropshipa.
Desantowiec klasy Hrothgar charakteryzował się niewielkimi rozmiarami, ale za to morderczym uzbrojeniem - naszpikowany ciężkimi laserami, działkami gaussa i ppcami stanowił trudny do rozbicia przyczółek. Jednak nie mógł zapewnić swojej lancy odpowiedniego wsparcia - brak uzbrojenia strzelającego niebezpośrednio sprawiało, że wycofujący się Zeus i Ostroc musiały ściągnąć pościg na linię strzału.
Niedoczekanie. Julian zdawał sobie doskonale z tego sprawę - uprzedził pozostałych by między nimi a desantowcem zawsze pozostawał jakiś budynek. Nie było to trudne, w centrum zabudowa była dość wysoka by nawet Mackie mógł się za nią schować. Niestety oznaczało to też że wróg mógł im uciec lub po prostu wsiąść na pokład Hrothgara i odlecieć. Konieczne było ryzyko - jak mówiono: “Odważni zwyciężają”.
Rycerze wzięli na siebie pościg - Spider korzystając ze swojej nadzwyczajnej mobilności trzymał namiar zarówno na wrogie mechy jak i na desantowca. Warhammer raz po raz przechodził między budynkami odpalając salwy ze swojego mnogiego uzbrojenia. Brak Mackiego i Laserowego Warhammera na radarze skłoniło Panzerowców do zaryzykowania i odpowiedzenia ogniem. Obaj wykorzystali chwilowe rozproszenie uwagi przeciwnika. Manul pokrył dymem boczną ulicę i przez zasłonę wpadł na Ostroca sprzedając mu celną salwę całego swojego laserowego arsenału by zaraz poprawić solidnym sierpem w korpus. Wystawił się tym niestety na ostrzał desantowca lecz ten strzelał bardzo oszczędnie starając się nie trafić swoich. Z pomocą towarzyszowi przybył Zeus wysprzęglając Manulowi ciosa z pancernego ramienia w którym znajdowała się wyrzutnia rakiet. Do chwalebnego melee szybko dołączył się Warhammer Rycerzy z głośnym okrzykiem ze szczekaczek, wbijając się w walczących z bara. Nad nimi skakał non stop Spider starając się wcelować ze swoich średnich laserów w przeciwnika. Cała ta pancerna potańcówka miała nie lada oprawę graficzną w postaci wystrzałów z gaussów, ppców i laserów desantowca.
Pancerz i struktura sypały się pod ciosami i strzałami. Pierwszą ofiarą tej bijatyki był Spider. Rycerz skoczył na Ostrocka lądując prosto na jego kokpicie, miażdżąc go wraz z pilotem. Ta chwila przestoju wystarczyła aby wystrzał z gaussa przebił pancerz i strukturę okulawiając lekkiego mecha. Przy spadku mobilności, zaraz pozostałe baterie wzięły go na cel rozrywając go na strzępy. Z panzerowych mechów na placu boju pozostał tylko dowódczy Zeus, który natychmiast zaczął się wycofywać ku rampie załadunkowej. Zerwanie kontaktu bezpośredniego nie okazało się dla niego dobre - dewastująca z obu warhammerów podziurawiła go do reszty.
Podobnie jak warhammera Rycorów podziurawiła celna salwa desantowca, na szczęście pilot zdołał się katapultować. Manul szybko skrył się za jednym z budynków starając się odgryźć, jednak wiedział że teraz pozostał jedynym widocznym celem do ustrzelenia.
Był jednak jeszcze jeden - Mandaryn. Mackie przedzierając się przez wąskie ulice Middlebury przedostał się w sąsiedztwo desantowca, rozpędził się i przywalił w jeden z mieszkalnych budynków, który przewalił się na bok i przygniótł Hrothgara, a przede wszystkim uszkodził stanowiska ogniowe na jednej z jego burt. Mandaryn ustabilizował mecha i zaszedł go od uszkodzonej strony grzejąc z potężnego autodziała ile fabryka dała. Okrutny kaliber pruł płyty pancerza w czym szybko w sukurs przybył Manul. Desantowiec nie mając innego wyjścia próbował się jeszcze poderwać, lecz bezlitosny atak Minutemanów nie ustawał - w burcie ziała już dziura, a z każdym kolejnym wystrzałem wnętrze sfery eksplodowało wraz z kolejnymi podsystemami i załogantami.
Manul i Mandaryn w końcu przebili się do napędu i ostatecznie uciszyli fuzyjne serce machiny. Kaskada wybuchów wtórnych rozerwała cały kadłub obsypując całą okolicę odłamkami z resztek pancerza i struktury. Pobliskie budynki obróciły się w ruinę przesypując wraki gruzem.
Mackie i Warhammer zatrzymały się na pobliskich budowlach. Odnieśli uszkodzenia, jednak wróg odniósł klęskę.
Dywersyjny atak Panzerowców został powstrzymany.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172