Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2021, 00:19   #101
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Iroshizuku ostatni raz skontrolowała i poprawiła kombinezon przeciwprzeciążeniowy i udała się do hangaru.
- Hej mała! - zagrzmiał już z daleka mat Henderson. -Zobacz co dla ciebie mam! - to mówiąc wskazał na trzymetrowe, podłużne kształty zawieszone na pylonach pod skrzydłami Lightninga. -Thunderstrike. Rakiety klasy powietrze-powietrze dalekiego zasięgu z aktywnym namierzaniem celu - Iroshizuku uniosła ze zdziwieniem brwi. -Kiedyś słyszałam o ich planach i testach prototypów, nie wiedziałam, że weszły w fazę produkcji masowej.
- A jakże, weszły do produkcji i mają się nieźle. Zamówił je jeszcze generał Dennal. To był ostatni autoryzowany przez niego zakup przed rozpoczęciem wojny. Skrzynie gdzieś się zawieruszyły w magazynach, bo dokumentacja nagle wyparowała. Ale czego się nie robi dla najlepszej pilot Lightninga na planecie.

Iroshizuku uśmiechnęła się i spojrzała w górę, w oczy Hendersona: -Jestem jedyną pilot Lightninga na tej planecie.
- Jedno drugiego nie wyklucza. Uważajcie z tym!
- krzyknął do swoich pomagierów, którzy przewrócili stos skrzynek po amunicji do gaussa. Szybko pozbierali blaszane pudła i pomogli pozostałym ładować do zasobnika obłe metalowe kształty wielkości melona. Wkrótce Lightning był uzbrojony i gotowy do startu.

Lotnisko, kilka godzin później
Mieli komitet powitalny. Zamiast uderzyć na lotnisko z zaskoczenia, swobodnie bombardować cele i niszczyć naprędce poderwane maszyny wroga, spotkali się ze zdecydowanym oporem ze strony wieżyczek i pojazdów.
- Warthog, zrób przyziemienie i wysadź ładunek. Osłaniam. Odbiór.
- Przyjąłem, Itan-sha.

Leopard obniżył lot, niemal muskając kadłubem wierzchołki drzew i opuścił rampy. Lightning siekł laserami i gaussem w każdego, kto mógł zaszkodzić zawieszonemu w jednym miejscu DroSTowi, który stanowił dość łatwy cel. Zresztą, gunnerzy z Warthoga nie pozostali dłużni piratom i pruli ze wszystkiego co mieli pod ręką. Kolorowe smugi laserów gęsto cięły nocne niebo.
- Itan-sha, na pasie stoi wrogi Drop Ship Tank IIb. Jego systemy już nas namierzają. Wyeliminuj go, zanim się poderwie! Jakoś tu sobie poradzimy.
- Przyjęłam, bez odbioru.

Iroshizuku podniosła nos odrzutowca i wyrwała do góry aktywując zasobnik celowniczy Litening. Z Leoparda dostała dokładne dane o pozycji przeciwnika. Szybko przełączyła się w tryb obliczanego na bieżąco punktu uderzenia i uzbroiła zapalnik bomby. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości zrobiła zawrót i pikując ustawiła się w linii ataku. Kiedy marker zrzutu osiągnął właściwe położenie na HUDzie, nacisnęła weapon release i poczekała chwilę na zrzut. Gdy tylko bomba opuściła pylon poderwała samolot i włączyła dopalacze, jednocześnie wyrzucając flary i dipole.
Bomba eksplodowała natychmiast po uderzeniu w pancerz stojącego na płycie lotniska Drop Shipa. Chwilę później zawtórowały wtórne eksplozje - silnika fuzyjnego i składu rakiet. Pojazd powietrzny eksplodował a poskręcane kawałki rozgrzanego pancerza rozprysły się na wszystkie strony, uszkadzając hangar i stojące nieopodal pojazdy techniczne.
- Dobra robota, Itan-sha! W samą porę, bo zaczął w nas solidnie walić rakietami z zasobników dziobowych - odezwał się pilot Warthoga.
- Mamy towarzystwo. Radar wykrył kolejnego DroSTa w obstawie klucza myśliwców. Nadlatują z kierunku południe-południowy zachód - dodał.
- Przyjęłam. Wejdźmy na wyższy pułap i zajmijmy się najpierw DroSTem.
- Przyjąłem. Bez odbioru.

Lightning nabierał wysokości a Iroshizuku przełączyła się w tryb walki powietrznej na konsoli ICP a radar w tryb śledzenia pojedynczego celu. Gdy przeciwnik znalazł się w zasięgu pomiędzy skutecznym a minimalnym - odpaliła rakietę. -FOX-3! - zameldowała przez radio. Thunderstrike poszybował i uderzył bezpośrednio w nos Drop Shipa. Statkiem aż zatrzęsło od eksplozji.
Itan-sha zrobiła szybki zawrót i przygotowała się do drugiego ataku. Z Warthoga dostała informacje, że trzy wrogie myśliwce dotychczas skupione na ostrzale Leoparda zmieniły cel i zwróciły się w stronę Lightninga. Z jednej strony, należało się pospieszyć i jak najszybciej wyeliminować najgroźniejszego przeciwnika, z drugiej - nie popełnić błędów. "Powoli znaczy płynnie, płynnie znaczy szybko" - Draconisjanka przypomniała sobie słowa kierownika wyszkolenia bojowego pilotów. Iroshizuku gwałtownie się wzniosła, ustawiła w linii ataku na wrogiego DroSTa i zaczęła pikować. Chciała nadać pociskowi Thunderstrike jak największą prędkość początkową, aby zwiększyć jego siłę uderzeniową. Niestety, stabilny lot wykorzystali przeciwnicy, siekąc Lightninga laserami i waląc z działek. Na wyświetlaczu wielofunkcyjnym pojawiły się raporty o uszkodzeniach. Iroshizuku wyczekała na odpowiedni moment i odpaliła kolejną rakietę, ponownie trafiając w nos przeciwnika. Chwilę później poprawiła gaussem, laserami średniego zasięgu i laserem pulsacyjnym. Leopard uderzył w to samo miejsce laserami burtowymi. Wrogi statek powietrzny nie eksplodował, ani nie spadł, jednak wpadł w niekontrolowany korkociąg. Iroshizuku podejrzewała, że pilot musiał zostać ranny.
- Warthog, zajmijmy się myśliwcami. DroSTa zestrzelimy później. Albo jak wyprowadzą go z korkociągu.
- Przyjąłem. Atakujemy myśliwce.


Walka z czterema wrażymi skrzydłami trwała jakiś czas, bo podzielili się na pary i atakując wykorzystywali metodę hit&run, nie chcąc pozostawać w zasięgu laserów Leparda. Szczególnie para Mustang i Vendetta dała się we znaki - były to w miarę nowoczesne i dobrze uzbrojone maszyny. Gdy wszystkie zostały zestrzelone, Warthog i Lightning przystąpili do dobicia wrogiego drosta, który wciąż nie mógł wyjść z korkociągu. Gdy potężny statek powietrzny w końcu eksplodował a jego szczątki uderzyły w ziemię niedaleko lotniska, Iroshizuku przeszła do ataku celów naziemnych.

Najpierw - zbiorniki z paliwem. - Tu Itan-sha, atak na zbiorniki z paliwem. Odsuńcie się od miejsca wybuchu.
- Czysto!
- Czysto!
- Czysto!
- zakomunikowały stojące nabliżej mechy.
Szybki nawrót, wybór trybu ataku celu naziemnego na konsoli i Lightning był gotowy do uderzenia.
- Podejście do bombardowania! - poinformowała. -Potwierdźcie status!
- Bez zmian w siłach własnych, zgoda na zrzut!
Iroshizuku nacisnęła weapon release i bomba o korygowanej trajektorii poszybowała w stronę celu. Eksplozja zbiorników z paliwem była tak potężna, że na płycie lotniska zrobiło się jasno jak w dzień.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 25-09-2021 o 07:36.
Azrael1022 jest offline  
Stary 25-09-2021, 12:48   #102
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
15 października, 2999 A.D.
Baza Minutemen


Spotkanie organizacyjne skończyło się i Ursula podniosła się z miejsca jak tylko dano sygnał by się rozejść. A raczej chciała się podnieść, ale zakręciło jej się w głowie tak, że jedyne co udało jej się osiągnąć to wrócić na miejsce i podeprzeć na powrót rękami o blat stołu.

- Co jest ? - usłyszała nad sobą zaniepokojony głos Clarka.
- Nie dam rady, wołaj pielęgniarkę z podwózką - wyjaśniła mu w czym problem. Odruchowo przetarła wierzchem dłoni nos i zobaczyła krew. - Cholera.
- Jasne. Masz - podał jej chusteczkę.
- Dzięki - westchnęła i przyłożyła ją do nosa, tamując krwotok.

Sanitariusze przybyli bardzo szybko. Pomogli Rooikat usiąść na wózku inwalidzkim i zawieźli ją prosto do sali zabiegowej. Po drodze pocieszyli ją informacją, że dokładne badanie krwi wykazało, że co prawda nadal ma mocno przetrzebioną ilość limfocytów we krwi obwodowej i skrajną małopłytkowość, ale nie wdało się żadne zakażenie przy okazji ostatniego złamania i szlajania się po lesie w takim stanie.
Lekarze nie kombinowali i położono ją na noc na sali. Założono jej wenflony i podpięto kroplówki. Ostatnie dwa tygodnie już zdążyła się do nich przyzwyczaić. Z początku zrobiło jej się zimno kiedy chłodne płyny zaczęły wchodzić w jej krwiobieg i bardziej okryła się kołdrą, a gdy to nie pomogło poprosiła o dodatkowy koc.

Na jej szczęście osłabienie organizmu sprawiło, że środki nasenne zadziałały błyskawicznie.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Prfmwzw83Pk[/media]
(...)To świat, który jest jednocześnie piękny i okrutny.
Ten kto się nie przystosuje, nie przetrwa(...)

Odkąd przeszła zabieg wszczepienia LosTechowego implantu sny wydawały się bardziej wyraziste, mające głębię, smak i zapach. Całe wczesne dzieciństwo spędziła na oglądaniu filmów przyrodniczych, które nakierowały ją na to czemu poświęciła życie. I chyba dlatego że wywarły na nią tak duży wpływ, to śniła o nich za każdym razem. Dla przyrody najważniejsze było przetrwanie. Fauna i flora były w nieustającym wyścigu zbrojeń, a na tym tle ludzkość nie wychodziła wcale tak najgorzej.

Zawsze po tych snach budziła się wypoczęta, z nową energią do stawiania czoła problemom.

16 października, 2999 A.D.
Baza Minutemen, medbay


Obudziła się koło 5 rano. Przespała prawie całą dobę i nie chciała uwierzyć pielęgniarce, gdy ta powiedziała jej jaki jest dzień i pora. Może i miała dzień wyjęty z życiorysu, ale czuła się o niebo lepiej. Sanitariusz podwiózł ją na wózku inwalidzkim do jej pokoju, bo tak było szybciej niż kuśtykać całą tą drogę o kulach. Na miejscu zostawił jej rozpiskę z godzinami badań i podawania kroplówek z kolejnymi lekami. Wenflony miały z nią pozostać prawie do samego momentu opuszczenia bazy. Lekarze naprawdę stawali na rzęsach, żeby doprowadzić ją do stanu używalności przed jutrem. Ursuli nie uśmiechało się po raz kolejny tak bardzo się nadwyrężać, ale przecież i tak nie miała wyboru, bo jeśli chcieli to wygrać to musieli stawiać na szali swoje zdrowie fizyczne jak i psychiczne.

Po tym jak została sama w pokoju poszła wziąć prysznic, co było tytanicznym wysiłkiem, gdy nie chciało się zamoczyć gipsu syntetycznego na nodze i opatrunków przykrywających wenflony. Po wyjściu doprowadziła się do porządku, dla samej poprawy własnego samopoczucia. I by nie wzdrygać się za każdym razem jak widziała własne odbicie. Na koniec nawet się umalowała i kazała nawiązać dla niej połączenie z mężem.

- Żyjesz - stwierdził z ulgą mężczyzna, gdy tylko ją zobaczył. Zdjął okulary i przetarł twarz. Był zmęczony, miał podkrążone oczy i potargane włosy. Widać było, że zarwał noc pracując.
- Żyję - potwierdziła i uśmiechnęła się do niego ciepło. Nie powiedziała mu, ani nikomu z rodziny, że cierpi na chorobę popromienną. Nie chciała ich martwić bardziej. - Wybacz, że dopiero teraz się odzywam, było tu spore zamieszanie.
- Jasne - pokiwał głową. - Kiedy się zobaczymy?
"Jak jakoś przetrwam jutro" przeszło jej przez myśl, ale nie powiedziała tego.
- Wkrótce - odparła w zamian. - Co u Elise?
- Tęskni, niecierpliwi się. Wiesz jak to z nią jest - po raz pierwszy uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Jeszcze trochę... - Przeklinała dzień kiedy Neyman pojawił się w jej życiu. Z drugiej strony ktoś inny na jej miejscu mógłby nie podołać zadaniu. I po prawdzie ciężko było o zamiennika dla niej.
Nic więcej nie mieli sobie do powiedzenia, bo nie było to medium do rozmawiania o tym co robią, nad czym pracują, co planują na najbliższe dni. Cholernie to irytowało Ursulę. Pożegnali się czule i każde wróciło do swoich zajęć.

Korzystając z tego, że była wczesna pora i miała świeżą głowę, wybrała się na symulator, bo musiała się wdrożyć zanim przesiądzie się na Zeusa. Jeszcze nie miała tak mało czasu na przygotowanie się do sterowania nowym mechem.
Później, swoim zwyczajem zasiedziała się w swoim biurze, gdzie również jadła lekkie posiłki w trakcie przeglądania papierologii. Jedynie sanitariusze nie dawali za wygraną i prowadzali ją prawie, że siłą na kroplówki. Faktycznie też okazało się, że po przespaniu się, przeczytanie raportu z zebrania, na którym była wyłącznie ciałem, od razu lepiej rozeznała się w sytuacji. Dało jej to ten zastrzyk optymizmu, którego potrzebowała jak powietrza. Szczególnie po stracie Jasona. Wspominając o nim uznała, że musi spotkać się z Clarkiem, bo z pewnością on też to ciężko przeszedł.

Leon jak i Jason byli w wieku jej studentów, mogliby nawet być jej synami i chyba nawet trochę im matkowała przez te miesiące, które spędzili na wspólnych treningach. Z początku wszyscy zwracali się do niej per “pani profesor”, zarówno dwaj młodzi jak i też Neyman. Mark pierwszy przemógł się, żeby mówić jej po imieniu, ale w ślad za nim poszła reszta. Tylko Jason czasem tym swoim ironicznym głosem zwracał się tak do niej, gdy chciał jej zagrać na nerwach. W lancy bravo był jeszcze McKinley, którego znała głównie jako analityka, z którym zgrywała swoje “projekty”. Był zabiegany gorzej od niej.

Późnym popołudniem spotkała się z Clarkiem w hangarze. Mając przeczytany od deski do deski manual Zeusa, potrzebowała zasięgnąć jeszcze języka z jego dotychczasowym pilotem. I przymierzyć się do kokpitu z tą swoją nieszczęsną nogą w syntetycznym gipsie.
- Na Zeusie masz Blazer - Leon wskazał palcem na działko zamontowane na barku mecha. - Uważaj, to broń która strasznie grzeje ale przebija pancerz, że aż miło. Kieruj je na jakieś mocno opancerzone cele, szczególnie pojazdy, wieżyczki i lotnictwo są nań podatne. Najbardziej te z zasobnikami amunicji.
- Ok, dzięki za podpowiedź - pokiwała głową i na powrót skierowała wzrok na manual mecha.

Omawiali wszystkie uwagi przez dobrą godzinę, później zrobili przerwę na dokończenie swoich innych obowiązków, ale spotkali się jeszcze wieczorem w hangarze. Tym razem czysto integracyjnie. Wypić za pamięć Wallrotha i szczęśliwy odnalezienie Neymana.
- Czemu się nie katapultował? Mógł to zrobić, skoro chciał wysadzić mecha to wystarczył durny zapalnik czasowy i by żył - kręcił głową Leon, gdy z Rooikat rozsiedli się w zacisznym kącie hangaru, tuż obok Zeusa. Towarzyszyły im dwie otwarte butelki zimnego piwa. Co prawda Trevor przy swoich lekach nie powinna była go pić, ale sytuacja była wyjątkowa.
- Nie wiem - westchnęła i napiła się z butelki. - Cokolwiek miał w głowie, na pewno uratował nas swoim poświęceniem.
- Ta… - chłopak spuścił głowę. Jason potrafił zachowywać się jak skończony dupek, który uwielbiał się lansować niczym rasowy dresiarz, którym przecież był, ale przynajmniej zawsze można było na niego liczyć, w walce dbał o resztę bardziej niż o siebie .

- No i weź mi jeszcze wytłumacz czemu ma służyć ten cały cyrk z przesiadaniem ciebie na mojego Zeusa? - podniósł wzrok na nią. Panowie z jej lancy mieli manierę twierdzenia, że wie ona zdecydowanie więcej o misjach niż mówi.
- A ja wiem? - wzruszyła ramionami i napiła się. - Może nasi decyzyjni okazują mi miłosierdzie w postaci dobicia mnie - sarknęła. Sarkazm to było coś czego nauczyła się po wybuchu wojny.
Leon zrobił minę jakby przyjął to na poważnie.
- Nie no, daj spokój Młody - żachnęła się, że chłopak, pewnie ze zmęczenia całym dniem, nie załapał jej żartu. - Po prostu jestem od ciebie lepsza - uśmiechnęła się i szturchnęła go łokciem w bok.
- Taa, dobre - prychnął. - Tylko postaraj się go nie zezłomować, ok?
- Postaram - zaśmiała się, wiedziała, że to przytyk do straconych przez nią dwóch poprzednich mechów, ale nie miała mu tego za złe.
- Prowadzisz auto tak samo jak mechy?
- Nie, bo nie mają opcji katapultowania się - odparła rozbawiona.
Odrobinę pokrzepiła ich ta pogadanka. Na odchodne Ursula położyła dłoń Leonowi na ramieniu i zapewniła go, że nie jest sam, może zawsze na nią liczyć. Oboje potrzebowali tej pogadanki.

17 października, 2999 A.D.
Baza Minutemen, hangar


Ostatnią noc również spędziła w medbayu, dla wygody ekipy medycznej. Wenflony zostały wyciągnięte jej z rąk na godzinę przed terminem zbiórki do wylotu. Bandaże owijające przedramiona Ursuli musiały zostać jeszcze wymienione po kwadransie, bo nasiąkły krwią. Małopłytkowość była uciążliwa jak cholera. Do tego siniaki wszędzie tam gdzie zastosowano za duży ucisk na jej ciało sprawiały, że wyglądała jak klasyczna ofiara ostrzej przemocy domowej. Szczególnie z tą nogą w gipsie.

Informacja o znalezieniu tego zakutego łba Mandaryna niezmiernie ucieszyło Ursule i Leona. znacznie poprawiając ich morale przed walką.
- Pamiętaj pilnować, żeby się nie przegrzał - pouczał ją Leon.
- Pamiętam - westchnęła, wciskając się z jego pomocą do kokpitu Zeusa. W miarę wygodne ułożenie rannej nogi było wyczynem i wymagało pomocy drugiej osoby. Kobieta poprawiła sobie grube opatrunki na przedramionach, modląc się w duchu, żeby nie zaczęły jej przeciekać w trakcie walki. Mogła jeszcze dostać zawału od końskiej dawki środków poprawiających krzepnięcie krwi. Nie było nudno.
- Przynajmniej widzę, że będziesz się starać uważać, żeby nie stracić sprzętu - sarknął Pandur, komentując to, że dla Ursuli wydostanie się z kokpitu na własną rękę byłoby nie lada wyczynem.
- Bardzo zabawne - burknęła, po raz setny poprawiając się w fotelu. - A ja cię chciałam umówić z ulubioną pielęgniarką.
- O, którą? - odrobinę się zawstydził własną wyrywnością.
- Sarah May, ta drobna brunetka.
- Leci na mnie? - zdziwił się.
- Po tym co o tobie jej mówiłam to nie ma się co dziwić, widziałam jak na nią zerkasz - mrugnęła do niego okiem.
- Zgrywasz się ze mnie - nie wiedział czy się zirytować czy cieszyć.
- Sam zobaczysz.
- Ale że jak?!
- Zagadaj do niej w końcu, matole - prychnęła.

Resztę rozmowy musieli przełożyć na później, bo dostali sygnał do załadowania się do transportowca.
- Nie zarysuj lakieru! - rzucił Leon.
- Załatw piwo i wrzuć do lodówki - usłyszał w odpowiedzi.

17 października, 2999 A.D.
Lotnisko w Newport.


...:::reactor online
...:::sensors online
...:::weapons online
...::::::::all systems nominal

- Przypominam, że sprzęt można wymienić, a szkolenie pilota trwa dłużej niż naprawa mecha - odezwała się na ogólnym Rooikat, tuż przed zrzutem.

Miała zwyczaj przypominać o tym członkom swojej dawnej lancy przed każdą wspólną walką, więc z przyzwyczajenia również teraz wypowiedziała swoją złotą doktrynę.

Na dzieńdobry została ostrzelana przez poduszkowiec, PPC Heavy Weapons Carrier. Szybki jak cholera, ale musiał mieć na pokładzie załogę o wątpliwych umiejętnościach używania tego sprzętu. Śmignął na pełnej prędkości, lekko osmalając lakier Zeusa z działa cząsteczkowego. Rooikat złapała go w okienko namierzania.

...:::target aquired

Po tym komunikacie nacisnęła spust i wysłała z prawej ręki Zeusa pakiet z LRM-10. Większość rakiet sięgnęła celu, reszta poznaczyła płytę postojową, na której stały szczątki wraku śmigłowca. Doprawiła jeszcze z drugiej ręki z Autocannon klasy 5 i Carrier zakończył swoje działania na bocznej murowanej ścianie obszernego hangaru.

...:::target destroyed

- Dobrze, kto następny? - mruknęła pod nosem Trevor i wychodząc spomiędzy hangarów, musiała się natychmiast cofnąć.


Pocisk z autodziała Sturmblitz roztrzaskał cały róg hangaru, co sprawiło, że trzy skrzydła wrót składany jak wertikale zerwało się z mocowań i runęło z trzaskiem. Gruz zabrzęczał o kabinę Zeusa, a Rooikat w tym kurzu wysunęła się znów, by odpowiedzieć strzałem ze swojego Autodziała. Jej pocisk trafił celu, ale skurczybyk miał gruby pancerz. Lepiej przymierzyła i ostrzelała gąsienicę czołgu, która była wystawiona na jej stronie. Nie widziała efektu bo trzeba było się znów schować.
Huk serii potężnego działa Sturmblitza wywołał wibracje, że nawet w mechu dało się to poczuć. Tym razem oberwał drugi hangar, cała ściana została naruszona, Rooikat aż odruchowo zasłoniła kabinę lewą ręką mecha. Natychmiast zaczęła się wycofać się bo ściany zaczęły się walić w czym pomógł trzeci strzał. Pozostawało obejść walące się budynki z drugiej strony. Zadaszenie jednego z hangarów, pozbawione podpory, zaczęło się zapadać.

Przygotowała Blazer, który zachwalał Leon i wychodząc naprzeciw Sturmblitzowi, dopiero teraz zauważyła, ze całkiem zlazła mu gąsienica. Był unieruchomiony. Ucieszyła się z braku ostrzału. Czyżby zaciął się ich Autocannon? Nie czekała aż rozwiążą swoje problemy tylko zachowująć dystans, mając go od boku, zaszła go bardziej z tyłu i poczęstowała zdwojonym laserem. Czołgiem szarpnęło gdy wewnątrz niego doszło do wybuchu.
Rooikat nie pozostawała w miejscu, bo ruchomy cel było trudniej zestrzelić.

Dostrzegła pierwszego mecha w oddali.

...:::target aquired


- Biorę na siebie Archera - zgłosiła swoje zamiary do reszty. Natychmiast posłała w niego serię z LRMu, licząc, że walnął go od boku i zaraz doprawiła go z Blazera naświetlając go po stawach kolan.

Specyfiką tego, że miało się przeciwnika w zasięgu rakiet naprowadzanych oznaczało, że najczęściej on też cię miał w swoim zasięgu. Ostrzeżenie zbliżeniowe zaświeciło się niczym lampki na choince i salwa LRMu Archera spadła na Zeusa jak deszczówka z urwanej rynny. Szarpnięcie się mechem za róg walącego hangaru, jakie zastosowała Rooikat, trochę ograniczyło ilość rakiet, które uderzyły o pancerz. Zawyły alarmy o uszkodzeniach.

Skubaniec miał dużo lepsze LRMy niż Rooikat, więc nie było wyjścia i musiała uniemożliwić mu ponowne ich użycie na niej. Czym prędzej zmniejszyła do niego dystans, wymieniając się z Archerem raz po raz strzałami z autodziała, w odpowiedzi obrywając z jego laseru, sprawiedliwie zrywając sobie nawzajem pancerz. Ale w końcu zaświecił się komunikat o braku efektywnego zasięgu dla LRMów. Archer mimo to podjął próbę wystrzelenia rakiet, a Rooikat zrobiła użytek ze swojego Blazera. Jej wiązka laserowa trafiła w naramienną kasetę LRM prymitywnego ARC-1A, która w eksplozji urwała całe ramię wrogiego mecha. Tymczasem jego rakiety spadły wszędzie w koło, obierając losowe cele, którymi głównie okazały się stojące w okolicy porzucone statki powietrzne. Te które miały choć trochę paliwa w zbiornikach, zostały rozerwane w wybuchu.

Uszkodzenia Archera jakimś cudem nie objęły kabiny pilota, który rozsierdzony stratą kończyny jego maszyny, pruł czym popadnie w Rooikat. Czyli ponownie bezsensownie wystrzelił LRMy, chyba że chodziło tylko o pozbycie się wybuchowego ładunku. Zeus metodycznie ostrzeliwał swojego przeciwnika z autodziałka i ponownie przymierzył się do odpalenia Blazera, ale pierwsze w ruch poszła zajadła seria laserowa z Archera.

Alarmy zadzwoniły, upewniając Ursulę, że oberwała w bok. Na monitorze statusu mecha ikonka oznaczająca lewy bok pod ramieniem zaświeciła się na czerwono. Zeus wystrzelił w końcu z Blazera, trafiając wiązką w pozbawiony ramienia bok Archera.
To był koniec dla tego mecha, zaczął się kopcić i zaraz po tym szarpnął nim wewnętrzny wybuch składu rakiet.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 01-10-2021 o 14:46.
Mag jest offline  
Stary 25-09-2021, 15:57   #103
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Po odprawie było sporo rzeczy do ogarnięcia. Na szczęście kontakt z nowymi najmitami wziął na siebie Pan Almasy z ComStaru co odciążyło trochę Spencera w obowiązkach. Kontakt z Juliusem udało się nawiązać i spotkał się ponownie z bratem mniej więcej tam gdzie ostatnio. Obydwaj w mechach i po dwóch stronach barykady. Coś tam była kiedyś mówione iż na koniec brat wystąpi przeciwko bratu, jednak tym razem mimo drobnych potyczek słownych i wprost naśmiewania się z straty Spidera, dać drogą zabawkę rozpieszczonemu dzieciakowi to wiadomo, że rozwali podsumowując wypowiedź Julisa, a mimo wszystkich tych uszczypliwości jakieś porozumienia się między braćmi wypracowało. Dostają wolną drogę na lotnisko Newport, w zamian brzydko mówiąc sprzedali Essex i okolice. Dokładnie chodzi o nietykalność workemenów w tym regionie w zamian za wolną rękę w działaniach wspomnianych wyżej. Coś za coś, historia osądzi czy było to słuszne.

Z negocjacji Had wrócił w miarę zadowolony z rezultatów. Gorzej, że przed odlotem na akcje wywiad doniósł iż był przeciek i wróg się nas spodziewa. Ściągnęli wsparcie i stworzyli całkiem sprawny system obronny. Pytanie tylko czy to kompetencja wywiadu wroga, a może Julius sprzedał wszystkich. Trudno powiedzieć. Młody Spencer wiedział jedno. Teraz pozostaje walka i oddanie się mocy implantu. Niech prowadzi ku zwycięstwu, a martwić się można po wykonanej robocie.

Natarcie na Newport Airport:
Początek starcia za bardzo się nie różnił od poprzednich dla Highborna. Choć odczuwał mniejszą gracje ruchu i brak tej mobilności Spidera to Charger się całkiem dobrze spisywał. Był wolniejszy, oraz patrząc na klasę niedozbrojony, jednak i tak cieszył się większą siłą ognia od starego mecha, a pancerz to już w ogóle o niebo lepiej.
Specjalnie nie szarżował do przodu. trochę strach przed utratą kolejnej maszyny go hamował i bardziej starał trzymać się z innymi i walić z lasera do punktów obrony wrogiej piechoty, czy stanowisk niemobilnego wrogiego szpeju obronnego. Do przodu wysforował się dopiero w późniejszym fazie starcia jak już dym i kurz okrył okolice. Wykorzystując to jako okazje do skrócenia dystansu ruszył w poszukiwaniu ofiary i natrafił na odpowiedniego kandydata. Emperor wersji EMP-1A, który chyba nie do końca się spostrzegł kto się w dymie czai, a w dodatku jak strzelił to tak się zagrzał, że na chwilę go odłączyło. Żal nie skorzystać i Highborn ruszył do ataku. Wleciał na pełnej i robiąc użytek z ramion Chargera pierdzielnoł w tą puchę, że pilot niewytrzymał i się wystrzelił gdzieś hen daleko. Niestety łatwa zwierzyna okazała się mieć obstawę. Dwa Hover tanki wyłoniły z chmury unoszącego się kurzu i bez przesady można to porównać do zapędzania swej zwierzyny w przysłowiowy kozi róg. Sand Devil Scout Hover Tank i jego kumpel Sabaku Kaze Heavy Scout Hover Tank były w stanie z łatwością wymanewrować Chargera. Jego pięć małych laserków nie było w stanie sobie poradzić, za to te dwa komary cały czas go boleśnie kąsały. Musiał wezwać wsparcie. Leopard wleciał strafing runem cały na biało i wybawił Hada z kłopotów. Jednego Hovera zmiotło od razu, a drugi tank dostał na tyle, że wytracił swą zabójczą prędkość i dało się go już Chargerowym uzbrojeniem ściągnąć. Podziękowawszy za ratunek postanowił już nie szarżować. Stracił część opancerzenia, to postanowił już nie szukać specjalnie guza i zajął się likwidacją gniazd obrony stacjonarnej. W tej bitwie zamierzał wrócić o własnych siłach we własnej maszynie. Bohater umiera szybko, a Spencer czuł, że w ostatnim czasie wykorzystał swój zapas szczęścia.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 25-09-2021 o 17:28.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 25-09-2021, 21:03   #104
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Julian zaczepił jeszcze po odprawie po kolei Rooikat i Pandala. Zapytał krótko o bardzo prostą sprawę. Jakie mechy preferują? Z tajemniczym uśmiechem skwitował to co od nich usłyszał.
- Zobaczę co da się zrobić. - mówił za każdym razem.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=-DSVDcw6iW8[/media]

Ponieważ przez dwa dni Julian nie miał przydzielonych zadań, skupił się na przygotowaniu na symulatorze. Po dwóch miesiącach bycia maglowanym przez sierżanta Superballa gdy rano się budził miał nadmiar energii, który szybko wykorzystywał do porannych ćwiczeń.Po ukończeniu porannych rytuałów natychmiast udał się do sali symulatorów i ustawił cały szereg scenariuszy.
Gdy znalazł się w kabinie szybko poczuł ekscytację. A gdy tylko ekrany się zapaliły i pochłonęła go wirtualna rzeczywistość od razu ruszył do boju z zapałem i inicjatywą o jaką się w życiu nie podejrzewał. Myślał że poprzednio dobrze mu szło, teraz jednak wybierał cele z wielką sprawnością… i agresją… jakby udział w starciu twarzą w twarz, ćwiczenia walki wręcz z sierżantem i tęsknota za znalezieniem się z powrotem za sterami mecha wyzwoliły w nim jakieś ukryte pokłady energii.

Po treningu w symulatorze udał się na stołówkę, a po posiłku poszedł do salki łączności i zadzwonił do swojego brata. Po paru próbach nastąpiło połączenie.

Brat wraz z rodziną znaleźli się pod ochroną wojska i teraz projektował dla wojska hale i budynki do szybkiego ustawiania. Rozmowa między braćmi przebiegła z dziwnym napięciem, które nie sposób było rozładować, jednak nie pokłócili się, choć Nathan miał za złe bratu że ten tak rzadko się z nim komunikował. Było to mało powiedziane - wszak Julian nie odezwał się do niego na początku wojny.
Ciężko było odpowiedzieć Julianowi na pytanie dlaczego tego nie zrobił.
- Nie wiem. - rzekł Julian - Po prostu nie wiem. Przepraszam za to.
Pierwszy raz przeprosił brata… od dawna. Od tak dawna że już nie pamiętał. Nathan też za nic nie przepraszał Juliana. Po długiej przerwie okularnik usłyszał.
- Nie no… spoko, nie ma sprawy. Robisz ważne rzeczy. - słychać było zakłopotanie brata - Z tatą wszystko dobrze? - zapytał brat.
- Tak. Ma pracę, opiekuje się Winstonem. Znalazł przyjaciół. Kiedy mam chwilę rozmawiam z nim. Trzyma się dobrze.
- To dobrze… dobrze…
Rozmowa tak jak większość konwersacji między nimi była trochę urywana. Nawet wszystko co się zadziało nie było w stanie “nadrobić” wieloletniego słabego kontaktu między braćmi .
Ten kontakt jednak był, a teraz Julian po dwóch miesiącach pełnej izolacji od rodziny czuł potrzebę odnowienia kontaktu z kim się tylko dało.

***



Nastał ten dzień. Dzień ponownego ruszenia do boju. Julian założył swój dopancerzony kombinezon, przypasał szablę wraz z bronią boczną. Trzymając swój hełm niczym rycerz kroczył korytarzem. Pewny siebie krok, głowa uniesiona wysoko, lekki uśmiech. Zauważył że kombinezon opinał go bardziej niż przed podróżą. Warhammer już czekał. Wymalowany pyszczek manula szczerzył się drapieżnie. Jackson wskoczył do otwartego kokpitu i usadowił się w fotelu. Zamknął osłonę i rozpoczął grzanie napędu. Włączył muzykę czekając aż komputer dokona pełnej diagnozy systemu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=UoOXlVBlFRA[/media]

Muzyka poniosła się z nagłośnienia mecha zalewając muzyką cały hangar. Stary dobry rock n roll. Machina ruszyła powoli w kierunku Leoparda by dać się załadować do wnętrza. Czuł jak maszyna drży kiedy się porusza. Coś co bardzo ciężko dało się odwzorować w jakimkolwiek symulatorze. To tylko potęgowało dreszcz adrenaliny. Nie mógł się doczekać kiedy w końcu ruszy do boju.

***

Niespodziewany zrzut. Wrota rozwarły się, a oni wyskoczyli na zewnątrz.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CIGHCoVzqtk[/media]

Lufy obu miotaczy cząsteczkowych namierzyły wieżyczki. Ruszył biegiem. Strumienie energii pomknęły. To były łatwe cele - nieruchome. Odstrzeliwując je ograniczał siłę ognia wroga do momentu starcia na bliższą odległość z wrogimi mechami. Minutemani wraz z Marauderami odpowiedzieli na wrogi ostrzał. To co nie trafiało waliło po budynkach lub po okolicznym terenie. Najemnicy z wprawą kluczyli unikając ognia i ripostując się. Jackson robił podobnie. Na szczęście atakowali od południowego wschodu więc mieli osłonę budynków, które po zdjęciu zamontowanych na nich wieżyczek przestały stanowić zagrożenie.
Gorzej było z hangarami - gdy tylko atakujący zbliżyli się, z ich wnętrza zaczęły wyłazić mechy. Ktokolwiek też prowadził ogień, przestał się przejmować tym że niecelny ogień trafia w jego własne budynki - jeżeli Minutemeni i Maruderzy polegną, nikt się nie będzie przejmować stratami, armia Czerwonej Wstęgi nie przejmowała się takimi szczegółami.

Manul trafił w pobliże Hordy-3. Komputer automatycznie się zalogował do sieci, by połączyć swoją moc obliczeniową w sieć i podzielić się danymi. To zgrupowanie składało się z pięciu ciężkich mechów (Julian rozpoznał Championa, Crossbowa, Lancelota, Grasshoppera, Thunderbolta w wersji SE) oraz pojedynczego lekkiego Ostscouta który choć był uzbrojony tylko w średni laser, to był najbardziej mobilny. I miał najmocniejsze skanery i anteny komunikacyjne. Lekki mech skakał, biegał i wskazywał swoimi rękoma niebezpieczne cele, a dane były natychmiast przesyłane go pozostałych w zgrupowaniu, którzy puszczali zabójczą salwę w stronę wyjątkowo groźnego przeciwnika.

Właśnie wdali się w walkę z dwójką olbrzymów, które wyszły z hangarów. Julian aż zadrżał - to były Mackie, w konfiguracjach wyposażonych w nowoczesne komponenty. Wersja 9H to było prawdziwe monstrum uzbrojone w działo najcięższego kalibru i dwa miotacze cząsteczkowe. Maruderzy skupili na nich ogień i rozbiegli się by wymanewrować giganty, wykorzystać ich powolność. Nawała ognia zrywała z Mackich płyty pancerza, lecz te nic sobie z tego nie robiły. Ich pierwszą ofiarą padł Champion - był to mech całkiem szybki i mocno uzbrojony, lecz jedno trafienie z autodziała dwudziestki wystarczyło by go okulawić. Chwilę potem został podziurawiony. Pilot katapultował się - jasne było już po pierwszym trafieniu że jego maszyna ulegnie destrukcji.
Manul ruszył w sukurs Maruderom. Komputer karmiony danymi od Ostscouta dostał dokładny namiar, a i sam klocowaty Mackie był łatwy do trafienia. Jackson skupił wzrok na kolanie 9H i uderzył całym swoim arsenałem. Oba olbrzymy obracały się właśnie w kierunku szarżującego na nich Warhammera gdy strumienie energii z działek Dolan przywaliły prosto w cel zrywając naruszony już pancerz. Wiązki średnich laserów oraz salwa krótkozasięgowych rakiet rozerwała staw kolanowy maszyny. Noga ugięła się pod kolosem i runął na ziemię. Drugi Mackie zdołał jednak złapać namiar i odpowiedział na atak salwą ze swoich działek. Julian dostał dwa srogie trafienia w tors, lecz Maruderzy wykorzystali to że przykuł uwagę pirata. Thunderbolt i Grasshopper skoczyli za niego i zaczęli pruć tylny pancerz. Ten próbował się cofnąć, by mieć za plecami ścianę lecz najemnicy uparcie siedzieli mu na tyłku ani myśląc odpuścić. W międzyczasie Warhammer dobiegł do powalonego 9H, który próbował się zebrać z gleby. Manul wysprzęglił piratowi satysfakcjonujące kopnięcie prosto w bańkę pękatego kokpitu. Stopa mecha weszła tak głęboko że nie było szans by pilot zdołał to przeżyć. Gorzej że po tym śmiałym ataku noga ugrzęzła w korpusie przeklętego kolosa. W fatalnym momencie - kilka pirackich mechów przybyło z odsieczą. Rifleman z Shadow Hawkiem w obstawie dwóch Commando wypadły zza stojącego jeszcze budynku i zaczęły siepać po walczących z autodziałek i laserów. Szybko skupili ogień na unieruchomionym Warhammerze. Julian zdołał w końcu wyrwać nogę z klinczu, lecz nim się znów rozpędził pojawiły się spore ubytki w jego zbroi. Musiał nabrać znów prędkości by tamci mieli utrudnione celowanie. Tymczasem Maruderzy zdołali powalić drugiego Mackiego - rozpruty tylny pancerz i brawurowy atak z bara Grasshoppera w plecy pozwoliły obezwładnić maszynę. Powalonego załatwił Ostscout lądując na bańce kokpitu w przerwie między jednym a drugim skokiem. Thunderbolt szybko odwrócił się w kierunku nowoprzybyłych waląc w nich ze swojego pokaźnego zestawu laserów i dalekosiężnej wyrzutni rakiet. Wymiana ognia trwała w najlepsze. Po szaleńczych pląsach Ostscout w końcu dostał trafienie z ciężkiego lasera i musiał schować się za cięższymi kolegami - jego leciutki pancerz mógł nie wytrzymać kolejnego trafienia. Pancerze mechów kruszyły się, lecz to Maruderzy mieli przewagę. Oba Commando zaczęły się wycofywać, lecz celne strzały z ciężkich laserów wyłączyły je z gry ostatecznie. Maruderzy odstrzelili starającemu się trzymać odległy dystans Riflemanowi obie nogi wymuszając na pilocie katapultowanie się. Shadow Hawk wdał się natomiast w walkę wręcz z Jacksonem - pięści średniego mecha były wyjątkowo niebezpieczną bronią, lecz Manul z niezwykłą gracją cofał się przed ciosami znacząco zmniejszając ich siłę i ratując ciężki pancerz przed kompletnym zdarciem. Ruszył jednak do kontry uderzając pirata z bara i wgniatając go w ścianę. Poprawka z lekkich laserów i rozgrzanych do czerwoności karabinów maszynowych idąca od dołu w kierunku kokpitu przekonała pirata do katapultowania się.
Wojownikom walczącym po stronie Nowego Vermontu nie dane było jednak odpocząć. Nim rozprawili się z mechami pojawiła się trzecia fala piratów - tym razem były to pojazdy ze wsparciem piechociarzy i lekkich łazików. Korzystając z okazji walili z mnogości lekkiej broni. Mechy znów się rozproszyły przełączając się na całą gamę lżejszej broni, waląc ciężkim kalibrem tylko po samobieżnej armacie i wyrzutni rakiet. Najbardziej wkurwiające były natomiast poduszkowce. Pierwszy uzbrojony w ciężki laser driftował z zawrotną prędkością wokół Maruderów wdając się z nimi w manewrowy taniec. Drugi był jeszcze bardziej wkurwiający - był to dziwny eksperymentalny poduszkowiec-latadło. Thorizer, bo takie nosił miano, był reliktem jeszcze z czasów Terrańskiej Heremonii. Nadleciał niespodziewanie znad budynków, siepnął ze swoich wyrzutni prosto w plecy Manula, po czym wylądował, zrobił drift niczym jego lądowy pobratymiec i znów wzbił się w powietrze. Jackson skierował się specjalnie ku niemu by go roznieść, lecz ten był cholernie zwinny - musiał go pilotować naprawdę jakiś niezły zawodnik. I niezgorszy strzelec. Kolejna salwa poleciała w pełni na lewe ramię Warhammera uszkadzając miotacz cząsteczek. Manul nie mogąc chwycić wroga większym kalibrem, skupił na nim całe lżejsze uzbrojenie - zdało to egzamin. Poduszkowiec-latadło był bardzo słabo opancerzony i po chwili zamienił się w kupę złomu i ognia.
Walka trwała w najlepsze. Maruderzy pozbyli się drugiego poduszkowca i właśnie rozprawiali się z resztą bandyckiej swołoczy. Pancerze kruszały, cześć broni została wyłączona z użytku.
I niestety nie zapowiadało się by to był koniec bitwy.
 
Stalowy jest offline  
Stary 26-09-2021, 17:37   #105
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Viktor jak smęcił wcześniej tak smęcił wciąż. Nie robiło mu to dobrze i wiedział o tym, ale… no właśnie “ale co?”. Nie miał na to żadnej odpowiedzi i kontynuował powolne przehandlowywanie zdrowia wątroby i nerek za chwilowe poczucie obojętności poprzez alkohol i zielsko.


Rozpoczęła się bitwa o lotnisko. Krieger został wystawiony w okolicach Hordy 2 z Markson Marauders. Ktoś tam mógłby się zaśmiać z suchara, że on w Maruderze z Marauderami…

Czerwone, zielone i niebieskie lasery wizgały w powietrzu zrywając warstwy pancerzy, trafiając w budynki. Autodziała ryczały a rakiety dalekich i krótkich zasięgów zostawiały za sobą smugi dymu i wyrywały odłamki z budynków i mechów z mocą która czyniła te odłamki pociskami prującymi w piechotę ze straszliwymi efektami gdy trafiały.

Nie było za wiele osłon więc wszyscy pozostawali w ruchu. To był chaos. Quickdraw Marauderów przeleciał nad nim na jumpjet’cie. PPCe Viktora rozorały wrogiego Wolverina, ale ich Mackie przeleciał serią z potężnych Autocannon po mechu Kriegera. Szczęściem równo po całym, bez sukcesu w koncentracji ognia, bo jakby wszystko na tors poszło to już by go nie było. Obniżył postawę wbiegając za jakiś budynek, nie przyglądał mu się, nie wiedział w jakim kolorze ani kształcie on jest. Jego ogarnięty walką umysł zarejestrował jedynie fakt, że to jest osłona a wielki Mackie właśnie wziął go na cel, więc nie mógł mu ułatwiać. W radiu pilot Koschei’a wołał o ogniu zaporowym i gdzieś tam z tyłu nadleciała salwa rakiet LRM wbijając się w tego cholernego Mackiego i choć nie dały rady go położyć, to była ona długa i oślepiająca. Wśród tych eksplozji pilot nie miał prawa nic widzieć.
Krieger się wyprostował wychylając ponad budynkiem i odpalił wszystko co miał. Bardziej szczęściem niż jakimiś wybitnymi umiejętnościami 2 PPCe i LLaser wbiły się prosto w osłabiony już tors. Mackie się zachwiał ale stał… póki Rifleman nie wykończył go swoją serią, która zdetonowała magazyny amunicji i w reakcji reaktor.

Gdzieś tam kątem oka Krieger zobaczył czołg Augustus rypiącego po boku sojuszniczego Lancelota. Odwrócił się i zdetonował go półserią dla oszczędzania ciepła. Nie mógł sobie pozwolić by awaryjnie się wyłączyć w tym chaosie.

Walka trwała. Quickdraw wziął na cel wozy bojowe piratów i ściągnął już platformę rakietową Asher i średni czołg Tiger. Pod skoncentrowanym ogniem pozbyli się Mobilnego Wozu taktycznego Dunning. Gdzieś tam kątem oka widział płonący wrak jednego z ich mechów, na radiu słyszał o kogo chodziło ale nie rejestrował. Był zbyt zajęty bo właśnie drugi Mackie MSK-7A, lepiej uzbrojony niż poprzedni skończył z Riflemanem. Krieger nie był pewny czy był on do odratowania, a teraz on sam został wzięty na cel. Zerwał się do biegu poprzecznego wołając o ogień zaporowy gdy kilka pocisków z autocannon i pojedyncza wiązka lasera ugodziła go w bok. Komputer zakrzyczał o uszkodzeniach strukturalnych. Walnął w niego wszystkim co miał, ale widział, że to nie starczy i będzie potrzebował jeszcze kilku serii aby rozłupać cały pancerz tego potwora. Zmienił kierunek o 180 stopni, kierując się za osłonę i wystawiając na ostrzał drugi, wciąż opancerzony bok. Dragon też wyleciał mu na pomoc posyłając swoją serię, ale wrogi Wasp wylądował mu za nim i siekł mu w plecy. Przynajmniej tyle, że nie miał prawdziwej broni, a nie mógł tam pozostać na długo. Wasp w miejscu to Wasp zestrzelony.


Krieger spojrzał na listę skompilowaną przez komputer. Dwa razy Mackie, Wasp, Trooper i dwa Wolveriny. Do tego dwa czołgi, Dunning i platforma Asher zniszczone. Po stronie prawilnych też były straty, ale w tej części pola bitwy mieli przewagę liczebną nawet jeśli nie przewagę masy. Tutaj wygrali. Przyklęknął za osłoną i wsłuchał się w radio by ocenić co teraz.
 
Arvelus jest offline  
Stary 28-09-2021, 18:57   #106
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post Wpierdolit

Rajd szybko przerodził się w zażartą batalię równego z równym. Wydawałoby się, że szturm na ufortyfikowaną i dobrze obsadzoną pozycję, której obrońcy w dodatku byli w pełni gotowi na przyjęcie „gości” był kompletnym wariactwem. Niemniej jednak obietnica nieingerencji przez kompanie najemnicze zza barykady oraz skoncentrowana siła ognia w postaci ciężkich mechów oraz dropshipów Markson's Marauders i Minutemen dodawała pilotom i załogom odwagi. Być może wręcz butnej pewności siebie. Niestety, z drugiej strony pola bitwy było to samo – Blood Raiders zebrali całość swych sił naziemnych oraz sporą część lotnictwa, a Armia Czerwonej Wstęgi wydatnie wsparła ich za pomocą narzędzi obronnych i „topowych gun trucków”, a także wypchała ich lotnictwo transportowe kolejnymi hordami naćpanych bojowników żeby poupychać dziury mięsem armatnim.

To była pierwsza bitwa mechów na taką skalę w historii tej wojny.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=exWNztpgfIw[/media]

Roland z Eutin, callsign Hermit, rozmyślał nad tym zajmując wraz ze swoim mechem przynależne mu miejsce w Leopardzie, który wreszcie dorobił się nazwy - „Warthog”. Z tyłu miał lecieć Manatee „Slug”. Były też maszyny Maruderów, wiozące na swych przerobionych pokładach całą osiemnastkę mechów ze wzmocnionej kompanii „hord”. Stary rycerz sceptycznie zerkał na tych najmitów – taktyka ukuta przez śp. Mercera Ravanniona z DCMS została dawno temu obalona, tak przez teoretyków jak i nieprzyjacielskich praktyków, a stuknięty dowódca przypłacił swój upór życiem stosując ją... podobnie jak wielu z tych, których za sobą powiódł. Ale być może te modyfikacje, jakie Maruderzy wprowadzili do tej taktyki (m.in. wykorzystanie szybkich mechów ciężkich) oraz ich ekspertyza w walce z piractwem i chłodny profesjonalizm być może wyprowadzą go z błędu. Kto wie?

Roland raz jeszcze sprawdził systemy swojego wysłużonego UM-R50 UrbanMech. „Trashcan”, takie imię nadano temu mechowi lata temu i wcale nie miał zamiaru go zmieniać. Nie znosił tej maszyny. Była wielokrotnie łatana i zgarniana z pól bitew jako salvage. I była gorsza nawet od powszechniejszego modelu R60, jeśli to w ogóle było możliwe. Usunięcie „ramion” i wbudowanie broni bezpośrednio w korpus nieco zmniejszało szerokość profilu mecha, ale w zamian zwiększało poziom niebezpieczeństwa, gdyż ciężej było rozlokować pancerz i wcale nie było go więcej. Szczególnie autodziało, choć srogiej klasy dziesiątej, było tutaj słabym punktem. Tak jak i jego amunicja. Poza tym, do cholery, ile razy mu się ten mech wykrzaczał, odmawiał posłuszeństwa albo zwyczajnie psuł? Ile razy „niezacinalny” AC/10 mu się zaciął? Ile razy coś zgasło w „niezawodnym” małym laserze? Ile razy o mały włos się nie ugotował kiedy coś się zesrało w napędzie fuzyjnym i była awaryjne spuszczenie gorąca... i to wcale nie na zewnątrz?

Może nie było to pozbawione ukrytych pobudek, ale serio miał dość swojego „kubła na śmieci”. Dobrze, że Minutemen zgodzili się na jego propozycję bez większych obiekcji. I, mimo wielkiego ryzyka, dobrze, że atakowali lotnisko w Newport. Mógł zatem zrealizować swój plan. Ale po kolei.

Najpierw całym jego małym mechem i nim w jego kokpicie, majtało na wszystkie strony z powodu przeciążeń. W radiu słyszał komunikaty. Nadlatywało wrogie lotnictwo. Nie było już czasu. Odpalił maszynę do pełnej gotowości (o dziwo tym razem wszystko poszło gładko). Pod jego nogami otwarte zostały rozsuwane wrota z dawnego boxa na ASF, przerobionego na zrzutowy dla mecha. Puściły zaczepy, odruchowo przygotował maszynę do tąpnięcia w glebę – a te rozległo się głucho, aż zatrzęsło całym „śmietnikiem”. Ale to i tak było nic od łomotu ciężarów Maraudera, Warhammera, Chargera i Zeusa. Jego Urban był przy nich raptem śmieszną zabaweczką – powolny i słabo opancerzony, oraz w opłakanym stanie technicznym. Nic to. Dziś zdobędzie mecha godnego brata zakonnego z Randis.

Na nocnym nieboskłonie zaroiło się od eksplozji rakiet i pocisków, wielokolorowych sznyt laserów, smagnięć z projektorów sztucznych piorunów. Ryk silników i wielkich kształtów prujących powietrze był wytłumiany tylko częściowo przez strukturę mecha i wyciszacze. Obydwa DroSTy – ten cięższy ale uziemiony, jak i ten w locie (i towarzyszący mu klucz czterech myśliwców atmosferycznych) nawalały ile fabryka dała. Hermit z początku trochę obawiał się o wynik starcia i brak udziału Manatee, jego laserów – ale piloci Minutemen okazali się być warci swej wagi w złocie. Mógł ze spokojem skupić się na podejściu do lotniska swoim powolnym karaczanem. A lotnisko te już było poddawane silnym bombardowaniom – rakiety kierowane i „tępe”, bomby o korygowanej trajektorii, „zwyczajne” ładunki: to wszystko waliło w budynki, hangary, terminale, pruło tarmac wespół z laserami i pepecami. Szybko zostały unicestwione składy paliwa, wieża kontroli lotów oraz stacja radarowa. Zostało jednak jeszcze wiele pracy, a pylony już opustoszały.

W międzyczasie na niebie odbyła się druga potyczka. Nieco dalej i za nimi Maruderzy również przystąpili do szybkiego zrzutu – osiemnaście mechów waliło butami o glebę i czym prędzej dzieliło się na „hordy” po sześć mechów, po czym ruszało ku zabudowaniom lotniska. DropShipy – jeden klasy Union, drugi standardowy Leopard (w przeciwieństwie do minutemanowego wciąż wyposażony w baterie wyrzutni LRM) ledwo zdążyły się poderwać aby przyjąć na pancerze ostrzał kolejnych powietrznych obrońców tej miejscówy. Na dalekim zasięgu ciężki myśliwiec Inseki II, średni Crane i lekki Sparrow splunęły rakietami LRM, znacząc pancerz jajowatego Uniona wykwitami wybuchów. Pojedyncze wyrzutnie nie były warte uwagi, ale w kupie spowodowały poważne ubytki w pancerzu. Projekcja cząsteczkowa z działka tego pierwszego na szczęście chybiła i się zdestabilizowała „bezpiecznie” w powietrzu. Myśliwce starały się trzymać dystans, wcześnie odbijając na boki i sypiąc flarami oraz dipolami. Ich rozproszenie jednak działało przeciw nim – niemożebnie gęste salwy z LRM-20 z łącznie dziewięciu palet (sześciu z Uniona, trzech z Leoparda) już mknęły, i tylko część chybiła lub poleciała za wabikami. Żadna z maszyn nie była w stanie wytrzymać takiego łomotu o boczne pancerze i spadała w dół lub pękała od eksplozji amunicji jeszcze w locie. Wkrótce potem Union zajął pozycję z tyłu wespół z Manatee, a Leopard Maruderów bezlitośnie uderzył na podchodzące do lądowania kolejne aerokrafty Blood Raiders – szturmowo-transportowy helikopter Strike Falcon oraz dwa samoloty VTOL typu Cobra (a dokładnie ich przebudowane warianty z dawnej Hegemonii Terrańskiej, w tym jeden z napędem fuzyjnym – ewenement, bo te maszyny uznawano za wymarłe; a te w dodatku były fabrycznie nowe jak stwierdzono w badaniach wywiadowczych post factum – coś tutaj śmierdziało, ale to nie był czas na zastanawianie się nad tym... jeszcze). Próbowały się niemrawo bronić garścią rakiet SRM i seriami z wielu kaemów, ale była to obrona ze wszech miar nieskuteczna. Wszystkie maszyny zostały strącone i roztrzaskały się o tarmac, a hordy krwiożerczych Bandytów i piratów na pokładach zakończyły w ten sposób żywot. Leopard oberwał trochę od ognia p.lot. - parę technicali z podwójnymi SRMami i działkami (AC/2 i Light Rifle) zaczęło w niego celnie łomotać, ale na odchodnym omiótł całą okolicę laserami. Cztery dopancerzone pickupy praktycznie odparowały.

Minutemen się podzielili. Hermit widział, jak Highborn wysforował się naprzód. Miał Chargera A1, z piątką małych laserów. Musiał dobrze kombinować i skracać dystans. Póki co nieźle ogarniał okolicę: z gleby wyskakiwały zamontowane tam wieżyczki typu pop-up. Jeden z nich ledwo co zaczął grzać z kaemu jak go Charger omiótł laserami i rozwalił. Wkrótce potem jebnęła kolejna, ta już bardzo efektownie – bo to był paliwowy miotacz płomieni. Jakiś technical podjechał prawie, że pod Chargera i zaczął raz po raz walić z lekkiej armaty gwintowanej – ale nie był w stanie nawet pobieżnie zedrzeć pancerza i wkrótce skończył zgnieciony tonażowym obuwiem. Młody sobie radził, reszta też. Po kolei następne wieżyczki – drugi miotacz ognia, dwie wyrzutnie rakiet, autodziałko, kilka kaemów – były eliminowane, w zamian zadając tylko bardzo lekkie obrażenia napastnikom. Wkrótce statyczna obrona przestała istnieć.
Hermit więc ruszył, wbijając się wraz z drzwiami przesuwnymi do jednego z hangarów. Strzał w dziesiątkę, bo były tam maszyny lotnicze wykorzystywane przez ACzW – sterowiec typu Meteos (ani chybi wykorzystywany do zwiadu i obserwacji) oraz samolot medevac typu C-790 Protector. Bez ceregieli zaczął łomotać weń z autodziała, pomagając sobie lazorem. Wkrótce musiał spieprzać z płonącego hangaru, wstrząsanego detonacjami paliwa lotniczego.

Z deszczu pod rynnę.

Akurat w bardzo niewygodnej odległości przejeżdżała cała kolumna pojazdów. Komputer podpowiadał starodawne, prymitywne i lekko uzbrojone oraz opancerzone transportery Chi-Ha i Urban Enforcer IV. Niby nic... ale błyskawicznie namierzyły i zajęły się nieproszonym gościem. Mnogość cekaemów zaczęła gdakać, znacząc pancerz Urbana ze wszystkich stron. Z wnętrz APC zaczęły wysypywać się całe drużyny wkurwionych piratów i bandytów, dokładając ogień ze swojej broni osobistej, granaty ręczne, broń wsparcia. Hermita tknęło. To był ten moment. Bez cienia strachu – wszak był krzyżowcem Pana, a jeśli Bóg był z nim, to któż mógł stanąć przeciw niemu? - kontratakował. AC/10 grzmiał tak szybko jak mógł, laser odbywał jak najkrótsze przerwy między cyklami pracy, mechanizmy obrotu korpusu pracowały non-stop. Nie musiał się martwić o gorąco, standardowe pochłaniacze w zupełności wystarczały na te uzbrojenie. Autodziało w iście morderczy sposób rozprawiało się z pojazdami, bez trudu przebijając ich papierowe pancerze i powodując paskudne uszkodzenia, w tym eksplozje silników i amunicji. Laser na wiele się jednak nie przydawał, a piechota szybko podchodziła bliżej. I wtedy się zesrało. Wszystko się zesrało, dosłownie. Najpierw AC się zacięło, potem laser zaczął migotać, wreszcie zatrzymał się mechanizm obrotu korpusu. I gówno, bo w pieprzonym R50 nie można było (bo brak ramion) obrócić broni w dół porządnie. Krwiożercza horda zakrzyknęła tryumfalnie i zaczeła obłazić mecha, wspinać się na niego.

Czas było to zakończyć. Hermit wyjął swój stary, nadwątlony czasem różaniec. Na jego końcu dyndała wciąż błyszcząca stalowa zawieszka. Krzyż.

Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska
są tym, co mnie pociesza.


Gwałtowny huk, ryk, pęd powietrza. Wizg w uszach. Czuł to kilka razy w życiu. Albo kilkanaście? Nie był w stanie tego spamiętać. W dłoniach ściskał uprzęże – i ten różaniec. Szarpnięcie sprawiło tępy ból w mięśniach. Chyba się zestarzał, kiedyś tak nie bolało. Szybkie spojrzenie w górę – spadochron rozwinął się prawidłowo. W dół – swołocz już właziła do otwartego katapultą mecha. Nacisnął przycisk na nadajniku przypiętym do piersi. Raz. Drugi. Nerwowo trzeci. Walnął w gniewie aż załomotało w piersi... zaskoczyło.

Seria głuchych walnięć, jakby młotem o metal za ścianą, rozległa się pod nim. Ładunki rozmieszczone wokół napędu fuzyjnego, podajnika amunicji do autodziała, składu tejże amunicji oraz zhakowany proces autodestrukcji i gwałtowne przegrzanie SL naraz. „Śmietnik” rozniosło na sferę metalowych, rozgrzanych do białości odłamków, w białobłękitnej, poprzetykanej żółcią eksplozji. Udało się – mechanizm podpatrzony u świętej pamięci Vandala z minutemanowych raportów zadziałał. Nikt z tych zwyrodnialców nie przeżył – ich zwęglone ciała zaściełały całą okolicę w promieniu dziewięćdziesięciu metrów.

I oczywiście musiało się wszystko znowu zesrać. Nie został rażony odłamkami, cudem, ale za to poszarpały mu spadochron. Zdołał rozwinąć awaryjny, ale i tak uderzenie odczuł już nawet nie w ciele, a w głębi duszy. Minęło ładnych parę chwil nim pozbierał się na nogi, w duchu krzywiąc się pod ciężarem krzyża jaki musiał dźwigać w tym życiu. Ale żył. Ucałował krzyżyk, odciął się od uprzęży, dobył subcompacta i ruszył ku osłonie. Zameldował się przez radio i... cóż. Od teraz był piątym kołem u wozu. Praktycznie biernym obserwatorem sytuacji.

A może nie? Niedaleko Highborn rozprawiał się właśnie z prymitywnym Emperorem. Sprał go porządnie pięściami, ale może kokpit przetrwał... Ruszył tam ostrożnie, ale szybko, ściskając pistolecik w dłoni.

- Chryste, miej nas w opiece. Walczymy nie za winnych, a za niewinnych. Walczymy by bronić życia ludzkiego. Miej nas w opiece. – mamrotał do siebie i sapał w biegu, jak zawsze w takich chwilach, już od czasów kiedy był młodym kadetem w armii Steinerów dawno temu – Święty Jerzy, patronie rycerzy, wstaw się za nami u Pana Ojca. Dajmy tej nocy odpór szaleńcom, mordercom. Tak nam dopomóż Bóg.

Kiedy Hermit zmagał się ze swoimi przeciwnikami, a inni Minutemeni w pojedynkę lub w grupach działali przeciw zażarcie broniącym się Blood Raiders i Red Ribbon Army, dowódcza „horda” Maruderów Marksona zdołała oflankować lotnisko od strony płonących resztek po wielkich składach paliw. Generowane przez pożogę gorąco nie było wcale „zdrowe” dla mechów i pilotów, ale dawało fantastyczną osłonę sensoryczną i optyczną na ten ciąg chwil, jaki stanowiło podejście i przebiegnięcie przez ognioburzę. Mimo to wskaźniki gorąca niebezpiecznie się podniosły, kiedy to uczynili – nie mówiąc o płonącej farbie i lekkich uszkodzeniach. Ale ruch ten był warty ryzyka. Wpadli wprost na prawą flankę kolumny wozów jadących do bitwy – mnogość „doborowych” gun trucks i kilka innych pojazdów bojowych. Kierowcy i strzelcy od razu spostrzegli zagrożenie i zaczęli się rozpraszać lub przyjmować pozycje strzeleckie (oczywiście zmuszeni do zatrzymania pojazdów, co robiło z nich łatwe cele). Pierwsze splunęły dwa ciężkie autogranatniki, ale nawet granaty kumulacyjne 40mm nie były w stanie sensownie uszkodzić pancerzy Standard. Splunęła też część laserów – garść słabszych lub mocniejszych piechoty z amplifikatorami mocy, lub różnego rodzaju lasery chemiczne na „amunicję” oraz kilka pepeców piechoty (też z amplifikacją, choć bardzo słabe) - ale w większości chybiły. Jako pierwszy z „hordy” wyskoczył (dosłownie, bo na dyszach skokowych) QKD-4 Quickdraw. Wpadł z butami prosto na jeden z pepeców, zgniatając pojazd pod swoimi rozpędzonymi i dociążonymi grawitacją 60 tonami żywej wagi. Zaraz potem splunął szeregiem wystrzałów – dwa naręczne średnie lasery wyeliminowały pozostałe dwa pepece, dwa tylne spowodowały detonację jednego z pojazdów z granatnikami auomatycznymi. SRM-4 zmiótł chemiczny duży laser (przy wtórze efektownego wybuchu – zbiorniki gazowe do laserów były podatne na takie coś niezgorzej od pocisków czy rakiet). Efektowne otwarcie... jednak niezmiernie błędne. Celny ogień z laserów, pary ciężkich jednotubowych wyrzutni SRM, drugiej pary ciężkich dział bezodrzutowych skupił się na maszynie, obkrajając ją ze wszystkich stron z pancerza. Zaraz w sukurs przyszły pozostałe machiny z hordy: DRG-1N Dragon, CRS-6C Crossbow, KSC-3I Koschei, OTL-4F Ostsol i RFL-3N Rifleman. Feeria laserów, poparta autodziałami i garścią rakiet dosłownie wymiotła opozycję, pokrywając jezdnię wrakami, odłamkami, mnóstwem eksplozji. Oberwało się nawet jednemu technicalowi z jednotubową wyrzutnią LRM, który próbował spierdalać. Ale były jeszcze dwa pojazdy: lekkozbrojny wóz z aż pięcioma AC/2 i mobilna wieloprowadnicowa wyrzutnia 10x6 SRM. Obydwa pojazdy, choć mało mobilne i słabo opancerzone, na polach bitew uznawane tylko za wsparcie, p.lot. i zasadzkowiczów, w tej sytuacji i na tym dystansie okazały się być absolutnie mordercze. Nim Quickdraw był w stanie uciec a reszta zareagować, pięć luf splunęło seriami smugowych pocisków 25mm. Nie to było najgorsze, a pełna salwa sześćdziesięciu rakiet bliskiego zasięgu – większość wycelowana w tego mecha, z czego niewiele mniej trafiło. Pilot nie zdążył się katapultować, nie miał szans. Jego nadwątlone osiem ton pancerza momentalnie zniknęło, podobnie jak struktura, amunicja do wyrzutni, cały mech... i on sam. Reszta rakiet ześwirowała od ognia i zaryła gdzieś w pożodze. Pomsta była szybka i bezlitosna, a z obydwu nosicieli zostały tylko dymiące kratery. Ekipa odczekała chwilę, oddając honory poległemu towarzyszowi i schładzając maszyny, po czym ruszyła dalej w głąb lotniska, nawalając na dalekim w budynki, hangary, w tarmac.

Z tych drugich bądź z miejsc postojowych ruszały samoloty Bandytów i promy kosmiczne Piratów. Całkiem spore ilości. Próbowały uciekać. Dowódcza horda Maruderów nie dawała im ani chwili wytchnienia: oprócz wariantu 6C Crossbowa, wszystkie miały mnogość broni do walki na dalekim dystansie. Autodziała, LLasery i LRMy raz za razem przemawiały.

Wkrótce dołączył do nich Hermit, który dobiegł wreszcie do pokładającego się Emperora we wczesnym wariancie EMP-1A. Okazało się, że o ile był nieźle obity przez Higborna, a pilot był oszołomiony i ciężko ranny w nadwątlonym kokpicie, to maszyna wciąż działała. Wytelepującego się z wewnątrz piłata dobił i wywalił, a sam zajął jego miejsce. Postawił mecha, schłodził... i zaczął łomotać z dwóch AC/5 do samolotów i promów od innej strony, biorąc spieprzających w krzyżowy ogień.

Samoloty były nieźle opancerzone w grubości warstw ablatywnych, ale nie był to pancerz konstruowany z myślą o odpieraniu ognia z broni wojskowej. Z niektórymi promami i helikopterami było pod tym względem lepiej, ale to wciąż nie był duży tonaż – skoncentrowany ogień błyskawicznie dobierał się do strukturalnych „flaków”. Ładownie, wypchane łupami, szpejem i zapasami, stawały w płomieniach i wybuchały równie często jak pełne baki i rakiety paliwowe. Tylko część helosów, samolotów i promów – Dragonstar, Nightshade dopancerzony, Cobra VTOL – było uzbrojonych, jednak oprócz pary LLaserów z Dragonstara, reszta uzbrojenia w żaden sposób nie domagała. Ostatecznie wszystkie te machiny skończyły jako metaliczno-tworzywowe ogniska na tarmakach. Dzieła zniszczenia wspomagały i dopełniały pojazdy lotnicze atakujących, robiąc dodatkowe strafing runs. Tym razem biły po garażach na pojazdy naziemne oraz waliły do uciekających bądź próbujących reagować wozów, głównie zwiadowczo-kurierskich lub ciężkich inżynieryjnych. Był też jeden samochód typu MASH (nieoszczędzony – nikt nie oszczędzał piratów na Amerigo, bo oni nie oszczędzali nikogo) i jedna ciężarówka Klasy 135-K „Lifesaver” z chłodziwami na bazie azotu i tlenu (pierdolnęła jak mikro-atomówka, acz bez radiacji). Były tylko dwa bojowe pojazdy: prymitywny Randolph z desantem słabo uzbrojonej (jak na takie warunki) pirackiej piechoty oraz równie starodawny mech MN1-K Sarissa, który próbował (bez większych efektów) zdjąć jednego z Leopardów ogniem z LLasera i paru MLaserów. Dość rzec, że i te pojazdy skończyły jako kupy złomu.

Wreszcie, huraganowy ostrzał i mnogość bipnięć wydawanych przez pokładowe komputery znacznie zelżały. Trzeba było tylko pilnować wskaźników gorąca i starać się trzymać mechy z dala od szalejących pożarów aby je schłodzić. Budowle płonęły i waliły się w gruzy. Mnogość wraków rozlewała się po okolicy ogniskami i ścieżkami. Było jasno jak w dzień. Tylko piesi spieprzali gdzie mogli, uciekając z wraków, budowli bądź łamiąc szyk drużyn piechoty, okazyjnie ścigani kaemami czy laserem. Nad kokpitami mechów ryczały dysze silnikowe Leopardów, nieco dalej huczały przelatujące Manatee, Union i Royal Lightning. Sielanka jednak nie trwała długo. Na radarach pokazały się punkty lecące od strony planetarnej termosfery – piracka odsiecz. Spora ilość dużych sygnałów, nie będzie lekko.

Poza tym wpadli w pułapkę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=MJlb_X_4v00[/media]

- WYPIERDALAĆ Z MOJEGO MIASTA, CHUJE! – rozległ się na ógólnych kanałach radiowych oraz poprzez megafony wściekły głos – Wypruję wam flaki, upierdolę kulasy i puszczę was autostradą gdzie spaliliśmy waszych cywilków, pizdy!

Nastąpiło wielkie poruszenie w lasach okalających port i bazę lotniczą. Spora część drzew równo zwaliła się na boki, tworząc korytarze przejazdowe. Z innych miejsc opadły jakieś płachty. Sensory rozszalały się dziesiątkami sygnatur. Blisko dwadzieścia czołgów i 23 mechy.

Oficer polowy Maruderów wydał rozkaz przegrupowania. Hordy czym prędzej zbiegły się i zaczęły walić z broni dalekozasięgowej, trzymając osłon w postaci pożarów i budowli. Wróg nie pozostawał dłużny, nakurwiając z dziesiątek luf. Lasery, rakiety, autodziała, armaty gwintowane, kaemy, wszystko. Powietrze aż wibrowało od dźwięku i bzyczało od uwalnianej energii. Ktokolwiek był na zewnątrz bez mocnych środków ochrony słuchu miał przejebane.

W sumie to wszyscy mieli przejebane. Przez te jebane kotary pochłaniające fotony i wiązki radarowe przepuścili taką hordę wrogów...

Minutemen odruchowo zebrali się w kupę przy terminalu. W samą porę, bo już w ich stronę leciały dziesiątki LRMów, gromiąc okolicę i ich pancerze – na szczęście póki co bardzo niecelnie. Ku nim kroczyła kadra skurwysynów znana z raportów WSI i poległej Dybuk: Sonny Modeno w „MegaMek” i jego lanca. SDR-5D Spider: uzbrojony słabo, bo tylko w jeden MLaser i jeden Flamer, ale równie zwinny, szybki i skoczny co standard SDR-5V, i o takim samym potężnym komputerze. STK-4P Stalker: osłabiona i odchudzona wersja tej groźnej machiny, ale wciąż dysponująca dużą ilością laserów popartych rakietami i prawie czternastoma tonami pancerza Standard. UM-R90 SuburbanMech: silnie uzbrojony jak na lekki trashcan, wyposażony w PPC, dwa średnie lasery i jeden mały, oraz dysze skokowe o zasięgu 90m, o niskim profilu; jego jedynymi wadami była wciąż niska prędkość UrbanMecha oraz mało pochłaniaczy ciepła. Wreszcie sam MegaMek: raporty i analiza komputerowa mówiły o istnej galerii LosTechu. Dwie „standardowe” palety LRM-20 i para kaemów były poparte parą LLaserów ER, parą MLaserów ER i jednym średnim laserem pulsacyjnym. Piętnaście podwójnych pochłaniaczy ciepła, ciężka struktura z endo-stali, oraz wcale nielekki pancerz z ferro-włókna. To był prawdziwy boss Blood Raiders. Postrach Peryferiów.

Na nieboskłonie niewiele lepiej. Ku Itan-shy leciał ciężki, choć przestarzały myśliwiec DRG-05 Dragonfire. Obficie opancerzony (choć prymitywną wersją płyt), o wszechstronnym uzbrojeniu złożonym z rakeit różnych zasięgów i laserów. Groźny na różnych dystansach. Na „Sluga” natomiast leciała istna legenda: F-77 Deathstalker, potężny choć wadliwy dogfighter o silnej broni dalekiego zasięgu i z LosTechem (4 LLasery ER i obłędnej ilości dwudziestu pięciu podwójnych pochłaniaczy ciepła). Skąd ci cholerni piraci mieli taki sprzęt?!

Reszta latadeł też miała swoich oponentów. Cztery Aresy o różnej konfiguracji, ciężkie myśliwce Firebird i Lucifer II oraz antyczny, ale najwyraźniej wciąż jary patrolowiec/DropShuttle klasy Saturn. Prawdziwa bitwa.

Dla Minutemenów i Maruderów szykowało się starcie życia.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 01-10-2021 o 22:51. Powód: Zmiana ASF.
Micas jest offline  
Stary 01-10-2021, 08:54   #107
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Wydawać się mogło, że starcie zostało rozstrzygnięte. Niestety wróg kolejny raz dowiódł swojego sprytu i wytoczył przeciwko nim nowe siły dotychczas ukryte w pobliskim lesie. Według wytycznych regulaminu Highborn ruszył zgrupować się razem z innymi Minutemenami i przygotować się do walki z nadchodzącą falą wroga. Bitwa rozgorzała na ponownie w pełnej okazałości, a Lancy Alfa przypadł sam szef Piłatów Mondeo czy jak mu tam było. Batalia przerodziła się w serię pojedynków jeden na jednego. No przynajmniej tak to dla Hadrianna wyglądało, bo w pogoni za swoim oponentem pilotującym SDR-5D Spider oddalił się trochę od serca bitwy.
Ich starcie było dość wyrównane. Charger był lepiej opancerzony i teoretyczni posiadał większą siłę ognia, a Spider natomiast miał swoją szybkość i o wiele większą zdolność manewrową choć posiadał tylko jeden średni laser i miotacz płoni, który nie czynił zauważalnych uszkodzeń to jednak nagrzewał mecha Highborna. Ilość laserów spencerowego mecha po części była atutem. Choć trafienie wszystkimi na raz graniczyło z cudem to ustawienie ich by wiąski raziły jak najszerszy obszar sprawiał iż zawsze którąś zahaczyła o Pająka. Spencer obecnie żałował, że bardziej skupił się na nauce pilotażu, a nie na strzelaniu, bo zrozumiał, że jeśli pojedynek będzie trwał na obecnych zasadach to marny jego los. Zaświtał mu jednak jeden pomysł. Musiał jedynie wyczekać odpowiedniego momentu i liczyć na odrobinę szczęścia. Wrogi pilot czasem w ramach popisu, a może chciał tylko rozwścieczyć Hada wykonywał skok na Chargerem, by splunąć na niego płomieniami. Nadszedł jednak czas na odpowiedzi. Gdy wróg ponownie skoczył i przygrzał fleamera mógł zobaczyć jak Charger dokonał operacji "automatycznego wyłączenia" w celu ochłodzenia się. Nieruchomy cel aż się prosi by go wykończyć i taki też ten piłat miał zamiar. Wyskoczył i nastawił się w manewru powszechnie znanym jako DFA i gdy już miał uderzyć i zakończyć sprawę tak domniemana ofiara przebudził się i okazałą się nie być aż tak bezbronna jak się zdawała. Dźwięk rozrywanej blachy i wyrywanego ramienia mecha rozbrzmiał jako kolejna nuta w bitewnego zgiełku. Spencer wiedział, że jego jedyna szansa to skrócić dystans, a bez zranienia się będzie to niewykonywalne. Dlatego przygotował tą małą zasadzkę. Gdy Spider leciał go wykończyć dokonał ponownego przebudzenia maszyny i zablokował wrogi atak poświęcając prawe ramię mecha. Cały czas miał jednak drugie plus nogi i doświadczenie w obyciu ze Spiderem to wiedział gdzie uderzać, aby najmocniej zabolało. Wróg chciał uciekać, lecz nie dał rady przy furii Chargera i padł pod nawałą ciosów, a minutmenśki mech nie przestawał wpierdolu, aż w końcu naprawdę się awaryjnie nie wyłączył z powodu przegrzania. Gdy system ponownie się uruchomił wyszło iż oprócz ramienia brakuje większości pancerza, a uzbrojenie ostało się jedynie na lewym barku. Łatwo było dojść do wniosku iż w tym stanie lepiej nie kontynuować walki. Ruszył skryć się przed trwającą wokół walką i liczył na prędką ewakuacje z terenu działań wojennych.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 01-10-2021 o 16:40.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 01-10-2021, 14:43   #108
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=R2ct_Gkq-HQ[/media]

- Można było się tego spodziewać - mruknęła pod nosem, w komentarzu do pojawienia się głównych złodupców w mechach. Ich przewagą było przede wszystkim to, że mieli "świeże" maszyny, w przeciwieństwie do mechów Minutemenów, które tu i ówdzie były już nadgryzione przez już pokonanych przez nich przeciwników. Szybkie spojrzenie na monitor podglądu stanu systemów Zeusa dał Rooikat obraz tego jakie ma ograniczenia. Musiała pamiętać, żeby kryć się z tym bokiem, który miał już mocno zjechany pancerz.

Dotychczasowa walka uświadomiła jej jeszcze coś. Mianowicie spodziewała się, że przez swój stan zdrowia będzie miała trudności w skupieniu się, ale było wręcz przeciwnie. Czymkolwiek ją naszprycowali medycy przed wyruszeniem, mogła się pewnie teraz równać z tymi ćpunami po stronie wroga, o których zawsze było tak głośno. Jasność umysłu miała na pewno nie gorszą w porównaniu do tego jak działała w pełni sił. I może jej się to tylko zdawało, ale miała wrażenie, że teraz szybciej reagowała i nawet była bardziej skuteczna w trafianiu w cel. Ale mogła tak na nią działać świadomość, że w razie zezłomowania jej mecha będzie miała poważne problemy.

Od lewej strony poszedł wrogi ostrzał z PPCka i Trevor w ostatniej chwili ustawiła maszynę tak by zasłonić osłabioną stronę. Ursula natychmiast przystąpiła do namierzenia oponenta i wiedziona kątem ostrzału, bardziej na czuja, odpowiedziała z autodziała, od razu biorąc na niego namiar LRMu.


...:::target aquired

Przyjemny żeński głos naprowadzania poinformował, że rakiety dostały to czego potrzebowały by ruszyć w pogoń za UM-90R SubUrban Mech. Był to mały i lekki, nie za szybki snajper, ale przez mały profil trafienie go na dalekim dystansie, jeszcze gdy się za czymś chował, było problematycznie. Od samego początku jej szkolenia na pilota mnóstwo czasu poświęcała na zgłębianie przynajmniej najbardziej ogólnych danych technicznych o różnych modelach mechów. Jej Zeus był ponad dwu i półkrotnie cięższy, nawet prędkość miał trochę większą. Nie mniej zdawała sobie sprawę, że samymi LRMami wiele mu nie zrobi, szczególnie że mały mech krył się między zabudowaniami i co większym gruzowiskiem. To też sprawiało Rooikat problem by przywalić mu z blazera. Zdecydowanie musiała zmniejszyć dystans jaki ją od niego dzielił.

Idąc mu naprzeciw, kierowała w niego LRMy, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. SubUrban odpowiadał jej ze swoich działek laserowych, przed którymi prawie, że nie szło się uchylić, ale przynajmniej wiązki zdradzały jej gdzie dupek się przykampił. Metodycznie ostrzeliwując z autodziała pozycję wroga, skracała dystans do niego i chyba nawet co nieco uszczuplała mu opancerzenie. LRMy przestały być użyteczne. A kiedy już była blisko, już go miała i wypaliła z blazera, ten uskoczył i to dosłownie. Nie trafił z PPCka, ale zorał jej Zeusa laserem. W kabinie, Trevor usłyszała dźwiękowe ostrzeżenie, a na panelu wyświetliła się kolejna czerwona strefa w ikonach statusu mecha.

- Trzymaj się, Pandur mi nie wybaczy jak wrócę bez ciebie - powiedziała do swojej maszyny Ursula, zaciskając zęby gdy o włos minął ją strumień cząsteczek. Ta nerwowa zabawa w kotka i myszkę zdawała się Ursuli nie mieć końca, ale zauważyła schemat w działaniach pilota SubUrbana. W końcu na czuja odpaliła blazer, gdy przeciwnik ponownie postanowił wykonać skok w bok.

Wyglądało to jakby strąciła go w locie. Wystrzał z blazera Zeusa nie tylko trafił we wrogiego mecha, ale też poważnie uszkodził mu nogę w kolanie, przez co złamała mu się po wylądowaniu i SubUrban padł na bok i przetoczył się wiedziony siłą bezwładności.

Nie było litości dla wroga w sercu Trevor. Na pewno nie po tym jak zabili jej ojca. Zeus bez zawahania dobił bezbronnego, leżącego na brzuchu SubUrbana, razem z jego pilotem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 01-10-2021, 18:30   #109
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Hej! To ten nieudacznik Mondeo! Musi nieźle obciągać że mu dali tyle Lostechu!

Głos Juliana rozniósł się po ogólnych kanałach.

- Wyzwiska? Naprawdę? - zapytał na osobnym kanale Hermit.

Jednak zaczepka Manula zadziałała. Mech dowódcy piratów puścił w eter ryk wściekłości.

- Harr harr! Cała okolica teraz wie że Mendełło ma zatwardzenie!

Kolejny ryk i Lostechowy mech ruszył w jego kierunku waląc z czego popadnie. Warhammer runął swoim statecznym biegiem za jeden ze stojących jeszcze połowicznie hangarów.

- O a teraz że już poszło!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=tt9c0Pq1PHA[/media]

Lasery i rakiety waliły w pozostałości budynku aż miło. Warhammer ramię z uszkodzonym PPCem trzymał blisko siebie, jak bokser gardę. Druga lufa krążyła lekko niczym miecz szermierza, kiedy pochylony mech przemieszczał się za osłoną. Ruina zyskiwała kolejne dziury i wybicia, lecz w końcu Manul wypadł zza niej i oddał pojedynczy strzał prosto w Mondeno. Strumień cząsteczkowy przywalił prosto w tamtego, ale ciężko było nawet określić czy zrobiło mu to jakąkolwiek szkodę. Po chwili poleciała jeszcze salwa z autodział - to Hermit wtrącił się do tego nierównego pojedynku. Jego mech też zaraz znalazł osłonę. Warhammer przykucnął w rowie po wybuchu osłonięty ścianą ognia z pożaru.

- Niech się bydlak zagotuje ze złości. Ten jego arsenał grzeje jak cholera. A musimy go obedrzeć z pancerza i całkowicie rozbić. Nie ma innego wyjścia to endo-stall i ferro-fibrus. - nadał Julian do starego rycerza.

- W porządku. - odpowiedział stary.

Doprowadzić wodza piratów do szewskiej pasji było zadziwiająco prosto. Julian sypał na ogólnym komentarzami podważającymi i męskość pilota MegaMeka jak i porównania do Loxleya. Ufając w potężne chłodzenie i pancerz swojej maszyny Modeno walił pełnym arsenałem prawie non stop starając się odnaleźć między osłonami i ogniem drwiącego z niego Manula, który dwoim się i troił idąc od osłony do osłony i waląc z pojedynczego PPCa wspieranego przez wyrzutnię rakiet. Hermit w swoim nowym Emperorze atakował na przemian z Manulem ze swoich autodziałek. Jego maszyna miała potężny pancerz lecz wolał go nie wystawiać na działanie lostechowej broni. A i Modeno nie był przecież pilotem amatorem. Walił ile wlezie i co i rusz któryś laser lub rakieta sięgała skirmisherów drąc ich już i tak naruszone pancerze.

- Nawet z MegaMekiem to ty z Loxleyem nie miałeś szans! - zawołał w pewnym momencie Jackson.

Najwyraźniej wkurwiony na całego pirat już nie wytrzymał. MegaMek wkroczył w jeden z pożarów za którym schował się Manul i wywalił na oślep w jego stronę alpha strikem. Lasery i rakiety walnęły w Warhammera uszkadzając jedną z nóg, zdzierając pancerz z korpusu i rozbijając potężny naramienny szperacz.

MegaMek zatrzymał się w miejscu.

- Teraz! Wal ile fabryka dała! - krzyknął Julian przez trzeszczące radio i skierował na pirackiego mecha cały pozostały arsenał.

Hermit przyszedł mu w sukurs. Obaj walili najszybciej jak mogli ze swoich arsenałów drąc pancerz studzącej się maszyny. Modeno darł się przez szczekaczki obiecując obu Minutemanom najgorsze możliwe tortury, lecz jakiekolwiek zaklinanie rzeczywistości nie mogło przyspieszyć awaryjnej procedury. Szczególnie że system odprowadzania ciepła musiał walczyć jeszcze z ogniem w którym skąpany był Megamek. Manul z Hermitem rozgrzali swoje mechy do limitu, skracając przy tym dystans by w bydlaka trafiło wszystko co mieli.

Lecz fortel był nad wyraz udany to piętnaście podwójnych heat sinków było czymś czego nie można lekceważyć. Julian ze zgrozą widział jak Megamek znów ożywa. Mógłby przysiąc że przez szyby kokpitu widział drapieżny uśmiech Modeno, który już kierował lufy w kierunku okulawionego Warhammera. Srogi ostrzał nawet na moment nie był w stanie spowolnić jego maszyny.
Pierwsze wystrzału z laserów przemówiły. Megamek wyszedł z pożaru prując strukturę Warhammera. Komputer wyświetlił szereg uszkodzeń. Kolejne heat sinki były niszczone. Zasobnik z rakietami uległ uszkodzeniu (na szczęście już żadnych w nim nie było). Sama wyrzutnia została rozpruta. W kokpicie zrobiło się upiornie gorąco - maszyna nie dawała już rady, ledwie była w stanie chłodzić strzelającego raz za razem PPC, a i po chwili i z niego trzeba było zrezygnować by mech nie przeszedł w stan awaryjnego chłodzenia.

Jackson już kierował ręką ku przyciskowi katapulty gdy z pomocą przyszedł mu Hermit. Rozpędził swojego Emperora i przywalił z szarży miotając Megamekiem, który choć wytrzymały był o dobre piętnaście ton lżejszy. Cały gniew lostechowej machiny został skierowany na Rolanda z Eutin. Lasery i karabiny maszynowe nie miały problemu by pruć prymitywny pancerz giganta, choć jego ilość dawała mu możliwość wytrzymać nawałnicę ognia i pirackie ciosy.
Lecz z każdym strzałem, z każdym uderzeniem kolejne kawały pancerza i struktury Megameka kruszyły się, gniotły i rwały, choć wszystkie wewnętrzne komponenty wciąż były chronione i za nic chciały przestać działać.
W tej szamotaninie w końcu Mondeno zdołał się wyrwać spod gradu ciosów Rolanda i przywalił mu pełną salwą, zdzierając pancerz i uszkadzając jego mecha.

- I CO KURWA? TAKI JESTEŚ SPRYTNY KUTASIARZU!? - wydarł się przez głośniki naczelny pirat.

- ŻEBYŚ WIEDZIAŁ ŻE JESTEM! - odpowiedział mu Julian.

Pogięta lufa uszkodzonego lewego PPCa poszybowała w kierunku korpusu Megameka. Z powodu uszkodzonej nogi Warhammer nie był w stanie władować w cios pełnej mocy jaką dawał mu myomer. Było to lekkie uderzenie, lecz w momencie kiedy metal potarł o metal uszkodzone ramię eksplodowało.

Przez całą drogę do przeciwnika Julian ściągał zabezpieczenia i ograniczniki, które odcinały moc od uszkodzonej broni, a przede wszystkim nie pozwalały strzelić z miotacza cząsteczkowego na bliskim dystansie. Teraz puszczając moc przez uszkodzony system Jackson spowodował eksplozję, która całkowicie unicestwiła ramię mecha, ale także stworzyła wielką wyrwę w korpusie przeciwnika. Oba mechy zatoczyły się pod wpływem uszkodzeń. Warhammer ledwie się trzymał, a skoki elektryczności paraliżowały go.
Roland nie czekał i wyprowadził kolejny cios prosto w miejsce rozerwane eksplozją.
Nawet endo-stal nie była w stanie znieść tylu uszkodzeń i postrzałów. Korpus Megameka, podziurawiony, porozrywany i zmiażdżony w końcu odmówił posłuszeństwa swojemu pilotowi chwiejąc się w niekontrolowany sposób. Hermit kopnięciem odtrącił maszynę bojąc się że tamten zastosuje podobny fortel co on.
I eksplozja rzeczywiście nastąpiła… lecz nie ta której się obawiał. Niewielkie ładunki odrzuciły osłonę kokpitu wystrzeliwując kapsułę z pilotem wysoko w niebo.

Zaś sam Megamek, poobijany, popruty i sypiący się padł w końcu na ziemię i już się z niej nie podniósł.

Komputer Warhammera zdołał ustabilizować przepływ mocy, a Jackson odzyskał kontrolę nad swoją maszyną. Wlekąc uszkodzoną nogę ruszył do najbliższej osłony nie komentując zwycięstwa nad Sonnym Modeno. Roland również nie poświęcił chwili na kontemplację, unosząc lufy autodział i osłaniając odwrót towarzysza.
 
Stalowy jest offline  
Stary 01-10-2021, 21:10   #110
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- WYPIERDALAĆ Z MOJEGO MIASTA, CHUJE!
- Żryj gruz, cyganie - odpowiedział mu beznamiętnie Krieger, ale nie był zadowolony. Kolejne starcie, a jego Maruder już znacznej części pancerza nie miał. To spokojnie mogła być ostatnia walka Viktora. Nie przerażało go to. Uniknąłby w ten sposób konfrontacji z rodziną.


Krieger przemykał za magazynem, a co chwila przez obie ściany (i wszystko co pomiędzy nimi się znajdowało) przebijały się wiązki laserów, czy pociski z autodział cholernego Stalkera! Wszyscy mieli swoich wrogów i Krieger nie mógł liczyć na pomoc, ale pędził właśnie na niego mech szturmowy. Szybka analiza ukazała nieco odchudzony model STK-4P i nie był w idealnym stanie (najwyraźniej nie zdążyli załatać go do końca po poprzednim rajdzie) ale nie był w złym stanie i zdecydowanie nie miał nigdzie odsłoniętych bebechów jak Krieger.
- Raz, dwaTRZY! - Viktor wyprostował nogi Marudera wychylając się tuż ponad magazyn. Natychmiast lasery i rakiety skierowały się w niego, kilka laserów rozorało mu uszkodzony już pancerz na froncie nim zdążył władować serię ze wszystkiego co miał i chować się nim SRM do niego doleciały.
- Dobrze… jeszcze tak sześć razy…

Walka była trudna i wymagająca. Krieger nie wątpił, że żył jeszcze tylko i wyłącznie dlatego, że od początku walki ma potężną osłonę i to na tyle dużą, że mógł latać wzdłuż niej i wychylać się z różnych punktów zmuszając przeciwnika do gry w whac-a-mole, ale… radził on sobie. Bydlak sobie radzł i tylko raz udało się Kriegerowi “za darmo” posłać mu serię. Za to chwilę potem sam został przywalony gruzem gdy seria SRM zwaliłą mu na pysk ścianę gdy stał się zbyt przewidywalny i Stalker zgadł gdzie teraz będzie.

Krieger próbował się wygrzebać, ale leżał na ziemi przywalony toną cegieł, a wstanie pozbawionym ramion Maruderem samo w sobie było wymagające… i chyba jedną PPCę uszkodził upadając. Viktor szarpał się próbując wyswobodzić, ale nie bardzo mógł zrobić to dość szybko. Gdy Stalker wychylił się zza rogu i już odwracał by wykończyć Kriegera zdarzył się cud, gdy potężna salwa LRMów wbiła mu się w mocno zrypany bok. Zarzuciło nim sprawiając, że chybił i wystawił się Viktorowi na ostrzał. LLazor i PPCa wykorzystały to władowując mu dwa trafienia prosto w bebechy. Stalker zaiskrzył, coś w nim zapłonęło błękitno. Odrobinę się jeszcze pomiotał nim pilot się katapultował. Elektryczny błyskawice przechodziły po nim świadcząc o krytycznych uszkodzeniach jednostki zasilającej, grożąc poważnym wybuchem… ale ten nie nastąpił. Jedynie pożar trawił powoli znieruchomiałego mecha. Krieger chciał sprawdzić od kogo pochodziła zbawieńcza salwa, ale radio mu padło. Przeprowadził diagnostykę i potwierdziły się przekonania. Lewa PPCa była zniszczona. Wbita w ziemię, pogięta, ułamana plus staw ręki był uszkodzony. W tej bitwie na pewno z niej nie postrzela nawet jeśli da radę wstać. Może już nigdy.
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172