19-07-2021, 20:37 | #91 |
Reputacja: 1 | Retrospekcja MG-Stalowy: wizyta na Illyrii.
|
28-07-2021, 20:25 | #92 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 28-07-2021 o 20:27. |
21-08-2021, 17:30 | #93 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Retrospekcja MG-Zombianna: Beton nad Lake Varmint; Wczesny poranek, 7 maja 2999 A.D
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 17-10-2021 o 17:31. Powód: Wklejenie dopisku od gracza |
22-08-2021, 20:29 | #94 |
Reputacja: 1 | Przebieg rajdu na Vergennes Airport był zaskakujący i bardzo bolesny – dla obydwu stron konfliktu. Po początkowym sukcesie bombardowania i dosłownym zmieceniu z szachownicy dziesięciu wrażliwych na ostrzał, wypchanych po brzegi szpejem, pojazdami, pasażerami i materiałami wojennymi ciężkich promów aerospace rozpoczęła się wcale nie taka nierówna walka z obrońcami. Załogi pojazdów i centrum kontroli lotów zmobilizowały się do obrony, podobnie jak „fail-LAMy” i reszta mechów. Część innych pojazdów logistycznych, w tym lotniczych, próbowała uciekać. Wrażejskie myśliwce wracały do akcji, chcąc zmazać hańbę po „przepuszczeniu takiej szmaty”. Piechota nieprzyjaciela skitrała się w centrum i zastawiła zasadzkę z użyciem armat i wyrzutni rakiet. Systemy antyrakietowe masowo strącały wystrzeliwane LRMy Minutemenów. I na pierwszy, i na drugi rzut oka obrońcy byli bardzo zdeterminowani... ale ostatecznie im to niewiele pomogło. Jeden po drugim pojazd, samolot i mech były likwidowane, przerabiane na płonące wraki. Budynki centrum zostały zburzone, doszczętnie zrujnowane. Piechota wytrzebiona do ostatniego szubrawcy. Żaden z pojazdów logistycznych nie umknął pogoni. Niespodziewanym i bohaterskim akcentem bitwy były działania lotniskowych strażaków. Okazało się, że nie byli to piraci, tylko zastraszeni, zniewoleni cywile. Po ugaszeniu pożarów po promach, ruszyli na mechy piratów i... zaczęli pryskać im w kokpity, uniemożliwiając im celny ostrzał przez parę kluczowych chwil. Okupili to życiem, ale w okamgnieniu potem ich oprawcy skończyli na wrakowiskach (i cmentarzach - nie zdążyli się katapultować). Niestety – choć można się było tego spodziewać – piraci się mocno odgryźli. Aż trzy mechy Minutemenów zostały zniszczone, przerobione na złom praktycznie nie nadający się do odbudowy czy pełnego odzysku. HOR-1B Hector, SDR-5V Spider i JR7-D Jenner legły na asfaltach i betonach Vergennes Airport, a większość pozostałych maszyn (w tym lotniczych) była poturbowana. Rooikat i Highborn odnieśli raptem małe obrażenia (choć ten drugi cudem przeżył – wiadomo było, że Spider nie miał katapulty, trzeba było „ręcznie” [i bardzo szybko!] zwiać tylnym włazem ewakuacyjno-awaryjnym), ale Warlock źle zniósł poturbowanie i stres (wszak miał prawie dziewięćdziesiąt lat na karku i był niepełnosprawny). Był w ciężkim stanie, choć pozostałym rozbitkom udało się go ustabilizować. Sytuacji jednak nie pomagała efektowna eksplozja napędu ciężkiego czołgu antygrawitacyjnego Condor, należącego do obrońców – był to napęd nuklearny, rzadkie kuriozum w tych czasach, nawet biorąc pod uwagę regres technologiczny. Nie była to (na szczęście) detonacja jak w przypadku bomby atomowej – fizyka, specyfika różnicy „reaktor a bomba” i zabezpieczenia na to nie pozwalały, choć i tak „bojlerowy wybuch” narobił problemów i skaził okolicę srogą dawką radów. Szczególnie dużo łyknęli ich piloci-rozbitkowie. Przed Minutemen rozpościerały się dwie ścieżki – pozostać na lotnisku dłużej aby zszabrować co się da, a resztę zniszczyć, lub zgarnąć co było można na szybko i natychmiast zwiewać. Wiedzieli bowiem, że z lotniska w Newport leciała już piracka eskadra – potężny DroST IIb i trzy myśliwce uderzeniowe. Obrońcy Nowego Vermontu podjęli decyzję o przygotowaniu zasadzki i, kiedy te lotnictwo nadleciało, wzięli je w mechowo-aerospace'owe kleszcze. Pomimo srogich ubytków w pancerzu Lightninga i Leoparda, udało im się strącić wszystkie te maszyny oraz przechwycić trójkę katapultowanych pilotów myśliwców. Następnie dokładnie złupili i sabotowali lotnisko. Jeśli wróg chciałby je przywrócić do sprawności, to miał przed sobą kosztowne i czasochłonne zadanie, a w dodatku stracił sporo maszyn i naprawdę dużo zasobów. Ponadto udało się z pola bitwy zabrać zdekapitowanego Von Rohrsa (vel Hebi) VON 4RH-6 oraz odkrytego w jednym z hangarów, dobitego Chargera CGR-1A1. Z takimi zdobyczami wrócili do górskiej bazy. I zasiedzieli się w tej bazie na dłużej. Rany trzeba było opatrzyć – a te paskudziły się pod wpływem radiacji, którą też trzeba było się na poważnie zająć. Na domiar złego pan Ishida... zapadł w śpiączkę. Czyżby Minutemen stracili swego mentora? Zasoby LRMów i standardowego pancerza wreszcie stopniały do zera. Resztkowe płyty zdarto z Leoparda i LTN aby pokryć nimi ubytki MADa. Zaczęto stosować plan awaryjny – pancerz industrialny produkcji vermonckiej, zbliżony parametrami do prymitywnych bojowych z okresu Ery Wojen (którym np. dysponowali piraci). Parametry odporności na przebicia miał zbliżone do standardowego bojowego, ale jego efektywność ablacyjna była niższa o jedną trzecią. Natomiast magazyny amunicyjne Zeusa i Corsaira dostały ostatnie wypełnienie dalekozasięgowymi rakietami. Julian mógłby się pospieszyć z tymi uzupełnieniami... O wilku mowa, bo ten był już w układzie razem ze swoimi nowymi kolegami ściągniętymi z Illyrii i całej okolicy. Nie mógł jednak się skontaktować z Amerigo. Magnetyzm pieprzył przekazy długofalowe, a piraci wciąż dominowali na orbicie i nie pozwoliliby na osadzenie na niej satelit przekaźnikowych. Pozostała więc mozolna, dwunastodniowa podróż od zenitowego punktu skoku aż po orbitę Amerigo. I żarliwe modlitwy. Przez ten tuzin dni „niewiele” się działo. Walka z chorobą popromienną. Reperacja maszyn i przysposobienie nowych nabytków. Rooikat została przypisana do Hebiego, Highborn natomiast miał siadać za sterami Chargera. Natomiast w polu było podejrzanie cicho. Choć pora monsunowa się skończyła i znów zaczynało być słonecznie i sucho, to nieprzyjaciel wykazywał dziwny brak aktywności... nie licząc przegrupowań. Zwiad wojskowy bacznie obserwował te poczynania i, pomimo prób ich zakamuflowania wydedukował, że coś miało się wydarzyć (znowu) na linii Newport-Middlebury. Kolejna ofensywa? Na zapleczu natomiast niedobrze – dalsze zamieszki, starcia z policją. Co bardziej krewkie grupy obywateli zaczęły wykorzystywać broń do szabrownictwa lub walki z porządkowcami. Padły trupy po obydwu stronach, co wprowadziło szok i moralny niepokój w narodzie. Nie pomagała też – relatywnie rzadka bo rzadka, ale jednak – nielegalna migracja uciekinierów z Pogranicza (czy nawet Bariery). Przechwycenie tych ludzi różnie się kończyło: strzelaninami (i masakrami, bo to byli raptem rzadko uzbrojeni cywile i poukrywani terroryści), zamykaniem w obozach dla internowanych, wymuszaniem powrotu. Na granicach był zamęt. To, że oponent tego nie wykorzystał tu i teraz zakrawało na cud – albo durnotę. Niemniej jednak może był jakiś głębszy powód: WSI przesłało raporty z przesłuchań. Wynikało z nich, że w sadybach ludu bandyckiego na Barierze doszło do masowego i silnego skażenia wód cholerą i paroma innymi paskudztwami. Wybuchła epidemia. Były też wątpliwe, choć mrożące krew w żyłach raporty o użyciu gazowej broni masowego rażenia, prawdopodobnie iperytu (vel gazu musztardowego). W obliczu incydentów związanych z masakrowaniem tych uchodźców przez vermonckie oddziały, większe masy ludzkie kierowały się na tereny Ziaren zajęte przez Armię Czerwonej Wstęgi – Bennington, Newport, resztę wybrzeża, Essex. I wkrótce potem także i tam pękły epidemiczne bańki. Cholera jak... cholera. I na dorzutkę tyfus (vel dur brzuszny) i czerwonka. Raporty od informatorów były ponure – wszystkie trzy miasta, a szczególnie Newport, zaczęły się zmagać z wirusową hekatombą. Wreszcie nastał czternasty października. Do orbity Amerigo dotarła już odsiecz – i od razu uwikłała się w przepychanki z wciąż licznymi siłami AeroSpace należącymi do Blood Raiders. Jednak mimo początkowego oporu, piraci szybko zrozumieli, że broniąc wszystkich punktów LaGrange zbyt mocno rozproszyliby swe siły, a i tak by ich nie utrzymali. Skupili się więc na geostacjonarnej pozycji na zachód od Ziaren, Morza Chłodnego i Pogranicza, a na północ od Bariery, biorąc tą przestrzeń kosmiczną (i atmosferyczną) we władanie. Odsiecz natomiast lokowała się raczej w rejonie Lake Blackmore, Morza Długiego, Burlington i Milton. Nie obyło się bez strat po obydwu stronach tej wstępnej potyczki – flotylla Palatynatu Illyriańskiego straciła klucz trzech myśliwców typu Centurion CNT-1D, ale piractwo też oberwało: stracili Aresa Mark VI „Assault Craft” z dwoma pełnymi plutonami „pseudo-marines” na pokładzie oraz dwa niezidentyfikowane LAMy średniej klasy podczas nieudanego szturmu na dropshipa kl. Overlord należącego do Rycerzy Św. Camerona. Oprócz tego był gęsty, acz prowadzony na ekstremalnym zasięgu ogień między obydwoma flotami, który poskutkował nielicznymi i niewiele znaczącymi trafieniami, toteż został zaprzestany. Wkrótce po usadowieniu się na orbicie, prom KR-61 z Jacksonem i Spencerówną na pokładzie już mknął ku bazie Minutemen pod eskortą „nowych swojaków”, a reszta rozpoczynała powoli srogą operację logistyczną zdesantowania wojsk i rozładunku zaopatrzenia w miastach Republiki. Wróg nie przeszkadzał – musiał się przegrupować. W tym samym czasie Leopard właśnie też wracał do bazy – leciał z obozu nad Lake Varmint, gdzie przerzucił część Lancy Bravo. Wczorajszej nocy bowiem do uszu Minutemenów dotarł cynk od Juliusa Spencera: w tamtych okolicach mieli pojawić się jego przełożeni oraz inni opanowani wścieklizną Workmeni. Na szybko postawiono na nogi Rooikat, Vandala, Mandaryna i Pandura po czym wysłano z ledwo co zreperowanymi mechami w ten rewir. Miłym zaskoczeniem było to, że Julius nie kłamał. Niemiłą niespodzianką natomiast był fakt, że Workmeni wcale nie byli sami… Zmierzch, 14 października 2999 A.D. Camp Varmint Obóz był gotowy. Cynk został dostarczony w porę, przygotowania poczynione, obsada wzmocniona. Trzeci Batalion Lekkiej Piechoty Rangersów z Burlington przysłał większość żołnierzy i środków transportu i był wzmocniony na flankach przez prawie tysiąc ludzi z 11 Dywizji Ochotniczej z tego samego miasta. Znali nawet przybliżoną godzinę kiedy siły Workmenów miały dotrzeć na miejsce, jaką drogą i z grubsza w jakiej sile. Odpowiednio rozstawione czujki w dalekiej okolicy tylko to potwierdziły. Byli gotowi. Albo tak przynajmniej myśleli. Tak też myślał Frank, szeregowy Ranger z Border Patrol. Młody młokos ekscytował się. To była jego pierwsza prawdziwa bitwa. Pośród Rangersów nie było kompletnych żółtodziobów - każdemu zawsze trafiła się jakaś akcja na Pograniczu przynajmniej raz na tour of duty, nawet w czasach pokoju. A teraz było tego w bród, nawet na “spokojnych” odcinkach granic Burlington-Lake Long-Lake Varmint-Grand Lake. Ale teraz miał być jego prawdziwy chrzest ognia: walka z kimś innym niż Bandytami-Brudasami. Ściskał więc przydzielony mu erkaem w oparciu o przygotowane stanowisko bojowe w jednym z bunkrów - i czekał, obserwując przez kolimator z powiększalnikiem. I wreszcie nadeszli, wraz z pierwszymi promieniami mroku nocy. Szumy i wizgi, najpierw odległe, potem głośniejsze w akompaniamencie ze szmerem roztrącanych chaszczy, trzaskiem łamanych krzewów i rozchlapywaniem wody. Antygrawitacyjne transportery opancerzone o różnym uzbrojeniu, sztuk dziesięć, wypchane pewnie po brzegi piechotą Workmenów. Ich pierwsze sylwetki zamajaczyły wśród ciemnej zieleni moczaro-dżungli, jaka była na tym odcinku pobliża Lake Varmint. Padły rozkazy. Dano ognia po obydwu stronach. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jjNTcrX6h6w[/MEDIA] Dziesiątki, setki smugowych kul mknęły w obydwie strony z kaemów i karabinów, popierane siwym dymem z granatników. Detonacje pośród listowia, drzew, bagnistych kałuż i umocnień na glinowatej ziemi. Niektóre APC sypnęły rakietami - te bliższe z SRM, te dalsze z LRM, póki co jednak skutki były mizerne ze względu na gęstość zieleniny i niechęć do zgarnięcia riposty na klatę. Ale już takich oporów nie miały dwa moździerze (w tym jeden w formie przerobionego drona, Agribota, z dodatkowym erkaemem) ciężkie 120mm, dobrze wstrzelone w plac na środku Camp Varmint. Oraz istna chmara fruwających dronów typu Gossamer, która opadła na obóz ze wszystkich stron, siepiąc z podczepionych lekkich kaemów wszędzie dookoła. A w dodatku na południowo-zachodni kraniec obozu spadły salwy celnych LRMów, do tego garść szybkich “z przyłożenia” rakiet SRM i huraganowy ogień kilku kaemów. Przez podarte siatki, druty kolczaste i inne lekkie umocnienia wjebały się szybko cztery pojazdy. Dwa jeepy - jeden z podwójnym kaemem, drugi z SRM-2, obydwa z pasażerami rozpylającymi ołów niczym sprej. Zaraz za nimi samochód zwiadowczy Darter z jedną maszynówą i SRM-2, oraz jakiś cywilny antygraw bez broni, za to z pasażerami hojnie obdarzonymi granatami. Frank skierował na nich ogień swojego erkaemu. Krzyknął do pozostałych z drużyny. Horrigan, drugi silnoręki z ekipy, przygotował wyrzutnię rakiet. Wkrótce potem zakopcił, a pocisk jebnął w jeepa z kaemami. Efekty były wręcz wystrzałowe. Drugim zajęło się kilka karabinów i erkaem Franka, też nie było co zbierać. Cholerni samobójcy - ale nie dziwota, bo to nie byli Workmeni, tylko Bandyci. Naćpani, jak zwykle. I tyle się obronili. Ich bunkier zaraz z każdej strony zaczęły zasypywać dziesiątki, setki nabojów z dronów, Dartera i od tych typów z bagiennego antygrawu. Zaraz potem istne wory z granatami i salwy z rakiet. Szykowali się już na śmierć, kiedy wreszcie przybył gwóźdź programu. Zielone i błękitne smugi laserów omiotły teren wokół bunkra, zagrzmiały autodziała. Darter zniknął w kuli ognia, płonący Ina-du Swamp Skimmer zarył gdzieś w drzewo ze skutkiem śmiertelnym dla kierowcy i pasażerów, drony rozpierzchły się. W parę chwil potem namierzono i zniszczono Agribota, jeszcze jednego drona naziemnego, i sekcję Workmenów z ciężkim moździerzem. Lanca Bravo po raz kolejny udowadniała, że była wcale nie gorsza od Alphy. W radiu krótkofalowym słychać było ich komunikaty. - Ale tych dronów od zasrania! Zaczną się dobierać do kokpitów. - narwany młokos. - Nic nam nie zrobią. Nie marnujcie na nie amunicji i gorąca, strącajcie je lufami, pięściami. - starszy kobiecy głos - Vandal, omieć laserami te apece. Mandaryn, zdejmij tego Harrassera z rakietami. Niech się trochę strofują. Jak powiedziała, tak zrobili. Potężne mechy Corsair i Mackie ruszyły naprzód, bijąc z wymienionej broni - ten drugi namierzył antygrawitacyjnego rakieciarza na dalekim zapleczu “wolnego terenu” - bagien, wodnego cieku i potrzaskanych drzew. Seria z AC/10… pudło. Trzy wybuchy pośród syfu i wód. Poprawka z PPC… trafiony. Piękne wykwity błękitnej, ‘piorunowatej’ energii. Zaraz potem efektowna detonacja rozpieprzyła pojazd, który chlupnął resztkami w bagna. Niedaleko obok Corsair Vandala strzykał fotonami po linii drzew, obkrajając je, dosięgając APC, smażąc trochę piechoty. Wtórowały mu grzmoty z AC/10. Riposta była głównie niecelna lub bez efektu. Nieco z tyłu Hebi i Zeus zmagające się z Gossamerami. Normalnie drobne, szybkie drony inwigilacyjne, teraz były obciążone erkaemami z amunicją i sterowane masowo. Słabo unikały ciosów masywnych pięści, które zmiatały je z powietrza. Skupiły ogień na pięściarzach, nie robiąc nic nawet ich kokpitom - lekka amunicja pośrednia nie była w stanie nawet nadkruszyć pancernych plex-szyb, choćby i wojskowa pełnopłaszczowa o szpicy p.panc. Dało to odetchnąć załogom umocnień. Żołnierze znów pruli ze swej broni - do APC, do poblokowanych ściętymi drzewami Workmenów, do dronów. - Uwaga, lotnictwo! Radar pokazuje szereg szybko zbliżających się kontaktów. I jeden powolny, ale duży. - inny młody męski głos od Lancy Bravo. - Zidentyfikuj ten duży. Ledwo to powiedziała, a jedno z latadeł już przemknęło nad obozem, siepiąc rakietami i kulami. Helikopter bojowy antycznego wzorca OT-22 Bird of Prey. Bandycki, dlatego długo nie pożył - idioci zatrzymali się gdzieś na środku i zaczęli desantować z przedziału pasażerskiego. Dość rzec, że parę pocisków z granatników i salw z broni palnej i był pięknie płonący wrak na środku placu. - Mam. To sterowiec kontroli dronów rodem od Draconisjan, typ sprzężony z Gossamerami. Ma garść dorabianych kaemów, ale jest daleko. - Pandur, konkrety. Jak daleko? - Mała spina, Rooikat. - Dobra, Pandur, Vandal - LRMy w sterowiec. - Uwaga! - głos Mandaryna - Mam kilkanaście sygnatur w lesie... widzę je. Workmechy! Wykańczajcie te drony szybko i pomóżcie mi. Rooikat! - Już! Szybko panowie, nie ma czasu! Corsair i Zeus ruszyły naprzód i szybko namierzyły pękaty kształt na horyzoncie ponad linią drzew. W przepełnionych ogniem, wizgiem, rykiem i dymem salwach ich wyrzutnie wypluły trzydzieści kierowanych rakiet dalekiego zasięgu. Kaemy sterowca przemówiły, próbując je bezskutecznie strącać. Wreszcie na horyzoncie błysnęło i konstrukt runął gdzieś aby się płomieniście roztrzaskać, a następnie utonąć na bagnach. I jak jeden mąż wszystkie drony powybuchały, potęgując na chwilę zamieszanie - autodestrukcja po utracie sygnału kontrolnego. W samą porę. Mackie łomotał i spluwał ze swojej broni głównego, do której dołączyła para ‘brzusznych’ średnich laserów. Nieco z tyłu wtórował Von Rohrs Rooikat, siepiący z dwóch palet SRM i pomagający sobie pepecem, a z Flamera stawiający sobie zasłonę cieplno-dymną. A po drugiej stronie istny tłum - głównie wszelkiej maści i wersji Crosscuty. Raport WSI okazał się prawdziwy - Workmeni przezbroili swoje Workmechy z kaemów na RetroTech lasery małej mocy, lokując we wraz z niezbędnymi amplifikatorami mocy przy łbach. Te jeszcze miały sporo innej broni - czy to pochodzącej ze standardów pseudo-MilitiaMechs, czy dorobione przez samych Workmenów (głównie kolejne lasery i autodziała RetroTech). Ale było ich dużo, a obok biegły dwa Bandyckie mechy ultralekkie - FXR-4 Foxfire i JNR-7P Junior. Na tyłach wspierał ich pojazd, gdzie musieli siedzieć koledzy Juliusa Spencera - van dowódczy o napędzie fuzyjnym, siepiący z kaemu i wyrzutni LRM-5. Lanca Bravo ruszyła do walki, nawalając ile fabryka dała. Ultralekkie skutecznie jednak flankowały (choć miały raptem kilka laserów i jeden Flamer łącznie), Crosscuty próbowały się rozpraszać, bić z różnych kierunków i przechodzić do zwarcia gdzie ich piły i ładowarki niezgorsze były od pięści i luf. Pozostali Workmeni postawili na jedną kartę - ruszyli do pieszego szturmu u boku pozostałych Hover APCs. I nadleciało kolejne lotnictwo: ląownik Ares w nowszej wersji Mark IV, zasypujący bazę dziesiątkami LRMów popartych parami MLaserów. Raptem tylko wylądował, a z otwierającej się rampy zjeżdżały już pojazdy - błyskawiczny Skimmer i dwa lekkie czołgi Galleon GAL-200 z wyrzutniami rakiet i kaemami. Potężne ilościowo salwy z RLów omiotły całą okolicę, bijąc też po flance Lancy Bravo. Najgorsze jednak były dwa szybkie, zwinne mechy lekkiej klasy trzymające się gdzieś z tyłu. Oszczędnie siepały z pojedynczych wyrzutni SRM, ale głównie waliły z dalekosiężnych “snajperskich” broni - AC/2 i LLaser, celując nimi w plecy Bravo. Sytuacja się sypała i robiło się naprawdę groźnie. Komputery nawet nie potrafiły poprawnie zidentyfikować tej pary snajperów, a okazyjne trafienia z autodział i pepeców - choć wystarczające aby zmasakrować składy amunicji - nie wywierały efektów. Skończyło się to przewidywalnie - ostrzeliwani z każdej ze stron, jedynie z lekkim wsparciem Franka, Horrigana i ich kolegów, mechy Lancy Bravo zaczęły się sypać. Pierwszym był Corsair. - Vandal, wycofaj się! - Nie! Nie widzisz, że tu nadlatuje ich więcej?! Nie macie szans. Wzywajcie Manatee i spieprzajcie! - Takiego wała jak planeta cała, młokosie. - głos Mandaryna - Gromimy tych gnojów razem, choćby bez ammo i gorący jak piec. Były to jednak słowa na wyrost. Vandala obskoczyli wściekli, mściwi Workmeni. Rąbali piłami, okładali innymi narzędziami, bili pięściami, strzelali z czego mieli - nie bacząc na kosmiczne gorąco, nieudolne chłodzenie i zacinające się retro-AC. W końcu nawet i ciężki, choć industrialny pancerz Corsaira posypał się, a struktura wkrótce. Zaraz by go położyli, ale… - Zobaczymy się w piekle, chuje! - warknął na głośniku i kanałach ogólnych były ganger z Newport i odpalił taką bardziej chamską wersję autodestrukcji, nad którą niezbyt legalnie pracował ostatnimi czasy… jakby przeczuwając te zdarzenie. Zdetonował resztkę amunicji LRM, SRM i AC/10 wraz z reaktorem fuzyjnym. Pozostałych pilotów aż na chwilę oślepiło mimo automatycznej polaryzacji szyb, a nogi musiały tąpnąć mocno by utrzymać równowagę. Ale pole bitwy na tym odcinku się nieco przerzedziło. Bravo ogarnęli się szybciej i zemścili srodze, ładując ponad limity cieplne i na skraju bezpiecznych zasięgów minimalnych. W parę chwil ostatnie bandyckie i workmeńskie szroty płonęły lub wybuchały. Zaraz potem ostatnie antygrawy transportowe. Ale niezidentyfikowani snajperzy w nieznanej, brązowej kolorystyce pancerzy, też nie odpuszczali. Z pomocą Aresa (Galleony były już płonącymi wrakami - po wystrzelaniu jednorazowych RLów zostały im tylko kaemy i były łatwym łupem dla bunkrów i paru laserów, a Skimmera osobiście zdjął duet Horrigan-Frank) znów zaatakowali, skupiając mocny ogień na Hebim. Tego już pancerz nie wytrzymał. Rooikat ledwo zdążyła się katapultować - już drugi mech odstrzelony spod niej. Eksplozja tego co zostało w zasobnikach SRM. Zostali tylko Mandaryn i Pandur. Zdwoili wysiłki. Skupili ogień na Aresie - w końcu go strącili, ale potem zmuszeni byli bawić się w ciuciubabkę po lesie z… Jackrabbitami (w końcu komputery je zidentyfikowały - ale były to cholerne mechy z czasów Wojny Domowej w Gwiezdnej Lidze, służące Republice Światów Rubieży i Imperium Amarisa, rzekomo utracone w pomrokach dziejów, w obydwu wariantach JKR-8T i JKR-9R zwanym również “Joker”). W końcu je dorwali, ale zużyli praktycznie całą amunicję, mieli pozrywany pancerz i mnóstwo krytycznych obrażeń. Mackie i Zeus ledwo stały, i tylko ten drugi mógł się jeszcze normalnie poruszać. Ale wyglądąło na to, że bitwa się zakończyła. Mylili się, choć przez chwilę rzeczywiście tak wyglądało. Resztki drużyn Workmenów spieprzały na piechotę w las, ścigane ogniem precyzyjnym. - Rooikat? Rooikat, odbiór! - głos Pandura. - Żyję… poturbowana. Nogę… nogę mam chyba złamaną. - Szlag. Wymiotowałaś? Możesz chodzić? - Tak. Nie. - Zaraz kogoś po ciebie poślemy! - Ktoś zarejestrował czy Vandal się katapultował? - Mandaryn podjął drugi ważki temat. - Nie. Został w Korsarzu. Cholerny narwany młokos… - Uwaga, Lanca Bravo! - nowy głos, tym razem z pozostającego w pobliżu Manatee - Wykryliśmy szybko zbliżające się maszyny lotnicze. Ewakuujcie się! Do wszystkich jednostek NVDF. - teraz na ogólnym - Opuścić bazę i okolicę. To bombowce! Dość rzec, że ta bitwa nie zakończyła się pomyślnie. Lotnictwo w barwach Blood Raiders i tym nieznanym brązie uderzyło szybko i mocno. Mackie został zniszczony, choć Mandaryn zdołał się katapultować. Zeusowi ledwo udało się zwiać na Manatee. Wielu Rangersom się to nie udało - całą okolicę zrównano z ziemią mnóstwem bomb, od klasycznych HEF, poprzez kasetowe, a kończąc na zapalających Inferno. Nie patyczkowali się. Bunkry i mechy (a nawet wraki tychże i pojazdów!) precyzyjnie ostrzelano z laserów i autodział, zasypano rakietami. Walili wszędzie, w tym po “swoich” - żaden z Workmenów i Bandytów biorących udział w szturmie nie uszedł z życiem, umykający van dowódczy z oficerami tych pierwszych został unicestwiony tak samo jak bunkry Camp Varmint. W tym bunkier z Frankiem, Horriganem i ich kolegami, którzy nie zdążyli uciec. Kolejne ofiary tej wojny. Piętnasty października przyniósł kolejne wizytacje oraz infodump. Przede wszystkim: w nocy do bazy Minutemen powróciła Beton, Jane Doe, wraz z Brianem Wintersem, Crabem i - oczywiście - psem Dio. Technicy zaraz wzięli mecha pod lupę by go podreperować, a ludzie (i pies) zwizytowali lazaret. Po drodze zostali pokrótce wprowadzeni w sytuację, która przecież dość poważnie się odmieniła odkąd polecieli na Barierę robić brudną robotę. Skoro świt do bazy dotarli też członkowie Lancy Bravo - Rooikat i Pandur, ranni i pokonani. Vandal natomiast nie dotarł, pozostał poległy w zgliszczach Camp Varmint wraz ze swym “Korsarzem”. Mandaryn, choć zdołał się katapultować, to nie zdołał się ewakuować - uznano go za zaginionego. Ocalałych szybko opatrzono i postawiono na nogi stymulantami. Nie było czasu jeszcze na odpoczynek. Do bazy ściągali kolejni goście - oficerowie łącznikowi z sojuszniczych kompanii najemnych oraz członek jakiegoś ‘bractwa’. Oficer wywiadowcza gorączkowo kompilowała raporty i przygotowywała prezentację w sali ze stołem holograficznym. Dużo się zmieniło. To był czas na odprawę. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=T6bXcD0VBzI[/MEDIA]
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
28-08-2021, 15:46 | #95 |
Reputacja: 1 |
|
29-08-2021, 14:43 | #96 |
Reputacja: 1 |
|
16-09-2021, 20:27 | #97 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - MG i gracze 15 października, 2999 A.D. Godzina 9:30 Sala odpraw bazy Minutemen “Nareszcie” - albo “znowu”. Po tylu miesiącach separacji i wykonywania solowych misji na całej długości, szerokości i rozciągłości Ziaren, Pogranicza a nawet Bariery, New Minutemen znów mogli wspólnie patrzeć na białobłękitną, rzucającą poblask holograficzną mgiełkę unoszącą się nad stołem. Ich stołem. A przynajmniej ci, którzy zostali. Ale byli też ci nowi, oraz dużo gości. Jake’a McKinleya zastępowała analityczka z WSI, podporucznik Annabelle Bright, znajoma Asagao - cudem odratowana z Masakry. Starała się, to widać było. Nie mogła zastąpić tandemu Ishida-McKinley, ale kiedy tylko mogła to ciągle pracowała. Najbardziej chyba bolał i wprowadzał niepokój brak Pana Ishidy. Był w ciężkim, choć stabilnym stanie. Śpiączka od ran, szoku, wycieńczenia organizmu nie ustępowała, a leczenie utrudniało napromieniowanie, które ciężko było usunąć ze względu na wiek i schorzenia geriatryczne. Póki co jednak trzymał się przy życiu, co już było cudem. Trzeba było działać bez niego. Miało to też być wielkie wspólne spotkanie obydwu lanc. A przybyła przetrzebiona grupa poturbowanych ludzi. Jason Wallroth, callsign Vandal - sądząc po zdjęciu niewysoki, młody, opalony młokos. Masa tatuaży, zachmurzone oblicze, uliczne ciuchy. Dossier sugerowało, że to był były ganger z Newport. Był, bo zginął w obronie Camp Varmint. Był też znany w bazie Martin Neyman, callsign Mandaryn - wciąż zaginiony. Pozostała dwójka dotarła szczęśliwie do bazy (choć niekoniecznie szczęśliwa na duchu, co sugerowały markotne miny). Ursula Trevor, callsign Rooikat - rudowłosa, niska, drobnej postury ekolog, specjalistka od dżungli i jezior oraz Leon Clark, callsign Pandur - wysoki, tykowaty młodzian trochę podobny do Juliana, student mechaniki i budowy maszyn oraz kapral z 11th Volunteer Battalion. Obydwoje pochodzili z Burlington. Byli też goście. Xander Almasy, demi-precentor pionu Delta (wywiad cywilny) ComStaru. Ten sam, z którym Julian i Theodora negocjowali na Illyrii. Najwyraźniej osobiście przybył aby upewnić się co do wypełnienia warunków umowy. Kolejni dwaj to oficerowie łącznikowi, porucznicy z kompanii najemnych: postawna chłopobaba Thelma Young od Markson’s Marauders oraz starszawy dżentelmen Francis Lennon od Knights of St. Cameron. Obydwoje w mundurach wyjściowych, a Almasy w podobnej wagi szatach zakonnych. Był też jeszcze jeden starszy, brodaty mężczyzna z twarzą pooraną bliznami, który “wprosił się”. Członek jakiegoś “Bractwa Randisa” z planety Randis IV (daleko od Amerigo, ale też na Peryferiach). Koleś był w ciuchach podobnych do tego comstarowca, ale bardziej znoszonych, obtartych, łatanych - i nie raz widujących walkę. Przedstawiał się jako Roland z Eutin. Dziwny koleś… ale MechWarrior. Dlatego go wpuszczono. Przybył w tym całym pochodzie najmitów z własnym mechem: dojebanym, ale (ledwo) sprawnym UM-R50 UrbanMech. Ponoć chciał pomóc w walce z bandytyzmem i piractwem. Po przedstawieniu zebranych, Bright uruchomiła program w stole holograficznym. Z mgiełki wyłoniły się konkrety i dziewczyna zaczęła tłumaczyć sytuację. A ta nie była wcale różowa. Na orbicie wciąż funkcjonowały “dwie i pół” silne flotylle bojowo-transportowe. Jedna należała do najemników i innych sojuszników New Vermont Republic. Druga do… kompanii najemnych wynajętych na rzecz działań nieprzyjaciela. Te “pół” to było to, co zostało z Blood Raiders - choć wciąż dosyć liczne i silne dzięki kilku sztukom DroSTów. Obydwie strony w tej chwili trzymały się od siebie z dala i zajmowały logistyką, desantując ludzi, maszyny, szpej, zapasy. Znane były nazwy wrażejskich kompanii: “the Abased” oraz “Little Richard’s Panzer Brigade” - odpowiednio jeden batalion mechów ciężkich i szturmowych oraz jeden pułk mechów mieszanych (głównie średnich), do tego nieco wsparcia piechoty i AeroSpace oraz ew. innych pojazdów (choć to wszystko raczej zapewniali ich sojusznicy/pracodawcy). Ci pierwsi wzięli udział w ataku na Camp Varmint i zabezpieczyli tamten rejon, spychając siły NVDF na północ. Ci drudzy rozstawiają się bliżej Newport oraz częściowo w Vergennes, Essex i Bennington. Na wyspach doszło też do kolejnej klęski: początkowo misja McKinleya i Kane powiodła się, udało im się zorganizować wyspiarzy i górali z Windsor oraz ruch oporu z Vergennes i praktycznie wyprzeć wrogów z obydwu wysp wkrótce po rajdzie na Vergennes Airport. Powstańcy pozyskali sporo zasobów, broni palnej, amunicji. Przygotowywali plan obrony i przerzucenia posiłków, stanowiąc wrzód na kolektywnej dupie nieprzyjaciela. Niestety, Panzerowcy byli szybsi i wykorzystali ten swój niesławny a niehonorowy fortel: podali się za odsiecz, mieli nawet przemalowane mechy. I kiedy tylko powstańcy opuścili gardę, zmasakrowali ich. Teraz obydwie wyspy znów zostały wzięte przez wroga, a piraci uskuteczniali swoje ekscesy, podczas gdy Panzerowcy przymykali na to oko. Wiadomo też było, że SWD-1 Swordsman został zniszczony w trakcie walk (eksplozja amunicji, choć pilot zdołał się katapultować i nie odnaleziono go martwego - Jake’a McKinleya uznano więc za MIA), a COM-2D Commando też brał udział w starciach i jego wraku nie odnaleziono (więc razem z pilotką Sarah Kane też uznano go za MIA). Znaleziono natomiast wraki pojazdów, które musiały ścigać uciekających Minutemen: resztki pirackiego myśliwca atmosferycznego typu Bat Hawk (wariant Meteora), zmasakrowany wrak bandyckiego “czołgu” HNT-3R Hunter oraz kolejny z workmenowych workmechów, tym razem prototyp Patrona z dorobionym Gatlingiem 20mm (i doszczętnie rozjebanym przez eksplozje amunicji, broni i napędu I.C.E.). Commando i para nierozłącznych MechWarriors dosłownie rozpłynęli się w powietrzu po tej walce - nie udało się ich namierzyć ani nawiązać kontaktu… ale była pewność, że wrogom też się to nie udało. Być może uda się ich później odnaleźć lub sami wrócą do bazy. Były też dobre (a raczej “właściwe”) wieści. Operacja logistyczna przebiegała sprawnie, nie niepokojona przez nieprzyjaciela. Dostawy zapasów i racji trafiały do Middlebury, Hartford, Milton i Burlington (szczególnie tych dwóch ostatnich). To plus pokazowy deployment mechów należących do Rycerzy Św. Cameron oraz zapewnienie o uzupełnianiu składów żywności i uzupełnień w racjonowaniu wystarczyły by większość zadymiarzy utraciła poparcie zwyczajnej ludności i dała się pozamiatać siłom porządkowym. Oficerowie łącznikowi zabrali głos po prośbie, przedstawiając rostery swoich jednostek biorących udział w wojnie na Amerigo oraz propozycje ich rozdysponowania. Rycerze głównie sugerowali patrole, działania defensywne i szereg szybkich, płytkich rajdów na max jedną lancę w stylu hit & run. Do tego utrzymanie porządku w miastach i wokół nich. Sugerowali też ewentualny szybki atak na Essex i rozbicie Workmenów. Natomiast Maruderzy sugerowali uderzenia rajdowo-zwiadowcze na wyspy oraz zlokalizowanie i wyeliminowanie głównych sił Blood Raiders, a następnie dorwanie i wytłuczenie wszelkich ich niedobitków, a na orbicie “taktykę salami” by okroić nieprzyjaciół z pirackich maszyn. Pełne skupienie na skurwielach od Modeno. Nie dziwota - taki mieli kontrakt i za to im płacono. Udało się także zdobyć kopie listów przewozowych, manifestów i innej dokumentacji dotyczącej rosterów bojowych wrażejskich najmitów - z jednej strony ich siła nie pocieszała, z drugiej dobrze było znać swojego przeciwnika. Almasy na koniec wtrącił, że obejrzeli już sobie Matara i zabrali go na orbitę, niedługo miał zostać odtransportowany na Illyrię wraz z pierwszym powrotnym transportem. Niemniej jednak planował pozostać wraz ze swymi ludźmi przez jakiś czas by zapewnić powagę ComStaru przy realizacji dalszych punktów umowy (głównie z pożytkiem dla NVR) i w charakterze neutralnych obserwatorów. -Na początek chciałbym powitać…- sritutitu pitutu oficjalnej gadki. Had który najwyraźniej wczuł się w rolę oficjela republiki powitał nowo przybyłych, podziękował i dopełnił wszelkich formalności jakie wypadało dopełnić łącznie z minutą ciszy za poległych i wyrażeniem nadziei, że Pan Ishida niedługo wróci do zdrowia. - Z propozycji strategicznych jestem również zdania, że Essex z swoimi polami jest kuszącą opcją. Posiadamy tam też kontakt w szeregach wroga, który potencjalnie umożliwiłby nam łatwiejsze przejęcie, oraz potencjalnie ograniczył zniszczenia tamtejszych magazynów, spichlerzy i pól. Jak wiadomo sytuacja w kraju nie jest zbyt ciekawa. Ponadto zabezpieczenie tego regionu da nam potencjalne podejście do rajdu na newportowskie lotnisko, które jest obecnie jednym z głównych jak nie jedynym działającym po ostatnim wypadzie wrogim lotniskiem w Ziarnach. Martwią mnie tylko siły nieprzyjaciela w rejonie jeziora Varmint i potencjalnie zagrożenie jakie to stwarza dla Burlington..- i tak kończąc czekał, aż ktoś przejmie pałeczkę mówcy. Wiele informacji które pojawiły się na wstępie przyprawiło Juliana o słabość w nogach. Obie wrogie formacje były pośród tych których zatrudnienie rozważał. Szlag. Parę razy poprawiał okulary i masował nasadę nosa czytając zestawienie sił Panzerowców. Nie zaklął jednak. Najemnicy nawet nie mrugnęli słysząc o tym wszystkim. Jemu było trudno. Wiadomość o zniknięciu przyjaciół i krytycznym stanie mentora były potężnymi ciosami. - To dobrze. - Julian skwitował słowa Hadriana kiwając głową - Jeżeli jesteś pewien tego kontaktu to powinniśmy z niego skorzystać. - Prawdą też jest że musimy pilnować jak oka w głowie pozostałych nam Ziaren. Teraz jak przybyły uzupełnienia mamy dostatecznie dużo zapasów by przestawić gospodarkę na wojenne tory, by zapewnić odpowiednie wsparcie dla wysiłku wojennego. - dodał. - To prawda. - potwierdziła podporucznik Bright - Siłom porządkowym udało się uporać ze wszystkimi wywrotowcami. Transformacja jest na ostatnim etapie. Pozyskane przez nas blueprinty pozwolą nam na seryjną produkcję broni będącej w stanie nawiązać walkę z wrogiem. Julian znów kiwnął głową na potwierdzenie. - Będziemy tego potrzebować. Tajemniczy Bonefaktor najpierw rzucił na nas dzikie ordy i wykorzystał zaskoczenie. Pierwszy plan nie wypalił, zbyt twardy orzech do zgryzienia, rzucił więc na Amerigo najemników. - postukał palcami o stół - Acz właśnie. Pozostały ich resztki. Szczególnie Piratów trzeba się pozbyć, wciąż są w powietrzu siłą z którą trzeba się liczyć. - Czy pracowanie z piratami nie czyni ich piratami? - zapytał Hadrian. - Pracodawca nie musiał im mówić kim są inni żołdacy na jego utrzymaniu. - Dlatego może powinniście się z nimi skontaktować? - odezwał się nagle Roland z Eutin. - Z wrogiem?! - wyrwało się Pandurowi. Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy. - Są notowani na MRB. - stwierdził powoli Julian - Może rzeczywiście o tym nie wiedzą? Jak na ich notowania wpłynęłaby informacja że współpracują z piratami? - zapytał i spojrzał na przedstawiciela ComStaru. Xander Almasy pozwolił sobie wystudiowanymi, powolnymi ruchami wyjąć i odpalić cigarillo. Zaciągnął się, wypuścił dym. W jego postawie nie było jednak nic irytującego - wyglądało to raczej jak jego “rytuał medytacyjny”. - Poniekąd bardzo. Zależy z kim mieliby później kontraktować. Obydwie kompanie najemne nie mają wysokich notowań jeśli chodzi o… nazwijmy to moralnością, ale wciąż są notowane na MRB. - Odpowiednio dobitna sugestia, że mamy kontakt z ComStarem, MRB, mediami i czym tam jeszcze oraz fakt, że bratają się z piractwem najgorszego sortu, wraz z dowodami ich aktywności na Amerigo… to powinno ich zmusić do tymczasowego zawieszenia broni i wystawienia Blood Raiders. - dodał Roland z Eutin. - Hadrian, to chyba coś w sam raz dla ciebie. Podejmiesz się wraz ze swoją siostrą zadzwonienia do nich i posłania im takiej wiązanki by mieć ich z głowy chociaż na jakiś czas? - Julian zwrócił się do Highborna. - Tak to powinno się udać. Mogę ruszyć wraz z siostrą jeśli się zgodzi i jeśli uda się zorganizować spotkanie, lub chociażby nawiązać połączenie. - przytaknął na propozycję Spencer - Świetnie. - Julian potarł się po brodzie znów wpatrując się w mapę - Usuwając piratów powinniśmy nie tylko wyeliminować solidną ilość wrażego lotnictwa ale też zgarnąć odzysk. Cokolwiek zdołamy zdobyć będzie potrzebne do starcia z najemnikami. Hmmm… Przestawimy gospodarkę na potrzeby wojny. Czy mamy zapewniony łańcuch logistyczny? Czy potrzebujemy pilnie zabezpieczenia lub dostępu do jakiegoś zasobu? - Jeśli dobrze rozumiem - Annabelle Bright łypnęła tutaj okiem na łączników najmitów - To kontrolowane przez nas Ziarna są nadal wpięte w system logistyczny i są bądź będą pod osłoną lotnictwa i mechów naszych sojuszników. - Ta, ale ci wasi piraci mają w cholerę szpeju aerospace. - odezwała się gardłowo Young od Maruderów - Kasacja ich latadeł to absolutny priorytet. Nasi koledzy po fachu z drugiej strony nie mają nawet połowy tylu myśliwców i innych gówien, żeby naraz robić bombardowania, myśliwstwo i osłonę łańcuchów tamtych. Musimy przyrżnąć w te wasze stołeczne lotnisko mocno, tak jak raporty mówiły o tym waszym rajdzie na… jak mu tam… Vergennes Airport? - Zgadzam się z przedmówczynią. - dodał rycerz Lennon od Cameronów - Ponadto ci Blood Raiders to, pomijając Bandytów, najbardziej nikczemna frakcja z którą walczycie. Ostateczne pokonanie ich to sprawa honoru. - I pieniędzy. - wydmuchał wraz z cygaretkowym dymem Almasy - ComStar z chęcią zbada to, co możecie zdobyć na tych rajdersach i wycenić. Słyszeliśmy i widzieliśmy, że posługują się uzbrojeniem z czasów Ery Wojen. Tego typu RetroTech jest mniej wartościowy i potrzebny, ale Błogosławiony Zakon wciąż z chęcią go przyjmie i zbada, choćby jako relikt historii. Poza tym - znów się zaciągnął - Eliminacja tej grupy podwyższy poziom bezpieczeństwa w całej gromadzie gwiezdnej i okolicy. Pokój Blake’a niech będzie z nami. - Tak… więc… póki co mamy to co potrzeba by wejść do nowego etapu wojny. - podsumowała Bright - A rząd już pracuje nad projektami agrarnymi i pełnym przestawieniem gospodarki na tryb wojenny. Ale to wymaga czasu i ochrony. - Myślę też jak skutecznie kontrować mocniejszego wroga. Hmmm… Z własną produkcją broni mógłbyś… Nie. Obrona stacjonarna ma małe szanse. Za to mobilna… Duża ilość lekkich pojazdów. To samo robili Bandyci, ale oni działali na chama. Z odpowiednią taktyką takie wozy mogły by być skutecznym wsparciem dla mechów lub siłami oskrzydlającymi. - Widząc wasze możliwości przemysłowe i patriotyzm obywateli, to możliwe. - skomentował Randisowiec - Ale to się wiąże z dużymi stratami w ludziach, pojazdach, amunicji, broni. Jesteście gotowi takie udźwignąć? - To walka o nasze być albo nie być. Musimy być na to gotowi. - stwierdził Julian, a gdy wydźwięk tego stwierdzenia wybrzmiał, dodał - Chcemy skorzystać z waszej ekspertyzy. W jaki sposób możemy zabezpieczyć się by wróg nie był w stanie zgnieść nas jednym zmasowanym uderzeniem na któreś z Ziaren? Co będzie skuteczne by ugrzeźli lub bali się rzucić w nas na raz zbyt duże siły? Mobilna obrona? Zamienić miasta w fortece? Ciągle nękanie wrogiego zaplecza kiedy i tylko się da? Kombinacja tego wszystkiego? Jak zostało powiedziane: eliminacja piratów powinna mocno ograniczyć wrogie lotnictwo - czyli też ich możliwości zwiadowcze. - Na poświęcenie wszyscy są gotów. Chcę tylko powiedzieć, żeby nawiązać wpierw kontakt z najmitami i zobaczymy co nam to da. Może trafi się okazja. - przypomniał Had. Viktora… bolała głowa. Był cholernym chirurgiem. - Nie… budowlańcem - poprawił sam siebie, w końcu od dekady nie bawił się w lekarza (poza felernym dniem gdy wybuchła wojna). Niewiele to jednak zmieniło. Sytuację uważał za wybitnie paskudną skoro ktoś tak bardzo nie-wojskowy był wpuszczany na narady strategiczne. Więc trzymał się z tyłu i nie wypowiadał… szczególnie od kiedy kompanie najemnicze dołączyły i w pomieszczeniu już robił się wystarczający tłok aby mógł swobodnie kryć się za psychologią tłumu i pozwalać bardziej kompetentnym decydować. - Had, informacje od tego wspomnianego kontaktu z Essex są potwierdzone z jakiegoś innego źródła? Jak bardzo możemy na nich polegać? - zapytała Asagao. - Bo wiedza o działaniach wroga w tym rejonie może być na wagę złota. Dla nas. A fałszywe informacje na wagę złota dla przeciwnika. - Cóż… pozyskane od niego informację się sprawdziły i rzeczywiście przy Lake Varmint było większe zgrupowanie wrogich sił, które udało się zniszczyć. Wiadomo jakim kosztem. To czy wiedział o wzmocnieniu sił nowymi najemnikami zostaje tajemnicą. Co do pewności to zapewne informacja będzie stuprocentowo pewna jeśli damy coś równie wartego. Pytanie tylko czy zysk będzie współmierny z kosztem. - odpowiedział Spencer na pytanie. - Pozbycie się wrażego lotnictwa to bardzo dobry plan. Powoduje to problem nie tylko z transportem, ale z komunikacją. Mieszkańcy Amerigo są do tego przyzwyczajeni, ale dla wrogów zakłócenia przepływu informacji będą solidnym ciosem. -Tak zbierając myśli i informację to proponuje na początek się rozstawić i przygotować zaplecze. W czasie załatwiania logistyki wykonujemy nasz atak medialny i inne akcje z zakresu wywiadu. Rozumiem, że wszyscy się zgadzają iż obecnie priorytetem jest flota powietrzna piratów jak i ich jednostki naziemne, więc nowe siły rozstawiamy na froncie północnym. Abasedów na moje trzeba jednak w jakiś sposób przytrzymać tam gdzie są. Generał Jackson i siły z Border patrolu byłyby w stanie spowolnić ich marsz? - zakończył takim pytaniem swój wywód Hadrian Annabelle Bright sprawdzała coś na swoim tablecie, porównywała z danymi w stole holograficznym. Kiwała przy tym głową. - Mmm… tak. Padły rozkazy by zmobilizować i przenieść całość brygady Border Patrol w rejon Lake Varmint. Lekka piechota, transport, lekka artyleria i broń wsparcia, część lotnictwa zwiadowczego. Znają teren. Pomijając bezpośrednią okolicę zniszczonego obozu, to cały rejon jest bardzo trudnym terenem. Nieprzyjaciel będzie musiał odbudować ten obóz by mieć jakąkolwiek bazę logistyczną, plus powinien mieć problemy transportowe jeśli chodzi o pojazdy ciężkie i szturmowe. Rangersi powinni im wsadzić kija w szprychy i przynajmniej spowolnić ich pochód na długo. - Polecę tam. - powiedziała milcząca do tej pory Jane Doe, łypiąca tylko spod byka na “tych nowych” - Wezmę Craba, Wintersa, Swift Wind. Ty. - strzepnęła popiół ze szluga, pokazując nim na sir Lennona - Odpal mi paru tych swoich rycorów w letkim, szybkim i niezawodnym sprzęcie. Locusty jakieś albo inne Bug ‘Mechs. Daj mi pilotów, którzy nie będą robić z siebie debila z pojedynkowaniem czy innymi zjebizmami. Pomożemy Rangersom i zatrzymamy tych brązowych gnojów. Francis Lennon się skrzywił, ale sposób w jaki Beton to wypowiedziała był w jakiś sposób… kompetentny. Skinął głową. - A wy lećcie z tymi od niej - wskazała na Minutemen, a potem na oficer Young - I rozwalcie piratów. Spencer, ogarnij ten swój kontakt, żeby przepuścił was do lotniska pod stolicą. Zabijcie wszystkich zjebów. My zadbamy o to byście mieli gdzie wracać. - Ale przedtem rozmówmy się z najemnikami, by nie przeszkadzali nam w usuwaniu tych pirackich śmieci. - wtrącił Roland. Beton łypnęła na niego groźnie. Randisowiec spojrzał na nią ze spokojem, uniósł brew. Po chwili prychnęła i wróciła do fajki. Wystarczający znak “zgody” i “niech sobie żyje”. Zaraz potem podjęła znowu: - Jeszcze jedno. Na Barierze odkryliśmy z Wintersem bazę czerwonosrajtaśmowych. Obserwowaliśmy ją przez jakiś czas. Stała obsada to piesi Bandyci i parę wieżyczek, w tym te wyskakujące gówna. Duży ruch, to zdarzają się też różne pojazdy. Wszystko w raporcie jest. Nie mieliśmy pary by im tam walnąć. Wy to zróbcie. Spalcie to miejsce do gołej ziemi. -Hmmmm… cóż ta informacja będzie dobra do wykorzystania w przyszłości. Zakłóćmy transport lotniczy, aby nikt nam nie przeszkadzał i będziemy mogli przypuścić rajd na tą placówkę. - zareagował Had na informację o nowej bazie wroga. Słysząc o bazie Bandytów Julian skinął tylko głową z ponurym wyrazem twarzy. Nie trzeba było mówić nic więcej. Usuwając bandytów i piratów znikną najgorsze menty z szachownicy. - Z Bożym błogosławieństwem wezmę udział w waszej krucjacie, do samego końca. - podjął stary wojownik - W zamian oczekuję wiktu i opierunku, wsparcia technicznego dla mojej maszyny i, kiedy się to wszystko skończy a my wyjdziemy z tego żywi, zapłaty w postaci jednego wybranego przeze mnie zdobycznego mecha. Co powiecie? - Dla mnie bardzo miło by powitać w naszych szeregach tak zacnego Mechwarriora. Muszę jednak zaznaczyć, jako iż w zdobycznych mechach potrafią się trafić iście białe kruki trzeba, by w umowie określić rodzaj rzadkości maszyny. Rozumie Pan, zobowiązują nas już wcześniejsze zobowiązania. - odpowiedział Spencer z delikatnym skinieniem głowy w kierunku reprezentanta ComStaru na koniec wypowiedzi. - Zdobyczny mech to uczciwa cena i myślę że uda nam się wyrwać z łap wroga niejedną dobrą maszynę. - rzekł Julian - Myślę też że pan Ishida nie miałby nic przeciw temu. -Witamy w naszym oddziale, Roland-san - przywitała się Iroshizuku. -Weźmy się za bandytów. Wiadomo co to za budynki tam mają i jakie jest ich przeznaczenie? Może udało się tam zlokalizować bunkier albo miejsce z którego może wyskoczyć wieżyczka? Lightning może przenosić bomby o korygowanej trajektorii, przydadzą się w niszczeniu celi naziemnych z naprawdę dużej wysokości. Viktor kiwnął głową nie zabierając głosu. Układ był dobry, a Roland robił na nim dobre wrażenie. Nie zamierzał go w żaden sposób oprotestowywać, a reszta się zgadzała. Bright rozejrzała się po Minutemen. Pokiwała szybko i stanowczo głową. - Zatem wpisuję pana Rolanda z Eutin na listę Minutemen, honorowo i na czas tego konfliktu. Shizu… znaczy się, porucznik Asagao, postaramy się przygotować odpowiedni ordnance do bombardowań i… - Skupcie się na lotnisku. Więcej strat u piratów to mniejsze ryzyko, że wreszcie nam Leoparda dorwą przy długich przelotach. - wtrąciła się Doe - Melina brudasów nie ucieknie. Spencer, gadaj z tym swoim kontaktem. Juls, weź tego krzyżowca i skontaktujcie się z wrogimi najemnikami, żeby się od nas odjebali kiedy będziecie walić do piłatów. Zebrani spojrzeli po sobie. Nic dodać, nic ująć. Bright po chwili dopiero odnotowała tą wyczekującą ciszę i wyłączyła stół holograficzny, burcząc coś o zakończeniu odprawy. Ostatnio edytowane przez Micas : 16-09-2021 o 20:29. Powód: justowanie |
16-09-2021, 20:59 | #98 |
Reputacja: 1 |
|
19-09-2021, 11:16 | #99 |
Reputacja: 1 | Wprowadzenie postaci (transfer BN w BG)
|
19-09-2021, 17:31 | #100 |
Reputacja: 1 | Po odprawie wszyscy ci, którzy mogli rzucili się w wir pracy. Oficerowie Bright, Young i Lennon zajęli się działaniami wywiadowczymi, strategią i komunikacją. Brak Pana Ishidy i Jake'a McKinleya doskwierał, niemniej jednak ekspertyza i wieloletnie doświadczenie najemników nadrabiały niedostatki. Pozostali, z wyłączeniem Trevor, Clark i Spencera. Dwoje ocalałych z Lancy Bravo udało się na przymusowy odpoczynek do lazaretu, gdzie podano im prochy nasenne, leki popromienne oraz kroplówy wzmacniające i stymulanty. Musieli być w topowej formie, szczególnie Ursula (której Leon pożyczył Zeusa na nadchodzącą akcję, sam zaś miał zostać w bazie i kurować się aby być zmiennikiem lub odwodem, jakkolwiek karkołomnie to nie brzmiało). Hadrian natomiast zajął się kontaktem ze swoim bratem Juliusem, obecnie niekwestionowanym głównodowodzącym kompanią najemną "the Workmen" i udzielnym władcą Essex i okolic. Kontaktem z "the Abased" i "Little Richard's Panzer Brigade" zajął się Almasy z ComStaru jako neutralny mediator na rzecz antypiractwa. Doe i Winters wsiedli do swoich maszyn i zostali przerzuceni przez Manatee w rejon Lake Varmint, gdzie połączyli się z wydzielonymi MechWarriors od Rycerzy Św. Cameron i powoli zbierającymi się w rejonie siłami całej brygady Border Patrol. Akcją dywersyjną i opóźniającą wobec wrogich najmitów kierował generał Jackson (niespokrewniony z Julianem), ale nadzór nad grupą battlemechów sprawowała Doe. Wkrótce przyniosła swoje pierwsze efekty - kiedy reszta ekipy miała wyruszać pod Newport, dostali wieść o odratowaniu Mandaryna przez Beton i Wintersa. Pozostali, czyli Asagao, Jackson, Heisenberg i świeżo wpisany na roster Minutemen Roland z Eutin zajęli się przygotowaniem pozostałych mechów oraz u boku zespołu Barnesa błyskawiczną naprawą uszkodzeń, w szczególności Zeusa. Całość była gotowa w południe 17 października. Ostatnią zmianę odpuszczono mech-wojownikom aby mogli się wyspać przed akcją. A miała być jeszcze groźniejsza niż rajd na Vergennes Airport. Julius Spencer zgodził się przepuścić siły Minutemen i "Markson's Marauders" na lotnisko pod Newport i zobowiązał się nieingerować w starcie. Podobną decyzję podjęły także dowództwa pozostałych dwóch wrażejskich kompanii najemniczych. Był to wielki, choć tymczasowy sukces dyplomacji - ale nie obył się bez zgrzytów. Doszło do przecieku, co wychwyciło WSI. "Blood Raiders" wiedzieli, że Newport zostanie zaatakowane. Wezwali na pomoc swych sojuszników z Armii Czerwonej Wstęgi, którzy dozbroili lotnisko i pobliską bazę lotniczą w wieżyczki stacjonarne (przeniesione z głównej bazy Bandytów na Barierze) oraz wystawili 'elitarne' drużyny piechoty i dopancerzone gun trucks wyposażone w nowoczesną broń. Sami piraci zaś skupili w obrębie baz praktycznie wszystkie swoje battlemechy i pojazdy bojowe oraz lwią część lotnictwa atmosferycznego i DroSTów. Część wciąż jednak była na orbicie planety, a także w Bennington Airport. Minutemen postąpili podobnie. Zostawili Manatee z tyłu jako awaryjny dropship, a do akcji miały polecieć w zasadzie wszystkie ich pozostałe mechy - Warhammer, Marauder, Charger od Highborna (mający przejść chrzest ognia po tej stronie barykady), UrbanMech od Templara (też), Zeus w rękach Rooikat. Transport, osłonę i bombardowania zapewnić miały Leopard i Royal Lightning. Maruderzy Marksona wystawili całość swej wzmocnionej kompanii - osiemnaście battlemechów (głównie ciężkich, ale o mocnych silnikach i sporej prędkości maksymalnej) pogrupowanych w trzy "hordy" po sześć maszyn wg zmodyfikowanej koncepcji taktycznej niesławnego Mercera Ravanniona, oficera DCMS. Zapakowali je do zmodyfikowanych "dropsów" klasy Union i Leopard. Obydwie strony konfliktu rzucały znaczną część swych sił do walnej bitwy. Nie dziwota zatem, że można ją było określić... bitwą na wyniszczenie. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zsNruEzNIDY[/MEDIA] Lot trwał prawie, że do wieczora. Późne miesiące roku oznaczały krótszy dzień, mimo nastania nowej pory suchej. Zapadł więc zmrok. Miało to utrudnić działania wojenne... przynajmniej do momentu, aż szalejące płomienie nie rozświetliłyby nocy jaśniej niż dzień. Jeszcze w trakcie podejścia do zrzutu pojawiły się problemy. Wróg wychwycił nadlatującą flotyllę aerospace na swoim radarze (jakimś cudem) i posłał im naprzeciw szereg myśliwców i DroSTów. 'Dropsy' zmuszone były 'dropnąć' swoich pasażerów przed lotniskiem, a następnie ledwo zdążyły się poderwać do starcia powietrznego. Zrzucone mechy ruszyły aby siać zniszczenie i Wpierdol pośród niechcianych lokatorów aeroportu. A komitet powitalny już czekał: ogień z rakiet LRM i innej broni dalekosiężnej. Atakujący zmuszeni byli się rozproszyć, podzielić w grupki, odpowiedzieć podobnym ogniem i nacierać między zabudowania lotniska i bazy lotniczej. Związać nieprzyjaciela walką nim ten wystrzelałby go na przedpolach i tarmakach. +++ SITREP Mapa lotniska w Newport (by Mag). Wizualizacja tegoż lotniska (by Azrael).
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 25-09-2021 o 10:16. Powód: mapy |