Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2012, 19:20   #251
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Tamir podnosił się, przesuwając plecami po ścianie dla podparcia. W ręce nadal trzymał włączony miecz, drugą dotykał skroni. Nie czuł się pewnie. Nie był pewny za swoje ciało, chociaż to w ogóle nie drżało. To Zabrak trząsł się w środku od nadmiaru informacji i emocji, które pchnęła w niego Moc.
Jego wzrok skupił się wyłącznie na mrocznej postaci przed nim. To dlatego wydawał mu się znajomy. Ale jak znalazł się tutaj? Skąd wiedział?
- Ennrian... - wypowiedział ze spokojem. - Jak mogłeś jej to zrobić? - zapytał, wpatrując się z kamiennym wyrazem twarzy w Mrocznego Jedi. - Jak mogłeś tak skrzywdzić Lirę? Byłeś jej mistrzem. - ciągnął wciąż spokojnym głosem. - Mentorzy powinni być dla nas otuchą. Dłonią, którą można ująć, kiedy tonie się w rwącej rzece gniewu, smutku, rozpaczy i mroku. A ty, zamiast ją wyjąć, byłeś dłonią, która wcisnęła jej głowę, by utonęła... -

- Ach, więc mnie poznałeś. Brawo. Ale mylisz się jeśli myslisz, że coś zrobiłem mojej byłej uczennicy. Chociaż z pewnością ciebie nie będę oszczędzał.-

- Nie liczę na łaskę z twojej strony Ennrian. - odparł, ujmując pewniej klingę. - Chcę wiedzieć dlaczego. Dlaczego obróciłeś Lirę przeciwko nam? Dlaczego wykorzystujesz ją do własnej zemsty? -

- Dlaczego ja ją obróciłem? Ty głupcze. Ona sama do mnie przyszła. Wasze nędzne umiejętnośći nie pozwoliły wam dostrzec nawet tego, że między wami jest zdrajca. Na Tatooine Karnish uratował was od pewnej śmierci, ale dziś tego nie zrobi. Głupiec dał wam tylko kilka miesięcy -

- Domyślaliśmy się, że jest. - Zabrak wypuścił powoli powietrze, kręcąc głową z niezadowoleniem. - Wolałem żeby moje przypuszczenia były błędne. Łudziłem się, że nie ma wśród nas zdrajcy... - Tamir przełknął ślinę, szykując się mentalnie do kolejnego starcia. - Miesiące, które nam dał wystarczą. Damy sobie z wami radę bez pomocy Mistrza Karnisha, Ennrian. Nie wiem, jak przeżyłeś na Tatooine, ale stąd nie odlecisz. Poradziłem sobie z Korelem, poradzę sobie i z tobą. -

- Porównujesz mnie do tego żałosnego Shistavanena?! Dość tych pogaduszek. Dałem ci wystarczająco wiele czasu na odpoczynek. Teraz zginiesz, a potem zajmę się resztą. -

- Nie jesteś od niego w niczym lepszy Ennrian. - Torn przygotował się do odparcia ataku. - Ten sam poziom deprawacji. Ten sam poziom przeświadczenia o własnej wyższości. Tak samo wysokie ego. I... taka sama przyszłość. -

Ennrian natarł ze straszliwą prędkością tnąc z góry swoim mieczem. Nie było czasu na długie zastanawianie się nad taktyką. Szybkie zejście z linii, połączone ze zbiciem ostrza Ennriana w bok i uruchomienie drugiego, które miało choćby drasnąć nogę Mrocznego Jedi. Przeciwnik pchnął jednak Mocą Tamira co uniemożliwiło zadanie ciosu. Jednakże Zabrak był teraz w uprzywilejowanej pozycji do ataku.
Tamir nie miał zamiaru nadto kombinować. Przeszedł do otwartego ataku. Zero podchodów. Sama finezja połączona z szybkością i jedną ze sztuczek, które nauczył go Karnish. Ot, wyłączenie na ułamek jednego z ostrzy, by blok, czy zbicie Ennriana przeszyło powietrze i ponowna aktywacja ostrza. Sztuczka powiodła się i Ennrian odskoczył szybko do tyłu by uniknąć ostrza Jedi. Na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości po czym zaatakował z jeszcze większą siłą.
To był symboliczny pojedynek. Tamir, spokojny jak staw i Ennrian, który był szalejącym płomieniem. Spokój zawsze przezwyciężał wściekłość. Tego uczyła go Yalare, to powtarzał mu Irton. I to miał zamiar udowodnić Zabrak.
Wykonał paradę, obrócił miecz kilka razy w dłoniach, zszedł nisko na nogi, schylając się jednocześnie i przenosząc wirujące ostrze na plecy, skąd zadał pchnięcie wykonując jednocześnie skręt ciałem, by nadać mu impetu. Ennrian zdążył dosłownie w ostatniej chwili odbić klingę Tamira zmieniając kierunek jego pchnięcia. A Zabrak wykorzystał ten moment. Pchnięcie Mocy, które Torn wykonał, było instynktowne. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu podążył za impulsem.
Ennrian zachwiał się, co wykorzystał młody Jedi, do kolejnego ataku. Cięcie, które miało rozciąć czaszkę Mrocznego Jedi, przeszyło tylko powietrze. Cofający się jeszcze o krok w tył Ennrian, poczuł jedynie ciepło i zobaczył klingę przelatującą przed jego oczami o kilka milimetrów.
Z każdym kolejnym atakiem Tamir był bliżej. Atakował skutecznie. Wykorzystywał to, czego od lat uczyła go Yalare, łączył z naukami Karnisha i dodawał do tego własne ruchy. Uczył się, obserwował i interpretował. Zachowywał przy tym spokój i jasność umysłu. Pozwalał by Moc oblewała jego ciało ciepłymi, kojącymi falami dodającymi sił. Chciał wyjść z tej walki cało, a by tego dokonać, musiał pozostać skupiony.
 
Gekido jest offline  
Stary 24-02-2012, 23:48   #252
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Nie chciała umierać. Dotąd w sumie nie wiedziała jak bardzo. Przez te pół roku prawie zapomniała co to znaczy kiedy każdy oddech może być bezcenny a sekundy stają się na wagę złota. Zapominała już jak bardzo uderzająca była mieszanka mocy i adrenaliny.
Mogli ich zabić od razu, trzy do dwóch plus niesamowita moc jaką wykazywali ubezwłasnowolnieni. Nie miała złudzeń co do zwycięstwa. Wróg się z nimi bawił i ta świadomość zmroziła ją od środka.

Kiedy przybył Tamir poczuła jak serce ściska się jej jednocześnie strachem i nadzieją. Nie chciała żeby tu był i ginął razem z nimi i jednocześnie tak bardzo pragnęła go jeszcze zobaczyć przed śmiercią. Szybko odepchnęła te myśli. Musiała sie skupić na Lirze.
Była nawykła do walki z silniejszym przeciwnikiem, przy Caprice nauczyła się jak się bronić. Teraz musiała wykorzystać te umiejętności i niestety szybko kończyły się jej sztuczki. Dlatego poczuła ulgę gdy u jej boku stanęli padawani poczuła ulgę.
Sięgnęła ku nim Moca by skoordynować ich ruchy.
„Działamy razem, zdejmiemy ja i idziemy pomóc reszcie. Musimy trzymać się razem, to nasza jedyna szansa” – przekazała im. - „Jestem przeszkolona w obronie przed silniejszym przeciwnikiem, ściągnę ją na siebie wy atakujcie.”
Terr-Nyl był z nich najlepszy i liczyła, że z pomocą Ziewa dosięgnie dziewczyny.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 05-03-2012, 00:14   #253
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Odpoczynek był dla padawana zbawieniem. Rano obudził się w dużo lepszej kondycji i mógł przystąpić do dalszego naprawiania porozbijanych urządzeń. Całkowicie poświęcony temu zadaniu, nie zwracał zbytnio uwagi na toczące się wkoło wydarzenia, więc nie wyczuł niczego, aż do momentu, gdy Tamir kazał im ruszyć na dół, a tam …

* * *

Walka nie przebiegała po ich myśli. Pomimo przewagi liczebnej nie mogli pokonać przeciwników. Ich determinacja, zaskakujące umiejętności i wciąż niewyjaśniona nieobecność w Mocy dezorientowały Jedi i nie pozwalały rozstrzygnąć pojedynku na swoją korzyść. Co więcej, wyglądało na to, że to przeciwnicy mają przewagę. Verpine, jak nigdy dotąd, odczuwał brak Mistrza. Ale w momencie, gdy Ennrian wymienił jego imię wraz ze złośliwym komentarzem, coś nagle dotarło do padawana. Coś, co ciągle mu umykało, pomimo wielu godzin, które spędził w posiadłości na medytacji. Zupełnie, jakby nagle jego myśli pobiegły drogą, która do tej pory była zamknięta, a teraz stała otworem i wnioski były oczywiste. Karnish mówił o możliwym, rychłym przyjęciu w poczet Rycerzy Jedi. I to było przygotowanie. Musiał odciąć pępowinę, która łączyła ucznia z nauczycielem. Nie podejrzewał, żeby wszystkie te wydarzenia były jakkolwiek zaaranżowane przez właściciela posiadłości, ale były doskonałym egzaminem jego dojrzałości i samodzielności. Musiał się odnaleźć w całkowicie nowej sytuacji otoczony przyjaciółmi, ale w sumie zdany na siebie. Sam musiał podejmować decyzje, sam przewidywać sytuacje, sam ponosić skutki swoich decyzji. Nawet, jeśli te skutki miałyby być tragiczne. Gdy tylko sobie to uświadomił, zniknęła jego niepewność, czekanie na decyzje innych, niepokój. Teraz był on i jego wybory. A czy były one słuszne? Czas pokaże. I to czas już niezbyt odległy.

* * *

Jakaś część umysłu Verpina zupełnie nieświadomie rejestrowała i analizowała toczącą się walkę. Zupełnie, jakby nie był jej uczestnikiem, a widzem. Gdy Era wysłała przekaz z dalszą taktyką, stało się jasne, czego im brakowało. Współpracy. Cała potyczka ze strony Jedi to były indywidualne popisy szermiercze z minimalną dozą współpracy, która tak naturalnie przychodziła Ziewi, gdy walczył u boku Mistrza. Tam doskonale się uzupełniali i współdziałali, a tu … nie było tego widać. Każdy był skoncentrowany na sobie i przeciwniku. Oczywiście dostrzegali innych walczących, ale stanowiło to niewielką pomoc, gdyż trzeba było uważać na nich i ich ruchy, i powodowało konieczność rozproszenia uwagi. I znów nagłe olśnienie spłynęło na Verpina. Gdy uświadomił sobie, że właśnie przeciwnikowi udało się zniszczyć ich największą broń, jaką dysponowali, omal nie roześmiał się. Tak, wróg doskonale wykonał swoje zadanie. Nie współpracowali ze sobą, bo sobie nie ufali. Nie wiedzieli o sobie zbyt dużo, wiele było niedopowiedzeń i niejasności. Wszyscy trafili do tego "ośrodka rehabilitacyjnego", a to znaczyło, że każdy miał jakieś demony przeszłości, z którymi musiał się zmierzyć. Więc jak mieli sobie zaufać, skoro się nie znali? A dodatkowo każdy z nich mógł znów się okazać "klonem". A jednak musieli to zrobić, żeby przeżyć. I musieli to zrobić natychmiast.

>>Ufam … I daj mi zaufanie …<<

Może dlatego, że była najstarszą Jedi? A może dlatego, że najdłużej się znali? A może dlatego, że właśnie z nią nawiązał najbliższe stosunki spośród wszystkich znajdujących się w posiadłości? Powody były drugorzędne, gdy jako adresatkę informacji wybrał Erę, a wraz z nią opuścił względem niej swoją gardę, która zwykle odgradzała go w Mocy od otoczenia. Jego umysł został przed nią całkowicie odkryty. Do tej pory robił to jedynie w stosunku do Mistrza Irtona. Teraz mogła doskonale wyczuć jego rozterki, strach, pewną dozę zwątpienia, gniew, determinację. Wszystko ujęte w silne karby kontroli, ale nie duszącej, niwelującej uczucia. Wyglądało tak, jakby Ziew pozwalał uczuciom na oddziaływanie na siebie, ale gdzieś ponad tym była duża doza samoświadomości, która zapobiegała całkowitemu zawładnięciu myśli przez uczucia. Całość była przykryta teraz silną ufnością. Ufnością w siebie, w nią, w ich połączenie. A dzięki temu miała również możliwość korzystania z jego zmysłów. Zupełnie, jakby przybyło jej ciało z kończynami i mieczem w dłoni. Wiedziała, co on będzie robił, jak zareaguje, co widzi, czuje. Verpine jednak czekał na coś jeszcze. Tylko, czy jego towarzyszka była na to już gotowa?

Kiedy D’an wchodziła do tego pomieszczenia była przekonana, że umrze i wciąż szamotała się na granicy akceptacji i nadzieii. To drugie przeważało tylko nieznacznie gdy patrzyła we wściekłe, złote oczy Liry. Potem nagle poczuła jak kręci się jej w głowie od nadmiaru myśli i wrażeń. Ziew otwierał się przed nią, prosił o zaufanie. I w sumie to była jedyna przewaga jaką mieli nad przeciwnikiem. Zawahała się. Miała zbyt wiele do ukrycia, zbyt wiele myśli i problemów kłębiło się w jej głowie, gdzieś w cieniu aktualnych problemów. Jednak jeśli mieli to wszystko przetrwać i pozostać tym czym byli...

Dobrze Ziew. Zaufajmy sobie.

Odpowiedziała otwierając się na Verpina, odczuwając z jego strony ulgę, która natychmiast została zastąpiona przez ogromną dawkę radości. Jakby insektoid odnalazł coś, czego szukał od bardzo dawna.

>>My … rój<<

Uczucia nie przystawały zupełnie do sytuacji, gdyż ciągle groziła im śmierć, ale tylko potwierdzały naukę, którą wiele lat temu usłyszał od Mistrza, że jedynie sytuacje ekstremalne pokazują na ile nas stać. Uspokojony, z nową energią wrócił do walki. Czuł, jakby znów miał u boku Mistrza i wiedział, że jest już gotów, aby ufać nie tylko jemu. Znów odnalazł część siebie.

Zaatakowali wspólnie z Erą. Teraz ich współdziałanie nabrało płynności, energii i koordynacji. Ziew był tam, gdzie brakowało towarzyszki, a Era tam, gdzie nie było padawana. Nawet dwa ostrza miecza Shaluliry przestały stanowić jej przewagę, choć może to wynikało jedynie z jej chwilowego zaskoczenia. Ziew preferował styl Soresu, charakteryzujący się szybkimi, oszczędnymi ruchami, blokami i cięciami, i był stylem zdecydowanie obronnym, zaś D'an, mimo tego, co przekazała do innych, preferowała styl Ataru, akrobatyczny i ofensywny. Dzięki takiemu połączeniu doskonale się uzupełniali. Ostrza spotykały się i odskakiwały od siebie w coraz większym tempie. Walka trwała nadal, a ich celem było takie zdezorientowanie przeciwniczki, aby trzeci z Jedi mógł zadać uderzenie, które w końcu by ją wyeliminowało ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 05-03-2012 o 10:57.
Smoqu jest offline  
Stary 08-03-2012, 21:36   #254
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Shalulira mogła być wspaniałą, jak na swój wiek, wojowniczką, mogła oddać się Ciemnej Stronie, ale nawet wówczas nie mogła mierzyć się z trójką Jedi działającą wspólnie. A nie było to chaotyczne działanie, gdzie każdy myślał wyłącznie o sobie, tylko przemyślana i dobrze zorganizowana współpraca, co mogło zaskakiwać biorąc pod uwagę wysokie tempo walki.

Cios padał za ciosem, raz atakowała jedna strona, raz druga. Z czasem jednak Qua'ire traciła siły. Jej ruchy stały się wolniejsze, a ataki następowały rzadziej, wreszcie zaniechała ich w ogóle. Jedi przeszli do skoordynowanego ataku, w którym na zmianę wykonywali cięcia i pchnięcia swoimi mieczami.

Wreszcie Mroczna musiała uznać ich wyższość. Była praktycznie otoczona, siły opuszczały ją coraz szybciej. Jedynie kwestią czasu był cios któregoś z przeciwników, którego nie zdąży zablokować czy zbić. Co robić? Pomysł, który przyszedł jej do głowy nie spodobał się Shalulirze, ale i tak zamierzała wcielić go w życie zgodnie z zasadą, że pierwsza myśl jest najlepsza.

Zamachnęła się pozorując cięcie z góry na Terr-Nyla. Czarnoskóry padawan podniósł rękę z mieczem do zasłony, gdy nagle poczuł ból w okolicach żołądka. To Shalulira kopnęła go w brzuch po czym odepchnęła i skoczyła w kierunku okna. Przebiła się przez szybę i zniknęła w krzakach rosnących przy posiadłości Karnishów.

W tym samym czasie walka Tamira również zaczynała rozwijać się pomyślnie dla Jedi. Zabrak zyskał przewagę nad oponentem. Udało mu się go nawet kilkakrotnie trafić, ale wszystkie ciosy spływały po Ennrianie jak woda po kaczce z Naboo. Jedynie delikatnie dymiące dziury na szacie Mrocznego wskazywały miejsca trafień. Było ich prawie dziesięć, na rękach, nogach, a nawet na korpusie, a jednak przeciwnik Torna walczył nadal i nic nie wskazywało by ciosy w jakikolwiek sposób go osłabiły.

Dopiero, gdy Ennrian zorientował się, że jest sam przestał głupkowato rechotać i rozejrzał się wokół. Naprzeciw niego stał Tamir, którego pokonać inaczej niż zamęczając nie mógł. Drogę do okna z kolei blokowali Era, Ziew i Terr-Nyl, za dużo jak na stan po ciężkiej walce jaką właśnie toczył. Pozostało tylko jedno.

Rzucił się na zamknięte wcześniej przez Ijana drzwi i wbił w nie swój miecz. Zaczął kreślić czerwony krąg na szarym metalu, gdy dopadli do niego Jedi. Terr-Nyl pchnął swoim mieczem wprost w plecy Ennriana, na których jego szata była rozdarta przez cięcie Zabraka. Jakież było zdziwienie czarnoskórego padawana, gdy fioletowa klinga zamiast wbić się w ciało Mrocznego zatrzymała się na powierzchni pleców zostawiając jedynie czarny punkcik na jego szacie.

Dopiero Tamir zdołał powstrzymać byłego członka Zakonu. Uderzył w końcówkę rękojeści jego miecza przecinając ją i niszcząc przy tym samą broń. Czerwona klinga zniknęła na chwilę przed tym jak Ennrian dokończyć miał wycinanie sobie przejścia. Wystarczyło jednak by Mocą skrzywił wycięty metal, otwierając wyjście niczym klapę na zawiasach. Jedi już chcieli się na niego rzucić by powstrzymać go siłą mięśni, jeśli nie mogli tego zrobić mieczami, ale powstrzymał ich widok za drzwiami.

Stał tam Ijan z włączonym mieczem. Najwyraźniej udało mu się pokonać Rilę i postanowił wrócić do pomieszczenia medycznego. W samą porę, Ennrian był w pułapce. I gdy wydawało się, że to już jego koniec, ten spojrzał na Batha i wypowiedział dwa słowa:

- Ona żyje.

Oczy Ijana rozszerzyły się gwałtownie. Rycerz niezależnie od siebie poluźnił chwyt miecza świetlnego. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale Ennrianowi to wystarczyło. Pchnął Jedi Mocą, tak że ten wylądował na przeciwległej ścianie, jednym susem pokonał wąski otwór i zniknął. Zanim Tamir jako pierwszy wygramolił się z tej dziury na korytarz Mrocznego już nie było. Zniknął nawet w Mocy.

* * * * *

Mimo, że nie udało się schwytać Ennriana wszyscy poczuli sporą ulgę. Karta losu wreszcie zdawała się odwracać. Najlepszym tego przykładem jest chyba sposób w jaki udało się Ijanowi pokonać Rilę, a przynajmniej twierdził, że tak to właśnie było. Moc musiała być z młodym Bathem, ponieważ gdy walczył z towarzyszką na szczycie schodów prowadzących na piętro, ta potknęła się i runęła w dół. Mocno uderzyła się w głowę tracąc przytomność. Na szczęście poza paroma sińcami nie odniosła innych obrażeń.

Nie dość jednak na tym. Kilka dni później Antis i Tropull opuścili ambulatorium i choć jeszcze nie byli w pełni sprawni, mogli jednak chodzić, jeść, a nawet wykonywać lżejsze ćwiczenia tak jak inni. Przebudził się też Alerq.

Jedi zawiedli się słysząc, że padawan niczego nie pamięta. Okazało się, że nakaz trzymania się w grupach tak mu doskwierał, że każdej nocy, omijając warty wystawione przez jego towarzyszy, wymykał się z posiadłości na spacer po lesie. Ostatnie co pamiętał to właśnie jedna z takich wypraw, przerwana nagle opadającą ciemnością.

U Rily Era znalazła identyczną rankę jak u Alerqa, tyle że pod lewym dolnym żebrem. Wyciągnęła z niej podobny obiekt o kształcie nieregularnego czworościanu, dość mocno spłaszczonego. Objawy u dziewczyny były identyczne jak te, które parę dni wcześniej występowały u Alerqa.

Największą niespodzianką dla Jedi było jednak zupełnie co innego. Gdy po walce z Ennrianem Era zajęła się rannymi Antis i Tropullem, a Terr-Nyl i Ziew udali się po nieprzytomną Rilę, Ijan i Tamir wybiegli na zewnątrz sprawdzić czy nie trafią na jakiś ślad po uciekinierze. Obchodząc dom trafili w pobliskich krzakach na... Shalulirę leżącą na trawie i trzymającą się za bok. Okazało się, że dziewczyna rozcięła sobie bok kawałkiem szyby i to dość głęboko i teraz nie mogła uciec. Jedi zabrali ją do posiadłości.
 
Col Frost jest offline  
Stary 26-03-2012, 00:08   #255
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Gdy tylko walka się skończyła i trzęsąca się D’an mogła odetchnąć rozpętał się przed nią istny huragan pracy. Dwoje kolejnych pacjentów, oboje z potencjalnym zagrożeniem życia. Na szczęście pomimo stresu było to coś co doskonale umiała opanować. Choć zajęło jej to kilka godzin.

Tamir niosąc na rękach ranną Lirę, miał mieszane uczucia. Wiedział, że wyleczenie jej to ich obowiązek. Była poważnie ranna i po prostu nie mógł pozwolić jej się tam wykrwawić. Z drugiej strony, dziewczyna ich zdradziła. Jeżeli wierzyć słowom Ennriana, sama się do niego zgłosiła. To ona ich szpiegowała. Ale czy mógł wierzyć jego słowom?
- Odpocznij, przyjacielu. - Zabrak zwrócił się do Ijana, kiedy obaj stanęli przed drzwiami do ambulatorium. - Odstawię Lirę i zobaczę jak miewają się Antis i Tropull. Pod okiem Ery szybko powinni dojść do siebie. -
Torn uśmiechnął się do Ijana, po czym przekroczył próg ambulatorium, wciąż trzymając Shalulirę na rękach. Leczenie zdrajcy nie było najlepszym pomysłem, ale zostawienie jej by się wykrwawiła, było wbrew jego naturze.

Praca z rannymi uspokajała Erę. Jakkolwiek makabrycznie by to nie zabrzmiało, gdy miała przed sobą ranną Antis, Tropula z rozbitą głową wiedziała co robić. Tu ucisnąć, tu oczyścić, tam zszyć. Łata, opatrunek bacta, strzykawki, stabilizatory tkankowe. Wszystko sprawnie, szybko i w skupieniu. Bez chwili wahania, bez wpadki. Gdyby tylko potrafiła tak działać przy innych życiowych wyzwaniach.
Gdy drzwi do ambulatorium otwierały się stała właśnie nad Rilą metodycznie szukając przeklętego implantu. Na pozostałych łóżkach spali Tropul i Arleq, Antis była przytomna ale zmęczona, napięcie i rana wyssały z niej wiele sił. Patrzyła tylko na Erę na wpół zamkniętymi oczami, czasem rzucała słowo czy dwa. Była chyba jedyną osobą z którą Era podzieliła się swoim strachem co do ewentualnej zdrady, strachem przed którym nie chciała się do końca przyznać nawet przed sobą.
Lekarka odwróciła się i na widok Tamira uśmiech pojawił się na jej twarzy jakby sam. Jednak jej wzrok zaraz stwardniał, gdy zobaczyła kogo niósł.
- No proszę… co my tu mamy. – Gestem wskazała zabrakowi wolną kozetkę zmieniając rękawiczki i aktywując pole sterylizujące wokół stanowiska.

- Ranną... przyjaciółkę. - odparł z lekkim wahaniem w głosie.
Podszedł niespiesznie do kozetki wskazanej przez Erę i pochylił się, by ostrożnie położyć na niej ranną. Rana sprawiała jej wystarczająco dużo bólu, Zabrak nie musiał jej go dodawać będąc niedelikatnym.
Odsunął się od kozetki, robiąc miejsce Erze. Stanął z nieodgadnionym wyrazem twarzy i rękami założonymi na klatce piersiowej.

Era delikatnie rozchyliła poły szaty rannej i zmarszczyła brwi.
- Dobrze, że ją znalazłeś... straciła dużo krwi - powiedziała odsłaniając w pełni ranę po czym sięgnęła po słój ze stabilizatorami. - Musze połatać naczynia. Na szczęście może uda się uniknąć poważniejszej operacji. Mogę ją położyć w izolatce.

- Jeżeli nie musisz jej kłaść w izolatce, to zostaw ją tutaj. - zaproponował, przyglądając się pracującej Erze. - Tu przynajmniej więcej osób będzie ją miało na oku. I będzie bliżej sprzętu medycznego w razie potrzeby.

D’an spojrzała na bladą Antis, twi’lekanka leżała bez ruchu z zamkniętymi oczami, usiłowała pewnie udawać, ze śpi lub zasypia. Jednak mięśnie miała napięte na tyle na ile to było możliwe przy takiej utracie krwi. Przypomniała sobie dziewczynę powaloną na ziemi, trzymającą własne wnętrzności ze łzami w oczach.
- Nie wiem czy chce z nią zostawiać pozostałych pacjentów - oznajmiła pewnymi ruchami operując na naczyniach. Praca uspokajała ją, dodawała jej siły. - Rozumiem co chcesz osiągnąć. Pokazać jej, że nie została przez nas skreślona, że ma do czego wracać - mówiła sklejając poszarpane arterie. - Ale to nie jest powód by chronić ją przed konsekwencjami jej własnych czynów. Jest dorosła, wiedziała co robi. I nie chce jej zostawiać samej z tymi, których skrzywdziła, nie dopóki nie będą dość silni na taki stres. Izolatka to przyjemne miejsce w którym można w komfortowych warunkach odpocząć i pomyśleć. A Lira ma o czym myśleć.

- Ty jesteś lekarką, Ero. - Zabrak przeniósł spojrzenie z młodej Jedi na nieprzytomną Lirę. Wbijając wzrok w jej twarz, spróbował odgadnąć dlaczego. I chociaż mógł zrozumieć jej powód, to jakoś nie potrafił tego zaakceptować. Ale ostatnio mało rzeczy związanych z wojną i Zakonem potrafił zaakceptować.
- Jak mam przygotować izolatkę? -

Czasami trzeba było być twardym, zwłaszcza wobec ludzi, którzy przecież chcieli ich pozabijać. Skoro musiała mogła zostać tą złą. Nie zamierzała krzywdzić dawnej koleżanki, jednak nie chciała też udawać, że nic się nie stało.
- Prowadzi tam tylko jeden korytarz i jedne drzwi więc nikt się do niej nie wślizgnie niezauważony. Trzeba tylko dobrze zabezpieczyć okno - odparła spokojnie.

“Tak, jak nikt nie powinien wśliznąć się niezauważony do domu”-te słowa, aż same cisnęły się na usta.
- A co z przygotowaniem pod kątem leczenia? - zapytał, znów patrząc na ukochaną. - Zanieść tam jakieś medykamenty, opatrunki? -

Pokręciła głową.
- Sprzęt przywiozę razem z nią i łóżkiem. Trzeba przemyśleć co możemy zostawić w jej zasięgu - mówiła spokojnie kobieta. Po poszarpanych naczyniach przyszła kolej na mięśnie.

- Nic szklanego. - odparł, opierając się ciężko plecami o ścianę. - Nadal uważam ją za jedną z nas, ale nie jestem aż tak lekkomyślny, by dawać jej broń do ręki, czy pod rękę. -
Torn westchnął ciężko. To nie był łatwy dzień, a zapowiadały się jeszcze trudniejsze.
- Jeżeli możesz, to poza lekami przeciwbólowymi, daj jej coś uspokajającego. - zasugerował.

- Najpierw musi się obudzić. Straciła dużo krwi, nie chce obciążać przesadnie jej organizmu póki nie odrobi choć części tej straty. Dlatego też wolałbym mieć ją w izolatce. Żeby nie martwić się, ze po przebudzeniu coś komuś zrobi - odpowiedziała lekarka.

- Na razie nie powinna mieć na to sił po takiej utracie krwi. - odparł ze spuszczoną głową. - Ale miej już przygotowane coś uspokajającego. I... to może być pułapka. Ennrian mógł ją specjalnie zranić, bo wiedział, że ją zabierzemy, żeby opatrzyć jej rany. -
Tamir podniósł głowę, wlepiając wzrok w nieprzytomną Lirę. Współczuł jej i żałował.
- Będziemy musieli być cały czas gotowi do odparcia kolejnego ataku. Zarówno z zewnątrz, jak i od środka. W końcu padniemy z wykończenia. -

- Wiem - odpowiedziała krótko Era po czym spojrzała na ukochanego. - Ale jakie inne wyjście mamy? Jesteśmy tym kim jesteśmy, robi to co należy. Trzeba to tylko zrobić z głową - uśmiechnęła się. - W końcu ktoś z Rady zainteresuje się brakiem wieści od nas. A Coruscant nie jest daleko. Można tam prawie dotrzeć piechotą - mrugnęła ale zaraz spoważniała. - Nie musimy znaleźć ani pokonać Ennriana, musimy tylko wytrzymać. I znamy już zagrożenie. Czas działa też na naszą korzyść.

Torn pokręcił tylko głową z kwaśnym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- Naprawdę wierzysz w to, że Rada ma czas o nas myśleć? To, że tu jesteśmy było inicjatywą Mistrza Karnisha, a nie Rady. Oni zajmują się prowadzeniem walk z Separatystami i mieszają się w gierki polityczne senatorów i kanclerza. Póki nie wróci Mistrz Karnish, możemy tylko czekać. -

- Rozmawiałam o naszych kłopotach z Mistrzem Yodą. Rada przysłała tu zastępstwo dla Mistrza Karnisha. Wiedzą, ze dzieje się coś złego I wątpię by od tak o nas zapomnieli - odpowiedziała stanowczo D’an.

- Zobaczymy. - odparł bez przekonania.
Opuszczając dłonie wzdłuż ciała, odbił się od ściany i ruszył w kierunku drzwi.
- Idę przygotować izolatkę. Później wrócę ci pomóc. -
Chwilę później opuścił salę. I wbrew temu, co można było wysnuć, Tamir nie był zły. Był po prostu zrezygnowany i zawiedziony. Nie pierwszy raz, ale zawsze miał nadzieję, że ten był ostatni. Tym razem jednak ta nadzieja nie chciała się pojawić. Czyżby w końcu doroślał i dostrzegł świat takim, jakim był naprawdę?
Dziewczyna zamknęła oczy i przez chwilę stała w bez ruchu. Czyżby historia się powtarzała? Czyżby znów musiała mieć nadzieję za wszystkich? Starać się za wszystkich? Być silna za wszystkich?
- Nie rób mi tego znowu. Nie zostawiaj mnie znów z tym samej – szepnęła bardziej do samej siebie niż do zabraka po czym spłoszona spojrzała na Antis. Dziewczyna udawała, ze śpi, że nic nie słyszy. Czy rzeczywiście nic nie słyszała? A może sama nie miała za wiele nadziei?
Cóż jeśli rzeczywiście nikt poza nią nie wierzył w przetrwanie musiała sprawić by uwierzyli. Nie wiedziała tylko jeszcze jak.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 26-03-2012, 00:09   #256
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
D’an pilnowała Shaluliry nerwowo. Starała się zachować zdrową granicę pomiędzy ostrożnością a litością. Trudno było powstrzymać wszystkie dręczące ją instynkty. Poczucie zdrady domagało się zemsty, poczucie odpowiedzialności ostrożności zaś uparta nadzieja szukała choć najmniejszego znaku nadziei, znaku, ze to była tylko pomyłka.
Trzymali Lirę pod strażą w ambulatorium do chwili gdy lekarka mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że można z nią porozmawiać.
Zebrała wszystkich padawanów w ambulatorium i poprosiła Ijana i Tamira by przeprowadzili tą rozmowę razem z nią.
Shalulira leżała spokojnie na łóżku. Ze względów bezpieczeństwa została przywiązana za nogi i ręce, tak aby nie mogła się znacznie ruszać. Była przytomna gdy trójka Jedi weszła do pomieszczenia. Jej oczy śledziły ich kroki z nieskrywaną wściekłością i nienawiścią. Nie powiedziała jednak ani jednego słowa.

Tamir zmagał się z sobą wewnętrznie. Nie podobało mu się traktowanie Liry jak więźnia i wroga. Byli Jedi, byli przyjaciółmi, chociaż dziewczyna stworzyła między sobą, a pozostałymi mur i to od samego początku. Tak zwane “środki bezpieczeństwa”, które zostały zastosowane wcale nie zdobyły im przychylności Liry, co zresztą pokazała, gdy tylko weszli do pomieszczenia.
- Bez względu na to, co sobie teraz myślisz, nadal uważam cię za przyjaciółkę, Liro. - zaczął Torn.
Nie miał na sobie szat Jedi. Specjalnie też użył sformułowania “przyjaciółka”, zamiast “Jedi”, czy “za jedną z nas”. Shalulira odsunęła się od Zakonu i nienawidziła go z całego serca. Takie sprawiała wrażenie i Zabrak potrafił ją zrozumieć.
- Nie mogę jednak pojąć, dlaczego zdecydowałaś się atakować nas, tych którzy nie biorą czynnego udział w wojnie. Dlaczego nie sabotujesz działań Republiki? Dlaczego nie atakujesz członków Zakonu na polach bitew? -

Głośne parsknięcie odpowiedziało Tamirowi. Lira zamiast się odezwać przewróciła tylko z rezygnacją oczami, po czym opuściła głowę na poduszkę i wpatrzyła się w sufit całkowicie ignorując obecność Jedi w pomieszczeniu.

- Nie zachowuj się jak naburmuszone, kapryśne dziecko. - odparł, zakładając ręce na klatce piersiowej. Podkoszulek, który miał na sobie był bez rękawów, więc widać było wyraźnie jak nieznacznie naprężyły się mięśnie Zabraka.
- Nie wystarczy ci, że zachowałaś się jak tchórz? -

- Walczyłam sama przeciw trójce. Faktycznie to ja tu stchórzyłam - odrzekła Shalulira z ironią wciąż nie spoglądając na nikogo z obecnych.

- Weszłaś w nasze szeregi i zaatakowałaś z zaskoczenia. To było tchórzostwo. - odparł spokojnie. - Mogłaś chcieć stanąć do walki z nami po kolei. Bez mieszania się osób postronnych. Ennrian też odwagą nie zgrzeszył. - dodał Tamir, wiedząc, że uderza w czuły punkt. - A walczył ze mną sam na sam i postanowił uciec. -

- Głupi Jedi. Czy twoja mistrzyni niczego cię nie nauczyła o Ciemnej Stronie? Tak właśnie działamy. Tylko Jedi są na tyle bezmyślni żeby przejmować się takimi bzdurami jak honor czy odwaga.

- Nauczyła wystarczająco dużo, by mnie na nią nie przeciągnąć, Liro.
- odparł, nie dając się wytrącić z równowagi. - Poza tym, co ty wiesz o Ciemnej Stronie? To, że czujesz gniew i frustrację, to nie znaczy, że stąpasz już po Ciemnej Stronie. Odczuwasz normalne ludzkie uczucia. Ciekawi mnie tylko na kogo jesteś bardziej zła. Na nas, bo pokrzyżowaliśmy wam plany, czy na Ennriana, który znowu cię zostawił? -

Zachowanie Liry uległo całkowitej zmianie. Na jej twarzy pojawił się grymas wściekłości. Zaczęła się szarpać, jakby chciała zerwać więzy. Tamir poczuł mocny ucisk na gardle.
- Zamknij się parszywy gnojku! Nic nie wiesz! Jesteś tylko głupim pachołkiem Rady, który nie ma na tyle rozumu by w pełni rozwinąć swoje umiejętności! Nie jesteś nawet w stanie dostrzec tego co jest na wyciągnięcie twojej ręki! - ucisk zelżał, a Qua'ire zaczęła mówić ciszej. – I Ennrian sprzątnie wam to sprzed nos... - urwała. Dziewczyna zemdlała. Gdy Era do niej podeszła okazało się, że od szarpania otworzyły się jej rany.

Era najpierw przypadła do duszonego Tamira jednak wystarczył jeden rzut oka by dostrzec, że nic mu się nie stało więc bez słowa podeszła do Liry i opatrzyła jej ranę. Całą rozmowę jak dotąd mogła określić dwoma słowami: “Bez sensu”. Obrzuciła więzy Shaluliry pobieżnym spojrzeniem, były tak prowizoryczne, że gdyby chciała mogłaby się z nich wydostać. Ale albo nie chciała albo czekała na odpowiedni moment.
- Nie sądzę żebyśmy czegoś więcej się od niej dowiedzieli - stwierdziła. - Czyli Ennrian czegoś szuka.

- Prawdopodobnie - odezwał się Ijan. – Nie sądzę jednak, żebyśmy dowiedzieli się czegoś od niej - wskazał na Lirę. – Dziwne, że pozostała wierna swojemu mistrzowi skoro sama pierwsza salwowała się ucieczką zostawiając go na pastwę losu. Doprawdy dziwny system wartości uznają użytkownicy Ciemnej Strony. Oczywiście nie możemy wykluczyć, że specjalnie się zraniła i dała się znaleźć. Przyznacie, że okoliczności jej ucieczki są doprawdy niecodzienne.

- Mam wrażenie, że powinniśmy o pewnych rzeczach rozmawiać z dala od niej
- westchnęła wypominając sobie głupotę. Nie powinna była zaczynać tematu przy Lirze. Opatrzyła dziewczynę, ustawiła parametry aparatury po czym zabrała panów na korytarz.
- Sądzę, że on nas jakoś poprzez nią widzi. Że zostawił ją żeby nas szpiegowała. A jeśli robiła to cały czas to obawiam się, że moja taktyka trzymania się w grupach mogła jej wiele ułatwić...

- Uważasz, że to możliwe?
- Ijan nie wyglądał na przekonanego. - No nie wiem, nigdy nie słyszałem o takiej technice. I to nawet u Sithów, co dopiero u Mrocznego Jedi.

- Moc nie ma ograniczeń... a oni byli ze sobą blisko latami, mogli wynaleźć własny sposób porozumiewania się. To by wyjaśniało czemu ją zostawił i czemu jest wciąż lojalna. Bo dalej wykonuje swoje zadanie
- stwierdziła ciężko.

- Pytanie, co z nią dalej zrobimy. Bo to, że została specjalnie, bije tak po oczach jak super nowa. - wtrącił się Torn. - Za Enriannem nie możemy ruszyć. Nie wiemy gdzie go szukać to raz, a dwa, tutaj jesteśmy bezpieczniejsi. Musimy tylko zdecydować się co zrobić z Lirą. -

D’an milczała przez chwilę.
- Wyleczmy ją i puśćmy wolno, damy jej środki opatrunkowe, w ten sposób będzie dla nas najmniejszym obciążeniem.
Jednocześnie sięgnęła do nich w Mocy, przekazując swoje kolejne słowa wprost do ich myśli.
“Jeśli ona może przekazywać mu informacje spróbujmy to wykorzystać. Zwabmy go w pułapkę.”

Zabrak wzruszył ramionami.
- Uwalnianie jej będzie kłopotliwe i problematyczne w najbliższej przyszłości. Z nią samą sobie poradzimy. Z Ennrianem też. Ale z ich dwójką? Może być problem. Mistrz i uczeń, zjednoczeni są potężną bronią. -

- Zgadzam się z Tamirem. Alerq, Rila i mistrz Saldith wciąż są przymusowymi gośćmi w ambulatorium. Już ostatnio ledwie sobie poradziliśmy z Ennrianem i Shalulirą. A jeśli na planecie jest więcej Mrocznych? A jeśli kontrolują jeszcze kogoś z nas?

Era westchnęła, zdaje się, ze panowie nie mieli ochotę na probe przechytrzenia Ennriana, trudno.
- Trzymanie jej tu to dokładnie to czego on chce. Daje im to dogodniejszą pozycję do ataku. Wątpię żeby przy wypuszczeniu jej stało sie coś gorszego. To, że ją tam trzymamy nie znaczy, że utrzymamy kiedy on wróci.

- To, że będziemy ją chcieli wypuścić nie znaczy, że nie będzie próbowała nas przy tym zabić. - stwierdził Zabrak.

- Możemy ją uśpić, zostawić w miejscu gdzie drapieżniki jej nie ruszą. Wrócić i ufortyfikować się w warsztacie. Albo możemy chodzić po domu i czekać na kolejny atak, a ten nastąpi. Moglibyśmy spróbować podsunąć jej fałszywe informacje i przeprowadzić go na własnych warunkach, ale jeśli mamy się przygotować ona nie może tu być i podglądać.

Tamirowi chodziło po głowie jeszcze jedno rozwiązanie. Pewne i proste. Ale zupełnie nie w ich stylu. I to stwarzało kolejne problemy. Ennrian doskonale wiedział, czego może się po nich spodziewać i dlatego jego działania były takie skuteczne.
- Ustalcie z Erą co dokładnie jej podacie i kiedy się jej pozbędziemy. Ja spróbuję czegoś jeszcze. -
Mówiąc to, wszedł do pokoju raz jeszcze. Zatrzymał się za progiem i wbił wzrok w nieprzytomną Lirę. Nie spuszczając jej z oczu przesunął się w prawo i siadł skrzyżnie na ziemi. Kładąc dłonie na kolanach, zamknął oczy odcinając się od otoczenia. Zwolnił oddech, bicie serc, skupił się na otaczającej go Mocy. Zaczerpnął z jej kojącego strumienia, zatapiając się w nim. Kilka uderzeń serca później, sięgnął Mocą ku Lirze. Próbował ją wysondować. Jeżeli Era miała rację, powinien się w ten sposób tego dowiedzieć. Być może też uda mu się ustalić gdzie w tej chwili przebywa Ennrian.

Dziewczyna odprowadziła zabraka wzrokiem i westchnęła cicho zwieszając głowę.
- Dlaczego mam wrażenie, że wpadł na coś, co mi się nie spodoba... - szepnęła do siebie po czym potrząsnęła głową i spojrzała na Ijana. - Wiem co mogę jej podać tak żebyśmy mieli pół godziny na ucieczkę od chwili podania jej antidotum. Zostaje kwestia miejsca.

Ijan wyglądał na zrezygnowanego:
- [i]Nie wiemy nawet czy rzeczywiście została tu w charakterze szpiega. To prawdopodobne, ale z pewnością nie jest pewne. Fakt, że dała się złapać w głupi sposób, ale błędy zdarzają się nawet najwybitniejszym jednostkom. A moim skromnym zdaniem, gdyby Ennrian chciał nam podesłać kolejnego szpiega wybrałby metodę mniej rzucającą się w oczy. A teraz zamiast spróbować coś z niej wyciągnąć, mamy ją wypuścić tym samym wzmacniając naszego przeciwnika, który już teraz jest wystarczająco potężny? Wybacz Ero, ale spytam wprost: gdzie tu logika?

-A jak chcesz z niej coś wyciągnąć?

- Cóż, tego nie wiem. Ale nie wiem też czego ważnego mogłaby się dowiedzieć leżąc przywiązana do łóżka w izolatce.

Westchnęła.
- Próbuję tylko rozwiązać tą sytuację. Zrobić coś poza czekaniem na śmierć. Ale skoro oboje z Tamirem uważacie, że to nie zadziała jednocześnie samemu nie mając kontr pomysłów... to trudno, czekajmy może ktoś na Coruskant wpadnie na to że długo milczymy zanim ktoś z nas w końcu zginie. Teraz wybacz, mam jeszcze innych pacjentów. Mógłbyś zostać z Tamirem na starzy Liry zanim przyśle wam kogoś z dzieciaków na zmianę?

- Wybacz moje szorstkie zachowanie. Ciężko to wszystko przeżywam, zresztą jak my wszyscy. I jeszcze Ennrian... no, nieważne. Nie twierdzę, że nie masz racji, ale co jeśli się mylisz?

Dziewczyna znów westchnęła.
- Wtedy w sumie niewiele stracimy. I tak musimy się przygotować na kolejne stracie - odwróciła się do Ijana. - Więc... kim jest ta tajemnicza “ona”, która żyje?

- Co? - na twarzy Ijana pojawiło się zdziwienie. Początkowo chyba nie zrozumiał pytania. Dotarło do niego dopiero po chwili. – To nikt... znaczy nikt ważny - nie trzeba było być Jedi by stwierdzić, że Ijan kłamie. – Stara znajomość. Zginęła na Nar-Shaddaa.

- Nie chce się wtrącać w nie swoje sprawy. Ale jeśli Ennrian może wiedzę o niej wykorzystać przeciwko tobie... to może lepiej by było spróbować jakoś ułagodzić emocje związane z tym “nikim ważnym”. Nie mówię, że w rozmowie ze mną, może we własnym zakresie - powiedziała łagodnie.

- Jeszcze tego brakuje, żebym zaczął rozmawiać z samym sobą - rzekł rycerz z uśmiechem. – To była chwila zawahania, nie myślałem co robię. Ennrian drugi raz mnie na ten numer nie nabierze. Ona nie żyje, widziałem jak zginęła - Era dostrzegła, że mówiąc to Ijan zacisnął prawą dłoń starając się ją schować za siebie, ale niezbyt dokładnie.

- Widziałeś jak długo? Mierzyłeś puls? A może odcięli jej głowę? I co jest tak strasznego w tym, że mogłaby żyć? - spytała patrząc na jego dłoń.

- Po co wierzyć w coś czego nie ma? Jeśli tak bardzo interesują cię szczegóły to oberwała z blastera prosto w pierś i spadła na niższe poziomy miasta. Nie mogła przeżyć takiego upadku, a nie mogła się przed nim uratować będąc ciężko ranną, nawet jeśli była Je... - Ijan ugryzł się w język. – Czy ty nie miałaś czasami zająć się rannymi? - zmienił temat.

- Czułeś jak zginęła? Czułeś jej gaśnięcie w Mocy?
- spytała ignorując uwagę o rannych.

- Wybacz, nie chcę o tym rozmawiać. To wciąż świeże, zbyt bolesne.

- Rany z blastera są różne. Na oko nie sposób przewidzieć dokładnych obrażeń, upadki też są różne, nie trzeba mocy by takowy przeżyć. Ona kimkolwiek jest może żyć. Nie znam sprawy na tyle dobrze żeby wyrokować ale... lepiej jest mieć nadzieję i ją stracić niż bać się nadziei i nigdy nie poznać prawdy
- powiedziała cicho. - Wybacz jeśli posunęłam się w swoich słowach za daleko. Teraz pójdę do rannych a ty bądź tak miły i popilnuj mojego rogatego wariata... i naszej rannej koleżanki.
Uśmiechnęła się, odwróciła i odeszła.
Sytuacja nie rysowała się najlepiej jednak D’an miała dość stania jak ten nerf w drodze do rzeźni i czekania na atak. Musieli przejść doi ofensywy, nawet jeśli cała reszta wciąż tylko meczała bez jakichkolwiek konkretnych pomysłów. Zamierzała zacząć działać. Ale do tego potrzebny był jej Ziew.
 
Lirymoor jest offline  
Stary 27-03-2012, 22:56   #257
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Era obrobiła się przy rannych i zostawiwszy ich pod strażą Ijana ruszyła do kuchni zrobić im jakiś obiad. Nie miała ochoty być samemu, nie z tym draniem biegającym po okolicy wiec zahaczyła o ekipę majsterkowiczów.
- Witam Panów pracusiów - zaczęła z szerokim uśmiechem zwracając się do Terr-Nyla, Ziewa i Tamira - Idę upichcić coś smacznego i nie myślcie sobie, że będę się męczyć sama. Torn podnieś tyłek i do garów.

Zabrak podniósł głowę, by spojrzeć na dziewczynę. Uniósł gogle ochronne, które osłaniały mu oczy i otwarł usta. Chciał rzucić uwagę w stylu "Czy ja ci wyglądam na kucharkę", ale riposty Ery były czasem zabójcze, więc zamknął tylko usta. Wolał nie ryzykować, bo nigdy nie było wiadomo, co akurat ślina naniesie na język jego ukochanej. Westchnął więc i zdejmując okulary, podał je Terr-Nylowi.
- Cóż chłopaki, rezerwowa kucharka została wezwana na boisko. Postarajcie się tego bardziej nie zepsuć do czasu, aż nie wrócę. -
Żegnając kolegów uśmiechem, ruszył z Erą do kuchni.
- To co dzisiaj gotujemy? - zagadnął

- Zobaczymy co nam zostało z zapasów. Rehabilitantom przyda się trochę warzyw strączkowych i chudego mięsa... to pomoże im odbudować siły. - mówiła gdy oddalali się od towarzyszy, gdy zniknęli im z oczu wzięła go delikatnie za rękę. - No i może znajdziemy coś słodkiego.

- Cóż, nam wszystkim przyda się coś na podniesienie morale, pokrzepienie ciała i ducha. - stwierdził. - Jeżeli ma w tym pomóc czekolada, czy jakieś batony to czemu nie. -

- Dokładnie. Pomimo tych całych kłopotów nikt jeszcze nie zginął... a to jest sukces wart uczczenia.
Doszli do drzwi kuchni i Era obróciła się w jednej chwili zarzucając zabrakowi ręce na szyję. Przez chwilę skanowała otoczenie w Mocy upewniając się, ze nie dą obserwowani po czym uśmiechnęła sie zawadiacko.
- Może sami też uszczkniemy coś... słodkiego.

Tamir uśmiechnął się kącikiem ust i cmoknął dziewczynę.
- Panno D'an, przyjemności nad obowiązkami? Tak się przecież nie godzi. -

Dziewczyna spojrzała na niego spod długich rzęs.
- Gdyby Pan Torn się pospieszył udałoby się nam zmieścić i przyjemność i obowiązek.

- A z czym mam się pospieszyć? Nawet nie zaczęliśmy robić obiadu, kochanie. - odparł usprawiedliwiającym tonem.

Westchnęła kręcąc głową.
- Jak tak to dostaniesz tylko przystawkę - oznajmiła zamykając mu usta długim czułym pocałunkiem, wtuliła się w niego mocno na chwile pozwalając sobie odreagować cały ten strach jaki czuła widząc go w czasie walki z mrocznym. - I zakładaj fartuszek, kroisz warzywa.

Tamir wypuścił powietrze w cichym westchnieniu, kiedy ich usta się rozłączyły. Pocałunek uświadomił mu, że tak niedawno mało brakowało, a już więcej mógłby go nie zaznać. Przez tą myśl nieco bardziej sposępniał.
- Dałem się zaciągnąć jako pomoc kuchenna, na fartuszek mnie nie namówisz. - odparł z uśmiechem i przekraczając próg kuchni, zaczął przygotowywać warzywa do obierania i krojenia.

Dziewczyna sięgnęła do lodówki po mięso zastawiając się przez chwilę.
- Ijan wie. Robimy gulasz z duszonymi warzywami, czy pieczeń i sałatkę?

Zabrak zatrzymał się w połowie skłonu po kolejne warzywo. Wyprostował się powoli i odwrócił głowę w kierunku dziewczyny.
- Jak to Ijan wie? - zapytał. W otwartej dłoni pojawiło się warzywo przyciągnięte Mocą.

- Wie. Podejrzewał nas. Spytał mnie. A ja nie zaprzeczyłam - odpowiedziała odwracając się do niego, aż sama dziwiła się jak spokojna była. - Gulasz czy pieczeń?

Torn westchnął ciężko i odłożył warzywo na blat, o który sam się oparł. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Milczał przez chwilę, po czym pokręcił głową i przeciągnął dłonią po twarzy, a następnie odgarnął kilka kosmyków włosów.
- I co teraz? - zapytał wpatrując się w blat

- Pieczeń - stwierdziła wyciągając wielki kawał mięsa i odkładając go do piekarnika żeby się rozmroził. Wolno podeszła do Tamira kładąc swoją dłoń na jego dłoni. - Nie wiem. Nie miałam okazji o tym pomyśleć. To stało się tuż przed przybyciem mrocznego. Tylko dzięki tej rozmowie nie było mnie w ambulatorium gdy to się zaczęło... - Mocno ścisnęła jego palce. - Wiem tylko, że nie chce kłamać. Wiem co czuje i co robię. To nie jest złe. I czuje, ze kłamstwo może to jakoś zniszczyć, zanieczyścić. Więc nie chce kłamać.

- Nie kłamaliśmy. - odparł cicho. - Po prostu to ukrywaliśmy. A przynajmniej próbowaliśmy. Skoro Ijan wie, to Rada tym bardziej się dowie. Może Mistrz Karnish też wie, tylko nic jeszcze nie mówił, bo chciał żebyśmy sami z tym przyszli... - westchnął raz jeszcze. - Chcesz powiedzieć reszcie? -

- Nie... to by raczej nie miało sensu. Ale jeśli zdołamy cało opuścić to miejsce. Trzeba będzie podjąć jakąś decyzję. - powiedziała cicho

- Dlaczego dopiero wtedy? - zapytał, zerkając na nią.

-Wtedy najpóźniej - uzupełniła

Tamir przytaknął. Chciał się wyprostować i zabrać za warzywa, ale nie był pewny swoich nóg. Prawdę mówiąc, był ich znacznie pewniejszy podczas walki z Ennrianem.

Przez chwilę milczała trzymając jego dłoń.
- Nie wyobrażam sobie siebie poza zakonem. Ale kocham cię i życia bez ciebie też sobie nie wyobrażam.

- Ja też nie i tu tkwi nasz problem. Tym większy, że żadne z nas nie jest Corellianinem. Nie jest też Cereaninem, jak Mistrz Adi-Mundi. Nie wiem, czy pozwolą nam zostać w zakonie. Będziemy musieli wybrać. -

Milczała przez chwilę a potem bez słowa objęła go ramieniem i przytuliła głowę do jego ramienia.

Zabrak wyprostował się, obrócił przodem do dziewczyny i przytulił ją do siebie.
- Coś wymyślę, kochanie. - wyszeptał.

Złapała go za brodę i zmusiła żeby spojrzał w dół na jej twarz.
- Zmieniłeś się odkąd sie poznaliśmy.

- W którą stronę? - zapytał, patrząc w jej oczy.

- Ostatnio... w stronę która mi się podoba. Przy której czuje się bezpieczna - odpowiedziała gładząc go po policzku.

- Chyba dojrzałem. - przyznał. - Albo po prostu tutaj nie mam możliwości pakowania się w kłopoty. Wiesz, ciężko ruszać na armię droidów w pojedynkę, kiedy wokół tylko drzewa. - uśmiechnął się nieznacznie.

Uśmiechnęła się pod nosem.
- Mechaniczny Mroczny zapewne wykończony cortosis ci nie wystarcza? - spytała po czym nagle spoważniała. - Przez całą walkę musiałam się pilnować. Tak strasznie chciałam pobiec ci na pomoc. Wiedziałam, że jej nie potrzebujesz, że najlepiej ci pomogę samemu nie wpadając w kłopoty, ale impuls był tak silny...

- Wiem, kochanie. - Zabrak pogładził ją po policzku. - A ja dlatego wziąłem Ennriana na siebie, bo wiedziałem, że w ten sposób najlepiej pomogę wam. Poza tym, Tatooine mi pokazało, że nie najlepiej potrafię zgrywać się w walce z innymi. Nie mogę wtedy wykorzystywać w pełni swojego stylu. A i pomieszczenie było za małe by z Ennrianem walczyła więcej niż jedna osoba. -
Palce Torna przesuwały się powoli po policzku Ery
- I wątpię, by to było cortosis. Żaden z naszych mieczy nie zgasł przy zetknięciu się z nim. To mógł być beskar. Ale cokolwiek to było, Ennrian miał szczęście, że miał to na sobie. -

Westchnęła ciężko.
- Ciężko mi myśleć logicznie kiedy jesteś w niebezpieczeństwie. - Zamilkła na chwilę. - Musimy zmienić taktykę... on musiał tu czymś przylecieć. Gdyby udało się znaleźć jego statek.

- Sęk w tym, że dzięki Mistrzowi Karnishowi, tak naprawdę nie byłem w niebezpieczeństwie. - odparł z lekkim uśmiechem. - Też o tym pomyślałem. Możemy ruszyć na poszukiwania, ale wszyscy muszą być w szczytowej formie. Spróbuję z Ziewem wykombinować coś, co będzie w stanie wychwycić sygnał jego statku. Może uda się go namierzyć po transponderze. -

- Trudno będzie przy wyłączonych silnikach, ale to lepsze niż siedzieć i czekać na cud - stwierdziła i po chwili wspięła się na palce, muskając jego usta wargami. - Jak to jest, że w tej chwili to wszystko wydaje się mniej straszne.

- Pewnie dlatego, że jest cisza. Nie słyszysz buczenia miecza świetlnego nad uchem i ciepła klingi na policzku. - odparł spokojnie, wsuwając dłoń we włosy ukochanej. - Dlaczego czuje się odpowiedzialny za wszystkich, którzy tu są? Jak ojciec muszący zadbać o bezpieczeństwo swoich dzieci. -

- Też mam to poczucie...ale to nie tak, że ty musisz wszystko zrobić. Powinniśmy się opiekować sobą nawzajem. - odetchnęła cicho wdychając zapach ukochanego, wtulając się w niego. - Póki będziemy trzymać się razem mamy szansę. Nie wiem tylko co zrobić z Lirą...

- Jest jedną z nas. - odparł cicho. - Dla mnie wciąż jest Jedi. Zagubioną, zdradzoną i cierpiącą, ale wciąż Jedi. Nie pozwolę, żeby Ennrian ją wykorzystywał. - zadeklarował z powagą

- On albo po nią przyjdzie, albo ona pójdzie do niego. Zaczyna się robić silniejsza a ja nie mam ochoty sabotować jej leczenia, nie chce jej też odurzać... - westchnęła cicho.

Torn westchnął.
- Jest jeszcze jedna opcja... - powiedział niezbyt zadowolony. - Mogę stanąć z nią do walki. -

Uniosła brew. Czyżby stary Tamir wracał? Z drugiej strony obiecała sobie nigdy nie wątpić w niego. I nie zamierzała.
- I co chcesz tym osiągnąć?

- Lira nie jest tak dobra, jak Ennrian. Zginie walcząc ze mną. - powiedział wypranym z emocji głosem. - Ale nie chcę tego. To jest ostateczność. -

Era westchnęła ciężko.
- Chyba lepiej będzie ją zwyczajnie odurzyć... mogę jej dać coś po czym nie będzie się mogła skoncentrować dość by użyć mocy, ani wstać z kozetki.

- Pomyślimy nad tym. - odparł. Niechętnie, ale odsunął się od Ery. - Mamy obiad do zrobienia, kochanie. - przypomniał, wykonując niemal niedostrzegalny gest dłonią, w której po chwili pojawił się nóż.

- Mamy - przyznała po czym niechętnie puściła jego rękę. - Pójdę się zając pieczenią. Zostawiam cię w twoim żywiole mistrzu wszelkich ostrzy - mrugnęła.
 
Gekido jest offline  
Stary 28-03-2012, 11:43   #258
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Koniec walki oznaczał dla Ziewa konieczność przerwania więzi z Erą, jaką wymusiła cała sytuacja. I dało się wyczuć, że zrobił to z pewną niechęcią, ale szybko zapanował nad tym uczuciem. Nie chciał dodawać następnych zmartwień swojej towarzyszce. Jego chwilowy dyskomfort był teraz mało ważny. Mieli wiele ważniejszych spraw do załatwienia. Jednak porzucenie tej namiastki roju i poczucia wspólnoty było trudne. Szczęśliwie zamieszanie w domu pozwoliło Verpinowi zostać samemu ze swoimi rozterkami. Pomógł tylko w przetransportowaniu rannych do ambulatorium, gdzie niepodzielnie panowała jego towarzyszka i zajął się tym, co potrafił najlepiej - naprawami. A po ostatnich wydarzeniach było co naprawiać w domu, który był areną zaciętej walki. Wybite okna, pocięte lub wyłamane drzwi, porozrzucane rzeczy … to wszystko trzeba było doprowadzić do porządku, żeby Mistrz nie posądził ich o demolowanie jego rodowej rezydencji. No i jako nieodrodny przedstawiciel swojego gatunku, postanowił wprowadzić kilka usprawnień, które pomogłyby im w zaistniałej sytuacji. Co prawda myśliwce przebywających na planecie Jedi były zniszczone, ale oprócz nadajników, wykorzystanych już do nieudanej próby nawiązania łączności, zawierały wiele innych części, które wciąż całkiem nieźle działały i można było je wykorzystać do różnych instalacji. I w ten sposób, przy pomocy różnych czujników, kabli, ocalałych komputerów, Verpine skonstruował i zainstalował w posiadłości system alarmowy. Nie podnosił on co prawda alarmu jako takiego, bo nie chodziło o spłoszenie intruza, ale pozwalał na przekazanie informacji o otwieranych drzwiach, oknach i aktywacji czujników ruchu, do stacji monitorującej, zbudowanej z ocalałych komputerów. Robienie porządków, wstawianie okien, naprawianie drzwi, wybór odpowiednich miejsc dla czujników, połączenie całego systemu monitorującego bardzo zajęły padawana. Dzięki temu oderwał swoje myśli od pustki, która pozostała po więzi w Mocy.

Ale jakaś część jego umysłu wciąż wracała do walki, analizowała ją i choć nie chciał tego, to ciągle jego myśli również wracały do tego, co Era odkryła przed nim, gdy wspólnie walczyli. Zastanawiał się, co ma z tym zrobić? Wyczuł jej ogromny strach. Ale obok strachu jakieś niezwykle silne uczucie. Choć próbowała to w jakiś sposób maskować, to nie udało jej się to w pełni. Po prostu emocje, które nią targały, były zbyt gwałtowne. Z jednej strony uczucia, które wyczuł, były szlachetne, ale powiązany z nimi strach, strach przed stratą był mocno niepokojący. Wszakże Mistrzowie jak mantrę powtarzali, że to może prowadzić na Ciemną Stronę. A nie wyobrażał sobie, żeby ta Jedi tak skończyła. Coś powinien zrobić. Pozostawienie tej sprawy swojemu biegowi mogło zakończyć się tragicznie. Nie miał jednak żadnego pomysłu, co może zrobić. W związku z tym na razie nie robił nic. Tym bardziej, że Era była zajęta w ambulatorium doprowadzaniem rannych do zdrowia. Wiedział na pewno, że nie może poradzić się nikogo, bo to co wiedział, wiedział tylko dlatego, że obdarzono go zaufaniem. Bezgranicznym zaufaniem, którego nie mógł zawieść. To był następny egzamin w jego drodze do pełnej dojrzałości. I być może właśnie ten był najtrudniejszy.

Ostatnim faktem, który przeanalizował była sama walka z Ennrianem, a w szczególności ostatni jej akt. Po pchnięciu Terr-Nyla powinien on paść martwy, ale … Wyglądało na to, że ostrze miecza świetlnego nie było skuteczne przeciw niemu. Co mogło być przyczyną? I jak w takim razie można go było pokonać? Czy w ogóle można było go pokonać? Pomysł przyszedł, gdy pracował nad swoim systemem alarmowym w sali z wystawą broni. Przypomniało mu się to, co widział w swojej wizji, gdy był na wyprawie po planecie. Walka wojownika Jasnej i Ciemnej Strony. Oni używali zwykłych mieczy o klingach materialnych. To mogło się udać, ale musieli znaleźć taką broń, lub ją wyprodukować. Ale jak? Odpowiedź musiała być w bibliotece, więc tam spędzał resztę wolnych chwil, jakie mu pozostały. Szukał ...

Era przez kilka dni zbierała się żeby porozmawiać ze Ziewem, a gdy sprawa Liry była już względnie załatwiona odwiedziła padawana w warsztacie odsyłając Terr-Nyla na warte do izolatki.
- Jak ci idzie? - spytała nieśmiało. Nie wiedziała czemu zaczęła się nagle obawiać tej rozmowy.
Gdy walczyli czuła obecność Verpina w swoim umyśle i w jakiś niesamowity sposób uspokajało ją to. Czuła się silniejsza, pewniejsza i spokojniejsza. Jednak od tego czasu gryzły ją obawy. Jak wiele teraz wiedział o niej Ziew? Czy rozumiał czemu walcząc tak strasznie bała się o Tamira? Musiał widzieć jak wiele kosztuje ją skupienie się na Lirze i nie rzucenie z pomocą Zabrakowi. Wiedziała, ze robi to co trzeba, że tu jest potrzebna, że nie może zacząć ulegać emocją bo zginie i narazi ukochanego. Jednak potrzeba chronienia go była rozpaczliwa i nie umiała jej zupełnie wygasić. Czyżby niechcący zdradziła ich sekret?

W końcu byli sami i Verpine ucieszył się szczerze, że w końcu będą mieli szansę pobyć chwilę tylko ze sobą. Ta więź, która ich połączyła w czasie walki była niesamowita i padawan trochę za nią tęsknił. Nawet z Mistrzem nie czuł się tak blisko, bo on nigdy nie pozwolił sobie na zupełne otwarcie. I Ziew doskonale to rozumiał. W wypadku jego towarzyszki więź była spontaniczna, a przez to bardziej otwarta. Dzięki temu wyczuł, co wyczuł, ale jednocześnie nigdy nikt nie obdarzył go takim zaufaniem. Wyczuł wahanie i jakby obawę, gdy weszła do pomieszczenia, gdzie pracował, ale nie dał tego po sobie poznać.

>>Radość … Dobrze … Co u Ciebie? … Troska … Pomoc?<<

Wyglądało, że wszystko jest w porządku. A przynajmniej póki co nie słyszała wymówek i dezaprobaty ze strony padawana.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i przysiadła obok Verpina. Powoli docierało do niej ile nerwów kosztowała ją rozmowa z Ijanem i przedtem z Lirą.
- Sytuacja jest opanowana. Do następnego razu. - przez chwilę milczała. - Męczy mnie ta cała zionąca od ludzi bezradność. Musimy zacząć walczyć o siebie... inaczej nie zostanie z nas nic zdolnego ani wartego walki. Mroczni czegoś tu szukają, Shalulirze omsknęło się, ze Ennrian chce nam coś zabrać. Wiesz może co to mogłoby być?

Zamyślił się na dłuższą chwilę.

>>Shalulira! Ona? … Niedowierzanie … Nie bardzo. Ale musi to być w posiadłości. O ile jest to coś materialnego. Mistrz pewnie by wiedział, ale nie wtajemniczył mnie we wszystkie swoje sprawy. Może to jest powód ich rywalizacji?<<

Verpine pamiętał, że każde spotkanie pomiędzy jego Mistrzem, a Mrocznym Jedi, który ich prześladował zawsze wzbudzały niezwykłe emocje w Karnishu. Oczywiście je kontrolował, ale nie był w stanie ich całkowicie ukryć, więc musiały być niezwykle silne.

>>A jeśli chodzi o zabranie, to już niewiele może nam zabrać, prawda? Miał być spokój i cisza … Śmiech ... Ale nie jesteśmy bezradni ... Zawziętość … Nie złamie nas. Wierzę w nas. Musiał tu jakoś przylecieć. Możemy go znaleźć i wykurzyć. Ewentualnie poszukać w bibliotece jakiejś wskazówki, czego tu szukają. Może trafimy na jakiś ślad? Jakoś musiał się komunikować ze swoim kretem. Jak? Wciąż mamy wiele opcji ...<<

Był zdecydowany. Wyszukiwał możliwe rozwiązania i podsuwał je. Nie było w jego uczuciach bezradności. I nie miał zamiaru się poddawać. Teraz była pora na ich ruch i wiedział to.

>> … i możemy sobie ufać. To, co czuję od Ciebie jest tylko dla mnie.<<

Dokończył, aby rozwiać jej obawy. Nie mógł pozostawić pomiędzy nimi niedomówień. Z tego rodziły się kłamstwa. A z kłamstw, brak zaufania. A nie chciał do tego dopuścić … ponownie. Poruszył dręczący go temat i niepewnie czekał na jej reakcję.

Więc nikomu nie powie. Jakaś część dziewczyny odetchnęła z ulgą. Inna zawstydziła się tego strachu, że wszystko się wyda i oskarżenia kogoś tak niewinnego jak Ziew, choć pomysłu zdrady...
- Ciesze się, że wreszcie ktoś myśli podobnie... - uśmiechnęła się nerwowo pocierając czoło. Ijan miał w jednym rację. Powinna z tym skończyć. Czuła się jak złodziej, jak przestępca, a na takim poczuciu nic dobrego nie wyrośnie.
- Przez ostatnią godzinę próbowałam przeforsować przez Tamira i Ijana pomysł zastawienia pułapek i przygotowania zasadzki na Ennriana. Nie wyszło. Tymczasem jeśli nie skończymy z tym poczuciem strachu... jeśli wreszcie czegoś nie zrobimy z każdym dniem będziemy słabsi. Następne starcie musi się odbyć na naszych warunkach, inaczej w końcu ktoś zginie. Problem w tym, że nie mam wiele poza pomysłem. Na pewno musimy się jakoś ufortyfikować, rozstawić po posiadłości czujniki, pułapki. No i poszukać w bibliotece czegoś o metalach odpornych na miecz świetlny. To by było dobre na początek. Tyle, że to są ogólniki a ja nie zdołam ich rozwinąć sama. Nie mając ambulatorium pełne rannych, zdrajce w izolatce i bandę zrezygnowanych kolegów...
Teraz to ona jęczała jak małe dziecko.
- Powinnam była zabrać się za to wcześniej. Za długo baliśmy sie swoich cieni... - zrobiła drobną pauzę patrząc w oczy Verpina. - Ale co się już stało to się nie odstanie. Trzeba coś zrobić, zasiać w tej grupie jakąś wiarę. Myślę, ze by się udało gdybyśmy wszystkich zagonili do konkretnej pracy. Ale do tego potrzebuje szczegółowego planu i twojej pomocy.

Verpine uśmiechnął się i przekazał impuls spokoju. Wstał i skinął dłonią na towarzyszkę, aby szła za nim. Podszedł do stołu, gdzie stał monitor pokazujący jakiś plan z zielonymi i czerwonymi kropkami. Po chwili dotarło do niej, że był to schemat posiadłości Karnishów. Ale co oznaczały te kropki?

>>System alarmowy prawie gotów. Pułapki nie. I tak ich uniknie.<<

W przekazie można było wyczuć słabo ukrywaną dumę.

>>Jeszcze muszę zestroić nasze nadajniki …<< pokazał na ich naręczne komunikatory >>... żebyśmy nie podnosili alarmu bez sensu i gotowe. Chłopaki mogą pomóc poprawić system. Niech się włamują i znajdują słabe punkty. Ale myślę, że budowanie fortecy mija się z celem. Zamkniemy się i będziemy trwać? To już robimy. I sama widzisz, czym się skończyło. Do tej pory uznałem to za dobrą taktykę, bo nie wiedzieliśmy, co mamy przeciw sobie. A teraz jest to jasne i powinniśmy na to zareagować. Czekanie na nic się nie zda. On też musiał się jakoś tu dostać. Możemy odnaleźć jego statek i go zniszczyć albo …<<

Nie miał gotowego planu, ale koncepcję. I teraz przyszedł mu do głowy jeszcze jeden pomysł.

>>Nie wiemy, czego szuka. Ale mam wrażenie, że on sam nie do końca wie. Gdyby wiedział, to już by to zabrał, biorąc pod uwagę z jaką łatwością przeniknął do posiadłości. Możemy zagrać va bank. Skupmy się na odszukaniu jego statku. Wiem, że oznacza to opuszczenie posiadłości, ale … jeśli znajdziemy statek szybciej, niż on znajdzie to, czego szuka, to sam to do nas przyniesie. Zniszczył wszystkie nasze statki, więc jego jest najprawdopodobniej ostatnim działającym. W okolicy nie znalazłem żadnych osiedli, więc raczej nie znajdzie nigdzie innego środka transportu. A i sam statek musiał ukryć gdzieś niedaleko … Dodatkowo stracił miecz, więc musi gdzieś pozyskać nowy. Może nawet nie ma go już na planecie?<<

To ostatnie było jedynie pobożnym życzeniem i wiedział, że nie można na to liczyć. Jego wzrok padł na nadajnik, który okazał się zbyt słaby, aby nawiązać łączność ze Świątynią. Mógł się teraz przydać do czegoś innego.

>>Z tego mogę zrobić stację nasłuchową. Może nie możemy połączyć się z Coruscant, ale powinno być wystarczające, żeby wykryć transmisje z planety albo jej okolicy. Może wyłapiemy coś ciekawego, co pozwoli nam go zlokalizować? Nie sądzę, żeby spał w lesie.<<

Uśmiechnął się, ale w uczuciach przeważała ironia.

>>A jeśli chodzi o broń, to też o tym myślałem. Nasze miecze świetlne najwyraźniej nie robią na nim wrażenia, ale …<< Sięgnął do księgi, która leżała na blacie i postukał w jej okładkę. Wyglądała na jeden ze starodruków, których kilka było w bibliotece. >>Czy wiesz, że w zaraniach dziejów, gdy jeszcze nawet nie było uformowanego Zakonu, a badania nad Mocą dopiero zaczynały się, wojownicy Mocy walczyli zwykłą, materialną bronią? I to nie żadnymi wibroostrzami, ale mieczami, które formowali przez Moc? To jest niesamowite.<<

Był wyraźnie podniecony. Świadomość, że antyczni adepci byli tak zespoleni z Mocą, że mogli przy jej pomocy kształtować przedmioty, była porażająca. Czy ktokolwiek teraz byłby do tego zdolny? Dlaczego ich tego nie uczono? Szybko opanował się i uśmiechnął do Ery.

>>Jak widzisz, mam sporo pomysłów i możemy je zacząć realizować. Trzeba tylko przekonać resztę. A jak się nie zgodzą, to możemy zacząć sami. Niektóre z nich nie wymagają wychodzenia z posiadłości. Przynajmniej przez jakiś czas. Potrzebuję trochę czasu, żeby dokończyć to …<< wskazał głową monitor z punkcikami, z których jeden zrobił się czerwony, gdy któreś z drzwi zostały otworzone. >>... i to.<< tym razem wskazał nadajnik >>no i ranni muszą dojść do siebie. Dopóki nie będą w pełni sprawni i tak nie możemy się stąd ruszyć. Chyba, że wszędzie będziemy chodzić razem. Więc? Myślę, że znajdziemy dla sceptyków trochę zajęcia.<<

Miał pomysły i chciał je zrealizować. Wręcz tryskał energią i zapałem. Czekanie skończyło się. Teraz musieli działać. Patrzył na towarzyszkę swoimi dużymi oczami.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Wreszcie coś ożywczego poza ciągłym smutkiem i niezadowoleniem. Jakby wzięła głęboki oddech po długiej i mozolnej wędrówce w podziemiach. Spojrzała na wyciągnięty przez Ziewa wolumin z wyraźnym zaciekawieniem. Nie mieli czasu by opanowywać tak skomplikowane i zaawansowane techniki. Jednak to mógł być ślad, którego potrzebowali.
- Plan jest jak najbardziej dobry. Po rozdzielamy zadania pomiędzy padawanów. Arleq leży i się nudzi może poprzeglądać książki, które mu przywieziemy... pomogę mu bo i tak jestem uziemiona przy rannych. Antis i Tropula wolałbym zbytnio nie forsować więc może pomogą ci przy montażu. Terr-Nyl i Ijan gdy nie stoją na straży Liry mogliby się powłamywać. Przydałoby się lepiej zabezpieczyć izolatkę żeby odciąć naszą pannę marudną od otoczenia. Ona została tu z jakiegoś powodu, podejrzewam, że jako oczy i uszy Ennriana. Przydałoby się je odciąć od otoczenia. Kiedy już to zrobimy zobaczymy co uda się osiągnąć dalej. Ale nie nastawiaj się na wyprawy poza dom. Nie możemy się rozdzielać bo nie przetrwamy starcia. A ranni długo nie będą na chodzie. Na razie musimy się przygotować do walki tutaj.

Więc sprawy bieżące mieli omówione. Ale wciąż pozostawała pewna kwestia, która padawanowi nie dawała spokoju. I musiał ją w końcu poruszyć. Era już zabierała się do odejścia, gdy chwycił ją delikatnie za rękę, zatrzymując na miejscu.

>>Ero ...<< Już sam początek był niezwykły. Nigdy nie czuła czegoś tak ostrożnego, ale i oficjalnego. >>... tam, w walce, gdy pozwoliłaś nam nawiązać więź wyczułem coś. Coś, co wzbudziło mój niepokój. Wyczułem Twój strach. Wtedy nad nim panowałaś, ale mimo walki, a może przez walkę, czułem go wyraźnie. Nie wiem skąd on się pojawił, ale powinnaś coś z tym zrobić. To może być niebezpieczne przede wszystkim dla Ciebie.<< Naprawdę się niepokoił i dał jej to odczuć. Ale też troszczył się, żeby nie wpadła w jakieś tarapaty. Jego poważne spojrzenie błądziło po twarzy kobiety, gdy czekał na jej reakcję.

D’an skrzywiła się nieznacznie i spoważniała.
- Wiem - odpowiedziała krótko. - i zrobię coś z tym kiedy będę miała okazję. czyli kiedy wrócimy na Coruscant.
Starała się brzmieć pewnie choć w głębi siebie była cała pełna wątpliwości. Kochała Tamira co do tego nie miała wątpliwości, ufała mu, wierzyła w niego, zwłaszcza, że wydawał się. być znacznie spokojniejszy i silniejszy niż pół roku wcześniej. Wciąż miewał swoje szalone pomysły, nie byłby bez nich chyba sobą, jednak były znacznie bardziej stonowane. Z drugiej strony chciała być Jedi, nie znała innego życia, ba nawet sobie go nie wyobrażała. Mimo wszystko musiała podjąć decyzję i coś głęboko w środku szeptało jej, że to ostatnie dni z Tornem albo ostatnie dni w zakonie. I obie te wizje niemal ją dusiły.
Zmusiła się do wątłego uśmiechu.
- Nie martw się. Dam sobie z tym jakoś radę.

Młodzieniec nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić w tej sytuacji, więc przesłał jedynie swoje poparcie i wiarę w jej możliwości. Nawet jeśli owo dawanie rady miało być "jakieś", to zawsze był to krok w dobrą stronę. Tym niemniej uznał, że musi wspierać Erę, bo znajduje się w bardzo niebezpiecznym momencie i jest bardzo blisko krawędzi, choć może nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Czuł jej konflikt wewnętrzny i rozterkę pomimo prób ich maskowania. Był gotów jej pomóc w każdym wypadku. Z tymi myślami zabrał się do dalszej realizacji planów, czyli zintegrowaniem z systemem alarmowym osobistych nadajników, aby monitorować również znajdujących się w posiadłości Jedi, przekonstruowanie nadajnika na stację nasłuchową oraz dalsze studia nad zapisami w archiwach Karnishów. W ramach utrudniania życia przeciwnikowi sprawdził również salę z rękojeściami mieczy świetlnych i … pozdejmował je wszystkie, a następnie ukrył w sobie tylko wiadomym miejscu. Jeśli Ennrian miał pomysł, aby wykorzystać je do odbudowania miecza zniszczonego przez Tamira, to przynajmniej nie będą na niego czekały na tacy. Teraz czekał na jakiekolwiek ślady obecności napastnika w okolicy, dopóki nie będą gotowi do podjęcia działań bardziej ofensywnych, ale do tego musieli wykurować rannych ...
 
Smoqu jest offline  
Stary 05-04-2012, 20:10   #259
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tamir spędził w pokoju z nieprzytomną Shalulirą kilka godzin. Mimo iż próbował na wiele sposobów niczego nie wyczuł. Być może to przez to, że dziewczyna była nieprzytomna, być może Ennrian nie nawiązywał z nią teraz kontaktu, a być może zwyczajnie Zabrak męczył się na próżno. Fakt faktem , że nie uzyskał absolutnie niczego.

Tymczasem Era, która wróciła do ambulatorium z przerażeniem stwierdziła, że brakuje w nim Alerqa. Szybko jednak okazało się, że przebywał on w sali treningowej, gdzie starał się przyśpieszyć swoją rehabilitację lżejszymi ćwiczeniami. Dostało mu się za to zdrowo, lecz i tak postawił na swoim i do ambulatorium już nie wrócił.

Ziew z kolei do wieczora zakończył pracę nad systemem alarmowym, w czym pomógł mu chętnie Terr-Nyl. Potem czarnoskóry padawan wraz z Ijanem trzykrotnie próbowali włamać się do posiadłości, lecz mimo najdziwaczniejszych prób udało im się to tylko raz i to dlatego, że Verpine zapomniał wstawić nową szybę w miejsce tej rozbitej przez Shalulirę.

Era i Antis spędziły trochę czasu w bibliotece mając nadzieję, że być może znajdą wzmiankę o tym czymś, czego może szukać Ennrian. To Antis wpadła na ten pomysł i poprosiła o pomoc właśnie Erę, która przystała na to, gdy skończyła ze swoimi pacjentami. Nie było większych nadziei, że znajdą cokolwiek nie posiadając żadnych informacji, poza domysłem, że swoje łapy chce na tym położyć Dooku, z którego polecenia musiał działać mistrz Shaluliry.

Po paru godzinach Antis udało się natrafić na coś interesującego. Podekscytowana podbiegła do Ery i postawiła na stole jakiś stary holokron mówiąc "Spójrz na to". Holokron był na prawdę stary. Bardziej przypominał kamień i gdyby nie, zatarty po części przez czas, kształt zbliżony do regularnego czworoboku D'an uznałaby pewnie, że Twi'lekance coś się pomyliło. Gdy jednak padawanka uruchomiła urządzenie, Jedi musiała przyznać z lekkim zdziwieniem, że ten grat przynajmniej działa.

Przed nimi pojawiła się jasnoniebieska, przeźroczysta postać Kel Dorianina w szatach Jedi. Co do samych szat można było mieć pewność, że należą do członka Zakonu, chociaż różniły się znacznie od tych noszonych dzisiaj. Jedi z holokronu miał na głowę założony kaptur, a szata zakrywała resztę jego ciała, lecz na ramionach miała „wypustki”, które ciągnęły się przez cały tułów z przodu i na plecach.


- Witaj - odezwał się hologram. - Jestem mistrz Gnost-Dural, opiekun archiwów Jedi. Rada Jedi zleciła mi trudne zadanie skorygowania historycznych akt Zakonu w odniesieniu do najnowszych odkryć na temat stworzenia Imperium Sithów.

- To holokron z początku Zimnej Wojny - wtrąciła szybko Antis.

Era doskonale wiedziała, że Zimna Wojna była dwunastoletnim okresem po zakończeniu Wielkiej Wojny Galaktycznej, w czasie której Sithowie zdołali opanować blisko połowę Republiki. Miało to miejsce trzy i pół tysiąca lat temu, a zatem holokron rzeczywiście musiał być bardzo stary.

- Mówiąc konkretniej, prześledziłem konflikt między Imperium i Republiką, między Sithami a Jedi w nadziei odkrycia powodów walki, która nas obecnie nęka. Pomogę je zrozumieć także tobie. Pytaj o co chcesz.

Antis podnieconym głosem natychmiast powiedziała:

- Opowiedz nam o Mrocznym Holokronie.

- Mrocznym Holokronem - zaczął Gnost-Dural - nazwany został holokron znaleziony przez mistrza Odan-Urra prawie 1450 lat przed Traktatem z Coruscant na zdobytym statku starożytnego Imperium Sithów, w trakcie Wielkiej Wojny Nadprzestrzennej. Mistrz Odan-Urr przechowywał go przez następne tysiąc lat udostępniając go bardziej uzdolnionym Jedi jak mistrzowie Vodo-Siosk Baas czy Arca Jeth.

- 343 lata przed Traktatem z Coruscant mistrz Odan-Urr został zabity przez młodego Jedi kroczącego ścieżką Ciemnej Strony Mocy, który to zabrał wspomniany holokron. Imię tego Jedi brzmiało Exar Kun. Kun odkrył wcześniej świątynię wzniesioną przez starożytnego Mrocznego Lorda Sithów, Nagę Sadowa, na Yavinie 4. Zabrał tam grupę młodych Jedi, która poleciała z nim na własne zatracenie.

- Kun na ich oczach zgniótł w ręku Mroczny Holokron i zanim się spostrzegli Mocą wbił jego kawałki w ich ramiona i nogi, po jednym kawałku na osobę. Młodzi Jedi stracili swoją świadomość i stali się marionetkami Kuna, który wysłał ich z misją zabicia własnych mistrzów.
 
Col Frost jest offline  
Stary 12-04-2012, 19:35   #260
 
Gekido's Avatar
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Gdy po kilku godzinach Tamir otwarł oczy był zawiedziony. Zgłębiał meandry umysłu Liry na tyle, na ile potrafił, będąc jednocześnie delikatnym i subtelnym, ale nie przyniosło to rezultatów. Mógł się co prawda tego spodziewać, ale mimo wszystko miał nadzieję. I pewnie dlatego był zawiedziony. Gdyby podszedł do tego z dystansem, przyjąłby porażkę bez szemrania.
Westchnął ciężko i przeciągnął się. Po kilku godzinach siedzenia w jednej pozycji jego stawy trzasnęły w kilku miejscach. Rozruszał ścierpnięte mięśnie i raz jeszcze spojrzał na nieprzytomną Lirę. Patrząc na nią, zaczął się zastanawiać, czy on sam nie postąpiłby tak samo, gdyby myślał, że Yalare zginęła. Ale z drugiej strony, z hańbiłby pamięć swojej mentorki.

Gdy opuszczał izolatkę pozostawiając w niej swoje rozterki i przemyślenia, uśmiechnął się nieznacznie do siebie. Gdy pozostawał skupiony, pochłonięty przez medytację, w przerwach między kolejnymi próbami penetracji umysłu Liry i odnalezienia Ennriana, Moc podszepnęła mu rozwiązanie dylematu jego i Ery. Rozwiązanie, które młodemu Rycerzowi przypadło do gustu. Rozwiązanie dzięki któremu Nexu było syte i nerf cały. Będzie musiał pomówić o nim z Erą. Póki co musiał jednak odłożyć to na lepszą okazję. Na razie mieli inne problemy. Nie mógł być egoistą, musiał myśleć o wszystkich. I właśnie dlatego udał się do kuchni. Skoro jemu nie wyszło, a inni pewnie też nad czymś pracowali, on mógł zająć się przygotowaniem posiłku.
 
Gekido jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172